Wielka Sala
+88
Gloria Stark
Rivius Fawley
Hope Colinz
Morpheus A. Maponos
Brandon Tayth
Aleksander Cortez
Isidora Tayth
María Velasquez
Cory Reynolds
Monika Kruger
Nevan Fraser
Ragna Kolbjørn
Jonathan Mills
Peter Raffles
Jamie Campbell
Prince Hamilton
Jason Snakebow
Fransis Molchester
Scarlett Molchester
Micah Johansen
Fèlix Lemaire
Marco Castellani
Jaakob Larsen
Blanche Aude Moreau
Antoinette Croisseux
Geraldine Dubois
Carla Stark
Kristian Lyberg
Elektra Fyodorova
Stella Stark
Andrew Wilson
Freddie Kingsley
Leanne Chatier
Gwendoline Allen
Matthew Sneddon
Femke van Rijn
Iris Xakly
Marcel Volante
Cassidy Thomas
Felicja Socha
Maja Vulkodlak
Pandora Evans
Antonija Vedran
Connor Campbell
Grace Scott
Meredith Cooper
Elijah Ward
Lena Gregorovic
Logan Campbell
Zoja Yordanova
Wyatt Walker
Marianna Vulkodlak
Lucas Castellani
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
James Scott
William Greengrass
Nicolas Socha
Heinrich Flammenwerfer
Nadia Milligan
Sora Iwahara
Charlotte Jeunesse
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Vin Xakly
Rhinna Hamilton
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Margaret Scott
Cherry Campbell
Aiko Miyazaki
Sasza Tiereszkowa
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Polly Baldwin
Andrea Jeunesse
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Jeremy Scott
Gabriel Griffiths
Charles Wilson
Leslie Wilson
Hannah Wilson
Brennus Lancaster
92 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 13 z 25
Strona 13 z 25 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19 ... 25
Wielka Sala
First topic message reminder :
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
A Emily nigdy nie była dobra w romantycznych zabawach. I nawet po tych mało śmiesznych perypetiach miłosnych z Wilsonem w roli głównej wciąż była emocjonalną sierotą. Praktycznie nie miała zielonego pojęcia o życiu, a w dodatku obawiała się każdego możliwie ryzykownego kroku w relacjach z innymi ludźmi. Była zbyt naiwna.
- Zaczynasz mnie denerwować, Frayne. - Mruknęła, uśmiechając się mimowolnie. Coraz częściej zdarzały jej się dni, kiedy żałowała że kilka miesięcy temu wybrała Wilsona. Nie potrafiła sobie wydarować jak głupią wersją Bronte była zaledwie dwanaście tygodni temu. Było to dla niej wręcz nie do pojęcia.
- Jak to co? Wysyłamy. - Prędko przerwała swe rozmyślania, wracając do teraźniejszości. Zawołała wyjątkowo chudą skrzatkę o zielonkawej skórze, przyozdobionej różową szmatką, pełniącą najpewniej rolę sukienki.
- Dostarcz to proszę Andrei Jeunesse. Muszę jakoś pomóc Wilsonowi zaliczyć, za te wszystkie miesiące celibatu, które musiał ze mną przemęczyć - Tę drugą część rzekła w stronę chłopaka z nieukrywanym przekąsem. Chwilę później chwyciła jedną z babeczek, zjadając najpierw lukrowe serduszka, by tak mocno nie raziły w oczy.
- Zaczynasz mnie denerwować, Frayne. - Mruknęła, uśmiechając się mimowolnie. Coraz częściej zdarzały jej się dni, kiedy żałowała że kilka miesięcy temu wybrała Wilsona. Nie potrafiła sobie wydarować jak głupią wersją Bronte była zaledwie dwanaście tygodni temu. Było to dla niej wręcz nie do pojęcia.
- Jak to co? Wysyłamy. - Prędko przerwała swe rozmyślania, wracając do teraźniejszości. Zawołała wyjątkowo chudą skrzatkę o zielonkawej skórze, przyozdobionej różową szmatką, pełniącą najpewniej rolę sukienki.
- Dostarcz to proszę Andrei Jeunesse. Muszę jakoś pomóc Wilsonowi zaliczyć, za te wszystkie miesiące celibatu, które musiał ze mną przemęczyć - Tę drugą część rzekła w stronę chłopaka z nieukrywanym przekąsem. Chwilę później chwyciła jedną z babeczek, zjadając najpierw lukrowe serduszka, by tak mocno nie raziły w oczy.
Re: Wielka Sala
Matthew wyczłapał się ze swojego dormitorium, chociaż bardzo ale to bardzo mu się nie chciało. Dzisiejszy dzień wyczerpał go totalnie do ostatniej iskierki, chłopak czuł się rozładowany i żeby nabrać trochę energii wpadł na pomysł, że coś sobie zje. Najgorsze było to, że jako ślizgon wszędzie miał pod górę, z racji tego, że Pokój Wspólny Slytherinu znajdował się w lochach. Ale trudno, jak się jest głodnym, to wszystko da się zrobić.
Kiedy tylko przekroczył próg Wielkiej Sali, momentalnie poczuł uderzające w niego wszelakie smakowite zapachy. Idąc do stołu należącego do jego domu zawinął jeden dyniowy pasztecik od Gryfonów, ku przeogromnemu niezadowoleniu drugoklasistów przy nim siedzących. W odpowiedzi pokazał im tylko język i usiadł na swoim ulubionym miejscu tak, żeby mieć oko na calusieńką salę. No bo przecież jako Sneddon zawsze musi mieć wszystko pod kontrolą i absolutnie nie może się dać w jakikolwiek sposób zaskoczyć.
Ciekaw był tylko co robi jego starszy braciszek. Chodzą do tej samej szkoły a widują się tak rzadko. Ciekawe co by na to powiedzieli ich rodzice. Matthew kochał brata, to pewne i Ryan był oczywiście jego najlepszym przyjacielem, ale jakimś cudem na korytarzach Hogwartu każde z nich zawsze chadzało własnymi, nie przecinającymi się, ścieżkami.
Ślizgon nalał sobie gorącej herbaty i kiedy upił pierwszy łyk od razu poczuł się o wiele lepiej. Oczy nie kleiły się mu już tak bardzo, ani nawet nie czuł się zamulony jak jeszcze pięć minut temu, kiedy to rozważał czy wstać czy nie.
Kiedy tylko przekroczył próg Wielkiej Sali, momentalnie poczuł uderzające w niego wszelakie smakowite zapachy. Idąc do stołu należącego do jego domu zawinął jeden dyniowy pasztecik od Gryfonów, ku przeogromnemu niezadowoleniu drugoklasistów przy nim siedzących. W odpowiedzi pokazał im tylko język i usiadł na swoim ulubionym miejscu tak, żeby mieć oko na calusieńką salę. No bo przecież jako Sneddon zawsze musi mieć wszystko pod kontrolą i absolutnie nie może się dać w jakikolwiek sposób zaskoczyć.
Ciekaw był tylko co robi jego starszy braciszek. Chodzą do tej samej szkoły a widują się tak rzadko. Ciekawe co by na to powiedzieli ich rodzice. Matthew kochał brata, to pewne i Ryan był oczywiście jego najlepszym przyjacielem, ale jakimś cudem na korytarzach Hogwartu każde z nich zawsze chadzało własnymi, nie przecinającymi się, ścieżkami.
Ślizgon nalał sobie gorącej herbaty i kiedy upił pierwszy łyk od razu poczuł się o wiele lepiej. Oczy nie kleiły się mu już tak bardzo, ani nawet nie czuł się zamulony jak jeszcze pięć minut temu, kiedy to rozważał czy wstać czy nie.
Re: Wielka Sala
Wracając z treningu miała ochotę udusić każdego, dosłownie każdego. Nikt nie przeszedł obok niej bez nieprzychylnego spojrzenia, a gdyby była postacią z mugolskiej kreskówki to nad jej głową pojawiłaby się gradowa chmura. Zdecydowanie dzisiejszy dzień nie był "jej dniem". Znów mogła za to świętować Castellani którą chętnie Allen udusiłaby poduszką. Bo jak to jest, że ta mała czarna ma takie szczęście w grze? To wprost niestosowne. I na dodatek po szkole chodziła plotka, że zaręczyła się z tym całym Vulkodlakiem. Najwidoczniej to czcze pogłoski, skoro nijak nie odbiło się to na jej grze. A przecież powinno! Z plamami błota na kolanach starych, niebieskich dżinsów szła w stronę Wielkiej Sali wciąż w dłoni trzymając swoją miotłę. Teraz jedyne o czym marzyła to ciepły posiłek i równie ciepła kąpiel. Gdy weszła do ogromnego pomieszczenia od razu skierowała się w stronę swojego stałego miejsca. Na widok znajomego osobnika jej nastrój uległ kompletniej zmianie. Zamiast miny godnej rasowego mordercy stała się szczęśliwą dziewczyną której twarz rozświetlał szeroki, śnieżnobiały uśmiech. To nic, że jej rude włosy wyglądały jak kupka nieszczęścia związana gumką w kucyk. To nic, że bolały ją kolana. Czuła się teraz fantastycznie. Jak zwykle kiedy widywała Sneddona. Od razu zajęła miejsce obok niego sprzedając mu całusa prosto w usta.
- Cześć Matty! - rzuciła radośnie kładąc miotłę u swoich stóp, po czym zaczęła rozpinać swoje skórzane rękawiczki. Och, dojść miała boiska na najbliższy czas.
- Zawaliłam trening. - przyznała wyginając usta w podkówkę i odkładając swoje rękawice na miejsce obok siebie, żeby zaraz cicho westchnąć. Tylko jemu potrafiła przyznać się do jakiejkolwiek porażki. To właśnie czyniło go najbardziej wyjątkową osobą na całym świecie.
- Cześć Matty! - rzuciła radośnie kładąc miotłę u swoich stóp, po czym zaczęła rozpinać swoje skórzane rękawiczki. Och, dojść miała boiska na najbliższy czas.
- Zawaliłam trening. - przyznała wyginając usta w podkówkę i odkładając swoje rękawice na miejsce obok siebie, żeby zaraz cicho westchnąć. Tylko jemu potrafiła przyznać się do jakiejkolwiek porażki. To właśnie czyniło go najbardziej wyjątkową osobą na całym świecie.
Gwendoline AllenKlasa VI - Urodziny : 01/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Bristol, Anglia.
Krew : szlama.
Re: Wielka Sala
Tych rudzielcowatych włosów nie dało się po prostu nie zauważyć. Kiedy tylko Allen weszła do Wielkiej Sali od razu spojrzał w stronę wejścia, jak gdyby intuicyjnie poczuł, że jego dziewczyna właśnie wchodzi. Nie tylko on zawiesił na niej wzrok, jednak tylko on miał pełne prawo do tego żeby bezczelnie się w nią wpatrywać i rozbierać wzrokiem, reszta męskiej części sali robiła to nielegalnie. Ale robiła i choć Matthew czuł ukłucie zazdrości za każdym razem kiedy to zauważał, to jednak w środku rozpierała go duma, że Gwen chce być z nim i z nikim innym.
Uśmiech na jego twarzy zrobił się jeszcze większy kiedy usiadła obok niego. Odwzajemnił pocałunek, dał jej ciastko prosto do buzi po czym objął w pasie i przysunął głowę by powdychać jej zapach.
- Nie przejmuj się, dla mnie i tak zawsze będziesz najlepsza - powiedział zgodnie z prawdą.
Widział ile czasu poświęca na treningi, bo jest dziewczyną cholernie ambitną i chociaż kiedyś był na tyle głupi, żeby dać jej ultimatum, to na dzień dzisiejszy jego wyrozumiałość sięgnęła zenitu i zamiast kazać jej wybierać, wspierał ją w tym co kocha.
- Ja za to zawaliłem dzisiejszy dzień. Cały. Nie napisałem ani jednego eseju zadanego na weekend ani żadnego zadanego dzisiaj na jutro. Ślizgoni przez to już mają chyba z 20 punktów w plecy, ale nie bądź zła. Zaraz się biorę do roboty, miałem lekki kryzys, ale przyszłaś i już mi minął.
Uśmiech na jego twarzy zrobił się jeszcze większy kiedy usiadła obok niego. Odwzajemnił pocałunek, dał jej ciastko prosto do buzi po czym objął w pasie i przysunął głowę by powdychać jej zapach.
- Nie przejmuj się, dla mnie i tak zawsze będziesz najlepsza - powiedział zgodnie z prawdą.
Widział ile czasu poświęca na treningi, bo jest dziewczyną cholernie ambitną i chociaż kiedyś był na tyle głupi, żeby dać jej ultimatum, to na dzień dzisiejszy jego wyrozumiałość sięgnęła zenitu i zamiast kazać jej wybierać, wspierał ją w tym co kocha.
- Ja za to zawaliłem dzisiejszy dzień. Cały. Nie napisałem ani jednego eseju zadanego na weekend ani żadnego zadanego dzisiaj na jutro. Ślizgoni przez to już mają chyba z 20 punktów w plecy, ale nie bądź zła. Zaraz się biorę do roboty, miałem lekki kryzys, ale przyszłaś i już mi minął.
Re: Wielka Sala
Ostentacyjnie olewała spojrzenia kierowane jej przez małych amatorów podrywu idąc przed siebie spokojnym krokiem. Przywykła już do każdego rodzaju spojrzeń od zawistnych przez smutne po te pełne zazdrości, a i te które ją rozbierały nie były jej obce. Burza hormonów panujących w mało imponujących chłopięcych ciałach może i chciałaby ją pochłonąć, ale ona kompletnie nie była zainteresowana całą tą masą. Była zainteresowana jedynie niejakim Matthewem Sneddonem, który mimo tego samego domu należał do kompletnie innego świata, a ona mimo wszystko dałaby sobie wyciąć nerkę jeśli tylko chłopak by tego potrzebował. Przegryzła ciastko które wetknął jej do ust, po czym uśmiechnęła się do niego ciepło opierając policzek o jego ciepłe ramię. On zawsze taki był. Ciepły, kochany i niezwykle mądry.
- Wiem. - stwierdziła wydymając dumnie wargi, żeby zaraz sprzedać mu całusa w policzek. Uwielbiała tego człowieka, naprawdę. Prawdopodobnie dlatego, że z nią wytrzymywał, a przy tym pozwalał się jej kochać. A ona uwielbiała go kochać. To było takie proste, niewymagające żadnego wysiłku i wprost naturalne. I był wyrozumiały jak nikt inny, kiedy podczas gorączki przedmeczowej zostawiała go samemu sobie całkowicie oddając się swojej miotle. Słysząc relację z jego dnia na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech.
- Och, panie Sneddon! Jak mógł się pan dopuścić takiego wielkiego niedopatrzenia?! Slytherin traci cenne punkty podczas gdy pan, czysty i wykąpany jada tu sobie jakieś kolacyjki! - w jej głosie słychać było jawne rozbawienie, a zaraz wyciągnęła dłoń i zanurzyła ją w jego gęstych, ciemnych włosach tarmosząc jego czuprynę z cichym, dziewczęcym chichotem.
- Matty... śmierdzę. - wymamrotała w ramach przypomnienia sięgając po talerzyk z jajecznicą, którą mogłaby jeść o każdej porze dnia i nocy.
- Więc co robiłeś cały dzień? Obijałeś się? - zapytała, a jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. To takie do niego niepodobne!
- Wiem. - stwierdziła wydymając dumnie wargi, żeby zaraz sprzedać mu całusa w policzek. Uwielbiała tego człowieka, naprawdę. Prawdopodobnie dlatego, że z nią wytrzymywał, a przy tym pozwalał się jej kochać. A ona uwielbiała go kochać. To było takie proste, niewymagające żadnego wysiłku i wprost naturalne. I był wyrozumiały jak nikt inny, kiedy podczas gorączki przedmeczowej zostawiała go samemu sobie całkowicie oddając się swojej miotle. Słysząc relację z jego dnia na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech.
- Och, panie Sneddon! Jak mógł się pan dopuścić takiego wielkiego niedopatrzenia?! Slytherin traci cenne punkty podczas gdy pan, czysty i wykąpany jada tu sobie jakieś kolacyjki! - w jej głosie słychać było jawne rozbawienie, a zaraz wyciągnęła dłoń i zanurzyła ją w jego gęstych, ciemnych włosach tarmosząc jego czuprynę z cichym, dziewczęcym chichotem.
- Matty... śmierdzę. - wymamrotała w ramach przypomnienia sięgając po talerzyk z jajecznicą, którą mogłaby jeść o każdej porze dnia i nocy.
- Więc co robiłeś cały dzień? Obijałeś się? - zapytała, a jedna z jej brwi powędrowała nieco wyżej. To takie do niego niepodobne!
Gwendoline AllenKlasa VI - Urodziny : 01/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Bristol, Anglia.
Krew : szlama.
Re: Wielka Sala
Od dawna zadawał sobie pytanie, jak będąc tak od siebie różni tak bardzo do siebie pasowali. Uzupełniali się pod każdym względem, Matthew zauważał to na każdym kroku. To chyba dobrze nie? To chyba oznacza, że dobrali się idealnie, prawda?
- Dobrze wiesz, że ja uwielbiam twoje smrodki - powiedział chcąc się z nią trochę podrażnić. - Właśnie szczerze mówiąc poleciałem na ten smrodek. Od dawna chciałem ci się do tego przyznać, że to wcale nie zasługa twojej urody ani żadna tam inteligencja. - Mówiąc to zaśmiewał się ironicznie, a gdy skończył sprzedał dziewczynie soczystego i mokrego buziaka prosto w sam środek policzka, jeszcze trochę umorusanego. Dla niego była najpiękniejsza. Nawet kiedy według samej siebie wyglądała jak siedem nieszczęść.
Pamiętał, że kiedy ją poznał, długo nie mógł w nocy zasnąć zastanawiając się jak tu podejść ją na tyle, żeby sama przekonała się, że to jest właśnie chłopak jej życia i żeby sama chciała się z nim umawiać. Allen nie była jedną z tych piszczących lasek spod parapetu, lub sterczących zawsze pod drzwiami toalety które zawsze chadzają wszędzie grupkami i plotkują o każdym po kolei. Strasznie mu się to spodobało. Nie chciała na siłę się przed nim pokazać, nie popisywała się. Czasami wręcz była nieznośna i irytująca i za to wlaśnie Sneddon tak bardzo ją pokochał, za to że była sobą.
- Mam plan. Dam ci trochę czasu, na ogarnięcie się, a ja sobie tu zjem spokojnie do końca. Za pół godziny widzimy się przy wrotach. Masz ochotę trochę ponaginać regulamin? Cos czuję, że dziś jest do tego idealny dzień. No chyba, że jesteś zbyt zmęczona po treningu i chcesz bardzo odpocząć to wtedy w pokoju wspólnym mogę zafundować Ci skromny masaż. Wybieraj.
- Dobrze wiesz, że ja uwielbiam twoje smrodki - powiedział chcąc się z nią trochę podrażnić. - Właśnie szczerze mówiąc poleciałem na ten smrodek. Od dawna chciałem ci się do tego przyznać, że to wcale nie zasługa twojej urody ani żadna tam inteligencja. - Mówiąc to zaśmiewał się ironicznie, a gdy skończył sprzedał dziewczynie soczystego i mokrego buziaka prosto w sam środek policzka, jeszcze trochę umorusanego. Dla niego była najpiękniejsza. Nawet kiedy według samej siebie wyglądała jak siedem nieszczęść.
Pamiętał, że kiedy ją poznał, długo nie mógł w nocy zasnąć zastanawiając się jak tu podejść ją na tyle, żeby sama przekonała się, że to jest właśnie chłopak jej życia i żeby sama chciała się z nim umawiać. Allen nie była jedną z tych piszczących lasek spod parapetu, lub sterczących zawsze pod drzwiami toalety które zawsze chadzają wszędzie grupkami i plotkują o każdym po kolei. Strasznie mu się to spodobało. Nie chciała na siłę się przed nim pokazać, nie popisywała się. Czasami wręcz była nieznośna i irytująca i za to wlaśnie Sneddon tak bardzo ją pokochał, za to że była sobą.
- Mam plan. Dam ci trochę czasu, na ogarnięcie się, a ja sobie tu zjem spokojnie do końca. Za pół godziny widzimy się przy wrotach. Masz ochotę trochę ponaginać regulamin? Cos czuję, że dziś jest do tego idealny dzień. No chyba, że jesteś zbyt zmęczona po treningu i chcesz bardzo odpocząć to wtedy w pokoju wspólnym mogę zafundować Ci skromny masaż. Wybieraj.
Re: Wielka Sala
Powoli jadła jajecznicę między kolejnymi kęsami uśmiechając się głupiutko. Jego żarty na temat jej zapachu zbytnio ją nie bawiły, bo miała wrażenie, że teraz pachnie jak sto dwadzieścia osiem i pół nieszczęścia. Zapach potu wymieszany z zapachem dezodorantu który podobno miał być antyperspirantem i błoto wymieszane z trawą na dżinsach nie pachną rewelacyjnie. To wprost wbrew naturze. Wyczuwała jednak w jego głosie sporą dozę ironii i to jedynie utrzymywało ją w przekonaniu, że dzisiaj nikt nie spuścił go ze schodów i że w głowie wszystko powinien mieć dobrze poukładane. Czując jego ślinę na swoim policzku wyciągnęła rękaw bluzy i ostentacyjnie wytarła twarz.
- Jesteś o-kro-pny Sneddon. - mruknęła przegryzając jajko kawałkiem chleba po czym wróciła do jedzenia jajecznicy. Kiedy już skończyła z jego ust padła propozycja. Z jednej strony cholernie kusząca wizja zobaczyć jak pan Idealny łamie regulamin, a z drugiej nie miała ochotę na nic. Wydęła wargi, a szala w jej głowie przeważała raz na jedną raz na drugą stronę.
- A możemy połamać regulamin jutro? - zapytała ze słyszalną nadzieją w głosie spoglądając na niego swoimi soczystozielonymi tęczówkami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Prawdę mówiąc padam na twarz i najchętniej wzięłabym prysznic i się położyła. Gdziekolwiek. Strasznie mnie bolą plecy. - przyznała szczerze wyginając wargi w podkówkę. Dopiero teraz poczuła jak bardzo chce jej się pić, więc napełniła swój kubeczek sokiem dyniowym i opróżniła go niemalże za pierwszym podejściem. Zero kobiecej gracji i elegancji, całkowite zero. Allen była idealnym przykładem chłopaczycy.
- I nie powiedziałeś mi co dzisiaj robiłeś! - przypomniała mu celując w niego palcem wskazującym, który teraz przybrał rolę palca-oskarżyciela.
- Jesteś o-kro-pny Sneddon. - mruknęła przegryzając jajko kawałkiem chleba po czym wróciła do jedzenia jajecznicy. Kiedy już skończyła z jego ust padła propozycja. Z jednej strony cholernie kusząca wizja zobaczyć jak pan Idealny łamie regulamin, a z drugiej nie miała ochotę na nic. Wydęła wargi, a szala w jej głowie przeważała raz na jedną raz na drugą stronę.
- A możemy połamać regulamin jutro? - zapytała ze słyszalną nadzieją w głosie spoglądając na niego swoimi soczystozielonymi tęczówkami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Prawdę mówiąc padam na twarz i najchętniej wzięłabym prysznic i się położyła. Gdziekolwiek. Strasznie mnie bolą plecy. - przyznała szczerze wyginając wargi w podkówkę. Dopiero teraz poczuła jak bardzo chce jej się pić, więc napełniła swój kubeczek sokiem dyniowym i opróżniła go niemalże za pierwszym podejściem. Zero kobiecej gracji i elegancji, całkowite zero. Allen była idealnym przykładem chłopaczycy.
- I nie powiedziałeś mi co dzisiaj robiłeś! - przypomniała mu celując w niego palcem wskazującym, który teraz przybrał rolę palca-oskarżyciela.
Gwendoline AllenKlasa VI - Urodziny : 01/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Bristol, Anglia.
Krew : szlama.
Re: Wielka Sala
Co dziś robił? Robił dziś wiele rzeczy, tylko, że żadna z nich praktycznie nie była na tyle ważna, żeby o niej pamiętać a już w ogóle opowiadać. Ale coś musiał Gwen powiedzieć, bo jeszcze pomyśli sobie, że chłopak coś chce przed nią ukryć, albo jakieś inne durne rzeczy jej przyjdą do głowy.
- Byłem na zajęciach, ale one tak strasznie mnie zmęczyły, że musiałem się położyć. To życie jest takie ciężkie i wyczerpujące. Ale widzisz, w duszy doskonale wiedziałem w której chwili skończysz trening i się tu zjawisz. Intuicja. Niektórzy faceci też ją mają.
Przyglądał się jak wciąga jajecznicę. Musiała być naprawdę potwornie głodna bo znikała z jej talerza w zatrważająco szybkim tempie. Nawet miał ochotę jej trochę poprzeszkadzać ale powstrzymał się bo dziewczyna nie mogła na to pozytywnie zareagować kiedy miała pusty żołądek. Takie zabawy zostawi sobie na później, kiedy będą oboje w dobrym nastroju, w innych okolicznościach, i ogólnie...
Kiedy odrzuciła jego pierwszą propozycję wydął wargi jak dziecko.
- No trudno. Niech będzie innym razem. Ale pamiętaj, że niespodzianka będzie cały czas czekać i kiedy nabierzesz ochoty, daj znać.
Wzruszył ramionami i dodał:
- A tymczasem ja poczekam na Ciebie w pokoju wspólnym w naszych lochach a ze mną moje ręce które leczą - uśmiechnął się i prostując ręce przed sobą nastawił sobie wszystkie stawy tak, że ich chrupanie słyszeli nawet puchoni przy swoim stole.
- Dziesięć minut intensywnego masażu i poczujesz się jak w raju. Co tam, nawet raj przy tym to pikuś. Wygonimy gówniarzy do swoich dormitoriów i będziemy tylko sami...
- Byłem na zajęciach, ale one tak strasznie mnie zmęczyły, że musiałem się położyć. To życie jest takie ciężkie i wyczerpujące. Ale widzisz, w duszy doskonale wiedziałem w której chwili skończysz trening i się tu zjawisz. Intuicja. Niektórzy faceci też ją mają.
Przyglądał się jak wciąga jajecznicę. Musiała być naprawdę potwornie głodna bo znikała z jej talerza w zatrważająco szybkim tempie. Nawet miał ochotę jej trochę poprzeszkadzać ale powstrzymał się bo dziewczyna nie mogła na to pozytywnie zareagować kiedy miała pusty żołądek. Takie zabawy zostawi sobie na później, kiedy będą oboje w dobrym nastroju, w innych okolicznościach, i ogólnie...
Kiedy odrzuciła jego pierwszą propozycję wydął wargi jak dziecko.
- No trudno. Niech będzie innym razem. Ale pamiętaj, że niespodzianka będzie cały czas czekać i kiedy nabierzesz ochoty, daj znać.
Wzruszył ramionami i dodał:
- A tymczasem ja poczekam na Ciebie w pokoju wspólnym w naszych lochach a ze mną moje ręce które leczą - uśmiechnął się i prostując ręce przed sobą nastawił sobie wszystkie stawy tak, że ich chrupanie słyszeli nawet puchoni przy swoim stole.
- Dziesięć minut intensywnego masażu i poczujesz się jak w raju. Co tam, nawet raj przy tym to pikuś. Wygonimy gówniarzy do swoich dormitoriów i będziemy tylko sami...
Re: Wielka Sala
Jego odpowiedź w pełni ją usatysfakcjonowała. Był na zajęciach, a to oznacza tylko jedno: nie zachorował na jakąś nieznaną ludzkości chorobę i wciąż był Matthewem Sneddonem, który jakimś cudem uchował się przed nie-zostaniem prefektem, więc tym samym nie był wystawiony na świecznik mogąc sobie robić co tylko mu się podoba. I dobrze.
- Tylko ty wiesz jak z niej korzystać. - zauważyła z ciepłym uśmiechem, po czym dolała sobie soku. Jej brzuch wciąż nie był zapełniony tak jakby sobie tego życzyła. Ostatnio miała drobne problemy z posiłkami... zapominała o nich. Dlatego na kolację zamiast zalecanego przez dietetyków i różnych znawców luźnego "czegoś" ona była w stanie zjeść konia z kopytami lub jajecznicę z dziesięciu jaj. Dzisiaj zdecydowała się na opcję jajecznica. Przyłożyła kontrolnie dłoń do swojego brzucha patrząc łakomie na żółtą ciapę. Zjeść jeszcze czy sobie darować? Jedz, bo rano będziesz głodna. O tak, rano będzie głodna. A przecież nie wstanie wcześniej żeby iść na śniadanie. O nie. Będzie spała do ostatniej minuty rozkoszując się tym.
- Tu nie chodzi o ochotę, bo mam ochotę! Ale nie mam siły... - tym razem to ona wygięła wargi w podkówkę, a dolna warga wyszła nieco do przodu. Niestety, ale takie były brutalne realia. Robiła wszystko co mogła, żeby Slytherin wygrał i żeby zabłysnąć jaśniej od panny Castellani. Druga opcja o wiele bardziej przypadła jej do gustu. Odgłos trzasku kości najpierw wywołał u niej skrzywienie, a potem cichy chichot. Doszła też do wniosku, że zje jeszcze trochę, więc nakładając sobie jeszcze trochę jajeczniczki wciąż uśmiechała się promiennie.
- Wprost nie mogę się doczekać, Sneddon - sprzedała mu całusa w policzek zanim zaczęła w zastraszająco szybkim tempie pochłaniać resztę swojego śniadanio-obiado-kolacji. Popiła wszystko jeszcze sokiem dyniowym po czym wstała wycierając dłonie w dżins.
- Więc chodźmy. - rzuciła radośnie łapiąc w jedną dłoń swoją miotłę, a w drugą dłoń czyściutkiego Ślizgona.
//pisz w pokoju wspólnym jak chcesz (;
- Tylko ty wiesz jak z niej korzystać. - zauważyła z ciepłym uśmiechem, po czym dolała sobie soku. Jej brzuch wciąż nie był zapełniony tak jakby sobie tego życzyła. Ostatnio miała drobne problemy z posiłkami... zapominała o nich. Dlatego na kolację zamiast zalecanego przez dietetyków i różnych znawców luźnego "czegoś" ona była w stanie zjeść konia z kopytami lub jajecznicę z dziesięciu jaj. Dzisiaj zdecydowała się na opcję jajecznica. Przyłożyła kontrolnie dłoń do swojego brzucha patrząc łakomie na żółtą ciapę. Zjeść jeszcze czy sobie darować? Jedz, bo rano będziesz głodna. O tak, rano będzie głodna. A przecież nie wstanie wcześniej żeby iść na śniadanie. O nie. Będzie spała do ostatniej minuty rozkoszując się tym.
- Tu nie chodzi o ochotę, bo mam ochotę! Ale nie mam siły... - tym razem to ona wygięła wargi w podkówkę, a dolna warga wyszła nieco do przodu. Niestety, ale takie były brutalne realia. Robiła wszystko co mogła, żeby Slytherin wygrał i żeby zabłysnąć jaśniej od panny Castellani. Druga opcja o wiele bardziej przypadła jej do gustu. Odgłos trzasku kości najpierw wywołał u niej skrzywienie, a potem cichy chichot. Doszła też do wniosku, że zje jeszcze trochę, więc nakładając sobie jeszcze trochę jajeczniczki wciąż uśmiechała się promiennie.
- Wprost nie mogę się doczekać, Sneddon - sprzedała mu całusa w policzek zanim zaczęła w zastraszająco szybkim tempie pochłaniać resztę swojego śniadanio-obiado-kolacji. Popiła wszystko jeszcze sokiem dyniowym po czym wstała wycierając dłonie w dżins.
- Więc chodźmy. - rzuciła radośnie łapiąc w jedną dłoń swoją miotłę, a w drugą dłoń czyściutkiego Ślizgona.
//pisz w pokoju wspólnym jak chcesz (;
Gwendoline AllenKlasa VI - Urodziny : 01/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Bristol, Anglia.
Krew : szlama.
Re: Wielka Sala
- Mon Dieu, co za szpetne malunki - Leanne bacznie przyglądała się karykaturom wymalowanym odblaskowym mazakiem tuż na krańcu stołu Gryfonów. Wielka Sala praktycznie świeciła pustkami, lecz nie przeszkadzało to nadrabiającej szkolne zaległości Chatier. Dziewczę podwinęło rękawy białej koszuli stanowiącej część umundurowania, by chwilę później wysunąć różdżkę z włosów upiętych dzięki magicznemu drewienku w kok. Niedbałe upięcie rozsypało się przy delikatnym ruchu dłoni, jasne włosy opadły niedbale na ramiona, a kilka kosmyków przysłoniło szare ślepia. Dziewczyna uśmiechnęła się jakby do siebie, celując różdżką w malunek. Niezmywalny marker, tak jak myślała nie był trwały na tyle, by wytrzymać jej zaklęcie. Prędko wymazała szkaradne rysunki, by z chwilę później z radością cieszyć się gładkim, czystym blatem stołu. Pierwszoklasiści mięli coraz słabsze pomysły, jeżeli chodziło o uprzykrzanie życia skrzatom, nauczycielom i właściwie komu się da. Choć właściwie nigdy nie świeciła przykładem, raziły ją takie oznaki młodocianego wandalizmu. Jej wrodzona wrażliwość na piękno działała w dwie strony. I Chatier choć sobie ją ceniła, czasem miewała jej dosyć, jak teraz. Ciche westchnienie dobyło się z jej ust, kiedy szare tęczówki powróciły do szkolnego podręcznika. Godziny obijania się i spania nie służyły dobrym wynikom na Owutemach, które zbliżały się wielkimi krokami zasmarkanego trolla. No to teraz masz Leanne.
Re: Wielka Sala
A gdzieżby taki Freddie siedział teraz nad książkami. Cały dzień szlajał się i stękał, że muszą wkuwać nudne terminy, zamiast korzystać ze słońca, dopóki jest, bo potem znowu dopadnie ich deszcz i żadnego pożytku z tego nie będzie. Kiedy wyszli z sali, kilka kroków później wyleciał jak z procy do dormitorium, by się ściągnąć górną część mundurku i założyć ulubiony t-shirt z wielkim łbem lwa na klatce piersiowej. I prawie się się wywalił po drodze, mijając głupi zakręt. ADHD jak nic. Pogoda działała na niego zdecydowanie za bardzo.
Odetchnął dopiero, gdy pospacerował sobie po błoniach, wdychając swieże powietrze. Wrócił jednak do zamku, kręcać się po wszystkich dostępnych korytarzach, w poszukiwaniu znajomego towarzystwa, coby pogadać o niczym, porozrabiać jak zawsze, i zachowywać się podobnie do niegrzecznych dzieci. Parę mijających go osób, obrzuciło go tym charakterystycznym, morderczym wzrokiem, ostrzegając, że jeżeli podejdzie, to dostanie z pewnością wciry. Szkoda tylko, że na głos jakoś tego wymówić nie miały ochoty. Chętnie by się po chichrał i naładował baterie na jutro. W wielkiej sali nie spodziewał się nikogo, niedługo święta czy coś, w sumie piątek i wyjazdów się namnaża, nie mogą się już doczekać spotkania z rodzicami, rodzeństwem.. haha, a Kingsley miał własną familię w głębokim poważaniu.
Przygryzając jabłko, usiadł naprzeciwko gryfonki z ciekawością się przyglądając, co czyta, no i właściwie czemu po raz pierwszy ją widzi, skoro czerwoni raczej.. na ogół.. większość z nich.. się znają.
- Do czego tam się meczysz? Zaraz zaśniesz, widziałem!
Odetchnął dopiero, gdy pospacerował sobie po błoniach, wdychając swieże powietrze. Wrócił jednak do zamku, kręcać się po wszystkich dostępnych korytarzach, w poszukiwaniu znajomego towarzystwa, coby pogadać o niczym, porozrabiać jak zawsze, i zachowywać się podobnie do niegrzecznych dzieci. Parę mijających go osób, obrzuciło go tym charakterystycznym, morderczym wzrokiem, ostrzegając, że jeżeli podejdzie, to dostanie z pewnością wciry. Szkoda tylko, że na głos jakoś tego wymówić nie miały ochoty. Chętnie by się po chichrał i naładował baterie na jutro. W wielkiej sali nie spodziewał się nikogo, niedługo święta czy coś, w sumie piątek i wyjazdów się namnaża, nie mogą się już doczekać spotkania z rodzicami, rodzeństwem.. haha, a Kingsley miał własną familię w głębokim poważaniu.
Przygryzając jabłko, usiadł naprzeciwko gryfonki z ciekawością się przyglądając, co czyta, no i właściwie czemu po raz pierwszy ją widzi, skoro czerwoni raczej.. na ogół.. większość z nich.. się znają.
- Do czego tam się meczysz? Zaraz zaśniesz, widziałem!
Freddie KingsleyKlasa VI - Urodziny : 23/06/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Leanne czyniła podobnie co jej gryfoński kolega, który to tak nagle się przed nią zjawił. Czyniła to nawet przez dłuższy czas, aż do momentu kiedy na jej biurku pojawił się wyjątkowo długi wyjec. Uwaga, miał zęby, a nawet dużo zębów, ostrych. Prezent na święta od ojca. I mamy właściwie też, ale ta rudowłosa kobiecina nie była aż tak wredna jak by wskazywał jej kolor włosów, żeby tak perfidnie popsuć dziecku święta. Ostatnimi czasy biedulka Lea w swym własnym domu była niczym Persona non grata, ale właściwie czemu się dziwić? Na święta do domu nie wracała, a w akacje spędzała tam najwyżej tydzień, i to z bólem. To tyle jeśli chodzi o relacje rodzinne.
Jej nędzne przemyślenia o Historii Magii, a właściwiej to o Wulfryku Złośliwym włącznie z bandą grubych krasnoludów czyli poważnej obstawy, przerwało pojawienie się nieznajomego młodzieńca. Pomimo swej zacnej pamięci, Chatier ze smutkiem musiała przyznać, iż owego jegomościa nie zna choćby i z widzenia. A to ci pech.
- Historia Magii, ten kretyn Wulfryk Złośliwy, skurczybyk jakich mało - o ile chłopak pochodził z kraju anglojęzycznego, a jego spostrzegawczość była na nieco ponad przeciętnym poziomie, wychwyciłby charakterystyczne zaciąganie końcówek wyrazów, ot mała cząstka dawnego akcentu. Dziewczyna westchnęła ciężko, posyłając podręcznikowi mordercze spojrzenie, by następnie zatrzasnąć księgę z niemałym hukiem.
- Mówiłeś coś o spaniu? Czyżbyś oferował się jako darmową poduszkę? Mogłabym Cię przetransmutować, ale obawiam się, że nie wróciłbyś do swojej poprzedniej postaci, więc zastanów się poważnie. - Czyżby entuzjazm powoli wracał, gdy podręczniki leżały w odległości większej niż trzydzieści centymetrów? Całkiem interesująca teoria, darujmy sobie jednak jej udowadnianie.
Jej nędzne przemyślenia o Historii Magii, a właściwiej to o Wulfryku Złośliwym włącznie z bandą grubych krasnoludów czyli poważnej obstawy, przerwało pojawienie się nieznajomego młodzieńca. Pomimo swej zacnej pamięci, Chatier ze smutkiem musiała przyznać, iż owego jegomościa nie zna choćby i z widzenia. A to ci pech.
- Historia Magii, ten kretyn Wulfryk Złośliwy, skurczybyk jakich mało - o ile chłopak pochodził z kraju anglojęzycznego, a jego spostrzegawczość była na nieco ponad przeciętnym poziomie, wychwyciłby charakterystyczne zaciąganie końcówek wyrazów, ot mała cząstka dawnego akcentu. Dziewczyna westchnęła ciężko, posyłając podręcznikowi mordercze spojrzenie, by następnie zatrzasnąć księgę z niemałym hukiem.
- Mówiłeś coś o spaniu? Czyżbyś oferował się jako darmową poduszkę? Mogłabym Cię przetransmutować, ale obawiam się, że nie wróciłbyś do swojej poprzedniej postaci, więc zastanów się poważnie. - Czyżby entuzjazm powoli wracał, gdy podręczniki leżały w odległości większej niż trzydzieści centymetrów? Całkiem interesująca teoria, darujmy sobie jednak jej udowadnianie.
Re: Wielka Sala
O Boże.
Jego przygody z historią magii to same przykrości, o których lepiej woli nie wspominać, bo jeżeli wtrącają się do twojej nauki rodzice, którzy z kolei wolą porządnie się nad tobą poznęcać w tym temacie i wyszkolić na normalnego człowieka z nudnymi zainteresowaniami, to wiedz, że jesteś w dupie i się z tego nie wywiniesz. Nawet siłą, przecież próbował tyle razy i słownie, i bawiąc się w książkowego buntownika, złoczyńcę i czarną owcę rodziny. Nic nie pomogło. Uraz do przedmiotu pozostał. Dlatego w chwili kiedy dziewczyna napomknęła informację o Wulfryku złośliwym, definitywnie oderwał się od zajadania jabłka i zmarszczył brwi. Najchętniej rzucił by owoc gdzieś w stronę okna, by wyrazić sfrustrowanie. Czemu fajni ludzie czytają nudne książki, serio. Przełożył żarcie do jednej, lewej ręki i wyciągnął rękę przed siebie, by zamknąć wolumin chociaż na ten moment, gdzie z nim rozmawia, ale no cóż, zrobiła to szybciej i sprawniej, niż on. Podsumował to uśmiechem, zostawiając w tyle te wszystkie dramaty dotyczące egzaminów w Hogwarcie, bo troszkę główka bolała od myślenia ponad przeciętnie. Zapowiada się miło.
- Hola hola, nie daję się zmieniać byle komu! Musisz przejść, yyy.. super tajny, ciężki i tygodniowy test sprawdzający. Potem się zobaczy, czy się nadajesz, ja nie taka pierwsza lepsza z Ikei. - To ostatnie mu się udało. Sam parsknął śmiechem i spojrzał uważniej na dziewczę, doszukując się jakiś wskazówek dotyczących pochodzenia, bo angielską panią jej nazwać nie mógł. Mimo, że pewnie starał się za dużo nie płatać figli z językiem, jako domniemany angol zauważył oczywiście różnicę w wymowie. Dobrze, że nie przyznał na głos, że to było słodkie. Jaką by cegłę spalił.
- Chyba, że mi zapłacisz, to najwyżej posłużę ramieniem! Zobaczysz, daje taki sam efekt, no i ładniej pachnę, niż obśliniona poduszka.
Jego przygody z historią magii to same przykrości, o których lepiej woli nie wspominać, bo jeżeli wtrącają się do twojej nauki rodzice, którzy z kolei wolą porządnie się nad tobą poznęcać w tym temacie i wyszkolić na normalnego człowieka z nudnymi zainteresowaniami, to wiedz, że jesteś w dupie i się z tego nie wywiniesz. Nawet siłą, przecież próbował tyle razy i słownie, i bawiąc się w książkowego buntownika, złoczyńcę i czarną owcę rodziny. Nic nie pomogło. Uraz do przedmiotu pozostał. Dlatego w chwili kiedy dziewczyna napomknęła informację o Wulfryku złośliwym, definitywnie oderwał się od zajadania jabłka i zmarszczył brwi. Najchętniej rzucił by owoc gdzieś w stronę okna, by wyrazić sfrustrowanie. Czemu fajni ludzie czytają nudne książki, serio. Przełożył żarcie do jednej, lewej ręki i wyciągnął rękę przed siebie, by zamknąć wolumin chociaż na ten moment, gdzie z nim rozmawia, ale no cóż, zrobiła to szybciej i sprawniej, niż on. Podsumował to uśmiechem, zostawiając w tyle te wszystkie dramaty dotyczące egzaminów w Hogwarcie, bo troszkę główka bolała od myślenia ponad przeciętnie. Zapowiada się miło.
- Hola hola, nie daję się zmieniać byle komu! Musisz przejść, yyy.. super tajny, ciężki i tygodniowy test sprawdzający. Potem się zobaczy, czy się nadajesz, ja nie taka pierwsza lepsza z Ikei. - To ostatnie mu się udało. Sam parsknął śmiechem i spojrzał uważniej na dziewczę, doszukując się jakiś wskazówek dotyczących pochodzenia, bo angielską panią jej nazwać nie mógł. Mimo, że pewnie starał się za dużo nie płatać figli z językiem, jako domniemany angol zauważył oczywiście różnicę w wymowie. Dobrze, że nie przyznał na głos, że to było słodkie. Jaką by cegłę spalił.
- Chyba, że mi zapłacisz, to najwyżej posłużę ramieniem! Zobaczysz, daje taki sam efekt, no i ładniej pachnę, niż obśliniona poduszka.
Freddie KingsleyKlasa VI - Urodziny : 23/06/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Biedne życie dzieci, których rodzice mają wyższe ambicje niźli oni, naprawdę biedne. Lea miała kiedyś pomysł, żeby zostać uzdrowicielem ku lecz zmierzyła swój zapał z rzeczywistością. I przegrała, lądując boleśnie na tyłku i to wcale nie aż tak kościstym jakby można było przypuszczać. Bolesny to był upadek, doprawdy, lecz rodzicom owej niewiasty pomysł bardzo się spodobał. Stąd też całe to gnębienie, karalne groźby i inne dyrdymały. Już do tego przywykła, a dla świętego spokoju przynajmniej poudaje, że coś robi.
- Tygodniowy? Na Merlina, ja za pięć minut zasnę! - Sarknęła, wykrzywiając usta w smutnym nad wyraz grymasie, zmrużyła przy tym oczy w wyjątkowo teatralny sposób - Ikea? Co to u licha jest Ikea? - Jej brwi powędrowały ku górze, gdy usłyszała tę nieznajomą nazwę. Wyraźnie się ożywiła, powstając niczym feniks z niecnego stanu stagnacji. Dziewczę oparło się policzkiem o chłodny blat stołu, szukając pocieszenia w dębowym stoliku.
- Mam knuta, chcesz? - Wymamrotała niewyraźnie, bo nie dość, że z tym swoim francuskim zaciąganiem, to z jednym policzkiem całkowicie spłaszczonym. Po chwili przysunęła do siebie opasły wolumin, by to na nim ułożyć swą bladą twarzyczkę. - To znaczy nie, żebyś był wart tak mało, to znaczy jako poduszka jesteś, ale tak naprawdę to nie - Kolejna niewyraźna wypowiedz padła z ust Francuzki. Co ta nauka robi z ludźmi. Dziewczyna westchnęła ponownie, równie ciężko co wcześniej, po czym usiadła normalnie, prosto i ładnie jak powinna każda, szanująca się białogłowa. Kolega o nieznanym jej imieniu, przyjrzawszy jej się bardziej z pewnością dostrzegł tę arogancką francuskość w grymasie jej pomalowanych czerwoną szminką ust, piegach na zadartym nosie a nawet w kapeluszu leżącym nieopodal piętrzących się ksiąg. Co za niefart, mogła już wydawać się całkiem normalna.
- Tygodniowy? Na Merlina, ja za pięć minut zasnę! - Sarknęła, wykrzywiając usta w smutnym nad wyraz grymasie, zmrużyła przy tym oczy w wyjątkowo teatralny sposób - Ikea? Co to u licha jest Ikea? - Jej brwi powędrowały ku górze, gdy usłyszała tę nieznajomą nazwę. Wyraźnie się ożywiła, powstając niczym feniks z niecnego stanu stagnacji. Dziewczę oparło się policzkiem o chłodny blat stołu, szukając pocieszenia w dębowym stoliku.
- Mam knuta, chcesz? - Wymamrotała niewyraźnie, bo nie dość, że z tym swoim francuskim zaciąganiem, to z jednym policzkiem całkowicie spłaszczonym. Po chwili przysunęła do siebie opasły wolumin, by to na nim ułożyć swą bladą twarzyczkę. - To znaczy nie, żebyś był wart tak mało, to znaczy jako poduszka jesteś, ale tak naprawdę to nie - Kolejna niewyraźna wypowiedz padła z ust Francuzki. Co ta nauka robi z ludźmi. Dziewczyna westchnęła ponownie, równie ciężko co wcześniej, po czym usiadła normalnie, prosto i ładnie jak powinna każda, szanująca się białogłowa. Kolega o nieznanym jej imieniu, przyjrzawszy jej się bardziej z pewnością dostrzegł tę arogancką francuskość w grymasie jej pomalowanych czerwoną szminką ust, piegach na zadartym nosie a nawet w kapeluszu leżącym nieopodal piętrzących się ksiąg. Co za niefart, mogła już wydawać się całkiem normalna.
Re: Wielka Sala
I masz ci los.
Freddie zatrzymał na dłużej wzrok na gryfonce, próbując nie wybuchnąć na nowo śmiechem. Jak jej wytłumaczyć co to Ikea? Przecież Kingsley to fan mugolskich wynalazków, świata normalnego egzystowania, rzeczy bez magii(trudno uwierzyć, co nie?, powinien się nie przyznawać do czystej krwi i paradować dumnie i oficjalnie jako pół na pół, albo wcale), a telefon i komputer już w ogóle traktuje w wolne od szkoły dni jak ulubione zabawki i bez żadnych ceregieli używa sobie ile wlezie. To nie tak, że bawił go sposób, w jaki uroczo gubiła się w swoich wypowiedziach, bo ledwo, co wyrażał zdanie na temat uczniów z innych kraju. Nie był rasistą i nie sądził, że kiedykolwiek nim zostanie, nawet gdy na starość nikogo do tych mało filozoficznych i życiowych rozmów nie będzie posiadał. Akt desperacji go nie dotyczył, ponieważ zapewniał się i powtarzał każdego dnia przed zaśnięciem, że uda się wreszcie znaleźć kogoś ciekawego do stworzenia długotrwałego związku, przynajmniej więcej niż miesiąc. Z cichym westchnięciem ułożył głowę na blacie, naśladując dziewczynę, ale z drugiej strony, by wygodnie ją móc obserwować. Idealna pozycja do spania, rzeczywiście. Po co przyniosła ze sobą książki, skoro wiedziała, że i tak brakuje chęci i dobrej woli? Baby i ich niedecydowanie. Miał prawo ich nie rozumieć, ale wolał wiedział, że lepiej zapobiegać, aniżeli odczuwać nie zawsze spodziewane efekty, skutki, whatever. Kuzynki w każdym razie nie narzekały na jego obecność, więc ona też nie powinna.
- Założę, że tego pytania nie słyszałem. Ach... to sklep z meblami i podobnymi gówienkami, w ostatnie wakacje byłem tam ze znajomymi i narobiliśmy hałasu, rozpoczynając wojnę właśnie na poduszki. Dużo piór, sprzątania.. żałowałem, że nie można używać różdżki poza szkołą. Hala z łóżkami wyglądała jak kurnik po wojnie. - Tak, to wydarzenie ma specjalne miejsce w jego pamięci i zapewne zostanie na długo, skoro o mały włos nie dostał kuratora, haha. Przestraszył się wtedy i jako jeden z niewielu razy, prosił rodziców o pomoc. A zwykle taki nie jest. Zosia samosia. Nie do końca zrozumiał o co chodziło z tym kuntem i musiał popracować moment mózgiem, by odgadnąć, o co kaman, ale na szczęście nie obyło się bez wpadki. W dodatku cóż, zbierało się im na spanie na stole w wielkiej stali. Kogo winić. Zaraźliwe.
- Nie za twardo na książce? Te okładki są mało pożyteczne, ale znowu jak weźmiesz miękką, to wiedz, że to prawdopodobnie zaraz ci odgryzie ucho albo zacznie warczeć. Nie łatwiej pójść do dormitorium i zrobić popołudniową drzemkę? Mi się najlepiej uczy nocą. cisza, chociaż przerywana chrapaniem kolegów. - Bezcenne. W takich chwilach żałuje, że nie ma przy sobie aparatu i nie może porobić im kompromitujących zdjęć.
Freddie zatrzymał na dłużej wzrok na gryfonce, próbując nie wybuchnąć na nowo śmiechem. Jak jej wytłumaczyć co to Ikea? Przecież Kingsley to fan mugolskich wynalazków, świata normalnego egzystowania, rzeczy bez magii(trudno uwierzyć, co nie?, powinien się nie przyznawać do czystej krwi i paradować dumnie i oficjalnie jako pół na pół, albo wcale), a telefon i komputer już w ogóle traktuje w wolne od szkoły dni jak ulubione zabawki i bez żadnych ceregieli używa sobie ile wlezie. To nie tak, że bawił go sposób, w jaki uroczo gubiła się w swoich wypowiedziach, bo ledwo, co wyrażał zdanie na temat uczniów z innych kraju. Nie był rasistą i nie sądził, że kiedykolwiek nim zostanie, nawet gdy na starość nikogo do tych mało filozoficznych i życiowych rozmów nie będzie posiadał. Akt desperacji go nie dotyczył, ponieważ zapewniał się i powtarzał każdego dnia przed zaśnięciem, że uda się wreszcie znaleźć kogoś ciekawego do stworzenia długotrwałego związku, przynajmniej więcej niż miesiąc. Z cichym westchnięciem ułożył głowę na blacie, naśladując dziewczynę, ale z drugiej strony, by wygodnie ją móc obserwować. Idealna pozycja do spania, rzeczywiście. Po co przyniosła ze sobą książki, skoro wiedziała, że i tak brakuje chęci i dobrej woli? Baby i ich niedecydowanie. Miał prawo ich nie rozumieć, ale wolał wiedział, że lepiej zapobiegać, aniżeli odczuwać nie zawsze spodziewane efekty, skutki, whatever. Kuzynki w każdym razie nie narzekały na jego obecność, więc ona też nie powinna.
- Założę, że tego pytania nie słyszałem. Ach... to sklep z meblami i podobnymi gówienkami, w ostatnie wakacje byłem tam ze znajomymi i narobiliśmy hałasu, rozpoczynając wojnę właśnie na poduszki. Dużo piór, sprzątania.. żałowałem, że nie można używać różdżki poza szkołą. Hala z łóżkami wyglądała jak kurnik po wojnie. - Tak, to wydarzenie ma specjalne miejsce w jego pamięci i zapewne zostanie na długo, skoro o mały włos nie dostał kuratora, haha. Przestraszył się wtedy i jako jeden z niewielu razy, prosił rodziców o pomoc. A zwykle taki nie jest. Zosia samosia. Nie do końca zrozumiał o co chodziło z tym kuntem i musiał popracować moment mózgiem, by odgadnąć, o co kaman, ale na szczęście nie obyło się bez wpadki. W dodatku cóż, zbierało się im na spanie na stole w wielkiej stali. Kogo winić. Zaraźliwe.
- Nie za twardo na książce? Te okładki są mało pożyteczne, ale znowu jak weźmiesz miękką, to wiedz, że to prawdopodobnie zaraz ci odgryzie ucho albo zacznie warczeć. Nie łatwiej pójść do dormitorium i zrobić popołudniową drzemkę? Mi się najlepiej uczy nocą. cisza, chociaż przerywana chrapaniem kolegów. - Bezcenne. W takich chwilach żałuje, że nie ma przy sobie aparatu i nie może porobić im kompromitujących zdjęć.
Freddie KingsleyKlasa VI - Urodziny : 23/06/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Leanne nigdy nie zadawała sobie sprawy, jak śmieszną personą może się zdawać postronnym obserwatorom, no dajmy na to takiemu Freddiemu. Dziewczę wychowane tylko i wyłącznie w magicznym świecie nie wiedziała o istnieniu jakiegoś mugolskiego sklepu z meblami o wyjątkowo dziwnej nazwie, ani o telefonie i czy innych mugolskich pierdołach. Egzystencja bez tych dodatków nie sprawiała jej najmniejszej trudności, bo czego tu właściwie jeszcze chcieć od życia? Kałamarz, pióro, sowa i każdą wiadomość możesz przekazać w odległości tysięcy kilometrów. Ta fascynacja była dlań kompletnie niezrozumiała.
- Hala z łóżkami? To jakiś hotel był, czy co? - Zrobiła wielkie oczy na słowa Kingsley'a. No bo jak to tak, taki raban w hotelu u mugoli? To było zdecydowanie nie do pojęcia dla wyjątkowo rozumnej Chatier. Dziewczyna poprawiła kołnierzyk białej koszuli, chowający się za materiałem szarego, szkolnego swetra. No cóż, zawsze się trzeba porządnie prezentować. I koniec.
- To tylko Historia Magii, jest tak nudna w porównaniu do ONMSu, że nie można ich trzymać obok siebie, bo jeszcze ONMSowy podręcznik może pożreć historię. I wtedy mogiła. Jest nawet napisane ostrzeżenie na końcu Historii napisane, sam zobacz - Dodała otwierając wolumin wyglądający jak całkowicie nowy - prawdopodobnie w ogóle nie używany. Na drugą część pytania uśmiechnęła się nieznacznie. - Bardzo chętnie, ale w moim dormitorium trwa akcja "bądźmy piękne na wiosnę" czyli śmierdzi tam odchodami ognistego kraba a dookoła wala się żabi skrzek. Trochę kiepska atmosfera do spania - Przyznała ze smutną miną, stukając paznokciami o blat dębowego stołu.
- Hala z łóżkami? To jakiś hotel był, czy co? - Zrobiła wielkie oczy na słowa Kingsley'a. No bo jak to tak, taki raban w hotelu u mugoli? To było zdecydowanie nie do pojęcia dla wyjątkowo rozumnej Chatier. Dziewczyna poprawiła kołnierzyk białej koszuli, chowający się za materiałem szarego, szkolnego swetra. No cóż, zawsze się trzeba porządnie prezentować. I koniec.
- To tylko Historia Magii, jest tak nudna w porównaniu do ONMSu, że nie można ich trzymać obok siebie, bo jeszcze ONMSowy podręcznik może pożreć historię. I wtedy mogiła. Jest nawet napisane ostrzeżenie na końcu Historii napisane, sam zobacz - Dodała otwierając wolumin wyglądający jak całkowicie nowy - prawdopodobnie w ogóle nie używany. Na drugą część pytania uśmiechnęła się nieznacznie. - Bardzo chętnie, ale w moim dormitorium trwa akcja "bądźmy piękne na wiosnę" czyli śmierdzi tam odchodami ognistego kraba a dookoła wala się żabi skrzek. Trochę kiepska atmosfera do spania - Przyznała ze smutną miną, stukając paznokciami o blat dębowego stołu.
Re: Wielka Sala
Ohohoho, na złe tory wchodziła ta rozmowa, jakby mieli się zaraz kłócić, co lepsze i zarazem nudniejsze. Ble, jak każda inna, byle nie tylko historia magii. Kiedyś, zanim jeszcze stał się nijaki i mało interesujący od strony umysłowej, ze względu chociażby na porzucenie dawnych pasji do nauki na uzdrowiciela, strasznie podobały mu się lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami, zwłaszcza te, mające do czynienia z angażowaniem siebie samego w ich wychowywanie, bo karmienia się bał. Zupełnie bez powodu, będąc malcem sobie ubzdurał, że pewnego dnia praca w św. Mungu stanie się spełnionym marzeniem i w końcu ktoś zacznie być z niego cholernie dumny. Może doping ze strony dziadka tez wspomagał tą walkę i dawał mu nadzieję z kolejnym mijanym rokiem. Niestety, Anatoliy zmarł i chłopak stracił zapał, podłapał doła, a rodzice przestali się nim więcej przejmować, co jednocześnie równało się z wprowadzaniem ostrych zasad, którymi z czasem i tak się nie zgadzał i wyrósł na bardziej niezależnego od starszych aniżeli wiecznie podlizujący się, głupiutki Leon. Myślenie o tym człowieku sprawiało nie lada wyzwanie, bo gdzieś na dnie, ubolewał i chciał się z nim znów zobaczyć, a nie oglądać, śmiejącego się na zdjęciach czy pokazującego mu, jak prosto i bez większej siły wykonać kilka zaklęć z pozoru trudnych, ale cóż, trzymanie się wspomnień nie pozwala ruszyć na przód. Wieczny dramat Kingsley'a. Uśmiechnął się szeroko na jej kolejne pytanie.
- Oj tam, nieważne. Jak będziesz chciała zaznać trochę non-magic stuff, to się do mnie zgłoś. Poważnie mówię, znam pełno sposobów na spędzenie dnia bez odrobiny - Wyprostował się na ławce i wskazał na.. w sumie, nie miał pojęcia na co, jak to odpowiednio ująć, by gryfonka nie miała mętliku w głowie. Aczkolwiek pewnie już na tyle namieszał, że trochę się cykał z opowiadaniem. Nie każdy lubi i nie każdy jest zwolennikiem. Szanujmy to, Fredko. Pokazał na całość wielkiej sali, jako ogólne życie z magią, po czym powrócił do siedzenia z łokciami na stole, by się znowuż nie wydzierać, bo tutaj TAK GŁOŚNO. - NO TEGO.
Odchody i ich zapaszek nie za bardzo udzielały się mu jako coś do zniesienia, bo akurat przebywamy wśród dziewcząt i trzeba obnosić się z nimi jak z jajkiem, bo anuż zrazisz jedną, to reszta cię zniewoli psychicznie, chociaż po szkole łaziły takie przypadki, że aż taki wyrostek jak on się ich obawiał przed nagłym wpadnięciem na ścianę i pobiciem. Dobrze, że ona nie przypominała fizycznie gościa, podnoszącego sztangi, bo inaczej by po kilku minutach rozmowy zrezygnował, albo w ogóle nie podszedł.
- Piękne na wiosnę? No chyba wam nic nie brakuje, co? Krukonki nadrabiają wiedzą, a pozostałe.. są dziwne i takie, niedostępne i nawet nie dadzą popatrzeć. Zastanawiasz się, czy to nowy sposób na podryw, czy rzeczywiście chodzą po korytarzach i snują nikczemne plany dotyczące twojej śmierci - Od tak, dodał, łącząc wszystkie zebrane dotychczas historyjki odnośnie dziewczyn w Hogwarcie. Koledzy często w dormitorium rozmawiają wieczorami, w łóżku, śmiejąc się ze swoich doświadczeń, prób dotarcia do kujonek, dzielą radami i to się wydaje dla nich normalne. Natomiast Freddie przewiduje, że na koniec szkoły jego rocznik przejdzie zmianę orientacji, co jest niepokojące. Im więcej słyszy, co mają do powiedzenia, wiara w prawdziwe męskie wcielenie spada. Lol. - A ty, też używasz specjalnych kuracji by się komuś przypodobać? Powiedz, może znam lalusia! - Uniósł zalotnie brwi do góry. Może być śmiesznie. - Nie powiem nikomu, spokojna rozczochrana.
- Oj tam, nieważne. Jak będziesz chciała zaznać trochę non-magic stuff, to się do mnie zgłoś. Poważnie mówię, znam pełno sposobów na spędzenie dnia bez odrobiny - Wyprostował się na ławce i wskazał na.. w sumie, nie miał pojęcia na co, jak to odpowiednio ująć, by gryfonka nie miała mętliku w głowie. Aczkolwiek pewnie już na tyle namieszał, że trochę się cykał z opowiadaniem. Nie każdy lubi i nie każdy jest zwolennikiem. Szanujmy to, Fredko. Pokazał na całość wielkiej sali, jako ogólne życie z magią, po czym powrócił do siedzenia z łokciami na stole, by się znowuż nie wydzierać, bo tutaj TAK GŁOŚNO. - NO TEGO.
Odchody i ich zapaszek nie za bardzo udzielały się mu jako coś do zniesienia, bo akurat przebywamy wśród dziewcząt i trzeba obnosić się z nimi jak z jajkiem, bo anuż zrazisz jedną, to reszta cię zniewoli psychicznie, chociaż po szkole łaziły takie przypadki, że aż taki wyrostek jak on się ich obawiał przed nagłym wpadnięciem na ścianę i pobiciem. Dobrze, że ona nie przypominała fizycznie gościa, podnoszącego sztangi, bo inaczej by po kilku minutach rozmowy zrezygnował, albo w ogóle nie podszedł.
- Piękne na wiosnę? No chyba wam nic nie brakuje, co? Krukonki nadrabiają wiedzą, a pozostałe.. są dziwne i takie, niedostępne i nawet nie dadzą popatrzeć. Zastanawiasz się, czy to nowy sposób na podryw, czy rzeczywiście chodzą po korytarzach i snują nikczemne plany dotyczące twojej śmierci - Od tak, dodał, łącząc wszystkie zebrane dotychczas historyjki odnośnie dziewczyn w Hogwarcie. Koledzy często w dormitorium rozmawiają wieczorami, w łóżku, śmiejąc się ze swoich doświadczeń, prób dotarcia do kujonek, dzielą radami i to się wydaje dla nich normalne. Natomiast Freddie przewiduje, że na koniec szkoły jego rocznik przejdzie zmianę orientacji, co jest niepokojące. Im więcej słyszy, co mają do powiedzenia, wiara w prawdziwe męskie wcielenie spada. Lol. - A ty, też używasz specjalnych kuracji by się komuś przypodobać? Powiedz, może znam lalusia! - Uniósł zalotnie brwi do góry. Może być śmiesznie. - Nie powiem nikomu, spokojna rozczochrana.
Freddie KingsleyKlasa VI - Urodziny : 23/06/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Wielka Sala jest już gotowa na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Pomieszczenie zostało gruntownie odkurzone. Stoły znów stoją w równych rzędach. Ze ścian wciąż zwisają czerwono-złote chorągwie zwycięzców Pucharu Domów. W dniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego zastąpią je herby wszystkich czterech domów.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Wielka sala została przygotowana specjalnie na przyjęcie uczniów w nowym roku szkolnym. Na podwyższeniu tuż przed stołem nauczycieli stała oczywiście legendarna tiara przydziału.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
Mógłby oddać swoją nową parę kowbojek za to, że nowy rok szkolny zaczynał się coraz wcześniej. Jakiś potężny czarnoksiężnik, który nie lubi odpoczynku, systematycznie skracał nauczycielom urlopy. Przecież to niemożliwe, żeby te dwa miesiące wakacji już minęły. Bo drogie dzieci... Kadrze pedagogicznej też nie chciało się wracać do pracy, oj nie. Szczególnie, gdy ktoś tak zakręcony jak słoik od ogórków, dopiero wczoraj wieczorem zerknął do kalendarza. Życie jest ogrzycą.
Andrew wkroczył do wypełniającej się powoli Wielkiej Sali w czarnej szacie z krwistoczerwonym podbiciem. Przyszedł od strony Sali Pierwszoklasistów, gdzie gromadzili się się najnowsi adepci sztuki magicznej. Zasiadł na swoim miejscu nauczyciela Zaklęć, witając się poprzednio ze starymi znajomymi.
Andrew wkroczył do wypełniającej się powoli Wielkiej Sali w czarnej szacie z krwistoczerwonym podbiciem. Przyszedł od strony Sali Pierwszoklasistów, gdzie gromadzili się się najnowsi adepci sztuki magicznej. Zasiadł na swoim miejscu nauczyciela Zaklęć, witając się poprzednio ze starymi znajomymi.
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
- Proszę o ciszę! Ustawcie się jeden za drugim i wchodzimy na salę
Gula na gardle Stelli zacisnęła się nieznacznie. To już czas? Ruszyła niepewnie z innymi pierwszoklasistami, którzy mieli równie nietęgie miny co ona. Od kiedy wyszła z tej przeklętej łódki było jej niedobrze. Nikt chyba nie przewidział, że któryś z uczniów może mieć chorobę morską i nie chcieć odbywać w ten sposób drogi do zamku. Tak, tyle, że to jest tradycja... Odezwał się w jej głowie głos wszystkowiedzącej Carli. No pewnie, ale wymiociny w kapturze kolegi, który idzie przed tobą, nie są już chyba tradycją, co? Jedenastolatka powstrzymała dzielnie zawroty głowy i szła przed siebie, starając się nie myśleć o tych wszystkich twarzach starszych kolegów, które były w tym momencie do nich zwrócone. Ravenclaw czy Gryffindor? To pytanie prześladowało ją jakoś od początku wakacji, kiedy siostry uświadomiły jej różnicę między domami. Dobrze, że to nie do niej należał wybór. Mogła tylko trzymać kciuki za to, żeby nie był to jednak Hyfflepuff. Ten dom wydawał się jej jakiś takiś... Nijakiś. Stanęła w rządku dzieci, będąc gdzieś pod jego koniec.
A niech Cię tato za nazwisko... Gdybym nazywała się Albot, albo Avery, miałabym już to z głowy!
Gula na gardle Stelli zacisnęła się nieznacznie. To już czas? Ruszyła niepewnie z innymi pierwszoklasistami, którzy mieli równie nietęgie miny co ona. Od kiedy wyszła z tej przeklętej łódki było jej niedobrze. Nikt chyba nie przewidział, że któryś z uczniów może mieć chorobę morską i nie chcieć odbywać w ten sposób drogi do zamku. Tak, tyle, że to jest tradycja... Odezwał się w jej głowie głos wszystkowiedzącej Carli. No pewnie, ale wymiociny w kapturze kolegi, który idzie przed tobą, nie są już chyba tradycją, co? Jedenastolatka powstrzymała dzielnie zawroty głowy i szła przed siebie, starając się nie myśleć o tych wszystkich twarzach starszych kolegów, które były w tym momencie do nich zwrócone. Ravenclaw czy Gryffindor? To pytanie prześladowało ją jakoś od początku wakacji, kiedy siostry uświadomiły jej różnicę między domami. Dobrze, że to nie do niej należał wybór. Mogła tylko trzymać kciuki za to, żeby nie był to jednak Hyfflepuff. Ten dom wydawał się jej jakiś takiś... Nijakiś. Stanęła w rządku dzieci, będąc gdzieś pod jego koniec.
A niech Cię tato za nazwisko... Gdybym nazywała się Albot, albo Avery, miałabym już to z głowy!
Re: Wielka Sala
Na nowy, rozpoczynający się rok szkolny nie było rady. Choćby nawet, owa Krukonka, przekraczająca właśnie próg Wielkiej Sali posiadała zmieniacz czasu, z pewnością nie widziałaby sensu, w jego użyciu. Wszak odwlekanie rzeczy nieuniknionych nie leżało zupełnie w naturze ambitnych uczniów Ravenclawu. Ciężką pracę woleli wykonać tu, teraz, od razu, by móc później cieszyć się niezmąconym spokojem. Trwając w tym oto przekonaniu, Emily przyodziała nawet swą odświętną szatę ze srebrnymi spinkami, mając nadzieję, należycie powitać początek roku szkolnego. Spięła nawet swoje wyjątkowo długie włosy w całkiem ładny, zgrabny koczek, nie chcąc razić zebranych niedbałym uczesaniem.
Jak się okazało, Bronte była jedną z pierwszych osób, które zawitały w Wielkiej Sali. Grupki osób cieśniły się niepotrzebnie przy stołach prowadząc rozmowy przyciszonym tonem. Nie dostrzegłszy żadnej z znajomych jej twarzy, blondynka zajęła miejsce przy stole swego domu, ni to na samym jego początku - tuż przy stołach kadry nauczycielskiej, ani też na samym końcu, ot, gdzieś pośrodku, gdzie uda jej się pozostać niezauważoną. Dopiero chwilę później do sali zaczęły napływać coraz większe i większe grupy spragnionych wiedzy uczniaków, zasiadające po chwili przy pustych dotąd stołach. Powoli podnosił się szkolny gwar dziecięcych głosów, który wcale nie tak dawno, opuścił kamienne mury, by teraz powrócić ze zdwojoną siłą. Hogwarcie witaj!
Jak się okazało, Bronte była jedną z pierwszych osób, które zawitały w Wielkiej Sali. Grupki osób cieśniły się niepotrzebnie przy stołach prowadząc rozmowy przyciszonym tonem. Nie dostrzegłszy żadnej z znajomych jej twarzy, blondynka zajęła miejsce przy stole swego domu, ni to na samym jego początku - tuż przy stołach kadry nauczycielskiej, ani też na samym końcu, ot, gdzieś pośrodku, gdzie uda jej się pozostać niezauważoną. Dopiero chwilę później do sali zaczęły napływać coraz większe i większe grupy spragnionych wiedzy uczniaków, zasiadające po chwili przy pustych dotąd stołach. Powoli podnosił się szkolny gwar dziecięcych głosów, który wcale nie tak dawno, opuścił kamienne mury, by teraz powrócić ze zdwojoną siłą. Hogwarcie witaj!
Re: Wielka Sala
1 wrzesień. Rozpoczęcie roku. Po raz pierwszy nie wiedziała czego ma się spodziewać. Zazwyczaj schemat zajęć, treningów co roku wyglądał podobnie, no oczywiście z różnym stopniem zaawansowania i nowościami ale nie było czegoś spektakularnego. Durmstrang miał swój stały system. Teraz miało być inaczej. Zupełnie inaczej. Cały rok miała spędzić w Hogwarcie, gdzie zajęcia różniły się od tych w Szkocji. Taka Obrona przed Czarną Magią... w Durmie uczyli się Czarnej Magii. Niby podobne a jednak inne. Różnic wymieniać można wiele jednak obie szkoły były zgodne co do uroczystości rozpoczęcia roku. Musiała być w pompą.
Dziewczyna mimo, że nie chciała to musiała zabrać ze sobą swój łuk i kołczan w którym zawarte były strzały z magicznymi grotami specjalnie wytworzone przez Norweskich łuczników, którzy specjalizowali się w efektownych prezentacjach. Durmstrang nie byłby sobą gdyby tego nie wykorzystał. Oprócz niej z tej samej broni korzystało jeszcze dwóch uczniów z wymiany, których imion nie przytoczę gdyż całkiem wypadły mi z głowy. Zadanie całej trójki podczas przedstawienia było jedno: idealnie je zakończyć. Zaraz po wyczynach i pokazie całej reszty silnej Skandynawskiej społeczności mieli wystrzelić w powietrze, a raczej pod sklepienie Wielkiej Sali swoje płonące pociski, które po złączeniu miały utworzyć ziejącego ogniem magiczną imitację smoka. Taki bajerek ale miły dla oka i z pewnością nie nudny jak chórek szkolny.
Zaraz przed wejściem na Wielką Salę obok niej stanął jej kuzyn - Micah, z którym notabene rozmawiała tyle co nic, bo chyba jej ojciec i jego matka (rodzeństwo) stracili ze sobą kontakt jednocześnie skazując swe latorośle na chłód relacji panujących w rodzinie. Elektra podczas wymiany postawiła sobie wiele celi w życiu, jedną z nich było jakoś dogadanie się z kuzynem. Nie ukrywała, że robiła to na złość swojemu rodzicielowi. Toteż pierwszą formą jej pokazania, ze nie jest wcale taka zła był łagodny uśmiech w jego stronę i zapytanie jak się czuje z tym wszystkim. Pierwsze koty za płoty.
Dziewczyna mimo, że nie chciała to musiała zabrać ze sobą swój łuk i kołczan w którym zawarte były strzały z magicznymi grotami specjalnie wytworzone przez Norweskich łuczników, którzy specjalizowali się w efektownych prezentacjach. Durmstrang nie byłby sobą gdyby tego nie wykorzystał. Oprócz niej z tej samej broni korzystało jeszcze dwóch uczniów z wymiany, których imion nie przytoczę gdyż całkiem wypadły mi z głowy. Zadanie całej trójki podczas przedstawienia było jedno: idealnie je zakończyć. Zaraz po wyczynach i pokazie całej reszty silnej Skandynawskiej społeczności mieli wystrzelić w powietrze, a raczej pod sklepienie Wielkiej Sali swoje płonące pociski, które po złączeniu miały utworzyć ziejącego ogniem magiczną imitację smoka. Taki bajerek ale miły dla oka i z pewnością nie nudny jak chórek szkolny.
Zaraz przed wejściem na Wielką Salę obok niej stanął jej kuzyn - Micah, z którym notabene rozmawiała tyle co nic, bo chyba jej ojciec i jego matka (rodzeństwo) stracili ze sobą kontakt jednocześnie skazując swe latorośle na chłód relacji panujących w rodzinie. Elektra podczas wymiany postawiła sobie wiele celi w życiu, jedną z nich było jakoś dogadanie się z kuzynem. Nie ukrywała, że robiła to na złość swojemu rodzicielowi. Toteż pierwszą formą jej pokazania, ze nie jest wcale taka zła był łagodny uśmiech w jego stronę i zapytanie jak się czuje z tym wszystkim. Pierwsze koty za płoty.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Wielka Sala
Durmstrang zawsze miał te swoje szpanerskie wejścia, które na Lybergu niby nie robiły wrażenia - bo jak miały, skoro uczestniczył w nich nie po raz pierwszy? - ale z drugiej strony nie były też czymś, czego by unikał. Szczerze mówiąc, wymachiwanie długim kijem, zakończonym jednak nie masywną gałką, jak niegdyś (zdaje się, że z czymś takim prezentował się niegdyś Krum), a długim ostrzem, sprawiało mu przyjemność. Chyba każdy ma w sobie dozę tego pierwotnego pragnienia bycia wojownikiem i podczas podobnych pokazów można było ów głód zaspokoić.
Teraz, oczekując na wejście, bawił się przyznaną mu bronią, kręcąc nią młynki. To, że w dłoniach miał to, a nie co innego, nie było przypadkiem - w końcu był dzieckiem morza, a to był pierwotny, misternie rzeźbiony harpun, z jakim polowało się w wodzie. To, że Kristian nigdy czymś takim się nie posługiwał - w końcu nic nie łowił, a tylko budował łodzie - nie miało najmniejszego znaczenia. Ostatecznie liczyło się tylko to, że ostrze wyglądało odpowiednio groźnie, a on wiedział, co z nim zrobić, by to wrażenie podkreślić.
Taką samą broń miała w dłoniach Kelseigh - przy czym wybór związany był nie z jej fachem, a tym, że po prostu była jego parą. Parą podczas pokazu i parą w życiu. Ktoś uznał, że będą się świetnie prezentowali w takiej a nie innej konfiguracji, w związku z czym czekali teraz przed drzwiami do Wielkiej Sali z takim samym uzbrojeniem. Nie dało się jednak odmówić dziewczynie uroku - widok jej, tak groźnej (pozornie), tak niebezpiecznej zdecydowanie cieszył oczy.
Znudzony, westchnął cicho i unieruchamiając wreszcie harpun, odgarnął jedną z dłoni kosmyk włosów z policzka dziewczęcia. Uśmiechnął się bez słowa i ujął ją za dłoń, oglądając się na zamknięte wciąż wrota. Miejmy to już za sobą i zacznijmy codzienność.
Teraz, oczekując na wejście, bawił się przyznaną mu bronią, kręcąc nią młynki. To, że w dłoniach miał to, a nie co innego, nie było przypadkiem - w końcu był dzieckiem morza, a to był pierwotny, misternie rzeźbiony harpun, z jakim polowało się w wodzie. To, że Kristian nigdy czymś takim się nie posługiwał - w końcu nic nie łowił, a tylko budował łodzie - nie miało najmniejszego znaczenia. Ostatecznie liczyło się tylko to, że ostrze wyglądało odpowiednio groźnie, a on wiedział, co z nim zrobić, by to wrażenie podkreślić.
Taką samą broń miała w dłoniach Kelseigh - przy czym wybór związany był nie z jej fachem, a tym, że po prostu była jego parą. Parą podczas pokazu i parą w życiu. Ktoś uznał, że będą się świetnie prezentowali w takiej a nie innej konfiguracji, w związku z czym czekali teraz przed drzwiami do Wielkiej Sali z takim samym uzbrojeniem. Nie dało się jednak odmówić dziewczynie uroku - widok jej, tak groźnej (pozornie), tak niebezpiecznej zdecydowanie cieszył oczy.
Znudzony, westchnął cicho i unieruchamiając wreszcie harpun, odgarnął jedną z dłoni kosmyk włosów z policzka dziewczęcia. Uśmiechnął się bez słowa i ujął ją za dłoń, oglądając się na zamknięte wciąż wrota. Miejmy to już za sobą i zacznijmy codzienność.
Re: Wielka Sala
Wyatt zajął swoje stałe miejsce nieco przygaszony kompletnie ignorując wszystko i wszystkich, którzy się z nim witali. Nie rozglądał się nawet w poszukiwaniu znajomej czupryny swojego chłopaka... a raczej ex chłopaka, bo stracił już wszelką nadzieję. Nie kontaktowali się oddkąd uciekł od niego z pensjonatu. Wypatrywał go na King's Cross, ale nie znalazł go w tłumie. Czyżby zrezygnował i wrócił do Francji? Na to wyglądało. Te wakacje zdecydowanie były najgorsze w jego życiu, a i ten rok szkolny nie zapowiadał się kolorowo. Nie było już Hanki, kto więc stanie w jego obronie?
Strona 13 z 25 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19 ... 25
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 13 z 25
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach