Balkon
+40
Maddox Overton
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Elijah Ward
Alice Mickey
Brandon Tayth
Micah Johansen
Lena Gregorovic
Molly Connolly
Laurent de Noir
Quinn Larivaara
Elena Tyanikova
Nicolas Socha
Lola Lopez
Christine Greengrass
Serena Valerious
Shay Hasting
Charles Wilson
Adrien Rien
Logan Campbell
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Nanette Myahmm
William Greengrass
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Connor Campbell
Baby Roshwel
Emily Bronte
Anthony Wilson
Beatrix Cortez
Maja Vulkodlak
Aiden Williams
Alice Volante
Ian Ames
Marianna Vulkodlak
Brennus Lancaster
44 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 10 z 14
Strona 10 z 14 • 1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14
Balkon
First topic message reminder :
Balkon okalający wieżę północną osadzony mniej więcej w połowie jej wysokości.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Balkon
Były to już chyba ostatnie podrygi ciepłych dni w tym roku, dlatego Wilson lubił sobie wieczorem wyjść na spacer, zapalić na spokojnie papierosa i odpocząć od tego codziennego gwaru w tej szkole.
W dzisiejszy sobotni wieczór Wilson rozważał pójście prosto leżeć a potem spać, albo wypić kilka kieliszków whisky i później iść spać. Zanim jednak zdecydował się na którąś z opcji postanowił pójść gdzieś w ustronne miejsce, żeby zapalić papierosa. Założył jedynie bluzę, a do niej włożył zapałki i papierosy po czym od razu skierował się w stronę wież. Miał dzisiaj ochotę popatrzeć na błonia z góry.
Anthony pchnął ciężkie, drewniane drzwi prowadzące do balkonu, jednak zanim wszedł pewnym krokiem rozejrzał się dookoła. Postanawiając jeszcze nie zapalać papierosa, oparł się przedramionami na barierce i przyglądał się błonią, które wyglądały dzisiaj zadziwiająco spokojnie, co skłoniło chłopaka do nieco głębszych rozmyślań. Przez głowę przeleciała mu ta cała sprawa z jego rodziną, to już chyba rok minął od kiedy Anthony się do nich nie odzywa. Może powinni sobie darować? Mimo wszystko, jakkolwiek oni nie uważaliby go za śmiecia, tak byli jego rodziną i powinni raczej trzymać się razem. Skupiając swoje myśli przede wszystkim na rodzinie wyciągnął papierosa i odpalił go za pomocą zapałek. Przecież nie może wiecznie mieszkać u Andrei, za rok kończył szkolę i powinien już powoli myśleć co dalej z jego przyszłością.
W dzisiejszy sobotni wieczór Wilson rozważał pójście prosto leżeć a potem spać, albo wypić kilka kieliszków whisky i później iść spać. Zanim jednak zdecydował się na którąś z opcji postanowił pójść gdzieś w ustronne miejsce, żeby zapalić papierosa. Założył jedynie bluzę, a do niej włożył zapałki i papierosy po czym od razu skierował się w stronę wież. Miał dzisiaj ochotę popatrzeć na błonia z góry.
Anthony pchnął ciężkie, drewniane drzwi prowadzące do balkonu, jednak zanim wszedł pewnym krokiem rozejrzał się dookoła. Postanawiając jeszcze nie zapalać papierosa, oparł się przedramionami na barierce i przyglądał się błonią, które wyglądały dzisiaj zadziwiająco spokojnie, co skłoniło chłopaka do nieco głębszych rozmyślań. Przez głowę przeleciała mu ta cała sprawa z jego rodziną, to już chyba rok minął od kiedy Anthony się do nich nie odzywa. Może powinni sobie darować? Mimo wszystko, jakkolwiek oni nie uważaliby go za śmiecia, tak byli jego rodziną i powinni raczej trzymać się razem. Skupiając swoje myśli przede wszystkim na rodzinie wyciągnął papierosa i odpalił go za pomocą zapałek. Przecież nie może wiecznie mieszkać u Andrei, za rok kończył szkolę i powinien już powoli myśleć co dalej z jego przyszłością.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Kolejny, męczący dzień nie przyniósł Emily wiele radości. Przepalona szata na eliksirach i wylanie kociołka nie były zbyt optymistycznymi prognozami na czas zbliżających się niemiłosiernie owutemów. Dziewczyna nie była w zbyt dobrym nastroju pod koniec lekcji, dlatego też zaniechała odwiedzenia Wielkiej Sali podczas przerwy obiadowej. Dopiero pod koniec dnia, gdy zaczynało się już ściemniać zajrzała do Wielkiej Sali by coś przekąsić i napić się czegoś ciepłego. Gdy zjadła kilka pasztecików i popiła je solidnym kubkiem herbaty, zadowolona skierowała się w stronę wieży Ravenclawu. Wchodząc po wąskich schodkach, zmieniła zdanie. Nie chciała wracać do wszechwiedzącej atmosfery i książek. Potrzebowała powietrza, brak treningu dawał jej się we znaki. Dziewczyna prędko znalazła się na balkonie, z którego widok rozpościerał się na cale błonia. Stała tuż przy ścianie, opierając się dłońmi o balustradę, kiedy jej wewnętrzny spokój zakłóciło pojawienie się intruza. Ślizgona, jak zauważyła po emblemacie na szacie. Serce automatycznie podeszło jej do gardła. Zrzucenie z takiej wysokości też nie byłoby takim złym pomysłem, prawda? Gdy jednak dostrzegła twarz chłopaka nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Wilson raczej nie sympatyzował z Rafflesem, ale kto go wie. Mimo to, postanowiła zaryzykować.
- Cześć Wilson - przywitała go ochrypłym głosem, wlepiając spojrzenie czekoladowych tęczówek w dal.
- Cześć Wilson - przywitała go ochrypłym głosem, wlepiając spojrzenie czekoladowych tęczówek w dal.
Re: Balkon
W zamyśleniu Wilson, nieświadomy obecności Emily na tym balkonie palił papierosa i patrzył się w stronę błoni. Anthony nie miał pojęcia, że przy ścianie gdzie padał cień będzie ktokolwiek stać. Nie zdążył nawet wypalić całego papierosa, kiedy dziewczyna przywitała się z nim, sprawiając, że Tony odwrócił się w kierunku dziewczyny patrząc na nią z lekkim uśmiechem na ustach. Dawno jej nie widział i naprawdę nie sądził, że będą mieli częste okazje do spotykania się gdzieś indziej niż na lekcjach.
- Cześć Ems - chłopak jednak nie podszedł w jej kierunku w sumie nie wiedział na jakim etapie tym razem jest ich pokręcona znajomość. - Coś ty taka wystraszona?- spytał marszcząc lekko brwi.
Zaciągając się głęboko dymem z papierosa, Wilson wytężył wzrok patrząc na dziewczynę. Czy coś się zmieniła? On chyba nie umiał tego ocenić, bo nadal patrzył na nią przez pryzmat ostatnich dwóch lat. Od tego całego zamieszania, kiedy to zaczęli ze sobą być ich kontakty na tyle się popsuły, a Anthony postanowił nie naciskać na utrzymywanie kontaktu. Mimo wszystko czuł do niej wielki sentyment.
- Czy naprawdę musimy się spotykać tylko i wyłącznie przypadkowo?- zapytał przenosząc teraz wzrok na jej twarz. Pomimo tego, że robiło się już nieco ciemniej a na dziewczynę padał cień, Anthony starał się wyłapać jej spojrzenie.
- Cześć Ems - chłopak jednak nie podszedł w jej kierunku w sumie nie wiedział na jakim etapie tym razem jest ich pokręcona znajomość. - Coś ty taka wystraszona?- spytał marszcząc lekko brwi.
Zaciągając się głęboko dymem z papierosa, Wilson wytężył wzrok patrząc na dziewczynę. Czy coś się zmieniła? On chyba nie umiał tego ocenić, bo nadal patrzył na nią przez pryzmat ostatnich dwóch lat. Od tego całego zamieszania, kiedy to zaczęli ze sobą być ich kontakty na tyle się popsuły, a Anthony postanowił nie naciskać na utrzymywanie kontaktu. Mimo wszystko czuł do niej wielki sentyment.
- Czy naprawdę musimy się spotykać tylko i wyłącznie przypadkowo?- zapytał przenosząc teraz wzrok na jej twarz. Pomimo tego, że robiło się już nieco ciemniej a na dziewczynę padał cień, Anthony starał się wyłapać jej spojrzenie.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Wystraszona, a skąd. - Parsknęła ironicznie, zupełnie niespecjalnie. Nie żywiła do Wilsona już żadnych uczuć, ani negatywnych ani pozytywnych. - Banda tych ślizgońskich obszczymurków chce ze mnie wycisnąć sok życia. - Wzruszyła ramionami, jakby nigdy nic. Niezbyt w smak było jej to spotkanie, ale przecież nie mogła go unikać, przez całe życie, no nie?
- Powiedz mi, jaki miałby być powód naszych nieprzypadkowych spotkań, co? - Jasne brwi dziewczęcia powędrowały ku górze. Nie widziała sensu w spotykaniu się z Antonym częściej, niż jest to konieczne. Bo po co? Ich związek skończył się jak skończył, a Bronte wieki temu ruszyła naprzód, on zresztą też. Po długoletniej przyjaźni nie został choćby ślad, ślad w jej sercu. Zwróciła nań czekoladowe tęczówki z wyczekującym wyjaśnienia spojrzeniem.
- Powiedz mi, jaki miałby być powód naszych nieprzypadkowych spotkań, co? - Jasne brwi dziewczęcia powędrowały ku górze. Nie widziała sensu w spotykaniu się z Antonym częściej, niż jest to konieczne. Bo po co? Ich związek skończył się jak skończył, a Bronte wieki temu ruszyła naprzód, on zresztą też. Po długoletniej przyjaźni nie został choćby ślad, ślad w jej sercu. Zwróciła nań czekoladowe tęczówki z wyczekującym wyjaśnienia spojrzeniem.
Re: Balkon
-Jaka banda? Nic o tym nie wiem...- wzruszył ramionami bo jak jeszcze kiedyś był zagorzałym ślizgonem tak od dwóch lat całkowicie go już to nie obchodzi, najwidoczniej niektórzy nadal lubią się bawić w tępienie mugoli i innych domów.
Jej postawa trochę zdziwiła Wilsona, bowiem myślał, że dziewczyna ruszyła już na przód i będzie mogła go traktować przynajmniej jako kolegę, skoro przyjacielem już nie mógł zostać.
- Lubię Cię, Em, mimo wszystko. Czy to takie dziwne, że chce mieć z Tobą kontakt?- spojrzał w jej kierunku na chwilę, po czym wyjął papierosa z ust niedopałek wyrzucając za balkon. - I nie uważam też, że zasłużyłem sobie aż na to, żebyś tak od razu z góry mnie skreślała- Wilson znał Bronte, dlatego widział po niej, że zdaje się rozmawiać z nim z czystego przymusu, tylko dlatego że zjawiła się w tym samym miejscu o tym samym czasie. Czego ona od niego oczekiwała? Że będzie się zachowywać tak jak gdyby nigdy się nie znali? Nie, a przynajmniej on nie miał takiego zamiaru. Oczywiście, że ruszył dalej, ale dalej uważał, że Em była dla niego ważna.
Wilson bez większej krępacji podszedł kilka kroków w stronę dziewczyny, by móc się jej lepiej przyjrzeć.
Jej postawa trochę zdziwiła Wilsona, bowiem myślał, że dziewczyna ruszyła już na przód i będzie mogła go traktować przynajmniej jako kolegę, skoro przyjacielem już nie mógł zostać.
- Lubię Cię, Em, mimo wszystko. Czy to takie dziwne, że chce mieć z Tobą kontakt?- spojrzał w jej kierunku na chwilę, po czym wyjął papierosa z ust niedopałek wyrzucając za balkon. - I nie uważam też, że zasłużyłem sobie aż na to, żebyś tak od razu z góry mnie skreślała- Wilson znał Bronte, dlatego widział po niej, że zdaje się rozmawiać z nim z czystego przymusu, tylko dlatego że zjawiła się w tym samym miejscu o tym samym czasie. Czego ona od niego oczekiwała? Że będzie się zachowywać tak jak gdyby nigdy się nie znali? Nie, a przynajmniej on nie miał takiego zamiaru. Oczywiście, że ruszył dalej, ale dalej uważał, że Em była dla niego ważna.
Wilson bez większej krępacji podszedł kilka kroków w stronę dziewczyny, by móc się jej lepiej przyjrzeć.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Raffles i jego podwładni. Pokonałam go ostatnio na zajęciach Klubu Pojedynków i coś mi się wydaje, że będzie chciał się odegrać - Odparła, nieco spokojniej. Bronte nie zmieniła się jakoś drastycznie. Wciąż blada, wątła i czekoladowooka. Jedynie podłużna blizna na jej lewym policzku świadczyć mogła o jakiejkolwiek zmianie. Jasne włosy starały się zasłonić ubytek, acz każdy ruch Krukonki odsłaniał nieprzyjemną pamiątkę po spotkaniu ze Scott'em. Dziewczyna westchnęła, słysząc kolejne słowa Ślizgona.
- Wybacz, Anthony, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Jestem trochę zmęczona tym wszystkim. - Odparła z lekką skruchą w głosie. Rzeczywiście, nie miała w zamiarze być tak ostrą w stosunku do byłego przyjaciela.
- Masz rację, przepraszam. - Potarła chłodną dłonią o policzek.
- Wybacz, Anthony, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Jestem trochę zmęczona tym wszystkim. - Odparła z lekką skruchą w głosie. Rzeczywiście, nie miała w zamiarze być tak ostrą w stosunku do byłego przyjaciela.
- Masz rację, przepraszam. - Potarła chłodną dłonią o policzek.
Re: Balkon
Anthony wywrócił oczami słysząc pierwsze nazwisko, ten cały Raffles był w jego wieku i jakoś nigdy nie mieli ze sobą wiele do czynienia.
- Im się musi naprawdę bardzo mocno nudzić. Z resztą nie martw się, postaram się żeby nic Ci nie zrobił- wzruszył lekko ramionami, a przez jego głowę przeszła myśl o tym ich całym gangu ślizgonów. Dla Wilsona było to zbyt dziecinne i nie bawiła go tego typu rozrywka, bowiem chciał ten ostatni rok spędzić w spokoju, byle dotrwać do końca szkoły.
- Ja tez jestem tym zmęczony, dlatego nie chcę żebyśmy udawali, że się nie znamy mijając się na korytarzu, albo spotykając się w takiej sytuacji- Anthony akurat musiał przyznać, że przez ten cały ich związek i potem kiedy starał się odkupić swoje winy, zmienił się, a przynajmniej stał się bardziej odpowiedzialny za to co robi i cierpliwy. Jednak im nie wyszło, trudno, on przeżywał to wystarczająco długo by i teraz rozdrapywać rany.
- Czyli możemy już normalnie porozmawiać? I odpowiesz mi na pytanie co robiłaś przez całe wakacje?- przymrużył lekko oczy patrząc na nią, a na ustach miał wyrysowany lekki uśmiech.
- Im się musi naprawdę bardzo mocno nudzić. Z resztą nie martw się, postaram się żeby nic Ci nie zrobił- wzruszył lekko ramionami, a przez jego głowę przeszła myśl o tym ich całym gangu ślizgonów. Dla Wilsona było to zbyt dziecinne i nie bawiła go tego typu rozrywka, bowiem chciał ten ostatni rok spędzić w spokoju, byle dotrwać do końca szkoły.
- Ja tez jestem tym zmęczony, dlatego nie chcę żebyśmy udawali, że się nie znamy mijając się na korytarzu, albo spotykając się w takiej sytuacji- Anthony akurat musiał przyznać, że przez ten cały ich związek i potem kiedy starał się odkupić swoje winy, zmienił się, a przynajmniej stał się bardziej odpowiedzialny za to co robi i cierpliwy. Jednak im nie wyszło, trudno, on przeżywał to wystarczająco długo by i teraz rozdrapywać rany.
- Czyli możemy już normalnie porozmawiać? I odpowiesz mi na pytanie co robiłaś przez całe wakacje?- przymrużył lekko oczy patrząc na nią, a na ustach miał wyrysowany lekki uśmiech.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Już raz im uciekłam. Pewnie jak mnie teraz nie złapią, to koniec końców później mnie dopadną - Wzruszyła ramionami, świdrując go spojrzeniem czekoladowych oczu. - Jakież nudne byłoby bez nich życie. - Westchnęła, obejmując się ramionami. Zrobiło się chłodno i Emily odczuła to na skórze nieosłoniętej przez rękawy mundurkowego swetra.
- No dobrze, niech będzie. - Przyznała mu w końcu, gładząc dłońmi zziębnięte ramiona. - Wakacje? Byłam z Joel'em w górach. - Spodziewała się krzywych spojrzeń z jego strony. Nigdy go nie lubił. Problem w tym, że Frayne opuścił Hogwart i udał się w bliżej nieokreślonym kierunku. - A jak Twoje wolne dni i tygodnie. - Spytała posyłając mu blady uśmiech. Z twarzy zagarnęła kosmyki za ucho, odsłaniając przy tym bliznę przecinającą policzek.
- No dobrze, niech będzie. - Przyznała mu w końcu, gładząc dłońmi zziębnięte ramiona. - Wakacje? Byłam z Joel'em w górach. - Spodziewała się krzywych spojrzeń z jego strony. Nigdy go nie lubił. Problem w tym, że Frayne opuścił Hogwart i udał się w bliżej nieokreślonym kierunku. - A jak Twoje wolne dni i tygodnie. - Spytała posyłając mu blady uśmiech. Z twarzy zagarnęła kosmyki za ucho, odsłaniając przy tym bliznę przecinającą policzek.
Re: Balkon
Faktycznie Anthony poczuł już powiew zimnego, jesiennego wiatru na swoich policzkach, a na niebie pojawiły się chmurki, które ewentualnie mogą zwiastować niewielkie opady. - I co teraz będziesz bawić się z nimi w chowanego? To nie ma większego sensu...- spojrzał na nią i w tym samym momencie zauważył, że dziewczyna obejmuję swoje ramiona. Nie czekając ani chwili dłużej Anthony ściągnął z siebie swoją czarną bluzę i założył jej na ramiona. I właśnie w takich chwilach Wilson pokazywał, że mimo wszystko troszczy się o nią, chociażby to miał tak mały gest jak ochronienie ją przed zmarznięciem. - Weź, nie chcę żebyś się przeziębiła- posłał jej koleżeński uśmiech.
- Z Joel'em?- Anthony zapytał retorycznie krzywiąc się przed tym lekko, faktycznie nigdy nie przepadał za starszym bratem dziewczyny, ale też nigdy nie stawał pomiędzy nimi. - A poza tym nie chcę mi się wierzyć Bronte, że z wielką ochotą spędziłaś wakacje przemierzając góry i doliny...- mruknął nieco ironicznie na twarzy mając dość pogodny uśmiech.
- Spędziłem je praktycznie w wiecznej podróży po Europie. Miałem nie wracać, ale najwyraźniej zawsze uciekam tylko po to żeby tu wrócić - wzruszył obojętnie ramionami. - Wyglądasz jak w bluzie starszego brata - Ślizgon otaksował dziewczynę wzrokiem od stóp do głów.
- Z Joel'em?- Anthony zapytał retorycznie krzywiąc się przed tym lekko, faktycznie nigdy nie przepadał za starszym bratem dziewczyny, ale też nigdy nie stawał pomiędzy nimi. - A poza tym nie chcę mi się wierzyć Bronte, że z wielką ochotą spędziłaś wakacje przemierzając góry i doliny...- mruknął nieco ironicznie na twarzy mając dość pogodny uśmiech.
- Spędziłem je praktycznie w wiecznej podróży po Europie. Miałem nie wracać, ale najwyraźniej zawsze uciekam tylko po to żeby tu wrócić - wzruszył obojętnie ramionami. - Wyglądasz jak w bluzie starszego brata - Ślizgon otaksował dziewczynę wzrokiem od stóp do głów.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Tak z Joelem, z Twoim znienawidzonym Jo. Tak, nie ma go już w Hogwarcie. - Burknęła, patrząc jak zdejmuje bluzę. - Serio... nie musisz - Zaczęła, ale było już za późno. Co im wszystkim się tak zebrało? Jak nie Jason, to Wilson. Szkoda, że inni Ślizgoni tacy mili nie byli. - Quidditch mnie zahartował, dam radę. A góry uwielbiam. Kolejna rzecz, której nie wiesz. - Dodała, choć nie chciała by zabrzmiało to tak ostro.
- Pewnie się stęskniłeś za Andreą, co? - Uśmiechnęła się nieszczerze. Chwilę później zdjęła bluzę i oddała ją Wilsonowi, mówiąc:
- Porcja świeżego powietrza na dziś zdobyta. Na razie, Wilson. - Dodała na odchodne. Jak widać Bronte jeszcze mu nie wybaczyła, i co wyjątkowo prawdopodobne to i nie wybaczy.
- Pewnie się stęskniłeś za Andreą, co? - Uśmiechnęła się nieszczerze. Chwilę później zdjęła bluzę i oddała ją Wilsonowi, mówiąc:
- Porcja świeżego powietrza na dziś zdobyta. Na razie, Wilson. - Dodała na odchodne. Jak widać Bronte jeszcze mu nie wybaczyła, i co wyjątkowo prawdopodobne to i nie wybaczy.
Re: Balkon
Wilson nie rozumiał czemu Emily aż tak źle go traktuję. Przecież minęło już sporo miesięcy, jak nawet nie rok od tego jak oni zaczęli być razem. Mimo tego jak bardzo chłopak się starał i kochał ją to minęło mu to i teraz wiedział, że mógł mieć kompletnie neutralne podejście, najwidoczniej dziewczyna nie umiała tego przeskoczyć. Jego twarz teraz wyglądała tak jakby chłopak zobaczył ducha, faktycznie chyba jej nie znał, bo kiedyś Krukonka by się tak nie zachowała.
- Ile jeszcze lat będziesz mnie za to karać? Ile jeszcze pierdolonych wieków!?- krzyknął kiedy zauważył jak dziewczyna się odwraca. Nie miał najmniejszego zamiaru już jej zatrzymywać, nie tym razem. Odpuścił sobie ją i jako przyjaciółkę i jako dziewczynę, skoro chciała żeby się tak traktowali, proszę bardzo, chłopak nie miał zamiaru latać za nią jak piesek.
- Najwyraźniej wystarcza, bo od świeżego powietrza Ci odwala, Bronte- powiedział widząc jak się odwraca. Nie wiedział czy zareaguje jakkolwiek na jego słowa, nie miało to znaczenia. Kiedyś pewnie biegł by za nią łapiąc ją za rękę. Nie tym razem, Em, nie tym razem... pomyślał patrząc za krukonką.
- Ile jeszcze lat będziesz mnie za to karać? Ile jeszcze pierdolonych wieków!?- krzyknął kiedy zauważył jak dziewczyna się odwraca. Nie miał najmniejszego zamiaru już jej zatrzymywać, nie tym razem. Odpuścił sobie ją i jako przyjaciółkę i jako dziewczynę, skoro chciała żeby się tak traktowali, proszę bardzo, chłopak nie miał zamiaru latać za nią jak piesek.
- Najwyraźniej wystarcza, bo od świeżego powietrza Ci odwala, Bronte- powiedział widząc jak się odwraca. Nie wiedział czy zareaguje jakkolwiek na jego słowa, nie miało to znaczenia. Kiedyś pewnie biegł by za nią łapiąc ją za rękę. Nie tym razem, Em, nie tym razem... pomyślał patrząc za krukonką.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Postać ubrana w workowaty, powyciągany sweter, czarne wąskie spodnie i martensy tego samego koloru pchnęła stare, drewniane drzwi i weszła na balkon. Ciężko było określić jej tożsamość, gdyż od szyi w górę owinięta była grubym, wełnianym szalikiem, a na głowę naciągnęła zimową czapkę z pomponem. Przez wąską szparę spoglądały jedynie oczy, które wyglądały w tym świetle jak dwa wypolerowany gagaty. Owa postać to oczywiście był Laurent, który nie mogąc wytrzymać tłoku i gwaru w pokoju wspólnym krukonów, postanowił zaczerpnąć orzeźwiającego, nocnego powietrza. No i oczywiście zapalić.
Poluzował szalik by utorować dostęp do ust, a następnie wyciągnął papierosa i odpalił go od różdżki. Mały płomień na chwilę rozświetlił ciemność ukazując twarz bruneta, całkowicie pokrytą piegami.
Zaciągnął się i po chwili wypuścił kłąb szarego dymu, który porwany przez wiatr zniknął w ciągu ułamka sekundy. To był zimny, północny wiatr, typowy dla tej pory roku. Chłopak zadrżał i naciągnął sweter na dłonie, zostawiając tylko dwa palce trzymające papierosa. Następnie odchylił głowę do tyłu i zapatrzył się w nocne niebo, które mieniło się milionem gwiazd. Gwiazdozbiór Oriona właśnie zaczął być widoczny. Obok znajdowała się Mała Niedźwiedzica, a tam dalej Duża. Potrafił nazwać znaczną cześć konstelacji, bo przygotowywał się do owutemu z Astronomii. Jednak kiedy tak stał, bo tym rozgwieżdżonym niebem, poczuł się nagle bardzo samotny, tak samotny, jak samotnym można się poczuć w bezchmurną, chłodną październikową noc.
Poluzował szalik by utorować dostęp do ust, a następnie wyciągnął papierosa i odpalił go od różdżki. Mały płomień na chwilę rozświetlił ciemność ukazując twarz bruneta, całkowicie pokrytą piegami.
Zaciągnął się i po chwili wypuścił kłąb szarego dymu, który porwany przez wiatr zniknął w ciągu ułamka sekundy. To był zimny, północny wiatr, typowy dla tej pory roku. Chłopak zadrżał i naciągnął sweter na dłonie, zostawiając tylko dwa palce trzymające papierosa. Następnie odchylił głowę do tyłu i zapatrzył się w nocne niebo, które mieniło się milionem gwiazd. Gwiazdozbiór Oriona właśnie zaczął być widoczny. Obok znajdowała się Mała Niedźwiedzica, a tam dalej Duża. Potrafił nazwać znaczną cześć konstelacji, bo przygotowywał się do owutemu z Astronomii. Jednak kiedy tak stał, bo tym rozgwieżdżonym niebem, poczuł się nagle bardzo samotny, tak samotny, jak samotnym można się poczuć w bezchmurną, chłodną październikową noc.
Laurent de NoirKlasa VII - Skąd : Bristol
Krew : 3/4
Re: Balkon
Nie wiedziała z czego wynika fakt, że w tym zamku ludzie, którzy nie narzekali i cieszyli się prawie ze wszystkiego zaliczali się do bardzo wąskiego grona. Podobnie było z osobami, które lubiły jesień. Odkąd tylko jesień zastała Hogwart, licznik chorych i przygnębionych jakby wzrósł w skali całego roku. A ona, cóż, cieszyła się jak małe dziecko, które dopiero co zobaczyło pierwszy spadający liść czy płatek śniegu, bądź deszczu. Zresztą, Molly miała specyficzne podejście do życia, co mogło ją w pewnym sensie czynić inną. Czy na plus - tego nie mogła ocenić sama.
Jednak tego wieczora pokój wspólny pękał w szwach a gderanie z każdej ze stron po godzinie stało się nie do wytrzymania, dlatego panienka Connolly opatuliła się w ciepły sweter i postanowiła urządzić sobie spacer. Daleko nie zaszła, bo co najwyżej na wieżę północną, na której nie było nic interesującego poza balkonem. Był wieczór, więc liczyła na ładne gwiazdy na niebie, tak też bez zbędnego wahania pchnęła drzwi wejściowe, które względem jej drobnej postury stawiały początkowo opór. Jako istota zaradna poradziła sobie z nimi, kiedy jednak zobaczyła, że na balkonie nie jest sama, zastygła w miejscu.
- Nie chciałam przeszkodzić - odezwała się, uświadomiwszy sobie, że spogląda na chłopaka z kuriozalnym wyrazem twarzy. Chciała nawet zwrócić się do niego po imieniu, w razie gdyby okazało się, że go zna, lecz jego strój na cebulkę skutecznie jej to uniemożliwił. Ona z ciepłych rzeczy zaś miała na sobie jedynie gruby sweter w odcieniu bordowym.
Jednak tego wieczora pokój wspólny pękał w szwach a gderanie z każdej ze stron po godzinie stało się nie do wytrzymania, dlatego panienka Connolly opatuliła się w ciepły sweter i postanowiła urządzić sobie spacer. Daleko nie zaszła, bo co najwyżej na wieżę północną, na której nie było nic interesującego poza balkonem. Był wieczór, więc liczyła na ładne gwiazdy na niebie, tak też bez zbędnego wahania pchnęła drzwi wejściowe, które względem jej drobnej postury stawiały początkowo opór. Jako istota zaradna poradziła sobie z nimi, kiedy jednak zobaczyła, że na balkonie nie jest sama, zastygła w miejscu.
- Nie chciałam przeszkodzić - odezwała się, uświadomiwszy sobie, że spogląda na chłopaka z kuriozalnym wyrazem twarzy. Chciała nawet zwrócić się do niego po imieniu, w razie gdyby okazało się, że go zna, lecz jego strój na cebulkę skutecznie jej to uniemożliwił. Ona z ciepłych rzeczy zaś miała na sobie jedynie gruby sweter w odcieniu bordowym.
Re: Balkon
Laurent wzdrygnął się, gdy odgłos otwieranych drzwi przerwał ciszę panującą na balkonie. Nie spodziewał się tutaj nikogo o tej porze, chyba, że woźnego węszącego każdej, nawet najmniejszej próby złamania szkolnego regulaminu. W tym wypadku byłoby już po nim, jednak gdy do jego uszu dotarł znajomy głos, odetchnął z ulgą, bo Molly zdecydowanie nie była woźnym.
- O hej, nie daj spokój – powiedział, odwracając się do niej – jeśli szukasz schronienia przed tą hałaśliwą burzą, która aktualnie panuje w pokoju wspólnym, przyjmuję Cię z otwartymi ramionami.
Zaciągnął się ostatni raz i rzucił niedopałek na ziemię, następnie przezornie unicestwił go prostym zaklęciem. Trzeba uważać, w końcu nie wiadomo, kto jeszcze postanowi dzisiaj złożyć im wizytę.
Wrócił do swojej poprzedniej pozycji, oparł dłonie o balustradę i spojrzał w niebo. Jest coś intrygującego w obserwowaniu gwiazd, bo nie ważne jak długo na nie spoglądasz, nigdy nie masz dość. Tutaj w Hogwarcie, gdzie jedyne źródła światła stanowiły okna zamku, często miał ku temu okazję, a jednak ten widok nigdy nie przestawał go zachwycać.
- Niebo wygląda dzisiaj cudownie – rzucił.
- O hej, nie daj spokój – powiedział, odwracając się do niej – jeśli szukasz schronienia przed tą hałaśliwą burzą, która aktualnie panuje w pokoju wspólnym, przyjmuję Cię z otwartymi ramionami.
Zaciągnął się ostatni raz i rzucił niedopałek na ziemię, następnie przezornie unicestwił go prostym zaklęciem. Trzeba uważać, w końcu nie wiadomo, kto jeszcze postanowi dzisiaj złożyć im wizytę.
Wrócił do swojej poprzedniej pozycji, oparł dłonie o balustradę i spojrzał w niebo. Jest coś intrygującego w obserwowaniu gwiazd, bo nie ważne jak długo na nie spoglądasz, nigdy nie masz dość. Tutaj w Hogwarcie, gdzie jedyne źródła światła stanowiły okna zamku, często miał ku temu okazję, a jednak ten widok nigdy nie przestawał go zachwycać.
- Niebo wygląda dzisiaj cudownie – rzucił.
Laurent de NoirKlasa VII - Skąd : Bristol
Krew : 3/4
Re: Balkon
Relacja jaka łączyła ją z Laurentem była z jednej strony dość neutralna, a z drugiej wręcz przeciwnie - trochę skomplikowana. Bo w zasadzie kiedyś mieli dobry kontakt, potem cóż... potem ich kontakt się nieco oziębił, głównie przez to, że Molly zmieniła swoje towarzystwo. Dziś jednak to towarzystwo jej nie odpowiadało, dlatego na wieść, że Laurent chyba nie żywi do niej urazy i "przyjmuje ją z otwartymi ramionami" uśmiechnęła się, podchodząc do niego. W ślad za Krukonem powiodła wzrokiem na niebo, bo taki głównie miała cel wychodząc na balkon. W przypadku tej osoby, jaką był chłopak, cisza zazwyczaj nie bywała niezręczna, choć ostatnia może minuta kontemplacji z gwiazdami a nie dyskusji, trochę ją przytłoczyła.
Niebo wygląda dzisiaj cudownie.
Connolly na moment oderwała piwne tęczówki od nieba, zerkając na towarzysza, po czym z powrotem zawiesiła się na ciałach niebieskich.
- Niebo zawsze wygląda cudownie - poprawiła go, pocierając ramiona. Chyba źle zrobiła nie biorąc kurtki tylko sweter i szalik, które na niewiele jej się zdawały przy tej pogodzie. - Najlepszy widok jest z błoń. Gdyby tylko było ciepło moglibyśmy tam pójść. I złamać regulamin, ale to nie jest ważne. No bo wiesz, gwiazdy - stwierdziła, a raczej zaproponowała na przyszłość, odwracając się i opierając o barierkę. A wiecie, że z punktu widzenia drogi mlecznej wszyscy jesteśmy ze wsi?
- Czemu nie integrujesz się z resztą domu? - spytała nagle, chociaż pytanie to raczej zaliczało się do grona głupich. Doskonale znała na nie odpowiedź, więc stanowiło ono raczej pewien punkt zaczepienia.
Niebo wygląda dzisiaj cudownie.
Connolly na moment oderwała piwne tęczówki od nieba, zerkając na towarzysza, po czym z powrotem zawiesiła się na ciałach niebieskich.
- Niebo zawsze wygląda cudownie - poprawiła go, pocierając ramiona. Chyba źle zrobiła nie biorąc kurtki tylko sweter i szalik, które na niewiele jej się zdawały przy tej pogodzie. - Najlepszy widok jest z błoń. Gdyby tylko było ciepło moglibyśmy tam pójść. I złamać regulamin, ale to nie jest ważne. No bo wiesz, gwiazdy - stwierdziła, a raczej zaproponowała na przyszłość, odwracając się i opierając o barierkę. A wiecie, że z punktu widzenia drogi mlecznej wszyscy jesteśmy ze wsi?
- Czemu nie integrujesz się z resztą domu? - spytała nagle, chociaż pytanie to raczej zaliczało się do grona głupich. Doskonale znała na nie odpowiedź, więc stanowiło ono raczej pewien punkt zaczepienia.
Re: Balkon
Życie pędzi z ogromną prędkością. Laurent pamiętał, jakby to było wczoraj, dzień, w którym po raz pierwszy przekroczył progi Hogwartu, a tymczasem jego edukacja tutaj już dobiegała końca. Kiedy ten czas przeleciał? Z biegiem lat chłopak nabył pewną osobliwą cechę: nauczył się nie przywiązywać do niczego. Jak przeczytał w jakiejś mądrej książce, wszystko jest przejściowe, chwilowe, a opuszczanie pewnego miejsca jest pierwszym krokiem do przybycia w inne, zupełnie nowe. Dlatego pozwalał wszystkim swobodnie przepływać przez swoje życie, nie uznawał kotwic ani zapuszczania korzeni. Ludzie pojawiali się w jego życiu i znikali, jeśli pisane im było się jeszcze spotkać, to na pewno tak się stanie.
- Od kiedy wykształciłaś w sobie taką jawną chęć łamania zasad? – zapytał udawanym, zdziwionym tonem, za którym czaiła się pełna aprobata jej pomysłu. Laurent może nie należał do grona buntowników walczących z systemem, ale jego podejście do szkolnego regulaminu można było zdecydowanie określić jako wysoce liberalne.
Zanim odpowiedział na drugie pytanie dziewczyny, zrobił chwilową pauzę, jakby zastanawiał się nad tym, co właściwie miał na myśli.
- Wydaje mi się, że po ponad sześciu latach integracji, naszedł nieuchronny czas dezintegracji – powiedział, wzruszając ramionami – Zresztą, nie wiem dlaczego, większość tych osób ostatnio zaczyna działać mi na nerwy. Nie wiem czy to ja się zmieniam, czy oni – znowu krótka przerwa, przygryzienie wargi – Może po prostu jestem typem samotnika. Zresztą… ty też dzisiaj nie jesteś duszą towarzystwa – pokiwał głową, jakby chciał dodać przekonania swoim słowom, a następnie sięgnął do kieszeni po paczkę fajek i zaproponował jedną Molly.
- W ogóle, jak tam życie? Co u Ciebie? – Nie rozmawiali od jakiś trzech miesięcy, więc warto byłoby nadrobić zaległości.
- Od kiedy wykształciłaś w sobie taką jawną chęć łamania zasad? – zapytał udawanym, zdziwionym tonem, za którym czaiła się pełna aprobata jej pomysłu. Laurent może nie należał do grona buntowników walczących z systemem, ale jego podejście do szkolnego regulaminu można było zdecydowanie określić jako wysoce liberalne.
Zanim odpowiedział na drugie pytanie dziewczyny, zrobił chwilową pauzę, jakby zastanawiał się nad tym, co właściwie miał na myśli.
- Wydaje mi się, że po ponad sześciu latach integracji, naszedł nieuchronny czas dezintegracji – powiedział, wzruszając ramionami – Zresztą, nie wiem dlaczego, większość tych osób ostatnio zaczyna działać mi na nerwy. Nie wiem czy to ja się zmieniam, czy oni – znowu krótka przerwa, przygryzienie wargi – Może po prostu jestem typem samotnika. Zresztą… ty też dzisiaj nie jesteś duszą towarzystwa – pokiwał głową, jakby chciał dodać przekonania swoim słowom, a następnie sięgnął do kieszeni po paczkę fajek i zaproponował jedną Molly.
- W ogóle, jak tam życie? Co u Ciebie? – Nie rozmawiali od jakiś trzech miesięcy, więc warto byłoby nadrobić zaległości.
Laurent de NoirKlasa VII - Skąd : Bristol
Krew : 3/4
Re: Balkon
Kiedy paczka z papierosami znalazła się w jej zasięgu, spojrzała na Laurenta jak na szaleńca. Ona i palenie? O nie, nie. Nigdy w życiu. Dziwiła się tylko temu, że Krukon już zapomniał jak na pierwszym ich spotkaniu poza pokojem wspólnym uciekała przed dymem papierosowym, który jak na złość za nią "gonił". Być może ta jawna chęć do łamania regulaminu go zmyliła, jednak w tej kwestii jej zdanie było niezmienne.
- Mamy piękny wieczór i tyle - powróciła jeszcze na moment do swojej propozycji, wzruszając przy tym ramionami. Dla takiego widoku była w stanie poświęcić kilka punktów domu czy poświęcić swój czas wolny na szlaban. Dziewczyna zaczęła przechadzać się po balkonie, od czasu do czasu coraz mocniej pocierając zmarznięte ramiona a szalik gdyby mogła, to zawiązałaby sobie na całej twarzy a nie tylko na szyi, naciągając go sprytnie na uszy i nos, wtedy kiedy akurat nic nie mówiła.
- Wierzysz w przeznaczenie? - wypaliła nagle, co u niej absolutnie nie było żadną nowością. - Może specjalnie akurat dzisiaj nie chcieliśmy tam siedzieć i również oboje chcieliśmy iść na spacer, na ten balkon. Z drugiej strony może to być tylko przypadek - urwała swoją wypowiedź, nie chcąc się bardziej kompromitować. Wystarczyło to, że już prawdopodobnie miała czerwony jak Rudolf nos.
Co u niej? Musiała się zastanowić nad tym co powiedzieć, bo u niej zmieniło się... nic? Przynajmniej sobie nie przypominała czegoś godnego pochwalenia się.
- Raczej po staremu - uśmiechnęła się lekko, przystając obok Krukona, niemal ramię w ramię z nim. - A u Ciebie?
- Mamy piękny wieczór i tyle - powróciła jeszcze na moment do swojej propozycji, wzruszając przy tym ramionami. Dla takiego widoku była w stanie poświęcić kilka punktów domu czy poświęcić swój czas wolny na szlaban. Dziewczyna zaczęła przechadzać się po balkonie, od czasu do czasu coraz mocniej pocierając zmarznięte ramiona a szalik gdyby mogła, to zawiązałaby sobie na całej twarzy a nie tylko na szyi, naciągając go sprytnie na uszy i nos, wtedy kiedy akurat nic nie mówiła.
- Wierzysz w przeznaczenie? - wypaliła nagle, co u niej absolutnie nie było żadną nowością. - Może specjalnie akurat dzisiaj nie chcieliśmy tam siedzieć i również oboje chcieliśmy iść na spacer, na ten balkon. Z drugiej strony może to być tylko przypadek - urwała swoją wypowiedź, nie chcąc się bardziej kompromitować. Wystarczyło to, że już prawdopodobnie miała czerwony jak Rudolf nos.
Co u niej? Musiała się zastanowić nad tym co powiedzieć, bo u niej zmieniło się... nic? Przynajmniej sobie nie przypominała czegoś godnego pochwalenia się.
- Raczej po staremu - uśmiechnęła się lekko, przystając obok Krukona, niemal ramię w ramię z nim. - A u Ciebie?
Re: Balkon
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na spojrzenie dziewczyny. Laurent tylko starał się być grzeczny. Więcej dla mnie, pomyślał, wyciągnął papierosa z paczki i odpalił go od różdżki.
- Zimno Ci? – zapytał wydmuchując dym. Było to raczej stwierdzenie faktu, bo Molly zaczęła przechadzać się po balkonie i pocierać swoje ramiona, co wyglądało dość zabawnie i wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. Sam nie wiedział dlaczego.
Na pytanie dziewczyny odpowiedział: - Wierzę – i utkwił spojrzenie gdzieś w oddali – Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny – chwila ciszy, zamyślenia; zdania rzucone w ciemność poszybowały gdzieś w rozgwieżdżone niebo, a oni po chwili wróciły do gadki-szmatki.
- U mnie też – pomijając, że ostatnie miesiące były istnym piekłem, dodał w myślach i przywołał na twarz beznamiętny, zblazowany wyraz, niezbyt dla niego typowy – Z tym, że teraz zdecydowanie za dużo palę – jakby dla potwierdzenia przyłożył papierosa do ust i zaciągnął się, żar na jego końcu zapłonął rozświetlając ciemność pomarańczową łuną.
- Zimno Ci? – zapytał wydmuchując dym. Było to raczej stwierdzenie faktu, bo Molly zaczęła przechadzać się po balkonie i pocierać swoje ramiona, co wyglądało dość zabawnie i wywołało uśmiech na twarzy chłopaka. Sam nie wiedział dlaczego.
Na pytanie dziewczyny odpowiedział: - Wierzę – i utkwił spojrzenie gdzieś w oddali – Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny – chwila ciszy, zamyślenia; zdania rzucone w ciemność poszybowały gdzieś w rozgwieżdżone niebo, a oni po chwili wróciły do gadki-szmatki.
- U mnie też – pomijając, że ostatnie miesiące były istnym piekłem, dodał w myślach i przywołał na twarz beznamiętny, zblazowany wyraz, niezbyt dla niego typowy – Z tym, że teraz zdecydowanie za dużo palę – jakby dla potwierdzenia przyłożył papierosa do ust i zaciągnął się, żar na jego końcu zapłonął rozświetlając ciemność pomarańczową łuną.
Laurent de NoirKlasa VII - Skąd : Bristol
Krew : 3/4
Re: Balkon
Jeżeli Gregorovic miała miejsce, do którego z niemałą chęcią chadzała, były z pewnością położone na jak największej wysokości. Najlepiej takie, w którym niechybnie można się zsunąć ze schodka i odbyć niezbyt długi, acz fascynujący lot, kończący się niemałą tragedią. Ot, małe spaczenie, wynikające z nieznośnego bezpieczeństwa i stabilizacji dawanego przez ukochaną rodzinkę. Aż do niedawna. Więc czemuż to, Gregorovic wciąż łaknęła tego samego? Skoro wszystko zależało od niej? Dlaczego więc jej usposobienie nie uległo zmianie, jak to winno być? Gdyby sama posiadła ową wiedzę, byłaby z pewnością najszczęśliwszą personą na globie.
Pokonywała kamienne schodki nieśpiesznie, pogrążając się w głębokich przemyśleniach. Smukła, lewa dłoń zaciśnięta była na różdżce. Niemniej, mało prawdopodobne było, by zdążyła zareagować. Od czasu opuszczenia szpitalnego skrzydła, wolała magiczne drewienko mieć zawsze w zasięgu wzroku. Potrzebowała powietrza. Mroźnego, szczypiącego policzki. Choć kondycja prawej nogi wciąż pozostawiała wiele do życzenia, Lena mogła się poruszać bez niczyjej pomocy i bólu. Dotarłszy na szczyt, czarnowłosa, wsparła się dłońmi o kamienną balustradę oddzielającą ją od powietrznych przestworzy. Głęboko odetchnęła, a na krwistych ustach Ślizgonki wymalował się uśmiech. Prawdziwy uśmiech.
Pokonywała kamienne schodki nieśpiesznie, pogrążając się w głębokich przemyśleniach. Smukła, lewa dłoń zaciśnięta była na różdżce. Niemniej, mało prawdopodobne było, by zdążyła zareagować. Od czasu opuszczenia szpitalnego skrzydła, wolała magiczne drewienko mieć zawsze w zasięgu wzroku. Potrzebowała powietrza. Mroźnego, szczypiącego policzki. Choć kondycja prawej nogi wciąż pozostawiała wiele do życzenia, Lena mogła się poruszać bez niczyjej pomocy i bólu. Dotarłszy na szczyt, czarnowłosa, wsparła się dłońmi o kamienną balustradę oddzielającą ją od powietrznych przestworzy. Głęboko odetchnęła, a na krwistych ustach Ślizgonki wymalował się uśmiech. Prawdziwy uśmiech.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Balkon
- Piekło właśnie zamarzło.
U boku Leny pojawił się znikąd Szwed w typowym dla Durmstrangu ubiorze i czerwono-czarnym płaszczu, któremu oszczędził oszpecenia popularnym u nich futrem. Chłopak miał zaróżowione policzki i skórzane rękawiczki na dłoniach, bo powietrze tutaj było rześkie i chłodne. Świadczyło to też o tym, że był na balkonie wcześniej od Leny, ale pewnie po drugiej stronie balkonu wieży i dlatego go nie zobaczyła. Dopiero kiedy usłyszał kroki na schodach, zdecydował się pojawić. Równie dobrze mogła być to migdaląca się para, więc wolał sobie oszczędzić widowiska. Zdecydowanie zaskoczył go widok Rosjanki, uśmiechniętej do siebie od ucha do ucha. Szczególnie, że plotki o zdarzeniu w pokoju wspólnym Ślizgonów szybko obeszły całą szkołę...
- Wypuścili Cię w końcu? - zagadnął, opierając się o kamienną balustradę. Nie był pewien jej nastroju na jego widok. Miał do siebie żal, że wiedząc o tym co spotkało uczniów, nie odwiedził Leny, ale chyba tego także nie wypadało zrobić. W końcu byli dla siebie tylko dalekimi znajomymi, a dyrekcja sprawę bardzo szybko zatuszowała. Był tutaj wystarczająco długo, żeby zauważyć, że mieli taki nawyk. Wystarczająco wkurzający, że każdy z przyjezdnych uczniów coraz częściej myślał o powrocie do swojego kraju, z Micah na czele. Samodzielny przedstawiciel rodu Johansenów brzmiało dumnie, ale Londyn jesienią po prostu już mu zbrzydł.
- To, albo zdarzyło się coś cudownego i wprost nie mogę się doczekać, żeby o tym usłyszeć - dokończył z uśmiechem, zerkając na dziewczynę kątem oka.
U boku Leny pojawił się znikąd Szwed w typowym dla Durmstrangu ubiorze i czerwono-czarnym płaszczu, któremu oszczędził oszpecenia popularnym u nich futrem. Chłopak miał zaróżowione policzki i skórzane rękawiczki na dłoniach, bo powietrze tutaj było rześkie i chłodne. Świadczyło to też o tym, że był na balkonie wcześniej od Leny, ale pewnie po drugiej stronie balkonu wieży i dlatego go nie zobaczyła. Dopiero kiedy usłyszał kroki na schodach, zdecydował się pojawić. Równie dobrze mogła być to migdaląca się para, więc wolał sobie oszczędzić widowiska. Zdecydowanie zaskoczył go widok Rosjanki, uśmiechniętej do siebie od ucha do ucha. Szczególnie, że plotki o zdarzeniu w pokoju wspólnym Ślizgonów szybko obeszły całą szkołę...
- Wypuścili Cię w końcu? - zagadnął, opierając się o kamienną balustradę. Nie był pewien jej nastroju na jego widok. Miał do siebie żal, że wiedząc o tym co spotkało uczniów, nie odwiedził Leny, ale chyba tego także nie wypadało zrobić. W końcu byli dla siebie tylko dalekimi znajomymi, a dyrekcja sprawę bardzo szybko zatuszowała. Był tutaj wystarczająco długo, żeby zauważyć, że mieli taki nawyk. Wystarczająco wkurzający, że każdy z przyjezdnych uczniów coraz częściej myślał o powrocie do swojego kraju, z Micah na czele. Samodzielny przedstawiciel rodu Johansenów brzmiało dumnie, ale Londyn jesienią po prostu już mu zbrzydł.
- To, albo zdarzyło się coś cudownego i wprost nie mogę się doczekać, żeby o tym usłyszeć - dokończył z uśmiechem, zerkając na dziewczynę kątem oka.
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Balkon
Otulający wątłe ramiona, pół-przezroczysty materiał szmaragdowozielonej sukienki załopotał na wietrze. Choć siniaki na jej udzie były jeszcze z bliska widoczne, Lena nie trudziła się nawet, by je zamaskować. Nie widziała w tym celu. Nie była jak każda, bezmózga dziewucha, która najmniejszy pieg ukrywała pod warstwą dziwacznych, wymyślonych przez nieporadnych mugoli specyfików. Dlatego też fragment bladej skóry prawego uda spowity był ciemnofioletowymi plamami zdradzającymi przeszłe zdarzenie.
Kiedy Drumstrandczyk ujawnił swą obecność, Lenie nieomal serce wyskoczyło z klatki piersiowej. Zdziwiła się. Nie przywykła do tak nagłych reakcji ze strony swojego organizmu. Tak prędko pojawiające się strach i lęk były przecież do niedawna prawie jej nieznane. Dziewczyna wwierciła weń onyksowe spojrzenie, jakby próbując potwierdzić dla siebie samej tożsamość Szweda.
- Piekła nie ma, nie słyszałeś? - Posłała mu pełen zadziorności uśmiech, odwracając jasna twarz w jego kierunku. Nie wydawała się poirytowana czy też rozeźlona jego obecnością. Ciemne brwi nie wyrażały grymasu niezadowolenia, a usta nie sznurowały się przecież w wyrazie pełnym pogardy. Lena obróciła różdżkę w dłoni, zerkając przelotnie na igrające w oddali światła Hogsmeade.
- Dziś rano. Nie mogłam się już doczekać. - Wyjaśniła, odgarniając do tyłu ciemne pasma. Od czasu wizyty w skrzydle zresztą skrócone, powróciły do normalnego, kruczoczarnego koloru perfekcyjnie współgrającego z onyksem oczu.
- Po prostu czekam na personę, którą z największą radością będę mogła z tej wieży zrzucić. - Posłała mu wyjątkowo poważne spojrzenie. - Zgłaszasz się na ochotnika? - Zaproponowała wyzwanie, unosząc brwi.
- Czyżbyś oczekiwał przybycia jednej z tych nad wyraz uroczych Francuzeczek, że się tak wystroiłeś? - Uśmiechnęła się doń, taksując go ciemnym spojrzeniem. Każdy wiedział, że Durmstrandczycy mają poważne skłonności względem tych bezmózgich panien. Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Kiedy Drumstrandczyk ujawnił swą obecność, Lenie nieomal serce wyskoczyło z klatki piersiowej. Zdziwiła się. Nie przywykła do tak nagłych reakcji ze strony swojego organizmu. Tak prędko pojawiające się strach i lęk były przecież do niedawna prawie jej nieznane. Dziewczyna wwierciła weń onyksowe spojrzenie, jakby próbując potwierdzić dla siebie samej tożsamość Szweda.
- Piekła nie ma, nie słyszałeś? - Posłała mu pełen zadziorności uśmiech, odwracając jasna twarz w jego kierunku. Nie wydawała się poirytowana czy też rozeźlona jego obecnością. Ciemne brwi nie wyrażały grymasu niezadowolenia, a usta nie sznurowały się przecież w wyrazie pełnym pogardy. Lena obróciła różdżkę w dłoni, zerkając przelotnie na igrające w oddali światła Hogsmeade.
- Dziś rano. Nie mogłam się już doczekać. - Wyjaśniła, odgarniając do tyłu ciemne pasma. Od czasu wizyty w skrzydle zresztą skrócone, powróciły do normalnego, kruczoczarnego koloru perfekcyjnie współgrającego z onyksem oczu.
- Po prostu czekam na personę, którą z największą radością będę mogła z tej wieży zrzucić. - Posłała mu wyjątkowo poważne spojrzenie. - Zgłaszasz się na ochotnika? - Zaproponowała wyzwanie, unosząc brwi.
- Czyżbyś oczekiwał przybycia jednej z tych nad wyraz uroczych Francuzeczek, że się tak wystroiłeś? - Uśmiechnęła się doń, taksując go ciemnym spojrzeniem. Każdy wiedział, że Durmstrandczycy mają poważne skłonności względem tych bezmózgich panien. Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Ostatnio zmieniony przez Lena Gregorovic dnia Wto 18 Lis 2014, 23:04, w całości zmieniany 1 raz
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Balkon
Widziałem różne reakcje na swój widok u dziewczyn, ale strachu mi brakowało. - Pomyślał z przekąsem. Nie zamierzał jednak rzucać złośliwym komentarzem, na podstawie zaobserwowanego zachowania Leny, ponieważ... co tu kryć, wyglądała dzisiaj mizernie. Długie, srebrne włosy może nie pasowały do nastolatki, ale w tym przypadku wyglądały zdrowiej, niż niepraktyczne obcięcie, które odkrywało jej sińce na twarzy. Nie lubił krótkich fryzur u dziewcząt, ponieważ wklepywano mu do głowy inny ideał kobiety. Bardziej kobiecy, o ile długość włosów miała coś w tym temacie do powiedzenia. Uśmiechała się zadziornie i znał ten wyzywający ton. Mimo to była dzisiaj małą i zmęczoną siedzeniem w zamknięciu Leną (choć nie bezbronną, patrząc na trzymaną mocno różdżkę w dłoniach).
- Hulaj dusza, piekła nie ma - zanucił, obracając się plecami do barierki. Oparł się o nią i patrzył teraz na Ślizgonkę. Widoku na błonia miał już aż za nadto. Jego dłoń zmierzwiła lekko swoje włosy, stawiając je do góry. Był prawie pewien, że jego matka rzuciła na niego urok i w końcu i tak zawsze opadają, stają się ulizane do tyłu... Tak jak na młodego panicza przystało. - Jeśli dzięki temu masz zamiar częściej się szczerze uśmiechać, nie mam nic przeciwko. Ale to nie ten wyraz twarzy, Gregorovic - mrugnął do niej wesoło, kiedy zaszczyciła go złośliwym drganiem warg.
Rzucić się z wieży? Interesujące. Ciekawe czy zdążyłby zdobyć jakąś miotłę... Pewnie nie, ale zawsze warto byłoby spróbować i wtedy mieliby niezłe widowisko. Albo co sprzątać na dziedzińcu.
- Wystroiłem się? - uniósł niewinnie brwi do góry, w wyrazie prawdziwego zdziwienia. Wyglądał przeciętnie i po prostu porządnie. Nie miał w nawyku odpinania sobie górnych guzików od koszuli, albo poluźniania krawata... To taki młodzieżowy "look", a jemu było daleko do swoich rówieśników. - Poczekaj w takim razie na to, jak naprawdę się postaram - zabrzmiał figlarnie. Przy Rosjance i tak pozbywał się sztywnego kręgosłupa, który towarzyszył mu przez całe życie. Z nią jakoś miał taką łatwość rozmawiania, ale o tym już chyba wspominaliśmy. Odwrócił spojrzenie na wejście do wieży, jakby miało coś się tam pojawić ciekawego.
- Jak się czujesz? - spytał szczerze.
- Hulaj dusza, piekła nie ma - zanucił, obracając się plecami do barierki. Oparł się o nią i patrzył teraz na Ślizgonkę. Widoku na błonia miał już aż za nadto. Jego dłoń zmierzwiła lekko swoje włosy, stawiając je do góry. Był prawie pewien, że jego matka rzuciła na niego urok i w końcu i tak zawsze opadają, stają się ulizane do tyłu... Tak jak na młodego panicza przystało. - Jeśli dzięki temu masz zamiar częściej się szczerze uśmiechać, nie mam nic przeciwko. Ale to nie ten wyraz twarzy, Gregorovic - mrugnął do niej wesoło, kiedy zaszczyciła go złośliwym drganiem warg.
Rzucić się z wieży? Interesujące. Ciekawe czy zdążyłby zdobyć jakąś miotłę... Pewnie nie, ale zawsze warto byłoby spróbować i wtedy mieliby niezłe widowisko. Albo co sprzątać na dziedzińcu.
- Wystroiłem się? - uniósł niewinnie brwi do góry, w wyrazie prawdziwego zdziwienia. Wyglądał przeciętnie i po prostu porządnie. Nie miał w nawyku odpinania sobie górnych guzików od koszuli, albo poluźniania krawata... To taki młodzieżowy "look", a jemu było daleko do swoich rówieśników. - Poczekaj w takim razie na to, jak naprawdę się postaram - zabrzmiał figlarnie. Przy Rosjance i tak pozbywał się sztywnego kręgosłupa, który towarzyszył mu przez całe życie. Z nią jakoś miał taką łatwość rozmawiania, ale o tym już chyba wspominaliśmy. Odwrócił spojrzenie na wejście do wieży, jakby miało coś się tam pojawić ciekawego.
- Jak się czujesz? - spytał szczerze.
Micah JohansenNieaktywny - Urodziny : 04/03/1998
Wiek : 26
Skąd : Bålsta, Szwecja
Krew : czysta
Re: Balkon
Czarnowłosa zauważyła zdziwienie, które zaigrało w przenikliwych oczach chłopaka na krótką chwilę. Wprawiło ją to w poczucie nieznośnej bezsilności, wystarczył jeden nieostrożny ruch by zdemaskować swój strach. Ktoś tu jest bardzo, ale to bardzo nieostrożny. Zmrużyła czarne brwi, starając się nie wracać do ponurych myśli tyczących się jej słabej formy.
- Taka irracjonalna, bezsensowna radość tylko dzisiaj, nie spodziewaj się zbyt wielu przebłysków wśród tych burzowych chmur. - Wzruszyła ramionami, przyglądając się wręcz rytualnemu odgarnianiu z czoła włosów. Miała wrażenie, że dla Johansena jest to jakiś chory rytuał, bo zawsze na moment przybierał ten zamyślony wyraz twarzy, kiedy jego dłoń przesuwała się wzdłuż pasm.
- Oceniam na podstawie uczniowskiej średniej. Zawyżasz Hogwardczykom poziom. - Uśmiechnęła się nieznacznie, odgarniając za ucho włosy, które chwilę wcześniej wiatr zawiał na jej ciemne oczy. - Naprawdę postarasz? Na Merlina, tylko nie przesadź, bo jeszcze wpadnę w nieopisany zachwyt i popsuję Ci nienaganną reputację. - Kąciki ciemnych ust uniosły się ku górze. Kiedy padło kolejne pytanie z ust Micah'a, Lena cicho westchnęła.
- Oprócz tego, że od jakiś dwóch dni nie zmrużyłam oka, to naprawdę nie mam na co narzekać. - Odparła sucho, wlepiając weń onyksowe tęczówki.
- Taka irracjonalna, bezsensowna radość tylko dzisiaj, nie spodziewaj się zbyt wielu przebłysków wśród tych burzowych chmur. - Wzruszyła ramionami, przyglądając się wręcz rytualnemu odgarnianiu z czoła włosów. Miała wrażenie, że dla Johansena jest to jakiś chory rytuał, bo zawsze na moment przybierał ten zamyślony wyraz twarzy, kiedy jego dłoń przesuwała się wzdłuż pasm.
- Oceniam na podstawie uczniowskiej średniej. Zawyżasz Hogwardczykom poziom. - Uśmiechnęła się nieznacznie, odgarniając za ucho włosy, które chwilę wcześniej wiatr zawiał na jej ciemne oczy. - Naprawdę postarasz? Na Merlina, tylko nie przesadź, bo jeszcze wpadnę w nieopisany zachwyt i popsuję Ci nienaganną reputację. - Kąciki ciemnych ust uniosły się ku górze. Kiedy padło kolejne pytanie z ust Micah'a, Lena cicho westchnęła.
- Oprócz tego, że od jakiś dwóch dni nie zmrużyłam oka, to naprawdę nie mam na co narzekać. - Odparła sucho, wlepiając weń onyksowe tęczówki.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Balkon
Już naprawdę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Odwiedziła wszystkie zakątki zamku, by znaleźć jakieś pożyteczne zajęcie jednak na nic to się zdało, jak widać, i panna Kruger smętnie krzątała się z kąta w kąt.
Samotność jej nie służyła, to pewne. Przez nią miała za dużo wolnego czasu, którego nie potrafiła w żaden sposób wykorzystać. Może gdyby było cieplej, Monika zaszyłaby się gdzieś na błoniach i tam, wylegując się na słońcu spędzałaby całkiem miłe popołudnia, ale w zimę?
Zamknęła książkę do historii magii, po czym westchnęła znudzona. Była już dziś u Nevana, ale na nic mu się nie przydała. Widziała się też z siostrą, ale Mia była dla dziewczyny nazbyt rozentuzjazmowana by dać radę wytrzymać w obecności blondynki dłużej niż pięć minut. Nikt nie podzielał jej smętnego humoru i to w tym wszystkim było najgorsze.
Westchnęła przeciągle i po raz setny dziś poprawiła grzywkę.
Dziwnie się z nią czuła, ale wszyscy twierdzili, że wygląda lepiej. Cóż, Monikę jednak nie obchodziło zdanie wszystkich, tylko jednej konkretnej osoby...
Balkon był chyba tym miejscem, w którym jeszcze dziś nie była. Poczuła na twarzy powiew zimnego powietrza i spojrzała w górę, na księżyc, gdy już się na nim znalazła. Ubrana w wełniany kardigan oparła się o barierkę i zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej by było, gdyby jutro w ogóle poszła na lekcje.
Samotność jej nie służyła, to pewne. Przez nią miała za dużo wolnego czasu, którego nie potrafiła w żaden sposób wykorzystać. Może gdyby było cieplej, Monika zaszyłaby się gdzieś na błoniach i tam, wylegując się na słońcu spędzałaby całkiem miłe popołudnia, ale w zimę?
Zamknęła książkę do historii magii, po czym westchnęła znudzona. Była już dziś u Nevana, ale na nic mu się nie przydała. Widziała się też z siostrą, ale Mia była dla dziewczyny nazbyt rozentuzjazmowana by dać radę wytrzymać w obecności blondynki dłużej niż pięć minut. Nikt nie podzielał jej smętnego humoru i to w tym wszystkim było najgorsze.
Westchnęła przeciągle i po raz setny dziś poprawiła grzywkę.
Dziwnie się z nią czuła, ale wszyscy twierdzili, że wygląda lepiej. Cóż, Monikę jednak nie obchodziło zdanie wszystkich, tylko jednej konkretnej osoby...
Balkon był chyba tym miejscem, w którym jeszcze dziś nie była. Poczuła na twarzy powiew zimnego powietrza i spojrzała w górę, na księżyc, gdy już się na nim znalazła. Ubrana w wełniany kardigan oparła się o barierkę i zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej by było, gdyby jutro w ogóle poszła na lekcje.
Re: Balkon
Cały dzień szlajał się, gdzie popadnie. Poprzedni wieczór z Leslie dał mu wiele do myślenia - wizyta dyrektora była swoistym ostrzeżeniem, czerwoną lampką, która zaświeciła się nad jego głową w najmniej odpowiednim momencie... Oboje mieli pieprzone szczęście. Równie dobrze mógłby ich wylać albo co gorsza powiadomić rodziny o wszystkim. A oni nadal mogą ciągnąć tę farsę. Brandon jednak nie wiedział, czy wciąż chce tak ryzykować. Martwiło go przede wszystkim bezpieczeństwo rudowłosej. No dobra, i trochę swoje własne.
Po południu wyskoczył na błonia i w niewidocznym miejscu przemienił się w swą zwierzęcą postać - po części z nudów, a po części dlatego, by nie musieć z nikim gadać. Trzymał się skraju Zakazanego Lasu, wędrując tam i z powrotem. Na chwilę nawet zajrzał do zagajnika, ale nie spotkał tam osoby, której troszeczkę się tam spodziewał.
Cóż. Po kolacji przyszła pora na szlajanie się po szkole. Opuścił Wielką Salę sam, nie dostrzegł jednak nigdzie ani swojej byłej, ani rudej. Wiedziony bardziej instynktem aniżeli realną chęcią udania się do wieży północnej, poczłapał tam powolnym krokiem. Kiedy przeszedł przez próg, od razu rozpoznał znajomą sylwetkę.
Tak, serce zabiło mocniej. Nic dziwnego. Przecież tak dobrze ją znał.
- Cześć, Monika - rzekł cicho, zatrzymując się tuż za wejściem. Nie był pewien, czy powinien tutaj zostać. Trudno, najwyżej zaraz sobie pójdzie. Ale najpierw wypali tego jednego papierosa, po którego już sięgnął automatycznym ruchem dłoni.
Po południu wyskoczył na błonia i w niewidocznym miejscu przemienił się w swą zwierzęcą postać - po części z nudów, a po części dlatego, by nie musieć z nikim gadać. Trzymał się skraju Zakazanego Lasu, wędrując tam i z powrotem. Na chwilę nawet zajrzał do zagajnika, ale nie spotkał tam osoby, której troszeczkę się tam spodziewał.
Cóż. Po kolacji przyszła pora na szlajanie się po szkole. Opuścił Wielką Salę sam, nie dostrzegł jednak nigdzie ani swojej byłej, ani rudej. Wiedziony bardziej instynktem aniżeli realną chęcią udania się do wieży północnej, poczłapał tam powolnym krokiem. Kiedy przeszedł przez próg, od razu rozpoznał znajomą sylwetkę.
Tak, serce zabiło mocniej. Nic dziwnego. Przecież tak dobrze ją znał.
- Cześć, Monika - rzekł cicho, zatrzymując się tuż za wejściem. Nie był pewien, czy powinien tutaj zostać. Trudno, najwyżej zaraz sobie pójdzie. Ale najpierw wypali tego jednego papierosa, po którego już sięgnął automatycznym ruchem dłoni.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Strona 10 z 14 • 1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 10 z 14
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach