Klapa w podłodze
+35
Szara Dama
Cory Reynolds
Sanne van Rijn
Charlotte Jeunesse
Alex Buckley
Dalila Mauric
Iris Xakly
Claire Annesley
Maddox Overton
James Scott
Samantha Davies
Charles Wilson
Leslie Wilson
Emily Bronte
Aiden Williams
Leanne Chatier
Nora Vedran
Suzanne Castellani
Aleksy Vulkodlak
Andrea Jeunesse
Jeremy Scott
Mistrz Gry
Zoja Yordanova
Aaron Matluck
Aiko Miyazaki
Dymitr Milligan
Mackendra Tayth-Wilson
Corrine Harvin
Wyatt Walker
Serena Valerious
Flora Wilson
Anthony Wilson
Malina Socha
Marianna Vulkodlak
Brennus Lancaster
39 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 7 z 11
Strona 7 z 11 • 1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11
Klapa w podłodze
First topic message reminder :
Niepozorna, ukryta klapa w podłodze na ostatnim piętrze. Tylko bystre oko będzie w stanie ją dostrzec. Kiedy już odważysz się zejść do środka, odkryjesz, że stara drabina prowadzi do pomieszczenia na niższym piętrze, a jedyne wyjście z niego to właśnie niefortunna klapa w suficie. W pokoju znajduje się stara sofa, podniszczony fotel oraz różne pamiątki po byłych bywalcach tego sprytnie ukrytego pomieszczenia.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Guziki? Jej pucatą twarzyczkę pokrył grymas rozczarowania i rozżalenia. Te urocze, rozkoszne stworzonka miały stać się na powrót kawałkami plastiku? Claire, jako miłośniczka wszelkiego, co żywe i słodkie, nie mogła tego przeżyć. Z trudem powstrzymywała się od współczującego monologu skierowanego do ruszających wąsikami zwierzątek. One nawet nie wiedziały, co je czeka!
- Ale teraz to są szczury - rzuciła markotnie, nie odrywając spojrzenia od zgromadzonych w pudełku gryzoni. Wreszcie, coraz bardziej pochylając się nad ich tymczasowym wybiegiem, sięgnęła dłońmi do środka i gładząc futerko rudego, wyciągnęła go wreszcie. Zabrałaby także i niebieskiego, ale nie chciała przeszkadzać mu w pielęgnacji. Unosząc więc szczura barwy swych włosów na poziom oczu, uśmiechnęła się promiennie i cmoknęła go w kosmatą główkę. Gdy pisnął cicho, przytuliła go do piersi, gładząc uspokajająco miękkie futerko.
Gdy Gryfon jej się przedstawił, uśmiechnęła się nieśmiało. Przez parę chwil próbowała wymyślić równie barwne przedstawienie samej siebie, gdy jednak nic pomysłowego nie wpadło jej do głowy, ostatecznie pozostała przy imieniu, nazwisku i roku nauki:
- Claire Annesley, z trzeciego roku.
Natomiast słowo odkrycie w związku ze zwierzętami kojarzyło jej się źle. Przed oczami stanęły jej eksperymenty, po których białe myszy zdychały w męczarniach, a psy nieodwracalnie traciły zaufanie do ludzi. W związku z tym posłała chłopakowi ponownie nieufne spojrzenie i jeszcze czulej pogładziła trzymanego szczura.
- To znaczy jakiego? - Zmarszczyła brwi, żądając wręcz wyjaśnień, co dokładnie i w jaki sposób Maddox zamierza odkryć.
- Ale teraz to są szczury - rzuciła markotnie, nie odrywając spojrzenia od zgromadzonych w pudełku gryzoni. Wreszcie, coraz bardziej pochylając się nad ich tymczasowym wybiegiem, sięgnęła dłońmi do środka i gładząc futerko rudego, wyciągnęła go wreszcie. Zabrałaby także i niebieskiego, ale nie chciała przeszkadzać mu w pielęgnacji. Unosząc więc szczura barwy swych włosów na poziom oczu, uśmiechnęła się promiennie i cmoknęła go w kosmatą główkę. Gdy pisnął cicho, przytuliła go do piersi, gładząc uspokajająco miękkie futerko.
Gdy Gryfon jej się przedstawił, uśmiechnęła się nieśmiało. Przez parę chwil próbowała wymyślić równie barwne przedstawienie samej siebie, gdy jednak nic pomysłowego nie wpadło jej do głowy, ostatecznie pozostała przy imieniu, nazwisku i roku nauki:
- Claire Annesley, z trzeciego roku.
Natomiast słowo odkrycie w związku ze zwierzętami kojarzyło jej się źle. Przed oczami stanęły jej eksperymenty, po których białe myszy zdychały w męczarniach, a psy nieodwracalnie traciły zaufanie do ludzi. W związku z tym posłała chłopakowi ponownie nieufne spojrzenie i jeszcze czulej pogładziła trzymanego szczura.
- To znaczy jakiego? - Zmarszczyła brwi, żądając wręcz wyjaśnień, co dokładnie i w jaki sposób Maddox zamierza odkryć.
Re: Klapa w podłodze
Przechylił głowę i zmarszczył czoło - trzeci z gryzoni spowił się obłoczkiem pyłu. Błysnęły drobne iskierki i... nic się nie stało. Prawie. Na połyskującym czernią grzbiecie szczurka pojawiła się wściekle różowa, drobna plamka. Jakby ktoś maznął go pędzlem umoczonym w farbie. Maddox westchnął ciężko, wyraźnie nie do końca usatysfakcjonowany. Zerknął na swoją towarzyszkę z ukosa.
- Tak. Teraz to są szczury - odparł zupełnie poważnie i skinął głową, jakby na potwierdzenie wagi tych słów. Po chwili jednak pobłażliwa powaga ustąpiła miejsca jawnemu oświeceniu - młody wynalazca wpadł na jakiś pomysł!
- Właściwie... Hm. Tak. Panno Annesley, świetnie pani trafiła. Będzie mi pani mogła pomóc w realizacji tego genialnego pomysłu. - Zerknął na mały nosek wychylający się znad stulonych dłoni dziewczynki i kiwnął głową, wyraźnie upewniając się w powziętym zamiarze. - Jeśli zgodzi się pani na współpracę, ci uroczy milusińscy mają szansę pozostać tymi uroczymi kłębuszkami i doczekać pięknego, szczurzego żywota.
Mówił z charakternym blaskiem w ciemnych oczach, wyraźnie dumny z pomysłu, jaki wpadł do tej światłej głowy.
- Opracowuję cukierki zmieniające kolor włosów. - Wyszeptał konspiracyjnie, przysuwając się do Claire i mrugając doń porozumiewawczo. - Żadnych toksyn, naturalne składniki i kilka nieszkodliwych zaklęć. Sama mogłabyś spróbować, ale szkoda podobnego odcienia. To jak, jesteś skłonna pomóc?
Wskazał na jej rude pukle i wyprostował się nieco, patrząc na nią wyczekująco. A w międzyczasie w tekturowym pudełku ponownie zmaterializował się magiczny dym.
- Tak. Teraz to są szczury - odparł zupełnie poważnie i skinął głową, jakby na potwierdzenie wagi tych słów. Po chwili jednak pobłażliwa powaga ustąpiła miejsca jawnemu oświeceniu - młody wynalazca wpadł na jakiś pomysł!
- Właściwie... Hm. Tak. Panno Annesley, świetnie pani trafiła. Będzie mi pani mogła pomóc w realizacji tego genialnego pomysłu. - Zerknął na mały nosek wychylający się znad stulonych dłoni dziewczynki i kiwnął głową, wyraźnie upewniając się w powziętym zamiarze. - Jeśli zgodzi się pani na współpracę, ci uroczy milusińscy mają szansę pozostać tymi uroczymi kłębuszkami i doczekać pięknego, szczurzego żywota.
Mówił z charakternym blaskiem w ciemnych oczach, wyraźnie dumny z pomysłu, jaki wpadł do tej światłej głowy.
- Opracowuję cukierki zmieniające kolor włosów. - Wyszeptał konspiracyjnie, przysuwając się do Claire i mrugając doń porozumiewawczo. - Żadnych toksyn, naturalne składniki i kilka nieszkodliwych zaklęć. Sama mogłabyś spróbować, ale szkoda podobnego odcienia. To jak, jesteś skłonna pomóc?
Wskazał na jej rude pukle i wyprostował się nieco, patrząc na nią wyczekująco. A w międzyczasie w tekturowym pudełku ponownie zmaterializował się magiczny dym.
Re: Klapa w podłodze
Nie zamierzając rozstawać się z rudym szczurkiem, do którego zaczęła pałać nagle niebywałą miłością, ostrożnie postawiła go na stoliku i dbając o to, by przypadkiem nie zbliżył się zanadto do skraju mebla, obserwowała, jak doprowadza swą sierść do porządku, a potem drepcze raźnie dokoła kartonu.
Na wzmiankę o potencjalnej pomocy spojrzała na chłopaka kątem oka i drgnęła lekko, gdy jej ucho zostało nagle owiane jego ciepłym oddechem.
- Cukierki zmieniające kolor włosów? - Uniosła lekko brwi. To by wyjaśniało manipulacje, wprawdzie nie do końca udane, barwą sierści szczurów. Gdy jednak wskazał na jej rude kosmyki, nieco się zjeżyła. Nie była królikiem doświadczalnym i z pewnością nie zamierzała zamieniać swej rudości na, na przykład, nakrapiany zielenią róż lub cokolwiek innego, co mógłby jej zafundować specyfik Maddoxa. Z drugiej strony... Sam powiedział, że szkoda by było jej odcienia, prawda? Może więc chodzi o pomoc innego rodzaju - mniej inwazyjną i niebezpieczną dla jej rudej dumy.
- Jak miałabym pomóc? - zapytała wreszcie. W tej też chwili zorientowała się, że jej chwila zagapienia się na Gryfona i roztrząsania jego pomysłu poskutkowała brakiem należytej uwagi poświęconej szczurowi, którą to okazję ten skrzętnie wykorzystał. Nie wiedzieć kiedy znikł z powierzchni stołu, raźnie truchtając teraz po zakurzonej podłodze pomieszczenia.
- Szczęściarz, stój! - Zduszony okrzyk wyrwał się jej z ust w chwili, gdy puściła się w pogoń za uciekinierem. Jak widać, do tego czasu zdążyła już nadać gryzoniowi imię - jej zdaniem mające odzwierciedlać, jaka to łaska na niego spłynęła, że ona, Claire, właśnie tu była i uratowała go od dalszych eksperymentów. - Nie uciekaj! - Krzycząc szeptem - tak, to było możliwe - spoglądała z przerażeniem, jak łysoogoniaste stworzenie zniknęło pod kanapą. Szybko sprowadzając się niemal do poziomu podłogi, umiejscowiła się na czworaka przy nieszczęsnym meblu i zajrzała pod niego, prędko odnajdując blask złotych ślepek. - Szczęściarz, nie wygłupiaj się. Chodź tutaj! - Wyciągając zachęcająco dłoń do zwierzaka, spoglądała na niego błagalnie. Futrzasty uciekinier jednak ani drgnął, spoglądając na nią z niezwykłą uwagą.
Sapnęła z rezygnacją, spoglądając z dołu na Maddoxa.
- To przez ciebie! Wystraszyłeś je i dlatego uciekł, gdy tylko trafiła mu się okazja. - Szczury wprawdzie nie wyglądały na szczególnie zestresowane, ale Claire wiedziała swoje. - Teraz chodź tu i mi go wyciągnij - zażądała.
Na wzmiankę o potencjalnej pomocy spojrzała na chłopaka kątem oka i drgnęła lekko, gdy jej ucho zostało nagle owiane jego ciepłym oddechem.
- Cukierki zmieniające kolor włosów? - Uniosła lekko brwi. To by wyjaśniało manipulacje, wprawdzie nie do końca udane, barwą sierści szczurów. Gdy jednak wskazał na jej rude kosmyki, nieco się zjeżyła. Nie była królikiem doświadczalnym i z pewnością nie zamierzała zamieniać swej rudości na, na przykład, nakrapiany zielenią róż lub cokolwiek innego, co mógłby jej zafundować specyfik Maddoxa. Z drugiej strony... Sam powiedział, że szkoda by było jej odcienia, prawda? Może więc chodzi o pomoc innego rodzaju - mniej inwazyjną i niebezpieczną dla jej rudej dumy.
- Jak miałabym pomóc? - zapytała wreszcie. W tej też chwili zorientowała się, że jej chwila zagapienia się na Gryfona i roztrząsania jego pomysłu poskutkowała brakiem należytej uwagi poświęconej szczurowi, którą to okazję ten skrzętnie wykorzystał. Nie wiedzieć kiedy znikł z powierzchni stołu, raźnie truchtając teraz po zakurzonej podłodze pomieszczenia.
- Szczęściarz, stój! - Zduszony okrzyk wyrwał się jej z ust w chwili, gdy puściła się w pogoń za uciekinierem. Jak widać, do tego czasu zdążyła już nadać gryzoniowi imię - jej zdaniem mające odzwierciedlać, jaka to łaska na niego spłynęła, że ona, Claire, właśnie tu była i uratowała go od dalszych eksperymentów. - Nie uciekaj! - Krzycząc szeptem - tak, to było możliwe - spoglądała z przerażeniem, jak łysoogoniaste stworzenie zniknęło pod kanapą. Szybko sprowadzając się niemal do poziomu podłogi, umiejscowiła się na czworaka przy nieszczęsnym meblu i zajrzała pod niego, prędko odnajdując blask złotych ślepek. - Szczęściarz, nie wygłupiaj się. Chodź tutaj! - Wyciągając zachęcająco dłoń do zwierzaka, spoglądała na niego błagalnie. Futrzasty uciekinier jednak ani drgnął, spoglądając na nią z niezwykłą uwagą.
Sapnęła z rezygnacją, spoglądając z dołu na Maddoxa.
- To przez ciebie! Wystraszyłeś je i dlatego uciekł, gdy tylko trafiła mu się okazja. - Szczury wprawdzie nie wyglądały na szczególnie zestresowane, ale Claire wiedziała swoje. - Teraz chodź tu i mi go wyciągnij - zażądała.
Re: Klapa w podłodze
Kątem oka obeserwował wędrówkę gryzonia po stoliku, nic jednak nie mówił, nie chcąc rozpraszać skupionej na nim Claire. Kiedy tylko ta szczupła dziewuszka wyraziła zgodę na współpracę (tak naprawdę spytała jedynie, czym miałaby się owa pomoc wyrażać, ale Maddox nie zważał na podobne szczegóły), Gryfon wyszczerzył się zwycięsko i wyciągnął do niej dłoń, pragnąc biznesowego uścisku. Heroiczny gest został jednak zlekceważony, gdyż trzecioklasistka zwyczajnie zniknęła z pola widzenia!
Po chwili odnalazła się na zakurzonej, poplamionej podłodze, pełznąc za szczurzym dezerterem. Maddox wymownie nakrył wnętrzem dłoni twarz, w doskonale rozpoznawalnym geście oznaczającym skrajne zażenowanie, i westchnął ciężko, słysząc zarzut dziewczyny.
- Myślę, że to raczej kwestia nieupilnowania przez nową właścicielkę... - Rzucił marudnie i od niechcenia wycelował różdżką w szparę pomiędzy szafą a starą wykładziną. - Accio szczurek.
Śmignęło i na wyciągniętej dłoni Overtona znalazł się wyraźnie oburzony gryzoń. Chłopak odłożył różdżkę i odczekał, aż panna Annesley podczołga się z powrotem, po czym oddał jej zwierzątko.
- Współpraca będzie wyglądała następująco - pani zabierze szczury i będzie je karmić i pielęgnować. Ja natomiast popracuję nieco nad moimi specyfikami - wskazał brodą na niebieskiego szczura, który właśnie zakończył proces pielęgnacji i rozpoczął zwiedzanie kartonu. - Nie mam czasu na zajmowanie się zwierzyńcem, ale przydałyby mi się obserwacje. Jak długo trzymają się kolory, czy bledną, kiedy zeszły... Będziemy się regularnie spotykać, ja będę serwował im proszek, a pani je obserwować i spisywać wszystkie swoje spostrzeżenia. Myślę, że otrzymanie czterech doskonałej jakości szczurów w zamian za garstkę notatek, to jak wygrać Loterię Gringotta.
A tymczasem ostatni szczurek stał się blondynem.
Po chwili odnalazła się na zakurzonej, poplamionej podłodze, pełznąc za szczurzym dezerterem. Maddox wymownie nakrył wnętrzem dłoni twarz, w doskonale rozpoznawalnym geście oznaczającym skrajne zażenowanie, i westchnął ciężko, słysząc zarzut dziewczyny.
- Myślę, że to raczej kwestia nieupilnowania przez nową właścicielkę... - Rzucił marudnie i od niechcenia wycelował różdżką w szparę pomiędzy szafą a starą wykładziną. - Accio szczurek.
Śmignęło i na wyciągniętej dłoni Overtona znalazł się wyraźnie oburzony gryzoń. Chłopak odłożył różdżkę i odczekał, aż panna Annesley podczołga się z powrotem, po czym oddał jej zwierzątko.
- Współpraca będzie wyglądała następująco - pani zabierze szczury i będzie je karmić i pielęgnować. Ja natomiast popracuję nieco nad moimi specyfikami - wskazał brodą na niebieskiego szczura, który właśnie zakończył proces pielęgnacji i rozpoczął zwiedzanie kartonu. - Nie mam czasu na zajmowanie się zwierzyńcem, ale przydałyby mi się obserwacje. Jak długo trzymają się kolory, czy bledną, kiedy zeszły... Będziemy się regularnie spotykać, ja będę serwował im proszek, a pani je obserwować i spisywać wszystkie swoje spostrzeżenia. Myślę, że otrzymanie czterech doskonałej jakości szczurów w zamian za garstkę notatek, to jak wygrać Loterię Gringotta.
A tymczasem ostatni szczurek stał się blondynem.
Re: Klapa w podłodze
Zmarszczyła nos, gdy rudzielec, potraktowany jednym z podstawowych zaklęć, śmignął jej koło nosa, kończąc swój lot w dłoni Maddoxa. Że też sama o tym nie pomyślała! Zbierając się z podłogi, otrzepała stanowiącą istotną część mundurka spódnicę i ponownie odebrała gryzonia, tym razem jednak nieco naburmuszona na twarzy. Jej niezadowolenie znikło jednak w obliczu wizji otrzymania nie jednego, ale wszystkich czterech zwierzaków. Cóż, miłość nie wybiera, a trzecioroczne serduszko Claire biło szaleńczo dla wszystkich futrzastych i nie-futrzastych stworzeń.
Ostrożnie odkładając Szczęściarza z powrotem do pudełka, zaszczyciła wreszcie Gryfona promiennym uśmiechem. Nie mógł uszczęśliwić jej bardziej, jak tylko dając pod opiekę całą czwórkę gryzoni.
- To mogę zrobić. - Nie wiedziała wprawdzie, jak posiadanie całego zwierzyńca miało się do regulaminu, ale teraz nie miało to znaczenia. Było to nieistotne tak samo, jak brak porządnej klatki (przy sprzyjającej aurze znajdzie może jakąś w Hogsmeade), karmy dla gryzoni i wszystkiego tego, czego mogą potrzebować do szczęścia. Teraz liczyło się tylko to, że będzie miała swoją własną, szczurzą fermę, a same stworzonka nie zostaną skrzywdzone.
W pewnej chwili zmarszczyła jednak nosek. Zdawać by się mogło, że dostrzegła w propozycji Maddoxa kolejną nieścisłość, ale...
- Nie jestem panią - fuknęła ni z tego, ni z owego. - Jestem Claire.
Ostrożnie odkładając Szczęściarza z powrotem do pudełka, zaszczyciła wreszcie Gryfona promiennym uśmiechem. Nie mógł uszczęśliwić jej bardziej, jak tylko dając pod opiekę całą czwórkę gryzoni.
- To mogę zrobić. - Nie wiedziała wprawdzie, jak posiadanie całego zwierzyńca miało się do regulaminu, ale teraz nie miało to znaczenia. Było to nieistotne tak samo, jak brak porządnej klatki (przy sprzyjającej aurze znajdzie może jakąś w Hogsmeade), karmy dla gryzoni i wszystkiego tego, czego mogą potrzebować do szczęścia. Teraz liczyło się tylko to, że będzie miała swoją własną, szczurzą fermę, a same stworzonka nie zostaną skrzywdzone.
W pewnej chwili zmarszczyła jednak nosek. Zdawać by się mogło, że dostrzegła w propozycji Maddoxa kolejną nieścisłość, ale...
- Nie jestem panią - fuknęła ni z tego, ni z owego. - Jestem Claire.
Re: Klapa w podłodze
Maddox wziął ostatniego, jasnego szczurka w dłonie i obejrzał go dokładnie, chcąc upewnić się, że uzyskany przezeń odcień jest jednolicie rozprowadzony. Uśmiechnął się krótko i odłożył obwąchującego go gryzonia z powrotem. Sięgnął do swojej podniszczonej torby i wyjął z niej jakiś gruby, solidny notes. Zrobił pospieszne notatki, przyglądając się każdemu ze szczurów z osobna.
- Rudy i blond są w porządku, ich możesz nie przyprowadzać na kolejne spotkania, skupimy się na pozostałej dwójce. - Wskazał palcem na nakropionego różem gryzonia - Ten potrzebuje większej dawki. A ten kolega dostał zupełnie źle skomponowane barwniki, miał wyjść ciemny fiolet...
Maddox ponownie przyjrzał się niebieskiemu zwierzaczkowi i wzruszył ramionami. No panie, co on może, no?
- Dobra, dobra, chciałem być oficjalny, nie, to nie. Pamiętaj, sporządzaj notatki codziennie, to bardzo ważne.
Uniósł na nią palec wskazujący, pragnąc nadać sytuacji najwyższej wagi po czym zaczął pakować swoje klamoty do torby. Na stoliczku został jedynie karton z kolorowymi gryzoniami.
- Bądź dla nich dobrą mamuśką. - Wstał, poczochrał rudą czuprynę Claire, ukłonił się na pożegnanie, mrugnął porozumiewawczo, i zniknął na drabinie wiodącej ku wyjściu.
- Rudy i blond są w porządku, ich możesz nie przyprowadzać na kolejne spotkania, skupimy się na pozostałej dwójce. - Wskazał palcem na nakropionego różem gryzonia - Ten potrzebuje większej dawki. A ten kolega dostał zupełnie źle skomponowane barwniki, miał wyjść ciemny fiolet...
Maddox ponownie przyjrzał się niebieskiemu zwierzaczkowi i wzruszył ramionami. No panie, co on może, no?
- Dobra, dobra, chciałem być oficjalny, nie, to nie. Pamiętaj, sporządzaj notatki codziennie, to bardzo ważne.
Uniósł na nią palec wskazujący, pragnąc nadać sytuacji najwyższej wagi po czym zaczął pakować swoje klamoty do torby. Na stoliczku został jedynie karton z kolorowymi gryzoniami.
- Bądź dla nich dobrą mamuśką. - Wstał, poczochrał rudą czuprynę Claire, ukłonił się na pożegnanie, mrugnął porozumiewawczo, i zniknął na drabinie wiodącej ku wyjściu.
Re: Klapa w podłodze
Kuląc się z cichą nadzieją, że zmniejszy to stopień rozczochrania jej miedzianej grzywy, z wyrazem dezaprobaty odprowadziła znikającego już na górze chłopaka. Jako dziecko stosunkowo małomówne w obliczu nowych znajomości, nie skomentowała informacji przekazywanych jej przedtem przez Gryfona, ale niewątpliwie przyjęła je do wiadomości. Na realizację przyjdzie jednak czas później. Teraz chciała się nacieszyć swoimi nowymi nabytkami.
Zaglądając znów do pudła, nagle natknęła się na kolejny problem. Jak ma wnieść ten pakunek po drabinie? Była stworzeniem drobnym, a pudełko było taaaaaaakie duże... Ok, może nie. Ale i tak wspinanie się na górę z dodatkowym bagażem wcale nie będzie łatwe.
Olśnienie przyszło niespodziewanie. Na brodę Merlina, Claire, jesteś czarodziejką! Pozostawiając gryzonie póki co tam, gdzie były, wspięła się z gracją wiewiórki na drabinę i ostrożnie otworzyła klapę. Rozejrzała się w obie strony, a nie rejestrując żadnego niepokojącego ruchu, prędko dobyła różdżki.
- Wingardium Leviosa! - Rzuciła szeptem, przykładając uwagę do tego, jaki ruch wykonuje jej nadgarstek i na którą sylabę stawia akcent. Poprawnie rzucone zaklęcie uniosło pudełko z piszczącymi gryzoniami i pozwoliło bez większych problemów wytransportować prowizoryczną klatkę na podłogę korytarza. Sama ruda prędko pokonała ostatnie stopnie drabiny i zamykając za sobą starannie klapę, już po chwili maszerowała raźnie w kierunku Pokoju Wspólnego z pudełkiem barwnych szczurów przytulonym do piersi.
Zaglądając znów do pudła, nagle natknęła się na kolejny problem. Jak ma wnieść ten pakunek po drabinie? Była stworzeniem drobnym, a pudełko było taaaaaaakie duże... Ok, może nie. Ale i tak wspinanie się na górę z dodatkowym bagażem wcale nie będzie łatwe.
Olśnienie przyszło niespodziewanie. Na brodę Merlina, Claire, jesteś czarodziejką! Pozostawiając gryzonie póki co tam, gdzie były, wspięła się z gracją wiewiórki na drabinę i ostrożnie otworzyła klapę. Rozejrzała się w obie strony, a nie rejestrując żadnego niepokojącego ruchu, prędko dobyła różdżki.
- Wingardium Leviosa! - Rzuciła szeptem, przykładając uwagę do tego, jaki ruch wykonuje jej nadgarstek i na którą sylabę stawia akcent. Poprawnie rzucone zaklęcie uniosło pudełko z piszczącymi gryzoniami i pozwoliło bez większych problemów wytransportować prowizoryczną klatkę na podłogę korytarza. Sama ruda prędko pokonała ostatnie stopnie drabiny i zamykając za sobą starannie klapę, już po chwili maszerowała raźnie w kierunku Pokoju Wspólnego z pudełkiem barwnych szczurów przytulonym do piersi.
Re: Klapa w podłodze
Brat odprowadził ją pod Pokój Wspólny jej domu, przez co Mercedes czuła się w zupełności spokojna i bezpieczna. Wzięła długi, gorący prysznic i przebrała się w świeżo wyprany mundurek. Czarna plisowana spódniczka idealnie komponowały się z jej zakolanówkami. Długo siedziała w dormitorium zastanawiając się co może tak naprawdę porobić i siedzenie na miejscu wydało jej się strasznie nużące. Wyjęła więc z kufra żelki i wzięła różdżkę wszystko chowając do torby szkolnej po czym wyszła kierując się gdzieś gdzie będzie się czuła w miarę bezpieczna. Nawet nie wiedząc kiedy wylądowała kierowana przez te schody na siódme piętro. Nie kojarzyła tu zbytnio pomieszczeń, lecz klapa ją zdecydowanie zaciekawiła. Weszła do środka uprzednio rozglądając się po pomieszczeniu, jako, że bywała ciapą schodząc ze schodków spadła z drugiego lądując z hukiem na tyłku. Nie mogąc się już powstrzymać zaklęła soczyście chowając ze zdenerwowania twarz w dłonie.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Jeszcze było na szczęście przed 22 (tak, tak...) zatem tak szybko nie musiała gnać do dormitorium.
Zamiast tego spacerowała korytarzami po pojedynkach, następnym razem z chęcią by spróbowała jednak była tak roztargniona...
Zagłębiona w swoich myślach dotarła na siódme piętro. Zbyt blisko wieży, zbyt blisko. Mimo to udała się w jedno z miejsc, do których aż tak często nie zaglądała. Normalnie weszłaby właśnie na schodki by wdrapać się na góre, jednak... potknęła się o coś i runęła na ziemię.
Tak się kończy chodzenie z głową w chmurach.
- Putain! - Rzuciła pod nosem odgarniając włosy z oczu. Poczuła też ból w nadgarstku więc zabrała się za jego dokładne rozmasowywanie.
Wzrokiem jednak sunęła po sylwetce dziewczyny która chyba przed chwilą sama zaliczyła glebę.
Zamiast tego spacerowała korytarzami po pojedynkach, następnym razem z chęcią by spróbowała jednak była tak roztargniona...
Zagłębiona w swoich myślach dotarła na siódme piętro. Zbyt blisko wieży, zbyt blisko. Mimo to udała się w jedno z miejsc, do których aż tak często nie zaglądała. Normalnie weszłaby właśnie na schodki by wdrapać się na góre, jednak... potknęła się o coś i runęła na ziemię.
Tak się kończy chodzenie z głową w chmurach.
- Putain! - Rzuciła pod nosem odgarniając włosy z oczu. Poczuła też ból w nadgarstku więc zabrała się za jego dokładne rozmasowywanie.
Wzrokiem jednak sunęła po sylwetce dziewczyny która chyba przed chwilą sama zaliczyła glebę.
Re: Klapa w podłodze
Mercedes w sumie już zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi kiedy nagle poczuła, że ktoś po prostu się o nią potknął i powiedział coś w nieznanym jej języku. Poczuła też dość mocne ukłucie w bok, wiedziała, że na jej bladym ciele za parę minut pojawi się siniak. Uniosła spojrzenie na dziewczynę i zarumieniła sie lekko zgryzając lekko wargę.
- Straszna ze mnie łamaga - mruknęła wzdychając przy okazji.- Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało - w jej głosie dało się usłyszeć lekkie skrępowanie. Pomimo wszystko, Merc zostawiła torbę i podeszła do dziewczyny na czworaka uśmiechając się lekko. Po ostatniej przygodzie z nauczycielem zdecydowanie bardziej wolała towarzystwo dziewczyn i jakoś nie czuła się zagrożona przy osobie swojej płci. Miała nadzieję, że dziewczyna nie wyskoczy na nią nagle z chęcią uduszenia jej.
- Straszna ze mnie łamaga - mruknęła wzdychając przy okazji.- Wszystko w porządku? Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało - w jej głosie dało się usłyszeć lekkie skrępowanie. Pomimo wszystko, Merc zostawiła torbę i podeszła do dziewczyny na czworaka uśmiechając się lekko. Po ostatniej przygodzie z nauczycielem zdecydowanie bardziej wolała towarzystwo dziewczyn i jakoś nie czuła się zagrożona przy osobie swojej płci. Miała nadzieję, że dziewczyna nie wyskoczy na nią nagle z chęcią uduszenia jej.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Jednak ta cała chęć uduszenia nie byłaby takim złym pomysłem w przypadku złośliwej i wrednej Dalilii. Lepiej niech pamięta, że postanowiła sobie zmienić się w trochę milszą i przyjaźniejszą osobę. Jednak nie od razu Rzym zbudowano prawda?
- Uważaj na przyszłość. - Warknęła aczkolwiek nie tak ostro jak zrobiłaby to dotychczas. Obejrzała się na dziewczynę i złagodziła wzrok widząc, że naprawdę się zamartwiła. - Nic mi nie jest, gorsze rzeczy się działy.. A Ty? Chyba Cię kopnęłam. - Dziewczyna miała bardzo jasną karnację, prawie tak bladą jak sama krukonka, a dzięki temu doskonale wiedziała że siniak będzie nieunikniony. Wstała i podała rękę nieznajomej by nie musiała sprawdzać dalej jak zimna jest posadzka.
/ sorka że tak długo ale francuski odrabiałam o.o
- Uważaj na przyszłość. - Warknęła aczkolwiek nie tak ostro jak zrobiłaby to dotychczas. Obejrzała się na dziewczynę i złagodziła wzrok widząc, że naprawdę się zamartwiła. - Nic mi nie jest, gorsze rzeczy się działy.. A Ty? Chyba Cię kopnęłam. - Dziewczyna miała bardzo jasną karnację, prawie tak bladą jak sama krukonka, a dzięki temu doskonale wiedziała że siniak będzie nieunikniony. Wstała i podała rękę nieznajomej by nie musiała sprawdzać dalej jak zimna jest posadzka.
/ sorka że tak długo ale francuski odrabiałam o.o
Re: Klapa w podłodze
Pomimo tego, że więcej lat przebywała w Durmstrangu to tak naprawdę Mercedes należała do tych nieśmiałych dziewczyn za to z wielką dozą ufności do całego świata. Kiedy tylko krukonka warknęła, jej policzki zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Faktycznie mogła uważać, jednak ostatnio wpadki naprawdę zdarzały się jej aż za często.
Złapała rękę Dalili i wstała po czym uśmiechnęła się do niej lekko. Na pytanie podciągnęła swoją białą koszulkę i zerknął widząc mocno zaczerwieniony bok brzucha.
- Nie boli, ale moje ciało to istny rój siniaków - zerknęła na dziewczynę po czym opuściła koszulkę. - Chyba się nie znamy jestem Mercedes - wyciągnęła do niej rękę starając nie gadać zbyt wiele jak to miała w zwyczaju kiedy się denerwowała.
Złapała rękę Dalili i wstała po czym uśmiechnęła się do niej lekko. Na pytanie podciągnęła swoją białą koszulkę i zerknął widząc mocno zaczerwieniony bok brzucha.
- Nie boli, ale moje ciało to istny rój siniaków - zerknęła na dziewczynę po czym opuściła koszulkę. - Chyba się nie znamy jestem Mercedes - wyciągnęła do niej rękę starając nie gadać zbyt wiele jak to miała w zwyczaju kiedy się denerwowała.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Schyliła się po swoją torbę z której o ironio powypadały ołówki i rysownik. Pare rysunków które pochowała luzem między innymi stronami również uleciało pod ich nogi i tworzyło artystyczny nieład.
Zabrała się za zbieranie ich i wsuwała ponownie do szkicownika nie dbając o kolejność, będzie czas by je poukładać i segregować na te dokończone i jeszcze nie stworzone tak jakby tego pragnęła.
Spojrzała na brzuch dziewczyny i przygryzła wargę widząc konkretne zaczerwienienie. Jeszcze mocniej i mogło jej nawet pęknąć żebro, o ile się krukonka nie myliła.
- Przepraszam Cię za to. Jeśli boli to mogę spróbować to naprawić.. - Choć nie przyznawała się, że nie ma pewności co do tej dziedziny swych umiejętności.
Z tego wszystkiego skupiła się już tylko na dziewczynie, a nie na sprzątaniu. Nie poprawiała już nawet swoich niesfornych pukli.
- Dalila Mauric. - W istocie nie znały się, a na pewno była kolejną osobą której po prostu nie kojarzyła. Troche smutne, że mimo siedmiu lat w Hogwarcie była aż tak samotną osobą. Niektórych krukonów nawet nie kojarzyła, a to zakrawało już o szaleństwo.
Zabrała się za zbieranie ich i wsuwała ponownie do szkicownika nie dbając o kolejność, będzie czas by je poukładać i segregować na te dokończone i jeszcze nie stworzone tak jakby tego pragnęła.
Spojrzała na brzuch dziewczyny i przygryzła wargę widząc konkretne zaczerwienienie. Jeszcze mocniej i mogło jej nawet pęknąć żebro, o ile się krukonka nie myliła.
- Przepraszam Cię za to. Jeśli boli to mogę spróbować to naprawić.. - Choć nie przyznawała się, że nie ma pewności co do tej dziedziny swych umiejętności.
Z tego wszystkiego skupiła się już tylko na dziewczynie, a nie na sprzątaniu. Nie poprawiała już nawet swoich niesfornych pukli.
- Dalila Mauric. - W istocie nie znały się, a na pewno była kolejną osobą której po prostu nie kojarzyła. Troche smutne, że mimo siedmiu lat w Hogwarcie była aż tak samotną osobą. Niektórych krukonów nawet nie kojarzyła, a to zakrawało już o szaleństwo.
Re: Klapa w podłodze
Mercedes zauważając, że dziewczyna schyla się po jakieś kartki zrobiła to samo i zaczęła je zbierać zauważając naprawdę dobre szkice. Wzięła do ręki ten jeden z niedokończonych i kiedy stawała o mały włos nie przywaliłaby dziewczynie swoim czołem w jej głowę, jedynie lekko musnęła nosem czubek jej głowy.
- Jestem niedołęgą, przepraszam - westchnęła zdenerwowana swoim brakiem uwagi i jakiejkolwiek ostrożności. - To będzie naprawdę niezłe - wręczyła dziewczynie pozbierane karki na końcu pokazując jeden ze szkiców. Kiedy jednak Dalila zaproponowała jej pomoc, Marcedes posłała jej niepewny uśmiech.
- Mogłabyś?- spytała i odpięła kilka guzików koszulki zaczynając od dołu. - Mam usiąść, położyć się pani znachor? - posłała jej swój perlisty uśmiech rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie jesteś stąd prawda? - mówiąc stąd miała oczywiście na myśli kraje brytyjskie. Według Mer miała całkiem ciekawe imię chyba nie poznała jeszcze nikogo o takim. W Rosji zdecydowanie górowały ichniejsze imiona.
- Jestem niedołęgą, przepraszam - westchnęła zdenerwowana swoim brakiem uwagi i jakiejkolwiek ostrożności. - To będzie naprawdę niezłe - wręczyła dziewczynie pozbierane karki na końcu pokazując jeden ze szkiców. Kiedy jednak Dalila zaproponowała jej pomoc, Marcedes posłała jej niepewny uśmiech.
- Mogłabyś?- spytała i odpięła kilka guzików koszulki zaczynając od dołu. - Mam usiąść, położyć się pani znachor? - posłała jej swój perlisty uśmiech rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie jesteś stąd prawda? - mówiąc stąd miała oczywiście na myśli kraje brytyjskie. Według Mer miała całkiem ciekawe imię chyba nie poznała jeszcze nikogo o takim. W Rosji zdecydowanie górowały ichniejsze imiona.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Szkice jak szkice, rysowała od dziecka stąd też mogły wydawać się dobre, jednakże musiała mocniej powalczyć o swój talent bowiem dalej nie mogła połowy z nich dokończyć. Często lądowały po prostu w koszu. Niekiedy nawet te które już skończyła, a wpadły w jej blade dłonie po parunastu dniach i na nowo wydały się nieudane.
- Dzięki. - Wzięła od niej parę kartek i schowała wraz ze szkicownikiem do torby. Ostatni raz przesunęła zielonymi ślepiami po posadzce szukając charakterystycznej bieli, jednak udało im się zebrać całość.
Teraz mogła zająć się tym co sama zaoferowała.
- Możesz stać, mi to bez różnicy. - Zaklęcie nie było ciężkie więc nie powinna niczego zniszczyć. Wyciągnęła z torebki swoją ukochaną różdżkę i przysunęła jej koniec do ciała dziewczyny delikatnie kreśląc odpowiedni ruch. - Episkey - Rzuciła spokojnym i pewnym siebie głosem celując prosto w mocne zaczerwienienie... które bogu dzięki po chwili zniknęło. Proste zaklęcie i szybkie efekty. Przynajmniej to jej wyszło tym razem.
- Tak wygląda znacznie lepiej. - Dotknęła palcami jej skóry, lekko wręcz nacisnęła by sprawdzić czy pod nią również wszystko gra. Nie miała chyba żadnych uszkodzeń, choć wolała nie przyznawać wprost że najlepiej jakby sprawdziła to pielęgniarka.
Uśmiechnęła się lekko do dziewczyny i opuściła jej bluzkę na poprzednie miejsce.
- Jestem z Francji jeśli pytasz gdzie się urodziłam. Jednak dosyć długo mieszkałam w Londynie z ojcem. - Zatem i ona wyłapała już jej nikły akcent. Tak nie znosiła tego kraju i języka, tylko jej kochany Avignion jakoś ratował jej pojęcie o żabojadach. Lekka ironia losu nieprawdaż?
- A Ty? Angielka zapewne? - U niej akcent był wyraźnie brytyjski.
- Dzięki. - Wzięła od niej parę kartek i schowała wraz ze szkicownikiem do torby. Ostatni raz przesunęła zielonymi ślepiami po posadzce szukając charakterystycznej bieli, jednak udało im się zebrać całość.
Teraz mogła zająć się tym co sama zaoferowała.
- Możesz stać, mi to bez różnicy. - Zaklęcie nie było ciężkie więc nie powinna niczego zniszczyć. Wyciągnęła z torebki swoją ukochaną różdżkę i przysunęła jej koniec do ciała dziewczyny delikatnie kreśląc odpowiedni ruch. - Episkey - Rzuciła spokojnym i pewnym siebie głosem celując prosto w mocne zaczerwienienie... które bogu dzięki po chwili zniknęło. Proste zaklęcie i szybkie efekty. Przynajmniej to jej wyszło tym razem.
- Tak wygląda znacznie lepiej. - Dotknęła palcami jej skóry, lekko wręcz nacisnęła by sprawdzić czy pod nią również wszystko gra. Nie miała chyba żadnych uszkodzeń, choć wolała nie przyznawać wprost że najlepiej jakby sprawdziła to pielęgniarka.
Uśmiechnęła się lekko do dziewczyny i opuściła jej bluzkę na poprzednie miejsce.
- Jestem z Francji jeśli pytasz gdzie się urodziłam. Jednak dosyć długo mieszkałam w Londynie z ojcem. - Zatem i ona wyłapała już jej nikły akcent. Tak nie znosiła tego kraju i języka, tylko jej kochany Avignion jakoś ratował jej pojęcie o żabojadach. Lekka ironia losu nieprawdaż?
- A Ty? Angielka zapewne? - U niej akcent był wyraźnie brytyjski.
Re: Klapa w podłodze
Mercedes zawsze podziwiała ludzi którzy mieli jakiś wrodzony talent jak śpiew, czy też potrafili właśnie rysować. Sama zawsze chciała umieć śpiewać, jednak jej głos nie był wystarczająco dobry.
Kiedy dziewczyna kazała jej stać, Merc starał się nie ruszać zerkając na to co dziewczyna robi. Na całe szczęście za chwilę nie było już śladu po tym okropnym zaczerwienieniu.
- Dzięki, przynajmniej nie będę wyglądała jak pobita - wyszczerzyła się wesoło, jednak kiedy dziewczyna dotknęła jej skóry, zaraz na niej pojawiła się gęsia skórka, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie. Mercedes nie miała pojęcia skąd u niej taka reakcja i dlatego zgryzła mocno dolną wargę w zawstydzeniu.
- Londyn ? Więc witaj sąsiadko - puściła jej oczko a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.- Bardziej podoba się nasz deszczowy Londyn czy tęsknisz za Francją? - spytała będąc zwykle jak to ona ciekawska i lekko wścibska. Po chwili jednak przypomniała sobie, że musi napisać pracę z Eliksirów i wzięła swoją torbę patrząc na nią przepraszająco.- Muszę lecieć, mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze - pomachała jej wesoło po czym wyszła pośpiesznie z pomieszczenia.
Kiedy dziewczyna kazała jej stać, Merc starał się nie ruszać zerkając na to co dziewczyna robi. Na całe szczęście za chwilę nie było już śladu po tym okropnym zaczerwienieniu.
- Dzięki, przynajmniej nie będę wyglądała jak pobita - wyszczerzyła się wesoło, jednak kiedy dziewczyna dotknęła jej skóry, zaraz na niej pojawiła się gęsia skórka, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie. Mercedes nie miała pojęcia skąd u niej taka reakcja i dlatego zgryzła mocno dolną wargę w zawstydzeniu.
- Londyn ? Więc witaj sąsiadko - puściła jej oczko a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.- Bardziej podoba się nasz deszczowy Londyn czy tęsknisz za Francją? - spytała będąc zwykle jak to ona ciekawska i lekko wścibska. Po chwili jednak przypomniała sobie, że musi napisać pracę z Eliksirów i wzięła swoją torbę patrząc na nią przepraszająco.- Muszę lecieć, mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze - pomachała jej wesoło po czym wyszła pośpiesznie z pomieszczenia.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Klapa w podłodze
Uśmiechnęła się nie dając znać że zauważyła jej reakcje, w jakikolwiek sposób. Po co stresować dziewczynę skoro jej mina wskazywała, że sama nie wie co się dzieje.
- Nie mam nic do Londynu, a Francji nie lubię. Chyba że chodzi o Avignion gdzie się obudziłam, za tym miastem tęsknię. - Spuściła wzrok przypominając sobie nagle swojego kochanego brata i ojca, a nawet matkę. To wszystko było aż tak pokręcone.
Opamiętała się gdy Mer rzuciła, że musi już iść.
- Tak, tak.. do zobaczenia! - Rzuciła za nią, upewniła się że torba jest zamknięta i również udała się w swoją stronę.
- Nie mam nic do Londynu, a Francji nie lubię. Chyba że chodzi o Avignion gdzie się obudziłam, za tym miastem tęsknię. - Spuściła wzrok przypominając sobie nagle swojego kochanego brata i ojca, a nawet matkę. To wszystko było aż tak pokręcone.
Opamiętała się gdy Mer rzuciła, że musi już iść.
- Tak, tak.. do zobaczenia! - Rzuciła za nią, upewniła się że torba jest zamknięta i również udała się w swoją stronę.
Re: Klapa w podłodze
Kolejny tydzień dobiegał końca i Lea wprost nie mogła doczekać się piątkowego popołudnia, kiedy to, bez wyrzutów sumienia i krzywych spojrzeń koleżanek z dormitorium będzie mogła porzucić ciężkie podręczniki i szkolny mundurek na rzecz malarskiego, poplamionego fartucha i świeżego płótna w jednym z hogwardzkich zakamarków.
Chatier postanowiła zabrać się do zadania odpowiednio wcześnie, żeby przypadkiem jej pomysł nie okazał się niewypałem. Zaraz po kolacji dziewczyna skierowała się do dormitorium by z dębowego blatu biurka zagarnąć notatnik w twardej oprawie wraz kilkoma ołówkami spiętymi gumką recepturką, po czym nieśpiesznie skierowała się ku wyjściu z Wieży Gryffindoru. Z góry wiedziała, gdzie powinna się udać, by zaznać nieco samotności. Klapa w podłodze była wyjątkowo rzadko odwiedzanym miejscem. Szczególnie ostatnio. Blondynka rozsiadła się na podniszczonej kanapie, nogi układając na szklanym, popękanym i wyszczerbionym w niektórych miejscach stoliku. Dłońmi odgarnęła za plecy swoje jasne włosy, a następnie wysunęła z pęczku ołówków jeden z nich. Otworzyła skoroszyt na zupełnie przypadkowej stronie, by po dłuższej chwili zastanowienia, nakreślić kilka nic nie znaczących na razie linii i zawijasów.
Chatier postanowiła zabrać się do zadania odpowiednio wcześnie, żeby przypadkiem jej pomysł nie okazał się niewypałem. Zaraz po kolacji dziewczyna skierowała się do dormitorium by z dębowego blatu biurka zagarnąć notatnik w twardej oprawie wraz kilkoma ołówkami spiętymi gumką recepturką, po czym nieśpiesznie skierowała się ku wyjściu z Wieży Gryffindoru. Z góry wiedziała, gdzie powinna się udać, by zaznać nieco samotności. Klapa w podłodze była wyjątkowo rzadko odwiedzanym miejscem. Szczególnie ostatnio. Blondynka rozsiadła się na podniszczonej kanapie, nogi układając na szklanym, popękanym i wyszczerbionym w niektórych miejscach stoliku. Dłońmi odgarnęła za plecy swoje jasne włosy, a następnie wysunęła z pęczku ołówków jeden z nich. Otworzyła skoroszyt na zupełnie przypadkowej stronie, by po dłuższej chwili zastanowienia, nakreślić kilka nic nie znaczących na razie linii i zawijasów.
Re: Klapa w podłodze
Alex chodził po zamku właściwie bez konkretnego celu. Spacerował i gadał do siebie, chociaż raczej w myślach niż na głos, bo doskonale wiedział, że w przeciwnym razie całkiem prawdopodobne, że ludzie uznają go za szaleńca. Jakby i tak już część z nich tak nie myślała... Wspiął się po schodach aż na siódme piętro, przeskakując co dwa stopnie. Już po dwóch poziomach głośniej oddychał, ale zdawał się tego nie zauważać, ciągle biegnąc, czasem tylko przystawał na chwilkę, albo zwalniał, żeby ominąć idących uczniów. I wreszcie najwyższe, siódme piętro. Z okien na korytarzu doskonale było widać błonie i puchon szedł wzdłuż nich przez dłuższy czas, spoglądając na rozległy teren. Teraz poruszał się wolno, oddech znów wracał do normalnego tempa, zaraz już wcale nie było go słychać. Tak też dotarł do klapy w podłodze i okazało się, że jednak Lea nie wybrała dobrego miejsca na samotność, bo Alex własnie miał jej ją zakłócić. Nie żeby specjalnie. Skąd miał wiedzieć, że akurat ktoś tam jest? Również specjalnie nie szukał towarzystwa.
Ale kiedy już podniósł klapę a potem zszedł po drabince i zeskoczył z pewnego poziomu, lądując niczym kot, tylko dla odmiany na dwóch nogach a nie czterech łapach, nie miał zamiaru wracać z powrotem na górę. Podszedł do kanapy której część zajmowała już gryfonka i rozsiadł się na pozostałym miejscu, zaglądając jej przez ramię.
- Co to? - spytał bez żadnych wstępów czy powitania, analizując narysowane linie.
Ale kiedy już podniósł klapę a potem zszedł po drabince i zeskoczył z pewnego poziomu, lądując niczym kot, tylko dla odmiany na dwóch nogach a nie czterech łapach, nie miał zamiaru wracać z powrotem na górę. Podszedł do kanapy której część zajmowała już gryfonka i rozsiadł się na pozostałym miejscu, zaglądając jej przez ramię.
- Co to? - spytał bez żadnych wstępów czy powitania, analizując narysowane linie.
Re: Klapa w podłodze
Leanne rozsiadła się wygodnie na kanapie, dłonią tłumiąc ziewnięcie. Ostatnimi dniami pogoda nie sprzyjała wprawiając panienkę Chatier w senny, melancholijny nastrój. Pozostałych uczniów również, dlatego snuli się tak smętnie po korytarzach a jedynym tematem ich rozmów były eseje i dodatkowe zajęcia, przynajmniej w mniemaniu gryfonki. Dziewczyna kreśliła kolejne zawijasy, zakańczając je teraz delikatniej i cieniując odrobinę. Przypominało to coś jakby gaj, a może bardziej alejkę? Szkic wydawał się jeszcze bardziej mroczny kiedy Lea poprawiła linie tworzące konary drzew. Takie cienkie, posiadały niezliczoną ilość rozgałęzień. W realnym świecie nie mogłoby to istnieć zapewne. Szarooka odgarnęła z oczu opadające nań kosmyki i wzrok swój zwróciła ku wejściu do pomieszczenia. Ktoś odchylił klapę, a kilka sekund później znalazł się już na dole, naprzeciw niej. Blondynka obdarzyła chłopaka przelotnym uśmiechem, widząc jak ten zainteresował się jej rysunkiem. Zmarszczyła jednak brwi, zastanawiając się krótko nad odpowiedzią.
- To chyba coś na kształt lasu... - Odparła zgodnie z prawdą, spoglądając na Alexa z ciekawością. Zdążyła go jeszcze w zeszłym roku szkolnym, niemal zaraz po tym jak przeniosła się z Hogwartu do Boeauxbatons.
- Czy tylko mnie przybija ten ciągły deszcz? - Zapytała po chwili, drapiąc się po policzku.
- To chyba coś na kształt lasu... - Odparła zgodnie z prawdą, spoglądając na Alexa z ciekawością. Zdążyła go jeszcze w zeszłym roku szkolnym, niemal zaraz po tym jak przeniosła się z Hogwartu do Boeauxbatons.
- Czy tylko mnie przybija ten ciągły deszcz? - Zapytała po chwili, drapiąc się po policzku.
Re: Klapa w podłodze
Rzeczywiście, widać było, że rysunek przedstawiał las i nawet specjalnie nie trzeba było się przyglądać. Alexowi podobał się kształt narysowanych linii - taki niejednoznaczny, że niewiele potrzeba było, żeby mogły przedstawiać coś całkiem innego.
- Ładny - odparł, gapiąc się na obrazek. - Zakazany Las? Czy coś bardziej magicznego? - spytał, zastanawiając się czy Zakazany Las nie jest już magiczny do granic możliwości. W końcu był ogromny - podobno, bo nie dało się go chyba całkiem zbadać, a te kilka razy kiedy puchonowi udało się tam zapuścić, pamiętał jako niezwykłe.
Alex usiadł nieco wygodniej, podciągając nogi krzyżując je na kanapie. Czyli po turecku, ujmując to w porosty sposób.
- Nie mam pojęcia - zaczął mówić i uśmiechnął się wyjątkowo szeroko. Skąd brało się u niego tyle optymizmu? Drugi Alex nigdy nie miał pojęcia, nieraz wydawał się całkiem innym człowiekiem. - Deszcz jest ładny i cudownie pachnie, ale nie wszyscy potrafią to docenić. Więc całkiem możliwe, że nie - powiedział, dając jednocześnie znać, że on na pewno taką osobą nie jest.
- Ładny - odparł, gapiąc się na obrazek. - Zakazany Las? Czy coś bardziej magicznego? - spytał, zastanawiając się czy Zakazany Las nie jest już magiczny do granic możliwości. W końcu był ogromny - podobno, bo nie dało się go chyba całkiem zbadać, a te kilka razy kiedy puchonowi udało się tam zapuścić, pamiętał jako niezwykłe.
Alex usiadł nieco wygodniej, podciągając nogi krzyżując je na kanapie. Czyli po turecku, ujmując to w porosty sposób.
- Nie mam pojęcia - zaczął mówić i uśmiechnął się wyjątkowo szeroko. Skąd brało się u niego tyle optymizmu? Drugi Alex nigdy nie miał pojęcia, nieraz wydawał się całkiem innym człowiekiem. - Deszcz jest ładny i cudownie pachnie, ale nie wszyscy potrafią to docenić. Więc całkiem możliwe, że nie - powiedział, dając jednocześnie znać, że on na pewno taką osobą nie jest.
Re: Klapa w podłodze
Kąciki warg dziewczyny uniosły się mimowolnie ku górze, kiedy usłyszała fachową opinię towarzysza.
- To coś jakby zagajnik, podobny do tego, który otaczał mój dom we Francji - odrzekła, gładząc opuszkami dłoni powierzchnię obrazka. Tęskniła za Le Havre, za szumem morskich fal, za mewami. Tyle lat spędzonych w pobliżu morza sprawiło, że gryfonka czuła teraz do nadmorskiego miasteczka ogromną tęsknotę. W pobliżu Hogwartu znajdowało się co prawda jezioro, lecz to nie było to samo.
Blondynka zmarszczyła nos, słysząc kolejne słowa chłopaka.
- Ja też lubię deszcz... powiedzmy. Lubię jednak bardziej gdy pogoda jest bardziej... różnorodna? Tak, to dobre słowo. - Charakterystyczny francuski akcent wkradał się pomiędzy niektóre słowa, zdradzając pochodzenie szarookiej. Odłożyła rysownik wraz z pęczkiem ołówków, który leżał na jej kolanach na drewniany stolik i przeniosła spojrzenie na Puchona. Znała go jedynie z widzenia, całkiem przypadkowo poznając jego imię podczas zajęć. Wydawał się przyjazny, acz nieco zdystansowany, chociaż może to Lea nie przyzwyczajona była po prostu do Angielskich zwyczajów. Dziewczyna rozsiadła się na kanapie wygodniej, stukając ubrudzonymi grafitem palcami o podłokietnik.
- Naprawdę? Aż tak optymistycznie nastraja Cię ten deszcz i wietrzysko i piętrzące się eseje? Oddaj mi trochę tego szczęścia. - Uśmiechnęła się doń szczerze, zagarniając z policzka łaskoczące nos kosmyki. Przy okazji odrobina ołówkowego grafitu z opuszków przeniosła się na blady policzek dziewczęcia.
- To coś jakby zagajnik, podobny do tego, który otaczał mój dom we Francji - odrzekła, gładząc opuszkami dłoni powierzchnię obrazka. Tęskniła za Le Havre, za szumem morskich fal, za mewami. Tyle lat spędzonych w pobliżu morza sprawiło, że gryfonka czuła teraz do nadmorskiego miasteczka ogromną tęsknotę. W pobliżu Hogwartu znajdowało się co prawda jezioro, lecz to nie było to samo.
Blondynka zmarszczyła nos, słysząc kolejne słowa chłopaka.
- Ja też lubię deszcz... powiedzmy. Lubię jednak bardziej gdy pogoda jest bardziej... różnorodna? Tak, to dobre słowo. - Charakterystyczny francuski akcent wkradał się pomiędzy niektóre słowa, zdradzając pochodzenie szarookiej. Odłożyła rysownik wraz z pęczkiem ołówków, który leżał na jej kolanach na drewniany stolik i przeniosła spojrzenie na Puchona. Znała go jedynie z widzenia, całkiem przypadkowo poznając jego imię podczas zajęć. Wydawał się przyjazny, acz nieco zdystansowany, chociaż może to Lea nie przyzwyczajona była po prostu do Angielskich zwyczajów. Dziewczyna rozsiadła się na kanapie wygodniej, stukając ubrudzonymi grafitem palcami o podłokietnik.
- Naprawdę? Aż tak optymistycznie nastraja Cię ten deszcz i wietrzysko i piętrzące się eseje? Oddaj mi trochę tego szczęścia. - Uśmiechnęła się doń szczerze, zagarniając z policzka łaskoczące nos kosmyki. Przy okazji odrobina ołówkowego grafitu z opuszków przeniosła się na blady policzek dziewczęcia.
Re: Klapa w podłodze
Wilson chyba już wystarczająco długo siedział zamknięty w czterech ścianach swojego dormitorium. Obmyślał i snuł plany na przyszłość, jednak mając taki jak dziś dzień stwierdził, że na nic te plany się nie zdały. Emily unikała go dalej tak jak przedtem. Myśl, że mogłaby wrócić do Jo rozsadzało bruneta od środka i wiedział, że najbezpieczniej będzie się po prostu trzymać z dala od tego gówniarza, bo jeszcze mógłby mu coś zrobić. A jak na razie chciał wytrzymać w tej szkole, jeszcze te nieszczęsne półtora roku.
Wyszedł więc z dormitorium ubierając jedynie spodnie i bluzę, bez koszulki, którą zapiął. Wziął oczywiście papierosy z przemytu i takie samo wino. W sumie dawno nie pił i szczerze? chciało mu się jak cholera. Wszedł więc do pomieszczenia, które tak uwielbiał i zanim w ogóle zapalił różdżkę by rozjaśnić pokój, usiadł całkowicie po ciemku w kanapie i wyjął wino otwierając je i pijąc sam z sobą. Nic nie mówił, bo uważał, że gdyby jeszcze zaczął do siebie mówić, byłby to szczyt desperacji i alkoholizacji.
Odchylił głowę do tyłu i w sumie stwierdził, że musi znaleźć sobie jakiegoś kompana do picia, bo to zaczyna robić się już strasznie nudne. Te same myśli w głowie, a może towarzysz wniósłby do jego życia coś nieco bardziej barwnego.
Wyszedł więc z dormitorium ubierając jedynie spodnie i bluzę, bez koszulki, którą zapiął. Wziął oczywiście papierosy z przemytu i takie samo wino. W sumie dawno nie pił i szczerze? chciało mu się jak cholera. Wszedł więc do pomieszczenia, które tak uwielbiał i zanim w ogóle zapalił różdżkę by rozjaśnić pokój, usiadł całkowicie po ciemku w kanapie i wyjął wino otwierając je i pijąc sam z sobą. Nic nie mówił, bo uważał, że gdyby jeszcze zaczął do siebie mówić, byłby to szczyt desperacji i alkoholizacji.
Odchylił głowę do tyłu i w sumie stwierdził, że musi znaleźć sobie jakiegoś kompana do picia, bo to zaczyna robić się już strasznie nudne. Te same myśli w głowie, a może towarzysz wniósłby do jego życia coś nieco bardziej barwnego.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Klapa w podłodze
Ostatnie dni, spędzone przez pannę Bronte z nosem w podręcznikach pozwoliły jej odegnać strapienie, niezdecydowanie i płaczliwą część natury. Miała dość tego cyrku przede wszystkim dlatego, że była jego główną sprawczynią.
Kiedy, siedząc w dormitorium, zapisała ostatni wolny skrawek pergaminu, odetchnęła z ogromną ulgą. W ciągu weekendu udało jej się nadrobić wszystkie zaległości i teraz mogła ze spokojem zająć się planowaniem strategii na zbliżające się wielkimi krokami, szkolne rozgrywki Quidditcha. Dziewczyna chwyciła skórzany notatnik z włożonym doń kolorowym ołówkiem, a do kieszeni obcisłych, granatowych spodni wcisnęła wymiętą paczkę papierosów. Zmierzwiła swoje rozczochrane nieco włosy, po czym ruszyła ku kamiennym schodkom. Nucąc cicho pod nosem jedną z mugolskich piosenek jej ulubionego zespołu, przemierzała hogwardzkie korytarze, kierując się w doskonale znanym sobie kierunku. Zmarszczyła nos, dostrzegając nikły promień światła przebijający się przed deski klapy. No trudno, najwyżej znudzi kogoś swoją obecnością do tego stopnia, że zaraz sobie pójdzie. Odchyliła sprawnie drewnianą klapę, po czym nie siląc się na schodzenie po drabince zeskoczyła na posadzkę, gładko nań lądując.
- Cholera. - Mruknęła pod nosem, widząc kogo przyszło jej spotkać. A przecież tak dobrze udawało jej się go unikać.
- Ilekroć Cię widzę to pijesz Wilson. - Zlustrowała go spojrzeniem pistacjowych tęczówek, po czym sięgnęła po różdżkę. Jak widać, jacyś kretyni dla zabawy zgasili pochodnie. Dziewczyna wymruczała cicho zaklęcie, chwilę wcześniej wyjmując z tylnej kieszeni różdżkę. Magiczne drewienko rzecz jasna skierowała w stronę pochodni. Kiedy przyjemne, żółtawe światło rozświetliło pomieszczenie, Emily usiadła po turecku na drewnianym stoliku, z tylnej kieszeni wyjmując pogiętą paczkę. Niemal z namaszczeniem otworzyła wieczko, wyjmując zeń biały rulonik. Chwilę później wsunęła go pomiędzy wargi, a drugą dłoń z paczką wyciągnęła w kierunku Wilsona. Gdzie tu ślad tej zagubionej, niemal zapłakanej istotki, z którą widział się kilkanaście dni temu? Zdawało się, jakby w ogóle nie istniała, kiedy spojrzało się na Bronte w tym momencie.
Kiedy, siedząc w dormitorium, zapisała ostatni wolny skrawek pergaminu, odetchnęła z ogromną ulgą. W ciągu weekendu udało jej się nadrobić wszystkie zaległości i teraz mogła ze spokojem zająć się planowaniem strategii na zbliżające się wielkimi krokami, szkolne rozgrywki Quidditcha. Dziewczyna chwyciła skórzany notatnik z włożonym doń kolorowym ołówkiem, a do kieszeni obcisłych, granatowych spodni wcisnęła wymiętą paczkę papierosów. Zmierzwiła swoje rozczochrane nieco włosy, po czym ruszyła ku kamiennym schodkom. Nucąc cicho pod nosem jedną z mugolskich piosenek jej ulubionego zespołu, przemierzała hogwardzkie korytarze, kierując się w doskonale znanym sobie kierunku. Zmarszczyła nos, dostrzegając nikły promień światła przebijający się przed deski klapy. No trudno, najwyżej znudzi kogoś swoją obecnością do tego stopnia, że zaraz sobie pójdzie. Odchyliła sprawnie drewnianą klapę, po czym nie siląc się na schodzenie po drabince zeskoczyła na posadzkę, gładko nań lądując.
- Cholera. - Mruknęła pod nosem, widząc kogo przyszło jej spotkać. A przecież tak dobrze udawało jej się go unikać.
- Ilekroć Cię widzę to pijesz Wilson. - Zlustrowała go spojrzeniem pistacjowych tęczówek, po czym sięgnęła po różdżkę. Jak widać, jacyś kretyni dla zabawy zgasili pochodnie. Dziewczyna wymruczała cicho zaklęcie, chwilę wcześniej wyjmując z tylnej kieszeni różdżkę. Magiczne drewienko rzecz jasna skierowała w stronę pochodni. Kiedy przyjemne, żółtawe światło rozświetliło pomieszczenie, Emily usiadła po turecku na drewnianym stoliku, z tylnej kieszeni wyjmując pogiętą paczkę. Niemal z namaszczeniem otworzyła wieczko, wyjmując zeń biały rulonik. Chwilę później wsunęła go pomiędzy wargi, a drugą dłoń z paczką wyciągnęła w kierunku Wilsona. Gdzie tu ślad tej zagubionej, niemal zapłakanej istotki, z którą widział się kilkanaście dni temu? Zdawało się, jakby w ogóle nie istniała, kiedy spojrzało się na Bronte w tym momencie.
Re: Klapa w podłodze
Faktycznie, Anthony pił ostatnio rzadko, ale jak widać trafiał zawsze wtedy na Emily, jak na złość. Chociaż nie powinno jej to do końca przeszkadzać, bowiem to, że pije nie oznacza, że zachowuje się przy tym niemoralnie. Podobno jej miał coś udowodnić, ale jak miał jej to udowadniać skoro w zupełności się nie widywali? Jedynym dowodem na to mogłoby być brak plotek na jego temat, które na szczęście już ucichły.
Usłyszał, że ktoś schodzi z drabinki i machinalnie odwrócił głowę w stronę przybyłej towarzyszki. Jego wargi nieznacznie drgnęły ku górze.
- Ilekroć Cię nie widzę, wiem że mnie unikasz - powiedział nieco zgryźliwie, jednak to nie były wyrzuty. Ponownie napił się wina, które nie było jakoś wyjątkowo mocne, a po prostu smaczne.
- Nie dziękuję, mam swoje - wyjął z kieszeni spodni papierosy i wziął jednego do ust odpalając zapałkami, które zawsze miał przy sobie.
- Więc wytłumaczysz mi, czemu mnie unikasz? Nie łatwiej napisać list i wysłać sową? - skoro nie chciała go widzieć, on sam mógł tylko tworzyć swoje teorię czemu tak naprawdę się dzieje. Anthony wyłożył się wygodnie i rozłożył ręce na boki, by mieć dobry widok na dziewczynę. Lustrował ją teraz wzrokiem, jak gdyby chcąc wyłapać najmniejszą zmianę w jej wyglądzie. Jeszcze do niedawna nie sądził, że będzie mógł się w kimś zakochać, raczej swoje dziewczyny wybierał w pewien, tylko dla niego znany sposób, lecz nigdy tak jak tym razem. Ale stwierdził, że nie będzie na nią naciskać, presja może jedynie zaszkodzić.
Usłyszał, że ktoś schodzi z drabinki i machinalnie odwrócił głowę w stronę przybyłej towarzyszki. Jego wargi nieznacznie drgnęły ku górze.
- Ilekroć Cię nie widzę, wiem że mnie unikasz - powiedział nieco zgryźliwie, jednak to nie były wyrzuty. Ponownie napił się wina, które nie było jakoś wyjątkowo mocne, a po prostu smaczne.
- Nie dziękuję, mam swoje - wyjął z kieszeni spodni papierosy i wziął jednego do ust odpalając zapałkami, które zawsze miał przy sobie.
- Więc wytłumaczysz mi, czemu mnie unikasz? Nie łatwiej napisać list i wysłać sową? - skoro nie chciała go widzieć, on sam mógł tylko tworzyć swoje teorię czemu tak naprawdę się dzieje. Anthony wyłożył się wygodnie i rozłożył ręce na boki, by mieć dobry widok na dziewczynę. Lustrował ją teraz wzrokiem, jak gdyby chcąc wyłapać najmniejszą zmianę w jej wyglądzie. Jeszcze do niedawna nie sądził, że będzie mógł się w kimś zakochać, raczej swoje dziewczyny wybierał w pewien, tylko dla niego znany sposób, lecz nigdy tak jak tym razem. Ale stwierdził, że nie będzie na nią naciskać, presja może jedynie zaszkodzić.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Strona 7 z 11 • 1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VII
Strona 7 z 11
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach