Jezioro
+5
Roland Fitzpatrick
Nora Vedran
Sophie Fitzpatrick
Malcolm McMillan
Mistrz Gry
9 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Jezioro
Jezioro jest zdecydowanie jedną z ulubionych atrakcji młodzieży w czasie wakacji. Z pozoru spokojne i niezamieszkanie, może Cię jednak zaskoczyć. Nie zapominaj, że wszędzie czai się magia...
Mistrz Gry
Re: Jezioro
Malcolm strasznie się nudził w domu Scottów. Od przyjazdu do zamku przyjaciela, widział się z nim może dwa razy i to na krótko. Jadł posiłki w towarzystwie obcych ludzi, chodził między obcymi, a do tego wszystkiego obcy mu usługiwali.
Chłopak nie był przyzwyczajony do luksusu ani wygody. W sierocińcu miał do dyspozycji piętrowe łóżko na pół z lokatorem i metr kwadratowy podłogi. Tutaj dostał swoją komnatę z podłogą z prawdziwego drewna. Starał się niczego nie dotykać, na wypadek gdyby coś zniszczył, bo pewnie nie miałby za co odkupić nawet głupiego talerza.
Był znudzony krążeniem po odpicowanych ogrodach Scottów, w których roiło się od dystyngowanych ludzi, którzy patrzyli krzywo na jego poszarzałe ubrania. Nie mógł tam nawet zapalić papierosa, a co dopiero usiąść na jakiejś równo przystrzyżonej trawie. Wszyscy byli sztywni i trzymali się śmiesznych, dworskich zasad.
Opuścił posesję zamkową popołudniu i udał się na zwiedzanie okolic. Polany, pagórki-nic szczególnego. Kiedy natrafił na jezioro, udał się w jego stronę bez wahania. Wszedł po długim molo, zatrzymując się w jego połowie. Ściągnął z nóg buty i podwinął nogawki spodni, po czym usiadł na podeście i włożył stopy do wody. Wyciągnął pomiętego papierosa z kieszeni, wsadził go do ust i nie odpalając go, wpatrywał się w taflę wody.
Chłopak nie był przyzwyczajony do luksusu ani wygody. W sierocińcu miał do dyspozycji piętrowe łóżko na pół z lokatorem i metr kwadratowy podłogi. Tutaj dostał swoją komnatę z podłogą z prawdziwego drewna. Starał się niczego nie dotykać, na wypadek gdyby coś zniszczył, bo pewnie nie miałby za co odkupić nawet głupiego talerza.
Był znudzony krążeniem po odpicowanych ogrodach Scottów, w których roiło się od dystyngowanych ludzi, którzy patrzyli krzywo na jego poszarzałe ubrania. Nie mógł tam nawet zapalić papierosa, a co dopiero usiąść na jakiejś równo przystrzyżonej trawie. Wszyscy byli sztywni i trzymali się śmiesznych, dworskich zasad.
Opuścił posesję zamkową popołudniu i udał się na zwiedzanie okolic. Polany, pagórki-nic szczególnego. Kiedy natrafił na jezioro, udał się w jego stronę bez wahania. Wszedł po długim molo, zatrzymując się w jego połowie. Ściągnął z nóg buty i podwinął nogawki spodni, po czym usiadł na podeście i włożył stopy do wody. Wyciągnął pomiętego papierosa z kieszeni, wsadził go do ust i nie odpalając go, wpatrywał się w taflę wody.
Re: Jezioro
Zielonooka prefekt ślizgonów zniknęła z powierzchni ziemi zaraz po pożegnalnej uczcie w Hogwarcie. Zanim ktokolwiek zdążył ją uścisnąć czy też życzyć udanych wakacji, Fitzpatrick dosłownie dała nóżkę i pojawiła się w Nowym Yorku u starego znajomego Caleba. Były wychowanek domu węża był jednym z jej najbliższych przyjaciół, a szkołę skończył przeszło rok temu zaczynając studia w swoim rodzimym mieście. Ruda chcąc uciec od hańby i zawiedzionych spojrzeń członków rodziny przyjęła propozycję chłopaka bez mrugnięcia okiem. Te kilka tygodni z dala od znajomych twarzy pozwoliły jej porządnie się wyszaleć i zapomnieć o zmartwieniach dnia codziennego.
Jednak wszystko co beztroskie i wspaniałe nie trwa wiecznie, a powrót na zieloną wyspę musiał w końcu nadejść. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa na przekroczenie progu zamku Fitzpatricków i stawienie czoła ojcu. Stwierdziła, że najbezpieczniej będzie najpierw zajrzeć do ukochanych.. choć co prawda przyszywanych dziadków. Jeremiego jak zawsze nie zastała, ale z radością uściskała babcię Margaret i przyjęła nowinę o nieobecności Jamesa i jego kuzyna. Po tradycyjnie wypitej herbatce udała się na spacer nad ukochane jezioro, gdzie na drewnianych deskach pomostu od dzieciństwa zapisywała swoje wszystkie miłostki. Było to po prostu jej miejsce do którego przychodziła marzyć. Jak wielki był jej grymas kiedy na końcu tak dobrze znanego jej molo zobaczyła długie, czarne włosy, które mogły należeć do Malcoma, zważywszy na fakt, że reszta długowłosych opuściła zamek.
- Kogo to moje oczy widzą? - uniosła do góry jedną brew, prychając cicho pod nosem i wolnym krokiem kierując się w stronę intruza. - James Cię tu nasłał? Doskonale wie, że to moje miejsce. - mruknęła, pokazując palcem wyryty w deskach napis S.A. Fitzpatrick.
Jednak wszystko co beztroskie i wspaniałe nie trwa wiecznie, a powrót na zieloną wyspę musiał w końcu nadejść. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa na przekroczenie progu zamku Fitzpatricków i stawienie czoła ojcu. Stwierdziła, że najbezpieczniej będzie najpierw zajrzeć do ukochanych.. choć co prawda przyszywanych dziadków. Jeremiego jak zawsze nie zastała, ale z radością uściskała babcię Margaret i przyjęła nowinę o nieobecności Jamesa i jego kuzyna. Po tradycyjnie wypitej herbatce udała się na spacer nad ukochane jezioro, gdzie na drewnianych deskach pomostu od dzieciństwa zapisywała swoje wszystkie miłostki. Było to po prostu jej miejsce do którego przychodziła marzyć. Jak wielki był jej grymas kiedy na końcu tak dobrze znanego jej molo zobaczyła długie, czarne włosy, które mogły należeć do Malcoma, zważywszy na fakt, że reszta długowłosych opuściła zamek.
- Kogo to moje oczy widzą? - uniosła do góry jedną brew, prychając cicho pod nosem i wolnym krokiem kierując się w stronę intruza. - James Cię tu nasłał? Doskonale wie, że to moje miejsce. - mruknęła, pokazując palcem wyryty w deskach napis S.A. Fitzpatrick.
Re: Jezioro
Deski pomostu były nagrzane przez słońce, które wisiało na niebie od samego rana. Czuł przyjemne ciepło na dłoniach, którymi opierał się o deski. Spędził w samotności kilkanaście minut, nie robiąc nic poza obserwacją wody. Od czasu do czasu podrapał się po głowie, ale to wszystko.
Gdy w zasięgu wzroku pojawiła się nowa osoba, Krukon nie mógł jej zignorować. Spojrzał w stronę zbliżającej się sylwetki, ale nie poznał jej, bo słońce świeciło mu po oczach. Te rude włosy i piegi rozpoznał dopiero kiedy stanęła nad nim.
- Nie nasłał. Spędzam wakacje z jego pieniędzmi, nie z nim - odpowiedział.
Można było usłyszeć ton żalu w jego głosie, bo chłopak nie widział swojego przyjaciela już długo. Widocznie ten był zbyt zajęty niańczeniem kuzyna, z którym Malcolm najwidoczniej przegrywał na każdym polu.
- Nie wiedziałem, że jesteś aż taka bogata, że masz swoje jezioro - dodał.
Westchnął i spojrzał w miejsce, które wskazała. Rzeczywiście-trzymał rękę na napisie, którego wcześniej nie zauważył. Sophie Akromantula Fitzpatrick. To by do niej pasowało. Wstał z miejsca i otrzepał dłonie.
- Bogate dupki - rzekł. Miał na myśli zarówno ją jak i Jamesa.
Gdy w zasięgu wzroku pojawiła się nowa osoba, Krukon nie mógł jej zignorować. Spojrzał w stronę zbliżającej się sylwetki, ale nie poznał jej, bo słońce świeciło mu po oczach. Te rude włosy i piegi rozpoznał dopiero kiedy stanęła nad nim.
- Nie nasłał. Spędzam wakacje z jego pieniędzmi, nie z nim - odpowiedział.
Można było usłyszeć ton żalu w jego głosie, bo chłopak nie widział swojego przyjaciela już długo. Widocznie ten był zbyt zajęty niańczeniem kuzyna, z którym Malcolm najwidoczniej przegrywał na każdym polu.
- Nie wiedziałem, że jesteś aż taka bogata, że masz swoje jezioro - dodał.
Westchnął i spojrzał w miejsce, które wskazała. Rzeczywiście-trzymał rękę na napisie, którego wcześniej nie zauważył. Sophie Akromantula Fitzpatrick. To by do niej pasowało. Wstał z miejsca i otrzepał dłonie.
- Bogate dupki - rzekł. Miał na myśli zarówno ją jak i Jamesa.
Re: Jezioro
Sophie stała w milczeniu dłuższy moment, lustrując chłopaka przenikliwym spojrzeniem zielonych tęczówek. Minę miała nieciekawą, jednakże malinowe usta do tej pory zaciśnięte w wąską kreskę zdawały się odrobinę rozluźnić, kiedy do jej uszu dotarły słowa Krukona. Ostatnimi czasy Fitzpatrickówna była wyjątkowo wyczulona na wszelkie emocje i tony ludzkich głosów, dlatego udało jej się wyłapać tą ledwie dosłyszalną nutę żalu, która wkradła się gdzieś między słowami Malcolma.
- Och, widzę, że poznałeś ogrom zamku, służby i ludzi, którzy nie poświęcają Ci uwagi. Tak to już jest u Scottów. Zapewnią Ci luksus, ale z towarzystwem już gorzej. - powiedziała krótko, wypuszczając powietrze ze świstem. Zwinnym ruchem ręki poprawiła ramiączko czerwonej sukienki, które niesfornie zsunęło się z jej ramienia, a dostrzegając kątem oka wyrytą na deskach listę jej miłosnych wyznań podskoczyła panicznie, stając na jej miejscu i zasłaniając ją podeszwą czarnych sandałek.
- Nie musisz być uszczypliwy tylko dlatego, że w przeciwieństwie do innych nie masz pieniędzy. - żąchnęła się, zakładając ręce pod piersiami. Nie koniecznie mogła ruszyć się z miejsca ponieważ nie chciała, żeby Krukon zauważył tajemnice wyryte na starym drewnie.
- Nie jestem właścicielką jeziora. Należy do Scottów.. chodziło mi bardziej o ten fragment pomostu. - rozejrzała się wokół, pozwalając by letni wietrzyk zawładną jej ognistymi lokami. Wakacje w Nowym Yorku zdecydowanie wyszyły dziewczęciu na plus. Blada jak kartka papieru skóra nabrała brzoskwiniowego koloru, a promienie słoneczne przyczyniły się do jeszcze większej ilości piegów, które tym razem obsypały wątłe ramiona ślizgonki. - Takim gadaniem tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że sam jesteś dupkiem. Za szybko oceniasz ludzi, McMillan.
- Och, widzę, że poznałeś ogrom zamku, służby i ludzi, którzy nie poświęcają Ci uwagi. Tak to już jest u Scottów. Zapewnią Ci luksus, ale z towarzystwem już gorzej. - powiedziała krótko, wypuszczając powietrze ze świstem. Zwinnym ruchem ręki poprawiła ramiączko czerwonej sukienki, które niesfornie zsunęło się z jej ramienia, a dostrzegając kątem oka wyrytą na deskach listę jej miłosnych wyznań podskoczyła panicznie, stając na jej miejscu i zasłaniając ją podeszwą czarnych sandałek.
- Nie musisz być uszczypliwy tylko dlatego, że w przeciwieństwie do innych nie masz pieniędzy. - żąchnęła się, zakładając ręce pod piersiami. Nie koniecznie mogła ruszyć się z miejsca ponieważ nie chciała, żeby Krukon zauważył tajemnice wyryte na starym drewnie.
- Nie jestem właścicielką jeziora. Należy do Scottów.. chodziło mi bardziej o ten fragment pomostu. - rozejrzała się wokół, pozwalając by letni wietrzyk zawładną jej ognistymi lokami. Wakacje w Nowym Yorku zdecydowanie wyszyły dziewczęciu na plus. Blada jak kartka papieru skóra nabrała brzoskwiniowego koloru, a promienie słoneczne przyczyniły się do jeszcze większej ilości piegów, które tym razem obsypały wątłe ramiona ślizgonki. - Takim gadaniem tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że sam jesteś dupkiem. Za szybko oceniasz ludzi, McMillan.
Re: Jezioro
- Taa. Zamek jest świetny, nie ma na co narzekać, pierwszy raz widzę coś takiego - odrzekł.
To oczywiste, że pierwsze dni były świetną odskocznią od psiej rzeczywistości, która panowała w domu dziecka. Posiłki u Scottów były przepyszne, łóżko wygodne, a w środku zawsze panowała idealna temperatura. Wszystko pięknie, a nudy tyle, że człowiek dla zabawy był bliski gryzienia się w dupę-wszystko, byle się czymś zająć.
- Gdybym wiedział, zostałbym w bidulu - dodał.
Podrapał się po podbródku, rozważając przez moment swoje słowa. Może i łóżko było okropne, a standard życia jak w schronisku dla bezdomnych, to zawsze się coś działo. Londyn był skarbnicą rozrywek.
Śledził wzrokiem drogę jaką pokonało ramiączko sukienki dziewczyny. Nie dał jednak po sobie poznać, że go to zainteresowało. Co tu dużo mówić-Malcolm był dorastającym chłopakiem, który zaczynał zwracać uwagę na niektóre krągłości tu i ówdzie. Teraz kiedy w pobliżu nie było Jamesa, Sophie wydawała się jakby mniej "skażona" i zakazana. Mógł z nią zamienić kilka słów bez obaw, że zostanie nakryty przez Jamesa, który jej nienawidził.
- Sądzisz, że uszczypliwość to cecha biedoty? - Zapytał. Jego brwi powędrowały ku górze.
W przeciwieństwie do innych nie masz pieniędzy. A więc w Irlandii brak pieniędzy to była anomalia. Zupełnie jakby osiadanie w wielkich zamkach było tutaj tak oczywiste jak wynajmowanie kawalerki w stolicy. Krukon zaczynał myśleć powoli, że pieniądze to przekleństwo.
- Scottowie podarowali Ci te kilka desek, teraz rozumiem - pokiwał głową. - Kto wie, może za długoletnią przyjaźń wobec Jamesa też należy mi się kilka desek? Na przykład tych, na których właśnie stoisz? - Zapytał nagle, przestępując kilka kroków w stronę rudej.
Chuda i niska dziewczyna nie była przeszkodą na drodze rosłego młodzieńca. Bez trudu odsunął ją kilka kroków do tyłu tak, że teraz widział to, co skrywała do tej pory pod podeszwą. Wyznania miłosne. No tak-dziewczyny. Zaśmiał się w głos.
To oczywiste, że pierwsze dni były świetną odskocznią od psiej rzeczywistości, która panowała w domu dziecka. Posiłki u Scottów były przepyszne, łóżko wygodne, a w środku zawsze panowała idealna temperatura. Wszystko pięknie, a nudy tyle, że człowiek dla zabawy był bliski gryzienia się w dupę-wszystko, byle się czymś zająć.
- Gdybym wiedział, zostałbym w bidulu - dodał.
Podrapał się po podbródku, rozważając przez moment swoje słowa. Może i łóżko było okropne, a standard życia jak w schronisku dla bezdomnych, to zawsze się coś działo. Londyn był skarbnicą rozrywek.
Śledził wzrokiem drogę jaką pokonało ramiączko sukienki dziewczyny. Nie dał jednak po sobie poznać, że go to zainteresowało. Co tu dużo mówić-Malcolm był dorastającym chłopakiem, który zaczynał zwracać uwagę na niektóre krągłości tu i ówdzie. Teraz kiedy w pobliżu nie było Jamesa, Sophie wydawała się jakby mniej "skażona" i zakazana. Mógł z nią zamienić kilka słów bez obaw, że zostanie nakryty przez Jamesa, który jej nienawidził.
- Sądzisz, że uszczypliwość to cecha biedoty? - Zapytał. Jego brwi powędrowały ku górze.
W przeciwieństwie do innych nie masz pieniędzy. A więc w Irlandii brak pieniędzy to była anomalia. Zupełnie jakby osiadanie w wielkich zamkach było tutaj tak oczywiste jak wynajmowanie kawalerki w stolicy. Krukon zaczynał myśleć powoli, że pieniądze to przekleństwo.
- Scottowie podarowali Ci te kilka desek, teraz rozumiem - pokiwał głową. - Kto wie, może za długoletnią przyjaźń wobec Jamesa też należy mi się kilka desek? Na przykład tych, na których właśnie stoisz? - Zapytał nagle, przestępując kilka kroków w stronę rudej.
Chuda i niska dziewczyna nie była przeszkodą na drodze rosłego młodzieńca. Bez trudu odsunął ją kilka kroków do tyłu tak, że teraz widział to, co skrywała do tej pory pod podeszwą. Wyznania miłosne. No tak-dziewczyny. Zaśmiał się w głos.
Re: Jezioro
Gdybym wiedział, zostałbym w bidulu.
Przez nakrapianą piegami twarz Sophie przeszedł niemały grymas. Nie mogła uwierzyć, że chłopak wolałby spać w mugolskim sierocińcu zamiast nocować w wiekowym, tajemniczym zamku. Nie mieściło się jej to w głowie.
- Naprawdę? Przecież mury Scottów kryją w sobie tysiące tajemnic i magii! Trzeba tylko umieć szukać, a nie marudzić i tęsknić za ruiną pełną ludzi, którzy nie mają pojęcia o zaklęciach i eliksirach. - wzdrygnęła się na samą myśl, marszcząc mały nosek. Delikatny wiatr przyjemnie kołysał czerwonym materiałem zwiewnej sukienki, a towarzystwo Krukona zdawało się nie irytować jej, aż tak bardzo. Cóż, może Malcom wcale nie jest taki najgorszy? Ruda nie zdziwiłaby się, gdyby to właśnie James pobudzał do życia mroczną stronę McMillana. - Nie czujesz się czasem jak odludek wśród mugoli? Nie wypytują Cię gdzie znikasz na czas szkoły i nie mają za.. no wiesz.. świra? - przechyliła lekko głowę na prawą stronę, pozwalając by płomienne loki rozsypały się po jej piegowatych ramionach.
- Właściwie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeżeli mam oceniać biedotę przez pryzmat ciebie to zapewne jest to jej główna cecha. Jesteś zgorzkniały. - odparła chłodno, prychając niczym dzikie kocie, kiedy chłopak skomentował jej prawo do własności kilku desek i skierował w jej stronę złowieszcze kroki. - Ej, nie zbliżaj się! - próbowała go odepchnąć jednak jej próby nie przyniosły większego rezultatu ponieważ Malcolm był od niej o wiele wyższy i silniejszy. Kiedy nad taflą jeziora poniósł się jego parszywy śmiech, panienka czym prędzej usiadła na zapisanych deskach, modląc się w duchu, żeby Krukon nie zdążył zobaczyć imienia Jamesa wśród wielu wyrytych słów. Policzki Sophie pokryły się czerwienią, a ona z niemałym skrępowaniem podrapała się po rudej czuprynie. - Byłam młoda i bezmyślna. Daj mi spokój. - wycedziła przez zaciśnięte zęby i utkwiła spojrzenie w delikatnych falach, które obijały się o drewniane pale, podtrzymujące pomost.
Przez nakrapianą piegami twarz Sophie przeszedł niemały grymas. Nie mogła uwierzyć, że chłopak wolałby spać w mugolskim sierocińcu zamiast nocować w wiekowym, tajemniczym zamku. Nie mieściło się jej to w głowie.
- Naprawdę? Przecież mury Scottów kryją w sobie tysiące tajemnic i magii! Trzeba tylko umieć szukać, a nie marudzić i tęsknić za ruiną pełną ludzi, którzy nie mają pojęcia o zaklęciach i eliksirach. - wzdrygnęła się na samą myśl, marszcząc mały nosek. Delikatny wiatr przyjemnie kołysał czerwonym materiałem zwiewnej sukienki, a towarzystwo Krukona zdawało się nie irytować jej, aż tak bardzo. Cóż, może Malcom wcale nie jest taki najgorszy? Ruda nie zdziwiłaby się, gdyby to właśnie James pobudzał do życia mroczną stronę McMillana. - Nie czujesz się czasem jak odludek wśród mugoli? Nie wypytują Cię gdzie znikasz na czas szkoły i nie mają za.. no wiesz.. świra? - przechyliła lekko głowę na prawą stronę, pozwalając by płomienne loki rozsypały się po jej piegowatych ramionach.
- Właściwie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeżeli mam oceniać biedotę przez pryzmat ciebie to zapewne jest to jej główna cecha. Jesteś zgorzkniały. - odparła chłodno, prychając niczym dzikie kocie, kiedy chłopak skomentował jej prawo do własności kilku desek i skierował w jej stronę złowieszcze kroki. - Ej, nie zbliżaj się! - próbowała go odepchnąć jednak jej próby nie przyniosły większego rezultatu ponieważ Malcolm był od niej o wiele wyższy i silniejszy. Kiedy nad taflą jeziora poniósł się jego parszywy śmiech, panienka czym prędzej usiadła na zapisanych deskach, modląc się w duchu, żeby Krukon nie zdążył zobaczyć imienia Jamesa wśród wielu wyrytych słów. Policzki Sophie pokryły się czerwienią, a ona z niemałym skrępowaniem podrapała się po rudej czuprynie. - Byłam młoda i bezmyślna. Daj mi spokój. - wycedziła przez zaciśnięte zęby i utkwiła spojrzenie w delikatnych falach, które obijały się o drewniane pale, podtrzymujące pomost.
Re: Jezioro
- W sierocińcu nie mieszkają tylko mugole. Jest taka dziewczyna z Hufflepuffu i mój współlokator, którzy chodzą do Hogwartu - odpowiedział.
To prawda, sierociniec był rozpadającą się ruderą, ale Malcolm myślał o nim bardziej jako o noclegowni. Sophie odpadłaby szczęka, gdyby pokazał jej kilka swoich miejscówek w stolicy. Krukon skakał po dachach, odwiedzał kluby nocne w Soho (jego lokator był starszy o rok i mógł się już teleportować w zeszłe wakacje), zaszywał się w mysich dziurach i poznawał uroki samowolki w stolicy. Ta Ślizgonka zdecydowanie potrzebowałaby takiej jednej nocy, w której zasmakowałaby tego miasta.
- Mają mnie za świra. Gdybyś jednak nie zauważyła, jestem odludkiem nie tylko wśród mugoli.
Miał jednego przyjaciela-równie odosobnionego co on sam. Nie był duszą towarzystwa, nie wiedział jak rozmawiać z dziewczynami. Miał siedemnaście lat i nigdy nawet nie miał dziewczyny. Wszystko co miał to historie o wampirach i James.
Jeśli Fitzpatrick sądziła, że jest zgorzkniały, to grubo się myliła. Krukon musiał trzymać twarz ze względu na swoją reputację, ale były wakacje. Co dzieje się na wakacjach, zostaje na wakacjach.
Dostrzegł imię swojego przyjaciela na deskach. Kto by pomyślał, że taka dziewczyna jest w stanie zakochać się w kimś takim jak Scott. Był w szoku.
- Wiesz, że mu powiem jak wróci - stwierdził złośliwie.
Cieszył go trochę fakt, że wyprowadził ją z równowagi. Malcolm śmiał się bezczelnie, obserwując jak ona pali buraka. Kiedy usiadła na deskach, podszedł do niej od tyłu, złapał pod pachy i pociągnął ku górze. Nie wahając się ani chwili, złapał ją w pół i przerzucił sobie przez ramię jakby była workiem ziemniaków. Na nic nie zdały się jej protesty i walenie pięściami w jego plecy-Krukon zmierzał już ku końcowi pomostu, aby ostatecznie wrzucić ją do jeziora i wskoczyć za nią.
To prawda, sierociniec był rozpadającą się ruderą, ale Malcolm myślał o nim bardziej jako o noclegowni. Sophie odpadłaby szczęka, gdyby pokazał jej kilka swoich miejscówek w stolicy. Krukon skakał po dachach, odwiedzał kluby nocne w Soho (jego lokator był starszy o rok i mógł się już teleportować w zeszłe wakacje), zaszywał się w mysich dziurach i poznawał uroki samowolki w stolicy. Ta Ślizgonka zdecydowanie potrzebowałaby takiej jednej nocy, w której zasmakowałaby tego miasta.
- Mają mnie za świra. Gdybyś jednak nie zauważyła, jestem odludkiem nie tylko wśród mugoli.
Miał jednego przyjaciela-równie odosobnionego co on sam. Nie był duszą towarzystwa, nie wiedział jak rozmawiać z dziewczynami. Miał siedemnaście lat i nigdy nawet nie miał dziewczyny. Wszystko co miał to historie o wampirach i James.
Jeśli Fitzpatrick sądziła, że jest zgorzkniały, to grubo się myliła. Krukon musiał trzymać twarz ze względu na swoją reputację, ale były wakacje. Co dzieje się na wakacjach, zostaje na wakacjach.
Dostrzegł imię swojego przyjaciela na deskach. Kto by pomyślał, że taka dziewczyna jest w stanie zakochać się w kimś takim jak Scott. Był w szoku.
- Wiesz, że mu powiem jak wróci - stwierdził złośliwie.
Cieszył go trochę fakt, że wyprowadził ją z równowagi. Malcolm śmiał się bezczelnie, obserwując jak ona pali buraka. Kiedy usiadła na deskach, podszedł do niej od tyłu, złapał pod pachy i pociągnął ku górze. Nie wahając się ani chwili, złapał ją w pół i przerzucił sobie przez ramię jakby była workiem ziemniaków. Na nic nie zdały się jej protesty i walenie pięściami w jego plecy-Krukon zmierzał już ku końcowi pomostu, aby ostatecznie wrzucić ją do jeziora i wskoczyć za nią.
Re: Jezioro
- Och, nie wiedziałam.. - mruknęła pod nosem, wyraźnie zaintrygowana tym faktem. Nie zdawała sobie sprawy, że Malcom może mieć w sierocińcu jakiekolwiek magiczne towarzystwo. W sumie zawsze to raźniej jak to mówią. Drobne dziewczę stało jeszcze chwilę w milczeniu, bijąc się ze swymi myślami i podgryzając dolną, odrobinę spierzchniętą od słońca wargę. Dopiero kolejne słowa Krukona wyrwały ją z amoku i brutalnie przywróciły do wszechogarniającej rzeczywistości. Zrobiło jej się nawet trochę przykro, ale nie dała tego po sobie poznać. Przez lata nieźle wyrobiła aktorskie umiejętności.
- Zauważyłam. Nie da się tego nie zauważyć, McMillan.. jednak to tylko i wyłącznie twoja wina. Kumplujesz się z Jamesem, sprawiasz ludziom kłopoty i obcinasz włosy niewinnym dziewczętom. Takie zachowanie nie zrobi z Ciebie duszy towarzystwa, a uczniowie nie przestaną postrzegać Cię za świra. - odparła dobitnie, siadając wygodniej i wygładzając czerwony materiał sukienki. Dorodne rumieńce, które zagościły na cętkowanych policzkach zdawały się odrobinę zmniejszyć, jednak pannica nadal unikała spojrzenia Krukona.
- Co? Komu? Nie wiem o czym mówisz. - udała głupią, przesuwając się odrobinę do przodu. Co ona też sobie myślała, wypisując na tej desce takie rzeczy? Pamiętała jedynie, że tego lata była wyjątkowo zdesperowana i wściekła na Benedicta za bezczelne zostawienie jej i wyjazd zagranice. Dziewczęta i ich tragiczne, miłosne rozterki.
- Zabieraj ze mnie te niewyżyte łapska, Malcom! - warknęła, kiedy chłopak ujął ją pod ręce i zwinnie poderwał z molo, ukazując światu jej największe sekrety. Próbowała się wyrwać. Zacisnęła dłonie w małe piąstki i biła go z całych sił po plecach, szamotając nogami na wszystkie strony. Rude włosy rozsypały się dookoła, a jej piski zapewne dotarły na drugi koniec jeziora.
- Jeżeli zaraz nie postawisz mnie na ziemię to przysięgam, że uprzykrzę Ci pobyt tutaj i popamiętasz mnie do końca swojego marnego istnienia! Zrozumiałeś? - próbowała by jej głos zabrzmiał groźnie przez co wydał się odrobinę zachrypnięty, a biedna ślizgonka rzeczywiście czuła się w tym momencie jak bezbronny worek ziemniaków.
- Zauważyłam. Nie da się tego nie zauważyć, McMillan.. jednak to tylko i wyłącznie twoja wina. Kumplujesz się z Jamesem, sprawiasz ludziom kłopoty i obcinasz włosy niewinnym dziewczętom. Takie zachowanie nie zrobi z Ciebie duszy towarzystwa, a uczniowie nie przestaną postrzegać Cię za świra. - odparła dobitnie, siadając wygodniej i wygładzając czerwony materiał sukienki. Dorodne rumieńce, które zagościły na cętkowanych policzkach zdawały się odrobinę zmniejszyć, jednak pannica nadal unikała spojrzenia Krukona.
- Co? Komu? Nie wiem o czym mówisz. - udała głupią, przesuwając się odrobinę do przodu. Co ona też sobie myślała, wypisując na tej desce takie rzeczy? Pamiętała jedynie, że tego lata była wyjątkowo zdesperowana i wściekła na Benedicta za bezczelne zostawienie jej i wyjazd zagranice. Dziewczęta i ich tragiczne, miłosne rozterki.
- Zabieraj ze mnie te niewyżyte łapska, Malcom! - warknęła, kiedy chłopak ujął ją pod ręce i zwinnie poderwał z molo, ukazując światu jej największe sekrety. Próbowała się wyrwać. Zacisnęła dłonie w małe piąstki i biła go z całych sił po plecach, szamotając nogami na wszystkie strony. Rude włosy rozsypały się dookoła, a jej piski zapewne dotarły na drugi koniec jeziora.
- Jeżeli zaraz nie postawisz mnie na ziemię to przysięgam, że uprzykrzę Ci pobyt tutaj i popamiętasz mnie do końca swojego marnego istnienia! Zrozumiałeś? - próbowała by jej głos zabrzmiał groźnie przez co wydał się odrobinę zachrypnięty, a biedna ślizgonka rzeczywiście czuła się w tym momencie jak bezbronny worek ziemniaków.
Re: Jezioro
- Wolę Jamesa od ludzi - uciął jej niepotrzebną dyskusję na temat alienowania się od rówieśników.
Smutna prawda. Malcolm był ślepo zapatrzony w swojego przyjaciela, ale kiedy ten zniknął wraz ze swoim kuzynem, oczy mu się trochę otworzyły. Był na niego można powiedzieć, lekko zły. Pewnie to był ostateczny argument, który pchnął go do spoufalania się z Sophie.
- A Ty masz mnie za świra, Fitzpatrick? Lepiej, żebyś miała.
Jeśli Ślizgonka do tej pory miała do czynienia z samymi gentlemanami pokroju jej chłopaka, to teraz miała okazję skonfrontować się z chamstwem Malcolma. Kto by pomyślał, że będzie świeciła majtkami, przewieszona przez jego ramię? Taka mała lekcja życiowa: nie zagaduj prostaków, to nie będziesz traktowana po prostacku.
- Sophie i James, zakochana para. Siedzą na kominie i całują świnie - wyrecytował, nim poczuł pierwsze uderzenia jej pięści na swoich plecach.
Jego słowa były nieco zniekształcone przez papierosa, którego trzymał w ustach. Był nieodpalony na jej szczęście, bo pewnie już miałaby odbity palny znaczek na tyłku-jak krowa w mleczarni. Przepraszam najmocniej za to skojarzenie.
- Nie mogę się doczekać - mruknął.
Zaniósł ją na plecach na sam koniec molo i nie wahając się nawet przez chwilę, wrzucił ją do jeziora. Wielki plusk ochlapał mu spodnie. Zaśmiał się widząc, że ruda wygląda jak zmoknięta kura, a jej makijaż spływa strugami pod jej oczami. Następnym razem nie pomaluje się jak pójdzie nad jezioro-taka nauczka.
Wskoczył za nią do jeziora, nie czekając aż się odsunie. Tym samym spowodował wielką falę, która ochlapała ją ponownie. Miał nadzieję, że ta mała wiedźma nie umie pływać i będzie zmuszona, żeby prosić go o pomoc.
- Kłopoty w raju, Sophie?
Smutna prawda. Malcolm był ślepo zapatrzony w swojego przyjaciela, ale kiedy ten zniknął wraz ze swoim kuzynem, oczy mu się trochę otworzyły. Był na niego można powiedzieć, lekko zły. Pewnie to był ostateczny argument, który pchnął go do spoufalania się z Sophie.
- A Ty masz mnie za świra, Fitzpatrick? Lepiej, żebyś miała.
Jeśli Ślizgonka do tej pory miała do czynienia z samymi gentlemanami pokroju jej chłopaka, to teraz miała okazję skonfrontować się z chamstwem Malcolma. Kto by pomyślał, że będzie świeciła majtkami, przewieszona przez jego ramię? Taka mała lekcja życiowa: nie zagaduj prostaków, to nie będziesz traktowana po prostacku.
- Sophie i James, zakochana para. Siedzą na kominie i całują świnie - wyrecytował, nim poczuł pierwsze uderzenia jej pięści na swoich plecach.
Jego słowa były nieco zniekształcone przez papierosa, którego trzymał w ustach. Był nieodpalony na jej szczęście, bo pewnie już miałaby odbity palny znaczek na tyłku-jak krowa w mleczarni. Przepraszam najmocniej za to skojarzenie.
- Nie mogę się doczekać - mruknął.
Zaniósł ją na plecach na sam koniec molo i nie wahając się nawet przez chwilę, wrzucił ją do jeziora. Wielki plusk ochlapał mu spodnie. Zaśmiał się widząc, że ruda wygląda jak zmoknięta kura, a jej makijaż spływa strugami pod jej oczami. Następnym razem nie pomaluje się jak pójdzie nad jezioro-taka nauczka.
Wskoczył za nią do jeziora, nie czekając aż się odsunie. Tym samym spowodował wielką falę, która ochlapała ją ponownie. Miał nadzieję, że ta mała wiedźma nie umie pływać i będzie zmuszona, żeby prosić go o pomoc.
- Kłopoty w raju, Sophie?
Re: Jezioro
- Czy mam Cię za świra, McMillan? - powtórzyła po nim, mrużąc gniewnie zielone tęczówki z których wprost sypały się złowrogie pioruny. - To za mało powiedziane. Mam Cię za nędzną, podłą kreaturę, która nie umie zachować się porządnie względem damy! - prychnęła niczym rozjuszone kocie, wiercąc się na ramieniu chłopaka. Och, jakże była na siebie wściekła za zaczynanie tej rozmowy, a przede wszystkim nie zabranie ze sobą różdżki. Coś ty sobie myślała, Fitzpatrick? Że tacy jak Malcom mogą mieć jakąś pozytywną stronę? Nonsens.
- Zamknij się! - warknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. W końcu panience nie przystoi, ale Krukonowi daleko było do gentlemana przy którym trzeba pilnować manier. Dziewczyna więc nieustępliwie kopała go kolanami w brzuch, pięściami zaś atakowała jego plecy. Miała nadzieję, że pozostaną mu po tym jakieś pamiątkowe siniaki. Może i była niska i drobna, ale miała w sobie niezliczone pokłady siły. W końcu nie raz przepychała się z chłopakami i dawała im w kość. Co prawda zazwyczaj wysługiwała się rzucaniem ciężkich przedmiotów, ale teraz musiała dać sobie radę w inny sposób.
- Imię Jamesa znalazło się tam tylko dlatego, że trafił na listę najbardziej znienawidzonych osób! Ty też tam trafisz, parszywcu! - groziła, kłamiąc gładko. Zadziwiające jak dobra z niej była aktorka. Praktycznie uwierzyła sama sobie. Już miała sugerować jakąś ugodową umowę czy przekupstwo, kiedy świsnęło powietrze, a ona poczuła chłód wody. Pisnęła głośno i odgarnęła z twarzy płomienne, pozlepiane kosmyki. Na szczęście umiała pływać, jednakże sukienka przykleiła się jej do ciała, podkreślając jej kobiece kształty. W przypływie paniki i ataku złości, ruda Sophie podpłynęła do czarnowłosego i zdecydowanym ruchem złapała go za głowę i zaczęła podtapiać w jeziorze.
- Wstrętny, zarozumiały gnojek!
- Zamknij się! - warknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. W końcu panience nie przystoi, ale Krukonowi daleko było do gentlemana przy którym trzeba pilnować manier. Dziewczyna więc nieustępliwie kopała go kolanami w brzuch, pięściami zaś atakowała jego plecy. Miała nadzieję, że pozostaną mu po tym jakieś pamiątkowe siniaki. Może i była niska i drobna, ale miała w sobie niezliczone pokłady siły. W końcu nie raz przepychała się z chłopakami i dawała im w kość. Co prawda zazwyczaj wysługiwała się rzucaniem ciężkich przedmiotów, ale teraz musiała dać sobie radę w inny sposób.
- Imię Jamesa znalazło się tam tylko dlatego, że trafił na listę najbardziej znienawidzonych osób! Ty też tam trafisz, parszywcu! - groziła, kłamiąc gładko. Zadziwiające jak dobra z niej była aktorka. Praktycznie uwierzyła sama sobie. Już miała sugerować jakąś ugodową umowę czy przekupstwo, kiedy świsnęło powietrze, a ona poczuła chłód wody. Pisnęła głośno i odgarnęła z twarzy płomienne, pozlepiane kosmyki. Na szczęście umiała pływać, jednakże sukienka przykleiła się jej do ciała, podkreślając jej kobiece kształty. W przypływie paniki i ataku złości, ruda Sophie podpłynęła do czarnowłosego i zdecydowanym ruchem złapała go za głowę i zaczęła podtapiać w jeziorze.
- Wstrętny, zarozumiały gnojek!
Re: Jezioro
- Bawimy się jak damy. A jak nie damy to się nie bawimy - skomentował jej zadnie na temat zachowania wobec dam.
Takie miał właśnie stanowisko wobec kobiet, które uważały się za damy. Z jednej strony wysoko uniesiona głowa, a jak nikt nie patrzył zamieniały się w rozpustne ladacznice. Kolejne wydarzenia miały udowodnić, ze w Sophie za grosz damy. Przeklinała i szamotała się, wyzywając go od najgorszych.
- Prowadzisz serduszkową listę znienawidzonych osób, nie mogę się doczekać aż się na niej znajdę - odparł.
Ślizgonka naprawdę miała pecha, że to akurat Malcolm poznał jej ciemny sekrecik. Każdy inny na jego miejscu zachowałby się lepiej, ale on miał zamiar dręczyć tym najpierw ją, a potem swojego przyjaciela. Jak tylko ten wróci ze swojej wycieczki.
Kiedy Sophie podpłynęła do niego, złapała go za głowę i zaczęła podtapiać, nie był w szoku. To jednak nie przeszkodziło mu śmiać się pomiędzy kolejnymi haustami powietrza. Kto by pomyślał, że w takiej małej dziewczynie siedzi tyle agresji i energii. Wydawało mu się to nawet słodkie-na pewno lepsze niż dąsanie się o to, że wrzucił ją do wody.
Czuł, że zaraz naprawdę ruda utopi go w jeziorze, dlatego po złości uszczypnął ją w chudy tyłek opięty czerwoną sukienką. Kiedy miał chwilę, aby zaczerpnąć powietrza-zaproponował:
- Zawrzyjmy układ. Nie powiem Jamesowi jeśli coś dla mnie zrobisz - rzucił nagle.
Odrzucił swoje mokre, pozlepiane włosy do tyłu. Nagle przypomniało mu się, że utopił w jeziorze swój ostatni papieros. Wiedział, ze Ślizgonka zrobi wszystko, aby jej mały sekret pozostał bezpieczny. To mogło się stać.
- Pójdź ze mną na randkę.
Takie miał właśnie stanowisko wobec kobiet, które uważały się za damy. Z jednej strony wysoko uniesiona głowa, a jak nikt nie patrzył zamieniały się w rozpustne ladacznice. Kolejne wydarzenia miały udowodnić, ze w Sophie za grosz damy. Przeklinała i szamotała się, wyzywając go od najgorszych.
- Prowadzisz serduszkową listę znienawidzonych osób, nie mogę się doczekać aż się na niej znajdę - odparł.
Ślizgonka naprawdę miała pecha, że to akurat Malcolm poznał jej ciemny sekrecik. Każdy inny na jego miejscu zachowałby się lepiej, ale on miał zamiar dręczyć tym najpierw ją, a potem swojego przyjaciela. Jak tylko ten wróci ze swojej wycieczki.
Kiedy Sophie podpłynęła do niego, złapała go za głowę i zaczęła podtapiać, nie był w szoku. To jednak nie przeszkodziło mu śmiać się pomiędzy kolejnymi haustami powietrza. Kto by pomyślał, że w takiej małej dziewczynie siedzi tyle agresji i energii. Wydawało mu się to nawet słodkie-na pewno lepsze niż dąsanie się o to, że wrzucił ją do wody.
Czuł, że zaraz naprawdę ruda utopi go w jeziorze, dlatego po złości uszczypnął ją w chudy tyłek opięty czerwoną sukienką. Kiedy miał chwilę, aby zaczerpnąć powietrza-zaproponował:
- Zawrzyjmy układ. Nie powiem Jamesowi jeśli coś dla mnie zrobisz - rzucił nagle.
Odrzucił swoje mokre, pozlepiane włosy do tyłu. Nagle przypomniało mu się, że utopił w jeziorze swój ostatni papieros. Wiedział, ze Ślizgonka zrobi wszystko, aby jej mały sekret pozostał bezpieczny. To mogło się stać.
- Pójdź ze mną na randkę.
Re: Jezioro
Postanowiła nie komentować jego przenikliwej sentencji na temat dam. Zamiast tego wywróciła tylko teatralnie oczami i nie poprzestawała podtapianiu chłopaka. Rude włosy -choć mokre- zdawały się płonąć, a na jej dziewczęcej twarzy widniała wyraźna determinacja. Była wściekła. Nie, to za mało powiedziane. Dostała jakiegoś ataku furii i wiedziała, że gdyby teraz naprawdę utopiłaby tą podłą kreaturę nie miałaby wyrzutów sumienia. Na dnie serca tego chochlika czaił się prawdziwy potwór, który próbował wyrwać się z metalowej klatki.
- Niech tylko wyjdę z tej wody to trafisz na pierwsze miejsce! - obruszyła się, wycedzając przez zaciśnięte zęby. Ręce powoli zaczynały ją boleć od tej całej szamotaniny, dlatego mocno odepchnęła Malcolma i sama podpłynęła w stronę drewnianego pala. - I nie było tam żadnych serduszek! - dodała, zadzierając nosa. Jej jedynym celem było teraz pozbycie się dowodów. Będzie musiała wyrwać tą deskę i zniszczyć odrobinę własność Scottów. Cóż.. mały ruch różdżką i wszystko będzie jak nowe, nie ma co się przejmować, Fitzpatrick. Korzystając z chwili, próbowała uregulować przyśpieszony oddech i choć trochę się uspokoić. Na próżno jednak poszły jej wysiłki ponieważ niespodziewanie poczuła jak niewyżyta ręka tego parszywca szczypie ją w tyłek.
- Ała! - pisnęła, mrużąc złowieszczo zielone tęczówki. Nim zdążyła się pohamować wymierzyła mu siarczysty policzek, a później prędko założyła ręce, próbując zasłonić wyeksponowany dekolt. Mokra sukienka całkowicie przylepiła się do jej ciała, aż za bardzo podkreślając fakt, że panience bliżej do kobiety aniżeli dziewczynki.
- Jesteś nienormalny, McMillan! Co powie twój ukochany James kiedy dowie się, że obmacujesz mnie w jego jeziorze! - rzuciła, przylegając plecami do drewnianej belki. Miała ochotę zbić go na kwaśne jabłko, ale jednocześnie nie chciała zabierać rąk z klatki piersiowej. Co za beznadziejne położenie! Na słowo układ tylko prychnęła pod nosem, jednak słuchała go uważnie. Propozycja była kusząca, ale.. ale randka z tym zboczeńcem?
- Skąd mam pewność, że wywiążesz się z umowy? - uniosła do góry jedną z ciemnych brwi, lustrując Krukona lodowatym spojrzeniem, które gdyby mogło, zapewne zamieniłoby go w bryłę lodu. - Ja pójdę z tobą na.. nazwijmy to spotkanie, a ty i tak pójdziesz do Jamesa i wyśpiewasz mu wszystko. Wybacz, ale twoje słowo czy obietnice nic dla mnie nie znaczą. - oczywiście nie mogła mu ufać. Malcolm był typem spod ciemnej gwiazdy i wiedziała, że wykiwa ją przy pierwszej, lepszej okazji.
- Niech tylko wyjdę z tej wody to trafisz na pierwsze miejsce! - obruszyła się, wycedzając przez zaciśnięte zęby. Ręce powoli zaczynały ją boleć od tej całej szamotaniny, dlatego mocno odepchnęła Malcolma i sama podpłynęła w stronę drewnianego pala. - I nie było tam żadnych serduszek! - dodała, zadzierając nosa. Jej jedynym celem było teraz pozbycie się dowodów. Będzie musiała wyrwać tą deskę i zniszczyć odrobinę własność Scottów. Cóż.. mały ruch różdżką i wszystko będzie jak nowe, nie ma co się przejmować, Fitzpatrick. Korzystając z chwili, próbowała uregulować przyśpieszony oddech i choć trochę się uspokoić. Na próżno jednak poszły jej wysiłki ponieważ niespodziewanie poczuła jak niewyżyta ręka tego parszywca szczypie ją w tyłek.
- Ała! - pisnęła, mrużąc złowieszczo zielone tęczówki. Nim zdążyła się pohamować wymierzyła mu siarczysty policzek, a później prędko założyła ręce, próbując zasłonić wyeksponowany dekolt. Mokra sukienka całkowicie przylepiła się do jej ciała, aż za bardzo podkreślając fakt, że panience bliżej do kobiety aniżeli dziewczynki.
- Jesteś nienormalny, McMillan! Co powie twój ukochany James kiedy dowie się, że obmacujesz mnie w jego jeziorze! - rzuciła, przylegając plecami do drewnianej belki. Miała ochotę zbić go na kwaśne jabłko, ale jednocześnie nie chciała zabierać rąk z klatki piersiowej. Co za beznadziejne położenie! Na słowo układ tylko prychnęła pod nosem, jednak słuchała go uważnie. Propozycja była kusząca, ale.. ale randka z tym zboczeńcem?
- Skąd mam pewność, że wywiążesz się z umowy? - uniosła do góry jedną z ciemnych brwi, lustrując Krukona lodowatym spojrzeniem, które gdyby mogło, zapewne zamieniłoby go w bryłę lodu. - Ja pójdę z tobą na.. nazwijmy to spotkanie, a ty i tak pójdziesz do Jamesa i wyśpiewasz mu wszystko. Wybacz, ale twoje słowo czy obietnice nic dla mnie nie znaczą. - oczywiście nie mogła mu ufać. Malcolm był typem spod ciemnej gwiazdy i wiedziała, że wykiwa ją przy pierwszej, lepszej okazji.
Re: Jezioro
Jej zachowanie szczerze go bawiło. Szarpała się, darła, piszczała-a na co dzień była podobno taka spokojna i ułożona. Kiedy odepchnęła go od siebie, miał przynajmniej pewność, że przestanie go podtapiać. Jej pogróżki były godne dziecka z przedszkola. Teraz miał już pewność, że kiedy tylko wyjdzie z wody, Ślizgonka wyrwie cały ten pomost razem z podwodną konstrukcją.
Jak to jest, że James podobał się dziewczynom (bo w końcu Sophie i jego dziewczyna w ciąży-Nancy), a on nadal zbierał od nich same policzki. Po chwili przypomniał sobie, że jest przecież ostatnim biedakiem, a James ma zamek-wszystko jasne.
- Bolało? Mnie też teraz boli - zaśmiał się.
Czuł, że na jego twarzy odbił się czerwony ślad jej palców. Nawet jeśli miał spuchnąć jak balon, było warto. Dla samego widoku jej wściekłej twarzy i dotyku jej tyłka.
- Co powie Twój ukochany James jak się dowie, że wystawiasz się przede mną w jeziorze. Swoją drogą Fitzpatrick, ostatnim razem kiedy widzieliśmy się na błoniach, nie miałaś jeszcze takich cycków. Tato zafundował powiększanie na siedemnastkę? - Zapytał, śmiejąc się w głos.
To oczywiste, że nie wiedział gdzie oczy podziać. Dziewczyna mokra od stóp do głów szamota się w obcisłej sukience przed jego oczami? Umarłby gdyby nie popatrzył i nie wyobraził sobie tej sytuacji w innej scenerii. Musiał być przy tym oczywiście bezczelny, bo okrągły kształt po jej sukienką aż krzyczał jego imię. Był to pierwszy moment, w którym Malcolm pomyślał: pieprzyć Jamesa.
- Nazwijmy to po imieniu, Sophie. Randka - Poprawił ją. - Jeśli myślisz, że chcę żeby James dowiedział się o tym, że się spotkaliśmy, to jesteś nienormalna. Jeśli ja pisnę cokolwiek o tej desce, Ty będziesz mogła mi się zrewanżować i opowiedzieć mu, że próbowałem się z Tobą umówić. Nie daj się prosić, i tak jest tutaj strasznie nudno. Co masz lepszego do roboty?
Jak to jest, że James podobał się dziewczynom (bo w końcu Sophie i jego dziewczyna w ciąży-Nancy), a on nadal zbierał od nich same policzki. Po chwili przypomniał sobie, że jest przecież ostatnim biedakiem, a James ma zamek-wszystko jasne.
- Bolało? Mnie też teraz boli - zaśmiał się.
Czuł, że na jego twarzy odbił się czerwony ślad jej palców. Nawet jeśli miał spuchnąć jak balon, było warto. Dla samego widoku jej wściekłej twarzy i dotyku jej tyłka.
- Co powie Twój ukochany James jak się dowie, że wystawiasz się przede mną w jeziorze. Swoją drogą Fitzpatrick, ostatnim razem kiedy widzieliśmy się na błoniach, nie miałaś jeszcze takich cycków. Tato zafundował powiększanie na siedemnastkę? - Zapytał, śmiejąc się w głos.
To oczywiste, że nie wiedział gdzie oczy podziać. Dziewczyna mokra od stóp do głów szamota się w obcisłej sukience przed jego oczami? Umarłby gdyby nie popatrzył i nie wyobraził sobie tej sytuacji w innej scenerii. Musiał być przy tym oczywiście bezczelny, bo okrągły kształt po jej sukienką aż krzyczał jego imię. Był to pierwszy moment, w którym Malcolm pomyślał: pieprzyć Jamesa.
- Nazwijmy to po imieniu, Sophie. Randka - Poprawił ją. - Jeśli myślisz, że chcę żeby James dowiedział się o tym, że się spotkaliśmy, to jesteś nienormalna. Jeśli ja pisnę cokolwiek o tej desce, Ty będziesz mogła mi się zrewanżować i opowiedzieć mu, że próbowałem się z Tobą umówić. Nie daj się prosić, i tak jest tutaj strasznie nudno. Co masz lepszego do roboty?
Re: Jezioro
Co ją podkusiło, żeby zaraz po uroczej herbatce z babcią Maggie wybrać się akurat tutaj? Chyba sam diabeł!
Fitzpatrick również nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, ale na pewno nie chodziło tutaj o McMillana. Wodziła wzrokiem po błękitnym niebie, tafli jeziora, drewnianym pomoście, byleby tylko nie patrzeć na niewyżytego Krukona. Czuła się odrobinę skrępowana, a jej czerwone policzki, aż za bardzo odznaczały się na tle białej skóry.
- I dobrze Ci tak! Niech boli i nie przestaje! - wycelowała w niego oskarżycielsko palcem, jednak zaraz tego pożałowała i ponownie założyła ręce na piersiach. Musi się go pozbyć z tej wody jak najszybciej. Nadymając policzki, odchrząknęła znacząco i w końcu odważyła się podnieść spojrzenie zielonych tęczówek na tę znienawidzoną twarz czarnowłosego.
- Ja wystawiam się przed tobą w jeziorze? AHA? Przypominam, że to ty mnie tu wrzuciłeś i podejrzewam, że zrobiłeś to tylko dlatego, żeby popatrzeć na moje cycki i tyłek! Jeżeli jesteś taki niewyżyty to kup sobie jakieś zabawki albo zamów panią do towarzystwa! - nie spuszczała z lodowatego tonu, zadzierając podbródek wysoko do góry. Co on sobie myśli? - I nie patrz tak na mnie, hej! - uderzyła otwartą dłonią o taflę wody, pozwalając by jej zimne strużki ochlapały buzię Malcolma. Przynajmniej włosy, które przykleiły mu się do twarzy na moment zasłonią mu pole widzenia.
Nazwijmy to po imieniu, Sophie. Randka.
Ranka? Na słodkiego Salazara! Ten wyraz nawet nie przechodził jej przez gardło. Stojąc tak w milczeniu, wysłuchała jego przemowy, a zanim uchyliła wargi by odpowiedzieć, głośno przełknęła ślinę.
- Masz rację. James rzeczywiście wyśmiałby Cię w twarz i prawdopodobnie obdarł ze skóry, gdyby dowiedział się, że zapraszasz mnie na.. na...- zająknęła się, odwracając głowę w bok i wlepiając spojrzenie w jakiś niezidentyfikowany, odległy punkt. - na wiesz co. Och, niech mnie kulę biją! Zgadzam się! - jęknęła żałośnie zanim zdążyła ugryźć się w język. Wiedziała, że będzie żałowała tej decyzji i najpewniej skończy za nią marnie, ale cóż. Klamka zapadła.
- Mam tylko parę warunków. Po pierwsze, zaraz wyjdziesz z tej wody i wrócisz do zamku beze mnie. Nie potrzebuję, żebyś gapił się na mój tyłek przez całą drogę. - mówiła poważnie, wyliczając na palcach kolejne, sztywne zasady. - Miejsce ma być publiczne, żebyś nie zgwałcił mnie gdzieś w ciemnym rogu, ale też nie za bardzo, żeby nie zobaczył nas nikt znajomy. To zwyczajnie nie może wyjść na jaw. Pamiętaj, że mam chłopaka, a do tego popełniłabym towarzyskie samobójstwo. Dodatkowo żadnego macania czy trzymania się za ręce. Zrozumiano? - mruknęła, podnosząc na niego leniwe spojrzenie i odgarniając z twarzy płomienne, pozlepiane pukle. - A teraz wypad stąd! Przemarzłam już.
Fitzpatrick również nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy, ale na pewno nie chodziło tutaj o McMillana. Wodziła wzrokiem po błękitnym niebie, tafli jeziora, drewnianym pomoście, byleby tylko nie patrzeć na niewyżytego Krukona. Czuła się odrobinę skrępowana, a jej czerwone policzki, aż za bardzo odznaczały się na tle białej skóry.
- I dobrze Ci tak! Niech boli i nie przestaje! - wycelowała w niego oskarżycielsko palcem, jednak zaraz tego pożałowała i ponownie założyła ręce na piersiach. Musi się go pozbyć z tej wody jak najszybciej. Nadymając policzki, odchrząknęła znacząco i w końcu odważyła się podnieść spojrzenie zielonych tęczówek na tę znienawidzoną twarz czarnowłosego.
- Ja wystawiam się przed tobą w jeziorze? AHA? Przypominam, że to ty mnie tu wrzuciłeś i podejrzewam, że zrobiłeś to tylko dlatego, żeby popatrzeć na moje cycki i tyłek! Jeżeli jesteś taki niewyżyty to kup sobie jakieś zabawki albo zamów panią do towarzystwa! - nie spuszczała z lodowatego tonu, zadzierając podbródek wysoko do góry. Co on sobie myśli? - I nie patrz tak na mnie, hej! - uderzyła otwartą dłonią o taflę wody, pozwalając by jej zimne strużki ochlapały buzię Malcolma. Przynajmniej włosy, które przykleiły mu się do twarzy na moment zasłonią mu pole widzenia.
Nazwijmy to po imieniu, Sophie. Randka.
Ranka? Na słodkiego Salazara! Ten wyraz nawet nie przechodził jej przez gardło. Stojąc tak w milczeniu, wysłuchała jego przemowy, a zanim uchyliła wargi by odpowiedzieć, głośno przełknęła ślinę.
- Masz rację. James rzeczywiście wyśmiałby Cię w twarz i prawdopodobnie obdarł ze skóry, gdyby dowiedział się, że zapraszasz mnie na.. na...- zająknęła się, odwracając głowę w bok i wlepiając spojrzenie w jakiś niezidentyfikowany, odległy punkt. - na wiesz co. Och, niech mnie kulę biją! Zgadzam się! - jęknęła żałośnie zanim zdążyła ugryźć się w język. Wiedziała, że będzie żałowała tej decyzji i najpewniej skończy za nią marnie, ale cóż. Klamka zapadła.
- Mam tylko parę warunków. Po pierwsze, zaraz wyjdziesz z tej wody i wrócisz do zamku beze mnie. Nie potrzebuję, żebyś gapił się na mój tyłek przez całą drogę. - mówiła poważnie, wyliczając na palcach kolejne, sztywne zasady. - Miejsce ma być publiczne, żebyś nie zgwałcił mnie gdzieś w ciemnym rogu, ale też nie za bardzo, żeby nie zobaczył nas nikt znajomy. To zwyczajnie nie może wyjść na jaw. Pamiętaj, że mam chłopaka, a do tego popełniłabym towarzyskie samobójstwo. Dodatkowo żadnego macania czy trzymania się za ręce. Zrozumiano? - mruknęła, podnosząc na niego leniwe spojrzenie i odgarniając z twarzy płomienne, pozlepiane pukle. - A teraz wypad stąd! Przemarzłam już.
Re: Jezioro
- Wrzuciłem Cię tutaj żebyś ochłonęła. Poza tym nie potrzebuję pań do towarzystwa, ty jesteś teraz moim towarzystwem - zaśmiał się.
Malcolm zdecydowanie nie był jakimś tanim podrywaczem ani chłopakiem, który szczypałby pierwszą-lepszą dziewczynę w tyłek. Zwyczajnie się z nią drażnił, ale nie miał być to żaden haniebny podtekst. A fakt, że spodobał mu się widok jej w tej czerwonej sukience, był anomalią. Krukon nie oglądał się do tej pory za dziewczynami,a tym bardziej nie zapraszał ich na randki. Widocznie ta Sophie w tym konkretnym jeziorze musiała poprzestawiać mu jakieś trybiki w głowie. Poza tym wakacje mogły wyzwalać w nim inną stronę charakteru, tą niezależną od Jamesa i innych ludzi.
- Na randkę - dokończył za nią.
Widocznie bała się tego słowa. Po chwili przekonał się dlaczego. Miała chłopaka. To zdecydowanie przyćmiło jego entuzjazm, ale nie ugasiło go całkowicie. Miał tylko nadzieję, że Ślizgonka nie chodzi z jakimś dryblasem, który zabije go jak tylko się dowie, że spotykał się z jego dziewczyną. Ufał, że dziewczyna nie będzie tak bezmyślna, zeby poinformować swojego lubego, że wybiera się na randkę z kimś innym.
- Dobra, zgadzam się na wszystko. Tylko ani słowa dla Jamesa - pokiwał głową.
Spojrzał ostatni raz na jej twarz, a także rzucił krótkie spojrzenie na miejsce poniżej jej szyi i wspiął się na pomost. Z jego ubrań i włosów kapała woda, kiedy stanął ponownie na molo. Spojrzał na nią z góry.
- Odbiorę Cię o ósmej. Wiem gdzie mieszkasz - mruknął jak prześladowca, który grozi swojej ofierze. Kucnął, jeszcze raz przyglądając się deskom i zapamiętując słowa, które Sophie wyryła lata temu. Parsknął śmiechem po raz kolejny.
Ubrał buty, które ściągnął przed przybyciem dziewczyny i zabrał swoją różdżkę. Kiedy dostrzegł, że pomięty papieros tkwi między deskami, podniósł go bez wahania. Widocznie wypadł mu kiedy ciągnął Ślizgonkę do jeziora. Włożył go do ust, odpalił i ruszył w stronę zamku Scottów.
- Sophie Fitzpatrick idzie ze mną na rankę! Hooo! - wrzasnął, kiedy zszedł z pomostu. Wystarczająco głośno, żeby ruda to usłyszała. Po chwili jego postać zniknęła za horyzontem.
Malcolm zdecydowanie nie był jakimś tanim podrywaczem ani chłopakiem, który szczypałby pierwszą-lepszą dziewczynę w tyłek. Zwyczajnie się z nią drażnił, ale nie miał być to żaden haniebny podtekst. A fakt, że spodobał mu się widok jej w tej czerwonej sukience, był anomalią. Krukon nie oglądał się do tej pory za dziewczynami,a tym bardziej nie zapraszał ich na randki. Widocznie ta Sophie w tym konkretnym jeziorze musiała poprzestawiać mu jakieś trybiki w głowie. Poza tym wakacje mogły wyzwalać w nim inną stronę charakteru, tą niezależną od Jamesa i innych ludzi.
- Na randkę - dokończył za nią.
Widocznie bała się tego słowa. Po chwili przekonał się dlaczego. Miała chłopaka. To zdecydowanie przyćmiło jego entuzjazm, ale nie ugasiło go całkowicie. Miał tylko nadzieję, że Ślizgonka nie chodzi z jakimś dryblasem, który zabije go jak tylko się dowie, że spotykał się z jego dziewczyną. Ufał, że dziewczyna nie będzie tak bezmyślna, zeby poinformować swojego lubego, że wybiera się na randkę z kimś innym.
- Dobra, zgadzam się na wszystko. Tylko ani słowa dla Jamesa - pokiwał głową.
Spojrzał ostatni raz na jej twarz, a także rzucił krótkie spojrzenie na miejsce poniżej jej szyi i wspiął się na pomost. Z jego ubrań i włosów kapała woda, kiedy stanął ponownie na molo. Spojrzał na nią z góry.
- Odbiorę Cię o ósmej. Wiem gdzie mieszkasz - mruknął jak prześladowca, który grozi swojej ofierze. Kucnął, jeszcze raz przyglądając się deskom i zapamiętując słowa, które Sophie wyryła lata temu. Parsknął śmiechem po raz kolejny.
Ubrał buty, które ściągnął przed przybyciem dziewczyny i zabrał swoją różdżkę. Kiedy dostrzegł, że pomięty papieros tkwi między deskami, podniósł go bez wahania. Widocznie wypadł mu kiedy ciągnął Ślizgonkę do jeziora. Włożył go do ust, odpalił i ruszył w stronę zamku Scottów.
- Sophie Fitzpatrick idzie ze mną na rankę! Hooo! - wrzasnął, kiedy zszedł z pomostu. Wystarczająco głośno, żeby ruda to usłyszała. Po chwili jego postać zniknęła za horyzontem.
Re: Jezioro
Wrzuciłem Cię tutaj żebyś ochłonęła. Poza tym nie potrzebuję pań do towarzystwa, ty jesteś teraz moim towarzystwem.
Dziewczyna jęknęła żałośnie na owe słowa, uprzednio chowając twarz w dłoniach. Jej mózg pracował na przyśpieszonych obrotach, próbując znaleźć w tej sytuacji jakiś haczyk bądź sposób na wykręcenie się z niej. Nic jednak nie przychodziło panience do głowy, a napalony wzrok bruneta działał na nią niczym czerwona płachta na byka.
- Musiałabym być nienormalna, żeby wspomnieć o tym komukolwiek, a zwłaszcza Scott'owi. - dodała, uważnie go obserwując. Kiedy dostrzegła, że jego kolorowe tęczówki ponownie ześlizgują się na jej dekolt, wydała z siebie niemy okrzyk i czym prędzej ponagliła go ruchem dłoni, tym samym wyganiając Krukona z jeziora.
- Niemożliwe, a myślałam, że muszę zapisać Ci adres na czole. - burknęła, nadal przylegając do drewnianego pala. Ze zmrużonymi powiekami spoglądała jak chłopak zwinnie wchodzi na pomost i zakłada obuwie. Szybciej, pomyślała, zagryzając spierzchnięte, odrobinę już sine wargi.
Sophie Fitzpatrick idzie ze mną na rankę! Hooo!
- Przypadkiem nie dostań zawału ze szczęścia.. - skomentowała krótko jego nagły przypływ entuzjazmu, w duchu życząc mu rychłej, bolesnej śmierci. Kiedy Malcom całkowicie zniknął z pola widzenia i ona z trudem wdrapała się na pomost, czując gęsią skórę na ramionach. Szlag by ich wszystkich trafił! Oczywiście mężczyzn. Mamrocząc pod nosem przeróżne, nie wypadające damie obelgi, odgarnęła z buzi ogniste pukle i starła się względnie odkleić od ciała mokrą sukienkę. Czym prędzej pozbyła się dowodu, wyrywając z molo skrawek jej miłosnych sekretów. Z deską pod ręką, wróciła do zamku, pozostawiając pomost z dużą, prostokątną dziurą w nadziei, że jakiś parszywiec skręci sobie przez nią kostkę.
Dziewczyna jęknęła żałośnie na owe słowa, uprzednio chowając twarz w dłoniach. Jej mózg pracował na przyśpieszonych obrotach, próbując znaleźć w tej sytuacji jakiś haczyk bądź sposób na wykręcenie się z niej. Nic jednak nie przychodziło panience do głowy, a napalony wzrok bruneta działał na nią niczym czerwona płachta na byka.
- Musiałabym być nienormalna, żeby wspomnieć o tym komukolwiek, a zwłaszcza Scott'owi. - dodała, uważnie go obserwując. Kiedy dostrzegła, że jego kolorowe tęczówki ponownie ześlizgują się na jej dekolt, wydała z siebie niemy okrzyk i czym prędzej ponagliła go ruchem dłoni, tym samym wyganiając Krukona z jeziora.
- Niemożliwe, a myślałam, że muszę zapisać Ci adres na czole. - burknęła, nadal przylegając do drewnianego pala. Ze zmrużonymi powiekami spoglądała jak chłopak zwinnie wchodzi na pomost i zakłada obuwie. Szybciej, pomyślała, zagryzając spierzchnięte, odrobinę już sine wargi.
Sophie Fitzpatrick idzie ze mną na rankę! Hooo!
- Przypadkiem nie dostań zawału ze szczęścia.. - skomentowała krótko jego nagły przypływ entuzjazmu, w duchu życząc mu rychłej, bolesnej śmierci. Kiedy Malcom całkowicie zniknął z pola widzenia i ona z trudem wdrapała się na pomost, czując gęsią skórę na ramionach. Szlag by ich wszystkich trafił! Oczywiście mężczyzn. Mamrocząc pod nosem przeróżne, nie wypadające damie obelgi, odgarnęła z buzi ogniste pukle i starła się względnie odkleić od ciała mokrą sukienkę. Czym prędzej pozbyła się dowodu, wyrywając z molo skrawek jej miłosnych sekretów. Z deską pod ręką, wróciła do zamku, pozostawiając pomost z dużą, prostokątną dziurą w nadziei, że jakiś parszywiec skręci sobie przez nią kostkę.
Re: Jezioro
Najwyraźniej nawet wielki, stosunkowo pusty zamek okazał się w tej chwili miejscem nazbyt gwarnym, bowiem zamiast udać się w jego kierunku, panienka Vedran na powrót zarzuciła na ramię plecak i ruszyła w kierunku jednej z atrakcji przyrodniczych, jakimi okolice posiadłości Fitzpatricków niewątpliwie mogły się poszczycić. W tym przypadku padło na jezioro.
Całą drogę milczała, wyprzedzając Rolanda o dwa nieduże kroki. To, że postanowił z nią chwilę właśnie teraz trochę ją zaskoczyło. Sęk w tym, że przecież wcale nie chciała ingerować w ich wspólne popołudnie z Rosalie. Poszła do altany tylko po to, by w jakiś sposób upewnić się, że nadal coś tu znaczy - i nie tylko dla Sophie. Niewątpliwie więc teraz była upewniona tak, jak potrzebowała.
Dotarłszy nad brzeg, zsunęła z ramienia plecak i kładąc go na ziemi, przykucnęła przy nim na chwilę. Rozsznurowując go, pogrzebała chwilę w środku, by wyciągnąć paczkę czekoladowych rurek z półpłynnym, błyskającym w ciemności pomarańczowym nadzieniem - prosto z Miodowego Królestwa. Dopiero z tą porcją słodyczy w dłoni usiadła na trawie, spoglądając w górę na Rolanda.
- Nie musiałeś ze mną iść - powiedziała cicho. - To znaczy, nie musiałeś tego robić teraz. Nie chciałam wam przeszkadzać.
Rozprostowując nogi przed sobą, otworzyła pudełko z ciastkami i, już otwarte, wysunęła je w kierunku uzdrowiciela w zachęcającym geście.
Całą drogę milczała, wyprzedzając Rolanda o dwa nieduże kroki. To, że postanowił z nią chwilę właśnie teraz trochę ją zaskoczyło. Sęk w tym, że przecież wcale nie chciała ingerować w ich wspólne popołudnie z Rosalie. Poszła do altany tylko po to, by w jakiś sposób upewnić się, że nadal coś tu znaczy - i nie tylko dla Sophie. Niewątpliwie więc teraz była upewniona tak, jak potrzebowała.
Dotarłszy nad brzeg, zsunęła z ramienia plecak i kładąc go na ziemi, przykucnęła przy nim na chwilę. Rozsznurowując go, pogrzebała chwilę w środku, by wyciągnąć paczkę czekoladowych rurek z półpłynnym, błyskającym w ciemności pomarańczowym nadzieniem - prosto z Miodowego Królestwa. Dopiero z tą porcją słodyczy w dłoni usiadła na trawie, spoglądając w górę na Rolanda.
- Nie musiałeś ze mną iść - powiedziała cicho. - To znaczy, nie musiałeś tego robić teraz. Nie chciałam wam przeszkadzać.
Rozprostowując nogi przed sobą, otworzyła pudełko z ciastkami i, już otwarte, wysunęła je w kierunku uzdrowiciela w zachęcającym geście.
Re: Jezioro
Roland podążał za Norą bez słowa, ponieważ ona także się nie odzywała. Koszulka polo była zdecydowanie niezbyt dobrym wyborem na tak słoneczny dzień, ale na przebieranki było już zdecydowanie zbyt późno. Uzdrowiciel miał jednak nadzieję, że Nora nie zacznie zwierzać się z problemów z młodzieńcami, bo zwyczajnie nie rozumiał nastolatek. Nawet Sophie nie był w stanie pomóc w sprawach sercowych.
Kiedy jezioro okazało się punktem docelowym, odetchnął z ulgą. Woda sprawiała orzeźwiająco-chłodzące wrażenie, dlatego od razu skwar dokuczał mu mniej. Gdy usiadła na trawiastym zboczu, usiadł nieopodal na wystającym głazie.
- Mam Rosalie na co dzień. To wyrozumiała kobieta - odparł na jej słowa. - Co Cię gryzie, Nora? - Zapytał bez owijania w bawełnę.
Kiedy jezioro okazało się punktem docelowym, odetchnął z ulgą. Woda sprawiała orzeźwiająco-chłodzące wrażenie, dlatego od razu skwar dokuczał mu mniej. Gdy usiadła na trawiastym zboczu, usiadł nieopodal na wystającym głazie.
- Mam Rosalie na co dzień. To wyrozumiała kobieta - odparł na jej słowa. - Co Cię gryzie, Nora? - Zapytał bez owijania w bawełnę.
Re: Jezioro
Nie, swymi sprawami sercowymi nigdy nie zadręczałaby żadnego mężczyzny. Czy byłby to jej brat, ojciec, czy - tak jak Roland - ktoś, kogo funkcji nie umiała do końca nazwać, od żadnego nie wymagałaby umiejętności zrozumienia jej serduszka. Od tego miała Sophie. I Hankę. To wystarczy.
Z drugiej strony, to, co dręczyło ją teraz, wcale nie było tematem łatwiejszym. Na dobrą sprawę chyba łatwiej byłoby jej opowiadać o tym, jak to nie wie, co zrobić z Nicolaiem, niż przyznać się do faktycznych tęsknot i powodu jej smutku. Bo jasne, zawirowania z młodzieńcami z pewnością przyczyniły się do popsucia jej humoru, natomiast to nie oni byli głównym powodem tego, że Vedranówna najchętniej zaszyłaby się w jakiejś komórce, zamknęła od środka i przewegetowała tam najbliższe dni.
- Chodzi o to, że... - Zaczęła z wahaniem. Komu, jak nie Rolandowi mogłaby się zwierzać? Znał ją, odkąd razem z jego córką szalała w przyzamkowym ogrodzie, uciekając przed mającą ich pilnować nianią. - Minął miesiąc wakacji. - Bardzo dbała o to, by głos jej nie zadrżał. To byłaby katastrofa. - W domu byłam tylko na chwilę, żeby spakować rzeczy. Z rodzicami nie mogłam się nawet przywitać, bo ich nie było. - Chrząknęła cicho, za wszelką cenę chcąc utrzymać nerwy na wodzy. - A więc miesiąc. Miesiąc, kiedy właściwie nie było mnie w domu i... Myślałam, że chociaż trochę się stęsknią.
Prawda była taka, że nie otrzymała od rodziców żadnego listu - a przynajmniej żadnego, który różniłby się od niemal oficjalnej korespondencji otrzymywanej od matki. Napisała do niej gosposia, pod jej listem podpisał się też ogrodnik. Dostała też pocztówkę od rodziców Nicolaia. Jej właśni zaś... Odnosiła wrażenie, że zwyczajnie cieszą się, że mają kolejny problem z głowy. Spełniliśmy swój obowiązek wobec ciebie, umożliwiliśmy ci naukę, umożliwimy też studiowanie - nie możesz wymagać od nas niczego więcej.
I dotąd nie wymagała. Dopiero teraz odważyła się przyznać, że w duchu brakowało jej własnej rodziny. Nie przyjaciół, nie prawie-rodziny. Ale rodziców i domowych obiadów.
Z drugiej strony, to, co dręczyło ją teraz, wcale nie było tematem łatwiejszym. Na dobrą sprawę chyba łatwiej byłoby jej opowiadać o tym, jak to nie wie, co zrobić z Nicolaiem, niż przyznać się do faktycznych tęsknot i powodu jej smutku. Bo jasne, zawirowania z młodzieńcami z pewnością przyczyniły się do popsucia jej humoru, natomiast to nie oni byli głównym powodem tego, że Vedranówna najchętniej zaszyłaby się w jakiejś komórce, zamknęła od środka i przewegetowała tam najbliższe dni.
- Chodzi o to, że... - Zaczęła z wahaniem. Komu, jak nie Rolandowi mogłaby się zwierzać? Znał ją, odkąd razem z jego córką szalała w przyzamkowym ogrodzie, uciekając przed mającą ich pilnować nianią. - Minął miesiąc wakacji. - Bardzo dbała o to, by głos jej nie zadrżał. To byłaby katastrofa. - W domu byłam tylko na chwilę, żeby spakować rzeczy. Z rodzicami nie mogłam się nawet przywitać, bo ich nie było. - Chrząknęła cicho, za wszelką cenę chcąc utrzymać nerwy na wodzy. - A więc miesiąc. Miesiąc, kiedy właściwie nie było mnie w domu i... Myślałam, że chociaż trochę się stęsknią.
Prawda była taka, że nie otrzymała od rodziców żadnego listu - a przynajmniej żadnego, który różniłby się od niemal oficjalnej korespondencji otrzymywanej od matki. Napisała do niej gosposia, pod jej listem podpisał się też ogrodnik. Dostała też pocztówkę od rodziców Nicolaia. Jej właśni zaś... Odnosiła wrażenie, że zwyczajnie cieszą się, że mają kolejny problem z głowy. Spełniliśmy swój obowiązek wobec ciebie, umożliwiliśmy ci naukę, umożliwimy też studiowanie - nie możesz wymagać od nas niczego więcej.
I dotąd nie wymagała. Dopiero teraz odważyła się przyznać, że w duchu brakowało jej własnej rodziny. Nie przyjaciół, nie prawie-rodziny. Ale rodziców i domowych obiadów.
Re: Jezioro
Ach, a więc to dręczyło młodą Vedranównę. Roland uśmiechnął się sam do siebie, ale nie był to uśmiech radości. Znał to dobrze. Wiedział, że taki jest los bogatej, wysoko sytuowanej młodzieży. Postanowił uważnie dobierać słowa, aby Nora dokładnie zrozumiała to, co miał jej do przekazania. Wiedzial, że ani on, ani słowa nie zastąpią jej rodziców i rodzinnego domu, ale to zawsze coś. Jakaś namiastka ciepła i zrozumienia.
- Więc o to chodzi. Dom, rodzina.. Poważny temat, poważna sprawa, ale nie koniec świata - zaczął, ale po chwili uznał, że nie był to najlepszy początek. Rolandowi trafiła się dobra rodzina: rodzice dbali o niego i o Sophie, jednak nie była to wymarzona rodzina z obrazka. Fitzpatrickowie dbali o tradycję i do ich życia wkradały się różne konwenanse, które miały na celu podtrzymanie dobrej reputacji i stanowiska rodziny.
- Znasz to powiedzenie, że rodziny się nie wybiera? - Zagaił, uśmiechając się sam do siebie. - Osobiście uważam, że to bzdura. Rodziną i domem nazywamy tych i to miejsce, które sami wybierzemy. Może Chorwacja nie jest Ci pisana. Zamiast rozczulać się za wyobrażeniami z dzieciństwa, może czas znaleźć swoje drugie miejsce na świecie - dodał, patrząc na nią.
- Więc o to chodzi. Dom, rodzina.. Poważny temat, poważna sprawa, ale nie koniec świata - zaczął, ale po chwili uznał, że nie był to najlepszy początek. Rolandowi trafiła się dobra rodzina: rodzice dbali o niego i o Sophie, jednak nie była to wymarzona rodzina z obrazka. Fitzpatrickowie dbali o tradycję i do ich życia wkradały się różne konwenanse, które miały na celu podtrzymanie dobrej reputacji i stanowiska rodziny.
- Znasz to powiedzenie, że rodziny się nie wybiera? - Zagaił, uśmiechając się sam do siebie. - Osobiście uważam, że to bzdura. Rodziną i domem nazywamy tych i to miejsce, które sami wybierzemy. Może Chorwacja nie jest Ci pisana. Zamiast rozczulać się za wyobrażeniami z dzieciństwa, może czas znaleźć swoje drugie miejsce na świecie - dodał, patrząc na nią.
Re: Jezioro
Wysłuchując z uwagą, co miał jej do powiedzenia, na koniec parsknęła śmiechem. Owo parsknięcie było zaś o tyle niefortunne, że ledwie chwilę przed nim przystąpiła do konsumpcji czekoladowo-pomarańczowego ciastka. Jak łatwo się domyślić, nieco zbyt gwałtowna reakcja doprowadziła do ubabrania swej twarzyczki kawałkami słodyczą, czyniąc komiczną sytuację, która wcale śmieszną być nie powinna.
- A co ja robię od siedmiu lat? - Spojrzała na uzdrowiciela spod oka, w międzyczasie wycierając buzię przedramieniem. Krzyżując po turecku nogi, oparła się plecami o kamień, na którym siedział. - Odkąd trafiłam do Hogwartu, właśnie tym się zajmuję. Szukaniem sobie miejsca. Nie omijam Chorwacji dlatego, że tak chcę. Nie jeżdżę do Lastovo, bo doszłam do wniosku, że może czas się od niego odzwyczaić. - Odchylając głowę, oparła ją na głazie i przymknęła oczy. - Na dobrą sprawę, nie wylądowałam źle. Mam Wilsonów. Mam Scottów. Mam was. Tylko co z tego? - Nie uniknęła odrobiny goryczy w swym głosie. - Kocham cię jak ojca a Sophie jak siostrę, znam ten zamek jak własną kieszeń, a mimo to wciąż jestem tu gościem. - Otwierając oczy, spojrzała ku Rolandowi. Nie chodziło jej o to, by czynić komukolwiek jakiekolwiek zarzuty. Nie chciała, by źle ją zrozumiał. Sięgnęła więc po najlepsze, obrazowe wytłumaczenie, jakie umiała do tej pory wymyślić. - Albumy z rodzinnymi zdjęciami. Anegdotki opowiadane przy obiedzie. Wspomnienia nieudanych, pomimo dobrych chęci, prezentów od rodziców. Opowieści o dniach, gdy zbytnią troskliwością matka przyniosła mi wstyd przed znajomymi. Nie mam czegoś takiego. - Potrząsnęła lekko głową, znów odwracając wzrok. - Może to głupie, ale czuję się tak, jakby pozbawiono mnie możliwości kontynuowania jakiejś historii. Swoim dzieciom nie będę mogła powiedzieć: moja mama nigdy by mi na to nie pozwoliła, bo ona zwyczajnie się mną nie interesowała. Liczyła się i nadal liczy jej kariera, a teraz, gdy podrośliśmy, także nasze sukcesy - moje, Any i całej reszty. Nie my, ale nasze osiągnięcia.
Zdziwiła się, że cały ten monolog przyszedł jej tak łatwo. Czy pomogło? Być może. Pewnie tak. Przynajmniej chciała w to wierzyć.
- A co ja robię od siedmiu lat? - Spojrzała na uzdrowiciela spod oka, w międzyczasie wycierając buzię przedramieniem. Krzyżując po turecku nogi, oparła się plecami o kamień, na którym siedział. - Odkąd trafiłam do Hogwartu, właśnie tym się zajmuję. Szukaniem sobie miejsca. Nie omijam Chorwacji dlatego, że tak chcę. Nie jeżdżę do Lastovo, bo doszłam do wniosku, że może czas się od niego odzwyczaić. - Odchylając głowę, oparła ją na głazie i przymknęła oczy. - Na dobrą sprawę, nie wylądowałam źle. Mam Wilsonów. Mam Scottów. Mam was. Tylko co z tego? - Nie uniknęła odrobiny goryczy w swym głosie. - Kocham cię jak ojca a Sophie jak siostrę, znam ten zamek jak własną kieszeń, a mimo to wciąż jestem tu gościem. - Otwierając oczy, spojrzała ku Rolandowi. Nie chodziło jej o to, by czynić komukolwiek jakiekolwiek zarzuty. Nie chciała, by źle ją zrozumiał. Sięgnęła więc po najlepsze, obrazowe wytłumaczenie, jakie umiała do tej pory wymyślić. - Albumy z rodzinnymi zdjęciami. Anegdotki opowiadane przy obiedzie. Wspomnienia nieudanych, pomimo dobrych chęci, prezentów od rodziców. Opowieści o dniach, gdy zbytnią troskliwością matka przyniosła mi wstyd przed znajomymi. Nie mam czegoś takiego. - Potrząsnęła lekko głową, znów odwracając wzrok. - Może to głupie, ale czuję się tak, jakby pozbawiono mnie możliwości kontynuowania jakiejś historii. Swoim dzieciom nie będę mogła powiedzieć: moja mama nigdy by mi na to nie pozwoliła, bo ona zwyczajnie się mną nie interesowała. Liczyła się i nadal liczy jej kariera, a teraz, gdy podrośliśmy, także nasze sukcesy - moje, Any i całej reszty. Nie my, ale nasze osiągnięcia.
Zdziwiła się, że cały ten monolog przyszedł jej tak łatwo. Czy pomogło? Być może. Pewnie tak. Przynajmniej chciała w to wierzyć.
Re: Jezioro
- Może nie starasz się wystarczająco mocno - rzucił, siadając swobodniej na płaskiej skale.
Roland był uzdrowicielem i nauczycielem, nie psychologiem. Jedyne doświadczenie jakie posiadał z tą dziedziną nauki, był niewielki kurs psychologii klinicznej wymaganej na studiach. To był jednak inny rodzaj tragedii, aniżeli ten, o którym uczono go na wykładach.
- Jesteś tutaj zawsze mile widziana. Co chcesz żebym jeszcze zrobił? Żałuję, że nie jestem Twoim ojcem, ale to raczej taka rzecz, której już nie da się zmienić - westchnął, słysząc jej słowa. Nie wiedział jak pomóc tej rozdartej wewnętrznie dziewczynie. Jak sama powiedziała: nie trafiła źle, na każdym kroku miała ludzi, którzy byli gotowi ją przyjąć.
- Może i nie będziesz mogła się tym pochwalić, ani pokazać dzieciom swoich rodzinnych albumów, ale hej, popatrz na to z innej strony. Będziesz miała swoje albumy, anegdotki i rodzinne obiady kiedy już sama zostaniesz matką. Wiesz, jak bardzo boli brak ciepła w rodzinnym domu, więc kiedy sama już założysz rodzinę, dasz go im dwa razy więcej - dodał, klepiąc ją pokrzepiająco po ramieniu.
Roland był uzdrowicielem i nauczycielem, nie psychologiem. Jedyne doświadczenie jakie posiadał z tą dziedziną nauki, był niewielki kurs psychologii klinicznej wymaganej na studiach. To był jednak inny rodzaj tragedii, aniżeli ten, o którym uczono go na wykładach.
- Jesteś tutaj zawsze mile widziana. Co chcesz żebym jeszcze zrobił? Żałuję, że nie jestem Twoim ojcem, ale to raczej taka rzecz, której już nie da się zmienić - westchnął, słysząc jej słowa. Nie wiedział jak pomóc tej rozdartej wewnętrznie dziewczynie. Jak sama powiedziała: nie trafiła źle, na każdym kroku miała ludzi, którzy byli gotowi ją przyjąć.
- Może i nie będziesz mogła się tym pochwalić, ani pokazać dzieciom swoich rodzinnych albumów, ale hej, popatrz na to z innej strony. Będziesz miała swoje albumy, anegdotki i rodzinne obiady kiedy już sama zostaniesz matką. Wiesz, jak bardzo boli brak ciepła w rodzinnym domu, więc kiedy sama już założysz rodzinę, dasz go im dwa razy więcej - dodał, klepiąc ją pokrzepiająco po ramieniu.
Re: Jezioro
- Nic. - Potrząsnęła lekko głową. - Ty nic nie musisz robić. To ja muszę... coś. Może zacząć inaczej myśleć. - Wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się łagodnie i po chwili znów zajadając ciastkami. Przekręcając głowę, by móc spojrzeć na uzdrowiciela, ostatecznie sama podciągnęła się na skałę, na której siedział i oparła głowę na ramieniu mężczyzny. Może i nie był psychologiem, ale i o na terapii nie potrzebowała. Chyba nawet rady były jej zbędne. Potrzebowała jedynie wyrzucić z siebie to, co ją gnębiło, a obciążanie Sophie kolejnymi swymi smutkami nie byłoby w porządku. Wiedziała, że Ruda od razu chciałaby coś zaradzić - tak jak i Vedranówna zrobiłaby to dla niej - a gdy okazałoby się, że nic zrobić się nie da, tylko zaraziłaby się chwilowym pesymizmem Chorwatki.
Z zamyślenia wyrwały ją kolejne słowa Rolanda. Drgnęła lekko, spoglądając na niego kątem oka. Nie pomyślała o tym dotąd w ten sposób, choć może powinna.
- Tak... Tak, chyba masz rację. - Zgodziła się w końcu i pocałowała mężczyznę lekko w policzek. Swemu ojcu podobnych czułości nie mogła okazać od kilku długich miesięcy, bo zwyczajnie nie dane jej było się z nim zobaczyć.
Po chwili dłuższego milczenia westchnęła cicho i uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Wracaj do Rosalie. Ja sobie trochę tu posiedzę, wrócę... - Wzruszyła lekko ramionami. - Pewnie późno. - W jej wykonaniu powroty po zmroku nie były niczym dziwnym i z pewnością nie powinny być źródłem czyichkolwiek zmartwień. - W każdym razie, w zamku pewnie bardziej się przydasz. W końcu niebawem ślub, co? - Czekoladowe tęczówki błysnęły typowymi dla Nory iskierkami.
Z zamyślenia wyrwały ją kolejne słowa Rolanda. Drgnęła lekko, spoglądając na niego kątem oka. Nie pomyślała o tym dotąd w ten sposób, choć może powinna.
- Tak... Tak, chyba masz rację. - Zgodziła się w końcu i pocałowała mężczyznę lekko w policzek. Swemu ojcu podobnych czułości nie mogła okazać od kilku długich miesięcy, bo zwyczajnie nie dane jej było się z nim zobaczyć.
Po chwili dłuższego milczenia westchnęła cicho i uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Wracaj do Rosalie. Ja sobie trochę tu posiedzę, wrócę... - Wzruszyła lekko ramionami. - Pewnie późno. - W jej wykonaniu powroty po zmroku nie były niczym dziwnym i z pewnością nie powinny być źródłem czyichkolwiek zmartwień. - W każdym razie, w zamku pewnie bardziej się przydasz. W końcu niebawem ślub, co? - Czekoladowe tęczówki błysnęły typowymi dla Nory iskierkami.
Re: Jezioro
- Jak już powiedziałem, jesteś u nas zawsze mile widziana. Nawet kiedy skończysz już szkołę - dodał, po raz kolejny zapewniając dziewczynę, że jest w tym domu kimś więcej aniżeli zwykłym gościem, których Fitzpatrickowie przyjmowali masowo, prawie jak Scottowie. Sens tych słów dotarł do niego po chwili. Czy naprawdę potrzebna była mu kolejna nastolatka na głowie? Sophie to jedno, ale Rosalie sama zachowywała się czasami jak nastolatka.
- Ale wróć - zastrzegł, wstając ze skały, na której siedział. - No tak, ślub... Jest niewielkie zamieszanie, chaos... Nawet nie wiadomo kiedy dojdzie do skutku. Wszystko leci tak na łeb na szyję. Bałem się jak wszyscy zareagują. Jeremy od zawsze marzył aby nasze rodziny się połączyły, ale ja zawsze stawiałem na Sophie i Jamesa, kto by pomyślał, że ja...? - Urwał, na powrót siadając na kamieniu. Zmierzał już w stronę zamku, ale postanowił dopowiedzieć coś jeszcze.
- Czasami trzeba być cierpliwym jak widzisz. Kochałem się w Rosalie od kiedy tylko zacząłem być na tyle rozumny, że podobały mi się dziewczęta. Pół Hogwartu, całe studia, długo po nich. Jak wyjechała to złamało mi serce, do tego doszło dziecko z kobietą, którą nie do końca kochałem, a która uciekła przy pierwszej okazji. Kiedy zmarł jej mąż a ojciec Jamesa, poszedłem do pubu, balowałem ze szczęścia do rana opity jak prostytutka z Soho... A jednak, w wieku trzydziestu pięciu lat doczekałem się. Może i lepiej, ze teraz kiedy jestem dojrzały, a nie wtedy kiedy jako dziewiętnastolatek. Ty też, prędzej czy później, znajdziesz to co znaleźć powinnaś - powiedział, ponownie wstając. - Nie dziel się z innymi raczej tą historią, ale weź ją sobie do serca. Dobra?
Już miał odchodzić, kiedy nad jezioro nadleciała jedna z płomykówek, które były własnością zamku. Niosła w dziobie krótką notkę napisaną pismem Benia. Treśc brzmiała: Nancy rodzi. Roland zgniótł w ręku zawiniątko.
- Na mnie pora. Nie wróć zbyt późno, dobrze? - Rzucił na odchodnym, po czym teleportował się w pośpiechu do zamku.
- Ale wróć - zastrzegł, wstając ze skały, na której siedział. - No tak, ślub... Jest niewielkie zamieszanie, chaos... Nawet nie wiadomo kiedy dojdzie do skutku. Wszystko leci tak na łeb na szyję. Bałem się jak wszyscy zareagują. Jeremy od zawsze marzył aby nasze rodziny się połączyły, ale ja zawsze stawiałem na Sophie i Jamesa, kto by pomyślał, że ja...? - Urwał, na powrót siadając na kamieniu. Zmierzał już w stronę zamku, ale postanowił dopowiedzieć coś jeszcze.
- Czasami trzeba być cierpliwym jak widzisz. Kochałem się w Rosalie od kiedy tylko zacząłem być na tyle rozumny, że podobały mi się dziewczęta. Pół Hogwartu, całe studia, długo po nich. Jak wyjechała to złamało mi serce, do tego doszło dziecko z kobietą, którą nie do końca kochałem, a która uciekła przy pierwszej okazji. Kiedy zmarł jej mąż a ojciec Jamesa, poszedłem do pubu, balowałem ze szczęścia do rana opity jak prostytutka z Soho... A jednak, w wieku trzydziestu pięciu lat doczekałem się. Może i lepiej, ze teraz kiedy jestem dojrzały, a nie wtedy kiedy jako dziewiętnastolatek. Ty też, prędzej czy później, znajdziesz to co znaleźć powinnaś - powiedział, ponownie wstając. - Nie dziel się z innymi raczej tą historią, ale weź ją sobie do serca. Dobra?
Już miał odchodzić, kiedy nad jezioro nadleciała jedna z płomykówek, które były własnością zamku. Niosła w dziobie krótką notkę napisaną pismem Benia. Treśc brzmiała: Nancy rodzi. Roland zgniótł w ręku zawiniątko.
- Na mnie pora. Nie wróć zbyt późno, dobrze? - Rzucił na odchodnym, po czym teleportował się w pośpiechu do zamku.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach