Izba Pamięci
+18
Abigail Wellington
Shay Hasting
Pierre Vauquer
Quinn Larivaara
Malcolm McMillan
Zoja Yordanova
Aaron Matluck
Antonija Vedran
Christine Greengrass
Prince Scott
Rowena Journey
Hannah Wilson
Mistrz Gry
Aiko Miyazaki
Anthony Wilson
Aiden Williams
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
22 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Izba pamięci
Strona 7 z 7
Strona 7 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Izba Pamięci
First topic message reminder :
Kiedy już myślałeś, że znasz każdy zakątek zamku, Twoim oczom ukazały się pięknie rzeźbione drzwi. Cała sala wypełniona jest wysokomi, przeszklonymi regałami. Półki zapełnione są szkolnymi pamiątkami: odznakami, pucharami, insygniami Założycieli Hogwartu, które stanowią integralną część historii placówki. Każdy przedmiot opatrzony jest tabliczką informacyjną.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Izba Pamięci
Czy on przyjdzie na mecz? Nie było ku temy najmniejszych wątpliwości. Ciekaw jest przedziesz jak dziewczyna radzi sobie na miotle. No i oczywiście jak wygląda poziom drużyny w tym roku. Pokiwał twierdząco głową, a zaraz po tym posłał w jej strone ciepły uśmiech.
- Jeżeli obiecujesz to przyjdę. Zamienię się w oddanego cheerleader'a - roześmiał się. Obserwował Shay zbierającą się do wyjścia uświadamiając sobie, że i on jest już zmęczony. Pokiwał więc znów głową i w ślad za nią zeskoczył z komody. Choć może nie z taką gracją jak ona.
- Idę, idę. Również czeka mnie randka z zielarstwem - powiedział zgodnie z prawdą i ruszył w stronę drzwi. Przepuścił Shay w drzwiach i opuścił pomieszczenie zaraz za nią. Na korytarzu słychać już było ich oddalające się kroki.
- Jeżeli obiecujesz to przyjdę. Zamienię się w oddanego cheerleader'a - roześmiał się. Obserwował Shay zbierającą się do wyjścia uświadamiając sobie, że i on jest już zmęczony. Pokiwał więc znów głową i w ślad za nią zeskoczył z komody. Choć może nie z taką gracją jak ona.
- Idę, idę. Również czeka mnie randka z zielarstwem - powiedział zgodnie z prawdą i ruszył w stronę drzwi. Przepuścił Shay w drzwiach i opuścił pomieszczenie zaraz za nią. Na korytarzu słychać już było ich oddalające się kroki.
Re: Izba Pamięci
Odkąd Abi wraz z Dorotką wróciły do zamku w weekendowy wieczór, dziewczyny głowę zaprzątają myśli o dobrze ukrytej pod bluszczem wieży. Abigail przez to nie mogła się za bardzo skupić na zadaniach, mimo, iż nie miała z tym żadnych problemów. Dziewczyna już nie raz była w bibliotece i wypożyczyła dużo książek, między innymi Historię Hogwartu oraz inne pozycje dotyczące zamku. W nich Abigail za wiele nie znalazła, więc ruszyła w kierunku trzeciego piętra. Może w izbie pamięci będą jakieś zdjęcia z tą wieżą. Panienka Wellington ubrana w szkolne szaty i z Historią Hogwartu pod pachą znalazła się w Izbie pamięci. Ruszyła wzdłuż gablotek z uwagą studiując każdą z nich.
Abigail WellingtonKlasa VI - Urodziny : 06/02/2007
Wiek : 17
Skąd : Devon
Krew : Czysta
Re: Izba Pamięci
Po miesięcznej nieobecności, Anthony wrócił do szkoły i w sumie czuł się jak gdyby nigdy z niej nie wyjeżdżał, a zarazem było mu o wiele lepiej. Nie chował się po kątach mając nadzieję, że nie spotka gdzieś Emily, o nie, już się tego nie bał. Jak za starych dobrych czasów kroczył z dumnie uniesioną głową korytarzami Hogwartu. Dzisiejszego wieczoru wcale nie było inaczej. Jako, że było wystarczająco późno, Tony wiedział, że korytarze o tej porze będą puste. Wziął więc całą paczkę szlugow i całkowicie bezwiednie ruszył wzdłuż trzeciego piętra napotykając po drodze wielkie drzwi, których tak jakby wcześniej nie widział. Nie zraziło go to, że mogło go tam spotkać cokolwiek, dlatego pchnął drzwi i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wielkie gabloty a dopiero później jakąś młodą dziewczynę którą z książką pod pachą patrzyła na to co było za szybą.
- Nie za późno trochę na naukę? - zapytał całkowicie mimowolnie i wyjął z kieszeni paczkę papierosów przyglądając się dziewczynie z lekką obojętnością. Pomimo tego, że chyba nie był od niej o wiele starszy, to dziewczyna wyglądała dla niego jak dziewczynka. Uniósł lekko brew ku górze kiedy jego dłonie nie mogły znaleźć w kieszeni bluzy zapałek.
- Nie za późno trochę na naukę? - zapytał całkowicie mimowolnie i wyjął z kieszeni paczkę papierosów przyglądając się dziewczynie z lekką obojętnością. Pomimo tego, że chyba nie był od niej o wiele starszy, to dziewczyna wyglądała dla niego jak dziewczynka. Uniósł lekko brew ku górze kiedy jego dłonie nie mogły znaleźć w kieszeni bluzy zapałek.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Izba Pamięci
Abigail była tak skupiona na gablotach, że po wkroczeniu jakiegoś chłopaka do pomieszczenia i po jego odezwaniu się, podskoczyła przestraszona. Automatycznie dotknęła lewej piersi, jakby miała powstrzymać serce przed ucieczką zza żeber.
- Nie uczę się - odparła kąśliwie i odwróciła się w kierunku Ślizgona pokazując mu swoją delikatnie umalowaną buźkę.
Panienka Wellington nie jest już dzieckiem, panie Wilson. Może niekiedy na taką wygląda, ale już nie jest, zapewniam. Dzisiejszego wieczoru pewnie obydwoje się o tym przekonają.
- Wiesz coś o ukrytej wieży na błoniach? - zapytała ni stąd ni zowąd, rzucając książkę na podest z jakimś popiersiem.
Na podłogę książki nie rzuci, ma jakieś poszanowanie do przedmiotów. Szczególnie do tych, które nie są jej, a wypożyczone albo z biblioteki albo od kogoś. Wellington założyła ręce pod piersiami i przyglądała się chłopakowi z ciekawością. Miała nadzieję, że chłopak wie co nieco o miejscu, o którym ona, odkąd jest w Hogwarcie, a jest to już 5 lat, nie ma w ogóle pojęcia.
- Nie uczę się - odparła kąśliwie i odwróciła się w kierunku Ślizgona pokazując mu swoją delikatnie umalowaną buźkę.
Panienka Wellington nie jest już dzieckiem, panie Wilson. Może niekiedy na taką wygląda, ale już nie jest, zapewniam. Dzisiejszego wieczoru pewnie obydwoje się o tym przekonają.
- Wiesz coś o ukrytej wieży na błoniach? - zapytała ni stąd ni zowąd, rzucając książkę na podest z jakimś popiersiem.
Na podłogę książki nie rzuci, ma jakieś poszanowanie do przedmiotów. Szczególnie do tych, które nie są jej, a wypożyczone albo z biblioteki albo od kogoś. Wellington założyła ręce pod piersiami i przyglądała się chłopakowi z ciekawością. Miała nadzieję, że chłopak wie co nieco o miejscu, o którym ona, odkąd jest w Hogwarcie, a jest to już 5 lat, nie ma w ogóle pojęcia.
Abigail WellingtonKlasa VI - Urodziny : 06/02/2007
Wiek : 17
Skąd : Devon
Krew : Czysta
Re: Izba Pamięci
Dzisiejszy wieczór dla Castellaniego nie był zbyt owocny jeżeli chodzi o odejmowanie punktów uczniom, przyłapał dwójkę na popalaniu sobie papierosów w schowku na miotły no i w sumie to by było na tyle. Nie był jakimś zwolennikiem karania uczniów, ale jak już musiał to zazwyczaj uczniowie do niego nie wracali, bo dawał im solidny wycisk na siłowni albo boisku, poprawa kondycji znacznie lepiej im się przyda niż przepisywanie jakichś bzdetów z książek. Sam nie był idealnym uczniem i wiedział, że takie kary nie przynoszą efektów.
Niespodziewanie coś go tknęło przechodząc koło pięknie rzeźbionych drzwi za którymi kryła się Izba Pamięci, zatrzymał się przy nich na chwilę i wszedł do pomieszczenia pełnym świec z uśmiechem na ustach i rękami splecionymi za sobą podszedł do jednej z gablot i zaczął przyglądać się zdjęciom, potem podszedł do kolejnego aż natrafił na rocznik w którym jego drużyna wygrała Puchar a on był jej kapitanem, pod zdjęciem leżały odznaki w tym ta jego z której był cholernie dumny i miał nadzieję, że nie będzie jedynym Castellanim z taką pamiątką.
Niespodziewanie coś go tknęło przechodząc koło pięknie rzeźbionych drzwi za którymi kryła się Izba Pamięci, zatrzymał się przy nich na chwilę i wszedł do pomieszczenia pełnym świec z uśmiechem na ustach i rękami splecionymi za sobą podszedł do jednej z gablot i zaczął przyglądać się zdjęciom, potem podszedł do kolejnego aż natrafił na rocznik w którym jego drużyna wygrała Puchar a on był jej kapitanem, pod zdjęciem leżały odznaki w tym ta jego z której był cholernie dumny i miał nadzieję, że nie będzie jedynym Castellanim z taką pamiątką.
Re: Izba Pamięci
Nie sentyment przygnał dziś panienkę Volante do zapomnianej – o ironio - Izby Pamięci. Przestronne, wypełnione zakurzonymi gablotami i starymi zdjęciami pomieszczenie było jednym z najrzadziej odwiedzanych przez spragnioną wiedzy brać uczniowską. Wampirzyca mogła tu w spokoju spędzać liczne, bezsenne noce, zaczytana w starych, niekoniecznie legalnych w szkole księgach. Nie musiała obawiać się ciekawskich spojrzeń i wymuszonych pogawędek. Ludzie nie potrafili milczeć. Cisza ich krępowała. Gdy w pomieszczeniu zjawiała się kolejna osoba czuli się zmuszeni przerywać błogą, świętą ciszę bezsensowną paplaniną.
Dziś jednak ktoś postanowił zawitać do jej samotni. Ktoś, kogo panna Volante powinna kojarzyć ze swych czasów szkolnych. Zwykła ignorancja jednak puściła owe nazwisko w zapomnienie, dopóki kilka tygodni temu nie zawisło ono na tablicy nowo przyjętych profesorów. Marco Castellani. W latach, w których łamał serca koleżankom z dormitorium i porywał tłumy na szkolnym boisku, Krukonce również przypadały sukcesy w szkolnej drużynie na zaszczytnym stanowisku szukającej. Jeszcze żywej szukającej.
Wampirzyca stanęła w drzwiach i uniosła nieco wyżej swe brwi. Bezszelestnie zbliżyła się do galerii, przystając tuż za plecami nauczyciela. Opasłą książkę przycisnęła okładką z tytułem do swego granatowego swetra.
- Nic się pan nie zmienił, profesorze – uśmiechnęła się krótko, swój palec wskazujący kierując na dwadzieścia lat młodszą podobiznę Argentyńczyka. Nie czekając na jego reakcję spuściła głowę, zasłaniając twarz puklami swych jasnych włosów i ruszyła w kierunku porzuconej w rogu, wyświechtanej poduszki, którą przywlokła tu z dormitorium kilka miesięcy lub lat temu.
Dziś jednak ktoś postanowił zawitać do jej samotni. Ktoś, kogo panna Volante powinna kojarzyć ze swych czasów szkolnych. Zwykła ignorancja jednak puściła owe nazwisko w zapomnienie, dopóki kilka tygodni temu nie zawisło ono na tablicy nowo przyjętych profesorów. Marco Castellani. W latach, w których łamał serca koleżankom z dormitorium i porywał tłumy na szkolnym boisku, Krukonce również przypadały sukcesy w szkolnej drużynie na zaszczytnym stanowisku szukającej. Jeszcze żywej szukającej.
Wampirzyca stanęła w drzwiach i uniosła nieco wyżej swe brwi. Bezszelestnie zbliżyła się do galerii, przystając tuż za plecami nauczyciela. Opasłą książkę przycisnęła okładką z tytułem do swego granatowego swetra.
- Nic się pan nie zmienił, profesorze – uśmiechnęła się krótko, swój palec wskazujący kierując na dwadzieścia lat młodszą podobiznę Argentyńczyka. Nie czekając na jego reakcję spuściła głowę, zasłaniając twarz puklami swych jasnych włosów i ruszyła w kierunku porzuconej w rogu, wyświechtanej poduszki, którą przywlokła tu z dormitorium kilka miesięcy lub lat temu.
Re: Izba Pamięci
W czasach szkolnych nie był takim wyrachowany jak teraz, 20 lat temu potrafił na jednej tajnej popijawie uwieść kilka dziewczyn, które to tak bardzo były w nim zakochane potem oczywiście je porzucał, bo on się nie wiązał, był na to za głupi i za młody by angażować się w coś co mogło go ograniczać. Uśmiechnął się do siebie spoglądając na twarze jego kolegów z drużyny, większość nie widział od zakończenia szkoły, z niektórymi udało się spotkać na piwie ale wszyscy porozjeżdżali się po świecie a ze swojego rocznika był jedynym, który zaczął zawodową karierę.
Słysząc miły dla ucha głos zmarszczył nos, bo nie zauważył nikogo w tym pomieszczeniu, tak bardzo zajęty był wspomnieniami związanymi z jego nauką tutaj.
- Żaden tam ze mnie profesor - mruknął z uśmiechem początkowo nie przyglądając się uczennicy, która raczyła się odezwać. Zawsze powtarzał, że profesorowie osiągnęli coś w nauce, zasłużyli na ten tytuł a on przecież był dobry w lataniu i trenowaniu, jakby wymyślił jakiś manewr, który nazwano by jego nazwiskiem to owszem, profesorem mogliby go nazywać, ale teraz, wystarczy jak zwracali się per "pan". Kidy już oderwał swój wzrok od zdjęcia z głośnym westchnięciem przed jego oczyma mignęły jasne pukle dziewczyny, która kierowała się gdzieś do rogu.
- Ale dziękuję - powiedział uśmiechając się próbując przyjrzeć się Krukonce, jej włosy, postura i ten mundurek wydawał jej się znajomy ale może po prostu mu kogoś przypomniała albo tylko miał zwidy - Co panienka tutaj robi w Izbie, z tego co się orientuje uczniowie nie odwiedzają zbyt często tego miejsca - stwierdził z typową dla niego wesołością w głosie i nieodłącznym uśmiechem.
Słysząc miły dla ucha głos zmarszczył nos, bo nie zauważył nikogo w tym pomieszczeniu, tak bardzo zajęty był wspomnieniami związanymi z jego nauką tutaj.
- Żaden tam ze mnie profesor - mruknął z uśmiechem początkowo nie przyglądając się uczennicy, która raczyła się odezwać. Zawsze powtarzał, że profesorowie osiągnęli coś w nauce, zasłużyli na ten tytuł a on przecież był dobry w lataniu i trenowaniu, jakby wymyślił jakiś manewr, który nazwano by jego nazwiskiem to owszem, profesorem mogliby go nazywać, ale teraz, wystarczy jak zwracali się per "pan". Kidy już oderwał swój wzrok od zdjęcia z głośnym westchnięciem przed jego oczyma mignęły jasne pukle dziewczyny, która kierowała się gdzieś do rogu.
- Ale dziękuję - powiedział uśmiechając się próbując przyjrzeć się Krukonce, jej włosy, postura i ten mundurek wydawał jej się znajomy ale może po prostu mu kogoś przypomniała albo tylko miał zwidy - Co panienka tutaj robi w Izbie, z tego co się orientuje uczniowie nie odwiedzają zbyt często tego miejsca - stwierdził z typową dla niego wesołością w głosie i nieodłącznym uśmiechem.
Re: Izba Pamięci
Ależ oczywiście, że żaden, przytaknęła w myślach, a jej usta rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu. Mężczyzna nie mógł tego jednak dostrzec, gdyż był wtedy odwrócony twarzą w kierunku gabloty.
W czasach, gdy uczęszczali do szkoły wiele jej szkolnych koleżanek podkochiwało się w starszej o dwa lata, sławnej dumie Ślizgońskiej drużyny. Castellani zaś nie starał się zachowywać nawet pozorów skromności. W tamtych czasach nie zaprzątało to jednak głowy drobnej Francuzki. Na własne szczęście zaczęła startować w szkolnej drużynie, gdy Ślizgon wyfrunął już w długi i szeroki świat. W przeciwnym byłaby w trakcie opuszczania zamku, by nie doprowadzić do wyjawienia jej sekretu. W jej posiadaniu na obecną chwilę znajdował się jedynie profesor Scott. I na pewno nie będzie zadowolony, gdy wyjdzie na jaw, że jeden z młodych aurorów zginął z jej rąk w miniony weekend. Między innymi dlatego Alice nie zamierzała do tego dopuścić.
- Ależ proszę - dziewczę usiadło na poduszce i wsparło plecy o chłodną ścianę - Dlatego to idealne miejsce do nauki.
Miła i potulna jak kocię. Kłamstwa bez mrugnięcia okiem opuszczały te malinowe, wydatne usta. Jasnowłosa otworzyła książkę na losowej stronie nie zawierającej obrazków i rozłożyła ją sobie na udach.
- A Pan, Panie Profesorze? Po szkole krążą pogłoski, że zamieszkał Pan już na boisku - podniosła wzrok i smagnęła twarz mężczyzny swymi turkusowymi tęczówkami.
Volante zmrużyła powieki. Jak sama wyglądałaby w tym momencie, gdyby nie wydarzenia sprzed 18 lat?
W czasach, gdy uczęszczali do szkoły wiele jej szkolnych koleżanek podkochiwało się w starszej o dwa lata, sławnej dumie Ślizgońskiej drużyny. Castellani zaś nie starał się zachowywać nawet pozorów skromności. W tamtych czasach nie zaprzątało to jednak głowy drobnej Francuzki. Na własne szczęście zaczęła startować w szkolnej drużynie, gdy Ślizgon wyfrunął już w długi i szeroki świat. W przeciwnym byłaby w trakcie opuszczania zamku, by nie doprowadzić do wyjawienia jej sekretu. W jej posiadaniu na obecną chwilę znajdował się jedynie profesor Scott. I na pewno nie będzie zadowolony, gdy wyjdzie na jaw, że jeden z młodych aurorów zginął z jej rąk w miniony weekend. Między innymi dlatego Alice nie zamierzała do tego dopuścić.
- Ależ proszę - dziewczę usiadło na poduszce i wsparło plecy o chłodną ścianę - Dlatego to idealne miejsce do nauki.
Miła i potulna jak kocię. Kłamstwa bez mrugnięcia okiem opuszczały te malinowe, wydatne usta. Jasnowłosa otworzyła książkę na losowej stronie nie zawierającej obrazków i rozłożyła ją sobie na udach.
- A Pan, Panie Profesorze? Po szkole krążą pogłoski, że zamieszkał Pan już na boisku - podniosła wzrok i smagnęła twarz mężczyzny swymi turkusowymi tęczówkami.
Volante zmrużyła powieki. Jak sama wyglądałaby w tym momencie, gdyby nie wydarzenia sprzed 18 lat?
Re: Izba Pamięci
Oh, tak, Castellani potrafił w sobie rozkochiwać dziewczyny kiedy był jeszcze nastolatkiem, trochę się bawił tymi uczuciami przez co wiele z tyc dziewczyn wypłakiwało się później gdzieś w kącie, teraz był dorosły, wiedział, że zranienie kobiety było najgorszą rzeczą w życiu i nie mógł do tego dopuścić, choć niejednokrotnie zdarzały sie takie sytuacje, które chciał szybko załagodzić. Nie był dupkiem, który chce tylko zaliczyć, był dżentelmenem ale na swój sposób.
- Ma panienka absolutną rację - stwierdziłw esoło jeszcze pstrykając palcami. On sam nie przychodził też do takich pomieszczeń by sie uczyć, Castellani w ogóle jakoś nie garnął się do nauki, zaliczał to co musiał, trochę ponad minimum by dostac się do drużyny Quidditcha. Ale ciii, niech uczniowie myślą, że za młodu był pilnym uczniem, który nie robił nic poza nauką ślęcząc w książkach... niestety ale archiwalne numery Proroka i innych magicznych gazet zbyt łatwo wyciągnąć a w nich zawierało się naprawdę sporo informacji o Castellanim nie koniecznie tych dobrych informacji. Ale musiał dawać przykład, musiał sie hamować z niektórymi typowymi dla jego osoby tekściakmi czy zagraniami, w końcu był nauczycielem a młodzi niejednokrotnie własnie swoich wychowawców biorą za idoli, za autorytety, dlatego też Castellani starał się, bardzo starał sie być dobrym profesorem jak to zwykli tu go nazywać.
- Powiedzmy, ze w tych plotkach jest trochę racji, bo jako nauczyciel Quidditcha sporo czasu spędzam na boisku, aczkolwiek do zamieszkania na nim jednak dużo mi brakuje - powiedział żartobliwym tonem z nieodłącznym uśmiechem zaplatajac ręce za plecami. Widok aż tak pogodneo nauczyciela może się dla ucznia wydawać czymś nowym, może nawet dziwnym, bo sam spotykajac swoich koelgów po fachu w Pokoju Nauczycielskim zaobserował, że znaczna część chodzi ponura i zmęczona swoim życiem, możliwe, że to przez to, że pracowali w Hogwarcie znacznie dłużej od niego i byli już "wypaleni".
- Niech mi panienka powie, czy aby jakieś 20 lat temu nie chodziła do Hogwartu pani mama, albo nie wiem, siostra? - zpaytał przyglądajac sie dziewczynie z uniesionymi do góry brwiami i podrapał sie po skroni. Możliwe, że niekednokrotnie do panienka Volante mignęła mu na szkolnych korytarzach kiedy to on jeszcze popylał w szacie z herbem domu węża, ale nie miał aż takiej pamięci by znać, zresztą, nie mogła grać wtedy w drużynie kiedy on był królem miotły, bo by na pewno tą buźkę zapamietał - Ale mogę się zawsze mylić - uśmiechnął się i zainteresował się książką, którą trzymała na swoich udach.
- Ma panienka absolutną rację - stwierdziłw esoło jeszcze pstrykając palcami. On sam nie przychodził też do takich pomieszczeń by sie uczyć, Castellani w ogóle jakoś nie garnął się do nauki, zaliczał to co musiał, trochę ponad minimum by dostac się do drużyny Quidditcha. Ale ciii, niech uczniowie myślą, że za młodu był pilnym uczniem, który nie robił nic poza nauką ślęcząc w książkach... niestety ale archiwalne numery Proroka i innych magicznych gazet zbyt łatwo wyciągnąć a w nich zawierało się naprawdę sporo informacji o Castellanim nie koniecznie tych dobrych informacji. Ale musiał dawać przykład, musiał sie hamować z niektórymi typowymi dla jego osoby tekściakmi czy zagraniami, w końcu był nauczycielem a młodzi niejednokrotnie własnie swoich wychowawców biorą za idoli, za autorytety, dlatego też Castellani starał się, bardzo starał sie być dobrym profesorem jak to zwykli tu go nazywać.
- Powiedzmy, ze w tych plotkach jest trochę racji, bo jako nauczyciel Quidditcha sporo czasu spędzam na boisku, aczkolwiek do zamieszkania na nim jednak dużo mi brakuje - powiedział żartobliwym tonem z nieodłącznym uśmiechem zaplatajac ręce za plecami. Widok aż tak pogodneo nauczyciela może się dla ucznia wydawać czymś nowym, może nawet dziwnym, bo sam spotykajac swoich koelgów po fachu w Pokoju Nauczycielskim zaobserował, że znaczna część chodzi ponura i zmęczona swoim życiem, możliwe, że to przez to, że pracowali w Hogwarcie znacznie dłużej od niego i byli już "wypaleni".
- Niech mi panienka powie, czy aby jakieś 20 lat temu nie chodziła do Hogwartu pani mama, albo nie wiem, siostra? - zpaytał przyglądajac sie dziewczynie z uniesionymi do góry brwiami i podrapał sie po skroni. Możliwe, że niekednokrotnie do panienka Volante mignęła mu na szkolnych korytarzach kiedy to on jeszcze popylał w szacie z herbem domu węża, ale nie miał aż takiej pamięci by znać, zresztą, nie mogła grać wtedy w drużynie kiedy on był królem miotły, bo by na pewno tą buźkę zapamietał - Ale mogę się zawsze mylić - uśmiechnął się i zainteresował się książką, którą trzymała na swoich udach.
Re: Izba Pamięci
Szkolne pamiątki za sprawą kilku godzin odkurzania znów odzyskały swój blask. Teraz można podziwiać wszystkie ich szczegóły przez wypolerowane do połysku szklane gabloty.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Izba Pamięci
Tęskniła za tym miejscem. Choć spędziła niesamowite wakacje we Francji, w rodzinnej posiadłości mamy, a także po raz pierwszy opuściła kontynent, towarzysząc Rileyowi w wycieczce do Peru, gdzie wdrażał swoje magizoologiczne projekty, nie mogła pozbyć się nawracającej tęsknoty za Hogwartem. Było dokładnie tak, jak opowiadali ojciec i brat - to miejsce miało duszę. I choć dla jednego z nich duszą byli ludzie, dla drugiego - tereny i widoki, Nanette w Hogwarcie zatraciła się jeszcze inaczej. Uwiodły ją okna wież, samotne ławki i ciche zagajniki, miejsca, z których mogła obserwować ludzi. A obserwowanie ludzi było dla niej niczym najlepsza z terapii. To był już trzeci rok w Hogwarcie. Czasem żałowała, że okazała się zbyt krucha, aby udało jej się dotrzeć tu tak, jak innym dzieciom, w wieku jedenastu lat. Miałaby dwa razy więcej czasu na miłość. Do tego miejsca.
Cisza nocna była jeszcze odległą nieznaną, kiedy jasnowłosa Puchoneczka znalazła się w wielkiej komnacie chwały, jaką dla Hogwartu była Izba Pamięci. Cichutko przeszła wzdłuż wypolerowanych galeryjek, czytając nazwiska odznaczonych, uśmiechając się tym bardziej, im bliżej znajdowała się podium "najwyższych not w dziedzinie oswajania magicznych stworzeń" gdzie mienił się puchar w kształcie hipogryfa, przyznany Rileyowi Myahmm. Zatrzymała się przy postumenciku i oparła o niego drobną dłonią. Miło było zastać w Hogarcie coś, co przypomina jedną z najbliższych jej osób.
Cisza nocna była jeszcze odległą nieznaną, kiedy jasnowłosa Puchoneczka znalazła się w wielkiej komnacie chwały, jaką dla Hogwartu była Izba Pamięci. Cichutko przeszła wzdłuż wypolerowanych galeryjek, czytając nazwiska odznaczonych, uśmiechając się tym bardziej, im bliżej znajdowała się podium "najwyższych not w dziedzinie oswajania magicznych stworzeń" gdzie mienił się puchar w kształcie hipogryfa, przyznany Rileyowi Myahmm. Zatrzymała się przy postumenciku i oparła o niego drobną dłonią. Miło było zastać w Hogarcie coś, co przypomina jedną z najbliższych jej osób.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
Charles miał wrażenie, że ciągle brakuje mu czasu, ale też nie potrafił jasno powiedzieć co robi z tym czasem który ma, że go tak naprawdę nie ma. Ciągle patrolował korytarze, wyciągnął już książki na powtórki do owutemów które planuje zdawać, grywał na gitarze, próbował w pokoju Przychodź-Wychodź dalej szlifować swoją umiejętność posługiwania się mieczem, biegał, ćwiczył animagię żeby nie wyjść z wprawy i ogólnie robił wszystko co powinien robić, ale czuł, że gdyby miał coś takiego jak Zmieniacz Czasu to bezbłędnie by go wykorzystał robiąc jeszcze więcej. Z pewnością ćwiczyłby zaklęcia niewerbalne, szukałby już nauczyciela koordynującego kurs teleportacji żeby zapytać o początek kursu, a już na pewno podjąłby próby ważenia eliksirów pod czujnym okiem nowego nauczyciela tego przedmiotu. Nie miał jednak na to czasu. Czekał więc aż informacja o początku kursu sama pojawi się na tablicy informacyjnej, a zaklęcia niewerbalne pozostaną do ćwiczenia jedynie na zajęciach z zaklęć. O eliksirach nie miał nawet czasu pomyśleć, bo w końcu za namową wuja i Hannah poddał się w tej materii. Wszyscy wiedzieli, że jest beznadziejny, a on mimo wszystko chciał zdać ten przedmiot. Na szczęście skutecznie wybili mu to z głowy, bo ten egzamin okazałby się jedną wielką porażką.
Przemierzając korytarze z księgą pełną magicznych run szukał dla siebie miejsca przy okazji patrolując korytarze. W pewnym momencie jego bystre tęczówki napotkały smugę światła płynącą wprost z otwartych drzwi do Izby Pamięci. Mało kto chodził do Izby Pamięci i to w dodatku wieczorem, tuż po kolacji. Wyczuwając w tym robotę Irytka wyciągnął z kieszeni szaty uczniowskiej swoją różdżkę i powoli wszedł do środka. Jego oczy zrobiły się nieco większe na widok drobnej blondynki stojącej przy pucharze w kształcie hipogryfa. Już miał się grzecznie wycofać, ale ich spojrzenia się skrzyżowały. Opuścił szybko różdżkę i uśmiechnął się przepraszająco:
- Przepraszam, nie widziałem jak wchodzisz. Myślałem, że Irytek planuje dewastację Izby. Dość często to robi ostatnimi czasy... Naprawdę przepraszam. - powiedział z przepraszającym uśmiechem chowając różdżkę do kieszeni.
Przemierzając korytarze z księgą pełną magicznych run szukał dla siebie miejsca przy okazji patrolując korytarze. W pewnym momencie jego bystre tęczówki napotkały smugę światła płynącą wprost z otwartych drzwi do Izby Pamięci. Mało kto chodził do Izby Pamięci i to w dodatku wieczorem, tuż po kolacji. Wyczuwając w tym robotę Irytka wyciągnął z kieszeni szaty uczniowskiej swoją różdżkę i powoli wszedł do środka. Jego oczy zrobiły się nieco większe na widok drobnej blondynki stojącej przy pucharze w kształcie hipogryfa. Już miał się grzecznie wycofać, ale ich spojrzenia się skrzyżowały. Opuścił szybko różdżkę i uśmiechnął się przepraszająco:
- Przepraszam, nie widziałem jak wchodzisz. Myślałem, że Irytek planuje dewastację Izby. Dość często to robi ostatnimi czasy... Naprawdę przepraszam. - powiedział z przepraszającym uśmiechem chowając różdżkę do kieszeni.
Re: Izba Pamięci
Wpatrywała się w puchar upamiętniający brata z uśmiechem przywołując ich wspólne wakacje w Ameryce Południowej i niesamowite okazy zwierząt i istot, jakimi szczyci się tamtejszy Rezerwat Magizoologiczny. To właśnie w Peru po raz pierwszy była świadkiem tańca lunaballi oraz - pod ścisłym nadzorem brata - miała szansę usłyszeć konwersację z mantykorą...
Kilka lat temu wesoły, niebieskooki Puchon zachwycił sobą komisję oceniającą i zyskując licencję oswajacza (do kategorii XXX, bo tylko takie wystawiali na poziomie Hogwartu) na stałe zapisał się w historii szkoły. A ona? Czy i ona kiedykolwiek dokona czegokolwiek wartego wspominki?
Odpowiedzi na to pytanie nie zdążyła sobie udzielić, gdyż ktoś wszedł do tego jej małego azylu przemyśleń. Nie zrobił tego gwałtownie, więc i ona nie reagowała impulsywnie - orzechowe oczy spokojnie przeniosły się na postać wysokiego młodzieńca stojącą w drzwiach. Stał odrobinę pod światło i jego kontury wydawały się być delikatnie rozmyte, jednak widziała, że mierzy do niej różdżką. Serce zabiło jej szybciej, usta zadrżały delikatnie. Po chwili napięcia nieznajomy opuścił drewienko i zaczął ją przepraszać. Wtedy ją olśniło.
- Ach. Charles... Nie, to nie Irytek. Ostatnio widziałam go w łazienkach dla dziewcząt, gdzieś na trzecim piętrze. Marudny był, bo go Krwawy Baron pogonił z lochów. - Zamrugała, zerknęła w bok. Dawno nie wypowiedziała tak wielu słów w obecności kogoś, z kim wcześniej prawie nie zamieniła słowa. Należała do osób absolutnie nieśmiałych i sama się sobie dziwiła... choć może nie aż tak bardzo. W podświadomości ciągle pozostawał jej widok Charlesa broniącego Mercedes Xakly przed profesorem Astronomii. Po całym zajściu odprowadził do dormitorium wszystkie pozostałe uczennice, w tym i ją. Taka asysta wydawała się być prawdziwym zaszczytem.
- A ja... ja tu sobie przychodzę, czasami... - Gryfon mógł odnieść wrażenie, że Nanette chce mu się wytłumaczyć, jakim prawem w ogóle tutaj weszła. - Ach! Przepraszam. Jestem Nanette. Nieładnie rozmawiać z kimś po imieniu, jeśli ta osoba nie ma pojęcia, kogo ma przed sobą. Bardzo przepraszam.
Przestąpiła z nogi na nogę, czując, jak jej jaśniutkie policzki delikatnie się rumienią. O to nietrudno, to w końcu jeden z Wilsonów. Do tego ten, któremu panienka Myahmm szczególnie się przyglądała.
Kilka lat temu wesoły, niebieskooki Puchon zachwycił sobą komisję oceniającą i zyskując licencję oswajacza (do kategorii XXX, bo tylko takie wystawiali na poziomie Hogwartu) na stałe zapisał się w historii szkoły. A ona? Czy i ona kiedykolwiek dokona czegokolwiek wartego wspominki?
Odpowiedzi na to pytanie nie zdążyła sobie udzielić, gdyż ktoś wszedł do tego jej małego azylu przemyśleń. Nie zrobił tego gwałtownie, więc i ona nie reagowała impulsywnie - orzechowe oczy spokojnie przeniosły się na postać wysokiego młodzieńca stojącą w drzwiach. Stał odrobinę pod światło i jego kontury wydawały się być delikatnie rozmyte, jednak widziała, że mierzy do niej różdżką. Serce zabiło jej szybciej, usta zadrżały delikatnie. Po chwili napięcia nieznajomy opuścił drewienko i zaczął ją przepraszać. Wtedy ją olśniło.
- Ach. Charles... Nie, to nie Irytek. Ostatnio widziałam go w łazienkach dla dziewcząt, gdzieś na trzecim piętrze. Marudny był, bo go Krwawy Baron pogonił z lochów. - Zamrugała, zerknęła w bok. Dawno nie wypowiedziała tak wielu słów w obecności kogoś, z kim wcześniej prawie nie zamieniła słowa. Należała do osób absolutnie nieśmiałych i sama się sobie dziwiła... choć może nie aż tak bardzo. W podświadomości ciągle pozostawał jej widok Charlesa broniącego Mercedes Xakly przed profesorem Astronomii. Po całym zajściu odprowadził do dormitorium wszystkie pozostałe uczennice, w tym i ją. Taka asysta wydawała się być prawdziwym zaszczytem.
- A ja... ja tu sobie przychodzę, czasami... - Gryfon mógł odnieść wrażenie, że Nanette chce mu się wytłumaczyć, jakim prawem w ogóle tutaj weszła. - Ach! Przepraszam. Jestem Nanette. Nieładnie rozmawiać z kimś po imieniu, jeśli ta osoba nie ma pojęcia, kogo ma przed sobą. Bardzo przepraszam.
Przestąpiła z nogi na nogę, czując, jak jej jaśniutkie policzki delikatnie się rumienią. O to nietrudno, to w końcu jeden z Wilsonów. Do tego ten, któremu panienka Myahmm szczególnie się przyglądała.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
Już miał się rakiem wycofywać mamrocząc przy okazji przeprosiny kiedy usłyszał swoje imię. To go dość skutecznie wmurowało w posadzkę, żeby nie zrobić ani jednego kroku. Czy on pamięta jej imię? Jasne, kojarzył ją ze szkolnych korytarzy i chyba raz ją odprowadził do Pokoju Wspólnego, ale za Merlina nie pamiętał jej imienia. I kiedy zdał sobie z tego sprawę zrobiło mu się głupio. Bardzo głupio. Bardziej niż bardzo głupio. Zawsze starał się pamiętać jak najwięcej imion swoich rówieśników, a szczególnie rówieśniczek zwłaszcza jak się przedstawiali. Bo to przecież grzecznie. Bo to tak ładnie. Ładnie pamiętać imiona osób z którymi się kiedyś rozmawiało. Jednak czy Charles z nią rozmawiał? Chyba rozmawiał. Chociaż to nie do końca takie pewne. Ona jednak niezaprzeczalnie znała jego imię. Jedna jasnoruda brew powędrowała nieco wyżej, a on sam przechylił głowę przyglądając się blondynce. Większość osób znała jego imię. Od czasu do czasu pojawiało się w Proroku kiedy trzeba było opisać Prefektów albo obiecujących uczniów. No i był prefektem. I dwukrotnym uczniem roku. I mistrzem w szachy czarodziejów. I księciem transmutacji. O tym wszystkim stanowiły pucharki i inne oznaczenia w gablotkach ustawionych w tej właśnie sali. Jednak nie spodziewał się, że odezwie się do niego po imieniu. I nie spodziewał się, że on sam nie będzie pamiętał jej imienia.
- Mam nadzieję, że nie będzie obrażał dziewcząt. Dużo potem płaczą. - zauważył nieco zmartwionym tonem. Powinien sprawdzić gdzie to nieznośne stworzenie egzystuje. Nie chciał przecież narażać delikatnej psychiki pań na spotkanie z tym potworem, który chyba nigdy nikogo nie pochwalił, a jedynie potrafi wygadywać. Nieprzychylne komentarze na temat nosów, podbródków i włosów w połączeniu z jego skrzekiem zostawały młodym damom na długo w pamięci rodząc masę kompleksów. Zdaniem Charlesa całkiem niepotrzebnie. Każda dziewczyna jest ładna na swój sposób. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Rudy. Gdy znów usłyszał przyjemny głos blondyneczki jej uwaga całkowicie skupiła się na jej osobie.
- To nic złego. Sam tu czasem przychodzę posiedzieć blasku chwały dawnych pokoleń. - odparł przyjaznym głosem, bo naprawdę nic złego nie zrobiła. Nie musi się ani kajać, ani jąkać, ani tłumaczyć. Naprawdę nie musi. To on powinien przepraszać, że tutaj przyszedł przerywając jej kontemplacje.
- Charlie. - po męsku wyciągnął dłoń w jej stronę też się przedstawiając.
- Mogę zapytać dlaczego akurat ten puchar? - zapytał z ciekawością przenosząc wzrok na odlanego z czegoś błyszczącego hipogryfa. Czyżby była fanką magicznych stworzeń?
- Mam nadzieję, że nie będzie obrażał dziewcząt. Dużo potem płaczą. - zauważył nieco zmartwionym tonem. Powinien sprawdzić gdzie to nieznośne stworzenie egzystuje. Nie chciał przecież narażać delikatnej psychiki pań na spotkanie z tym potworem, który chyba nigdy nikogo nie pochwalił, a jedynie potrafi wygadywać. Nieprzychylne komentarze na temat nosów, podbródków i włosów w połączeniu z jego skrzekiem zostawały młodym damom na długo w pamięci rodząc masę kompleksów. Zdaniem Charlesa całkiem niepotrzebnie. Każda dziewczyna jest ładna na swój sposób. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Rudy. Gdy znów usłyszał przyjemny głos blondyneczki jej uwaga całkowicie skupiła się na jej osobie.
- To nic złego. Sam tu czasem przychodzę posiedzieć blasku chwały dawnych pokoleń. - odparł przyjaznym głosem, bo naprawdę nic złego nie zrobiła. Nie musi się ani kajać, ani jąkać, ani tłumaczyć. Naprawdę nie musi. To on powinien przepraszać, że tutaj przyszedł przerywając jej kontemplacje.
- Charlie. - po męsku wyciągnął dłoń w jej stronę też się przedstawiając.
- Mogę zapytać dlaczego akurat ten puchar? - zapytał z ciekawością przenosząc wzrok na odlanego z czegoś błyszczącego hipogryfa. Czyżby była fanką magicznych stworzeń?
Re: Izba Pamięci
Gdy użyła imienia rudowłosego prefekta, ten zamarł, jakby wpół kroku, bacznie jej się przyglądając. Pod tym intensywnym, skanującym spojrzeniem zielonych tęczówek, Nanette poczuła nagłe zakłopotanie. Chłopiec z pewnością chciał odwdzięczyć się również i jej imieniem, a skoro nigdy z nią nie rozmawiał, oczywiście nie znalazł go w głowie. Nie powinna stawiać go w takiej sytuacji. Natychmiast poczuła się bezgranicznie winna.
- A mi się wydaje, że on wcale nie chce być taki niesamowicie niegrzeczny... Raczej nie potrafi inaczej okazać zainteresowania, taka już natura tych stworzeń - zauważyła nieśmiało. No tak, odwieczna altruistka potrafiła usprawiedliwić nawet szkolnego poltergeista. Swoje zdanie wyrażała jednak na tyle cicho i niepewnie, że gdyby Charles okazał choć cień sprzeciwu, natychmiast była gotowa odrzucić swoją linię obrony.
- Racja. Wiele tu tak wybitnych czarodziei... A wasze nazwisko szczególnie często tutaj gości. - Zauważyła z niekłamanym podziwem. Rodzina Wilsonów wydawała się mieć ogromną pulę dobrych genów, wydając na świat tak wielu utalentowanych, młodych magów.
Gdy się jej oficjalnie przedstawił, poczuła swoisty odcień dumy. Najlepszy uczeń szkoły z nią rozmawiał, a teraz nawet podał jej rękę... Czuła, że to jedno z większych wyróżnień. Charles Wilson przedstawił się jej, niewidzialnej Puchoneczce... Ochoczo uścisnęła jego dłoń. Malutkie usteczka powlekły się nieśmiałym uśmiechem, oczy błysnęły radośnie.
- To puchar mojego brata, Rileya. Jako jedyny na roku wybitnie zdał testy na licencję Oswajacza. Uczniowie biorący zaawansowany kurs z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami mają szansę podejść do tego egzaminu przed przedstawicielem ministerstwa... - Wyjaśniła, a w jej głosie zabrzmiało siostrzane przywiązanie. - Obecnie jest jednym z lepszych magizoologów w kraju.
Akurat jeśli chodziło o jej rodzinę, nigdy nie szczędziła im komplementów i zasług, ale i też państwo Myahmm całkowicie oddali się swojej córce, kiedy naprawdę tego potrzebowała...
- Przyszłam tutaj, gdyż nie chciałam wchodzić w drogę dziewczętom z Beuxbatons, które obecnie mieszkają z nami w dormitoriach. Nie byłabym dla nich najlepszym towarzystwem, inni Puchoni lepiej potrafią zająć gości rozmową... - wyznała cicho, jakby była najmniej interesującą osobą w całym zamku. Spojrzenie orzechowych oczu przeniosła na srebrną statuetkę. Może w istocie tak myślała?
- A mi się wydaje, że on wcale nie chce być taki niesamowicie niegrzeczny... Raczej nie potrafi inaczej okazać zainteresowania, taka już natura tych stworzeń - zauważyła nieśmiało. No tak, odwieczna altruistka potrafiła usprawiedliwić nawet szkolnego poltergeista. Swoje zdanie wyrażała jednak na tyle cicho i niepewnie, że gdyby Charles okazał choć cień sprzeciwu, natychmiast była gotowa odrzucić swoją linię obrony.
- Racja. Wiele tu tak wybitnych czarodziei... A wasze nazwisko szczególnie często tutaj gości. - Zauważyła z niekłamanym podziwem. Rodzina Wilsonów wydawała się mieć ogromną pulę dobrych genów, wydając na świat tak wielu utalentowanych, młodych magów.
Gdy się jej oficjalnie przedstawił, poczuła swoisty odcień dumy. Najlepszy uczeń szkoły z nią rozmawiał, a teraz nawet podał jej rękę... Czuła, że to jedno z większych wyróżnień. Charles Wilson przedstawił się jej, niewidzialnej Puchoneczce... Ochoczo uścisnęła jego dłoń. Malutkie usteczka powlekły się nieśmiałym uśmiechem, oczy błysnęły radośnie.
- To puchar mojego brata, Rileya. Jako jedyny na roku wybitnie zdał testy na licencję Oswajacza. Uczniowie biorący zaawansowany kurs z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami mają szansę podejść do tego egzaminu przed przedstawicielem ministerstwa... - Wyjaśniła, a w jej głosie zabrzmiało siostrzane przywiązanie. - Obecnie jest jednym z lepszych magizoologów w kraju.
Akurat jeśli chodziło o jej rodzinę, nigdy nie szczędziła im komplementów i zasług, ale i też państwo Myahmm całkowicie oddali się swojej córce, kiedy naprawdę tego potrzebowała...
- Przyszłam tutaj, gdyż nie chciałam wchodzić w drogę dziewczętom z Beuxbatons, które obecnie mieszkają z nami w dormitoriach. Nie byłabym dla nich najlepszym towarzystwem, inni Puchoni lepiej potrafią zająć gości rozmową... - wyznała cicho, jakby była najmniej interesującą osobą w całym zamku. Spojrzenie orzechowych oczu przeniosła na srebrną statuetkę. Może w istocie tak myślała?
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
Cichy głosik stojącej naprzeciwko niewiasty sprawił, że podszedł jeszcze krok bliżej, żeby lepiej słyszeć, ale też nie za blisko, żeby jej nie spłoszyć. Na pierwszy rzut oka wydała mu się kruchą istotą, ale dość fascynującą w swej kruchości. Sam kiedyś też mało mówił i też był strasznie nieśmiały. Zwłaszcza jeśli chodzi o płeć przeciwną. Teraz już tych problemów nie miał. Podobno z tego wyrósł. Może i wyrósł, ale sam nie był pewien czy z tego się wyrasta. Mimo wszystko miał w sobie dużo samozaparcia żeby się zmienić. Prawdopodobnie dlatego jednostki takie jak Nanette wzbudzały w nim bezwarunkową i natychmiastową sympatię. Przechylił nieco głowę. Irytek? Dla niego był najbardziej nieznośnym wrzodem jaki mógł się pojawić. Ciągle coś psuł, ciągle kogoś obrażał, ciągle komuś dokuczał i wszędzie zostawiał za sobą obrzydliwe ślady mazi pochodzenia niewiadomego. Charlie nie znosił go podwójnie, a nawet poczwórnie, bo zwykle musiał po nim sprzątać. Chyba, że ktoś inny miał pecha na to trafić. Niestety nie od dziś wiadomo, że największym pechowcem w tych murach jest właśnie on. Zaśmiał się cicho słysząc jej uwagę o nazwisku Wilson. Fakt, pojawiło się tutaj parokrotnie, ale to głównie zasługa wuja, Hannah i Charlesa. Leslie, Flora i Anthony pod tym względem nie zostawili dla siebie śladu dla potomnych. Trochę szkoda, ale cóż. Ich wybór? No można tak powiedzieć.
- Nie tak często... - zauważył, a jego policzki nabrały zdrowszego, jasnoróżowego odcieniu. Jak przy znajomych chodził dumny jak paw ze swoich osiągnięć naukowych tak przy obcych nieco się peszył. Każdy z góry zakładał, że tkwi w nim młody geniusz, a to nie do końca tak było. On na to wszystko naprawdę ciężko pracował i nawet z zazdrością patrzył na ludzi którzy mieli czas wolny, bo szybko odrobili lekcje. On szybko lekcji nie odrabiał. Z obecnymi powtórkami z owutemów i patrolami był znów w plecy z czasem. Co zrobić- takie życie.
- A ty lubisz Magiczne Stworzenia? - zapytał wprost uśmiechając się przy tym delikatnie. Osobiście nie był fanem tego przedmiotu. Uwarunkowania naturalne go do tego zmuszały, bo każda zwierzyna do której się zbliżał automatycznie reagowała atakiem- nie licząc tej psiej formy. W ludzkiej formie tolerowały go dwa stworzenia. Memorek który dostał na urodziny od Polly, ale to był bardzo mały memorek i nie miał innego wyjścia jak przywyknąć. No i Heniek, który miał jawne zaburzenia osobowości o ile u sowy takie mogą wystąpić. Chociaż nie, patrząc na Heńka mogą. Nie mniej jednak dostarczał wciąż pocztę, ale często długo wracał z odpowiedzią, albo atakował go z miłością i oddaniem, a pocztę musiał wyrywać mu niemalże siłą. Heńka dostał chyba po wuju Andrewie, bo był tak stary, że nikt nie potrafił ocenić jego wieku. I tak patrząc na to stworzenie widać, że już niejedno ma za sobą. Wilsonów jednak nie stać było na nową sowę dla rodzinnej pierdoły, bo na taką się zapowiadał kiedy miał jedenaście lat. Potem już został z Heniem. Są ważniejsze wydatki i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Pamiętaj, jesteśmy u siebie. Nie musimy im schodzić z drogi. - zmarszczył przy tym z niezadowoleniem nos. Nie lubił tego, że większość musiała zmienić swoje upodobania pielęgnowane przez lata, bo grupa obcych znajduje się w zamku. On sam nie widział celu dlaczego ma ustąpić chłopakom z Durmstrangu na siłowni, skoro inne sprzęty stoją puste. Bezsens, totalny bezsens. Uprzejmość to jedno, ale tamci zaczynają patrzeć na Hogwartczyków z góry, a to już kompletnie nie podobało się Rudemu.
- Myślisz, że zrobią turniej? - nie powstrzymał się przed zadaniem tego pytania. Szmaragdowe tęczówki utkwił w jej drobnej twarzyczce w oczekiwaniu na odpowiedź, podczas gdy jego wargi wygięły się w ciepłym uśmiechu pasującym do jego piegów.
- Nie tak często... - zauważył, a jego policzki nabrały zdrowszego, jasnoróżowego odcieniu. Jak przy znajomych chodził dumny jak paw ze swoich osiągnięć naukowych tak przy obcych nieco się peszył. Każdy z góry zakładał, że tkwi w nim młody geniusz, a to nie do końca tak było. On na to wszystko naprawdę ciężko pracował i nawet z zazdrością patrzył na ludzi którzy mieli czas wolny, bo szybko odrobili lekcje. On szybko lekcji nie odrabiał. Z obecnymi powtórkami z owutemów i patrolami był znów w plecy z czasem. Co zrobić- takie życie.
- A ty lubisz Magiczne Stworzenia? - zapytał wprost uśmiechając się przy tym delikatnie. Osobiście nie był fanem tego przedmiotu. Uwarunkowania naturalne go do tego zmuszały, bo każda zwierzyna do której się zbliżał automatycznie reagowała atakiem- nie licząc tej psiej formy. W ludzkiej formie tolerowały go dwa stworzenia. Memorek który dostał na urodziny od Polly, ale to był bardzo mały memorek i nie miał innego wyjścia jak przywyknąć. No i Heniek, który miał jawne zaburzenia osobowości o ile u sowy takie mogą wystąpić. Chociaż nie, patrząc na Heńka mogą. Nie mniej jednak dostarczał wciąż pocztę, ale często długo wracał z odpowiedzią, albo atakował go z miłością i oddaniem, a pocztę musiał wyrywać mu niemalże siłą. Heńka dostał chyba po wuju Andrewie, bo był tak stary, że nikt nie potrafił ocenić jego wieku. I tak patrząc na to stworzenie widać, że już niejedno ma za sobą. Wilsonów jednak nie stać było na nową sowę dla rodzinnej pierdoły, bo na taką się zapowiadał kiedy miał jedenaście lat. Potem już został z Heniem. Są ważniejsze wydatki i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Pamiętaj, jesteśmy u siebie. Nie musimy im schodzić z drogi. - zmarszczył przy tym z niezadowoleniem nos. Nie lubił tego, że większość musiała zmienić swoje upodobania pielęgnowane przez lata, bo grupa obcych znajduje się w zamku. On sam nie widział celu dlaczego ma ustąpić chłopakom z Durmstrangu na siłowni, skoro inne sprzęty stoją puste. Bezsens, totalny bezsens. Uprzejmość to jedno, ale tamci zaczynają patrzeć na Hogwartczyków z góry, a to już kompletnie nie podobało się Rudemu.
- Myślisz, że zrobią turniej? - nie powstrzymał się przed zadaniem tego pytania. Szmaragdowe tęczówki utkwił w jej drobnej twarzyczce w oczekiwaniu na odpowiedź, podczas gdy jego wargi wygięły się w ciepłym uśmiechu pasującym do jego piegów.
Re: Izba Pamięci
Charles podszedł bliżej, jakby zainteresowany dalszą konwersacją, co przyprawiło Puchonkę o żywsze bicie serca. Rzadko kiedy ktoś przystawał na dłużej, by z nią konwersować, zwykle niespecjalnie szukano z nią tematu... Przyzwyczajona była raczej do ciekawskich spojrzeń i wypowiadanych półszeptem komentarzy, aniżeli żywego zainteresowania, jakie teraz mogła odczytać w zielonych oczach Gryfona.
Kiedy jednak zeszli na temat osiągnięć, jakie zdobywali członkowie rodziny, jakby delikatnie się speszył. Przykryte jaśniutką grzywką czoło dziewczątka zmarszczyło się w wyrazie troski. Nie chciała go peszyć, zawstydzać ani przymuszać do tematów, od tego zawsze była bardzo daleka - największą przyjemność z rozmów miała wtedy, kiedy jej rozmówca wydawał się zadowolony i zrelaksowany. Taki był z niej typ osoby, dobro innych ponad wszystko...
Kiedy więc zmienił temat na coś, co zdawało się go interesować, a przy tym zapytał o jej osobiste preferencje, posłała mu łagodny, szczery uśmiech drobnych ust.
- Bardzo. Myślę, że ze zwierzętami dogaduje się dużo lepiej niż z ludźmi. A na pewno jest znacznie łatwiej... Zawsze są szczere w swoich działaniach, wprost komunikują, co mają na myśli i... - umilkła na moment, unosząc oczy na uśmiechnięte oblicze Charlesa. Nie chciała go zagadać na śmierć, nikt nie lubił czuć się przytłoczony ilością słów, które wyrzuca z siebie interlokutor. A ona szczególnie nie chciałaby, aby najlepszy uczeń w szkole uznał ją za nienagadaną pannicę...
Gdy przeszli na temat hogwarckich gości, posłała mu łagodne zaprzeczenie, kręcąc głową.
- Zamek jest na tyle duży, byśmy się wszyscy mogli spokojnie pomieścić. To naprawdę nie jest tak, żebym czuła, że muszę schodzić komuś z drogi, raczej... Nie uważam się za kogoś, kim dziewczęta z Francji mogłyby się zainteresować. Co prawda znam francuski na poziomie komunikatywnym, ale to nie znaczy, że miałabym im o czym opowiadać... - Popatrywała na te sympatyczne oczyska, nadające serdecznego wyglądu piegi i uśmiech zwycięzcy nieco nieśmiało, ale z pewnością z ogromnym zainteresowaniem. Prawie nie mogła uwierzyć, że zwykły wypad do Izby Pamięci skończy się na rozmówkach z prefektem Gryffindoru...
- Turniej Trójmagiczny? Och, tak! To byłoby niesamowite zdarzenie... Oglądałam zdjęcia sprzed dwudziestu lat, wypadło fantastycznie... Oczywiście, poza końcówką, ta sprawa z Cedrickiem Diggory'm... I powrót Voldemorta, okropne.
Aż zadrżała na myśl o tym, jakich czynów dopuścił się największy czarnoksiężnik stulecia. Na szczęście, już im nie groził.
- Nie posiadłabym się ze szczęścia, gdyby przywieźli do szkoły sfinksa.
Kiedy jednak zeszli na temat osiągnięć, jakie zdobywali członkowie rodziny, jakby delikatnie się speszył. Przykryte jaśniutką grzywką czoło dziewczątka zmarszczyło się w wyrazie troski. Nie chciała go peszyć, zawstydzać ani przymuszać do tematów, od tego zawsze była bardzo daleka - największą przyjemność z rozmów miała wtedy, kiedy jej rozmówca wydawał się zadowolony i zrelaksowany. Taki był z niej typ osoby, dobro innych ponad wszystko...
Kiedy więc zmienił temat na coś, co zdawało się go interesować, a przy tym zapytał o jej osobiste preferencje, posłała mu łagodny, szczery uśmiech drobnych ust.
- Bardzo. Myślę, że ze zwierzętami dogaduje się dużo lepiej niż z ludźmi. A na pewno jest znacznie łatwiej... Zawsze są szczere w swoich działaniach, wprost komunikują, co mają na myśli i... - umilkła na moment, unosząc oczy na uśmiechnięte oblicze Charlesa. Nie chciała go zagadać na śmierć, nikt nie lubił czuć się przytłoczony ilością słów, które wyrzuca z siebie interlokutor. A ona szczególnie nie chciałaby, aby najlepszy uczeń w szkole uznał ją za nienagadaną pannicę...
Gdy przeszli na temat hogwarckich gości, posłała mu łagodne zaprzeczenie, kręcąc głową.
- Zamek jest na tyle duży, byśmy się wszyscy mogli spokojnie pomieścić. To naprawdę nie jest tak, żebym czuła, że muszę schodzić komuś z drogi, raczej... Nie uważam się za kogoś, kim dziewczęta z Francji mogłyby się zainteresować. Co prawda znam francuski na poziomie komunikatywnym, ale to nie znaczy, że miałabym im o czym opowiadać... - Popatrywała na te sympatyczne oczyska, nadające serdecznego wyglądu piegi i uśmiech zwycięzcy nieco nieśmiało, ale z pewnością z ogromnym zainteresowaniem. Prawie nie mogła uwierzyć, że zwykły wypad do Izby Pamięci skończy się na rozmówkach z prefektem Gryffindoru...
- Turniej Trójmagiczny? Och, tak! To byłoby niesamowite zdarzenie... Oglądałam zdjęcia sprzed dwudziestu lat, wypadło fantastycznie... Oczywiście, poza końcówką, ta sprawa z Cedrickiem Diggory'm... I powrót Voldemorta, okropne.
Aż zadrżała na myśl o tym, jakich czynów dopuścił się największy czarnoksiężnik stulecia. Na szczęście, już im nie groził.
- Nie posiadłabym się ze szczęścia, gdyby przywieźli do szkoły sfinksa.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
Widząc zmarszczki na jej czole jedna z rudawych brwi powędrowała nieco wyżej. Ta dziewczyna jawnie go zaintrygowała. Oparł się więc biodrem o stojącą obok komodę i obserwował ją swoimi szmaragdowymi tęczówkami. To spojrzenie z pewnością nie było spojrzeniem krytycznym. W jego oczach kryła się grzeczna ciekawość, ale i żywe zainteresowanie. Gdyby okazała się być nudziarą już po pierwszym zdaniu z pewnością znalazłby dobrą wymówkę żeby ruszyć korytarzem dalej. Nudziarą dla Charlesa były wszystkie te dziewczyny które nie miały nic w głowie. Mogły i mieć gadane jak nikt na ziemi, ale jak gadały bez sensu, to Wilson nie wiedział po co gadają, więc ich nie słuchał. Słuchał Nanette. Nie była nudziarą.
- Masz jakieś zwierzęta? - zapytał przechylając nieco głowę. Wciąż miał w pamięci te wszystkie klatki i klateczki w pokoju swojej pierwszej miłości. W środku miała mnóstwo magicznych ptaków, a oprócz tego znalazła jeszcze czas i miejsce na pufki pigmejskie które lubowały się w pożeraniu smarków i kuguchara. Dość oryginalne mieszanki można było spotkać w pokoju panienki Baldwin, więc później Charlie zawsze prosił, aby to ona odwiedzała jego. On miał skłonność do pedantyzmu co sprawiało, że dostawał kręćka w jej radosnym bałaganie. Teraz z sympatycznym uśmiechem mógł o tym myśleć. Było minęło. Co się stało to się nie odstanie. I takie tam.
- Te panny są strasznie zakochane w sobie, Nanette. - zauważył marszcząc przy tym z niezadowoleniem nos. Nie był wybitnie szczęśliwy z powodu wizyty obcokrajowców. Chociaż starał się myśleć pozytywnie. Skoro tutaj są, to są tutaj po coś. Nie ukrywał, że marzy mu się kariera zawodnika w tym wydarzeniu. To byłaby wisienka na torcie jego osiągnięć. Jasne, było ryzyko, ogromne ryzyko, ale... bez ryzyka jednak nie ma zabawy.
- Mam nadzieję, że uda się coś takiego zorganizować. Sfinksy, sklątki tylnowybuchowe i cała reszta... Potem wielka sława i wielkie pieniądze. - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który zaraz zmazał przecierając twarz dłonią.
- Może i nie mam za dużych szans, ale zawsze chciałem czegoś takiego spróbować. To idealna okazja do zaprezentowania swoich umiejętności w praktyce. - dodał jeszcze poważnym tonem, a wzrok utkwił w pucharze jej brata.
- Musisz koniecznie ponowić sukces brata. - powiedział zachęcającym tonem przenosząc znów wzrok na drobną twarzyczkę swojej rozmówczyni.
- Masz jakieś zwierzęta? - zapytał przechylając nieco głowę. Wciąż miał w pamięci te wszystkie klatki i klateczki w pokoju swojej pierwszej miłości. W środku miała mnóstwo magicznych ptaków, a oprócz tego znalazła jeszcze czas i miejsce na pufki pigmejskie które lubowały się w pożeraniu smarków i kuguchara. Dość oryginalne mieszanki można było spotkać w pokoju panienki Baldwin, więc później Charlie zawsze prosił, aby to ona odwiedzała jego. On miał skłonność do pedantyzmu co sprawiało, że dostawał kręćka w jej radosnym bałaganie. Teraz z sympatycznym uśmiechem mógł o tym myśleć. Było minęło. Co się stało to się nie odstanie. I takie tam.
- Te panny są strasznie zakochane w sobie, Nanette. - zauważył marszcząc przy tym z niezadowoleniem nos. Nie był wybitnie szczęśliwy z powodu wizyty obcokrajowców. Chociaż starał się myśleć pozytywnie. Skoro tutaj są, to są tutaj po coś. Nie ukrywał, że marzy mu się kariera zawodnika w tym wydarzeniu. To byłaby wisienka na torcie jego osiągnięć. Jasne, było ryzyko, ogromne ryzyko, ale... bez ryzyka jednak nie ma zabawy.
- Mam nadzieję, że uda się coś takiego zorganizować. Sfinksy, sklątki tylnowybuchowe i cała reszta... Potem wielka sława i wielkie pieniądze. - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który zaraz zmazał przecierając twarz dłonią.
- Może i nie mam za dużych szans, ale zawsze chciałem czegoś takiego spróbować. To idealna okazja do zaprezentowania swoich umiejętności w praktyce. - dodał jeszcze poważnym tonem, a wzrok utkwił w pucharze jej brata.
- Musisz koniecznie ponowić sukces brata. - powiedział zachęcającym tonem przenosząc znów wzrok na drobną twarzyczkę swojej rozmówczyni.
Re: Izba Pamięci
Charles również wydawał się być zadowolony z niej w roli rozmówczyni, co dało się odczytać w błyszczących żywym zainteresowaniem oczach prefekta. Poczuła się przy nim odrobinę śmielej - z policzków leniwie zszedł rumieniec a oczy nieco częściej łapały kontakt wzrokowy.
- Tak. Podczas swojej pierwszej eksploracji magizoologicznej na Kostaryce Riley otrzymał młodziutką samiczkę kwezala od tubylca. Okazało się, że ptaszek ten, uważany przez mugoli czasów prekolumbijskich za boga, w istocie należy do fauny magicznej. - Wytłumaczyła swoim ciepłym, miłym dla ucha głosem i poprawiła rękawy kremowego kardiganu. - Ma na imię Shamira i jest naprawdę niesamowita. Z godnością podjęła się nawet dostarczania mojej korespondencji, choć zwykle te dumne ptaszki nie spełniają wszystkich poleceń właściciela... Może to kwestia tego, że ja wcale nie wymagam poświęceń. Zwyczajnie chce mi pomóc... Chętnie ci ją kiedyś pokażę, to niesamowicie piękne zwierzę. I moja... jedyna przyjaciółka.
Umilkła, przygryzając lekko usta, jakby spłoszona. Ponownie poniosła ją świadomość, że panicz Wilson naprawdę chętnie jej słucha. Co innego jednak miła pogawędka, a co innego obarczanie go swoimi zwierzeniami czy próby organizowania mu czasu... Miała nadzieję, że się nie pogniewa.
Gdy zeszli na temat przybyszek z Francji, Nanette uśmiechnęła się lekko, jakby coś sobie przypominając.
- Mama bardzo chciała, bym zaczęła naukę w Beauxbatons, nie tutaj. Sama jest jedną z absolwentek i stale przekonywała mnie, że tam będę bezpieczniejsza, otoczona delikatnymi, uzdolnionymi dziewczętami... Uważasz, że gdybym się zgodziła, miałabym podobnie... wysokie mniemanie na swój temat? - Zapytała cicho, niemal retorycznie, owijając się ciasno ramionkami i przekrzywiając głowę jak szczenię psidwaka, przyglądając się postaci Charlesa z zaintrygowaniem.
- Myślę, że byłbyś jednym z najlepszych kandydatów. - Przyznała, kiwając głową. O dziwo nie było w tych słowach tej słodkiej nuty, jaką zaprawiają komplementy niektóre z rozchichotanych uczennic. Raczej szczery podziw i doza szacunku. Taka prawda - Wilson pracował najpilniej w całej szkole, do tego miał całkiem wszechstronne umiejętności. Kibicowałaby mu.
- Miło, że tak mówisz, ale... brakuje mi jego charyzmy i zaradności. Riley jest niesamowitym dyplomatą, ja nie nadawałbym się do przekonywania chimery, by nie jadła znalezionego w pobliżu mugola.
Uśmiechnęła się czule, spoglądając na puchar. Uważała brata za najwspanialszego mężczyznę na świecie.
- Tak. Podczas swojej pierwszej eksploracji magizoologicznej na Kostaryce Riley otrzymał młodziutką samiczkę kwezala od tubylca. Okazało się, że ptaszek ten, uważany przez mugoli czasów prekolumbijskich za boga, w istocie należy do fauny magicznej. - Wytłumaczyła swoim ciepłym, miłym dla ucha głosem i poprawiła rękawy kremowego kardiganu. - Ma na imię Shamira i jest naprawdę niesamowita. Z godnością podjęła się nawet dostarczania mojej korespondencji, choć zwykle te dumne ptaszki nie spełniają wszystkich poleceń właściciela... Może to kwestia tego, że ja wcale nie wymagam poświęceń. Zwyczajnie chce mi pomóc... Chętnie ci ją kiedyś pokażę, to niesamowicie piękne zwierzę. I moja... jedyna przyjaciółka.
Umilkła, przygryzając lekko usta, jakby spłoszona. Ponownie poniosła ją świadomość, że panicz Wilson naprawdę chętnie jej słucha. Co innego jednak miła pogawędka, a co innego obarczanie go swoimi zwierzeniami czy próby organizowania mu czasu... Miała nadzieję, że się nie pogniewa.
Gdy zeszli na temat przybyszek z Francji, Nanette uśmiechnęła się lekko, jakby coś sobie przypominając.
- Mama bardzo chciała, bym zaczęła naukę w Beauxbatons, nie tutaj. Sama jest jedną z absolwentek i stale przekonywała mnie, że tam będę bezpieczniejsza, otoczona delikatnymi, uzdolnionymi dziewczętami... Uważasz, że gdybym się zgodziła, miałabym podobnie... wysokie mniemanie na swój temat? - Zapytała cicho, niemal retorycznie, owijając się ciasno ramionkami i przekrzywiając głowę jak szczenię psidwaka, przyglądając się postaci Charlesa z zaintrygowaniem.
- Myślę, że byłbyś jednym z najlepszych kandydatów. - Przyznała, kiwając głową. O dziwo nie było w tych słowach tej słodkiej nuty, jaką zaprawiają komplementy niektóre z rozchichotanych uczennic. Raczej szczery podziw i doza szacunku. Taka prawda - Wilson pracował najpilniej w całej szkole, do tego miał całkiem wszechstronne umiejętności. Kibicowałaby mu.
- Miło, że tak mówisz, ale... brakuje mi jego charyzmy i zaradności. Riley jest niesamowitym dyplomatą, ja nie nadawałbym się do przekonywania chimery, by nie jadła znalezionego w pobliżu mugola.
Uśmiechnęła się czule, spoglądając na puchar. Uważała brata za najwspanialszego mężczyznę na świecie.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
Widząc, że dziewczyna przestaje się aż tak stresować sam poczuł się lepiej. Nie chciał jej stresować. Chciał ją poznać. To nic, żeby tym samym egoistycznie zaspokoić swoją ciekawość. Wydawała się być dość interesującą jednostką, a nie ukrywajmy- takich jednostek było coraz mniej w Hogwarcie. Szkoła pełna młodych adeptów magii coraz częściej zamieniała się w przytułek chuligaństwa, ciemnoty i amoralności. Dziewczynki nosiły nieregulaminowo krótkie spódniczki, chłopcy przywozili kufry pełne papierosów spalając później te mugolskie używki na szkolnym dziedzińcu, a wszyscy coraz częściej nie bali się wymieniać śliny na szkolnych korytarzach. Oczywiście wszystkie te występki z miną twardziela karał ujemnymi punktami dla domu, ale nie ukrywał, że to już go męczyło. Co stało się z najbardziej prestiżową szkołą magii na świecie? Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? Nie ukrywał, że mnóstwo rówieśników w tej materii boleśnie go rozczarowało. Na szczęście kiedy zaczynał poważnie wątpić w to czy jeszcze istnieją normalni uczniowie Hogwartu na jego drodze stawał ktoś taki jak Nanette który sprawiał iż powracała mu wiara w ludzkość. Jak teraz. Teraz czuł, że mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Jej przyjemny głos sprawiał, że słuchało się jej z przyjemnością, a jej przywiązanie do Shamiry Charlie wyczuwał w każdym wypowiedzianym przez nią zdaniu.
- Z chęcią ją zobaczę. Ja mam memorka, jeśli Cię to interesuje. - powiedział przechylając nieco głowę. Kochał swojego memorka. Niebieski ptaszek był naprawdę uroczy, a jego brak głosu sprawiał iż nigdy nie był dla Wilsona kłopotliwym towarzystwem, bo Rudy kochał ciszę. Często zamykał się sam w łazience Prefektów zamieniając się wtedy w psa i chłonął ciszę. W ciszy łatwiej było mu się skupić. Łatwiej i szybciej przyswajał wiedzę. Nie miał potem migren. Polly o tym wiedziała dając mu na urodziny takie, a nie inne stworzonko. Szkoda tylko, że Charlie usłyszy ptaszka dopiero wtedy kiedy tamten będzie umierał. Taka jednak jest ich natura. Najpierw żyją, a potem umierają wydając przy tym odgłosy tego co usłyszały przez te wszystkie lata tylko w odwrotnej kolejności.
- To zależy tylko od człowieka. Patrząc jednak na te wysoko uniesione podbródki tych młodych dam mam wrażenie, że Akademia przysłała do nas wybitnie irytujące i pewne siebie okazy, aby mieć bez nich spokój przez kolejne dziesięć miesięcy. - odparł z szerokim uśmiechem i mniej więcej w tej samej chwili pojawił się obok nich jeden ze skrzatów podając bez słowa Charlesowi zaklejoną kopertę z pieczątką szkoły. Uniósł jedną brew do góry odbierając kopertę ze swoim nazwiskiem zapisanym szmaragdowym tuszem po czym posłał pytające spojrzenie blondynce.
- Och, dla chcącego nic trudnego. - rzucił radośnie po czym spojrzał na kopertę raz jeszcze.
- Przepraszam, ale to chyba coś ważnego. - powiedział cicho zanim otworzył pieczęć. Nie pomylił się. Wezwanie na dywanik dyrektorski sprawiło, że coś ścisnęło go w dołku.
- Czuję, że mam kłopoty. Lancaster mnie do siebie wzywa. To ja będę już leciał, ale koniecznie musimy się jeszcze spotkać! Trafisz sama do lochów? - zapytał jeszcze z troską, a kiedy pokręciła przecząco głową on posłał jej przeprosinowy uśmiech i z krótkim "Do zobaczenia" opuścił Izbę Pamięci kierując się do gabinetu vice dyrektora.
- Z chęcią ją zobaczę. Ja mam memorka, jeśli Cię to interesuje. - powiedział przechylając nieco głowę. Kochał swojego memorka. Niebieski ptaszek był naprawdę uroczy, a jego brak głosu sprawiał iż nigdy nie był dla Wilsona kłopotliwym towarzystwem, bo Rudy kochał ciszę. Często zamykał się sam w łazience Prefektów zamieniając się wtedy w psa i chłonął ciszę. W ciszy łatwiej było mu się skupić. Łatwiej i szybciej przyswajał wiedzę. Nie miał potem migren. Polly o tym wiedziała dając mu na urodziny takie, a nie inne stworzonko. Szkoda tylko, że Charlie usłyszy ptaszka dopiero wtedy kiedy tamten będzie umierał. Taka jednak jest ich natura. Najpierw żyją, a potem umierają wydając przy tym odgłosy tego co usłyszały przez te wszystkie lata tylko w odwrotnej kolejności.
- To zależy tylko od człowieka. Patrząc jednak na te wysoko uniesione podbródki tych młodych dam mam wrażenie, że Akademia przysłała do nas wybitnie irytujące i pewne siebie okazy, aby mieć bez nich spokój przez kolejne dziesięć miesięcy. - odparł z szerokim uśmiechem i mniej więcej w tej samej chwili pojawił się obok nich jeden ze skrzatów podając bez słowa Charlesowi zaklejoną kopertę z pieczątką szkoły. Uniósł jedną brew do góry odbierając kopertę ze swoim nazwiskiem zapisanym szmaragdowym tuszem po czym posłał pytające spojrzenie blondynce.
- Och, dla chcącego nic trudnego. - rzucił radośnie po czym spojrzał na kopertę raz jeszcze.
- Przepraszam, ale to chyba coś ważnego. - powiedział cicho zanim otworzył pieczęć. Nie pomylił się. Wezwanie na dywanik dyrektorski sprawiło, że coś ścisnęło go w dołku.
- Czuję, że mam kłopoty. Lancaster mnie do siebie wzywa. To ja będę już leciał, ale koniecznie musimy się jeszcze spotkać! Trafisz sama do lochów? - zapytał jeszcze z troską, a kiedy pokręciła przecząco głową on posłał jej przeprosinowy uśmiech i z krótkim "Do zobaczenia" opuścił Izbę Pamięci kierując się do gabinetu vice dyrektora.
Re: Izba Pamięci
A więc i panicz Wilson posiadał zwierzątko! Bardzo podekscytowała ją ta wiadomość. Zawsze wychodziła z założenia, że dobry człowiek to taki, który lubi zwierzęta. Ludzie, którzy za nimi nie przepadali, najczęściej mieli trudne charaktery i niezbyt przyjemny sposób bycia.
- Memorek to niezwykły ptaszek, taki łagodny i wierny... Nie potrafię wyrazić słowami okrucieństwa czarodziei, którzy używają memorków jako magicznych "pluskiew" - wpuszczają je do pomieszczenia, w którym prowadzone są potajemne rozmowy, a następnie torturują zwierzątka... aż doprowadzą do ich śmierci. Chwilę przedtem uzyskują wszystkie niezbędne informacje. - Pokręciła głową, dłonie zwinęła w maleńkie piąstki. Wydawało jej się to niegodne miana czarodzieja. Niegodne człowieka. - Podobnie jak ze znikaczami, które kiedyś pełniły rolę znicza w Quidditchu...
Urwała, słysząc cichy trzask. Przy jednym z wielkich pucharów zmaterializował się skrzat domowy. Kojarzyła go z kuchni, często brała stamtąd smakołyki, którymi później karmiła kołkogonki w szkolnych zagrodach. Dygnęła przed skrzatem na powitanie.
Obserwowała, jak stworzenie wręcza Charlesowi kopertę i znika, wcześniej elegancko się im kłaniając. Na twarzy rudowłosego pojawiła się ciemna chmura zmartwienia, na co Nanette przekrzywiła głowę w oczekiwaniu.
- Nie martw się, może chodzi o to, że zwolnił się wakat prefekta naczelnego? - Posłała mu pokrzepiające spojrzenie i zaprzeczyła, kiedy grzecznie spytał, czy potrzebuje eskorty do lochów.
- Dam sobie radę. Miło było pogawędzić... I ja również bardzo chętnie ponownie cię zobaczę. - Pożegnała go machnięciem drobnej dłoni i odprowadziła do drzwi spojrzeniem ciemnych, uśmiechniętych oczu. Chwilę tak jeszcze stała, wyraźnie dużo szczęśliwsza, niż kiedy wchodziła do tego otulonego wspomnieniami pomieszczenia. Posłała ostatnie, ciepłe spojrzenie pucharowi brata i udała się do Pokoju Wspólnego, pragnąc dokładniej przyjrzeć się panienkom z Beauxbatons i sprawdzić, czy Wilson w istocie ma rację.
- Memorek to niezwykły ptaszek, taki łagodny i wierny... Nie potrafię wyrazić słowami okrucieństwa czarodziei, którzy używają memorków jako magicznych "pluskiew" - wpuszczają je do pomieszczenia, w którym prowadzone są potajemne rozmowy, a następnie torturują zwierzątka... aż doprowadzą do ich śmierci. Chwilę przedtem uzyskują wszystkie niezbędne informacje. - Pokręciła głową, dłonie zwinęła w maleńkie piąstki. Wydawało jej się to niegodne miana czarodzieja. Niegodne człowieka. - Podobnie jak ze znikaczami, które kiedyś pełniły rolę znicza w Quidditchu...
Urwała, słysząc cichy trzask. Przy jednym z wielkich pucharów zmaterializował się skrzat domowy. Kojarzyła go z kuchni, często brała stamtąd smakołyki, którymi później karmiła kołkogonki w szkolnych zagrodach. Dygnęła przed skrzatem na powitanie.
Obserwowała, jak stworzenie wręcza Charlesowi kopertę i znika, wcześniej elegancko się im kłaniając. Na twarzy rudowłosego pojawiła się ciemna chmura zmartwienia, na co Nanette przekrzywiła głowę w oczekiwaniu.
- Nie martw się, może chodzi o to, że zwolnił się wakat prefekta naczelnego? - Posłała mu pokrzepiające spojrzenie i zaprzeczyła, kiedy grzecznie spytał, czy potrzebuje eskorty do lochów.
- Dam sobie radę. Miło było pogawędzić... I ja również bardzo chętnie ponownie cię zobaczę. - Pożegnała go machnięciem drobnej dłoni i odprowadziła do drzwi spojrzeniem ciemnych, uśmiechniętych oczu. Chwilę tak jeszcze stała, wyraźnie dużo szczęśliwsza, niż kiedy wchodziła do tego otulonego wspomnieniami pomieszczenia. Posłała ostatnie, ciepłe spojrzenie pucharowi brata i udała się do Pokoju Wspólnego, pragnąc dokładniej przyjrzeć się panienkom z Beauxbatons i sprawdzić, czy Wilson w istocie ma rację.
Nanette MyahmmKlasa VI - Urodziny : 13/05/1998
Wiek : 26
Skąd : Obrzeża Plymouth, Wielka Brytania
Krew : Czysta, z domieszką krwi wil
Re: Izba Pamięci
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Strona 7 z 7 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro III :: Izba pamięci
Strona 7 z 7
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach