Balkon
+40
Maddox Overton
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Elijah Ward
Alice Mickey
Brandon Tayth
Micah Johansen
Lena Gregorovic
Molly Connolly
Laurent de Noir
Quinn Larivaara
Elena Tyanikova
Nicolas Socha
Lola Lopez
Christine Greengrass
Serena Valerious
Shay Hasting
Charles Wilson
Adrien Rien
Logan Campbell
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Nanette Myahmm
William Greengrass
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Connor Campbell
Baby Roshwel
Emily Bronte
Anthony Wilson
Beatrix Cortez
Maja Vulkodlak
Aiden Williams
Alice Volante
Ian Ames
Marianna Vulkodlak
Brennus Lancaster
44 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 1 z 14
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Balkon
Balkon okalający wieżę północną osadzony mniej więcej w połowie jej wysokości.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Balkon
Doprawdy nie wiem co skłoniło tę młodą i niezbyt bystrą Ślizgonkę aby przebyć schodami siedem pięter zamkowych, a na dodatek wspiąć się z lochów na jedną ze szkolnych wież. Nucąc pod nosem, rozglądając się ciekawsko dookoła, pokonywała kolejne stopnie i poziomy, aby w końcu zaczerpnąć pełną piersią powietrza, gdy wreszcie znalazła się na balkonie.
- Co ja robię tu.. uuu.. - przemknęło jej przez myśl kiedy zamykała za sobą drzwiczki dzielące ją od schodów, które ciągnęły się wzdłuż wieży. Podreptała od jednego końca balkonu do drugiego, a kiedy nadal nikt się nie pojawił, usiadła na zewnętrznym parapecie jednego z okien, nogi opierając o balustradę balkonu.
Spoglądając na ciemne punkty przemierzające błonia w dole, oddała się zupełnie rwącej rzece głupich myśli, z których nie wynikało nic sensownego. Nic dziwnego, skoro głowę zajmują mało istotne rzeczy.
- Co ja robię tu.. uuu.. - przemknęło jej przez myśl kiedy zamykała za sobą drzwiczki dzielące ją od schodów, które ciągnęły się wzdłuż wieży. Podreptała od jednego końca balkonu do drugiego, a kiedy nadal nikt się nie pojawił, usiadła na zewnętrznym parapecie jednego z okien, nogi opierając o balustradę balkonu.
Spoglądając na ciemne punkty przemierzające błonia w dole, oddała się zupełnie rwącej rzece głupich myśli, z których nie wynikało nic sensownego. Nic dziwnego, skoro głowę zajmują mało istotne rzeczy.
Re: Balkon
Załamanie pogody to coś na co Ian czekał już od dłuższego czasu. Lubił burze. Ba! Uwielbiał wręcz słuchać grzmotów i uwielbiał patrzeć na błyskawice, o samym staniu w deszczu już nie wspominając. Wprost kochał deszcz. Od zawsze tak było i najwidoczniej tak właśnie miało zostać. Całe przedpołudnie spędził więc siedząc na jednej z polan Zakazanego Lasu ubrany w jakąś tam bluzę i dżinsy. Popołudniu miał jednak spotkać się z siostrą więc musiał się trochę ogarnąć. Pogoda też się poprawiła, mżawka się skończyła, więc przestał odczuwać frajdę płynącą z siedzenia właśnie tam. Wrócił więc do zamku, wziął prysznic, żeby pachnieć należycie i naciągnął na tyłek kolejną parę dżinsów, tym razem w kolorze ciemnoniebieskim, założył też białą podkoszulkę na ramiączkach, a na to narzucił granatową koszulę w kratę. Na stopach jak zwykle miał trampki, a na twarzy przyklejony zwyczajny uśmiech. Chowając dłonie do kieszeni skierował swoje kroki w kierunku balkonu wieży północnej, korzystając z chwili. Alice z pewnością poszła na zajęcia z Zielarstwa, które on postanowił już sobie darować. Oczywiste, że miał już plan nie-zdać i tego planu zamierzał się trzymać. Bo to był w miarę dobry plan. Chciał tu jeszcze zostać przez chwilę, bo według jego obliczeń w Hogwarcie będzie mógł się znów pojawić za jakieś 10 lat. A jednak trochę dużo. Pchnął więc drzwi do balkonu i podszedł do barierki jak gdyby nigdy nic wdychając głęboko do swoich martwych płuc powietrze tuż przed kolejną burzą.
- Nie na zajęciach u profesor Scott? - rzucił w końcu pytanie w kierunku blondwłosej niewiasty stojącej wraz z nim na balkonie. Jasne, że wiedział, że nie jest tutaj sam. Jej słodki zapach pchał się do jego nozdrzy przypominając tym samym o jego ostatnim posiłku na jakimś małym zającu. Jej krew pachniała zupełnie inaczej niż tamten zając i z pewnością była o niebo smaczniejsza. Cóż. Obiecał Aldurowi, że będzie grzeczny, a on obietnic zwykł dotrzymywać...
- Nie na zajęciach u profesor Scott? - rzucił w końcu pytanie w kierunku blondwłosej niewiasty stojącej wraz z nim na balkonie. Jasne, że wiedział, że nie jest tutaj sam. Jej słodki zapach pchał się do jego nozdrzy przypominając tym samym o jego ostatnim posiłku na jakimś małym zającu. Jej krew pachniała zupełnie inaczej niż tamten zając i z pewnością była o niebo smaczniejsza. Cóż. Obiecał Aldurowi, że będzie grzeczny, a on obietnic zwykł dotrzymywać...
Re: Balkon
Drzwi na balkon otworzyły się z hukiem, uderzając o pobliską ścianę. Wątła Krukonka skuliła się i posłała obecnym przepraszające spojrzenie, burcząc coś pod nosem na temat wieku zabytkowej klamki, która początkowo nie chciała ustąpić pod naporem jej drobnej dłoni.
- Ian, nieuku podły... - mruknęła z nutką wyrzutu, podchodząc skocznie do barierki i opierając się o nią tyłem. Ułożyła łokcie na mosiężnych zdobieniach.
Ciemne chmury od kilku dni wisiały nad głowami uczniów. Deszcz nie ustępował nawet w nocy, a za dnia nierzadko słychać było odgłosy burzy. Ubrana w granatową, plisowaną spódnicę, białą koszulę z krótkim rękawem i charakterystyczny krawat w barwach Ravenclawu, uczennica szybko mogła odczuć na sobie niesprzyjającą wizytom na zewnątrz aurę pogodową. Jasne, nieco pokręcone kosmyki upięte miała w wysokim koku.
- Dobrze Cię widzieć.
Francuzka uszczypnęła go w policzek i westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu. Krople wiosennego deszczu spadały prosto na jej twarz.
- Gdzie się tym razem szlajałeś?
- Ian, nieuku podły... - mruknęła z nutką wyrzutu, podchodząc skocznie do barierki i opierając się o nią tyłem. Ułożyła łokcie na mosiężnych zdobieniach.
Ciemne chmury od kilku dni wisiały nad głowami uczniów. Deszcz nie ustępował nawet w nocy, a za dnia nierzadko słychać było odgłosy burzy. Ubrana w granatową, plisowaną spódnicę, białą koszulę z krótkim rękawem i charakterystyczny krawat w barwach Ravenclawu, uczennica szybko mogła odczuć na sobie niesprzyjającą wizytom na zewnątrz aurę pogodową. Jasne, nieco pokręcone kosmyki upięte miała w wysokim koku.
- Dobrze Cię widzieć.
Francuzka uszczypnęła go w policzek i westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu. Krople wiosennego deszczu spadały prosto na jej twarz.
- Gdzie się tym razem szlajałeś?
Re: Balkon
Blondynka, którą Ian już niejednokrotnie spotkał na korytarzu zamiast grzecznie odpowiedzieć to zabrała się i poszła. Cóż. Nie będzie jej gonił. Wychylił się jeszcze bardziej przez balustradę, a do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach w momencie kiedy nieznajoma wychodziła. Nie zmienił jednak pozycji, a wzrok miał utkwiony w dół. Ciekawe ile by się leciało? Nie zamierzał tego sprawdzać. Ściągnęłoby to za dużo zbędnej uwagi uczniów. Chwilę później drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, a Krukon obrócił się z uśmiechem w ich stronę opierając o balustradę.
- Ja, nieuk podły? No wiesz, mała? Dobrze, że ty za mnie nadrabiasz. - uśmiechnął się szeroko do Francuzki. Jakoś fakt, że byli rodzeństwem tylko z nazwy, bo tak naprawdę Ian pochodził z zupełnie innej rodziny kompletnie mu nie przeszkadzał. On nie miał teraz innej rodziny niż Volante. Od 13 lat nie miał innej rodziny. Chmury, które zbierały się tak długo nad zamkiem w końcu zaczęły od nowa dawać deszcz. Uśmiech na twarzy Krukona poszerzył się więc jeszcze bardziej. Nikt chyba tak nie kochał deszczu jak ten właśnie wampir. Gdy dziewczę uszczypnęło go w policzek posłał jej nieco obruszone spojrzenie, po czym wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie. Pachniała... jak zwykle. Jak to Alka. Jednak jego uczucia do niej sprawiały, że ten zapach nie był na tyle kuszący by kiedykolwiek mu uległ. Nie chciał jej zjeść. I tak w zasadzie miało zostać.
- To tu, to tam, zależy gdzie mnie nogi poniosą. - wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic i zmrużył powieki. Fakt. Wszystko zależało od pogody i jego nastroju, ale najczęściej zaszywał się w Zakazanym Lesie. Lekcji ostatnio unikał, o oddawaniu prac domowych już kompletnie nie wspominając. Miał przecież nie zdać, prawda?
- Słyszałem jak dziewczyny z czwartego roku mówiły, że zeszłaś się z Tiereszkowym... - rzucił spoglądając na nią ciekaw jej reakcji. Och, plotki, ploteczki. Jak ma się tak dobry słuch jak starszy Volante to można było wiedzieć wszystko co się dzieje w zamku nie ruszając się z miejsca. Oczywiście tym miejscem był Pokój Wspólny Kruczków, gdzie informacje docierały w tempie wręcz zatrważającym.
- ... i słyszałem też, że będziecie mieć gromadkę pięknych Tiereszkowych i że Sasza się pewnie na Ciebie wścieknie. - dodał jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy. Dziewczynki nie byłyby dziewczynkami, gdyby nie dołożyły czegoś od siebie, to oczywiste...
- Ja, nieuk podły? No wiesz, mała? Dobrze, że ty za mnie nadrabiasz. - uśmiechnął się szeroko do Francuzki. Jakoś fakt, że byli rodzeństwem tylko z nazwy, bo tak naprawdę Ian pochodził z zupełnie innej rodziny kompletnie mu nie przeszkadzał. On nie miał teraz innej rodziny niż Volante. Od 13 lat nie miał innej rodziny. Chmury, które zbierały się tak długo nad zamkiem w końcu zaczęły od nowa dawać deszcz. Uśmiech na twarzy Krukona poszerzył się więc jeszcze bardziej. Nikt chyba tak nie kochał deszczu jak ten właśnie wampir. Gdy dziewczę uszczypnęło go w policzek posłał jej nieco obruszone spojrzenie, po czym wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie. Pachniała... jak zwykle. Jak to Alka. Jednak jego uczucia do niej sprawiały, że ten zapach nie był na tyle kuszący by kiedykolwiek mu uległ. Nie chciał jej zjeść. I tak w zasadzie miało zostać.
- To tu, to tam, zależy gdzie mnie nogi poniosą. - wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic i zmrużył powieki. Fakt. Wszystko zależało od pogody i jego nastroju, ale najczęściej zaszywał się w Zakazanym Lesie. Lekcji ostatnio unikał, o oddawaniu prac domowych już kompletnie nie wspominając. Miał przecież nie zdać, prawda?
- Słyszałem jak dziewczyny z czwartego roku mówiły, że zeszłaś się z Tiereszkowym... - rzucił spoglądając na nią ciekaw jej reakcji. Och, plotki, ploteczki. Jak ma się tak dobry słuch jak starszy Volante to można było wiedzieć wszystko co się dzieje w zamku nie ruszając się z miejsca. Oczywiście tym miejscem był Pokój Wspólny Kruczków, gdzie informacje docierały w tempie wręcz zatrważającym.
- ... i słyszałem też, że będziecie mieć gromadkę pięknych Tiereszkowych i że Sasza się pewnie na Ciebie wścieknie. - dodał jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy. Dziewczynki nie byłyby dziewczynkami, gdyby nie dołożyły czegoś od siebie, to oczywiste...
Re: Balkon
Oślepiający błysk przeszył zachmurzone niebo, skutkując po kilku sekundach donośnym odgłosem grzmiotu. Krukonka dygnęła przestraszona siłą odgłosu. Nigdy nie przepadała za deszczem, nie wspominając już nawet o burzach. Była przyzwyczajona do słonecznej Francji, gdzie przez większą część roku mogła nosić swe ulubione, zwiewne sukienki, wiklinowe kapelusze z obszernym rondem i okulary przeciwsłoneczne. Bieganie w deszczu z pewnością nie należało do ulubionych rozrywek tej młodej czarownicy.
- A mam inne wyjście? - dziewczątko wywróciło oczami i znów skupiło uwagę na starszym bracie, pozostawiając sprawę grzmotu w spokoju. Na ustach Iana malował się szeroki uśmiech, który jedynie przypominał Alice jak bardzo się od siebie różnili. Jak przystało na Anglika z krwi i kości Volante zachwycony był padającym bez ustanku deszczem. - To się nazywa reputacja, o którą sama muszę dbać!
Jasnowłosa odwzajemniła uścisk, okładając brata swymi piąstkami po plecach, gdy siła nacisku stała się dla niej zbyt duża.
- Nie chodzisz na zajęcia, nie oddajesz prac domowych i włóczysz się po jakiś szemranych miejscach. Jak chcesz nie zdać do następnej klasy i przyprawić mnie o zawał to jesteś na najlepszej drodze.
Krukonka odsunęła się od ciemnowłosego i z zaciętą miną skrzyżowała przedramiona pod piersiami. Może i na swój sposób usiłowała go niańczyć, lecz czuła się za niego odpowiedzialna od momentu, w którym rodzice stanęli z nim w drzwiach domu. Mieli stworzyć mu nowy, bezpieczny dom, a tymczasem życie doprowadziło do tego, że po raz drugi stracił rodziców. Pomimo osobistej tragedii, jaka dotknęła przecież samą Volante, dziewczyna odkąd tylko pamięta, zawsze starała mu się to wszystko wynagrodzić.
- Nie wiem o czym mówisz. - odparła wymijająco i wzruszyła ramionami, choć w środku aż się zagotowała. Nie mogła zrozumieć tego nienaturalnego pociągu ludzi do plotkowania. Zwłaszcza, że ostatnio tematem numer jeden wszystkich szkolnych plotek była ona sama.
Turkusowe tęczówki czarownicy błysnęły gniewnie.
- Zaraz Ci ten uśmieszek zniknie z twarzy!
Jej złowrogi pomruk poniósł się echem po balkonie. Drobna dłoń odnalazła rękojeść różdżki, która teraz wycelowana była prosto w twarz Krukona.
- A mam inne wyjście? - dziewczątko wywróciło oczami i znów skupiło uwagę na starszym bracie, pozostawiając sprawę grzmotu w spokoju. Na ustach Iana malował się szeroki uśmiech, który jedynie przypominał Alice jak bardzo się od siebie różnili. Jak przystało na Anglika z krwi i kości Volante zachwycony był padającym bez ustanku deszczem. - To się nazywa reputacja, o którą sama muszę dbać!
Jasnowłosa odwzajemniła uścisk, okładając brata swymi piąstkami po plecach, gdy siła nacisku stała się dla niej zbyt duża.
- Nie chodzisz na zajęcia, nie oddajesz prac domowych i włóczysz się po jakiś szemranych miejscach. Jak chcesz nie zdać do następnej klasy i przyprawić mnie o zawał to jesteś na najlepszej drodze.
Krukonka odsunęła się od ciemnowłosego i z zaciętą miną skrzyżowała przedramiona pod piersiami. Może i na swój sposób usiłowała go niańczyć, lecz czuła się za niego odpowiedzialna od momentu, w którym rodzice stanęli z nim w drzwiach domu. Mieli stworzyć mu nowy, bezpieczny dom, a tymczasem życie doprowadziło do tego, że po raz drugi stracił rodziców. Pomimo osobistej tragedii, jaka dotknęła przecież samą Volante, dziewczyna odkąd tylko pamięta, zawsze starała mu się to wszystko wynagrodzić.
- Nie wiem o czym mówisz. - odparła wymijająco i wzruszyła ramionami, choć w środku aż się zagotowała. Nie mogła zrozumieć tego nienaturalnego pociągu ludzi do plotkowania. Zwłaszcza, że ostatnio tematem numer jeden wszystkich szkolnych plotek była ona sama.
Turkusowe tęczówki czarownicy błysnęły gniewnie.
- Zaraz Ci ten uśmieszek zniknie z twarzy!
Jej złowrogi pomruk poniósł się echem po balkonie. Drobna dłoń odnalazła rękojeść różdżki, która teraz wycelowana była prosto w twarz Krukona.
Re: Balkon
W momencie w którym na niebie pojawiła się błyskawica z towarzyszącym jej grzmotem rodowity Anglik aż się zaśmiał. O tak, we Francji nie było często takich rozrywek jak deszcz czy burza. We Francji było ciepło i była wieża Eiffla. Angielscy i amerykańscy specjaliści od symboli często podkreślają, że Francuzi- macho, znani z flirtowania i słynący z niewielkich wzrostem, niepewnych siebie przywódców, takich jak Napoleon i Pepin Mały- nie mogli wybrać trafniejszego symbolu narodowego niż trzystumetrowy fallus. Ianowi zaś to było wszystko jedno. Przyzwyczaił się do Francji i Francuzów, bo tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Z drugiej zaś strony to właśnie Francuzi przygarnęli go pod swój dach i wychowali jak swoje własne dziecko. Gdyby nie oni najprawdopodobniej wylądowałby w jakimś mugolskim przytułku, najpewniej nawet nie dowiedziawszy się o Hogwarcie. Tak, tak w takich wypadkach zwykle przyjeżdża do osobnika jakiś nauczyciel i mówi mu, że jest czarodziejem, ale ostatnimi czasy mugolskie przytułki stały się dość... radykalne w niektórych kwestiach. Szczerze wątpił, by ktokolwiek dopuścił nieznajomego do jakiegoś dziecka z ośrodka. Cieszył się, że trafił do rodziny Volante. Fakt, stracił rodziców po raz drugi i drugi raz musiał swoje odcierpieć, ale przeżył z nimi wiele dobrych chwil. I wciąż miał rodzeństwo.
- Ym... Wiesz co, Alice... - podrapał się z zakłopotaniem po głowie mrużąc nieco powieki - ... w zasadzie to taki jest plan, bo ja... co ja będę robił sam na studiach? - posłał jej nieco przepraszające spojrzenie, bo domyślał się w jaki sposób zareaguje. I domyślał się, że zbierze mu się za to i to bardzo. Alka od śmierci rodziców starała się zastąpić mu matkę, chociaż jakby na to nie patrzeć był od niej starszy o 6 lat. Wcześniej też mu matkowała, czego oczywiście nie miał jej za złe. Miło mieć jednak kogoś kto się o Ciebie troszczy, prawda? Chwilę później różdżkę Krukonki miał tuż przed nosem, więc przestał się uśmiechać i wywrócił teatralnie oczętami.
- Chciałem tylko dodać w kwestii Tiereszkowego, że jak Ci się znudzi, albo po prostu będziesz chciała się go pozbyć raz na zawsze... To wiesz gdzie mnie szukać. Już, koniec, zmiana tematu. - nie wiedział, że tak ją to zdenerwuje. Fakt, plotki krążyły po szkole, ale dzisiaj o niej jutro o kimś innym. Taki to już był los plotek.
- Masz już jakieś plany na studia - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Uśmiech ten spowodowany był głównie deszczem, który przyjemnie łaskotał go po szyi i plecach. Najwidoczniej nie będzie się nigdy w stanie wyprzeć swojej angielskości. Chociaż liczył na to, że sytuacja go nigdy do tego nie zmusi.
- Ym... Wiesz co, Alice... - podrapał się z zakłopotaniem po głowie mrużąc nieco powieki - ... w zasadzie to taki jest plan, bo ja... co ja będę robił sam na studiach? - posłał jej nieco przepraszające spojrzenie, bo domyślał się w jaki sposób zareaguje. I domyślał się, że zbierze mu się za to i to bardzo. Alka od śmierci rodziców starała się zastąpić mu matkę, chociaż jakby na to nie patrzeć był od niej starszy o 6 lat. Wcześniej też mu matkowała, czego oczywiście nie miał jej za złe. Miło mieć jednak kogoś kto się o Ciebie troszczy, prawda? Chwilę później różdżkę Krukonki miał tuż przed nosem, więc przestał się uśmiechać i wywrócił teatralnie oczętami.
- Chciałem tylko dodać w kwestii Tiereszkowego, że jak Ci się znudzi, albo po prostu będziesz chciała się go pozbyć raz na zawsze... To wiesz gdzie mnie szukać. Już, koniec, zmiana tematu. - nie wiedział, że tak ją to zdenerwuje. Fakt, plotki krążyły po szkole, ale dzisiaj o niej jutro o kimś innym. Taki to już był los plotek.
- Masz już jakieś plany na studia - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy. Uśmiech ten spowodowany był głównie deszczem, który przyjemnie łaskotał go po szyi i plecach. Najwidoczniej nie będzie się nigdy w stanie wyprzeć swojej angielskości. Chociaż liczył na to, że sytuacja go nigdy do tego nie zmusi.
Re: Balkon
Volante przeklnęła siarczyście pod nosem, gdy odgłos grzmotu powtórzył się. Miała jeszcze zamiar potrenować jeszcze dziś na boisku. Gdyby tylko padało na pewno z całą determinacją założyłaby pelerynę i powędrowała doskonalić umiejętności latania na miotle, lecz na latanie w burzy nigdy by sobie nie pozwoliła. Zasadniczo dlatego, że była drobną Francuzką, która przy każdym grzmocie i pojawieniu się błyskawicy miała gęsią skórkę i palpitacje serca.
- Ym... Wiesz co, Alice...
Dziewczyna zmrużyła powieki i ułożyła dłonie na biodrach. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co za chwilę usłyszy. Nie miała mu jednak tego za złe. Wiedziała w jakiej sytuacji się znajduje i że co gorsza, pewnie za jakiś czas będzie musiał stąd zniknąć na kilka lat, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Krukonka westchnęła i rozłożyła ramiona w geście bezradności.
- Volante! Krukon! I nie zda... - jęknęła półszeptem pod nosem i pokręciła głową. Może i uchodzenie w opinii innych za kujonów nie było dla wszystkich kwintesencją marzeń, ale Alice dbała o to, jaki wydźwięk w szkole ma jej nazwisko. I fakt, że przez Borysa uczniowie zaczęli szeptać o czym, o czym nie powinni niesamowicie owo jasnowłose dziewczę irytował.
- Tak, tak, wiem. Nie dasz mnie skrzywdzić, bla, bla, bla...
Krople deszczu dudniły o blaszany daszek z coraz to większą zawziętością. Wiatr nieproszony smagał odkryte ramiona uczennicy, bezlitoście traktując je porcją lodowatego powietrza.
- Może aurorstwo? - dziewczyna zagryzła dolną wargę, starając się zeskubać zębami jedną z wystających skórek. - Chociaż pewnie wszyscy padną ze śmiechu jak ze swoim 1,65m wzrostu i niespełna 50 kg żywej wagi pójdę na szkolenie. Powiedz mi lepiej jak się mają Twoje sprawy. I wiesz o czym mówię.
Położyła nacisk na ostatnie słowa i mrugnęła porozumiewawczo. Nie było dla niej tajemnicą, że Ian nie do końca należał do tego samego świata, co wszyscy inni uczniowie. Trudno zresztą, by przed rodzeństwem uchowało się, że nowy Volante gustuje w całkowicie innym menu i zasadniczo ma więcej wspólnego z zombie, niż człowiekiem.
- Ym... Wiesz co, Alice...
Dziewczyna zmrużyła powieki i ułożyła dłonie na biodrach. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co za chwilę usłyszy. Nie miała mu jednak tego za złe. Wiedziała w jakiej sytuacji się znajduje i że co gorsza, pewnie za jakiś czas będzie musiał stąd zniknąć na kilka lat, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Krukonka westchnęła i rozłożyła ramiona w geście bezradności.
- Volante! Krukon! I nie zda... - jęknęła półszeptem pod nosem i pokręciła głową. Może i uchodzenie w opinii innych za kujonów nie było dla wszystkich kwintesencją marzeń, ale Alice dbała o to, jaki wydźwięk w szkole ma jej nazwisko. I fakt, że przez Borysa uczniowie zaczęli szeptać o czym, o czym nie powinni niesamowicie owo jasnowłose dziewczę irytował.
- Tak, tak, wiem. Nie dasz mnie skrzywdzić, bla, bla, bla...
Krople deszczu dudniły o blaszany daszek z coraz to większą zawziętością. Wiatr nieproszony smagał odkryte ramiona uczennicy, bezlitoście traktując je porcją lodowatego powietrza.
- Może aurorstwo? - dziewczyna zagryzła dolną wargę, starając się zeskubać zębami jedną z wystających skórek. - Chociaż pewnie wszyscy padną ze śmiechu jak ze swoim 1,65m wzrostu i niespełna 50 kg żywej wagi pójdę na szkolenie. Powiedz mi lepiej jak się mają Twoje sprawy. I wiesz o czym mówię.
Położyła nacisk na ostatnie słowa i mrugnęła porozumiewawczo. Nie było dla niej tajemnicą, że Ian nie do końca należał do tego samego świata, co wszyscy inni uczniowie. Trudno zresztą, by przed rodzeństwem uchowało się, że nowy Volante gustuje w całkowicie innym menu i zasadniczo ma więcej wspólnego z zombie, niż człowiekiem.
Re: Balkon
Słyszał jak bicie serca Alice przyspieszyło w momencie grzmotu i po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego jak różnią się od siebie. Co najmniej jak ogień i woda. Położył więc swoją dłoń na jej ramieniu z delikatnym uśmiechem. Wiedział, jak bardzo ją rozczarował tym, że chce zostać w Hogwarcie. Liczył jednak na jej zrozumienie. Wszakże cóż miał ze sobą począć? Pójdzie na studia, najpewniej na jakiś kierunek na którym nie będzie miał do czynienia z ludzką krwią i ogniem, więc sztuka uzdrowicielska, aurorstwo i smokologia odpadają, alchemia też nie jest najlepszym pomysłem, bo smród z kociołków nie działa na niego najlepiej. Hm... jakby się tak zastanowić to zostaje mu jedynie nudna historia magii. Przynajmniej coś. Mugolskie studia całkowicie odpadają. Zabiłby połowę wydziału w przypływie pragnienia. Przy czarodziejach jakoś lepiej się kontrolował, bo wiedział, że nie są bezbronni. Mugole to zupełnie inna para kaloszy.
- Może zdam... nie wiem jeszcze. Wiem za to, że za parę lat będziesz udawać moją ciotkę, a jeszcze parę lat matkę. Hm... albo zdam, pójdę na studia i za dwa lata pójdę do Beuxbatons? Z moim śmiesznym akcentem... - uśmiechnął się szeroko. Jego francuski był... po prostu śmieszny, chociaż się starał. Typowo londyński akcent jawnie przebijał się w jego mowie, mimo tego, że próbował to zwalczyć. Za każdym razem jego próby spełzały na niczym. Trzynaście lat z językiem francuskim, a on mówił trochę jak brytyjski turysta powodując dziwny uśmiech u rodowitych Francuzów. Jego przygoda z Beuxbatons może być więc ciekawa.
- Tak tak, to też. - stwierdził, chociaż bardziej chodziło mu o gratisowy ciepły posiłek w postaci Tiereszkowego. Szczerze jednak wątpił, aby kochana Alice pozwoliła mu go kiedyś zjeść. Trochę szkoda, bo zapewne po opróżnieniu z krwi Rosjanina chodziłby na kacu przez następne dwa dni i poprawiłby się jego nieco grobowy ostatnimi czasy nastrój.
- Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie, mała. - posłał jej szeroki uśmiech. O! On idealnie odnalazłby się na kierunkach artystycznych! Jego pasja do fotografowania wreszcie by się przydała do czegoś konkretnego. No, ale takie rewelacje to jak na razie tylko na mugloskich uczelniach, które z przyczyn jasnych i oczywistych, a także wcześniej wymienionych w tym nudnym i niezbyt długim poście, odpadają. Kolejne pytanie uznał z góry za pytanie o jego dietę, niźli o niewiasty. Dziewczyny na razie odpadały. O seksie to już w ogóle nie wspominając. Chyba, że trafi na jakąś wampirzycę, to w sumie... dlaczego nie!
- Jak widać. Zające, wiewiórki, sztuczna krew i egzystuję. - wzruszył ramionami już bez zbędnego szczerzenia się. Już przywykł. Najgorzej było na początku. Najgorzej było tuż po przemianie. Najgorsze były pierwsze trzy lata.
- Może zdam... nie wiem jeszcze. Wiem za to, że za parę lat będziesz udawać moją ciotkę, a jeszcze parę lat matkę. Hm... albo zdam, pójdę na studia i za dwa lata pójdę do Beuxbatons? Z moim śmiesznym akcentem... - uśmiechnął się szeroko. Jego francuski był... po prostu śmieszny, chociaż się starał. Typowo londyński akcent jawnie przebijał się w jego mowie, mimo tego, że próbował to zwalczyć. Za każdym razem jego próby spełzały na niczym. Trzynaście lat z językiem francuskim, a on mówił trochę jak brytyjski turysta powodując dziwny uśmiech u rodowitych Francuzów. Jego przygoda z Beuxbatons może być więc ciekawa.
- Tak tak, to też. - stwierdził, chociaż bardziej chodziło mu o gratisowy ciepły posiłek w postaci Tiereszkowego. Szczerze jednak wątpił, aby kochana Alice pozwoliła mu go kiedyś zjeść. Trochę szkoda, bo zapewne po opróżnieniu z krwi Rosjanina chodziłby na kacu przez następne dwa dni i poprawiłby się jego nieco grobowy ostatnimi czasy nastrój.
- Dasz sobie radę, wierzę w Ciebie, mała. - posłał jej szeroki uśmiech. O! On idealnie odnalazłby się na kierunkach artystycznych! Jego pasja do fotografowania wreszcie by się przydała do czegoś konkretnego. No, ale takie rewelacje to jak na razie tylko na mugloskich uczelniach, które z przyczyn jasnych i oczywistych, a także wcześniej wymienionych w tym nudnym i niezbyt długim poście, odpadają. Kolejne pytanie uznał z góry za pytanie o jego dietę, niźli o niewiasty. Dziewczyny na razie odpadały. O seksie to już w ogóle nie wspominając. Chyba, że trafi na jakąś wampirzycę, to w sumie... dlaczego nie!
- Jak widać. Zające, wiewiórki, sztuczna krew i egzystuję. - wzruszył ramionami już bez zbędnego szczerzenia się. Już przywykł. Najgorzej było na początku. Najgorzej było tuż po przemianie. Najgorsze były pierwsze trzy lata.
Re: Balkon
Volante zgrabnie obróciła się dokoła własnej osi i znów wsparła o barierkę, tym razem jednak przodem. Początkowo wodziła spojrzeniem po zamglonej okolicy, następnie przenosząc je na swe poobdzierane i posiniaczone ramiona. Odruchowo zaczęła nawet zdrapywać fragmenty strupów, jakie pokrywały jej prawy łokieć, dopiero po chwili uprzytamniając sobie jak niemądre jest to w tej chwili posunięcie. Nie podejrzewałaby naturalnie, by Ian miał zamiar ją tu zabić, ale nie widziała powodów dla którego miałaby go wystawiać na ciężką próbę zniesienia zapewne przyjemnego dla niego zapachu. Otoczyła poraniony łokieć dłonią, by więcej jej nie wabił.
- Nie kuś... - wyszczerzyła się i zerknęła na niego z ukosa. Odchrząknęła, by nieco obniżyć ton swojego głosu i gwałtownie się wyprostowała. - Jak się ma mój malutki syneczek?
Alice stanęła na palcach i chwyciła oba policzki Krukona, ciągnąc je zawzięcie niczym podstarzała ciotka.
- Dobrze Cię karmią w zamku? Przyprowadziłbyś do domu w końcu jakąś koleżankę! Chyba nie chcesz powiedzieć mamusi, że wolisz chłopców? - pogłaskała go po głowie i zrobiła zatroskaną minę. Nie potrafiła jednak długo pociągnąć tego teatrzyku, dlatego już po chwili jej perlisty śmiech potoczył się echem po balkonie, a ona sama westchnęła umęczona odgrywaniem tej roli.
- Nie wiem, czy podołam.
Krukonka odepchnęła się biodrami od barierki i przestąpiła z nogi na nogę. Gdy usłyszała jak Ian wymawia nazwę francuskiej szkoły magii, parsknęła w odpowiedzi i teraz to ona ułożyła dłoń na jego ramieniu.
- Bo-ba-tą, a nie Beuks-ba-ton. - poprawiła go, sylabizując wyraz jak małemu dziecku. - To nie jest dobry pomysł. Chyba, że w końcu się ugniesz i zaczniemy rozmawiać między sobą po francusku, żebyś mógł się podszkolić.
Na jej usta po raz kolejny tego popołudnia wypłynął ciepły uśmiech. Choć gościł on i na ustach Iana, Volante wyraźnie widziała, że stanowi jedynie udaną przykrywkę.
- Nie możesz jeść mniej uroczych zwierząt? Bo ja wiem... kretów? Albo szczurów?
Dziewczyna skrzywiła się i potrząsnęła głową chcąc odgonić od siebie wizję brata wpijającego się w szyję małego królika i powoli pozbawiającego go życia. - Nie boisz się? Masz przed sobą całą wieczność. Ja pożyję pewnie z 50 lat, jak dobrze pójdzie, a czasem nie wiem co ze sobą zrobić. Zwłaszcza w taką pogodę. Co jak Ci się znudzi? Można chcieć żyć wiecznie?
- Nie kuś... - wyszczerzyła się i zerknęła na niego z ukosa. Odchrząknęła, by nieco obniżyć ton swojego głosu i gwałtownie się wyprostowała. - Jak się ma mój malutki syneczek?
Alice stanęła na palcach i chwyciła oba policzki Krukona, ciągnąc je zawzięcie niczym podstarzała ciotka.
- Dobrze Cię karmią w zamku? Przyprowadziłbyś do domu w końcu jakąś koleżankę! Chyba nie chcesz powiedzieć mamusi, że wolisz chłopców? - pogłaskała go po głowie i zrobiła zatroskaną minę. Nie potrafiła jednak długo pociągnąć tego teatrzyku, dlatego już po chwili jej perlisty śmiech potoczył się echem po balkonie, a ona sama westchnęła umęczona odgrywaniem tej roli.
- Nie wiem, czy podołam.
Krukonka odepchnęła się biodrami od barierki i przestąpiła z nogi na nogę. Gdy usłyszała jak Ian wymawia nazwę francuskiej szkoły magii, parsknęła w odpowiedzi i teraz to ona ułożyła dłoń na jego ramieniu.
- Bo-ba-tą, a nie Beuks-ba-ton. - poprawiła go, sylabizując wyraz jak małemu dziecku. - To nie jest dobry pomysł. Chyba, że w końcu się ugniesz i zaczniemy rozmawiać między sobą po francusku, żebyś mógł się podszkolić.
Na jej usta po raz kolejny tego popołudnia wypłynął ciepły uśmiech. Choć gościł on i na ustach Iana, Volante wyraźnie widziała, że stanowi jedynie udaną przykrywkę.
- Nie możesz jeść mniej uroczych zwierząt? Bo ja wiem... kretów? Albo szczurów?
Dziewczyna skrzywiła się i potrząsnęła głową chcąc odgonić od siebie wizję brata wpijającego się w szyję małego królika i powoli pozbawiającego go życia. - Nie boisz się? Masz przed sobą całą wieczność. Ja pożyję pewnie z 50 lat, jak dobrze pójdzie, a czasem nie wiem co ze sobą zrobić. Zwłaszcza w taką pogodę. Co jak Ci się znudzi? Można chcieć żyć wiecznie?
Re: Balkon
Nie, nie zabiłby jej. Nigdy nie rzuciłby się na nią. Chyba, że wysuszyłby się, a ona byłaby jedyną opcją żeby wrócić do życia. To wtedy by skorzystał z jej krwi, o ile wcześniej wyraziłaby zgodę na jej użycie. Najlepiej pisemną zgodę, żeby potem nie miała żadnych ale. Zimny deszcz nie robił na nim większego wrażenia, jedynie siedział na balustradzie i obserwował bacznie Alice. Wbrew pozorom dość dawno jej nie widział. Zbyt dawno jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że byli na jednym roku i w jednym domu. Cóż, w takim razie brawa dla Iana, za opuszczanie zajęć, bo całkiem nieźle mu to wychodziło. Patrzył ze swego rodzaju rozbawieniem jak siostra stara się wkręcić w rolę jego ciotko-matki. Nie dało się ukryć, że tylko ona mogła mu kiedyś pomóc, bo była jedyną dziewczyną która wiedziała. Najwyżej Marcel zostanie jego ojcem, o. Ale to za jakieś... 20 lat. Patrząc z perspektywy Volante... to tak jakby pstryknąć palcami.
- Podołasz... to nie jest trudne. Wystarczy, że będziesz zapisywać mnie do szkół i co jakiś czas będą przychodzić do Ciebie sowy z moimi wynikami w nauce... W wakacje zaszyję się w jakimś buszu i nawet nie będziesz musiała mnie oglądać. - posłał jej delikatny uśmiech, choć to wszystko nie było dla niego łatwe. To nie tak miało wszystko wyglądać. Nie prosił o nieśmiertelność. Nie chciał być wampirem. Świadomość, że kiedyś będzie musiał oglądać śmierć swojego rodzeństwa pojawiała się za każdym razem. Oni się będą się starzeć i chorować, będą mieć gromadki dzieci, a on...? On za jakieś 80 lat zostanie z niczym, uwięziony w ciele osiemnastolatka. W sumie, jakby spojrzeć na to z innej perspektywy... nie pożyłby długo. Cukrzyca go wykańczała. Wierzył, wciąż wierzył, że to wszystko ma jakiś głębszy sens. Ciekawe na jak długo starczy mu tej wiary. Wywrócił teatralnie oczętami, kiedy go poprawiła.
- No przecież wiem, że Beux-bą-ton. - wymamrotał, krzywiąc się przy tym. Jego francuski naprawdę potrzebował sporego udoskonalenia. Cóż... miał wieczność żeby coś z tym zrobić.
- Krety albo szczury? Nie, dziękuję. Za dużo szukania, za mało korzyści. - stwierdził przechylając nieco głowę. No w sumie trochę racji miał, bo kto mu tego kreta wykopie spod ziemi? A szczury? Szczura, bez właściciela, w Hogwarcie nie widział od dłuższego czasu. W Zakazanym Lesie też. Zeskoczył z balustrady opierając się o nią teraz bokiem. Już się nie uśmiechał.
- Najbardziej boję się tego, że znowu kiedyś zostanę sam, wiesz, że nie będzie was. Owszem, będą wasze dzieci, wnuki, prawnuki... ale to nie to samo. - skrzywił się na samą myśl. Przerażała go ta wizja prawdę mówiąc. Nie mógł jednak nic z tym zrobić.
- Ej, mnie nie pytaj. Ja się o to nie prosiłem! Po prostu tak wyszło... - ostatnie zdanie wypowiedział już nieco ciszej i przejechał dłonią po swoich mokrych włosach.
- Alka, a ty nie będziesz chora? - uniósł jedną brew do góry, mając oczywiście na myśli jej stan po staniu w deszczu, a nie inne choroby. Powoli zapominał jak to jest być człowiekiem.
- Podołasz... to nie jest trudne. Wystarczy, że będziesz zapisywać mnie do szkół i co jakiś czas będą przychodzić do Ciebie sowy z moimi wynikami w nauce... W wakacje zaszyję się w jakimś buszu i nawet nie będziesz musiała mnie oglądać. - posłał jej delikatny uśmiech, choć to wszystko nie było dla niego łatwe. To nie tak miało wszystko wyglądać. Nie prosił o nieśmiertelność. Nie chciał być wampirem. Świadomość, że kiedyś będzie musiał oglądać śmierć swojego rodzeństwa pojawiała się za każdym razem. Oni się będą się starzeć i chorować, będą mieć gromadki dzieci, a on...? On za jakieś 80 lat zostanie z niczym, uwięziony w ciele osiemnastolatka. W sumie, jakby spojrzeć na to z innej perspektywy... nie pożyłby długo. Cukrzyca go wykańczała. Wierzył, wciąż wierzył, że to wszystko ma jakiś głębszy sens. Ciekawe na jak długo starczy mu tej wiary. Wywrócił teatralnie oczętami, kiedy go poprawiła.
- No przecież wiem, że Beux-bą-ton. - wymamrotał, krzywiąc się przy tym. Jego francuski naprawdę potrzebował sporego udoskonalenia. Cóż... miał wieczność żeby coś z tym zrobić.
- Krety albo szczury? Nie, dziękuję. Za dużo szukania, za mało korzyści. - stwierdził przechylając nieco głowę. No w sumie trochę racji miał, bo kto mu tego kreta wykopie spod ziemi? A szczury? Szczura, bez właściciela, w Hogwarcie nie widział od dłuższego czasu. W Zakazanym Lesie też. Zeskoczył z balustrady opierając się o nią teraz bokiem. Już się nie uśmiechał.
- Najbardziej boję się tego, że znowu kiedyś zostanę sam, wiesz, że nie będzie was. Owszem, będą wasze dzieci, wnuki, prawnuki... ale to nie to samo. - skrzywił się na samą myśl. Przerażała go ta wizja prawdę mówiąc. Nie mógł jednak nic z tym zrobić.
- Ej, mnie nie pytaj. Ja się o to nie prosiłem! Po prostu tak wyszło... - ostatnie zdanie wypowiedział już nieco ciszej i przejechał dłonią po swoich mokrych włosach.
- Alka, a ty nie będziesz chora? - uniósł jedną brew do góry, mając oczywiście na myśli jej stan po staniu w deszczu, a nie inne choroby. Powoli zapominał jak to jest być człowiekiem.
Re: Balkon
- Znając Twoje zamiłowanie do pozostawania w jednej klasie będę musiała się za Ciebie wstydzić jak będą przychodziły kolejne sowy z wynikami! Nie myśl sobie, że jako Twoja ciotka Ci popuszczę. Jako Twoja matka będę jeszcze gorsza, a jak przeżyjesz tą gehennę to czeka Cię sielanka u boku babci Ali.
Jasnowłosa uśmiechnęła się pogodnie i gdy Ian oparł się bokiem o barierkę, znów zawisła na jego szyi. Volante w gronie rodziny lub naprawdę bliskich jej osób, uchodziła na przylepę, której ciężko się było pozbyć. Było to o tyle zaskakujące, że w gronie swych rówieśników, czy dalszych znajomych, uchodziła za wyjątkowo powściągliwą osóbkę. Nie przywykła do zwierzania się ze swych sercowych rozterek, czy rodzinnych problemów. Gdy inni śmiali się do rozpuku, ona pozwalała sobie jedynie na delikatny, choć wymowny uśmiech. Całą siebie skrupulatnie zachowywała dla osób, które znały ją bardzo dobrze, niemalże na wylot.
- BO-BA-TĄ, na Merlina Ty jesteś niereformowalny! C'est terrible! - mruknęła oburzona i uszczypnęła go w plecy, aby na zawsze zapisał sobie w głowie wymowę nazwy francuskiej placówki. Znając jednak życie za pięć minut znów zniekształci ją do tego stopnia, że panienka Volante zacznie się zastanawiać czy przypadkiem jego 13-letni pobyt w słonecznej Francji nie był jedynie wytworem jej bujnej wyobraźni.
Kolejne słowa Anglika spowodowały, że ramiona czarownicy zacisnęły się mocniej na jego klatce piersiowej.
- Nie mów tak, błagam... - Alice podniosła głowę i wlepiła w twarz pijawki spojrzenie swych intensywnie turkusowych tęczówek, które zaszły delikatną mgiełką. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, jednak to nie pomogło w pozbyciu się guli, która na raz urosła w jej gardle. Nie chciała jednak po sobie pokazać, że aż tak bardzo na tą chwilę przeraża ją ta wizja. To nie było w stylu Volante. Była mała, dlatego nadrabiała to pokazywaniem wszem i wobec, że nie jest słabą, mizerną beksą - latała jak głupia po boisku kilka godzin, nabijała sobie siniaki, z zaciętą miną znosiła wszystkie upadki. I nawet wieść o wyjeździe Borysa, o którym dowiedziała się na samym końcu, choć już wtedy była jego dziewczyną, nie wycisnął z tych turkusowych, sarnich oczu ani jednej łzy. Przynajmniej publicznie.
- Zawsze będziemy razem!
Obruszyła się, niczym dzika kotka i trzasnęła go złożoną w pięść dłonią w ramię. Odsunęła się na tyle, by nie zauważył jak ukradkiem pociera oczy, a gdy się odwróciła na jej ustach znów gościł ciepły uśmiech.
- Twarda sztuka jestem, co Ty myślisz, że dam się byle jakiej chorobie? - wystawiła w jego kierunku czubek języka i zgrabnie wsunęła się na balustradę, z całej siły przytrzymując się barierki. Asekuracyjnie zerknęła w dół. Nie chciałaby teraz spaść. O nie.
- Jak to się stało...?
Jasnowłosa uśmiechnęła się pogodnie i gdy Ian oparł się bokiem o barierkę, znów zawisła na jego szyi. Volante w gronie rodziny lub naprawdę bliskich jej osób, uchodziła na przylepę, której ciężko się było pozbyć. Było to o tyle zaskakujące, że w gronie swych rówieśników, czy dalszych znajomych, uchodziła za wyjątkowo powściągliwą osóbkę. Nie przywykła do zwierzania się ze swych sercowych rozterek, czy rodzinnych problemów. Gdy inni śmiali się do rozpuku, ona pozwalała sobie jedynie na delikatny, choć wymowny uśmiech. Całą siebie skrupulatnie zachowywała dla osób, które znały ją bardzo dobrze, niemalże na wylot.
- BO-BA-TĄ, na Merlina Ty jesteś niereformowalny! C'est terrible! - mruknęła oburzona i uszczypnęła go w plecy, aby na zawsze zapisał sobie w głowie wymowę nazwy francuskiej placówki. Znając jednak życie za pięć minut znów zniekształci ją do tego stopnia, że panienka Volante zacznie się zastanawiać czy przypadkiem jego 13-letni pobyt w słonecznej Francji nie był jedynie wytworem jej bujnej wyobraźni.
Kolejne słowa Anglika spowodowały, że ramiona czarownicy zacisnęły się mocniej na jego klatce piersiowej.
- Nie mów tak, błagam... - Alice podniosła głowę i wlepiła w twarz pijawki spojrzenie swych intensywnie turkusowych tęczówek, które zaszły delikatną mgiełką. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, jednak to nie pomogło w pozbyciu się guli, która na raz urosła w jej gardle. Nie chciała jednak po sobie pokazać, że aż tak bardzo na tą chwilę przeraża ją ta wizja. To nie było w stylu Volante. Była mała, dlatego nadrabiała to pokazywaniem wszem i wobec, że nie jest słabą, mizerną beksą - latała jak głupia po boisku kilka godzin, nabijała sobie siniaki, z zaciętą miną znosiła wszystkie upadki. I nawet wieść o wyjeździe Borysa, o którym dowiedziała się na samym końcu, choć już wtedy była jego dziewczyną, nie wycisnął z tych turkusowych, sarnich oczu ani jednej łzy. Przynajmniej publicznie.
- Zawsze będziemy razem!
Obruszyła się, niczym dzika kotka i trzasnęła go złożoną w pięść dłonią w ramię. Odsunęła się na tyle, by nie zauważył jak ukradkiem pociera oczy, a gdy się odwróciła na jej ustach znów gościł ciepły uśmiech.
- Twarda sztuka jestem, co Ty myślisz, że dam się byle jakiej chorobie? - wystawiła w jego kierunku czubek języka i zgrabnie wsunęła się na balustradę, z całej siły przytrzymując się barierki. Asekuracyjnie zerknęła w dół. Nie chciałaby teraz spaść. O nie.
- Jak to się stało...?
Re: Balkon
Oj przesadzała! Czyżby zapomniała o tych czasach kiedy jego oceny przyprawiały wszystkich o kompleksy? Fakt, to było jakiś czas temu, kiedy był młodym ambitnym człowiekiem, a nie zmęczonym początkiem wieczności wampirem. Fakt, wizja wieczności już zaczynała go męczyć. 5 lat mieć osiemnaście lat to sporo. No, ale to był dopiero początek. Pacnął ją naprawdę delikatnie w głowę. Wiedział już, że jak nie zda i nie pójdzie z nią na studia to będzie mu to wypominała. Zawsze. W końcu prędzej czy później znów tutaj wróci. I znów. I znów. Taki już jego los. Objął ją kiedy się do niego przytuliła i skrzywił się kiedy uszczypnęła go w plecy.
- Bą-bę-tą, wiem, wiem Alice! - jęknął, ale czuł, że znowu coś przekręcił. Zdecydowanie miał spory problem z francuskim, ale hej! Przecież dotychczas dawał sobie z nim jakoś radę. Fakt, ludzie w sklepach mieli niezły ubaw, ale go rozumieli. Więc doprawdy nie wiedział dlaczego jego siostrzyczka miała z tym aż taki problem. Widział jak smutnieje po jego słowach i słyszał dokładnie jak przełyka ślinę.
- Ej, mała... Nie płacz. - przytulił ją nieco mocniej, po czym wymusił uśmiech na swojej twarzy. Mógł jej tego nie mówić. Mógł przewidzieć, że tak to się właśnie skończy... Słysząc, że zawsze będą razem pokiwał głową potakująco. Kłamczuch. Przecież oboje wiedzieli, że tak właśnie nie będzie. Patrzył swoimi ciemnymi oczętami jak włazi na barierkę spoglądając na nią z boku. Na jej pytanie wzruszył ramionami. Dla niego nie było o czym gadać, czasu nie może cofnąć.
- Po prostu... tak miało być, Alice. Mój praprapraprapraprapraprapradziadek miał zatargi z wampirami i w efekcie obiecał im sługę. Swojego pierwszego męskiego potomka, kiedy ukończy lat 18. Miał same córki, potem też były same dziewczynki, aż do czasu mnie. Ot i cała historyja. Dlatego nie widzieliśmy się w wakacje, tylko były listy. Dlatego zniknąłem na tak długo. - zrobił spory skrót tego co się stało i usiadł na barierce obok niej. Spuścił głowę w dół spoglądając na swoje przemoczone tenisówki.
- Niedługo wakacje. Wpadacie z chłopakami do Newheaven? - zapytał, mając oczywiście na myśli sporej wielkości posiadłość niedaleko Londynu, która była jego spadkiem po biologicznej rodzinie. W zasadzie ta posiadłość jak i cała wioska były prawnie jego. Tak jak mieszkanie w Londynie i setki, jak nie tysiące galeonów na koncie. Ogólnie rzecz ujmując finanse były jego najmniejszym zmartwieniem.
- Bą-bę-tą, wiem, wiem Alice! - jęknął, ale czuł, że znowu coś przekręcił. Zdecydowanie miał spory problem z francuskim, ale hej! Przecież dotychczas dawał sobie z nim jakoś radę. Fakt, ludzie w sklepach mieli niezły ubaw, ale go rozumieli. Więc doprawdy nie wiedział dlaczego jego siostrzyczka miała z tym aż taki problem. Widział jak smutnieje po jego słowach i słyszał dokładnie jak przełyka ślinę.
- Ej, mała... Nie płacz. - przytulił ją nieco mocniej, po czym wymusił uśmiech na swojej twarzy. Mógł jej tego nie mówić. Mógł przewidzieć, że tak to się właśnie skończy... Słysząc, że zawsze będą razem pokiwał głową potakująco. Kłamczuch. Przecież oboje wiedzieli, że tak właśnie nie będzie. Patrzył swoimi ciemnymi oczętami jak włazi na barierkę spoglądając na nią z boku. Na jej pytanie wzruszył ramionami. Dla niego nie było o czym gadać, czasu nie może cofnąć.
- Po prostu... tak miało być, Alice. Mój praprapraprapraprapraprapradziadek miał zatargi z wampirami i w efekcie obiecał im sługę. Swojego pierwszego męskiego potomka, kiedy ukończy lat 18. Miał same córki, potem też były same dziewczynki, aż do czasu mnie. Ot i cała historyja. Dlatego nie widzieliśmy się w wakacje, tylko były listy. Dlatego zniknąłem na tak długo. - zrobił spory skrót tego co się stało i usiadł na barierce obok niej. Spuścił głowę w dół spoglądając na swoje przemoczone tenisówki.
- Niedługo wakacje. Wpadacie z chłopakami do Newheaven? - zapytał, mając oczywiście na myśli sporej wielkości posiadłość niedaleko Londynu, która była jego spadkiem po biologicznej rodzinie. W zasadzie ta posiadłość jak i cała wioska były prawnie jego. Tak jak mieszkanie w Londynie i setki, jak nie tysiące galeonów na koncie. Ogólnie rzecz ujmując finanse były jego najmniejszym zmartwieniem.
Re: Balkon
Zdecydowanie zapomniała o tych czasach, biorąc pod uwagę, że miała wtedy jakieś 11 lat i skupiała się na poznawaniu tej niezwykłej szkoły. Machała wtedy zawzięcie różdżką, biegała co pięć minut wysyłać sowy do rodziców, w których opisywała swoje pierwsze próby latania na miotle i pierwszy uwarzony eliksir. Miała zdecydowanie inne priorytety, niż przyglądanie się ocenom starszych braci.
- Niais... - prychnęła z nienagannym akcentem i dała sobie już spokój z próbami nauczenia brata poprawnej wymowy. Co nie oznaczało, że skończyła z nim już raz na zawsze. Volante postanowiła w myślach, że postawi sobie za punkt honoru dopracowanie francuszczyzny Iana do perfekcji. A skoro miała być jego ciotą, matką i babcią, to czasu z pewnością było aż naddto.
- Ja nie płaczę! Zapamiętaj to sobie raz na zawsze.
Alice kopnęła Krukona w kostkę, co przy obecnym jego stanie pewnie nie zostało nawet zarejestrowane przez receptory bólowe. Dziewczyna skrzyżowała przedramiona pod piersiami i posłała mu gniewne spojrzenie. Nawet będąc małą dziewczynką wolała zacisnąć zęby i pogrozić kolegom braci pięścią, niż usiąść i się rozpłakać. Mówią, że jak się ma miękkie serce to trzeba mieć twardy tyłek. Jasnowłosa, drobna Francuzka choć była wrażliwa jak większość dziewczyn w jej wieku, nigdy nie pozwoliłaby tego po sobie poznać. Nathan nauczył ją, że jeśli pokaże innym, że jest krucha, z pewnością to wykorzystają. I choć Alice nigdy nie mogła zrozumieć tego nieprzychylnego podejścia najstarszego brata do ludzi, wzięła sobie jego uwagi do serca.
- Nie wiem jak głupim trzeba być, żeby pozwolić komuś cierpieć za swoje błędy.
I tak cenzuralnie podsumowała historię, którą opowiedział jej Anglik. Gdyby to od niej zależało najchętniej ukręciłaby temu starcowi głowę. Nie mogła pojąć jak można w taki sposób traktować swoje potomstwo. Jak kartę przetargową. Krukonka przeczesała dłonią włosy, które okoliły jej zaróżowione policzki, a gdy Ian spytał o Newheaven, aż przyklasnęła w dłonie.
- Oczywiście, że tak. Nie pozbędziesz się mnie całe 2 miesiące! Doszlifujemy Twój francuski do perfekcji, monsieur!
- Niais... - prychnęła z nienagannym akcentem i dała sobie już spokój z próbami nauczenia brata poprawnej wymowy. Co nie oznaczało, że skończyła z nim już raz na zawsze. Volante postanowiła w myślach, że postawi sobie za punkt honoru dopracowanie francuszczyzny Iana do perfekcji. A skoro miała być jego ciotą, matką i babcią, to czasu z pewnością było aż naddto.
- Ja nie płaczę! Zapamiętaj to sobie raz na zawsze.
Alice kopnęła Krukona w kostkę, co przy obecnym jego stanie pewnie nie zostało nawet zarejestrowane przez receptory bólowe. Dziewczyna skrzyżowała przedramiona pod piersiami i posłała mu gniewne spojrzenie. Nawet będąc małą dziewczynką wolała zacisnąć zęby i pogrozić kolegom braci pięścią, niż usiąść i się rozpłakać. Mówią, że jak się ma miękkie serce to trzeba mieć twardy tyłek. Jasnowłosa, drobna Francuzka choć była wrażliwa jak większość dziewczyn w jej wieku, nigdy nie pozwoliłaby tego po sobie poznać. Nathan nauczył ją, że jeśli pokaże innym, że jest krucha, z pewnością to wykorzystają. I choć Alice nigdy nie mogła zrozumieć tego nieprzychylnego podejścia najstarszego brata do ludzi, wzięła sobie jego uwagi do serca.
- Nie wiem jak głupim trzeba być, żeby pozwolić komuś cierpieć za swoje błędy.
I tak cenzuralnie podsumowała historię, którą opowiedział jej Anglik. Gdyby to od niej zależało najchętniej ukręciłaby temu starcowi głowę. Nie mogła pojąć jak można w taki sposób traktować swoje potomstwo. Jak kartę przetargową. Krukonka przeczesała dłonią włosy, które okoliły jej zaróżowione policzki, a gdy Ian spytał o Newheaven, aż przyklasnęła w dłonie.
- Oczywiście, że tak. Nie pozbędziesz się mnie całe 2 miesiące! Doszlifujemy Twój francuski do perfekcji, monsieur!
Re: Balkon
W momencie kiedy but drobnej Alice spotkał się z jego kostką z ianowych ust wydobyło się ciche parsknięcie. Owszem, poczuł to, bo przecież nie umarły jego wszystkie receptory odpowiedzialne za ból, ale go nie zabolało tak jak pewnie zabolałoby gdyby był człowiekiem. To dość dziwne uczucie. Wiedzieć, że się dostało, ale nie ruszyć się, bo nie boli aż tak żeby się ruszyć. Ogólnie dziwne było bycie wampirem, istotą iście mitologiczną o której od setek lat krążą przeróżne legendy zarówno w mugolskim jak i magicznym świecie. Dziwnie było być mega silnym, zwinnym, mieć wyostrzone prawie wszystkie zmysły. Wszyscy wyglądali inaczej, byli wyraźniejsi. To tak jak kupić dziecku z wadą wzroku okulary. Jakby nareszcie przejrzał na oczy. Jakby nie ta nieśmiertelność i krew to pewnie by się cieszył. No, ale nie na darmo nazywa się to klątwą, prawda? Byłoby zbyt kolorowo gdyby było inaczej.
- Och, jeśli wierzyć jego pamiętnikowi który dostałem niedawno to okazuje się, że nie aż tak strasznie głupim. Ocalił swój tyłek, liczył na to, że jego ród po prostu wyginie, albo jego pseudo przyjaciele zapomną. Cóż, głupi był jeśli myślał, że wampir zapomni. - na jego twarzy pojawił się przelotny uśmiech. O tak, wampiry były dość pamiętliwe i miały w zwyczaju chować urazy. I zawsze, ale to zawsze pamiętały o niespłaconych długach. Przynajmniej tego nauczył go Aldur. I tak mu to nic nie dało, bo nie odnalazł kamienia filozoficznego i zmarł w wieku lat sześdziesięciu trzech. Ogólnie rzecz ujmując to była dość skomplikowana historia, która miała miejsce hohohohoh i jeszcze trochę lat temu, a swoje zakończenie znalazła teraz. I to zakończenie tak będzie trwało dopóki ktoś odważny go nie zlikwiduje.
- Dwa miesiące z francuskim? Szykują się najdłuższe wakacje kiedykolwiek! - jęknął, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że siostra mu tej lipnej francuszczyzny nie przepuści, o nie nie. Ona nie zapominała i nie wybaczała. Jak gangsterzy w starych filmach. Tyle, że ona to robiła z myślą o jego własnym dobru, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Deszcz powoli przestał bębnić o daszek i wszystko wskazywało na to, że ta z pozoru groźna burza zaraz dobiegnie końca. Ian uśmiechnął się na samą myśl o wakacjach, Anglii i deszczu, a także na myśl o Nathanie, którego nie widział od dawien dawna. W momencie kiedy zegarek Krukona wskazał pełną godzinę chłopak przeciągnął się leniwie, typowo po człowieczemu.
- Jak będziesz miała jakieś problemy, jakiekolwiek to daj znać. I przebierz się w suche rzeczy, bo będziesz chora. I nie uprawiaj seksu, bo umrzesz. - powiedział poważnym tonem całując ją w sam środek czoła, po czym przytulił ją jeszcze. Czas na niego. Gardło zaczęło palić bardziej niż zwykle, musiał jakoś zaspokoić jedną ze swoich podstawowych potrzeb. Druga potrzeba miała pozostać niezaspokojona, bo nie było z kim. Posłał jej ciepły uśmiech, po czym rzucił jeszcze:
- Au revoir, mademoiselle! - ze swoim śmiesznym, londyńskim akcentem, po czym znikł za drzwiami i tyle go Alice widziała. Gdyby jakąś minutę później spojrzała w kierunku Zakazanego Lasu najpewniej zobaczyłaby tam jak jej ciemnowłosy brat wchodzi do miejsca zabronionego zwykłym uczniom. Cóż, on nie był zwykłym uczniem...
- Och, jeśli wierzyć jego pamiętnikowi który dostałem niedawno to okazuje się, że nie aż tak strasznie głupim. Ocalił swój tyłek, liczył na to, że jego ród po prostu wyginie, albo jego pseudo przyjaciele zapomną. Cóż, głupi był jeśli myślał, że wampir zapomni. - na jego twarzy pojawił się przelotny uśmiech. O tak, wampiry były dość pamiętliwe i miały w zwyczaju chować urazy. I zawsze, ale to zawsze pamiętały o niespłaconych długach. Przynajmniej tego nauczył go Aldur. I tak mu to nic nie dało, bo nie odnalazł kamienia filozoficznego i zmarł w wieku lat sześdziesięciu trzech. Ogólnie rzecz ujmując to była dość skomplikowana historia, która miała miejsce hohohohoh i jeszcze trochę lat temu, a swoje zakończenie znalazła teraz. I to zakończenie tak będzie trwało dopóki ktoś odważny go nie zlikwiduje.
- Dwa miesiące z francuskim? Szykują się najdłuższe wakacje kiedykolwiek! - jęknął, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że siostra mu tej lipnej francuszczyzny nie przepuści, o nie nie. Ona nie zapominała i nie wybaczała. Jak gangsterzy w starych filmach. Tyle, że ona to robiła z myślą o jego własnym dobru, za co był jej niezmiernie wdzięczny. Deszcz powoli przestał bębnić o daszek i wszystko wskazywało na to, że ta z pozoru groźna burza zaraz dobiegnie końca. Ian uśmiechnął się na samą myśl o wakacjach, Anglii i deszczu, a także na myśl o Nathanie, którego nie widział od dawien dawna. W momencie kiedy zegarek Krukona wskazał pełną godzinę chłopak przeciągnął się leniwie, typowo po człowieczemu.
- Jak będziesz miała jakieś problemy, jakiekolwiek to daj znać. I przebierz się w suche rzeczy, bo będziesz chora. I nie uprawiaj seksu, bo umrzesz. - powiedział poważnym tonem całując ją w sam środek czoła, po czym przytulił ją jeszcze. Czas na niego. Gardło zaczęło palić bardziej niż zwykle, musiał jakoś zaspokoić jedną ze swoich podstawowych potrzeb. Druga potrzeba miała pozostać niezaspokojona, bo nie było z kim. Posłał jej ciepły uśmiech, po czym rzucił jeszcze:
- Au revoir, mademoiselle! - ze swoim śmiesznym, londyńskim akcentem, po czym znikł za drzwiami i tyle go Alice widziała. Gdyby jakąś minutę później spojrzała w kierunku Zakazanego Lasu najpewniej zobaczyłaby tam jak jej ciemnowłosy brat wchodzi do miejsca zabronionego zwykłym uczniom. Cóż, on nie był zwykłym uczniem...
Re: Balkon
Zapewne widok z balkonu był oszałamiający i zapierający dech w piersiach, ale ślizgona, który właśnie się tam pojawił wcale to nie obchodziło. Dla niektórych widok Aidena na tym właśnie balkoniku mógł wydawać się co najmniej dziwny. Młodzieniec znany był z tego, że większość czasu spędzał w rzadko uczęszczanych szkolnych zakamarkach z grupką dobrych kumpli i zaopatrzeniem alkoholowym. Natomiast dla Aidena ten balkonik stanowił swego rodzaju odskocznię od rzeczywistości.
- Hogwart staje się wielkim zakładem dla alkoholików i ćpunów. - Mruknął do siebie uśmiechając się mimowolnie. Rzeczywiście tak było, ale przecież on sam należał do tego zakładu. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek a z niej jednego papierosa, którego zaraz odpalił. Podszedł do barierki otaczającej balkon i z braku laku oparł się o nią plecami w tym czasie zaciągając się papierosem. Słońce przechodziło dziś wszelkie możliwie granice. Odwrócony do niego tyłem czuł jak jego promienie grzeją przyjemnie skórę jego karku. Na dłuższą metę było to jednak męczące.
- Hogwart staje się wielkim zakładem dla alkoholików i ćpunów. - Mruknął do siebie uśmiechając się mimowolnie. Rzeczywiście tak było, ale przecież on sam należał do tego zakładu. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek a z niej jednego papierosa, którego zaraz odpalił. Podszedł do barierki otaczającej balkon i z braku laku oparł się o nią plecami w tym czasie zaciągając się papierosem. Słońce przechodziło dziś wszelkie możliwie granice. Odwrócony do niego tyłem czuł jak jego promienie grzeją przyjemnie skórę jego karku. Na dłuższą metę było to jednak męczące.
Re: Balkon
W dniu dzisiejszym Maja nie miała nawet ochoty wychodzić poza mury zamku. Nie oznaczało to jednak, że nie miała humoru a wręcz przeciwnie. Wstała prawą nogą i już od samej pobudki zaczęła zarażać ludzi swoim - podobno całkiem uroczym - uśmiechem. Kiedy tylko wzięła szybki prysznic a potem doprowadziła się do ładu, zeszła na śniadanie, gdzie niestety nie dała rady wysiedzieć. Dziwiła się, że ludzie dzień zaczynają od obgadywania innych albo od wymieniania się najświeższymi ploteczkami dotyczącymi starszych roczników. Oczywiście Vulkodlakowa była na bieżąco, choć raczej udawała, że jej to nie obchodzi, dlatego też zgarnęła ze stolika kilka jagodzianek a potem ruszyła na spacer po szkole. Początkowo nie miała pojęcia gdzie idzie, ale gdy znalazła się w okolicy czwartego piętra, wpadła na genialny pomysł. Balkon. Postanowiła przemóc swój lęk, jakim był lęk przed naprawdę dużą wysokością. Szła żwawym krokiem, lecz mina zrzedła jej na schodach prowadzących do drzwi balkonowych... chciała zawrócić, jednak nie wyszło jej to.
Chwilę później pchnęła drzwi i wyszła na balkon, ale nie zrobiła nawet dwóch kroków do przodu, tylko przyległa do ściany plecami, uświadamiając sobie, że to był najgłupszy pomysł w świecie. Z tego napadu lęku nawet nie zauważyła stojącego nieopodal chłopaka.
Chwilę później pchnęła drzwi i wyszła na balkon, ale nie zrobiła nawet dwóch kroków do przodu, tylko przyległa do ściany plecami, uświadamiając sobie, że to był najgłupszy pomysł w świecie. Z tego napadu lęku nawet nie zauważyła stojącego nieopodal chłopaka.
Re: Balkon
Profesor Woodsen nie miała oczywiście zamiaru przesiedzieć całego swojego dzisiejszego dnia pracy w Lochach i w swoim gabinecie kiedy na zewnątrz była taka śliczna pogoda. Ubrana w świeżo co upraną szatę profesora krążyła po zamku niczym drapieżny ptak szukający ofiary by ją zaatakować z góry.
W końcu kroki swe skierowała na górę, idąc po schodach coraz wyżej i wyżej by w końcu dotrzeć na sam szczyt wieży. Później wystarczyło tylko pchnąć drewniane drzwi by wyjść na balkon a tym samym na żar słoneczny, który tam panował. Już miała oddać się rozmyślaniom, gdy dostrzegła, że ktoś ją uprzedzić.
-Dzień dobry państwu- powiedziała miłym tonem, jednakże bez uśmiechu i jakichkolwiek emocji na twarzy.
-Widzę, że nie tylko ja pomyślałam o odrobinie spokoju właśnie na balkonie. Piękny stąd mamy widok nieprawdaż?- powiedziała podchodząc do okna wolnym krokiem i opierając się łokciami o barierkę.
W końcu kroki swe skierowała na górę, idąc po schodach coraz wyżej i wyżej by w końcu dotrzeć na sam szczyt wieży. Później wystarczyło tylko pchnąć drewniane drzwi by wyjść na balkon a tym samym na żar słoneczny, który tam panował. Już miała oddać się rozmyślaniom, gdy dostrzegła, że ktoś ją uprzedzić.
-Dzień dobry państwu- powiedziała miłym tonem, jednakże bez uśmiechu i jakichkolwiek emocji na twarzy.
-Widzę, że nie tylko ja pomyślałam o odrobinie spokoju właśnie na balkonie. Piękny stąd mamy widok nieprawdaż?- powiedziała podchodząc do okna wolnym krokiem i opierając się łokciami o barierkę.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Balkon
No cóż. Zważając na to, że młodziutka Rosjanka właśnie stała przylepiona do ściany, jak rzep do psiego ogona, omal nie umarła na zawał, kiedy drzwi od balkonu ponownie otworzyły się tuż obok niej. Ze strachem wymalowanym na twarzy spojrzała najpierw na nauczycielkę, później na otaczające ją z zewsząd barierki oraz błękit, i dopiero wtedy spostrzegła stojącego nieopodal chłopaka. Uśmiechnęła się do niego a potem popatrzyła na nauczycielkę.
- Dzień dobry pani profesor, ja... ja właśnie wracałam do pokoju wspólnego. - pośpieszyła bez potrzeby z wyjaśnieniami swojej obecności tutaj, jakby łamała regulamin w jakiś sposób, a później zniknęła równie szybko z balkonu, co się na nim pojawiła.
- Dzień dobry pani profesor, ja... ja właśnie wracałam do pokoju wspólnego. - pośpieszyła bez potrzeby z wyjaśnieniami swojej obecności tutaj, jakby łamała regulamin w jakiś sposób, a później zniknęła równie szybko z balkonu, co się na nim pojawiła.
Re: Balkon
Nie minęło 10 minut a Aiden usłyszał na schodach kroki, które stawały się coraz głośniejsze. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i odwrócił się plecami do drzwi. W momencie gdy kończył papierosa drzwi otworzyły się, a ktoś "naruszył" samotność młodzieńca. Oczywiście przemknęła mu przez głowę myśl jak najszybszej ewakuacji z tego miejsca, ale postanowił jeszcze chwilę tu pozostać. Gdy drzwi prowadzące na balkon otworzyły się ponownie odwrócił się w końcu ich stronę. Jakże żałował, że nie odwrócił się wcześniej. Blond włosa puchonka akurat postanowiła już pożegnać się z cudownym widokiem, na który chyba nawet nie zwróciła uwagi. Odpowiedział jej ciepłym uśmiechem i przeniósł wzrok na profesorkę od eliksirów.
- Dzień dobry, Pani profesor. - Odpowiedział cicho aczkolwiek zdecydowanie i wyraźnie i powędrował za jej wzrokiem na tutejsze widoki. Wzruszył bezinteresownie ramionami pokazując tym samym, że takie widoki nie robią na niego wrażenia.
- Jeśli chodzi o spokój to miejsce idealnie choć nie zawsze, ale co do widoków to nie robią na mnie wrażenia. - Dodał po krótkiej chwili i ponownie oparł się plecami o barierkę.
- Dzień dobry, Pani profesor. - Odpowiedział cicho aczkolwiek zdecydowanie i wyraźnie i powędrował za jej wzrokiem na tutejsze widoki. Wzruszył bezinteresownie ramionami pokazując tym samym, że takie widoki nie robią na niego wrażenia.
- Jeśli chodzi o spokój to miejsce idealnie choć nie zawsze, ale co do widoków to nie robią na mnie wrażenia. - Dodał po krótkiej chwili i ponownie oparł się plecami o barierkę.
Re: Balkon
- O wiele przyjemniej obserwuje się czyste niebo nocą i śledzi gwiazdy. Jeśli zobaczysz spadającą to możesz wypowiedzieć jedno życzenie, które z pewnością się spełni- powiedziała spokojnym tonem podchodząc bliżej ucznia ze Slytherinu.
-A powiedz mi Williams, poczyniłeś jakieś postępy w eliksirach? Miło by było zobaczyć jak robisz postępy a nie się uwsteczniasz na moich zajęciach- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Obserwuję cię, podczas twojej pracy- jej ton był łagodny, ale także i władczy. Wiedziała kiedy co powiedzieć, jednakże nie miała zamiaru być dla ucznia złośliwą.
-A powiedz mi Williams, poczyniłeś jakieś postępy w eliksirach? Miło by było zobaczyć jak robisz postępy a nie się uwsteczniasz na moich zajęciach- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Obserwuję cię, podczas twojej pracy- jej ton był łagodny, ale także i władczy. Wiedziała kiedy co powiedzieć, jednakże nie miała zamiaru być dla ucznia złośliwą.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Balkon
Puścił mimo uszu uwagę o spadających gwiazdach. Kiwnął tylko głową udając, że jej słucha choć tak właściwie nie wiele z jej wypowiedzi dotarło do jego uszu. Nie wierzył w te wszystkie dyrdymały o spadających gwiazdach, które spełniają życzenia bo gdyby to było prawdą to Aiden już od dawna byłby najlepszym i najbogatszym uczniem z najwspanialszą dziewczyną pod słońcem. Takie szczeniackie życzenia ot co. Teraz pewnie pomyślał by o czymś innym.
- Z całą pewnością się nie uwsteczniam, Pani profesor. Jednak mogę śmiało stwierdzić, że jeszcze stoję w miejscu. Eliksiry są moją najsłabszą stroną. - Rzucił w jej stronę a na jego twarzy namalował się jeden z jego pociesznych uśmiechów. Nigdy nie przepadał za eliksirami i tyle. Oczywiście "stara się" jak może, ale najwidoczniej nie idzie mu to najlepiej.
- Chyba poszukam sobie jakiejś korepetytorki. - Dodał z uśmiechem i odwrócił wzrok od nauczycielki na jakieś tylko jemu widoczny punkcik na ścianie.
- Z całą pewnością się nie uwsteczniam, Pani profesor. Jednak mogę śmiało stwierdzić, że jeszcze stoję w miejscu. Eliksiry są moją najsłabszą stroną. - Rzucił w jej stronę a na jego twarzy namalował się jeden z jego pociesznych uśmiechów. Nigdy nie przepadał za eliksirami i tyle. Oczywiście "stara się" jak może, ale najwidoczniej nie idzie mu to najlepiej.
- Chyba poszukam sobie jakiejś korepetytorki. - Dodał z uśmiechem i odwrócił wzrok od nauczycielki na jakieś tylko jemu widoczny punkcik na ścianie.
Re: Balkon
-Nie mam sobie równych w nauczaniu eliksirów Aiden, a od uczniów nie biorę dużo - powiedziała uśmiechając się lekko i poprawiając włosy, wszak parę kosmyków spadło jej na oczy.
-A co do twojego stania w miejscu, czasem warto zrobić krok w przód, choćby malutki, to już będzie dla mnie duży postęp. Poza tym cieszy mnie strasznie, gdy moje słowa docierają w jakikolwiek sposób do uczniów. Cokolwiek zostaje w tych waszych przepełnionych różnymi mrzonkami głowach- oznajmiła tym razem bez uśmiechu. Jej głos nadal był spokojny. Tak, dzisiaj była wyjątkowo spokojna i miła i nawet uczynna.
-Eliksiry czasem okazują się bardzo przydatną dziedziną w magii. Nawet jeśli ich się nie lubi, to warto znać je chociaż trochę. Mogą bowiem nawet uratować czyjeś życie. To jak czarowanie bez użycia różdżki- powiedziała przyglądając się uważnie uczniowi.
-A co do twojego stania w miejscu, czasem warto zrobić krok w przód, choćby malutki, to już będzie dla mnie duży postęp. Poza tym cieszy mnie strasznie, gdy moje słowa docierają w jakikolwiek sposób do uczniów. Cokolwiek zostaje w tych waszych przepełnionych różnymi mrzonkami głowach- oznajmiła tym razem bez uśmiechu. Jej głos nadal był spokojny. Tak, dzisiaj była wyjątkowo spokojna i miła i nawet uczynna.
-Eliksiry czasem okazują się bardzo przydatną dziedziną w magii. Nawet jeśli ich się nie lubi, to warto znać je chociaż trochę. Mogą bowiem nawet uratować czyjeś życie. To jak czarowanie bez użycia różdżki- powiedziała przyglądając się uważnie uczniowi.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Re: Balkon
- Wierzę w to Pani profesor, aczkolwiek chyba wolałbym pouczyć się z rówieśnikami. - Przecież nie miał jakiejkolwiek ochoty chodzić na korepetycję do nauczycielki. O wiele milej by było gdyby jakieś uroczę dziewczę z równoległej klasy zgodziło się mu wytłumaczyć to i owo, czyż nie?
- Zapewniam Panią, że już niedługo ten krok uczynię. I wcale nie malutki. - Uśmiechnął się lekko znów spoglądając na nauczycielkę. Musiał przyznać, że pomimo braku uśmiechu na twarzy psorki, ta wydawała się dziś wyraźnie spokojna co swoją drogą dla Aidena było nie małym zdziwieniem. Ale przecież każdy ma czasami jakiś lepszy dzień. Na kolejną wypowiedź nauczycielki młodzieniec pokiwał twierdząco głową.
- Zgadzam się z Panią w stu procentach. - I tyle na ten temat. Co na temat eliksirów może powiedzieć chłopaczek, który nie tyle, że nie lubi tego przedmiotu, ale jest z niego cienki i już. Może to rzeczywiście nie tak głupi pomysł. Tak czy owak chyba najwyższy czas się ulotnić. Aiden odepchnął się od barierki i zerknął na nauczycielkę.
- Niestety na mnie już czas, do widzenia Pani profesor. - I już go nie było.
- Zapewniam Panią, że już niedługo ten krok uczynię. I wcale nie malutki. - Uśmiechnął się lekko znów spoglądając na nauczycielkę. Musiał przyznać, że pomimo braku uśmiechu na twarzy psorki, ta wydawała się dziś wyraźnie spokojna co swoją drogą dla Aidena było nie małym zdziwieniem. Ale przecież każdy ma czasami jakiś lepszy dzień. Na kolejną wypowiedź nauczycielki młodzieniec pokiwał twierdząco głową.
- Zgadzam się z Panią w stu procentach. - I tyle na ten temat. Co na temat eliksirów może powiedzieć chłopaczek, który nie tyle, że nie lubi tego przedmiotu, ale jest z niego cienki i już. Może to rzeczywiście nie tak głupi pomysł. Tak czy owak chyba najwyższy czas się ulotnić. Aiden odepchnął się od barierki i zerknął na nauczycielkę.
- Niestety na mnie już czas, do widzenia Pani profesor. - I już go nie było.
Re: Balkon
-Dobry z ciebie chłopak. Zawsze miałam sentyment do Slytherinu, wszak sama pochodzę z tego domu- powiedziała po czym jakby nagle posmutniała.
-Czasem chciałoby się wrócić do tych szkolnych lat, gdzie było się po drugiej stronie. Teraz uczniowie mają gdzieś profesorów. Nie słuchają na zajęciach i nie patrzą na to jak bardzo my się staramy by przekazać im swoją wiedzę- powiedziała z lekkim ale bladym uśmiechem na twarzy.
-Powodzenia w nauce panie Williams- powiedziała po czym dodała- poważnie, uszczęśliwiłby mnie pan gdyby poczynił jakiekolwiek postępy w eliksirach- uśmiechnęła się po czym spojrzała na niebo.
-Czasem chciałoby się wrócić do tych szkolnych lat, gdzie było się po drugiej stronie. Teraz uczniowie mają gdzieś profesorów. Nie słuchają na zajęciach i nie patrzą na to jak bardzo my się staramy by przekazać im swoją wiedzę- powiedziała z lekkim ale bladym uśmiechem na twarzy.
-Powodzenia w nauce panie Williams- powiedziała po czym dodała- poważnie, uszczęśliwiłby mnie pan gdyby poczynił jakiekolwiek postępy w eliksirach- uśmiechnęła się po czym spojrzała na niebo.
Beatrix CortezCzarownica - Urodziny : 09/08/1978
Wiek : 46
Skąd : Hogsmeade
Krew : Czysta
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 1 z 14
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach