Kuchnia z jadalnią
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Prestwick Road :: Prestwick Road 2
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Kuchnia z jadalnią
First topic message reminder :
Skromna, jasna kuchnia wraz z niewielkim stołem i kilkoma krzesłami - tak zwaną jadalnią.
Skromna, jasna kuchnia wraz z niewielkim stołem i kilkoma krzesłami - tak zwaną jadalnią.
Re: Kuchnia z jadalnią
- Gdybym miała Cię gdzieś, nie sięgnęłabym znowu po kieliszek.
Te słowa sprawiły, że w Penelope coś pękło. Miała kiedyś problemy, a właściwie jeden, duży problem. Po śmierci swojego męża też piła na umór w swoim mieszkaniu nad klubem nocnym na East End, tak bardzo, że nie rozróżniała już dnia od nocy ani podłogi od sufitu. Dopiero jej matka, która zmusiła ją do odbywania sesji z terapeutą w mugolskiej grupie dla pijaczków i nastoletnich ćpunków z ogólniaka, wyciągnęła ją z tego po długim i ciężkim jak cholera, roku.
- Wydaje Ci się, że traktuję Cię jak wszystkich innych facetów? Masz rację: wydaje Ci się! - Wrzasnęła po raz kolejny, patrząc na niego z obłędem, który czaił się gdzieś pomiędzy jednym okiem, a drugim.
Potem była zbyt zajęta pozbywaniem się Robba ze swojego życia aby zauważyć, że Vincent osłupiał i patrzy na całą scenę ze zdziwieniem. Po tych wszystkich latach Penelope nie mogła otrząsnąć się po śmierci swojego młodego, kochanego męża, którego zabrano jej zbyt szybko. Miała jednak świadomość, że zgnił on już dawno w swoim grobie, a ona została tutaj, niemal sama, jeśli nie zatrzyma przy sobie Vincenta, któremu podobno na niej zależało. Patrząc na skropione krwią zdjęcia, które uzdrowiciel szturchnął czubkiem buta, nie mogła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła.
- Kochałam go i nie możesz kazać mi się tego wyprzeć - powiedziała ostro, wskazując palcem na fotografie leżące pod ich stopami. - Musisz się pogodzić z tym, że kocham was obu, jednocześnie. Ale obiecuję Ci, że Robb nie wejdzie więcej między nas - dodała sucho.
Kiedy złapał jej rękę, wyszarpała ją z jego uścisku. Była chyba zbyt dumna na to, aby po takiej kłótni dać się sobą zaopiekować. Momentami nienawidziła tej lekarskiej nadopiekuńczości.
- Poradzę sobie z tym sama - wycedziła przez zęby, ignorując na razie krwotoczek, który farbował szkarłatem krwi jej gołą skórę w okolicy brzucha gdy przyciskała do niego swoją dłoń.
- O co miałam zapytać? Więc pytam teraz: co jest z tobą nie tak? Dlaczego nie dopuszczasz mnie do siebie? Dlaczego jesteś ze mną, ale obok mnie? Wytłumacz mi, bo nie zniosę więcej domyślania się wszystkiego.
Te słowa sprawiły, że w Penelope coś pękło. Miała kiedyś problemy, a właściwie jeden, duży problem. Po śmierci swojego męża też piła na umór w swoim mieszkaniu nad klubem nocnym na East End, tak bardzo, że nie rozróżniała już dnia od nocy ani podłogi od sufitu. Dopiero jej matka, która zmusiła ją do odbywania sesji z terapeutą w mugolskiej grupie dla pijaczków i nastoletnich ćpunków z ogólniaka, wyciągnęła ją z tego po długim i ciężkim jak cholera, roku.
- Wydaje Ci się, że traktuję Cię jak wszystkich innych facetów? Masz rację: wydaje Ci się! - Wrzasnęła po raz kolejny, patrząc na niego z obłędem, który czaił się gdzieś pomiędzy jednym okiem, a drugim.
Potem była zbyt zajęta pozbywaniem się Robba ze swojego życia aby zauważyć, że Vincent osłupiał i patrzy na całą scenę ze zdziwieniem. Po tych wszystkich latach Penelope nie mogła otrząsnąć się po śmierci swojego młodego, kochanego męża, którego zabrano jej zbyt szybko. Miała jednak świadomość, że zgnił on już dawno w swoim grobie, a ona została tutaj, niemal sama, jeśli nie zatrzyma przy sobie Vincenta, któremu podobno na niej zależało. Patrząc na skropione krwią zdjęcia, które uzdrowiciel szturchnął czubkiem buta, nie mogła uwierzyć, że naprawdę to zrobiła.
- Kochałam go i nie możesz kazać mi się tego wyprzeć - powiedziała ostro, wskazując palcem na fotografie leżące pod ich stopami. - Musisz się pogodzić z tym, że kocham was obu, jednocześnie. Ale obiecuję Ci, że Robb nie wejdzie więcej między nas - dodała sucho.
Kiedy złapał jej rękę, wyszarpała ją z jego uścisku. Była chyba zbyt dumna na to, aby po takiej kłótni dać się sobą zaopiekować. Momentami nienawidziła tej lekarskiej nadopiekuńczości.
- Poradzę sobie z tym sama - wycedziła przez zęby, ignorując na razie krwotoczek, który farbował szkarłatem krwi jej gołą skórę w okolicy brzucha gdy przyciskała do niego swoją dłoń.
- O co miałam zapytać? Więc pytam teraz: co jest z tobą nie tak? Dlaczego nie dopuszczasz mnie do siebie? Dlaczego jesteś ze mną, ale obok mnie? Wytłumacz mi, bo nie zniosę więcej domyślania się wszystkiego.
Re: Kuchnia z jadalnią
Nie tylko Penelope życie doświadczyło zbyt szybko i mocno. Bywały takie czasy, w których i Vincent nie stronił od kieliszka. I nie z powodu pracy, choć mówią że to zestresowani lekarze najczęściej sięgają po alkohol. Gdyby w kilku tych trudnych chwilach nie było przy nim Rolanda, sam Merlin raczy wiedzieć jakby się to skończyło. Być może nawet nie byłoby go tu dziś w tym ciasnym domu.
Może tak jednak właśnie miało być? Może Fitzpatrick miał wtedy wrócić się po tę cholerną książkę, której i tak nie potrzebował?
Vincent doskonale pamiętał tę noc. Minął już miesiąc po tym, gdy Moretti zostawiła go po sześciu latach związku, by szukać swego szczęścia w świecie. Wydawało mu się wtedy, że świat się skończył. Rozpamiętywał w myślach każdą rozmowę, każde pojedyncze słowo, które mogło skłonić czarownicę do tej decyzji. A gdy już obwinił się o całe zło istniejącego świata, zaczął pić. Tylko po co, by więcej nie myśleć. Utopił w kieliszku rok stażu, z którego wyrzucono go, gdy po raz trzeci wszedł spóźniony na oddział, zataczając się od ściany do ściany. Błagania pracującego już w szpitalu Rolanda niczego nie wskórały.
Czegóż potrzeba było do picia samotnemu, bogatemu mężczyźnie jeśli nie nielimitowanego czasu? Przestał w ogóle wychodzić na zewnątrz. Całymi dniami leżał na kanapie i wlewał w siebie kolejne porcje alkoholu. Byle jakiego. Najtańszego. Takiego, który stał pod ręką. Byle znów się urżnąć i nie zastanawiać nad niczym innym poza tym byle się na siebie nie zrzygać i nie musieć włazić pod prysznic.
- Nie mógłbym kazać Ci tego zrobić - Cramer powiódł wzrokiem za palcem kobiety, wskazującym roztrzaskane fotografie. Przesłonił powiekami swe jadeitowe tęczówki i westchnął głęboko - Postaraj się choć na chwilę postawić w mojej sytuacji. Urządziłaś w tym domu kaplicę ku pamięci Robba. Wszędzie są Wasze wspólne zdjęcia, a w łazience wciąż znajduję jego rzeczy. Nie wspominając o sypialni. Przełknęłabyś gładko coś takiego, wiedząc, że nie mogę się rozstać z tymi wszystkimi rzeczami, bo wciąż nie pogodziłem się z przeszłością? Zostałabyś, walcząc o uwagę z czymś, co siedzi głęboko w mojej głowie, z czym nie możesz wygrać, bo było perfekcyjne w sposób niedościgniony, czy odeszła, licząc że kiedyś się otrząsnę i zacznę normalnie żyć?
Gladstone była uparta, ale Vincent nie bez powodu w wieku zaledwie 31 lat trzymał w garści największy magiczny szpital na wyspach. Był nieugięty i stanowczy. Znów złapał pewnie, choć niezbyt mocno za nadgarstek kobiety i pociągnął go w swoją stronę. Nachylił się nad poranioną dłonią i wyciągnął z kilku ran drobne kawałki szkła.
- Wiem, że sobie poradzisz - odparł, jedną ręką odkręcając kurek od zlewu i płucząc pokrwawioną ścierkę zimną wodą - Nie musisz robić już wszystkiego sama.
Uzdrowiciel zmył większą porcję szkarłatnej krwi wciąż napływającej z otwartych ran. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni po różdżkę i zaklęciem zszywającym zaczął powoli zespalać ze sobą fragmenty skóry. Nie przerywając pracy i nie podnosząc wzroku, kontynuował:
- Ktoś, kogo bardzo kiedyś kochałem odszedł pewnego dnia bez słowa wyjaśnienia. Chcesz wiedzieć co jest ze mną nie tak? Jestem emocjonalną kaleką. Przez ostatnie trzy miesiące prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Jeśli nie chciałem znów stracić pracy i stoczyć się na samo dno, gdybyś mnie zostawiła, nie mogłem się przed Tobą otworzyć, rozumiesz? Nie mogłem.
Brunet skończył opatrywać dłoń czarownicy. Wrzucił pokrwawioną ścierkę do zlewu i wytarł dłonie o jeansowe spodnie, pozostawiając na nich ciemnowiśniowe plamy. Podszedł do okna i zdjąwszy wszystkie szpargały z parapetu, uchylił je.
- Nie dopuszczam Cię do siebie, bo i tak pewnego dnia mnie zostawisz. Taki już jestem. Nikt nie potrafi ze mną wytrzymać - odpalił papierosa i zaciągnął się mocno, wyglądając przez okno.
Może tak jednak właśnie miało być? Może Fitzpatrick miał wtedy wrócić się po tę cholerną książkę, której i tak nie potrzebował?
Vincent doskonale pamiętał tę noc. Minął już miesiąc po tym, gdy Moretti zostawiła go po sześciu latach związku, by szukać swego szczęścia w świecie. Wydawało mu się wtedy, że świat się skończył. Rozpamiętywał w myślach każdą rozmowę, każde pojedyncze słowo, które mogło skłonić czarownicę do tej decyzji. A gdy już obwinił się o całe zło istniejącego świata, zaczął pić. Tylko po co, by więcej nie myśleć. Utopił w kieliszku rok stażu, z którego wyrzucono go, gdy po raz trzeci wszedł spóźniony na oddział, zataczając się od ściany do ściany. Błagania pracującego już w szpitalu Rolanda niczego nie wskórały.
Czegóż potrzeba było do picia samotnemu, bogatemu mężczyźnie jeśli nie nielimitowanego czasu? Przestał w ogóle wychodzić na zewnątrz. Całymi dniami leżał na kanapie i wlewał w siebie kolejne porcje alkoholu. Byle jakiego. Najtańszego. Takiego, który stał pod ręką. Byle znów się urżnąć i nie zastanawiać nad niczym innym poza tym byle się na siebie nie zrzygać i nie musieć włazić pod prysznic.
- Nie mógłbym kazać Ci tego zrobić - Cramer powiódł wzrokiem za palcem kobiety, wskazującym roztrzaskane fotografie. Przesłonił powiekami swe jadeitowe tęczówki i westchnął głęboko - Postaraj się choć na chwilę postawić w mojej sytuacji. Urządziłaś w tym domu kaplicę ku pamięci Robba. Wszędzie są Wasze wspólne zdjęcia, a w łazience wciąż znajduję jego rzeczy. Nie wspominając o sypialni. Przełknęłabyś gładko coś takiego, wiedząc, że nie mogę się rozstać z tymi wszystkimi rzeczami, bo wciąż nie pogodziłem się z przeszłością? Zostałabyś, walcząc o uwagę z czymś, co siedzi głęboko w mojej głowie, z czym nie możesz wygrać, bo było perfekcyjne w sposób niedościgniony, czy odeszła, licząc że kiedyś się otrząsnę i zacznę normalnie żyć?
Gladstone była uparta, ale Vincent nie bez powodu w wieku zaledwie 31 lat trzymał w garści największy magiczny szpital na wyspach. Był nieugięty i stanowczy. Znów złapał pewnie, choć niezbyt mocno za nadgarstek kobiety i pociągnął go w swoją stronę. Nachylił się nad poranioną dłonią i wyciągnął z kilku ran drobne kawałki szkła.
- Wiem, że sobie poradzisz - odparł, jedną ręką odkręcając kurek od zlewu i płucząc pokrwawioną ścierkę zimną wodą - Nie musisz robić już wszystkiego sama.
Uzdrowiciel zmył większą porcję szkarłatnej krwi wciąż napływającej z otwartych ran. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni po różdżkę i zaklęciem zszywającym zaczął powoli zespalać ze sobą fragmenty skóry. Nie przerywając pracy i nie podnosząc wzroku, kontynuował:
- Ktoś, kogo bardzo kiedyś kochałem odszedł pewnego dnia bez słowa wyjaśnienia. Chcesz wiedzieć co jest ze mną nie tak? Jestem emocjonalną kaleką. Przez ostatnie trzy miesiące prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Jeśli nie chciałem znów stracić pracy i stoczyć się na samo dno, gdybyś mnie zostawiła, nie mogłem się przed Tobą otworzyć, rozumiesz? Nie mogłem.
Brunet skończył opatrywać dłoń czarownicy. Wrzucił pokrwawioną ścierkę do zlewu i wytarł dłonie o jeansowe spodnie, pozostawiając na nich ciemnowiśniowe plamy. Podszedł do okna i zdjąwszy wszystkie szpargały z parapetu, uchylił je.
- Nie dopuszczam Cię do siebie, bo i tak pewnego dnia mnie zostawisz. Taki już jestem. Nikt nie potrafi ze mną wytrzymać - odpalił papierosa i zaciągnął się mocno, wyglądając przez okno.
Re: Kuchnia z jadalnią
- Chodzi Ci o ten granatowy ręcznik? Nie wpadaj w paranoję, to tylko ręcznik. - Pokręciła głową, kiedy Vincent wspomniał o tym, że rzeczy Robba nadal leżą w łazience. Rzeczywiście może tak było, może źle zrobiła, że nie pozbyła się ich przed przeprowadzką Vincenta, ale była do nich tak przyzwyczajona, że nawet ich nie zauważała. Gdyby przyjrzeć się temu z boku, pamiątki po Robercie stojące obok rzeczy Penny i Vina, mogły wyglądać tak, jakby w domu mieszkała trójka ludzi pozostająca w miłosnym trójkącie.
- To nie takie proste! Nie mogę ich przecież wyrzucić, to coś więcej niż tylko rzeczy. Może jesteś po prostu na ich punkcie przewrażliwiony, ale to wszystko nie tak jak myślisz. To trudne do wytłumaczenia - dodała, nie siląc się na dalsze wyjaśnienia, bo ciężko szło jej składanie zdań ze względu na stan, w który siebie wprowadziła w trzech miotłach.
Wysłuchała Vincenta w milczeniu. Była zaskoczona, ale nie okazała tego. Nigdy nie wspominał o tym, że kogoś miał, a tym bardziej, że został przez tą osobę porzucony. Miała świadomość, że w jego życiu były kobiety, ale nie sądziła, że był w stanie do kogoś bardzo się przywiązać.
- Tak się zdarza, Vincent. Ludzie się rozchodzą, cierpią, ale odchorują swoje i wracają do życia. Masz złamane serce, rozumiem to, ale ja jestem rozdarta. Mój mąż nie odszedł bez słowa, nie chciał mnie zostawić, a musiał. Dlatego nie mogę się pozbierać. Ale ty? Nieważne jak mocno ją kochałeś, zostawiła Cię, zrobiła Ci krzywdę, więc widocznie nie jest warta tego, aby nadal być w twoim życiu. Dlatego otrząśnij się, nie jestem nią, nie musisz się przede mną zamykać - powiedziała, podchodząc do zlewu. Wzięła jedną z wielu brudnych szklanek znajdujących się w kuchni, nalała do niej wody z kranu i napiła się. Ta kłótnia ją trochę otrzeźwiła.
- Zakładając to z góry skazujesz nas na to. Czas zmienić nastawienie, inaczej umrzesz sam z dwoma psami w pustym mieszkaniu, a na twój pogrzeb przyjdzie tylko dozorca kamienicy i mój brat o ile nie umrze przed tobą. Podoba Ci się ta wizja? - Zapytała, biorąc pierwszego łyka. - Nie będę Ci składać dziś obietnic, że będziemy zawsze razem, bo nie wiem tego, ale nie możesz przez jedną marę z przeszłości zepsuć sobie całego życia. Jeśli nie ja, to w końcu znajdzie się kobieta, z którą ułożysz sobie życie, ale najpierw czas pogodzić się z tym co było. Bez tego nie ruszysz ani o krok dalej.
- To nie takie proste! Nie mogę ich przecież wyrzucić, to coś więcej niż tylko rzeczy. Może jesteś po prostu na ich punkcie przewrażliwiony, ale to wszystko nie tak jak myślisz. To trudne do wytłumaczenia - dodała, nie siląc się na dalsze wyjaśnienia, bo ciężko szło jej składanie zdań ze względu na stan, w który siebie wprowadziła w trzech miotłach.
Wysłuchała Vincenta w milczeniu. Była zaskoczona, ale nie okazała tego. Nigdy nie wspominał o tym, że kogoś miał, a tym bardziej, że został przez tą osobę porzucony. Miała świadomość, że w jego życiu były kobiety, ale nie sądziła, że był w stanie do kogoś bardzo się przywiązać.
- Tak się zdarza, Vincent. Ludzie się rozchodzą, cierpią, ale odchorują swoje i wracają do życia. Masz złamane serce, rozumiem to, ale ja jestem rozdarta. Mój mąż nie odszedł bez słowa, nie chciał mnie zostawić, a musiał. Dlatego nie mogę się pozbierać. Ale ty? Nieważne jak mocno ją kochałeś, zostawiła Cię, zrobiła Ci krzywdę, więc widocznie nie jest warta tego, aby nadal być w twoim życiu. Dlatego otrząśnij się, nie jestem nią, nie musisz się przede mną zamykać - powiedziała, podchodząc do zlewu. Wzięła jedną z wielu brudnych szklanek znajdujących się w kuchni, nalała do niej wody z kranu i napiła się. Ta kłótnia ją trochę otrzeźwiła.
- Zakładając to z góry skazujesz nas na to. Czas zmienić nastawienie, inaczej umrzesz sam z dwoma psami w pustym mieszkaniu, a na twój pogrzeb przyjdzie tylko dozorca kamienicy i mój brat o ile nie umrze przed tobą. Podoba Ci się ta wizja? - Zapytała, biorąc pierwszego łyka. - Nie będę Ci składać dziś obietnic, że będziemy zawsze razem, bo nie wiem tego, ale nie możesz przez jedną marę z przeszłości zepsuć sobie całego życia. Jeśli nie ja, to w końcu znajdzie się kobieta, z którą ułożysz sobie życie, ale najpierw czas pogodzić się z tym co było. Bez tego nie ruszysz ani o krok dalej.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Prestwick Road :: Prestwick Road 2
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach