Czytelnia
+32
Elijah Ward
Rhinna Hamilton
Micah Johansen
Aleksej Nowikow-Priboj
William Tully
Maddox Overton
Elsa de la Vega
Arletta Goretti
Cory Reynolds
Aleksander Cortez
William Greengrass
Vesna Kraiz
Genevieve White
Iris Xakly
Marcel Volante
Connor Campbell
Antonija Vedran
Mistrz Gry
Maja Vulkodlak
Nicolas Socha
Joel Frayne
Christine Greengrass
Emily Bronte
Rika Shaft
Wyatt Walker
Benedict Walton
Zoja Yordanova
Vanadesse Devereux
Keitaro Miyazaki
Anthony Wilson
Nora Vedran
Brennus Lancaster
36 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 1 z 8
Strona 1 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Czytelnia
Pomieszczenie na samym końcu biblioteki. Przestronne, jasne i ciche z wieloma stolikami, które różnią się wielkością i ilością osób, które pomieszczą.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
W czytelni obowiązuje bezwzględna cisza, jedynie przyciszone rozmowy nie dotrą do uszu bibliotekarki.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Czytelnia
Było dużo więcej ciekawszych rzeczy, którymi mogłaby się teraz zająć. Prawdę mówiąc, możliwości takowych było tak wiele, że nie umiałaby wszystkich zliczyć. W końcu był piątek. Koniec zajęć. Dwa dni wolnego. Co więc podkusiło ją, by właśnie tego dnia, właśnie o tej porze odwiedzić bibliotekę?
Już od progu wiedziała, że to zły pomysł. Nie to, żeby zaraz miało ją coś pogryźć czy podrapać - a jednak to nie było dobre miejsce. Zdecydowanie nie. Przecież doskonale siebie znała. I bardzo, bardzo dobrze wiedziała, że skoro już się tu zjawiła, to powinna odprawić rytualny pochówek kilku kolejnych godzin. Bo przecież zamykając za sobą drzwi do biblioteki perfidnie sama siebie pozbawiała tych nielicznych chwil, które mogłaby spędzić z dala od książek.
Przemierzając niespiesznie bibliotekę zatrzymała się dopiero w czytelni. Postanowione. Żegnaj, wolny czasie. Skoro już tu była, zupełnie nie w jej stylu byłoby tego nie wykorzystać. A więc czymś się zajmie - i znów przepadną godziny, nim zorientuje się, jak wiele czasu tu spędziła.
Zahaczając po drodze o najczęściej przez siebie odwiedzany dział z tomiszczami poruszającymi niemal wszelkie kwestie medyczne, sapiąc chwilę i szarpiąc z jedną z ksiąg ostatecznie dotarła do czytelni z najgrubszą chyba pozycją, jaką tylko mogła znaleźć. Położyła ją jak najostrożniej - bo też książka wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozsypać - na blacie najbliższego stolika i wślizgnęła na średnio wygodne krzesełko. Wierciła się przez dobrą chwilę, by wreszcie stwierdzić, że jest jej względnie komfortowo - i otworzyła tomiszcze. Podpierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni, zaczęła czytać. A przynajmniej udawała, że czyta, bo jej myśli wciąż pędziły szaleńczo. Potrzebowałaby dobrej chwili, by wreszcie je uspokoić i faktycznie móc wziąć się do nauki, przyswajania wiedzy, której, na obecną chwilę, nikt od niej nie wymagał.
Już od progu wiedziała, że to zły pomysł. Nie to, żeby zaraz miało ją coś pogryźć czy podrapać - a jednak to nie było dobre miejsce. Zdecydowanie nie. Przecież doskonale siebie znała. I bardzo, bardzo dobrze wiedziała, że skoro już się tu zjawiła, to powinna odprawić rytualny pochówek kilku kolejnych godzin. Bo przecież zamykając za sobą drzwi do biblioteki perfidnie sama siebie pozbawiała tych nielicznych chwil, które mogłaby spędzić z dala od książek.
Przemierzając niespiesznie bibliotekę zatrzymała się dopiero w czytelni. Postanowione. Żegnaj, wolny czasie. Skoro już tu była, zupełnie nie w jej stylu byłoby tego nie wykorzystać. A więc czymś się zajmie - i znów przepadną godziny, nim zorientuje się, jak wiele czasu tu spędziła.
Zahaczając po drodze o najczęściej przez siebie odwiedzany dział z tomiszczami poruszającymi niemal wszelkie kwestie medyczne, sapiąc chwilę i szarpiąc z jedną z ksiąg ostatecznie dotarła do czytelni z najgrubszą chyba pozycją, jaką tylko mogła znaleźć. Położyła ją jak najostrożniej - bo też książka wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozsypać - na blacie najbliższego stolika i wślizgnęła na średnio wygodne krzesełko. Wierciła się przez dobrą chwilę, by wreszcie stwierdzić, że jest jej względnie komfortowo - i otworzyła tomiszcze. Podpierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni, zaczęła czytać. A przynajmniej udawała, że czyta, bo jej myśli wciąż pędziły szaleńczo. Potrzebowałaby dobrej chwili, by wreszcie je uspokoić i faktycznie móc wziąć się do nauki, przyswajania wiedzy, której, na obecną chwilę, nikt od niej nie wymagał.
Re: Czytelnia
Jakie to było przekorne, że właśnie w piątek- dzień połowicznie wolny od zajęć, Anthony był w dobrej formie, trzeźwy i nawet nie na kacu. Ostatnimi czasu zdecydowanie zbyt bardzo pozwolił sobie na nic nie robienie i w sumie aż tak bardzo, że zaczęło mu się to już nudzić. Miał to zrobienia parę zaległych prac i jedno karne z Transmutacji. Czytelnia ostatnio jedynie służyła mu do odrabiania szlabanów, bądź chowania się przed resztą świata tłuków, którzy dość rzadko tu przychodzili.
Wszedł więc wolnym krokiem do biblioteki z zwiniętymi pergaminami, piórem i zaczął wyszukiwać Poradnik transmutacji dla zaawansowanych i kiedy już to miał w ręce, obładowany wszedł do biblioteki, przeklinając bardzo cicho pod nosem. Miał nadzieję, że bibliotekarka nie wyrzuci go szybciej niż skończy wypracowanie, choć zazwyczaj niestety tak było. Ostatnimi czasy faktycznie wychodził z niego szatan. Położył wszystko na stoliku z nie małym hukiem i rozejrzał się dookoła. Akurat obok siebie zauważył Norę, dziewczynę w tym samym wieku, którą z niewiadomych przyczyn nie traktował tak jak resztę znajomych.
- Czy Ciebie kiedykolwiek spotkam gdzie indziej?- pokiwał głową z dezaprobatą i usiadł obok starając się uporządkować ten bajzel na stoliku.
Wszedł więc wolnym krokiem do biblioteki z zwiniętymi pergaminami, piórem i zaczął wyszukiwać Poradnik transmutacji dla zaawansowanych i kiedy już to miał w ręce, obładowany wszedł do biblioteki, przeklinając bardzo cicho pod nosem. Miał nadzieję, że bibliotekarka nie wyrzuci go szybciej niż skończy wypracowanie, choć zazwyczaj niestety tak było. Ostatnimi czasy faktycznie wychodził z niego szatan. Położył wszystko na stoliku z nie małym hukiem i rozejrzał się dookoła. Akurat obok siebie zauważył Norę, dziewczynę w tym samym wieku, którą z niewiadomych przyczyn nie traktował tak jak resztę znajomych.
- Czy Ciebie kiedykolwiek spotkam gdzie indziej?- pokiwał głową z dezaprobatą i usiadł obok starając się uporządkować ten bajzel na stoliku.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Czytelnia
Kiedy człowiek zaczyna się kulturalnie uczyć - lub przynajmniej udawać, że to robi - nie jest przygotowany na gwałtowne zaburzenie jego świętego spokoju. Nora także nie była i, w związku z tym, niespodziewany huk tuż przy jej uchu, wciągnęła gwałtownie powietrze i uniosła głowę, czym prędzej lokalizując potencjalne zagrożenie.
Och, Wilson.
- A czy ty nigdy nie umiesz normalnie się przywitać? - fuknęła, rozpierając się wygodniej na krześle i nawet nie próbując stwarzać pozorów, że jej przeszkodził. To był w końcu Antoś i choć trudno było stwierdzić, czy chłopaczyna ma u niej większe fory niż inni, jego towarzystwo nigdy nie było jej niemile widziane. Dziś zaś, choć przyznać się do tego nie miała zamiaru, szczególnie uradowało ją pojawienie się Ślizgona. Może jednak da się jeszcze uratować to nieszczęsne, piątkowe popołudnie.
- Znowu szlaban? - Unosząc wysoko brwi spojrzała z rozbawieniem na chłopaka. Jej obecność tutaj nie była zaskakująca, natomiast jego już tak. Ostatnim razem kiedy się tu spotkali, Antoś został do stolika przyprowadzony niemal siłą wraz z czystym arkuszem, który zapisać miał mniej lub bardziej przydatnym wypracowaniem w ramach kary za jakieś przewinienie.
Och, Wilson.
- A czy ty nigdy nie umiesz normalnie się przywitać? - fuknęła, rozpierając się wygodniej na krześle i nawet nie próbując stwarzać pozorów, że jej przeszkodził. To był w końcu Antoś i choć trudno było stwierdzić, czy chłopaczyna ma u niej większe fory niż inni, jego towarzystwo nigdy nie było jej niemile widziane. Dziś zaś, choć przyznać się do tego nie miała zamiaru, szczególnie uradowało ją pojawienie się Ślizgona. Może jednak da się jeszcze uratować to nieszczęsne, piątkowe popołudnie.
- Znowu szlaban? - Unosząc wysoko brwi spojrzała z rozbawieniem na chłopaka. Jej obecność tutaj nie była zaskakująca, natomiast jego już tak. Ostatnim razem kiedy się tu spotkali, Antoś został do stolika przyprowadzony niemal siłą wraz z czystym arkuszem, który zapisać miał mniej lub bardziej przydatnym wypracowaniem w ramach kary za jakieś przewinienie.
Re: Czytelnia
Starając się posprzątać na swoim biurku, wyszło jeszcze gorzej, pióro mu się złamało pod ciężarem książki, co Wilson skomentował jedynie cichym prychnięciem. Jego specjalnością było przeszkadzanie innym, we wszystkim. Powinien robić z tego co najmniej doktorat. Po przykrym incydencie jakim było złamanie pióra, Anthony stwierdził, że to było przeznaczenie losu, żeby nie odrabiał dziś tego szlabanu.
- Oczekiwałaś pocałunku w dłoń, skinienia, może masz ochotę się przytulić?- spytał biorąc książkę od transmutacji do reki by stwarzać pozory, że cokolwiek zaczyna robić. Bibliotekarka i tak ma zbyt przewrażliwione ucho i pewnie niebawem wyląduje za drzwiami. Kątem oka przyglądał się dziewczynie, jej piegowata twarz powodowała na jego ustach lekki uśmiech. Zdawała się być kompletnie urocza.
- Mam już szlabany od każdego możliwego profesora.- westchnął umęczony.- kompletnie nie mam pojęcia czemu się tak na mnie uwzięli.- wzruszył lekko ramionami i oparł książkę o kolana, otwierając ją prowizorycznie. - A Ty już naprawdę nie masz gdzie spędzać weekendu, hm?
- Oczekiwałaś pocałunku w dłoń, skinienia, może masz ochotę się przytulić?- spytał biorąc książkę od transmutacji do reki by stwarzać pozory, że cokolwiek zaczyna robić. Bibliotekarka i tak ma zbyt przewrażliwione ucho i pewnie niebawem wyląduje za drzwiami. Kątem oka przyglądał się dziewczynie, jej piegowata twarz powodowała na jego ustach lekki uśmiech. Zdawała się być kompletnie urocza.
- Mam już szlabany od każdego możliwego profesora.- westchnął umęczony.- kompletnie nie mam pojęcia czemu się tak na mnie uwzięli.- wzruszył lekko ramionami i oparł książkę o kolana, otwierając ją prowizorycznie. - A Ty już naprawdę nie masz gdzie spędzać weekendu, hm?
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Czytelnia
Podczas, gdy Wilson zabrał się do prowizorycznych porządków, dewastując przy tym swe pióro, Vedran przewidująco przesunęła czytaną przez siebie książkę z dala od rąk młodzieńca. Nie wierzyła w jego zdolności manualne, a co za tym idzie - nie uważała, by masywne tomiszcze było bezpieczne w najbliższej okolicy Ślizgona. A nie mogła przecież pozwolić, by podczas radosnej dewastacji swoich własnych rzeczy zniszczył jeszcze jej tom, prawda? Ostentacyjnie więc odsunęła książkę najdalej jak się dało.
- Och, wystarczyłoby zwykłe cześć. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem, spoglądając na chłopaka. W przeciwieństwie do niego zdawała się zupełnie nie przejmować bibliotekarką. Już wcześniej zdobywczy sobie sympatię kobieciny, teraz mogła pozwolić sobie na więcej, niż reszta - i tak chociażby rozmowy pośród książek uchodziły jej na sucho częściej, niż pozostałym. To zabawne, że wystarczyło tylko odpowiednio dobrze się uczyć, odpowiednio dbać o książki i odpowiednio często się uśmiechać, by stać się jedną z ulubienic pani w okularach.
Na jego pytanie wzruszyła lekko ramionami.
- Najwyraźniej nie. Gdybym była prefektem mogłabym teraz skorzystać z luksusów prywatnej łazienki, ale w obecnej sytuacji... - Westchnęła teatralnie. - Mogę tylko tracić ostatki wolnego czasu w bibliotece.
- Och, wystarczyłoby zwykłe cześć. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem, spoglądając na chłopaka. W przeciwieństwie do niego zdawała się zupełnie nie przejmować bibliotekarką. Już wcześniej zdobywczy sobie sympatię kobieciny, teraz mogła pozwolić sobie na więcej, niż reszta - i tak chociażby rozmowy pośród książek uchodziły jej na sucho częściej, niż pozostałym. To zabawne, że wystarczyło tylko odpowiednio dobrze się uczyć, odpowiednio dbać o książki i odpowiednio często się uśmiechać, by stać się jedną z ulubienic pani w okularach.
Na jego pytanie wzruszyła lekko ramionami.
- Najwyraźniej nie. Gdybym była prefektem mogłabym teraz skorzystać z luksusów prywatnej łazienki, ale w obecnej sytuacji... - Westchnęła teatralnie. - Mogę tylko tracić ostatki wolnego czasu w bibliotece.
Re: Czytelnia
Udał wielce zasmuconego słysząc jej słowa starając się nie podnosić jednak swojego wzroku, bał się że na potka go wzrok wstrętnego potwora jakim była bibliotekarka.
- Miałem nadzieję jednak, że wybierzesz to przytulanie.- ponownie wzruszył ramionami i już czuł, że nie będzie mógł zbyt długo usiedzieć w tym miejscu. Nie był raczej typem spokojnego ducha, raczej starał się by wszędzie było go pełno, dlatego skupianie się na nauce i miłość osób starszych nie wliczało się w jego osobę.
- Z chęcią zagospodarowałbym Ci ten czas inaczej, jednak nie byłoby to siedzenie w bibliotece.- uśmiechnął się lekko, wiedząc, że robienie czegokolwiek z nim to było jak podpisanie kontraktu z diabłem. Popatrzył znów na Norę i położył dłoń na jej książce, na wznak, żeby darowała sobie patrzenie nawet na nią.
- Miałem nadzieję jednak, że wybierzesz to przytulanie.- ponownie wzruszył ramionami i już czuł, że nie będzie mógł zbyt długo usiedzieć w tym miejscu. Nie był raczej typem spokojnego ducha, raczej starał się by wszędzie było go pełno, dlatego skupianie się na nauce i miłość osób starszych nie wliczało się w jego osobę.
- Z chęcią zagospodarowałbym Ci ten czas inaczej, jednak nie byłoby to siedzenie w bibliotece.- uśmiechnął się lekko, wiedząc, że robienie czegokolwiek z nim to było jak podpisanie kontraktu z diabłem. Popatrzył znów na Norę i położył dłoń na jej książce, na wznak, żeby darowała sobie patrzenie nawet na nią.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Czytelnia
Przez dłuższą chwilę spoglądała na niego spod oka, nie racząc nic powiedzieć. Dobrze wiedziała, czym zwykle kończyło się przyjmowanie propozycji Wilsona na zorganizowanie jakiejkolwiek rozrywki. Oddawanie mu w ciemno inicjatywy nigdy - NIGDY - nie było dobrym pomysłem. A jednak...
- Czyżby? - Zakładając ręce na piersi rozprostowała nóżki pod stołem. - Co więc jesteś mi w stanie zaoferować, hm? - Uprzedzając potencjalny wybuch entuzjazmu i kreatywności chłopaka czym prędzej uściśliła warunki umowy. - Wszystkie propozycje związane z późniejszymi wizytami w Skrzydle Szpitalnym nie wchodzą w grę.
Na ostentacyjne zawłaszczenie jej książki odpowiedziała krytycznym spojrzeniem. Nie od dziś wiadomo było, że Wilson wpływał demoralizująco na każdego, komu zdarzyło się z nim zetknąć. Sama Vedran dotychczas jeszcze dzielnie się owemu złemu wpływowi dzielnie opierała - niemal za punkt honoru biorąc sobie permanentny opór wobec działań Ślizgona - ale zaczynało ją to coraz bardziej męczyć. I choć poniesienie porażki w tym niepisanym starciu z chłopakiem nie wchodziło w grę, to chyba najwyższa pora pomyśleć o innym, dyplomatycznym, łotrzykowskim rozwiązaniu. Nawet upór Chorwatki miał przecież swoje granice.
- Czyżby? - Zakładając ręce na piersi rozprostowała nóżki pod stołem. - Co więc jesteś mi w stanie zaoferować, hm? - Uprzedzając potencjalny wybuch entuzjazmu i kreatywności chłopaka czym prędzej uściśliła warunki umowy. - Wszystkie propozycje związane z późniejszymi wizytami w Skrzydle Szpitalnym nie wchodzą w grę.
Na ostentacyjne zawłaszczenie jej książki odpowiedziała krytycznym spojrzeniem. Nie od dziś wiadomo było, że Wilson wpływał demoralizująco na każdego, komu zdarzyło się z nim zetknąć. Sama Vedran dotychczas jeszcze dzielnie się owemu złemu wpływowi dzielnie opierała - niemal za punkt honoru biorąc sobie permanentny opór wobec działań Ślizgona - ale zaczynało ją to coraz bardziej męczyć. I choć poniesienie porażki w tym niepisanym starciu z chłopakiem nie wchodziło w grę, to chyba najwyższa pora pomyśleć o innym, dyplomatycznym, łotrzykowskim rozwiązaniu. Nawet upór Chorwatki miał przecież swoje granice.
Re: Czytelnia
Faktem było, że w jego towarzystwie mogło się dostać jedynie szlaban, bądź tez zostać wydalonym ze szkoły, bo jemu było chyba do tego najbliżej. Jego pomysły przeważnie były niezgodne z regulaminem szkoły. Zbyt sztywnych osób było w szkole, więc ktoś musiał robić zamieszanie.
-Czyli pływanie w jeziorze odpada?- mruknął trochę ironicznie.- Jesteś tak grzeczna, że nie wiem co mogę Ci zaproponować...może spacer?- zwrócił głowę w jej kierunku uśmiechając się do niej swoim firmowym, uroczym uśmiechem, będąc przy tym troszkę ironicznym. Już kilka lat temu zorientował się, że bycie nieśmiałym się nie opłaca. Powinno się dążyć do swojego, chociażby to była najgłupsza rzecz na świecie.
- A tak poważnie, znam o wiele więcej przyjemniejszych pomieszczeni niż to tutaj.- rozglądnął się ukradkowo, by zaraz nie dostać linijką po głowie. Anthony jednak starał się ją zawsze trochę złamać, z resztą dobrze powiedziane, każdy ma swoje granice.
-Czyli pływanie w jeziorze odpada?- mruknął trochę ironicznie.- Jesteś tak grzeczna, że nie wiem co mogę Ci zaproponować...może spacer?- zwrócił głowę w jej kierunku uśmiechając się do niej swoim firmowym, uroczym uśmiechem, będąc przy tym troszkę ironicznym. Już kilka lat temu zorientował się, że bycie nieśmiałym się nie opłaca. Powinno się dążyć do swojego, chociażby to była najgłupsza rzecz na świecie.
- A tak poważnie, znam o wiele więcej przyjemniejszych pomieszczeni niż to tutaj.- rozglądnął się ukradkowo, by zaraz nie dostać linijką po głowie. Anthony jednak starał się ją zawsze trochę złamać, z resztą dobrze powiedziane, każdy ma swoje granice.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Czytelnia
Istotnie, bycie nieśmiałym nie popłacało. W przypadku Vedranówny bycie nieśmiałym w większości przypadków wiązało się z byciem przez Chorwatkę nie zauważonym. Będąc istotą, której wszędzie jest pełno, bardzo łatwo przychodziło jej minąć kogoś bez poświęcania mu choćby chwili uwagi - i nie wynikało to z jej arogancji czy pychy, a po prostu zwykłego nadmiaru energii, który nie pozwalał jej zatrzymać się i zagadać do kogoś, kto krył się w kącie jak mysz. By więc nawiązać z Norą jakąkolwiek relację, trzeba było umieć ją zatrzymać. Zwrócić jej uwagę, by dziewczę zwolniło na chwilę tempa.
Anthony nigdy nie miał z tym problemu, a gdy ich relacja przeszła już ze zwykłej znajomości na znajomość nieco bliższą, miał zagwarantowane, że Nora nigdzie go nie przeoczy. Z drugiej strony, to nie mogło trwać wiecznie - chyba, że Ślizgon nawet po dłuższym czasie będzie dla niej atrakcyjny. I nie chodziło bynajmniej o tę zwykłą atrakcyjność, o jakiej uwielbiają plotkować nastolatki - dla Nory liczyło się to, by Wilson miał jej coś do zaoferowania. Póki co to jednakże nie było problemem. Choć mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, był całkiem interesującą dla Chorwatki partią - choćby dlatego, że nie sposób było się przy nim nudzić. I pomimo, że wciąż pozostawał dla niej tylko znajomym - nie czuła tych przysłowiowych motylków w brzuchu, nie mdlała na jego widok a jej serce nie rwało się ku niemu - można było pokusić się o stwierdzenie, że jest jej ulubieńcem.
- Spacer? - Parsknęła cicho śmiechem. - Nigdy nie podejrzewałam cię o taki romantyzm. - Jeszcze przez chwilę zdawała się wahać. - A, niech stracę. Jeśli rzeczywiście jesteś w stanie zorganizować coś ciekawszego niż ślęczenie tutaj - prowadź!
Anthony nigdy nie miał z tym problemu, a gdy ich relacja przeszła już ze zwykłej znajomości na znajomość nieco bliższą, miał zagwarantowane, że Nora nigdzie go nie przeoczy. Z drugiej strony, to nie mogło trwać wiecznie - chyba, że Ślizgon nawet po dłuższym czasie będzie dla niej atrakcyjny. I nie chodziło bynajmniej o tę zwykłą atrakcyjność, o jakiej uwielbiają plotkować nastolatki - dla Nory liczyło się to, by Wilson miał jej coś do zaoferowania. Póki co to jednakże nie było problemem. Choć mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, był całkiem interesującą dla Chorwatki partią - choćby dlatego, że nie sposób było się przy nim nudzić. I pomimo, że wciąż pozostawał dla niej tylko znajomym - nie czuła tych przysłowiowych motylków w brzuchu, nie mdlała na jego widok a jej serce nie rwało się ku niemu - można było pokusić się o stwierdzenie, że jest jej ulubieńcem.
- Spacer? - Parsknęła cicho śmiechem. - Nigdy nie podejrzewałam cię o taki romantyzm. - Jeszcze przez chwilę zdawała się wahać. - A, niech stracę. Jeśli rzeczywiście jesteś w stanie zorganizować coś ciekawszego niż ślęczenie tutaj - prowadź!
Re: Czytelnia
Keitaro nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Ma zadane już trochę zadań, więc powinien w końcu zacząć je odrabiać. W Pokoju Wspólnym nie może się skupić, dlatego postanowił udać się do biblioteki. Tam przynajmniej będzie miał ciszę i spokój. Nawet bibliotekarka pomoże mu co nieco. Kei ma jeszcze problemy z językiem angielskim, dlatego każda pomoc jest dla niego ważna.
No to znalazł się w bibliotece. Zajął wolne miejsce i wyciągnął książki oraz pergamin. Zastanawiał się, od czego miałby zacząć. Przekładał książki, patrząc na okładki. Postanowił, że zajmie się najpierw zadaniem z Zaklęć. Wydało mu się to najłatwiejsze.
No to znalazł się w bibliotece. Zajął wolne miejsce i wyciągnął książki oraz pergamin. Zastanawiał się, od czego miałby zacząć. Przekładał książki, patrząc na okładki. Postanowił, że zajmie się najpierw zadaniem z Zaklęć. Wydało mu się to najłatwiejsze.
Re: Czytelnia
Jak to miała w zwyczaju, przemierzała szkolne korytarze co chwilę rozmawiając ze znajomymi i śmiejąc się głośno. W końcu była pełną optymizmu oraz wesołą nastolatką i inne zachowanie nie byłoby w jej stylu. Nie mogąc sobie znaleźć jednak żadnego, konkretnego zajęcia skierowała swe kroki w stronę szkolnej biblioteki, chcąc zając czymś umysł. Może historia smoków albo magiczne przepisy na równie magiczne słodycze? Jeszcze nie wiedziała, ale ku temu drugiemu skłaniała się bardziej, ponieważ ostatnio wzięło ją do nauki pieczenia. Chociaż nie ukrywajmy- gotowanie i w ogóle kuchnia nigdy nie były jej mocną stroną, chociaż nikogo nie zdążyła zatruć. Jak pomyślała, tak też zrobiła.
Po kilku minutach spaceru znalazła się w wybranym przez siebie miejscu. Pół wila ubrana była w plisowaną, szkolną spódniczkę- nieco podwiniętą tak, że sięgała połowy uda, równie ciemne podkolanówki i czarne trzewiki. Na białą koszulę ze srebrnymi kwadracikami na kołnierzu wciągnięty miała błękitny, delikatny sweter wykonany z cienkiej włóczki. Tak, że poza kołnierzem to nie było widać nic. Kaskady złotych włosów splecione były w kłos, który opadał na prawe ramię, ciągnąc się daleko w dół. Grzywka opadała leniwie na czoło, a duże oczy o szafirowych tęczówkach zdawały się pochłaniać obraz dookoła. Podeszła do regałów i wzięła kilka ciężkich, opasłych ksiąg po czym skierowała się w stronę stolików- no cóż, jak zwykle nie było wolnych miejsc. Wszyscy odrabiali pracę domową w niedziele, zamiast tak jak ona w piątek. Przez to caaały weekend miała wolny! Wywróciła oczyma. Rozglądała się tak chwilę, po czym dostrzegła wolne miejsce naprzeciw jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Podeszła i nachyliła się lekko, uśmiechając przy tym w ten swój charakterystyczny, rozbrajający sposób.
- Przepraszam, mogę się dosiąść? Wszędzie jest zajęte. - jej głos był ciepły i melodyjny, przyjemny dla ucha. Szafirowe spojrzenie zatrzymało się na jego twarzy, po czym przeniosła wzrok na okładki ksiąg, które miał.- Zaklęcia? Jaki dział teraz przerabiacie?
Po kilku minutach spaceru znalazła się w wybranym przez siebie miejscu. Pół wila ubrana była w plisowaną, szkolną spódniczkę- nieco podwiniętą tak, że sięgała połowy uda, równie ciemne podkolanówki i czarne trzewiki. Na białą koszulę ze srebrnymi kwadracikami na kołnierzu wciągnięty miała błękitny, delikatny sweter wykonany z cienkiej włóczki. Tak, że poza kołnierzem to nie było widać nic. Kaskady złotych włosów splecione były w kłos, który opadał na prawe ramię, ciągnąc się daleko w dół. Grzywka opadała leniwie na czoło, a duże oczy o szafirowych tęczówkach zdawały się pochłaniać obraz dookoła. Podeszła do regałów i wzięła kilka ciężkich, opasłych ksiąg po czym skierowała się w stronę stolików- no cóż, jak zwykle nie było wolnych miejsc. Wszyscy odrabiali pracę domową w niedziele, zamiast tak jak ona w piątek. Przez to caaały weekend miała wolny! Wywróciła oczyma. Rozglądała się tak chwilę, po czym dostrzegła wolne miejsce naprzeciw jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Podeszła i nachyliła się lekko, uśmiechając przy tym w ten swój charakterystyczny, rozbrajający sposób.
- Przepraszam, mogę się dosiąść? Wszędzie jest zajęte. - jej głos był ciepły i melodyjny, przyjemny dla ucha. Szafirowe spojrzenie zatrzymało się na jego twarzy, po czym przeniosła wzrok na okładki ksiąg, które miał.- Zaklęcia? Jaki dział teraz przerabiacie?
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Czytelnia
Miyazaki patrzył przez cały czas na okładkę książki. Bał się ją otworzyć, aby zrobić jakieś zadanie. Nagle ujrzał pewną piękność. Dziewczyna była starsza od niego, ale niesamowicie piękna. Oniemiał, kiedy podeszła do niego. Na pewno nie pozwoli jej stać. Rozejrzał się nieprzytomnie dookoła i zobaczył, że wszędzie jest pełno ludzi, dlatego chciała dosiąść się właśnie do Azjaty.
- Hai - powiedział. - To znaczy tak, tak, jasne, siadaj - posłał jej bardzo uprzejmy uśmiech.
Patrzył na jej blond włosy, szafirowe oczy i odpływał. Od razu, nie musiał jej się wcale przyglądać przez dłuższy czas. I ten jej melodyjny głos. Aż chciało się go słuchać.
- Zaklęcia obronne - powiedział rozmażonym głosem.
Na razie nie patrzył na to, co dziewczyna przyniosła ze sobą. Dopiero po chwili oprzytomniał. Zrozumiał, że bezmyślnie wpatrywał się w dziewczynę.
- Przepraszam. Jestem Keitaro Miyazaki, a Ty? - trzeba jakoś rozpocząć rozmowę.
- Hai - powiedział. - To znaczy tak, tak, jasne, siadaj - posłał jej bardzo uprzejmy uśmiech.
Patrzył na jej blond włosy, szafirowe oczy i odpływał. Od razu, nie musiał jej się wcale przyglądać przez dłuższy czas. I ten jej melodyjny głos. Aż chciało się go słuchać.
- Zaklęcia obronne - powiedział rozmażonym głosem.
Na razie nie patrzył na to, co dziewczyna przyniosła ze sobą. Dopiero po chwili oprzytomniał. Zrozumiał, że bezmyślnie wpatrywał się w dziewczynę.
- Przepraszam. Jestem Keitaro Miyazaki, a Ty? - trzeba jakoś rozpocząć rozmowę.
Re: Czytelnia
Dziewczyna drgnęła, gdy podniósł na nią wzrok. Ten wzrok! No tak.. jej własna ,,magia" zdążyła już zadziałać. Westchnęła bezgłośnie, odwzajemniając uśmiech i odsuwając krzesło, by zając miejsce. Położyła księgi na blacie stolika i odsunęła nieco na prawo, jedną z nich ściągając ze sterty i kładąc przed sobą. Oparła się wygodnie i ułożyła na niej dłonie, splątując ze sobą palce. Miała długie paznokcie pomalowane na jasnoróżowy kolor. Ponownie zatrzymała spojrzenie na jego twarzy- jakoś tak miała, że najbardziej tam lubiła patrzeć podczas rozmowy z kimś- w oczy się trochę bała, bo babka zawsze powtarzała, że to one są najbardziej zaczarowane. Chociaż i tak miała czasem wyrzuty sumienia, że większość przedstawicieli przeciwnej płci. No ale..
Odpowiedziała uśmiechem, przekręcając głowę nieco w prawo. Grzywka na czole delikatnie drgnęła.
- Lubiłam ten dział. Zaklęcia w ogóle są przyjemne do nauki, prawda? To Twoja mocna strona czy słaba? - odparła pytaniem, gdy powiedział czego się uczy. Była po prostu ciekawa. Nigdy nie miała problemów z nauką, a do tego miała mocną i dobrą pamięć- strasznie dużo czytała. Nie przeszkadzało jej to, że patrzył- właściwie była przyzwyczajona. Pewnie dlatego miała więcej kolegów niż koleżanek, bo te ostatnie strasznie krzywo patrzyły i chyba były po prostu zazdrosne. Chociaż ona nigdy nie przykładała wagi do swojego wyglądu- no poza ubiorem, bo lubiła modę. Tak to się nawet nie malowała. Jednak trzeba było przyznać, że często dzięki temu jak wygląda i jej magii miała łatwiej w życiu. Aż wstyd, no ale taka prawda. Może po prostu tak jest w tych czasach? Słysząc, jak się przedstawia, kiwnęła głową. No tak. Zwykle to ona o tym zapomina.
- Japończyk? Zawsze chciałam tam pojechać! Twój krat jest taki piękny i kolorowy, a wiśniach kwitnących jestem zakochana. Vanadesse Vulkodlak, miło mi! - również się przedstawiła pełnym entuzjazmu głosem. Zawsze była ciekawa ludzi, których poznaje. Interesowała się innymi kulturami czy zwyczajami, które panowały w krajach, z których pochodzili. Nigdy nie wiadomo, kiedy czegoś wyjątkowego się dowiemy, prawda? Jasnowłosa drgnęła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy, w policzkach tkwiły małe dołeczki, które wywoływał. Od tak, po prostu lubiła. Zawsze powtarzała sobie, że uśmiech zaraża. Więc gdyby ktoś był w środku smutny, to powinno podnosić to na duchu.
Odpowiedziała uśmiechem, przekręcając głowę nieco w prawo. Grzywka na czole delikatnie drgnęła.
- Lubiłam ten dział. Zaklęcia w ogóle są przyjemne do nauki, prawda? To Twoja mocna strona czy słaba? - odparła pytaniem, gdy powiedział czego się uczy. Była po prostu ciekawa. Nigdy nie miała problemów z nauką, a do tego miała mocną i dobrą pamięć- strasznie dużo czytała. Nie przeszkadzało jej to, że patrzył- właściwie była przyzwyczajona. Pewnie dlatego miała więcej kolegów niż koleżanek, bo te ostatnie strasznie krzywo patrzyły i chyba były po prostu zazdrosne. Chociaż ona nigdy nie przykładała wagi do swojego wyglądu- no poza ubiorem, bo lubiła modę. Tak to się nawet nie malowała. Jednak trzeba było przyznać, że często dzięki temu jak wygląda i jej magii miała łatwiej w życiu. Aż wstyd, no ale taka prawda. Może po prostu tak jest w tych czasach? Słysząc, jak się przedstawia, kiwnęła głową. No tak. Zwykle to ona o tym zapomina.
- Japończyk? Zawsze chciałam tam pojechać! Twój krat jest taki piękny i kolorowy, a wiśniach kwitnących jestem zakochana. Vanadesse Vulkodlak, miło mi! - również się przedstawiła pełnym entuzjazmu głosem. Zawsze była ciekawa ludzi, których poznaje. Interesowała się innymi kulturami czy zwyczajami, które panowały w krajach, z których pochodzili. Nigdy nie wiadomo, kiedy czegoś wyjątkowego się dowiemy, prawda? Jasnowłosa drgnęła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy, w policzkach tkwiły małe dołeczki, które wywoływał. Od tak, po prostu lubiła. Zawsze powtarzała sobie, że uśmiech zaraża. Więc gdyby ktoś był w środku smutny, to powinno podnosić to na duchu.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Czytelnia
Słowa dziewczyny brzmiały bardzo ładnie. Keitaro przyglądał się jej delikatnie. Dziewczyna musi być jakaś nadzwyczajna, bo nie mógł przestać patrzeć na nią. Kiedy odzywała się zatracał się w niej jeszcze bardziej. Co chwilę musiał się ocucać, aby przyjąć do wiadomości to, co właśnie powiedziała.
- Ani mocna ani słaba. Dopóki nie dostałem listu to nie wiedziałem, że mam jakąś moc magiczną. Jednak potwierdzam, są przyjemni no i bardzo przydatne - uśmiechnął się szczerze.
Przez tą dziedzinę nauki można było komuś zrobić niezłą krzywdę, a nawet obronić się. Kei wiedział, że nie ma jedynie obrony przed zaklęciami niewybaczalnymi. Z takimi zaklęciami jak Cruciatus czy Imperius jakoś da się poradzić, jednak Avada Kedavra to już przesada.
Potem do uszy Keitaro dobiegł uradowany głos. Dziewczyna dużo wiedziała o Japonii i spodobało się to Gryfonowi. Zaśmiał się cicho, a po chwili odchrząknął. Vanadesse wydała mu się jeszcze bardziej uroczą dziewczyną.
- Widzę, że wiesz trochę o moim kraju - wyszczerzył się. - Mi również miło - złożył ręce jak do modlitwy i skłonił się jej. - A Ty skąd jesteś? Jeszcze nie słyszałem imienia Vanadesse, a nazwisko kojarzy mi się z Rosją - powiedział nieco zamyślonym głosem.
Naprawdę ciekawiło go to. Nagle przypomniał sobie, co Vanadesse powiedziała, zanim się przedstawiła.
- Jak chcesz, to mogę Cię zaprosić tam na wakacje - puścił jej oczko.
O ile matka puści mnie do Japonii, pomyślał. Bardzo chciał wrócić do kraju kwitnącej wiśni, jednak musi mieć na to pozwolenie. Niestety nie jest jeszcze pełnoletni, chociaż z wyjazdem nie powinno być problemów.
- Ani mocna ani słaba. Dopóki nie dostałem listu to nie wiedziałem, że mam jakąś moc magiczną. Jednak potwierdzam, są przyjemni no i bardzo przydatne - uśmiechnął się szczerze.
Przez tą dziedzinę nauki można było komuś zrobić niezłą krzywdę, a nawet obronić się. Kei wiedział, że nie ma jedynie obrony przed zaklęciami niewybaczalnymi. Z takimi zaklęciami jak Cruciatus czy Imperius jakoś da się poradzić, jednak Avada Kedavra to już przesada.
Potem do uszy Keitaro dobiegł uradowany głos. Dziewczyna dużo wiedziała o Japonii i spodobało się to Gryfonowi. Zaśmiał się cicho, a po chwili odchrząknął. Vanadesse wydała mu się jeszcze bardziej uroczą dziewczyną.
- Widzę, że wiesz trochę o moim kraju - wyszczerzył się. - Mi również miło - złożył ręce jak do modlitwy i skłonił się jej. - A Ty skąd jesteś? Jeszcze nie słyszałem imienia Vanadesse, a nazwisko kojarzy mi się z Rosją - powiedział nieco zamyślonym głosem.
Naprawdę ciekawiło go to. Nagle przypomniał sobie, co Vanadesse powiedziała, zanim się przedstawiła.
- Jak chcesz, to mogę Cię zaprosić tam na wakacje - puścił jej oczko.
O ile matka puści mnie do Japonii, pomyślał. Bardzo chciał wrócić do kraju kwitnącej wiśni, jednak musi mieć na to pozwolenie. Niestety nie jest jeszcze pełnoletni, chociaż z wyjazdem nie powinno być problemów.
Re: Czytelnia
Słuchała go w skupieniu, nie spuszczając wzroku z twarzy Azjaty. Właściwie zawsze ich lubiła- słuchała sporo Japońskiej muzyki, czytała mangi i oglądała anime. Może nie była jakimś wielkim, posiadającym obsesje na punkcie jakieś postaci fanem, to jednak miała o tym pojęcia i znała nawet kilka słówek w ojczystym języku chłopaka, chociaż wolała go nie kaleczyć. Był ładny. Zaśmiała się cicho.
- Właściwie to nazwisko moich przybranych rodziców jest z Rosji. Chociaż nigdy nie zastanawiałam się nad tym, skąd pochodzi moje imię to urodziłam się we Francji, na wybrzeżu. Później gdy dostałam się do szkoły i na trzecim roku moi rodzice zginęli, to przygarnęła mnie obecna mama. - odparła z nutką zastanowienia w głosie. Właściwie było to świetne pytanie- z jakiego kraju właściwie jest imię, które nosi. Chociaż w głębi duszy dziewczyna domyślała się, że może być ono po prostu wymysłem matki. Miała bujną wyobraźnię i czytała dużo książek. Wolała jednak na głos tego nie mówić. Na jego propozycję szafirowe oczy zalśniły delikatnie. No bo kto by nie chciał jechać do Japonii? Kiwnęła ochoczo głową.
- Bardzo chętnie bym odwiedziła Twoje rodzinne strony. Właściwie zawsze chciałam się tam wybrać, ale samemu to też niebezpiecznie. Niby czasy spokojnie, jednak nigdy nie wiadomo, gdzie czai się niebezpieczeństwo. Racja, zaklęcia ułatwiają życie- tak poza tym. Jednak czasem, gdy ktoś tylko nimi się posługuje to sprawiają, że człowiek staje się jakiś ułomny, nie uważasz?
Poprawiła się na krześle, a kłos zakołysał się delikatnie na tle jej swetra. Mimo tylu ludzi w bibliotece panowała względna cisza. Oczywiście dało się usłyszeć pojedyncze szepty, jednak każdy skupiał się na nauce lub innych rzeczach. No bo to raz widziało się jakąś parę zajętą sobą między regałami? Van ułożyła dłonie na książce, którą miała przed sobą. Bo teraz i tak by przecież jej nie czytała.
- Nie było bliżej Ciebie jakieś Akademii Magicznej? Ja pierwsze lata zaliczyłam w Beauxbatons.
- Właściwie to nazwisko moich przybranych rodziców jest z Rosji. Chociaż nigdy nie zastanawiałam się nad tym, skąd pochodzi moje imię to urodziłam się we Francji, na wybrzeżu. Później gdy dostałam się do szkoły i na trzecim roku moi rodzice zginęli, to przygarnęła mnie obecna mama. - odparła z nutką zastanowienia w głosie. Właściwie było to świetne pytanie- z jakiego kraju właściwie jest imię, które nosi. Chociaż w głębi duszy dziewczyna domyślała się, że może być ono po prostu wymysłem matki. Miała bujną wyobraźnię i czytała dużo książek. Wolała jednak na głos tego nie mówić. Na jego propozycję szafirowe oczy zalśniły delikatnie. No bo kto by nie chciał jechać do Japonii? Kiwnęła ochoczo głową.
- Bardzo chętnie bym odwiedziła Twoje rodzinne strony. Właściwie zawsze chciałam się tam wybrać, ale samemu to też niebezpiecznie. Niby czasy spokojnie, jednak nigdy nie wiadomo, gdzie czai się niebezpieczeństwo. Racja, zaklęcia ułatwiają życie- tak poza tym. Jednak czasem, gdy ktoś tylko nimi się posługuje to sprawiają, że człowiek staje się jakiś ułomny, nie uważasz?
Poprawiła się na krześle, a kłos zakołysał się delikatnie na tle jej swetra. Mimo tylu ludzi w bibliotece panowała względna cisza. Oczywiście dało się usłyszeć pojedyncze szepty, jednak każdy skupiał się na nauce lub innych rzeczach. No bo to raz widziało się jakąś parę zajętą sobą między regałami? Van ułożyła dłonie na książce, którą miała przed sobą. Bo teraz i tak by przecież jej nie czytała.
- Nie było bliżej Ciebie jakieś Akademii Magicznej? Ja pierwsze lata zaliczyłam w Beauxbatons.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Czytelnia
Azjatę zaciekawiła jej historia. Przybrani rodzice, prawdziwi zginęli. Kaitaro na pewno to zapamięta. W życiu Vanadesse widać, że dużo się działo, nie tak jak u Miyazakiego. Ten był tylko w Japonii, w trakcie nauki Aiko i Daikiego w szkole podstawowej przeniósł się z matką oraz rodzeństwem do Londynu i tak wyglądało jego życie.
- A Twoje imię ma jakieś szczególne znaczenie w języku angielskim? Zazwyczaj imiona da się jakoś przetłumaczyć albo przedstawić ich genezę - powiedział z nutą ciekawości w głosie.
Bardzo chciał się dowiedzieć czy jej imię coś znaczy. Japońskie imiona zazwyczaj miały znaczenia. Nawet Keitaro coś znaczyło. Aiko, jego siostra, mówi do niego Kei-chan. kei może być skrótem od imienia Keitaro, chociaż sam istnieje też osobne imię, które brzmi Taro. Kei nie lubił, kiedy odnoszono się do niego tym imieniem. Jest ono całkiem inne i co innego oznacza.
- Tak, zaklęcia potrafią przysporzyć wiele kłopotów. Wiesz, pochodzę z rodziny, jak Wy to mówicie, mugolskiej, więc zaklęcia nie są moją mocną stroną. Wolę to, co jest typowe dla mnie - odparł ni z tego, ni z owego.
Odpowiedź odnosiła się nieco do pytania zadanego przez dziewczynę. Nawet nie wiedział, że ma jakiś talent magiczny. Jego starsze rodzeństwo też przejawiało talent magiczny. Gryfon nie wiedział nic o swoich rodzicach, ale nie sądził, żeby oni byli czarodziejami.
- Może jest, nawet nie wiem. Byłem bardzo mały, kiedy przeniosłem się z rodziną do Londynu. Moje rodzeństwo trafiło do Hogwartu, aż nagle do mnie też dotarł list. Czytałem, że tylko nieliczni z niemagicznych rodzin trafiają do tej szkoły, a tu nagle całe rodzeństwo Miyazaków trafiło do Hogwartu - nadal w to nie dowierzał.
Przez te kilka lat nadal tkwiło w nim zaskoczenie, że został przyjęty do Hogwartu. Czarodzieje pewnie dostrzegli u niego jakiś potencjał, którego Keitaro sam u siebie nie widział. To, że posiadał różdżkę niczego nie znaczyło, ciągle czuł się zwyczajnym dzieckiem, który uważa, że magia jest czymś fantastycznym/
- A Twoje imię ma jakieś szczególne znaczenie w języku angielskim? Zazwyczaj imiona da się jakoś przetłumaczyć albo przedstawić ich genezę - powiedział z nutą ciekawości w głosie.
Bardzo chciał się dowiedzieć czy jej imię coś znaczy. Japońskie imiona zazwyczaj miały znaczenia. Nawet Keitaro coś znaczyło. Aiko, jego siostra, mówi do niego Kei-chan. kei może być skrótem od imienia Keitaro, chociaż sam istnieje też osobne imię, które brzmi Taro. Kei nie lubił, kiedy odnoszono się do niego tym imieniem. Jest ono całkiem inne i co innego oznacza.
- Tak, zaklęcia potrafią przysporzyć wiele kłopotów. Wiesz, pochodzę z rodziny, jak Wy to mówicie, mugolskiej, więc zaklęcia nie są moją mocną stroną. Wolę to, co jest typowe dla mnie - odparł ni z tego, ni z owego.
Odpowiedź odnosiła się nieco do pytania zadanego przez dziewczynę. Nawet nie wiedział, że ma jakiś talent magiczny. Jego starsze rodzeństwo też przejawiało talent magiczny. Gryfon nie wiedział nic o swoich rodzicach, ale nie sądził, żeby oni byli czarodziejami.
- Może jest, nawet nie wiem. Byłem bardzo mały, kiedy przeniosłem się z rodziną do Londynu. Moje rodzeństwo trafiło do Hogwartu, aż nagle do mnie też dotarł list. Czytałem, że tylko nieliczni z niemagicznych rodzin trafiają do tej szkoły, a tu nagle całe rodzeństwo Miyazaków trafiło do Hogwartu - nadal w to nie dowierzał.
Przez te kilka lat nadal tkwiło w nim zaskoczenie, że został przyjęty do Hogwartu. Czarodzieje pewnie dostrzegli u niego jakiś potencjał, którego Keitaro sam u siebie nie widział. To, że posiadał różdżkę niczego nie znaczyło, ciągle czuł się zwyczajnym dzieckiem, który uważa, że magia jest czymś fantastycznym/
Re: Czytelnia
Zbił ją nieco z tropu- ba, Van w ogóle nie spodziewała się takiego pytania z jego strony. I nawet nigdy się nad tym nie zastanawiała. Uniosła dłoń i odgarnęła grzywkę z czoła, po czym podrapała się lekko po nosie w akcie zamyślenia. Bo tak naprawdę nigdy nie spotkała kogoś o tym samym imieniu- ani jak uczyła się we Francji ani tutaj, w Anglii. Uśmiechnęła się nieco zakłopotana.
- Właściwie to chyba nie. Nie sprawdzałam, ale przypuszczam, że jest ono tylko wymysłem mojej mamy. Lubiła fantastykę. Ale z drugiej strony fajnie jest być osobą, która ma jedyne w swoim rodzaju imię! To takie.. Pocieszające? Bo przecież Ann czy Thomasów są tysiące. A Twoje imię coś znaczy? Japońskie imiona zwykle mają znacznie, prawda? - odparła pełnym zaciekawienia głosem. Właściwie to była pewna, że ma znaczenie, tylko po prostu go nie znała. Lubiła imiona z jego stron- były ładne i miały ciekawe określenia. W każdym razie Puchonka uważnie słuchała jego kolejnych słów. Faktycznie- niezwykłym było, że całe rodzeństwo z mugolską krwią dostało się do takiej szkoły. Ona nie zwracała uwagi na pochodzenie, ale tak czy siak tego typu zdarzenia, nawet w dzisiejszym świecie pozostawały rzadkością.
- Tym bardziej bądź z tego dumny! To znaczy, że jesteście wybrani, prawda? - blondynka przekręciła głowę w bok, przyglądając mu się uważnie. Jak na Azjatę to był całkiem uroczy. Oparła się wygodniej o krzesło, całkiem zapominając o książkach, które tkwiły przed nią na stole. Bo kto podczas takiej rozmowy przejmowałby się opasłymi tomami?
- Ja właściwie lubię każdy przedmiot. Nawet Historia Magii czy Runy są ciekawe.
Van podniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Już późno, czas uciekał. Przeniosła spojrzenie ponownie na towarzyszącego jej Azjatę.
- Przepraszam najmniej, muszę już iść. Mam nadzieje, że spotkamy się jeszcze, co? Wtedy wszystko mi opowiesz. Uważaj na siebie i powodzenia z zaklęciami!
Poderwała się z miejsca i chwyciła za książki, po czym odniosła je na półkę, by czmychnąć z czytelni tak szybko, jak tu przyszła. Na śmierć zapomniała o pracy domowej na jutrzejszy dzień z zielarstwa. Nie wspominając o nakarmieniu kota.
- Właściwie to chyba nie. Nie sprawdzałam, ale przypuszczam, że jest ono tylko wymysłem mojej mamy. Lubiła fantastykę. Ale z drugiej strony fajnie jest być osobą, która ma jedyne w swoim rodzaju imię! To takie.. Pocieszające? Bo przecież Ann czy Thomasów są tysiące. A Twoje imię coś znaczy? Japońskie imiona zwykle mają znacznie, prawda? - odparła pełnym zaciekawienia głosem. Właściwie to była pewna, że ma znaczenie, tylko po prostu go nie znała. Lubiła imiona z jego stron- były ładne i miały ciekawe określenia. W każdym razie Puchonka uważnie słuchała jego kolejnych słów. Faktycznie- niezwykłym było, że całe rodzeństwo z mugolską krwią dostało się do takiej szkoły. Ona nie zwracała uwagi na pochodzenie, ale tak czy siak tego typu zdarzenia, nawet w dzisiejszym świecie pozostawały rzadkością.
- Tym bardziej bądź z tego dumny! To znaczy, że jesteście wybrani, prawda? - blondynka przekręciła głowę w bok, przyglądając mu się uważnie. Jak na Azjatę to był całkiem uroczy. Oparła się wygodniej o krzesło, całkiem zapominając o książkach, które tkwiły przed nią na stole. Bo kto podczas takiej rozmowy przejmowałby się opasłymi tomami?
- Ja właściwie lubię każdy przedmiot. Nawet Historia Magii czy Runy są ciekawe.
Van podniosła wzrok na zegar wiszący na ścianie. Już późno, czas uciekał. Przeniosła spojrzenie ponownie na towarzyszącego jej Azjatę.
- Przepraszam najmniej, muszę już iść. Mam nadzieje, że spotkamy się jeszcze, co? Wtedy wszystko mi opowiesz. Uważaj na siebie i powodzenia z zaklęciami!
Poderwała się z miejsca i chwyciła za książki, po czym odniosła je na półkę, by czmychnąć z czytelni tak szybko, jak tu przyszła. Na śmierć zapomniała o pracy domowej na jutrzejszy dzień z zielarstwa. Nie wspominając o nakarmieniu kota.
Vanadesse DevereuxKlasa V - Urodziny : 07/07/2007
Wiek : 17
Skąd : Daselle, Francja.
Krew : Czysta
Genetyka : Pół-wila
Re: Czytelnia
Powrót do szkoły, czyli codziennej rzeczywistości, był bolesny. Zoja mogłaby przysiąść, że weekend trwał godzinę, a nie dwa dni. W zamku była już w południe. Chciała je przeznaczyć na naukę, na jutrzejsze zajęcia, które nie zapowiadały się słodkim lenistwem i udawaniem uwagi. Biblioteka była kolejnym ulubionym miejscem blondynki. Panowała tu cisza i skupienie, które niosło za sobą magiczną aurę spokoju.
Dziewczyna po krótkim spacerze między regałami, usiadła z paroma książkami przy wolnym stole w czytelni. Zanim otworzyła którąkolwiek, wyciągnęła najpierw z kieszeni małe, prostokątne pudełeczko z dwoma kabelkami. Dla tych, którzy mieli styczność z mugolami był to odtwarzacz mp4. Panienka Yordanova podrasowała go trochę czarami, żeby dobrze odbierał radio nawet w Hogwart'cie. Potrafił też parę innych rzeczy, które nie były spotykane w sklepie z elektroniką, ale o tym to później... Czasem lubiła posłuchać wiadomości ze świata "zewnętrznego", ale i tak częściej przerzucała piosenkami, które już słyszała tysiące razy.
Włożyła małe słuchawki do uszu i odpaliła pierwszą piosenkę z listy - Ed Sheeran - Give me love. Chwyciła księgę od Historii Magii, usiadła dość niezgrabnie, bo prawie po turecku i zaczęła czytać.
Dziewczyna po krótkim spacerze między regałami, usiadła z paroma książkami przy wolnym stole w czytelni. Zanim otworzyła którąkolwiek, wyciągnęła najpierw z kieszeni małe, prostokątne pudełeczko z dwoma kabelkami. Dla tych, którzy mieli styczność z mugolami był to odtwarzacz mp4. Panienka Yordanova podrasowała go trochę czarami, żeby dobrze odbierał radio nawet w Hogwart'cie. Potrafił też parę innych rzeczy, które nie były spotykane w sklepie z elektroniką, ale o tym to później... Czasem lubiła posłuchać wiadomości ze świata "zewnętrznego", ale i tak częściej przerzucała piosenkami, które już słyszała tysiące razy.
Włożyła małe słuchawki do uszu i odpaliła pierwszą piosenkę z listy - Ed Sheeran - Give me love. Chwyciła księgę od Historii Magii, usiadła dość niezgrabnie, bo prawie po turecku i zaczęła czytać.
Re: Czytelnia
W czytelni jak zwykle panowała niezwykle przyjemna dla uszu cisza. Walton poprawił kołnierzyk białej koszuli z krótkim rękawem i rozejrzał się wokół w poszukiwaniu wolnego miejsca. Nie musiał długo szukać. Hogwardzka młodzież omijała bibliotekę i czytelnię szerokim łukiem. Przede wszystkim dlatego młody Irlandczyk tak bardzo lubił spędzać tu czas.
Nieuchronnie zbliżał się czerwiec i końcowe egzaminy. Okres niezwykle ciężki dla ambitnych uczniów, do jakich Krukon niewątpliwie należał. Od kilku dni wertował wszystkie książki, chcąc przygotować się jak najlepiej. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatni raz widział się z Sophie. Zdecydowanie powinien wysłać do niej sowę, póki byli jeszcze w jednej szkole. Po wakacjach miał iść na studia, a to oznaczało ni mniej ni więcej tyle, że będą się bardzo rzadko widywać.
Szatyn odłożył torbę na wolnym stoliku i zniknął pomiędzy regałami. Miał chwilę dla siebie, którą postanowił spędzić na czytaniu jednej z ulubionych książek do Historii Magii. Jakież było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że miejsce na półce jest puste. Ben wrócił znów w okolice stolika. Kątem oka uchwycił jasnowłosą uczennicę pochylającą się nad... No właśnie. TĄ książką.
- Wybacz, nie chciałbym przeszkadzać, ale długo będziesz jeszcze korzystać z tej książki?
Nieuchronnie zbliżał się czerwiec i końcowe egzaminy. Okres niezwykle ciężki dla ambitnych uczniów, do jakich Krukon niewątpliwie należał. Od kilku dni wertował wszystkie książki, chcąc przygotować się jak najlepiej. Nie pamiętał już nawet kiedy ostatni raz widział się z Sophie. Zdecydowanie powinien wysłać do niej sowę, póki byli jeszcze w jednej szkole. Po wakacjach miał iść na studia, a to oznaczało ni mniej ni więcej tyle, że będą się bardzo rzadko widywać.
Szatyn odłożył torbę na wolnym stoliku i zniknął pomiędzy regałami. Miał chwilę dla siebie, którą postanowił spędzić na czytaniu jednej z ulubionych książek do Historii Magii. Jakież było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że miejsce na półce jest puste. Ben wrócił znów w okolice stolika. Kątem oka uchwycił jasnowłosą uczennicę pochylającą się nad... No właśnie. TĄ książką.
- Wybacz, nie chciałbym przeszkadzać, ale długo będziesz jeszcze korzystać z tej książki?
Re: Czytelnia
Głośne dźwięki wydobywające się z jej odtwarzacza skutecznie zagłuszały szepty, skrzypienie odsuwanych mebli i oczywiście pytanie, które było do niej skierowane od strony Krukona. Siedziała w tym momencie, mając jedną nogę pod tyłkiem, a drugą lekko kiwała się na krześle do przodu i do tyłu. Musiała bujać swojego diabełka, robiła to już zupełnie bezwiednie.
Nickelback kończył śpiewać swoją kołysankę, a Benedict stał jeszcze moment nad dziewczyną. Zoja, przekręcając kartkę na następną stronę, leniwie uniosła wzrok znad książki i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jak tylko zobaczyła uwieszoną, męską sylwetkę nad jej miejscem... Jak się nie przestraszyła...
Nagle dało się usłyszeć zdławione, nerwowe wciąganie powietrza, księga o którą wcześniej pytał panicz Walton poleciała w powietrze, a sama Gryfonka odchyliła się feralnie na krześle, lądując na podłodze. Oczywiście słuchawki od mp4 musiały się wysunąć z gniazka, więc zaczął działać głośnik, który zagrał na całą bibliotekę:
(Bring Me The Horizon - Sleepwalking)
I'm at the edge of the world
Where do I go from here?
Do I disappear?
Nickelback kończył śpiewać swoją kołysankę, a Benedict stał jeszcze moment nad dziewczyną. Zoja, przekręcając kartkę na następną stronę, leniwie uniosła wzrok znad książki i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jak tylko zobaczyła uwieszoną, męską sylwetkę nad jej miejscem... Jak się nie przestraszyła...
Nagle dało się usłyszeć zdławione, nerwowe wciąganie powietrza, księga o którą wcześniej pytał panicz Walton poleciała w powietrze, a sama Gryfonka odchyliła się feralnie na krześle, lądując na podłodze. Oczywiście słuchawki od mp4 musiały się wysunąć z gniazka, więc zaczął działać głośnik, który zagrał na całą bibliotekę:
(Bring Me The Horizon - Sleepwalking)
I'm at the edge of the world
Where do I go from here?
Do I disappear?
Re: Czytelnia
Dziewczyna w ogóle nie zaregowała na pytanie Irlandczyka. Chłopak nie miał pojęcia do czego służy przyrząd, który leżał na stoliku, ani dlaczego jasnowłosa ma w uszach jakieś wtyczki. Należał do rodziny, która z dziada pradziada była czystokrwista i rzadko miała styczność z mugolskimi akcesoriami. Walton wsparł dłonie o stolik przy którym siedziała Gryfonka i nim zdążył się nachylić, by zwrócić na siebie jej uwagę, dziewczyna w końcu podniosła wzrok z nad lektury. Nie takiej reakcji się spodziewał. Jej usta uformowały się w dużą literę O, gdy przestraszona zachłysnęła się powietrzem. A w chwilę później zniknęła Irlandczykowi z pola widzenia.
Jedna z najstarszych książek należących do godnego podziwu zbioru szkolnej biblioteki świsnęła mu koło ucha i upadła kawałek dalej. Jej skórzany grzbiet wygiął się na drugą stronę, a Walton nie zdążył wydać z siebie nawet stłumionego jęku. Stał pośrodku pomiędzy dziedzictwem kulturowym szkoły, które zostało zbeszczeszczone, a jakąś drobną uczennicą, która machała niezdarnie nogami pod stołem, gdy w czytelni rozległa się muzyka. Krukon zacisnął dłonie w pięści i po szybkiej kalkulacji doskoczył do uczennicy i wyciągnął w jej kierunku rękę, pomagając jej wygrzebać się z przewróconego krzesełka.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. - westchnął i odwrócił się na pięcie, by podnieść książkę. Do kąta w którym siedzieli zajrzała sędziwa bibliotekarka zaniepokojona niecodziennym hałasem.
- Już wszystko w porządku. Przepraszamy.
Krukon podniósł lekturę i wygłądził dłonią jej zagniecione strony. Położył ją ostrożnie na stoliku poza zasięgiem rąk Gryfonki i rozejrzał się wokół.
- Skąd leci ta muzyka?
Jedna z najstarszych książek należących do godnego podziwu zbioru szkolnej biblioteki świsnęła mu koło ucha i upadła kawałek dalej. Jej skórzany grzbiet wygiął się na drugą stronę, a Walton nie zdążył wydać z siebie nawet stłumionego jęku. Stał pośrodku pomiędzy dziedzictwem kulturowym szkoły, które zostało zbeszczeszczone, a jakąś drobną uczennicą, która machała niezdarnie nogami pod stołem, gdy w czytelni rozległa się muzyka. Krukon zacisnął dłonie w pięści i po szybkiej kalkulacji doskoczył do uczennicy i wyciągnął w jej kierunku rękę, pomagając jej wygrzebać się z przewróconego krzesełka.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. - westchnął i odwrócił się na pięcie, by podnieść książkę. Do kąta w którym siedzieli zajrzała sędziwa bibliotekarka zaniepokojona niecodziennym hałasem.
- Już wszystko w porządku. Przepraszamy.
Krukon podniósł lekturę i wygłądził dłonią jej zagniecione strony. Położył ją ostrożnie na stoliku poza zasięgiem rąk Gryfonki i rozejrzał się wokół.
- Skąd leci ta muzyka?
Re: Czytelnia
Chociaż nie dajemy wiary stereotypowi o blondynkach, to Zojce zajęło chwilę, żeby zrozumieć co się właściwie przed momentem stało. Chwyciła rękę nieznajomego chłopaka, który ją tak wystraszył. Jej serce łomotało z nerwów, bo Pruchno, zwane bardziej oficjalnie bibliotekarką już zwróciło na nich uwagę. Nie było czemu się dziwić, bo muzyka z jej odtwarzacza dalej gdzieś tam grała, na podłodze.
- Przepraszam. - powiedziała na wydechu, zduszonym głosem i zaraz po wygrzebaniu się z krzesła, znów padła na podłogę. Na czworakach wlazła pod stół, żeby znaleźć urządzenie, które było odpowiedzialne za ten hałas. Nie wspomniałam oczywiście o tym, że Gryfonka była w tym momencie niemal tak czerwona jak jej emblemat na szkolnym mundurku.
Znalazła mp4-kę przy nogach innego ucznia, siedzącego trochę dalej od niej. Wyłączyła ją od razu i teraz mogła wstać na równe nogi. Poprawiła swoje ubranie, jak gdyby nigdy nic i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. Przedstawienie skończone, ale w pamięci Benedicta na długo się wyryje widok niskiej blondynki, szurającej kolanami w krótkiej spódniczce, po bibliotecznym dywanie.
Wróciła na miejsce, gdzie dalej stał Krukon, z miną zbitego psa. Z tych nerwów nawet nie zwróciła uwagi na bolące plecy po upadku. Podczepiła słuchawki, które zwisały jej na szyi do urządzenia i odłożyła je na stolik.
- Na przyszłość uważaj, jak się do kogoś tak skradasz. - mruknęła cicho, nie chcąc już robić więcej harmideru. Zmarszczyła nosek, patrząc na wysokiego przystojniaka ze starszej klasy. Jak wielu... nie kojarzyła go. Potarła teatralnie dół pleców, przygryzając przy tym dolną wargę.
- Ach... Dobrze, że nie uderzyłam mocniej. - powiedziała bardziej do siebie, niż do chłopaka. Zerknęła kątem oka na książkę, którą już wymolestował i obronił przed dalszymi zgnieceniami. Dbał o nią bardziej niż o jej życie, co? Zacmokała z lekkim zgorszeniem.
- Są inne wydania Historii Magii. Czemu się akurat przyczepiłeś do tej starej księgi?
- Przepraszam. - powiedziała na wydechu, zduszonym głosem i zaraz po wygrzebaniu się z krzesła, znów padła na podłogę. Na czworakach wlazła pod stół, żeby znaleźć urządzenie, które było odpowiedzialne za ten hałas. Nie wspomniałam oczywiście o tym, że Gryfonka była w tym momencie niemal tak czerwona jak jej emblemat na szkolnym mundurku.
Znalazła mp4-kę przy nogach innego ucznia, siedzącego trochę dalej od niej. Wyłączyła ją od razu i teraz mogła wstać na równe nogi. Poprawiła swoje ubranie, jak gdyby nigdy nic i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. Przedstawienie skończone, ale w pamięci Benedicta na długo się wyryje widok niskiej blondynki, szurającej kolanami w krótkiej spódniczce, po bibliotecznym dywanie.
Wróciła na miejsce, gdzie dalej stał Krukon, z miną zbitego psa. Z tych nerwów nawet nie zwróciła uwagi na bolące plecy po upadku. Podczepiła słuchawki, które zwisały jej na szyi do urządzenia i odłożyła je na stolik.
- Na przyszłość uważaj, jak się do kogoś tak skradasz. - mruknęła cicho, nie chcąc już robić więcej harmideru. Zmarszczyła nosek, patrząc na wysokiego przystojniaka ze starszej klasy. Jak wielu... nie kojarzyła go. Potarła teatralnie dół pleców, przygryzając przy tym dolną wargę.
- Ach... Dobrze, że nie uderzyłam mocniej. - powiedziała bardziej do siebie, niż do chłopaka. Zerknęła kątem oka na książkę, którą już wymolestował i obronił przed dalszymi zgnieceniami. Dbał o nią bardziej niż o jej życie, co? Zacmokała z lekkim zgorszeniem.
- Są inne wydania Historii Magii. Czemu się akurat przyczepiłeś do tej starej księgi?
Re: Czytelnia
Gdy książka spoczywała już bezpiecznie na blacie sąsiedniego stolika, Krukon dalej mógł podziwiać przedstawienie, w którym główną rolę grała Gryfonka. Nie minęło dużo czasu, nim ta przedziwna istota znów zanurkowała pod stolik w poszukiwaniu tego małego, dziwnego urządzenia, które wydawało z siebie dźwięki. Walton przysiadł na biurku i z założonymi rękami przyglądał się dziewczęciu. Czy one wszystkie musiały być tak... ruchliwe? Oddałby zbiór swoich najlepszych eliksirów, gdyby natknął się w końcu na jakąś spokojną czarownicę. Nie licząc oczywiście bibliotekarki, która niemal zamieniała się w kamień za swoim biurkiem.
- Przepraszam. - powtórzył przez zaciśnięte zęby, nie chcąc dalej ciągnąć już tematu. - To przez te Twoje waciki w uszach.
Krukon nie mógł znaleźć lepszego określenia na wtyczki, które dyndały teraz przewieszone przez szyję młodszej uczennicy. Również jej nie kojarzył, ale nie było w tym nic dziwnego. Przez całe siedem lat nauki w Hogwarcie nie był na ani jednej imprezie. Rzadko nawet pojawiał się na korytarzu. Zielonooki Irlandczyk był typem samotnika, nic więc dziwnego w tym, że nie znał większości uczniów. Sophie ostatnio tak zaczęła mu jęczeć nad uchem, że postanowił się odrobinę uspołecznić.
- Zaprowadzić Cię do skrzydła? - Ben wstał z miejsca i podszedł bliżej zaczerwienionej Gryfonki. Nie chcąc być oskarżonym o macanie młodszych uczennic uniósł jedynie dłonie do góry w geście obronnym i kiwnał głową w kierunku ręki, którą trzymała za plecami. - Trochę się na tym znam.
- To najstarsze wydanie tej książki. Na marginesach są notatki samego Jeremy'ego Scotta i Konrada Moore'a. - odparł zgodnie z prawdą i kątem oka zerknął na pożółkłą książkę. Łatwo przywiązywał się do takich rzeczy. Miał swoje stałe miejsce w Wielkiej Sali, ulubiony kącik w pokoju Krukonów, a nawet tu - w czytelni - upatrzył sobie stolik te sześć lat temu.
Chciał być uzdrowicielem, więc zdrowie innych stało u niego na pierwszym miejscu, choć Gryfonka mogła odebrać to nieco odmiennie. Przecież najpierw pomógł jej wykaraskać się spod stolika, a dopiero później rzucił się na ratunek starej książce. Czuł się poniekąd usprawiedliwiony.
- Przepraszam. - powtórzył przez zaciśnięte zęby, nie chcąc dalej ciągnąć już tematu. - To przez te Twoje waciki w uszach.
Krukon nie mógł znaleźć lepszego określenia na wtyczki, które dyndały teraz przewieszone przez szyję młodszej uczennicy. Również jej nie kojarzył, ale nie było w tym nic dziwnego. Przez całe siedem lat nauki w Hogwarcie nie był na ani jednej imprezie. Rzadko nawet pojawiał się na korytarzu. Zielonooki Irlandczyk był typem samotnika, nic więc dziwnego w tym, że nie znał większości uczniów. Sophie ostatnio tak zaczęła mu jęczeć nad uchem, że postanowił się odrobinę uspołecznić.
- Zaprowadzić Cię do skrzydła? - Ben wstał z miejsca i podszedł bliżej zaczerwienionej Gryfonki. Nie chcąc być oskarżonym o macanie młodszych uczennic uniósł jedynie dłonie do góry w geście obronnym i kiwnał głową w kierunku ręki, którą trzymała za plecami. - Trochę się na tym znam.
- To najstarsze wydanie tej książki. Na marginesach są notatki samego Jeremy'ego Scotta i Konrada Moore'a. - odparł zgodnie z prawdą i kątem oka zerknął na pożółkłą książkę. Łatwo przywiązywał się do takich rzeczy. Miał swoje stałe miejsce w Wielkiej Sali, ulubiony kącik w pokoju Krukonów, a nawet tu - w czytelni - upatrzył sobie stolik te sześć lat temu.
Chciał być uzdrowicielem, więc zdrowie innych stało u niego na pierwszym miejscu, choć Gryfonka mogła odebrać to nieco odmiennie. Przecież najpierw pomógł jej wykaraskać się spod stolika, a dopiero później rzucił się na ratunek starej książce. Czuł się poniekąd usprawiedliwiony.
Re: Czytelnia
- To słuchawki. - rzuciła, jakby Benedict był skończonym ignorantem. A przecież była przyzwyczajona do tego, że czarodzieje nie mają zielonego pojęcia o tym, co ze sobą nosi. Jej ton był raczej spowodowany tym, że dalej była zazdrosna o książkę, którą bardziej się zajął.
Mieli ze sobą w takim razie dużo wspólnego. Tym samotnika, ulubione miejsca, które tworzyły mur przed wszystkimi i wszystkim, co mogło zakłócić równowagę i bezpieczeństwo... Tylko motywy były zupełnie inne. Panienka Yordanova asekurację miała we krwi, bo życie dzieciaka w sierocińcu nie było zbyt proste. W dalszym ciągu przy rozmowie z obcymi była bardzo nieufna, ale mimo wszystko zaczynała się zmieniać. Pojawiła się już raz na szkolnej zabawie, zaczynała chodzić na festyny. To bardzo dużo i co dziwniejsze, podobało jej się to.
- Nie, dam sobie radę. Też się na tym znam. - westchnęła z przekąsem. Pielęgniarek się znalazł. Ostatni raz przetarła dłonią plecy i stanęła już pewniej na przeciwko Walton'a. Znów coś co ich łączyło, Zoja też zamierzała zostać uzdrowicielem, ale specjalnym w Filii Aurorów. Kto sięga wyżej?
- Niewiele osób zwróciłoby na to uwagę. - jej ton zelżał, gdy dostrzegła jego wrażliwość na dorobek kulturalny szkoły. Myślała, że po prostu jest kolejnym Krukonem, który chce się podroczyć jak James Scott. Ten też pewnie przyszedłby do niej z tekstem, że siedzi na jego miejscu i czyta jego książkę.
- Albo nie przejęłoby się tym zbytnio. Bierz ją, mogę pouczyć się teraz czegoś innego. Ale pamiętaj odłożyć na miejsce. - odezwała się "wielka dama". - Zoja Yordanova, szósty rok. - przedstawiła się nagle, wyciągając rękę w kierunku chłopaka. Uśmiechnęła się zachęcająco i przepraszającą, za swoje wcześniejsze zachowanie.
Mieli ze sobą w takim razie dużo wspólnego. Tym samotnika, ulubione miejsca, które tworzyły mur przed wszystkimi i wszystkim, co mogło zakłócić równowagę i bezpieczeństwo... Tylko motywy były zupełnie inne. Panienka Yordanova asekurację miała we krwi, bo życie dzieciaka w sierocińcu nie było zbyt proste. W dalszym ciągu przy rozmowie z obcymi była bardzo nieufna, ale mimo wszystko zaczynała się zmieniać. Pojawiła się już raz na szkolnej zabawie, zaczynała chodzić na festyny. To bardzo dużo i co dziwniejsze, podobało jej się to.
- Nie, dam sobie radę. Też się na tym znam. - westchnęła z przekąsem. Pielęgniarek się znalazł. Ostatni raz przetarła dłonią plecy i stanęła już pewniej na przeciwko Walton'a. Znów coś co ich łączyło, Zoja też zamierzała zostać uzdrowicielem, ale specjalnym w Filii Aurorów. Kto sięga wyżej?
- Niewiele osób zwróciłoby na to uwagę. - jej ton zelżał, gdy dostrzegła jego wrażliwość na dorobek kulturalny szkoły. Myślała, że po prostu jest kolejnym Krukonem, który chce się podroczyć jak James Scott. Ten też pewnie przyszedłby do niej z tekstem, że siedzi na jego miejscu i czyta jego książkę.
- Albo nie przejęłoby się tym zbytnio. Bierz ją, mogę pouczyć się teraz czegoś innego. Ale pamiętaj odłożyć na miejsce. - odezwała się "wielka dama". - Zoja Yordanova, szósty rok. - przedstawiła się nagle, wyciągając rękę w kierunku chłopaka. Uśmiechnęła się zachęcająco i przepraszającą, za swoje wcześniejsze zachowanie.
Strona 1 z 8 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro IV :: Biblioteka
Strona 1 z 8
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach