Trybuny
+23
Brandon Tayth
Sanne van Rijn
Amelia Tully
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Serena Valerious
Connor Campbell
Christine Greengrass
William Greengrass
Femke van Rijn
Malcolm McMillan
Joel Frayne
Vin Xakly
Aaron Matluck
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Andrea Jeunesse
Sophie Fitzpatrick
Georgiana Davies
Clarissa Perrault
Sebastian Goździk
Brennus Lancaster
27 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 1 z 7
Strona 1 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Trybuny
Szerokie trybuny okalające stadion są podzielone na pięć sektorów: odpowiednio cztery dla każdego z domów oraz piąty, w którym zasiadają nauczyciele i goście.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Absurdalnie szczęśliwy. Dokładnie tymi dwoma słowami można idealnie oddać mój dzisiejszy nastrój. Jeszcze bardziej absurdalne jest to, że w zasadzie nie mam do tego żadnego powodu. Równie dobrze mógłbym dziś obudzić się w absolutnie grobowym nastroju. Tymczasem mam wrażenie, że nic nie jest w stanie zmienić stanu mojego umysłu. Znowu wieczór i znowu ja poza zamkiem. Znowu ryzyko, znowu poprawa humoru. Znów wspaniała nienawiść do całego świata i moja osoba, która wyrasta ponad resztą spółeczeństwa. Moje aroganckie spojrzenie wędruje po trybunach. Nikogo. Cudownie. Nie uśmiecham się mimo świadomości, że nikt na mnie nie patrzy. Ani chwili słabości. Nie wolno mi jej pokazywać. Czuję się zobowiązany do kopnięcia szklanej butelki, która leży na mojej drodze. Obija się o moje uszy charakrerystyczny dźwięk.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Wieczór poza zamkiem. Świeże powietrze, cykanie świerszczy w niestrzyżonych trawach na błoniach i wędrówka ku trybunom. Życie nie musi być takie złe. Nieważne, na czyich trybunach się usiadzie. W nocy zacierają się granice. Nie tylko te między hogwarckimi domami, ale wszystkie. Choć ponoć po zmroku wszystko wydaje się wyraźniejsze, to nie granice. Te znikają i dają ci wolność. I duże pole do przemyśleń, nikt ci nie przeszkadza. Chyba że ty przeszkodzisz komuś. Gdy Clary weszła na trybuny pod jej nogi podturlała się szklana butelka, kopnięta przez jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, który po chwili wyłonił się z ciemności przed nią. Chyba zamierzał tą butelkę kopnąć jeszcze kilka razy, albo śledzić jej bieg ubarwiony charakterystycznym, szklanym dźwiękiem. Ale butelka zatrzymała się pod nogami czarnowłosej. Clary przeniosła wzrok z butelki na chłopaka. Ale nic nie powiedziała, tylko patrzyła na niego tymi swoimi błękitnymi oczyma, które w ciemności wydawały się być czarne.
Clarissa PerraultKlasa VI - Urodziny : 13/05/1997
Wiek : 27
Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Wspaniały, kojący spokój mojego umysłu zaburza czyjeś pojawienie się. W całkowitej ciszy późnego wieczoru dokładnie słyszę jej kroki, które byłyby dla mnie całkowicie głuche w ciągu dnia. Zaszczycam ją spojrzeniem brązowych oczu i po chwili tego żałuję. Krzywię się i odwracam wzrok. Nie mogę jej nie kojarzyć, mimo że jest z zupełnie innego domu. Jesteśmy w dokładnie tym samym wieku i od czasu do czasu siedzimy w jednej klasie na zajęciach. To jednak nie zmienia faktu, że nie znam jej imienia. Nazwisko, to co innego. Coś charakrerystyczne, zapene podobnie, jak moje. Nie jestem stąd. Jestem inny, wyrzutek. Ten Polak, o którego kraju nikt nic nie wie. Gdzie to w ogóle jest? W Europie? I co on tu robi? Co robi w Domu Węża? Zapewne teraz to o mnie mysli. Ale nic mnie to nie obchodzi. To Gryfonka. Dobre, idealne dziecko. Są znani z poszanowania dla ograniczającego ich prawa. Przez to sami są ograniczeni. Cholernie ograniczeni. To obrzydliwe, jak dają się pomiatać, jak można robić z siebie takie gwiazdki, wspaniałe dzieci, najlepsi uczniowie. Nienawidzę jej. I wcale tego przed nią nie kryję. Jeśli będzie chciała ze mną pomówić, odezwie się. Jak dla mnie, to nie mogłaby nawet przede mną klęknąć.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Clary delikatnie zmrużyła oczy i zmierzyła Ślizgona uważnie wzrokiem. Jakim prawem on ją oceniał? Jak można być tak ograniczonym jak on? Bo przecież osoba, która na siłę nienawidzi wszystkich wokół musi być ograniczona. Osoba, która nienawidzi kogoś za to, że należy do innej grupy niż on jest ograniczona. Osoba, która żyje we własnym świecie, odrzuca innych ludzi i z miejsca, bez słów, bez wymienienia choćby zdania, zakłada, że danej osoby należy nienawidzić, jest ograniczona. I taki był Sebastian. Ograniczony. Podczas, gdy Clary nie przestrzegała granic, on sobie je stawiał, to było ograniczenie. Ale Clarissa nic nie powiedziała, tylko stała i nadal patrzyła na chłopaka, czekając aż odejdzie, prychnie, rzuci się na nią czy cokolwiek. Nie liczyła na to że się odezwie. Jej twarz zastygła w obojętności, nie zdradzała gniewu jaki obudził się w dziewczynie do stojącego naprzeciw niej chłopaka.
Clarissa PerraultKlasa VI - Urodziny : 13/05/1997
Wiek : 27
Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Chyba ktoś musi od nowa zdefiniować sobie słowo "ograniczenie". To mój umysł jest wolny. Mogę mówić dokładnie to, co co uważam. Nie mam zupełnie żadnych ograniczeń. Ograniczeniami jest otoczona na mała szmata, której jedną życiową maksymą jest płaszczenie się przed równie żałosnymi ludźmi wyższej rangi, których istotą egzystencji orbituje wokół ublizania takiem, jak ona. Właśnie takim. Którzy chcą się czegoś nauczyć, żeby za parę lat móc lizać stopy o wiele ważniejszym żałosnym obrzydliwcom w garniturach czy wymuskanych szatach. Tak to widzę. Takie jest moje zdanie. Mam inne horyzonty, zupełnie, co innego jest dla mnie priorytetem.
- Co tak stoaisz? Ojca poznałaś? - pytam. Mój głos nie brzmi gniewnie. Brzmi całkowicie obojętnie. Nie jest dla mnie żadnym problemem wypowiadanie tak niemiłych słów. W zasadzie, to wogóle nie jest to dla mnie niemiła wypowiedź. Ot, zwykłe dwa zdanai, które mógłbym powiedzieć do każdego. Gdybym chciał ją obrazić, powiedziałbym coś nieco innego. Bardziej jadowitego. Teraz nie mam ochoty na wyzwiska. Mimo całej niechęci do tej dziewczyny.
- Co tak stoaisz? Ojca poznałaś? - pytam. Mój głos nie brzmi gniewnie. Brzmi całkowicie obojętnie. Nie jest dla mnie żadnym problemem wypowiadanie tak niemiłych słów. W zasadzie, to wogóle nie jest to dla mnie niemiła wypowiedź. Ot, zwykłe dwa zdanai, które mógłbym powiedzieć do każdego. Gdybym chciał ją obrazić, powiedziałbym coś nieco innego. Bardziej jadowitego. Teraz nie mam ochoty na wyzwiska. Mimo całej niechęci do tej dziewczyny.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Clary nie czuła się ograniczona, a bycie uprzejmym dla innych nie było dla niej płaszczeniem się. Tylko dla kogoś tak krytycznego jak Ślizgon okazywanie innym czegoś pozytywnego musiało być płaszczeniem się.
- Ojca? - Przychnęła - Nie nadawałbyś się na niego - Odparła już zupełnie obojętnym głosem. Ominęła butelkę i zrobiła kółko wokół chłopaka chcąc go obejrzeć ze wszystkich stron. W końcu znów stanęła przed nim i, pomimo że była od niego niższa twardo patrzyła mu w oczy.
- Nie sądzisz, że twoje zachowanie jest bardzo... Dziecinne? Nie wymieniliśmy nawet żadnego znaczącego słowa, a ty od razu nie okazujesz mi szacunku. To bardzo niedojrzałe i... Nudne - Powiedziała zimnym głosem. Zupełnie nie przypomniała Gryfonki. Nie okazywała temperamentu, który w niej drzemał. Postanowiła rozegrać tę grę na zasadach Sebastiana, czyli prostolinijnie i nie okazując emocji.
- Ojca? - Przychnęła - Nie nadawałbyś się na niego - Odparła już zupełnie obojętnym głosem. Ominęła butelkę i zrobiła kółko wokół chłopaka chcąc go obejrzeć ze wszystkich stron. W końcu znów stanęła przed nim i, pomimo że była od niego niższa twardo patrzyła mu w oczy.
- Nie sądzisz, że twoje zachowanie jest bardzo... Dziecinne? Nie wymieniliśmy nawet żadnego znaczącego słowa, a ty od razu nie okazujesz mi szacunku. To bardzo niedojrzałe i... Nudne - Powiedziała zimnym głosem. Zupełnie nie przypomniała Gryfonki. Nie okazywała temperamentu, który w niej drzemał. Postanowiła rozegrać tę grę na zasadach Sebastiana, czyli prostolinijnie i nie okazując emocji.
Clarissa PerraultKlasa VI - Urodziny : 13/05/1997
Wiek : 27
Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Tym razem nie wytrzymuję i prycham z pogardą. Patrzę na nią teraz z wyraźną wyższością, którą musi odczuwać. W tej rozmowie wyraźnie widać, że mój charakter jest silnejszy, mocniejszy. Jestem od niej bardziej odporny na cudze wpływy, bardziej wartościowy. Ale do tej pory, byłem całkiem spokojny, wyrozumiały. Akceptowałem to, że jest po prostu głupia i ślepa, że to nie jej wina. Teraz jednak ona złamała zasady niepisanego paktu i świadomie pozwoliła mi na rozpoczęcie nieuchronnej kłótni. Problem w tym, że mnie się nie chce. Nawet, jeśli teraz ją zagnę, sprawię, że odbiegnie z płaczem, niczego nie będę z tego miał. Bo ona zupełnie nic nie znaczy. Taka dobra, całkiem brzydka dzieweczka. Dała się zirytować. Okazała słabość. Usmiecham się. Nawet nie zaczęliśmy. Już wygrywam.
- Nie widziałas chyba nie braku szacunku. Póki, co jestem jeszcze miły. - Informuję ją z absolutnym spokojem w swoim niskim, zachrypniętym głosie. Niech wie, że kiedy pokazuje emocje, przegrywa. Jest słaba w "te klocki", bo nie jest doświadczona. Ja gram już tak, od kiedy zacząłem szkołę. Ludzie są głupi, nie widzą emocji. Nic nie widzą. A ona nie jest wyjątkiem.
- Nie obchodzi mnie, jakie moje zachowanie jest dla ciebie. Skoro uważasz je za dziecinne, to po co tu jeszcze stoisz? Nudne? Mnie to bawi. Lubię patrzeć, jak ludzie się wytrzymują mojego zachowania. Są słabi. - znów szara obojętność. A wydawałoby się, że te słowa powinny mieć w sobie jakąś emocję. Jakąkolwiek, choćby dla zaakcentowania wagi i mocy wypowiedzi. Ale dookoła panuje taka cisza, że nie potrzebuję intonacji głosu, żeby brzmieć tak, jak żeby wywrzeć na niej jakieś wrażenie. Znów się uśmiecham.
- Nie widziałas chyba nie braku szacunku. Póki, co jestem jeszcze miły. - Informuję ją z absolutnym spokojem w swoim niskim, zachrypniętym głosie. Niech wie, że kiedy pokazuje emocje, przegrywa. Jest słaba w "te klocki", bo nie jest doświadczona. Ja gram już tak, od kiedy zacząłem szkołę. Ludzie są głupi, nie widzą emocji. Nic nie widzą. A ona nie jest wyjątkiem.
- Nie obchodzi mnie, jakie moje zachowanie jest dla ciebie. Skoro uważasz je za dziecinne, to po co tu jeszcze stoisz? Nudne? Mnie to bawi. Lubię patrzeć, jak ludzie się wytrzymują mojego zachowania. Są słabi. - znów szara obojętność. A wydawałoby się, że te słowa powinny mieć w sobie jakąś emocję. Jakąkolwiek, choćby dla zaakcentowania wagi i mocy wypowiedzi. Ale dookoła panuje taka cisza, że nie potrzebuję intonacji głosu, żeby brzmieć tak, jak żeby wywrzeć na niej jakieś wrażenie. Znów się uśmiecham.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Mylił się. To on był bardzo głupi. I właśnie okazał słabość. Było widać w nim złość, tę emocję pokazał jej jak... Jakby wystawił ją na witrynie sklepowej z wielkim reklamowym napisem. Widać było wymuszoną niedbałość w prychnięciu. A myślał, że jest taki dobry... Taki twardy. Widziała w nim ptaka zamkniętego w pułapce, który szamoce skrzydłami o sufit, podczas gdy drzwiczki są cały czas otwarte. Gubił się we własnej osobowości jak mały chłopczyk, dokładnie nie wiedząc, czego chce. Na jej twarzy pojawił się zimny uśmiech.
- Myślisz, że jesteś lepszy, że jesteś ponad innymi. Grasz egocentryka pozbawionego uczuć, bo ktoś cię chyba kiedyś bardzo skrzywdził, co? To musieli być rodzice. Ale powiem ci coś. I mam w dupie, że ciebie to nie obchodzi, bo właściwie mnie też to nie obchodzi, nawet nie jest mi ciebie żal. Tak naprawdę, Sebastianie, nie masz nic. A w każdym razie nic, co jest prawdziwe. Co prawda masz tę swoją niezależność i poczucie bycia panem świata, więc nie będę wyprowadzała cię z błędu, bo chyba sam wiesz najlepiej, hm? Bądź sobie samotny, nawet do końca świata, myśl sobie wyłącznie o sobie. To na pewno da ci szczęście - Wszystko mówiła spokojnym, wypranym z uczuć głosem, tylko w ostatnim zdaniu słychać było ironię, którą nawet ktoś taki jak Ślizgon naprzeciw niej by zrozumiał. I nie czekała na jego odpowiedź, nie szukała jej też na jego twarzy. Wiedziała, że i tak do niego nie dotrze. Po prostu obróciła się i zwyczajnie opuściła trybuny, dając mu satysfakcję z obrzydliwej wygranej, ale sama nie czuła się przegrana. Czuła się jak zawsze, jakby tej rozmowy po prostu nie było.
- Myślisz, że jesteś lepszy, że jesteś ponad innymi. Grasz egocentryka pozbawionego uczuć, bo ktoś cię chyba kiedyś bardzo skrzywdził, co? To musieli być rodzice. Ale powiem ci coś. I mam w dupie, że ciebie to nie obchodzi, bo właściwie mnie też to nie obchodzi, nawet nie jest mi ciebie żal. Tak naprawdę, Sebastianie, nie masz nic. A w każdym razie nic, co jest prawdziwe. Co prawda masz tę swoją niezależność i poczucie bycia panem świata, więc nie będę wyprowadzała cię z błędu, bo chyba sam wiesz najlepiej, hm? Bądź sobie samotny, nawet do końca świata, myśl sobie wyłącznie o sobie. To na pewno da ci szczęście - Wszystko mówiła spokojnym, wypranym z uczuć głosem, tylko w ostatnim zdaniu słychać było ironię, którą nawet ktoś taki jak Ślizgon naprzeciw niej by zrozumiał. I nie czekała na jego odpowiedź, nie szukała jej też na jego twarzy. Wiedziała, że i tak do niego nie dotrze. Po prostu obróciła się i zwyczajnie opuściła trybuny, dając mu satysfakcję z obrzydliwej wygranej, ale sama nie czuła się przegrana. Czuła się jak zawsze, jakby tej rozmowy po prostu nie było.
Clarissa PerraultKlasa VI - Urodziny : 13/05/1997
Wiek : 27
Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Śmieję się. I o dziwo zupełnie nie mam ochoty uderzyć jej w twarz. Mam taką ochotę tylko wtedy, kiedy przegrywam i zupełnie nic innego nie przychodzi mi do głowy. Teraz się śmieję, dziwiąc, że w tym dzisiejszym, brutalnym świecie są jeszcze ludzie tak okropnie niewidomi.
- Ja nikogo nie gram. Ja jestem pozbawionym uczuć egocentrykiem. I tak, uważam, że jestem lepszy od większości ludzi. Niczego nie ukrywam. Nie powiedziałaś mi niczego, czego nie byłbym świadom. Wiem, jak ludzie mnie widzą i szczerze, bawi mnie to. Nie masz świadomości, z kim rozmawiasz. - ona już przegrała, ja się nigdy nie poddaję. Cały czas mówię głosem wyluzowanym, kpiącym, jak zawsze ale i z delikatną wyższością w nim brzmiącą.
- Boże, nawet nie wiesz, jaka jesteś żałosna, jak tu tak stoisz i pieprzysz te swoje mądrości. Gówno mnie obchodzi twoja pieprzona moralność. Tak, w tym momencie pokazuję ci brak szacunku. Jestem, kim jestem, wpieprzasz się, nie wiem, po co w moje sprawy i jednocześnie podkreślasz, że cię nie obchodze. To po jasną cholerę otwierasz usta? Przeczysz samej sobie. - no i w tym momencie odchodzi. A ja śmieję się z niej w głos. Niech wie, że swoją "piękną" wypowiedzią tylko pogorszyła swoją sytuację. Ale niech nie myśli, że jej nienawidzę. Jest wiele takich, jak ona, gdybym miał nienawidzieć ich wszystkich, zabrakło by mi sił na tych, którzy naprawdę na nią zasługują. Takich rozmów odbywam wiele. Nic dla mnie nie znaczyła tą krótka, ale treściwa wymiana opinii. Wciąż jestem panem swojego losu.
- Ja nikogo nie gram. Ja jestem pozbawionym uczuć egocentrykiem. I tak, uważam, że jestem lepszy od większości ludzi. Niczego nie ukrywam. Nie powiedziałaś mi niczego, czego nie byłbym świadom. Wiem, jak ludzie mnie widzą i szczerze, bawi mnie to. Nie masz świadomości, z kim rozmawiasz. - ona już przegrała, ja się nigdy nie poddaję. Cały czas mówię głosem wyluzowanym, kpiącym, jak zawsze ale i z delikatną wyższością w nim brzmiącą.
- Boże, nawet nie wiesz, jaka jesteś żałosna, jak tu tak stoisz i pieprzysz te swoje mądrości. Gówno mnie obchodzi twoja pieprzona moralność. Tak, w tym momencie pokazuję ci brak szacunku. Jestem, kim jestem, wpieprzasz się, nie wiem, po co w moje sprawy i jednocześnie podkreślasz, że cię nie obchodze. To po jasną cholerę otwierasz usta? Przeczysz samej sobie. - no i w tym momencie odchodzi. A ja śmieję się z niej w głos. Niech wie, że swoją "piękną" wypowiedzią tylko pogorszyła swoją sytuację. Ale niech nie myśli, że jej nienawidzę. Jest wiele takich, jak ona, gdybym miał nienawidzieć ich wszystkich, zabrakło by mi sił na tych, którzy naprawdę na nią zasługują. Takich rozmów odbywam wiele. Nic dla mnie nie znaczyła tą krótka, ale treściwa wymiana opinii. Wciąż jestem panem swojego losu.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Życie w Hogwarcie biegnie codzienną monotonnią polegającą na nauce i wylegiwaniu się w łożku do późnego wieczora. Może z tym wylegiwaniem to lekka przesada, ok. Gryfonka nie przepadała za spędzaniem czasu w pokoju wspólnym czy też w dormitorium dziewcząt. Koleżanki z jej pokoju nic tylko plotkowały o chłopcach ze szkoły. Gdyby w tej szkole był chociaż jakiś ciekawy młodzieniec.
Tak było i tego południa. W pokoju wspólnym zebrała się mała grupka dziewcząt z szóstego roku i zajęła się swoim tematem. Blondynka chcąc nie chcąc dała im za wygraną i opuściła pomieszczenie. A więc upadła tak nisko, tudzież była tak zdesperowana, żeby chcieć ukryć się przed tymi dziewuchami na szkolnym boisku. Nie przepadała za quidditchem. Co to, to nie. Znaczy może inaczej. Z całą pewnością nie mogłaby być jednym z zawodników, jeśli jednak chodzi o obserwację? Od czasu do czasu zdarzyło jej się przyjść na jakiś mecz. Z braku laku dobre i to.
Trybuny, trybuny. To właśnie tam skierowała się blondynka. Chwila odpoczynku w ciszy i spokoju to najlepsze co mogłoby ją w tej chwili spotkać. Oczywiście jeśli nie znajdzie się ktoś kto taką cudowną chwilę zdecyduję się Ci przerwać. Na jej nieszczęście nawet tu nie mogła być samotna. Kilka ławek dalej zauważyła męską czuprynę ciemnych włosów. Z tego miejsca nie była jednak w stanie dokładnie przyjrzeć się twarzy ich właściciela. Poza włosami jedyne co widziała to zielone dodatki przy jego garderobie. Georgiana westchnęła cicho wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy jednak była zbyt leniwyą istotą by teraz znów wstawać i szukać innego miejsca. Z resztą nawet towarzystwo gburowatych ślizgonów jest lepsze od tych roześmianych, wymalowanych gryfonek, które tylko czekają aż jakiś pryszczaty szóstoklasista spojrzy w ich stronę.
Tak było i tego południa. W pokoju wspólnym zebrała się mała grupka dziewcząt z szóstego roku i zajęła się swoim tematem. Blondynka chcąc nie chcąc dała im za wygraną i opuściła pomieszczenie. A więc upadła tak nisko, tudzież była tak zdesperowana, żeby chcieć ukryć się przed tymi dziewuchami na szkolnym boisku. Nie przepadała za quidditchem. Co to, to nie. Znaczy może inaczej. Z całą pewnością nie mogłaby być jednym z zawodników, jeśli jednak chodzi o obserwację? Od czasu do czasu zdarzyło jej się przyjść na jakiś mecz. Z braku laku dobre i to.
Trybuny, trybuny. To właśnie tam skierowała się blondynka. Chwila odpoczynku w ciszy i spokoju to najlepsze co mogłoby ją w tej chwili spotkać. Oczywiście jeśli nie znajdzie się ktoś kto taką cudowną chwilę zdecyduję się Ci przerwać. Na jej nieszczęście nawet tu nie mogła być samotna. Kilka ławek dalej zauważyła męską czuprynę ciemnych włosów. Z tego miejsca nie była jednak w stanie dokładnie przyjrzeć się twarzy ich właściciela. Poza włosami jedyne co widziała to zielone dodatki przy jego garderobie. Georgiana westchnęła cicho wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy jednak była zbyt leniwyą istotą by teraz znów wstawać i szukać innego miejsca. Z resztą nawet towarzystwo gburowatych ślizgonów jest lepsze od tych roześmianych, wymalowanych gryfonek, które tylko czekają aż jakiś pryszczaty szóstoklasista spojrzy w ich stronę.
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Po odejściu śmiesznej dziewczynki, na trybunach robi się pusto. Jestem tu całkiem sam, ale samotność w żadnym razie mi nie przeszkadza. Jestem zadowolony. Znów wyciągam twarz ku wiatrowi i pozwalam mu głaskać się po twarzy. Z błogością na niej wypisaną, wsłuchuję się w ciszę. Teraz zupełnie nic mi nie przeszkadza. Wyciągam nogi przed siebie, znów obejmuję ramionami sąsiednie krzesła. Biorę głębszy oddech, znów się delektuję. A wtedy po okolicy znów rozlegają się czyjeś kroki. Od razu poznaję, że to nie ta sama osoba. Z zamkniętymi oczami poznaję, że to dziewczyna. Szkoda, że muszę otworzyć oczy, żeby sprawdzić, który dom reprezentuje. Cholera jasna, znów Gryffindor. Czemu nie Hufflepuff? Czemu nie każdy inny dom, tylko właśnie ten? Czy one nie mają, co robić, tylko łażą po Błoniach? Z resztą... Czemu miałbym nie zgasić również tej naiwnej dziewczynki? Tamta rozmowa nawet mnie trochę rozbawiła. Fakt, że dziewczyna uciekła w bezradności dodał mi siły i jeszcze pogłębił mnie w wierze, że mogę osiągnąć dokładnie wszystko, co chcę. Patrzę na nią i postanawiam wstać. Nie siada w moim pobliżu, jak tamta. I już teraz mnie zaskakuje. A więc jednak nie są takie same. To znaczy, Gryfonki.
Wstaję z miejsca i, jakby od niechcenia ruszam w stronę jej krzesła. Siadam obok, ale pozostawiam dwa krzesła wolnej przestrzeni między nami. Z ciemności późnego wieczoru wyłania się moja przystojna, aczkolwiek niezbyt przyjemna twarz. Nie wyraża żadnych emocji.
- Minęłaś się może z koleżanką? Chyba miała już mnie dosyć i uciekła - śmieję się krótko. Ciekaw jestem, jak zareaguje. Śledzę spojrzeniem brązowych oczu każde drgnięcie jej mięśni twarzy.
Wstaję z miejsca i, jakby od niechcenia ruszam w stronę jej krzesła. Siadam obok, ale pozostawiam dwa krzesła wolnej przestrzeni między nami. Z ciemności późnego wieczoru wyłania się moja przystojna, aczkolwiek niezbyt przyjemna twarz. Nie wyraża żadnych emocji.
- Minęłaś się może z koleżanką? Chyba miała już mnie dosyć i uciekła - śmieję się krótko. Ciekaw jestem, jak zareaguje. Śledzę spojrzeniem brązowych oczu każde drgnięcie jej mięśni twarzy.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Najwidoczniej blondynce nie dana była minuta relaksu w samotności. Owy młodzieniec siedzący nieopodal postanowił naruszyć jej prywatność. Nie otwierając oczu przysłuchiwała się krokom ślizgona by móc wyśledzić jak daleko jest. Wsłuchiwała się w te kroki z głupią nadzieją, że chłopak może wcale nie idzie w jej kierunku tylko po prostu opuszcza boisko? Jakaż byla głupia wogóle dopuszczając do siebie taką myśl. Uchyliła minimalnie jedno ogo spoglądając na chłopaka z nijakim zainteresowaniem na twarzy. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy po krótkiej obserwacji to wąska szczęka jak i szerokiem ramiona. Może nawet odrobinę za szerokie? Z resztą to nie jej sprawa. Na pierwszy rzut oka podsumowując ślizgon wyglądał dobrze. Takie określenie chyba wystarczy? Jak na początek to przyzwoita ocena.
Z koleżanką? Jeśli gryfonki może nazywać swoimi koleżankami to owszem widziała jakieś dziewczę po drodze. Po jej wyrazie twarzy rzeczywiście można było stwierdzić u niej niezadowolenie, ale bądź co bądź to nie jest sprawa Georgiany.
- Uciekała w popłochu jakby zobaczyła conajmniej obślizgłego, wyrośniętego trolla.
Mruknęła w jego stronę nie uśmiechając się jednak. Nie czuła takiej potrzeby. Otworzyła oczy i przekręciła głowę tak by móc swobodnie spojrzeć na chłopaka. Teraz gdy już usiadł mogła mu się na spokojnie przyjrzeć.
- Ty za bardzo trolla nie przypominasz, więc ciężko mi uwierzyć, że uciekała przed Tobą. Chociaż trolle też mają szerokie ramiona, prawda? Na tę myśl gryfonka dopiero uśmiechnęła się mimowolnie, bardziej do siebie jednak niż do ślizgona.
Z koleżanką? Jeśli gryfonki może nazywać swoimi koleżankami to owszem widziała jakieś dziewczę po drodze. Po jej wyrazie twarzy rzeczywiście można było stwierdzić u niej niezadowolenie, ale bądź co bądź to nie jest sprawa Georgiany.
- Uciekała w popłochu jakby zobaczyła conajmniej obślizgłego, wyrośniętego trolla.
Mruknęła w jego stronę nie uśmiechając się jednak. Nie czuła takiej potrzeby. Otworzyła oczy i przekręciła głowę tak by móc swobodnie spojrzeć na chłopaka. Teraz gdy już usiadł mogła mu się na spokojnie przyjrzeć.
- Ty za bardzo trolla nie przypominasz, więc ciężko mi uwierzyć, że uciekała przed Tobą. Chociaż trolle też mają szerokie ramiona, prawda? Na tę myśl gryfonka dopiero uśmiechnęła się mimowolnie, bardziej do siebie jednak niż do ślizgona.
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Obserwuję jej reakcję na swoje słowa z niemałym acz nie skrywanym zaskoczeniem. Muszę przyznać, że to zupełnie nie tego się po niej spodziewałem. Skoro jest Gryfonką, powinna raczej po wątpić w prawość moich czynów a nie żartować z faktu, że tamta mała stroni od mojego towarzystwa. Siadam więc nieco wygodniej na krześle, które sobie wybrałem i przez chwilę milczę, zastanawiając się nad odpowiedzią na jej słowa. Szukam czegoś, co jej przede wszystkim nie wystraszy, co zaprezentuje mnie z odpowiedniej strony.
- Dziewczę po prostu myślało, że jeśli zacznie pieprzyć mi o polityce swojego życia, zmieni moje spojrzenie na świat. Powiedziałem jej, co o tym sądzę i... chyba się przestraszyła - mówię mocno już rozbawiony całą sytuacją. Z tego, jak się wypowiada, dziewczyna przypomina nieco Victorię. Odwracam od niej wzrok, kiedy dochodzę do tego wniosku. Victoria zniknęła ze szkoły niedługo po tym, jak się dowiedziała, że jest ze mną w ciąży. Teraz jej tu nie ma, ale, o dziwo nie czuję się do końca, jak wolny strzelec. Nie czuję się też już zniewolony tak, jak to było, kiedy miałem świadomość, że muszę dotrzymywać jej wierności. Myślenie o niej wydaje mi się być nagle zbyt żałosne, więc je porzucam i wracam myślami i wzrokiem do blond Gryfonki.
- Dziewczę po prostu myślało, że jeśli zacznie pieprzyć mi o polityce swojego życia, zmieni moje spojrzenie na świat. Powiedziałem jej, co o tym sądzę i... chyba się przestraszyła - mówię mocno już rozbawiony całą sytuacją. Z tego, jak się wypowiada, dziewczyna przypomina nieco Victorię. Odwracam od niej wzrok, kiedy dochodzę do tego wniosku. Victoria zniknęła ze szkoły niedługo po tym, jak się dowiedziała, że jest ze mną w ciąży. Teraz jej tu nie ma, ale, o dziwo nie czuję się do końca, jak wolny strzelec. Nie czuję się też już zniewolony tak, jak to było, kiedy miałem świadomość, że muszę dotrzymywać jej wierności. Myślenie o niej wydaje mi się być nagle zbyt żałosne, więc je porzucam i wracam myślami i wzrokiem do blond Gryfonki.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Jeżeli ślizgon spodziewał, że i ona równie szybko ucieknie i porzuci jego towarzystwo to grubo się mylił. No i z drugiej strony to on się do niej przysiadł więc gdyby mu się coś nie spodobało to on powinien odejść ot co. Tak się jednak nie wydarzyło. Ten rozsiadł się jeszcze wygodniej na krześle co było dla gryfonki ostatecznym pożegnaniem się z samotnością. A co do paplaniny minionej wcześniej gryfonki, Georgiana ani trochę się nie zdziwiła. Wylewanie swoich żali, opowiadanie o bolesnym dzieciństwie, stwierdzanie jak ktoś się zachowuje i pouczanie jak powinien się zachowywać. Znała to już na pamięć. Ile takich opowieści usłyszała już w pokoju wspólnym, w którym kiedyś spędzała dużo czasu? Nie zliczyła by ich na palcach u dłoni wszystkich gryfonek. Mniej więcej.
- Mogłam się właściwie tego spodziewać.
Rzuciła na wiatr a kąciki jej ust drgnęły niebezpiecznie. Dlaczego trafiła właśnie do tego domu? Kompletnie się tam nie nadawała. Tak jej się bynajmniej teraz wydawało. Już u puchonów byłoby jej lepiej, czyż nie?
- Niech lepiej zmienią swoje spojrzenie na świat. Bo chichotanie pod nosem gdy jakiś marny chłopaczek spojrzy w ich stronę do niczego mądrego ich nie zaprowadzi.
Dodała po krótkim namyśle spoglądając w stronę pobliskiej wielkiej flagi Gryfonów wiszącej na jednym z wysokich słupków. Wiatr co chwila przedzierał się pomiędzy blond kosmykami włosów gryfonki, której ani trochę to nie przeszkadzało.
- Mogłam się właściwie tego spodziewać.
Rzuciła na wiatr a kąciki jej ust drgnęły niebezpiecznie. Dlaczego trafiła właśnie do tego domu? Kompletnie się tam nie nadawała. Tak jej się bynajmniej teraz wydawało. Już u puchonów byłoby jej lepiej, czyż nie?
- Niech lepiej zmienią swoje spojrzenie na świat. Bo chichotanie pod nosem gdy jakiś marny chłopaczek spojrzy w ich stronę do niczego mądrego ich nie zaprowadzi.
Dodała po krótkim namyśle spoglądając w stronę pobliskiej wielkiej flagi Gryfonów wiszącej na jednym z wysokich słupków. Wiatr co chwila przedzierał się pomiędzy blond kosmykami włosów gryfonki, której ani trochę to nie przeszkadzało.
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
- Łażenie z głową do góry i warczenie na każdego, kto krzywo spojrzy też nie jest mądre - mówię. Moje spojrzenie tkwi teraz w jej twarzy a ja zastanawiam się, jak to się stało, że jeszcze nie znam jej imienia. Nie rozumiem tego. Zupełnie, jak z Victorią. Pasowaliśmy do siebie, jak ulał a przed pierwszym spotkaniem na Trybunach znaliśmy tylko swoje imiona. Nie miałem pojęcia, że dziewczyna, która żyła ze mną w jednym domu tak odnajdzie się w moim towarzystwie.
- Możesz mi przypomnieć swoje imię? - pytam zaskakująco uprzejmie. Naprawdę chcę je poznać. Podoba mi się sposób, w jaki mówi o swoich współdomowiczach. Lubię to. Że ich nie lubi. Zapewne jest outsiderką a więc kimś podobnym do mnie. Na twarzy pojawia mi się delikatny uśmiech, choć wiem, że ten, który wyrósł na twarzy Gryfonki, nie jest przeznaczony dla mnie, ale dla jakiejś zabawnej myśli, która nagle pojawiła się w jej głowie i sprawiła, że jej mięśnie poruszyły się synchronicznie, sprawiając, że przez moment jej blade oblicze wygląda całkiem przystępnie. Patrzę za jej spojrzeniem, widzę, że zerka na flagę z lwem na środku. Jak mi się wydaje, dobrze odczytuję wyraz, który zasnuwa jej oczy. Coś przychodzi mi do głowy.
- W zasadzie, to ja też nie pasuję do mojego domu - mówię nagle poważnym tonem. Już nie ma w nim kpiny, rozbawienia, czy innych mało przyjemnych nut, które wcześniej można było dobrze w nim usłyszeć. - Jestem mugolakiem. Ale, widać, dla Tiary byłem zbyt obrzydliwie arogancki na Hufflepuff. - nie traktuję tego, jak osobiste wyznanie. Nie, mówię tylko to, co wiedzą wszyscy z mojego domu. Mimo sześciu lat razem, traktują mnie, jako obcego mimo sześciu lat spędzonych razem. Ale zupełnie mnie to nie boli. Dobrze się czuję. Nikt nie burczy mi nad uchem. Nie mam przyjaciół, więc mogę dokładnie każdemu powiedzieć dokładnie wszystko, co mi się podoba, bez wyrzutów sumienia.
- Możesz mi przypomnieć swoje imię? - pytam zaskakująco uprzejmie. Naprawdę chcę je poznać. Podoba mi się sposób, w jaki mówi o swoich współdomowiczach. Lubię to. Że ich nie lubi. Zapewne jest outsiderką a więc kimś podobnym do mnie. Na twarzy pojawia mi się delikatny uśmiech, choć wiem, że ten, który wyrósł na twarzy Gryfonki, nie jest przeznaczony dla mnie, ale dla jakiejś zabawnej myśli, która nagle pojawiła się w jej głowie i sprawiła, że jej mięśnie poruszyły się synchronicznie, sprawiając, że przez moment jej blade oblicze wygląda całkiem przystępnie. Patrzę za jej spojrzeniem, widzę, że zerka na flagę z lwem na środku. Jak mi się wydaje, dobrze odczytuję wyraz, który zasnuwa jej oczy. Coś przychodzi mi do głowy.
- W zasadzie, to ja też nie pasuję do mojego domu - mówię nagle poważnym tonem. Już nie ma w nim kpiny, rozbawienia, czy innych mało przyjemnych nut, które wcześniej można było dobrze w nim usłyszeć. - Jestem mugolakiem. Ale, widać, dla Tiary byłem zbyt obrzydliwie arogancki na Hufflepuff. - nie traktuję tego, jak osobiste wyznanie. Nie, mówię tylko to, co wiedzą wszyscy z mojego domu. Mimo sześciu lat razem, traktują mnie, jako obcego mimo sześciu lat spędzonych razem. Ale zupełnie mnie to nie boli. Dobrze się czuję. Nikt nie burczy mi nad uchem. Nie mam przyjaciół, więc mogę dokładnie każdemu powiedzieć dokładnie wszystko, co mi się podoba, bez wyrzutów sumienia.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Blondynka z początku jakby nie dowierzała w słowa chłopaka. Fakt, faktem nie znała go dobrze. Właściwie tylko z widzenia bo byli na jednym roku, ale już po samej obserwacji na lekcjach mogła stwierdzić, że chłopak jest pewny siebie, że jest awanturnikiem, że wszyscy inni ludzie są dla niego jak robaki. Czy to jednak prawda? Może to być równie dobrze maska, pod którą ukrywa się jego prawdziwie oblicze? Może właśnie przez kolegów ze swojego domu tak się zachowuje? W jednej chwili takie myśli zasnuły głowę gryfonki dzięki czemu zapanowała pomiędzy nimi nie przyjemna cisza.
- Tak to też do najmądrzejszych nie należy.
Tylko na taką odpowiedź było ja stać w tym momencie. Ma się zabawić w minioną gryfonkę i też prawić mu kazania jak się powinien zachowywać? Że powinien być milszy, grzeczniejszy... Bla, bla to nie dla niej takie gadki. A już w szczególności nie przy pierwszej rozmowie. Imię? No tak, właściwie czego mogła się spodziewać? W każdym bądź razie nie zrobiło jej się przykro, bez żartów. Tak na upartego idąc to ona też nie była pewna co do imienia ślizgona.
- Georgiana.
Odpowiedziała niezwykle uprzejmie przez chwilę wahając się czy wyciągnąć doń dłoń czy jednak nie. Po krótkim, aczkolwiek głębokim zastanowieniu wysunęła ciepłą, bladą dłoń w jego stronę. Bez względu na to jaki ktoś ma charakter to jednak kultura.
- Mogę się założyć, że jesteś prawdziwszym ślizgonem niż cała tamtejsza zgraja, która chlubi się swoją czystą krwią.
Czy dobrze zrobiła, że tak odpowiedziała? Czy powinna się wzruszyć jego wyznaniem? Właściwie to czuła się identycznie jak on. Gryffindor to nie był dom dla niej. Nie pasowała do tych dziewcząt, nie mogła znaleźć tam choć jednej prawdziwej koleżanki, a co dopiero przyjaciółki. Gryffindor, dom gdzie płynie odwaga, tak? Ciekawe, gdyby ktoś z grupki gryfońskich przyjaciół został zaatakowany to wszyscy rzucili by mu się na pomoc? Tak powinno być. Jednak na pewno znalazła by się jedna a może nawet dwie osoby nie chętne do obrony przyjaciela.
Blondynka odwróciła wzrok na chłopaka. Nie była w stanie wywnioskować nad czym się zastanawia. Podejrzewała jednak, że ma to coś wspólnego z jego statusem krwi. Jej jednak ani trochę to nie przeszkadzało. Po krótkiej rozmowie z nim musiała przyznać, że ślizgon przy bliższym poznaniu chyba da się lubić. Ciekawe, jak potoczy się ta znajomość. Przydałby się ktoś o podobnym charakterze, o tak.
- Tak to też do najmądrzejszych nie należy.
Tylko na taką odpowiedź było ja stać w tym momencie. Ma się zabawić w minioną gryfonkę i też prawić mu kazania jak się powinien zachowywać? Że powinien być milszy, grzeczniejszy... Bla, bla to nie dla niej takie gadki. A już w szczególności nie przy pierwszej rozmowie. Imię? No tak, właściwie czego mogła się spodziewać? W każdym bądź razie nie zrobiło jej się przykro, bez żartów. Tak na upartego idąc to ona też nie była pewna co do imienia ślizgona.
- Georgiana.
Odpowiedziała niezwykle uprzejmie przez chwilę wahając się czy wyciągnąć doń dłoń czy jednak nie. Po krótkim, aczkolwiek głębokim zastanowieniu wysunęła ciepłą, bladą dłoń w jego stronę. Bez względu na to jaki ktoś ma charakter to jednak kultura.
- Mogę się założyć, że jesteś prawdziwszym ślizgonem niż cała tamtejsza zgraja, która chlubi się swoją czystą krwią.
Czy dobrze zrobiła, że tak odpowiedziała? Czy powinna się wzruszyć jego wyznaniem? Właściwie to czuła się identycznie jak on. Gryffindor to nie był dom dla niej. Nie pasowała do tych dziewcząt, nie mogła znaleźć tam choć jednej prawdziwej koleżanki, a co dopiero przyjaciółki. Gryffindor, dom gdzie płynie odwaga, tak? Ciekawe, gdyby ktoś z grupki gryfońskich przyjaciół został zaatakowany to wszyscy rzucili by mu się na pomoc? Tak powinno być. Jednak na pewno znalazła by się jedna a może nawet dwie osoby nie chętne do obrony przyjaciela.
Blondynka odwróciła wzrok na chłopaka. Nie była w stanie wywnioskować nad czym się zastanawia. Podejrzewała jednak, że ma to coś wspólnego z jego statusem krwi. Jej jednak ani trochę to nie przeszkadzało. Po krótkiej rozmowie z nim musiała przyznać, że ślizgon przy bliższym poznaniu chyba da się lubić. Ciekawe, jak potoczy się ta znajomość. Przydałby się ktoś o podobnym charakterze, o tak.
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
//Och, jaki śliczny awatar *.* ten mi się o niebo bardziej podoba!
- Sebastian – odpowiadam, delikatnie ściskając jej drobną dłoń. Zupełnie nie spodziewałem się usłyszeć takiego imienia. Jego dziwna, mało angielska wymowa wprawia mnie w delikatne zakłopotanie. Jak się to właściwie skraca? Kto mógł tak nazwać swoją córkę? Z delikatnej sympatii do właścicielki owego imienia nie mogę powiedzieć, że jest brzydkie. Jest cholernie specyficzne, ot co. Z resztą, ona mogłaby powiedzieć coś podobnego o mnie samym. Przecież ja też mówię z dziwacznym, zagranicznym dla niej akcentem. Jestem z Polski, mój ojczysty język jest językiem słowiańskim a więc diametralnie różniącym się od angielskiego. Mimo, że znam ten język naprawdę dobrze i nawet nie myślę już po polsku, to… na pewno można dosłyszeć w mojej mowie coś charakterystycznego dla wschodnich krajów.
Kolejna jej wypowiedź znów wprawia mnie w lekkie (albo i nie) zdziwienie. Nie mam pojęcia, czy odebrać ją, jako komplement, czy wręcz przeciwnie… może ze mnie kpi i chce sprawdzić, czy jestem na tyle tępy, żeby jej uwierzyć? Albo może jej intencje są całkowicie dobre tka, jak mi się wydawało w pierwszym momencie? Cholera jasna, jak ja czasem nie cierpię rozmawiać z kobietami… gdyby była facetem, nie miałbym żadnych problemów z odczytaniem jej intencji.
- Czy idealny Ślizgon jest dla ciebie aspołecznym, aroganckim dupkiem, który traktuje większość społeczeństwa, jak robaki? – pytam a na mojej twarzy znów pojawia się łagodny uśmiech. Z każdym jej słowem coraz dokładniej poznaję sposób jej rozumowania. Może to złe słowo… bo przecież, zanim dobrze bym go poznał, minęłoby mnóstwo czasu. O wiele bardziej odpowiednim do sytuacji zwrotem jest: przyzwyczajam się do jego specyficzności.
Widzę, że uważnie lustruje moją twarz. Nie czuje przy tym żadnego skrępowania. A to bardzo dobrze. Nie mogę powiedzieć, że się na mnie gapi. Obserwuje mnie, szuka kluczowych emocji na moim obliczu. Będzie jej bardzo trudno je znaleźć. Jednak w pewnej chwili postanawiam jednak coś pokazać: rozluźnienie. Może to i pozornie mało znaczy, ale w praktyce, pokazanie braku czujności to naprawdę dużo. Gdyby chciała mnie teraz zaatakować, byłbym naprawdę łatwym celem. Zaczynam się czuć w jej towarzystwie naprawdę swobodnie i powoli zaczyna mnie to przerażać. Nigdy nie miałem problemów z zbyt szybkim ufaniem nie potrzebnym ludziom, ale… fakt, że wzbudziła moje zaufanie jest co najmniej dziwny.
- Sebastian – odpowiadam, delikatnie ściskając jej drobną dłoń. Zupełnie nie spodziewałem się usłyszeć takiego imienia. Jego dziwna, mało angielska wymowa wprawia mnie w delikatne zakłopotanie. Jak się to właściwie skraca? Kto mógł tak nazwać swoją córkę? Z delikatnej sympatii do właścicielki owego imienia nie mogę powiedzieć, że jest brzydkie. Jest cholernie specyficzne, ot co. Z resztą, ona mogłaby powiedzieć coś podobnego o mnie samym. Przecież ja też mówię z dziwacznym, zagranicznym dla niej akcentem. Jestem z Polski, mój ojczysty język jest językiem słowiańskim a więc diametralnie różniącym się od angielskiego. Mimo, że znam ten język naprawdę dobrze i nawet nie myślę już po polsku, to… na pewno można dosłyszeć w mojej mowie coś charakterystycznego dla wschodnich krajów.
Kolejna jej wypowiedź znów wprawia mnie w lekkie (albo i nie) zdziwienie. Nie mam pojęcia, czy odebrać ją, jako komplement, czy wręcz przeciwnie… może ze mnie kpi i chce sprawdzić, czy jestem na tyle tępy, żeby jej uwierzyć? Albo może jej intencje są całkowicie dobre tka, jak mi się wydawało w pierwszym momencie? Cholera jasna, jak ja czasem nie cierpię rozmawiać z kobietami… gdyby była facetem, nie miałbym żadnych problemów z odczytaniem jej intencji.
- Czy idealny Ślizgon jest dla ciebie aspołecznym, aroganckim dupkiem, który traktuje większość społeczeństwa, jak robaki? – pytam a na mojej twarzy znów pojawia się łagodny uśmiech. Z każdym jej słowem coraz dokładniej poznaję sposób jej rozumowania. Może to złe słowo… bo przecież, zanim dobrze bym go poznał, minęłoby mnóstwo czasu. O wiele bardziej odpowiednim do sytuacji zwrotem jest: przyzwyczajam się do jego specyficzności.
Widzę, że uważnie lustruje moją twarz. Nie czuje przy tym żadnego skrępowania. A to bardzo dobrze. Nie mogę powiedzieć, że się na mnie gapi. Obserwuje mnie, szuka kluczowych emocji na moim obliczu. Będzie jej bardzo trudno je znaleźć. Jednak w pewnej chwili postanawiam jednak coś pokazać: rozluźnienie. Może to i pozornie mało znaczy, ale w praktyce, pokazanie braku czujności to naprawdę dużo. Gdyby chciała mnie teraz zaatakować, byłbym naprawdę łatwym celem. Zaczynam się czuć w jej towarzystwie naprawdę swobodnie i powoli zaczyna mnie to przerażać. Nigdy nie miałem problemów z zbyt szybkim ufaniem nie potrzebnym ludziom, ale… fakt, że wzbudziła moje zaufanie jest co najmniej dziwny.
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Jakież zdziwienie wywołało u puchonki imię towarzysza. Słyszała o imieniu Sebastien, en! Ale Sebastian? Po raz pierwszy spotkała się z takim imieniem i musiała szczerze przyznać, że właściwie to nawet jej się spodobało. Było oryginalne, rzadko spotykane. Tak jak on sam właściwie. Czy rzeczywiście posiadał wrodzone cechu charakteru takie jak pewność siebie, bezwzględność, duma, arogancja… Czy może jednak nabył te cechy w praktyce i już ma je tak wyuczone?
- Jeżeli jest taki naprawdę, a nie zmienia się dla dobra ogółu to tak. Taki właśnie powinien być idealny ślizgon.
Czy jej się to podoba czy nie to już inna kwestia, prawda? Z natury już się przyjęło, że ślizgoni są niemili, agresywni i właściwie ciężko z nimi o jakiekolwiek pozytywne relacje. Czy rzeczywiście tak jest? Tutaj obok gryfonki siedzi właśnie przypadek takiego ślizgona z natury z jedną małą zmianą. Nie ma on takiego bzika na punkcie czystości krwi i weźmy pod uwagę to, że rozmawia z GRYFONKĄ, a z reguły ślizgoni i gryfoni się nienawidzą! Jeśli zaś chodzi o charakter? Chyba rzeczywiście nadaje się do zielonych. Oczywiście, jeśli ten charakter nie jest jednym wielkim kłamstwem.
- Spotkałam się z takim jednym przypadkiem, a właściwie ojciec mi o nim opowiadał. Chłopak trafił do Slytherinu tylko, dlatego, że w żyłach płynęła mu czysta krew a jego rodzina od wieków była w tym domu. Prawda była taka, że chłopaczek się tam zupełnie nie nadawał. Był cichy, opanowany, szczerze przyjazny dla wszystkich. Na początku oczywiście.
Właściwie to, po co zaczęła mu o tym mówić? Nim się zorientowała było już za późno. Westchnęła wyraźnie tym rozdrażniona i zerknęła ostrożnie na chłopaka.
- Reszta ślizgonów gnębiła go, szydziła z niego. Zmienił się nie do poznania. Stał się arogancki, bezlitosny. Dawnych przyjaciół porzucił twierdząc, że nie zasługują na jego towarzystwo. Jego psychika jednak na to była za słaba. Długo się nie pobawił w nadętego ślizgona. Bez urazy oczywiście…
Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę tym uśmiechem chcąc go też przeprosić za bezsensowną gadaninę. Czy powinna skończyć tę historię? Łatwo się domyślić. Został sam jak palec, proste. Ale nie o to tu chodzi. |
- Tiara powinna brać pod uwagę to, co kryje się w głowie człowieka, jaki jest poziom jego inteligencji, cechy charakteru, a nie kierować się starą rodziną tradycją. Więc skoro wylądowałeś w Slytherinie to najwidoczniej naprawdę tam pasujesz. Dostałeś się tam nie ze względu na status krwi czy rodzinną tradycję, ale za to, jaki naprawdę jesteś.
Dodała na zakończenie i wsunęła dłonie do kieszeni stwierdzając ku sobie, ze zrobiło się chłodno. Odwróciła wzrok od chłopaka. Właściwie nie żałowała, że mu o tym powiedziała. Jej rozumowanie co do prawdziwych ślizgonów rzeczywiście może wydawać się dziwne, więc nie pozostało jej nic innego jak po prostu to wytłumaczyć.
- Jeżeli jest taki naprawdę, a nie zmienia się dla dobra ogółu to tak. Taki właśnie powinien być idealny ślizgon.
Czy jej się to podoba czy nie to już inna kwestia, prawda? Z natury już się przyjęło, że ślizgoni są niemili, agresywni i właściwie ciężko z nimi o jakiekolwiek pozytywne relacje. Czy rzeczywiście tak jest? Tutaj obok gryfonki siedzi właśnie przypadek takiego ślizgona z natury z jedną małą zmianą. Nie ma on takiego bzika na punkcie czystości krwi i weźmy pod uwagę to, że rozmawia z GRYFONKĄ, a z reguły ślizgoni i gryfoni się nienawidzą! Jeśli zaś chodzi o charakter? Chyba rzeczywiście nadaje się do zielonych. Oczywiście, jeśli ten charakter nie jest jednym wielkim kłamstwem.
- Spotkałam się z takim jednym przypadkiem, a właściwie ojciec mi o nim opowiadał. Chłopak trafił do Slytherinu tylko, dlatego, że w żyłach płynęła mu czysta krew a jego rodzina od wieków była w tym domu. Prawda była taka, że chłopaczek się tam zupełnie nie nadawał. Był cichy, opanowany, szczerze przyjazny dla wszystkich. Na początku oczywiście.
Właściwie to, po co zaczęła mu o tym mówić? Nim się zorientowała było już za późno. Westchnęła wyraźnie tym rozdrażniona i zerknęła ostrożnie na chłopaka.
- Reszta ślizgonów gnębiła go, szydziła z niego. Zmienił się nie do poznania. Stał się arogancki, bezlitosny. Dawnych przyjaciół porzucił twierdząc, że nie zasługują na jego towarzystwo. Jego psychika jednak na to była za słaba. Długo się nie pobawił w nadętego ślizgona. Bez urazy oczywiście…
Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę tym uśmiechem chcąc go też przeprosić za bezsensowną gadaninę. Czy powinna skończyć tę historię? Łatwo się domyślić. Został sam jak palec, proste. Ale nie o to tu chodzi. |
- Tiara powinna brać pod uwagę to, co kryje się w głowie człowieka, jaki jest poziom jego inteligencji, cechy charakteru, a nie kierować się starą rodziną tradycją. Więc skoro wylądowałeś w Slytherinie to najwidoczniej naprawdę tam pasujesz. Dostałeś się tam nie ze względu na status krwi czy rodzinną tradycję, ale za to, jaki naprawdę jesteś.
Dodała na zakończenie i wsunęła dłonie do kieszeni stwierdzając ku sobie, ze zrobiło się chłodno. Odwróciła wzrok od chłopaka. Właściwie nie żałowała, że mu o tym powiedziała. Jej rozumowanie co do prawdziwych ślizgonów rzeczywiście może wydawać się dziwne, więc nie pozostało jej nic innego jak po prostu to wytłumaczyć.
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
To, że się tak… rozgadała jest dla mnie rzeczywiście dziwne. Nie wyglądała mi na osobę, która… byłaby skora do takich opowiastek. W pierwszej chwili, mam wielką ochotę przekląć głośno i odejść i tak naprawdę, to już otwieram usta, żeby to uczynić, kiedy uświadamiam sobie, że… nie mogę. Nie potrafię rzec złego słowa o tej dziewuszce, choć gdyby była przypuśćmy Clarisse, miałaby już dawno oplutą mordę. Nie umiem, choć zupełnie nie wiem, co czego jej wypowiedź zmierza. Aż do ostatniej sekundy zupełnie tego nie rozumiem. Po mogę pojąć, dlaczego mi to mówi. Czyżby uważała, że ja też stałem się taki, jaki jestem pod wpływem otoczenia? Przecież zupełnie mnie nie zna, jak może mnie oceniać? Jasne, że jestem, kim jestem i zupełnie nikt nie ma na to wpływu, ale nie zamierzam się jej tłumaczyć. Skoro uważa, że nie jestem wystarczająco dobry, to… dlaczego dalej tu siedzi? Właściwie, to… może ona wcale tak nie uważa? To, co do cholery to miało znaczyć? Chciała mnie pocieszyć? Nie, zupełnie wygląda na taką. A czy ja wyglądam na załamanego faktem, że nie żyję w otoczeniu ludzi podobnych do mnie? Nie zdążam zmyć z twarzy wyrazu zaskoczenia i dezorientacji. Mam tylko nadzieję, że jej to umknie albo uzna, że ten ułamek sekundy, kiedy moja twarz przybrała charakterystyczny wyraz za symbol jakiejś innej emocji.
- Rzeczywiście, nie krew czyni cię, kim jesteś – mówię. To pierwsze i ostatnie, co przychodzi mi do głowy, Potem już tylko ją lustruję, zastanawiając się, czemu nie zamknęła ust, kiedy zauważyła, że jej gadanina jest głupawa. W końcu jest kobietą, prawda? Uspokajam się dopiero na widok jej uśmiechu. No, może nie całkiem, ale z pewnością na tyle, żeby odzyskać całkowite panowanie nad umysłem.
- A ja rzeczywiście jestem aroganckim, aspołecznym dupkiem, który widzi w większości społeczeństwa robaki. A jednak wciąż tu siedzisz. Wciąż do mnie mówisz i, hm… nie wyglądasz na zgorszoną moim obrzydliwym charakterem – o, tak. Bo nie zamierzam być inny. Nawet dla niej, tej, która tak mnie urzekła. Jeśli zechce mnie zaakceptować tak, jak przed nią zrobiła to tylko jedna kobieta, będzie dobrze. A jeśli stwierdzi, że jestem zbyt… ślizgonowaty dla jej osoby, cóż. Mówi się trudno, hm?
- Rzeczywiście, nie krew czyni cię, kim jesteś – mówię. To pierwsze i ostatnie, co przychodzi mi do głowy, Potem już tylko ją lustruję, zastanawiając się, czemu nie zamknęła ust, kiedy zauważyła, że jej gadanina jest głupawa. W końcu jest kobietą, prawda? Uspokajam się dopiero na widok jej uśmiechu. No, może nie całkiem, ale z pewnością na tyle, żeby odzyskać całkowite panowanie nad umysłem.
- A ja rzeczywiście jestem aroganckim, aspołecznym dupkiem, który widzi w większości społeczeństwa robaki. A jednak wciąż tu siedzisz. Wciąż do mnie mówisz i, hm… nie wyglądasz na zgorszoną moim obrzydliwym charakterem – o, tak. Bo nie zamierzam być inny. Nawet dla niej, tej, która tak mnie urzekła. Jeśli zechce mnie zaakceptować tak, jak przed nią zrobiła to tylko jedna kobieta, będzie dobrze. A jeśli stwierdzi, że jestem zbyt… ślizgonowaty dla jej osoby, cóż. Mówi się trudno, hm?
Sebastian GoździkKlasa VI - Skąd : Szczecin, Polska
Krew : mugolska
Re: Trybuny
Gryfonka właściwie zastanawiała się dlaczego chłopak wysłuchał jej wypowiedzi do końca. Była przekonana, że już w połowie jej wypowiedzi wstanie, rzuci w jej stronę kilka wyzwisk czy splunie jej pod nogi i odejdzie. Nic takiego jednak się nie wydarzyło na co brunetka naprawdę się zdziwiła. Broń Boże, nie było to rodzajem jakiejś próby czy coś w tym guście. Blondynka właściwie sama nie wiedziała co ją skłoniło do takiej bezsensownej wypowiedzi. Wcale nie uważała, że stał się taki pod wpływem otoczenia. Sama dla siebie może i nie była pewna co do jego charakteru, ale jeśli czas pozwoli to uda jej się (może) poznać jego charakter z własnego punktu widzenia. Morał w jej jakże zabawnym przemówieniu był taki, że chłopak jak najbardziej zasługuje na miano ślizgona. Skoro tiara przydzieliła go tam pomimo mugolskiej krwi to chyba coś znaczy. Ale może jednak najprościej będzie ten temat uznać za zamknięty.
- Och oczywiście, że tu siedzę. Muszę poznać lepiej tego strasznego trolla, który przestraszył moją "przyjaciółkę".
Zaśmiała się cicho unosząc wzrok ku niebu. Właściwie to sama nie wiedziała dlaczego jeszcze tu siedzi. On zamiast wdeptać ją w ziemię jak typowego robaka, usiadł obok i po prostu rozmawiał z nią. Jeśli zaś chodzi o jego charakter? Ani trochę jej nie przeszkadzał. Może nawet byli do siebie trochę podobni pod tym względem?
Ciężko nawiązać z nią choć trochę pozytywne relacje, właściwie to ona sama ich unika, nie potrzebuje ich. Żyje w przekonaniu, że to ona ma zawsze rację. A nawet jeśli tak nie jest to nie przyzna się do tego. I często miewa napady złości, o tak.
Georgiana na szczęście, albo i nie, jakichś szczególnych uprzedzeń do Domu Węża nie miała.Co prawda do jego mieszkańców podchodziła ze sporą dozą ostrożnością, ale nie skreślała nikogo z góry - a nuż się okaże, że ten akurat Ślizgon i ona sama znajdą ze sobą wspólny język. A może już go znaleźli? Zwłaszcza, że, jak twierdziła, wyjątek potwierdza regułę.
- Jesteś do tej pory jedyną osobą o podobnym usposobieniu co ja. Chcesz czy już nie dam Ci spokoju.
Dodała po chwili rozkładając bezradnie ręce i starając się, żeby w jej głosie brzmiało poczucie winy. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu, który jakby sam z siebie pojawiał się na jej twarzy. Po kilku minutach dziewczę spojrzało przelotnie na zegarek i z wyraźnym niezadowoleniem podniosło się z ławki.
- Muszę się zbierać. Myślę, że jeszcze się zobaczymy.
Uśmiechnęła się więc delikatnie na pożegnanie i opuściła szkolne boisko.
// Jak będziesz to się odezwij czy coś. Nie chcę siedzieć Georgianą w miejscu. : )
Georgiana DaviesBibliotekarka - Urodziny : 25/04/1992
Wiek : 32
Skąd : Bristol - Anglia
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Rudowłosa czupryna przemknęła przez zielone błonia, pozwalając by ogniste loki podskakiwały w rytm jej przyśpieszonych kroków. Och, nie były to radosne podrygi. Co to, to nie. Nad zielonooką wisiały burzowe chmury, które co pięć minut przypominały o jej porażce uderzeniem pioruna. Tak, to już oficjalne. Na pewno nie zostanie ogłoszona uczennicą roku, a Slytherin najprawdopodobniej zajmie ostatnie miejsce w rywalizacji domów.
- Wstyd i hańba, Fitzpatrick. - westchnęła ciężko, otulając się szczelniej wiosennym płaszczykiem. Już widziała tą zawiedzioną minę Rolanda i brak podziwu w oczach babci Margaret. Właściwie to sama nie wiedziała jak do tego doszło. Nadal świetnie się uczyła tylko niektóre błyszczące W, pozamieniały się w mniej lśniące PO. No i masz Ci los!
Oprócz katastrofy naukowej, tuż obok ulokowała się jeszcze podupadająca, miłosna sfera i jej wiszący na włosku związek z Benedictem. Ten rok zdecydowanie nie należał do najlepszych.
- Chyba naprawdę ktoś zesłał na mnie klątwę. - fuknęła pod nosem, zajmując miejsce na opustoszałych trybunach. Było z nią naprawę źle. Wszyscy wiedzą jak Sophie nienawidzi Quidditcha, a szkolne boisko jest ostatnim miejscem do którego skierowałaby swoje zbłąkane kroki.. ale jak to mówią? Desperate times call for desperate measures.
- Wstyd i hańba, Fitzpatrick. - westchnęła ciężko, otulając się szczelniej wiosennym płaszczykiem. Już widziała tą zawiedzioną minę Rolanda i brak podziwu w oczach babci Margaret. Właściwie to sama nie wiedziała jak do tego doszło. Nadal świetnie się uczyła tylko niektóre błyszczące W, pozamieniały się w mniej lśniące PO. No i masz Ci los!
Oprócz katastrofy naukowej, tuż obok ulokowała się jeszcze podupadająca, miłosna sfera i jej wiszący na włosku związek z Benedictem. Ten rok zdecydowanie nie należał do najlepszych.
- Chyba naprawdę ktoś zesłał na mnie klątwę. - fuknęła pod nosem, zajmując miejsce na opustoszałych trybunach. Było z nią naprawę źle. Wszyscy wiedzą jak Sophie nienawidzi Quidditcha, a szkolne boisko jest ostatnim miejscem do którego skierowałaby swoje zbłąkane kroki.. ale jak to mówią? Desperate times call for desperate measures.
Re: Trybuny
Ostatnio była mistrzem w znajdywaniu miejsc do spokojnego alienowania się. Dzisiaj były to szkolne trybuny. W taki deszcz mało kto wyściubiał nos poza dormitorium, a co dopiero zamek, dlatego bez większych obaw skierowała się na boisko tuż po śniadaniu. Najpierw odpowiednio opatuliła się kurtką i chustką, dzięki czemu siedząc w miejscu od przynajmniej trzydziestu minut nie zmarzła aż tak bardzo, jak w środku nocy podczas wycieczki korytarzami Hogwartu. Błogi spokój przerwały czyjeś kroki i głosy, a tak właściwie to jeden, należący do nikogo innego, jak do jej współlokatorki. Przez chwilę nie odzywała się, pozostając nie zauważona. Słuchała monologu Sophie, uśmiechając się pod nosem. Widać nie tylko ją dopadła bliżej nieokreślona depresja.
- Mówienie do siebie chyba się leczy, Fitzpatrick - rzuciła do dziewczyny, zaznaczając swoją obecność tym samym. Wzrokiem wodziła po błocie, które utworzyło się na boisku, a po chwili uświadamiając sobie, że dość dawno nie rozmawiała ze Ślizgonką na normalny temat dłużej niż trzy minuty, zagadnęła:
- Co słychać, Zosia? - i uśmiechnęła się nawet lekko.
- Mówienie do siebie chyba się leczy, Fitzpatrick - rzuciła do dziewczyny, zaznaczając swoją obecność tym samym. Wzrokiem wodziła po błocie, które utworzyło się na boisku, a po chwili uświadamiając sobie, że dość dawno nie rozmawiała ze Ślizgonką na normalny temat dłużej niż trzy minuty, zagadnęła:
- Co słychać, Zosia? - i uśmiechnęła się nawet lekko.
Re: Trybuny
Mówienie do siebie chyba się leczy, Fitzpatrick.
Właścicielka zielonych tęczówek zmarszczyła piegowaty nos, a jej głowa automatycznie odwróciła się w stronę dziewczęcego głosu. Sophie wiedziała, że to Andrea zanim jej oczy napotkały tą znajomą sylwetkę. Rozpoznałaby ten głos wszędzie. W końcu od sześciu lat słyszała go każdego poranka, zasłaniając twarz poduszką, kiedy to Jeunesse niedyskretnie zastanawiała się co też takiego powinna na siebie włożyć. Jej malinowe usta mimowolnie wykrzywiły się w subtelnym uśmiechu.
- Jestem tego samego zdania, ale przy mojej ostatniej wizycie w Mungu nic z tym nie zrobili, a Vincent Cramer stwierdził, że nie ma się czym martwić. - wzruszyła lekko ramionami, odgarniając z twarzy posklejane kosmyki rudych włosów. Gdyby zatrzymali ją w szpitalu na dłużej i przylepili jej etykietkę osoby szalonej - pewnie rodzina łaskawiej spojrzałaby na jej nieuniknioną, życiową porażkę.
- Źle słychać, ale nie wiem czy mam prawo obarczać Cię żalami zrujnowanej nastolatki. - rzuciła krótko, podnosząc się z miejsca i przysuwając bliżej współlokatorki. Musiała przyznać, że dziewczyna wyglądała nieźle niezależnie od nastroju czy panującej wokół pogody.
- A co u Ciebie, hm? Widzę, że pofarbowałaś włosy, a po szkole, aż huczy od plotek, że flirtujesz z nieudacznikiem Wilsonem. - pomachała znacząco brwiami, lustrując koleżankę ciekawskim spojrzeniem.
Właścicielka zielonych tęczówek zmarszczyła piegowaty nos, a jej głowa automatycznie odwróciła się w stronę dziewczęcego głosu. Sophie wiedziała, że to Andrea zanim jej oczy napotkały tą znajomą sylwetkę. Rozpoznałaby ten głos wszędzie. W końcu od sześciu lat słyszała go każdego poranka, zasłaniając twarz poduszką, kiedy to Jeunesse niedyskretnie zastanawiała się co też takiego powinna na siebie włożyć. Jej malinowe usta mimowolnie wykrzywiły się w subtelnym uśmiechu.
- Jestem tego samego zdania, ale przy mojej ostatniej wizycie w Mungu nic z tym nie zrobili, a Vincent Cramer stwierdził, że nie ma się czym martwić. - wzruszyła lekko ramionami, odgarniając z twarzy posklejane kosmyki rudych włosów. Gdyby zatrzymali ją w szpitalu na dłużej i przylepili jej etykietkę osoby szalonej - pewnie rodzina łaskawiej spojrzałaby na jej nieuniknioną, życiową porażkę.
- Źle słychać, ale nie wiem czy mam prawo obarczać Cię żalami zrujnowanej nastolatki. - rzuciła krótko, podnosząc się z miejsca i przysuwając bliżej współlokatorki. Musiała przyznać, że dziewczyna wyglądała nieźle niezależnie od nastroju czy panującej wokół pogody.
- A co u Ciebie, hm? Widzę, że pofarbowałaś włosy, a po szkole, aż huczy od plotek, że flirtujesz z nieudacznikiem Wilsonem. - pomachała znacząco brwiami, lustrując koleżankę ciekawskim spojrzeniem.
Re: Trybuny
Jeunesse jakby nigdy nic przytuliła się do Sophie, opierając policzek o jej ramię.
- Mów, i tak nic nie jest w stanie mi popsuć bardziej humoru - wzruszyła ramionami, wbijając spojrzenie w martwy punkt na poniższej ławce. Jej słowa spowodowały, że uśmiechnęła się jeszcze na moment, a później zmarszczyła brwi. Plotki. Czy nie o tym rozmawiała z Wilsonem w nocy, kiedy potraktowała go z niesamowitym dystansem i nieufnością?
- Daj mi spokój - burknęła. - Mam dość plotek, mam dość tej szkoły, nie rozumiem nadal jak to jest, że ludzie słuchają tego syfu i wierzą w niego bezgranicznie. To, że w plotkach jest ziarno prawdy, wcale nie oznacza, że całość nią jest - złączyła dłonie, wsuwając je między uda, by się nieco ogrzały. - Z nikim nie flirtuję, mam Connora, z innymi tylko rozmawiam - dodała z naciskiem na dwa ostatnie słowa, a ostatecznie westchnęła uważając, że nie ma prawa wyżywać się na Sophie za połowę skoły.
- Jakie plany na wakacje? - spytała od razu, chcąc nieco załagodzić sytuację.
- Mów, i tak nic nie jest w stanie mi popsuć bardziej humoru - wzruszyła ramionami, wbijając spojrzenie w martwy punkt na poniższej ławce. Jej słowa spowodowały, że uśmiechnęła się jeszcze na moment, a później zmarszczyła brwi. Plotki. Czy nie o tym rozmawiała z Wilsonem w nocy, kiedy potraktowała go z niesamowitym dystansem i nieufnością?
- Daj mi spokój - burknęła. - Mam dość plotek, mam dość tej szkoły, nie rozumiem nadal jak to jest, że ludzie słuchają tego syfu i wierzą w niego bezgranicznie. To, że w plotkach jest ziarno prawdy, wcale nie oznacza, że całość nią jest - złączyła dłonie, wsuwając je między uda, by się nieco ogrzały. - Z nikim nie flirtuję, mam Connora, z innymi tylko rozmawiam - dodała z naciskiem na dwa ostatnie słowa, a ostatecznie westchnęła uważając, że nie ma prawa wyżywać się na Sophie za połowę skoły.
- Jakie plany na wakacje? - spytała od razu, chcąc nieco załagodzić sytuację.
Strona 1 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 1 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach