Czytelnia
+32
Elijah Ward
Rhinna Hamilton
Micah Johansen
Aleksej Nowikow-Priboj
William Tully
Maddox Overton
Elsa de la Vega
Arletta Goretti
Cory Reynolds
Aleksander Cortez
William Greengrass
Vesna Kraiz
Genevieve White
Iris Xakly
Marcel Volante
Connor Campbell
Antonija Vedran
Mistrz Gry
Maja Vulkodlak
Nicolas Socha
Joel Frayne
Christine Greengrass
Emily Bronte
Rika Shaft
Wyatt Walker
Benedict Walton
Zoja Yordanova
Vanadesse Devereux
Keitaro Miyazaki
Anthony Wilson
Nora Vedran
Brennus Lancaster
36 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 3 z 8
Strona 3 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Czytelnia
First topic message reminder :
Pomieszczenie na samym końcu biblioteki. Przestronne, jasne i ciche z wieloma stolikami, które różnią się wielkością i ilością osób, które pomieszczą.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Czytelnia
Od pewnego czasu Joel zmienił się nie do poznania. Nie spędzał czasu wśród ludzi, jak to robił do tej pory, a kiedy już przypadkowo wpadł w grupkę znajomych udawał, że nic się nie stało. Najgorzej tłumaczyło się ludziom, że nic się nie układa tak jak powinno. Zamiast tego skupił się na treningach zarówno fizycznych, jak i poświęcał sporo czasu nauce. Miał postanowienie, a mianowicie chciał mieć dobre oceny i przy okazji kiedyś otwartą drogę na wymarzony kierunek studiów. I najważniejsze - nie chciał zawieść rodziców, co nie oznaczało, że robił wszystko pod ich dyktando. Po prostu ich szanował i uważał, że w ten właśnie sposób będzie mógł im się zrekompensować za to co dla niego zrobili do tej pory.
Tego wieczora siedział w szkolnej czytelni zagłębiając tajniki dobrego ważenia eliksirów, kiedy to jego spokój zmąciła wchodząca do pomieszczenia dziewczyna. Początkowo nie zwrócił na nią uwagi wyraźnie zaczytany w tekście jednego z podręczników leżących na jego stole, lecz gdy w końcu jego oczy zbuntowały się zlewając literki w jedną całość, oderwał wzrok wodząc nim po pomieszczeniu. Pierw po ścianach i stołach, a na koniec postanowił sprawdzić kto prócz niego zaszył się w czterech ścianach zacisznej biblioteki. Widok Emily wcale go nie zdziwił, jednak nie odezwał się a uśmiechnął się w jej stronę, nie będąc pewnym czy wyłapie ten mały gest przywitania. Zaraz po tym wrócił do lektury. Jego relacja z Bronte była dość dziwna, niepewna i przy okazji słyszał, że Wilson po raz setny kręcił się w jej towarzystwie - nie był więc przekonany czy dziewczyna odprawiła go [Ślizgona] z kwitkiem, a nie miał zamiaru wcinać się między wódkę a zakąskę.
Tego wieczora siedział w szkolnej czytelni zagłębiając tajniki dobrego ważenia eliksirów, kiedy to jego spokój zmąciła wchodząca do pomieszczenia dziewczyna. Początkowo nie zwrócił na nią uwagi wyraźnie zaczytany w tekście jednego z podręczników leżących na jego stole, lecz gdy w końcu jego oczy zbuntowały się zlewając literki w jedną całość, oderwał wzrok wodząc nim po pomieszczeniu. Pierw po ścianach i stołach, a na koniec postanowił sprawdzić kto prócz niego zaszył się w czterech ścianach zacisznej biblioteki. Widok Emily wcale go nie zdziwił, jednak nie odezwał się a uśmiechnął się w jej stronę, nie będąc pewnym czy wyłapie ten mały gest przywitania. Zaraz po tym wrócił do lektury. Jego relacja z Bronte była dość dziwna, niepewna i przy okazji słyszał, że Wilson po raz setny kręcił się w jej towarzystwie - nie był więc przekonany czy dziewczyna odprawiła go [Ślizgona] z kwitkiem, a nie miał zamiaru wcinać się między wódkę a zakąskę.
Re: Czytelnia
Emily zabrała się z niechęcią z kolejny esej, zaczynając od wyjęcia zwoju pergaminu z skórzanej torby. Ułożyła go na krańcu ławki i zabrała się za szukanie odpowiedniego podręcznika. No cóż, teraz czas na numerologię! Blondynka wydała z siebie ciche westchnienie, kiedy jej pistacjowe oczy przesuwały się mozolnie po kolejnych wersetach tekstu. Przecież nawet nie była tak bardzo senna, a czuła, że gdyby zmrużyła oczy na dłużej niż dziesięć sekund przysnęłaby na tym dębowym blacie stołu. Kiedy zaznaczyła odpowiednie fragmenty i zgromadziła już wszystko jej do napisania tego potrzebne, sięgnęła po swoje pióro z zamiarem umoczenia go w zielonym atramencie znajdującym się w kałamarzu stojącym na krawędzi stolika ze zdziwieniem zorientowała się, że go tam nadzwyczajnej nie ma. Sama go gdzieś wywlokła, magicznie zniknął, Irytek się nim zajął? Przecież ledwie dziesięć minut temu maczała w nim jeszcze swoje łabędzie pióro. Westchnęła poirytowana wyginając usta w wyrazie pełnym powątpiewania i jawnej niechęci. Mozolnie podniosła się z krzesła z zamiarem znalezienia zguby bądź też ostatecznie, przyłączeniem się do kogoś, kto atramentem dysponuje. Dziewczyna poprawiła materiał czarnego, luźnego swetra i odgarnąwszy z policzka kosmyk włosów rozejrzała się po sali. Cisza panująca w bibliotece, przerywana jedynie odgłosem piszących piór i przewracanych kartek zawsze działała na nią kojąco. Gdy dostrzegła znajomą twarz krukona, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dawno nie widziała Joela i mówiąc szczerze trochę się za nim stęskniła. Odnosiła jednak wrażenie, że Frayne jej unika, choć jaki miałby ku temu powód? Ich znajomość zawsze trzymała się w granicach przyjaźni, a chłopak nigdy nie dał jej jasno do zrozumienia, że chciałby od niej czegoś więcej. Tak to już było z Bronte. By uwierzyła trzeba jej było niemal cyrografu. Nie chciała się jednak na tym zastanawiać, kiedy był tutaj teraz. Nie zastanawiając się dłużej podeszła do jego stolika, chwytając za stojące przy sąsiednim stanowisku krzesełko. Przysunęła je bliżej stolika chłopaka i usiadła na nim, posyłając Joel'owi przyjazny uśmiech.
- Czyżby wróżbiarstwo? - Spytała, podbródkiem wskazując na książkę, którą dzierżył w dłoniach. Wydawała się jakaś zdrowsza, mniej blada, może bardziej wyspana? Związane w warkocz długie włosy potęgowały wrażenie "porządnej" Bronte. Czyżby znowu doznała życiowego olśnienia? No cóż, najwyraźniej.
- Czyżby wróżbiarstwo? - Spytała, podbródkiem wskazując na książkę, którą dzierżył w dłoniach. Wydawała się jakaś zdrowsza, mniej blada, może bardziej wyspana? Związane w warkocz długie włosy potęgowały wrażenie "porządnej" Bronte. Czyżby znowu doznała życiowego olśnienia? No cóż, najwyraźniej.
Re: Czytelnia
W innych okolicznościach ucieszyłby się, że Emily do niego podeszła, teraz... teraz jednak jego radość była nikła. Nie dał po sobie tego poznać, o nie! Przecież nie chciał jej w żaden sposób odstraszyć czy dać do zrozumienia, że jest niepożądanym gościem w jego towarzystwie. Mimo wszystko darzył ją sympatią i nawet związek dziewczyny z Wilsonem nie mógłby tego zepsuć. Odłożył książkę na stolik zerkając przez ułamek sekundy na twarz dziewczyny. Wyłapał zmianę w jej wyglądzie niemal od razu; był wzrokowcem i przyglądał jej się w granicach zdrowego rozsądku, rzecz jasna. To, że różnił się od pozostałych facetów było rzeczą, którą pierwsza zauważyła prawdopodobnie Audrey, mianowicie potrafił słuchać, obserwować i rozmawiać (chociaż czasem łapał blokady co było czymś normalnym), co wcale nie czyniło go ani gorszym ani lepszym. Przynajmniej z jego punktu widzenia.
- Ładnie wyglądasz - palnął bez przemyślenia, odwracając z powrotem wzrok na zapisany pergamin. Te słowa mogły zabrzmieć dość oschle w jego ustach, ale było to niekontrolowane z jego strony. - Eliksiry, wróżbiarstwo mnie pokonało trzy dni temu - odparł zgodnie z prawdą, podbródkiem wskazując na stolik, przy którym jeszcze minutę temu siedziała Krukonka. - A Ty? Jak się masz? - w życiu nie pomyślałby, że w towarzystwie osoby, z którą rozmowa przychodziła mu z łatwością będzie opierać się na neutralnych tematach jakimi jest na przykład przeklęta szkoła.
- Ładnie wyglądasz - palnął bez przemyślenia, odwracając z powrotem wzrok na zapisany pergamin. Te słowa mogły zabrzmieć dość oschle w jego ustach, ale było to niekontrolowane z jego strony. - Eliksiry, wróżbiarstwo mnie pokonało trzy dni temu - odparł zgodnie z prawdą, podbródkiem wskazując na stolik, przy którym jeszcze minutę temu siedziała Krukonka. - A Ty? Jak się masz? - w życiu nie pomyślałby, że w towarzystwie osoby, z którą rozmowa przychodziła mu z łatwością będzie opierać się na neutralnych tematach jakimi jest na przykład przeklęta szkoła.
Re: Czytelnia
Emily wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że coś jest zdecydowanie nie tak. Nie zawsze spotykała Joel'a gdy był w najznamienitszym nastroju, ale dzisiaj zachowywał się wyjątkowo dziwnie. Biblioteka zdawała się nieco opustoszeć, co mogło być spowodowane zbliżającą się porą kolacji. Dziewczyna westchnęła cicho, sadowiąc się wygodniej (o ile to oczywiście możliwe, patrząc na hogwardzkie standardy) na drewnianym krzesełku. Oschły ton chłopaka zdawał się docierać do każdej komórki ciała przyprawiając o niemiłe dreszcze. Czuła się skonfundowana nie do końca wiedząc o co mu chodzi. Czy miał ją za głupią, tak jak połowa szkoły? I wcale się im nie dziwiła, ale czy Joel wydawałby osądy tak prędko jak pozostali? Wszystko na to jednak wskazywało.
- Siedzę z nosem w książkach jak głupia, myśląc, że pomoże mi to w czymkolwiek - Wzruszyła ramionami, przenosząc spojrzenie pistacjowych tęczówek z swoich kolan na twarz chłopaka. Cisza która zapadłą na krótką chwilę była wyjątkowo krępująca. - Też masz mnie za idiotkę? - Spytała ze smutną miną, nie odrywając od niego wzroku. Już dawno sama się w tym wszystkim pogubiła nie wiedząc co dobre a co złe a co odpowiedniejsze. Nie chciała, żeby Jo był na nią zły, był jednym z nielicznych z którymi wyalienowana Bronte utrzymywała kontakt.
- Siedzę z nosem w książkach jak głupia, myśląc, że pomoże mi to w czymkolwiek - Wzruszyła ramionami, przenosząc spojrzenie pistacjowych tęczówek z swoich kolan na twarz chłopaka. Cisza która zapadłą na krótką chwilę była wyjątkowo krępująca. - Też masz mnie za idiotkę? - Spytała ze smutną miną, nie odrywając od niego wzroku. Już dawno sama się w tym wszystkim pogubiła nie wiedząc co dobre a co złe a co odpowiedniejsze. Nie chciała, żeby Jo był na nią zły, był jednym z nielicznych z którymi wyalienowana Bronte utrzymywała kontakt.
Re: Czytelnia
Od jakiegoś czasu w szkole było strasznie cicho. Nie licząc kilku bójek i walki na noże. Z czego tylko jeden był uzbrojony, a szkoda. Mogłoby być o wiele ciekawiej i krwawiej. Czerwieni nigdy za wiele i z takimi myślami przyszedł do jednego z najspokojniejszych miejsc w szkole. Oczywiście czytelni, która może nie była tak oblegana przez uczniów jak błonia, lecz kto wie może będzie miał przyjemność spotkać tą prefekt naczelną? To by była zabawa. Co prawda ciastek nie miał ze sobą, ale za to zabrał kilka innych potrzebnych rzeczy. Gdzieniegdzie znalazło się kilku kujonów którzy całe dnie spędzają w czytelni robiąc sobie przerwy na zajęcia lekcyjne. Osoby typu Charles Wilson, który do swojego grafiku dnia dodaje chyba jeszcze tylko patrole po szkole i trucie dupy normalnym ludziom. Co skłoniło Tiarę do tego by posłać tego rudzielca do jego domu? Był jak robactwo, którego się nie da wytępić.
Dlatego postanowił skoncentrować się na najważniejszych częściach szkoły i tam trochę nabroić. Jaka jest szansa na to, że zostanie złapany na gorącym uczynku przez jakiegoś prefekta kujona? Zdecydowanie o wiele większa niż ponowne włamanie się do kuchni i znów wrobienie tego bogatego, ślizgonskiego snoba. Jednak jak na razie to usiadł przy stoliku rozwalając beztrosko nogi na stół i rozglądając się dookoła by zorientować się kto jest w środku.
Dlatego postanowił skoncentrować się na najważniejszych częściach szkoły i tam trochę nabroić. Jaka jest szansa na to, że zostanie złapany na gorącym uczynku przez jakiegoś prefekta kujona? Zdecydowanie o wiele większa niż ponowne włamanie się do kuchni i znów wrobienie tego bogatego, ślizgonskiego snoba. Jednak jak na razie to usiadł przy stoliku rozwalając beztrosko nogi na stół i rozglądając się dookoła by zorientować się kto jest w środku.
Re: Czytelnia
W porównaniu ze swoją siostrą, Maja lubiła czytać. Chodzenie do biblioteki jej nie uwłaczało, cisza i spokój była niczym miód na jej uszy, a zapach książek w dziwny sposób ją uspokajał. Problem polegał na tym, że od pewnego czasu Puchonka dostała małpiego rozumu i zamiast robić to co robiła do tej pory, szukała sobie zaczepki. Ostatnia nad jeziorem, gdy ponownie miała okazję napaść z pięściami na Williama skończyła się w ten sposób, że jak spod ziemi pojawiła się przy nich Christine, która wcale nie mniej działała jej na nerwy. Wstała rano z myślą, że przejdzie się na czwarte piętro, by przeglądnąć zasoby szkolnej biblioteki i przy okazji może porozmawiać ze starszą bibliotekarką, która była strażnikiem tego piętra. Od paru minut chodziła między regałami przesuwając wzrokiem po grzbietach książek, dopóki zupełnie przypadkiem nie zahaczyła regału powodując tym samym, że kilka pojedynczych sztuk zaczęło spadać prosto na ziemię. Odskakując w bok jak oparzona rozejrzała się nerwowo wokół, jednak najwidoczniej bibliotekarka nie usłyszała szmerów dobiegających z prawie końca pomieszczenia, podobnie jak ludzie siedzący w czytelni.
Re: Czytelnia
Przesunął się lekko do tyłu na krześle kiedy to usłyszał jak komuś najpewniej spadło kilka książek. Przez co zaczął się huśtać na niewygodnym krześle. Obdarzył kilka osób nieprzyjemnym spojrzeniem, którzy to nie mogli uwierzyć, że siedzi w bibliotece szkolnej. Nawet nie tyle, że coś czyta, tylko sama jego tam obecność była niecodziennym widokiem.
Postawił nogi znów na ziemi i ociężale podniósł się z krzesełka. Je čas začít show! - wykrzyczał do siebie w myślach i wkładając ręce do kieszeni spacerował między półkami i już coś miał podrzucić pod jedną z nich kiedy to dostrzegł Majkę i dyskretnie znów wsunął rękę do kieszeni chowając w niej małe urządzenie. Podkradł się pomału do dziewczyny stając za jej plecami i obejmując w pasie przysunął się jeszcze krok by zatopić swoje usta i nos w blond gęstych włosach, by na końcu złożył lekki pocałunek.
- Cześć mała co czytasz?- Powiedział nie starając się nawet zachowywać cicho. Oparł brodę o ramię dziewczyny i zerknął w dół chcąc zobaczyć co tam może robić. I tak jakoś przez przypadek jego wzrok powędrował gdzie indziej, nieco trochę wyżej niż ręce.
Postawił nogi znów na ziemi i ociężale podniósł się z krzesełka. Je čas začít show! - wykrzyczał do siebie w myślach i wkładając ręce do kieszeni spacerował między półkami i już coś miał podrzucić pod jedną z nich kiedy to dostrzegł Majkę i dyskretnie znów wsunął rękę do kieszeni chowając w niej małe urządzenie. Podkradł się pomału do dziewczyny stając za jej plecami i obejmując w pasie przysunął się jeszcze krok by zatopić swoje usta i nos w blond gęstych włosach, by na końcu złożył lekki pocałunek.
- Cześć mała co czytasz?- Powiedział nie starając się nawet zachowywać cicho. Oparł brodę o ramię dziewczyny i zerknął w dół chcąc zobaczyć co tam może robić. I tak jakoś przez przypadek jego wzrok powędrował gdzie indziej, nieco trochę wyżej niż ręce.
Re: Czytelnia
Obserwując z wielką konsternacją wymalowaną na twarzy książki, które leżały na ziemi zastanawiała się co też ma z nimi zrobić. Niektóre sztuki zleciały z półki, do której już niestety nie sięgała a na dolnych nie było miejsca, by je jakoś upchnąć. Przez rozmyślanie o takich głupotach nawet nie usłyszała jak ktoś się do niej zakrada od tyłu, a kiedy z kolei poczuła jak ten ktoś przyciąga ją do siebie w pierwszym odruchu miała zamiar wykręcić mu rękę. Nim to uczyniła uspokoił ją znajomy głos Nicolasa, którego się tu po prostu nie spodziewała.
- Unikasz mnie? - rzuciła cicho w odpowiedzi odwracając się do niego przodem. Pytanie było całkiem normalne, zważając na to, że dawno nie mieli okazji porozmawiać czy zobaczyć się na dłużej niż chwilę. A Vulkodlakowa wmówiła sobie, że Socha jej unika i nie ma najmniejszej ochoty przebywać w jej towarzystwie.
- Unikasz mnie? - rzuciła cicho w odpowiedzi odwracając się do niego przodem. Pytanie było całkiem normalne, zważając na to, że dawno nie mieli okazji porozmawiać czy zobaczyć się na dłużej niż chwilę. A Vulkodlakowa wmówiła sobie, że Socha jej unika i nie ma najmniejszej ochoty przebywać w jej towarzystwie.
Re: Czytelnia
Opierając głowę o ramię dziewczyny zauważył bałagan jaki miała pod nogami i uśmiechnął się szeroko.
- No wiesz co? Co w ciebie wstąpiło, że rozrabiasz w takim miejscu diabełku?- powiedział do dziewczyny kiedy to się odwróciła w jego stronę i uśmiechnął się do niej tym swoim niewinnym uśmieszkiem kiedy to zadała mu pytanie zrzucając jak zwykle wszystko na niego.
- Ależ oczywiście, bo nie miałem niczego lepszego do roboty tylko unikanie Cię, a teraz aby było zabawniej to sam podszedłem do ciebie.- odpowiedział starając się wyczytać z oczu dziewczyny o co to znów tym razem może jej chodzić po głowie.
- W dodatku sporo czasu spędziłem w skrzydle szpitalnym po powrocie z zakazanego lasu.- Wzruszył ramionami i wypuścił dziewczynę z objęć. Złapał Majkę jednak za dłoń i lekko pociągnął kierując się ku wyjścia.
- Zostaw to. Ktoś się tym zajmie i zaraz się tym nawet nikt nie przejmie.- rzekł spokojnie, drugą rękę wkładając do kieszeni i kierując się do wyjścia rozrzucał kilka detonatorów pozorujących.
- Masz ochotę może coś zjeść?- powiedział do dziewczyny zachowując się tak jakby przyszedł tutaj tylko po to aby dotrzymać towarzystwa swojej dziewczynie w drodze powrotnej. I było co najmniej kilku świadków, że razem stąd wychodzili.
- No wiesz co? Co w ciebie wstąpiło, że rozrabiasz w takim miejscu diabełku?- powiedział do dziewczyny kiedy to się odwróciła w jego stronę i uśmiechnął się do niej tym swoim niewinnym uśmieszkiem kiedy to zadała mu pytanie zrzucając jak zwykle wszystko na niego.
- Ależ oczywiście, bo nie miałem niczego lepszego do roboty tylko unikanie Cię, a teraz aby było zabawniej to sam podszedłem do ciebie.- odpowiedział starając się wyczytać z oczu dziewczyny o co to znów tym razem może jej chodzić po głowie.
- W dodatku sporo czasu spędziłem w skrzydle szpitalnym po powrocie z zakazanego lasu.- Wzruszył ramionami i wypuścił dziewczynę z objęć. Złapał Majkę jednak za dłoń i lekko pociągnął kierując się ku wyjścia.
- Zostaw to. Ktoś się tym zajmie i zaraz się tym nawet nikt nie przejmie.- rzekł spokojnie, drugą rękę wkładając do kieszeni i kierując się do wyjścia rozrzucał kilka detonatorów pozorujących.
- Masz ochotę może coś zjeść?- powiedział do dziewczyny zachowując się tak jakby przyszedł tutaj tylko po to aby dotrzymać towarzystwa swojej dziewczynie w drodze powrotnej. I było co najmniej kilku świadków, że razem stąd wychodzili.
Re: Czytelnia
Zaraz po wyjściu Nicolasa i Mai w bibliotece zapanował harmider i chaos. Detonatory pozorujące rozeszły się między regały i po chwili zaczęły głośno eksplodować. Niespodziewający się niczego uczniowie w panice zaczęli kierować się do wyjścia, wpadając na siebie. Najgorzej mięli Ci mali. Zostali oni skopani, zgnieceni i poturbowani.
Zapewne cały Hogwart usłyszał bezpodstawną panikę młodzieży, oraz przeraźliwe przekleństwa bibliotekarki.
Zapewne cały Hogwart usłyszał bezpodstawną panikę młodzieży, oraz przeraźliwe przekleństwa bibliotekarki.
Mistrz Gry
Re: Czytelnia
Pustym wzrokiem patrzyła na grzbiety książek ustawione alfabetycznie na wysokości jej twarzy, co jakiś czas jedną czy drugą delikatnie muskając opuszkami palca wskazującego. Niestety, żaden z tych tytułów nie zachęcał Antoniji do przeczytania. Mimo to nie poddawała się i kiedy już doszła do końca alejki w oczy rzucił jej się ogromny katalog z ofertą sklepu Weasley'ów z produktami które wyraźnie były w szkole zakazane przez regulamin. Rzucony na jednym ze stolików, zapewne niezauważony przez niedowidzącą bibliotekarkę. Bez zastanowienia wyciągnęła pierwszą lepszą książkę oprawioną w brązową skórę z wyszytym złotymi nićmi tytułem, ale nawet na ten tytuł nie spojrzała. Usiadła jak gdyby nic przy stoliku, jak zwykle zakładając nogę na nogę, po czym poprawiła swoją czarną spódniczkę, żeby nie odsłoniła nazbyt wiele i otworzyła księgę na środkowej stronie, a potem sięgnęła po katalog i położyła go na książce. Rozejrzała się jeszcze wokół, a potem zaczęła pośpiesznie wertować kartki. Ciekawość zżerała ją wprost od środka kiedy to wertowała kolejne stronice wypełnione po brzegi rysunkami rzeczy z którymi nigdy nie powinna mieć styczności. Oczy jej wesoło błyszczały, a palce coraz szybciej przewracały stronice. W pewnym momencie poczuła wzrok bibliotekarki na sobie jednak z tej odległości jaka dzieliła od siebie te kobiety, tamta widziała jedynie książkę i uznała, że to właśnie ją tak radośnie studiuje Puchonka, po czym wróciła do układania swoich papierów. Chorwatka jednak szukała w tym katalogu jednego produktu: amortencji. U Zonka niemożliwa do zdobycia, produkty do jej uwarzenia też raczej należały do niemożliwych do zdobycia na terenie Hogwartu. Weasleyowie to kolejny trop który zamierzała podjąć. Aż w końcu trafiła na dwie, różowe strony ponad które unosiły się różowe serduszka. Bingo. Rudzi mieli do zaoferowania wszystkie rodzaje eliksiru jakie tylko istniały. Jej gałki oczne wyszły nieco z orbit kiedy czytała właściwości kolejnych odmian jednego z silniejszych eliksirów na świecie.
Re: Czytelnia
Kanadyjczyk chyba nie znał dnia, w którym to nie włóczyłby się cały dzień po hogwarckich korytarzach, szukając - na marne - jakichś przygód. Co prawda mógł sam sobie jakoś umilić czas, jednakże dręczenie pierwszaków i robienie psikusów kolegom z dormitorium już go nie kręciło jak dwa lata temu. O dziwo, na imprezę też nie miał ochoty, gdyż od balu Andrzejkowego wystarczająco zbrzydły mu zabawy z masą ludzi. Raz się zdarzyło, że stracił czujność, i po dwudziestu czterech godzinach wyjętych z życia i pełnych nieświadomości, najadł się wstydu jak nigdy w życiu. Przez ostatni tydzień nie widzieli się ani razu, nawet przypadkowo, być może dlatego, iż wiedzieli gdzie ta druga osoba może aktualnie przebywać.
Jednakże nikt by się nie spodziewał spotkać Campbella w czytelni, w której się znalazł sam nie wiedząc kiedy. Jako, iż chłopak doszczętnie zanurzył się w czarnej toni swych myśli jego percepcja świata rzeczywistego została silnie zaburzona. Atramentowy ocknął się dopiero wtedy, gdy przez przypadek zahaczył torbą o stos książek, wystających poza krawędź mebla, na którym uprzednio się znajdowały. Brunet syknął cicho i rzucił ukradkowe spojrzenie na drugi koniec pomieszczenia, pełnego ciężkich regałów, w międzyczasie wyciągając różdżkę, aby naprawić nią wyrządzone krzywdy. Okręcił się na pięcie i miał ruszyć w dalszą drogę, którą sam sobie brutalnie przerwał, jednakże jego stalowe spojrzenie padło na osóbkę, siedzącą nonszalancko na krześle i z dziką zawziętością wertującą opasłe tomisko.
- Co tu robisz? - wypalił z siebie, zanim w ogóle pomyślał. Wbrew pozorom, jakie stwarzała Puchonka, również nie często zaszczycała czytelnię swoją obecnością. Kanadyjczyk poprawił torbę na ramieniu, która się z niego ześlizgnęła z wrażenia. Podrapał się po czole, następnie po czubku głowy, a na końcu po potylicy, nie wiedząc co ma zrobić ze swoimi rękoma, nogami, spojrzeniem... Ze sobą. Czyżby był nieco zmieszany? To rzadki widok w jego wykonaniu.
Jednakże nikt by się nie spodziewał spotkać Campbella w czytelni, w której się znalazł sam nie wiedząc kiedy. Jako, iż chłopak doszczętnie zanurzył się w czarnej toni swych myśli jego percepcja świata rzeczywistego została silnie zaburzona. Atramentowy ocknął się dopiero wtedy, gdy przez przypadek zahaczył torbą o stos książek, wystających poza krawędź mebla, na którym uprzednio się znajdowały. Brunet syknął cicho i rzucił ukradkowe spojrzenie na drugi koniec pomieszczenia, pełnego ciężkich regałów, w międzyczasie wyciągając różdżkę, aby naprawić nią wyrządzone krzywdy. Okręcił się na pięcie i miał ruszyć w dalszą drogę, którą sam sobie brutalnie przerwał, jednakże jego stalowe spojrzenie padło na osóbkę, siedzącą nonszalancko na krześle i z dziką zawziętością wertującą opasłe tomisko.
- Co tu robisz? - wypalił z siebie, zanim w ogóle pomyślał. Wbrew pozorom, jakie stwarzała Puchonka, również nie często zaszczycała czytelnię swoją obecnością. Kanadyjczyk poprawił torbę na ramieniu, która się z niego ześlizgnęła z wrażenia. Podrapał się po czole, następnie po czubku głowy, a na końcu po potylicy, nie wiedząc co ma zrobić ze swoimi rękoma, nogami, spojrzeniem... Ze sobą. Czyżby był nieco zmieszany? To rzadki widok w jego wykonaniu.
Re: Czytelnia
Palcem zatrzymała się na najbardziej prawdopodobnej wersji amortencji, a nawet zastukała w nią kilkakrotnie pomalowanym na różowo paznokciem. Opis pasował wprost idealnie. Z ciekawości przerzuciła jeszcze kartkę i aż pisnęła z radości na widok słodkich pufków pigmejskich które według hasła reklamowego były "dostępne w każdych ilościach i w każdym kolorze". I znów ściągnęła na siebie wzrok bibliotekarki swoją nadmierną radością i ekscytacją. I już podnosiła się, żeby zobaczyć co tak cieszy tą drobną Puchonkę kiedy huk spadających książek zmusił ją do zmiany trasy. Gdy nagle obok niej pojawił się Campbell drgnęła wciąż z palcem na fioletowym pufku pigmejskim który wprost idealnie wpasowywał się w jej gust tak samo jak ten w kolorze pastelowo niebieskim i pastelowo różowym. Podekscytowana na chwilę zapomniała o tym nieszczęsnym balu i pociągnęła Ślizgona za rękaw pokazując ruchome obrazki zwierzątek w katalogu.
- Kuuuupisz mi pod choinkę, Connie? Proszę, proszę, proszę... Byłam grzeczna! - wyszeptała radośnie robiąc maślane oczy i uśmiechając się błagalnie. Przestała jednak wyglądać jak jelonek Bambie w momencie w którym zobaczyła jego zakłopotanie. Wszystko już jej się przypomniało. Na jej policzkach pojawiły się piękne rumieńce a wzrok spuściła raz jeszcze na pufki które przestały ją już cieszyć. Zamknęła tomisko z gazetą w środku i cicho westchnęła.
- Chyba powinniśmy porozmawiać... - stwierdziła równie cicho po chwili najbardziej niezręcznej ciszy jaka jej się przytrafiła.
- Kuuuupisz mi pod choinkę, Connie? Proszę, proszę, proszę... Byłam grzeczna! - wyszeptała radośnie robiąc maślane oczy i uśmiechając się błagalnie. Przestała jednak wyglądać jak jelonek Bambie w momencie w którym zobaczyła jego zakłopotanie. Wszystko już jej się przypomniało. Na jej policzkach pojawiły się piękne rumieńce a wzrok spuściła raz jeszcze na pufki które przestały ją już cieszyć. Zamknęła tomisko z gazetą w środku i cicho westchnęła.
- Chyba powinniśmy porozmawiać... - stwierdziła równie cicho po chwili najbardziej niezręcznej ciszy jaka jej się przytrafiła.
Re: Czytelnia
Wysoki pisk, oznaczający ogromną ekscytację, wdarł się do uszu Campbella tak niespodziewanie, że aż podskoczył, nie wiedząc co się wokół niego dzieje. Rzucił zdezorientowane spojrzenie Chorwatce, która go osaczyła, podtykając mu pod nos wielką księgę, pomiędzy kartkami której, spoczywał katalog najświeższych, świątecznych produktów z najbardziej znanego skalpu dla dowcipnisiów.
- Eee... okej - odparł tak na odczepnego, gdyż nic a nic nie zrozumiał z jej szaleńczego bełkotu, który kilka sekund później ustał, a na policzkach Puchonki rozlały się obfite wypieki. Campbell zawiesił wzrok na zamkniętym tomisku, z którego wystawał rąbek mieniącej się kolorami ulotki. Przez moment poczuł ukłucie ciekawości oraz przemożną chęć zagłębienia się w świat dowcipów, aby tylko jak najbardziej odwlec to co nieuniknione...
- Chyba taak - odparł diabelsko niepewnym głosem, zezując na dziewczynę ukosa. Nie wiedząc czemu bał się spojrzeć w jej czekoladowe oczy, jakby obawiał się, że cały czas ktoś ukradkiem podawał mu eliksir miłości. Było to niedorzeczne przypuszczenie, a co jego to jego.
- Ja... - zaczął po chwili, zawieszając głos. A jeb*ć!, pomyślał i podniósł głowę, spoglądając w toń płynnej czekolady, umieszczonej w oczach panienki Vedran. - Ja nie wiem jak mogliśmy to przeoczyć? Taki silny eliksir... a my, jak jacyś amatorzy! - zaczął pozornie poważnie, jednakże później jego myśli i wypowiadane słowa zlały się w jedną, poplątaną, rozpaćkaną masę. Campbell usiadł, kręcąc głową i prychając na swoje słowa i myśli.
- Eee... okej - odparł tak na odczepnego, gdyż nic a nic nie zrozumiał z jej szaleńczego bełkotu, który kilka sekund później ustał, a na policzkach Puchonki rozlały się obfite wypieki. Campbell zawiesił wzrok na zamkniętym tomisku, z którego wystawał rąbek mieniącej się kolorami ulotki. Przez moment poczuł ukłucie ciekawości oraz przemożną chęć zagłębienia się w świat dowcipów, aby tylko jak najbardziej odwlec to co nieuniknione...
- Chyba taak - odparł diabelsko niepewnym głosem, zezując na dziewczynę ukosa. Nie wiedząc czemu bał się spojrzeć w jej czekoladowe oczy, jakby obawiał się, że cały czas ktoś ukradkiem podawał mu eliksir miłości. Było to niedorzeczne przypuszczenie, a co jego to jego.
- Ja... - zaczął po chwili, zawieszając głos. A jeb*ć!, pomyślał i podniósł głowę, spoglądając w toń płynnej czekolady, umieszczonej w oczach panienki Vedran. - Ja nie wiem jak mogliśmy to przeoczyć? Taki silny eliksir... a my, jak jacyś amatorzy! - zaczął pozornie poważnie, jednakże później jego myśli i wypowiadane słowa zlały się w jedną, poplątaną, rozpaćkaną masę. Campbell usiadł, kręcąc głową i prychając na swoje słowa i myśli.
Re: Czytelnia
To nic, że ją teraz spławił, to naprawdę nic... Jeszcze znajdzie sposób, żeby piękny cudak znalazł się pod ogromną choinką Fitzpatricków i żeby był specjalnie dla niej. Tak, zamierzała spędzić święta u rodziny która była w posiadaniu jej rumaka- Kasztana i chyba nic w tym dziwnego? Ukochane zwierzątko może i radziło sobie bez swojej właścicielki, ale Tośka chwilami miała takie załamania nerwowe z powodu braku pupila, że nie wyobrażała sobie ostatnio tych świąt spędzonych poza stajnią. Może dlatego rzuciły się jej w oczy pufki pigmejskie- to godne zastępstwo dla konia, który kucykiem przestał być trzy lata temu i wiele rzeczy można było o nim powiedzieć, ale nie to, że był mały. Wracając jednak do tematu. Podniosła wzrok na niego opierając się o opasłe tomisko z broszurą, którą zamierzała przemycić do swojego dormitorium, żeby wieczorami ją przeglądać i zaznaczać krzyżykiem rzeczy które zamierza zakupić podczas najbliżej wizyty w sklepie Weasley'ów, bo przecież nikt nie wątpił w to, że odmówi sobie tej wizyty.
- Nie tylko my. Dziewczyny z mojego dormitorium twierdzą, że każdy wpadał w taki szał, nawet Hanka Wilson. To nie nasza wina. To nie moja wina. Równie dobrze mógłby to być ktoś inny a nie ty. Mimo to cieszę się, że wylądowałam w tej łazience z Tobą, a nie jakimś rudym chłystkiem, który pozbawiłby mnie cnoty, a może nawet i zapłodnił. - wyszeptała konspiracyjnie tak, aby stara bibliotekara ich nie wyrzuciła stąd z głośnym hukiem raz na zawsze zamykając przed nimi swoje królestwo książek. Policzki teraz zapiekły ją żywym ogniem, a sama zrobiła się jeszcze bardziej speszona i czerwona.
- Prawie załatwiłam składniki których potrzebujesz. - powiedziała szybko zmieniając temat. W zasadzie złapała pierwszą myśl przechadzającą się po jej głowie nie związaną z tematyką andrzejkowego balu, który swoim przebiegiem bardziej przypominał iście walentynkowe szaleństwo. Szaleństwo które miało nazwę: amortencja. Szaleństwo któremu i oni ulegli, choć ich umiejętności odnośnie eliksirów były na naprawdę wysokim poziomie. Najwidoczniej nawet najlepszym się zdarza.
- Nie tylko my. Dziewczyny z mojego dormitorium twierdzą, że każdy wpadał w taki szał, nawet Hanka Wilson. To nie nasza wina. To nie moja wina. Równie dobrze mógłby to być ktoś inny a nie ty. Mimo to cieszę się, że wylądowałam w tej łazience z Tobą, a nie jakimś rudym chłystkiem, który pozbawiłby mnie cnoty, a może nawet i zapłodnił. - wyszeptała konspiracyjnie tak, aby stara bibliotekara ich nie wyrzuciła stąd z głośnym hukiem raz na zawsze zamykając przed nimi swoje królestwo książek. Policzki teraz zapiekły ją żywym ogniem, a sama zrobiła się jeszcze bardziej speszona i czerwona.
- Prawie załatwiłam składniki których potrzebujesz. - powiedziała szybko zmieniając temat. W zasadzie złapała pierwszą myśl przechadzającą się po jej głowie nie związaną z tematyką andrzejkowego balu, który swoim przebiegiem bardziej przypominał iście walentynkowe szaleństwo. Szaleństwo które miało nazwę: amortencja. Szaleństwo któremu i oni ulegli, choć ich umiejętności odnośnie eliksirów były na naprawdę wysokim poziomie. Najwidoczniej nawet najlepszym się zdarza.
Re: Czytelnia
Jeśli chodziło o Connora to nie miał zamiaru ruszać swych kształtnych czterech liter poza wyspy. Po kłótni z Loganem i dziwnym zniknięciu Cherry właściwie nie miał po co jechać do Kanady. Dodatkowo zniechęcała go do wyjazdu wiadomość, iż ojciec zostanie wypuszczony ze szpitala Świętego Munga na okres tych kilku, świątecznych dni. Nie miał ochoty na niego patrzyć, spędzać z nim chwil, które powinny być magiczne dla całej rodziny, a tym bardziej okłamywać siebie i wszystkich w około, że są przepisową, kochającą się rodzinką, od której kłopoty trzymają się z daleka. Chyba nikt nie miałby najmniejszej ochoty brać udziału w takiej farsie.
Chłopak rozpogodził się nieco, słysząc pokrzepiające słowa Chorwatki. Nawet na jego twarzy rozlał się lekki, nieco szyderczy uśmiech.
- Wilson, mówisz? - zdążył tylko wypalić, zanim się roześmiał w najlepsze. Pani Perfekcyjnej w końcu się powinęła noga, a Campbell uważał to za bardzo, ale to bardzo, bardzo zabawne. Jednakże po chwili się uspokoił, gdy dziewczyna dalej ciągnęła swoją wypowiedź. Policzki mu poróżowiały w równie intensywny sposób, jak Tonce, jednakże jego brwi zbiegły się ku sobie. Brunet nie mógł pojąć dlaczego aż tak krępuje go ta sytuacja, skoro nigdy nie miał problemu w kontaktach, bliższych i dalszych, z przedstawicielkami płci przeciwnej. Może chodziło o stopień zażyłości między nimi? Tak silny, aby uwielbiać przebywać w swoim towarzystwie, jednakże nie na tyle, aby chociażby wysunąć najmniejszy paluszek u nogi poza niewidzialną granicę pomiędzy byciem przyjaciółmi, a byciem przyjaciółmi "od seksu". W końcu Campbell zawsze myślał o sobie i o Vedran w kategorii brat-siostra, ponadto był przekonany, iż jego przyjaciółka woli dziewczyny! Może jednak to wszystko było fikcją, misternie utkaną z poplątanych i niemożliwych do odgadnięcia kolei losu?
Po dość długiej chwili ciszy, Kanadyjczyk odchrząknął lekko, gdyż zaschło mu w gardle od ściskania go.
- Czemu akurat rudym? - skrzywił się, a na myśl przyszedł mu nie kto inny, jak kolejny Wilson we własnej osobie. - Gdyby eliksir działał godzinę dłużej to JA bym Ci to wszystko zrobił... Przecież miałaś już rozpiętą sukienkę i jednego buta na nogach, a marynarki i krawata do tej pory nie znalazłem - rzekł poważnie, jednakże przy ostatnich słowach kąciki ust chłopaka lekko drgnęły, a on sam spuścił głowę, aby Tosia nie miała okazji tego dostrzec.
- Serio? To świetnie - odpowiedział niewystarczająco entuzjastycznie. - Jakie warunki? - podniósł głowę, swe stalowe tęczówki wlepiając w twarz Chorwatki, która nadal płonęła żywą czerwienią. Atramentowy nie był głupi. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, iż dziewczyna nie wytrzaśnie mu tych składników z kosmosu, ani też nie połasi się na ich kradzież na własną rękę. Pozostawało jedno możliwe rozwiązanie - zwrócenie się ze zleceniem do kogoś, kto miał już swoje sprawdzone sposoby na zdobycie tych trudniej dostępnych składników, a to musiało kosztować.
Chłopak rozpogodził się nieco, słysząc pokrzepiające słowa Chorwatki. Nawet na jego twarzy rozlał się lekki, nieco szyderczy uśmiech.
- Wilson, mówisz? - zdążył tylko wypalić, zanim się roześmiał w najlepsze. Pani Perfekcyjnej w końcu się powinęła noga, a Campbell uważał to za bardzo, ale to bardzo, bardzo zabawne. Jednakże po chwili się uspokoił, gdy dziewczyna dalej ciągnęła swoją wypowiedź. Policzki mu poróżowiały w równie intensywny sposób, jak Tonce, jednakże jego brwi zbiegły się ku sobie. Brunet nie mógł pojąć dlaczego aż tak krępuje go ta sytuacja, skoro nigdy nie miał problemu w kontaktach, bliższych i dalszych, z przedstawicielkami płci przeciwnej. Może chodziło o stopień zażyłości między nimi? Tak silny, aby uwielbiać przebywać w swoim towarzystwie, jednakże nie na tyle, aby chociażby wysunąć najmniejszy paluszek u nogi poza niewidzialną granicę pomiędzy byciem przyjaciółmi, a byciem przyjaciółmi "od seksu". W końcu Campbell zawsze myślał o sobie i o Vedran w kategorii brat-siostra, ponadto był przekonany, iż jego przyjaciółka woli dziewczyny! Może jednak to wszystko było fikcją, misternie utkaną z poplątanych i niemożliwych do odgadnięcia kolei losu?
Po dość długiej chwili ciszy, Kanadyjczyk odchrząknął lekko, gdyż zaschło mu w gardle od ściskania go.
- Czemu akurat rudym? - skrzywił się, a na myśl przyszedł mu nie kto inny, jak kolejny Wilson we własnej osobie. - Gdyby eliksir działał godzinę dłużej to JA bym Ci to wszystko zrobił... Przecież miałaś już rozpiętą sukienkę i jednego buta na nogach, a marynarki i krawata do tej pory nie znalazłem - rzekł poważnie, jednakże przy ostatnich słowach kąciki ust chłopaka lekko drgnęły, a on sam spuścił głowę, aby Tosia nie miała okazji tego dostrzec.
- Serio? To świetnie - odpowiedział niewystarczająco entuzjastycznie. - Jakie warunki? - podniósł głowę, swe stalowe tęczówki wlepiając w twarz Chorwatki, która nadal płonęła żywą czerwienią. Atramentowy nie był głupi. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę, iż dziewczyna nie wytrzaśnie mu tych składników z kosmosu, ani też nie połasi się na ich kradzież na własną rękę. Pozostawało jedno możliwe rozwiązanie - zwrócenie się ze zleceniem do kogoś, kto miał już swoje sprawdzone sposoby na zdobycie tych trudniej dostępnych składników, a to musiało kosztować.
Re: Czytelnia
Zapewne kompletnie zignorowałaby jego przypływ radości związany z tym, że nie tylko oni, ale także sama Prefekt Naczelna łyknęła trochę tego cholerstwa, ale... do jej uszu doszło charakterystyczne szuranie kapci bibliotekary która już namierzyła ich na swój radar. Uszczypała więc Connora w ramię i głową wskazała kierunek z którego już nadciągała niczym burzowa chmura panna Montgomery.
- Cicho, bo nas wywali. - syknęła ostrzegawczo do Campbella posyłając mu dość karcące spojrzenie, po czym wróciła do obserwacji oprawy książki przy okazji po raz pierwszy zerkając na jej tytuł który głosił: "Nicolas Flamel i kamień filozoficzny". Teraz z pewnością Antonija zabierze książkę do swojej sypialni. Czuła, że cała już jest czerwona i bardzo jej to przeszkadzało. Przede wszystkim dlatego, że zwykle nie należała do cnotek które czerwienią się za każdym razem kiedy na dłużej zagości na ich osobie samcze spojrzenie. Było jej też nieznośnie gorąco i ręce zaczynały jej powoli drżeć. Cała ta sytuacja w jaką wpakował ich ten przeklęty eliksir sprawiała, że miała ochotę zakopać się pod ziemię i nigdy z niej nie wychodzić. Dotychczas Vedranówna preferowała zawieranie bliższych znajomości z dziewczynkami. Lubiła ich delikatność i empatię. Jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż mogła zawrzeć bliską znajomość z chłopcem. I to najlepiej chłopcem, który przejąłby nad wszystkim kontrolę. Dopiero po tym nieszczęsnym balu zdała sobie sprawę, że ma już dość dziewczyn. Potrzebowała teraz czegoś nowego.
- Bo rudzi są wyjątkowo nieatrakcyjni. - odpowiedziała szczerze na jego pytanie, nie podnosząc nawet wzroku z książki. Wstydziła się, zapewne milion razy bardziej niż on, bo doszła do wniosku, że z Campbellem byłoby jej dobrze. Wygodnie. Bezpiecznie. A to myśli niedopuszczalne, bo przecież byli przyjaciółmi. I to dość bliskimi przyjaciółmi.
- Wiem gdzie mieszkasz, łatwiej by było wyłudzić alimenty. - stwierdziła, po czym na jej obliczu pojawił się naprawdę szeroki uśmiech, który zaraz to znikł z jej oblicza. Podniosła powoli wzrok na jego twarz i przyznała całkiem szczerze:
- Wolałabym zrobić to z przyjacielem niż kimś obcym. - i znów spuściła spojrzenie na książkę, a potem na swoje paznokcie na których wciąż gościł pudrowo różowy lakier. Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się ciepło.
- Do spełnienia. Trochę eliksiru bez ostatniego składnika i trochę złota. Nic więcej. - odpowiedziała wzruszając ramionami. W końcu to drobnostka!
- Cicho, bo nas wywali. - syknęła ostrzegawczo do Campbella posyłając mu dość karcące spojrzenie, po czym wróciła do obserwacji oprawy książki przy okazji po raz pierwszy zerkając na jej tytuł który głosił: "Nicolas Flamel i kamień filozoficzny". Teraz z pewnością Antonija zabierze książkę do swojej sypialni. Czuła, że cała już jest czerwona i bardzo jej to przeszkadzało. Przede wszystkim dlatego, że zwykle nie należała do cnotek które czerwienią się za każdym razem kiedy na dłużej zagości na ich osobie samcze spojrzenie. Było jej też nieznośnie gorąco i ręce zaczynały jej powoli drżeć. Cała ta sytuacja w jaką wpakował ich ten przeklęty eliksir sprawiała, że miała ochotę zakopać się pod ziemię i nigdy z niej nie wychodzić. Dotychczas Vedranówna preferowała zawieranie bliższych znajomości z dziewczynkami. Lubiła ich delikatność i empatię. Jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż mogła zawrzeć bliską znajomość z chłopcem. I to najlepiej chłopcem, który przejąłby nad wszystkim kontrolę. Dopiero po tym nieszczęsnym balu zdała sobie sprawę, że ma już dość dziewczyn. Potrzebowała teraz czegoś nowego.
- Bo rudzi są wyjątkowo nieatrakcyjni. - odpowiedziała szczerze na jego pytanie, nie podnosząc nawet wzroku z książki. Wstydziła się, zapewne milion razy bardziej niż on, bo doszła do wniosku, że z Campbellem byłoby jej dobrze. Wygodnie. Bezpiecznie. A to myśli niedopuszczalne, bo przecież byli przyjaciółmi. I to dość bliskimi przyjaciółmi.
- Wiem gdzie mieszkasz, łatwiej by było wyłudzić alimenty. - stwierdziła, po czym na jej obliczu pojawił się naprawdę szeroki uśmiech, który zaraz to znikł z jej oblicza. Podniosła powoli wzrok na jego twarz i przyznała całkiem szczerze:
- Wolałabym zrobić to z przyjacielem niż kimś obcym. - i znów spuściła spojrzenie na książkę, a potem na swoje paznokcie na których wciąż gościł pudrowo różowy lakier. Słysząc jego pytanie uśmiechnęła się ciepło.
- Do spełnienia. Trochę eliksiru bez ostatniego składnika i trochę złota. Nic więcej. - odpowiedziała wzruszając ramionami. W końcu to drobnostka!
Re: Czytelnia
Karcące spojrzenie i syk podziałały na Connora od razu. Co prawda byli zupełnie sami w czytelni, nie licząc bibliotekarki, jednakże zawsze musiała ich zgnębić w swym królestwie.
Odetchnął głośno, opierając łokieć o blat stolika, natomiast brodę, przyprószoną kilkudniowym zarostem, oparł na dłoni. Przysunął ku sobie jedyną książkę leżącą na stole i otworzył ją dokładnie w tym miejscu, w które Chorwatka wcisnęła kolorową ulotkę.
- Skąd założenie, że bym się wyparł dziecka? - odrzekł zaczepnie, uśmiechając się pod nosem do gazetki z gadżetami do psikusów. Co prawda nie miał zamiaru w tak młodym wieku mieć swoją małą kopię, dlatego zawsze miał przy sobie takie małe coś, co pomagało mu odwlec w czasie swoje szczęśliwe ojcostwo.
- Mimo wszystko cieszę się, że ten eliksir przestał działać zanim do tego doszło. - Podniósł głowę, błądząc stalowymi tęczówkami po subtelnych rysach twarzy Tonki. - Szkoda by było, bo bardzo sobie cenię naszą przyjaźń i nie chciałbym, żeby debilny psikus z balu popsuł tę relację - rzekł zupełnie szczerze, wzruszając ramionami i wodząc palcem po gazetce w losowych kierunkach. I znów naszło go to paskudne uczucie, gdy nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Zacząć skakać, a może stanąć na krześle, albo się schować pod stołem? Kanadyjczyk nie miał pojęcia dlaczego jego myśli rozlazły się w tak chaotyczny sposób akurat po balu i dlaczego kompletnie nie może ich ogarnąć...
- Pfff - fuknął i machnął ręką lekceważąco. - Myślałem, że twój dostawca będzie miał większe wymagania - odrzekł z szerokim uśmiechem. - To ile konkretnie? Czy mam sam wycenić? - zapytał, aby już w stu procentach być rozeznanym i przygotowanym na odbiór składników.
Odetchnął głośno, opierając łokieć o blat stolika, natomiast brodę, przyprószoną kilkudniowym zarostem, oparł na dłoni. Przysunął ku sobie jedyną książkę leżącą na stole i otworzył ją dokładnie w tym miejscu, w które Chorwatka wcisnęła kolorową ulotkę.
- Skąd założenie, że bym się wyparł dziecka? - odrzekł zaczepnie, uśmiechając się pod nosem do gazetki z gadżetami do psikusów. Co prawda nie miał zamiaru w tak młodym wieku mieć swoją małą kopię, dlatego zawsze miał przy sobie takie małe coś, co pomagało mu odwlec w czasie swoje szczęśliwe ojcostwo.
- Mimo wszystko cieszę się, że ten eliksir przestał działać zanim do tego doszło. - Podniósł głowę, błądząc stalowymi tęczówkami po subtelnych rysach twarzy Tonki. - Szkoda by było, bo bardzo sobie cenię naszą przyjaźń i nie chciałbym, żeby debilny psikus z balu popsuł tę relację - rzekł zupełnie szczerze, wzruszając ramionami i wodząc palcem po gazetce w losowych kierunkach. I znów naszło go to paskudne uczucie, gdy nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Zacząć skakać, a może stanąć na krześle, albo się schować pod stołem? Kanadyjczyk nie miał pojęcia dlaczego jego myśli rozlazły się w tak chaotyczny sposób akurat po balu i dlaczego kompletnie nie może ich ogarnąć...
- Pfff - fuknął i machnął ręką lekceważąco. - Myślałem, że twój dostawca będzie miał większe wymagania - odrzekł z szerokim uśmiechem. - To ile konkretnie? Czy mam sam wycenić? - zapytał, aby już w stu procentach być rozeznanym i przygotowanym na odbiór składników.
Re: Czytelnia
Nie opierała się zbytnio kiedy zabrał jej książkę wraz z katalogiem, tylko posłała tęskne spojrzenie brązowej oprawie, po czym wróciła do obserwacji swoich paznokci. Wciąż nie była gotowa na rozmowę poprzez patrzenie sobie prosto w twarz. Wolała mówić do swoich paznokci, przynajmniej z nimi się nie całowała w ostatnim czasie. Prychnęła cicho i wywróciła oczętami słysząc jego kolejne słowa.
- Nie ma żadnego założenia, Connor. - powiedziała jedynie cicho nie chcąc niepotrzebnie się zagłębiać w temat ewentualnego dziecka. Dziecka które może i kiedyś tam będzie miał, ale z pewnością nie wyjdzie ono z Tośkowego brzuszka. Prędzej Zielona Jeunesse będzie się męczyła na sali porodowej niż Vedran. Tonka nie należała do niewiast cieszących się sporym powodzeniem u płci przeciwnej. Może zaledwie chwilowym które mija tak szybko jak szybko się pojawiło. Faceci woleli Norę- spokojniejszą i mądrzejszą wersję Stonki. Tak było zawsze, ale to zawsze. W sumie już do tego przywykła. Jego kolejne słowa sprawiły, że pokiwała tylko głową, po czym zdecydowała się znów podnieść wzrok na jego twarz. Odchrząknęła cicho i raz jeszcze pokiwała głową, na znak, że jego słowa do niej dotarły i należycie zrozumiała ich sens.
- Skoro już ustaliśmy, że nadal jesteśmy przyjaciółmi to... jedziesz ze mną na święta do Fitzpatricków? Wilsona tam nie zabiorę, a innych przyjaciół którzy potrzebują przygarnięcia na święta nie mam. No chyba, że zdecydowałeś się wrócić do domu... - zaczęła mówić cichym, podnieconym szeptem żywo przy tym gestykulując, jakby poprzedni temat odszedł już w niepamięć raz na zawsze. Chorwatka znów była radośnie podekscytowana wizją wyjazdu z zamku i wizją prezentów. Święta, rodzina... a to już mniej ważne od wolnego i w dodatku z dala od murów Hogwartu.
- Konkretnie będę wiedziała jak wszystko już zdobędzie. Tani nie jest, ale solidna firma. - przyznała całkiem szczerze, po czym podniosła się nieco na łokciach i zatrzymała zdecydowanym ruchem dłoń Ślizgona która gotowa była przewrócić kolejną kartkę z katalogu Weasley'ów.
- Pufek. Taki. - tym razem wskazała palcem na pudrowoniebieskiego i podniosła proszące spojrzenie na Kanadyjczyka wyglądając jak małe dziecko w sklepie zabawkami.
- Zapamiętaj. Więcej wskazówek na świąteczny prezent ode mnie nie dostaniesz. - ostrzegła zabierając swoje ręce i oparła łokieć o blat, a brodę ułożyła na dłoni zerkając na niego ukradkiem.
- Nie ma żadnego założenia, Connor. - powiedziała jedynie cicho nie chcąc niepotrzebnie się zagłębiać w temat ewentualnego dziecka. Dziecka które może i kiedyś tam będzie miał, ale z pewnością nie wyjdzie ono z Tośkowego brzuszka. Prędzej Zielona Jeunesse będzie się męczyła na sali porodowej niż Vedran. Tonka nie należała do niewiast cieszących się sporym powodzeniem u płci przeciwnej. Może zaledwie chwilowym które mija tak szybko jak szybko się pojawiło. Faceci woleli Norę- spokojniejszą i mądrzejszą wersję Stonki. Tak było zawsze, ale to zawsze. W sumie już do tego przywykła. Jego kolejne słowa sprawiły, że pokiwała tylko głową, po czym zdecydowała się znów podnieść wzrok na jego twarz. Odchrząknęła cicho i raz jeszcze pokiwała głową, na znak, że jego słowa do niej dotarły i należycie zrozumiała ich sens.
- Skoro już ustaliśmy, że nadal jesteśmy przyjaciółmi to... jedziesz ze mną na święta do Fitzpatricków? Wilsona tam nie zabiorę, a innych przyjaciół którzy potrzebują przygarnięcia na święta nie mam. No chyba, że zdecydowałeś się wrócić do domu... - zaczęła mówić cichym, podnieconym szeptem żywo przy tym gestykulując, jakby poprzedni temat odszedł już w niepamięć raz na zawsze. Chorwatka znów była radośnie podekscytowana wizją wyjazdu z zamku i wizją prezentów. Święta, rodzina... a to już mniej ważne od wolnego i w dodatku z dala od murów Hogwartu.
- Konkretnie będę wiedziała jak wszystko już zdobędzie. Tani nie jest, ale solidna firma. - przyznała całkiem szczerze, po czym podniosła się nieco na łokciach i zatrzymała zdecydowanym ruchem dłoń Ślizgona która gotowa była przewrócić kolejną kartkę z katalogu Weasley'ów.
- Pufek. Taki. - tym razem wskazała palcem na pudrowoniebieskiego i podniosła proszące spojrzenie na Kanadyjczyka wyglądając jak małe dziecko w sklepie zabawkami.
- Zapamiętaj. Więcej wskazówek na świąteczny prezent ode mnie nie dostaniesz. - ostrzegła zabierając swoje ręce i oparła łokieć o blat, a brodę ułożyła na dłoni zerkając na niego ukradkiem.
Re: Czytelnia
Teraz, kiedy już oboje odważyli się na rozmowę o nieszczęsnej andrzejkowej nocy, Campbell mógł spojrzeć Antoniji w twarz bez cienia skrępowania. Co prawda na jego obliczu nadal tkwił rumieniec, emanujący tym najbardziej intensywnym odcieniem czerwieni.
W odpowiedzi na jej słowa, Kanadyjczyk jedynie kiwnął głową, tym samym ucinając ich rozmowę, która popędziła w zupełnie innym, niepotrzebnym kierunku. Przewrócił kolejną stronę kolorowej gazetki, wpatrując się w ruchomą rycinę, która po zażyciu tabletki, przedstawionej obok, zaczęła wymiotować bez opamiętania, a przez moment cała strona była zasłonięta rysowanymi rzygowinami. Campbell się skrzywił wymownie i ponownie przewrócił stronę.
- Pie*dolę ten poj*bany dom - fuknął ze złością i wbił spojrzenie w stół, który w tym momencie wydawał się Connorowi bardzo interesujący. Zacisnął dłonie z taką siłą, aż pobielały mu kłykcie, jednakże nie miał zamiaru nic rozwalać, a jedynie się uspokoić. Nic nie mógł na to poradzić, iż miał dość wybuchowy charakter, którego czasem nie był w stanie utrzymać na wodzy.
- W sumie to z chęcią, bo jak ty wyjedziesz to zostanę sam w zamku, a to nie będzie fajne - posłał jej posępny uśmiech i zaczął błądzić spojrzeniem po regałach, uginających się pod ciężarem grubaśnych książek, aby finalnie zatrzymać je po raz kolejny na ulotce sklepu.
- Cena nie gra roli - odparł szybko i machnął ręką w lekceważącym geście. Campbell nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy. Jedyną rzeczą, która go łączyła z ojcem i domem były pieniądze, których zawsze on, Logan i Cherry mieli pod dostatkiem. Nigdy nie musieli żebrać chociażby o knuta od ojca, który być może kierowany wyrzutami sumienia, starał się im wynagrodzić swoją nieobecność pieniędzmi, przesyłając co tydzień, albo i częściej, woreczek ze złotem.
Kanadyjczyk właśnie oderwał swoje stalowe tęczówki od skaczących, puchatych kulek, mając zamiar obejrzeć następną stronę, gdy dziewczyna perfidnie mu przeszkodziła. Ślizgon spojrzał na nią z wyrzutem, który chwilę później przerodził się w rozbawienie.
- Na co Ci to cholerstwo? - zapytał, udając oburzenie i pokręcił głową, cmokając pod nosem. - Panienko Vedran, taka ułożona dziewczynka, z dobrego domu, jak ty nie powinna sobie zaprzątać głowy jakimiś dyrdymałami! Przyda Ci się poradnik Transmutacja krok po kroku, czyli jak zamienić sowę w lornetkę, która nie odleci - odparł rzeczowym tonem, prawie idealnie udając głos dyrektora i dając jej pstryczek w nos. Następnie wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu, którą poinformował ją - na wypadek jakby się nie domyśliła - o tym, że żartował.
W odpowiedzi na jej słowa, Kanadyjczyk jedynie kiwnął głową, tym samym ucinając ich rozmowę, która popędziła w zupełnie innym, niepotrzebnym kierunku. Przewrócił kolejną stronę kolorowej gazetki, wpatrując się w ruchomą rycinę, która po zażyciu tabletki, przedstawionej obok, zaczęła wymiotować bez opamiętania, a przez moment cała strona była zasłonięta rysowanymi rzygowinami. Campbell się skrzywił wymownie i ponownie przewrócił stronę.
- Pie*dolę ten poj*bany dom - fuknął ze złością i wbił spojrzenie w stół, który w tym momencie wydawał się Connorowi bardzo interesujący. Zacisnął dłonie z taką siłą, aż pobielały mu kłykcie, jednakże nie miał zamiaru nic rozwalać, a jedynie się uspokoić. Nic nie mógł na to poradzić, iż miał dość wybuchowy charakter, którego czasem nie był w stanie utrzymać na wodzy.
- W sumie to z chęcią, bo jak ty wyjedziesz to zostanę sam w zamku, a to nie będzie fajne - posłał jej posępny uśmiech i zaczął błądzić spojrzeniem po regałach, uginających się pod ciężarem grubaśnych książek, aby finalnie zatrzymać je po raz kolejny na ulotce sklepu.
- Cena nie gra roli - odparł szybko i machnął ręką w lekceważącym geście. Campbell nigdy nie przywiązywał wagi do pieniędzy. Jedyną rzeczą, która go łączyła z ojcem i domem były pieniądze, których zawsze on, Logan i Cherry mieli pod dostatkiem. Nigdy nie musieli żebrać chociażby o knuta od ojca, który być może kierowany wyrzutami sumienia, starał się im wynagrodzić swoją nieobecność pieniędzmi, przesyłając co tydzień, albo i częściej, woreczek ze złotem.
Kanadyjczyk właśnie oderwał swoje stalowe tęczówki od skaczących, puchatych kulek, mając zamiar obejrzeć następną stronę, gdy dziewczyna perfidnie mu przeszkodziła. Ślizgon spojrzał na nią z wyrzutem, który chwilę później przerodził się w rozbawienie.
- Na co Ci to cholerstwo? - zapytał, udając oburzenie i pokręcił głową, cmokając pod nosem. - Panienko Vedran, taka ułożona dziewczynka, z dobrego domu, jak ty nie powinna sobie zaprzątać głowy jakimiś dyrdymałami! Przyda Ci się poradnik Transmutacja krok po kroku, czyli jak zamienić sowę w lornetkę, która nie odleci - odparł rzeczowym tonem, prawie idealnie udając głos dyrektora i dając jej pstryczek w nos. Następnie wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu, którą poinformował ją - na wypadek jakby się nie domyśliła - o tym, że żartował.
Re: Czytelnia
Wiedziała, że jego sytuacja w domu jest równie napięta co u niej. Z tym, że u niej konflikt z rodzicami trwał od zawsze i już do niego w sumie przywykła, a u Campbella wszystko podobno się pogorszyło odkąd jego ojciec zachorował. Tak naprawdę nie wnikała zbytnio w jego sytuację rodzinną, bo sam Connor nie wyjawiał większych chęci na zdradzenie jej szczegółów, a Tośka nie naciskała. Doskonale sobie zdawała sprawę z tego, że jak będzie chciał to sam jej powie. Słysząc przekleństwa padające z jego ust na chwilę wygięła swe wargi w wyrazie niemego oburzenia, jak na pannę z dobrego domu przystało. Zaraz jednak znów się uśmiechnęła posyłając mu ciepłe spojrzenie czekoladowych tęczówek.
- Spokojnie, Co. - dodała jeszcze w ramach przypomnienia, bo nie chciała być świadkiem jak Kanadyjczyk demoluje szkolną bibliotekę. Musiałaby wtedy siedzieć na dywaniku u wuja Scotta, a przy nim kłamstwa nie wychodziły jej najlepiej, więc raczej by nie uchroniła kumpla przed karą. Wolała więc tego wszystkiego uniknąć.
- Yay! Świetnie. Mają duży dom i dużo jedzenia więc będzie fajnie. - uśmiechnęła się do niego szeroko i wizja tony słodyczy w szafkach Fitzpatricków już wywoływała falę radości w małej Vedran. No i wizja spędzenia czasu ze swoim poczciwym koniskiem, a raczej na poczciwym konisku i przejażdżki po hrabstwie Kerry które praktycznie w całości należało do Fitpzatricków i Scottów, a co w rodzinie to nie zginie, wiadomo. Puściła całkowicie mimo uszu jego uwagę o pieniądzach. W końcu oboje byli wystarczająco bogatymi gnojkami, żeby nie przejmować się cenami składników do eliksirów. Widząc wyrzut i rozbawienie w jego oczach prychnęła cicho, niczym urażona kotka. Jak to... po co jej? Oczywiście po to, żeby miał jej kto wyjadać smarki z nosa! Nie no, żartuję. Po prostu chciała małe, słodkie zwierzątko, czy to coś złego?
- Jesteś ooookropny! - stwierdziła krzyżując ręce na piersi i unosząc podbródek do góry, gdy tylko jego palec musnął jej nos.
- Będziesz coś chciał, brzydalu... A teraz: oddawaj książkę. - udając obrażoną księżniczkę wyciągnęła dłoń po coś, co zamierzała właśnie wypożyczyć. Widząc, że Co nie jest nazbyt chętny do oddania jej lektury sprzedała mu mocnego pstryczka w ucho, a drugą dłoń położyła na książce.
- Nie żartuję. Inaczej będziesz spał w najzimniejszym pokoju! Zagwarantuję Ci to! - oskarżycielsko-pouczająco-grożący palec został wycelowany w jego twarz, a oczy Tośki zaczęły przypominać małe kreseczki. Widać, że żarty się skończyły...
- Spokojnie, Co. - dodała jeszcze w ramach przypomnienia, bo nie chciała być świadkiem jak Kanadyjczyk demoluje szkolną bibliotekę. Musiałaby wtedy siedzieć na dywaniku u wuja Scotta, a przy nim kłamstwa nie wychodziły jej najlepiej, więc raczej by nie uchroniła kumpla przed karą. Wolała więc tego wszystkiego uniknąć.
- Yay! Świetnie. Mają duży dom i dużo jedzenia więc będzie fajnie. - uśmiechnęła się do niego szeroko i wizja tony słodyczy w szafkach Fitzpatricków już wywoływała falę radości w małej Vedran. No i wizja spędzenia czasu ze swoim poczciwym koniskiem, a raczej na poczciwym konisku i przejażdżki po hrabstwie Kerry które praktycznie w całości należało do Fitpzatricków i Scottów, a co w rodzinie to nie zginie, wiadomo. Puściła całkowicie mimo uszu jego uwagę o pieniądzach. W końcu oboje byli wystarczająco bogatymi gnojkami, żeby nie przejmować się cenami składników do eliksirów. Widząc wyrzut i rozbawienie w jego oczach prychnęła cicho, niczym urażona kotka. Jak to... po co jej? Oczywiście po to, żeby miał jej kto wyjadać smarki z nosa! Nie no, żartuję. Po prostu chciała małe, słodkie zwierzątko, czy to coś złego?
- Jesteś ooookropny! - stwierdziła krzyżując ręce na piersi i unosząc podbródek do góry, gdy tylko jego palec musnął jej nos.
- Będziesz coś chciał, brzydalu... A teraz: oddawaj książkę. - udając obrażoną księżniczkę wyciągnęła dłoń po coś, co zamierzała właśnie wypożyczyć. Widząc, że Co nie jest nazbyt chętny do oddania jej lektury sprzedała mu mocnego pstryczka w ucho, a drugą dłoń położyła na książce.
- Nie żartuję. Inaczej będziesz spał w najzimniejszym pokoju! Zagwarantuję Ci to! - oskarżycielsko-pouczająco-grożący palec został wycelowany w jego twarz, a oczy Tośki zaczęły przypominać małe kreseczki. Widać, że żarty się skończyły...
Re: Czytelnia
- Jestem spokojny - posłał jej szybki uśmiech, rozluźniając ramiona i pięści. Wziął kilka głębokich oddechów i rozparł się na niewielkim i dość niewygodnym krzesełku. Zawsze się zastanawiał jak to możliwe, że Ci wszyscy ludzie byli w stanie się skupić na treści książki, skoro twarde oparcie wbijało im się w plecy, a tyłek bolał niemiłosiernie. Spojrzał pytająco na Chorwatkę, jakby oczekiwał od niej jakichś wyjaśnień. Jednakże dopiero po chwili się zorientował, iż nie wypowiedział swych myśli na głos i jedynie zmarszczył brwi, przenosząc stalowe spojrzenie gdzieś za okno.
- Mam nadzieję, że dużo alkoholu też - mruknął z zadziornym uśmiechem. Oczywistą oczywistością było, iż Campbell sam by się nie wepchnął na minę, dlatego też już sobie układał w głowie listę rzeczy, a dokładniej trunków, do wzięcia. Święta były idealną okazją do porobienia jakiś wariactw z dala od sztywnych zamkowych reguł.
- A jak! Brzydki, zły i szczery - posłał jej nieco szyderczy uśmiech, pokazując tym samym, iż nie ruszają go jej wyzwiska na jego temat. Przyciągnął opasłe tomisko do swej piersi, obejmując jakby było jego największym skarbem na Ziemi. - A po co Ci to?! - zadał jej po raz kolejny to samo pytanie, mając nadzieję, że tym razem uzyska odpowiedź.
- Ohohoho! Jaki z Ciebie kozaczek! - zaperzył się krzyżując ręce na książce, którą nadal przyciskał do swego torsu. - Może Sophie mnie przygarnie! - żachnął się i pokazał jej język.
- Mam nadzieję, że dużo alkoholu też - mruknął z zadziornym uśmiechem. Oczywistą oczywistością było, iż Campbell sam by się nie wepchnął na minę, dlatego też już sobie układał w głowie listę rzeczy, a dokładniej trunków, do wzięcia. Święta były idealną okazją do porobienia jakiś wariactw z dala od sztywnych zamkowych reguł.
- A jak! Brzydki, zły i szczery - posłał jej nieco szyderczy uśmiech, pokazując tym samym, iż nie ruszają go jej wyzwiska na jego temat. Przyciągnął opasłe tomisko do swej piersi, obejmując jakby było jego największym skarbem na Ziemi. - A po co Ci to?! - zadał jej po raz kolejny to samo pytanie, mając nadzieję, że tym razem uzyska odpowiedź.
- Ohohoho! Jaki z Ciebie kozaczek! - zaperzył się krzyżując ręce na książce, którą nadal przyciskał do swego torsu. - Może Sophie mnie przygarnie! - żachnął się i pokazał jej język.
Re: Czytelnia
- Kłamiesz. - stwierdziła szybko tonem nieznoszącym sprzeciwu. Bo przecież kłamał! Znała go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż zaciśnięte pięści Campbella mają do spokoju tyle co pięść do nosa. Umiała już wyczytać z jego oczu więcej niż mu się to wydawało. I przed chwilą spokojny nie był. Najwidoczniej jego sytuacja rodzinna była bardziej skomplikowana i trudniejsza dla Kanadyjczyka niż jej się to początkowo wydawało. Kolejne słowa chłopaka sprawiły, że wzruszyła ramionami.
- Wuj nie miał problemów z alkoholem, ale odkąd wziął ślub mogło się to zmienić. Ciocia Rosalie bywa naprawdę szalona i podobno już do końca wpędziła ciotkę Margaret do grobu, dlatego już nie uczy w Hogwarcie. W sumie spoko ślub jeżeli jedna twoja rodzina połączyła się z drugą twoją rodziną. Przynajmniej wszyscy nadal są wujkami, ciociami i kuzynami. - wyszczerzyła się radośnie na koniec swojego monologu, bo sama najchętniej oddałaby wszystko, żeby Roland ją adoptował. Ten jednak nie wyglądał na skorego to przygarnięcia Puchonki, więc musiała sobie z tym jakoś poradzić. W sumie i tak siedziała mu na głowie w każde wolne, ale najwidoczniej wujaszek nie dostrzegał tej delikatnej sugestii. Teraz to dłonie drobnej Chorwatki zacisnęły się w pięści kiedy poczuła jak okładka książki wyślizguje się spod jej palców.
- Kłamczuch. Paskudny kłamczuch. - wydusiła z siebie wyraźnie oburzona. Szkoła aktorska z tymi umiejętnościami czeka na nią otworem!
- Bo lubię czytać książki! - to był już jawny krzyk który znów ściągnął na nich spojrzenie bibliotekarki: tym razem jednak pełne aprobaty. Vedran posłała jeszcze jeden ze swoich firmowych uśmiechów małej grzecznej dziewczynki w kierunku starszej pani, a potem znów zmrużyła powieki patrząc na Ślizgona.
- Nie będziesz bałamucił mojej kuzynki. - wysyczała, po czym z całej siły wymierzyła mu kopniaka w kość piszczelową, by zaraz to wyciągnąć swoje małe, zachłanne łapki po książkę.
- Oddaj no... Chciałam zamówić amortencję. I pufka. I tak. Nie dla Ciebie. Dla nowego chłopaka Q. Żeby jej dokuczyć. Oddaj. - uspokoiła się już mówiąc powoli wszystko, a na jej twarzy pojawił się rumieniec ukazujący jej wstyd i zmieszanie całą tą sytuacją.
- Wuj nie miał problemów z alkoholem, ale odkąd wziął ślub mogło się to zmienić. Ciocia Rosalie bywa naprawdę szalona i podobno już do końca wpędziła ciotkę Margaret do grobu, dlatego już nie uczy w Hogwarcie. W sumie spoko ślub jeżeli jedna twoja rodzina połączyła się z drugą twoją rodziną. Przynajmniej wszyscy nadal są wujkami, ciociami i kuzynami. - wyszczerzyła się radośnie na koniec swojego monologu, bo sama najchętniej oddałaby wszystko, żeby Roland ją adoptował. Ten jednak nie wyglądał na skorego to przygarnięcia Puchonki, więc musiała sobie z tym jakoś poradzić. W sumie i tak siedziała mu na głowie w każde wolne, ale najwidoczniej wujaszek nie dostrzegał tej delikatnej sugestii. Teraz to dłonie drobnej Chorwatki zacisnęły się w pięści kiedy poczuła jak okładka książki wyślizguje się spod jej palców.
- Kłamczuch. Paskudny kłamczuch. - wydusiła z siebie wyraźnie oburzona. Szkoła aktorska z tymi umiejętnościami czeka na nią otworem!
- Bo lubię czytać książki! - to był już jawny krzyk który znów ściągnął na nich spojrzenie bibliotekarki: tym razem jednak pełne aprobaty. Vedran posłała jeszcze jeden ze swoich firmowych uśmiechów małej grzecznej dziewczynki w kierunku starszej pani, a potem znów zmrużyła powieki patrząc na Ślizgona.
- Nie będziesz bałamucił mojej kuzynki. - wysyczała, po czym z całej siły wymierzyła mu kopniaka w kość piszczelową, by zaraz to wyciągnąć swoje małe, zachłanne łapki po książkę.
- Oddaj no... Chciałam zamówić amortencję. I pufka. I tak. Nie dla Ciebie. Dla nowego chłopaka Q. Żeby jej dokuczyć. Oddaj. - uspokoiła się już mówiąc powoli wszystko, a na jej twarzy pojawił się rumieniec ukazujący jej wstyd i zmieszanie całą tą sytuacją.
Re: Czytelnia
Może rzeczywiście trochę się minął z prawdą, jednakże tylko i wyłącznie dlatego, iż nie chciał jej denerwować. Z resztą nie chciało mu się gadać na temat problemów w jego rodzinie, gdyż była to niekończąca się opowieść, a Chorwatka i tak miała już dużo na głowie. W końcu był dużym chłopcem i potrafił sobie sam poradzić z rodzinnymi niesnaskami. Wzruszył jedynie ramionami, definitywnie kończąc temat jego "super" rodzinki i ciesząc się, iż dziewczyna podłapała, iż Campbell nie ma ochoty się uzewnętrzniać. Z dużą ciekawością wysłuchał jej wywodu na temat rodziny Fitzpatrick-Scott, zdając sobie sprawę, iż kompletnie nie ma o niej żadnego pojęcia.
- Koniecznie przed wyjazdem musisz mi pokazać jakieś zdjęcie, na którym są wszyscy zebrani. Może ze ślubu? - odparł, kiwając głową, jakby sam siebie utwierdzał w przekonaniu, że to dobry pomysł. No bo to był dobry pomysł! - Wypadałoby się nauczyć ich imion chociażby - uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, iż Tonka poprze jego pomysł.
- EJ! Miałem na myśli, że mnie przygarnie do ciepełka! ZBOK! - żachnął się i jeszcze mocniej przycisnął do siebie książkę, ukradkiem starając się z niej wyciągnąć ulotkę sklepu. Skoro miał kupić to, co sobie Puchonka zażyczyła na święta, potrzebował wzoru. Dyskretnie wyciągnął ulotkę, zgniótł w kulkę i wcisnął do kieszeni bluzy, dokładnie w tym samym momencie, w którym panienka Vedran nieudolnie szarpała się z jego ramionami, nie będąc w stanie zauważyć tej malutkiej sztuczki.
- Oh Tosiaku! - Wzniósł oczy ku sufitowi. - Daj sobie spokój z tą dziewczyną... - mruknął, rozluźnił uścisk i odłożył książkę na blat, przesuwając ją w stronę Chorwatki.
- Koniecznie przed wyjazdem musisz mi pokazać jakieś zdjęcie, na którym są wszyscy zebrani. Może ze ślubu? - odparł, kiwając głową, jakby sam siebie utwierdzał w przekonaniu, że to dobry pomysł. No bo to był dobry pomysł! - Wypadałoby się nauczyć ich imion chociażby - uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, iż Tonka poprze jego pomysł.
- EJ! Miałem na myśli, że mnie przygarnie do ciepełka! ZBOK! - żachnął się i jeszcze mocniej przycisnął do siebie książkę, ukradkiem starając się z niej wyciągnąć ulotkę sklepu. Skoro miał kupić to, co sobie Puchonka zażyczyła na święta, potrzebował wzoru. Dyskretnie wyciągnął ulotkę, zgniótł w kulkę i wcisnął do kieszeni bluzy, dokładnie w tym samym momencie, w którym panienka Vedran nieudolnie szarpała się z jego ramionami, nie będąc w stanie zauważyć tej malutkiej sztuczki.
- Oh Tosiaku! - Wzniósł oczy ku sufitowi. - Daj sobie spokój z tą dziewczyną... - mruknął, rozluźnił uścisk i odłożył książkę na blat, przesuwając ją w stronę Chorwatki.
Re: Czytelnia
Słysząc jego propozycję zmarszczyła nieco brwi starając sobie przypomnieć samo wesele cioci i wujka. A kiedy już do jej główki trafiło odpowiednie wspomnienie westchnęła ciężko opadając na blat stolika.
- Wesele na którym byłam z byłym chłopakiem mojej siostry i na którym moja druga siostra zostawiła swojego chłopaka w momencie w którym się oświadczył i wyjechała do Ameryki? Wolałabym nawet nie szukać zdjęć z tej imprezy chociaż miałam ładną sukienkę. - przyznała całkiem uczciwie by zamyślić się na chwilę skąd wziąć jakieś ludzkie zdjęcia z klanu Scotto-Fitzpatrcików. Odpowiedź pojawiła się stosunkowo szybko w jej głowie: święta. Święta były naprawdę dobrą skarbnicą zdjęć rodzinnych, bo nie było na nich nikogo oprócz rodziny, a więc bez partnerów nie na miejscu, tak jak to było na ostatnim weselu.
- Wiem! Pokażę Ci zdjęcia ze świąt i z wakacji. Ale to będzie naprawdę ciężkie. Sama nie pamiętam imion tych dalszych krewnych... - zacmokała z niezadowoleniem nad swoją ignorancją. jak przecież mogła zapomnieć o kuzynach i kuzynkach wszelkiej maści? Najpewniej Nora była bardziej zaznajomiona z nimi wszystkimi. O tak, zapyta Norę! Albo jak zwykle uda niedouczoną Chorwatkę, która po angielsku zna garstkę słów. Dotychczas to też sprawdzało się bardzo dobrze.
- Już widzę jak byś się przygraniał do jej ciepełka. - wystawiła mu język, by za chwilę uśmiechnąć się złośliwie. Za chwilę wróciła do szarpania się z jego ramionami i oczywiście nie widziała jak jej ulotka, a raczej ulotka znaleziona na stoliku znika w jego kieszeni.
- Daj sobie spokój, daj sobie spokój... - wywróciła teatralnie oczętami, po czym zgarnęła książkę do siebie posyłając mu urażone spojrzenie. Jak w ogóle mógł tak mówić? I to nic, że miał rację- ona wiedziała swoje.
- A ty już dałeś sobie do końca spokój z Jeunesse czy wrócisz ogrzać się przy jej ciepełku jak tylko zrobi się zimniej? - zapytała znów uśmiechając się dość złośliwie. Patrzyła na niego swoimi czekoladowymi tęczówkami, a jedna z brwi w oczekiwaniu na odpowiedź powędrowała nieco wyżej.
- Wesele na którym byłam z byłym chłopakiem mojej siostry i na którym moja druga siostra zostawiła swojego chłopaka w momencie w którym się oświadczył i wyjechała do Ameryki? Wolałabym nawet nie szukać zdjęć z tej imprezy chociaż miałam ładną sukienkę. - przyznała całkiem uczciwie by zamyślić się na chwilę skąd wziąć jakieś ludzkie zdjęcia z klanu Scotto-Fitzpatrcików. Odpowiedź pojawiła się stosunkowo szybko w jej głowie: święta. Święta były naprawdę dobrą skarbnicą zdjęć rodzinnych, bo nie było na nich nikogo oprócz rodziny, a więc bez partnerów nie na miejscu, tak jak to było na ostatnim weselu.
- Wiem! Pokażę Ci zdjęcia ze świąt i z wakacji. Ale to będzie naprawdę ciężkie. Sama nie pamiętam imion tych dalszych krewnych... - zacmokała z niezadowoleniem nad swoją ignorancją. jak przecież mogła zapomnieć o kuzynach i kuzynkach wszelkiej maści? Najpewniej Nora była bardziej zaznajomiona z nimi wszystkimi. O tak, zapyta Norę! Albo jak zwykle uda niedouczoną Chorwatkę, która po angielsku zna garstkę słów. Dotychczas to też sprawdzało się bardzo dobrze.
- Już widzę jak byś się przygraniał do jej ciepełka. - wystawiła mu język, by za chwilę uśmiechnąć się złośliwie. Za chwilę wróciła do szarpania się z jego ramionami i oczywiście nie widziała jak jej ulotka, a raczej ulotka znaleziona na stoliku znika w jego kieszeni.
- Daj sobie spokój, daj sobie spokój... - wywróciła teatralnie oczętami, po czym zgarnęła książkę do siebie posyłając mu urażone spojrzenie. Jak w ogóle mógł tak mówić? I to nic, że miał rację- ona wiedziała swoje.
- A ty już dałeś sobie do końca spokój z Jeunesse czy wrócisz ogrzać się przy jej ciepełku jak tylko zrobi się zimniej? - zapytała znów uśmiechając się dość złośliwie. Patrzyła na niego swoimi czekoladowymi tęczówkami, a jedna z brwi w oczekiwaniu na odpowiedź powędrowała nieco wyżej.
Strona 3 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 3 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach