Wielka Sala
+88
Gloria Stark
Rivius Fawley
Hope Colinz
Morpheus A. Maponos
Brandon Tayth
Aleksander Cortez
Isidora Tayth
María Velasquez
Cory Reynolds
Monika Kruger
Nevan Fraser
Ragna Kolbjørn
Jonathan Mills
Peter Raffles
Jamie Campbell
Prince Hamilton
Jason Snakebow
Fransis Molchester
Scarlett Molchester
Micah Johansen
Fèlix Lemaire
Marco Castellani
Jaakob Larsen
Blanche Aude Moreau
Antoinette Croisseux
Geraldine Dubois
Carla Stark
Kristian Lyberg
Elektra Fyodorova
Stella Stark
Andrew Wilson
Freddie Kingsley
Leanne Chatier
Gwendoline Allen
Matthew Sneddon
Femke van Rijn
Iris Xakly
Marcel Volante
Cassidy Thomas
Felicja Socha
Maja Vulkodlak
Pandora Evans
Antonija Vedran
Connor Campbell
Grace Scott
Meredith Cooper
Elijah Ward
Lena Gregorovic
Logan Campbell
Zoja Yordanova
Wyatt Walker
Marianna Vulkodlak
Lucas Castellani
Aaron Matluck
Dymitr Milligan
Christine Greengrass
James Scott
William Greengrass
Nicolas Socha
Heinrich Flammenwerfer
Nadia Milligan
Sora Iwahara
Charlotte Jeunesse
Aleksy Vulkodlak
Dylan Davies
Vin Xakly
Rhinna Hamilton
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Margaret Scott
Cherry Campbell
Aiko Miyazaki
Sasza Tiereszkowa
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Joel Frayne
Audrey Roshwel
Polly Baldwin
Andrea Jeunesse
Mistrz Gry
Anthony Wilson
Emily Bronte
Jeremy Scott
Gabriel Griffiths
Charles Wilson
Leslie Wilson
Hannah Wilson
Brennus Lancaster
92 posters
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 10 z 25
Strona 10 z 25 • 1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 17 ... 25
Wielka Sala
First topic message reminder :
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Umiejscowione jest tutaj serce Hogwartu - tętniąca życiem Wielka Sala, w której uczniowie przesiadują niemal nieustannie od rana do wieczora.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Wielka Sala
- Ależ się dogadaliśmy. Ona ma swoje życie, ja swoje. I wierz mi, że gdybym mógł przerwać tę grę to bym to zrobił. Ale wiesz, że nie mogę. - mruknął. Znała jego ojca więc powinna wiedziec, że to sytuacja bez wyjścia.
- Jasne jasne. Lubisz go - uśmiechnął się. Oczywiście w willowym słowniku oznaczało to nie mniej, nie więcej jak poczciwe "lecisz na niego", a jej nagłe zaprzeczenie tylko potwierdziły jego słowa. I wtedy własnie to się stało. Kiedy usta rudzielca dotknęły jego ust odskoczył jak oparzony i silnie odepchnął chłopaka
- Weź się człowieku! - warknął i zaraz pomógł przyjaciółce pozbyć się jej problemu po czym wyciągnął różdżkę i wycelował ją na zmianę to w jednego to w drugiego na wypadek, gdyby któryś znowu spróbował się zbliżyć.
- Co tu się, ku.wa wyrabia? - zapytał zdezorientowany wycierając z odrazą usta.
- Jasne jasne. Lubisz go - uśmiechnął się. Oczywiście w willowym słowniku oznaczało to nie mniej, nie więcej jak poczciwe "lecisz na niego", a jej nagłe zaprzeczenie tylko potwierdziły jego słowa. I wtedy własnie to się stało. Kiedy usta rudzielca dotknęły jego ust odskoczył jak oparzony i silnie odepchnął chłopaka
- Weź się człowieku! - warknął i zaraz pomógł przyjaciółce pozbyć się jej problemu po czym wyciągnął różdżkę i wycelował ją na zmianę to w jednego to w drugiego na wypadek, gdyby któryś znowu spróbował się zbliżyć.
- Co tu się, ku.wa wyrabia? - zapytał zdezorientowany wycierając z odrazą usta.
Re: Wielka Sala
No i przybiegł pod wielką salę nieco zdyszany. Oj niestety zaniedbał ostatnio treningi i już skutki tego odczuwał. Wszedł do środka patrząc na to co się dzieje. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, to co miało być drobnym żartem przerodziło się w burdel... Stworzyli potwora! A teraz na dodatek trzymał w ręku puszkę pandory i to od niego zależało, czy ją otworzy i wybierze chaos i zniszczenie, czy też schowa ją głęboko w kieszeniach by nic więcej się nie wydarzyło. Ruszył przed siebie omijając całujące się pary. Czuł się jakby wszedł do jakiegoś haremu. I rozglądając się dostrzegł Majkę z kimś rozmawiała, ale z kim? Wyglądało to tak jakby mówiła sama do siebie. Ruszył w jej kierunku i kiedy to był obok niej dostrzegł czyjeś ledwo widoczne kontury. Przybliżył się do tej postaci i powiedział cicho.
- Już jestem, z czymś co spowoduje, że będą się bili o ten poncz, ale czy to jest teraz konieczne? Możemy to zostawić na później. Choć i tak mam tego bardzo dużo. To jak robimy?- powiedział do przyjaciela i dopiero teraz podszedł do Majki i pocałował ją w policzek.
- No hej mała. To nie odpowiednie miejsce by teraz tutaj siedzieć, a już tym bardziej przy misie.- powiedział do dziewczyny i chwycił jej dłoń swoją lewą dłonią - tą bez palca tak, że od razu mogła być pewna, że to on obok niej stoi.
- Już jestem, z czymś co spowoduje, że będą się bili o ten poncz, ale czy to jest teraz konieczne? Możemy to zostawić na później. Choć i tak mam tego bardzo dużo. To jak robimy?- powiedział do przyjaciela i dopiero teraz podszedł do Majki i pocałował ją w policzek.
- No hej mała. To nie odpowiednie miejsce by teraz tutaj siedzieć, a już tym bardziej przy misie.- powiedział do dziewczyny i chwycił jej dłoń swoją lewą dłonią - tą bez palca tak, że od razu mogła być pewna, że to on obok niej stoi.
Re: Wielka Sala
Prawdopodobnie gdyby była inna mocno zdenerwowałaby się swoimi przypuszczeniami, wywołanymi słowami Jamesa, które do tego potwierdził Nicolas, nim dziewczyna w ogóle zdążyła odpowiedzieć Krukonowi... ona za to odłożyła kubeczek na stolik, oparła dłonie o biodra i uśmiechnęła się czymś co przypominało pomieszanie rozweselenia ze złośliwością.
- No no, panowie. Widzę, że się nie nudzicie... - westchnęła. Teraz cały bal widziała zupełnie inaczej i ta wersja jej bardziej odpowiadała. - Róbcie swoje i dokopcie im - po tych słowach odwróciła się na pięcie i wróciła bez większych trudności w bezpieczne miejsce, jakim było wyjście z sali. Tam oparła się bokiem o framugę, obserwując sajgon panujący w pomieszczeniu.
- No no, panowie. Widzę, że się nie nudzicie... - westchnęła. Teraz cały bal widziała zupełnie inaczej i ta wersja jej bardziej odpowiadała. - Róbcie swoje i dokopcie im - po tych słowach odwróciła się na pięcie i wróciła bez większych trudności w bezpieczne miejsce, jakim było wyjście z sali. Tam oparła się bokiem o framugę, obserwując sajgon panujący w pomieszczeniu.
Re: Wielka Sala
Zoja,
Zanim William zdążył wyrwać Cię z objęć rudego nicponia, mogłaś poczuć jego język w swoich ustach i towarzyszący temu smak ryby. Widać zdążył zjeść kolację.
William,
Nim zdążyłeś się zorientować dwóch rudych braci zaczęło się tłuc. Powód sprzeczki nie był Ci do końca znany, jednak domyśliłeś się, że całujący Cię amant stanął w Twojej obronie, podczas, gdy romeo Zoji chciał Ci spuścić łomot.
Zanim William zdążył wyrwać Cię z objęć rudego nicponia, mogłaś poczuć jego język w swoich ustach i towarzyszący temu smak ryby. Widać zdążył zjeść kolację.
William,
Nim zdążyłeś się zorientować dwóch rudych braci zaczęło się tłuc. Powód sprzeczki nie był Ci do końca znany, jednak domyśliłeś się, że całujący Cię amant stanął w Twojej obronie, podczas, gdy romeo Zoji chciał Ci spuścić łomot.
Mistrz Gry
Re: Wielka Sala
Po chwili wszystko stało jej się dziwnie obojętnie i nieistotne. Dziewczyna, która tkwiła uwieszona u ramienia Aarona jakby nagle przestała istnieć, a wraz z nią sala pełna ludzi. Czuła się dziwnie, jak nigdy wcześniej, po prostu dobrze, bo miała przed sobą.. JEGO. Obiekt westchnień, do którego pałała bezgraniczną i dziwną miłością, ale nadal miłością. Nad głową Matlucka od razu zawisła aureola ideału, a dookoła niego zaczęły tańczyć różowe, puchate chmurki, które były oczywiście wytworem jej pobudzonej wyobraźni.
- Aaron.. - zaczęła słabym głosem, prawie słaniając się na nogach od nadmiaru uczucia, jakie kłębiło się w jej głowie. - Kocham Cię!
Po tych słowach rzuciła się najpierw na dziewczynę, którą odepchnęła na bok bez problemu, mając nad nią przewagę w postaci dużej ilości siły jaką dysponował wilkołak, a dopiero potem rzuciła się na chłopaka, zarzucając mu ręce na szyję i przylegając do niego jak przyssawka.
- Aaron.. - zaczęła słabym głosem, prawie słaniając się na nogach od nadmiaru uczucia, jakie kłębiło się w jej głowie. - Kocham Cię!
Po tych słowach rzuciła się najpierw na dziewczynę, którą odepchnęła na bok bez problemu, mając nad nią przewagę w postaci dużej ilości siły jaką dysponował wilkołak, a dopiero potem rzuciła się na chłopaka, zarzucając mu ręce na szyję i przylegając do niego jak przyssawka.
Re: Wielka Sala
Zoja niewiele myśląc opluła napastnika, zaraz po jego ataku na jej święte usta. Kto by pomyślał, że nastolatka zaliczy swój drugi pocałunek w życiu z jakimś rudym gwałcicielem. Otarła swoje usta, a rodzeństwo zaczęło się w tym momencie nakładać pięściami z również nieznanego jej powodu. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Mieli z Will'em moment do ucieczki, chociaż Zoja, miała w głowie jeszcze jedną osobę, której chwilę temu zdarzyła się podobna sytuacja. Odwróciła się w kierunku Aaron'a już nie kryjąc swojej obecności. Puchonka właśnie musiała wykonać ruch, kiedy spojrzała. Bardzo szybki i niespodziewany, co zdradzała mina Gryfona. Ale czy mu się na pewno nie podobało? Tego akurat stwierdzić nie potrafiła. Pewnie mieli niewiele czasu, więc złapała Will'a za mankiet koszuli i pociągnęła prędko w stronę obściskującej się pary.
- To amortencja! Zostaw go! - krzyknęła na panią prefekt, nie hamując emocji.
- To amortencja! Zostaw go! - krzyknęła na panią prefekt, nie hamując emocji.
Re: Wielka Sala
Marianna pojawiła się na balu grubo spóźniona, ale za to jak wyglądała! Klękajcie narody, królowa przybywa ze swoją świtą.
Rosjanka miała na sobie szykowną, biało-złotą suknię i nienagannie, pięknie ułożone włosy. Warto było się spóźnić żeby zrobić się na taki cud.
Weszła na salę i to co zobaczyła, wywołało u niej uniesienie brwi ku górze, nic więcej. Ludzie dookoła tańczyli, całowali się i obściskiwali. Nie wiedziała co o tym myśleć, więc uznała, że tak bawią się Brytyjczycy!
Gdy wkroczyła trochę dalej, natychmiast pojawiła się grupa adoratorów, którzy skoczyli ku niej, Ślizgonka uniosła jedną rękę i z największym zachwytem na twarzy pomachała do nich figlarnie, jednemu nawet posyłając szybkiego całusa na dłoni.
- Chodźcie, chłopcy! - Zarządziła, ruszając pewnie przez salę, a grupa chłopców pognała za nią tłumnie. Gdy odnalazła Williama, podeszła do niego i jego uroczej - choć nie aż tak - koleżanki.
- Hejka! Patrzcie, wszyscy mnie kochają - zaśmiała się głupiutko, po raz kolejny odwracając się do grupki chłopaków i machając do nich figlarnie, puszczając w ich stronę oko. Przynajmniej ona jedna odnalazła się w sytuacji.
Rosjanka miała na sobie szykowną, biało-złotą suknię i nienagannie, pięknie ułożone włosy. Warto było się spóźnić żeby zrobić się na taki cud.
Weszła na salę i to co zobaczyła, wywołało u niej uniesienie brwi ku górze, nic więcej. Ludzie dookoła tańczyli, całowali się i obściskiwali. Nie wiedziała co o tym myśleć, więc uznała, że tak bawią się Brytyjczycy!
Gdy wkroczyła trochę dalej, natychmiast pojawiła się grupa adoratorów, którzy skoczyli ku niej, Ślizgonka uniosła jedną rękę i z największym zachwytem na twarzy pomachała do nich figlarnie, jednemu nawet posyłając szybkiego całusa na dłoni.
- Chodźcie, chłopcy! - Zarządziła, ruszając pewnie przez salę, a grupa chłopców pognała za nią tłumnie. Gdy odnalazła Williama, podeszła do niego i jego uroczej - choć nie aż tak - koleżanki.
- Hejka! Patrzcie, wszyscy mnie kochają - zaśmiała się głupiutko, po raz kolejny odwracając się do grupki chłopaków i machając do nich figlarnie, puszczając w ich stronę oko. Przynajmniej ona jedna odnalazła się w sytuacji.
Re: Wielka Sala
Nadszedł dzień świętego Andrzeja. Felicja wiedziała, że w szkole jest organizowany bal z powodu tego święta. Długo już uczęszcza do tej szkoły, ale nie wiedziała, że to święto jest aż tak promowane. Cieszyła się, że będzie mogła pójść się pobawić. Ubrała się najnormalniej w świcie, oczywiście ukrywając swoją ranę pod ubraniem. Miała ją mocno zawiniętą bandażem, co nieco bolało przy żwawszym poruszeniu ręką. Fela starała się jak najmniej ruszać obolałą kończyną, ale niestety nie dało się uniknąć całkowitemu ruszaniu nią. Wybrała się do wielkiej sali z zamiarem zjedzenia czegoś. Jak weszła do środka, jej oczom ukazał się namiot, w którym zapewne odbywają się wróżby. Podeszła do namiotu i stanęła w kolejce. Kiedy nadeszła jej pora, weszła, aby dowiedzieć się, co może ciekawego ją czekać w przyszłości.
Felicja SochaKlasa V - Urodziny : 13/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Praga, Czechy
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
- Merlinie, już nigdy żadnego balu w szkole. Nigdy! - przyrzekł Zoji. To co się wyprawiało na szkolnych zabawach przechodziło ludzkie pojęcie. Nagle zaczął bać się o swoją siostrę. Jeśli ona też tu jest? Jeśli ktoś ją obłapia? Musi ją natychmiast znaleźć.
- Christine! - Krzyknął do gryfonki dając jej do zrozumienia, że jej przyjaciel i pani prefekt teraz nie bardzo go obchodzą i musi znaleźć siostrę. Odwrócił się na pięcie, ale nie zrobił nawet kroku bo oto u jego boku pojawiła się Marianna z całą świtą. Nadal trzymał różdżkę w ręce więc automatycznie wycelował nią w grupkę adoratorów swojej narzeczonej.
- Wypad - warknął. Najwyraźniej całe to zamieszanie wokół jej osoby wcale jej nie przeszkadzało.
- Jak ty się zachowujesz, co? - zapytał próbując przywołać ją do porządku. A wydawało mu się, że się dogadali.
- Christine! - Krzyknął do gryfonki dając jej do zrozumienia, że jej przyjaciel i pani prefekt teraz nie bardzo go obchodzą i musi znaleźć siostrę. Odwrócił się na pięcie, ale nie zrobił nawet kroku bo oto u jego boku pojawiła się Marianna z całą świtą. Nadal trzymał różdżkę w ręce więc automatycznie wycelował nią w grupkę adoratorów swojej narzeczonej.
- Wypad - warknął. Najwyraźniej całe to zamieszanie wokół jej osoby wcale jej nie przeszkadzało.
- Jak ty się zachowujesz, co? - zapytał próbując przywołać ją do porządku. A wydawało mu się, że się dogadali.
Re: Wielka Sala
A jednak...
Przemknęło mu przez myśl gdy Hanka ruszyła z natarciem i dosyć niespodziewanym wyznaniem miłości. Teraz miał pewność, że ktoś dodał eliksiru miłosnego do ponczu. W sumie dobry pomysł, bo wiadomym było, że większość osób będzie go spijała w przerwach między wróżbami i tańcami. Ciekawe tylko kto był taki zabawny. Normalnie pewnie miałby ubaw po pachy, ale w zaistniałej sytuacji. Gdy Hanka rzuciła się na niego musiał mocno się postarać by nie stracić równowagi. Nie spodziewał się, że taka osóbka może mieć tyle siły by bez problemu przepchnąć inną osobę i prawie cisnąć nią o ziemię. Miał mimo wszystko nadzieję, że taki nagły szok nieco otrzeźwi tą piątoroczną dziewczynę, bo chyba nie wyrobi. Wtedy na ratunek przybiegła im para Zoja-Greengrass, którzy na szczęście chyba nie wypili tego felernego napoju.
- Już, spokojnie. Hanką się zajmę, ale ta druga...
Tutaj skinął głową w stronę wcześniej odepchniętej dziewczyny.
- Poza tym.. Amort... co?
Zapytał wyraźnie zmieszany nie przypominając sobie takiego słowa ze swojego słownika, ale jeżeli zawierało słowo amor, to pewnie związane było ze sztucznym wywołaniem miłości. Umiejętności wręcz detektywistyczne.
- Już Hanka. Chyba powinniśmy cię zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego, co ty na to?
Zapytał prawie jak szczeniaczka, który nie do końca rozumie co się do niego mówi, a był prawie pewien, że to właśnie dzieje się teraz w głowie rudowłosej.
Przemknęło mu przez myśl gdy Hanka ruszyła z natarciem i dosyć niespodziewanym wyznaniem miłości. Teraz miał pewność, że ktoś dodał eliksiru miłosnego do ponczu. W sumie dobry pomysł, bo wiadomym było, że większość osób będzie go spijała w przerwach między wróżbami i tańcami. Ciekawe tylko kto był taki zabawny. Normalnie pewnie miałby ubaw po pachy, ale w zaistniałej sytuacji. Gdy Hanka rzuciła się na niego musiał mocno się postarać by nie stracić równowagi. Nie spodziewał się, że taka osóbka może mieć tyle siły by bez problemu przepchnąć inną osobę i prawie cisnąć nią o ziemię. Miał mimo wszystko nadzieję, że taki nagły szok nieco otrzeźwi tą piątoroczną dziewczynę, bo chyba nie wyrobi. Wtedy na ratunek przybiegła im para Zoja-Greengrass, którzy na szczęście chyba nie wypili tego felernego napoju.
- Już, spokojnie. Hanką się zajmę, ale ta druga...
Tutaj skinął głową w stronę wcześniej odepchniętej dziewczyny.
- Poza tym.. Amort... co?
Zapytał wyraźnie zmieszany nie przypominając sobie takiego słowa ze swojego słownika, ale jeżeli zawierało słowo amor, to pewnie związane było ze sztucznym wywołaniem miłości. Umiejętności wręcz detektywistyczne.
- Już Hanka. Chyba powinniśmy cię zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego, co ty na to?
Zapytał prawie jak szczeniaczka, który nie do końca rozumie co się do niego mówi, a był prawie pewien, że to właśnie dzieje się teraz w głowie rudowłosej.
Re: Wielka Sala
- A Ty to kto?! Sama go zostaw, jest mój! - Warknęła w stronę Zoi, stając między nią a Aaronem. Gdyby była sobą, oczywiście by tego nie zrobiła, ale ten eliksir władował w nią falę takich emocji, że nie była w stanie się kontrolować. Dziwne, bo wszystko było nader przyjemne. Kiedy to wszystko minie, Hanka chyba zapadnie się pod ziemię.
Gdy usłyszała słowa Gryfona skierowane w jej stronę, natychmiast straciła zainteresowanie osobą Zoi i tym co wygadywała i odwróciła się w stronę głównego zainteresowanego.
- Wszędzie z Tobą pójdę - westchnęła, natychmiast uwieszając się ramienia chłopaka. Wiedziała, że kiedy to wszystko się skończy, dowie się, kto jest za to odpowiedzialny, odpowie jej własną głową.
Gdy usłyszała słowa Gryfona skierowane w jej stronę, natychmiast straciła zainteresowanie osobą Zoi i tym co wygadywała i odwróciła się w stronę głównego zainteresowanego.
- Wszędzie z Tobą pójdę - westchnęła, natychmiast uwieszając się ramienia chłopaka. Wiedziała, że kiedy to wszystko się skończy, dowie się, kto jest za to odpowiedzialny, odpowie jej własną głową.
Re: Wielka Sala
Słysząc odpowiedź Gryfona, zagryzła mocno swoją dolną wargę, żeby powstrzymać się od nieprzyjemnych komentarzy. Więc to naprawdę była jego para na ten wieczór? Wychudzona pani Prefekt nie zbudziła nigdy sympatii Bułgarki. Sukienka balowa wyglądała na niej jakby miała zaraz spaść, a to tyczyło się wszystkich modelek, które widziała w telewizji. Hannah była do nich bardzo podobna. O wiele wyższa i o wiele szczuplejsza od niej. Co za niefart...
- Eliksir miłości, głupku! - wykrzyknęła ze złością, jakby naprawdę miała Aarona w tym momencie za idiotę. - Do jutra minie, a SS nic nie da. Po antidotum może być jej tylko niedobrze. Polecam czasem ruszeniem głową, a nie tylko patykiem!
Chyba naprawdę nad sobą nie panowała. Ale co w tym dziwnego, skoro zamiast smakowitego ponczu w jej ustach znalazł się chwilę temu obślizgły język pryszczatego małolaty, zamiast kogoś jej poziomu. Takiego Matlucka albo Greengrassa na przykład. A właśnie, gdzie ten drugi? Odwróciła się z zamiarem pójścia do niego, przy teatralnym rzuceniem focha na przyjaciela. Dostrzegła zielonkawy garnitur parę kroków dalej, więc ruszyła w tamtą stronę żwawym krokiem. I znów, bańka prysła. Przed nią pojawiła się Marienne z całą świtą zaczarowanych gachów.
- Wychodzę - mruknęła w stronę Williama, stając obok nich. - Ktoś ma z tego pewnie niezły ubaw, ale mnie do śmiechu nie jest.
Obrzuciła tu spojrzeniem narzeczoną Ślizgona i z niemałym zainteresowaniem zlustrowała ją od dołu do góry. Ta to była laska. Dla niej była w stanie odstąpić najlepsze partie w szkole, bo była po prostu śliczna. No, ale nie powie jej tego wprost, szczególnie, że ta druga chyba nie pałała do niej sympatią. To znaczy... nie wiedziała czego się spodziewać, skoro tak naprawdę nigdy się do końca nie poznały.
- Miło Cię znowu widzieć.
- Eliksir miłości, głupku! - wykrzyknęła ze złością, jakby naprawdę miała Aarona w tym momencie za idiotę. - Do jutra minie, a SS nic nie da. Po antidotum może być jej tylko niedobrze. Polecam czasem ruszeniem głową, a nie tylko patykiem!
Chyba naprawdę nad sobą nie panowała. Ale co w tym dziwnego, skoro zamiast smakowitego ponczu w jej ustach znalazł się chwilę temu obślizgły język pryszczatego małolaty, zamiast kogoś jej poziomu. Takiego Matlucka albo Greengrassa na przykład. A właśnie, gdzie ten drugi? Odwróciła się z zamiarem pójścia do niego, przy teatralnym rzuceniem focha na przyjaciela. Dostrzegła zielonkawy garnitur parę kroków dalej, więc ruszyła w tamtą stronę żwawym krokiem. I znów, bańka prysła. Przed nią pojawiła się Marienne z całą świtą zaczarowanych gachów.
- Wychodzę - mruknęła w stronę Williama, stając obok nich. - Ktoś ma z tego pewnie niezły ubaw, ale mnie do śmiechu nie jest.
Obrzuciła tu spojrzeniem narzeczoną Ślizgona i z niemałym zainteresowaniem zlustrowała ją od dołu do góry. Ta to była laska. Dla niej była w stanie odstąpić najlepsze partie w szkole, bo była po prostu śliczna. No, ale nie powie jej tego wprost, szczególnie, że ta druga chyba nie pałała do niej sympatią. To znaczy... nie wiedziała czego się spodziewać, skoro tak naprawdę nigdy się do końca nie poznały.
- Miło Cię znowu widzieć.
Ostatnio zmieniony przez Zoja Yordanova dnia Sob 30 Lis 2013, 23:50, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
Kiedy William wycelował różdżką w jej adoratorów, zaśmiała się cicho pod nosem, zerkając na nich z zaciekawieniem. Grupa chłopców stała jednak niewzruszona, nie zwracając uwagi na Williama i skupiając całą swoją uwagę na jej osobie.
- Ja się tym zajmę - rzuciła beztrosko, po czym podeszła do grupki chłopców i uśmiechnęła się do nich perliście. - Widzimy się po balu, panowie - rzuciła do nich, wykonując znaczny gest brwiami, które powędrowały kilkakrotnie ku górze. Grupka zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- No co? Nigdy Ci się nie zdarzyło? - Zapytała z lekkim zdziwieniem, zupełnie nie podejrzewając, że ma do czynienia z eliksirem miłosnym, bo już wcześniej zdarzały jej się takie zdarzenia.
- Muszę Ci coś powiedzieć, choć do stolika, nie chcę żeby ktoś słyszał - rzuciła, poważniejąc na moment. Gdy podeszli do stolika i zajęli miejsca, Marianna jeszcze raz rozejrzała się dookoła i gdy nie widziała nikogo kto może ich podsłuchać, zaczęła: - Po halloween gdy wracałam do zamku natknęłam się na jakiegoś chłopaka, teraz już wiem, że to Krukon w twoim wieku. Nikomu nie mówiłam, bo nie wiedziałam czy powinnam, ale oszaleję jeśli ktoś się o tym nie dowie - powiedziała, nachylając się w stronę Szkota.
- Koleś to świr. Najpierw mówił coś o moich lękach i mówił jak potłuczony, większości nie zrozumiałam, bo mówił dość zaawansowanym angielskim. Potem mnie oślepił i zaczął... dotykać... dosłownie wszędzie. Obmacywał mnie, a na końcu związał i położył się na mnie, ale pojawiła się dwójka uczniów i mi pomogli - dokończyła, wbijając wzrok wyjątkowo w dłonie Williama splecione na stole, a nie w jego twarz. Pierwszy raz było jej jakby.. głupio?
- Cześć Zoja - powitała Gryfonkę, znowu przybierając swój zwyczajny wyraz twarzy, zupełnie jakby opowieść o molestującym jej chłopaku, którą opowiedziała przed chwilą, w ogóle nie została opowiedziana. - Zostań, zatańcz z nami najpierw.
- Ja się tym zajmę - rzuciła beztrosko, po czym podeszła do grupki chłopców i uśmiechnęła się do nich perliście. - Widzimy się po balu, panowie - rzuciła do nich, wykonując znaczny gest brwiami, które powędrowały kilkakrotnie ku górze. Grupka zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- No co? Nigdy Ci się nie zdarzyło? - Zapytała z lekkim zdziwieniem, zupełnie nie podejrzewając, że ma do czynienia z eliksirem miłosnym, bo już wcześniej zdarzały jej się takie zdarzenia.
- Muszę Ci coś powiedzieć, choć do stolika, nie chcę żeby ktoś słyszał - rzuciła, poważniejąc na moment. Gdy podeszli do stolika i zajęli miejsca, Marianna jeszcze raz rozejrzała się dookoła i gdy nie widziała nikogo kto może ich podsłuchać, zaczęła: - Po halloween gdy wracałam do zamku natknęłam się na jakiegoś chłopaka, teraz już wiem, że to Krukon w twoim wieku. Nikomu nie mówiłam, bo nie wiedziałam czy powinnam, ale oszaleję jeśli ktoś się o tym nie dowie - powiedziała, nachylając się w stronę Szkota.
- Koleś to świr. Najpierw mówił coś o moich lękach i mówił jak potłuczony, większości nie zrozumiałam, bo mówił dość zaawansowanym angielskim. Potem mnie oślepił i zaczął... dotykać... dosłownie wszędzie. Obmacywał mnie, a na końcu związał i położył się na mnie, ale pojawiła się dwójka uczniów i mi pomogli - dokończyła, wbijając wzrok wyjątkowo w dłonie Williama splecione na stole, a nie w jego twarz. Pierwszy raz było jej jakby.. głupio?
- Cześć Zoja - powitała Gryfonkę, znowu przybierając swój zwyczajny wyraz twarzy, zupełnie jakby opowieść o molestującym jej chłopaku, którą opowiedziała przed chwilą, w ogóle nie została opowiedziana. - Zostań, zatańcz z nami najpierw.
Re: Wielka Sala
Iiii.... Dostał ochrzan. Może nie taki pełny, długi, soczysty, ale na tyle zwięzły, by wiedzieć, że to ochrzan. Co siedziało tym babom w głowach tego nie miał pojęcia, ale teraz nie miał zbytnio możliwości by to w jakikolwiek sposób wyjaśnić, bo Zoja postanowiła się szybko ulotnić. Jedyne pocieszenie było takie, że miał rację co do jej określenia eliksiru miłości. Czyli według niej myślał "patykiem". Eh, co za bajzel. Teraz pozostał z samą panią Prefekt Naczelną i nie do końca wiedział co robić. Skoro eliksir ma przestać działać w ciągu dnia, to muszą gdzieś przeczekać ten czas, ale lepiej się ulotnić czy też zostać? Może jednak kadra pofatyguje się na tyle by tu zejść i pomóc nieco opanować sytuację. A w najlepszy razie będą mieli jakieś antidotum i cała ta akcja nie będzie trwała godziny.
- Cieszy mnie niezmiernie twoja uległość.
Powiedział bez emocji czując się jakby właśnie wszelkie uczucia zostały z niego wyprute. Wzrokiem zlokalizował w miarę ustronne miejsce w Wielkiej Sali gdzie posadził Hankę na ziemi samemu siadając obok. Coś czuł, że gdyby kazał jej warować to i tak by nie posłuchała.
- No i na jaką ciężką cholerę tyś to piła...
Mruknął bardziej do siebie niż do niej spoglądając na gości wśród których coraz więcej osób zaczynało dostawać miłosnego świra.
- Cieszy mnie niezmiernie twoja uległość.
Powiedział bez emocji czując się jakby właśnie wszelkie uczucia zostały z niego wyprute. Wzrokiem zlokalizował w miarę ustronne miejsce w Wielkiej Sali gdzie posadził Hankę na ziemi samemu siadając obok. Coś czuł, że gdyby kazał jej warować to i tak by nie posłuchała.
- No i na jaką ciężką cholerę tyś to piła...
Mruknął bardziej do siebie niż do niej spoglądając na gości wśród których coraz więcej osób zaczynało dostawać miłosnego świra.
Ostatnio zmieniony przez Aaron Matluck dnia Sob 30 Lis 2013, 23:54, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
- Idź stąd, przeklęta, głupia dziewczyno! - Warknęła jeszcze w stronę Zoi, kiedy ta postanowiła się od nich oddalić. Gdy zniknęła wreszcie z pola ich widzenia, Hannah znowu zrobiła maślane oczy kiedy spojrzała na Aarona. Poszła posłusznie za nim i usiadła na krześle pod ścianą, nadal nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Żadna wariatka nie będzie poniżała mojego Aarona! Ja Cię zaraz wszystkiego nauczę, mam same Wybitne z eliksirów - uśmiechnęła się do niego, podpierając swój podbródek na dłoni i wpatrując się w niego jak obrazek. - Amortencja to inaczej eliksir miłości, głuptasie! Działa przez dobę, no chyba, że poda się antidotum. Nie jest skomplikowane do sporządzenia. Mogę Cię kiedyś nauczyyyyć - westchnęła, wyrażając tym samym swoje bezgraniczne uwielbienie.
- Ale na co komu eliksir miłosny jak na świecie tyyyle miłości! - Zachwyciła się, nadal nie spuszczając wzroku z Gryfona.
Po tych słowach Aaron chyba uznał, że siedzenie i odczekiwanie okrągłej doby jest bez sensu, bo ponownie pojawił się pomysł udania się do skrzydła szpitalnego. A Hanna? Gdzie Aaron, tam i Hanka!
- Żadna wariatka nie będzie poniżała mojego Aarona! Ja Cię zaraz wszystkiego nauczę, mam same Wybitne z eliksirów - uśmiechnęła się do niego, podpierając swój podbródek na dłoni i wpatrując się w niego jak obrazek. - Amortencja to inaczej eliksir miłości, głuptasie! Działa przez dobę, no chyba, że poda się antidotum. Nie jest skomplikowane do sporządzenia. Mogę Cię kiedyś nauczyyyyć - westchnęła, wyrażając tym samym swoje bezgraniczne uwielbienie.
- Ale na co komu eliksir miłosny jak na świecie tyyyle miłości! - Zachwyciła się, nadal nie spuszczając wzroku z Gryfona.
Po tych słowach Aaron chyba uznał, że siedzenie i odczekiwanie okrągłej doby jest bez sensu, bo ponownie pojawił się pomysł udania się do skrzydła szpitalnego. A Hanna? Gdzie Aaron, tam i Hanka!
Ostatnio zmieniony przez Hannah Wilson dnia Nie 01 Gru 2013, 00:06, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
- Wchodzić, wchodzić, nie bać się przyszłości! - Felicja usłyszała głos wróżki. - Siadaj, dziecko. Przełóż karty, ale od serca. O, tak świetnie...
- Boisz się czegoś, dziecino? Chcesz o coś zapytać?
- Boisz się czegoś, dziecino? Chcesz o coś zapytać?
Mistrz Gry
Re: Wielka Sala
Opuścił różdżkę kiedy Marianna z taką łatwością pozbyła się natrętów. Musiał przyznać, że poradziła sobie idealnie.
- Nie - odpowiedział jej krótko. W prawdzie miał swój mini fanclub w postaci Noemi i Cassidy, o której rzecz jasna nie miał pojęcia, podobnie jak o innych dziewczynkach z młodszych roczników, które chichotały gdy przechodził obok to taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. I chwała Merlinowi.
- Zostań, poczekaj - poprosił Zoję oglądając się na nią przez ramię, gdy Marianna prowadziła go do stolika. Był nieco zdezorientowany tym zaproszeniem. Z uwagą wysłuchał co ma mu do powiedzenia z każdym jej słowem mrużąc bardziej oczy.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? - warknął. Może i Marianna była mu obojętna to jednak nie pozwoli by stało jej się coś złego. - Który to? Pokaż mi go - rozkazał. Najpierw ta chora przepowiednia, potem paskudny całus a teraz to. Udany bal, niema co.
- Nie - odpowiedział jej krótko. W prawdzie miał swój mini fanclub w postaci Noemi i Cassidy, o której rzecz jasna nie miał pojęcia, podobnie jak o innych dziewczynkach z młodszych roczników, które chichotały gdy przechodził obok to taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. I chwała Merlinowi.
- Zostań, poczekaj - poprosił Zoję oglądając się na nią przez ramię, gdy Marianna prowadziła go do stolika. Był nieco zdezorientowany tym zaproszeniem. Z uwagą wysłuchał co ma mu do powiedzenia z każdym jej słowem mrużąc bardziej oczy.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? - warknął. Może i Marianna była mu obojętna to jednak nie pozwoli by stało jej się coś złego. - Który to? Pokaż mi go - rozkazał. Najpierw ta chora przepowiednia, potem paskudny całus a teraz to. Udany bal, niema co.
Re: Wielka Sala
Felicja została zaproszona do środka, więc usiadła naprzeciwko wróżki i spojrzała na nią. Podobał się jej wygląd namiotu, a pytanie zbiło ją nieco z tropu. jednak przełożyła karty i patrzyła ciągle na kobietę.
- Boję się, że mogła stać mi się coś o wiele gorszego niż ostatnim razem - wyznała, spoglądając na swoje przebite ramię, oczywiście zasłonięte materiałem ubrania. - Nie mam żadnych konkretnych pytań, tylko jestem ciekawa, czego mogłabym się spodziewać w przyszłości - kontynuowała.
Po tych słowach znów spojrzała na wróżkę. Uśmiechnęła się niemrawo i czekała. Była trochę nieswoja, jakby obawiała się tego, czego może się dowiedzieć.
- Boję się, że mogła stać mi się coś o wiele gorszego niż ostatnim razem - wyznała, spoglądając na swoje przebite ramię, oczywiście zasłonięte materiałem ubrania. - Nie mam żadnych konkretnych pytań, tylko jestem ciekawa, czego mogłabym się spodziewać w przyszłości - kontynuowała.
Po tych słowach znów spojrzała na wróżkę. Uśmiechnęła się niemrawo i czekała. Była trochę nieswoja, jakby obawiała się tego, czego może się dowiedzieć.
Felicja SochaKlasa V - Urodziny : 13/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Praga, Czechy
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
- Nie wiem.. - odpowiedziała całkiem szczerze, wzruszając lekko ramionami. - To trochę żenująca sprawa, nie uważasz? Poza tym bałam się i nie wychodziłam za bardzo z dormitorium, tylko na zajęcia. Andrea przynosiła mi posiłki z wielkiej sali i no, sam rozumiesz - dodała, bawiąc się nerwowo swoimi palcami. Zerkała ostentacyjnie na swoje paznokcie, byle nie patrzyć na twarz Williama.
- Ach taki wysoki z Ravenclawu. Ciemne włosy krótkie, pokażę Ci kiedyś, dobra? Nie potrafię dobrze go opisać, nie wiem jak się nazywa, widziałam go tylko na kolacji w Wielkiej Sali i to tyle - rzekła, wzruszając ramionami.
- Ale nie mów nikomu, dobra? W ogóle postaraj nie angażować się w sprawę, nie chcę widzieć tego chłopaka więcej na oczy. Przysięgam, że wyrzucę swój kusy strój cheerleaderki do kosza na śmieci - mruknęła jeszcze, wznosząc oczy ku sufitowi.
- Nie powinniśmy olewać Twojej koleżanki.
- Ach taki wysoki z Ravenclawu. Ciemne włosy krótkie, pokażę Ci kiedyś, dobra? Nie potrafię dobrze go opisać, nie wiem jak się nazywa, widziałam go tylko na kolacji w Wielkiej Sali i to tyle - rzekła, wzruszając ramionami.
- Ale nie mów nikomu, dobra? W ogóle postaraj nie angażować się w sprawę, nie chcę widzieć tego chłopaka więcej na oczy. Przysięgam, że wyrzucę swój kusy strój cheerleaderki do kosza na śmieci - mruknęła jeszcze, wznosząc oczy ku sufitowi.
- Nie powinniśmy olewać Twojej koleżanki.
Re: Wielka Sala
- Ooch - mruknęła wróżka, wykładając kolejne karty na stolik.
- Czas się opamiętać, bo jeśli panienka tego nie zrobi, czeka ją krótkie życie. Unikaj blondynów, będą w twoim życiu bardzo zgubni dla Ciebie - mówiła, kładąc kolejne karty na stół.
- Najbliższe lata spokojne, szczęśliwe. Więzy rodzinne będą słabnąć z każdym rokiem, aż w końcu jeden z członków rodziny opuści was na zawsze. Ty możesz być tą, która utrzyma rodzinę razem - dodała, spoglądając na nią zamglonymi oczami.
- Czas się opamiętać, bo jeśli panienka tego nie zrobi, czeka ją krótkie życie. Unikaj blondynów, będą w twoim życiu bardzo zgubni dla Ciebie - mówiła, kładąc kolejne karty na stół.
- Najbliższe lata spokojne, szczęśliwe. Więzy rodzinne będą słabnąć z każdym rokiem, aż w końcu jeden z członków rodziny opuści was na zawsze. Ty możesz być tą, która utrzyma rodzinę razem - dodała, spoglądając na nią zamglonymi oczami.
Mistrz Gry
Re: Wielka Sala
Jej dziwaczne mamrotanie pod nosem wywołało u Campbella jedynie lekki, może nieświadomie drwiący, uśmiech. Zawsze śmieszyli go ludzie, który mruczeli do siebie od czapy pod nosem.
- Okej, okeeej - odparł, unosząc otwarte dłonie na wysokość twarzy w obronnym geście. Oczywiście nie miał nic przeciwko męczeniu, jednakże w zupełnie inny sposób, niż ten, który dziewczyna zaczęła praktykować przed chwilą. Myśli Kanadyjczyka pognały na nieznane tory, zupełnie odciągając jego świadomość od rzeczywistości. No cóż... był tylko facetem, który miał swoje potrzeby, a od czasu Halloween nie mógł ich porządnie zaspokoić.
Łyk czystego, czterdziestoprocentowego alkoholu, niewiele mu dał, dlatego też obserwował, jak Puchonka niepostrzeżenie wlewa niewielką ilość trunku do mdłego ponczu. Ślizgon nieco się skrzywił, wyobrażając sobie jak bardzo to musi być paskudne. Jakie ogromne było jego zdziwienie, gdy dziewczyna przechyliła wszystko na raz i posłała mu szeroki uśmiech. Kanadyjczyk był przyzwyczajony do tego, iż po KAŻDYM alkoholu - może oprócz piwa kremowego - panienka Vedran krzywiła się tak jakby zjadła kilo najkwaśniejszych na świecie cytryn.
- Nie gadaj... - odrzekł z nieukrywanym zaciekawieniem, wlepiając wzrok w szklankę z ponczem. W sumie... nigdy nie próbował doprawić mętnej czerwonej wody alkoholem. A co mi tam..., pomyślał i ukradkiem dolał trochę wódki do szklanki z ponczem, przyniesionej przez jego towarzyszkę.
- Na zdrowie! - odparł niepewnym głosem, wlepiając lekko przerażony wzrok w ledwo widoczne denko szklanki. Przyłożył brzeg szklanego naczynia do swych wąskich warg i przechylił szybkim ruchem, wlewając całą zawartość do ust. Poncz wymieszany z procentową dawką od razu przepłynęły przez jego gardło, trafiając do przewodu pokarmowego, który miał za zadanie przemieścić tę mieszankę do kanadyjskiego żołądka. - Rzeczywiście o wiele lepsze - rzekł i posłał szeroki uśmiech swojej towarzyszce. Szybko odstawił szklankę na stolik i zakręcił piersiówkę, chowając ją za pazuchę. Nagle poczuł wielką chęć spojrzenia na kogoś, oczywiście zrobił to automatycznie, i zwrócił swoje zimne, stalowe tęczówki na Tonkę. Niespodziewane uczucie uderzyło go tak nagle jak tsunami w Japonię kilka lat temu. Serce podskoczyło mu do gardła, a w żołądku poczuł dziwny, ciężki do zidentyfikowania i określenia, ucisk.
- Wspaniale dziś wyglądasz - rzekł rozmarzonym głosem, a twarz Puchonki pojaśniała tak jakby to ona, zamiast Słońca, była centrum ich Układu Słonecznego, a sam Campbell poczuł, jakby do tej pory był ślepcem, który właśnie w tej chwili odzyskał wzrok i zyskał miłość swego życia po wsze czasy.
Cóż, nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie dostało się do jego żołądka...
- Okej, okeeej - odparł, unosząc otwarte dłonie na wysokość twarzy w obronnym geście. Oczywiście nie miał nic przeciwko męczeniu, jednakże w zupełnie inny sposób, niż ten, który dziewczyna zaczęła praktykować przed chwilą. Myśli Kanadyjczyka pognały na nieznane tory, zupełnie odciągając jego świadomość od rzeczywistości. No cóż... był tylko facetem, który miał swoje potrzeby, a od czasu Halloween nie mógł ich porządnie zaspokoić.
Łyk czystego, czterdziestoprocentowego alkoholu, niewiele mu dał, dlatego też obserwował, jak Puchonka niepostrzeżenie wlewa niewielką ilość trunku do mdłego ponczu. Ślizgon nieco się skrzywił, wyobrażając sobie jak bardzo to musi być paskudne. Jakie ogromne było jego zdziwienie, gdy dziewczyna przechyliła wszystko na raz i posłała mu szeroki uśmiech. Kanadyjczyk był przyzwyczajony do tego, iż po KAŻDYM alkoholu - może oprócz piwa kremowego - panienka Vedran krzywiła się tak jakby zjadła kilo najkwaśniejszych na świecie cytryn.
- Nie gadaj... - odrzekł z nieukrywanym zaciekawieniem, wlepiając wzrok w szklankę z ponczem. W sumie... nigdy nie próbował doprawić mętnej czerwonej wody alkoholem. A co mi tam..., pomyślał i ukradkiem dolał trochę wódki do szklanki z ponczem, przyniesionej przez jego towarzyszkę.
- Na zdrowie! - odparł niepewnym głosem, wlepiając lekko przerażony wzrok w ledwo widoczne denko szklanki. Przyłożył brzeg szklanego naczynia do swych wąskich warg i przechylił szybkim ruchem, wlewając całą zawartość do ust. Poncz wymieszany z procentową dawką od razu przepłynęły przez jego gardło, trafiając do przewodu pokarmowego, który miał za zadanie przemieścić tę mieszankę do kanadyjskiego żołądka. - Rzeczywiście o wiele lepsze - rzekł i posłał szeroki uśmiech swojej towarzyszce. Szybko odstawił szklankę na stolik i zakręcił piersiówkę, chowając ją za pazuchę. Nagle poczuł wielką chęć spojrzenia na kogoś, oczywiście zrobił to automatycznie, i zwrócił swoje zimne, stalowe tęczówki na Tonkę. Niespodziewane uczucie uderzyło go tak nagle jak tsunami w Japonię kilka lat temu. Serce podskoczyło mu do gardła, a w żołądku poczuł dziwny, ciężki do zidentyfikowania i określenia, ucisk.
- Wspaniale dziś wyglądasz - rzekł rozmarzonym głosem, a twarz Puchonki pojaśniała tak jakby to ona, zamiast Słońca, była centrum ich Układu Słonecznego, a sam Campbell poczuł, jakby do tej pory był ślepcem, który właśnie w tej chwili odzyskał wzrok i zyskał miłość swego życia po wsze czasy.
Cóż, nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie dostało się do jego żołądka...
Re: Wielka Sala
Po pierwsze Felka ma się opamiętać, zapisane, zakodowane. Nie może pakować się w tarapaty, szczególnie musi uważać na blondynów. Na blondynów?! Przecież jej brat ma blond(?) włosy. Obejrzała się za siebie, jakby nagle miała go zobaczyć z tyłu. Słuchała dalej słów wróżki, tych bardziej przyjemniejszych. Odetchnęła z ulgą słysząc, że najbliższe lata będą spokojne. Jeden z członków ma opuścić ich na zawsze. To nie wróżyło niczego dobrego. Mała Socha nie chce tracić nikogo ze swojej rodziny, ale to nie od niej zależy. Chociaż zawsze może uratować jakieś życie, jak będzie już starsza. Ona może być tą, która utrzyma rodzinę razem, ale zaszczyt ją kopnął... Nie ma co. Popatrzyła na wróżkę i skinęła jej głową, że zrozumiała wszystko. Nie miała żadnych pytań, wiedziała już aż nadto. Teraz wie, jak czują się wszyscy ci, którzy mają moc przewidywania przyszłości.
- Dz.. Dzię... Dziękuję - wyjąkała wstając z krzesła. - Naprawdę dziękuję - dodała już śmielej i ruszyła ku wyjściu.
Wróżka zawsze jeszcze może zatrzymać dziewczynę, aby coś dopowiedzieć. Felicja teraz zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła idąc do wróżki.
- Dz.. Dzię... Dziękuję - wyjąkała wstając z krzesła. - Naprawdę dziękuję - dodała już śmielej i ruszyła ku wyjściu.
Wróżka zawsze jeszcze może zatrzymać dziewczynę, aby coś dopowiedzieć. Felicja teraz zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła idąc do wróżki.
Felicja SochaKlasa V - Urodziny : 13/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Praga, Czechy
Krew : Półkrwi
Re: Wielka Sala
I znów stała sama, przygryzając swoją dolną wargę niemal do krwi. Nie chciała przeszkadzać zaręczonym w jakiejś prywatnej rozmowie, którą mieli za jej plecami, więc stała niedaleko ich stolika, ale jednak odwrócona i skupiona na towarzystwie, które dalej obściskiwało się przy bufecie. Wzrokiem wyprowadziła Aarona z jego towarzyszką, dalej nie wierząc w to co widzi. Przez te wszystkie lata w Hogwartcie była przyzwyczajona do tego, że jest obok. Chyba nigdy go nie traktowała tak jak pełnoprawnego przyjaciela, bo wtedy czułaby z nim podobną więź co z Will'em, prawda? A jednak przy tym drugim nie przeszkadzało jej, że kolejka dziewcząt się ustawiała. A w przypadku Matlucka? Zazdrość. Ewidentnie. To uczucie nie było nowe w sercu Bułgarki, ale ten rodzaj... Zdecydowanie nie czuła tego wcześniej. Nieprzyjemny ścisk krtani przepłukałaby najchętniej czymś do picia, ale w tym momencie Wielka Sala nie jest zbyt bezpiecznym miejscem do tego.
Bezmyślnie ścisnęła swoje dłonie w piąstki. Po co ona tu jeszcze stała? Wróżbę dostała, coś tam zjadła, spędziła czas ze znajomymi - odhaczone to co najważniejsze. Tańczyć i tak jej się nie chciało. Odwróciła się z powrotem do gołąbków ze Slytherinu i podeszła do nich.
- Przepraszam, nie chcę Wam przeszkadzać. Przejdę się jeszcze po stoiskach i naprawdę będę się zbierać - tu uśmiechnęła się ciepło do Williama. - Cieszę się, że jednak się dogadujecie.
Musiała się odnieść do ich wcześniejszej rozmowy. Niby tak specyficznie nastawiony, a tu proszę. Nie słyszała jeszcze podniesionych głosów. Przeniosła wzrok na Mariannę i nachyliła się w jej kierunku w konspiracyjnym geście. Przyłożyła sobie dłoń do ust, żeby teatralnie szepnąć.
- Usłyszał od wróżki, że blondynka z jego otoczenia może umrzeć, więc będzie milszy niż zazwyczaj. Ale pamiętaj, że cokolwiek by Ci przykrego nie powiedział, to on po prostu sobie tak gada...
Bezmyślnie ścisnęła swoje dłonie w piąstki. Po co ona tu jeszcze stała? Wróżbę dostała, coś tam zjadła, spędziła czas ze znajomymi - odhaczone to co najważniejsze. Tańczyć i tak jej się nie chciało. Odwróciła się z powrotem do gołąbków ze Slytherinu i podeszła do nich.
- Przepraszam, nie chcę Wam przeszkadzać. Przejdę się jeszcze po stoiskach i naprawdę będę się zbierać - tu uśmiechnęła się ciepło do Williama. - Cieszę się, że jednak się dogadujecie.
Musiała się odnieść do ich wcześniejszej rozmowy. Niby tak specyficznie nastawiony, a tu proszę. Nie słyszała jeszcze podniesionych głosów. Przeniosła wzrok na Mariannę i nachyliła się w jej kierunku w konspiracyjnym geście. Przyłożyła sobie dłoń do ust, żeby teatralnie szepnąć.
- Usłyszał od wróżki, że blondynka z jego otoczenia może umrzeć, więc będzie milszy niż zazwyczaj. Ale pamiętaj, że cokolwiek by Ci przykrego nie powiedział, to on po prostu sobie tak gada...
Ostatnio zmieniony przez Zoja Yordanova dnia Nie 01 Gru 2013, 13:16, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wielka Sala
Na twarzy Chorwatki pojawił się błogi uśmiech, a rozmarzone spojrzenie utkwiła w twarzy Connora cicho wzdychając. Jakże ona go teraz kochała! Najchętniej zamknęłaby go w pomieszczeniu z dala od ciekawskich oczysk i sama by się w niego wpatrywała. Och, zrobiłaby wszystko, żeby był jej i tylko jej. Jak cholernie nawiedzona psychopatka, dokładnie tak. W brzuchu siedziało stado motyli, a w głowie był tylko Campbell- jedyny i najukochańszy. Gdy z jego ust padł komplement zaadresowany do niej pokiwała przecząco głową z taką pasją, że kosmyk włosów wyswobodził się z jej koczka opadając na policzek. Policzek, który lekko się zaróżowił z tego wszystkiego.
- To ty pięknie wyglądasz. - westchnęła wyciągając swoją dłoń, aby pogładzić go po nieogolonym policzku. Nie myślała racjonalnie więc nie widziała całujących się wokół par. Nie widziała nic oprócz twarzy Kanadyjczyka który przesłonił jej cały świat.
- Kocham Cię, Co. - stwierdziła całkiem poważnym tonem gdy już w głowie nazwała to uczucie. Zeszła ze swojego krzesełka i bez słowa zapytania usiadła mu na kolanach i oparła swoje czoło o jego czoło cicho przy tym wzdychając.
- Jesteś taki dobry, mądry, przystojny... - zaczęła swoistą wyliczankę, aby na koniec z całą mocą wpić się w jego usta swoimi. Nie mogła przestać go całować, a nawet tego nie chciała. Opuszkami placów rysowała tylko sobie znane wzorki na jego karku. Gdy już musiała się odkleić, żeby pobrać tlen spojrzała na niego jak na Boga który zstąpił z niebios, a potem już delikatnie całowała zarys jego szczęki. Dobrze by było gdyby te zdarzenia znikły z pamięci wraz z końcem działania eliksiru, ale cóż... to niestety tak nie działa.
- Chodźmy stąd. Chodźmy do mnie. - powiedziała aż nazbyt zdecydowanym tonem, a palce prawej ręki zacisnęły się na jego krawacie. Tak, gotowa była go tam nawet zaciągnąć gdyby nie chciał iść po dobroci.
- To ty pięknie wyglądasz. - westchnęła wyciągając swoją dłoń, aby pogładzić go po nieogolonym policzku. Nie myślała racjonalnie więc nie widziała całujących się wokół par. Nie widziała nic oprócz twarzy Kanadyjczyka który przesłonił jej cały świat.
- Kocham Cię, Co. - stwierdziła całkiem poważnym tonem gdy już w głowie nazwała to uczucie. Zeszła ze swojego krzesełka i bez słowa zapytania usiadła mu na kolanach i oparła swoje czoło o jego czoło cicho przy tym wzdychając.
- Jesteś taki dobry, mądry, przystojny... - zaczęła swoistą wyliczankę, aby na koniec z całą mocą wpić się w jego usta swoimi. Nie mogła przestać go całować, a nawet tego nie chciała. Opuszkami placów rysowała tylko sobie znane wzorki na jego karku. Gdy już musiała się odkleić, żeby pobrać tlen spojrzała na niego jak na Boga który zstąpił z niebios, a potem już delikatnie całowała zarys jego szczęki. Dobrze by było gdyby te zdarzenia znikły z pamięci wraz z końcem działania eliksiru, ale cóż... to niestety tak nie działa.
- Chodźmy stąd. Chodźmy do mnie. - powiedziała aż nazbyt zdecydowanym tonem, a palce prawej ręki zacisnęły się na jego krawacie. Tak, gotowa była go tam nawet zaciągnąć gdyby nie chciał iść po dobroci.
Re: Wielka Sala
- Zabiję gnoja. Po prostu go zabiję. Gołymi rekami. Przysięgam - warczał pod nosem. Zapewne gotów byłby to zrobić nawet jeśli poprosiłaby go o to obca niewiasta. Obrona kobiecej cnoty to punkt honoru Greengrassa. W takim wypadku stanąłby w obronie nawet najbardziej znienawidzonej szlamy. Kiedy wrócili do Zoi nadal miał tę swoją zmarszczkę na czole sugerującą, że jest rozeźlony, ale kiedy gryfonka konspiracyjnie zagadnęła Mariannę uśmiechnął się.
- Mówiłem, że się dogadujemy. Ale nie uciekaj. Pokażemy ci co oznacza prawdziwy bal, hm? Tak w ogóle to kto wymyślił potańcówkę w strojach wieczorowych? Porażka. Ta kocia muzyka mnie dobija - mruknął. Dookoła ludzie całowali się z kim popadnie i wydawało się, że niewiele osób przejmuje się muzyką, a Willowi działała już na nerwy. Nie był przyzwyczajony do takich imprez. Dla niego bal to przede wszystkim walce i menuety. Dlatego przyszedł i bardzo się zawiódł, Rozważał nawet opuszczenie imprezy, ale miał czekać na Mariannę, a w końcu ta była tancerką, prawda? Bądź co bądź baletowi bliżej do jego stylu niż tych pląsów-wygibasów.
- Zatańczysz? - wyciągnął rękę do narzeczonej skłaniając się przed nią kurtuazyjnie. Skoro już są na tym pożal się boże balu to niech to jakoś wykorzystają dla odreagowania i integracji.
- Mówiłem, że się dogadujemy. Ale nie uciekaj. Pokażemy ci co oznacza prawdziwy bal, hm? Tak w ogóle to kto wymyślił potańcówkę w strojach wieczorowych? Porażka. Ta kocia muzyka mnie dobija - mruknął. Dookoła ludzie całowali się z kim popadnie i wydawało się, że niewiele osób przejmuje się muzyką, a Willowi działała już na nerwy. Nie był przyzwyczajony do takich imprez. Dla niego bal to przede wszystkim walce i menuety. Dlatego przyszedł i bardzo się zawiódł, Rozważał nawet opuszczenie imprezy, ale miał czekać na Mariannę, a w końcu ta była tancerką, prawda? Bądź co bądź baletowi bliżej do jego stylu niż tych pląsów-wygibasów.
- Zatańczysz? - wyciągnął rękę do narzeczonej skłaniając się przed nią kurtuazyjnie. Skoro już są na tym pożal się boże balu to niech to jakoś wykorzystają dla odreagowania i integracji.
Strona 10 z 25 • 1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 17 ... 25
Magic Land :: Hogwart :: PARTER
Strona 10 z 25
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach