Ogrody
+32
Stan Griffiths
Malcolm McMillan
Polly Baldwin
Samantha Davies
Miles Gladstone
Mistrz Gry
Marie Volante
Grace Scott
Antonija Vedran
Dylan Davies
Konrad Moore
Ana Vedran
Lucy Skitter
Brennus Lancaster
Nicolas Socha
Ross Seth Davies
Hannah Wilson
Benedict Walton
Charles Wilson
Margaret Scott
Vincent Cramer
Prince Scott
Nancy Baldwin
Sophie Fitzpatrick
Roland Fitzpatrick
Ian Ames
Marianna Vulkodlak
Rika Shaft
Rosalie Fitzpatrick
James Scott
Zoja Yordanova
Jeremy Scott
36 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla gości
Strona 6 z 7
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Ogrody
First topic message reminder :
Zaraz za werandą znajdują się ogromne ogrody. O rośliny z niemal każdego zakątka świata dba Margaret Scott, więc flora jest tu niesamowicie piękna.
Zaraz za werandą znajdują się ogromne ogrody. O rośliny z niemal każdego zakątka świata dba Margaret Scott, więc flora jest tu niesamowicie piękna.
Re: Ogrody
Ross miał nadzieję, że Ana zgodzi się, aby zostać jego żoną. Zrobiła mu wielki zawód odmową, chociaż Davies widział, jak wzruszyła się na widok pierścionka. Opowiadała mu kiedyś jak miałby wyglądać jej wymarzony pierścionek i taki udało się chłopakowi znaleźć. Szkoda, że będzie musiał go zwrócić. Nie wie, czy będzie umiał dobrze się bawić na tym weselu, postara się. Ana nagle zniknęła, Ross więcej już nic nie powiedział. Jest twardym mężczyzną, ale teraz poczuł się jak ciepła klucha. Miał dosyć swojego życia. Westchnął głośno. Wciąż klęczał na jednym kolanie, chociaż nikogo już przed nim nie było. Mógł ją złapać i zabrać się razem z dziewczyną, jednak był na tyle nieprzytomny, że nie zrobił tego. Schował zamknięte pudełeczko z powrotem do kieszeni. Szkoda, wielka szkoda. Wstał, otrzepał kolano i podszedł do stołu, gdzie stały prezenty, aby położyć na nim kopertę. Rozejrzał się dookoła i podszedł z powrotem do barku. Wziął sobie szklankę z whisky. Teraz nie pozostało mu nic, jak tylko się upić. Upić do nieprzytomności...
Re: Ogrody
Gdyby Mason wiedział, że stoi przed nim nie kto inny, jak krwiożercza, mityczna bestia wysysająca życie z wątłych ciał śmiertelników, pewnie już dawno zmoczyłby swe upaprane ziemią spodnie lub najzwyczajniej w świecie stracił przytomność. A że tego nie wiedział, tym bardziej nieporadnie wyglądał trzęsąc portkami przed chudą, niską dziewczyną. Niewiele starszą od niego, swoją drogą.
- O-ho, Pan Zgubiony odzyskał rezon – Alice uśmiechnęła się samymi kącikami ust. Najchętniej wsunęłaby dłonie do kieszeni, gdyby nie to, że czarna kreacja, którą wydobyła z czeluści kufra na dzisiejsze wesele po prostu ich nie posiadała. Nie wiedząc co poczynić z rękami przysunęła je bliżej twarzy i zajęła się oglądaniem swych paznokci.
- Albo nie jesteś jednym z weselnych gości, albo masz bardzo kiepski gust.
Panienka Volante mimo swej przyjemnej dla oka powierzchowności, do istot o anielskim przysposobieniu z pewnością nie należała. Potrafiła pokazać pazur, a że większość otaczających ją śmiertelników niemożliwie ją nudziła, nie omieszkała drażnić się z nimi. Rzucane przez nią uwagi w towarzystwie, w którym się obracała jej obrzydliwie bogata rodzina z pewnością nie uchodziły za miłe i przystające grzecznie ułożonej, młodej kobiecie. Cóż poradzić?
- Wyglądasz jak siódme dziecko stróża… - wampirzyca sięgnęła po swoją różdżkę i zaklęciem oczyściła ubranie Krukona z śladów, które powstały na nim w wyniku bliskiego spotkania z ziemią po teleportacji.
- Jesteś głodny? – bo ja tak, dodała w myślach i aż uśmiechnęła się szerzej, gdy słodki, niemal otumaniający zapach krwi znów omył jej nozdrza. Że też wampiry nie mogą czasem cierpieć na katar – zwłaszcza wtedy, kiedy starają się być miłe dla ludzi. Dlaczego w ogóle o to spytała? Krukon wyglądał tak żałośnie, jakby od kilku dni mieszkał w leśnym szałasie.
- Skąd się tu w ogóle wziąłeś?
Błękitne tęczówki Francuzki uważnie śledziły każdy ruch czarodzieja. Serce Masona w dalszym ciągu biło szybko pod wpływem ogromnej dawki adrenaliny, co wprowadzało Volante w dość nerwowy nastrój. Nie chciała go przecież atakować, a zachowywał się tak, jakby sam się o to prosił. Głodne stworzenia są bardzo rozdrażnione.
- Gdzie moje maniery! Alice – wyciągnęła swą chłodną dłoń w jego kierunku, znów spowijając swą twarz jakimś obojętnym grymasem.
- O-ho, Pan Zgubiony odzyskał rezon – Alice uśmiechnęła się samymi kącikami ust. Najchętniej wsunęłaby dłonie do kieszeni, gdyby nie to, że czarna kreacja, którą wydobyła z czeluści kufra na dzisiejsze wesele po prostu ich nie posiadała. Nie wiedząc co poczynić z rękami przysunęła je bliżej twarzy i zajęła się oglądaniem swych paznokci.
- Albo nie jesteś jednym z weselnych gości, albo masz bardzo kiepski gust.
Panienka Volante mimo swej przyjemnej dla oka powierzchowności, do istot o anielskim przysposobieniu z pewnością nie należała. Potrafiła pokazać pazur, a że większość otaczających ją śmiertelników niemożliwie ją nudziła, nie omieszkała drażnić się z nimi. Rzucane przez nią uwagi w towarzystwie, w którym się obracała jej obrzydliwie bogata rodzina z pewnością nie uchodziły za miłe i przystające grzecznie ułożonej, młodej kobiecie. Cóż poradzić?
- Wyglądasz jak siódme dziecko stróża… - wampirzyca sięgnęła po swoją różdżkę i zaklęciem oczyściła ubranie Krukona z śladów, które powstały na nim w wyniku bliskiego spotkania z ziemią po teleportacji.
- Jesteś głodny? – bo ja tak, dodała w myślach i aż uśmiechnęła się szerzej, gdy słodki, niemal otumaniający zapach krwi znów omył jej nozdrza. Że też wampiry nie mogą czasem cierpieć na katar – zwłaszcza wtedy, kiedy starają się być miłe dla ludzi. Dlaczego w ogóle o to spytała? Krukon wyglądał tak żałośnie, jakby od kilku dni mieszkał w leśnym szałasie.
- Skąd się tu w ogóle wziąłeś?
Błękitne tęczówki Francuzki uważnie śledziły każdy ruch czarodzieja. Serce Masona w dalszym ciągu biło szybko pod wpływem ogromnej dawki adrenaliny, co wprowadzało Volante w dość nerwowy nastrój. Nie chciała go przecież atakować, a zachowywał się tak, jakby sam się o to prosił. Głodne stworzenia są bardzo rozdrażnione.
- Gdzie moje maniery! Alice – wyciągnęła swą chłodną dłoń w jego kierunku, znów spowijając swą twarz jakimś obojętnym grymasem.
Re: Ogrody
-To prawda. Oni wszyscy w głębi serca się nienawidzą. Dlatego ja wolę szczerze im to pokazywać, niż ukrywać swoją niechęć i uśmiechać się sztucznie
Kłamliwe uśmiechy były domeną jego babci. Tak, Margaret świetnie się odnajdywała w świecie szlachty. James nie wiedział, czy to z zamiłowania, czy ze zwykłego doświadczenia.
-Chyba tu chodzi o dziecko urodzone przed zawarciem związku małżeńskiego - mruknął patrząc się wymownie w gwieździste niebo. Nancy rzadko popisywała się domyślnością, ale tym razem powinna zrozumieć aluzję.
Słuchając monologu małej Gryfonki, parszywy uśmiech Scott'a poszerzał się z sekundy na sekundę. Była tak naiwna w tym co mówiła, że przez krótką chwilę, chłopak miał ochotę ją pogłaskać po głowie.
- Masz dużo racji. Nie mam zamiaru osiągać niczego wielkiego. Wielkie rzeczy zostawię tym, którzy chcą pokazać się światu, zdobyć sławę bądź bogactwo. Ale w jednym się mylisz. I to bardzo. Pieniądze i znajomości wciąż rządzą światem, a najbardziej potężni ludzie, to Ci, o których rzadko się słyszy. Każdy człowiek ma jakąś cenę. Zgodzę się, że nie zawsze jest to złoto. Ale złotem możesz zapewnić niemal wszystko. Jedyne co jest od złota potężniejsze, to strach. Wiedział o tym Voldemort, oraz Grindelwald. Dlatego własnie brzydzi mnie większa część ludzkości. Są słabi i wiecznie spragnieni. A ktoś, kto bardzo czegoś chce, jest łatwym celem do manipulacji.
Chłopak wstrzymał się z podaniem odpowiednich przykładów. Teoretyzowanie o wynajmowaniu odpowiednich ludzi do likwidacji odpowiednich celów mogło być nieodpowiednie dla uszu Nancy. Szczególnie po wydarzeniach sprzed paru miesięcy.
- To nie ja się czepiam innych. To inni czepiają się mnie - dodaj jeszcze marszcząc lekko brwi. Cóż, można by rzec, że była to prawda. Wszak James nigdy nie podszedł do kogoś i nie rzucił zaklęciem tylko po to, aby mieć rozrywkę. Co prawda, zawsze dodawał swoje 3 grosze, ale przeważnie, to Scott i Malcolm zostawali 'zaatakowani' z jakiś dziwnych powodów.
-Skrzaty teleportują Cię do łóżka. Spokojnie. Gwarantuję Ci, że za godzinę połowa gości znajdzie się pod stołem.
Tak właśnie skończył się ostatni bal u Scottów. Gdy alkohol się nie kończy, to i ludzie piją do upadłego. Szczególnie Ci, którzy nie mają żadnych obowiązków.
-Chutliwa cipka, to taka, która 'ślini' się na widok każdego penisa - wyjaśnił również biorąc łyka.
No i stało się. Oto jakaś lekko podchmielona dziewoja, którą od dziecka uczyli, że nogi należy rozkładać przed tymi, którzy dadzą najwięcej, przyszła prosić go do tańca. Cóż, Scott nie zdziwił się za bardzo. Takie sytuacje zdarzały się i w tamtym roku. Już miał odmówić, kiedy Nancy - również podchmielona- zerwała się na nogi.
- Nie mogę chodzić, więc o tańcu nie ma mowy - powiedział, ale nie był pewny, czy którakolwiek z obu pań go usłyszała. Chciał rozwiązać tą sytuację bez kłótni i niepotrzebnego przeciągania. Niestety chyba było już za późno. Krukon rozejrzał się szybko szukając ewentualnej drogi ucieczki. Nie chciał być tym, który będzie zmuszony rozdzielać dwie wojownicze księżniczki.
Kłamliwe uśmiechy były domeną jego babci. Tak, Margaret świetnie się odnajdywała w świecie szlachty. James nie wiedział, czy to z zamiłowania, czy ze zwykłego doświadczenia.
-Chyba tu chodzi o dziecko urodzone przed zawarciem związku małżeńskiego - mruknął patrząc się wymownie w gwieździste niebo. Nancy rzadko popisywała się domyślnością, ale tym razem powinna zrozumieć aluzję.
Słuchając monologu małej Gryfonki, parszywy uśmiech Scott'a poszerzał się z sekundy na sekundę. Była tak naiwna w tym co mówiła, że przez krótką chwilę, chłopak miał ochotę ją pogłaskać po głowie.
- Masz dużo racji. Nie mam zamiaru osiągać niczego wielkiego. Wielkie rzeczy zostawię tym, którzy chcą pokazać się światu, zdobyć sławę bądź bogactwo. Ale w jednym się mylisz. I to bardzo. Pieniądze i znajomości wciąż rządzą światem, a najbardziej potężni ludzie, to Ci, o których rzadko się słyszy. Każdy człowiek ma jakąś cenę. Zgodzę się, że nie zawsze jest to złoto. Ale złotem możesz zapewnić niemal wszystko. Jedyne co jest od złota potężniejsze, to strach. Wiedział o tym Voldemort, oraz Grindelwald. Dlatego własnie brzydzi mnie większa część ludzkości. Są słabi i wiecznie spragnieni. A ktoś, kto bardzo czegoś chce, jest łatwym celem do manipulacji.
Chłopak wstrzymał się z podaniem odpowiednich przykładów. Teoretyzowanie o wynajmowaniu odpowiednich ludzi do likwidacji odpowiednich celów mogło być nieodpowiednie dla uszu Nancy. Szczególnie po wydarzeniach sprzed paru miesięcy.
- To nie ja się czepiam innych. To inni czepiają się mnie - dodaj jeszcze marszcząc lekko brwi. Cóż, można by rzec, że była to prawda. Wszak James nigdy nie podszedł do kogoś i nie rzucił zaklęciem tylko po to, aby mieć rozrywkę. Co prawda, zawsze dodawał swoje 3 grosze, ale przeważnie, to Scott i Malcolm zostawali 'zaatakowani' z jakiś dziwnych powodów.
-Skrzaty teleportują Cię do łóżka. Spokojnie. Gwarantuję Ci, że za godzinę połowa gości znajdzie się pod stołem.
Tak właśnie skończył się ostatni bal u Scottów. Gdy alkohol się nie kończy, to i ludzie piją do upadłego. Szczególnie Ci, którzy nie mają żadnych obowiązków.
-Chutliwa cipka, to taka, która 'ślini' się na widok każdego penisa - wyjaśnił również biorąc łyka.
No i stało się. Oto jakaś lekko podchmielona dziewoja, którą od dziecka uczyli, że nogi należy rozkładać przed tymi, którzy dadzą najwięcej, przyszła prosić go do tańca. Cóż, Scott nie zdziwił się za bardzo. Takie sytuacje zdarzały się i w tamtym roku. Już miał odmówić, kiedy Nancy - również podchmielona- zerwała się na nogi.
- Nie mogę chodzić, więc o tańcu nie ma mowy - powiedział, ale nie był pewny, czy którakolwiek z obu pań go usłyszała. Chciał rozwiązać tą sytuację bez kłótni i niepotrzebnego przeciągania. Niestety chyba było już za późno. Krukon rozejrzał się szybko szukając ewentualnej drogi ucieczki. Nie chciał być tym, który będzie zmuszony rozdzielać dwie wojownicze księżniczki.
Re: Ogrody
- Ach.. o to chodzi - zamyśliła się na moment, rozwierając usta w geście głębokiego pomyślunku. Kiwała powoli głową, analizując ten przypadek, a po pewnym czasie olśniło ją! Ach. Pacnęła się dłonią w czoło i oznajmiła takim tonem, jakby właśnie odkryła Amerykę: - Junior jest takim dzieckiem! Przecież żadne z nas nie ma ślubu!
Czy to nie było oczywiste? No tak, paradoks Nancy Baldwin: logiki za grosz, ale uparcie do wyznaczonych celów zapewniły jej miano drugiej najlepszej uczennicy szkoły. To, co śmiało można jej było zarzucić to zawziętość, która objawiała się w nauce i nie tylko. Kto tak długo wytrzymałby z Jamesem, który upokarzał ją na każdym kroku? Tylko ona.
To o czym mówił, było niezwykle interesujące. Słuchała go, nie przerywając mu. Widocznie mieli inne spojrzenie na tą sprawę, może dlatego, że Baldwin jeszcze niewiele w życiu widziała i mało doświadczyła. To jednak było nieważne, miała przecież ludzi, którzy za wszelką cenę chronili ją w tym hermetycznym, przekolorowanym świecie, który uroiła sobie w głowie.
- Każdy ma jakąś cenę? Jaka jest w takim razie twoja cena, Jamesie Scott? Pewnie mnie nie stać. - Uniosła nieznacznie brwi ku górze, zabierając ze stolika pucharek z winem, który wciąż się napełniał i napełniał. Trzymała się zadziwiająco dobrze. Może to wino było jakieś słabe i specjalnie postawione przy jej stoliku. Wino dla dzieci, czy coś. - Ja nigdy się nie sprzedam za żądne złoto tego świata. Nie złapią mnie na piękne sukienki i wystawne przycięcia. Nigdy, przenigdy! Nawet nie wiedziałam do kiedyś, że jesteś bogaty! Przysięgam na wewnętrzne oko, że zakochałam się w biedaku - ciągnęła, wymachując pucharem z winem na prawo i lewo. Aż dziwne, że nikogo nim nie oblała.
- Chutliwa - zachichotała głośno, parskając śmiechem. - Nie jestem chutliwa! O patrz, jakiś facet wpadł pod stół. Połowa gości jest już pijana jak bela - znowu się zaśmiała, nie mając świadomości tego, że mówi również o samej sobie.
Ale wróćmy do sytuacji z niefortunną Irlandką, która stała teraz przez Nancy, wbijając w nią wzrok brudnych, zielonych tęczówek. Widocznie w starciu na groźną minę to Gryfonka była górą, bo z tamtej niewiasty pewność siebie ulotniła się jak powietrze z przebitego balona. Odeszła, a Nancy posłała za nią bezczelny uśmiech.
- Te młode Irlandki takie durnowate - mruknęła cicho w jego stronę, opadając ponownie na krzesło. Kątem oka zobaczyła jak dwóch pijanych gości próbuje holować tamtego pierwszego. Nancy znowu upiła sobie łyczka. Takie smaczne, takie smaczne! Odstawiła kieliszek z hukiem.
Złapała Jamesa za ręce i próbowała poruszać nią w takt muzyki, ale po chwili puściła ją bezwolnie i westchnęła ciężko. Czy byłoby przesadą gdybym stwierdziła, że to dziewczę upiło się pierwszy raz w swoim życiu?
- Czemu nie widzisz jak bardzo się staram? - Jęknęła, a jej ręce opadły na stolik. W ślad za nimi powędrowała głowa. - To nie moja wina, że jestem taka niemądra i głupio plotę...
Ziewnęła.
Czy to nie było oczywiste? No tak, paradoks Nancy Baldwin: logiki za grosz, ale uparcie do wyznaczonych celów zapewniły jej miano drugiej najlepszej uczennicy szkoły. To, co śmiało można jej było zarzucić to zawziętość, która objawiała się w nauce i nie tylko. Kto tak długo wytrzymałby z Jamesem, który upokarzał ją na każdym kroku? Tylko ona.
To o czym mówił, było niezwykle interesujące. Słuchała go, nie przerywając mu. Widocznie mieli inne spojrzenie na tą sprawę, może dlatego, że Baldwin jeszcze niewiele w życiu widziała i mało doświadczyła. To jednak było nieważne, miała przecież ludzi, którzy za wszelką cenę chronili ją w tym hermetycznym, przekolorowanym świecie, który uroiła sobie w głowie.
- Każdy ma jakąś cenę? Jaka jest w takim razie twoja cena, Jamesie Scott? Pewnie mnie nie stać. - Uniosła nieznacznie brwi ku górze, zabierając ze stolika pucharek z winem, który wciąż się napełniał i napełniał. Trzymała się zadziwiająco dobrze. Może to wino było jakieś słabe i specjalnie postawione przy jej stoliku. Wino dla dzieci, czy coś. - Ja nigdy się nie sprzedam za żądne złoto tego świata. Nie złapią mnie na piękne sukienki i wystawne przycięcia. Nigdy, przenigdy! Nawet nie wiedziałam do kiedyś, że jesteś bogaty! Przysięgam na wewnętrzne oko, że zakochałam się w biedaku - ciągnęła, wymachując pucharem z winem na prawo i lewo. Aż dziwne, że nikogo nim nie oblała.
- Chutliwa - zachichotała głośno, parskając śmiechem. - Nie jestem chutliwa! O patrz, jakiś facet wpadł pod stół. Połowa gości jest już pijana jak bela - znowu się zaśmiała, nie mając świadomości tego, że mówi również o samej sobie.
Ale wróćmy do sytuacji z niefortunną Irlandką, która stała teraz przez Nancy, wbijając w nią wzrok brudnych, zielonych tęczówek. Widocznie w starciu na groźną minę to Gryfonka była górą, bo z tamtej niewiasty pewność siebie ulotniła się jak powietrze z przebitego balona. Odeszła, a Nancy posłała za nią bezczelny uśmiech.
- Te młode Irlandki takie durnowate - mruknęła cicho w jego stronę, opadając ponownie na krzesło. Kątem oka zobaczyła jak dwóch pijanych gości próbuje holować tamtego pierwszego. Nancy znowu upiła sobie łyczka. Takie smaczne, takie smaczne! Odstawiła kieliszek z hukiem.
Złapała Jamesa za ręce i próbowała poruszać nią w takt muzyki, ale po chwili puściła ją bezwolnie i westchnęła ciężko. Czy byłoby przesadą gdybym stwierdziła, że to dziewczę upiło się pierwszy raz w swoim życiu?
- Czemu nie widzisz jak bardzo się staram? - Jęknęła, a jej ręce opadły na stolik. W ślad za nimi powędrowała głowa. - To nie moja wina, że jestem taka niemądra i głupio plotę...
Ziewnęła.
Re: Ogrody
Samantha nie bawiła się ani na parkiecie, ani nie siedziała przy stole gdzie starsi już dorwali alkohol i zaczęli śpiewać te weselne przyśpiewki. Samantha była autentycznie znudzona, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Szwendała się więc to tu, to tam, obserwując przy tym gości i układała komentarze w głowie. Każdego musiała skrytykować. Ta ma beznadziejne buty, temu poplamiła się koszula... ale i to nie była wystarczająca rozrywka. Nie na dłuższą metę. Wreszcie Sami uznała że czas poszukać Nicolasa, któremu zapewne nie będzie przeszkadzała aż tak bardzo, kiedy jej oczą ukazała się scenka, której głównym bohaterem był jej najstarszy braciszek. Mówiąc szczerze nieco ją zatkało, kiedy ten oświadczył się swojej dziewczynie, którą swoją drogą gryfonka "bardzo lubiła". Początkowo, kiedy dziewczyna zobaczyła że Ana tak o sobie znika, na jej twarzy pojawił sie złośliwy uśmieszek, ale chwile później zganiła się z myślach. Mimo wszystko, mimo że tak bardzo nie trawiła Vedranowej, nie powinna cieszyć się z nieszczęśćia swojego brata. W końcu on ją kochał czy coś, tak? Obserwowała uważnie każdy ruch brata, wiedziała jak to się skończy. Kończyło się tak po każdej kłótki z Aną, a teraz, kiedy dziewczyna nie powiedziała tak, może być tylko gorzej. Odprowadziła Rossa wzrokiem do barku, gdzie poczęstował się drinkiem. Zaraz potem stała koło niego.
- Rozumiem że to dla mnie? - zapytała kiwając głową na szklankę którą trzymał w ręce - Bo tobie bym nie radziła.
Założyła ręce pod piersiami i spojrzała na brata z dołu.
- Rozumiem że to dla mnie? - zapytała kiwając głową na szklankę którą trzymał w ręce - Bo tobie bym nie radziła.
Założyła ręce pod piersiami i spojrzała na brata z dołu.
Re: Ogrody
Umysł po raz kolejny bawił się z Masonem w kotka i myszkę, nerwica natręctw nie dawała mu złapać oddechu. Niebiosom dzięki, że, jak to w podobnych przypadkach bywa, ataki lęku, niepewności czy zwykłego egzystencjalnego bólu, nadchodzą falami, i czasem przychodzi po nich choćby chwilowa ulga. W takich chwilach młodzieniec czuł się, jakby patrzył na promyk słońca wyzierający zza gęstych chmur lub lichuteńki płomyk świecy w wielkim, pustym domu bez okien, jakby z zaświatów szeptał do niego ukochany głos. "Już dobrze... Jestem przy Tobie... Zawsze jestem".
Co za ból. Czy można cierpieć bardziej, niż w samotności? Co innego obezwładnia w taki sposób, czyni tak strasznie bezbronnym, wylękłym, kruchym? Mason znał to zimno rozlewające się po ciele, znał ciemność i wilgoć. Gdyby wiedział, z kim rozmawia, błagałby o śmierć.
- Ubrudziłem się. To dobre ubrania - odpowiedział na słowa Alice, gdy tylko dotarły do niego zza bańki, którą wytworzył dookoła siebie. Zabrzmiało to co najmniej dziwnie, jakby nie wychwycił żartobliwego tonu albo jakby próbował wytłumaczyć rozmówczyni, co powinno jej się podobać, a co nie. Jakby często je powtarzał.
Gdy dziewczę wyczyściło jego ubranie, poczuł dziwne ukłucie w piersi, nie nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Jak kopniak na szczęście. Zaopiekowała się nim. Zadbała o niego. Poczuł, że szklą mu się oczy i uśmiechnął się najserdeczniej w świecie, omal nie zaśmiał. Już prawie się nie bał, zrobiło mu się jakby zręczniej, jak w domu. Szczerzyłby się tak do rana, gdyby z ust młodej kobiety nie padło pytanie.
- Nie, ja... Raczej nie jadam. Dziękuję, to miło z Twojej strony - wskazał na swoje spodnie, choć podziękowania tyczyły się raczej, a nawet w głównej mierze, zainteresowania Alice stanem jego żołądka. Mimo, iż miał ochotę myślami przytulić jej myśli, nadal nie potrafił ponownie na nią spojrzeć. Zrobił więc parę kroków w prawo, parę w lewo, westchnął głośno, ot tak, dla zabicia czasu.
- To zabawne. Nie powinno mnie tu być. Wracam z podróży, usiłowałem teleportować się do domu, ale czynności wymagające skupienia nie przychodzą mi z łatwością, jak widać. Pewnie zostałaś zaproszona, a ja jestem persona non grata - problematyczne - odparł dość rzeczowo na jej zdawkowe zapytanie, próbując z grzeczności zerkać raz po raz to na jej stopy (Dlaczego są bose? To nowa moda, czy może miejscowy zwyczaj? Wyglądają, jakby należały do baletnicy, takie zgrabne i blade, jak porcelanowe), to włosy, to wargi.
Cała sytuacja zmierzała ku normalności, gdy Alice wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Zapowiadała się kolejna katastrofa, lecz Mason wciąż czuł ciepło, które rozgrzało go chwilę wcześniej. Nie byłoby dla niego problemem ponownie stracić głowę, choć odzyskał ją przed minutą, lecz tym razem zachował się jak prawdziwy twardziel. No, przynajmniej on w to wierzył.
- Jestem Mason - uścisnął jej dłoń tak, jakby bał się, że w najlepszym przypadku połamie jej kości - Twoje imię kojarzy mi się z motylkiem - po tym stwierdzeniu wiele nie zostało z naszego macho. Zwłaszcza, iż chłód jej skóry wywołał dreszcze, a do głowy wcisnął niemalże brutalnie wszystkie przykre wspomnienia. Skrzywił się i wrócił do spacerowania, by ukryć zakłopotanie.
Co za ból. Czy można cierpieć bardziej, niż w samotności? Co innego obezwładnia w taki sposób, czyni tak strasznie bezbronnym, wylękłym, kruchym? Mason znał to zimno rozlewające się po ciele, znał ciemność i wilgoć. Gdyby wiedział, z kim rozmawia, błagałby o śmierć.
- Ubrudziłem się. To dobre ubrania - odpowiedział na słowa Alice, gdy tylko dotarły do niego zza bańki, którą wytworzył dookoła siebie. Zabrzmiało to co najmniej dziwnie, jakby nie wychwycił żartobliwego tonu albo jakby próbował wytłumaczyć rozmówczyni, co powinno jej się podobać, a co nie. Jakby często je powtarzał.
Gdy dziewczę wyczyściło jego ubranie, poczuł dziwne ukłucie w piersi, nie nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Jak kopniak na szczęście. Zaopiekowała się nim. Zadbała o niego. Poczuł, że szklą mu się oczy i uśmiechnął się najserdeczniej w świecie, omal nie zaśmiał. Już prawie się nie bał, zrobiło mu się jakby zręczniej, jak w domu. Szczerzyłby się tak do rana, gdyby z ust młodej kobiety nie padło pytanie.
- Nie, ja... Raczej nie jadam. Dziękuję, to miło z Twojej strony - wskazał na swoje spodnie, choć podziękowania tyczyły się raczej, a nawet w głównej mierze, zainteresowania Alice stanem jego żołądka. Mimo, iż miał ochotę myślami przytulić jej myśli, nadal nie potrafił ponownie na nią spojrzeć. Zrobił więc parę kroków w prawo, parę w lewo, westchnął głośno, ot tak, dla zabicia czasu.
- To zabawne. Nie powinno mnie tu być. Wracam z podróży, usiłowałem teleportować się do domu, ale czynności wymagające skupienia nie przychodzą mi z łatwością, jak widać. Pewnie zostałaś zaproszona, a ja jestem persona non grata - problematyczne - odparł dość rzeczowo na jej zdawkowe zapytanie, próbując z grzeczności zerkać raz po raz to na jej stopy (Dlaczego są bose? To nowa moda, czy może miejscowy zwyczaj? Wyglądają, jakby należały do baletnicy, takie zgrabne i blade, jak porcelanowe), to włosy, to wargi.
Cała sytuacja zmierzała ku normalności, gdy Alice wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Zapowiadała się kolejna katastrofa, lecz Mason wciąż czuł ciepło, które rozgrzało go chwilę wcześniej. Nie byłoby dla niego problemem ponownie stracić głowę, choć odzyskał ją przed minutą, lecz tym razem zachował się jak prawdziwy twardziel. No, przynajmniej on w to wierzył.
- Jestem Mason - uścisnął jej dłoń tak, jakby bał się, że w najlepszym przypadku połamie jej kości - Twoje imię kojarzy mi się z motylkiem - po tym stwierdzeniu wiele nie zostało z naszego macho. Zwłaszcza, iż chłód jej skóry wywołał dreszcze, a do głowy wcisnął niemalże brutalnie wszystkie przykre wspomnienia. Skrzywił się i wrócił do spacerowania, by ukryć zakłopotanie.
Mason DolarhydeKlasa VII - Urodziny : 31/12/1995
Wiek : 28
Skąd : Leicester
Krew : Półkrwi
Re: Ogrody
Widząc coś w rodzaju szoku na jego twarzy uśmiechnęła się z lekką satysfakcją. Zadawanie trudnych i osobistych jednocześnie pytań nie było jej specjalnym hobby, ale nie stanowiło dla niej większego problemu. Pytała takim tonem jakby zastanawiała się co dzisiejszego wieczoru jest na kolację, albo czy w tym roku Hufflepuff zgarnie Puchar Domów. Słysząc, że nie kojarzy o kim mówi podniosła na niego zdumione spojrzenie.
- Walton. Ten nudny chłopak Soph. - wyjaśniła marszcząc przy okazji nieco nos. Sama nie była fanką wybranka pseudokuzynki i tak jak większość szkoły uważała go za zwykłego nudziarza. Nie dało się jednak ukryć, że nudziarz ten miał całkiem niezłą oprawę wizualną i w jakiś sposób sprawiał, że Fitzpatrickówna chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha po każdym spotkaniu z nim. Musiał więc mieć w sobie "to coś" co skrzętnie ukrywał przed całym światem i pokazywał tylko w obliczu byłej Prefekt Slytherinu. Gdy muzyka przyspieszyła oni też odrobinę przyspieszyli, aby nie wyglądać dziwnie na parkiecie pełnym roztańczonych par. Na chwilę, bo chwilę później poczuła ciało chłopaka blisko swojego ciała. Nie odsunęła się jednak tylko spojrzała mu w oczy. Fala gorąca napłynęła nie wiadomo skąd i sprawiła, że policzki młodej czarownicy się zarumieniły.
- Nie... Pytałam o to czy jesteś gejem. - odpowiedziała wciąż uśmiechając się z lekką satysfakcją. Pytanie nie było pytaniem z pupy wziętym, warto to zaznaczyć. Liczna ilość plotek i domysłów krążąca wokół Dylana Daviesa zahaczyła również o jego preferencje seksualne powodując liczną falę spekulacji odnośnie homoseksualizmu niewątpliwie przystojnego Puchona. Plotki te zostały rozsiane przez grupkę niezbyt urodziwych niewiast, więc należało brać na nie sporą poprawkę. Teraz jednak Dylan kompletnie rozwiał wątpliwości dotyczące jego upodobań łóżkowych. Nieco speszona Tonka wciągnęła ze świstem powietrze do płuc, po czym przechyliła się w stronę jego ucha.
- Wyznaję zasadę trzech randek. - wyszeptała, po czym przygryzła nieco wargę. Chyba każdy w Hogwarcie wiedział na czym polega zasada trzech randek? Wymyślona dawno dawno temu reguła jawnie stanowiła, że przed odbyciem ewentualnego stosunku seksualnego należy odbyć trzy randki. Zasada prosta jak słońce i posiadająca zwolenniczki w całej szkole. O dziwo, panna Vedran również należała do zwolenniczek tejże reguły. Z piekącymi policzkami wpatrywała się w oblicze Dylana czekając na jego odpowiedź.
- Walton. Ten nudny chłopak Soph. - wyjaśniła marszcząc przy okazji nieco nos. Sama nie była fanką wybranka pseudokuzynki i tak jak większość szkoły uważała go za zwykłego nudziarza. Nie dało się jednak ukryć, że nudziarz ten miał całkiem niezłą oprawę wizualną i w jakiś sposób sprawiał, że Fitzpatrickówna chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha po każdym spotkaniu z nim. Musiał więc mieć w sobie "to coś" co skrzętnie ukrywał przed całym światem i pokazywał tylko w obliczu byłej Prefekt Slytherinu. Gdy muzyka przyspieszyła oni też odrobinę przyspieszyli, aby nie wyglądać dziwnie na parkiecie pełnym roztańczonych par. Na chwilę, bo chwilę później poczuła ciało chłopaka blisko swojego ciała. Nie odsunęła się jednak tylko spojrzała mu w oczy. Fala gorąca napłynęła nie wiadomo skąd i sprawiła, że policzki młodej czarownicy się zarumieniły.
- Nie... Pytałam o to czy jesteś gejem. - odpowiedziała wciąż uśmiechając się z lekką satysfakcją. Pytanie nie było pytaniem z pupy wziętym, warto to zaznaczyć. Liczna ilość plotek i domysłów krążąca wokół Dylana Daviesa zahaczyła również o jego preferencje seksualne powodując liczną falę spekulacji odnośnie homoseksualizmu niewątpliwie przystojnego Puchona. Plotki te zostały rozsiane przez grupkę niezbyt urodziwych niewiast, więc należało brać na nie sporą poprawkę. Teraz jednak Dylan kompletnie rozwiał wątpliwości dotyczące jego upodobań łóżkowych. Nieco speszona Tonka wciągnęła ze świstem powietrze do płuc, po czym przechyliła się w stronę jego ucha.
- Wyznaję zasadę trzech randek. - wyszeptała, po czym przygryzła nieco wargę. Chyba każdy w Hogwarcie wiedział na czym polega zasada trzech randek? Wymyślona dawno dawno temu reguła jawnie stanowiła, że przed odbyciem ewentualnego stosunku seksualnego należy odbyć trzy randki. Zasada prosta jak słońce i posiadająca zwolenniczki w całej szkole. O dziwo, panna Vedran również należała do zwolenniczek tejże reguły. Z piekącymi policzkami wpatrywała się w oblicze Dylana czekając na jego odpowiedź.
Re: Ogrody
Cóż, będzie się musiał dokształcić ze związków, które są obecnie w Hogwarcie. Kompletnie nie ogarniał kto był z kim, a kto sam. W sumie to nie była jakaś potrzebna wiedza. Nie swatał nikogo, a sam raczej też nie zastanawiał się z kim jest dana dziewczyna. Jeżeli mu się podobała to zwyczajnie próbował swoich sił, nie zastanawiał się nad tym długo.
- Chyba nie może być aż tak nudny, skoro komuś strzelił w pysk. - Dylan uśmiechnął się zadziornie. Bardziej by powiedział, że jest wybuchowy, skoro potrafi kogoś uderzyć nie bacząc na to, że jest na ślubie. Poza tym jakoś miał wrażenie, że Sophie nie wytrzymałaby długo z jakimś nudziarzem. Nie znał tego Waltona, ale może wkrótce go pozna, skoro kręci z jego kuzynką. Wtedy sam oceni czy Krukon jest nudny czy nie. Ale nieważne, nie byli tutaj przecież, aby zastanawiać się nad Benedictem Waltonem albo Sophie Fitzpatrick. Dylan zaprosił tutaj Antoninę, aby razem dobrze się bawili ze sobą.
Dylan może czasem był nieprzewidywalny, a rumieńce na twarzy panny Vedran zdecydowanie wzmagały jego chęć by jeszcze bardziej ją zawstydzać.
On sam szczerze mówiąc nie miał pojęcia o tym, że ktoś sieje jakieś plotki na jego temat odnośnie bycia homoseksualistą. Nie miał nic do nich, ale sam preferował kółeczka zamiast kreseczek, mówiąc bardzo obrazowo. A szczerze mówiąc miał gdzieś czy mówią o nim to, albo tamto. Jeżeli któraś dziewczyna chciała się przekonać odnośnie jego preferencji seksualnych, to o ile jakoś wyglądała to mógł jej dosyć dokładnie przedstawić jak się sprawy mają.
- Zasada trzech randek? - Co nieco wiedział na ten temat. On generalnie w tych sprawach nie stosował żadnych udziwnień i krępujących go zasad. - No to zostały nam jeszcze dwie. - Chłopak lekko się uśmiechnął do niej. Nie wiedział czy te randki się odbędą, ale miał nadzieję, że tak. Dziewczyna była naprawdę czarująca i dobrze mu się z nią rozmawiało.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał zmieniając temat. Muzyka powoli dobiegała końca, a jego nogi powoli zaczęły boleć. Pewnie jakieś dwa kawałki i znowu zdoła wrócić na parkiet, ale teraz miał nadzieję na chwileczkę odpoczynku. Oczywiście nie dał po sobie poznać, że chciałby przerwać taniec. Odsunął się delikatnie od niej, ale mógł powiedzieć, że chętnie ponownie by się do niej zbliżył. Jednakże idąc do stolika po coś do picia byłoby im niewygodnie być tak splątani ciałami.
- Chyba nie może być aż tak nudny, skoro komuś strzelił w pysk. - Dylan uśmiechnął się zadziornie. Bardziej by powiedział, że jest wybuchowy, skoro potrafi kogoś uderzyć nie bacząc na to, że jest na ślubie. Poza tym jakoś miał wrażenie, że Sophie nie wytrzymałaby długo z jakimś nudziarzem. Nie znał tego Waltona, ale może wkrótce go pozna, skoro kręci z jego kuzynką. Wtedy sam oceni czy Krukon jest nudny czy nie. Ale nieważne, nie byli tutaj przecież, aby zastanawiać się nad Benedictem Waltonem albo Sophie Fitzpatrick. Dylan zaprosił tutaj Antoninę, aby razem dobrze się bawili ze sobą.
Dylan może czasem był nieprzewidywalny, a rumieńce na twarzy panny Vedran zdecydowanie wzmagały jego chęć by jeszcze bardziej ją zawstydzać.
On sam szczerze mówiąc nie miał pojęcia o tym, że ktoś sieje jakieś plotki na jego temat odnośnie bycia homoseksualistą. Nie miał nic do nich, ale sam preferował kółeczka zamiast kreseczek, mówiąc bardzo obrazowo. A szczerze mówiąc miał gdzieś czy mówią o nim to, albo tamto. Jeżeli któraś dziewczyna chciała się przekonać odnośnie jego preferencji seksualnych, to o ile jakoś wyglądała to mógł jej dosyć dokładnie przedstawić jak się sprawy mają.
- Zasada trzech randek? - Co nieco wiedział na ten temat. On generalnie w tych sprawach nie stosował żadnych udziwnień i krępujących go zasad. - No to zostały nam jeszcze dwie. - Chłopak lekko się uśmiechnął do niej. Nie wiedział czy te randki się odbędą, ale miał nadzieję, że tak. Dziewczyna była naprawdę czarująca i dobrze mu się z nią rozmawiało.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał zmieniając temat. Muzyka powoli dobiegała końca, a jego nogi powoli zaczęły boleć. Pewnie jakieś dwa kawałki i znowu zdoła wrócić na parkiet, ale teraz miał nadzieję na chwileczkę odpoczynku. Oczywiście nie dał po sobie poznać, że chciałby przerwać taniec. Odsunął się delikatnie od niej, ale mógł powiedzieć, że chętnie ponownie by się do niej zbliżył. Jednakże idąc do stolika po coś do picia byłoby im niewygodnie być tak splątani ciałami.
Re: Ogrody
Ross miał zamiar upić się do nieprzytomności. Szybko wypił trunek ze szklanki i sięgnął po kolejną szklankę. Chciał już ją wypić, ale akurat obok niego pojawiła się Samantha, jego młodsza siostra.
- Ty nie możesz pić - odpowiedział jej.
Jest za nią odpowiedzialny. Jest jej najstarszym bratem. Starsza jest tylko Georgiana, której jakoś nie ma na tym weselu. Tak samo nie ma Thomasa, co dla Ross'a jest bardzo dziwne. Jest tylko no i jego młodsze rodzeństwo. No i oczywiście Ross ma przy sobie swój ulubiony napój - alkohol. Może on pić każdy alkohol, jaki tylko znajdzie na półkach w sklepach. Westchnął głęboko i wyciągnął rękę ze szklanką z whisky w kierunku siostry.
- Masz. Napij się ze mną - rzekł. - Więcej nie będziesz miała takiej okazji.
Poczekał, aż siostra weźmie szklankę i sięgnął teraz po wódkę. Już nie w szklankach czy kieliszkach, ale w butelce. Był naprawdę zdesperowany, a pijąc na pewno nie zniszczy nikomu najpiękniejszego dnia. Jego dzień też mógłby być najpiękniejszy, gdyby nie to, że jego Ukochana opuściła go. Odeszła i nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci. Ross pamięta jej słowa, że musi znaleźć sobie inną. Proste na pewno to to nie będzie.
- Ty nie możesz pić - odpowiedział jej.
Jest za nią odpowiedzialny. Jest jej najstarszym bratem. Starsza jest tylko Georgiana, której jakoś nie ma na tym weselu. Tak samo nie ma Thomasa, co dla Ross'a jest bardzo dziwne. Jest tylko no i jego młodsze rodzeństwo. No i oczywiście Ross ma przy sobie swój ulubiony napój - alkohol. Może on pić każdy alkohol, jaki tylko znajdzie na półkach w sklepach. Westchnął głęboko i wyciągnął rękę ze szklanką z whisky w kierunku siostry.
- Masz. Napij się ze mną - rzekł. - Więcej nie będziesz miała takiej okazji.
Poczekał, aż siostra weźmie szklankę i sięgnął teraz po wódkę. Już nie w szklankach czy kieliszkach, ale w butelce. Był naprawdę zdesperowany, a pijąc na pewno nie zniszczy nikomu najpiękniejszego dnia. Jego dzień też mógłby być najpiękniejszy, gdyby nie to, że jego Ukochana opuściła go. Odeszła i nie wiadomo czy kiedykolwiek wróci. Ross pamięta jej słowa, że musi znaleźć sobie inną. Proste na pewno to to nie będzie.
Re: Ogrody
Piekące policzki były czymś zupełnie nowym dla samej Antoniny, bo przecież nigdy dotąd aż tak się nie zawstydziła. Nigdy. Nigdy przenigdy. Jak to się więc stało? jak do tego doszło? Kompletnie nie miała pojęcia. Przestała się skupiać na cieple w momencie gdy powtórzył jej ostatnie słowa.
- Mhm. - mruknęła przenosząc spojrzenie z jego tęczówek na tańczące obok nich pary, albowiem właśnie w tym spojrzeniu rozpoznała źródło które sprawiało, że jej policzki były coraz bardziej czerwone, a jej samej robiło się coraz goręcej.
- Niech będzie, że dwie. Policzę ten radosny cyrk jako pierwszą randkę. - rzekła uśmiechając się szeroko, ale już unikała jego spojrzenia. Boże! Jak to się stało, że w ogóle zeszli na takie tematy! Niedoświadczona w obcowaniu z płcią przeciwną Puchonka miała wrażenie, że za ułamek sekundy zejdzie na zawał. Serce waliło jej zdecydowanie za szybko i było jej zdecydowanie za gorąco. Czyż to nie pierwsze objawy zawału? Nie? Ups. W każdym razie czuła się o wiele bardziej dziwnie niż zanim poruszyli temat, że chciałby się z nią kochać. Raczej, zanim on poruszył ten temat. Ona tylko grzecznie zapytała czy nie jest homoseksualistą!
- Z chęcią! - niemalże wykrzyknęła i wciąż trzymając go za rękę ruszyła w kierunku stołów, na których stało jeszcze wino i szampan. Po inne trunki musieliby się udać do barku, a tam raczej nikt im alkoholu nie wyda. Och, uroki niepełnoletności. Wino jednak wystarczyło Tonce na chwilę obecną więc szybko porwała do ręki kieliszek i ostrożnie zaczęła opróżniać kieliszek. Wszystko, byleby przestać się czerwienić. Zajęła miejsce na krześle to samo co wcześniej i założyła nogę na nogę ukradkiem spoglądając na Dylana. Ciekawe jak wygląda nago? - ta myśl przemknęła jej przez głowę szybciej niż powinna. Uśmiechnęła się więc szeroko sama do siebie i znów upiła łyk białego wina.
- Jak myślisz? To ma jakieś procenty? - zapytała poruszając delikatnie kieliszkiem i przyglądając się prawie bezbarwnej cieczy w środku.
- Mhm. - mruknęła przenosząc spojrzenie z jego tęczówek na tańczące obok nich pary, albowiem właśnie w tym spojrzeniu rozpoznała źródło które sprawiało, że jej policzki były coraz bardziej czerwone, a jej samej robiło się coraz goręcej.
- Niech będzie, że dwie. Policzę ten radosny cyrk jako pierwszą randkę. - rzekła uśmiechając się szeroko, ale już unikała jego spojrzenia. Boże! Jak to się stało, że w ogóle zeszli na takie tematy! Niedoświadczona w obcowaniu z płcią przeciwną Puchonka miała wrażenie, że za ułamek sekundy zejdzie na zawał. Serce waliło jej zdecydowanie za szybko i było jej zdecydowanie za gorąco. Czyż to nie pierwsze objawy zawału? Nie? Ups. W każdym razie czuła się o wiele bardziej dziwnie niż zanim poruszyli temat, że chciałby się z nią kochać. Raczej, zanim on poruszył ten temat. Ona tylko grzecznie zapytała czy nie jest homoseksualistą!
- Z chęcią! - niemalże wykrzyknęła i wciąż trzymając go za rękę ruszyła w kierunku stołów, na których stało jeszcze wino i szampan. Po inne trunki musieliby się udać do barku, a tam raczej nikt im alkoholu nie wyda. Och, uroki niepełnoletności. Wino jednak wystarczyło Tonce na chwilę obecną więc szybko porwała do ręki kieliszek i ostrożnie zaczęła opróżniać kieliszek. Wszystko, byleby przestać się czerwienić. Zajęła miejsce na krześle to samo co wcześniej i założyła nogę na nogę ukradkiem spoglądając na Dylana. Ciekawe jak wygląda nago? - ta myśl przemknęła jej przez głowę szybciej niż powinna. Uśmiechnęła się więc szeroko sama do siebie i znów upiła łyk białego wina.
- Jak myślisz? To ma jakieś procenty? - zapytała poruszając delikatnie kieliszkiem i przyglądając się prawie bezbarwnej cieczy w środku.
Re: Ogrody
Cóż, może Dylan miał tą umiejętność, która sprawiała, że młode, ładne czarownice się wstydzą. Ale zwyczajnie tak na Tonkę działał. Zresztą z jednej strony sama jest sobie winna. Skoro chciała się dowiedzieć coś o jego orientacji seksualnej, to mogła się spodziewać, że on pójdzie jeszcze dalej. Fakt, znali się, ale na pewno nie aż tak bardzo jak dzisiaj się poznali. Generalnie była to znajomość, taka typowa jak się zna z koleżanką z domu. Byli na tym samym roku, tak wiele było czynników, które mogły ich do siebie pchać. Kiedyś powiedzieli sobie, że w pewnym momencie muszą się spotkać bliżej, bez innych znajomych, tylko sami. Ten ślub to była świetna okazja. Ona była aktualnie sama, on również. W dodatku oboje mieli zamiar pojawić się na tym ślubie. Dylan dowiedział się od niej o tym podczas ich prywatnej korespondencji. Za wiele nie myślał i już postanowił zaprosić młodziutką Vedran na to wydarzenie.
Chłopak zauważył, że Tonka zaczyna unikać jego wzroku. Na jego twarzy pojawiły się oznaki zadowolenia. Z jednej strony powinien czuć się nieco źle, że tak speszył dziewczynę. Ale nic z tych rzeczy.
- Cyrk? - Zapytał dziwiąc się, że tak nazwała dzisiejsze wesele. - Naprawdę uważasz, że to cyrk? - Uśmiechnął się lekko do niej. No cóż. Dla niego tak to nie wyglądało. Było za spokojnie na cyrk. - Chcesz cyrk? - Chłopak puścił jej rękę, wziął trzy pomarańcze i zaczął żonglować. Nie był w tym mistrzem, ale jakieś tam podstawy miał i całkiem sprawnie mu to wychodziło. Był graczem Quidditcha, a takie ćwiczenia pomagały na refleks i skupienie. Nie trwało to jednak długo, a Dylan skończył żonglerkę. Lepiej skończyć jak sobie jeszcze daję radę, a niż wtedy, gdy już zaczyna się plątać i spadają mu pomarańcze. Odłożył je do koszyka z którego wział i ukłonił się w stronę Antoniny.
Jak doszli już do stolika na którym stał szampan i wino. Wtedy usłyszał jej pytanie o procenty. Sądził, że na pewno je mają, ale nie odpowiedział jej.
- Czekaj chwilkę. - Davies zostawił swoją towarzyszkę samą i zniknął na jakieś pięć minut.
Panna Vedran mogłabyć zdziwiona, że zostawił ją samą, ale gdy już powrócił mogła zobaczyć co po co też poszedł. W jego rękach tkwiła ognista whisky i dwie szklaneczki. Dylan oczywiście był bardzo uśmiechnięty. Takie coś jednak nie kosztowało go wiele. Wystarczyło zwykłe zdjęcie z podpisem, których miał trochę zawsze, bo nie wiadomo gdzie zobaczy swojego fana. Na jego szczęście pani stojąca za barem była fanką Quidditcha. Oh, jak się pięknie złożyło.
- Już jestem. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. - Zadowolona? - Zapytał, miał nadzieję, że tak, bo nie chciał, aby bajerowanie barmanki było po nic. Chłopak rozlał ognistej do szklanek i podał dziewczynie jedną.
Chłopak zauważył, że Tonka zaczyna unikać jego wzroku. Na jego twarzy pojawiły się oznaki zadowolenia. Z jednej strony powinien czuć się nieco źle, że tak speszył dziewczynę. Ale nic z tych rzeczy.
- Cyrk? - Zapytał dziwiąc się, że tak nazwała dzisiejsze wesele. - Naprawdę uważasz, że to cyrk? - Uśmiechnął się lekko do niej. No cóż. Dla niego tak to nie wyglądało. Było za spokojnie na cyrk. - Chcesz cyrk? - Chłopak puścił jej rękę, wziął trzy pomarańcze i zaczął żonglować. Nie był w tym mistrzem, ale jakieś tam podstawy miał i całkiem sprawnie mu to wychodziło. Był graczem Quidditcha, a takie ćwiczenia pomagały na refleks i skupienie. Nie trwało to jednak długo, a Dylan skończył żonglerkę. Lepiej skończyć jak sobie jeszcze daję radę, a niż wtedy, gdy już zaczyna się plątać i spadają mu pomarańcze. Odłożył je do koszyka z którego wział i ukłonił się w stronę Antoniny.
Jak doszli już do stolika na którym stał szampan i wino. Wtedy usłyszał jej pytanie o procenty. Sądził, że na pewno je mają, ale nie odpowiedział jej.
- Czekaj chwilkę. - Davies zostawił swoją towarzyszkę samą i zniknął na jakieś pięć minut.
Panna Vedran mogłabyć zdziwiona, że zostawił ją samą, ale gdy już powrócił mogła zobaczyć co po co też poszedł. W jego rękach tkwiła ognista whisky i dwie szklaneczki. Dylan oczywiście był bardzo uśmiechnięty. Takie coś jednak nie kosztowało go wiele. Wystarczyło zwykłe zdjęcie z podpisem, których miał trochę zawsze, bo nie wiadomo gdzie zobaczy swojego fana. Na jego szczęście pani stojąca za barem była fanką Quidditcha. Oh, jak się pięknie złożyło.
- Już jestem. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. - Zadowolona? - Zapytał, miał nadzieję, że tak, bo nie chciał, aby bajerowanie barmanki było po nic. Chłopak rozlał ognistej do szklanek i podał dziewczynie jedną.
Re: Ogrody
Gdy Rosalie i Roland, ku uciesze gości, przypieczętowali swoje małżeństwo kolejnym gorącym pocałunkiem, a na stołach zaczęły pojawiać się kolejne typowo irlandzkie potrawy, Marie niepostrzeżenie opuściła swoje miejsce razem z niewielką buteleczką szkockiej. Wmieszawszy się w tłum świętujących, odnalazła jedną z obiecująco prezentujących się alejek i podążała nią nieśpiesznie przez kilka minut. Przyjęcie wciąż pozostawało w zasięgu jej wzroku, za nic nie przegapiłaby oczepin i tych wszystkich innych, zabawnych tradycji! Noc była wyjątkowo przyjemna, więc Francuzka postanowiła zwolnić jeszcze bardziej; teraz tempo jej spaceru było wręcz leniwe. Z odległości kilkuset metrów, z dala od hucznego przyjęcia, muzyka wydawała się jeszcze spokojniejsza i piękniejsza, dlatego czarownica zdecydowała się wreszcie przysiąść na napotkanej po drodze kamiennej ławeczce. Nie dbając o niską temperaturę, pozwoliła, by rześkie powietrze łagodnie muskało jej nagie ramiona. W pełni zrelaksowała się dopiero po chwili i po kilku drobnych łyczkach wypożyczonego trunku, gdy była już pewna, że umknęła przed wszystkimi ciekawskimi spojrzeniami, których w tym towarzystwie – o zgrozo – był aż nadmiar. Odprężona niewielką ilością whisky, rudowłosa zsunęła ze stóp szpilki i podciągnęła nogi do siebie, dbając by cienki materiał czerwonej sukni osłaniał jej wdzięki. Jej status szarej myszki bardzo jej odpowiadał i miała zamiar go podtrzymywać, jeśli tylko miał być gwarantem zostawienia w spokoju jej skromnej osóbki. Do tej pory wychodził jej bokiem artykuł nagryzmolony w Proroku. Na nieszczęście niewinnej Volante, magicznym czasopismem namiętnie zaczytywał się – wbrew temu, co mówiono na głos – cały magiczny świat. W krótkim czasie Marie Volante w oczach wielu sfrustrowanych pielęgniarek i sąsiadek z sumiennej uzdrowicielki zmieniła się w tytułową femme fatale. Gdyby chociaż połowa z opisanych rzeczy była prawdą, mogłaby sobie chociaż pogratulować udanego życia towarzyskiego, tymczasem… Zołzy wieszały na niej psy, a ona na powrót mężczyzn unikała jak ognia.
Re: Ogrody
- Tak, tak, wiem... jestem za młoda, nieodpowiedzialna itepe. - westchnęła, przewracając oczami - A mówi to Ross, który upija się, za każdym razem kiedy jego dziewczyna wystawia go do wiatru... To przecież takie odpowiedzialne i dorosłe - w jej głosie wyraźnie słychać było ironie. Tak właśnie, Ross zawsze mógł liczyć na swoją młodszą siostrzyczkę. Zawsze wesprze i pocieszy w trudnej chwili.
Kiedy Seth wyciągnął w jej stronę rękę ze szklanką była w niemałym szoku. Stała tak chwilę zszokowana, bez słowa, po czasie uniosła brwi i wzięła od brata szklankę, nieco niepewnie. Nie piła jednak od razu. Kiedy zobaczyła jak starszy Davies bierze do ręki butelkę wódki, dobrze wiedziała że nie zamierzał bawić się w jakieś kieliszki czy szklanki. Upiła łyka ze swojej szklanki i już chciała coś powiedzieć, jednak uznała że zachowa komentarz dla siebie... póki co. Bez słowa ponownie zamoczyła usta w szklance, nie spuszczając wzroku z Rossa.
Kiedy Seth wyciągnął w jej stronę rękę ze szklanką była w niemałym szoku. Stała tak chwilę zszokowana, bez słowa, po czasie uniosła brwi i wzięła od brata szklankę, nieco niepewnie. Nie piła jednak od razu. Kiedy zobaczyła jak starszy Davies bierze do ręki butelkę wódki, dobrze wiedziała że nie zamierzał bawić się w jakieś kieliszki czy szklanki. Upiła łyka ze swojej szklanki i już chciała coś powiedzieć, jednak uznała że zachowa komentarz dla siebie... póki co. Bez słowa ponownie zamoczyła usta w szklance, nie spuszczając wzroku z Rossa.
Re: Ogrody
Kąciki ust chłopaka poderwały lekko ku górze, gdy obserwował jak nierozgrzany mózg Nancy stara się połączyć informacje. Doskonale wiedział co powiedziałby na coś takiego Prince 'Oceny nie mają nic wspólnego z inteligencją!'. Zawsze się z tym zgadzał. Szczególnie jeśli bierze się pod uwagę Hogwart, w którym nagradza się w szczególności ciężką pracę.
Każdy ma jakąś cenę? Jaka jest w takim razie twoja cena, Jamesie Scott? Pewnie mnie nie stać.
- Ty mi powiedz - odrzekł spokojnie. Tak jak i panna Baldwin, panicz Scott co chwila brał porządnego łyka przepysznego trunku. Lecz James przyzwyczajony był do smaku, jak i do działania 'ambrozji'. Oczywiście nie był jakimś tam podrzędnym pijaczyną, który pije po kątach szkoły! O nie! Krukon znał swoje limity i wiedział na ile może sobie pozwolić.
-Sprzedałabyś się za coś innego. Na przykład za życie swojej siostry.
To zdanie zabrzmiało znacznie mroczniej niż James planował. Miało być zwykłe stwierdzenie, a wyszło niemal jak groźba. Postanowił więc szybko zatuszować ten incydent odpowiadając na dalszą część wypowiedzi młodej Gryfonki.
-Muszę przyznać, że to dość silny komplement. Powiesiłbym się gdybym wyglądał tak 'bogato', jak ten durny Greengrass.
Nie lubił Williama. Tak i za twarz, jak i za...twarz.
Scott spojrzał w stronę wskazaną przez Nancy. Cóż mógł powiedzieć? Był przekonany, iż panna Baldwin również nie byłaby wstanie prosto ustać.
James także się nie odezwał, gdy dziewczę zagórowało nad wystraszoną irlandzką panienką. Był pewny, że w głębi duszy ruda niewiasta umierała ze szczęścia! Spełniła wolę rodziny, a nie musiała tańczyć! W głębi ducha, Krukon gratulował jej szczęścia!
Następne wydarzenia -które składały się głównie z nietrzeźwego zachowania i nieprzemyślanych słów Nancy - uświadomiły młodego Scott'a iż dla tej panny impreza się skończyła. Wymyślając więc dziwne preteksty na które mogłaby się nabrać jedynie pijana osoba, James zaprowadził Nancy do jej prywatnej sypialni.
Każdy ma jakąś cenę? Jaka jest w takim razie twoja cena, Jamesie Scott? Pewnie mnie nie stać.
- Ty mi powiedz - odrzekł spokojnie. Tak jak i panna Baldwin, panicz Scott co chwila brał porządnego łyka przepysznego trunku. Lecz James przyzwyczajony był do smaku, jak i do działania 'ambrozji'. Oczywiście nie był jakimś tam podrzędnym pijaczyną, który pije po kątach szkoły! O nie! Krukon znał swoje limity i wiedział na ile może sobie pozwolić.
-Sprzedałabyś się za coś innego. Na przykład za życie swojej siostry.
To zdanie zabrzmiało znacznie mroczniej niż James planował. Miało być zwykłe stwierdzenie, a wyszło niemal jak groźba. Postanowił więc szybko zatuszować ten incydent odpowiadając na dalszą część wypowiedzi młodej Gryfonki.
-Muszę przyznać, że to dość silny komplement. Powiesiłbym się gdybym wyglądał tak 'bogato', jak ten durny Greengrass.
Nie lubił Williama. Tak i za twarz, jak i za...twarz.
Scott spojrzał w stronę wskazaną przez Nancy. Cóż mógł powiedzieć? Był przekonany, iż panna Baldwin również nie byłaby wstanie prosto ustać.
James także się nie odezwał, gdy dziewczę zagórowało nad wystraszoną irlandzką panienką. Był pewny, że w głębi duszy ruda niewiasta umierała ze szczęścia! Spełniła wolę rodziny, a nie musiała tańczyć! W głębi ducha, Krukon gratulował jej szczęścia!
Następne wydarzenia -które składały się głównie z nietrzeźwego zachowania i nieprzemyślanych słów Nancy - uświadomiły młodego Scott'a iż dla tej panny impreza się skończyła. Wymyślając więc dziwne preteksty na które mogłaby się nabrać jedynie pijana osoba, James zaprowadził Nancy do jej prywatnej sypialni.
Re: Ogrody
- Już była dziewczyna - poprawił ją i upił łyka z butelki. - Twoja niedoszła bratowa - głos mu się załamał.
Nie ma co się dziwić. byli ze sobą od x lat, Ross bardzo się starał, aby w tym związku było jak najlepiej i tu nagle Ana odrzuca jego oświadczyny. To nie było przyjemne uczucie.
Seth nie przyglądał się siostrze. czuł jej wzrok na sobie. Czuł się teraz okropnie, a gdyby Sami coś mu jeszcze powiedziała przykrego, to jeszcze bardziej się załamał.
Kątem oka zauważył, jak jego młodszy brat podchodzi do barku i za podpis na zdjęciu dostaje dwie szklanki z trunkiem. Równie dobrze Dylan mógłby podejść do Seth'a i dostałby to samo. Ba! Dostałby nawet więcej! jak nie chce to nie. Ross pewnie z czasem zawoła Dylana albo poleci to zadanie Samancie.
- Sami, zawołaj Dylana i jego towarzyszkę. Niech napiją się z nami - polecił siostrze.
Seth stwierdził, że głupio wyglądałby wydzierając się przez cały ogród, aby tylko przywołać brata. Siostra zawsze może podbiec i przyprowadzić starszego brata.
Nie ma co się dziwić. byli ze sobą od x lat, Ross bardzo się starał, aby w tym związku było jak najlepiej i tu nagle Ana odrzuca jego oświadczyny. To nie było przyjemne uczucie.
Seth nie przyglądał się siostrze. czuł jej wzrok na sobie. Czuł się teraz okropnie, a gdyby Sami coś mu jeszcze powiedziała przykrego, to jeszcze bardziej się załamał.
Kątem oka zauważył, jak jego młodszy brat podchodzi do barku i za podpis na zdjęciu dostaje dwie szklanki z trunkiem. Równie dobrze Dylan mógłby podejść do Seth'a i dostałby to samo. Ba! Dostałby nawet więcej! jak nie chce to nie. Ross pewnie z czasem zawoła Dylana albo poleci to zadanie Samancie.
- Sami, zawołaj Dylana i jego towarzyszkę. Niech napiją się z nami - polecił siostrze.
Seth stwierdził, że głupio wyglądałby wydzierając się przez cały ogród, aby tylko przywołać brata. Siostra zawsze może podbiec i przyprowadzić starszego brata.
Re: Ogrody
Na słowo cyrk odwróciła twarz w jego stronę, a jedna z brwi powędrowała nieco wyżej. Antotnia każdy ślub miała za radosny cyrk który przemieniał się w smutny cyrk w momencie gdy noc poślubna dobiegała końca i zaczynało się zwykłe, szare życie. Cyrki jednak miewały bardziej interesujące i mniej interesujące programy, a ten tutaj był wybitnie nudny głównie z tego powodu, że wszystko szło zgodnie z planem, czyli tak jak powinno. Ledwie zdążyła rozwinąć swoją myśl, kiedy zobaczyła jak chłopak zaczyna żonglować.Z szerokim uśmiechem na twarzy i radosnym błyskiem w oku obserwowała jego poczynania. Ona nie była tak zręczna. Była raczej z tych spokojnych dziewczynek ze szczęściem do szybkiej przemiany materii, inaczej dawno roztyłaby się na kotletach sojowych i pierożkach z serem. Umiejętność żonglowania była więc jednym z niewykonalnych marzeń z dzieciństwa, których miała całkiem sporo. Aż zaczęła mu bić brawo w towarzystwie starszych czarownic siedzących przy stole i obserwujących jego poczynania.
- Tego też was uczą na treningach? - zapytała z wesołym uśmiechem na twarzy gdy odłożył pomarańcze na miejsce. Ledwie zdążyła napić się wina, kiedy chłopak... znikł. W międzyczasie opróżniła do końca kieliszek i odstawiła go na stolik zastanawiając się przy okazji jak może mieć tak sprośne myśli w tak krótkim czasie. To aż zadziwiające! Niemoralność i zepsucie były bardzo duże u Tonki Vedran, która starała się tego nie okazywać odpowiednio się zachowując i odpowiednio się ubierając. Kosmate myśli podwajały się pod wpływem ilości wypitych procentów, nawet jeśli te procenty były strasznie nikłe jak to było w przypadku tego wina. Nagle jednak panicz Davies pojawił się znów, tym razem w towarzystwie ognistej whiskey i dwóch szklaneczek.
- Nie będę pytać jak tego dokonałeś na weselu córki dyrektora naszej szkoły. - rzuciła radosnym tonem, a kiedy podał jej pełną szklaneczkę podniosła ją do góry.
- W takim razie zdrowie pary młodej. - mruknęła, po czym upiła ostrożnie kilka łyków naprawdę mocnego trunku i odstawiła szklaneczkę na blat stołu. Nie powinna już więcej pić. Zdecydowanie nie powinna.
- Więc, Dylanie... Masz jakieś inne pasje oprócz sporu? - zapytała znów na niego spoglądając.
- Tego też was uczą na treningach? - zapytała z wesołym uśmiechem na twarzy gdy odłożył pomarańcze na miejsce. Ledwie zdążyła napić się wina, kiedy chłopak... znikł. W międzyczasie opróżniła do końca kieliszek i odstawiła go na stolik zastanawiając się przy okazji jak może mieć tak sprośne myśli w tak krótkim czasie. To aż zadziwiające! Niemoralność i zepsucie były bardzo duże u Tonki Vedran, która starała się tego nie okazywać odpowiednio się zachowując i odpowiednio się ubierając. Kosmate myśli podwajały się pod wpływem ilości wypitych procentów, nawet jeśli te procenty były strasznie nikłe jak to było w przypadku tego wina. Nagle jednak panicz Davies pojawił się znów, tym razem w towarzystwie ognistej whiskey i dwóch szklaneczek.
- Nie będę pytać jak tego dokonałeś na weselu córki dyrektora naszej szkoły. - rzuciła radosnym tonem, a kiedy podał jej pełną szklaneczkę podniosła ją do góry.
- W takim razie zdrowie pary młodej. - mruknęła, po czym upiła ostrożnie kilka łyków naprawdę mocnego trunku i odstawiła szklaneczkę na blat stołu. Nie powinna już więcej pić. Zdecydowanie nie powinna.
- Więc, Dylanie... Masz jakieś inne pasje oprócz sporu? - zapytała znów na niego spoglądając.
Re: Ogrody
Szczerze mówiąc Samantha nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy nie nadawała się do pocieszania ludzi, najchętniej to stwierdziłaby zgodnie z prawdą że i tak nigdy jej nie lubiła i że nie jest jej zbyt przykro... Jednak ugryzła się w język w ostatniej chwili i tylko pokręciła głową i nie powiedziała nic.
Samantha nie zobaczyła Dylana, bo tak się złożyła że stała tyłem do barka. Kiedy Ross poprosił ją żeby po niego poleciała, rozejrzała się, szukając go w tłumie. Kiedy wreszcie wynalazła go gdzieś w tłumie, dość niedaleko, spojrzała jeszcze raz na Rossa i bez słowa ruszyła do Dylana i Tonki.
- Wybacz że przeszkadzam - powiedziała gdy stała już blisko i zerknęła na towarzyszkę Dylana. - ale nasz brat się źle czuje i kazał mi zawołać ciebie i twoją dziewczynę, żebyście napili się z nami... - powiedziała to tak obojętnym tonem, nie wyrażający nic a nic. Odwróciła wzrok ponownie na Rossa, który pociągnął kolejnego łyka z butelki. Pokiwała głową i przeniosła wzrok ponownie na młodszego, starszego brata.
Samantha nie zobaczyła Dylana, bo tak się złożyła że stała tyłem do barka. Kiedy Ross poprosił ją żeby po niego poleciała, rozejrzała się, szukając go w tłumie. Kiedy wreszcie wynalazła go gdzieś w tłumie, dość niedaleko, spojrzała jeszcze raz na Rossa i bez słowa ruszyła do Dylana i Tonki.
- Wybacz że przeszkadzam - powiedziała gdy stała już blisko i zerknęła na towarzyszkę Dylana. - ale nasz brat się źle czuje i kazał mi zawołać ciebie i twoją dziewczynę, żebyście napili się z nami... - powiedziała to tak obojętnym tonem, nie wyrażający nic a nic. Odwróciła wzrok ponownie na Rossa, który pociągnął kolejnego łyka z butelki. Pokiwała głową i przeniosła wzrok ponownie na młodszego, starszego brata.
Re: Ogrody
Dylana jakoś mało obeszło, że klaszcze mu "stado" starszych czarownic, ale z grzeczności ukłonił się również dla nich, mimo, że to był pokaz specjalnie dla Tonki.
- Nie, na treningach tego się nie uczymy. To trenujemy w między czasie, aby dobrze wypaść na treningach. - Uśmiechnął się do dziewczyny. Taka była prawda, żonglowanie było mało istotne w samym treningu, jednak pomagało zyskać większą koordynację ruchową oraz ćwiczyło skupienie się na wielu rzeczach. Trzeba było w końcu kontrolować aż trzy piłki. Ćwiczył jeszcze inne rzeczy, ale one się raczej nie nadawały do pokazywania w takim miejscu. Kosmate myśli panny Vedran. Cóż, Dylan kosmate myśli miał cały czas, w końcu był facetem. W tej chwili to już nie musiałby policzyć, aby wiedzieć ile razy zwizualizował sobie Tonkę w swojej wyobraźni nago.
Na pytanie o to jak dokonał tego, że na weselu córki Jeremy'ego Scotta będąc niepełnoletnim dostał butelkę ognistej uśmiechnął się delikatnie.
- Magia, moja droga, magia. - Puścił jej oko i skoro sama nie chciała poznać jego sposobów na uzyskanie alkoholu to postanowił, że nie będzie jej o tym mówił.
- Zdrowie. - Powiedział tylko przechylając szklankę i wypijając cudowny płyn. Dylan raczej rzadko pił, także mała ilość alkoholu mogła go dosyć szybko pozbawić rozsądnego myślenia, ale miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Już miał zacząć odpowiadać na pytanie Antoniny o ale troszeczkę przeszkodziła mu jego młodsza siostra, która właśnie się pojawiła. Gdy usłyszał swoją siostrę to delikatnie się zdziwił. On sam już jakiś czas temu stracił rodzeństwo ze wzroku skupiając się na pannie Vedran.
- Cześć Sami! - Dylan nie mógł się powstrzymać, żeby pokazać jak bardzo się cieszy z tego, że widzi siostrę. Ale tylko się uśmiechnął, bo jeszcze aż tak mu nie odbiło po tym alkoholu, żeby zacząć ściskać siostrę. Połączenie "źle się czuje" i "żebyście napili się z nami" nie brzmiało zbyt dobrze. Gdy człowiek się źle czuje to pije? A może zapija jakieś smutki? Może i młody Davies chciał bliżej poznać Tonkę, ale brata też nie mógł zostawić. - Dobra, to idziemy! - Spojrzał na Antoninę i wysłał jej przepraszające spojrzenie. Nie wiedział czy będzie z tego zadowolona.
Dylan rozejrzał się i zauważył gdzie siedzi jego brat. Chwycił Puchonkę za rękę i we trójkę poszli tam. Nie było to daleko, więc szybko się tam znaleźli.
- Cześć bracie! - Uśmiechnął się i klepnął brata po ramieniu. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie przedstawił Tonki, rodzeństwa, ani rodzeństwu Tonkę. - To jest moje rodzeństwo, siostra Samantha i brat Ross. - Powiedział w stronę dziewczyny. - A to jest Antonina, moja... - Tu urwał, bo szczerze mówiąc nie wiedział co o niej powiedzieć. - ...koleżanka, jesteśmy razem w Huffie. - No to chyba wszyscy się już znają. No tak.
- Nie, na treningach tego się nie uczymy. To trenujemy w między czasie, aby dobrze wypaść na treningach. - Uśmiechnął się do dziewczyny. Taka była prawda, żonglowanie było mało istotne w samym treningu, jednak pomagało zyskać większą koordynację ruchową oraz ćwiczyło skupienie się na wielu rzeczach. Trzeba było w końcu kontrolować aż trzy piłki. Ćwiczył jeszcze inne rzeczy, ale one się raczej nie nadawały do pokazywania w takim miejscu. Kosmate myśli panny Vedran. Cóż, Dylan kosmate myśli miał cały czas, w końcu był facetem. W tej chwili to już nie musiałby policzyć, aby wiedzieć ile razy zwizualizował sobie Tonkę w swojej wyobraźni nago.
Na pytanie o to jak dokonał tego, że na weselu córki Jeremy'ego Scotta będąc niepełnoletnim dostał butelkę ognistej uśmiechnął się delikatnie.
- Magia, moja droga, magia. - Puścił jej oko i skoro sama nie chciała poznać jego sposobów na uzyskanie alkoholu to postanowił, że nie będzie jej o tym mówił.
- Zdrowie. - Powiedział tylko przechylając szklankę i wypijając cudowny płyn. Dylan raczej rzadko pił, także mała ilość alkoholu mogła go dosyć szybko pozbawić rozsądnego myślenia, ale miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Już miał zacząć odpowiadać na pytanie Antoniny o ale troszeczkę przeszkodziła mu jego młodsza siostra, która właśnie się pojawiła. Gdy usłyszał swoją siostrę to delikatnie się zdziwił. On sam już jakiś czas temu stracił rodzeństwo ze wzroku skupiając się na pannie Vedran.
- Cześć Sami! - Dylan nie mógł się powstrzymać, żeby pokazać jak bardzo się cieszy z tego, że widzi siostrę. Ale tylko się uśmiechnął, bo jeszcze aż tak mu nie odbiło po tym alkoholu, żeby zacząć ściskać siostrę. Połączenie "źle się czuje" i "żebyście napili się z nami" nie brzmiało zbyt dobrze. Gdy człowiek się źle czuje to pije? A może zapija jakieś smutki? Może i młody Davies chciał bliżej poznać Tonkę, ale brata też nie mógł zostawić. - Dobra, to idziemy! - Spojrzał na Antoninę i wysłał jej przepraszające spojrzenie. Nie wiedział czy będzie z tego zadowolona.
Dylan rozejrzał się i zauważył gdzie siedzi jego brat. Chwycił Puchonkę za rękę i we trójkę poszli tam. Nie było to daleko, więc szybko się tam znaleźli.
- Cześć bracie! - Uśmiechnął się i klepnął brata po ramieniu. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie przedstawił Tonki, rodzeństwa, ani rodzeństwu Tonkę. - To jest moje rodzeństwo, siostra Samantha i brat Ross. - Powiedział w stronę dziewczyny. - A to jest Antonina, moja... - Tu urwał, bo szczerze mówiąc nie wiedział co o niej powiedzieć. - ...koleżanka, jesteśmy razem w Huffie. - No to chyba wszyscy się już znają. No tak.
Re: Ogrody
Ross patrzył za odchodzącą młodszą siostrą. Odwrócił się nawet, aby mieć ją ciągle na oku. Wiedział, że ona go teraz nie opuści, ale lepiej dmuchać na zimne. Długo nie trwało, zanim jego rodzeństwo przyszło do niego. Oczywiście przyszła również Antonina. Ross przechylił butelkę z wódką, aby napić się jej trochę.
- Cześć Tonka - przywitał się z nią. - My się znamy - dodał i wstał, aby podać Tonce rękę na przywitanie.
Tak, Ross znał Tonkę. Ana przedstawiła Seth'a rodzeństwu. Tak samo rodzeństwo Ross'a znało Anę. Jednak dwie rodziny jakoś nie miały szansy na spotkanie się.
- Chodźmy, utopmy wszelkie smutki w butelce wódki - zaproponował.
Źle się dzieje z Rossem. Szczególnie, że proponuje młodszemu rodzeństwu mocny alkohol. Rodzina zwyzywałaby go za to, na szczęście nie ma ich tutaj.
- Cześć Tonka - przywitał się z nią. - My się znamy - dodał i wstał, aby podać Tonce rękę na przywitanie.
Tak, Ross znał Tonkę. Ana przedstawiła Seth'a rodzeństwu. Tak samo rodzeństwo Ross'a znało Anę. Jednak dwie rodziny jakoś nie miały szansy na spotkanie się.
- Chodźmy, utopmy wszelkie smutki w butelce wódki - zaproponował.
Źle się dzieje z Rossem. Szczególnie, że proponuje młodszemu rodzeństwu mocny alkohol. Rodzina zwyzywałaby go za to, na szczęście nie ma ich tutaj.
Re: Ogrody
Już miała się wsłuchać w opowieść Daviesa o jego pasjach, kiedy obok nich pojawiła się dość wysoka dziewczyna informując ich, że są potrzebni gdzieś indziej. Tonka przeniosła na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu i uśmiechnęła się promiennie. Napić się? Bardzo chętnie. Wstała więc i w towarzystwie Dylana skierowała się w kierunku barku gdzie spotkała... Rossa, chłopaka swojej najstarszej, ale niekoniecznie najmądrzejszej siostry. Posłała mu ciepły uśmiech i oparła się o barek.
- Hej Ross. Moja siostrzyczka pozwala Ci się tak spijać? - zapytała wesołym tonem i pozwoliła sobie napełnić szklaneczkę tylko osobie napełniającej znanej substancją. Podniosła ją nieco wyżej, po czym upiła ostrożnie jeden łyk. Radosne szumienie w głowie sprawiało, że postanowiła na chwilę obecną nie pić, świadoma, że to może zakończyć się niekoniecznie optymistycznie. Z resztą w jakim świetle stawiałoby to tą szesnastolatkę? Właśnie. Kosmate myśli wciąż błądziły jej po głowie, a na twarzy wciąż miała swój ciepły uśmiech.Cho chwila też zerkała na młodszego Daviesa podświadomie szukając podobieństwa do jego starszego brata. Rossa znała już od jakiegoś czasu, w zasadzie chyba od chwili w której Ana zorientowała się, że to coś poważnego i przedstawiła go niemalże całej rodzinie. Chłopak wydawał się więc być w porządku, może aż nazbyt w porządku. Zdaniem Tonki zbyt cierpliwie znosił wszelkie zachcianki jej siostrzyczki. Siostrzyczki z którą miała zdecydowanie najgorszy kontakt z całego rodzeństwa.
- Hej Ross. Moja siostrzyczka pozwala Ci się tak spijać? - zapytała wesołym tonem i pozwoliła sobie napełnić szklaneczkę tylko osobie napełniającej znanej substancją. Podniosła ją nieco wyżej, po czym upiła ostrożnie jeden łyk. Radosne szumienie w głowie sprawiało, że postanowiła na chwilę obecną nie pić, świadoma, że to może zakończyć się niekoniecznie optymistycznie. Z resztą w jakim świetle stawiałoby to tą szesnastolatkę? Właśnie. Kosmate myśli wciąż błądziły jej po głowie, a na twarzy wciąż miała swój ciepły uśmiech.Cho chwila też zerkała na młodszego Daviesa podświadomie szukając podobieństwa do jego starszego brata. Rossa znała już od jakiegoś czasu, w zasadzie chyba od chwili w której Ana zorientowała się, że to coś poważnego i przedstawiła go niemalże całej rodzinie. Chłopak wydawał się więc być w porządku, może aż nazbyt w porządku. Zdaniem Tonki zbyt cierpliwie znosił wszelkie zachcianki jej siostrzyczki. Siostrzyczki z którą miała zdecydowanie najgorszy kontakt z całego rodzeństwa.
Re: Ogrody
Sami uniosła brwi, kiedy Dylan przywitał ją tak entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie... jeszcze brakowało tutaj uścisków czy całusów. Sami zauważyła że Dylan zachowywał się jakoś... dziwnie. Był jakoś tak podejrzanie miły m oj tak, zdecydowanie zbyt miły. A najbardziej denerwowało Samantę to, że nie miała pojęcia co jest przyczyną takiego zachowania? Drużyna go zmieniła?Zakochał się? A może po prostu dojrzewa? Nieeee, to nie nie możliwe. Co się więc stało, jej kochanemu, wstrętnemu braciszkowi?
Obserwowała każdy ruch Daviesa, zauważyła jak chwyta Tonkę za rękę, zastanawiając się, czy tą dwóję puchonów coś łączy. Kiedy przedstawiał Tonkę, zawahał się, nie wiedząc jak określić dziewczynę. To dla Samanthy znaczyło tyle, że między tą parą, mogło być coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Gryfonka przywitała się, mrucząc ledwo słyszalne Cześć pod nosem, mierząc podejrzliwym wzrokiem to chłopaka, to dziewczynę.
Kiedy jednak Ross się odezwał, przeniosła wzrok na niego, przypominając sobie o jego obecności. Zaraz jednak ponownie przeniosła wzrok na Dylana, jakby bez słowa chciała mu powiedzieć: "No zrób z nim coś"
Obserwowała każdy ruch Daviesa, zauważyła jak chwyta Tonkę za rękę, zastanawiając się, czy tą dwóję puchonów coś łączy. Kiedy przedstawiał Tonkę, zawahał się, nie wiedząc jak określić dziewczynę. To dla Samanthy znaczyło tyle, że między tą parą, mogło być coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Gryfonka przywitała się, mrucząc ledwo słyszalne Cześć pod nosem, mierząc podejrzliwym wzrokiem to chłopaka, to dziewczynę.
Kiedy jednak Ross się odezwał, przeniosła wzrok na niego, przypominając sobie o jego obecności. Zaraz jednak ponownie przeniosła wzrok na Dylana, jakby bez słowa chciała mu powiedzieć: "No zrób z nim coś"
Re: Ogrody
Dylan nie miał pojęcia, że jego brat zna Tonkę, delikatnie się zdziwił, ale nie dał tego po sobie poznać. Po chwili jednak skojarzył, że przecież partnerka Rossa ma nazwisko Vedran. No tak, w świecie czarodziei nie zdarza się lub bardzo rzadko jest tak, że zbieżność nazwisk była przypadkowa. Pewnie Ana Vedran (tak miała na imię? chyba tak) była siostrą, kuzynką albo ciotką Tonki. Nie wiedział tego dokładnie, może kiedyś się dowie. Tak właściwie to chłopak naprawdę mało wiedział o swojej towarzyszce, chociaż w sumie ona też za wiele nie wiedziała o nim. No może trochę więcej, jeżeli czytała gazety, bo swego czasu trochę się o nim rozpisywały, jednakże wątpił aby faktycznie wszystko czytała, bo nie była chyba fanką Quidditcha ani jego. Dylan raczej nie umawiał się z fankami, generalnie jak któraś z nim chciała się umówić to owszem zgadzał się, ale na odwrót to nie.
Chłopak wypił łyk trunku i lekko się uśmiechnął. Cóż, te procenty wydawały się, że wzmagają w nim dobry nastrój. Brakowało mu jeszcze wiele, żeby upił się tak bardzo, że słaniałby się na nogach albo zasnąłby na stole, ale teraz był szczęśliwy.
Spojrzał na Tonkę tak jakby chciał ją rozebrać wzrokiem, jednakże czując na sobie wzrok swojej siostry to spojrzał na nią. Tylko co ona chciała mu przekazać. Najpierw patrzy na Rossa, potem przenosi wzrok na Dylana. O co jej chodzi? Chłopak był mistrzem w wymyślaniu głupich rzeczy i tak sobie pomyślał. Ross rymuje się z nos. Czyżby chodziło Samancie o to, że ma brudny nos? Młody Davies chwycił chusteczkę ze stołu i zaczął pocierać nos, czy to faktycznie o to chodziło? Chyba nie. Schował chustkę do kieszeni. Miał nadzieję, że nikt oprócz jego siostry tego nie zauważył. Zastanawiał się, co chciała mu przekazać. Przecież nie wydrze się teraz do niej i nie zapyta o co chodzi, gdyby chciała to oznajmić wszystkim to powiedziałaby, a nie wpatrywała się w niego. Chyba się nie zakochała?! No była jego siostrą przecież, bez przesady.
Chłopak wypił łyk trunku i lekko się uśmiechnął. Cóż, te procenty wydawały się, że wzmagają w nim dobry nastrój. Brakowało mu jeszcze wiele, żeby upił się tak bardzo, że słaniałby się na nogach albo zasnąłby na stole, ale teraz był szczęśliwy.
Spojrzał na Tonkę tak jakby chciał ją rozebrać wzrokiem, jednakże czując na sobie wzrok swojej siostry to spojrzał na nią. Tylko co ona chciała mu przekazać. Najpierw patrzy na Rossa, potem przenosi wzrok na Dylana. O co jej chodzi? Chłopak był mistrzem w wymyślaniu głupich rzeczy i tak sobie pomyślał. Ross rymuje się z nos. Czyżby chodziło Samancie o to, że ma brudny nos? Młody Davies chwycił chusteczkę ze stołu i zaczął pocierać nos, czy to faktycznie o to chodziło? Chyba nie. Schował chustkę do kieszeni. Miał nadzieję, że nikt oprócz jego siostry tego nie zauważył. Zastanawiał się, co chciała mu przekazać. Przecież nie wydrze się teraz do niej i nie zapyta o co chodzi, gdyby chciała to oznajmić wszystkim to powiedziałaby, a nie wpatrywała się w niego. Chyba się nie zakochała?! No była jego siostrą przecież, bez przesady.
Re: Ogrody
- Twoja siostrzyczka mi zwiała, więc pewnie zdaje sobie sprawę, do jakiego stanu mnie doprowadziła. Nie chciała przyjąć tego - powiedział i wyciągnął z kieszeni pudełeczko, które położył na blacie.
W środku znajdował się wymarzony pierścionek dla Any, który oddała. Zamknęła pudełko.
Chłopak kolejny raz chwycił butelkę i przechylił ją, aby napić się alkoholu.
- Zdrowie - powiedział i omal nie wypił połowy butelki.
Miał już dosyć wszystkiego. Popatrzył na swoje rodzeństwo i stwierdził, że chyba przysparza im nieco kłopotu. Westchnął i znów upił łyka. Chyba doprowadził już się do takiego stanu, jaki chciał osiągnąć. Tyle, że jeszcze w miarę normalnie mówi, chociaż niczym nie popija wódkę.
W środku znajdował się wymarzony pierścionek dla Any, który oddała. Zamknęła pudełko.
Chłopak kolejny raz chwycił butelkę i przechylił ją, aby napić się alkoholu.
- Zdrowie - powiedział i omal nie wypił połowy butelki.
Miał już dosyć wszystkiego. Popatrzył na swoje rodzeństwo i stwierdził, że chyba przysparza im nieco kłopotu. Westchnął i znów upił łyka. Chyba doprowadził już się do takiego stanu, jaki chciał osiągnąć. Tyle, że jeszcze w miarę normalnie mówi, chociaż niczym nie popija wódkę.
Re: Ogrody
Warto zaznaczyć, że u Tonki alkohol wywoływał też nadmierną szczerość i wolność wypowiedzi. Dlatego też po upiciu kilku łyków ze swojej szklaneczki w której jak się okazało była zwykła wódka i z której miała już nie pić, ale wiadomo jak to wyszło, przechyliła się nieco w stronę niedoszłego szwagra.
- Na twoim miejscu bym się cieszyła. Chyba, że nie przeszkadza Ci fakt, że Ana po pijaku sypia z innymi. - rzuciła luźnym tonem, po czym upiła znów kilka łyków. Tak, wyjazd siostry ją cieszył. Nie była jej największą fanką od chwili w której starsza siostra zaczęła zgarniać wszelkie laury zarówno w szkole jak i w domu. Spojrzenie swoich wielkich, ciekawskich oczysk przeniosła z chłopaka na pierścionek, który swoją drogą był bardzo ładnym i z pewnością bardzo drogim pierścionkiem. Do końca jej odwaliło.- tak w myślach skomentowała fakt odrzucenia zaręczyn przez siostrę i odsunęła od siebie szklaneczkę. Teraz patrzyła się na młodszego Daviesa znów tym wzrokiem który idealnie obrazował ilość kosmatych myśli jakie przeszły przez głowę tej Puchonki. Uśmiechnęła się też szeroko do najmłodszej latorośli Daviesów i doszła do wniosku, że zdecydowanie, ale to już zdecydowanie kończy z alkoholem jeśli chodzi o dzisiejszą noc. Posłała pełne współczucia spojrzenie na Rossa i nawet poklepała go po plecach jak dobrego kumpla.
- Znajdziesz lepszą. - obiecała z uśmiechem i przeniosła całą swoją uwagę na Dylana. Zdecydowanie potrzebowała pomocy w dostaniu się do własnego łóżka znajdującego się w tej wielkiej posiadłości Scottów, dokładniej rzecz ujmując w części dla rodziny, komnatach Vedranów, sypialni numer dwa. Zdecydowanie powinna znaleźć się w tym łóżku, ale czuła, że jej nogi nie są do końca tak sprawne jak powinny.
- To ja będę lecieć... Dylan, odprowadzisz mnie? - zapytała wciąż się uśmiechając i gdy Puchon wyraził zgodę pozwoliła sobie nawet oprzeć głowę na jego ramieniu.
- Na twoim miejscu bym się cieszyła. Chyba, że nie przeszkadza Ci fakt, że Ana po pijaku sypia z innymi. - rzuciła luźnym tonem, po czym upiła znów kilka łyków. Tak, wyjazd siostry ją cieszył. Nie była jej największą fanką od chwili w której starsza siostra zaczęła zgarniać wszelkie laury zarówno w szkole jak i w domu. Spojrzenie swoich wielkich, ciekawskich oczysk przeniosła z chłopaka na pierścionek, który swoją drogą był bardzo ładnym i z pewnością bardzo drogim pierścionkiem. Do końca jej odwaliło.- tak w myślach skomentowała fakt odrzucenia zaręczyn przez siostrę i odsunęła od siebie szklaneczkę. Teraz patrzyła się na młodszego Daviesa znów tym wzrokiem który idealnie obrazował ilość kosmatych myśli jakie przeszły przez głowę tej Puchonki. Uśmiechnęła się też szeroko do najmłodszej latorośli Daviesów i doszła do wniosku, że zdecydowanie, ale to już zdecydowanie kończy z alkoholem jeśli chodzi o dzisiejszą noc. Posłała pełne współczucia spojrzenie na Rossa i nawet poklepała go po plecach jak dobrego kumpla.
- Znajdziesz lepszą. - obiecała z uśmiechem i przeniosła całą swoją uwagę na Dylana. Zdecydowanie potrzebowała pomocy w dostaniu się do własnego łóżka znajdującego się w tej wielkiej posiadłości Scottów, dokładniej rzecz ujmując w części dla rodziny, komnatach Vedranów, sypialni numer dwa. Zdecydowanie powinna znaleźć się w tym łóżku, ale czuła, że jej nogi nie są do końca tak sprawne jak powinny.
- To ja będę lecieć... Dylan, odprowadzisz mnie? - zapytała wciąż się uśmiechając i gdy Puchon wyraził zgodę pozwoliła sobie nawet oprzeć głowę na jego ramieniu.
Re: Ogrody
Kiedy Dylan zaczął urządzać jakieś przedstawienie, Sam wywrociła młynka oczami i przeniosła wzrok na starszego brata, który utopił właśnie usta w butelce wódki. Widocznie dla Dylana, to że jego starszy brat upija się jak świnia, nie stanowiło żadnego problemu. Tak więc również ona, postanowiła się nie odzywać, założyła ręce pod piersiami i obserwowała poczynania braci. Jej osobiście odechciało się pić, więc szklankę odstawiła na stół.
Kiedy Dylan ruszył z Tonką w stronę zamku, odprowadziła go morderczym wzrokiem. Potem zwróciła się do Rossa, prosząc go, żeby zabrał już ich do domu, póki jeszcze jest w stanie i nie śpi pod stołem. Sami nie marzyła teraz o niczym innym, jak znalezienie się w własnym pokoju, we własnym łóżku. Nie było to łatwe zadanie, gdyż Ross upierał się że chce jeszcze zostać, ale w końcu razem znaleźli się na Royal Street 15.
Kiedy Dylan ruszył z Tonką w stronę zamku, odprowadziła go morderczym wzrokiem. Potem zwróciła się do Rossa, prosząc go, żeby zabrał już ich do domu, póki jeszcze jest w stanie i nie śpi pod stołem. Sami nie marzyła teraz o niczym innym, jak znalezienie się w własnym pokoju, we własnym łóżku. Nie było to łatwe zadanie, gdyż Ross upierał się że chce jeszcze zostać, ale w końcu razem znaleźli się na Royal Street 15.
Strona 6 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Zamek Scottów :: Część dla gości
Strona 6 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach