Czytelnia
+32
Elijah Ward
Rhinna Hamilton
Micah Johansen
Aleksej Nowikow-Priboj
William Tully
Maddox Overton
Elsa de la Vega
Arletta Goretti
Cory Reynolds
Aleksander Cortez
William Greengrass
Vesna Kraiz
Genevieve White
Iris Xakly
Marcel Volante
Connor Campbell
Antonija Vedran
Mistrz Gry
Maja Vulkodlak
Nicolas Socha
Joel Frayne
Christine Greengrass
Emily Bronte
Rika Shaft
Wyatt Walker
Benedict Walton
Zoja Yordanova
Vanadesse Devereux
Keitaro Miyazaki
Anthony Wilson
Nora Vedran
Brennus Lancaster
36 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 8 z 8
Strona 8 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Czytelnia
First topic message reminder :
Pomieszczenie na samym końcu biblioteki. Przestronne, jasne i ciche z wieloma stolikami, które różnią się wielkością i ilością osób, które pomieszczą.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Czytelnia
Było środowe, niepozorne popołudnie, gdy uznała, że jeden ze swoich najgorszych pomysłów w życiu nadeszła pora zrealizować. Mierzwiło ją to i irytowało, ale im dłużej szukała innego rozwiązania, tym bardziej to najgłupsze było najodpowiedniejszym. Zsunęła się więc z łóżka w dormitorium, łapiąc w dłonie szczotkę do włosów. Kilkoma ruchami przeczesała rude pasma, odchylając się do tyłu i robiąc wysoką kitkę, westchnęła, uwieńczając ją ciemnozieloną frotką. Musiała wiedzieć.
Znalezienie Richarda nie było szczególnie trudno, nawet jeśli stosunkowo leniwie pokonywała kolejne schody prowadzące do biblioteki, gdzie ponoć tkwił nad książkami samotnie. Nie mogła zapytać Suzy o miejsce pobytu jej nowej fascynacji życiowej, bo jej temat też planowała poruszyć. O dziwo zrezygnowała z mundurka, wybierając mniej formalny strój. I tak oto dostrzegła go w czytelni, na samym jej krańcu w jednym z kątów. Sprytnie, było to najdalsze miejsce biblioteki, a stara raszpla mało kiedy tu zaglądała. Lauren poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do niego, bezceremonialnie siadając obok. Z położonego na kolanach tobołka wyciągnęła starannie przechowywane notatki, które jej ostatnio pożyczył i podniosła wzrok na siedzącego obok chłopaka, wysuwając je w jego kierunku.
- Przydatne, mógłbyś zostać wykładowcą. - skompletowała go bez żadnego "cześć", uznając je widocznie za zbędne. Oparła się o krzesło, stukając paznokciami o tkwiącą pomiędzy książkami piersiówkę, której Wilson zapomniał z pokoju życzeń. Miała wrażenie, że zna każdą rysę na jej powierzchni, tyle razy obracała nią w dłoniach od ich ostatniego spotkania. - Chciałam z Tobą pogadać, jeśli skończyłeś się uczyć. - dodała w końcu z westchnięciem, dość normalnym tonem. Wyprostowała głowę i rozejrzała się, dostrzegając dwójkę uczniów nieopodal. Chrząknęła, posyłając im już znacznie wredniejszy uśmiech, gdy Ci tylko obdarzyli ją swoją uwagę. - Znajdziecie miejsce w innej części biblioteki, czy powinnam was też zatruć? Sio.
Nie było trudno sprawić, aby ludzie się Ciebie bali lub Cię nie lubili, jeśli było się takim typem człowieka, jak Lauren. Z manią kontroli. Nie była tchórzem i nie chodziło o to, że bała się samej rozmowy z Baizenem, raczej problem stanowiły tematy, o których chciała z nim mówić. Nie była najlepsza w nazewnictwie skomplikowanych relacji i łatwiej byłoby go nauczyć animagii niż zapytać o Suzanne i Wilsona. Musiała być jednak dobrą przyjaciółką zarówno dla czarnowłosej, jak i dla siebie samej. Zmierzyła Krukona wzrokiem, wstając i odwracając krzesło przodem do niego, znów usiadła, zakładając nogę na nogę. Postawiła wcześniej też pionowo książki na blacie stolika, chcąc zasłonić nieco na nich widok, chociaż siedzieli w najdalszym kącie biblioteki. - Chcesz się napić? - zapytała jeszcze, wyciągając piersiówkę Anthonyego i pociągając łyka, poczuła przyjemnie rozgrzewający dreszcz na ciele. Teraz będzie łatwiej, tak działa alkohol, nie? Wyciągnęła w jego stronę dłoń z połyskującym przedmiotem. - A więc Ty i Suzy? To na poważnie? Nie martw się, nie zamierzam Ci mówić o tym, żebyś jej nie krzywdził, bo o tym doskonale wiesz lub prawić morałów, jak to wyrwę Ci nogi z tyłka, jeśli to zrobisz. Nie moja rola. Nie jesteś idiotą. Nie rań jej po prostu z premedytacją. To dobra dziewczyna, a Ty sprawiasz, że się uśmiecha. Rób tak dalej.
Jej wzrok świdrował jego twarz, jednak nie brzmiała na złą lub zdenerwowaną. Dopóki Castellani była szczęśliwa, nie miało to dla Lauren znacznie z kim, tak długo, jak druga osoba traktowała ją będzie uczciwie. Pamiętała też, że byli tylko nastolatkami i buzowały w nich hormony, będą popełniać błędy, brnąć w rzeczy, których nie rozumieli. I to było normalne. On nie raz będzie chciał jej przyjaciółkę rozszarpać, wyrzucić oknem, a ona pewnie będzie przez niego płakała i będzie miała ochotę go udusić. A potem sobie wyjaśnią, pogodzą się, rozpocznie się kolejny krąg dramatów i uniesień. Tak to już było, jak ludzie decydowali się na związek i budowanie więzi.
Znalezienie Richarda nie było szczególnie trudno, nawet jeśli stosunkowo leniwie pokonywała kolejne schody prowadzące do biblioteki, gdzie ponoć tkwił nad książkami samotnie. Nie mogła zapytać Suzy o miejsce pobytu jej nowej fascynacji życiowej, bo jej temat też planowała poruszyć. O dziwo zrezygnowała z mundurka, wybierając mniej formalny strój. I tak oto dostrzegła go w czytelni, na samym jej krańcu w jednym z kątów. Sprytnie, było to najdalsze miejsce biblioteki, a stara raszpla mało kiedy tu zaglądała. Lauren poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do niego, bezceremonialnie siadając obok. Z położonego na kolanach tobołka wyciągnęła starannie przechowywane notatki, które jej ostatnio pożyczył i podniosła wzrok na siedzącego obok chłopaka, wysuwając je w jego kierunku.
- Przydatne, mógłbyś zostać wykładowcą. - skompletowała go bez żadnego "cześć", uznając je widocznie za zbędne. Oparła się o krzesło, stukając paznokciami o tkwiącą pomiędzy książkami piersiówkę, której Wilson zapomniał z pokoju życzeń. Miała wrażenie, że zna każdą rysę na jej powierzchni, tyle razy obracała nią w dłoniach od ich ostatniego spotkania. - Chciałam z Tobą pogadać, jeśli skończyłeś się uczyć. - dodała w końcu z westchnięciem, dość normalnym tonem. Wyprostowała głowę i rozejrzała się, dostrzegając dwójkę uczniów nieopodal. Chrząknęła, posyłając im już znacznie wredniejszy uśmiech, gdy Ci tylko obdarzyli ją swoją uwagę. - Znajdziecie miejsce w innej części biblioteki, czy powinnam was też zatruć? Sio.
Nie było trudno sprawić, aby ludzie się Ciebie bali lub Cię nie lubili, jeśli było się takim typem człowieka, jak Lauren. Z manią kontroli. Nie była tchórzem i nie chodziło o to, że bała się samej rozmowy z Baizenem, raczej problem stanowiły tematy, o których chciała z nim mówić. Nie była najlepsza w nazewnictwie skomplikowanych relacji i łatwiej byłoby go nauczyć animagii niż zapytać o Suzanne i Wilsona. Musiała być jednak dobrą przyjaciółką zarówno dla czarnowłosej, jak i dla siebie samej. Zmierzyła Krukona wzrokiem, wstając i odwracając krzesło przodem do niego, znów usiadła, zakładając nogę na nogę. Postawiła wcześniej też pionowo książki na blacie stolika, chcąc zasłonić nieco na nich widok, chociaż siedzieli w najdalszym kącie biblioteki. - Chcesz się napić? - zapytała jeszcze, wyciągając piersiówkę Anthonyego i pociągając łyka, poczuła przyjemnie rozgrzewający dreszcz na ciele. Teraz będzie łatwiej, tak działa alkohol, nie? Wyciągnęła w jego stronę dłoń z połyskującym przedmiotem. - A więc Ty i Suzy? To na poważnie? Nie martw się, nie zamierzam Ci mówić o tym, żebyś jej nie krzywdził, bo o tym doskonale wiesz lub prawić morałów, jak to wyrwę Ci nogi z tyłka, jeśli to zrobisz. Nie moja rola. Nie jesteś idiotą. Nie rań jej po prostu z premedytacją. To dobra dziewczyna, a Ty sprawiasz, że się uśmiecha. Rób tak dalej.
Jej wzrok świdrował jego twarz, jednak nie brzmiała na złą lub zdenerwowaną. Dopóki Castellani była szczęśliwa, nie miało to dla Lauren znacznie z kim, tak długo, jak druga osoba traktowała ją będzie uczciwie. Pamiętała też, że byli tylko nastolatkami i buzowały w nich hormony, będą popełniać błędy, brnąć w rzeczy, których nie rozumieli. I to było normalne. On nie raz będzie chciał jej przyjaciółkę rozszarpać, wyrzucić oknem, a ona pewnie będzie przez niego płakała i będzie miała ochotę go udusić. A potem sobie wyjaśnią, pogodzą się, rozpocznie się kolejny krąg dramatów i uniesień. Tak to już było, jak ludzie decydowali się na związek i budowanie więzi.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Czytelnia
Gdyby spytać go, co bardziej działało mu na nerwy, bibliotekarka czy inni uczniowie, zdecydowanie padłaby odpowiedź odnośnie opcji numer jeden. Dzieciarnię łatwo wykurzyć, parę warknięć, od biedy pogrozić zaklęciami albo eliksirem dolanym do picia na kolacji. A tamtą babę to najchętniej by się podpaliło na miejscu i patrzyło, jak wije się w katuszach. Rich uważał, że to zbędna osoba, naprawdę. Wszystko dałoby radę zrobić zaklęciami, a skrzaty i tak czyściły już półki i podłogi za nią. Siedział w bibliotece dobrych kilkadziesiąt minut, a ona trzy razy już mu wchodziła w drogę. Za czwartym razem Krukon nie ręczy za siebie. I nie chodziło o samo przeszkadzanie już, ale właśnie o jej osobę. On nie lubił tej starej baby. Zerkał jednak na ten moment grzeczniej w swoje notatki, rozparty na krześle, wspierając się jednym ramieniem o regał obok.
Magiczne pióro, które uwielbiał szczerze, skrobało czasem co ważniejszą informację na pustym pergaminie. Był skupiony, ale nie na tyle, żeby nie poczuć zapachu perfum, które kojarzył już dość dobrze. Nie zareagował w żaden wybitny sposób, spokojnie przesuwając różdżką nad książką, z której robił notatki. Kolejna strona się obróciła.
- Tego jeszcze nie słyszałem, hmmm... - Odparł swobodnym tonem, słysząc o tym, że mógłby być jakimś psorem. A może powinien się nad tym poważniej zastanowić? To wcale nie jest zła kariera. Rzeczywiście jego notatki były precyzyjne, ba, bardzo skupiały się na sensie problemu a nie laniu wody, żeby zapchać pergamin. Jeśli zrzynać coś na egzaminie to tylko od blondyna. Temat jego przyszłości kiedyś będzie znowu wzięty na tapet, bo póki co przyziemne sprawy były ważniejsze. Jego ślepia przesuwały się teraz po ostatniej notce pióra. - Nie skończyłem, ale przerwa mi się przyda. - Odparł, a pióro zawirowało w powietrzu i opadło bezwładnie w miejscu, w którym skończyło pisać. Richard spojrzał na rudowłosą Ślizgonkę, uśmiechając się dosłownie kącikiem ust. Lubił jej bezpośredniość, więc w chwilę potem łypnął za odchodzącymi uczniami i prychnął z rozbawieniem. Lauren potrafiła zrobić piorunujące wrażenie na młodszych uczniach, zapewne starszych też, więc on nie musiał się nawet wysilać na to, żeby coś za nią załatwić. Szybko byli znów sami, a jedynie gdzieś w oddali słychać było krótkie darcie się bibliotekarki. Na kogo? Na Irytka. Klasyka tematu.
Baizen nie wiedział, czego właściwie dotyczyć miała ta nagła, nieco niespodziewana wizyta panny Sharp. Obserwował ją wnikliwym, ale jakoś wybitnie przenikliwym spojrzeniem. Był ciekawy, co od niego chciała, a tematyki nie powstydziłby się żadnej. Skoro tylko ustawiła książki i wyciągnęła do niego znajomy przedmiot, pufnął, jakby zeszło z nieco cierpienie świata.- Na wszystkie pufki świata, czytasz w myślach? - Spytał trochę z rozbawieniem i wyciągnął rękę po ulubioną własność Wilsona. Upił z niej dorodnego łyka, znów łapiąc się na tym, że chyba Anthony przy niej kombinował. Czyżby była bez dna? Who knows. Oblizał się, oddając dziewczynie piersiówkę i uniósłszy brwi, cofnął plecy znów na oparcie krzesła. Temat, który podjęła Lauren nie dziwił go. On sam przecież zagadywał ją wcześniej o kwestię wilsonowskiej burzy miłości. To taka niepisana obawa, że ktoś bliski będzie zraniony. Ba, on teraz też czuł to w stosunku do Suzanne. Wiedział, że potrafił być agresywny, przede wszystkim w okolicy pełni. Po był bardziej zbitym psem, ale przed i w trakcie? Wbrew pozorom, Richard był bardzo dobrym wilkołakiem i nie kpił sobie ze swojego stanu. Na ile mógł, dbał o to, żeby wszyscy byli bezpieczni, nawet kosztem swojego spokoju i swobody.
Szarpnął zębami swoją dolną wargę, delikatnie kiwając głową. Nie był jeszcze pewny, że można określić ich mianem pary, ale powiedzmy, że wisiało to zdecydowanie w powietrzu i nie była to kwestia zaklęć lewitujących. - Jeszcze się nie zadeklarowaliśmy, ale chcę z nią o tym porozmawiać. - Zakomunikował spokojnym głosem, a po chwili uśmiechnął się delikatnie, choć bardzo szczerze. Spojrzał przy tym na swoją lewicę, w której trzymał różdżkę. Opuścił magiczny patyczek i poruszył palcami, zamykając i otwierając na nowo pięść. Sharp nie mogła wiedzieć o tym, ale wyobrażał sobie znów swoją łapę z pazurami. Oj, rozłam wewnętrzny się szykuje... Cofnął nagle źrenice na przyjaciółkę swojej lubej, kiwając głową. - W kwestii wyrywania czegokolwiek albo kończenia mojego żywota, miałem rozmowę z ojcem Suzanne. Powiedzmy, że dotarło do mnie to, co było i tak logiczne. - To nie ten typ, co łamie dziewczęce serca i żywi się płaczem. Nawet można by powiedzieć, że obawiał się iż tak on skończy w tym pairingu, ale był skory zaryzykować wiele. Włącznie ze zdradzeniem młodej Castellani to, czego świadomy był jej ojciec. Tej genetycznej "naleciałości". Co najmniej zabawnie będzie wyglądała rozmowa Su i Lau, gdy obie będą mówiły o wilkołaczych sprawach.
Rich pufnął krótko i przesunął uwolnioną od różdżki dłonią po swoich włosach. Łypnął w bok, nad zakrywającymi ich książkami, czy nikt nie idzie, ale przecież by szybciej coś usłyszał. - Ona też sprawia, że się uśmiecham... To nowe i bardzo miłe uczucie, ale sam nie wiem, jak bardzo jest odwzajemnione. - Zamknął oczy, umęczony wizją tortury, jaką będzie wyrażenie jej swojej tajemnicy. Naprawdę obawiał się jej reakcji. Oparł głowę o regał, a gdy już łaskaw był podnieść powieki, wycelował wzrok w Ślizgonkę. - Także obawiać się nie musisz o to, że coś z premedytacją przeciwko niej zrobię. Prędzej ona mi wybije miotłą oko. - Zaśmiał się niemo, bo jakoś cokolwiek wspominającego ciemnowłosą dziewczynę sprawiało, że poprawiał się mu humor. Rozmarzył się przez chwilę o tym, że jest dzięki wybrance ślepy, ale szybko prychnął, rozbawiony własnym szaleństwem i dodał jeszcze kilka słów. - Mówiła Ci coś o mnie, co? Powiedz... - Teraz nachylił się nad stolikiem w stronę dziewczyny i uśmiechnął wesołkowato, czekając na odpowiedź. No dawaj! Zdradź coś, chcę wiedzieć!
Magiczne pióro, które uwielbiał szczerze, skrobało czasem co ważniejszą informację na pustym pergaminie. Był skupiony, ale nie na tyle, żeby nie poczuć zapachu perfum, które kojarzył już dość dobrze. Nie zareagował w żaden wybitny sposób, spokojnie przesuwając różdżką nad książką, z której robił notatki. Kolejna strona się obróciła.
- Tego jeszcze nie słyszałem, hmmm... - Odparł swobodnym tonem, słysząc o tym, że mógłby być jakimś psorem. A może powinien się nad tym poważniej zastanowić? To wcale nie jest zła kariera. Rzeczywiście jego notatki były precyzyjne, ba, bardzo skupiały się na sensie problemu a nie laniu wody, żeby zapchać pergamin. Jeśli zrzynać coś na egzaminie to tylko od blondyna. Temat jego przyszłości kiedyś będzie znowu wzięty na tapet, bo póki co przyziemne sprawy były ważniejsze. Jego ślepia przesuwały się teraz po ostatniej notce pióra. - Nie skończyłem, ale przerwa mi się przyda. - Odparł, a pióro zawirowało w powietrzu i opadło bezwładnie w miejscu, w którym skończyło pisać. Richard spojrzał na rudowłosą Ślizgonkę, uśmiechając się dosłownie kącikiem ust. Lubił jej bezpośredniość, więc w chwilę potem łypnął za odchodzącymi uczniami i prychnął z rozbawieniem. Lauren potrafiła zrobić piorunujące wrażenie na młodszych uczniach, zapewne starszych też, więc on nie musiał się nawet wysilać na to, żeby coś za nią załatwić. Szybko byli znów sami, a jedynie gdzieś w oddali słychać było krótkie darcie się bibliotekarki. Na kogo? Na Irytka. Klasyka tematu.
Baizen nie wiedział, czego właściwie dotyczyć miała ta nagła, nieco niespodziewana wizyta panny Sharp. Obserwował ją wnikliwym, ale jakoś wybitnie przenikliwym spojrzeniem. Był ciekawy, co od niego chciała, a tematyki nie powstydziłby się żadnej. Skoro tylko ustawiła książki i wyciągnęła do niego znajomy przedmiot, pufnął, jakby zeszło z nieco cierpienie świata.- Na wszystkie pufki świata, czytasz w myślach? - Spytał trochę z rozbawieniem i wyciągnął rękę po ulubioną własność Wilsona. Upił z niej dorodnego łyka, znów łapiąc się na tym, że chyba Anthony przy niej kombinował. Czyżby była bez dna? Who knows. Oblizał się, oddając dziewczynie piersiówkę i uniósłszy brwi, cofnął plecy znów na oparcie krzesła. Temat, który podjęła Lauren nie dziwił go. On sam przecież zagadywał ją wcześniej o kwestię wilsonowskiej burzy miłości. To taka niepisana obawa, że ktoś bliski będzie zraniony. Ba, on teraz też czuł to w stosunku do Suzanne. Wiedział, że potrafił być agresywny, przede wszystkim w okolicy pełni. Po był bardziej zbitym psem, ale przed i w trakcie? Wbrew pozorom, Richard był bardzo dobrym wilkołakiem i nie kpił sobie ze swojego stanu. Na ile mógł, dbał o to, żeby wszyscy byli bezpieczni, nawet kosztem swojego spokoju i swobody.
Szarpnął zębami swoją dolną wargę, delikatnie kiwając głową. Nie był jeszcze pewny, że można określić ich mianem pary, ale powiedzmy, że wisiało to zdecydowanie w powietrzu i nie była to kwestia zaklęć lewitujących. - Jeszcze się nie zadeklarowaliśmy, ale chcę z nią o tym porozmawiać. - Zakomunikował spokojnym głosem, a po chwili uśmiechnął się delikatnie, choć bardzo szczerze. Spojrzał przy tym na swoją lewicę, w której trzymał różdżkę. Opuścił magiczny patyczek i poruszył palcami, zamykając i otwierając na nowo pięść. Sharp nie mogła wiedzieć o tym, ale wyobrażał sobie znów swoją łapę z pazurami. Oj, rozłam wewnętrzny się szykuje... Cofnął nagle źrenice na przyjaciółkę swojej lubej, kiwając głową. - W kwestii wyrywania czegokolwiek albo kończenia mojego żywota, miałem rozmowę z ojcem Suzanne. Powiedzmy, że dotarło do mnie to, co było i tak logiczne. - To nie ten typ, co łamie dziewczęce serca i żywi się płaczem. Nawet można by powiedzieć, że obawiał się iż tak on skończy w tym pairingu, ale był skory zaryzykować wiele. Włącznie ze zdradzeniem młodej Castellani to, czego świadomy był jej ojciec. Tej genetycznej "naleciałości". Co najmniej zabawnie będzie wyglądała rozmowa Su i Lau, gdy obie będą mówiły o wilkołaczych sprawach.
Rich pufnął krótko i przesunął uwolnioną od różdżki dłonią po swoich włosach. Łypnął w bok, nad zakrywającymi ich książkami, czy nikt nie idzie, ale przecież by szybciej coś usłyszał. - Ona też sprawia, że się uśmiecham... To nowe i bardzo miłe uczucie, ale sam nie wiem, jak bardzo jest odwzajemnione. - Zamknął oczy, umęczony wizją tortury, jaką będzie wyrażenie jej swojej tajemnicy. Naprawdę obawiał się jej reakcji. Oparł głowę o regał, a gdy już łaskaw był podnieść powieki, wycelował wzrok w Ślizgonkę. - Także obawiać się nie musisz o to, że coś z premedytacją przeciwko niej zrobię. Prędzej ona mi wybije miotłą oko. - Zaśmiał się niemo, bo jakoś cokolwiek wspominającego ciemnowłosą dziewczynę sprawiało, że poprawiał się mu humor. Rozmarzył się przez chwilę o tym, że jest dzięki wybrance ślepy, ale szybko prychnął, rozbawiony własnym szaleństwem i dodał jeszcze kilka słów. - Mówiła Ci coś o mnie, co? Powiedz... - Teraz nachylił się nad stolikiem w stronę dziewczyny i uśmiechnął wesołkowato, czekając na odpowiedź. No dawaj! Zdradź coś, chcę wiedzieć!
Re: Czytelnia
Gdyby zorganizować wybory na najbardziej znielubioną przez uczniów osobę z kadry pedagogicznej Hogwartu — Szkoły Magii i Dramatu, bibliotekarka mogłaby powalczyć o pierwsze miejsce razem ze starą raszplą ze skrzydła szpitalnego oraz ekscentryczną babą od numerologii, która mówiła tak niewyraźnie i szybko, że Lauren nie mogła jej w ogóle zrozumieć. To był też jeden z powodów, dla których rzuciła ten przedmiot. Byłaby w stanie postawić się w sytuacji Baizena, wczuć się w jego zirytowanie, bo nie raz była gotowa rzucić jej w głowie najgrubszym tomem prawiącym o buntach goblinów.
Uniosła brew w zaskoczeniu, że nikt mu nie wspomniał o jego potencjale do kariery w edukacji, ale nie kontynuowała jednak tematu, uznając, że co za dużo, to niezdrowo. Richard miał notatki lepsze, niż ich wykładowca i z pewnością łatwiej było się z nich czegokolwiek nauczyć. Nie była z alchemii i zielarstwa tak dobra, jak on, więc doceniała każdą formę pomocy dydaktycznej, która mogłaby zagwarantować jej PO lub W na egzaminach. Kiwnęła głową na jego odpowiedź, pozbywając się zaraz irytującego towarzystwa. Nie potrzebowała świadków tej rozmowy, nadal nie wierząc, że sama się na to zdecydowała. Przecież praktycznie nie znała Krukona!
Wychodziła z założenia, że była silną i niezależną kobietą, która poradzi sobie ze wszystkim. Szkoda tylko, że sprawy zaczynały się komplikować. Irytek najmniej ją teraz obchodził, skupiony na szczęście na Gryfonach czy Bibliotekarce. Ślizgonów mało kiedy zaczepiał, bojąc się Barona.
- Gdy myślę sobie o tym, aby spróbować się tego nauczyć to przypominam sobie, ile paskudnych rzeczy mogłabym się dowiedzieć i robi mi się niedobrze. Już słuchanie werbalne jest męczące. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo czytała i orientowała się na temat obrony oraz włamywania się do umysłu na wypadek, gdyby zdecydowała się pójść w karierę Aurora, jak jej brat. Zwilżyła usta, pozbywając się z nich resztki trunku z piersiówki Anthyonego, która ostatnimi dniami była jej wiernym towarzyszem. Przyglądała mu się, jak pił. Czy on naprawdę był do tego odpowiedni? Suzanna mu ufała. Zrobiła jeszcze łyka, gdy oddał jej przedmiot i zakręciła piersiówkę, wsuwając ją do torby. Wbiła w niego spojrzenie, nie umiejąc zupełnie być subtelną, więc musiała polegać na bezpośredniości. Może to jednak lepiej? Dzięki temu nie było żadnych niedomówień, a Richard mógł dokładnie ją zrozumieć i usłyszeć. Na pewno wiedział, że nie robiła tego tylko dla zasady, tylko szczerze uwielbiała jego przyszłą dziewczynę i jej uśmiech. Była jej osobą, ta Castellani i cały jej bałagan.
On poruszył z nią temat Wilsona, mogła wyjąć kartę czarnowłosej. Wyglądał na zamyślonego, gdy chwilę tak tkwili w milczeniu, a w tle roznosiły się jakieś krzyki, których brzmienie Lau całkiem ignorowała.
Nie przerywała mu, nie zdawała pytań o rzeczy oczywiste, bo było na to szkoda czasu. Obydwoje myśleli o sobie na tyle, aby iskrzyły się im oczy. Skoro powiedział, że będzie z nią o tym rozmawiał, to była z pewnością kwestia kilku dni, aż szkołę obiegnie ta wspaniała wiadomość o nowych wróbelkach. Jego uśmiech sprawił, że i jej kąciki ust drgnęły łagodnie ku górze. Naprawdę życzyła im dobrze. Zaśmiała się, kręcąc głową. No tak, stary obrońca, który najchętniej zamknąłby w wieży swoją córkę i kazał jej cały czas latać na miotle, a potem skupić się na karierze międzynarodowej. Castellani był pod tym względem niesprawiedliwym egoistą. - Skoro żyjesz, powiedziałabym, że masz jakąś formę jego aprobaty. To dobrze dla was.
Los był doprawdy komiczny, tworząc swoje supełki i plącząc nici. Ona znała sekret Wilsona, Suzanne miała poznać sekret Richarda i obydwie razem osiągnęły mistrzostwo transmutacji, opanowując animagię. Usiadła wygodniej, przywierając do krzesła i poprawiając ubranie, bo zawsze była pedantyczna. Poszła jego śladem, rozglądając się na boki. Na Merlina, musieli wyglądać tak, jakby planowali coś niedobrego, jak podpalenie tego cholernego zamku. Wydawać się jednak mogło, że gdyby tę dwójkę połączył jakiś cel i złość, to mogliby stworzyć doskonale zgrany duet potencjalnych morderców lub aurorów. Czy mógłby jednak złamać serce, czy to jego serce zostać mogło złamane? Nie życzyła mu przekonywania się o tym, skoro już przepadł w Suzkowych oczach.
- Wasza płeć jest naprawdę mało bystra, gdy chodzi o kobiety. - skwitowała z niedowierzaniem na jego słowa o wątpliwym odwzajemnieniu. On naprawdę nie dostrzegał, jak na niego patrzyła jej przyjaciółka? Lauren była pewna, że gdy opowiadała jej o ich pocałunku, to rozbierała go myślami z tego podekscytowania. - To prawdopodobne z tą miotłą. Bywa niepoczytalna i nierozsądna, ale to też część Suzy, którą warto akceptować.
Nie miała absolutnie problemu z wyobrażeniem sobie Castellani goniącej z tą miotłą za jakąś dziewczyną, która by się nazbyt do Rysia przysunęła lub próbowała go oczarować. Witki mogłyby skończyć w oku, doszłoby do tragedii. Westchnęła bezgłośnie, przyglądając mu się, gdy tak się uśmiechał na samą perspektywę bycia pogonionym kijem przez Ślizgonkę. Wbiła spojrzenie najpierw w jego twarz, a później w oczy. Mądry, a idiota. Prychnęła na jego prośbę, nachylając się w jego stronę z surową miną. Uniosła palce i przyłożyła mu jeden z nich do czoła. - Jeśli zdradzę Ci ten sekret, co będzie ze mnie za przyjaciółka Baizen? Aczkolwiek gdyby mówiła źle, to byśmy teraz rozmawiali, prawda?
Oczy miał niczym mały chłopiec, który czekał na największą słodycz w swoim życiu. Pstryknęła jego czoło z kolejnym prychnięciem, kręcąc głową i prostując plecy. - Zajmij się nią, gdy ja nie będę mogła.
Uniosła brew w zaskoczeniu, że nikt mu nie wspomniał o jego potencjale do kariery w edukacji, ale nie kontynuowała jednak tematu, uznając, że co za dużo, to niezdrowo. Richard miał notatki lepsze, niż ich wykładowca i z pewnością łatwiej było się z nich czegokolwiek nauczyć. Nie była z alchemii i zielarstwa tak dobra, jak on, więc doceniała każdą formę pomocy dydaktycznej, która mogłaby zagwarantować jej PO lub W na egzaminach. Kiwnęła głową na jego odpowiedź, pozbywając się zaraz irytującego towarzystwa. Nie potrzebowała świadków tej rozmowy, nadal nie wierząc, że sama się na to zdecydowała. Przecież praktycznie nie znała Krukona!
Wychodziła z założenia, że była silną i niezależną kobietą, która poradzi sobie ze wszystkim. Szkoda tylko, że sprawy zaczynały się komplikować. Irytek najmniej ją teraz obchodził, skupiony na szczęście na Gryfonach czy Bibliotekarce. Ślizgonów mało kiedy zaczepiał, bojąc się Barona.
- Gdy myślę sobie o tym, aby spróbować się tego nauczyć to przypominam sobie, ile paskudnych rzeczy mogłabym się dowiedzieć i robi mi się niedobrze. Już słuchanie werbalne jest męczące. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo czytała i orientowała się na temat obrony oraz włamywania się do umysłu na wypadek, gdyby zdecydowała się pójść w karierę Aurora, jak jej brat. Zwilżyła usta, pozbywając się z nich resztki trunku z piersiówki Anthyonego, która ostatnimi dniami była jej wiernym towarzyszem. Przyglądała mu się, jak pił. Czy on naprawdę był do tego odpowiedni? Suzanna mu ufała. Zrobiła jeszcze łyka, gdy oddał jej przedmiot i zakręciła piersiówkę, wsuwając ją do torby. Wbiła w niego spojrzenie, nie umiejąc zupełnie być subtelną, więc musiała polegać na bezpośredniości. Może to jednak lepiej? Dzięki temu nie było żadnych niedomówień, a Richard mógł dokładnie ją zrozumieć i usłyszeć. Na pewno wiedział, że nie robiła tego tylko dla zasady, tylko szczerze uwielbiała jego przyszłą dziewczynę i jej uśmiech. Była jej osobą, ta Castellani i cały jej bałagan.
On poruszył z nią temat Wilsona, mogła wyjąć kartę czarnowłosej. Wyglądał na zamyślonego, gdy chwilę tak tkwili w milczeniu, a w tle roznosiły się jakieś krzyki, których brzmienie Lau całkiem ignorowała.
Nie przerywała mu, nie zdawała pytań o rzeczy oczywiste, bo było na to szkoda czasu. Obydwoje myśleli o sobie na tyle, aby iskrzyły się im oczy. Skoro powiedział, że będzie z nią o tym rozmawiał, to była z pewnością kwestia kilku dni, aż szkołę obiegnie ta wspaniała wiadomość o nowych wróbelkach. Jego uśmiech sprawił, że i jej kąciki ust drgnęły łagodnie ku górze. Naprawdę życzyła im dobrze. Zaśmiała się, kręcąc głową. No tak, stary obrońca, który najchętniej zamknąłby w wieży swoją córkę i kazał jej cały czas latać na miotle, a potem skupić się na karierze międzynarodowej. Castellani był pod tym względem niesprawiedliwym egoistą. - Skoro żyjesz, powiedziałabym, że masz jakąś formę jego aprobaty. To dobrze dla was.
Los był doprawdy komiczny, tworząc swoje supełki i plącząc nici. Ona znała sekret Wilsona, Suzanne miała poznać sekret Richarda i obydwie razem osiągnęły mistrzostwo transmutacji, opanowując animagię. Usiadła wygodniej, przywierając do krzesła i poprawiając ubranie, bo zawsze była pedantyczna. Poszła jego śladem, rozglądając się na boki. Na Merlina, musieli wyglądać tak, jakby planowali coś niedobrego, jak podpalenie tego cholernego zamku. Wydawać się jednak mogło, że gdyby tę dwójkę połączył jakiś cel i złość, to mogliby stworzyć doskonale zgrany duet potencjalnych morderców lub aurorów. Czy mógłby jednak złamać serce, czy to jego serce zostać mogło złamane? Nie życzyła mu przekonywania się o tym, skoro już przepadł w Suzkowych oczach.
- Wasza płeć jest naprawdę mało bystra, gdy chodzi o kobiety. - skwitowała z niedowierzaniem na jego słowa o wątpliwym odwzajemnieniu. On naprawdę nie dostrzegał, jak na niego patrzyła jej przyjaciółka? Lauren była pewna, że gdy opowiadała jej o ich pocałunku, to rozbierała go myślami z tego podekscytowania. - To prawdopodobne z tą miotłą. Bywa niepoczytalna i nierozsądna, ale to też część Suzy, którą warto akceptować.
Nie miała absolutnie problemu z wyobrażeniem sobie Castellani goniącej z tą miotłą za jakąś dziewczyną, która by się nazbyt do Rysia przysunęła lub próbowała go oczarować. Witki mogłyby skończyć w oku, doszłoby do tragedii. Westchnęła bezgłośnie, przyglądając mu się, gdy tak się uśmiechał na samą perspektywę bycia pogonionym kijem przez Ślizgonkę. Wbiła spojrzenie najpierw w jego twarz, a później w oczy. Mądry, a idiota. Prychnęła na jego prośbę, nachylając się w jego stronę z surową miną. Uniosła palce i przyłożyła mu jeden z nich do czoła. - Jeśli zdradzę Ci ten sekret, co będzie ze mnie za przyjaciółka Baizen? Aczkolwiek gdyby mówiła źle, to byśmy teraz rozmawiali, prawda?
Oczy miał niczym mały chłopiec, który czekał na największą słodycz w swoim życiu. Pstryknęła jego czoło z kolejnym prychnięciem, kręcąc głową i prostując plecy. - Zajmij się nią, gdy ja nie będę mogła.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Czytelnia
Może kiedyś przyjdzie im porozmawiać na dodatkowych zajęciach z planowania życia dorosłego maga. Wtedy będą argumentować sobie, jakie kierunki są dla nich mniej lub bardziej stosowne. Dodam jednak, że nieświadomie, ta rudowłosa uczennica odgadła powód, przez który sam Baizen nie miał zamiaru pójść na aurora, chociaż by mu chcieli i zapłacić bogactwem galeonów. On nie zniósłby legilimencji, nawet jeśli bardzo dobrze by kontrolował swoje moce. To po prostu nie ten typ, nie nadający się do słyszenia jakichkolwiek głosów, myśli czy uczuć kogokolwiek innego, niż swoich. Wystarczało mu, że tracił kontrolę nad swoim umysłem w czasie pełni. Enough.
Nie było w jego zaangażowaniu w picie z piersiówki czegoś podejrzanego lub zbyt banalnego. Gdyby nie miał ochoty na łyka, nie wziąłby go. Teraz jednak, gdy siedziała obok niego pewna niebanalna dziewoja, musiał chyba sobie ulżyć zawczasu emocji, żeby się przypadkiem nie zdenerwować nadto. Starał się kontrolować, wręcz wchodziło mu to już w krew, ale ryzyko było zawsze wyższe, gdy do białego wariata na niebie było już tylko kilka dni. Jeszcze nie był chodzącym kłębkiem nerwów, ale zdarzyło się mu spojrzeć w kogoś na zajęciach tak przeszywającym wzrokiem, że aż zdawało się, że miał ochotę kogoś zjeść. Z powodu irytacji. A że przy okazji i Lauren rozluźni na tyle, żeby się nie obawiać przeciwstawienia się Rysiowi, no to same plusy!
Żeby Krukon miał takie wesołe podejście do spotkania z panem Castellari, co psiapsi Suzanny, to pewnie by do niego wyskoczył ze swobodnym hej, teściu. I by zginął. Ruda się śmiała wesoło, co sprawiło, że Baizen przyglądał się jej chwilę, jak jakiemuś zjawisku, anomalii co najmniej, a on wspominał to, jak nie był przekonany czy spotkanie nie rozpocznie się siarczystym lepem. Przecież to aż burczało w powietrzu, a powietrze wibrowało między tymi dwoma kogutami. - Może i dobrze, ale czuję jego spojrzenie ciągle na karku. - Stwierdził i tak dość luźnym tonem. Starał się nie nastawiać źle do Marka, bo sam pewnie by podobnie podchodził do kwestii kontaktów swojej ewentualnie ukochanej córki z jakimś gryzipiórkiem. To było niemalże logiczne, że tak ich spotkanie może się potoczyć, a jednak mina ojca Ślizgonki, gdy blondyn wyszedł z sali transmutacji, gdyby mogła avadować to Sharp rozmawiałaby z duchem. I to przystojnym duchem.
Baizen zmrużył oczy podejrzliwie, jakby teraz to dziewczyna mówiła magicznie zmienionymi słowami, których on nie potrafiłby odczytać. Gobliński język przynajmniej. A jedynie wspomniała, że faceci domyślni niezbyt w kwestii kobiet są. Całkiem prawdopodobne jest to, że przebrzmiewało przez młodego wilkołaka to, że był niepewny siebie w oczach ciemnowłosej Ślizgonki. Swojej genetycznej naleciałości.
Słowo niepoczytalna brzmiało mu bardzo dobrze w uszach. A jeszcze lepiej, gdy określało pannę Castellani. Drgnęły mu kąciki ust, ale naprawdę starał się nie być aż tak rozanielony na jej wspomnienie. Ale gdy Sharp wycelowała w jego czoło palcem, on parsknął śmiechem, zezując przez chwilę. - Masz rację, ruda wariatko. - Odparł swobodnie, łapiąc jej dłoń i specjalnie zagryzając na końcu palca zęby. Ot dla zasady. Dziab. Słysząc jej ostatnie słowa, przyjrzał się jej wyraźnie skonsternowany. Pasowały do niej, ale stylem były bliżej pożegnania, niż przekazania obrony nad przyjaciółką. Suzanne mogła się cieszyć, że miała w niej tak oddaną koleżankę, ale Krukon zacmokał wyraźnie. - Zabrzmiało, jak byś miała gdzieś uciec nagle. Ty teraz nie myśl o tym, żeby jej złamać serce. - Był przekonany, że to nie byłby dobry moment na takie radykalne zmiany przyjaźni, jak nagłe zniknięcie Lauren Sharp. Szarpnął zębami swoją dolną wargę i wbił wzrok przez chwilę w stół. Prychnął, nagle rozbawiony swoimi myślami. - Na Rovenę... - Zaczął, wzdychając przeciągle. - Zakochałem się. - Oparł bezradnie na blat, dosłownie wbijając swoje czoło w drewno. Opadł z sił, Romeo zakuty. - Zupełnie, jak Wilson. - Wymamrotał, jak gdyby nigdy nic, zaraz patrząc na rudowłosą. Teraz on wytknął ją palcem. - Spowiadaj się szybko. Jak to między Wami teraz jest? - Już kilkanaście dni od balu minęło. Mogło się wiele zmienić, a Richard słuchał plotek zdecydowanie gorzej, niż reszta szkoły. Miał je w poważaniu.
Nie było w jego zaangażowaniu w picie z piersiówki czegoś podejrzanego lub zbyt banalnego. Gdyby nie miał ochoty na łyka, nie wziąłby go. Teraz jednak, gdy siedziała obok niego pewna niebanalna dziewoja, musiał chyba sobie ulżyć zawczasu emocji, żeby się przypadkiem nie zdenerwować nadto. Starał się kontrolować, wręcz wchodziło mu to już w krew, ale ryzyko było zawsze wyższe, gdy do białego wariata na niebie było już tylko kilka dni. Jeszcze nie był chodzącym kłębkiem nerwów, ale zdarzyło się mu spojrzeć w kogoś na zajęciach tak przeszywającym wzrokiem, że aż zdawało się, że miał ochotę kogoś zjeść. Z powodu irytacji. A że przy okazji i Lauren rozluźni na tyle, żeby się nie obawiać przeciwstawienia się Rysiowi, no to same plusy!
Żeby Krukon miał takie wesołe podejście do spotkania z panem Castellari, co psiapsi Suzanny, to pewnie by do niego wyskoczył ze swobodnym hej, teściu. I by zginął. Ruda się śmiała wesoło, co sprawiło, że Baizen przyglądał się jej chwilę, jak jakiemuś zjawisku, anomalii co najmniej, a on wspominał to, jak nie był przekonany czy spotkanie nie rozpocznie się siarczystym lepem. Przecież to aż burczało w powietrzu, a powietrze wibrowało między tymi dwoma kogutami. - Może i dobrze, ale czuję jego spojrzenie ciągle na karku. - Stwierdził i tak dość luźnym tonem. Starał się nie nastawiać źle do Marka, bo sam pewnie by podobnie podchodził do kwestii kontaktów swojej ewentualnie ukochanej córki z jakimś gryzipiórkiem. To było niemalże logiczne, że tak ich spotkanie może się potoczyć, a jednak mina ojca Ślizgonki, gdy blondyn wyszedł z sali transmutacji, gdyby mogła avadować to Sharp rozmawiałaby z duchem. I to przystojnym duchem.
Baizen zmrużył oczy podejrzliwie, jakby teraz to dziewczyna mówiła magicznie zmienionymi słowami, których on nie potrafiłby odczytać. Gobliński język przynajmniej. A jedynie wspomniała, że faceci domyślni niezbyt w kwestii kobiet są. Całkiem prawdopodobne jest to, że przebrzmiewało przez młodego wilkołaka to, że był niepewny siebie w oczach ciemnowłosej Ślizgonki. Swojej genetycznej naleciałości.
Słowo niepoczytalna brzmiało mu bardzo dobrze w uszach. A jeszcze lepiej, gdy określało pannę Castellani. Drgnęły mu kąciki ust, ale naprawdę starał się nie być aż tak rozanielony na jej wspomnienie. Ale gdy Sharp wycelowała w jego czoło palcem, on parsknął śmiechem, zezując przez chwilę. - Masz rację, ruda wariatko. - Odparł swobodnie, łapiąc jej dłoń i specjalnie zagryzając na końcu palca zęby. Ot dla zasady. Dziab. Słysząc jej ostatnie słowa, przyjrzał się jej wyraźnie skonsternowany. Pasowały do niej, ale stylem były bliżej pożegnania, niż przekazania obrony nad przyjaciółką. Suzanne mogła się cieszyć, że miała w niej tak oddaną koleżankę, ale Krukon zacmokał wyraźnie. - Zabrzmiało, jak byś miała gdzieś uciec nagle. Ty teraz nie myśl o tym, żeby jej złamać serce. - Był przekonany, że to nie byłby dobry moment na takie radykalne zmiany przyjaźni, jak nagłe zniknięcie Lauren Sharp. Szarpnął zębami swoją dolną wargę i wbił wzrok przez chwilę w stół. Prychnął, nagle rozbawiony swoimi myślami. - Na Rovenę... - Zaczął, wzdychając przeciągle. - Zakochałem się. - Oparł bezradnie na blat, dosłownie wbijając swoje czoło w drewno. Opadł z sił, Romeo zakuty. - Zupełnie, jak Wilson. - Wymamrotał, jak gdyby nigdy nic, zaraz patrząc na rudowłosą. Teraz on wytknął ją palcem. - Spowiadaj się szybko. Jak to między Wami teraz jest? - Już kilkanaście dni od balu minęło. Mogło się wiele zmienić, a Richard słuchał plotek zdecydowanie gorzej, niż reszta szkoły. Miał je w poważaniu.
Re: Czytelnia
Richard Baizen musiał być jednostką wybitną w jakiś niezrozumiały sposób, bo nie często zdarzało się, aby Lauren była w stanie czuć się tak swobodnie przy kimś obcym. Praktycznie nic o nim nie wiedziała poza tym, że Suzanna się śliniła na jego widok. Czy jej przyjaciółka miała intuicję do ludzi? Westchnęła, pozwalając sobie na przymknięcie oczu na kilka dłuższych sekund, odganiając od siebie głupie myśli na temat ułomności i fałszywości gatunku ludzkiego. Richard może taki nie był, a jak był, to będzie miała nauczkę. Wyciągnie wnioski, a potem zrujnuje mu opinię u Castellani. Był to jakiś plan, bo przecież czarnowłosa zawsze wierzyła w to, co Sharp mówiła.
Wizja Marka była pokrzepiająca, zawsze bawiły ją reakcje starego na wszystkich chłopców, których Suzy chciała. On miał zdecydowanie kompleks króla-rycerza, który szukał dla księżniczki nieistniejącego księcia. Był dobrym nauczycielem i nawet go lubiła, gdyby zapomnieć o tym pierwszym. Sam fakt, że Richard był w stanie samodzielnie siedzieć i nie odwiedził skrzydła szpitalnego, świadczył o niewątpliwym sukcesie. Nie wątpiła jednak, że będzie miał na Krukona oko i będzie czuł świszczący oddech na karku.
- Skoro to tylko spojrzenie, a Ty traktujesz ją poważnie, to nie masz czym się martwić. Jest trochę szurnięty, ale w gruncie rzeczy chce, żeby jego ukochane dziecko nie czuło się tak, jak on sprawiał, że te wszystkie potencjalne macochy się czuły. Ot, taka forma wypełnienia sumienia czy coś. - zakończyła ze wzruszeniem ramion, jednocześnie wciąż rozbawiona, ale i odrobinę mu tego oddechu współczująca. Byłoby bardzo źle i niekomfortowo dla Lauren, gdyby ktoś tak ją obserwował. Musiałaby skończyć swoje wyprawy do lasu i rysowanie jego mapy, pracę nad różdżką. Na dźwięk kolejnych krzyków irytka, wywróciła oczyma i westchnęła. Irytujący poltergeist. Prawda też była taka, że musiała na chwilę od Ryśkowej buzi odwrócić wzrok, bo coś w jego spojrzeniu sugerowało, że toczył jakąś wewnętrzną debatę, rozgrywał się tam jakiś konflikt. Nie chciała wnikać, miał swoje sprawy i swoje tajemnice. Nie pytała więc, czym wywołana jest ta krążąca po jego twarzy iskra zaniepokojenia. Na pewno to rozpracują, gdy będą już z jej przyjaciółką oficjalną parą.
Mężczyzn też było trudno zrozumieć, ale to kobiety były w gruncie rzeczy gorsze. W większości same siebie nie rozumiały, wymagając, aby druga osoba czytała im w myślach. Egoistyczne i obrzydliwe, a jednocześnie przerażające, bo nieświadomie to pewnie też tak robiła. Baizena jednak bardzo trudno było uznać za chłopaka bez pewności siebie.
- Ruda wariatko? Oh zapewniam Cię blondasku, dla Ciebie szybciej znajdą łóżko na tej magicznej psychiatrii, niż dla mnie. - odpowiedziała tylko z odrobinką złośliwości, lustrując jego twarz wzrokiem z cichym prychnięciem. Wciąż wyglądała na dość rozbawioną, co pewnie było efektem wypitego trunku od Wilsona, ale i perspektywy nieschodzącego uśmiechu z ust Suzanne. Uniosła brew na ugryzienie, nie cofając jednak dłoni. - Czym mnie teraz zaraziłeś? Mam nadzieję, że nie tym głupkowatym uśmiechem i rozanieleniem, bo wolę być żmiją ze Slytherinu.
Przy jej lodowatych palcach, Baizen miał ciepłe ręce, ale w zupełnie inny sposób, niż Anthony. Wiedziała, że nie musiała mówić o zaopiekowaniu się nią głośno, ale zdaniem Lau słowa nabierały zupełnie innej siły, gdy miało się odwagę je wypowiadać. Musiała być przecież pewna, że je usłyszał. Pokręciła głową, wprawiając w ruch kilka rudych kosmyków, które przez ten czas uciekły jej z kitki. - Zawsze będę, gdy będzie potrzebowała. To moja osoba, zrobię dla niej wszystko. Nie znaczy to jednak, że to zawsze będzie zadanie dla mnie.
Przesunęła po jego twarzy wymownym spojrzenie, uśmiechając się zaraz pod nosem. Ucieczki jednak nie skomentowała, bo jej życie w ostatnim miesiącu, wywróciło się do góry nogami i już nie była tak pewna swojej drogi, jak wcześniej. Skrzyżowała ręce pod biustem, prychając z niedowierzaniem — dopiero teraz to zauważył? Uczucia były skomplikowane.
A potem wylał na nią wiadro zimnej wody, wspominając o Wilsonie i Lauren już wiedziała, że nie skupią się już tylko na jego pięknych i romantycznych uczuciach, co właściwie stało się jej celem mniej więcej w połowie konwersacji. Zacisnęła usta, wbijając wzrok w swoje czarne buty. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi, bardzo elokwentnie jak na siebie. Powolnie podniosła spojrzenie karmelowych oczu na twarz Richarda, odszukując jego spojrzenia. Wypowiadane słowa na głos miały magiczną moc i może dlatego miała tak olbrzymi problem, żeby mówić o czymś, co dotyczyło jej samej?
- Obawiam się mój Drogi, że jesteś w błędzie.. - zaczęła ze spokojem, przywierając plecami do krzesła. Założyła nogę na nogę, układając dłonie na swoich kolanach. - Biorąc pod uwagę wszystko to, co się wydarzyło — czym wiesz lub nie wiesz, nie jestem pewna i to, że miałam dużo czasu na racjonalne myślenie, bo go nie ma w zamku.. Anthony Wilson jest być może zafascynowany, ale nie jest zakochany.
Mówienie tego na głos było znacznie trudniejsze, niż układanie w głowie odpowiednich wniosków i odniosła nawet wrażenie, że brzmiała podobnie do swojego ojca, który trudził się zawodem sędziego w Wizengamocie.
Wizja Marka była pokrzepiająca, zawsze bawiły ją reakcje starego na wszystkich chłopców, których Suzy chciała. On miał zdecydowanie kompleks króla-rycerza, który szukał dla księżniczki nieistniejącego księcia. Był dobrym nauczycielem i nawet go lubiła, gdyby zapomnieć o tym pierwszym. Sam fakt, że Richard był w stanie samodzielnie siedzieć i nie odwiedził skrzydła szpitalnego, świadczył o niewątpliwym sukcesie. Nie wątpiła jednak, że będzie miał na Krukona oko i będzie czuł świszczący oddech na karku.
- Skoro to tylko spojrzenie, a Ty traktujesz ją poważnie, to nie masz czym się martwić. Jest trochę szurnięty, ale w gruncie rzeczy chce, żeby jego ukochane dziecko nie czuło się tak, jak on sprawiał, że te wszystkie potencjalne macochy się czuły. Ot, taka forma wypełnienia sumienia czy coś. - zakończyła ze wzruszeniem ramion, jednocześnie wciąż rozbawiona, ale i odrobinę mu tego oddechu współczująca. Byłoby bardzo źle i niekomfortowo dla Lauren, gdyby ktoś tak ją obserwował. Musiałaby skończyć swoje wyprawy do lasu i rysowanie jego mapy, pracę nad różdżką. Na dźwięk kolejnych krzyków irytka, wywróciła oczyma i westchnęła. Irytujący poltergeist. Prawda też była taka, że musiała na chwilę od Ryśkowej buzi odwrócić wzrok, bo coś w jego spojrzeniu sugerowało, że toczył jakąś wewnętrzną debatę, rozgrywał się tam jakiś konflikt. Nie chciała wnikać, miał swoje sprawy i swoje tajemnice. Nie pytała więc, czym wywołana jest ta krążąca po jego twarzy iskra zaniepokojenia. Na pewno to rozpracują, gdy będą już z jej przyjaciółką oficjalną parą.
Mężczyzn też było trudno zrozumieć, ale to kobiety były w gruncie rzeczy gorsze. W większości same siebie nie rozumiały, wymagając, aby druga osoba czytała im w myślach. Egoistyczne i obrzydliwe, a jednocześnie przerażające, bo nieświadomie to pewnie też tak robiła. Baizena jednak bardzo trudno było uznać za chłopaka bez pewności siebie.
- Ruda wariatko? Oh zapewniam Cię blondasku, dla Ciebie szybciej znajdą łóżko na tej magicznej psychiatrii, niż dla mnie. - odpowiedziała tylko z odrobinką złośliwości, lustrując jego twarz wzrokiem z cichym prychnięciem. Wciąż wyglądała na dość rozbawioną, co pewnie było efektem wypitego trunku od Wilsona, ale i perspektywy nieschodzącego uśmiechu z ust Suzanne. Uniosła brew na ugryzienie, nie cofając jednak dłoni. - Czym mnie teraz zaraziłeś? Mam nadzieję, że nie tym głupkowatym uśmiechem i rozanieleniem, bo wolę być żmiją ze Slytherinu.
Przy jej lodowatych palcach, Baizen miał ciepłe ręce, ale w zupełnie inny sposób, niż Anthony. Wiedziała, że nie musiała mówić o zaopiekowaniu się nią głośno, ale zdaniem Lau słowa nabierały zupełnie innej siły, gdy miało się odwagę je wypowiadać. Musiała być przecież pewna, że je usłyszał. Pokręciła głową, wprawiając w ruch kilka rudych kosmyków, które przez ten czas uciekły jej z kitki. - Zawsze będę, gdy będzie potrzebowała. To moja osoba, zrobię dla niej wszystko. Nie znaczy to jednak, że to zawsze będzie zadanie dla mnie.
Przesunęła po jego twarzy wymownym spojrzenie, uśmiechając się zaraz pod nosem. Ucieczki jednak nie skomentowała, bo jej życie w ostatnim miesiącu, wywróciło się do góry nogami i już nie była tak pewna swojej drogi, jak wcześniej. Skrzyżowała ręce pod biustem, prychając z niedowierzaniem — dopiero teraz to zauważył? Uczucia były skomplikowane.
A potem wylał na nią wiadro zimnej wody, wspominając o Wilsonie i Lauren już wiedziała, że nie skupią się już tylko na jego pięknych i romantycznych uczuciach, co właściwie stało się jej celem mniej więcej w połowie konwersacji. Zacisnęła usta, wbijając wzrok w swoje czarne buty. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi, bardzo elokwentnie jak na siebie. Powolnie podniosła spojrzenie karmelowych oczu na twarz Richarda, odszukując jego spojrzenia. Wypowiadane słowa na głos miały magiczną moc i może dlatego miała tak olbrzymi problem, żeby mówić o czymś, co dotyczyło jej samej?
- Obawiam się mój Drogi, że jesteś w błędzie.. - zaczęła ze spokojem, przywierając plecami do krzesła. Założyła nogę na nogę, układając dłonie na swoich kolanach. - Biorąc pod uwagę wszystko to, co się wydarzyło — czym wiesz lub nie wiesz, nie jestem pewna i to, że miałam dużo czasu na racjonalne myślenie, bo go nie ma w zamku.. Anthony Wilson jest być może zafascynowany, ale nie jest zakochany.
Mówienie tego na głos było znacznie trudniejsze, niż układanie w głowie odpowiednich wniosków i odniosła nawet wrażenie, że brzmiała podobnie do swojego ojca, który trudził się zawodem sędziego w Wizengamocie.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Czytelnia
Można powiedzieć, że to było dla niego charakterystyczne. Nie tworzył niepotrzebnie granic czy podziałów między ludźmi. Chyba, że ktoś by był Gryfonem... To co innego. W kontaktach z rówieśnikami i tak wystarczało, że się nie uśmiechał, a większość zainteresowanych rozmową odpuszczała. Za wyjątkiem chwiejących się na miękkich kolanach dziewczyn, których może nie miał za sobą tyle, co aktywny seksualnie Cortez, ale gdyby się Krukon miał wybitnie rozglądać kiedyś to trochę ich będzie. Brzydki nie był. Tylko że niedostępny, czasem cham bezpośrednim, a czasem po prostu olewał kogoś i szedł dalej, bez słowa. Zosia samosia w wersji męskiej.
Uniósł lekko brwi, słuchając odpowiedzi na temat ojca swojej przyszłej wybranki. Zdecydowanie kiedyś będzie chciał podjąć temat więzów rodzinnych z Su. To całkiem interesująca historia, chociaż on musiałby wtedy wspominać dzieje śmierci swojej siostry, a to z kolei pozostawiało potem w jego myślach dziwny niesmak. I weź tu bądź mądry i mów o wszystkim otwarcie. Czasem się nie da. Richard spojrzał w bok, wodząc przez chwilę źrenicami za Irytkiem, chociaż wcale nie miał go na oku. Słyszał go doskonale i to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy najchętniej wyrwałby mu ektoplazmatyczne kończyny z dupska. Wielokrotnie.
Błysnął kłami z krótkim rozbawieniem, gdy Lauren powiedziała do niego per blondasku. Słodziutko! Na swój sposób, ale ta dwójka nieźle się dogadywała. To dość pokręcony sposób wejścia w relację, gdy tak naprawdę żadne nie było nastawione na egzystencję tego drugiego, gdyby nie zainteresowanie ich przyjaciółmi. - To jedynie szaleńczo zdradliwa choroba, która potrafi w sekundę kogoś zabić, ale sądząc po tym, że dalej siedzisz, masz mocniejszy jad, niż myślałem. - Odparł, mrużąc oczy jakby rozpracowywał, co to za jakieś gadzie stworzenie przy nim spoczęło. Jak by się jednak tak chwilę zastanowił, co właśnie robił, to ta ślizgońska żmija totalnie pasowała mu go szaleńca, jakim był Wilson. Widział ich razem oczami wyobraźni, tylko nie rozumiał skąd to nieustanne tarcie między nimi. Albo raczej - po co ono jest. - Nie martw się o to. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby zrobić jej krzywdę. - Opuścił wzrok na notatki przed sobą i przez chwilę milczał, ale przecież najlepszą obroną jest atak! I odejście od tematyki swojej osoby. Swojego wilkołactwa. Swojego problemu. To na pewno dlatego wspomniał o Wilsonie.
Zamruczał przeciągle, zastanawiając się czy dziewczyna sama siebie słyszy. Dla niego ewidentnie zaprzeczała słowami temu, co on widział. A on się nie mylił. Nie był wprawdzie nieomylny, ale znał swojego przyjaciela i doskonale wiedział, kiedy ten fascynował się jakąś dziewuchą, a kiedy... Coś innego się jawiło. I to zdecydowanie nie była zwykła akcja pt. zapoznam, zaliczę, zostawię. Potrójne Z w tym momencie się dla Anthony'ego nie liczyło, a Rich dostrzegał, co może się przyjacielowi w rudej podobać. Widząc jej zmieniającą się postawę i założenie nogi na nogę, przechylił lekko głowę w bok, czekając na ciężki werdykt tej żmii Slytherinu. Domyślał się jednak, że banalną odpowiedzią go nie uraczy. Nie mylił się. Zapadł werdykt z jej strony, a on westchnął przeciągle, próbując przedłużonym wydechem wmusić się w stan zen. Nie zdenerwował się, broń Roveno, ale tak pomyślał o tych słowach, że nie chciałby skrzywdzić Suzanne i momentalnie olśniło go, co mogło być specyficzne w relacji między Sharp a Tony'm. Jednak nie było to tak łatwe, zen się nie pojawił w środku. Uśmiechnął się pod nosem, ot leciuchno, ślepia wycelowawszy w jego obecną towarzyszkę życiowej niedoli. Sercowej lepiej brzmi, prawda? Truuuuudne sprawy.
- Biorąc pod uwagę wszystko to, co z nim przeżyłem... - Zaczął, specjalnie używając frazy, którą ona go obdarzyła. Nie znał go tydzień, miesiąc. Znał go od początku szkoły i o dziwo trzymali się nieustannie, chociaż nie, jak Flip i Flap. Raczej Myszka Miki i Kaczor Donald. Krukon wychylił się do tyłu na krześle i jak gdyby nigdy nic, zamarzyło mu się bujać na krześle, lekko, nic szalonego. - Wiem, że nigdy Wilson nie był tak poruszony żadną dziewczyną. Żadną, Lauren. - Obrócił się w miejscu i pochylił tak, żeby oprzeć się o swoje uda przedramionami. Wlepił pewne i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie w jej osobę, kontynuując swój wywód. - Ja wiem, Ty to odbierasz zupełnie inaczej... Ale ja go w życiu nie widziałem, żeby ze stresu przed spotkaniem z panną zaczynał się jąkać. - Uniósł wymownie prześmiewczo brwi, bo jąkający się Ślizgon brzmiał, jak co najmniej coś ku chwale gryfońskiej miłości, a nie tej mrocznej, ciemnej. - Żeby nie mógł się wypowiedzieć na temat spotkania z kimś. Proszę Cię... - Pufnął ciężko i opadł bezczelnie plecami na półkę za nim. Na szczęście była to wielka biblioteka i nic się w podstawie nie miało prawa zachwiać. Machnął na dodatek ręką w powietrzu bezradnie. - Nie będę Was zmuszał veritaserum do mówienia prawdy i wyznawania swoich PRAWDZIWYCH uczuć, piękna, ale będzie mi bardzo przykro, jeśli wy dwoje nie będziecie wobec siebie kiedyś szczerzy. - Tak, skomplementował ją przelotnie, bo uważał ją za atrakcyjną fruzię. Tak, właśnie wydało się, co kiedyś planował, podtruwanie eliksirami. I tak, nie skończył jeszcze. Uniósł rękę, gestem chcąc uciszyć dziewczynę lub wskazać, że jeszcze moment, on jeszcze ma coś do dodania. - I nie mów mi, że jesteście szczerzy, bo się czerwienisz. - O, tak jej powiedział. Bezczelna. Kłamią mu wszyscy na około w żywe oczy, a on męczennik biedny, musi to znosić. Richard nie zauważył, że mówił głośniej. Oblizał się pospiesznie, bo chyba mu wody brakowało. Zatrząsł się i warknął głucho, spoglądając w bok. Pokręcił głową, niezadowolony, że się uniósł. Zerknął na Ślizgonkę kątem oka, mamrocząc:
- Wybacz, niepotrzebnie się zdenerwowałem... Ale widzisz, nawet ja Was przeżywam! - Prychnął z politowaniem dla siebie samego, ale tu mu się mina nagle zmieniła. Wpadł na jakiś pomysł i nie omieszkał się nim podzielić z siedzącą naprzeciwko dziewczyną.
- Sharp, chodźmy na podwójną... - Przez chwilę zaciskał mocno usta, ale w końcu wydał z siebie konkretne słowo. - Randkę. - Uniósł obie brwi wyzywająco. No. Podejmie się tego niezłomnego wyzwania Ślizgonka czy nie.
Uniósł lekko brwi, słuchając odpowiedzi na temat ojca swojej przyszłej wybranki. Zdecydowanie kiedyś będzie chciał podjąć temat więzów rodzinnych z Su. To całkiem interesująca historia, chociaż on musiałby wtedy wspominać dzieje śmierci swojej siostry, a to z kolei pozostawiało potem w jego myślach dziwny niesmak. I weź tu bądź mądry i mów o wszystkim otwarcie. Czasem się nie da. Richard spojrzał w bok, wodząc przez chwilę źrenicami za Irytkiem, chociaż wcale nie miał go na oku. Słyszał go doskonale i to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy najchętniej wyrwałby mu ektoplazmatyczne kończyny z dupska. Wielokrotnie.
Błysnął kłami z krótkim rozbawieniem, gdy Lauren powiedziała do niego per blondasku. Słodziutko! Na swój sposób, ale ta dwójka nieźle się dogadywała. To dość pokręcony sposób wejścia w relację, gdy tak naprawdę żadne nie było nastawione na egzystencję tego drugiego, gdyby nie zainteresowanie ich przyjaciółmi. - To jedynie szaleńczo zdradliwa choroba, która potrafi w sekundę kogoś zabić, ale sądząc po tym, że dalej siedzisz, masz mocniejszy jad, niż myślałem. - Odparł, mrużąc oczy jakby rozpracowywał, co to za jakieś gadzie stworzenie przy nim spoczęło. Jak by się jednak tak chwilę zastanowił, co właśnie robił, to ta ślizgońska żmija totalnie pasowała mu go szaleńca, jakim był Wilson. Widział ich razem oczami wyobraźni, tylko nie rozumiał skąd to nieustanne tarcie między nimi. Albo raczej - po co ono jest. - Nie martw się o to. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby zrobić jej krzywdę. - Opuścił wzrok na notatki przed sobą i przez chwilę milczał, ale przecież najlepszą obroną jest atak! I odejście od tematyki swojej osoby. Swojego wilkołactwa. Swojego problemu. To na pewno dlatego wspomniał o Wilsonie.
Zamruczał przeciągle, zastanawiając się czy dziewczyna sama siebie słyszy. Dla niego ewidentnie zaprzeczała słowami temu, co on widział. A on się nie mylił. Nie był wprawdzie nieomylny, ale znał swojego przyjaciela i doskonale wiedział, kiedy ten fascynował się jakąś dziewuchą, a kiedy... Coś innego się jawiło. I to zdecydowanie nie była zwykła akcja pt. zapoznam, zaliczę, zostawię. Potrójne Z w tym momencie się dla Anthony'ego nie liczyło, a Rich dostrzegał, co może się przyjacielowi w rudej podobać. Widząc jej zmieniającą się postawę i założenie nogi na nogę, przechylił lekko głowę w bok, czekając na ciężki werdykt tej żmii Slytherinu. Domyślał się jednak, że banalną odpowiedzią go nie uraczy. Nie mylił się. Zapadł werdykt z jej strony, a on westchnął przeciągle, próbując przedłużonym wydechem wmusić się w stan zen. Nie zdenerwował się, broń Roveno, ale tak pomyślał o tych słowach, że nie chciałby skrzywdzić Suzanne i momentalnie olśniło go, co mogło być specyficzne w relacji między Sharp a Tony'm. Jednak nie było to tak łatwe, zen się nie pojawił w środku. Uśmiechnął się pod nosem, ot leciuchno, ślepia wycelowawszy w jego obecną towarzyszkę życiowej niedoli. Sercowej lepiej brzmi, prawda? Truuuuudne sprawy.
- Biorąc pod uwagę wszystko to, co z nim przeżyłem... - Zaczął, specjalnie używając frazy, którą ona go obdarzyła. Nie znał go tydzień, miesiąc. Znał go od początku szkoły i o dziwo trzymali się nieustannie, chociaż nie, jak Flip i Flap. Raczej Myszka Miki i Kaczor Donald. Krukon wychylił się do tyłu na krześle i jak gdyby nigdy nic, zamarzyło mu się bujać na krześle, lekko, nic szalonego. - Wiem, że nigdy Wilson nie był tak poruszony żadną dziewczyną. Żadną, Lauren. - Obrócił się w miejscu i pochylił tak, żeby oprzeć się o swoje uda przedramionami. Wlepił pewne i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie w jej osobę, kontynuując swój wywód. - Ja wiem, Ty to odbierasz zupełnie inaczej... Ale ja go w życiu nie widziałem, żeby ze stresu przed spotkaniem z panną zaczynał się jąkać. - Uniósł wymownie prześmiewczo brwi, bo jąkający się Ślizgon brzmiał, jak co najmniej coś ku chwale gryfońskiej miłości, a nie tej mrocznej, ciemnej. - Żeby nie mógł się wypowiedzieć na temat spotkania z kimś. Proszę Cię... - Pufnął ciężko i opadł bezczelnie plecami na półkę za nim. Na szczęście była to wielka biblioteka i nic się w podstawie nie miało prawa zachwiać. Machnął na dodatek ręką w powietrzu bezradnie. - Nie będę Was zmuszał veritaserum do mówienia prawdy i wyznawania swoich PRAWDZIWYCH uczuć, piękna, ale będzie mi bardzo przykro, jeśli wy dwoje nie będziecie wobec siebie kiedyś szczerzy. - Tak, skomplementował ją przelotnie, bo uważał ją za atrakcyjną fruzię. Tak, właśnie wydało się, co kiedyś planował, podtruwanie eliksirami. I tak, nie skończył jeszcze. Uniósł rękę, gestem chcąc uciszyć dziewczynę lub wskazać, że jeszcze moment, on jeszcze ma coś do dodania. - I nie mów mi, że jesteście szczerzy, bo się czerwienisz. - O, tak jej powiedział. Bezczelna. Kłamią mu wszyscy na około w żywe oczy, a on męczennik biedny, musi to znosić. Richard nie zauważył, że mówił głośniej. Oblizał się pospiesznie, bo chyba mu wody brakowało. Zatrząsł się i warknął głucho, spoglądając w bok. Pokręcił głową, niezadowolony, że się uniósł. Zerknął na Ślizgonkę kątem oka, mamrocząc:
- Wybacz, niepotrzebnie się zdenerwowałem... Ale widzisz, nawet ja Was przeżywam! - Prychnął z politowaniem dla siebie samego, ale tu mu się mina nagle zmieniła. Wpadł na jakiś pomysł i nie omieszkał się nim podzielić z siedzącą naprzeciwko dziewczyną.
- Sharp, chodźmy na podwójną... - Przez chwilę zaciskał mocno usta, ale w końcu wydał z siebie konkretne słowo. - Randkę. - Uniósł obie brwi wyzywająco. No. Podejmie się tego niezłomnego wyzwania Ślizgonka czy nie.
Re: Czytelnia
Aż dziwne, że Lauren z Richardem nie zgadali się wcześniej, bo tworzyli naprawdę zgrany, różny i uzupełniający się jednocześnie duet. Broń boże nie było tu mowy o żadnej relacji intymnej, bo Baizen był dla Sharp tak samo aseksualny, jak ona dla niej. Nie chodziło oczywiście o to, że był brzydki. Miał przystojną buzię i głębokie spojrzenie, ładny kolor oczu i zadbaną sylwetkę, ale no wciąż postrzegała go bardziej, jak Conrada. I gryfonów też nie lubiła, bo byli po prostu durni.
W dzisiejszych czasach łatwiej było pozwolić zedrzeć z siebie ubranie niż obedrzeć się z sekretów i obnażyć w sposób intelektualny, pokazując słabości. Było wiele tematów, których Ślizgonka nie chciałaby i nie umiałaby przede wszystkim poruszyć z kimkolwiek, nawet z Suzy, chociaż ona wiedziała zdecydowanie najwięcej. Miała okazję długo obserwować jej relacje z ojcem, bywała u Castellanich w wakacje, a Argentynka bywała u niej w rodzinnej posiadłości lub w mieszkaniu babki, które znajdowało się w Edynburgu. O pewnych sprawach mogła rozmawiać tylko z nią, nie dopuszczając tak blisko nawet rodzonego brata. To wszystko było zagmatwane — relacje, zaufanie, sekrety.
On był blondaskiem, ona była ruda. Nie kłamali, nie obrażali się przecież, a wciąż było jej trochę nieswojo mówić do niego bezpośrednio po imieniu. Zawsze uważała takie zwracanie się do drugiego człowieka, jako syndrom większej zażyłości. Do niej większość mówiła po nazwisku. Nie spodziewała się żadnych rozmów w cieniu książek z Krukonem, ale słowa same uciekały jej spomiędzy warg. Było łatwo, trochę jakby znali się wcześniej, a nie mijali na korytarzu bez obdarzenia się spojrzeniem.
- Może jesteśmy w gruncie rzeczy tak samo jadowici? - zauważyła ze wzruszeniem ramion, sugerjąc niwelujące się wzajemnie działanie trucizny. Karmelowe tęczówki świdrowały dość bezwstydnie jego twarz i wyłapywały spojrzenie, zastanawiając się być może nad tym, czy ucieknie od niej wzrokiem, czy może podejmie rękawicę do rozmowy oko w oko? Na dobrą sprawę to Baizen w swoim niezrozumieniu nie był sam, bo ona też nie wiedziała, o co w tym chodzi. Rozmowy nie były mocną stroną ich znajomości. Dziewczyna wyprostowała się, wyciągając dłonie do góry, przeciągając się z cichym mruknięciem. - Wierzę Ci, nie popsuj tego.
Rzuciła jakby w przestrzeń, jednak na tyle głośno, aby słowa do niego dotarły. Usiadła wygodniej na krześle, trochę gwałtownie, jakby zjeżył ją poruszony przez niego temat. Wymagał zastanowienia, właściwego doboru słów. Nie był tak prosty, jak przerabiane na lekcjach zaklęcia. Dlaczego tylko zmienił go tak nagle? Czyżby poruszyła zbyt głęboko skrywane obawy? Nie dał jednak czasu jej gdybać. Oczywiście postawa obronna była obowiązkowa, jak na córkę sędziego przystało. Miała pełne podstawy i dobre argumenty do wydanego przez siebie werdyktu, a jej oczy uparcie i pewnie spoglądały na Ryśkową twarz. Uniosła brew na jego miny, zastanawiając się, czy chłopak ćwiczył do jakieś roli w przedstawieniu? Prychnęła na początek jego wypowiedzi, tak skopiowany od niej i chociaż jad cisnął się na wargi, milczała. Nie miała w zwyczaju przerywania, nawet tak niedorzecznych słów. I ta Lauren w środku, która oświadczyła jej, że on musi zostać Richardem już na stałe. Gdyby przytoczył jej jednak porównanie siebie i swojego przyjaciela do postaci, to nie miałaby pojęcia, o co chodzi.
Początkowo uparta mina odrobinę złagodniała, gdy wspomniał o tym jąkaniu się, bo to absolutnie do Anthonyego nie pasowało. Jąkanie z powodu nerwów czy nieśmiałości było ostatnim, o co go podejrzewała. Przecież on był jak te ptaki z wielkimi ogonami, co dumnie i odważnie chodziły po parkach. On tak się bujał na krześle, a ona wstała i zaczęła krążyć, jak zwykle zresztą, gdy potrzebowała coś przemyśleć albo zrobić. Paskudny nawyk. Chciała się odezwać, to ją uciszał, ale te słowa o rumieńcach. Wbiła w niego wzrok.
- Ja się wcale nie czerwienie. - powiedziała szybko, jakby była to najważniejsza rzecz w tej rozmowie. Mogąc kontynuować monolog, prychnęła, dłońmi wygładzając materiał odzienia. - Richard, my nawet nie umiemy rozmawiać ze sobą. Nie wiem, kiedy ma urodziny lub nie wiem, jakaś pierdoła.. O, woli kawę czy herbatę? Jak się widzimy, to się albo kłócimy, albo ratujemy wzajemnie, albo.. Albo on robi głupie rzeczy, które potem się mnie udzielają i mąci, targa wszystkim, jak ten wiatr.
Przerwała, wbijając w niego spojrzenie i mając nadzieję, że jej nieskładny dialog cokolwiek mu powiedział mądrego. Widać było w Lauren brak jakiegokolwiek doświadczenia w sprawach damsko-męskich, a nawet jakiś wyższych uczuć. Przecież ostatnie prawie siedem lat gardziła nimi, odchodziła na bok. Miała się uczyć, odnieść sukces, mieć męża, którego by nie lubiła i spełnić obowiązki. Ot co, wszystko zaplanowane. A nagle zjawił się zielonooki wilkołak, który wywracał do góry nogami jej codzienność, a za nim kilka innych osób, które przez uchylone drzwi znalazły wejście do jej głowy. I nie mogła zamknąć ich w puszce i odsunąć. Stanęła przed nim, gdy powiedział o randce.
- Zwariowałeś? - zapytała najpierw, całkiem zbita z tropu. - Przecież on nie będzie chciał iść na randkę. Nie znosi mnie, pamiętasz? Za te czekoladki, a do tego podobno doprowadzam go do szału, a potem sobie wychodzi bez słowa. - zacisnęła usta, opierając dłonie na biodrach, zła na siebie. Nawet gdy go nie było w murach zamku to i tak znajdował sposób na chaos. Idiota. - Ja nie chodzę na randki.
Dodała, próbując utrzymać tę resztę godności do samej siebie.
W dzisiejszych czasach łatwiej było pozwolić zedrzeć z siebie ubranie niż obedrzeć się z sekretów i obnażyć w sposób intelektualny, pokazując słabości. Było wiele tematów, których Ślizgonka nie chciałaby i nie umiałaby przede wszystkim poruszyć z kimkolwiek, nawet z Suzy, chociaż ona wiedziała zdecydowanie najwięcej. Miała okazję długo obserwować jej relacje z ojcem, bywała u Castellanich w wakacje, a Argentynka bywała u niej w rodzinnej posiadłości lub w mieszkaniu babki, które znajdowało się w Edynburgu. O pewnych sprawach mogła rozmawiać tylko z nią, nie dopuszczając tak blisko nawet rodzonego brata. To wszystko było zagmatwane — relacje, zaufanie, sekrety.
On był blondaskiem, ona była ruda. Nie kłamali, nie obrażali się przecież, a wciąż było jej trochę nieswojo mówić do niego bezpośrednio po imieniu. Zawsze uważała takie zwracanie się do drugiego człowieka, jako syndrom większej zażyłości. Do niej większość mówiła po nazwisku. Nie spodziewała się żadnych rozmów w cieniu książek z Krukonem, ale słowa same uciekały jej spomiędzy warg. Było łatwo, trochę jakby znali się wcześniej, a nie mijali na korytarzu bez obdarzenia się spojrzeniem.
- Może jesteśmy w gruncie rzeczy tak samo jadowici? - zauważyła ze wzruszeniem ramion, sugerjąc niwelujące się wzajemnie działanie trucizny. Karmelowe tęczówki świdrowały dość bezwstydnie jego twarz i wyłapywały spojrzenie, zastanawiając się być może nad tym, czy ucieknie od niej wzrokiem, czy może podejmie rękawicę do rozmowy oko w oko? Na dobrą sprawę to Baizen w swoim niezrozumieniu nie był sam, bo ona też nie wiedziała, o co w tym chodzi. Rozmowy nie były mocną stroną ich znajomości. Dziewczyna wyprostowała się, wyciągając dłonie do góry, przeciągając się z cichym mruknięciem. - Wierzę Ci, nie popsuj tego.
Rzuciła jakby w przestrzeń, jednak na tyle głośno, aby słowa do niego dotarły. Usiadła wygodniej na krześle, trochę gwałtownie, jakby zjeżył ją poruszony przez niego temat. Wymagał zastanowienia, właściwego doboru słów. Nie był tak prosty, jak przerabiane na lekcjach zaklęcia. Dlaczego tylko zmienił go tak nagle? Czyżby poruszyła zbyt głęboko skrywane obawy? Nie dał jednak czasu jej gdybać. Oczywiście postawa obronna była obowiązkowa, jak na córkę sędziego przystało. Miała pełne podstawy i dobre argumenty do wydanego przez siebie werdyktu, a jej oczy uparcie i pewnie spoglądały na Ryśkową twarz. Uniosła brew na jego miny, zastanawiając się, czy chłopak ćwiczył do jakieś roli w przedstawieniu? Prychnęła na początek jego wypowiedzi, tak skopiowany od niej i chociaż jad cisnął się na wargi, milczała. Nie miała w zwyczaju przerywania, nawet tak niedorzecznych słów. I ta Lauren w środku, która oświadczyła jej, że on musi zostać Richardem już na stałe. Gdyby przytoczył jej jednak porównanie siebie i swojego przyjaciela do postaci, to nie miałaby pojęcia, o co chodzi.
Początkowo uparta mina odrobinę złagodniała, gdy wspomniał o tym jąkaniu się, bo to absolutnie do Anthonyego nie pasowało. Jąkanie z powodu nerwów czy nieśmiałości było ostatnim, o co go podejrzewała. Przecież on był jak te ptaki z wielkimi ogonami, co dumnie i odważnie chodziły po parkach. On tak się bujał na krześle, a ona wstała i zaczęła krążyć, jak zwykle zresztą, gdy potrzebowała coś przemyśleć albo zrobić. Paskudny nawyk. Chciała się odezwać, to ją uciszał, ale te słowa o rumieńcach. Wbiła w niego wzrok.
- Ja się wcale nie czerwienie. - powiedziała szybko, jakby była to najważniejsza rzecz w tej rozmowie. Mogąc kontynuować monolog, prychnęła, dłońmi wygładzając materiał odzienia. - Richard, my nawet nie umiemy rozmawiać ze sobą. Nie wiem, kiedy ma urodziny lub nie wiem, jakaś pierdoła.. O, woli kawę czy herbatę? Jak się widzimy, to się albo kłócimy, albo ratujemy wzajemnie, albo.. Albo on robi głupie rzeczy, które potem się mnie udzielają i mąci, targa wszystkim, jak ten wiatr.
Przerwała, wbijając w niego spojrzenie i mając nadzieję, że jej nieskładny dialog cokolwiek mu powiedział mądrego. Widać było w Lauren brak jakiegokolwiek doświadczenia w sprawach damsko-męskich, a nawet jakiś wyższych uczuć. Przecież ostatnie prawie siedem lat gardziła nimi, odchodziła na bok. Miała się uczyć, odnieść sukces, mieć męża, którego by nie lubiła i spełnić obowiązki. Ot co, wszystko zaplanowane. A nagle zjawił się zielonooki wilkołak, który wywracał do góry nogami jej codzienność, a za nim kilka innych osób, które przez uchylone drzwi znalazły wejście do jej głowy. I nie mogła zamknąć ich w puszce i odsunąć. Stanęła przed nim, gdy powiedział o randce.
- Zwariowałeś? - zapytała najpierw, całkiem zbita z tropu. - Przecież on nie będzie chciał iść na randkę. Nie znosi mnie, pamiętasz? Za te czekoladki, a do tego podobno doprowadzam go do szału, a potem sobie wychodzi bez słowa. - zacisnęła usta, opierając dłonie na biodrach, zła na siebie. Nawet gdy go nie było w murach zamku to i tak znajdował sposób na chaos. Idiota. - Ja nie chodzę na randki.
Dodała, próbując utrzymać tę resztę godności do samej siebie.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Czytelnia
To prawda. Ta dziwna para zdecydowanie mogłaby namieszać w szkole, gdyby się częściej wcześniej spotykali na wspólnej nauce czy ot co, bez powodu. Oboje byli kąśliwi inaczej, a choć tak odmienni, całkiem nieźle się dogadywali. I tak, jak dla niej on był aseksualny, tak on nie mógłby spojrzeć na nią pożądliwym wzrokiem. Już pomijając kwestie bros over hoes z Wilsonem to ruda, choć atrakcyjna niezaprzeczalnie, była nie w typie Baizena. Miała obłędne usta, włosy i talię, za którą by z pewnością mógł powłóczyć wzrokiem, ale ściśle mechanicznie, a nie z rzeczywistym zainteresowaniem. Może kiedyś będą do siebie bardziej skłonni swobodnie mówić, szczególnie ona do niego, bo on nie tworzył niepotrzebnych granic. Brał to, co mógł otrzymać i gdy mu się to nie podobało, ignorował. Dobry typek, ha. Kto wie, może za jakiś czas Sharp i Baizen będą sobie ładnie kiwać głowami na korytarzu. Pewnie tak.
Nie miał problemu z jej spojrzeniem. Nie wiadomo jak mogłaby mu świdrować źrenice własnymi, a on i tak nonszalancko jedynie lekko unosił brew i mówił dalej. Starał się jej przekazać najlepiej, jak mógł, skonfundowanie przyjaciela, które było niemalże nienormalne, nigdy nie spotykane. Czy mógł to lepiej ubrać w słowa? Chyba się już nie dało dokładniej. Zobrazował jej to, co widział przy ich ostatnim dłuższym spotkaniu, a następnie wiódł za jej sylwetką wzrokiem, czekając na werdykt niedoszłej sędziny. Tak, Lauren pasowałaby mu na takie stanowisko. Niewzruszona tak długo, jak tylko mogła. Idealnie by chłonęła wszelkie słowa, emocje przesłuchiwanych. Jak dementor. A potem powiedziała swoje. Jak teraz, tutaj, w bibliotece.
Ja się wcale nie czerwienie. Na te słowa wargi Richarda poważnie zadrgały. - Piątego marca. - Odparł między jej słowami. - Pije ognistą zamiast herbaty. - Już wiedziała kolejne dwie rzeczy o Anthony'm! Krukon uniósł wymownie brwi, jakby niewerbalnie skłaniał się do paplania o swoim przyjacielu wszelkich informacji, jakich ona by tylko nie chciała.
- To zaczniesz. I Ty i on. - Stwierdził tak oczywistym tonem, że nawet wzruszył ramionami. Założył nogę na nogę, ale "po męsku", łydkę opierając na swoim udzie drugiej nogi. - Skoczymy do Hogs, lekko się rozluźnimy. Ja wezmę Suzanne i... Będziemy mogli oboje ocenić, jak się i Wilson i Twoja przyjaciółka zachowują w towarzystwie. - Win/win, nie prawda? Blondyn cyknął lekko językiem o zęby i przesunął palcami po swoich notatkach. Już biedny tak się oddał rozmowie ze Ślizgonką, że zapomniał o czym pisał. Rzucił okiem na wyschnięty atrament i swoje magiczne pióro.
Po jakimś czasie icho rozmowy...
ztx2
Nie miał problemu z jej spojrzeniem. Nie wiadomo jak mogłaby mu świdrować źrenice własnymi, a on i tak nonszalancko jedynie lekko unosił brew i mówił dalej. Starał się jej przekazać najlepiej, jak mógł, skonfundowanie przyjaciela, które było niemalże nienormalne, nigdy nie spotykane. Czy mógł to lepiej ubrać w słowa? Chyba się już nie dało dokładniej. Zobrazował jej to, co widział przy ich ostatnim dłuższym spotkaniu, a następnie wiódł za jej sylwetką wzrokiem, czekając na werdykt niedoszłej sędziny. Tak, Lauren pasowałaby mu na takie stanowisko. Niewzruszona tak długo, jak tylko mogła. Idealnie by chłonęła wszelkie słowa, emocje przesłuchiwanych. Jak dementor. A potem powiedziała swoje. Jak teraz, tutaj, w bibliotece.
Ja się wcale nie czerwienie. Na te słowa wargi Richarda poważnie zadrgały. - Piątego marca. - Odparł między jej słowami. - Pije ognistą zamiast herbaty. - Już wiedziała kolejne dwie rzeczy o Anthony'm! Krukon uniósł wymownie brwi, jakby niewerbalnie skłaniał się do paplania o swoim przyjacielu wszelkich informacji, jakich ona by tylko nie chciała.
- To zaczniesz. I Ty i on. - Stwierdził tak oczywistym tonem, że nawet wzruszył ramionami. Założył nogę na nogę, ale "po męsku", łydkę opierając na swoim udzie drugiej nogi. - Skoczymy do Hogs, lekko się rozluźnimy. Ja wezmę Suzanne i... Będziemy mogli oboje ocenić, jak się i Wilson i Twoja przyjaciółka zachowują w towarzystwie. - Win/win, nie prawda? Blondyn cyknął lekko językiem o zęby i przesunął palcami po swoich notatkach. Już biedny tak się oddał rozmowie ze Ślizgonką, że zapomniał o czym pisał. Rzucił okiem na wyschnięty atrament i swoje magiczne pióro.
Po jakimś czasie icho rozmowy...
ztx2
Ostatnio zmieniony przez Richard Baizen dnia Nie 23 Kwi 2023, 11:10, w całości zmieniany 1 raz
Re: Czytelnia
Było popołudnie, już dawno po zajęciach, gdzieś w połowie cyklu księżycowego, toteż miała jeszcze 2 tygodnie na powtórzenie materiału, który zlecił jej ojciec. Tak, zlecił, szyfrowanym listem, który przyniósł jej kruk. Bo Fyodorovie nie używali sów, nie ufali im, kruki były bezpieczniejsze... Szykowała się mała obława podczas najbliższej pełni i młoda Fyodorova miała w niej uczestniczyć. Fenrir Greyback był coraz bliżej i ministerstwo coraz bardziej się obawiało, że on i jego podobni wedrą się do zamku, zwłaszcza, że kolejny auror został stracony. Łowcy pod wodzą Antanazego Fyodorova postanowili obstawić Zakazany Las i sprawdzić czy nie ma przypadkiem jeszcze innych niespisanych wilkołaków w szkole. Dwie pełnie wcześniej udało się jednego złapać, kto wie czy nie ma ich więcej. Elektra nie znała spisu, ojciec jednak pilnował tej tajemnicy by się nie narażać na stratę ciepłej posadki. I słusznie...
W ręku miała kilka podręczników, jeden był o truciznach, drugi o czarnej magii, a trzeci o magicznych zwierzętach. Niby na pozór nic nie związanego ze sobą, jednak każdy miał wspólny mianownik. Wilkołaki.
Mając na sobie klasyczny mundurek i szatę Hufflepufu zarzuconą na ramionach z lśniącą odznaką prefekta na piersi przechadzała się między stolikami szukając jakiegoś wolnego by móc przejrzeć to co powinna. I co, i nic... wszyscy nagle zaczęli się uczyć do egzaminów. Fyodorova pokręciła nosem i już miała zamiar się wycofać i pójść usiąść gdzieś między regałami jednak gdzieś w rogu dostrzegła znajomą jej rudą czuprynę przez co zatrzymała się momentalnie. Fuck. Podejść? Zagadać? Tak normalnie? Blondynka westchnęła cicho i podeszła do stolika i usiadła na wolnym krześle na przeciwko Krukonki. Dopiero teraz doszło do niej, że przecież mogła zapytać czy może na kogoś nie czeka a nie siadła jakby była u siebie.
- Hej... - no brawo, tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć? - Wolne, czy czekasz na kogoś? - dodała spoglądając po jej piegowatej uroczej twarzy zatrzymując wzrok na tych pełnych wargach, które czelność miała całować nie raz. Podręczniki miała jeszcze przytulone do piersi gdyby jednak rudzielec nie miał zamiaru z nią tutaj poegzystować.
W ręku miała kilka podręczników, jeden był o truciznach, drugi o czarnej magii, a trzeci o magicznych zwierzętach. Niby na pozór nic nie związanego ze sobą, jednak każdy miał wspólny mianownik. Wilkołaki.
Mając na sobie klasyczny mundurek i szatę Hufflepufu zarzuconą na ramionach z lśniącą odznaką prefekta na piersi przechadzała się między stolikami szukając jakiegoś wolnego by móc przejrzeć to co powinna. I co, i nic... wszyscy nagle zaczęli się uczyć do egzaminów. Fyodorova pokręciła nosem i już miała zamiar się wycofać i pójść usiąść gdzieś między regałami jednak gdzieś w rogu dostrzegła znajomą jej rudą czuprynę przez co zatrzymała się momentalnie. Fuck. Podejść? Zagadać? Tak normalnie? Blondynka westchnęła cicho i podeszła do stolika i usiadła na wolnym krześle na przeciwko Krukonki. Dopiero teraz doszło do niej, że przecież mogła zapytać czy może na kogoś nie czeka a nie siadła jakby była u siebie.
- Hej... - no brawo, tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć? - Wolne, czy czekasz na kogoś? - dodała spoglądając po jej piegowatej uroczej twarzy zatrzymując wzrok na tych pełnych wargach, które czelność miała całować nie raz. Podręczniki miała jeszcze przytulone do piersi gdyby jednak rudzielec nie miał zamiaru z nią tutaj poegzystować.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Czytelnia
W przerwach pomiędzy stresem związanym z każdą kolejną pełnią, szczególnie kiedy wiedziała że jej bliźniak nie ma najmniejszego zamiaru używać mózgu i brać eliksiru, a coraz częstszymi schadzkami z Elektrą, krukonka postanowiła poświęcić trochę czasu na faktyczne przygotowanie się do nadchodzących egzaminów. Szczerze mówiąc coraz częściej zastanawiała się czy w ogóle jest sens, bo aktualne nastroje polityczne sugerowały raczej że uniwersytet odmówi jej niezależnie od ocen widząc jej imię i nazwisko w spisie, w przeciwieństwie do Baizena nie miała nikogo kto mógłby się za nią wstawić. Zawsze była kujonem, wręcz obsesyjnie zakopanym w książkach i usiłującym zrekompensować swoją "drobną" ułomność, ale ostatnimi czasy nie mogła się skupić na żadnym podręczniku co sprawiało że wkładała podwójnie dużo pracy w utrzymanie swojego dotychczasowego poziomu. Właśnie teraz, dyndając stopami obutymi w charakterystyczne dla niej żółte trampki, siedziała na jednym z najmniej wygodnych bibliotecznych krzeseł i ze zmarszczonymi brwiami pod nosem śpiewała piosenkę, która przy dłuższym skupieniu okazywała się przepisem na Wywar Żywej Śmierci. Jej fałszowanie normalnie wypłoszyłoby każdą osobę w promieniu dobrych dziesięciu metrów ale ewidentnie uczniowie byli zdesperowani.
- Sok z fasoli kooo... - uniosła wzrok zdziwiona słysząc głos puchonki w miejscu publicznym i w swoim osłupieniu dokończyła zdanie - Oooorzenia waleriany. Wolne, nie mam zbyt wielu znajomych - ewidentnie nie do końca ogarniała co to za crossover się tu odbywa, ale dzielnie starała się wybrnąć, w typowy dla siebie sposób czyli przez przesadną otwartość. Zebrała trochę swoich porozrzucanych wszędzie pergaminów z notatkami i ułożyła je we wciąż chaotycznie wyglądający stosik, ograniczający pole rażenia jedynie do kawałka stołu zamiast całego. Wyglądała na aż dziwnie opanowaną jak na siebie, ale to były tylko pozory. W głowie aż buczało od natłoku myśli, większość z nich niekoniecznie składająca się na cokolwiek sensownego. Nie wiedzieć czemu słowa wypowiedziane przez Suzanne dudniły wśród nich wyraźniej, ale Wilsonówna wciąż zaprzeczała sama sobie by miały tu zastosowanie, częściowo ze strachu że to prawda. Dawno temu obiecała sobie że jeśli kiedykolwiek się z kimś zwiąże na poważnie to od razu wyjawi prawdę na swój temat, było to łatwe kiedy prawdopodobieństwo było równe zero i przez lata ten stan się utrzymywał, od kiedy zaczęła opuszczać swoją bezpieczną skorupę zaczęło się to zmieniać.
- Nie bywasz tu zbyt często - zauważyła i zorientowawszy się jak to brzmi, od razu zaczęła się tłumaczyć nieporadnie, wpadając w słowotok choć wciąż ściszonym tonem nie chcąc wkurzyć bibliotekarki - Nie że jesteś leniwa czy się nie uczysz, bo z tego co wiem to jesteś szalenie inteligentna tylko ja tu jestem dość często ale Cię nie widuję. Nie że Cię śledzę, może sporadycznie, ale nie w ten dziwny sposób tylko czasami sprawdzam czy masz patrol czy coś. Ja się może zamknę - nerwowo przejechała ręką po włosach wprowadzając je w stan jeszcze większego chaosu.
- Jak mija Twój dzień? - spróbowała ponownie, mając nadzieję zatrzeć pierwsze kilka zdań.
- Sok z fasoli kooo... - uniosła wzrok zdziwiona słysząc głos puchonki w miejscu publicznym i w swoim osłupieniu dokończyła zdanie - Oooorzenia waleriany. Wolne, nie mam zbyt wielu znajomych - ewidentnie nie do końca ogarniała co to za crossover się tu odbywa, ale dzielnie starała się wybrnąć, w typowy dla siebie sposób czyli przez przesadną otwartość. Zebrała trochę swoich porozrzucanych wszędzie pergaminów z notatkami i ułożyła je we wciąż chaotycznie wyglądający stosik, ograniczający pole rażenia jedynie do kawałka stołu zamiast całego. Wyglądała na aż dziwnie opanowaną jak na siebie, ale to były tylko pozory. W głowie aż buczało od natłoku myśli, większość z nich niekoniecznie składająca się na cokolwiek sensownego. Nie wiedzieć czemu słowa wypowiedziane przez Suzanne dudniły wśród nich wyraźniej, ale Wilsonówna wciąż zaprzeczała sama sobie by miały tu zastosowanie, częściowo ze strachu że to prawda. Dawno temu obiecała sobie że jeśli kiedykolwiek się z kimś zwiąże na poważnie to od razu wyjawi prawdę na swój temat, było to łatwe kiedy prawdopodobieństwo było równe zero i przez lata ten stan się utrzymywał, od kiedy zaczęła opuszczać swoją bezpieczną skorupę zaczęło się to zmieniać.
- Nie bywasz tu zbyt często - zauważyła i zorientowawszy się jak to brzmi, od razu zaczęła się tłumaczyć nieporadnie, wpadając w słowotok choć wciąż ściszonym tonem nie chcąc wkurzyć bibliotekarki - Nie że jesteś leniwa czy się nie uczysz, bo z tego co wiem to jesteś szalenie inteligentna tylko ja tu jestem dość często ale Cię nie widuję. Nie że Cię śledzę, może sporadycznie, ale nie w ten dziwny sposób tylko czasami sprawdzam czy masz patrol czy coś. Ja się może zamknę - nerwowo przejechała ręką po włosach wprowadzając je w stan jeszcze większego chaosu.
- Jak mija Twój dzień? - spróbowała ponownie, mając nadzieję zatrzeć pierwsze kilka zdań.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Czytelnia
Fyodorova za to nawet nie miała się za bardzo komu wygadać o swoich schadzkach z Krukonką, no może coś wspomniała Zimie, ale ten w głowie miał tylko siłkę i wódę więc mało co do niego docierało, no a Corteza unikała coraz częściej wiedząc, że wystarczająco jej mącił w głowie wtedy w podwalinach, nawet w ich komnacie starała się go mijać by czasem nie byli tam sami, bo mogłoby się to źle skończyć dla obojga, a Elektra niezbyt pasował jakiś dziki trójkąt, którego ciężko ogarnąć w życiu dorosłym a co dopiero w rozchwianym emocjonalnie nastolatkom. Poza tym Puchonka nie należała do wylewnych osób, raczej jak już to była słuchaczem i była z tych, które jak już coś powiedzą to konkretnie nie owijając w bawełnę. A znajomych też nie miała zbyt wiele, bo przecież kto by się miał kolegować z dziwadłem z Durmstrangu, który o słodka Helgo, został prefektem.
Obserwowała dokładnie jak dziewczyna zbiera swoje rzeczy nie mówiąc póki co nic. Tylko zerkała to na jej ruchy rąk, to zaraz na policzki i jej falujace rude włosy w które chętnie wtopiłaby swoje palce. Coś się w niej znowu odzywało w głowie, coś co zawsze krzyczało kiedy te dwie dziewczyny spotykały się na osobności, jednak Fyodorova wiedząc gdzie są skutecznie uciszała swą drapieżną naturę. To nie był czas na zabawy.
- Dzięki - rzekła krótko i położyła swoje trzy księgi w jednym miejscu nie chcąc zajmować zbyt wiele stolika. Chcąc nie skupiać się na dziewczynie otworzyła podręcznik do eliksirów dokładnie na stronie o długotrwale działających truciznach by wybrać odpowiedni do zadania, które miała wykonać w późniejszym czasie i na które kociołek już miała przygotowany w jej ukrytej wężowej komnacie. Już chciała przeczytać pierwsze zdania jednak Krukonka wpadła w dziwny słowotok, który Elektra nie była w stanie uniknąć przez co uniosła ponownie na nią wzrok łagodnym spojrzeniem delektując się melodyjnym głosem, który częściej niż w słowach słyszała w przyjemnych jękach. Oparła łokieć na stoliku a na nim podparła swoją lewą skroń dając dziewczynie dokończyć ten uroczy wywód. Tak jak wspomniałam wcześniej, Puchonka była słuchaczem, nie mówcą.
- Nie lubię tłumów - rzekła krótko lawirując wzrokiem gdzieś w okolicach jej ślicznych tęczówek - wole opuszczone poddasza, choć tam też ostatnio nie mogę się skupić na nauce - dodała z typową dla siebie zadziornością w głosie wymownie jeszcze unosząc jedną brew. Ta jej nieporadność była niezwykle ujmująca przez co Fyodorova może miała do niej taką słabość, choć chyba te ich potajemne spotkania wyzwalały w Rudej jakieś niepochamowanego demona, który był pewny siebie i niesamowicie ociekał seksapilem, choć ta wersja uroczej kujonki też miała coś w sobie.
- Dosyć intensywnie no i staram się powtórzyć materiał z zeszłych lat przed egzaminami, wiesz w celu utrwalenia - skłamała gładko nie chcąc wzbudzać podejrzeń żadnych dlaczego brała podręczniki z niższych lat. Sama w tym momencie zerknęła czego uczy się Krukonka, no i proszę, ten sam przedmiot wybrały do powtórzeń, przypadek? - Widzę, że powtarzasz wywar żywej śmierci, kilka razy go próbowałam uwarzyć ale nie miał takiego koloru więc na bank coś zmaściłam- dodała wskazując palcem ręki, której się nie podpierała na obrazek eliksiru, który wyglądał jakby się dymił. Nie była najlepsza w eliksirach, wolała jednak machanie różdżką albo strzelanie z łuku - jak tam Twoje malowanki? Stworzyłaś coś ostatnio? - zagaiła wracając palcem i wzrokiem do swojej książki co jakiś czas unosząc wzrok na dziewczynę.
Obserwowała dokładnie jak dziewczyna zbiera swoje rzeczy nie mówiąc póki co nic. Tylko zerkała to na jej ruchy rąk, to zaraz na policzki i jej falujace rude włosy w które chętnie wtopiłaby swoje palce. Coś się w niej znowu odzywało w głowie, coś co zawsze krzyczało kiedy te dwie dziewczyny spotykały się na osobności, jednak Fyodorova wiedząc gdzie są skutecznie uciszała swą drapieżną naturę. To nie był czas na zabawy.
- Dzięki - rzekła krótko i położyła swoje trzy księgi w jednym miejscu nie chcąc zajmować zbyt wiele stolika. Chcąc nie skupiać się na dziewczynie otworzyła podręcznik do eliksirów dokładnie na stronie o długotrwale działających truciznach by wybrać odpowiedni do zadania, które miała wykonać w późniejszym czasie i na które kociołek już miała przygotowany w jej ukrytej wężowej komnacie. Już chciała przeczytać pierwsze zdania jednak Krukonka wpadła w dziwny słowotok, który Elektra nie była w stanie uniknąć przez co uniosła ponownie na nią wzrok łagodnym spojrzeniem delektując się melodyjnym głosem, który częściej niż w słowach słyszała w przyjemnych jękach. Oparła łokieć na stoliku a na nim podparła swoją lewą skroń dając dziewczynie dokończyć ten uroczy wywód. Tak jak wspomniałam wcześniej, Puchonka była słuchaczem, nie mówcą.
- Nie lubię tłumów - rzekła krótko lawirując wzrokiem gdzieś w okolicach jej ślicznych tęczówek - wole opuszczone poddasza, choć tam też ostatnio nie mogę się skupić na nauce - dodała z typową dla siebie zadziornością w głosie wymownie jeszcze unosząc jedną brew. Ta jej nieporadność była niezwykle ujmująca przez co Fyodorova może miała do niej taką słabość, choć chyba te ich potajemne spotkania wyzwalały w Rudej jakieś niepochamowanego demona, który był pewny siebie i niesamowicie ociekał seksapilem, choć ta wersja uroczej kujonki też miała coś w sobie.
- Dosyć intensywnie no i staram się powtórzyć materiał z zeszłych lat przed egzaminami, wiesz w celu utrwalenia - skłamała gładko nie chcąc wzbudzać podejrzeń żadnych dlaczego brała podręczniki z niższych lat. Sama w tym momencie zerknęła czego uczy się Krukonka, no i proszę, ten sam przedmiot wybrały do powtórzeń, przypadek? - Widzę, że powtarzasz wywar żywej śmierci, kilka razy go próbowałam uwarzyć ale nie miał takiego koloru więc na bank coś zmaściłam- dodała wskazując palcem ręki, której się nie podpierała na obrazek eliksiru, który wyglądał jakby się dymił. Nie była najlepsza w eliksirach, wolała jednak machanie różdżką albo strzelanie z łuku - jak tam Twoje malowanki? Stworzyłaś coś ostatnio? - zagaiła wracając palcem i wzrokiem do swojej książki co jakiś czas unosząc wzrok na dziewczynę.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Czytelnia
Jej ciało nie rozumiało czemu blondynka jest w takiej odległości, a ręce krukonki nie przyciągają jej do pocałunku, to było wręcz nienaturalne. Usiłując chociaż trochę się uziemić, ruda zacisnęła palce na brzegu książki leżącej na stole, ale kompletnie już zapomniała co właściwie robiła. Wywar Żywej Śmierci został zepchnięty na najdalszy plan, egzaminy niemal wyrzucone całkowicie z jej głowy. Priotytetem stały się niebieskie oczy śledzące każdy jej ruch, twarz która śniła jej się po nocach, szyja i miękko opadające na ramiona jasne włosy których zapach jej wilczy nos wyczuwał nawet po drugiej stronie stołu oraz dłonie, powodujące rumieńce na jej policzkach na samą myśl o tym jakie mają możliwości. Uśmiech wpłynął na jej chochliczą twarz razem z delikatnym rumieńcem, ale w towarzystwie Fyodorovej Flora potrafiła być zaskakująco odważna i zaczepna.
- Ktoś Ci przeszkadza? Niepojęte - usiłowała utrzymać niewinną minę, jej szare oczy wpatrujące się intensywnie w błękitne tęczówki puchonki - Kto miałby czelność przerywać Ci coś tak ważnego jak nauka? - przechyliła lekko głowę w bok, lekko mrużąc oczy w pogłębiającym się z każdą chwilą uśmiechu - Nie może być tak, że wpływa to na Twoje oceny... Może powinnam trzymać się z dala od takich miejsc żeby na pewno Ci nie przeszkodzić - to była groźba? Być może. Nawet nie wiedzieć kiedy jej dłoń przestała kurczowo zaciskać się na książce i powoli przesunęła po szyi, by założyć rude pukle za ucho. Dobrze że jej szata wisiała na oparciu krzesła bo zrobiłoby się krukonce gorąco. Ktoś upuścił ciężki tom na stół obok brutalnie przywracając ją do rzeczywistości, zorientowawszy się że właśnie otwarcie flirtuje z blondynką w środku dnia w zatłoczonej czytelni przywróciło jej nieśmiałość i zakłopotanie. Może jednak bezpieczniej trzymać się bardziej neutralnych tematów.
- Egzaminy coraz bliżej, to prawda - zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz się rozpogodziła - To jest podchwytliwy eliksir, istnieje kilka metod warzenia różniących się niby drobnymi elementami ale potrafi to zupełnie zmienić efekt końcowy. Na aurorstwie na szczęście jest wymagany dość podstawowy poziom eliksirów, prawda? - każde ich spotkanie było wyryte w jej pamięci, nie było opcji by nie pamiętała na jakie studia idzie jej rozmówczyni i najwyraźniej vice versa, Elektra pamiętała o jej artystycznym hobby. Krukonka akurat była w połowie ruchu by namoczyć końcówkę pióra w niebieskim tuszu i kontynuować dopisywanie notatek przy przepisie na wspomniany wcześniej eliksir, ale zatrzymała się poważnie coś rozważając. W końcu odłożyła pisadło i sięgnęła do torby leżącej pod nogami.
- Właściwie to tak... - położyła na blacie szkicownik oprawiony w ciemnobrązową skórę i przykryła go niepewnie dłońmi - Normalnie maluję pejzaże, ale chodziło mi coś po głowie i jakoś tak wyszło, że przelałam to na papier - z cichym westchnięciem otworzyła książkę przekładając kilka stron wypełnionych żywymi kolorami, choć zbyt szybko by puchonka mogła zauważyć szczegóły i w końcu dotarła do interesującej ją strony. Zagryzając lekko wargę obróciła szkicownik w stronę rosjanki, której oczom ukazał się namalowany akwarelami obraz o delikatnych stonowanych barwach ziemi przedstawiający las. Na pierwszym planie zwrócona profilem stała kobieta w ciemnej pelerynie, o blond włosach i sylwetce jasno kojarzącej się z Fyodorovą, wyglądająca jakby właśnie opuszczała wcześniej naciągnięty łuk. Naprzeciw niej znajdował się sporej wielkości wilk, w pozycji sugerującej może nie uległość, bardziej łagodność i brak agresji. Flora dobrze wiedziała jak wygląda w wilkołaczej formie bo jeszcze w pierwszym roku po przemianie przytachała do Zakazanego Lasu lustro by się obejrzeć i z zaskoczeniem stwierdzić, że nawet po przemianie była rudawa. Wilk którego namalowała kropka w kropkę odpowiadał jej umaszczeniu. Niepewnie uniosła wzrok by spojrzeć na blondynkę, nie mając zielonego pojęcia jak ironiczna była to sytuacja zważywszy na jej rodzinę i plany na najbliższą pełnię.
- Ktoś Ci przeszkadza? Niepojęte - usiłowała utrzymać niewinną minę, jej szare oczy wpatrujące się intensywnie w błękitne tęczówki puchonki - Kto miałby czelność przerywać Ci coś tak ważnego jak nauka? - przechyliła lekko głowę w bok, lekko mrużąc oczy w pogłębiającym się z każdą chwilą uśmiechu - Nie może być tak, że wpływa to na Twoje oceny... Może powinnam trzymać się z dala od takich miejsc żeby na pewno Ci nie przeszkodzić - to była groźba? Być może. Nawet nie wiedzieć kiedy jej dłoń przestała kurczowo zaciskać się na książce i powoli przesunęła po szyi, by założyć rude pukle za ucho. Dobrze że jej szata wisiała na oparciu krzesła bo zrobiłoby się krukonce gorąco. Ktoś upuścił ciężki tom na stół obok brutalnie przywracając ją do rzeczywistości, zorientowawszy się że właśnie otwarcie flirtuje z blondynką w środku dnia w zatłoczonej czytelni przywróciło jej nieśmiałość i zakłopotanie. Może jednak bezpieczniej trzymać się bardziej neutralnych tematów.
- Egzaminy coraz bliżej, to prawda - zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz się rozpogodziła - To jest podchwytliwy eliksir, istnieje kilka metod warzenia różniących się niby drobnymi elementami ale potrafi to zupełnie zmienić efekt końcowy. Na aurorstwie na szczęście jest wymagany dość podstawowy poziom eliksirów, prawda? - każde ich spotkanie było wyryte w jej pamięci, nie było opcji by nie pamiętała na jakie studia idzie jej rozmówczyni i najwyraźniej vice versa, Elektra pamiętała o jej artystycznym hobby. Krukonka akurat była w połowie ruchu by namoczyć końcówkę pióra w niebieskim tuszu i kontynuować dopisywanie notatek przy przepisie na wspomniany wcześniej eliksir, ale zatrzymała się poważnie coś rozważając. W końcu odłożyła pisadło i sięgnęła do torby leżącej pod nogami.
- Właściwie to tak... - położyła na blacie szkicownik oprawiony w ciemnobrązową skórę i przykryła go niepewnie dłońmi - Normalnie maluję pejzaże, ale chodziło mi coś po głowie i jakoś tak wyszło, że przelałam to na papier - z cichym westchnięciem otworzyła książkę przekładając kilka stron wypełnionych żywymi kolorami, choć zbyt szybko by puchonka mogła zauważyć szczegóły i w końcu dotarła do interesującej ją strony. Zagryzając lekko wargę obróciła szkicownik w stronę rosjanki, której oczom ukazał się namalowany akwarelami obraz o delikatnych stonowanych barwach ziemi przedstawiający las. Na pierwszym planie zwrócona profilem stała kobieta w ciemnej pelerynie, o blond włosach i sylwetce jasno kojarzącej się z Fyodorovą, wyglądająca jakby właśnie opuszczała wcześniej naciągnięty łuk. Naprzeciw niej znajdował się sporej wielkości wilk, w pozycji sugerującej może nie uległość, bardziej łagodność i brak agresji. Flora dobrze wiedziała jak wygląda w wilkołaczej formie bo jeszcze w pierwszym roku po przemianie przytachała do Zakazanego Lasu lustro by się obejrzeć i z zaskoczeniem stwierdzić, że nawet po przemianie była rudawa. Wilk którego namalowała kropka w kropkę odpowiadał jej umaszczeniu. Niepewnie uniosła wzrok by spojrzeć na blondynkę, nie mając zielonego pojęcia jak ironiczna była to sytuacja zważywszy na jej rodzinę i plany na najbliższą pełnię.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Czytelnia
I znowu to robiła. Flirtowała z nią, mąciła jej w głowie tym słodkim głosem, rudymi włosami, ciemnoszarymi oczami a Fyodorova przez jej słowa w ogóle nie umiała się skupić przywołując pamięcią to co te dwie panny wyprawiały właśnie na poddaszu pewnego pięknego popołudnia. Tych schadzek od ich pierwszego razu miały już kilka skutecznie rozładowując napięcie po ciężkich dniach w Hogwarcie gorącym seksem. A teraz siedziały tu, w bibliotece, na przeciwko siebie, nie mając szans na jakiekolwiek mizianki czy macanki. Uniosła ciemną brew do góry z zadziornym uśmiechem kiedy tak to się z nią słownie z nią droczyła
- W żadnym wypadku to nie wpływa to na moje stopnie - stwierdziła krótko - Nadrabiam materiał w dormitorium acz tam też jesteś w stanie skutecznie wytrącić mnie z cugu nauki, jednak nie myśl, że narzekam... w żadnym wypadku - dodała nie spuszczając wzroku z jej dużych szarych oczu. Puchonka uwielbiała to jak Flora zmienia się pod wpływem ich spotkań, jak budzi w sobie pewne siebie zwierzę, które na pozór wydaje się kruche i nieśmiałe. Nie raz Fydorova łapała się na tym, że gdy odbywała patrol to wzrokiem szukała tej rudej czupryny, która znów namąci jej w głowie chcąc przyszpilić ją do zimnego murku swym ciepłym ciałkiem. Jeszcze to jak Ruda odgarnęła za ucho swe pasmo włosów i odsłoniła szyje spowodowało, że dziewczyna głośno nabrała w płuca powietrze nie mogąc skupić się na niczym innym niż na jej ponętnej bladej skórze, którą w tym momencie miała ochotę chwycić nieco agresywniej zębami, pieścić językiem i zostawić mały czerwony ślad przy jej uchu na pamiątkę tak by Ruda nie była w stanie zapomnieć o ich kolejnym spotkaniu podczas wpatrywania się w lustro podczas porannej toalety. Z tego rozmarzenia wytrącił ją jakieś głośne chrząknięcie przy stoliku obok przez co Puchonka spuściła wzrok z powrotem na otwartą stronicę książki, którą miała Flora i uważnie ją wysłuchała.
- Tak, wystarczy podstawowy, aczkolwiek zastanawiam się czy zamiast na aurorstwo nie iść na czarostwo specjalne albo może łamanie klątw, aurorzy coś ostatnio znikają albo giną w dziwnych okolicznościach - rzekła przywołując na myśl artykuł ukazany w ostatnim Proroku. I tak zapewne jej ojciec weźmie ją pod skrzydła gdy tylko ukończy Hogwart trenując ją intensywniej na następnego łowcą acz jakąś przykrywkę i tak chciała mieć gdyby ktoś miał czelność coś podejrzewać - w Durmstrangu kładli nacisk na Czarną Magię i całkiem mi dobrze z tym szło- dodała i ugryzła się w język - w obronie, oczywiście - dodała uciekając nieco wzrokiem w stronice tym razem jej książki śledząc bez namysłu słowa na niej spisane. Miała się uczyć, po to przyszła do biblioteki, a tu proszę, znów zajmuje się wszystkim innym co nie jest związane z nauką. Ale miała jeszcze czas... dwa tygodnie to dużo czasu...
Zerknęła na poczynania jej ulubionej Krukonki kiedy ta sięgnęła po coś do torby. Blondynka z zainteresowaniem znów oderwała się od swojej lektury skupiając się w pełni na dziele, które stworzyła i trochę ją wryło to co zobaczyła. Dziewczyna na tym obrazie była łudząco podobna do niej samej i miała łuk... tak jak ona. Puchonka zmarszczyła brwi przyglądając się uważnie i naprawdę to było ładne co widziała, Ruda miała talent i wyobraźnie też, bo przecież nie widziała jej w akcji (do czasu) - to... to bardzo ładne Flora, masz talent a to...to ja? - zapytała bez pardonu wskazując na postać na obrazie i unosząc wzrok na dziewczynę z cieniem uśmiechu na ustach jednak po oczach mogła Krukonka zobaczyć że Elektrze zaimponowała tym. Jednak dalsza część obrazu nieco zastanowiła Rosjankę skupiając swą uwagę teraz na tym wilku, który nie atakował a stał grzecznie. Nie wyglądało to jak polowanie, jak walka, którą Fyodorova dobrze znała w starciu z tym gatunkiem, bo nie raz w Rosji, w jej rodzinnych stronach polowanie na tego typu zwierzynę było normalne i wątpiła żeby w Anglii były takie praktyki. Dodać trzeba, że mimo, że Fyodorova od dziecka była negatywnie nastawiana do wilkołaków to jeszcze z żadnym nie miała styczności podczas pełni to też ta najbliższa będzie swego rodzaju chrztem w jej rodzinie i wśród łowców - ten wilk, to jakiś symbol? - zapytała niepewnie wiedząc tylko tyle, że niektóre obrazy mają jakieś znaczenie ale Elka w ogóle nie była typem artystycznym.
- W żadnym wypadku to nie wpływa to na moje stopnie - stwierdziła krótko - Nadrabiam materiał w dormitorium acz tam też jesteś w stanie skutecznie wytrącić mnie z cugu nauki, jednak nie myśl, że narzekam... w żadnym wypadku - dodała nie spuszczając wzroku z jej dużych szarych oczu. Puchonka uwielbiała to jak Flora zmienia się pod wpływem ich spotkań, jak budzi w sobie pewne siebie zwierzę, które na pozór wydaje się kruche i nieśmiałe. Nie raz Fydorova łapała się na tym, że gdy odbywała patrol to wzrokiem szukała tej rudej czupryny, która znów namąci jej w głowie chcąc przyszpilić ją do zimnego murku swym ciepłym ciałkiem. Jeszcze to jak Ruda odgarnęła za ucho swe pasmo włosów i odsłoniła szyje spowodowało, że dziewczyna głośno nabrała w płuca powietrze nie mogąc skupić się na niczym innym niż na jej ponętnej bladej skórze, którą w tym momencie miała ochotę chwycić nieco agresywniej zębami, pieścić językiem i zostawić mały czerwony ślad przy jej uchu na pamiątkę tak by Ruda nie była w stanie zapomnieć o ich kolejnym spotkaniu podczas wpatrywania się w lustro podczas porannej toalety. Z tego rozmarzenia wytrącił ją jakieś głośne chrząknięcie przy stoliku obok przez co Puchonka spuściła wzrok z powrotem na otwartą stronicę książki, którą miała Flora i uważnie ją wysłuchała.
- Tak, wystarczy podstawowy, aczkolwiek zastanawiam się czy zamiast na aurorstwo nie iść na czarostwo specjalne albo może łamanie klątw, aurorzy coś ostatnio znikają albo giną w dziwnych okolicznościach - rzekła przywołując na myśl artykuł ukazany w ostatnim Proroku. I tak zapewne jej ojciec weźmie ją pod skrzydła gdy tylko ukończy Hogwart trenując ją intensywniej na następnego łowcą acz jakąś przykrywkę i tak chciała mieć gdyby ktoś miał czelność coś podejrzewać - w Durmstrangu kładli nacisk na Czarną Magię i całkiem mi dobrze z tym szło- dodała i ugryzła się w język - w obronie, oczywiście - dodała uciekając nieco wzrokiem w stronice tym razem jej książki śledząc bez namysłu słowa na niej spisane. Miała się uczyć, po to przyszła do biblioteki, a tu proszę, znów zajmuje się wszystkim innym co nie jest związane z nauką. Ale miała jeszcze czas... dwa tygodnie to dużo czasu...
Zerknęła na poczynania jej ulubionej Krukonki kiedy ta sięgnęła po coś do torby. Blondynka z zainteresowaniem znów oderwała się od swojej lektury skupiając się w pełni na dziele, które stworzyła i trochę ją wryło to co zobaczyła. Dziewczyna na tym obrazie była łudząco podobna do niej samej i miała łuk... tak jak ona. Puchonka zmarszczyła brwi przyglądając się uważnie i naprawdę to było ładne co widziała, Ruda miała talent i wyobraźnie też, bo przecież nie widziała jej w akcji (do czasu) - to... to bardzo ładne Flora, masz talent a to...to ja? - zapytała bez pardonu wskazując na postać na obrazie i unosząc wzrok na dziewczynę z cieniem uśmiechu na ustach jednak po oczach mogła Krukonka zobaczyć że Elektrze zaimponowała tym. Jednak dalsza część obrazu nieco zastanowiła Rosjankę skupiając swą uwagę teraz na tym wilku, który nie atakował a stał grzecznie. Nie wyglądało to jak polowanie, jak walka, którą Fyodorova dobrze znała w starciu z tym gatunkiem, bo nie raz w Rosji, w jej rodzinnych stronach polowanie na tego typu zwierzynę było normalne i wątpiła żeby w Anglii były takie praktyki. Dodać trzeba, że mimo, że Fyodorova od dziecka była negatywnie nastawiana do wilkołaków to jeszcze z żadnym nie miała styczności podczas pełni to też ta najbliższa będzie swego rodzaju chrztem w jej rodzinie i wśród łowców - ten wilk, to jakiś symbol? - zapytała niepewnie wiedząc tylko tyle, że niektóre obrazy mają jakieś znaczenie ale Elka w ogóle nie była typem artystycznym.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Czytelnia
Powietrze między nimi było tak samo wypełnione iskrami i magnetyzmem jak i przy pierwszym spotkaniu, za każdym razem gdy znalazły się zbyt blisko siebie ledwo potrafiły zachować spokój. Gdyby Flora miała jakiekolwiek pojęcie o związkach i emocjach, może zdawałaby sobie sprawę że to wstęp do relacji iście nuklearnej, gotowej zburzyć zamek przy kłótni. Jak na razie jednakże na żadną się nie zanosiło a krukonka oprócz poznawania ciała siedzącej przed nią puchonki, tak samo silnie pragnęła poznać jej umysł i osobowość. Teoretycznie mogłaby winić Lauren i Suzanne o namieszanie w jej głowie opowieściami o romantyźmie i miłości, w rzeczywistości sama nie wiedziała czy tego dokładnie szuka. Raczej testowała czy poza seksem cokolwiek je łączy. Znajome głodne spojrzenie błękitnych oczu odpowiedziało jej z drugiej strony stołu, wywołując ciepło w podbrzuszu i trzepotanie w klatce piersiowej, która zaczęła unosić się nieco gwałtowniej wraz z pogłębieniem oddechu. Jedynie siła woli i świadomość otoczenia powstrzymywała ją od faktycznie przyciągnięcia jej do siebie i połączenia ich ust w jednym z tych odbierających dech pocałunków. I choć każda komórka jej ciała krzyczała, widząc jak Elektra zareagowała na jej flirt tylko uśmiechnęła się uroczo i opuściwszy wzrok na swoją książkę wymamrotała:
- Dobrze, będę mogła dalej dbać o twoje... samopoczucie - ale na tym zakończyła już niebezpieczny temat wiedząc że kontynuacja tego może je tylko zaprowadzić do jakiegoś zakurzonego i osamotnionego zakątka biblioteki. Na Rowenę, jak bardzo chciała to teraz zrobić.
- To brzmi jak naprawdę interesujące kierunki i choć bez problemu widzę Cię jako aurora to faktycznie wydają się bardziej w Twoim stylu - po zastanowieniu jej wypowiedź znowu dawała spore pole do negatywnej interpretacji a słowotok to było jej drugie imię - Mam na myśli że nie do końca pasujesz do bycia jedną z wielu bezimiennych aurorów pod czyimś dowództwem. A te dwa kierunki , na tyle na ile się orientuję, grają lepiej pod Twoje mocne strony. Jeśli chodzi o eliksiry to mogę ci skopiować swoje notatki, są wyśmienite, może tylko Baizen robi lepsze - wydawało jej się że tym razem ma to ręce i nogi. Jej wiedza na temat tych zawodów była nikła ale nie zerowa, typowo krukońska niechęć do niewiedzy jednak popchnęła ją do prośby:
- Opowiesz mi o nich? Co jest wymagane na studia? - podparła dłonią brodę powstrzymując się od sięgnięcia po pióro i robienia notatek. Nie tylko jej ciało było wiecznie nienasycone, umysłu również się to tyczyło. Nawet nie wspomniała nic o zniknięciach, personalnie unikając tego tematu jak mogła licząc że w ten sposób uniknie zła świata i potencjalnego zła innych wilkołaków. Jakoś ona mogła żyć spokojnie pijąc eliksir i krzywdząc co najwyżej wiewiórki lub niewyrośnięte łasice. Nie czuła potrzeby porywania ludzi i tworzenia z nich armii czy co tam sobie ten świr Greyback ubzdurał. Temat czarnej magii wręcz perfekcyjnie zgrywał się z jej bardziej ponurym tonem myśli.
- Słyszałam kiedyś plotki że w Durmstrangu uczą czarnej magii, to prawda? - nie dała się zwieść, ale mowiąc szczerze nie była jakoś negatywnie nastawiona do uzasadnionych użyć, wręcz żyła z przeświadczeniem że czarna magia to coś więcej niż cztery niewybaczalne i razem z zakazem jej używania czarodzieje stracili pewne metody uzdrawiania wcześniej używane bardziej powszechnie - Nie byłabym w stanie użyć niewybaczalnych ale zawsze ciekawił mnie temat tego co zostało zakazane oprócz nich - wyjawiła z delikatnym wahaniem. Wszyscy zawsze kojarzyli ją z czystością i niewinnością, raczej ciężko chwalić się takim zainteresowaniem będąc ucieleśnieniem cukrowej wróżki. Z Fyodorovą czuła że może też wypuścić na świat te ciemniejsze barwy, których tak ostrożnie używała również w swoich obrazach.
Pokraśniała z dumy słysząc pochwałę, przytaknęła z pewną dozą zdenerwowania i dotknęła małym palcem postaci na obrazie.
- Mam bardzo intensywne sny które później siedzą mi w głowie aż ich nie namaluję, Ty ostatnio bardzo często jesteś i w moich snach i w myślach - ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie ciszej z lekkim rumieńcem znów wpływającym na policzki, serce waliło jej w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć. Nie pokazywała swoich tworów właściwie nikomu, sama ledwo na nie patrząc po wykonaniu i czuła stres związany z dzieleniem się tak osobistą częścią siebie.
- Wilk tak samo jest taki jak we śnie, nie wiem nawet czy takie istnieją - kłamstwo wyszło jej zaskakująco gładko, zgrabnie ukrywając się w jej zakłopotaniu związanych z pokazaniem puchonce obrazu. Niewiele myśląc wzięła szkicownik i z pomocą zgrabnego Diffindo odcięła kartkę z obrazem i naskrobawszy na tyle "Od F.W. dla E.F." wręczyła ją blondynce.
- Dobrze, będę mogła dalej dbać o twoje... samopoczucie - ale na tym zakończyła już niebezpieczny temat wiedząc że kontynuacja tego może je tylko zaprowadzić do jakiegoś zakurzonego i osamotnionego zakątka biblioteki. Na Rowenę, jak bardzo chciała to teraz zrobić.
- To brzmi jak naprawdę interesujące kierunki i choć bez problemu widzę Cię jako aurora to faktycznie wydają się bardziej w Twoim stylu - po zastanowieniu jej wypowiedź znowu dawała spore pole do negatywnej interpretacji a słowotok to było jej drugie imię - Mam na myśli że nie do końca pasujesz do bycia jedną z wielu bezimiennych aurorów pod czyimś dowództwem. A te dwa kierunki , na tyle na ile się orientuję, grają lepiej pod Twoje mocne strony. Jeśli chodzi o eliksiry to mogę ci skopiować swoje notatki, są wyśmienite, może tylko Baizen robi lepsze - wydawało jej się że tym razem ma to ręce i nogi. Jej wiedza na temat tych zawodów była nikła ale nie zerowa, typowo krukońska niechęć do niewiedzy jednak popchnęła ją do prośby:
- Opowiesz mi o nich? Co jest wymagane na studia? - podparła dłonią brodę powstrzymując się od sięgnięcia po pióro i robienia notatek. Nie tylko jej ciało było wiecznie nienasycone, umysłu również się to tyczyło. Nawet nie wspomniała nic o zniknięciach, personalnie unikając tego tematu jak mogła licząc że w ten sposób uniknie zła świata i potencjalnego zła innych wilkołaków. Jakoś ona mogła żyć spokojnie pijąc eliksir i krzywdząc co najwyżej wiewiórki lub niewyrośnięte łasice. Nie czuła potrzeby porywania ludzi i tworzenia z nich armii czy co tam sobie ten świr Greyback ubzdurał. Temat czarnej magii wręcz perfekcyjnie zgrywał się z jej bardziej ponurym tonem myśli.
- Słyszałam kiedyś plotki że w Durmstrangu uczą czarnej magii, to prawda? - nie dała się zwieść, ale mowiąc szczerze nie była jakoś negatywnie nastawiona do uzasadnionych użyć, wręcz żyła z przeświadczeniem że czarna magia to coś więcej niż cztery niewybaczalne i razem z zakazem jej używania czarodzieje stracili pewne metody uzdrawiania wcześniej używane bardziej powszechnie - Nie byłabym w stanie użyć niewybaczalnych ale zawsze ciekawił mnie temat tego co zostało zakazane oprócz nich - wyjawiła z delikatnym wahaniem. Wszyscy zawsze kojarzyli ją z czystością i niewinnością, raczej ciężko chwalić się takim zainteresowaniem będąc ucieleśnieniem cukrowej wróżki. Z Fyodorovą czuła że może też wypuścić na świat te ciemniejsze barwy, których tak ostrożnie używała również w swoich obrazach.
Pokraśniała z dumy słysząc pochwałę, przytaknęła z pewną dozą zdenerwowania i dotknęła małym palcem postaci na obrazie.
- Mam bardzo intensywne sny które później siedzą mi w głowie aż ich nie namaluję, Ty ostatnio bardzo często jesteś i w moich snach i w myślach - ostatnie zdanie wypowiedziała znacznie ciszej z lekkim rumieńcem znów wpływającym na policzki, serce waliło jej w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć. Nie pokazywała swoich tworów właściwie nikomu, sama ledwo na nie patrząc po wykonaniu i czuła stres związany z dzieleniem się tak osobistą częścią siebie.
- Wilk tak samo jest taki jak we śnie, nie wiem nawet czy takie istnieją - kłamstwo wyszło jej zaskakująco gładko, zgrabnie ukrywając się w jej zakłopotaniu związanych z pokazaniem puchonce obrazu. Niewiele myśląc wzięła szkicownik i z pomocą zgrabnego Diffindo odcięła kartkę z obrazem i naskrobawszy na tyle "Od F.W. dla E.F." wręczyła ją blondynce.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Czytelnia
Fyodorova nigdy aż tak nie skupiła się na żadnej dziewczynie co na tej Krukonce siedzącej tuż przed nią. Zwykle jej znajomości były chwilowe, przelotne, takie testowanie siebie, bawienie się, nic emocjonalnego, tylko sama przyjemność nikogo nie krzywdząca dookoła a jednak teraz coś ją tknęło by jednak się do niej dosiąść w tej bibliotece, by mogły spędzić ze sobą chociażby siedząc wlepiając się w te książki, które miały ze sobą, może nawet krótka rozmowa, tak jakby nagle to co sobie zaplanowała kiedyś odnośnie przywiązania do drugiej osoby zaczęło wyparowywać. Puchonka nie umiała w ogóle nazwać tego czegoś ale nie umiała przejść obojętnie koło tych rudych kosmyków, które tak majestatycznie kontrastowały z bladą skórą Krukonki okraszonej złotymi piegami. Chciała ją bardziej dla siebie i zapewne nie byłaby zadowolona gdyby ktoś koło niej się kręcił, acz pewnie nie zrobiłaby żadnego kroku. Bo to przecież tylko zabawa ze sobą prawda?
Uwielbiała ten jej słowotok, to jak jej pełne herbaciane wargi układają się w słowa a blondynka najchętniej przerwałaby jej gadaninę nieco zbyt nachalnym pocałunkiem, jednak wysłuchała ją do końca lekko się na sam koniec uśmiechając. Urocza.
- Myślę, że notatki się przydadzą, dzięki, na pewno są lepsze niż moje - odpowiedziała jej z naprawdę ciepłym uśmiechem, tak rzadko spotykanym na jej wargach. Bo przecież zwykle Fyodorova patrzyła na wszystkich z góry albo wyglądała jakby była naburmuszona wybijając się wśród roześmianych i nieco szalonych przedstawicieli domu do którego przynależała.
- No właśnie eliksiry, transmutacja, runy i najważniejsze zaklęcia, ale to mam opanowane dosyć mocno - powiedziała nieco marszcząc czoło po przypomnieniu sobie co tak naprawdę na tych studiach wymagali, oczywiście o ile pójdzie, chociaż może dla stwarzania pozorów się wybierze, a może jednak nauczy się czegoś nowego i przydanego w jej przyszłej karierze łowcy. - Ogólnie to chyba łamanie klątw mnie najbardziej fascynuje. Studia te przygotowują do rozbrajania ciężkich czarno magicznych uroków, przeklętych miejsc, które przez wieki były zamknięte właśnie takimi zaklęciami, ostatnio, czytałam, znaleźli ukryte jaja dwugłowego smoka, który podobno był jakimś dawnym eksperymentem szalonego maga i przetrwały dziesiątki lat właśnie dzięki takiej klątwie - mówiła z wyraźnym zafascynowaniem tym tematem, który od najmłodszych lat ją ciekawił, w sumie właśnie też dlatego odkryła tą komnatę Salazara w Hogwarcie i złamała poniekąd klątwę wiążąc się z nią i tymi wężami wewnątrz już na stałe. Ale to była jej i Corteza tajemnica, którą nie mogła nikomu wyjawić. Teraz ta komnata stanowiła swego rodzaju twierdze Fyodorovej w której mogła spokojnie przygotowywać się do nadchodzącej pełni z dala od podejrzliwych oczu innych uczniów i nauczycieli.
- Tak, prawda, niestety ale sporo śmierciożerców, którzy brali udział po stronie Voldemorta pochodziło właśnie z Durmstrangu, jednak mimo to nadal kładą nacisk na poznanie czarnej magii - stwierdziła prosto, bo przecież nie była to żadna tajemnica, ot niechlubna historia jej poprzedniej szkoły. Owszem, pewnie teraz proces nauczania różni się od tego wcześniejszego przed Czarnym Panem jednak nikt nie powiedział, że to było coś złego. Z tej szkoły wywodzi się sporo potężnych Magów, które zajmują wysokie stanowiska w oddziałach Ministerstwa w innych krajach... tak jak kiedyś ojciec Fyodorovej, który teraz został przeniesiony do Londynu w poszukiwaniu Greybacka i jego popleczników.
Blondynka uniosła wyżej brew widząc, ze Krukonka zafascynowała się tematem Czarnej Magii mimo, że kompletnie to do niej nie pasowało, przecież była taka niewinna i urocza... Cóż, szatan, który z niej wychodził podczas ich intymnych spotkań widać uaktywnić się chciał też w innych dziedzinach. Ciekawe.... intrygujące...
- Możemy spróbować się dostać do działu ksiąg zakazanych, myślę, że możemy znaleźć tam wiele ciekawych informacji na ten temat - rzuciła nagle propozycją. Pani prefekt z racji swojej obecnej pozycji mogła coś wykombinować by się tam dostać a Florka jak jest taka ciekawa to proszę bardzo, we dwie przecież zawsze raźniej.
I znów Ruda się zarumieniła wypowiadając słowa o swych snach. Puchonka aż poczuła dziwny dreszcz, który rozproszy się po całym ciele widząc jej zakłopotanie. Wspomniałam już, że było to arcy urocze?
- Flora... ja... - zaczęła puchonka jednak ugryzła się w język spuszczając wzrok na namalowany z powrotem jej obraz i uśmiechnęła się pod nosem by znów unieść swój lodowy wzrok, który teraz był bardzo ciepłym spojrzeniem, które wpatrywało się w tą piękną Krukonkę -... mi też siedzisz dniami i nocami w głowie i wcale nie chcę żebyś siedziała tam mniej - rzuciła nagle nie wiele myśląc tylko mówiąc prosto to co czuła już od jakiegoś czasu i wyciągnęła nagle swą chłodną dłoń kładąc gdzieś koło jej dłoni i delikatnie ledwo zauważalnie musnęła opuszkami palców jej wierzch ręki - Dziękuję, znajdę na ten obraz jakieś szczególne miejsce w dormitorium - dodała jeszcze ściszonym głosem wpatrując się głęboko w jej tęczówki.
Uwielbiała ten jej słowotok, to jak jej pełne herbaciane wargi układają się w słowa a blondynka najchętniej przerwałaby jej gadaninę nieco zbyt nachalnym pocałunkiem, jednak wysłuchała ją do końca lekko się na sam koniec uśmiechając. Urocza.
- Myślę, że notatki się przydadzą, dzięki, na pewno są lepsze niż moje - odpowiedziała jej z naprawdę ciepłym uśmiechem, tak rzadko spotykanym na jej wargach. Bo przecież zwykle Fyodorova patrzyła na wszystkich z góry albo wyglądała jakby była naburmuszona wybijając się wśród roześmianych i nieco szalonych przedstawicieli domu do którego przynależała.
- No właśnie eliksiry, transmutacja, runy i najważniejsze zaklęcia, ale to mam opanowane dosyć mocno - powiedziała nieco marszcząc czoło po przypomnieniu sobie co tak naprawdę na tych studiach wymagali, oczywiście o ile pójdzie, chociaż może dla stwarzania pozorów się wybierze, a może jednak nauczy się czegoś nowego i przydanego w jej przyszłej karierze łowcy. - Ogólnie to chyba łamanie klątw mnie najbardziej fascynuje. Studia te przygotowują do rozbrajania ciężkich czarno magicznych uroków, przeklętych miejsc, które przez wieki były zamknięte właśnie takimi zaklęciami, ostatnio, czytałam, znaleźli ukryte jaja dwugłowego smoka, który podobno był jakimś dawnym eksperymentem szalonego maga i przetrwały dziesiątki lat właśnie dzięki takiej klątwie - mówiła z wyraźnym zafascynowaniem tym tematem, który od najmłodszych lat ją ciekawił, w sumie właśnie też dlatego odkryła tą komnatę Salazara w Hogwarcie i złamała poniekąd klątwę wiążąc się z nią i tymi wężami wewnątrz już na stałe. Ale to była jej i Corteza tajemnica, którą nie mogła nikomu wyjawić. Teraz ta komnata stanowiła swego rodzaju twierdze Fyodorovej w której mogła spokojnie przygotowywać się do nadchodzącej pełni z dala od podejrzliwych oczu innych uczniów i nauczycieli.
- Tak, prawda, niestety ale sporo śmierciożerców, którzy brali udział po stronie Voldemorta pochodziło właśnie z Durmstrangu, jednak mimo to nadal kładą nacisk na poznanie czarnej magii - stwierdziła prosto, bo przecież nie była to żadna tajemnica, ot niechlubna historia jej poprzedniej szkoły. Owszem, pewnie teraz proces nauczania różni się od tego wcześniejszego przed Czarnym Panem jednak nikt nie powiedział, że to było coś złego. Z tej szkoły wywodzi się sporo potężnych Magów, które zajmują wysokie stanowiska w oddziałach Ministerstwa w innych krajach... tak jak kiedyś ojciec Fyodorovej, który teraz został przeniesiony do Londynu w poszukiwaniu Greybacka i jego popleczników.
Blondynka uniosła wyżej brew widząc, ze Krukonka zafascynowała się tematem Czarnej Magii mimo, że kompletnie to do niej nie pasowało, przecież była taka niewinna i urocza... Cóż, szatan, który z niej wychodził podczas ich intymnych spotkań widać uaktywnić się chciał też w innych dziedzinach. Ciekawe.... intrygujące...
- Możemy spróbować się dostać do działu ksiąg zakazanych, myślę, że możemy znaleźć tam wiele ciekawych informacji na ten temat - rzuciła nagle propozycją. Pani prefekt z racji swojej obecnej pozycji mogła coś wykombinować by się tam dostać a Florka jak jest taka ciekawa to proszę bardzo, we dwie przecież zawsze raźniej.
I znów Ruda się zarumieniła wypowiadając słowa o swych snach. Puchonka aż poczuła dziwny dreszcz, który rozproszy się po całym ciele widząc jej zakłopotanie. Wspomniałam już, że było to arcy urocze?
- Flora... ja... - zaczęła puchonka jednak ugryzła się w język spuszczając wzrok na namalowany z powrotem jej obraz i uśmiechnęła się pod nosem by znów unieść swój lodowy wzrok, który teraz był bardzo ciepłym spojrzeniem, które wpatrywało się w tą piękną Krukonkę -... mi też siedzisz dniami i nocami w głowie i wcale nie chcę żebyś siedziała tam mniej - rzuciła nagle nie wiele myśląc tylko mówiąc prosto to co czuła już od jakiegoś czasu i wyciągnęła nagle swą chłodną dłoń kładąc gdzieś koło jej dłoni i delikatnie ledwo zauważalnie musnęła opuszkami palców jej wierzch ręki - Dziękuję, znajdę na ten obraz jakieś szczególne miejsce w dormitorium - dodała jeszcze ściszonym głosem wpatrując się głęboko w jej tęczówki.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Czytelnia
Usta puchonki w dokładnym kolorze róży herbacianej rozciągnęły się w ciepłym uśmiechu, innym od tych które do tego czasu posyłała w jej stronę, sprawiając że serce Wilsonówny zatańczyło widowiskowego kankana przechodząc zaraz w żywe flamenco. Gdyby ktoś zdołał zrobić zdjęcie i ująć na nim moment w którym ten uśmiech powstaje, powoli rozjaśniając jej niebieskie oczy i upodabniając je nagle do błyszczących topazów, krukonka oddałaby za nie wszystko i traktowała jak swoją największą świętość. Zaskoczona odpowiedziała uśmiechem, bez większego zastanowienia kierując różdżkę na swoją kupkę notatek i kopiując swoje "fiszki" za pomocą prostego Effingo. Gdy skończyła, wciąż z tym samym wpół uradowanym wpół zakłopotanym uśmiechem przesunęła nowo powstałą kupkę w kierunku Elektry, gdyby ta na nią nie patrzyła pewnie jeszcze przewiązałaby je wstążką ale dziewczyna mogła uznać to za przesadę.
- Jestem kompletną nogą z run, musiałam je porzucić po pierwszym semestrze albo zmierzyć się z porażką - w jej głosie słychać było szczery podziw, wybrany przez blondynkę kierunek wymagał dość trudnego zestawu przedmiotów - Cieszę się że mogę pomóc chociaż z eliksirami, chociaż tu też mam wiedzę raczej jak podręcznik niż mistrz - ale notatki robiła doskonałe, korzystając z wielu źródeł i dodając nawet przypisy. Przy okazji jej umiejętności plastyczne przydawały się w postaci rysunków składników potrzebnych do uwarzenia danej mikstury, oprócz tekstu dodając grafikę.
- Mogę sobie to wyobrazić jak wchodzisz do starożytnego egipskiego grobowca i rozbrajasz jego zabezpieczenia. Za tobą podążają pomagierzy i miejscowy przewodnik, a przed piramidą stoją wielbłądy! Brzmi ekscytująco... I niebezpiecznie - mina rudej mogła dawać pewne wyobrażenie jak wyglądałaby jako uzdrowicielka upominając Fyodorovą kiedy ta po raz kolejny przychodzi uszkodzona. Brakowało tylko białego kitla. Przynajmniej mogła obiecać że będzie pod ręką by dziewczynę załatać, nawet jeśli miała nigdy nie wiedzieć czemu, a prawda mogła okazać się właściwie nie do zaakceptowania.
No tak, faktycznie zła fama Durmstrangu miała z tym wiele wspólnego - I z Grindelwaldem też - dodała kiwając głową - Jakoś nie wierzę że to się zamyka w samym sprawianiu cierpienia i śmierci. Nawet śmierciożercy czyli miłość czy braterstwo, na pewno jest tam coś związanego z uzdrawianiem - jej wewnętrzna krukonka się pokazywała, w szarych oczach zalśnił głód wiedzy, brakowało tylko żeby zacierała ręce na pomysł Elektry. Zakazany dział, chyba nigdy tam nie była tak po prostu poszperać, tylko gdy nauczyciel wysłał ją po konkretny tom i to też raczej towarzyszyła jej bibliotekarka uważnie śledząc każdy ruch i oddech.
- Byłoby świetnie, chociaż zaczynam się zastanawiać jak dobra musisz być w ukrywaniu swoich poczynań skoro zostałaś prefektem - żartowała, ale nie do końca. Czy wszyscy prefekci tak wykorzystywali swoje pozycje? Nie miała nic przeciwko, ani trochę, stawiało to jednak tą pozycję w zupełnie nowym świetle.
W pierwszej chwili, gdy puchonka się zawahała w oczach Flory pojawiło się autentyczne przerażenie i już, już miała się wycofywać ze swoich słów w jakiś wybitnie niezgrabny i niesubtelny sposób gdy wydarzyło się niespodziewane. Wciąż wyglądając jak wystraszony króliczek powoli podniosła wzrok by spojrzeć w zwykle chłodne i kalkulujące oczy Elektry by z zaskoczeniem ujrzeć w nich ciepło, czułość? Jeśli ktoś może się stopić, to ruda stopiła się jak czekolada, po trochu z ulgi ale przede wszystkich z kompletnie nieznanego jej, obezwładniającego i absolutnie fantastycznego uczucia szczęścia i jakiejś takiej romantyczności. Serce które już wcześniej czuło się nadwyrężone szalonym flamenco, teraz było na granicy wybuchu lub zatrzymania się z wysiłku włożonego w jeszcze bardziej energiczny i gwałtowny taniec, rumieniec wpłynął na jej twarz a zaczerwienione usta tylko otwierały się i zamykały nie potrafiąc wymówić słowa. Jej ostatnia komórka mózgowa bardzo uparcie starała się Wilsonównie uświadomić, że to jest DOKŁADNIE to co pisali w książkach, zabierając jej główny argument obronny jeśli chodziło o uczucia do siedzącej przed nią Fyodorovej. Jakby tego było mało dziewczyna wyciągnęła rękę i ten lekki jak piórko dotyk wydawał się jedynym co trzymało rudą na ziemi zamiast fruwać gdzieś pod sufitem. Na jej usta wpłynął kolejny nieśmiały uśmiech, ale kryło się w nim coś więcej czego nawet nie umiała wyrazić, w tym małym ciele było zadziwiająco dużo miejsca na bardzo intensywne uczucia.
- Ja... - głos jej się lekko załamał ale brnęła dzielnie - Chcę żebyś siedziała tam więcej - wolną ręką wskazała na swoją głowę i potem bardzo ostrożnie na okolice klatki piersiowej, coś jej się tam nie do końca zgadzało w sensie wypowiadanych słów, ale nadrabiała to entuzjazmem. Dopiero czyjś głośny kaszel sprawił że podskoczyła na swoim miejscu i spaliła kompletnego buraka, prawdopodobnie od czubka dużych palców u stóp aż do końcówek rudych włosów które nawet wydawały się bardziej ogniste niż zazwyczaj.
- Jestem kompletną nogą z run, musiałam je porzucić po pierwszym semestrze albo zmierzyć się z porażką - w jej głosie słychać było szczery podziw, wybrany przez blondynkę kierunek wymagał dość trudnego zestawu przedmiotów - Cieszę się że mogę pomóc chociaż z eliksirami, chociaż tu też mam wiedzę raczej jak podręcznik niż mistrz - ale notatki robiła doskonałe, korzystając z wielu źródeł i dodając nawet przypisy. Przy okazji jej umiejętności plastyczne przydawały się w postaci rysunków składników potrzebnych do uwarzenia danej mikstury, oprócz tekstu dodając grafikę.
- Mogę sobie to wyobrazić jak wchodzisz do starożytnego egipskiego grobowca i rozbrajasz jego zabezpieczenia. Za tobą podążają pomagierzy i miejscowy przewodnik, a przed piramidą stoją wielbłądy! Brzmi ekscytująco... I niebezpiecznie - mina rudej mogła dawać pewne wyobrażenie jak wyglądałaby jako uzdrowicielka upominając Fyodorovą kiedy ta po raz kolejny przychodzi uszkodzona. Brakowało tylko białego kitla. Przynajmniej mogła obiecać że będzie pod ręką by dziewczynę załatać, nawet jeśli miała nigdy nie wiedzieć czemu, a prawda mogła okazać się właściwie nie do zaakceptowania.
No tak, faktycznie zła fama Durmstrangu miała z tym wiele wspólnego - I z Grindelwaldem też - dodała kiwając głową - Jakoś nie wierzę że to się zamyka w samym sprawianiu cierpienia i śmierci. Nawet śmierciożercy czyli miłość czy braterstwo, na pewno jest tam coś związanego z uzdrawianiem - jej wewnętrzna krukonka się pokazywała, w szarych oczach zalśnił głód wiedzy, brakowało tylko żeby zacierała ręce na pomysł Elektry. Zakazany dział, chyba nigdy tam nie była tak po prostu poszperać, tylko gdy nauczyciel wysłał ją po konkretny tom i to też raczej towarzyszyła jej bibliotekarka uważnie śledząc każdy ruch i oddech.
- Byłoby świetnie, chociaż zaczynam się zastanawiać jak dobra musisz być w ukrywaniu swoich poczynań skoro zostałaś prefektem - żartowała, ale nie do końca. Czy wszyscy prefekci tak wykorzystywali swoje pozycje? Nie miała nic przeciwko, ani trochę, stawiało to jednak tą pozycję w zupełnie nowym świetle.
W pierwszej chwili, gdy puchonka się zawahała w oczach Flory pojawiło się autentyczne przerażenie i już, już miała się wycofywać ze swoich słów w jakiś wybitnie niezgrabny i niesubtelny sposób gdy wydarzyło się niespodziewane. Wciąż wyglądając jak wystraszony króliczek powoli podniosła wzrok by spojrzeć w zwykle chłodne i kalkulujące oczy Elektry by z zaskoczeniem ujrzeć w nich ciepło, czułość? Jeśli ktoś może się stopić, to ruda stopiła się jak czekolada, po trochu z ulgi ale przede wszystkich z kompletnie nieznanego jej, obezwładniającego i absolutnie fantastycznego uczucia szczęścia i jakiejś takiej romantyczności. Serce które już wcześniej czuło się nadwyrężone szalonym flamenco, teraz było na granicy wybuchu lub zatrzymania się z wysiłku włożonego w jeszcze bardziej energiczny i gwałtowny taniec, rumieniec wpłynął na jej twarz a zaczerwienione usta tylko otwierały się i zamykały nie potrafiąc wymówić słowa. Jej ostatnia komórka mózgowa bardzo uparcie starała się Wilsonównie uświadomić, że to jest DOKŁADNIE to co pisali w książkach, zabierając jej główny argument obronny jeśli chodziło o uczucia do siedzącej przed nią Fyodorovej. Jakby tego było mało dziewczyna wyciągnęła rękę i ten lekki jak piórko dotyk wydawał się jedynym co trzymało rudą na ziemi zamiast fruwać gdzieś pod sufitem. Na jej usta wpłynął kolejny nieśmiały uśmiech, ale kryło się w nim coś więcej czego nawet nie umiała wyrazić, w tym małym ciele było zadziwiająco dużo miejsca na bardzo intensywne uczucia.
- Ja... - głos jej się lekko załamał ale brnęła dzielnie - Chcę żebyś siedziała tam więcej - wolną ręką wskazała na swoją głowę i potem bardzo ostrożnie na okolice klatki piersiowej, coś jej się tam nie do końca zgadzało w sensie wypowiadanych słów, ale nadrabiała to entuzjazmem. Dopiero czyjś głośny kaszel sprawił że podskoczyła na swoim miejscu i spaliła kompletnego buraka, prawdopodobnie od czubka dużych palców u stóp aż do końcówek rudych włosów które nawet wydawały się bardziej ogniste niż zazwyczaj.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Czytelnia
Czy ktoś specjalnie podkręcił temperaturę w tej bibliotece, Elektra czuła jak coraz cieplej jej się robi zwłaszcza obserwując jak Krukonka bez gadania kopiuje dla niej notatki. To było takie miłe i bezinteresowne, nic nie chciała w zamian, a przynajmniej nic o tym jeszcze nie wspomniała. Rosjanka uśmiechnęła się się znów ciepło odbierając notatki cicho dziękując za ten gest.
- W podręcznikach są błędy i nadal mam problem z rozszyfrowaniem niektórych wyrażeń - powiedziała szczerze. Niestety języki nie raz jej się mieszały w głowie a przy niektórych zagadnieniach naprawdę musiała się dłużej pogłowić czy czasem w innym języku coś nie ma innego znaczenia.
Słuchała jej wyobrażenia o tym jak będzie wyglądała jej przyszła praca i sposób w jaki się wypowiadała korzystając ze swej wybujałej wyobraźni sprawiał, że Fyodorova mogła ją słuchać bez końca. Jej głos był tak dźwięczny i kojący zwłaszcza teraz lekko ściszony by nie rozjuszyć bibliotekarki, że sobie urządzają niepotrzebną pogawędkę.
- Ciągnie mnie do niebezpiecznych rzeczy - rzuciła w odpowiedzi zgodnie z prawdą. Coś Fyodorova zbyt dużo jej zdradzała ze swego życia i z planów a to było bardzo niebezpieczne. Nikt nie może się dowiedzieć o tym co miało nastąpić, to by zniweczyło cały plan jej ojca i skazałaby siebie chyba na wygnanie.
- Myślę, że masz racje, może są tam odpowiedzi jak uzdrowić z naprawdę poważnych klątw - stwierdziła krótko się nad tym zastanawiając. Może właśnie dlatego te księgi były zakazane by nie wyszły na światło dzienne chęci próby "a co by było gdyby"... albo ta magia, która mogłaby odwrócić zaklęcie wcale nie dawała pewnych efektów... nie dowiemy się dopóki jakiegoś tomiska się nie dorwie.
Na jej kolejne stwierdzenie tylko uśmiechnęła się tajemniczo nie zdradzając swoich metod, bo przecież gdyby coś zdradziła to musiałaby ją zabić... tak to się mówi, prawda? Fyodorova przez to, że nie miała zbyt wielu znajomych mogła pewne rzeczy łatwiej ukrywać przed światem, wcale nie narzekała na brak atencji wokół jej osoby, wręcz chyba czułaby się źle gdyby była zbyt mocno zauważalna na szkolnych korytarzach. Lubiła to jak ludzie schodzili jej z drogi albo wręcz w ogóle nie zauważali jej obecności. Oprócz właśnie tej Krukonki, nie chciała by ta ją unikała, mało tego, ona pragnęła by gdzieś ich wzrok znów spotkał się na korytarzu, by znów mogły w tajemnicy spotkać się z dala od podejrzliwych oczu zezowatych ślizgonek, które tak bardzo szukają tylko zaczepienia by rozprowadzać kolejne gorące plotki po Hogwarcie.
To co teraz się działo między tymi dwiema dziewczynami było coś niespotykanego i magicznego. Czuć było tą bardzo gęstą atmosferę, którą można kroić w powietrzu i mało brakowało żeby te dwie rzuciły się na siebie chcąc jeszcze bardziej udowodnić sobie co dla siebie znaczą. Że te ich potajemne spotkania mogą się przerodzić w coś więcej niż tylko seks. Mogą być dodatkowo okraszone uczuciem, które chyba obie nigdy do końca nie doświadczyły. Fyodorova w głębi duszy czuła się samotna i jej nastoletnia natura domagała się wręcz takiej relacji pełnej rozmarzonych spojrzeń. Jednak to był cichy głos przebijający się w jej głowie, który zaraz był skutecznie uciszany przez jej zlodowaciałą stronę, które niczym strażnik broniło bram do serca Fyodorovej wiedząc, że gdy ta furtka się otworzy może zmienić wszystko diametralnie i bezpowrotnie a na to nie mogła sobie pozwolić. Puchonka dokładnie obserwowała dziewczynę wciągając głośno powietrze nie mogąc oderwać od niej wzroku i teraz jedynie czego pragnęła to móc znów wpić się w jej pełne usta, przyszpilić ją do jakiegoś regału swoim ciałem i dłonią mierzwić jej długie rude kosmyki. Jednak z tego marzenia, które mogło się wnet spełnić wyrwał ją głośny dźwięk dobiegający ze stolika obok, który podziałał jak kubeł zimnej wody. Fyodorova oblała się rumieńcem jak nigdy i dopiero teraz dotarło do niej co tu się w tym momencie wydarzało. Przekroczyła swoją granicę zadurzenia, którą tak usilnie pilnowała przez długi czas, jej serce uchyliło dla Krukonki furtkę i ta wręcz wdarła się niepostrzeżenie robiąc w głowie blondynki niezły chaos. To było ekscytujące i przerażające.
- Ja... ja musze już iść, zapomniałam o patrolu - powiedziała nagle kłamiąc i pośpiesznie zaczęła sprzątać swoje rzeczy nie chcąc patrzeć na dziewczynę by znów nie utonąć w jej przepięknych oczach. Wstała nagle z krzesła przytulając swoje książki i notatnik i dopiero teraz uniosła wzrok na nią lecz tylko przez chwilę - odezwę się, okej? - rzuciła jeszcze i nawet nie czekała na odpowiedź tylko swe kroki dość szybkie skierowała w stronę wyjścia z biblioteki.
/zt
- W podręcznikach są błędy i nadal mam problem z rozszyfrowaniem niektórych wyrażeń - powiedziała szczerze. Niestety języki nie raz jej się mieszały w głowie a przy niektórych zagadnieniach naprawdę musiała się dłużej pogłowić czy czasem w innym języku coś nie ma innego znaczenia.
Słuchała jej wyobrażenia o tym jak będzie wyglądała jej przyszła praca i sposób w jaki się wypowiadała korzystając ze swej wybujałej wyobraźni sprawiał, że Fyodorova mogła ją słuchać bez końca. Jej głos był tak dźwięczny i kojący zwłaszcza teraz lekko ściszony by nie rozjuszyć bibliotekarki, że sobie urządzają niepotrzebną pogawędkę.
- Ciągnie mnie do niebezpiecznych rzeczy - rzuciła w odpowiedzi zgodnie z prawdą. Coś Fyodorova zbyt dużo jej zdradzała ze swego życia i z planów a to było bardzo niebezpieczne. Nikt nie może się dowiedzieć o tym co miało nastąpić, to by zniweczyło cały plan jej ojca i skazałaby siebie chyba na wygnanie.
- Myślę, że masz racje, może są tam odpowiedzi jak uzdrowić z naprawdę poważnych klątw - stwierdziła krótko się nad tym zastanawiając. Może właśnie dlatego te księgi były zakazane by nie wyszły na światło dzienne chęci próby "a co by było gdyby"... albo ta magia, która mogłaby odwrócić zaklęcie wcale nie dawała pewnych efektów... nie dowiemy się dopóki jakiegoś tomiska się nie dorwie.
Na jej kolejne stwierdzenie tylko uśmiechnęła się tajemniczo nie zdradzając swoich metod, bo przecież gdyby coś zdradziła to musiałaby ją zabić... tak to się mówi, prawda? Fyodorova przez to, że nie miała zbyt wielu znajomych mogła pewne rzeczy łatwiej ukrywać przed światem, wcale nie narzekała na brak atencji wokół jej osoby, wręcz chyba czułaby się źle gdyby była zbyt mocno zauważalna na szkolnych korytarzach. Lubiła to jak ludzie schodzili jej z drogi albo wręcz w ogóle nie zauważali jej obecności. Oprócz właśnie tej Krukonki, nie chciała by ta ją unikała, mało tego, ona pragnęła by gdzieś ich wzrok znów spotkał się na korytarzu, by znów mogły w tajemnicy spotkać się z dala od podejrzliwych oczu zezowatych ślizgonek, które tak bardzo szukają tylko zaczepienia by rozprowadzać kolejne gorące plotki po Hogwarcie.
To co teraz się działo między tymi dwiema dziewczynami było coś niespotykanego i magicznego. Czuć było tą bardzo gęstą atmosferę, którą można kroić w powietrzu i mało brakowało żeby te dwie rzuciły się na siebie chcąc jeszcze bardziej udowodnić sobie co dla siebie znaczą. Że te ich potajemne spotkania mogą się przerodzić w coś więcej niż tylko seks. Mogą być dodatkowo okraszone uczuciem, które chyba obie nigdy do końca nie doświadczyły. Fyodorova w głębi duszy czuła się samotna i jej nastoletnia natura domagała się wręcz takiej relacji pełnej rozmarzonych spojrzeń. Jednak to był cichy głos przebijający się w jej głowie, który zaraz był skutecznie uciszany przez jej zlodowaciałą stronę, które niczym strażnik broniło bram do serca Fyodorovej wiedząc, że gdy ta furtka się otworzy może zmienić wszystko diametralnie i bezpowrotnie a na to nie mogła sobie pozwolić. Puchonka dokładnie obserwowała dziewczynę wciągając głośno powietrze nie mogąc oderwać od niej wzroku i teraz jedynie czego pragnęła to móc znów wpić się w jej pełne usta, przyszpilić ją do jakiegoś regału swoim ciałem i dłonią mierzwić jej długie rude kosmyki. Jednak z tego marzenia, które mogło się wnet spełnić wyrwał ją głośny dźwięk dobiegający ze stolika obok, który podziałał jak kubeł zimnej wody. Fyodorova oblała się rumieńcem jak nigdy i dopiero teraz dotarło do niej co tu się w tym momencie wydarzało. Przekroczyła swoją granicę zadurzenia, którą tak usilnie pilnowała przez długi czas, jej serce uchyliło dla Krukonki furtkę i ta wręcz wdarła się niepostrzeżenie robiąc w głowie blondynki niezły chaos. To było ekscytujące i przerażające.
- Ja... ja musze już iść, zapomniałam o patrolu - powiedziała nagle kłamiąc i pośpiesznie zaczęła sprzątać swoje rzeczy nie chcąc patrzeć na dziewczynę by znów nie utonąć w jej przepięknych oczach. Wstała nagle z krzesła przytulając swoje książki i notatnik i dopiero teraz uniosła wzrok na nią lecz tylko przez chwilę - odezwę się, okej? - rzuciła jeszcze i nawet nie czekała na odpowiedź tylko swe kroki dość szybkie skierowała w stronę wyjścia z biblioteki.
/zt
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Strona 8 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 8 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach