Trybuny
+23
Brandon Tayth
Sanne van Rijn
Amelia Tully
Rhinna Hamilton
Gruby Mnich
Serena Valerious
Connor Campbell
Christine Greengrass
William Greengrass
Femke van Rijn
Malcolm McMillan
Joel Frayne
Vin Xakly
Aaron Matluck
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Andrea Jeunesse
Sophie Fitzpatrick
Georgiana Davies
Clarissa Perrault
Sebastian Goździk
Brennus Lancaster
27 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 5 z 7
Strona 5 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Trybuny
First topic message reminder :
Szerokie trybuny okalające stadion są podzielone na pięć sektorów: odpowiednio cztery dla każdego z domów oraz piąty, w którym zasiadają nauczyciele i goście.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Trybuny
No i tak właśnie jedną wypowiedzią chłopak sprawił że z Christine uleciała cała pewność siebie. No bo jak już to nie działało, to już naprawdę nie miała pomysłu jak podejść brata.
Przewróciła więc tylko młynka oczami i westchnęła zrezygnowana.
- Will... - jęknęła jeszcze błagalnym tonem, jakby chciała go prosić żeby się nad nią zlitował. No i po części tak było. No bo ona tutaj chciała mu pomóc, coś tam doradzić, a on tylko marudził i nie dał sobie pomóc. Jemu to tylko teraz kopa w dupsko dał i niech się ogarnie!
Przewróciła więc tylko młynka oczami i westchnęła zrezygnowana.
- Will... - jęknęła jeszcze błagalnym tonem, jakby chciała go prosić żeby się nad nią zlitował. No i po części tak było. No bo ona tutaj chciała mu pomóc, coś tam doradzić, a on tylko marudził i nie dał sobie pomóc. Jemu to tylko teraz kopa w dupsko dał i niech się ogarnie!
Re: Trybuny
- No co Will? Co Will?! - wstał szybko i spojrzał na siostrę z góry. Fakt, powinna kopnąć go w tyłek i to porządnie, może wtedy by mu się poustawiało we łbie.
- Wiesz co... - zawahał się przez chwilę. Chciał jej wygarnąć, że myśli tylko o sobie i nie liczy się z jego uczuciami ale zrezygnował. - Mam to wszystko gdzieś. I zostaw mnie!- warknął, kiedy siostra złapała go za rękę. - Chcę być sam - dodał odwracając się do schodów i ruszył na dół chcąc jak najszybciej opuścić trybuny. Tak naprawdę nie chciał być sam, potrzebował teraz, żeby ktoś przy nim był. Nie chciał jednak jej rad, bo wiedział co się z nią działo, kiedy szalała za Dymitrem. Powinna go zrozumieć. Uciekł na błonia co chwilę oglądając się za siebie, czy przypadkiem Christine nie idzie za nim.
- Wiesz co... - zawahał się przez chwilę. Chciał jej wygarnąć, że myśli tylko o sobie i nie liczy się z jego uczuciami ale zrezygnował. - Mam to wszystko gdzieś. I zostaw mnie!- warknął, kiedy siostra złapała go za rękę. - Chcę być sam - dodał odwracając się do schodów i ruszył na dół chcąc jak najszybciej opuścić trybuny. Tak naprawdę nie chciał być sam, potrzebował teraz, żeby ktoś przy nim był. Nie chciał jednak jej rad, bo wiedział co się z nią działo, kiedy szalała za Dymitrem. Powinna go zrozumieć. Uciekł na błonia co chwilę oglądając się za siebie, czy przypadkiem Christine nie idzie za nim.
Re: Trybuny
Popatrzyła zdezorientowana, kiedy chłopak nagle się ożywił i wstał gwałtownie z miejsca. Natomiast kiedy warknął na nią, żeby go zostawiła, zastygła w bezruchu. Była w szoku, zupełnie nie spodziewała się takiego zachowania z jego strony. Dopiero kiedy ruszył w stronę schodków, wstała z miejsca i zrobiła kilka kroków w stronę ślizgona.
- Will... poczekaj! - krzyknęła zanim zrobiła jeszcze kilka kroków. W ostatniej chwili jednak zrezygnowała z pomysłu dogonienia chłopaka. Nie chciała się kłócić, a wiedziała że tak by się to skończyła. Porozmawia z nim kiedy indziej, na spokojnie, kiedy już trochę odsapnie.
Dlatego odpuściła i wróciła na swoje miejsce i schowała twarz w dłoniach, opierając łokcie na kolanach. Siedziała tak jeszcze chwilę, zastanawiając się jak podejść do brata, a potem, kiedy zrobiło się już dość późno, zwinęła się do zamku, zamykając się w swoim dormitorium.
- Will... poczekaj! - krzyknęła zanim zrobiła jeszcze kilka kroków. W ostatniej chwili jednak zrezygnowała z pomysłu dogonienia chłopaka. Nie chciała się kłócić, a wiedziała że tak by się to skończyła. Porozmawia z nim kiedy indziej, na spokojnie, kiedy już trochę odsapnie.
Dlatego odpuściła i wróciła na swoje miejsce i schowała twarz w dłoniach, opierając łokcie na kolanach. Siedziała tak jeszcze chwilę, zastanawiając się jak podejść do brata, a potem, kiedy zrobiło się już dość późno, zwinęła się do zamku, zamykając się w swoim dormitorium.
Re: Trybuny
Stadionowe trybuny od zawsze stanowiły jedno z ulubionych miejsc Bronte. Krukonka nie była pewna czy to przez tak ścisłą relację z quidditchem czuła się związana z tą przyozdobioną granatowymi chorągwiami, drewnianą konstrukcją. Widoki z miejsca położonego tak wysoko co tu dużo mówić, zapierały dech w piersiach, lecz czy mogły one zmusić tę zupełnie nieromantyczną dziewuchę do pokonywania tych licznych, skrzypiących schodków tylko dla ich oglądania? Zdecydowanie wątpliwe. Kiedy blondynka stanęła na szczycie, pokonawszy z trudem ostatni, lekko oblodzony schodek, jej twarz owiał nieprzyjemny, mroźny wiatr z północy. Dłonią wysuniętą z kieszeni szkolnego płaszcza zagarnęła kaptur, by przesłonić nim część uszu i szyi. Miotłę, którą dzierżyła w drugiej ręce ułożyła ostrożnie na ławce. Wiatr ustał zupełnie niespodziewanie. Zielonooka wyjęła z kieszeni płaszcza różdżkę, by za krótkim jej machnięciem oczyścić ławkę z przyklejonych doń, jesiennych liści i wilgoci pokrywającej wierzchnią warstwę drewna. Gdy siedzisko nadawało się już do użytkowania, Emily rozsiadła się dogodnie, plecy opierając o wyższy rząd ławek. Ułożyła teraz swą miotłę na kolanach, czyniąc to z ogromną czułością i ostrożnością. Bronte nigdy nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktokolwiek poza nią dotykał jej nowoczesnego cudeńka, które dostała od dziadka na piętnaste urodziny. Mogła dzielić się ubraniami, książkami, tęczowymi piórami, które uwielbiała, ale miotłą nigdy. To była jedna jedyna rzecz która należała do niej i tylko do niej. Krukonka wyciągnęła z kieszeni płaszcza mieniącą się w świetle dnia ściereczkę, ni to srebrną ni zieloną. Przysuwając do siebie miotłę, zaczęła muskać materiałem nowiutkie, jeszcze błyszczące witki, by nie dopuścić, żeby choć drobinka kurzu osadziła się na świeżo polakierowanym drewnie. Zajęcie to było dla Emily nadzwyczaj zajmujące i relaksujące zarazem. Nic nie pozwalało tak bardzo odpocząć od całego świata jak... czyszczenie miotły. Nadzwyczaj kreatywny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Re: Trybuny
Jak na złość wszystkie papierosowe miejscówki w szkole były zajęte, a z racji tego, iż Campbell ostatnimi czasy stał się lekko aspołeczny, nawet nie próbował się wkręcić do jednej z tych grup. Rad nie rad, postanowił opuścić szkolne mury, aby poza nimi znaleźć odosobnione miejsce, w którym w spokoju będzie mógł się delektować jednym, albo nawet kilkoma papierosami. Ostatnio starał się niewiele palić, ze względu na to, iż Tosia nie bardzo przepadała za tym jak ktoś pali w jej towarzystwie, a teraz jak jeszcze było pomiędzy nimi dobrze, nie miał zamiaru czegoś od tak po prostu spieprzyć.
Jego wybór padł na okolice boiska do Quidditcha, jednakże z racji tego, iż wszędzie wiało tak, że nie mógł odpalić zapalniczki, postanowił wspiąć się na najwyższe piętro trybun, gdzie siła wiatru zazwyczaj była o wiele mniejsza, niż u podnóża stadionu.
Będąc w połowie wspinaczki, Ślizgon, zauważył drobną postać, siedzącą na samym szczycie trybun. Wywrócił teatralnie oczyma, zastanawiając się czy kiedykolwiek będzie w stanie znaleźć zupełnie puste, nieodwiedzane i nieznane przez kogokolwiek miejsce. W końcu, gdy dotarł na sam szczyt, zauważył, iż ową osóbką jest nie kto inny jak Emily Bronte, kapitan krukońskiej drużyny Qudditcha oraz nieszczęśliwa miłość, szczerze znienawidzonego przez Kanadyjczyka, zielonego Wilsona.
- To chyba nie za dobra pogoda na czyszczenie miotły - rzucił, przechodząc obok niej, opierając się biodrem o barierkę i odpalając swego upragnionego i pierwszego tego dnia papierosa.
Jego wybór padł na okolice boiska do Quidditcha, jednakże z racji tego, iż wszędzie wiało tak, że nie mógł odpalić zapalniczki, postanowił wspiąć się na najwyższe piętro trybun, gdzie siła wiatru zazwyczaj była o wiele mniejsza, niż u podnóża stadionu.
Będąc w połowie wspinaczki, Ślizgon, zauważył drobną postać, siedzącą na samym szczycie trybun. Wywrócił teatralnie oczyma, zastanawiając się czy kiedykolwiek będzie w stanie znaleźć zupełnie puste, nieodwiedzane i nieznane przez kogokolwiek miejsce. W końcu, gdy dotarł na sam szczyt, zauważył, iż ową osóbką jest nie kto inny jak Emily Bronte, kapitan krukońskiej drużyny Qudditcha oraz nieszczęśliwa miłość, szczerze znienawidzonego przez Kanadyjczyka, zielonego Wilsona.
- To chyba nie za dobra pogoda na czyszczenie miotły - rzucił, przechodząc obok niej, opierając się biodrem o barierkę i odpalając swego upragnionego i pierwszego tego dnia papierosa.
Re: Trybuny
Nim Serena opuściła mury zamku, wróciła do dormitorium by tam założyć na siebie coś cieplejszego. Później doszedł do tego jeszcze ciepły płaszcz. Przeczesała włosy szczotką, spojrzała na swoje odbicie w lustrze po czym zakładając na nogi sportowe buty ruszyła na zewnątrz. Doszła do wniosku, że przez ostatnie pół roku, mimo nieskazitelnie szczupłej sylwetki straciła totalnie swoją kondycję. Teraz więc gdy znalazła się u dołu trybun, w kierunku szczytu po prostu wbiegła po tych wszystkich schodkach. Przynajmniej jakiś delikatny trening dla jej nóg i ciała. Wcześniej całą drogę też pokonała biegnąć spokojnym truchtem w swoim własnym tempie. Nie dostrzegła nikogo w pobliżu. Po prostu stanęła i oparła się o barierkę siadając na niej, a nogi opierając na miejscu na którym zazwyczaj powinno się siedzieć tyłkiem. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i właśnie miała zapalić gdy nagle doszła do wniosku, że nie ma jak.
-Niech to szlag- przeklęła pod nosem niezadowolona oraz wściekła z własnej głupoty i zapomnienia o tak ważnym przedmiocie jak mugolska zapalniczka.
Spostrzegła dwójkę ludzi. Jednym był Ślizgon, którego kojarzyła z zajęć, drugą osobą była zaś totalnie jej nie znana Krukonka o ciemnych włosach. Może oni będą mieli ognia? Na razie jednak nie podeszła do nich, stojąc jak ta ostatnia sierota z niezapalonym jeszcze papierosem.
-Niech to szlag- przeklęła pod nosem niezadowolona oraz wściekła z własnej głupoty i zapomnienia o tak ważnym przedmiocie jak mugolska zapalniczka.
Spostrzegła dwójkę ludzi. Jednym był Ślizgon, którego kojarzyła z zajęć, drugą osobą była zaś totalnie jej nie znana Krukonka o ciemnych włosach. Może oni będą mieli ognia? Na razie jednak nie podeszła do nich, stojąc jak ta ostatnia sierota z niezapalonym jeszcze papierosem.
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Emily czyściła zawzięcie: witka po witce, że nawet miligram kurzu nie ostał się na miotle. Tak, to zajęcie zdecydowanie działało na nią kojąco. Pozwalało o niczym nie myśleć. Dziewczyna potarła chłodne czoło, zsuwając przy tym kilka jasnych kosmyków przysłaniających jej pistacjowe oczy. Wtedy usłyszała kroki, gdzieś w dolnej części drewnianych schodów. Jednakże, zupełnie się tym nie przejęła, kontynuując ostatnie pociągnięcia magicznej, zielonej ściereczki. Kiedy jednak przybysz dotarł na sam szczyt, Emily uniosła wzrok, kładąc miotłę po swojej lewej stronie. A więc Campbell. Dziękowała Merlinowi, za to, że choć raz zjawił się nie ten Zielony, którego się najbardziej obawiała.
- O. Campbell. Cześć. - Zdawkowe powitanie mogło wydawać się nieco oziębłe, jednak lekki uśmiech pojawiający się na bladej twarzy zatarł to wrażenie. - Pogoda na to zawsze jest dobra. - Pokiwała głową, dla potwierdzenia swych jakże głębokich słów.
- Widzę, że nałóg silniejszy od wichury - Spojrzała znacząco na papierosa w jego ustach, uśmiechając się półgębkiem. Sama sięgnęła do kieszeni, wyjmując prostokątną paczuszkę. Choć kształtem przypominała każdą inną paczkę po papierosach, to nie miała czerwonej charakterystycznej oblamówki, a była raczej cała czarna, po same końce, wykończone złotymi trójkącikami przy końcach. Dziewczyna wyjęła zeń podobnego do paczki kolorystycznie papierosa, którego wetknęła pomiędzy wargi. Zawsze milej pali się w towarzystwie, nikt nie śmiał by temu przeczyć. Dziewczyna dłonią sięgnęła do skórzanej, przydużej kurtki stanowiącej jej okrycie wierzchnie, by po chwili wyjąć prostokątną zapalniczkę, kolorem przypominającą plamę benzyny.
- Byłam ostatnio u Zonka i odkryłam zapierającą dech w piersiach kolekcję magicznych papierosów. Rzecz jasna asortyment dla dorosłych czarodziejów - Odparła, widząc jego zaciekawione spojrzenie. - Te które mam teraz świetnie rozgrzewają. Jak skończysz swojego, spróbuj, świetne są - Posłała mu uśmiech, odpalając te jakże zacną używkę. Ogień w jej zapalniczce był koloru malinowego i podobny zapach rozsiewał przez nie dłużej niż sekundę, gdy dziewczyna odpalała papierosa. Gdy zaciągnęła się po raz pierwszy od razu poczuła miłe, ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Cóż za wspaniały wynalazek na te mroźne, wietrzne dni. Nawet nie zauważyła, kiedy jakieś dziewczę, prawdopodobnie Ślizgonka (Bronte ma świetną umiejętność poznawania Zielonych po tym charakterystycznym, pogardliwym wyrazie twarzy) zmaterializowało się obok nich. Widząc jak drżącą ręką trzyma niezapalonego papierosa, rzuciła w jej stronę swoją zapalniczkę, mając nadzieję, że zauważy na czas lecący w jej kierunku przedmiot.
- O. Campbell. Cześć. - Zdawkowe powitanie mogło wydawać się nieco oziębłe, jednak lekki uśmiech pojawiający się na bladej twarzy zatarł to wrażenie. - Pogoda na to zawsze jest dobra. - Pokiwała głową, dla potwierdzenia swych jakże głębokich słów.
- Widzę, że nałóg silniejszy od wichury - Spojrzała znacząco na papierosa w jego ustach, uśmiechając się półgębkiem. Sama sięgnęła do kieszeni, wyjmując prostokątną paczuszkę. Choć kształtem przypominała każdą inną paczkę po papierosach, to nie miała czerwonej charakterystycznej oblamówki, a była raczej cała czarna, po same końce, wykończone złotymi trójkącikami przy końcach. Dziewczyna wyjęła zeń podobnego do paczki kolorystycznie papierosa, którego wetknęła pomiędzy wargi. Zawsze milej pali się w towarzystwie, nikt nie śmiał by temu przeczyć. Dziewczyna dłonią sięgnęła do skórzanej, przydużej kurtki stanowiącej jej okrycie wierzchnie, by po chwili wyjąć prostokątną zapalniczkę, kolorem przypominającą plamę benzyny.
- Byłam ostatnio u Zonka i odkryłam zapierającą dech w piersiach kolekcję magicznych papierosów. Rzecz jasna asortyment dla dorosłych czarodziejów - Odparła, widząc jego zaciekawione spojrzenie. - Te które mam teraz świetnie rozgrzewają. Jak skończysz swojego, spróbuj, świetne są - Posłała mu uśmiech, odpalając te jakże zacną używkę. Ogień w jej zapalniczce był koloru malinowego i podobny zapach rozsiewał przez nie dłużej niż sekundę, gdy dziewczyna odpalała papierosa. Gdy zaciągnęła się po raz pierwszy od razu poczuła miłe, ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. Cóż za wspaniały wynalazek na te mroźne, wietrzne dni. Nawet nie zauważyła, kiedy jakieś dziewczę, prawdopodobnie Ślizgonka (Bronte ma świetną umiejętność poznawania Zielonych po tym charakterystycznym, pogardliwym wyrazie twarzy) zmaterializowało się obok nich. Widząc jak drżącą ręką trzyma niezapalonego papierosa, rzuciła w jej stronę swoją zapalniczkę, mając nadzieję, że zauważy na czas lecący w jej kierunku przedmiot.
Ostatnio zmieniony przez Emily Bronte dnia Wto 28 Sty 2014, 19:43, w całości zmieniany 1 raz
Re: Trybuny
Kiwnął jej głową na przywitanie, gdy tylko Krukonka podniosła na niego swe spojrzenie, a z jej ust wymsknęło się zdawkowe przywitanie. Jak większość uczniów znali się z plotek, krążących po Hogwarcie niezmiennie od wieków. Campbell słyszał co nieco o Bronte, a ona zapewne o nim wiele, gdyż swego czasu on i jego przyjaciel mogli tymi wszystkimi bzdurami, krążącymi na ich temat, wypełnić dość głęboki basen i zacząć w nich pływać.
- Od czasu do czasu trzeba dokarmić raka - odparł z lekkim uśmiechem, już nie wracając do kwestii czyszczenia miotły, gdyż kompletnie się na tym nie znał. Kanadyjczyk od zawsze czuł się na miotle jak słoń w składzie porcelany i jakoś nigdy nie zapałał miłością do Quidditcha, mimo iż inne formy sportu nie były dla niego obce. Chyba jednak wolał po prostu z zasady dbać o swoje ciało, niż zajmować sobie głowę grą, piłkami i taktyką.
Z zaciekawieniem przyglądał się poczynaniom dziewczyny, które nastąpiły od razu po jej wypowiedzi. Czarna paczuszka z kilkoma złotymi sygnaturami wyglądała jak puzderko do przechowywania biżuterii, a okazała się być paczką pełną czarnych ruloników wypełnionych tytoniem.
- Z chęcią wypróbuję - odepchnął się od barierki i sięgnął do "czarnej skrzynki", wyciągając z niej czarnego papierosa, aby po chwili ulokować go pomiędzy swoimi mugolskimi. - W takim razie jak je zdobyłaś, spryciulo? - odparł zadziornie, chwytając się jej słów "tylko dla dorosłych". Kanadyjczyk był w stu procentach przekonany, iż Angielka nie jest pełnoletnia, tylko i wyłącznie opierając się na swych obserwacjach z zajęć, na których nie była nawet wyczytywana. Z drugiej strony naprawdę był szczerze ciekaw jak dokonała zakupu produktu dla dorosłych w sklepie Zonka, gdzie on, który potrafił w wieku piętnastu lat bez problemu kupić alkohol w każdym barze i papierosy w każdym sklepie, nie potrafił żadnym sposobem omotać sprzedawców w sklepie Zonka.
- Od czasu do czasu trzeba dokarmić raka - odparł z lekkim uśmiechem, już nie wracając do kwestii czyszczenia miotły, gdyż kompletnie się na tym nie znał. Kanadyjczyk od zawsze czuł się na miotle jak słoń w składzie porcelany i jakoś nigdy nie zapałał miłością do Quidditcha, mimo iż inne formy sportu nie były dla niego obce. Chyba jednak wolał po prostu z zasady dbać o swoje ciało, niż zajmować sobie głowę grą, piłkami i taktyką.
Z zaciekawieniem przyglądał się poczynaniom dziewczyny, które nastąpiły od razu po jej wypowiedzi. Czarna paczuszka z kilkoma złotymi sygnaturami wyglądała jak puzderko do przechowywania biżuterii, a okazała się być paczką pełną czarnych ruloników wypełnionych tytoniem.
- Z chęcią wypróbuję - odepchnął się od barierki i sięgnął do "czarnej skrzynki", wyciągając z niej czarnego papierosa, aby po chwili ulokować go pomiędzy swoimi mugolskimi. - W takim razie jak je zdobyłaś, spryciulo? - odparł zadziornie, chwytając się jej słów "tylko dla dorosłych". Kanadyjczyk był w stu procentach przekonany, iż Angielka nie jest pełnoletnia, tylko i wyłącznie opierając się na swych obserwacjach z zajęć, na których nie była nawet wyczytywana. Z drugiej strony naprawdę był szczerze ciekaw jak dokonała zakupu produktu dla dorosłych w sklepie Zonka, gdzie on, który potrafił w wieku piętnastu lat bez problemu kupić alkohol w każdym barze i papierosy w każdym sklepie, nie potrafił żadnym sposobem omotać sprzedawców w sklepie Zonka.
Re: Trybuny
Serena refleks miała doskonały, przecież od praktycznie drugiej klasy grała w Quidditcha. Nawet w domu, ojciec często pozwalał córce latać i uczyć się wszystkiego. Talent miała po ojcu, ten grał za czasów w szkolnych w drużynie Zielonych, jednakże nie wiązał gry zawodowo. Zajął się przecież biznesem. Był teraz jednym z tych bogatych i wpływowych ludzi we Francji, gdzie po wypowiedzeniu jego nazwiska, każdy wie o kogo chodzi. Kluby "Insomnia" znane były dosłownie w całej Europie, a już na pewno we Francji. Zwinnie schwyciła zapalniczkę rzuconą jej przez dziewczynę. Serena z kolei paliła papierosy firmy Treasurer, których ojciec miał pod dostatkiem u siebie w pracy. Sam takie palił, toteż kochana córeczka tatusia po prostu je sobie brała bez pytania. Wzięła papierosa do ust i odpaliła, po czym odrzuciła zapalniczkę "hej refleks, dziewczyno z piękną miotłą" . Podziękowała jej skinieniem głową po czym zaciągnęła się dymem nikotynowym. Papierosy robiły wrażenie na osobach z zewnątrz, jednakże ona nie przykładała do tego wagi. Uważała jednak, że jak już pali to świństwo to musi to być chociaż dobre świństwo. Przechadzając się po szkole, słyszała już wiele plotek wypowiedzianych przez uczniów tej szkoły. Jedni mówili, że nie było jej tak długo bo wylądowała w końcu na odwyku, inni że występowała w reklamie koronkowej francuskiej bielizny, a jeszcze inni, że po prostu uciekła ze starszym od siebie mężczyzną. Śmiać jej się chciało. Najbliżej prawdy były osoby, które mówiły o reklamie bielizny, albo też może o sesji zdjęciowej? Jak zwał tak zwał. Miała bowiem taką propozycję, przecież jej matka była przez parę lat strasznie dobrą i piękną modelką. Chłopak nie zwrócił na nią uwagę toteż ona też po spojrzeniu się w jego kierunku po prostu wypuściła z ust chmurę dymu. Oparła łokcie o kolana i siedziała tak rozkoszując się chwilą.
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Ni stąd ni zowąd, spod drewnianej konstrukcji trybuny Krukonów, wyleciał duch o sylwetce grubego, średniowiecznego mnicha. Duch rezydent Puchonów we własnej osobie.
- Hohoho, moi drodzy, moi kochani - zaczął duszek, składając obie ręce na swoim niematerialnym, grubym brzuszysku. - Co może wiedzieć taki stary, zgredziały duch jak ja, doprawdy, niemniej jednak... Czy gracze quidditcha nie powinni dbać o swoją kondycję i oszczędzać płuca, panno Bronte? - Zaszczebiotał, robiąc w powietrzu kółko nad nimi.
- Kochanieńcy, umówmy się. W tym momencie papierosy płoną od zaklęcia na moich oczach i zapominamy o sprawie albo mknę zaraz prosto do pani Cooper i pana Castellani sami-wiecie-po-co - zacmokał z niezadowoleniem, robiąc nad nimi szybkie kółko.
- To jak będzie, kochanieńcy? Mam na uwadze tylko i wyłącznie zdrowie waszej trójki.
- Hohoho, moi drodzy, moi kochani - zaczął duszek, składając obie ręce na swoim niematerialnym, grubym brzuszysku. - Co może wiedzieć taki stary, zgredziały duch jak ja, doprawdy, niemniej jednak... Czy gracze quidditcha nie powinni dbać o swoją kondycję i oszczędzać płuca, panno Bronte? - Zaszczebiotał, robiąc w powietrzu kółko nad nimi.
- Kochanieńcy, umówmy się. W tym momencie papierosy płoną od zaklęcia na moich oczach i zapominamy o sprawie albo mknę zaraz prosto do pani Cooper i pana Castellani sami-wiecie-po-co - zacmokał z niezadowoleniem, robiąc nad nimi szybkie kółko.
- To jak będzie, kochanieńcy? Mam na uwadze tylko i wyłącznie zdrowie waszej trójki.
Gruby MnichDuch Rezydent Hufflepuffu
Re: Trybuny
Serena spojrzała w górę. Usłyszała słowa skierowane bodajże do tej dziewczyny z Krukolandu i do niej samej. Był to nie kto inny jak Gruby Mnich.
-Ale ja dbam o swoje płuca, Gruby Mnichu- powiedziała pewnym siebie tonem siląc się na lekki niezobowiązujący uśmiech w kierunku tego lekko wkurzającego ją teraz ducha. Był gruby i obleśny, gdyby żył z pewnością by nawet na niego nie spojrzała przychylnym okiem.
-Gruby Mnichu, pogoda jest okropna, rzeczywiście nie ma tu sensu siedzieć. Czy ty przypadkiem się odrobinę nie nudzisz?- zapytała się ducha po czym wykrzywiła usta w ponurym uśmiechu. Dawno nie otrzymała szlabanu od nikogo, no bo przecież jak mogła go dostać skoro była poza Hogwartem. No właśnie.
Duch powiedział, że papierosy mają spłonąć, a wszystko zostanie zatajone.
-Papierosy płoną od zaklęcia? Wiesz jakie to marnotrawstwo drogi duchu?- zapytała z pewną powagą w głosie.
-Pozwól spalić tego do końca i na tym zakończymy. Każdy pójdzie w swoją stronę, a to co tu było pójdzie w słodkie zapomnienie- tu uśmiechnęła się uprzejmie do ducha. Uściskała by go w tym momencie, ale był duchem więc nie mogła tego zrobić.
Zaciągnęła się ponownie dymem i wypuściła je w powietrze prosto na Grubego Mnicha.
-Idę sobie stąd. Do zobaczenia- powiedziała bardziej w kierunku Mnicha niż dziewczyny później jednak spojrzała się w jej kierunku.
-Bronte, bo nie znam twojego imienia. Dzięki za zapalniczkę, odwdzięczę się- powiedziała na odchodnym po czym ruszyła po schodach w dół.
zt
-Ale ja dbam o swoje płuca, Gruby Mnichu- powiedziała pewnym siebie tonem siląc się na lekki niezobowiązujący uśmiech w kierunku tego lekko wkurzającego ją teraz ducha. Był gruby i obleśny, gdyby żył z pewnością by nawet na niego nie spojrzała przychylnym okiem.
-Gruby Mnichu, pogoda jest okropna, rzeczywiście nie ma tu sensu siedzieć. Czy ty przypadkiem się odrobinę nie nudzisz?- zapytała się ducha po czym wykrzywiła usta w ponurym uśmiechu. Dawno nie otrzymała szlabanu od nikogo, no bo przecież jak mogła go dostać skoro była poza Hogwartem. No właśnie.
Duch powiedział, że papierosy mają spłonąć, a wszystko zostanie zatajone.
-Papierosy płoną od zaklęcia? Wiesz jakie to marnotrawstwo drogi duchu?- zapytała z pewną powagą w głosie.
-Pozwól spalić tego do końca i na tym zakończymy. Każdy pójdzie w swoją stronę, a to co tu było pójdzie w słodkie zapomnienie- tu uśmiechnęła się uprzejmie do ducha. Uściskała by go w tym momencie, ale był duchem więc nie mogła tego zrobić.
Zaciągnęła się ponownie dymem i wypuściła je w powietrze prosto na Grubego Mnicha.
-Idę sobie stąd. Do zobaczenia- powiedziała bardziej w kierunku Mnicha niż dziewczyny później jednak spojrzała się w jej kierunku.
-Bronte, bo nie znam twojego imienia. Dzięki za zapalniczkę, odwdzięczę się- powiedziała na odchodnym po czym ruszyła po schodach w dół.
zt
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Emily kojarzyła Campbell'a tylko z narzekań Wilsona, na temat jego "przyjaźni" z Tośką. Anthony nie cierpiał Connor'a, co wiedział praktycznie każdy. Punkt dla Campbell'a zatem, bo teraz największy wróg Wilsona, najlepszym przyjacielem Bronte. Szczególnie ostatnio, gdy oboje unikali się jak ognia i ostatnie na co mięli ochotę to wspólne spotkanie na trybunach.
- Co prawda, to prawda. - Westchnęła, przelotnie spoglądając na swoją miotłę. Wyjątkowo piękną miotłę. Pomimo, że miała ją zaledwie od października, to darzyła szczerym, wyjątkowo czystym uczuciem. Ach to piękno miłości platonicznej. Emily nie wyobrażała sobie życia bez Quidditcha. Bez ciężkich treningów w okropnych warunkach pogodowych i bez spotkań trzeciego stopnia z tłuczkiem, jej nudne życie zupełnie straciłoby sens. Ileż można siedzieć w bibliotece i czytać? Czas zacząć rwać pąki swoich róż, panienko Bronte, a nie tylko śnić, bo przecież "Kwiat, co dziś uśmiechem się ukłoni, umrze jutro w Waszej dłoni". Zaciągnęła się papierosem kolejny raz, gdy na horyzoncie ujrzała szarą postać sunącą ku niej. Cholera. Jesteś człowiek przypał Bronte, pogódź się z tym.
- Gruby Mnichu, sam przecież byłeś kiedyś młody - Jasne, całe stulecia temu - W każdym razie, skłonna jestem przystać na twą propozycję. Dla dobra swych płuc Kruków- westchnęła ciężko, gasząc papierosa. Słysząc zaś reakcję niejakiej Valierious jej brwi powędrowały ku górze. Własnie dlatego w większości nie lubiła Ślizgonów w znacznej części. Pyszałkowatość i próżność biła od nich na kilometr. I zawyżone poczucie wartości. Z kieszeni wytartych spodni wysunęła jarzębinowe drewienko. Krótkie machnięcie wywołało płomień rozprzestrzeniający się prędko po białym filtrze. Zazwyczaj nie ustępowała tak prędko, lecz w obecnej sytuacji postanowiła spasować, Krukoni nie radzili sobie najlepiej w ogólnym rozrachunku. No dobrze, bądźmy szczerzy, byli tragiczni.
- Co prawda, to prawda. - Westchnęła, przelotnie spoglądając na swoją miotłę. Wyjątkowo piękną miotłę. Pomimo, że miała ją zaledwie od października, to darzyła szczerym, wyjątkowo czystym uczuciem. Ach to piękno miłości platonicznej. Emily nie wyobrażała sobie życia bez Quidditcha. Bez ciężkich treningów w okropnych warunkach pogodowych i bez spotkań trzeciego stopnia z tłuczkiem, jej nudne życie zupełnie straciłoby sens. Ileż można siedzieć w bibliotece i czytać? Czas zacząć rwać pąki swoich róż, panienko Bronte, a nie tylko śnić, bo przecież "Kwiat, co dziś uśmiechem się ukłoni, umrze jutro w Waszej dłoni". Zaciągnęła się papierosem kolejny raz, gdy na horyzoncie ujrzała szarą postać sunącą ku niej. Cholera. Jesteś człowiek przypał Bronte, pogódź się z tym.
- Gruby Mnichu, sam przecież byłeś kiedyś młody - Jasne, całe stulecia temu - W każdym razie, skłonna jestem przystać na twą propozycję. Dla dobra swych płuc Kruków- westchnęła ciężko, gasząc papierosa. Słysząc zaś reakcję niejakiej Valierious jej brwi powędrowały ku górze. Własnie dlatego w większości nie lubiła Ślizgonów w znacznej części. Pyszałkowatość i próżność biła od nich na kilometr. I zawyżone poczucie wartości. Z kieszeni wytartych spodni wysunęła jarzębinowe drewienko. Krótkie machnięcie wywołało płomień rozprzestrzeniający się prędko po białym filtrze. Zazwyczaj nie ustępowała tak prędko, lecz w obecnej sytuacji postanowiła spasować, Krukoni nie radzili sobie najlepiej w ogólnym rozrachunku. No dobrze, bądźmy szczerzy, byli tragiczni.
Re: Trybuny
Nim blond Ślizgonka się odezwała, Campbell w ogóle nie zauważył jej pojawienia się. Tak samo zaskoczony był nagłym objawieniem się im ducha Grubego Mnicha, nawołującego ich do zaprzestania aktualnie wykonywanych czynności, starając się ich przekupić tylko i wyłącznie tym, że pozostanie to między nimi. Kanadyjczyk nie wiedział jak dla obu dziewczyn, ale dla niego takie czcze zapewnienia to było za mało, jednakże postanowił się nie odzywać i obserwować rozwój wydarzeń. Pech chciał, iż blond dziewczyna okazała się być Ślizgonką z grupy tych bardziej pyszałkowatych i co-to-nie-oni. Campbell zwrócił spojrzenie swych przeraźliwie jasnych tęczówek na Krukonkę, która postąpiła wedle prośby Ducha Rezydenta. Jako, iż w tym momencie duszek nie zwracał na niego uwagi, bez pośpiechu dokończył swojego papierosa i wywalił go daleko poza trybunę.
- Szanowny Mnichu w takim razie ustalone, my nic nie paliliśmy, a Mnich nic nie widział - wyszczerzył się do niego w szerokim uśmiechu, tym samym przejmując inicjatywę nad całą sytuacją, która została skutecznie podgrzana przez, właściwie mu nieznajomą, Ślizgonkę. Wyraz "twarzy" Grubego Mnicha był tak nieprzenikniony, iż Campbell nie był w stanie się zorientować czy im się upiekło czy nie. Właściwie ze swoimi przypuszczeniami skłaniał się ku tej drugiej opcji, która była o wiele bardziej możliwa dzięki Francuzce. Kanadyjczyk posłał szybkie spojrzenie do Bronte, która siedziała jak zaczarowana. Uniósł wzrok ku niebu, błagając niebiosa o cierpliwość, a następnie szturchnął ją lekko, aby się ocknęła i posłał jej wymowny gest, który nakazywał, aby się zaczęła słodko uśmiechać jak większość słodziutkich Puchonek, które zawsze potrafiły jakoś omamić ów duszka.
- Szanowny Mnichu w takim razie ustalone, my nic nie paliliśmy, a Mnich nic nie widział - wyszczerzył się do niego w szerokim uśmiechu, tym samym przejmując inicjatywę nad całą sytuacją, która została skutecznie podgrzana przez, właściwie mu nieznajomą, Ślizgonkę. Wyraz "twarzy" Grubego Mnicha był tak nieprzenikniony, iż Campbell nie był w stanie się zorientować czy im się upiekło czy nie. Właściwie ze swoimi przypuszczeniami skłaniał się ku tej drugiej opcji, która była o wiele bardziej możliwa dzięki Francuzce. Kanadyjczyk posłał szybkie spojrzenie do Bronte, która siedziała jak zaczarowana. Uniósł wzrok ku niebu, błagając niebiosa o cierpliwość, a następnie szturchnął ją lekko, aby się ocknęła i posłał jej wymowny gest, który nakazywał, aby się zaczęła słodko uśmiechać jak większość słodziutkich Puchonek, które zawsze potrafiły jakoś omamić ów duszka.
Re: Trybuny
- Co za bezczelne dziewuszysko - zagrzmił z oburzeniem, kiedy Serena Valerious skąpała jego postać w dymie papierosowym, a następnie jak rozkapryszona księżniczka zabrała swoje cztery litery z trybun i odeszła od nich, lekceważąc sprawę.
- Wiecie co robiło się za moich czasów z takimi niebystrymi gąskami? Jak nie wiecie, to weźcie podręcznik do Historii Magii i przeczytajcie rozdział Palenie na stosie, ot co! - burknął, podpierając tym razem ręce pod boki.
- Niech pan Campbell będzie tak łaskawy i przekaże panu Castellani, że go szukam w sprawie niecierpiącej zwłoki. A wy kaczątka jesteście wolne - dodał, po czym dał nura pod deski trybun i zniknął im z oczu.
- Wiecie co robiło się za moich czasów z takimi niebystrymi gąskami? Jak nie wiecie, to weźcie podręcznik do Historii Magii i przeczytajcie rozdział Palenie na stosie, ot co! - burknął, podpierając tym razem ręce pod boki.
- Niech pan Campbell będzie tak łaskawy i przekaże panu Castellani, że go szukam w sprawie niecierpiącej zwłoki. A wy kaczątka jesteście wolne - dodał, po czym dał nura pod deski trybun i zniknął im z oczu.
Gruby MnichDuch Rezydent Hufflepuffu
Re: Trybuny
- Ał - Burknęła, czując szturchnięcie Ślizgona, jednak od razu zrozumiała aluzję, wykrzywiając usta w szerokim, wyjątkowo nieszczerym uśmiechu. Gdy duch spuścił z tonu, wróciła chętnie do swojej naturalnej, lekko znudzonej miny.
- Nie bez przypadku jej szatę zdobi zielony emblemat - Westchnęła, spoglądając na zwęglone resztki używki. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z wypowiedzianych przez siebie słów - Och, wybacz Connor. Nie mam na myśli zupełnie wszystkich Zielonych. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć na sto przypadków - Posłała mu przepraszający uśmiech, po czym przeniosła spojrzenie pistacjowych tęczówek na niknącego w drewnianych deskach ducha. Całkiem zabawny, porównując go do pozostałej trójki. Szczególnie już do Krwawego Barona. Nie przypuszczała, mówiąc szczerze, że puści im to płazem, jak widać jednak, nawet po tylu latach w Hogwarcie nikt nie jest w stanie przewidzieć zachowania rezydentów domów. Emily powróciła spojrzeniem do Ślizgona. Ich zapowiadająca się miło pogawędka najpierw została zakłócona przybyciem pannicy "Mój ojciec się dowie o tym, jak krzywo na mnie spojrzalaś!" a potem przybyciem Grubego Mnicha. Całe szczęście, że duch nie skazał na śmierć całego, czarnego prostokącika wypełnionego rulonikami. A i Campbell zdążył się wynalazkiem Bronte poczęstować.
- Co do Twojego wcześniejszego pytania, które zadałeś nim nastał nieopisany chaos. Mój brat jest kumplem Zonka. Byliśmy razem na wakacjach - Wzruszyła ramionami, wsuwając paczuszkę do kieszeni płaszcza. - Gdybyś potrzebował czegoś od niego, mów śmiało. Nigdy nie robi problemu z załatwianiem nielegalnych... łakoci. - Uśmiechnęła się znacząco, spoglądając na trenujących na stadionie Gryfonów.
- Kurczę, Gruby Mnich ma trochę racje. Jestem kiepskim przykładem kapitana. - Westchnęła, podchodząc do drewnianej barierki.
- Nie bez przypadku jej szatę zdobi zielony emblemat - Westchnęła, spoglądając na zwęglone resztki używki. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z wypowiedzianych przez siebie słów - Och, wybacz Connor. Nie mam na myśli zupełnie wszystkich Zielonych. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć na sto przypadków - Posłała mu przepraszający uśmiech, po czym przeniosła spojrzenie pistacjowych tęczówek na niknącego w drewnianych deskach ducha. Całkiem zabawny, porównując go do pozostałej trójki. Szczególnie już do Krwawego Barona. Nie przypuszczała, mówiąc szczerze, że puści im to płazem, jak widać jednak, nawet po tylu latach w Hogwarcie nikt nie jest w stanie przewidzieć zachowania rezydentów domów. Emily powróciła spojrzeniem do Ślizgona. Ich zapowiadająca się miło pogawędka najpierw została zakłócona przybyciem pannicy "Mój ojciec się dowie o tym, jak krzywo na mnie spojrzalaś!" a potem przybyciem Grubego Mnicha. Całe szczęście, że duch nie skazał na śmierć całego, czarnego prostokącika wypełnionego rulonikami. A i Campbell zdążył się wynalazkiem Bronte poczęstować.
- Co do Twojego wcześniejszego pytania, które zadałeś nim nastał nieopisany chaos. Mój brat jest kumplem Zonka. Byliśmy razem na wakacjach - Wzruszyła ramionami, wsuwając paczuszkę do kieszeni płaszcza. - Gdybyś potrzebował czegoś od niego, mów śmiało. Nigdy nie robi problemu z załatwianiem nielegalnych... łakoci. - Uśmiechnęła się znacząco, spoglądając na trenujących na stadionie Gryfonów.
- Kurczę, Gruby Mnich ma trochę racje. Jestem kiepskim przykładem kapitana. - Westchnęła, podchodząc do drewnianej barierki.
Re: Trybuny
Campbell posłał Krukonce delikatny uśmiech, aby nie przejmowała się tym, iż mogła go urazić. Kanadyjczyk bardzo dobrze zdawał sobie sprawę jakie stereotypy krążyły po szkole odnośnie domu, do którego przydzieliła go Tiara. Fakt większość tych stereotypów była prawdą, gdyż Ślizgoni sami sobie pracowali na taki a nie inny wizerunek.
- Właśnie dzięki takim osobom Slytherin cieszy się złą sławą. Cóż, bywa... - wzruszył ramionami, odprowadzając wzrokiem już malutką sylwetkę blondwłosej Ślizgonki. Kiedy odwrócił wzrok, zorientował się, że duch Grubego Mnicha zniknął, ponownie pozostawiając Emily i Connora samych. Kanadyjczyk, od początku swej hogwarckiej kariery, jeszcze nigdy nie spotkał jakiegokolwiek ducha poza murami zamku. Był święcie przekonany, iż są oni w pewien sposób przywiązani do zamku i mogą się poruszać jedynie w jego obrębie. Lekka zmarszczka pojawiła się pomiędzy jego czarnymi, grubymi brwiami, która wyrażała jedynie delikatną konsternację.
- Serio? - zapytał z nutką podziwu w głosie. - A więc to jest twój sekret - sprezentował jej szeroki uśmiech, godny niejednej gwiazdy Hollywood. - Dobrze wiedzieć, że jest w szkole ktoś taki, który ma do nich dojścia. Na pewno niedługo złożę małe zmówienie - odparł szczerze, nadal chwaląc się białym uzębieniem. Nagle na jego ramieniu wylądowała niewielka sówka, od razu wyciągając nóżkę z przypiętym do niej rulonikiem. Kanadyjczyk odczepił wiadomość od jej nóżki, jednakże sówka nie odleciała, najwyraźniej czekając na jego odpowiedź. Campbell rozwinął pergamin, na którym było tylko krótkich zdań, nabazgranych drobnym, pochyłym pismem. Od razu rozpoznał czyją ręką list był pisany, po czym wyciągnął z torby pióro i naskrobał na odwrocie kilka słów, aby po chwili ponownie przywiązać do nóżki sówki niewielki rulonik.
Trwało to dosłownie chwilę, dlatego też pojawienie się sówki nijak nie zakłóciło jego rozmowy z Bronte. Z miłą chęcią pogawędziłby jeszcze z Krukonką, do której żywił przedziwną sympatię, mimo iż totalnie jej nie znał.
- Kapitanem jesteś na boisku, a poza boiskiem jesteś po prostu normalną nastolatką popalającą szlugi, tak jak dziewięćdziesiąt procent nastolatków z całego świata. Twoje płuca, twoja sprawa - odparł wzruszając ramionami. W końcu mówił najczystszą prawdę, co nie? - Jeśli na boisku jesteś w stanie dokopać przeciwnikowi jak dokopałaś Wilsonowi, to trzymaj tak dalej, a nikt Ci nigdy nie powie, że jesteś złym kapitanem - odparł z szerokim uśmiechem i zarzucił torbę na ramię, zbierając się do odejścia.
- Zmywam się, cześć - pożegnał się i zaczął schodzić z trybun.
- Właśnie dzięki takim osobom Slytherin cieszy się złą sławą. Cóż, bywa... - wzruszył ramionami, odprowadzając wzrokiem już malutką sylwetkę blondwłosej Ślizgonki. Kiedy odwrócił wzrok, zorientował się, że duch Grubego Mnicha zniknął, ponownie pozostawiając Emily i Connora samych. Kanadyjczyk, od początku swej hogwarckiej kariery, jeszcze nigdy nie spotkał jakiegokolwiek ducha poza murami zamku. Był święcie przekonany, iż są oni w pewien sposób przywiązani do zamku i mogą się poruszać jedynie w jego obrębie. Lekka zmarszczka pojawiła się pomiędzy jego czarnymi, grubymi brwiami, która wyrażała jedynie delikatną konsternację.
- Serio? - zapytał z nutką podziwu w głosie. - A więc to jest twój sekret - sprezentował jej szeroki uśmiech, godny niejednej gwiazdy Hollywood. - Dobrze wiedzieć, że jest w szkole ktoś taki, który ma do nich dojścia. Na pewno niedługo złożę małe zmówienie - odparł szczerze, nadal chwaląc się białym uzębieniem. Nagle na jego ramieniu wylądowała niewielka sówka, od razu wyciągając nóżkę z przypiętym do niej rulonikiem. Kanadyjczyk odczepił wiadomość od jej nóżki, jednakże sówka nie odleciała, najwyraźniej czekając na jego odpowiedź. Campbell rozwinął pergamin, na którym było tylko krótkich zdań, nabazgranych drobnym, pochyłym pismem. Od razu rozpoznał czyją ręką list był pisany, po czym wyciągnął z torby pióro i naskrobał na odwrocie kilka słów, aby po chwili ponownie przywiązać do nóżki sówki niewielki rulonik.
Trwało to dosłownie chwilę, dlatego też pojawienie się sówki nijak nie zakłóciło jego rozmowy z Bronte. Z miłą chęcią pogawędziłby jeszcze z Krukonką, do której żywił przedziwną sympatię, mimo iż totalnie jej nie znał.
- Kapitanem jesteś na boisku, a poza boiskiem jesteś po prostu normalną nastolatką popalającą szlugi, tak jak dziewięćdziesiąt procent nastolatków z całego świata. Twoje płuca, twoja sprawa - odparł wzruszając ramionami. W końcu mówił najczystszą prawdę, co nie? - Jeśli na boisku jesteś w stanie dokopać przeciwnikowi jak dokopałaś Wilsonowi, to trzymaj tak dalej, a nikt Ci nigdy nie powie, że jesteś złym kapitanem - odparł z szerokim uśmiechem i zarzucił torbę na ramię, zbierając się do odejścia.
- Zmywam się, cześć - pożegnał się i zaczął schodzić z trybun.
Re: Trybuny
Trybuny zostały odświeżone i przygotowane na nowy rok szkolny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Trybuny
Hamilton z samego rana obudziła się pełna energii. Podniosła się do pozycji siedzącej i jeszcze przez chwilę tak trwała, przyglądając się widokowi z okna. Co prawda nie było za ciepło, bo około 10*, ale Rhinnie to nie przeszkadzało. Szybko wyskoczyła z łóżka i po cichu zebrała swoje rzeczy, nie chcąc nikogo budzić. Nawet nie spojrzała, kto już wstał, a kto nie, wymknęła się z Pokoju Wspólnego naprawdę szybko, a zarazem jak cień - sza! I jej nie ma. Uwielbiała w ten sposób uciekać z dormitorium.
Było dość wcześnie, więc, jako, że dzień dopiero się rozpoczynał, postanowiła opuścić mury zamku i spędzić poranek na świeżym powietrzu. Poprawiła nieco szatę, by nie zmarznąć za bardzo i skierowała swoje kroki ku trybunom. Uwielbiała to miejsce, potrafiła tam siedzieć godzinami, zwłaszcza obmyślając kolejne treningi dla drużyny Gryffindoru, albo nawet snuć marzenia o karierze muzycznej, lub nawet sportowej - choć to pierwsze bardziej ją przekonywało, niż siedzenie na miotle i granie w zawodowych drużynach, tak. Ale też nie było złą perspektywą - Rhinna naprawdę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić po szkole, gdzie iść, czy na studia, a jeśli tak, to na jakie i tak w kółko - teraz też nie potrafiła do końca stwierdzić, w którą stronę chcę iść, jeśli chodzi o zajęcia w Hogwarcie.
Weszła na trybuny, wysoko i usiadła na jednej z ławek. Zawsze spędzała czas w tym samym miejscu, o czym wiedziało kilka osób - tylko jej najbliżsi. Odchyliła głowę w tył i zaczerpnęła świeżego powietrza. Tutaj dopiero było chłodno. Poprawiła szatę jeszcze bardziej i przymknęła powieki.
Było dość wcześnie, więc, jako, że dzień dopiero się rozpoczynał, postanowiła opuścić mury zamku i spędzić poranek na świeżym powietrzu. Poprawiła nieco szatę, by nie zmarznąć za bardzo i skierowała swoje kroki ku trybunom. Uwielbiała to miejsce, potrafiła tam siedzieć godzinami, zwłaszcza obmyślając kolejne treningi dla drużyny Gryffindoru, albo nawet snuć marzenia o karierze muzycznej, lub nawet sportowej - choć to pierwsze bardziej ją przekonywało, niż siedzenie na miotle i granie w zawodowych drużynach, tak. Ale też nie było złą perspektywą - Rhinna naprawdę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić po szkole, gdzie iść, czy na studia, a jeśli tak, to na jakie i tak w kółko - teraz też nie potrafiła do końca stwierdzić, w którą stronę chcę iść, jeśli chodzi o zajęcia w Hogwarcie.
Weszła na trybuny, wysoko i usiadła na jednej z ławek. Zawsze spędzała czas w tym samym miejscu, o czym wiedziało kilka osób - tylko jej najbliżsi. Odchyliła głowę w tył i zaczerpnęła świeżego powietrza. Tutaj dopiero było chłodno. Poprawiła szatę jeszcze bardziej i przymknęła powieki.
Re: Trybuny
Było wcześnie to fakt... ale na szczęście Amelia uwielbiała tak wstawać! Im wcześniej tym lepiej. W końcu, im wcześniej się wstanie tym wcześniej się dzień zacznie i będzie o wiele dłuższy! Naturalnie nie chciała innych budzić i... miała nadzieję, że tego nie zrobiła, ale niestety podczas wstawania była tak podekscytowana wstającym słoneczkiem, że zaplątała się w kołdrę i sama wyrżnęła na ziemię... Zawsze to jakiś sposób na niemonotonną pobudkę, prawda? No i grunt, że nie zrobiła sobie niczego poważnego! Może tam jakiś siniak się pojawi, ale co się będzie przejmować? Zawsze może powiedzieć, że to rana wojenna! Bo nie ma jak stoczyć bój z krwiożerczą kołdrą! W dodatku byłaby to prawda! Już kiedyś śniła jej się potyczka z monstrualną pościelą z zębami, która chciała ją zjeść - wtedy przez jakiś czas spała na łożu, ale bez żadnej pościeli. Niewygodne czasy...
Teraz jednak dzielnie stawiła temu czoła, wykonała wszystkie swe poranne czynności i ubrała się... zabierając oczywiście szatę i szaliczek bo mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że o tej porze może być chłodno. A przecież nie chciała chorować - jeszcze by zaraziła współlokatorki! W dodatku musiałaby siedzieć w jednym miejscu do czasu wyzdrowienia, więc... należało korzystać z wolności póki się nie zachorowało, o!
Dzięki temu, skocznym krokiem opuściła dormitorium, udając się na przechadzkę po szkole. W pewnym jednak momencie wpadło jej do główki odwiedzenie boiska! No dobra, pamiętała, że jej przyjaciółka często tam przebywa, ale co się dziwić... to boisko do najlepszej gry na świecie przecież! A że poranne bieganie dobrze robi, Amelia postanowiła z tego skorzystać i udać się prędko właśnie na trybuny!
- Rhi!
Zaczęła donośnie i radośnie... będąc właściwie jeszcze dość daleko od jasnowłosej, ale trzeba było się przywitać od razu! Naturalnie jej skoczny krok dalej był w ruchu, i już po chwili dotarła do Hamilton. Chociaż trudno powiedzieć czy to dobre określenie bo najwyraźniej szaty podzielały dzisiaj humor kołdry. Tak, tak - dziwnym trafem nadepnęła na szatę i padła na ziemię kilka metrów od przyjaciółki. Zamiast jednak marudzić, płakać czy w ogóle zwrócić na to uwagę, podniosła główkę i... uśmiechnęła się.
- Dzień dobry! Wiedziałam, że nie tylko ja wstaje o takiej porze. Ale chyba nie nabawiłaś się bezsenności, co?
Teraz jednak dzielnie stawiła temu czoła, wykonała wszystkie swe poranne czynności i ubrała się... zabierając oczywiście szatę i szaliczek bo mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że o tej porze może być chłodno. A przecież nie chciała chorować - jeszcze by zaraziła współlokatorki! W dodatku musiałaby siedzieć w jednym miejscu do czasu wyzdrowienia, więc... należało korzystać z wolności póki się nie zachorowało, o!
Dzięki temu, skocznym krokiem opuściła dormitorium, udając się na przechadzkę po szkole. W pewnym jednak momencie wpadło jej do główki odwiedzenie boiska! No dobra, pamiętała, że jej przyjaciółka często tam przebywa, ale co się dziwić... to boisko do najlepszej gry na świecie przecież! A że poranne bieganie dobrze robi, Amelia postanowiła z tego skorzystać i udać się prędko właśnie na trybuny!
- Rhi!
Zaczęła donośnie i radośnie... będąc właściwie jeszcze dość daleko od jasnowłosej, ale trzeba było się przywitać od razu! Naturalnie jej skoczny krok dalej był w ruchu, i już po chwili dotarła do Hamilton. Chociaż trudno powiedzieć czy to dobre określenie bo najwyraźniej szaty podzielały dzisiaj humor kołdry. Tak, tak - dziwnym trafem nadepnęła na szatę i padła na ziemię kilka metrów od przyjaciółki. Zamiast jednak marudzić, płakać czy w ogóle zwrócić na to uwagę, podniosła główkę i... uśmiechnęła się.
- Dzień dobry! Wiedziałam, że nie tylko ja wstaje o takiej porze. Ale chyba nie nabawiłaś się bezsenności, co?
Re: Trybuny
Hamilton została wyrwana z zamyślenia. A tak naprawdę z zaczytania. Spojrzała szybko w stronę, skąd dochodziły dziwne odgłosy i zamrugała oczami.
- Melia! Ty sobie zawsze coś zrobisz, nosz..
Westchnęła, podnosząc się z miejsca i podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki. Podała jej dłoń i kucnęła przy niej. Nie dziwiła się Amelii, bo tak naprawdę sama czasami potrafiła się wywrócić o trawę nawet. Rhin i Amelia tworzyły dobraną parę - obydwie roztrzepane i wesołe, choć przyjaciółka Rhinny trochę bardziej. Gdy już wstała, otrzepała szatę przyjaciółki.
- Zabijesz się kiedyś. Choć Ty się potknęła o szatę, więc i tak nie jest źle. Jak wychodziłam z dormitorium, to jeszcze spałaś! Chyba, że Cię obudziłam, hmmm?
Zapytała wesoło, kierując się w stronę ławki, na której siedziała. Gdy się rozglądała po dziewczynach w dormitorium, wszystkie spały. Naprawdę. Chyba, że Amelia czatowała tylko na to, aż blondynka opuścić pokój, by zaraz po tym ją śledzić! Takie rzeczy też się zdarzały, w obydwie strony.
Rhinna klapnęła dokładnie w tym samym miejscu, z którego się podniosła. A tak naprawdę, to prawie zawsze siadała na tej konkretnej ławce. Pokręciła głową, przeniosła wzrok na Amelię.
- Patrz, patrz, patrz, patrz!
Wyciągnęła jej przed nos proroka z artykułem o sobie. Na jej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech.
Hamilton z reguły była spokojniejszą osobą. Naprawdę - potrafiła być spokojna i opanowana. Ale przy Tully rzadko kiedy jej się to udawało, bo w obecności przyjaciółki Rhin po prostu dostała głupawki. Teraz też! Ale tak naprawdę, była bardzo zadowolona, że pojawił się ten artykuł. Co prawda, zajmowała się tym już dłuższy czas, ale dopiero teraz odważyła się, że weźmie się za to na poważnie - do tej pory grywała bardziej na spotkaniach rodzinnych, czy w gronie najbliższych znajomych.
- Melia! Ty sobie zawsze coś zrobisz, nosz..
Westchnęła, podnosząc się z miejsca i podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki. Podała jej dłoń i kucnęła przy niej. Nie dziwiła się Amelii, bo tak naprawdę sama czasami potrafiła się wywrócić o trawę nawet. Rhin i Amelia tworzyły dobraną parę - obydwie roztrzepane i wesołe, choć przyjaciółka Rhinny trochę bardziej. Gdy już wstała, otrzepała szatę przyjaciółki.
- Zabijesz się kiedyś. Choć Ty się potknęła o szatę, więc i tak nie jest źle. Jak wychodziłam z dormitorium, to jeszcze spałaś! Chyba, że Cię obudziłam, hmmm?
Zapytała wesoło, kierując się w stronę ławki, na której siedziała. Gdy się rozglądała po dziewczynach w dormitorium, wszystkie spały. Naprawdę. Chyba, że Amelia czatowała tylko na to, aż blondynka opuścić pokój, by zaraz po tym ją śledzić! Takie rzeczy też się zdarzały, w obydwie strony.
Rhinna klapnęła dokładnie w tym samym miejscu, z którego się podniosła. A tak naprawdę, to prawie zawsze siadała na tej konkretnej ławce. Pokręciła głową, przeniosła wzrok na Amelię.
- Patrz, patrz, patrz, patrz!
Wyciągnęła jej przed nos proroka z artykułem o sobie. Na jej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech.
Hamilton z reguły była spokojniejszą osobą. Naprawdę - potrafiła być spokojna i opanowana. Ale przy Tully rzadko kiedy jej się to udawało, bo w obecności przyjaciółki Rhin po prostu dostała głupawki. Teraz też! Ale tak naprawdę, była bardzo zadowolona, że pojawił się ten artykuł. Co prawda, zajmowała się tym już dłuższy czas, ale dopiero teraz odważyła się, że weźmie się za to na poważnie - do tej pory grywała bardziej na spotkaniach rodzinnych, czy w gronie najbliższych znajomych.
Re: Trybuny
Trzeba przyznać, że zawsze ją bawiło określenie 'Melia'. Niby tylko wycięcie pierwszej literki, a robiło sporą różnicę! Jakby ktoś jej nie znał i usłyszał to miano to pewnie by się rozniosło i każdy mógłby jej Melia. Oczywiście była taką osóbką, która nie miałaby nic przeciw, ale zdecydowanie wolała aby to 'imię' było tylko dla przyjaciółki! Wszak wyjątkowe, prawda? Aczkolwiek pewnie by nie pogryzła innych, gdyby zaczęli ją tak nazywać. Wtedy jednak wyjątkowość przezwiska stała być o wiele bardziej normalna, a 'A' poszłoby w zapomnienie całkowicie. Hmm... może powinna zacząć myśleć nad jakimiś przyszłymi przezwiskami dla siebie? Królowa Obrońców brzmiało całkiem całkiem. Trochę jak Królowa Pszczół, ale przecież pszczółką nie była! Swoją drogą musi sobie uszyć taki żółto czarny sweterek w paski by zobaczyć jak będzie wyglądać! Tak tak... bałagan w główce panny Tully był dość spory i chaotyczny, ale nie jej wina, że tak łatwo potrafiła przejść z jednej rzeczy do drugiej - to wszystko się łączyło! Z drugiej strony kto wie, czy ktoś inny połączyłby wszystkie dziwne myśli w taki sam sposób jak ona?
- Nie obudziłaś. - zaczęła z uśmiechem - Właściwie to powinnaś! Im wcześniej się wstaje tym ma się potem więcej czasu dla siebie. Trzeba było wstawać głośno bo teraz przez nas, reszta dziewczyn dalej śpi zamiast już prostować kości! - że też nie pomyślała o tym wcześniej! - To na pewno nie bezsenność?
Dopytała ponownie bo jak to jakaś choroba to będą musiały wyleczyć Rhi! Naturalnie brak snu to więcej wolnego czasu, ale trzeba spać by śnić super sny, a oczka odpoczywały! W końcu tyle pięknych myśli w nocy przychodziło - a nawet w dzień jeśli ktoś lubił drzemać w środku dnia! Wniosek? Grzech nie spać! Chociaż grzechem jest też nie obudzić się wcześnie rano.
- Hm? Hm? - usiadła obok przyjaciółki, zabierając i zaczynając czytać to co właściwie dostała pod nos - gazetkę! Lubiła sobie poczytać co tam nowego w świecie i szkole, a skoro Hamilton byłą tak czymś podekscytowana to tym bardziej musiała zajrzeć! - Waaaa! Zespół?! Ale superaśnie! Zgłosił się już ktoś? A będziecie występować? A to tak tylko od okazji do okazji czy może regularnie?
Tyle pytań, a to była tylko garstka tego co miała właśnie w główce! Najchętniej obrzuciłaby dziewczynę setką innych pytań, ale... należało wpierw się dowiedzieć 'podstawowych' rzeczy, o które zapytała! Jeszcze by coś umknęło przez nawał słów!
- Nie obudziłaś. - zaczęła z uśmiechem - Właściwie to powinnaś! Im wcześniej się wstaje tym ma się potem więcej czasu dla siebie. Trzeba było wstawać głośno bo teraz przez nas, reszta dziewczyn dalej śpi zamiast już prostować kości! - że też nie pomyślała o tym wcześniej! - To na pewno nie bezsenność?
Dopytała ponownie bo jak to jakaś choroba to będą musiały wyleczyć Rhi! Naturalnie brak snu to więcej wolnego czasu, ale trzeba spać by śnić super sny, a oczka odpoczywały! W końcu tyle pięknych myśli w nocy przychodziło - a nawet w dzień jeśli ktoś lubił drzemać w środku dnia! Wniosek? Grzech nie spać! Chociaż grzechem jest też nie obudzić się wcześnie rano.
- Hm? Hm? - usiadła obok przyjaciółki, zabierając i zaczynając czytać to co właściwie dostała pod nos - gazetkę! Lubiła sobie poczytać co tam nowego w świecie i szkole, a skoro Hamilton byłą tak czymś podekscytowana to tym bardziej musiała zajrzeć! - Waaaa! Zespół?! Ale superaśnie! Zgłosił się już ktoś? A będziecie występować? A to tak tylko od okazji do okazji czy może regularnie?
Tyle pytań, a to była tylko garstka tego co miała właśnie w główce! Najchętniej obrzuciłaby dziewczynę setką innych pytań, ale... należało wpierw się dowiedzieć 'podstawowych' rzeczy, o które zapytała! Jeszcze by coś umknęło przez nawał słów!
Re: Trybuny
Hamilton tak naprawdę nie pamiętała, od kiedy zaczęła mówić do Amelii w ten sposób. Odkąd sięgała pamięcią, zwracała się do niej per Melia. Fakt, nie zawsze, bo zdarzały się wyjątki, ale jednak z reguły częściej zaczęła stosować zwrotu skróconego imienia, aby w końcu zastąpić imię całkowicie. Dziewczyny zwróciły na siebie uwagę praktycznie od razu. Podczas ceremonii przydziału, Rhin została pierwsza skierowana do Gryffindoru, Amelia usiadła obok niej. I tak się zapoznały, później nie odstępowały się na krok, przeżywały przygody - bo przecież gubienie się w zamku to też przygoda! - uczyły na zajęcia, aż w końcu latały razem na miotle. Nawet, gdy Rhin została mianowana kapitanem drużyny Quidditcha, pociągnęła Amelię ze sobą. To w sumie była dość ciekawa sytuacja. Pewnego razu, po sprawdzeniu jej umiejętności kilka dni wcześniej, Hamilton znajdowała się na boisku, próbując trenować. Gdy pojawiła się Tully, blondynka po prostu podleciała do ziemi, zeskoczyła na trawę i kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki z poważną miną powiedziała tylko "Jesteś obrońcą, gratulację", ale potem wybuchnąć śmiechem na widok miny rudowłosej. Tak, to były czasy...
Zaśmiała się w końcu, słysząc jej słowa na temat wstawania. No tak, Melia zawsze miała dziwne poczucie czasu, jeśli chodzi o wstawanie i ogólne poranki.
- Wiesz, niektóre lubią sobie pospać. Przecież jedna z dziewczyn śpi przez cały dzień na zajęciach, jak się ją obudzi wcześnie, pamiętasz? Nie możemy jej tego robić, kto będzie uważał na zajęciach i zdobywał dla nas punkty, co?
Pokiwała kilka razy głową. Sama czasami lubiła sobie pospać trochę dłużej, niż zazwyczaj wstać rano i chodzić po zamku. Żeby nie było nudno, czasami trzeba było zmienić przyzwyczajenia!
- Nie, nie zgłosił się jeszcze nikt, zamierzam występować, jak się uda, to regularnie.
Odpowiedziała ciurkiem, na jednym oddechu na pytania przyjaciółki. Odetchnęła z ulgą. W sumie, to teraz ojciec tym bardziej jej nie przepuści. Nie dość, że wybrała wpierw sport zamiast Ministerstwo, to jeszcze teraz muzyka. No i ciągle gdzieś tam obwinia ją za śmierć żony. Hamilton chrząknęła cicho, podnosząc głowę i wystawiając twarz ku słońcu. Co się będzie teraz tym przejmować, jest w Hogwarcie i ma spokój od ojca.
Zaśmiała się w końcu, słysząc jej słowa na temat wstawania. No tak, Melia zawsze miała dziwne poczucie czasu, jeśli chodzi o wstawanie i ogólne poranki.
- Wiesz, niektóre lubią sobie pospać. Przecież jedna z dziewczyn śpi przez cały dzień na zajęciach, jak się ją obudzi wcześnie, pamiętasz? Nie możemy jej tego robić, kto będzie uważał na zajęciach i zdobywał dla nas punkty, co?
Pokiwała kilka razy głową. Sama czasami lubiła sobie pospać trochę dłużej, niż zazwyczaj wstać rano i chodzić po zamku. Żeby nie było nudno, czasami trzeba było zmienić przyzwyczajenia!
- Nie, nie zgłosił się jeszcze nikt, zamierzam występować, jak się uda, to regularnie.
Odpowiedziała ciurkiem, na jednym oddechu na pytania przyjaciółki. Odetchnęła z ulgą. W sumie, to teraz ojciec tym bardziej jej nie przepuści. Nie dość, że wybrała wpierw sport zamiast Ministerstwo, to jeszcze teraz muzyka. No i ciągle gdzieś tam obwinia ją za śmierć żony. Hamilton chrząknęła cicho, podnosząc głowę i wystawiając twarz ku słońcu. Co się będzie teraz tym przejmować, jest w Hogwarcie i ma spokój od ojca.
Re: Trybuny
Trzeba przyznać, iż sama Amelia cudnie wspominała swe dołączenie do drużyny. Oczywiście ona uważała, że to nie po znajomości, a dzięki umiejętnością! Wszak uwielbiała Quidditcha i dobrze na miotle latała, więc było normą, iż trzeba było ją zauważyć! Tak, tak, była nieco zaskoczona bo nie miała pewno testów jak inni, ale na boisku zawsze się starała, udowadniając, że był to jak najbardziej dobry wybór! Na samą myśl o tym, zaczęła się zastanawiać kiedy będzie mogła w końcu z powrotem pojawić się w barwach Gryffindoru podczas meczu i bronić ich szlachetnych bramek! Czasem żałowała, że nie może pośmigać z resztą, ale robiła to podczas treningów lub w innym czasie. No i na samej miotle zawsze lubiła się popisywać - w końcu trzeba się bawić póki jest się w szkole! Poza tym... kto nie lubi robić beczki na miotle? Ona robiła to często!
- Noooo... może może, ale mimo wszystko chociaż czasem dobrze wstać wcześniej! Na przykład w weekend. Wtedy nie chodzi się na zajęcia! A zaśnięcie przy pracy domowej nie jest takie złe.
Nie żeby jej się zdarzyło... no dobra, zdarzyło się i to nie raz, ale nie jej wina! Wypracowanie miało być długie, a jej się znudziło czytanie i chciała się zdrzemnąć... a drzemka potrwała dłużej bo i sen był fajny - była niewinna! Wszystko wina dobrych snów i smacznej drzemki, o! Teraz jak o tym myślała to przez takie akcje, faktycznie lepiej by ktoś inny zdobywał punkty, które ktoś może stracić przez brak pracy domowej.
- Na pewno się ktoś zgłosi! Jak co to powiedz tylko słówko, a zaraz pójdę każdego pytać. - oh, była do tego zdolna! No co? Może nie każdy wiedział o przesłuchaniach? - Nie zdziw się jak będą na każdym występie czy nawet próbie! - dodała z uśmiechem - A nie zabraknie Ci czasu na zajmowanie się drużyną Gryfonów? Będziesz mieć czas dla siebie, dzieląc go na dwa zajmujące zajęcia i szkołę?
Mimo wszystko posiadała jakiś tam rozsądek, więc zastanawiała się czy przypadkiem przyjaciółka się nie wykończy jeśli zacznie tyle rzeczy naraz robić. Sama Amelia miała tyle energii, że pewnie jakby chciała to też mogłaby zainwestować ją w różne akcje, ale... jakoś się nie trafiło nic poza jej obecnymi zainteresowaniami - na które i tak poświęcała sporo czasu!
- Noooo... może może, ale mimo wszystko chociaż czasem dobrze wstać wcześniej! Na przykład w weekend. Wtedy nie chodzi się na zajęcia! A zaśnięcie przy pracy domowej nie jest takie złe.
Nie żeby jej się zdarzyło... no dobra, zdarzyło się i to nie raz, ale nie jej wina! Wypracowanie miało być długie, a jej się znudziło czytanie i chciała się zdrzemnąć... a drzemka potrwała dłużej bo i sen był fajny - była niewinna! Wszystko wina dobrych snów i smacznej drzemki, o! Teraz jak o tym myślała to przez takie akcje, faktycznie lepiej by ktoś inny zdobywał punkty, które ktoś może stracić przez brak pracy domowej.
- Na pewno się ktoś zgłosi! Jak co to powiedz tylko słówko, a zaraz pójdę każdego pytać. - oh, była do tego zdolna! No co? Może nie każdy wiedział o przesłuchaniach? - Nie zdziw się jak będą na każdym występie czy nawet próbie! - dodała z uśmiechem - A nie zabraknie Ci czasu na zajmowanie się drużyną Gryfonów? Będziesz mieć czas dla siebie, dzieląc go na dwa zajmujące zajęcia i szkołę?
Mimo wszystko posiadała jakiś tam rozsądek, więc zastanawiała się czy przypadkiem przyjaciółka się nie wykończy jeśli zacznie tyle rzeczy naraz robić. Sama Amelia miała tyle energii, że pewnie jakby chciała to też mogłaby zainwestować ją w różne akcje, ale... jakoś się nie trafiło nic poza jej obecnymi zainteresowaniami - na które i tak poświęcała sporo czasu!
Re: Trybuny
Oczywiście, że to nie było przez znajomości. Już co jak co, ale Rhinna starała się dobrać do drużyny odpowiednie osoby. A że Amelia naprawdę radziła sobie bardzo dobrze na bramce, czemu by jej nie osadzić w zespole? Tak samo było z jej bratem, choć wiedziała, że poszedł głównie za nią, ale pałką wymachiwał jak rzadko kto. Ona wykonywała swoje zadania podczas meczów i była z tego zadowolona. Właśnie, może mogła się umówić na jakiś trening, chociaż z rodzeństwem - zawsze to jakieś szkolenie umiejętności. Rhin by ćwiczyła rzucanie do bramek, Melia ich bronienie, a Prince - chcąc nie chcąc - musiałby strzelać w Hamilton tłuczkiem. No, a blondynka do tego ich unikać. Dość ciężkie zadanie, ale czego się nie robi dla ukochanego sportu? Tak, trening w trójkę co najmniej byłby dobrą opcją..
- Ja tam wolę ją odrobić na trzeźwo, a nie przysypiając co chwila. Potem jestem nieprzytomna przez pół dnia, zapomniałaś?
Jak Rhinnie zdarzało się przysypiać w trakcie dnia, często skarżyła się na ból głowy i była naprawdę wpół przytomna. Żadne ważne czynności nie mogły być przez nią wykonywane - a jednak starała się być obowiązkowa, więc przysypianie w jej przypadku nie wchodziło w grę!
- Spoko, poczekam jeszcze trochę, niech ludzie wpierw przeczytają proroka. Wiesz, że nie wszyscy lubią go czytać, czasami są w nim setki bzdur. Kto wie, może pomyślą, że to kolejna bzdura.
Zaśmiała się sama do siebie, biorąc gazetę do ręki i złożyła ją spokojnie, chowając do kieszeni. Skierowała spojrzenie zaciekawione na przyjaciółkę. W sumie, jej pytanie było trafne. Rhin nie potrafiła się klonować, ale z drugiej strony - miała tyle rzeczy na głowie w tym momencie, że ciężko to będzie połączyć. Ale, musi sobie dać radę, po prostu musi..
- Nie martw się, nie zaniedbam drużyny. Niczego postaram się nie zaniedbać.
Najwyżej będzie zmęczona jak pies i prześpi kilka dni - taka opcja też była dość prawdopodobna, choć nie chciała, by się przydarzyła..
- Ja tam wolę ją odrobić na trzeźwo, a nie przysypiając co chwila. Potem jestem nieprzytomna przez pół dnia, zapomniałaś?
Jak Rhinnie zdarzało się przysypiać w trakcie dnia, często skarżyła się na ból głowy i była naprawdę wpół przytomna. Żadne ważne czynności nie mogły być przez nią wykonywane - a jednak starała się być obowiązkowa, więc przysypianie w jej przypadku nie wchodziło w grę!
- Spoko, poczekam jeszcze trochę, niech ludzie wpierw przeczytają proroka. Wiesz, że nie wszyscy lubią go czytać, czasami są w nim setki bzdur. Kto wie, może pomyślą, że to kolejna bzdura.
Zaśmiała się sama do siebie, biorąc gazetę do ręki i złożyła ją spokojnie, chowając do kieszeni. Skierowała spojrzenie zaciekawione na przyjaciółkę. W sumie, jej pytanie było trafne. Rhin nie potrafiła się klonować, ale z drugiej strony - miała tyle rzeczy na głowie w tym momencie, że ciężko to będzie połączyć. Ale, musi sobie dać radę, po prostu musi..
- Nie martw się, nie zaniedbam drużyny. Niczego postaram się nie zaniedbać.
Najwyżej będzie zmęczona jak pies i prześpi kilka dni - taka opcja też była dość prawdopodobna, choć nie chciała, by się przydarzyła..
Re: Trybuny
Jakby się tak zastanowić to mogło być faktycznie podejrzane, że w drużynie Gryfonów, pani kapitan miała i swą najlepszą przyjaciółkę, i swego brata. Nie mniej Amelia nigdy tak na to nie patrzyła. Wierzyła, że gdyby któreś z nich było kiepskie w tym co robi, to Rhi na pewno by ich wyrzuciła! Albo zaczęła mozolne, indywidualne treningi, o! A że nie było ani jednego ani drugiego to bliskie jej osóbki, na bank dawały sobie radę. Poza tym Tully robiła na każdym treningu beczkę - jak można nie przyjąć kogoś takiego do drużyny? No właśnie! To jak świadectwo tego co się potrafi!
- Pamiętam, pamiętam. - zaczęła wesoło - Ale w razie czego zawsze mogę przybiec na pomoc i obudzić Cię strumieniem wody!
No dobra, zrobiła to raz, ale zadziałało! Poza tym nie dotyczyło wtedy akurat pracy domowej, a wczesnej pobudki na trening. Oh, wiedziała, że jako kapitan, Rhi wstaje sama i świetnie sobie radziła, ale był to jeden z pierwszych treningów w sezonie, więc rudowłosa była tak podekscytowana, że nie mogła spać i wstała o wiele za wcześnie... przez to dzielnie obudziła swą kapitan by jak najszybciej na trening wyjść!
- E tam. Nie powinni czegoś takiego za bzdurę brać! Wystarczy, że spojrzą na Twoje nazwisko i będą wiedzieć, że mają do czynienia z czymś realnym. Wtedy na pewno zaraz przybiegną do Ciebie!
Była tego pewna! Jak tylko ludzie wywąchają, że zespół prowadzi sama Hamilton - kapitan drużyny - to od razu przylecą jak pszczoły do miodu! No i nawet kolor włosów dziewczyny zgadzał się z miodkiem, więc to był ewidentny znak!
- Trzymam za słowo. - odrzekła z uśmiechem - W razie czego może przyprowadzać zespół na nasze treningi. Oni będą grać i śpiewać, a my trenować Quidditcha! Tylko Ty musiałabyś się rozdwoić nieco.
Z drugiej strony takie latanie Rhi między zniczem, a śpiewaniem musiałoby wyglądać całkiem zabawnie! Poza tym... czy to nie byłoby idealne połączenie? Dzięki temu przyjaciółka mogłaby bez problemu połączyć obie swe pasje.
- Pamiętam, pamiętam. - zaczęła wesoło - Ale w razie czego zawsze mogę przybiec na pomoc i obudzić Cię strumieniem wody!
No dobra, zrobiła to raz, ale zadziałało! Poza tym nie dotyczyło wtedy akurat pracy domowej, a wczesnej pobudki na trening. Oh, wiedziała, że jako kapitan, Rhi wstaje sama i świetnie sobie radziła, ale był to jeden z pierwszych treningów w sezonie, więc rudowłosa była tak podekscytowana, że nie mogła spać i wstała o wiele za wcześnie... przez to dzielnie obudziła swą kapitan by jak najszybciej na trening wyjść!
- E tam. Nie powinni czegoś takiego za bzdurę brać! Wystarczy, że spojrzą na Twoje nazwisko i będą wiedzieć, że mają do czynienia z czymś realnym. Wtedy na pewno zaraz przybiegną do Ciebie!
Była tego pewna! Jak tylko ludzie wywąchają, że zespół prowadzi sama Hamilton - kapitan drużyny - to od razu przylecą jak pszczoły do miodu! No i nawet kolor włosów dziewczyny zgadzał się z miodkiem, więc to był ewidentny znak!
- Trzymam za słowo. - odrzekła z uśmiechem - W razie czego może przyprowadzać zespół na nasze treningi. Oni będą grać i śpiewać, a my trenować Quidditcha! Tylko Ty musiałabyś się rozdwoić nieco.
Z drugiej strony takie latanie Rhi między zniczem, a śpiewaniem musiałoby wyglądać całkiem zabawnie! Poza tym... czy to nie byłoby idealne połączenie? Dzięki temu przyjaciółka mogłaby bez problemu połączyć obie swe pasje.
Strona 5 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Boisko
Strona 5 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach