Trybuny
+23
Brandon Tayth
Sanne van Rijn
Amelia Tully
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Serena Valerious
Connor Campbell
Christine Greengrass
William Greengrass
Femke van Rijn
Malcolm McMillan
Joel Frayne
Vin Xakly
Aaron Matluck
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Andrea Jeunesse
Sophie Fitzpatrick
Georgiana Davies
Clarissa Perrault
Sebastian Goździk
Brennus Lancaster
27 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 3 z 7
Strona 3 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Trybuny
First topic message reminder :
Szerokie trybuny okalające stadion są podzielone na pięć sektorów: odpowiednio cztery dla każdego z domów oraz piąty, w którym zasiadają nauczyciele i goście.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Był umówiony z Loganem na następny dzień, więc teraz mógł poświęcić czas na to by szukać swojego porwanego ciała na własną rękę. Jak się nad tym zastanowić to brzmiało to cholernie dziwnie. "Hej idziesz ze mną szukać mojego ciała? Będzie super przygoda!" Wypuścił powietrze ze swoich uduchowionych płuc bo odruch oddychania dalej miał i powoli krążył po okolicach stadionu Quidditcha poszukując jakiegokolwiek śladu siebie, jednakże nic takiego nie znalazł. Wydawało mu się, że słyszał jak ktoś przemyka nieopodal ale oddalił się na tyle szybko, że nie chciało mu się gonić za pewnie jakimś dzieciakiem. Przebywając na trybunach zauważył, że pod jedną z wież ktoś kuca nad leżącą osobą i gdyby miał bijące serce, to to pewnie by się na chwilę zatrzymało. Niewiele myśląc zeskoczył z trybun nie bojąc się o to, że umrze, bo w końcu na to ni było teraz szans i podleciał szybko do, jak się po chwili okazało, Anthonego Wilsona i osoby, która leżała na ziemi bez życia.
- Błagam, niech to nie będzie to o czym myślę...
Widząc herb na szacie osoby, która została najpewniej zrzucona z trybun miał pewne typy co tu się mogło stać, ale wolał o tym nie myśleć. Tyle dobrego, że na ziemi nie leżał Wilson, bo wtedy nie mógłby spojrzeć Hance w twarz.
- Błagam, niech to nie będzie to o czym myślę...
Widząc herb na szacie osoby, która została najpewniej zrzucona z trybun miał pewne typy co tu się mogło stać, ale wolał o tym nie myśleć. Tyle dobrego, że na ziemi nie leżał Wilson, bo wtedy nie mógłby spojrzeć Hance w twarz.
Re: Trybuny
Gdy Anthony kazał jej szukać nauczyciela, dziewczyna jeszcze przez dłuższą chwilę stała w miejscu. Strach sparaliżował ją tak dotkliwie, że nie mogła poruszać kończynami. Ciemność wydawała się zbliżać do krukonki, obejmować swoimi chłodnymi dłońmi przyprawiając o dreszcze. W głowie dziewczyny pojawiło się pytanie, na które nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Dlaczego w ogóle się tutaj zjawiła dzisiejszego wieczoru? Dlaczego nie mogła go spędzić w pokoju wspólnym czytając podręcznik do eliksirów?
- Pójdę, ale błagam Cię uważaj na siebie! - Odrzekła w końcu, wyjątkowo ochryple. Mimo ich zatargów, mimo tego, że go pobiła, to wciąż był jej Wilsonem. Nie potrafiła myśleć o jego stracie nawet wtedy, gdy myślał, że ona go nienawidzi. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem w stronę murów zamku. Miała nadzieję, że dane jej będzie bezpiecznie dotrzeć i zawiadomić prędko nauczyciela.
- Pójdę, ale błagam Cię uważaj na siebie! - Odrzekła w końcu, wyjątkowo ochryple. Mimo ich zatargów, mimo tego, że go pobiła, to wciąż był jej Wilsonem. Nie potrafiła myśleć o jego stracie nawet wtedy, gdy myślał, że ona go nienawidzi. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem w stronę murów zamku. Miała nadzieję, że dane jej będzie bezpiecznie dotrzeć i zawiadomić prędko nauczyciela.
Re: Trybuny
Anthony wcale nie był zdziwiony jej reakcją, wątpił że kiedykolwiek myślała, że coś takiego przytrafi się na jej oczach. On też był zszokowany, ale chyba nie tak bardzo jak Emily. Kiedy nie wyczuł pulsu to było jednoznaczne, zaraz potem go odwrócił i zobaczył twarz swojego kolegi. Widywał go codziennie, od paru ładnych lat. Nigdy nie pomyślałby, że zostanie zabity i, że on zobaczy to na własne oczy. Chłopak nie zasłużył by zostać zabity przez jakiegoś gryfona i to na boisku. Ponaglił spojrzeniem Emily kiedy ta stała tak wpatrując się w trupa, a Tony był wyjątkowo spokojny na zewnątrz. W środku jednak przeklinał Aarona na wszystko co możliwe.
Dziewczyna nagle ruszyła się z miejsca a ten podniósł się i odprowadził ją wzrokiem, bał się o nią, kto wie co siedzi w głowie temu Mutluckowi. A on wpuścił go na swoją imprezę, do swojego domu. Ech.
- Idiota.- mruknął stojąc tak więc nad swoim kolegą i w sumie jak głupi pilnował martwego czekając aż Emily wróci z jakimkolwiek nauczycielem.
Dziewczyna nagle ruszyła się z miejsca a ten podniósł się i odprowadził ją wzrokiem, bał się o nią, kto wie co siedzi w głowie temu Mutluckowi. A on wpuścił go na swoją imprezę, do swojego domu. Ech.
- Idiota.- mruknął stojąc tak więc nad swoim kolegą i w sumie jak głupi pilnował martwego czekając aż Emily wróci z jakimkolwiek nauczycielem.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Trybuny
Nauczyciel wydawał się równie zszokowany co i oni. Był nauczycielem eliksirów dopiero od początku tego roku szkolnego, w związku z czym Emily rozumiała, że musi to być dla niego trudne, taka próba już na samym początku pracy w tej elitarnej placówce wychowawczej. Oboje kierowali się szybkim krokiem ku stadionowi, tym razem oświetlając sobie drogę różdżkami. Emily naprawdę martwiła się o Anthony'ego. Bała się, że napastnik może powrócić i coś mu zrobić. A tego by nie przeżyła, zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Wiedziała, że głupio postąpiła wcześniej tego wieczoru, ale teraz nie było czasu na myślenie o tym. Dwójka zbliżyła się śpiesznie do Wilsona i chłopaka, najpewniej już nieżywego. Krukonka spojrzała niepewnie na Tony'ego próbując dostrzec jakiekolwiek emocje w jego twarzy. Kojarzyła tego chłopaka, o ile dobrze pamiętała mieszkał z nim od początku nauki w Hogwarcie. Podeszła bliżej i nie bardzo wiedząc cóż ze sobą począć, ścisnęła delikatnie dłoń chłopaka, mając nadzieję, że doda mu to choć odrobinę otuchy.
Re: Trybuny
Aaron - zauważyłeś czającego się gdzieś pod trybunami Logana, który obserwował całe zajście. Był to prawdziwy Logan - ten z krwi i kości.
Mistrz Gry
Re: Trybuny
Mężczyzna poszedł za Krukonką, nadal to nie mogło do niego dojść, że prawdopodobnie za chwilę zobaczy jakiegoś matwego dzieciaka. Straszna wizja, on potrafił znieść wiele, ale to w końcu był wychowanek z jego domu. Nie zżył się jeszcze z nimi, bo praktycznie dostał opiekuna na dniach. Już na początku swojej pracy.
Doszli wreszcie do miejsca tragedii. Vincent zobaczył najpierw stojącego Ślizgona, który miał na imię Anthony. Owszem, był trochę roztrzęsiony, ale imię ucznia zapamiętał. Mimo, że czuł się dziwnie, to jednak jego wszystkie zmysły były ok. Nie miał problemu z kojarzeniem faktów, ani z niczym innym, co mogłoby mu teraz przeszkadzać.
Na razie nie zajmował się Emily i Anthonym. Zwyczajnie musiał zobaczyć czy chłopak żyje, podbiegł do ciała Ślizgona zrzuconego z trybun. Kucnął przy uczniu. Ciało wyglądało dosyć źle, jednakże nie wiedział czy uczeń żyje czy nie. Postanowił zrobić jedną, prostą czynność, która by mu odpowiedziała na to. Przyłożył palce do jego szyi. Niestety nic nie wyczuł. Znał się na tym, bo liznął trochę uzdrowicielskich rzeczy, mało, ale zawsze.
- Cholera... - Szepnął niby sam do siebie, jednakże było tu tak cicho, że każdy mógł go usłyszeć. Krukonka nie wiedziała, czy żyje czy nie. Ślizgon wyglądał tak, jakby już wiedział, czyli skorzystał z nieobecności koleżanki i sprawdził to.
- Prosiłbym na początek Wasze imiona i nazwiska. - Nie znał ich, a chciał się jakoś do nich zwracać. Spojrzał na chłopaka. - Anthony, tak? - Zapytał nie czekając na odpowiedź. - Powiedz mi proszę co tu się stało.
Doszli wreszcie do miejsca tragedii. Vincent zobaczył najpierw stojącego Ślizgona, który miał na imię Anthony. Owszem, był trochę roztrzęsiony, ale imię ucznia zapamiętał. Mimo, że czuł się dziwnie, to jednak jego wszystkie zmysły były ok. Nie miał problemu z kojarzeniem faktów, ani z niczym innym, co mogłoby mu teraz przeszkadzać.
Na razie nie zajmował się Emily i Anthonym. Zwyczajnie musiał zobaczyć czy chłopak żyje, podbiegł do ciała Ślizgona zrzuconego z trybun. Kucnął przy uczniu. Ciało wyglądało dosyć źle, jednakże nie wiedział czy uczeń żyje czy nie. Postanowił zrobić jedną, prostą czynność, która by mu odpowiedziała na to. Przyłożył palce do jego szyi. Niestety nic nie wyczuł. Znał się na tym, bo liznął trochę uzdrowicielskich rzeczy, mało, ale zawsze.
- Cholera... - Szepnął niby sam do siebie, jednakże było tu tak cicho, że każdy mógł go usłyszeć. Krukonka nie wiedziała, czy żyje czy nie. Ślizgon wyglądał tak, jakby już wiedział, czyli skorzystał z nieobecności koleżanki i sprawdził to.
- Prosiłbym na początek Wasze imiona i nazwiska. - Nie znał ich, a chciał się jakoś do nich zwracać. Spojrzał na chłopaka. - Anthony, tak? - Zapytał nie czekając na odpowiedź. - Powiedz mi proszę co tu się stało.
Re: Trybuny
Wilson dobrze usłyszał i wyczuł też jak nadchodzą dwie osoby, odwrócił machinalnie twarz w ich stronę i kiedy zobaczył Emily i opiekuna jego domu odetchnął z ulgą. Był to kolega z jego pokoju, nikt specjalnie dla niego bliski jednak naprawdę nie dotarło do niego to, że przed chwilą gryfon zrzucił go tak po prostu. Złapał za rękę dość mocno i kurczowo dziewczynę kiedy ta była już blisko, wiedział, że morderstwo to nie była sprawa na wagę kradzieży cukierków koledze ze szkoły. Jego spojrzenie powędrowało za nauczycielem, wiedział że był nowy i nie było to dla niego najmilsze przywitanie w Hogwarcie.
- Anthony Wilson, tak.- odpowiedział i dopiero teraz oderwał wzrok od zwłok leżących na trawie. Nie miał skrupułów, musiał powiedzieć kogo widział.
- Najpierw usłyszeliśmy krzyk, a potem zobaczyłem jak Mutluck, ten z Gryffindoru popycha go i zrzuca z trybun. - nie wiedział, czy Emily znała Aarona, on był jednak pewien kogo widział. - Sektor nauczycielski.- wskazał krótko palcem wolnej ręki to miejsce z którego został wypchnięty jego współlokator. Sukinsyn pomyślał, a jego ręka machinalnie zacisnęła się nieco mocniej na wątłej dłoni Bronte.
- Anthony Wilson, tak.- odpowiedział i dopiero teraz oderwał wzrok od zwłok leżących na trawie. Nie miał skrupułów, musiał powiedzieć kogo widział.
- Najpierw usłyszeliśmy krzyk, a potem zobaczyłem jak Mutluck, ten z Gryffindoru popycha go i zrzuca z trybun. - nie wiedział, czy Emily znała Aarona, on był jednak pewien kogo widział. - Sektor nauczycielski.- wskazał krótko palcem wolnej ręki to miejsce z którego został wypchnięty jego współlokator. Sukinsyn pomyślał, a jego ręka machinalnie zacisnęła się nieco mocniej na wątłej dłoni Bronte.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Trybuny
Jak widać dobrze zrobił pojawiając się w tym miejscu. Poczekał na moment w którym pojawi się nauczyciel chcąc się dowiedzieć co planuje kadra nauczycielska i jak mają zamiar sobie z tym poradzić. Przy okazji rozglądał się w miarę uważnie dookoła szukając wzrokiem swojego ciała. Swojego albo Logana. Wszystko byle by tylko nie patrzeć na martwe ciało które tonęło w mroku nocy. Gdy pojawił się nauczyciel i Anthony zaczął mówić co tu zaszło poczuł się słabo. A więc jednak miał rację. Duchy szukały zemsty i pech chciał, że akurat duch który opanował jego ciało dopuścił się tak podłego uczynku. Zacisnął pięść chcąc uderzyć w najbliższą rzecz jaka obok niego się znajdowała ale jedyne co mógł zrobić to uderzyć powietrze... Wtedy zauważył Logana. Ale nie tego duchowego, a prawdziwego. Niewiele myśląc ruszył w jego stronę biegiem.
- Margaret, Greta, którakolwiek z was tam jest, oddawaj to ciało!
Wykrzyczał co zapewne, jeżeli w ogóle został usłyszany, zaowocowało ucieczką "Logana", ale Matluck nie zamierzał odpuszczać.
- Zabijając tych niewinnych uczniów staniecie się takie jak oni, będziecie takimi samymi bezwartościowymi śmieciami jak tamta trójka i w imię czego?! Zemsty? Wiem, że było wam ciężko, ale jesteście ponad to, wierzę w to. Sam jestem pół-krwi i teraz przez to co zrobiła druga z was najpewniej skończę w Azkabanie, o to wam chodziło? Pociągnąć na dno więcej osób i pozbawić życia parę kolejnych?!
Krzycząc te wszystkie słowa głos parę razy mu się załamał, ale nie wiedział co innego może zrobić. Starał się złapać krukonkę w ciele kolegi za rękę i jakoś ją powstrzymać, ale nie miał pojęcia czy mu się uda..
- Margaret, Greta, którakolwiek z was tam jest, oddawaj to ciało!
Wykrzyczał co zapewne, jeżeli w ogóle został usłyszany, zaowocowało ucieczką "Logana", ale Matluck nie zamierzał odpuszczać.
- Zabijając tych niewinnych uczniów staniecie się takie jak oni, będziecie takimi samymi bezwartościowymi śmieciami jak tamta trójka i w imię czego?! Zemsty? Wiem, że było wam ciężko, ale jesteście ponad to, wierzę w to. Sam jestem pół-krwi i teraz przez to co zrobiła druga z was najpewniej skończę w Azkabanie, o to wam chodziło? Pociągnąć na dno więcej osób i pozbawić życia parę kolejnych?!
Krzycząc te wszystkie słowa głos parę razy mu się załamał, ale nie wiedział co innego może zrobić. Starał się złapać krukonkę w ciele kolegi za rękę i jakoś ją powstrzymać, ale nie miał pojęcia czy mu się uda..
Re: Trybuny
- Emily Bronte - Przedstawiła się krótko, odgarniając z policzka przyklejone kosmyki włosów. Pomimo, że chłopaka ledwie kojarzyła, to nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło jej gdy dowiedziała się o śmierci dziadka, wróciło. Przyprawiało o mdłości i zawroty głowy, lecz dziewczyna trzymała się dzielnie. To znaczy na tyle, na ile mogła. Spoglądała to na Wilsona to na Xakly'ea nie wiedząc cóż ze sobą teraz począć, bo chłopakowi leżącemu na zimnej ziemi pomóc już nie mogła. Wzrokiem omijała ciało nieszczęśnika, bojąc się, że mogłoby to przyprawić ją o torsję, a tego tylko jej brakowało.
- Dlaczego zamek świeci takimi pustkami? - Zapytała w końcu, kierując wzrok na nauczyciela - Gdy szukałam pana, panie profesorze, nie zauważyłam ani jednej osoby. - Zmarszczyła jasne brwi, wsuwając różdżkę do kieszeni spodni. Na razie nie powinna być jej potrzebna. Na razie.
- Dlaczego zamek świeci takimi pustkami? - Zapytała w końcu, kierując wzrok na nauczyciela - Gdy szukałam pana, panie profesorze, nie zauważyłam ani jednej osoby. - Zmarszczyła jasne brwi, wsuwając różdżkę do kieszeni spodni. Na razie nie powinna być jej potrzebna. Na razie.
Re: Trybuny
Aaron - gdy osoba w ciele Logana dostrzegła Cię, rozpoczęła swoją ucieczkę. Twoje słowa i zarzuty kierowane w jej stronę sprawiły jednak, że nieopatrznie postawiła kolejny krok i rąbnęła jak długa na ziemię. Znajdowaliście się na tyle daleko, aby trójka nie mogła was zobaczyć ani dokładnie usłyszeć.
Margaret nie odzywała się, bo też w tym ciele nie potrafiła tego zrobić. Gdy złapałeś ją za rękę, twoją głowę znowu przeszyło znajome uczucie, którego doświadczyłeś wcześniej w podziemiu. Zawirowało i teraz to Ty leżałeś na trawie - na powrót cielesny i materialny, a duch dziewczyny stał nad Tobą. Nie czekając dłużej, Krukonka uciekła w stronę zamku, zostawiając Cię w ciele kolegi.
Vin, Anthony, Emily - martwy uczeń to Dale Blackwood, wychowanek Slytherinu.
Margaret nie odzywała się, bo też w tym ciele nie potrafiła tego zrobić. Gdy złapałeś ją za rękę, twoją głowę znowu przeszyło znajome uczucie, którego doświadczyłeś wcześniej w podziemiu. Zawirowało i teraz to Ty leżałeś na trawie - na powrót cielesny i materialny, a duch dziewczyny stał nad Tobą. Nie czekając dłużej, Krukonka uciekła w stronę zamku, zostawiając Cię w ciele kolegi.
Vin, Anthony, Emily - martwy uczeń to Dale Blackwood, wychowanek Slytherinu.
Mistrz Gry
Re: Trybuny
Mutluck... Gryfon. Tylko to o nim wiedział. Niestety jego wiedza na tematu uczniów była dosyć słaba. Ale wiedział, że ten chłopak na sto procent nie uniknie konsekwencji. Śmierć kolegi to nie była prosta sprawa. Nie wiedział czy zrobił to z jakichś zatargów czy zwyczajnie była to głupia zabawa. Obojętnie co się stało, to czyn jest straszny. Nie wiedział, czy leżący tu Dale Blackwood miał jakąś rodzinę, ale pewnie jako opiekun będzie musiał im przekazać tę niezbyt pocieszającą nowine, a właściwie makabryczną.
Spojrzał po dwójce uczniów, najpierw na Emily, a potem na Anthonego. Sam nie wiedział co im powiedzieć jakieś pokrzepiające słowa czy coś takiego.
No tak, wypadałaby odpowiedzieć pannie Bronte na pytanie.
- Zapewne siedzą w Pokojach Wspólnych, mam taką nadzieję. - Powiedział do dziewczyny. Położył jedną dłoń na ramieniu dziewczyny, drugą na chłopaka. - Dziękuje Wam za to, że szybko zareagowaliście i zawołaliście mnie. - Zabrał dłonie z ich ramion. Spojrzał na Wilsona. - Znałeś go? Złapiemy tego, kto mu to zrobił. Tymczasem jednak, muszę przenieść to ciało do Skrzydła Szpitalnego. Proszę Was, abyście się kierowali prosto do Waszych dormitoriów, kawałek Was odprowadzę, ale muszę zająć się tym chłopcem i powiadomić wszystkich nauczycieli i dyrektora. Chodźmy. - Powiedział do nich, wziął różdżkę w dłoń, szepnął cicho. - Mobilicorpus. - Ciało Dale'a podniosło się i ziemii i wszyscy ruszyli w stronę zamku.
Spojrzał po dwójce uczniów, najpierw na Emily, a potem na Anthonego. Sam nie wiedział co im powiedzieć jakieś pokrzepiające słowa czy coś takiego.
No tak, wypadałaby odpowiedzieć pannie Bronte na pytanie.
- Zapewne siedzą w Pokojach Wspólnych, mam taką nadzieję. - Powiedział do dziewczyny. Położył jedną dłoń na ramieniu dziewczyny, drugą na chłopaka. - Dziękuje Wam za to, że szybko zareagowaliście i zawołaliście mnie. - Zabrał dłonie z ich ramion. Spojrzał na Wilsona. - Znałeś go? Złapiemy tego, kto mu to zrobił. Tymczasem jednak, muszę przenieść to ciało do Skrzydła Szpitalnego. Proszę Was, abyście się kierowali prosto do Waszych dormitoriów, kawałek Was odprowadzę, ale muszę zająć się tym chłopcem i powiadomić wszystkich nauczycieli i dyrektora. Chodźmy. - Powiedział do nich, wziął różdżkę w dłoń, szepnął cicho. - Mobilicorpus. - Ciało Dale'a podniosło się i ziemii i wszyscy ruszyli w stronę zamku.
Re: Trybuny
Dobrze, że jako duch nie czuł zmęczenia, bo mógłby mieć mały problem z dogonieniem dziewczyny, jednak na jego szczęście ta była nieuważna i upadła zaprzepaszczając tym samym szansę na ucieczkę. Gdy dopadł do niej starał się ją złapać, co dziwne, udało mu się. Problem pojawił się w momencie gdy chłopak odzyskał przytomność po kolejny ataku nieprzyjemnego uczucia przeszywającego całe ciało. Czuł, że wrócił do ciała... Tyle, że to ciało nie było jego a Logana...
- Ku*wa...
Mruknął do siebie nie szukając wzrokiem Margaret, którą zobaczył tylko na chwilę nim ta zdążyła uciec. Przez chwilę chciał wrócić na boisko ale gdyby tylko Anthony usłyszał całą to historię, to biedny Logan wrócił by do ciała z obitą twarzą, a na to pozwolić nie mógł. Otrzepał się z ziemi i jak najszybciej ruszył biegiem w stronę zamku starając się uniknąć nauczycieli i dostać się do gabinetu dyrektora...
- Ku*wa...
Mruknął do siebie nie szukając wzrokiem Margaret, którą zobaczył tylko na chwilę nim ta zdążyła uciec. Przez chwilę chciał wrócić na boisko ale gdyby tylko Anthony usłyszał całą to historię, to biedny Logan wrócił by do ciała z obitą twarzą, a na to pozwolić nie mógł. Otrzepał się z ziemi i jak najszybciej ruszył biegiem w stronę zamku starając się uniknąć nauczycieli i dostać się do gabinetu dyrektora...
Re: Trybuny
Jeśli do tej pory tylko przez swój wygląd sprawiał wrażenie ponuraka - od paru dni rzeczywiście nim był. Snuł się po zamku jak smród po gaciach, jego wyniki w nauce, które do tej pory były satysfakcjonujące, obniżyły się, podobnie zresztą było z jego relacjami ze znajomymi. Nie rozmawiał z nikim i nie miał ochoty być tą pocieszającą duszą, do której zazwyczaj zwracali się inni. Przyczyną tej nagłej zmiany Joela z optymistycznego gościa w osobę nad głową której ciążyły ciemne chmury było nic innego jak zawód miłosny. Nie tak dawno jak kilka dni temu rozstał się ze swoją wybranką i nie miał na to żadnego wpływu, ani możliwości do zmiany decyzji Angielki. Powody, które mu podała może i były sensowne, jednak nadal nie mógł tego zrozumieć, a przede wszystkim przetrawić.
Dzisiejszego dnia postanowił wyjść poza zamek, chociaż ten ruch przywołał do niego pewne wspomnienia związane z jego ex. Dlatego skutecznie ominął błonia, kierując się na trybuny wokół boiska. Gdy znalazł się na miejscu wszedł po schodkach na górę i zajął miejsce osłonięte przed deszczem, który swoją drogą mu nie przeszkadzał. Wolał taką pogodę, niż prażące słońce skutecznie odcinające dopływ racjonalnego myślenia. Plecami oparł się o niewygodne oparcie, wbijając znużone spojrzenie przed siebie.
Dzisiejszego dnia postanowił wyjść poza zamek, chociaż ten ruch przywołał do niego pewne wspomnienia związane z jego ex. Dlatego skutecznie ominął błonia, kierując się na trybuny wokół boiska. Gdy znalazł się na miejscu wszedł po schodkach na górę i zajął miejsce osłonięte przed deszczem, który swoją drogą mu nie przeszkadzał. Wolał taką pogodę, niż prażące słońce skutecznie odcinające dopływ racjonalnego myślenia. Plecami oparł się o niewygodne oparcie, wbijając znużone spojrzenie przed siebie.
Re: Trybuny
Od czasu ostatniego spotkania z Wilsonem, Emily unikała ludzi jak ognia. Nie miała najmniejszego zamiaru znowuż paść ofiarą hogwardzkich plotkar, które za życiowy cel ustaliły sobie uprzykrzanie życia co cichszym i spokojniejszym osobom. Tak jakby te towarzyskie, posiadające wyjątkowo bujne życie seksualne stały się... nudne? Może po prostu zaistnienie tej niewysokiej i drobnej blondynki w świecie Anthony'ego Wilsona było tak nieprawdopodobne, że musiały dodawać "coś" od siebie? Najwyraźniej.
Ostatnimi dniami, warunki atmosferyczne nie sprzyjały treningom. Pomimo to, Emily wdziewała podwójne swetry, krępujące nieco ruchy, i wsiadała na miotłę by pokonać kilka (ewentualnie kilkadziesiąt) okrążeń stadionu. Nie umiała odpuścić, od czasu kiedy jej dziadek odszedł nie miała dnia przerwy. I już właściwie nie liczyła ile to dni minęło, kiedy ostatni raz zapytał kim ona jest. Krukonka, doświadczona już w kwestii śmierci bliskich osób wiedziała, że z czasem ból zesłabnie. Że zapomni jak brzmiał jego pouczający ton, jak marszczył czoło gdy czytał Proroka Codziennego, czy jaki miał kolor oczu. Zielono pistacjowe, jak ona, czy może brązowe, takie jak jej brat Josh? Emily pokręciła ze złością głową, zsiadając z miotły. Znowu nie mogła skupić się na skoordynowaniu pracy rąk i nóg. Zdjęła skórzane rękawice, ze złością rzucając je na pobliską, drewnianą ławkę. Zimno przenikało na wskroś, przyprawiając o lodowate dreszcze. Panna Bronte nie czekając ani chwili dłużej udała się do szatni by wziąć gorący prysznic i przebrać się w typowe dla niej czarno-czarne odzienie. Koloru dodawał jedynie bordowy płaszcz, który wychodząc narzuciła na ramiona. Dziewczyna spojrzała w górę, by przyjrzeć się ołowianym obłokom przemierzającym niebo. Jej uwagę przykuła jednak znajoma sylwetka majacząca na trybunach. Blondynka, niewiele myśląc ruszyła w tymże kierunki. Szybko przemierzyła pożółkłą murawę stadionu, uważając by nie wejść w obszerną kałużę. Następnie prędko pokonała drewniane schody, które wydawały jęk rozpaczy przy każdym, nawet najmniejszym kroku. Pistacjowe oczęta prędko dostrzegły Joel'a, siedzącego w zadaszonej części, wydawał się wyraźnie strapiony, co do niego było zupełnie niepodobne. Bronte nie czuła się najlepiej w roli pocieszyciela, ale Frayne był jedną z niewielu osoób, które darzyła sympatią i jej sumienie zwyczajnie nie pozwalało jej zostawić Krukona samego.
Emsy zbliżyła się doń nieprędko, w myślach szukając czegoś... czegokolwiek co mogłaby powiedzieć. Bo pustkę w głowie w tym momencie miała zupełną. Usiadła bezszelestnie obok chłopaka, posyłając mu przyjazne spojrzenie. Jej wargi drgnęły w niewyraźnym grymasie, który w ostateczności mógłby przypominać coś na kształt uśmiechu.
- Pogoda sprzyjająca wyjątkowo pozytywnym myślom, czyż nie? - Cichy ton Brytyjki przerwał niezmąconą dotąd ciszę (no, nie licząc odgłosu deszczu). Dziewczyna spoglądała to na Joel'a, to na krążące nad nimi ciemnogranatowe, deszczowe chmury.
Ostatnimi dniami, warunki atmosferyczne nie sprzyjały treningom. Pomimo to, Emily wdziewała podwójne swetry, krępujące nieco ruchy, i wsiadała na miotłę by pokonać kilka (ewentualnie kilkadziesiąt) okrążeń stadionu. Nie umiała odpuścić, od czasu kiedy jej dziadek odszedł nie miała dnia przerwy. I już właściwie nie liczyła ile to dni minęło, kiedy ostatni raz zapytał kim ona jest. Krukonka, doświadczona już w kwestii śmierci bliskich osób wiedziała, że z czasem ból zesłabnie. Że zapomni jak brzmiał jego pouczający ton, jak marszczył czoło gdy czytał Proroka Codziennego, czy jaki miał kolor oczu. Zielono pistacjowe, jak ona, czy może brązowe, takie jak jej brat Josh? Emily pokręciła ze złością głową, zsiadając z miotły. Znowu nie mogła skupić się na skoordynowaniu pracy rąk i nóg. Zdjęła skórzane rękawice, ze złością rzucając je na pobliską, drewnianą ławkę. Zimno przenikało na wskroś, przyprawiając o lodowate dreszcze. Panna Bronte nie czekając ani chwili dłużej udała się do szatni by wziąć gorący prysznic i przebrać się w typowe dla niej czarno-czarne odzienie. Koloru dodawał jedynie bordowy płaszcz, który wychodząc narzuciła na ramiona. Dziewczyna spojrzała w górę, by przyjrzeć się ołowianym obłokom przemierzającym niebo. Jej uwagę przykuła jednak znajoma sylwetka majacząca na trybunach. Blondynka, niewiele myśląc ruszyła w tymże kierunki. Szybko przemierzyła pożółkłą murawę stadionu, uważając by nie wejść w obszerną kałużę. Następnie prędko pokonała drewniane schody, które wydawały jęk rozpaczy przy każdym, nawet najmniejszym kroku. Pistacjowe oczęta prędko dostrzegły Joel'a, siedzącego w zadaszonej części, wydawał się wyraźnie strapiony, co do niego było zupełnie niepodobne. Bronte nie czuła się najlepiej w roli pocieszyciela, ale Frayne był jedną z niewielu osoób, które darzyła sympatią i jej sumienie zwyczajnie nie pozwalało jej zostawić Krukona samego.
Emsy zbliżyła się doń nieprędko, w myślach szukając czegoś... czegokolwiek co mogłaby powiedzieć. Bo pustkę w głowie w tym momencie miała zupełną. Usiadła bezszelestnie obok chłopaka, posyłając mu przyjazne spojrzenie. Jej wargi drgnęły w niewyraźnym grymasie, który w ostateczności mógłby przypominać coś na kształt uśmiechu.
- Pogoda sprzyjająca wyjątkowo pozytywnym myślom, czyż nie? - Cichy ton Brytyjki przerwał niezmąconą dotąd ciszę (no, nie licząc odgłosu deszczu). Dziewczyna spoglądała to na Joel'a, to na krążące nad nimi ciemnogranatowe, deszczowe chmury.
Re: Trybuny
Chłopak był tak zaabsorbowany wpatrywaniem się w przeciwległą trybunę przez ścianę padającego i rozmazującego mu widoczność deszczu, że w pierwszej chwili nie zauważył zbliżającej się w jego stronę Krukonki. Nie zauważał jej właściwie do momentu, w którym się nie odezwała. Przeniósł więc na nią spojrzenie, chłodną dłonią przecierając oczy, jednak nie uśmiechnął się a jego twarz pozostawała taka sama jak wcześniej - bez wyrazu, jakby była z kamienia. Ponownie przesunął wzrok w przestrzeń kosmiczną, wkładając dłonie do kieszeni ciepłej, czarnej kurtki z kapturem.
- Z pewnością. Wracaj do zamku Emily, bo się rozchorujesz. W taką pogodę nieciężko o jakiegoś wirusa, one tylko czekają, żeby wyłapać osłabienie bariery ochronnej organizmu - mimo swojego nastroju i niechęci do rozmów z kimkolwiek wciąż pozostawały w nim resztki troski o osoby, które lubił. Panna Bronte zaliczała się do tego grona, chociaż pamiętał jakie miał o niej zdanie na początku tamtego roku. Jakże mylne, jak się później okazało! W wakacje z kolei znowu go pozytywnie zaskoczyła swoją przemianą z kaczątka w łabędzia i przemiana ta utrzymywała się u niej do dziś. Była zwykłą dziewczyną, która czarowała otoczenie swoją zwyczajnością. Nie potrzebowała do tego krzykliwych strojów, makijażu czy zachowania odbiegającego od normy, a takich przypadków w zamku było stosunkowo mało. Większość dziewcząt dosięgała forma "bycia jak inne".
- Słyszysz? Wracaj do wieży - jego ton nie brzmiał ani groźnie, ani niesympatycznie. Był ściszony i grzecznościowy, coby przypadkiem nie urazić swojej koleżanki z domu. Nie był tym typem, który swoim brakiem humoru zrażał otoczenie i (nie)świadomie sprawiał, że wszyscy wokół chodzili struci razem z nim.
- Z pewnością. Wracaj do zamku Emily, bo się rozchorujesz. W taką pogodę nieciężko o jakiegoś wirusa, one tylko czekają, żeby wyłapać osłabienie bariery ochronnej organizmu - mimo swojego nastroju i niechęci do rozmów z kimkolwiek wciąż pozostawały w nim resztki troski o osoby, które lubił. Panna Bronte zaliczała się do tego grona, chociaż pamiętał jakie miał o niej zdanie na początku tamtego roku. Jakże mylne, jak się później okazało! W wakacje z kolei znowu go pozytywnie zaskoczyła swoją przemianą z kaczątka w łabędzia i przemiana ta utrzymywała się u niej do dziś. Była zwykłą dziewczyną, która czarowała otoczenie swoją zwyczajnością. Nie potrzebowała do tego krzykliwych strojów, makijażu czy zachowania odbiegającego od normy, a takich przypadków w zamku było stosunkowo mało. Większość dziewcząt dosięgała forma "bycia jak inne".
- Słyszysz? Wracaj do wieży - jego ton nie brzmiał ani groźnie, ani niesympatycznie. Był ściszony i grzecznościowy, coby przypadkiem nie urazić swojej koleżanki z domu. Nie był tym typem, który swoim brakiem humoru zrażał otoczenie i (nie)świadomie sprawiał, że wszyscy wokół chodzili struci razem z nim.
Re: Trybuny
Emily przygryzła dolną wargę, przenosząc spojrzenie na wyraźnie przygnębionego towarzysza. Srebrne tęczówki, iskrzące zazwyczaj radośnie wydawały się dziewczynie jakieś matowe i przygaszone. Dziewczyna postawiła kołnierz płaszcza, by osłonić smukłą szyję przed zawiewającym, ostrym wiatrem. Nie bała się choroby, od kiedy regularnie latała za kaflem nie miała problemów z drobnoustrojami, co najwyżej jakiś katar dopadł ją raz czy dwa. Pokręciła głową, ze zdumieniem czającym się w zielonkawych oczach.
- Bez obaw, latanie nieźle mnie zahartowało - odparła, marszcząc jasne brwi. Po chwili dodała jednak, klnąc na swoją głupotę - To znaczy... jeśli chcesz zostać sam... To powiedz wprost. - Posłała mu pełne zrozumienia spojrzenie. Chciała mu pomóc, cokolwiek się stało, ale z drugiej strony nie mogła przecież na niego naciskać. Zdecydowanie nie należała do tego typu osób. Nie chciała go jednak zostawiać, samego. Ostatnio gdy tutaj była, i o zgrozo z Wilsonem, niemal wyskoczyła z trybun z własnej, nieprzymuszonej woli. Później zaś jakiś chłopak został wypchnięty w nieznanych okolicznościach. Jak by się czuła, gdyby coś takiego przydarzyło się Frayne'owi? Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie mogła sobie pójść.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić, ja też nie muszę, mogę tu tak tylko z Tobą posiedzieć - przekrzywiła nieco głowę, spuszczając wzrok. Zabłocone czubki znoszonych kamaszy były nadzwyczaj interesującym obiektem obserwacji, oj tak.
- Bez obaw, latanie nieźle mnie zahartowało - odparła, marszcząc jasne brwi. Po chwili dodała jednak, klnąc na swoją głupotę - To znaczy... jeśli chcesz zostać sam... To powiedz wprost. - Posłała mu pełne zrozumienia spojrzenie. Chciała mu pomóc, cokolwiek się stało, ale z drugiej strony nie mogła przecież na niego naciskać. Zdecydowanie nie należała do tego typu osób. Nie chciała go jednak zostawiać, samego. Ostatnio gdy tutaj była, i o zgrozo z Wilsonem, niemal wyskoczyła z trybun z własnej, nieprzymuszonej woli. Później zaś jakiś chłopak został wypchnięty w nieznanych okolicznościach. Jak by się czuła, gdyby coś takiego przydarzyło się Frayne'owi? Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie mogła sobie pójść.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić, ja też nie muszę, mogę tu tak tylko z Tobą posiedzieć - przekrzywiła nieco głowę, spuszczając wzrok. Zabłocone czubki znoszonych kamaszy były nadzwyczaj interesującym obiektem obserwacji, oj tak.
Re: Trybuny
Latanie? Zmarszczył skonsternowany czoło odruchowo przyglądając się delikatnym rysom twarzy Bronte. Nie wiedział, że potrafiła latać na miotle, jak i tego, że zapewne była w drużynie Quidditcha. Nie był fanem tego sportu. Jeśli szło o jego kondycję - od czasu do czasu pobiegał, poćwiczył na szkolnej siłowni, ale na tym się kończył jego kontakt ze sportem, przynajmniej w okresie jesienno-zimowym. Słysząc jej kolejne słowa westchnął cicho, kręcąc przecząco głową. Nie wziął pod uwagę, że to co palnął mogło zabrzmieć jak wygonienie jej, ale po parokrotnym powtórzeniu sobie w myślach tego co chwilę temu powiedział uznał, że miała święte prawo tak pomyśleć. Zresztą, od paru dni o niewielu rzeczach myślał - a to nowość! Można powiedzieć, że umknęły mu nawet rewelacje w postaci dwóch zabójstw. Było, minęło. Szkoda, że o takich poważnych problemach zapominał jeszcze tego samego dnia.
- Nie wyganiam Cię jeśli o to Ci chodzi, przepraszam - powiedział uśmiechając się półgębkiem a potem korzystając z tego, że Angielka siedziała obok niego objął ją w stu procentach po przyjacielsku ramieniem, żeby nie zmarzła. Deszcz nabierał na sile, zerwał się silniejszy wiatr, który jak na ironię losu zmieniał swój kierunek. Dodatkowo nie chciał mieć wyrzutów sumienia spowodowanych informacją od znajomych z domu, że Emily nagle zachorowała na grypę albo zapalenie płuc i dzięki swojemu dobremu sercu spędzi kilka dni w łóżku szpikowana milionem lekarstw i eliksirów. Po kilku minutach bezsensownego gapienia się przed siebie i milczenia w końcu ponownie przeniósł wzrok na Krukonkę.
- Nie powiem, miło się milczy w Twoim towarzystwie - stwierdził zgodnie z prawdą. Umiała milczeć i udawać, że jej nie ma jednocześnie nie pozwalając zapomnieć o swojej obecności. - Co słychać w wielkim świecie? - zagaił po kolejnej chwili ciszy chcąc zmienić bieg swoich myśli na coś weselszego.
- Nie wyganiam Cię jeśli o to Ci chodzi, przepraszam - powiedział uśmiechając się półgębkiem a potem korzystając z tego, że Angielka siedziała obok niego objął ją w stu procentach po przyjacielsku ramieniem, żeby nie zmarzła. Deszcz nabierał na sile, zerwał się silniejszy wiatr, który jak na ironię losu zmieniał swój kierunek. Dodatkowo nie chciał mieć wyrzutów sumienia spowodowanych informacją od znajomych z domu, że Emily nagle zachorowała na grypę albo zapalenie płuc i dzięki swojemu dobremu sercu spędzi kilka dni w łóżku szpikowana milionem lekarstw i eliksirów. Po kilku minutach bezsensownego gapienia się przed siebie i milczenia w końcu ponownie przeniósł wzrok na Krukonkę.
- Nie powiem, miło się milczy w Twoim towarzystwie - stwierdził zgodnie z prawdą. Umiała milczeć i udawać, że jej nie ma jednocześnie nie pozwalając zapomnieć o swojej obecności. - Co słychać w wielkim świecie? - zagaił po kolejnej chwili ciszy chcąc zmienić bieg swoich myśli na coś weselszego.
Re: Trybuny
Emily rzeczywiście nie wyglądała na osobę, która uprawia jakikolwiek sport. Quidditch był jednak nieodłączną częścią jej życia. Z miotłą musiała rozstać się tylko raz, na długie trzy dni, kiedy w wieku ośmiu lat rąbnęła w słup wysokiego napięcia. Od tamtej pory, starała się uważać na wszelkie możliwe do pojawienia się na torze lotu przeszkody i jak dotąd robiła to skutecznie. Co innego, jeśli tyczyło się przeszkód w życiu codziennym, bo te Emily zawsze spotykała niemal co krok. Ostatnimi czasy los zdawał się odwrócić, jednak tylko na pozór, w czym utwierdziło ją zachowanie Wilsona i śmierć jej dziadka. O ile to pierwsze spłynęło po niej jak po kaczce, to z drugim wciąż miała problemy. Nie mogła przywyknąć do bycia tylko samej sobie. Nie potrafiła jeszcze tego zrobić.
Po chwili westchnęła cicho, odganiając te niezbyt wesołe myśli.
- Nie szkodzi, naprawdę - odgarnęła opadający na prawe oko kosmyk włosów, kiedy na jej karminowe wargi wkradł się ledwie zauważalny uśmiech. A więc jednak zdołała nawiązać nić porozumienia, może nie jest tak źle, jak zdawało się jej na początku. Co dziwne nie czuła się aż tak skrępowana, kiedy ją do siebie przytulił. Mówiąc szczerze, modliła się jednak by na jej twarzy nie wykwitły rumieńce, kolorem przypominające kwiaty piwonii. Ratował ją jedynie fakt iż w taką pogodę nie tak trudno znowu zarumienić się od ostrego powiewu wiatru. Myśl ta, zupełnie jak szybko przyszła tak i odeszła w zapomnienie, pozwalając rozluźnić się Emily.
Zimno przyprawiało o gęsią skórkę, spowijając odsłonięte nadgarstki dziewczęcia, wydawało się jednak, jakby nie robiło jej to absolutnie żadnej różnicy. Wiedziała, że teraz i tak się nie pochoruje. Zbyt dużo czasu spędzała na świeżym powietrzu i zdecydowanie zbyt długo spała, a to zawsze działało rewelacyjnie na układ odpornościowy Bronte. Głos krukona wyrwał ją z zamyślenia.
- Och no wiesz... - właściwie co mogła mu powiedzieć? Że wszystko się posypało i właściwie od kilku tygodni nie będzie miała gdzie spędzać świąt? Nie mogła. Dzisiaj to ona musiała być optymistycznie nastawioną. - Pobiłam Wilsona - Wypaliła w końcu. - To znaczy... Wiesz... Tu kopnęłam, tam dałam w twarz, można to liczyć jako pobicie. - Na wargi dziewczęcia po raz kolejny tego popołudnia wkradł się uśmiech. - Mam nadzieję, że jesteś dumny. - Spojrzała nań z nieukrywaną radością bijącą z zielonych, kocich oczu.
Po chwili westchnęła cicho, odganiając te niezbyt wesołe myśli.
- Nie szkodzi, naprawdę - odgarnęła opadający na prawe oko kosmyk włosów, kiedy na jej karminowe wargi wkradł się ledwie zauważalny uśmiech. A więc jednak zdołała nawiązać nić porozumienia, może nie jest tak źle, jak zdawało się jej na początku. Co dziwne nie czuła się aż tak skrępowana, kiedy ją do siebie przytulił. Mówiąc szczerze, modliła się jednak by na jej twarzy nie wykwitły rumieńce, kolorem przypominające kwiaty piwonii. Ratował ją jedynie fakt iż w taką pogodę nie tak trudno znowu zarumienić się od ostrego powiewu wiatru. Myśl ta, zupełnie jak szybko przyszła tak i odeszła w zapomnienie, pozwalając rozluźnić się Emily.
Zimno przyprawiało o gęsią skórkę, spowijając odsłonięte nadgarstki dziewczęcia, wydawało się jednak, jakby nie robiło jej to absolutnie żadnej różnicy. Wiedziała, że teraz i tak się nie pochoruje. Zbyt dużo czasu spędzała na świeżym powietrzu i zdecydowanie zbyt długo spała, a to zawsze działało rewelacyjnie na układ odpornościowy Bronte. Głos krukona wyrwał ją z zamyślenia.
- Och no wiesz... - właściwie co mogła mu powiedzieć? Że wszystko się posypało i właściwie od kilku tygodni nie będzie miała gdzie spędzać świąt? Nie mogła. Dzisiaj to ona musiała być optymistycznie nastawioną. - Pobiłam Wilsona - Wypaliła w końcu. - To znaczy... Wiesz... Tu kopnęłam, tam dałam w twarz, można to liczyć jako pobicie. - Na wargi dziewczęcia po raz kolejny tego popołudnia wkradł się uśmiech. - Mam nadzieję, że jesteś dumny. - Spojrzała nań z nieukrywaną radością bijącą z zielonych, kocich oczu.
Re: Trybuny
Pamiętał, że za pierwszym razem kiedy ze sobą rozmawiali w cztery oczy, w opuszczonej sali, Emily miała tendencję do rumienienia się prawie z każdym jego komplementem czy gestem. Skłamałby, gdyby powiedział, że mu się to nie podobało, bowiem dwie plamy na policzkach dziewczyny były niezwykle urocze i swoim objęciem jej również miał malutką nadzieję na zobaczenie ich. Wpatrywał się przed siebie a kiedy Krukonka obwieściła mu, że pobiła Wilsona zaśmiał się zupełnie szczerze.
- Jak to go pobiłaś? - spytał początkowo z wyczuwalnym w głosie niedowierzaniem. Po pierwsze, nie sądził, by Bronte była do tego zdolna. Po drugie, wątpił, że Wilson nie próbował jej powstrzymać... chociaż, kto by go tam wiedział. Po trzecie, z drugiej strony wiedział, że kobiety były nieprzewidywalne. - Ale jasne, że jestem dumny! Gratuluję, może się czegoś nauczy, chociaż chyba mu to nie grozi. Postawiłaś na nim krzyżyk jak rozumiem? - złożył dłoń w pięść i ostrożnie poczochrał miękkie włosy dziewczyny, podobnie jak brat siostrę.
- Gorzej jak na nas wpadnie i znowu go będziesz musiała pobić - uśmiechnął się, spoglądając z ukosa na Emily. Jego poprawa humoru była jednak tylko chwilowa, bo jakąś minutę później westchnąwszy, wstał z miejsca i zszedł dwa rzędy krzesełek niżej, rozglądając się po skąpanym w deszczu stadionie. - Audrey mnie zostawiła - powiedział w końcu, tonem jakby opowiadał o zeszłorocznym śniegu. Nie wiedział czy Bronte to zrozumie, ale nie wymagał tego od niej, jak i rozmowy czy pocieszenia. Wsadził dłonie do kieszeni spodni wypuszczając nabrane powietrze ustami. - Wyjechała z Hogsmeade i tak się skończyło.
- Jak to go pobiłaś? - spytał początkowo z wyczuwalnym w głosie niedowierzaniem. Po pierwsze, nie sądził, by Bronte była do tego zdolna. Po drugie, wątpił, że Wilson nie próbował jej powstrzymać... chociaż, kto by go tam wiedział. Po trzecie, z drugiej strony wiedział, że kobiety były nieprzewidywalne. - Ale jasne, że jestem dumny! Gratuluję, może się czegoś nauczy, chociaż chyba mu to nie grozi. Postawiłaś na nim krzyżyk jak rozumiem? - złożył dłoń w pięść i ostrożnie poczochrał miękkie włosy dziewczyny, podobnie jak brat siostrę.
- Gorzej jak na nas wpadnie i znowu go będziesz musiała pobić - uśmiechnął się, spoglądając z ukosa na Emily. Jego poprawa humoru była jednak tylko chwilowa, bo jakąś minutę później westchnąwszy, wstał z miejsca i zszedł dwa rzędy krzesełek niżej, rozglądając się po skąpanym w deszczu stadionie. - Audrey mnie zostawiła - powiedział w końcu, tonem jakby opowiadał o zeszłorocznym śniegu. Nie wiedział czy Bronte to zrozumie, ale nie wymagał tego od niej, jak i rozmowy czy pocieszenia. Wsadził dłonie do kieszeni spodni wypuszczając nabrane powietrze ustami. - Wyjechała z Hogsmeade i tak się skończyło.
Re: Trybuny
Od tamtego spotkania minęło już nieco czasu, jednak charakter Emily nie zmienił się zupełnie. Usposobienie również. Wrodzona nieśmiałość, wciąż pozostała nieśmiałością, wprawiając krukonkę w zakłopotanie, takie jakiego właśnie doświadczała w tym momencie. Na jej szczęście, policzki zarumieniły się tylko delikatnie i zmiana ta ze spokojem mogła przejść, pozostając niezauważoną.
Widząc reakcję chłopaka, kąciki malinowych warg Emily uniosły się ku górze.
- No tak... - zamilkła na chwilę, zastanawiając się nad tym, co ona sama o tym myśli - Kilka dni temu się z nim spotkałam... - urwała na chwilę, przenosząc wzrok na oddalające się, ciemnogranatowe chmury - i trochę jakby mu wybaczyłam. Pominę fakt, że nie myślałam wtedy racjonalnie - Pokręciła jedynie głową słysząc swoje własne słowa. Pogładziła ponownie ciemnoczerwony materiał, wlepiając wzrok w swoje pomalowane na podobny kolor paznokcie. Chwila milczenia pozwoliła jej uspokoić myśli i wyrzuty sumienia, jakie nagle nawiedziły ją na myśl o Wilsonie. Wyrzuty sumienia odnoszące się do swojego zachowania, rzecz jasna. Na jej szczęście nie słyszała jeszcze pogłosek o wyjątkowo wybujałym życiu erotycznym ślizgona. To mogłoby ostatecznie ją dobić i utwierdzić w przekonaniu jak bardzo głupia i naiwna z niej istotka.
Kiedy Joel wstał, pistacjowe oczy dziewczyny, zwróciły się ku niemu. Bronte w milczeniu patrzyła jak strapiony krukon schodzi kilka rzędów niżej. Kolejne słowa pana Frayne'a były krótkim lecz wyjątkowo jasnym wytłumaczeniem na jego nastroju. I tak oto Emily kolejny raz tego popołudnia nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Nie zwykła do takich ludzkich, prostych odruchów. Westchnęła cicho, po czym podniosła się z drewnianego siedziska. Nie bardzo wiedziała czy powinna, lecz zbliżyła się do szatyna, drobną dłonią gładząc go po opatulonym kurtką ramieniu. Joel był sporo od niej wyższy i musiała nieco zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiła znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na zachowanie dziewczyny. Wśród hogwardzkich uczniów, Frayne wydawał się jednym z najnormalniejszych osobników płci męskiej.
- Ci, których intencje są szczere, zawsze, prędzej czy później zostają zranieni. - Rzekła po chwili milczenia, a jej twarz złagodniała. Sama doświadczyła tego najlepiej na własnej skórze. Nie wiedziała cóż innego mogłaby powiedzieć. Że jej przykro? Że mu współczuje? Lepiej zdecydowanie lepiej jej się milczało, niż pocieszało nieważne jak mocno chciała. Taka prawda.
Widząc reakcję chłopaka, kąciki malinowych warg Emily uniosły się ku górze.
- No tak... - zamilkła na chwilę, zastanawiając się nad tym, co ona sama o tym myśli - Kilka dni temu się z nim spotkałam... - urwała na chwilę, przenosząc wzrok na oddalające się, ciemnogranatowe chmury - i trochę jakby mu wybaczyłam. Pominę fakt, że nie myślałam wtedy racjonalnie - Pokręciła jedynie głową słysząc swoje własne słowa. Pogładziła ponownie ciemnoczerwony materiał, wlepiając wzrok w swoje pomalowane na podobny kolor paznokcie. Chwila milczenia pozwoliła jej uspokoić myśli i wyrzuty sumienia, jakie nagle nawiedziły ją na myśl o Wilsonie. Wyrzuty sumienia odnoszące się do swojego zachowania, rzecz jasna. Na jej szczęście nie słyszała jeszcze pogłosek o wyjątkowo wybujałym życiu erotycznym ślizgona. To mogłoby ostatecznie ją dobić i utwierdzić w przekonaniu jak bardzo głupia i naiwna z niej istotka.
Kiedy Joel wstał, pistacjowe oczy dziewczyny, zwróciły się ku niemu. Bronte w milczeniu patrzyła jak strapiony krukon schodzi kilka rzędów niżej. Kolejne słowa pana Frayne'a były krótkim lecz wyjątkowo jasnym wytłumaczeniem na jego nastroju. I tak oto Emily kolejny raz tego popołudnia nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Nie zwykła do takich ludzkich, prostych odruchów. Westchnęła cicho, po czym podniosła się z drewnianego siedziska. Nie bardzo wiedziała czy powinna, lecz zbliżyła się do szatyna, drobną dłonią gładząc go po opatulonym kurtką ramieniu. Joel był sporo od niej wyższy i musiała nieco zadrzeć głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiła znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na zachowanie dziewczyny. Wśród hogwardzkich uczniów, Frayne wydawał się jednym z najnormalniejszych osobników płci męskiej.
- Ci, których intencje są szczere, zawsze, prędzej czy później zostają zranieni. - Rzekła po chwili milczenia, a jej twarz złagodniała. Sama doświadczyła tego najlepiej na własnej skórze. Nie wiedziała cóż innego mogłaby powiedzieć. Że jej przykro? Że mu współczuje? Lepiej zdecydowanie lepiej jej się milczało, niż pocieszało nieważne jak mocno chciała. Taka prawda.
Re: Trybuny
Wolał nie poruszać tematu Wilsona, wiedząc mniej więcej jaka sytuacja zaistniała między tą dwójką. Nawet jeśli chciał z nią porozmawiać i podtrzymać ją jakoś na duchu, tak nie umiał zebrać myśli do kupy a z drugiej strony nie chciał powiedzieć czegoś, byle tylko powiedzieć. Cieszył się, że Bronte uwolniła się od tego bożyszcza nastolatek i jak na razie wykazywała się olewającą postawą, bo prawdę mówiąc trochę się irytował, gdy widział jak przygnębiona była w tamtym okresie.
- Rób to co uważasz za słuszne Emily, w takich kwestiach czasem trzeba wykazać się egoizmem - skomentował jej słowa o wybaczeniu mu i o tym, że nie myślała do końca racjonalnie.
Kiedy stał tak i wgapiał się przed siebie ponownie próbując wynaleźć powód, dla którego stało się to co się stało, na moment zapomniał, że nie jest tutaj sam. Dopiero kiedy poczuł dłoń dziewczyny na ramieniu odwrócił się w stronę stojącej obok niego Krukonki. Posłał jej lekki uśmiech.
- Z pewnością masz rację - westchnął. - Audrey dostała się do armii, potem zrezygnowała nim zdążyła złożyć przysięgę i wyjechała, podobno na jakiś uniwersytet, nie wiem nic więcej - przysiadł na oparciu krzesełka tym samym mniej wiecej zrównując się wzrostem z Angielką. - Nieważne, ciężki temat, przejdzie mi niedługo i znowu będę chodzić jak pajac z uśmiechem na twarzy - oby. Pewien mógł być tylko tego, że kiedyś umrze, a jego charakter wbrew pozorom nie był aż tak mocny.
- Rób to co uważasz za słuszne Emily, w takich kwestiach czasem trzeba wykazać się egoizmem - skomentował jej słowa o wybaczeniu mu i o tym, że nie myślała do końca racjonalnie.
Kiedy stał tak i wgapiał się przed siebie ponownie próbując wynaleźć powód, dla którego stało się to co się stało, na moment zapomniał, że nie jest tutaj sam. Dopiero kiedy poczuł dłoń dziewczyny na ramieniu odwrócił się w stronę stojącej obok niego Krukonki. Posłał jej lekki uśmiech.
- Z pewnością masz rację - westchnął. - Audrey dostała się do armii, potem zrezygnowała nim zdążyła złożyć przysięgę i wyjechała, podobno na jakiś uniwersytet, nie wiem nic więcej - przysiadł na oparciu krzesełka tym samym mniej wiecej zrównując się wzrostem z Angielką. - Nieważne, ciężki temat, przejdzie mi niedługo i znowu będę chodzić jak pajac z uśmiechem na twarzy - oby. Pewien mógł być tylko tego, że kiedyś umrze, a jego charakter wbrew pozorom nie był aż tak mocny.
Re: Trybuny
Dziewczyna westchnęła, zakładając za uszy opadające na twarz kosmyki włosów. Myślenie o Anthonym zdecydowanie nie oddziaływało na nią w dobry sposób. Trwała obecnie w konflikcie wewnętrznym, nie wiedząc co postąpić. Wybaczyć mu i udawać, że cała ta sytuacja pomiędzy nimi nie miała miejsca i postąpić wbrew swoim uczuciom, czy też powinna zachować zimną krew i sprowadzić ich relacje do absolutnego minimum? Każdy, prócz niej przystałby od razu na tę drugą opcję, lecz Emily próbowała w każdym dostrzec pierwiastek dobra. Nawet w Wilsonie, a może szczególnie w nim. Bronte pokiwała głową, słysząc jego uwagę, miał rację. Chociaż raz powinna postąpić patrząc tylko i wyłącznie na siebie.
Dziewczyna stanęła bliżej barierki, opierając się o drewnianą balustradę. Kilka chłodnych kropki deszczu opadło na jej policzki, Emily starła je wierzchem dłoni, wlepiając spojrzenie zielonych oczu przed siebie.
Kiedy chłopak mówił o Audrey, blondynka zwróciła ku niemu swe spojrzenie. Taki smutny i przygnębiony wydawał się zupełnie nie być sobą. Czyli tak po prostu go zostawiła? Wyjechała, nie rozwiązując sprawy do końca? Najwyraźniej. Usta dziewczyny zacisnęły się w wąską linijkę.
- Mam taką nadzieję - Posłała mu jeden ze swoich szczerszych uśmiechów. - Gdybyś miał ochotę, żeby jakaś fajtłapa, tudzież ja, poprawiła Ci humor, to zgłaszaj się śmiało. Serio. - Uśmiech dziewczęcia poszerzył się, a na bladych policzkach zamajaczyły delikatne dołeczki.
Dziewczyna stanęła bliżej barierki, opierając się o drewnianą balustradę. Kilka chłodnych kropki deszczu opadło na jej policzki, Emily starła je wierzchem dłoni, wlepiając spojrzenie zielonych oczu przed siebie.
Kiedy chłopak mówił o Audrey, blondynka zwróciła ku niemu swe spojrzenie. Taki smutny i przygnębiony wydawał się zupełnie nie być sobą. Czyli tak po prostu go zostawiła? Wyjechała, nie rozwiązując sprawy do końca? Najwyraźniej. Usta dziewczyny zacisnęły się w wąską linijkę.
- Mam taką nadzieję - Posłała mu jeden ze swoich szczerszych uśmiechów. - Gdybyś miał ochotę, żeby jakaś fajtłapa, tudzież ja, poprawiła Ci humor, to zgłaszaj się śmiało. Serio. - Uśmiech dziewczęcia poszerzył się, a na bladych policzkach zamajaczyły delikatne dołeczki.
Re: Trybuny
Uśmiechnął się w podziękowaniu do Emily, chociaż jego humor poprawił się odrobinę, gdy tylko tutaj przyszła. Lubił ją i lubił z nią rozmawiać, więc tak naprawdę Bronte - najwidoczniej nie do końca świadomie - sprawiała, że czuł się lepiej. I nie musiała z nim rozmawiać, wystarczyła sama jej obecność. Założył kaptury od bluzy na głowę, po czym podszedł do barierki, przy której stała Krukonka.
- Już to zrobiłaś - stwierdził krótko po chwili dłuższego milczenia, wpatrując się przed siebie, najprawdopodobniej na przeciwległą trybunę. Zmarznięte dłonie wsunął do kieszeni kurtki, wzdychając ciężko. Nie był dzisiaj najlepszym kompanem do rozmowy, podobnie jak przez cały miniony tydzień, a w dodatku nawet jeśli chciał milczeć wspólnie z dziewczyną to nie na boisku podczas malutkiego deszczu, który zaczynał go irytować.
- Emily? Wracajmy do zamku, nie chcę, żebyś się przeziębiła - zerknął z ukosa na twarz towarzyszki, po czym chwycił ją ostrożnie pod rękę i nie zważając na wszelkie sprzeciwy pociągnął ją w stronę zamku, tam z kolei kierując się do wieży Ravenclawu.
- Już to zrobiłaś - stwierdził krótko po chwili dłuższego milczenia, wpatrując się przed siebie, najprawdopodobniej na przeciwległą trybunę. Zmarznięte dłonie wsunął do kieszeni kurtki, wzdychając ciężko. Nie był dzisiaj najlepszym kompanem do rozmowy, podobnie jak przez cały miniony tydzień, a w dodatku nawet jeśli chciał milczeć wspólnie z dziewczyną to nie na boisku podczas malutkiego deszczu, który zaczynał go irytować.
- Emily? Wracajmy do zamku, nie chcę, żebyś się przeziębiła - zerknął z ukosa na twarz towarzyszki, po czym chwycił ją ostrożnie pod rękę i nie zważając na wszelkie sprzeciwy pociągnął ją w stronę zamku, tam z kolei kierując się do wieży Ravenclawu.
Re: Trybuny
Kiedy większość Hogwartczyków wpadło w przedświąteczny szał, Malcolm oddawał się swojej mało ważnej pasji jaką był quidditch. Środowy trening zakończył się zaskakująco szybko z uwagi na to, że większość drużyny wyjeżdżało dzisiejszego wieczora do domów rodzinnych. Gdy po kilkunastu minutach Krukoni zmyli się, McMillan postanowił zostać i polatać jeszcze chwilę, po czym kiedy mu się to znudziło, wylądował na trybunach i nadal w swoim stroju treningowym, usiadł na jednej z ławek w sektorze Krukonów.
Od dłuższego czasu kalkulował w głowie ile wyda na świąteczne prezenty i wyszło mu zero galeonów, zero knutów i zero sykli. Okazało się, że chłopak nie ma kogo obdarować prezentami z wyjątkiem Jamesa, który był bogatym dupkiem i nie potrzebował jego prezentów. Pewnie podaruje mu kopa w dupę i na tym się skończy. Smutne, ale jakie oszczędne!
Opadł łokcie na kolanach i splótł dłonie pomiędzy nimi. Spoglądał przez chwilę na pustą trybunę przeciwną, a potem sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął pustą paczkę po fajkach. Zajrzał do środka, skrzywił się lekko i odrzucił ją na bok.
Od dłuższego czasu kalkulował w głowie ile wyda na świąteczne prezenty i wyszło mu zero galeonów, zero knutów i zero sykli. Okazało się, że chłopak nie ma kogo obdarować prezentami z wyjątkiem Jamesa, który był bogatym dupkiem i nie potrzebował jego prezentów. Pewnie podaruje mu kopa w dupę i na tym się skończy. Smutne, ale jakie oszczędne!
Opadł łokcie na kolanach i splótł dłonie pomiędzy nimi. Spoglądał przez chwilę na pustą trybunę przeciwną, a potem sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął pustą paczkę po fajkach. Zajrzał do środka, skrzywił się lekko i odrzucił ją na bok.
Re: Trybuny
Przedświąteczne szaleństwo kompletnie nie dotyczyło Femke. Nie musiała nikomu kupować prezentów, bo okazało się, że w te święta nie wraca do domu. A skoro nie wraca do domu, to oficjalnie świąt dla niej nie ma. Brytole mogą sobie świętować co tylko chcą, ale dla niej i dla jej siostry te grudniowe dni miały być takie jak wszystkie inne spędzone w Hogwarcie z tym drobnym wyjątkiem, że dzień który Anglicy będą uznawać za dzień po świętach będzie ich jedynym świętem, bowiem skończą szesnaście lat. Tyle i nic więcej.
Szybkim krokiem brązowowłosa przemierzała błonia chcąc dopaść swoją siostrę na boisku, bo gdzież indziej mogłaby przebywać Sanne jak nie na boisku? Quidditch będący największą pasją bliźniaczki był dla niej kompletnie niezrozumiałym sportem dodatkowo przepełnionym przemocą. Przemocą, której Femme unikała jak tylko mogła odkąd o mały włos wraz z siostrą nie zabiły niewinnego siedmiolatka. Od tamtej pory unikała przemocy i zbędnego stresu. Dla dobra ogółu, nie tylko własnego. Gdy znalazła się na murawie boiska automatycznie zadarła głowę do góry chcąc zobaczyć jak jej lustrzane odbicie lata w najlepsze, ale zamiast tego zobaczyła jedynie ciemne niebo. Omiotła więc spojrzeniem trybuny, a kiedy zobaczyła siedzącego na nich chłopaka w Krukońskiej szacie podeszła do niego i uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć. Nie było dzisiaj Sanne na treningu? - zapytała wpatrując się w chłopaka swoimi dużymi brązowymi oczyskami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Dla ułatwienia dodam, że Sanne wygląda dokładnie jak ja. - jej wargi wygięły się w jeszcze szerszym uśmiechu, a sama Holenderka oparła się plecami o barierkę wciąż mu się przyglądając.
Szybkim krokiem brązowowłosa przemierzała błonia chcąc dopaść swoją siostrę na boisku, bo gdzież indziej mogłaby przebywać Sanne jak nie na boisku? Quidditch będący największą pasją bliźniaczki był dla niej kompletnie niezrozumiałym sportem dodatkowo przepełnionym przemocą. Przemocą, której Femme unikała jak tylko mogła odkąd o mały włos wraz z siostrą nie zabiły niewinnego siedmiolatka. Od tamtej pory unikała przemocy i zbędnego stresu. Dla dobra ogółu, nie tylko własnego. Gdy znalazła się na murawie boiska automatycznie zadarła głowę do góry chcąc zobaczyć jak jej lustrzane odbicie lata w najlepsze, ale zamiast tego zobaczyła jedynie ciemne niebo. Omiotła więc spojrzeniem trybuny, a kiedy zobaczyła siedzącego na nich chłopaka w Krukońskiej szacie podeszła do niego i uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć. Nie było dzisiaj Sanne na treningu? - zapytała wpatrując się w chłopaka swoimi dużymi brązowymi oczyskami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Dla ułatwienia dodam, że Sanne wygląda dokładnie jak ja. - jej wargi wygięły się w jeszcze szerszym uśmiechu, a sama Holenderka oparła się plecami o barierkę wciąż mu się przyglądając.
Femke van RijnKlasa VII - Urodziny : 27/12/1997
Wiek : 26
Skąd : Amsterdam, Holandia
Krew : czysta
Strona 3 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 3 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach