Kuchnia i jadalnia
2 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Kingsway 13
Strona 1 z 1
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Kuchnia i jadalnia
Jej staż w Ministerstwie był tak nudny, jak tylko potrafią być staże. Codziennie stawiała się w tej idiotycznej budce telefonicznej i podnosiła słuchawkę by za moment zacząć zjeżdżać w dół, do ukrytego pod Londynem Ministerstwa. To jeszcze dało się przeżyć. Codziennie musiała gnieździć się w tej przeklętej windzie z kilkoma spoconymi w swoich welurowych szatach, starymi urzędnikami. Obiecywała sobie na początku, że z windy korzystać nie będzie, musiała jednak zagryźć zęby, bo przecież gdzie, jak nie tam najłatwiej można zawiązać obiecujące znajomości?
Szkoda tylko, że nikt normalny się jeszcze nie zdarzył.
I wreszcie codziennie kisiła się w małej klitce wraz z Luisem, który z niewiadomych przyczyn obrał ją sobie chyba na wroga numer jeden i starannie opierał się jej urokowi i wdziękom. A szkoda! Luis Castellani z całej tej zgrai potulnych czarodziejów wydawał się być jedyną osobą, mającą choć trochę oleju w głowie.
Dziś była sobota. Savannah nie miała ani zajęć, ani tego zasranego stażu. Wyspała się porządnie, choć patrząc na zegarek była dopiero dziewiąta. Wolnym krokiem przemierzyła korytarz i dotarła do kuchni, gdzie zapełniła czajnik wodą i postawiła go na gazie, oczywiście wszystko przy pomocy jej nad wyraz długiej, lekko zakrzywionej różdżki. Opadła na krzesło z cichym westchnięciem i poprawiając włosy jedną ręką, drugą przysunęła sobie przed nos porannego Proroka.
Czego w nim szukała? Nazwisk. Przede wszystkim nazwisk i twarzy osób, którym można byłoby zaproponować współpracę. Nazwisk i twarzy osób, które podzielałyby jej opinię, że świat ten jest zwyczajnie nudny, a w swojej nudzie tak okropnie obłudny. Jak na ironię znalazła kilka osób w Hogwarcie, do których miała zamiar udać się z wizytą w najbliższym czasie, a w Ministerstwie Magii nie. Oprócz Luisa, ale jego trzeba jeszcze trochę wybadać.
Prorok codzienny był dziennikiem strasznie przewidywalnym. Wychwalanie Ministra i jego współpracowników. Świetnie. Co z tego, że właśnie podpisał dekret o ochronie górskich trolli. Panna Quarrie okropnie była zdegustowana tym, z jaką łatwością dziennikarze robili swoim czytelnikom papkę z mózgu, i to za pomocą samych słów! Bez użycia różdżki! Przemilczali to, co naprawdę ważne, serwujących wszystkim takie nic nie ważne gówno. Savannah była ciekawa jak Prorok zareaguje, gdy ona podejmie już swoje pierwsze kroki. Może lepiej, żeby nie reagował? Czyżby pracowników też musiała zlikwidować?
Gwizdek czajnika przerwał jej zawieszenie w chwilowym rozmyślaniu. Wstała, zrobiła sobie kawę i wróciła do czytania tego beznadziejnego pisma.
Wróć, do szukania nazwisk.
Szkoda tylko, że nikt normalny się jeszcze nie zdarzył.
I wreszcie codziennie kisiła się w małej klitce wraz z Luisem, który z niewiadomych przyczyn obrał ją sobie chyba na wroga numer jeden i starannie opierał się jej urokowi i wdziękom. A szkoda! Luis Castellani z całej tej zgrai potulnych czarodziejów wydawał się być jedyną osobą, mającą choć trochę oleju w głowie.
Dziś była sobota. Savannah nie miała ani zajęć, ani tego zasranego stażu. Wyspała się porządnie, choć patrząc na zegarek była dopiero dziewiąta. Wolnym krokiem przemierzyła korytarz i dotarła do kuchni, gdzie zapełniła czajnik wodą i postawiła go na gazie, oczywiście wszystko przy pomocy jej nad wyraz długiej, lekko zakrzywionej różdżki. Opadła na krzesło z cichym westchnięciem i poprawiając włosy jedną ręką, drugą przysunęła sobie przed nos porannego Proroka.
Czego w nim szukała? Nazwisk. Przede wszystkim nazwisk i twarzy osób, którym można byłoby zaproponować współpracę. Nazwisk i twarzy osób, które podzielałyby jej opinię, że świat ten jest zwyczajnie nudny, a w swojej nudzie tak okropnie obłudny. Jak na ironię znalazła kilka osób w Hogwarcie, do których miała zamiar udać się z wizytą w najbliższym czasie, a w Ministerstwie Magii nie. Oprócz Luisa, ale jego trzeba jeszcze trochę wybadać.
Prorok codzienny był dziennikiem strasznie przewidywalnym. Wychwalanie Ministra i jego współpracowników. Świetnie. Co z tego, że właśnie podpisał dekret o ochronie górskich trolli. Panna Quarrie okropnie była zdegustowana tym, z jaką łatwością dziennikarze robili swoim czytelnikom papkę z mózgu, i to za pomocą samych słów! Bez użycia różdżki! Przemilczali to, co naprawdę ważne, serwujących wszystkim takie nic nie ważne gówno. Savannah była ciekawa jak Prorok zareaguje, gdy ona podejmie już swoje pierwsze kroki. Może lepiej, żeby nie reagował? Czyżby pracowników też musiała zlikwidować?
Gwizdek czajnika przerwał jej zawieszenie w chwilowym rozmyślaniu. Wstała, zrobiła sobie kawę i wróciła do czytania tego beznadziejnego pisma.
Wróć, do szukania nazwisk.
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Kuchnia i jadalnia
Wczorajszy wieczór był pełen wrażeń, bo miała premierę przedstawienia w którym brała udział. Premiera wiązała się z bankietem, a bankiet z kolejną dawką starszych, kasiastych panów, którzy tylko czekają aż piękna młódka się nimi zainteresuje. Sohalia nie miała sobie równych w wychwytywaniu tych najlepszych okazów, których skrytki bankowe w Gringocie musiały być notorycznie poszerzane. Pieprzona materialistka.
Wygramoliła się ze swej sypialni otulona miękkim szlafrokiem a jej wzrok nakierowany był na kawę którą sobie jej siostra zrobiła. Zapach czarnego, gorącego napoju mógłby wyrwać ją z najgłębszego snu. Była od niego uzależniona równie jak uzależniła się od oszukiwania.
- Następnym razem wyciągnę Cię siłą z tego biura - mruknęła siadając na stołku obok swej jedynej siostry. Nie miała do niej żalu, że nie przyszła a występ. Wiedziała, że ten staż wiele znaczył dla dziewczyny, a Sohalia występów będzie miała jeszcze całą masę i jeszcze trochę.
Zerknęła kątem oka co też ta jej mała czyta. Prorok. Kopalnia bzdur ale i tak sama lubiła go sobie przeglądać. A może natrafi w końcu na coś nowego, a może napiszą o niej w zakładce innej niż tylko "kulturalne nowości".
- Poznałam wczoraj jednego z pracowników Ministerstwa. Po czterdziestce, chudy, wysoki i dobrze ubrany. Koniec końców dał mi to - powiedziała i z kieszeni szlafroka wyciągnęła wisior i położyła go na gazecie. Oczywiście ten wysoki pan nie dał jej czegoś takiego od tak. Musiała się o to postarać kilkoma zaklęciami na osobności kiedy to przestał gadać o swojej pracy a w końcu zorientował się, że Sohalia jest jakaś taka zalotna. Raz dwa i mogła mieć co sobie tylko zachce.
- Ametyst, podobno ma wielką moc. Pomaga w łowach, interesach czy tam miłości. Proszę, na dobre rozpoczęcie stażu i obyś wysoko zaszła - uśmiechnęła się dając do zrozumienia, że to prezent. Zwykle nie robi prezentów, ale jej młodsza siostra w wielu aspektach była tym jedynym wyjątkiem - może podziała na Twojego pracodawcę, podobno pochodzi z bogatej rodziny - zagaiła trącając siostrę ramieniem. Skąd to wiedziała? Ano miała w Londynie kilku swoich informatorów. Bez nich nie zaszłaby aż tak wysoko, bez nich mieszkałyby w takim domu i nie żyło by im się tak swobodnie. Bez nich nie odnajdowałaby Mika nawet na drugim końcu świata.
Wygramoliła się ze swej sypialni otulona miękkim szlafrokiem a jej wzrok nakierowany był na kawę którą sobie jej siostra zrobiła. Zapach czarnego, gorącego napoju mógłby wyrwać ją z najgłębszego snu. Była od niego uzależniona równie jak uzależniła się od oszukiwania.
- Następnym razem wyciągnę Cię siłą z tego biura - mruknęła siadając na stołku obok swej jedynej siostry. Nie miała do niej żalu, że nie przyszła a występ. Wiedziała, że ten staż wiele znaczył dla dziewczyny, a Sohalia występów będzie miała jeszcze całą masę i jeszcze trochę.
Zerknęła kątem oka co też ta jej mała czyta. Prorok. Kopalnia bzdur ale i tak sama lubiła go sobie przeglądać. A może natrafi w końcu na coś nowego, a może napiszą o niej w zakładce innej niż tylko "kulturalne nowości".
- Poznałam wczoraj jednego z pracowników Ministerstwa. Po czterdziestce, chudy, wysoki i dobrze ubrany. Koniec końców dał mi to - powiedziała i z kieszeni szlafroka wyciągnęła wisior i położyła go na gazecie. Oczywiście ten wysoki pan nie dał jej czegoś takiego od tak. Musiała się o to postarać kilkoma zaklęciami na osobności kiedy to przestał gadać o swojej pracy a w końcu zorientował się, że Sohalia jest jakaś taka zalotna. Raz dwa i mogła mieć co sobie tylko zachce.
- Ametyst, podobno ma wielką moc. Pomaga w łowach, interesach czy tam miłości. Proszę, na dobre rozpoczęcie stażu i obyś wysoko zaszła - uśmiechnęła się dając do zrozumienia, że to prezent. Zwykle nie robi prezentów, ale jej młodsza siostra w wielu aspektach była tym jedynym wyjątkiem - może podziała na Twojego pracodawcę, podobno pochodzi z bogatej rodziny - zagaiła trącając siostrę ramieniem. Skąd to wiedziała? Ano miała w Londynie kilku swoich informatorów. Bez nich nie zaszłaby aż tak wysoko, bez nich mieszkałyby w takim domu i nie żyło by im się tak swobodnie. Bez nich nie odnajdowałaby Mika nawet na drugim końcu świata.
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Kuchnia i jadalnia
Znała Sohalię na wylot. Nie chciała sprawdzać czy siostra jest w domu poprzez bezpardonowe wparowanie do jej osobistej sypialni, bo budzenie jej wczesnym rankiem po całej nocy występów nie byłoby najmądrzejszym posunięciem. Subtelniejszym sposobem było przygotowanie sobie kawy, bo zapach kofeiny działał na Sohalię jak zapach krwi dla wampira. Zbudzi ją nawet z grobu.
Nie zdziwiła się więc wcale, gdy kilka chwil później kątem oka dostrzegła siostrę opatuloną w śnieżnobiały szlafrok, idealnie kontrastującym z jej czekoladową cerą. Posłała jej pełen serdeczności uśmiech, po czym wstała, przygotowała drugą porcję parującego płynu i postawiła porcelanowy kubek przed Sohalią.
- Jestem na każdym twoim przedstawieniu - powiedziała siadając. - Tego jeszcze też zdążę się nauczyć na pamięć.
Odsunęła od siebie gazetę. Nic w niej oczywiście nie znalazła, zawierała taki sam śmietnik, jak co dzień. Objęła kubek obiema dłońmi i spojrzała na siostrę, a także na wisior, który położyła przed nią.
- Wielu takich w Ministerstwie - odparła słysząc opis mężczyzny od którego otrzymała ten piękny prezent. - Nie pamiętasz nazwiska? Jeśli daje takie podarunki to może i ja się koło niego zakręcę - zażartowała biorąc amestyt w dłonie i przewracając go w palcach. Bardzo piękny wisior, jeden z piękniejszych, jakie miała okazję oglądać, a można wierzyć na słowo, że widywała już wiele takich w swoim życiu. Ten wyróżniał się szlachetnym wykonaniem i bezapelacyjnie pochodzeniem.
- Dziękuję. - Przewiesiła przez głowę łańcuszek i umieściła kamień na dekolcie. Pasował idealnie do bieli jej nowej sukienki, którą tego dnia włożyła. - Luis musi pochodzić z bogatej rodziny. Jest sztywniakiem. Sztywniacy są bogaci z zasady. Nie rozgryzłam go jeszcze, ale jeszcze trochę i przestanie traktować mnie jak wroga i wyląduję w jego sypialni - uśmiechnęła się. Żartowała, oczywiście, że żartowała.
- Jakie plany na dziś?
Nie zdziwiła się więc wcale, gdy kilka chwil później kątem oka dostrzegła siostrę opatuloną w śnieżnobiały szlafrok, idealnie kontrastującym z jej czekoladową cerą. Posłała jej pełen serdeczności uśmiech, po czym wstała, przygotowała drugą porcję parującego płynu i postawiła porcelanowy kubek przed Sohalią.
- Jestem na każdym twoim przedstawieniu - powiedziała siadając. - Tego jeszcze też zdążę się nauczyć na pamięć.
Odsunęła od siebie gazetę. Nic w niej oczywiście nie znalazła, zawierała taki sam śmietnik, jak co dzień. Objęła kubek obiema dłońmi i spojrzała na siostrę, a także na wisior, który położyła przed nią.
- Wielu takich w Ministerstwie - odparła słysząc opis mężczyzny od którego otrzymała ten piękny prezent. - Nie pamiętasz nazwiska? Jeśli daje takie podarunki to może i ja się koło niego zakręcę - zażartowała biorąc amestyt w dłonie i przewracając go w palcach. Bardzo piękny wisior, jeden z piękniejszych, jakie miała okazję oglądać, a można wierzyć na słowo, że widywała już wiele takich w swoim życiu. Ten wyróżniał się szlachetnym wykonaniem i bezapelacyjnie pochodzeniem.
- Dziękuję. - Przewiesiła przez głowę łańcuszek i umieściła kamień na dekolcie. Pasował idealnie do bieli jej nowej sukienki, którą tego dnia włożyła. - Luis musi pochodzić z bogatej rodziny. Jest sztywniakiem. Sztywniacy są bogaci z zasady. Nie rozgryzłam go jeszcze, ale jeszcze trochę i przestanie traktować mnie jak wroga i wyląduję w jego sypialni - uśmiechnęła się. Żartowała, oczywiście, że żartowała.
- Jakie plany na dziś?
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Kuchnia i jadalnia
Oczywiście, że pójdzie na jej występ, nie miała innego wyjścia. Nie raz Sohalia wykorzystywała swoją siostrę podczas uczenia się ról, bo jakoś miała ten swój obiektywny punkt widzenia i nie bała się powiedzieć, że coś jest źle. Poza tym, chyba tylko przy niej była naturalna, przy całej reszcie pokazywała swoje różne wcielenia. Ale to była jej własna siostra przy niej mogła odpocząć od udawania, jednak tylko przy niej.
Obie chyba uwielbiały biel. Nie dość, że kontrastowała z ich odcieniem skóry to przecież był to symbol niewinności, czystości. Piękne pozory. Francuski powinny być grzeczne, delikatne a te dwie były całkowitym zaprzeczeniem tego wszystkiego. Nie były głupie ani naiwne, oprócz tego obie doskonale znały się na zaklęciach i czarnej magii. Jednakże kto by podejrzewał takie dwie słodkie istotki o złe rzeczy?
- Przyjdź na któryś bankiet to przedstawię Cię kilku "chłopcom" - odpowiedziała z uśmiechem specjalnie naciskając na ostatnie słowo. Sohalia zawsze gustowała w tych starszych facetach, bardziej doświadczonych, z pozoru poważniejszych. Z Savanną szczerze powiedziawszy nie wiedziała do końca jaki miała gust jeżeli chodzi o obiekty zainteresowania. Nie będzie jej uczyła sztuki uwodzenia ani w ogóle rozmów z mężczyznami, bo wiedziała że Sava umiała się z nimi dogadywać, wystarczyło tylko na nią spojrzeć.
Lokata ucieszyła się, że prezent się podobał, wisior był naprawdę cudowny i może rzeczywiście ma moc i przyniesie młodej kobiecie szczęście. Kiedy ta go oglądała, Sohalia wypiła już pół kubka czarnej kawy. Tego właśnie potrzebowała, mocnego kopa, który postawi ją na nogi. Bez niego chyba chodziłaby jak jakiś inferius.
- Jestem pewna, że prędzej czy później przestanie się opierać. A to, że jest sztywniakiem to tylko wyzwanie - uniosła znacząco brew. To one były drapieżnikami, przyjemnością były te trudne do złapania ofiary, które opierały się i uciekały, to jak zdobycie tytułu najlepszego zawodnika w Quidditchu, albo i lepiej.
- Plany? Wybrałabym się na zakupy, wiosna idzie, trzeba sprawdzić co w tym sezonie jest modnego. Kolejny występ mam pojutrze - powiedziała i palcami przeczesała swoje loki. Z żadnym panem też nie miała umówionego spotkania, o dziwo. Ale właśnie zazwyczaj po ciężkiej nocy potrzebowała chwili tylko dla siebie, taki dzień kobiet.
- Może wybierzesz się ze mną? Trzeba omamić czymś tego Luisa!
Obie chyba uwielbiały biel. Nie dość, że kontrastowała z ich odcieniem skóry to przecież był to symbol niewinności, czystości. Piękne pozory. Francuski powinny być grzeczne, delikatne a te dwie były całkowitym zaprzeczeniem tego wszystkiego. Nie były głupie ani naiwne, oprócz tego obie doskonale znały się na zaklęciach i czarnej magii. Jednakże kto by podejrzewał takie dwie słodkie istotki o złe rzeczy?
- Przyjdź na któryś bankiet to przedstawię Cię kilku "chłopcom" - odpowiedziała z uśmiechem specjalnie naciskając na ostatnie słowo. Sohalia zawsze gustowała w tych starszych facetach, bardziej doświadczonych, z pozoru poważniejszych. Z Savanną szczerze powiedziawszy nie wiedziała do końca jaki miała gust jeżeli chodzi o obiekty zainteresowania. Nie będzie jej uczyła sztuki uwodzenia ani w ogóle rozmów z mężczyznami, bo wiedziała że Sava umiała się z nimi dogadywać, wystarczyło tylko na nią spojrzeć.
Lokata ucieszyła się, że prezent się podobał, wisior był naprawdę cudowny i może rzeczywiście ma moc i przyniesie młodej kobiecie szczęście. Kiedy ta go oglądała, Sohalia wypiła już pół kubka czarnej kawy. Tego właśnie potrzebowała, mocnego kopa, który postawi ją na nogi. Bez niego chyba chodziłaby jak jakiś inferius.
- Jestem pewna, że prędzej czy później przestanie się opierać. A to, że jest sztywniakiem to tylko wyzwanie - uniosła znacząco brew. To one były drapieżnikami, przyjemnością były te trudne do złapania ofiary, które opierały się i uciekały, to jak zdobycie tytułu najlepszego zawodnika w Quidditchu, albo i lepiej.
- Plany? Wybrałabym się na zakupy, wiosna idzie, trzeba sprawdzić co w tym sezonie jest modnego. Kolejny występ mam pojutrze - powiedziała i palcami przeczesała swoje loki. Z żadnym panem też nie miała umówionego spotkania, o dziwo. Ale właśnie zazwyczaj po ciężkiej nocy potrzebowała chwili tylko dla siebie, taki dzień kobiet.
- Może wybierzesz się ze mną? Trzeba omamić czymś tego Luisa!
Sohalia QuarrieNauczyciel: Mugoloznastwo - Urodziny : 12/03/1988
Wiek : 36
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Re: Kuchnia i jadalnia
Wygięła wargi w podkówkę w udawanym smutku. To znaczy, smutno jej w istocie nie było, jednak wiedziała, że opuszczenie przez nią premiery Sohalii było czymś w rodzaju przerwania ich osobistego rytuału i Savannah sama nie mogła sobie tego wybaczyć.
- Kazali mi zostać. Dobrze wiesz, że wolałabym siedzieć w pierwszym rzędzie i oklaskiwać cię najgłośniej jako twoja najwierniejsza fanka. Następnym razem skonfunduję tego kretyna i sobie zwyczajnie pójdę - powiedziała, choć w głowie zaświtała jej myśl, że użyła zbyt łagodnego słowa. Skonfunduje? Co tam. Zwyczajnie ich wszystkich pozabija.
Uśmiechnęła się słysząc propozycję siostry. Przedstawienie młodszej z Quarrie kilku "chłopcom" może i było świetnym pomysłem, jednak nie w takim sensie, jak może się powszechnie wydawać. Savannah nie była nimi zainteresowana w sensie czystofizycznym, ani tym bardziej duchowym. Nie zakochiwała się, nie posiadała miłostek, do nikogo nie wzdychała, nikt jej specjalnie nie pociągał. Na studiach uczniowie zarówno jej, jak i innych kierunków wydawali się dziewczynie zbyt dziecinni. Wykładowcy i pracownicy Ministerstwa, zbyt starzy i obleśni. Najwyraźniej nie spotkała jeszcze nikogo kto mógłby ruszyć jej kamienne serce i nie zapowiadało się, by coś w tym względzie miało się zmienić.
- Żebyś wiedziała, że przyjdę - powiedziała z przekonaniem. Szukanie nazwisk w gazecie znudziło się jej dobry miesiąc temu i wydawało się czynami poniżej jej możliwości i godności. Powinna chodzić na bale i bankiety, poznawać wpływowych ludzi jak Sohalia i krok po kroku zyskiwać sobie ich przychylność. Zwodzić ich i mamić. Być tajemniczą i niezdobytą. Być Savannah z krwi i kości a nie tą, którą musi być spędzając czas w Ministerstwie.
- Dziwi mnie to, że proponujesz mi to dopiero teraz. Przyznaj się, że nie chciałaś konkurencji zanim sama nie wybadasz terenu - zaśmiała się i upiła łyk parującej kawy.
Gdy rozmowa zeszła na Luisa, murzynka skrzywiła się lekko.
- Z każdą minutą spędzoną z nim w tej ciasnej klitce, którą nazywa dumnie swoim biurem nienawidzę go coraz mocniej. Sama nie wiem właściwie czy chcę by przestał mi się opierać. Jeśli już, to po to, by poczuć odrobinę satysfakcji.
Westchnęła. Luis niczym jej nie imponował. Był trybikiem w maszynie, a z trybikami nie liczył się nikt, nawet ona sama, choć oficjalnie była jeszcze szczebel niżej. - Opowiadał mi o jakiejś pannie, z którą podobno jest. Cholernie jej współczuję.
Na słowo zakupy troszkę się ożywiła. Mimo wszystko była kobietą i w chwilach takich jak te, jej płeć wygrywała z charakterem.
- No pewnie, że tak! Skoro za trzy dni spotkam same grube ryby muszę mieć się w czym pokazać!
- Kazali mi zostać. Dobrze wiesz, że wolałabym siedzieć w pierwszym rzędzie i oklaskiwać cię najgłośniej jako twoja najwierniejsza fanka. Następnym razem skonfunduję tego kretyna i sobie zwyczajnie pójdę - powiedziała, choć w głowie zaświtała jej myśl, że użyła zbyt łagodnego słowa. Skonfunduje? Co tam. Zwyczajnie ich wszystkich pozabija.
Uśmiechnęła się słysząc propozycję siostry. Przedstawienie młodszej z Quarrie kilku "chłopcom" może i było świetnym pomysłem, jednak nie w takim sensie, jak może się powszechnie wydawać. Savannah nie była nimi zainteresowana w sensie czystofizycznym, ani tym bardziej duchowym. Nie zakochiwała się, nie posiadała miłostek, do nikogo nie wzdychała, nikt jej specjalnie nie pociągał. Na studiach uczniowie zarówno jej, jak i innych kierunków wydawali się dziewczynie zbyt dziecinni. Wykładowcy i pracownicy Ministerstwa, zbyt starzy i obleśni. Najwyraźniej nie spotkała jeszcze nikogo kto mógłby ruszyć jej kamienne serce i nie zapowiadało się, by coś w tym względzie miało się zmienić.
- Żebyś wiedziała, że przyjdę - powiedziała z przekonaniem. Szukanie nazwisk w gazecie znudziło się jej dobry miesiąc temu i wydawało się czynami poniżej jej możliwości i godności. Powinna chodzić na bale i bankiety, poznawać wpływowych ludzi jak Sohalia i krok po kroku zyskiwać sobie ich przychylność. Zwodzić ich i mamić. Być tajemniczą i niezdobytą. Być Savannah z krwi i kości a nie tą, którą musi być spędzając czas w Ministerstwie.
- Dziwi mnie to, że proponujesz mi to dopiero teraz. Przyznaj się, że nie chciałaś konkurencji zanim sama nie wybadasz terenu - zaśmiała się i upiła łyk parującej kawy.
Gdy rozmowa zeszła na Luisa, murzynka skrzywiła się lekko.
- Z każdą minutą spędzoną z nim w tej ciasnej klitce, którą nazywa dumnie swoim biurem nienawidzę go coraz mocniej. Sama nie wiem właściwie czy chcę by przestał mi się opierać. Jeśli już, to po to, by poczuć odrobinę satysfakcji.
Westchnęła. Luis niczym jej nie imponował. Był trybikiem w maszynie, a z trybikami nie liczył się nikt, nawet ona sama, choć oficjalnie była jeszcze szczebel niżej. - Opowiadał mi o jakiejś pannie, z którą podobno jest. Cholernie jej współczuję.
Na słowo zakupy troszkę się ożywiła. Mimo wszystko była kobietą i w chwilach takich jak te, jej płeć wygrywała z charakterem.
- No pewnie, że tak! Skoro za trzy dni spotkam same grube ryby muszę mieć się w czym pokazać!
Savannah QuarrieStudentka: Prawo Czarodziejów - Urodziny : 12/05/1992
Wiek : 32
Skąd : Lyon, Francja
Krew : Półkrwi
Similar topics
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Kingsway 13
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach