Salon/kuchnia/jadalnia
+2
Stan Griffiths
Gabriel Griffiths
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dartford :: Dom Griffiths'ów
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
To rzeczywiście był spory błąd, ponieważ z perspektywy Gabriela i pewnie później każdego z członków rodziny, Julie z Rossem się pośpieszyli. O ich związku wiedzieli w końcu prawie nic, a tu nagle dziecko i myśl o małżeństwie. To oczywiste, że idzie to w parze, więc myśl o odwrotnej kolejności była ciężka dla stereotypowego myślenia, przewrażliwionego opiekuna.
Jakby jej nie słuchał. Głaskał ją po włosach i bujał lekko, żeby się uspokoiła. Bardzo nie lubił, kiedy kobiety płakały w jego obecności. Nie był może tak bardzo płochliwy jak większość mężczyzn, która nie wiedziała co zrobić z rękami, ale też go to bolało. Dlatego zawsze reagował bardzo emocjonalnie i w przypadku kontaktów nauczyciel-uczeń wyglądało to dość nieprofesjonalnie, kiedy tulił dziewczynkę i mówił, że będzie wszystko dobrze. Taa... To było naprawdę niemoralne i chyba go lekko wykorzystywały...
- Urodzisz ślicznego maluszka Julie, to dobra rzecz. Wcześnie do tego doszło, ale to będzie nasze małe szczęście. Młodzi dziadkowie się nim będą mogli zająć, a Ty będziesz kontynuowała naukę. Z przyjemnością pomogę, środków nam pod dostatek... Będzie dobrze, poradzimy sobie - powtarzał jak jakąś mantrę. W tych planach na przyszłość nie mówił jednak nic o tatusiu dziecka. Ross był dla niego dalej zagadką i dopóki nie pojawi się sam z siebie w progu ich domu będzie obcym człowiekiem. Bo powinien był tutaj przyjechać z małą, prawda? Bo wyglądało to tak jakby narozrabiał i się wycofał na razie.
Kiedy przestała się trząść, puścił ją powoli. Otarł dłonią samotną łzę na jej policzku i uśmiechnął się ciepło.
- Ale damy rodzicom jeszcze ten tydzień odpoczynku, dobrze? - Nie chciał jej teraz mówić, że ojciec się ostatnio nie za dobrze czuł.
- Powiadomimy jednak Stana. Może będzie w stanie przyjechać.
Jakby jej nie słuchał. Głaskał ją po włosach i bujał lekko, żeby się uspokoiła. Bardzo nie lubił, kiedy kobiety płakały w jego obecności. Nie był może tak bardzo płochliwy jak większość mężczyzn, która nie wiedziała co zrobić z rękami, ale też go to bolało. Dlatego zawsze reagował bardzo emocjonalnie i w przypadku kontaktów nauczyciel-uczeń wyglądało to dość nieprofesjonalnie, kiedy tulił dziewczynkę i mówił, że będzie wszystko dobrze. Taa... To było naprawdę niemoralne i chyba go lekko wykorzystywały...
- Urodzisz ślicznego maluszka Julie, to dobra rzecz. Wcześnie do tego doszło, ale to będzie nasze małe szczęście. Młodzi dziadkowie się nim będą mogli zająć, a Ty będziesz kontynuowała naukę. Z przyjemnością pomogę, środków nam pod dostatek... Będzie dobrze, poradzimy sobie - powtarzał jak jakąś mantrę. W tych planach na przyszłość nie mówił jednak nic o tatusiu dziecka. Ross był dla niego dalej zagadką i dopóki nie pojawi się sam z siebie w progu ich domu będzie obcym człowiekiem. Bo powinien był tutaj przyjechać z małą, prawda? Bo wyglądało to tak jakby narozrabiał i się wycofał na razie.
Kiedy przestała się trząść, puścił ją powoli. Otarł dłonią samotną łzę na jej policzku i uśmiechnął się ciepło.
- Ale damy rodzicom jeszcze ten tydzień odpoczynku, dobrze? - Nie chciał jej teraz mówić, że ojciec się ostatnio nie za dobrze czuł.
- Powiadomimy jednak Stana. Może będzie w stanie przyjechać.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
No bo wbrew pozorom, Jula to była jeszcze młoda i głupia. No i czasami nie myślała tak do końca rozważnie. No i bardzo często podejmowała decyzję zbyt pochopnie; kierowała się uczuciami, a nie rozumem. Dlatego więc była jeszcze za młoda na matkę. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Siedziała tak wtulona w brata, starając się uspokoić. Nie trwało to zbyt długo, wydawać by się mogło, że dziewczyna wylała już wystarczająco dużo łez. Jednakże Jula mogłaby tak cały dzień siedzieć w niego wtulona. No w jego ramionach czuła się po prostu bezpieczna. Aż się przypominało jej dzieciństwo, kiedy to zawsze jak narozrabiała i rodzice na nią krzyczeli, biegła z płaczem do najstarszego z Griffithsów.
Właściwie to że Rossa nie było tutaj razem z nią, to było kolejną gafą dziewczyną. Bo on wcale się nie wycofał, wręcz przeciwnie, to właśnie on przekonał Juliette żeby nie usuwała ciąży. Zdaje się że naprawdę się przejął rolą tatusia... No ale przecież Gabriel nie mógł o tym wiedzieć.
- Dobrze - przytaknęła krótko odnośnie informowania rodziców. No tak, ostatnie co teraz dziewczyna chciała usłyszeć, to że ojciec miał znów jakieś problemy zdrowotne. Chybaby się załamała totalnie... Na kolejne zdanie tylko pokiwała głową na znak że się zgadza.
- Gabriel? - zaczęła, patrząc mu prosto w twarz. - Dziękuje - dodała znacznie ciszej, po czym uśmiechnęła się delikatnie. I chociaż w jej oczach było jeszcze trochę smutku, to już chyba ochłonęła.
Siedziała tak wtulona w brata, starając się uspokoić. Nie trwało to zbyt długo, wydawać by się mogło, że dziewczyna wylała już wystarczająco dużo łez. Jednakże Jula mogłaby tak cały dzień siedzieć w niego wtulona. No w jego ramionach czuła się po prostu bezpieczna. Aż się przypominało jej dzieciństwo, kiedy to zawsze jak narozrabiała i rodzice na nią krzyczeli, biegła z płaczem do najstarszego z Griffithsów.
Właściwie to że Rossa nie było tutaj razem z nią, to było kolejną gafą dziewczyną. Bo on wcale się nie wycofał, wręcz przeciwnie, to właśnie on przekonał Juliette żeby nie usuwała ciąży. Zdaje się że naprawdę się przejął rolą tatusia... No ale przecież Gabriel nie mógł o tym wiedzieć.
- Dobrze - przytaknęła krótko odnośnie informowania rodziców. No tak, ostatnie co teraz dziewczyna chciała usłyszeć, to że ojciec miał znów jakieś problemy zdrowotne. Chybaby się załamała totalnie... Na kolejne zdanie tylko pokiwała głową na znak że się zgadza.
- Gabriel? - zaczęła, patrząc mu prosto w twarz. - Dziękuje - dodała znacznie ciszej, po czym uśmiechnęła się delikatnie. I chociaż w jej oczach było jeszcze trochę smutku, to już chyba ochłonęła.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Może sam nie czuł się wystarczająco odpowiedzialny, ale dorósł najszybciej z rodzeństwa. I to nie o wiek chodzi, a o poczucie odpowiedzialności, które budowali w nim od najmłodszych lat rodzice. W końcu to on miał być potentatem firmy. Teraz nie wiadomo, rozkłada się to na trzy... Ale ku uciesze ojca, przed którym na początku strasznie się wzbraniał, dalej jest jedynym bez porządnego zajęcia... Cóż, profesura okazała się nie jego marzeniem.
- Nie masz za co.
Mężczyzna zostawił na moment Julie samą w kuchni, podając jej sok do ręki, żeby miała czym się zająć. W tym czasie zniknął na moment w gabinecie taty i napisał list do ich brata. Przepiórka zawsze kręciła się gdzieś po terenach ich posiadłości. Robiła okrążenia, a swoimi sprawnymi oczami wyłapywała wszystkie listy, które Gabriel zostawiał w specjalnie przymocowanym miejscu na ścianie budynku. Kiedy wiadomość do Stana była już gotowa, wrócił do głównego pomieszczenia.
- Opowiedz mi teraz o tym chłopaku - powiedział, starając się zabrzmieć wystarczająco spokojnie i poważnie. W jego gestii nie było od razu znienawidzić Rossa, dlatego chciałby się dowiedzieć czegoś więcej o ich związku. Czy jest przede wszystkim szansa na to, że będzie ojcem dla swojego dziecka i ma plany na przyszłość.
Gabriel znów sięgnął po swój shaker, ale tym razem napił się w końcu swojego eliksiru. To nie mogło być smaczne. Ale sycące i zdrowe.
- Nie masz za co.
Mężczyzna zostawił na moment Julie samą w kuchni, podając jej sok do ręki, żeby miała czym się zająć. W tym czasie zniknął na moment w gabinecie taty i napisał list do ich brata. Przepiórka zawsze kręciła się gdzieś po terenach ich posiadłości. Robiła okrążenia, a swoimi sprawnymi oczami wyłapywała wszystkie listy, które Gabriel zostawiał w specjalnie przymocowanym miejscu na ścianie budynku. Kiedy wiadomość do Stana była już gotowa, wrócił do głównego pomieszczenia.
- Opowiedz mi teraz o tym chłopaku - powiedział, starając się zabrzmieć wystarczająco spokojnie i poważnie. W jego gestii nie było od razu znienawidzić Rossa, dlatego chciałby się dowiedzieć czegoś więcej o ich związku. Czy jest przede wszystkim szansa na to, że będzie ojcem dla swojego dziecka i ma plany na przyszłość.
Gabriel znów sięgnął po swój shaker, ale tym razem napił się w końcu swojego eliksiru. To nie mogło być smaczne. Ale sycące i zdrowe.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Kiedy Gabriel zostawił Julę samą, przez chwilę bawiła się szklanką, którą wcisnął jej w ręce, po chwili upiła wreszcie małego łyczka i odstawiła sok znów na blat. A sama przeniosła się do salonu na kanapę, gdzie rozłożyła się wygodnie.
Opowiedz mi teraz o tym chłopaku
Podniosła wzrok na mężczyznę, kiedy usłyszała jego głos, nawet nie słyszała kiedy znów pojawił się w pomieszczeniu. Hmm... od czego by tutaj zacząć?
- Kojarzysz Daviesów? - zapytała mając oczywiście na myśli tych młodszych, uczących się jeszcze w Hogwarcie. - Dylan i Samantha jeśli się nie mylę... Ross to ich starszy brat. Studiuje aurorstwo. Znam go już dość długo. Pamiętasz Ane? Moja była współlokatorka, to ona przedstawiła mi Rossa. Tak właściwie to wtedy byli jeszcze parą... dopóki Ana nie zostawiła go i nie zniknęła nie wiadomo gdzie. Wtedy on się załamał no i... można powiedzieć że postawiłam go na nogi - rozgadała się, jak dawna Juliette. Mówiła dość szybko i energicznie, gestykulując przy tym straszliwie, jak to ona miała w zwyczaju. Oczywiście w swojej historyjce ominęła kilka faktów, jak np. że Ana zostawiła Rossa, po tym jak ten jej się oświadczył, albo że przespała się z nim po pijaku, kiedy wpadła na niego w klubie, gdzie opijał właśnie w samotności smutki... No i tak właściwie mimo iż znała go bardzo długo, to można powiedzieć że do tamtego spotkania nie znała go w ogóle. Nic o nim nie wiedziała, nie miała w ogóle pojęcia o jego życiu, no kompletnie nic. Ross i Jula tak 'oficjalnie' zaczęli poznawać się dopiero po tamtej pamiętnej nocy...
- On jest naprawdę w porządku... - dodała jeszcze, znów spuszczając wzrok. Mówiła tak, jakby chciała przekonać brata, że nie przespała się z pierwszym lepszym chłopakiem z ulicy.
Opowiedz mi teraz o tym chłopaku
Podniosła wzrok na mężczyznę, kiedy usłyszała jego głos, nawet nie słyszała kiedy znów pojawił się w pomieszczeniu. Hmm... od czego by tutaj zacząć?
- Kojarzysz Daviesów? - zapytała mając oczywiście na myśli tych młodszych, uczących się jeszcze w Hogwarcie. - Dylan i Samantha jeśli się nie mylę... Ross to ich starszy brat. Studiuje aurorstwo. Znam go już dość długo. Pamiętasz Ane? Moja była współlokatorka, to ona przedstawiła mi Rossa. Tak właściwie to wtedy byli jeszcze parą... dopóki Ana nie zostawiła go i nie zniknęła nie wiadomo gdzie. Wtedy on się załamał no i... można powiedzieć że postawiłam go na nogi - rozgadała się, jak dawna Juliette. Mówiła dość szybko i energicznie, gestykulując przy tym straszliwie, jak to ona miała w zwyczaju. Oczywiście w swojej historyjce ominęła kilka faktów, jak np. że Ana zostawiła Rossa, po tym jak ten jej się oświadczył, albo że przespała się z nim po pijaku, kiedy wpadła na niego w klubie, gdzie opijał właśnie w samotności smutki... No i tak właściwie mimo iż znała go bardzo długo, to można powiedzieć że do tamtego spotkania nie znała go w ogóle. Nic o nim nie wiedziała, nie miała w ogóle pojęcia o jego życiu, no kompletnie nic. Ross i Jula tak 'oficjalnie' zaczęli poznawać się dopiero po tamtej pamiętnej nocy...
- On jest naprawdę w porządku... - dodała jeszcze, znów spuszczając wzrok. Mówiła tak, jakby chciała przekonać brata, że nie przespała się z pierwszym lepszym chłopakiem z ulicy.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Griffiths został ściągnięty nie myślami, ani tym bardziej sową, a burczeniem w brzuchu, które doskwierało mu odkąd tylko zszedł z nocnego patrolu. Oczywiście - zawsze mógł zjeść coś na mieście, ale kto gotuje lepiej, niż własna matka? Stan odświeżył się po nieprzespanej nocy, wyciągnął z szafy ostatnią czystą koszulę i z frywolnum uśmiechem na ustach opuścił swą kawalerkę w celu złożenia wizyty rodzicom.
Drzwi ustąpiły pod lekkim naporem dłoni aurora. Stan zrzucił buty w przedpokoju w sposób, który przyprawiłby matkę o zawroty głowy (czyt. rozrzucone w progu) i wbiegł po schodach na górę.
- Wróciłem! - krzyknął, wściskając głowę kolejno do każdej sypialni, ale odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. Porzucił na łóżku przyniesiony w prezencie dla rodzicielki bukiet goździków. Butelkę whiskey dla ojca zatrzymał jednak przy sobie. W końcu jeśli nie było ich w domu, to czemu miałaby się zmarnować?
Kilka minut później czarodziej z powrotem był na parterze. Tym razem kroki skierował wprost do salono-kuchnio-jadalni, z której dochodziły ściszone odgłosy rozmowy. Pchnął przed siebie dębowe drzwi i pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia.
- Sowa znów zapomniała mi dostarczyć zaproszena na rodzinny zlot? - podparł się dłońmi na biodrach i uniósł brwi, zekrając z ukosa na swe rodzeństwo. Nie czekając na odpowiedź wzruszył ramionami i jednym susem znalazł się przy lodówce. Jakieś było jego zdziwienie, gdy w środku nie znalazł nic prócz suchego kurczaka i dwóch pomidorów!
- Super. Gdzie rodzice?
Z braku laku i kit dobry. Stan chwycił talerz z kurczakiem, napełnił jedną ze szklanek wodą z kranu i usiadł na kuchennym blacie.
- Coś się stało? - spytał z pełnymi ustami widząc zaczerwienione oczy siostry i sączącego w biały dzień drinka, Gabriela. Mięso było tak suche, że stanęło mu w gardle. Przepił kęs łykiem wody.
- Co macie takie miny? Ktoś umarł?
Drzwi ustąpiły pod lekkim naporem dłoni aurora. Stan zrzucił buty w przedpokoju w sposób, który przyprawiłby matkę o zawroty głowy (czyt. rozrzucone w progu) i wbiegł po schodach na górę.
- Wróciłem! - krzyknął, wściskając głowę kolejno do każdej sypialni, ale odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. Porzucił na łóżku przyniesiony w prezencie dla rodzicielki bukiet goździków. Butelkę whiskey dla ojca zatrzymał jednak przy sobie. W końcu jeśli nie było ich w domu, to czemu miałaby się zmarnować?
Kilka minut później czarodziej z powrotem był na parterze. Tym razem kroki skierował wprost do salono-kuchnio-jadalni, z której dochodziły ściszone odgłosy rozmowy. Pchnął przed siebie dębowe drzwi i pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia.
- Sowa znów zapomniała mi dostarczyć zaproszena na rodzinny zlot? - podparł się dłońmi na biodrach i uniósł brwi, zekrając z ukosa na swe rodzeństwo. Nie czekając na odpowiedź wzruszył ramionami i jednym susem znalazł się przy lodówce. Jakieś było jego zdziwienie, gdy w środku nie znalazł nic prócz suchego kurczaka i dwóch pomidorów!
- Super. Gdzie rodzice?
Z braku laku i kit dobry. Stan chwycił talerz z kurczakiem, napełnił jedną ze szklanek wodą z kranu i usiadł na kuchennym blacie.
- Coś się stało? - spytał z pełnymi ustami widząc zaczerwienione oczy siostry i sączącego w biały dzień drinka, Gabriela. Mięso było tak suche, że stanęło mu w gardle. Przepił kęs łykiem wody.
- Co macie takie miny? Ktoś umarł?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Zdecydowanie lepiej szło mu kojarzenie twarzy z nazwiskiem, a nie na odwrót. Na szczęście, albo i nie, Daviesów na tym świecie trochę było i bardziej od dwójki uczniów, których wymieniła Julka, kojarzył Gregorianę, szkolną bibliotekarkę. Nie skomentował jednak na razie głośno, co o tym myślał, tylko kiwnął głową na potwierdzenie, że coś mu się obiło o uszy. Ross Davies - zapamiętane.
- Mam rozumieć, że... Ana była jego dziewczyną, ale ona z nim zerwała i się wyprowadziła, a zaraz później Ty stałaś się jego ciężarną narzeczoną? - widząc minę blondynki, uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył ramionami.
- Przepraszam mała, sama widzisz jak to dziwnie brzmi.
Możliwe, że za dużo informacji na raz. On jest naprawdę w porządku... Taa... No to gdzie on teraz jest? Jak na zawołanie, w progu drzwi pojawił się Stan. No proszę, sowia poczta działa tak szybko? Zerknął orientacyjnie w okno, wyglądając Przepiórki.
- Właściwie to... - i bęc. Wielka sowa Gabriela, zabębniła w drzwi, prowadzące na ogród z listem w dziobie.
- O, jest poczta - Ruszył się z miejsca, żeby dać ptaku wypełnić swoją powinność. Krótka informacja, którą zawarł w wiadomości do Stana, powinna mu odpowiedzieć przynajmniej na jedno pytanie, które zdołał już wypowiedzieć na wstępie. Kiedy sówka oddała już pergamin chłopakowi, wycofała się z pomieszczenia, a najstarszy obecny z Griffithsów, zamknął znów drzwi i usiadł ciężko na skórzanym fotelu. Złożył dłonie w piramidkę i podparł podbródek o złączone ze sobą kciuki.
- Rodzice w Kansas na mini wakacjach. Mercedes zaraz powinna wrócić z zakupów i zrobi obiad - dodał. Zerknął na Juliette i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Teraz powinna wyjaśnić drugiemu w kolejce, co się takiego wydarzyło, że wszyscy mają przyjemność gościć się w domu.
- Mam rozumieć, że... Ana była jego dziewczyną, ale ona z nim zerwała i się wyprowadziła, a zaraz później Ty stałaś się jego ciężarną narzeczoną? - widząc minę blondynki, uśmiechnął się przepraszająco i wzruszył ramionami.
- Przepraszam mała, sama widzisz jak to dziwnie brzmi.
Możliwe, że za dużo informacji na raz. On jest naprawdę w porządku... Taa... No to gdzie on teraz jest? Jak na zawołanie, w progu drzwi pojawił się Stan. No proszę, sowia poczta działa tak szybko? Zerknął orientacyjnie w okno, wyglądając Przepiórki.
- Właściwie to... - i bęc. Wielka sowa Gabriela, zabębniła w drzwi, prowadzące na ogród z listem w dziobie.
- O, jest poczta - Ruszył się z miejsca, żeby dać ptaku wypełnić swoją powinność. Krótka informacja, którą zawarł w wiadomości do Stana, powinna mu odpowiedzieć przynajmniej na jedno pytanie, które zdołał już wypowiedzieć na wstępie. Kiedy sówka oddała już pergamin chłopakowi, wycofała się z pomieszczenia, a najstarszy obecny z Griffithsów, zamknął znów drzwi i usiadł ciężko na skórzanym fotelu. Złożył dłonie w piramidkę i podparł podbródek o złączone ze sobą kciuki.
- Rodzice w Kansas na mini wakacjach. Mercedes zaraz powinna wrócić z zakupów i zrobi obiad - dodał. Zerknął na Juliette i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Teraz powinna wyjaśnić drugiemu w kolejce, co się takiego wydarzyło, że wszyscy mają przyjemność gościć się w domu.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
No faktycznie, nie brzmiało to najlepiej, no ale co ona mogła zrobić. Serce nie sługa jak to mówią... Słysząc jego pytanie, na twarzy pojawiło się coś w rodzaju zmieszania, zakłopotania, no w każdym razie ciężko to nawet nazwać.
- No tak jakby - mruknęła ledwie słyszalne, kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak to właściwie wyglądało. Westchnęła ciężko, ale nie powiedziała już nic... wiedziała że cokolwiek by teraz nie powiedziała, Gabriel i tak będzie się upierał przy swoim.
- Stan! - zawołała wesoło, na widok swojego młodszego, starszego brata, ale nie wstała z kanapy i nie rzuciła mu się na szyję, bo jakoś tak nie miała siły. - Eeej, nie wiedziałam że bardziej tęskniłeś za lodówką, niż za swoją kochaną siostrzyczką - powiedziała z wyrzutem kiedy ten poświęcił więcej uwagi lodówce w tym momencie, aniżeli Jul.
- Nie każ mi tego powtarzać kolejny raz... - jęknęła do Gabriela, kiedy poczuła na sobie ten jego wzrok, który mówił wszystko. Dziewczyna zarzuciła nogi na kanapę, obejmując je ramionami i opierając sobie brodę o kolana. Przeniosła wzrok na Stana i znów odetchnęła ciężko. Najgorsze już miała za sobą, teraz już pójdzie z górki, noo prawie.
- Em... zostaniesz wujkiem, już niedługo - powiedziała z niepewnością w głosie, obserwując z niepokojem reakcji brata. Nie bawiła się w niepotrzebne podchody, tym razem chciała jak najszybciej to z siebie wyrzucić.
- No tak jakby - mruknęła ledwie słyszalne, kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak to właściwie wyglądało. Westchnęła ciężko, ale nie powiedziała już nic... wiedziała że cokolwiek by teraz nie powiedziała, Gabriel i tak będzie się upierał przy swoim.
- Stan! - zawołała wesoło, na widok swojego młodszego, starszego brata, ale nie wstała z kanapy i nie rzuciła mu się na szyję, bo jakoś tak nie miała siły. - Eeej, nie wiedziałam że bardziej tęskniłeś za lodówką, niż za swoją kochaną siostrzyczką - powiedziała z wyrzutem kiedy ten poświęcił więcej uwagi lodówce w tym momencie, aniżeli Jul.
- Nie każ mi tego powtarzać kolejny raz... - jęknęła do Gabriela, kiedy poczuła na sobie ten jego wzrok, który mówił wszystko. Dziewczyna zarzuciła nogi na kanapę, obejmując je ramionami i opierając sobie brodę o kolana. Przeniosła wzrok na Stana i znów odetchnęła ciężko. Najgorsze już miała za sobą, teraz już pójdzie z górki, noo prawie.
- Em... zostaniesz wujkiem, już niedługo - powiedziała z niepewnością w głosie, obserwując z niepokojem reakcji brata. Nie bawiła się w niepotrzebne podchody, tym razem chciała jak najszybciej to z siebie wyrzucić.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
- Oczywiście, że za lodówką! - prychnął nad oczywistością, nad oczywistościami i puścił oko do Griffiths'ówny. Chętnie poszedłby się przytulić, ale Juliette mogłaby nie być zachwycona tłystymi plamami na koszulce po kurczaku. Przesłał jej więc buziaka w powietrzu i jednym chaustem opróżnił szklankę.
Zderzająca się z szybą sowa sprawiła, że aż podskoczył w miejscu. Zachowanie jego rodzeństwa można było określić co najmniej jako dziwne, ale postanowił cierpliwie poczekać, aż zaczną mówić. Był w końcu aurorem i niejedne zeznania już wyciągnął. Nim odebrał liścik zeskoczył z blatu i pofatygował się, by umyć ręce.
- Chętnie bym odpisał, ale nie mam pod ręką długopisu - Stan poklepał się pospiesznie po kieszeniach i posłał ironiczny uśmieszek starszemu bratu. Co takiego musiało się stać, że bawili się w jakieś durne liściki i przepychanki Ty mu powiedz, ale ja nie chcę.
Griffiths zmiął karteczkę w rękach i cisnął nią wprost do kosza.
Rzut za trzyyyyyy punkty! Czy tam leżą jabłka?
W wiklinowym koszyku wyłożonym lnianą serwetą leżało kilka zielonych i niemiłosiernie kwaśnych jabłek. Po suchym kurczaku i wodzie z kranu nie robiło mu to większej różnicy.
Jakież to szczęście, że Juliette obwieściła mu radosną nowinę, nim zdążył ugryźć pierwszy kawałek, bo niechybnie by się nim udławił.
- Whooooho, Gabriel, brachu. Trzeba było powiedzieć tak od razu, a nie się siostrą wyręczać.
Śnieżnobiałe zęby czarodzieja z łatwością przecięły kruchą skórkę, czemu towarzyszyło charakrerystyczne chrupnięcie. Mężczyzna okrążył kuchenną wysepkę i zapadł się z cichym westchnieniem w przyjemnie miękkim fotelu.
- Dobra, a teraz na poważnie, przecież nie pomyślałbym nawet, że Gabriel zaliczyłby jakąś laskę przed ślubem. Jaja sobie robisz, prawda Juliette? - Stan zamarł w bezruchu i zmrużył powieki, lustrując uważnie blondynkę - Przecież Ty nawet nie wiesz skąd się biorą dzieci.
Zderzająca się z szybą sowa sprawiła, że aż podskoczył w miejscu. Zachowanie jego rodzeństwa można było określić co najmniej jako dziwne, ale postanowił cierpliwie poczekać, aż zaczną mówić. Był w końcu aurorem i niejedne zeznania już wyciągnął. Nim odebrał liścik zeskoczył z blatu i pofatygował się, by umyć ręce.
- Chętnie bym odpisał, ale nie mam pod ręką długopisu - Stan poklepał się pospiesznie po kieszeniach i posłał ironiczny uśmieszek starszemu bratu. Co takiego musiało się stać, że bawili się w jakieś durne liściki i przepychanki Ty mu powiedz, ale ja nie chcę.
Griffiths zmiął karteczkę w rękach i cisnął nią wprost do kosza.
Rzut za trzyyyyyy punkty! Czy tam leżą jabłka?
W wiklinowym koszyku wyłożonym lnianą serwetą leżało kilka zielonych i niemiłosiernie kwaśnych jabłek. Po suchym kurczaku i wodzie z kranu nie robiło mu to większej różnicy.
Jakież to szczęście, że Juliette obwieściła mu radosną nowinę, nim zdążył ugryźć pierwszy kawałek, bo niechybnie by się nim udławił.
- Whooooho, Gabriel, brachu. Trzeba było powiedzieć tak od razu, a nie się siostrą wyręczać.
Śnieżnobiałe zęby czarodzieja z łatwością przecięły kruchą skórkę, czemu towarzyszyło charakrerystyczne chrupnięcie. Mężczyzna okrążył kuchenną wysepkę i zapadł się z cichym westchnieniem w przyjemnie miękkim fotelu.
- Dobra, a teraz na poważnie, przecież nie pomyślałbym nawet, że Gabriel zaliczyłby jakąś laskę przed ślubem. Jaja sobie robisz, prawda Juliette? - Stan zamarł w bezruchu i zmrużył powieki, lustrując uważnie blondynkę - Przecież Ty nawet nie wiesz skąd się biorą dzieci.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Czy bycie wychowanym gentlemanem wyszło już z mody, że za każdym razem musiał słuchać o jego cnotliwej stronie? Raz mu coś powiedział i już do końca życia będzie wypominał... Spojrzał z ukosa na brata i westchnął teatralnie. Nie wchodził im w słowo. Mógłby pomóc Juliette, ale dalej uważał, że to ona powinna podzielić się tą radosną nowiną w dość jasny sposób. Gdyby się wtrącił... Mógłby być trochę nieprzyjemny. Ukrywał to, ale dalej w nim targało złością na myśl o narzeczonym jego siostry.
- Hmpf... - Okey, tyle z milczenia. Po prostu nie byłby sobą, jakby nie mruknął czegoś teraz pokrzepiającego.
- A ten bocian ma na imię Ross i jest byłym chłopakiem jej przyjaciółki.
- Hmpf... - Okey, tyle z milczenia. Po prostu nie byłby sobą, jakby nie mruknął czegoś teraz pokrzepiającego.
- A ten bocian ma na imię Ross i jest byłym chłopakiem jej przyjaciółki.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Prychnęła tylko pod nosem na jego słowa i zrobiła wielce obrażoną minę. Zaraz jednak wyszczerzyła do brata białe ząbki i wytknęła język w jego stronę.
No tak, cały Stan... On to do wszystkiego podchodzi na luzie, i w każdej sytuacji zarzuci jakimś żarcikiem, na rozładowanie napięcie. Początkowo wyglądał nawet jakby w ogóle się nie przejął, ale po chwili jednak spoważniał.
- A wyglądam jakbym żartowała? - odpowiedziała pytaniem, na to jego durnowate pytanie, z nutką wyrzutu w głosie, podnosząc głowę i spoglądając na Stana. Kolejne słowa kompletnie zignorowała.
A kiedy do rozmowy znowu włączył się Gabriel, przewróciła oczami i znowu schowała twarz. Po chwili przyszło jej na myśl, że Stan powinien przecież znać Daviesa. Wszak ten był studentem aurorstwa, a Griffithsowi jako aurorowi na pewno zdarzało się pracować ze studentami. W każdym razie na razie nic się nie odzywała.
No tak, cały Stan... On to do wszystkiego podchodzi na luzie, i w każdej sytuacji zarzuci jakimś żarcikiem, na rozładowanie napięcie. Początkowo wyglądał nawet jakby w ogóle się nie przejął, ale po chwili jednak spoważniał.
- A wyglądam jakbym żartowała? - odpowiedziała pytaniem, na to jego durnowate pytanie, z nutką wyrzutu w głosie, podnosząc głowę i spoglądając na Stana. Kolejne słowa kompletnie zignorowała.
A kiedy do rozmowy znowu włączył się Gabriel, przewróciła oczami i znowu schowała twarz. Po chwili przyszło jej na myśl, że Stan powinien przecież znać Daviesa. Wszak ten był studentem aurorstwa, a Griffithsowi jako aurorowi na pewno zdarzało się pracować ze studentami. W każdym razie na razie nic się nie odzywała.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Pomimo całej powagi sytuacji, Stan cały czas siedział z jedną stopą zarzuconą na udo drugiej nogi i ze stoickim spokojem konsumował jabłko kawałek, po kawałku. Naburmuszony Gabriel od czasu do czasu warczał jak podjudzony pies, a Juliette wyglądała jakby chciała rozpłynąć się w powietrzu.
W salonie zapanowała błoga cisza. Griffiths przeskakiwał wzrokiem z brata na siostrę, jak podczas emocjonującego meczu tenisowego. Oblizał usta i wysunął palec wskazujący ręki, w której trzymał już ogryzek, pokazując kolejno na jedno i drugie.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka, a jego ojcem jest były chłopak Twojej byłej przyjaciółki?
Blondyn wywinął dolną wargę i uniósł obie brwi w górę.
- Nieźle - skwitował krótko i wstał z fotela. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i podszedł do okna. Przelotnym spojrzeniem objął widoczny z salonu fragment ogrodu.
- I jak się z tym czujesz?
Może i Stan wyglądał, jakby w ogóle nie wzruszyła go ta sytuacja, ale w środku aż się w nim zagotowało. Jego 21-letnia siostra była w ciąży z jakimś typkiem, którego nawet nie widział na oczy. Chociaż... to nie ma nic do rzeczy. Nawet gdyby był stałym gościem w ich domu za dobranie się do majtek Juliette dostałby po mordzie. Przecież to było jeszcze dziecko!
Auror wsparł się wreszcie o ścianę, odwracając przodem do swych rozmówców. Posłał bratu konspiracyjne spojrzenie mówiące "gnojek ma przerąbane", po czym przeciągnął się i podszedł do kanapy, opadając na miejsce obok siostry.
- Wow... skąd Ty wiesz skąd się biorą dzieci? - posłał młodej zadziorny uśmiech, po czym zmierzwił jej włosy i przyciągnął do siebie, przygożdżając w mocnym, braterskim uścisku.
- W jakąkolwiek histerię zdążył już wpaść Gabriel, damy radę.
Ostatnie słowa, wypowiedziane szeptem, miały trafić już jedynie do uszu Griffiths'ówny.
W salonie zapanowała błoga cisza. Griffiths przeskakiwał wzrokiem z brata na siostrę, jak podczas emocjonującego meczu tenisowego. Oblizał usta i wysunął palec wskazujący ręki, w której trzymał już ogryzek, pokazując kolejno na jedno i drugie.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka, a jego ojcem jest były chłopak Twojej byłej przyjaciółki?
Blondyn wywinął dolną wargę i uniósł obie brwi w górę.
- Nieźle - skwitował krótko i wstał z fotela. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i podszedł do okna. Przelotnym spojrzeniem objął widoczny z salonu fragment ogrodu.
- I jak się z tym czujesz?
Może i Stan wyglądał, jakby w ogóle nie wzruszyła go ta sytuacja, ale w środku aż się w nim zagotowało. Jego 21-letnia siostra była w ciąży z jakimś typkiem, którego nawet nie widział na oczy. Chociaż... to nie ma nic do rzeczy. Nawet gdyby był stałym gościem w ich domu za dobranie się do majtek Juliette dostałby po mordzie. Przecież to było jeszcze dziecko!
Auror wsparł się wreszcie o ścianę, odwracając przodem do swych rozmówców. Posłał bratu konspiracyjne spojrzenie mówiące "gnojek ma przerąbane", po czym przeciągnął się i podszedł do kanapy, opadając na miejsce obok siostry.
- Wow... skąd Ty wiesz skąd się biorą dzieci? - posłał młodej zadziorny uśmiech, po czym zmierzwił jej włosy i przyciągnął do siebie, przygożdżając w mocnym, braterskim uścisku.
- W jakąkolwiek histerię zdążył już wpaść Gabriel, damy radę.
Ostatnie słowa, wypowiedziane szeptem, miały trafić już jedynie do uszu Griffiths'ówny.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Ze Stanem też przeżywali zbyt wiele wzlotów i upadków, żeby nie wiedzieć, co się w nim dzieje. Przytaknął mu lekko głową, kiedy na niego spojrzał, nie reagując już uśmiechem na wygłupy brata. Nie ruszył się też ze swoich złożonych dłoni. Wyglądał przez moment niczym posąg, bo nic nie mówił i nie wykonywał żadnych zbędnych gestów. To był niesamowity traf, że jego młodszy brat pojawił się akurat wtedy, gdy tego potrzebowali. Juliette potrzebowała jako tą ostoję, która potrafi zachować się nietuzinkowo i pokrzepiająco względem sytuacji, a Gabrielowi jako ktoś, kto rozkojarzy młodą, a on będzie mógł się spokojnie denerwować. Przejmował się jak na tą informację zareagują rodzice. Z pewnością nikt nie pozwoli zrobić Julce krzywdy, ale czy nie będzie zmuszona wrócić do domu za parę miesięcy i wziąć urlop dziekański?
Na ostatnie pytanie Stana, mimowolnie uśmiechnął się blado i schował na moment twarz w dłoni, po czym przejechał nią sobie po blond czuprynie, zostawiając ją jeszcze w większym nieładzie, niż mu to pasowało.
- Chyba nie chcę tego wiedzieć.
Czarodziej wstał z miejsca, kiedy rodzeństwo się do siebie przytuliło i zaczęło między sobą szeptać. Sięgnął po swoją różdżkę i papierosy, które on i ojciec mieli właściwie w każdej szufladzie tego domu. Stanął przy oknie, wychodzącym na taras i uchylił je, tworząc lufcik. Zapalił peta i zaciągnął się solidnie, czując jak rozluźniają mu się nieznacznie mięśnie. W dalszym ciągu był jedynie w szarych dresach i podkoszulce do ćwiczeń. Nie czuł się w tym momencie zbyt komfortowo w tym stroju, bo chłodne powietrze docierało do jego pleców.
- Przede wszystkim musimy porozmawiać z tym chłopakiem... - zaczął ostrożnie, nie chcąc powiedzieć czegoś niewłaściwego. Zrobił krótką przerwę na ponowne zaciągnięcie się i wypuszczenie wiśniowego dymu. Jeżeli nie cygara to tylko smakowy tytoń.
- Skoro masz pierścionek na dłoni to powiedziałaś mu "tak". Czy w takim razie powinniśmy szykować się do wesela?
Na ostatnie pytanie Stana, mimowolnie uśmiechnął się blado i schował na moment twarz w dłoni, po czym przejechał nią sobie po blond czuprynie, zostawiając ją jeszcze w większym nieładzie, niż mu to pasowało.
- Chyba nie chcę tego wiedzieć.
Czarodziej wstał z miejsca, kiedy rodzeństwo się do siebie przytuliło i zaczęło między sobą szeptać. Sięgnął po swoją różdżkę i papierosy, które on i ojciec mieli właściwie w każdej szufladzie tego domu. Stanął przy oknie, wychodzącym na taras i uchylił je, tworząc lufcik. Zapalił peta i zaciągnął się solidnie, czując jak rozluźniają mu się nieznacznie mięśnie. W dalszym ciągu był jedynie w szarych dresach i podkoszulce do ćwiczeń. Nie czuł się w tym momencie zbyt komfortowo w tym stroju, bo chłodne powietrze docierało do jego pleców.
- Przede wszystkim musimy porozmawiać z tym chłopakiem... - zaczął ostrożnie, nie chcąc powiedzieć czegoś niewłaściwego. Zrobił krótką przerwę na ponowne zaciągnięcie się i wypuszczenie wiśniowego dymu. Jeżeli nie cygara to tylko smakowy tytoń.
- Skoro masz pierścionek na dłoni to powiedziałaś mu "tak". Czy w takim razie powinniśmy szykować się do wesela?
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
No cóż, mówiąc tak całkiem szczerze to początkowo, gdy przespała się a chłopakiem, miała pewne wyrzuty sumienia i wątpliwości. A potem... potem jakoś tak z dnia na dzień, odchodziły coraz dalej. No po prostu się dziewczyna zakochała, co zrobić? A gdy miała jakiś gorszy dzień, i nachodziły ją myśli o Anie, to starała się je odgonić jak najdalej.
Czyli chcesz mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka, a jego ojcem jest były chłopak Twojej byłej przyjaciółki? Nieźle
- Ja go kocham, noo - mruknęła i spojrzała z miną zbitego szczeniaczka na Stana. A na kolejne słowa, wzruszyła ramionami, jakby w ogóle ją to nie obeszło. Jednak tak wcale nie było, tak naprawdę wszystkie wątpliwości nagle ją tak przygniotły. Ale jednocześnie kochała Rossa, więc toczyła wewnętrzną walkę.
- Eeej! - jęknęła kiedy zadał jej kolejne pytanie. No czepiają się jej, a przecież ona już była dużą dziewczynką, haaalo panowie! Jeszcze tak na dodatek dźgnęła brata łokciem w bok, nie ma tak dobrze z nią, niech sobie nie myśli... Ale zaraz się do niego przytuliła, słysząc jego kolejne zdanie. A na jej buźce mimowolnie pojawił się delikatniutki uśmieszek. No bo on potrafił być taki kochany, jak chciał oczywiście.
Uniosła głowę na Gabriela, dopiero kiedy ten się ponownie odezwał. Wiedziała że za tymi spokojnymi słowami, stało coś jeszcze, coś dużo gorszego niż rozmowa. Bała się tego, co Gabriel i Stan razem wymyślą, naprawdę...
- Jasne, powinniście go poznać... wpadnie tutaj za kilka dni - powiedziała, ale w jej głosie nie było większego przekonania. A co do tej drugiej części zdania, to była ona wymyślona na szybko. Wiedziała że właśnie tego oczekują bracia, no więc niech tak będzie. Oczywiście nie rozmawiała nic na ten temat z Rossem, no ale chyba się spodziewał że będzie musiał się tutaj pojawić, prawda?
- Na to wygląda - mruknęła jeszcze, znów delikatnie unosząc ku górze kąciki ust. Tak właściwie, to ona nie miała zamiaru się spieszyć ze ślubem... Chociaż jeszcze nie miała okazji omówić wszystkiego z narzeczonym, to nie spodziewała się, żeby ślub miał być tak o, nagle, szybko, już. Przecież mają dużo czasu!
Czyli chcesz mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka, a jego ojcem jest były chłopak Twojej byłej przyjaciółki? Nieźle
- Ja go kocham, noo - mruknęła i spojrzała z miną zbitego szczeniaczka na Stana. A na kolejne słowa, wzruszyła ramionami, jakby w ogóle ją to nie obeszło. Jednak tak wcale nie było, tak naprawdę wszystkie wątpliwości nagle ją tak przygniotły. Ale jednocześnie kochała Rossa, więc toczyła wewnętrzną walkę.
- Eeej! - jęknęła kiedy zadał jej kolejne pytanie. No czepiają się jej, a przecież ona już była dużą dziewczynką, haaalo panowie! Jeszcze tak na dodatek dźgnęła brata łokciem w bok, nie ma tak dobrze z nią, niech sobie nie myśli... Ale zaraz się do niego przytuliła, słysząc jego kolejne zdanie. A na jej buźce mimowolnie pojawił się delikatniutki uśmieszek. No bo on potrafił być taki kochany, jak chciał oczywiście.
Uniosła głowę na Gabriela, dopiero kiedy ten się ponownie odezwał. Wiedziała że za tymi spokojnymi słowami, stało coś jeszcze, coś dużo gorszego niż rozmowa. Bała się tego, co Gabriel i Stan razem wymyślą, naprawdę...
- Jasne, powinniście go poznać... wpadnie tutaj za kilka dni - powiedziała, ale w jej głosie nie było większego przekonania. A co do tej drugiej części zdania, to była ona wymyślona na szybko. Wiedziała że właśnie tego oczekują bracia, no więc niech tak będzie. Oczywiście nie rozmawiała nic na ten temat z Rossem, no ale chyba się spodziewał że będzie musiał się tutaj pojawić, prawda?
- Na to wygląda - mruknęła jeszcze, znów delikatnie unosząc ku górze kąciki ust. Tak właściwie, to ona nie miała zamiaru się spieszyć ze ślubem... Chociaż jeszcze nie miała okazji omówić wszystkiego z narzeczonym, to nie spodziewała się, żeby ślub miał być tak o, nagle, szybko, już. Przecież mają dużo czasu!
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Średni Griffiths uśmiechnął się szeroko i znów potargał jasne, sięgające do ramiona pasma swej siostry.
- What is love, baby don't hurt me, don't hurt me, no more - zanucił, zwijając dłoń w pięść i przystawiając ją sobie do ust, co miało imitować mikrofon. Jego kariera nie trwała jednak zbyt długo. Bolesne dźgnięcie w żebra zmusiło go zaprzestania swego solowego występu.
- Ej, po prostu jestem ciekawy.
Gabriel skorzystał za to z okazji i przejął rolę poważnego ojca. Auror spojrzał na niego z ukosa i wywrócił oczami. Najstarszy Griffiths taki już jednak był - nadopiekuńczy. Co mu się zresztą dziwić: gdy tylko Stan z Juliette coś przeskrobali, a zdarzało się to kilka razy w tygodniu, to Gabriel zawsze musiał nasłuchać się od rodziców.
- Super! - przyklasnął ze sztucznym entuzjazmem - Najpierw pójdziemy razem na ryby, a później zrobimy grilla i wypijemy kilka piw.
A w międzyczasie przypadkiem postrzelę go z ojcowskiej wiatrówki, dodał już w myślach, co znacznie poszerzyło uśmiech na jego twarzy. Gabriel też raczej nie zamierzał wąchać z nim kwiatków na łące.
- Jak on się w ogóle nazywa?
Już Stan Griffiths dokładnie prześwietli go podczas najbliższej wizyty w Filii. Macie to jak w banku.
- What is love, baby don't hurt me, don't hurt me, no more - zanucił, zwijając dłoń w pięść i przystawiając ją sobie do ust, co miało imitować mikrofon. Jego kariera nie trwała jednak zbyt długo. Bolesne dźgnięcie w żebra zmusiło go zaprzestania swego solowego występu.
- Ej, po prostu jestem ciekawy.
Gabriel skorzystał za to z okazji i przejął rolę poważnego ojca. Auror spojrzał na niego z ukosa i wywrócił oczami. Najstarszy Griffiths taki już jednak był - nadopiekuńczy. Co mu się zresztą dziwić: gdy tylko Stan z Juliette coś przeskrobali, a zdarzało się to kilka razy w tygodniu, to Gabriel zawsze musiał nasłuchać się od rodziców.
- Super! - przyklasnął ze sztucznym entuzjazmem - Najpierw pójdziemy razem na ryby, a później zrobimy grilla i wypijemy kilka piw.
A w międzyczasie przypadkiem postrzelę go z ojcowskiej wiatrówki, dodał już w myślach, co znacznie poszerzyło uśmiech na jego twarzy. Gabriel też raczej nie zamierzał wąchać z nim kwiatków na łące.
- Jak on się w ogóle nazywa?
Już Stan Griffiths dokładnie prześwietli go podczas najbliższej wizyty w Filii. Macie to jak w banku.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały do góry, na kolejne ironiczne stwierdzenie brata. Tak, w tej kwestii się z nim zgadzał w 100%. Nie da się już "naprawić" ich pierwszego spotkania, bo takie się nie odbyło. A było już za późno, żeby zrobić na nich dobre wrażenie. Po prostu, przepadło. Jakimkolwiek by cudownym chłopcem się nie okazał.
Wypuścił kolejną smugę pachnącego dymu z ust.
- Ross Seth Davies - powiedział, chociaż chwilę temu też nie wiedział o kim mówi jego siostra. Teraz jednak poukładał to sobie wszystko w głowie i dopasował rodzeństwo ze szkoły do narzeczonego Julie.
- Student Aurorstwa, może kojarzysz. Jego najstarsza siostra jest bibliotekarką w Hogwartcie i wspomniała mi o nim z raz lub dwa - wyjaśnił szybko. Gregoriana mówiła nawet, że to duma rodziny. Ciekawe czy z nimi też podzielił się już wesołą nowiną...
Czarodziej wyrzucił wypalonego peta na taras i zamknął z powrotem drzwi. Przeszedł do części kuchennej, żeby wyciągnąć z tej samej szuflady, w której miał papierosy, gumę do żucia.
- Mercy się coś obija... - mruknął do siebie, będąc niemal pewnym, że stara charłaczka wróciła już do domu i podsłuchała ich rozmowy, dlatego się nie pojawiała.
Wypuścił kolejną smugę pachnącego dymu z ust.
- Ross Seth Davies - powiedział, chociaż chwilę temu też nie wiedział o kim mówi jego siostra. Teraz jednak poukładał to sobie wszystko w głowie i dopasował rodzeństwo ze szkoły do narzeczonego Julie.
- Student Aurorstwa, może kojarzysz. Jego najstarsza siostra jest bibliotekarką w Hogwartcie i wspomniała mi o nim z raz lub dwa - wyjaśnił szybko. Gregoriana mówiła nawet, że to duma rodziny. Ciekawe czy z nimi też podzielił się już wesołą nowiną...
Czarodziej wyrzucił wypalonego peta na taras i zamknął z powrotem drzwi. Przeszedł do części kuchennej, żeby wyciągnąć z tej samej szuflady, w której miał papierosy, gumę do żucia.
- Mercy się coś obija... - mruknął do siebie, będąc niemal pewnym, że stara charłaczka wróciła już do domu i podsłuchała ich rozmowy, dlatego się nie pojawiała.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Kiedy Stan ponownie rozczochrał ją, po czym zaszczycił ją czymś, co nazywał śpiewem, mimowolnie na jej buźce pojawił się uśmieszek. Zaraz potem jednak ten zniknął, a ona posłała bratu pobłażliwe spojrzenie. I chociaż początkowo chciała coś jeszcze powiedzieć, to jednak stwierdziła że nie będzie tego komentować.
A kiedy zareagował jakże entuzjastycznie na wizję spotkania z jej narzeczonym, spojrzała na niego z ukosa. Zaraz też przeniosła wzrok na starszego brata, żeby w ostateczności po przewróceniu młynka oczami, utkwić spojrzenie w sufit.
- Musicie się bardziej postarać, bo póki co słabo wam wychodzi udawanie że wcale nie macie ochoty udusić go gołymi rękami. - powiedziała dokładając do tego jeszcze ironiczny uśmieszek, wciąż wpatrując się w biały sufit.
Kiedy jednak Stan zadał kolejne pytanie, przeniosła na niego swoje błękitne tęczówki, z zamiarem odpowiedzenia. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo Gabriel wyrwał się z odpowiedzią.
A kiedy zareagował jakże entuzjastycznie na wizję spotkania z jej narzeczonym, spojrzała na niego z ukosa. Zaraz też przeniosła wzrok na starszego brata, żeby w ostateczności po przewróceniu młynka oczami, utkwić spojrzenie w sufit.
- Musicie się bardziej postarać, bo póki co słabo wam wychodzi udawanie że wcale nie macie ochoty udusić go gołymi rękami. - powiedziała dokładając do tego jeszcze ironiczny uśmieszek, wciąż wpatrując się w biały sufit.
Kiedy jednak Stan zadał kolejne pytanie, przeniosła na niego swoje błękitne tęczówki, z zamiarem odpowiedzenia. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo Gabriel wyrwał się z odpowiedzią.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Ross Seth Davies.
- Wysoki, ciemne włosy, tatuaż na ręce? - Griffithsowi nie raz nie dwa zdarzyło się sprawować pieczę nad szczeniakami. Grupa nie była zbyt liczna, więc i nie ciężko było po całym dniu spędzonym na tarzaniu się w błocie, spamiętać na raz wszystkie twarze. Na obecną chwilę Stan jednak nie mógł powiedzieć o nim niczego więcej.
- Julie, cukiereczku, co Ty opowiadasz za głupoty! Przecież nie jesteśmy potworami, prawda Gab? - aktorem to Stan był wyjątkowo kiepskim. Nawet nie wysilił się na to, by nieco zamaskować bijącą z jego słów ironię.
- Po prostu chcemy dla Ciebie jak najlepiej, a nie wydaje nam się, by ciąża i ślub w Twoim wieku były ucieleśnieniem marzeń, co mała? - blondyn zarzucił ramię na oparcie kanapy i rozsiadł się wygodnie.
- Wysoki, ciemne włosy, tatuaż na ręce? - Griffithsowi nie raz nie dwa zdarzyło się sprawować pieczę nad szczeniakami. Grupa nie była zbyt liczna, więc i nie ciężko było po całym dniu spędzonym na tarzaniu się w błocie, spamiętać na raz wszystkie twarze. Na obecną chwilę Stan jednak nie mógł powiedzieć o nim niczego więcej.
- Julie, cukiereczku, co Ty opowiadasz za głupoty! Przecież nie jesteśmy potworami, prawda Gab? - aktorem to Stan był wyjątkowo kiepskim. Nawet nie wysilił się na to, by nieco zamaskować bijącą z jego słów ironię.
- Po prostu chcemy dla Ciebie jak najlepiej, a nie wydaje nam się, by ciąża i ślub w Twoim wieku były ucieleśnieniem marzeń, co mała? - blondyn zarzucił ramię na oparcie kanapy i rozsiadł się wygodnie.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Skrzywił się mimowolnie. Tatuaż? Może jeszcze dowie się o jego przeszłości w kapeli rockowej i matce ćpunce? Westchnął ciężko, opierając się o blat. Mężczyzna przeżywał, że stoi w swojej staromodnej kuchni, już prawie od godziny, w dresie do ćwiczeń, więc można było sobie wyobrazić, co myślał o nastolatkach z dziurawymi spodniami na kolanach. No i te tatuaże... Parszywa moda.
Spojrzał na swoją siostrę, zastanawiając się przez moment, czy jej aby nie wpadło nic podobnie głupiego do głowy. Na szczęście dalej patrzył na blondynkę, wyróżniającą się urodą szlachcianki, a nie dziewczyny z naprzeciwka.
- Poza tym gołymi rękami? To takie nieestetyczne - mruknął, będąc szczerze zamyślonym, jakby kwestia wykwintnego morderstwa była w jego głowie.
Znowu westchnął, przeżuwając w tym samym czasie swoją gumę antynikotynową. Starał się ograniczać, ale nie da rady w tych warunkach. Nie było co już dobijać biednej dziewczyny, która pewnie wypłakała już niejedną łzę przez tą sytuację. Oczywistym było, że to nie był jej szczyt marzeń...
Tym razem to na brata spojrzał srogo, chcąc go tym przymknąć. Machnął brodą w kierunku Julie, która bezbronnie wpatrywała się w sufit, jakby było w nim coś ciekawego. Usiadł na oparciu kanapy, z drugiej strony dziewczyny i przełożył jej ramię, przytulając ją lekko do siebie.
- No już, nie ma co. Nie zabijemy go tak od razu, obiecuję - powiedział żartobliwie mierzwiąc jej lekko włosy. - A teraz zostawię Was na moment. Wezmę prysznic i przebiorę się w końcu, bo czuję się jak hipis. Zaraz wyślę do Was Mercy, przypilnujcie, żeby nie ubijała ziemniaków. Dalej dodaje do nich śmietany...
Cmoknął siostrę w głowę i mrugnął wesoło do Stana. Wstał i poszedł na górę do swojego pokoju.
Spojrzał na swoją siostrę, zastanawiając się przez moment, czy jej aby nie wpadło nic podobnie głupiego do głowy. Na szczęście dalej patrzył na blondynkę, wyróżniającą się urodą szlachcianki, a nie dziewczyny z naprzeciwka.
- Poza tym gołymi rękami? To takie nieestetyczne - mruknął, będąc szczerze zamyślonym, jakby kwestia wykwintnego morderstwa była w jego głowie.
Znowu westchnął, przeżuwając w tym samym czasie swoją gumę antynikotynową. Starał się ograniczać, ale nie da rady w tych warunkach. Nie było co już dobijać biednej dziewczyny, która pewnie wypłakała już niejedną łzę przez tą sytuację. Oczywistym było, że to nie był jej szczyt marzeń...
Tym razem to na brata spojrzał srogo, chcąc go tym przymknąć. Machnął brodą w kierunku Julie, która bezbronnie wpatrywała się w sufit, jakby było w nim coś ciekawego. Usiadł na oparciu kanapy, z drugiej strony dziewczyny i przełożył jej ramię, przytulając ją lekko do siebie.
- No już, nie ma co. Nie zabijemy go tak od razu, obiecuję - powiedział żartobliwie mierzwiąc jej lekko włosy. - A teraz zostawię Was na moment. Wezmę prysznic i przebiorę się w końcu, bo czuję się jak hipis. Zaraz wyślę do Was Mercy, przypilnujcie, żeby nie ubijała ziemniaków. Dalej dodaje do nich śmietany...
Cmoknął siostrę w głowę i mrugnął wesoło do Stana. Wstał i poszedł na górę do swojego pokoju.
Re: Salon/kuchnia/jadalnia
Pokiwała tylko głową na krótki opis, który padł z ust brata. Chyba jednak dobrze, że Jula nie patrzyła teraz na najstarszego z Gryffithsów... nie było przecież nic złego w jednym, niedużym tatuażu, nie róbmy z tego wielkiej afery.
Westchnęła głośno po raz kolejny, słysząc odpowiedź chłopaków. No tak, grunt to kochający bracia. Spuściła wzrok z sufitu dopiero kiedy Gabriel usiadł obok i przeniosła na niego spojrzenie. No co oni mieli z tym czochraniem jej włosów? Nie odpowiedziała nic, tylko uniosła brwi, na kolejne stwierdzenie Gabriela.
Tak od razu... ale mi pocieszenie
Natomiast kiedy znów wstał i skierował się w stronę schodów, odprowadziła go wzrokiem, żeby zaraz wrócić spojrzeniem na Stana. Wtuliła się jeszcze chwilę w niego, a po chwili odkleiła się i ona wstała z kanapy.
- Pójdę się położyć, zmęczona jestem - zwróciła się do brata, po czym skierowała się do swojego pokoju, z pomocą różdżki przenosząc tam jeszcze swoją torbę.
Westchnęła głośno po raz kolejny, słysząc odpowiedź chłopaków. No tak, grunt to kochający bracia. Spuściła wzrok z sufitu dopiero kiedy Gabriel usiadł obok i przeniosła na niego spojrzenie. No co oni mieli z tym czochraniem jej włosów? Nie odpowiedziała nic, tylko uniosła brwi, na kolejne stwierdzenie Gabriela.
Tak od razu... ale mi pocieszenie
Natomiast kiedy znów wstał i skierował się w stronę schodów, odprowadziła go wzrokiem, żeby zaraz wrócić spojrzeniem na Stana. Wtuliła się jeszcze chwilę w niego, a po chwili odkleiła się i ona wstała z kanapy.
- Pójdę się położyć, zmęczona jestem - zwróciła się do brata, po czym skierowała się do swojego pokoju, z pomocą różdżki przenosząc tam jeszcze swoją torbę.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Salon - kuchnia - jadalnia
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Salon połączony z kuchnią i jadalnią
» Salon i kuchnia połączona z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Dartford :: Dom Griffiths'ów
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach