Kuchnia i jadalnia
+6
Wyatt Walker
Fèlix Lemaire
Quinn Larivaara
Nora Vedran
Anthony Wilson
Hannah Wilson
10 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg :: Dom rodziny Wilson
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Kuchnia i jadalnia
First topic message reminder :
Kuchnia to kombinacja brązowych i białych mebli z odzysku. Jest niewielka, rogowa, zawsze pełna jedzenia i kwiatów przyniesionych z ogrodu.
Duża rodzina to duża jadalnia. To pomieszczenie trzy razy w ciągu dnia tętni życiem. Najwięcej miejsc zajął wielki stół z dziesięcioma krzesłami (ponieważ swojego czasu mieszkało tutaj aż dziewięć osób), który z łatwością pomieści dużą rodzinę i nawet gości.
Kuchnia to kombinacja brązowych i białych mebli z odzysku. Jest niewielka, rogowa, zawsze pełna jedzenia i kwiatów przyniesionych z ogrodu.
Duża rodzina to duża jadalnia. To pomieszczenie trzy razy w ciągu dnia tętni życiem. Najwięcej miejsc zajął wielki stół z dziesięcioma krzesłami (ponieważ swojego czasu mieszkało tutaj aż dziewięć osób), który z łatwością pomieści dużą rodzinę i nawet gości.
Re: Kuchnia i jadalnia
Przybycie Hanki i Aarona zbytnio nie obeszło chłopaka.
- Hej, hej, nie rozpędzaj się tak koleżanko! - warknął do Ady, gdy ta niebezpiecznie zbliżyła się do Wyatta. Niestety stracił czujność słysząc słowa Ady.
- Wystarczająco zniszczyłaś mi te kilka lat w Beauxbatons, naprawdę mało Ci? Mogłabyś darować chociaż jemu - warknął w odpowiedzi, cały czas po Francusku.
Słysząc Hankę, prychnął tylko patrząc na nią jak na idiotkę.
- Ależ oczywiście, nikt się nie dowie, no może poza całą szkołą, mam racje Ada? - mówił, a ton jego głosu przesiąknięty był sarkazmem. Bo on już wiedział co się szykuje. Ale nie martwił się o siebie, on już raz to przeszedł, no i da radę następny raz. Martwił się raczej o Wyatta. Nawet wolał sobie nie wyobrażać jak on to przeżyje... No właśnie, w tym momencie znowu stracił czujność i po raz kolejny w jego obecności Wyatt dostał po buźce. Gdy chwiciła nóż, miarka się przebrała. Korzystając z okazji że ślizgonka skupiła swoją uwagę na Walkerze, o doskoczył do nich i zabrał jej 'błyskotkę'. Rzucił nóż do zlewu i podszedł do dziewczyny tak, że stał teraz twarzą, w twarz.
- Jeszcze raz podniesiesz rękę na Wyatta, naprawdę szczerze tego pożałujesz. Nie żartuje! - nikt nie mógł oczyście zrozumieć jego słów, ale na pewno spodziewali się że rozmowa ta nie dąży do niczego dobrego. I nie świadczył o tym tylko ton chłopaka, ale także m.in zaciśnięte pięści. Naprawdę przez chwilę miał ochotę jej przyłożyć. Ale oczywiście tego nie zrobił, bo miał swoje zasady i nie bił dziewczyn. Jednak kiedy będzie trzeba załatwi to w inny sposób.
- Hej, hej, nie rozpędzaj się tak koleżanko! - warknął do Ady, gdy ta niebezpiecznie zbliżyła się do Wyatta. Niestety stracił czujność słysząc słowa Ady.
- Wystarczająco zniszczyłaś mi te kilka lat w Beauxbatons, naprawdę mało Ci? Mogłabyś darować chociaż jemu - warknął w odpowiedzi, cały czas po Francusku.
Słysząc Hankę, prychnął tylko patrząc na nią jak na idiotkę.
- Ależ oczywiście, nikt się nie dowie, no może poza całą szkołą, mam racje Ada? - mówił, a ton jego głosu przesiąknięty był sarkazmem. Bo on już wiedział co się szykuje. Ale nie martwił się o siebie, on już raz to przeszedł, no i da radę następny raz. Martwił się raczej o Wyatta. Nawet wolał sobie nie wyobrażać jak on to przeżyje... No właśnie, w tym momencie znowu stracił czujność i po raz kolejny w jego obecności Wyatt dostał po buźce. Gdy chwiciła nóż, miarka się przebrała. Korzystając z okazji że ślizgonka skupiła swoją uwagę na Walkerze, o doskoczył do nich i zabrał jej 'błyskotkę'. Rzucił nóż do zlewu i podszedł do dziewczyny tak, że stał teraz twarzą, w twarz.
- Jeszcze raz podniesiesz rękę na Wyatta, naprawdę szczerze tego pożałujesz. Nie żartuje! - nikt nie mógł oczyście zrozumieć jego słów, ale na pewno spodziewali się że rozmowa ta nie dąży do niczego dobrego. I nie świadczył o tym tylko ton chłopaka, ale także m.in zaciśnięte pięści. Naprawdę przez chwilę miał ochotę jej przyłożyć. Ale oczywiście tego nie zrobił, bo miał swoje zasady i nie bił dziewczyn. Jednak kiedy będzie trzeba załatwi to w inny sposób.
Re: Kuchnia i jadalnia
Chyba dokładnie w tym momencie Hannah odkryła prawdziwe oblicze Adrienne Matluck i zdecydowanie owe nie przypadło Puchonce do gustu. Ślizgonka widocznie miała inne plany co do tajemnicy Wyatta i Felixa niż cała reszta, bo sarkastycznie wyśmiała się Wilsonównie w twarz wytykając jej jednocześnie to, jak bardzo jest naiwna jeśli myśli że siostra jej chłopaka będzie trzymała język za zębami. W jednej chwili okazało się, że Matluckówna jest wredną i nieodpowiedzialną gówniarą, która ma problemy w radzeniu sobie z agresją i jest przepełniona chęcią niszczenia życia innym. Jak mogła tego nie zauważyć?
- Co to znaczy NIE? - zapytała z niedowierzaniem. Wtedy błysnęło ostrze noża nad twarzą Wyatta. Szum, tłok, zamieszanie.. nóż wylądował w zlewie, Adrienne uderzyła Wyatta, ten krzyknął że sukę zabije, a Felix nawijał po francusku. Aaron z kolei popijał sobie kawkę.
Gdy Walker wybiegł z kuchni, a Hannah została pchnięta na ścianę, przez długą chwilę obserwowała sytuację, która rozgrywała się teraz między Puchonem a główną kierowniczką zamieszania. Gdyby istniał termometr, który jest w stanie zmierzyć poziom wściekłości dziewczyny, to jego skala właśnie teraz by pękła i obryzgała wszystkich rtęcią.
- Słuchaj, Ada - zaczęła, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętym palcem w jej stronę. Wyatt był jej wrażliwym przyjacielem i ona też musiała go bronić! - Jeśli ktokolwiek usłyszy o tym, co wydarzyło się w tej kuchni, cała szkoła dowie się o tym jak McMillan obmacywał Cię i bóg wie co jeszcze, podczas przerwy wiosennej w MOIM domu. Ten degenerat pewnie nam przyklaśnie, bo zbyt bystry nie jest, a jeśli zaprzeczysz, to kto Ci uwierzy? Jeśli nie chcesz dostać odpowiedniej łatki na samym starcie, to lepiej się zastanów co i komu powiesz po powrocie do szkoły - powiedziała, żałując, że Aaron musiał to oglądać. Z Gryfonem porozmawia później, a tymczaasem musiała pójść za Wyattem.
Opuściła kuchnię, nie odzywając się już ani słowem do nikogo.
- Co to znaczy NIE? - zapytała z niedowierzaniem. Wtedy błysnęło ostrze noża nad twarzą Wyatta. Szum, tłok, zamieszanie.. nóż wylądował w zlewie, Adrienne uderzyła Wyatta, ten krzyknął że sukę zabije, a Felix nawijał po francusku. Aaron z kolei popijał sobie kawkę.
Gdy Walker wybiegł z kuchni, a Hannah została pchnięta na ścianę, przez długą chwilę obserwowała sytuację, która rozgrywała się teraz między Puchonem a główną kierowniczką zamieszania. Gdyby istniał termometr, który jest w stanie zmierzyć poziom wściekłości dziewczyny, to jego skala właśnie teraz by pękła i obryzgała wszystkich rtęcią.
- Słuchaj, Ada - zaczęła, podchodząc do dziewczyny z wyciągniętym palcem w jej stronę. Wyatt był jej wrażliwym przyjacielem i ona też musiała go bronić! - Jeśli ktokolwiek usłyszy o tym, co wydarzyło się w tej kuchni, cała szkoła dowie się o tym jak McMillan obmacywał Cię i bóg wie co jeszcze, podczas przerwy wiosennej w MOIM domu. Ten degenerat pewnie nam przyklaśnie, bo zbyt bystry nie jest, a jeśli zaprzeczysz, to kto Ci uwierzy? Jeśli nie chcesz dostać odpowiedniej łatki na samym starcie, to lepiej się zastanów co i komu powiesz po powrocie do szkoły - powiedziała, żałując, że Aaron musiał to oglądać. Z Gryfonem porozmawia później, a tymczaasem musiała pójść za Wyattem.
Opuściła kuchnię, nie odzywając się już ani słowem do nikogo.
Re: Kuchnia i jadalnia
Jak zwykle nie można się było w tym domu nudzić podczas spędu takiej ilości osób, które zagościły w tych progach. Matluck postanowił wyłączyć się z całej tej dyskusji i odwrócił wzrok spoglądając za okno by nieco się wyciszyć. Odzyskał świadomość dopiero gdy usłyszał latające przedmioty i większą ilość krzyków, a po chwili Wyatt dostał w twarz od jego siostry. Widząc to chłopak prawie zachłysnął się kawą. Nie minęło długo nim Puchon opuścił pomieszczenie, a za nim podążyła rudowłosa. Rozumiał czemu musiała to zrobić więc nie miał zamiaru jej zatrzymywać. I tak niedługo zobaczą się w szkole, a z tego co pamiętał niedługo niestety miał nadejść czas powrotu do szkoły i podróży do Londynu by wyrobić się na pociąg. Musi się kiedyś koniecznie przekonać do teleportacji.
- Ładny pokazik.
Powiedział zsuwając się z blatu odstawiając kubek z wypitą kawą w zlewie. Przeciągnął się leniwie przyglądając się jego siostrze, ktora w najlepsze zajadała się jabłkiem. Podszedł do niej bliżej by na chwilę wykluczyć Felixa z rozmowy.
- I brawa za cios. Ode mnie też zarobił.
Uśmiechnął się lekko klepiąc Adrienne po ramieniu. Nie było mu w tym momencie szkoda Wyatta chociaż wiedział, że odbije się to na nim jeszcze bardziej, ale rozmowa z młodszą Matluck w tym momencie nie miała sensu. Była nabuzowana i i tak sądziła, że wie lepiej.
- Widzimy się w szkole misie. Nie pozabijajcie się.
Machnął obojgu na pożegnanie. Wrócił na piętro po swoje rzeczy, spakował się zaraz po szybkim umyciu się i opuścił domostwo Wilsonów. Długa podróż przed nim.
- Ładny pokazik.
Powiedział zsuwając się z blatu odstawiając kubek z wypitą kawą w zlewie. Przeciągnął się leniwie przyglądając się jego siostrze, ktora w najlepsze zajadała się jabłkiem. Podszedł do niej bliżej by na chwilę wykluczyć Felixa z rozmowy.
- I brawa za cios. Ode mnie też zarobił.
Uśmiechnął się lekko klepiąc Adrienne po ramieniu. Nie było mu w tym momencie szkoda Wyatta chociaż wiedział, że odbije się to na nim jeszcze bardziej, ale rozmowa z młodszą Matluck w tym momencie nie miała sensu. Była nabuzowana i i tak sądziła, że wie lepiej.
- Widzimy się w szkole misie. Nie pozabijajcie się.
Machnął obojgu na pożegnanie. Wrócił na piętro po swoje rzeczy, spakował się zaraz po szybkim umyciu się i opuścił domostwo Wilsonów. Długa podróż przed nim.
Re: Kuchnia i jadalnia
Zbliżający się deszcz zagonił Charlesa do domu razem z mało pasjonującą lekturą podręcznika od eliksirów. Nie od dziś wiadomo, że ten rudy kujon wykorzystywał przerwę od szkoły, żeby uczyć się jeszcze więcej niż zwykle. W te wakacje nie było inaczej. Odkąd Shay wyjechała na spotkanie Christine ten wyświechtany podręcznik praktycznie stał się jego nieodzownym atrybutem. Młody Wilson już czuł presję zbliżających się owutemów, a największą presję czuł na eliksiry odkąd stara Scott stwierdziła, że każdy Wilson to kiedyś zdawał. Nie mógł więc być gorszy, prawda? Zwłaszcza, że jego siostra była królową kociołka. Początkowo planował zaszycie się w swoim pokoju, ale jego brzuch domagał się posiłku. Dlatego ruszył do kuchni ignorując uparcie stertę naczyń stojących w zlewie, a książka wylądowała na brudnym po śniadaniu blacie stołu.
- Niech ktoś tu posprząta, na Merlina. - wymamrotał sięgając po swój ulubiony kubek, który nie wyróżniał się niczym od innych kubków- tylko czystością. I chyba w przeciwieństwie do innych kubków nie miał bliskiej styczności z podłogą, bo nie widać było na nim śladu sklejenia niedbałym zaklęciem. Nastawił ostrożnie wodę na herbatę i wrzucił torebkę od razu zasypując ją sporą ilością cukru. Jego spojrzenie padło przy okazji na słoik ze słodkościami. Rozejrzał się najpierw czy nikt nie patrzy, zanim ściągnął słoik z półki i go otworzył. Zielone tęczówki zabłyszczały na widok lukrecjowych gryzków, a on sam od razu zanurkował dłonią do środka. I tu był błąd. Jak szybko wkładał rękę do środka tak szybciej ją wyciągał mamrocząc przy tym wszystkie niecenzuralne słowa w języku rosyjskim które wpadły mu do głowy. Z dłonią w którą wbiły się niewielkie ząbki gryzków podbiegł do zlewu i drugą dłonią nerwowo zaczął odkręcać kurki. Słodycze po spotkaniu z bezbarwną cieczą z głuchym odgłosem wylądowały na stercie naczyń, a Charlie jęknął z ulgą.
- Nawet normalnych słodyczy już nie ma. - rzucił jeszcze zrzędliwym tonem podczas gdy czajnik głośnym piskiem informował wszystkich wszem i wobec, że woda osiągnęła pożądaną temperaturę.
- Niech ktoś tu posprząta, na Merlina. - wymamrotał sięgając po swój ulubiony kubek, który nie wyróżniał się niczym od innych kubków- tylko czystością. I chyba w przeciwieństwie do innych kubków nie miał bliskiej styczności z podłogą, bo nie widać było na nim śladu sklejenia niedbałym zaklęciem. Nastawił ostrożnie wodę na herbatę i wrzucił torebkę od razu zasypując ją sporą ilością cukru. Jego spojrzenie padło przy okazji na słoik ze słodkościami. Rozejrzał się najpierw czy nikt nie patrzy, zanim ściągnął słoik z półki i go otworzył. Zielone tęczówki zabłyszczały na widok lukrecjowych gryzków, a on sam od razu zanurkował dłonią do środka. I tu był błąd. Jak szybko wkładał rękę do środka tak szybciej ją wyciągał mamrocząc przy tym wszystkie niecenzuralne słowa w języku rosyjskim które wpadły mu do głowy. Z dłonią w którą wbiły się niewielkie ząbki gryzków podbiegł do zlewu i drugą dłonią nerwowo zaczął odkręcać kurki. Słodycze po spotkaniu z bezbarwną cieczą z głuchym odgłosem wylądowały na stercie naczyń, a Charlie jęknął z ulgą.
- Nawet normalnych słodyczy już nie ma. - rzucił jeszcze zrzędliwym tonem podczas gdy czajnik głośnym piskiem informował wszystkich wszem i wobec, że woda osiągnęła pożądaną temperaturę.
Re: Kuchnia i jadalnia
Hannah spała tego dnia do południa, bo nadal trzymały ją emocje po mistrzostwach świata w quidditchu i nie mogła zasnąć do rana. Nory także nie widziała jeszcze na nogach, więc uznała, że przyjaciółka też pewnie jeszcze śpi, okupując - tradycyjnie - pokój po Anthonym. Gdy już wstała, ogarnęła się szybko, włosy związując w kucyk, narzucając na siebie krótkie spodenki i kwiatową bluzkę. Przejście z jej pokoju na parterze do kuchni zajęło jej całe dwie sekundy.
- Francja jest zarąbista. Zupełnie fajniejsza niż ostatnim razem kiedy byliśmy u ciotki Boltonowej - zaczęła jak nakręcona, widząc Czarusia urzędującego w kuchni. Wyglądała jakby była na jakimś dopalaczu, ale to wszystko było winą wydarzeń ostatnich dni! Minęła szybko brata, uprzedzając go i zabierając czajnik z pieca. Zalała herbatę w jego ulubionym kubku, a potem wzięła się za szybkie ogarnianie tego miejsca. Dopiero co wróciła, a już musiała po nich sprzątać!
- Miałam świetne wakacje, dostałam się na studia i już niedługo wyprowadzę się z tego miejsca i wreszcie przestanę po was sprzątać, gotować wam i prać wasze brudne szmaty. - Zaczęła wyliczać, szybko uwijając się z okruchami, talerzami i oblepionymi od tłustych palców szklankami. - Moje życie będzie pretty amazing.
Westchnęła z zadowoleniem, przystając na moment nad brudnymi naczyniami. Dopiero wtedy miała okazję dokładnie przyjrzeć się swojemu bratu, który przed chwilą walczył jeszcze z gryzkiem lukrecjowym.
- Pójdę do pracy, wszystko załatwię i za rok będziesz mógł do mnie dołączyć.
- Francja jest zarąbista. Zupełnie fajniejsza niż ostatnim razem kiedy byliśmy u ciotki Boltonowej - zaczęła jak nakręcona, widząc Czarusia urzędującego w kuchni. Wyglądała jakby była na jakimś dopalaczu, ale to wszystko było winą wydarzeń ostatnich dni! Minęła szybko brata, uprzedzając go i zabierając czajnik z pieca. Zalała herbatę w jego ulubionym kubku, a potem wzięła się za szybkie ogarnianie tego miejsca. Dopiero co wróciła, a już musiała po nich sprzątać!
- Miałam świetne wakacje, dostałam się na studia i już niedługo wyprowadzę się z tego miejsca i wreszcie przestanę po was sprzątać, gotować wam i prać wasze brudne szmaty. - Zaczęła wyliczać, szybko uwijając się z okruchami, talerzami i oblepionymi od tłustych palców szklankami. - Moje życie będzie pretty amazing.
Westchnęła z zadowoleniem, przystając na moment nad brudnymi naczyniami. Dopiero wtedy miała okazję dokładnie przyjrzeć się swojemu bratu, który przed chwilą walczył jeszcze z gryzkiem lukrecjowym.
- Pójdę do pracy, wszystko załatwię i za rok będziesz mógł do mnie dołączyć.
Re: Kuchnia i jadalnia
Mistrzostwa? Kto by sobie zawracał nimi głowę dłużej niż konieczne! Wilson nie zainwestował pieniędzy w bilety, bowiem wolał zadowolić się relacją w Proroku. Widział na zdjęciach jak zbudowane są te stadiony do Quidditcha i na samą myśl o wejściu na górę, do najtańszych miejscówek chwytały go mdłości. Nie, ten sport nie był dla niego i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział jednak, że reszta jego rodzeństwa wydała właśnie na to swoje oszczędności. Widząc teraz Hankę wchodzącą do kuchni jakby dopiero co opuściła bezpieczną przestrzeń swojego łóżka przypomniał sobie o tym ważnym dla większości czarodziejskiej społeczności wydarzeniu.
- Dobrze, że wróciłaś. Karmią mnie tylko i wyłącznie psią karmą. - stwierdził z ulgą w międzyczasie sprawdzając czucie w palcach które przed sekundą zaatakowały gryzki. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być pod kontrolą. Zanim jednak zdecydował się ściągnąć czajnik z palnika Han zrobiła to za niego. Uśmiechnął się szeroko i oparł biodrem o zlew obserwując ją uważnie. Musiał jednak zaraz się przesunąć, bo objęła stanowisko przy wypełnionym naczyniami zlewie. Skrzyżował ręce na piersi przyodzianej w sprany T-shirt Jęczących Wiedźm i z jawnym rozbawieniem obserwował jak walczy z okruchami.
- Wzruszająca przemowa, ale czemu nie skorzystasz z różdżki? Ręcznie pozmywać to ja też mogę. - stwierdził biorąc swój kubeczek i odstawiając go na stół. Zabrał jeszcze łyżeczkę i zamieszał wyciągając przy okazji woreczek i rzucił trafiając prosto do kosza.
- Gratuluję studiów. - dodał jeszcze patrząc na jej piegowate oblicze. Miło było znów ją widzieć. Miło, że miała udane wakacje. On w sumie też nie narzekał. Dotychczas towarzystwa dotrzymywała mu panna Hasting, a od jakiegoś czasu podręcznik który leżał przed nim.
- Nie ogarniam eliksirów. - przyznał przecierając zmęczoną twarz dłonią i zaraz też oparł brodę o tą dłoń. Dlaczego nie był takim geniuszem w tej dziedzinie jak Hannah? Pewnie dlatego, że był młodym geniuszem w innych dziedzinach.
- Dobrze, że wróciłaś. Karmią mnie tylko i wyłącznie psią karmą. - stwierdził z ulgą w międzyczasie sprawdzając czucie w palcach które przed sekundą zaatakowały gryzki. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być pod kontrolą. Zanim jednak zdecydował się ściągnąć czajnik z palnika Han zrobiła to za niego. Uśmiechnął się szeroko i oparł biodrem o zlew obserwując ją uważnie. Musiał jednak zaraz się przesunąć, bo objęła stanowisko przy wypełnionym naczyniami zlewie. Skrzyżował ręce na piersi przyodzianej w sprany T-shirt Jęczących Wiedźm i z jawnym rozbawieniem obserwował jak walczy z okruchami.
- Wzruszająca przemowa, ale czemu nie skorzystasz z różdżki? Ręcznie pozmywać to ja też mogę. - stwierdził biorąc swój kubeczek i odstawiając go na stół. Zabrał jeszcze łyżeczkę i zamieszał wyciągając przy okazji woreczek i rzucił trafiając prosto do kosza.
- Gratuluję studiów. - dodał jeszcze patrząc na jej piegowate oblicze. Miło było znów ją widzieć. Miło, że miała udane wakacje. On w sumie też nie narzekał. Dotychczas towarzystwa dotrzymywała mu panna Hasting, a od jakiegoś czasu podręcznik który leżał przed nim.
- Nie ogarniam eliksirów. - przyznał przecierając zmęczoną twarz dłonią i zaraz też oparł brodę o tą dłoń. Dlaczego nie był takim geniuszem w tej dziedzinie jak Hannah? Pewnie dlatego, że był młodym geniuszem w innych dziedzinach.
Re: Kuchnia i jadalnia
Charles jako jedyny z rodzeństwa nie zjawił się na mistrzostwach świata, Leslie i Flora towarzyszyły jej w tym wydarzeniu z największą ochotą. No i był jeszcze Anthony, ale on był jakby poza kategorią w tym momencie. Gdy usłyszała o psiej karmie, spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Mam nadzieję, że to żart - odparła krótko, celując różdżką w stos brudnych naczyń, które zgromadziła już w zlewie. Kilka machnięć i niezrozumiałych zaklęć, a naczynia zaczęły zmywać się same. Inne brudne naczynia pozostawione gdzieś dalej za to lewitowały już w stronę zlewu. - Uwaga na głowę, patelnia jest już stara i wredna - powiedziała, uchylając się przed patelnią, na której ktoś usmażył sobie jajecznicę, a potem zjadł ją prosto z niej, aż wreszcie zostawił w salonie. Leslie.
- Zrobię dzisiaj wielki, dobry obiad. Co tylko sobie zażyczysz - rzekła, klepiąc go po ramieniu. Naprawdę zaczynała się martwić kto będzie ich niańczył kiedy się wyprowadzi. W szkole niańczyły ich skrzaty, ale do powrotu do Hogwartu został jeszcze miesiąc wakacji. Oczyma wyobraźni już widziała jak trójka rudzielców wprowadza się wraz z nią i Aaronem do nowego domu. Potrząsnęła szybko głową, odpychając od siebie natrętne wizje.
Spojrzała na podręcznik do eliksirów, który kiedyś należał do niej. Wszystkie podręczniki przechodziły od niej na młodsze rodzeństwo. Na niektórych stronnicach nadal dostrzegała swoje odręczne notatki.
- Wszyscy wiedzą, że to ja jestem dzieckiem naszych rodziców, ty się widocznie wlęgłeś w kogoś innego - odparła beztrosko, wzruszając ramionami. To prawda, że eliksiry nie miały przed nią tajemnic, ale za to nie mogła pochwalić się tak dużą wiedzą na temat transmutacji jak Charles. - Poduczę Cię nim wrócisz do szkoły, pokażę Ci parę sztuczek i przetrwasz z nimi ostatnią klasę. Odwiedzisz mnie w nowym domu jak już zabiorę całe swoje graciarstwo i coś uwarzymy.
Nie była pewna czy Charles wie o nowym domu, czy sądził do tej pory, że jego starsza siostra zamieszka w akademiku. Nie wiedziała czy wuj Andrew był na tyle zżyty z jej bratem, żeby mówić mu o wszystkim. A wracając do wuja Andrewa, nie widziała go już jakiś czas. Ostatni raz jeszcze w Hogwarcie.
- Mam nadzieję, że to żart - odparła krótko, celując różdżką w stos brudnych naczyń, które zgromadziła już w zlewie. Kilka machnięć i niezrozumiałych zaklęć, a naczynia zaczęły zmywać się same. Inne brudne naczynia pozostawione gdzieś dalej za to lewitowały już w stronę zlewu. - Uwaga na głowę, patelnia jest już stara i wredna - powiedziała, uchylając się przed patelnią, na której ktoś usmażył sobie jajecznicę, a potem zjadł ją prosto z niej, aż wreszcie zostawił w salonie. Leslie.
- Zrobię dzisiaj wielki, dobry obiad. Co tylko sobie zażyczysz - rzekła, klepiąc go po ramieniu. Naprawdę zaczynała się martwić kto będzie ich niańczył kiedy się wyprowadzi. W szkole niańczyły ich skrzaty, ale do powrotu do Hogwartu został jeszcze miesiąc wakacji. Oczyma wyobraźni już widziała jak trójka rudzielców wprowadza się wraz z nią i Aaronem do nowego domu. Potrząsnęła szybko głową, odpychając od siebie natrętne wizje.
Spojrzała na podręcznik do eliksirów, który kiedyś należał do niej. Wszystkie podręczniki przechodziły od niej na młodsze rodzeństwo. Na niektórych stronnicach nadal dostrzegała swoje odręczne notatki.
- Wszyscy wiedzą, że to ja jestem dzieckiem naszych rodziców, ty się widocznie wlęgłeś w kogoś innego - odparła beztrosko, wzruszając ramionami. To prawda, że eliksiry nie miały przed nią tajemnic, ale za to nie mogła pochwalić się tak dużą wiedzą na temat transmutacji jak Charles. - Poduczę Cię nim wrócisz do szkoły, pokażę Ci parę sztuczek i przetrwasz z nimi ostatnią klasę. Odwiedzisz mnie w nowym domu jak już zabiorę całe swoje graciarstwo i coś uwarzymy.
Nie była pewna czy Charles wie o nowym domu, czy sądził do tej pory, że jego starsza siostra zamieszka w akademiku. Nie wiedziała czy wuj Andrew był na tyle zżyty z jej bratem, żeby mówić mu o wszystkim. A wracając do wuja Andrewa, nie widziała go już jakiś czas. Ostatni raz jeszcze w Hogwarcie.
Re: Kuchnia i jadalnia
Gdy tylko Hannah zajrzy pod zlew i do lodówki upewni się jedynie w tym, że to nie żart. Leslie sprowadziła z mugolskiego supermarketu wszystko do pielęgnacji czworonogów i pod nieobecność Hannah sprawdzała na nim efekty działania różnych karm, podczas gdy Flora zniszczyła dwa grzebienie wyczesując jego futro. Pokręcił przecząco głową, bo prawdę mówiąc sam był sobie winien informując siostry, że jak zje jako pies to nie będzie chodzić głodny jako człowiek. Obie wykorzystały to jako pretekst do nie gotowania dla kogokolwiek innego oprócz siebie. Wuj zbyt pochłonięty swoimi sprawami i uczniami którzy co chwila pojawiali się błagając o list polecający nawet nie zauważył, że jego bratanek częściej plącze się pod nogami jako pies niż wyrośnięty rudy chłopiec. Rzeczy zmieniły się na chwilę podczas wizyty Shay. Wtedy razem chodzili do naleśnikarni, przez co wakacyjny budżet Gryfona drastycznie zmalał. Uchylił się przed patelnią w ostatniej chwili i uśmiechnął szeroko na propozycję normalnego posiłku.
- Chcę gołąbki z ziemniakami i dobrą sałatką. Może się jakoś przyjmie po mielonce kurczaka i wieprzowiny. - odpowiedział szybko zanim siostra zdążyłaby zmienić zdanie. Musi nauczyć się gotować. Sam dla siebie. To, że miał dziewczynę nie stanowiło jednoznacznie, że nie skończy jako stary kawaler. Wuj Andrew też pewnie miał dziewczyny w jego wieku, a jak skończył? Z bandą irytujących bachorów swojego brata- szczerze mu tego współczuł.
- Nie wiem czy to coś zmie... Zaraz. Nowy dom? Wyprowadzasz się? Zostawisz mnie tu z nimi? - jego oczy zrobiły się duże, naprawdę duże i teraz z pewnością były tak duże jak u domowych skrzatów, albo i większe. Pod pojęciem "nimi" miał na myśli Leslie która go biła oraz Florę która go katowała w imię miłości do zwierząt i w zemście za brata i rzeczonego brata, gdyby zdecydował się na powrót do rodzinnego gniazdka. Tak naprawdę Charles dobrze dogadywał się z Hannah i tylko Hannah resztę względnie tolerując w imię podobnych genów.
- Mniejsza. Chciałem zdawać eliksiry na owutemach, żeby mieć komplet zaliczeń. Uczeń Roku do czegoś zobowiązuje. - przyznał otwarcie upijając łyk herbaty. Hannah się wyprowadza. Do domu. Nie do akademika. Do domu. Niby za rok zrobi to samo, ale to jednak dość duża wiadomość jak na wtorkowe popołudnie.
- Chcę gołąbki z ziemniakami i dobrą sałatką. Może się jakoś przyjmie po mielonce kurczaka i wieprzowiny. - odpowiedział szybko zanim siostra zdążyłaby zmienić zdanie. Musi nauczyć się gotować. Sam dla siebie. To, że miał dziewczynę nie stanowiło jednoznacznie, że nie skończy jako stary kawaler. Wuj Andrew też pewnie miał dziewczyny w jego wieku, a jak skończył? Z bandą irytujących bachorów swojego brata- szczerze mu tego współczuł.
- Nie wiem czy to coś zmie... Zaraz. Nowy dom? Wyprowadzasz się? Zostawisz mnie tu z nimi? - jego oczy zrobiły się duże, naprawdę duże i teraz z pewnością były tak duże jak u domowych skrzatów, albo i większe. Pod pojęciem "nimi" miał na myśli Leslie która go biła oraz Florę która go katowała w imię miłości do zwierząt i w zemście za brata i rzeczonego brata, gdyby zdecydował się na powrót do rodzinnego gniazdka. Tak naprawdę Charles dobrze dogadywał się z Hannah i tylko Hannah resztę względnie tolerując w imię podobnych genów.
- Mniejsza. Chciałem zdawać eliksiry na owutemach, żeby mieć komplet zaliczeń. Uczeń Roku do czegoś zobowiązuje. - przyznał otwarcie upijając łyk herbaty. Hannah się wyprowadza. Do domu. Nie do akademika. Do domu. Niby za rok zrobi to samo, ale to jednak dość duża wiadomość jak na wtorkowe popołudnie.
Re: Kuchnia i jadalnia
Hanka naprawdę była w stanie uwierzyć w te wszystkie rzeczy. Ta rodzina nigdy nie była do końca normalna i naprawdę niewiele rzeczy, które robili, było w stanie ją zdziwić. Jakoś z łatwością wyobrażała sobie brata wpieprzającego psią karmę. Chociaż nie, była taka rzecz - na pewno zdziwiłby ją fakt, że ich wuj obsypywał listami polecającymi Greengrassa i jego narzeczoną, Cassidy. O ile do tej drugiej nie miała naprawdę nic, to co do Williama zgadzali się z Aaronem po całości.
- Nie ma problemu! - Odparła z kciukiem uniesionym ku górze, obserwując jak żółta gąbka zmywa brud z naczyń nad zlewem. - Po mielonce z...? Matko, zaraz się porzygam. A jadałam gorsze rzeczy w lesie - powiedziała, z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Oni naprawdę bez niej zginą! Jak mogła ich tutaj zostawić? Musi to jeszcze raz wszystko poważnie rozważyć i znaleźć rozwiązanie na najbliższy miesiąc. Cieszyła się, że wreszcie będzie miała spokój od nich i ich syfu, ale teraz zdawała sobie sprawę, że zostawiłaby ich wszystkich na pastwę losu, a przynajmniej jeśli chodzi o gotowanie. Uśmiechnęła się blado kiedy okazał swoje zdziwienie gdy padły słowa o nowym domu.
- Tak. Andrew nie był zachwycony jak się dowiedział - mruknęła, spuszczając wzrok na krawędź jasnego blatu. Właściwie to nie doszli z wujem do żadnego konsensusu ostatnim razem. Ten jakby jej przyklasnął, ale nie do końca. - Mam po prostu pewne plany, których nie mogłabym realizować w akademiku - wyjaśniła wymijająco, nie wspominając nic o jaju smoka spoczywającym pod jej łóżkiem. Hanka miała plany, duże plany związane z wyrabianiem własnych mikstur, pielęgnowaniem tego co wykluje się niedługo i zarabianiu pieniędzy. A do tego potrzebna jej była własna przestrzeń.
- Jeśli nie chcesz zostać, zapytam Aarona czy możesz zostać z nami do końca wakacji, hm?
- Nie ma problemu! - Odparła z kciukiem uniesionym ku górze, obserwując jak żółta gąbka zmywa brud z naczyń nad zlewem. - Po mielonce z...? Matko, zaraz się porzygam. A jadałam gorsze rzeczy w lesie - powiedziała, z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Oni naprawdę bez niej zginą! Jak mogła ich tutaj zostawić? Musi to jeszcze raz wszystko poważnie rozważyć i znaleźć rozwiązanie na najbliższy miesiąc. Cieszyła się, że wreszcie będzie miała spokój od nich i ich syfu, ale teraz zdawała sobie sprawę, że zostawiłaby ich wszystkich na pastwę losu, a przynajmniej jeśli chodzi o gotowanie. Uśmiechnęła się blado kiedy okazał swoje zdziwienie gdy padły słowa o nowym domu.
- Tak. Andrew nie był zachwycony jak się dowiedział - mruknęła, spuszczając wzrok na krawędź jasnego blatu. Właściwie to nie doszli z wujem do żadnego konsensusu ostatnim razem. Ten jakby jej przyklasnął, ale nie do końca. - Mam po prostu pewne plany, których nie mogłabym realizować w akademiku - wyjaśniła wymijająco, nie wspominając nic o jaju smoka spoczywającym pod jej łóżkiem. Hanka miała plany, duże plany związane z wyrabianiem własnych mikstur, pielęgnowaniem tego co wykluje się niedługo i zarabianiu pieniędzy. A do tego potrzebna jej była własna przestrzeń.
- Jeśli nie chcesz zostać, zapytam Aarona czy możesz zostać z nami do końca wakacji, hm?
Re: Kuchnia i jadalnia
Smutne to było, że przez ostatnie tygodnie widywał częściej Williama Greengrasa w swoim domu, a nie własne dzieciaki. A kiedy te nagle przypomniały sobie o rodzinnym posagu, Andrewowi zachciało się odetchnąć świeżym powietrzem na działce u znajomego. Tego ranka, kiedy wylegiwali się w leżakach, jak typowi, starsi panowie na urlopach, obracał w palcach dwukierunkowe lusterko, które pokazywało korytarz w jego domu. Najpierw myślał, że ma zwidy, ale potem upewnił się w tym, że Hannah i Charles kręcą się po posiadłości. Niewiele myśląc deportował się prosto do kuchni i zjawił się idealnie w środku rozmowy rodzeństwa. Miał na sobie kolorowe spodenki, dużą, pomarańczową hawajską koszulę i okrągły kapelusz na głowie. I mord w oczach. Bo tak, usłyszał ostatnie zdanie rudowłosej Szkotki.
- Nigdzie się nie rusza! I ty na razie też moja droga panno! - pomachał złowrogo kawałkiem szkiełka, które dalej trzymał w lewej dłoni. Chyba czas, żeby sobie szczerze pogadali. To prawda, że nie był ich prawdziwym ojcem. Zwalili mu się na głowę, kiedy był jeszcze w kwiecie wieku i teraz najprawdopodobniej zostanie sam na stare lata, bo rodzeństwo było niesamowicie trudne i marzyło o ucieczce z domu. Zero wdzięczności.
- Miałem nadzieję, że chociaż ostatnie wakacje, gdy Hannah jest w domu spędzimy jak normalna rodzina. Gdzie wyście się podziewali? - jego twarzy wyglądała groźnie, ale to tylko pozory. Ta dwójka akurat doskonale o tym wiedziała, że wujek to człowiek z sercem na wierzchu. Ale... spojrzał groźnie na dziewczynę, a jego błękitne oczy błysnęły.
- Sprowadzisz mi tu tego chłopaka... Jak mu tam...? Arenby. A Ty... - spojrzał na Charlesa - Jeśli chcesz to zaproś Shay.
Nic mu nie umknie.
- Nigdzie się nie rusza! I ty na razie też moja droga panno! - pomachał złowrogo kawałkiem szkiełka, które dalej trzymał w lewej dłoni. Chyba czas, żeby sobie szczerze pogadali. To prawda, że nie był ich prawdziwym ojcem. Zwalili mu się na głowę, kiedy był jeszcze w kwiecie wieku i teraz najprawdopodobniej zostanie sam na stare lata, bo rodzeństwo było niesamowicie trudne i marzyło o ucieczce z domu. Zero wdzięczności.
- Miałem nadzieję, że chociaż ostatnie wakacje, gdy Hannah jest w domu spędzimy jak normalna rodzina. Gdzie wyście się podziewali? - jego twarzy wyglądała groźnie, ale to tylko pozory. Ta dwójka akurat doskonale o tym wiedziała, że wujek to człowiek z sercem na wierzchu. Ale... spojrzał groźnie na dziewczynę, a jego błękitne oczy błysnęły.
- Sprowadzisz mi tu tego chłopaka... Jak mu tam...? Arenby. A Ty... - spojrzał na Charlesa - Jeśli chcesz to zaproś Shay.
Nic mu nie umknie.
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia i jadalnia
- Mieszanka wieprzowiny i kurczaka w proporcjach pół na pół. Całkiem sycące. - automatycznie odpowiedział, chociaż pewnie ona wolałaby aby oszczędził sobie szczegółów. Wyszczerzył się jeszcze zadowolony, że to wszystko dzielnie zjadł. Upił kilka łyków gorącej herbaty parząc sobie przy okazji język, ale były przecież ważniejsze rzeczy od piekącego języka. Jak na przykład Hannah. Naprawdę zamierzała zostawić ten cyrk na kółkach w zamian za niezależność? To głupie pytanie. Każda jednostka samodzielnie podejmująca decyzję chciała się wyrwać z tego domu, a tymi jednostkami niezaprzeczalnie była ta dwójka. Złote dzieci ratujące honor Wilsonów. Uważnie słuchał tego co ma do powiedzenia i już otwierał usta, żeby ją powstrzymać przed wydawaniem tak pochopnych zaproszeń kiedy do środka wparował wuj Andrew. Na widok kolorowej koszuli jedna z brwi rudego powędrowała nieco wyżej, a dłonie uniósł do góry jak ci ludzie na filmach kiedy się poddają.
- Spędziłem tu cały lipiec, wujku. - ośmielił się zauważyć nieco zbyt rozbawionym tonem. To wyjaśnia dlaczego rude siostry karmiły go karmą dla psów. Wuj najzwyczajniej w świecie nie zdążył zanotować jego obecności, albo sądził, że dziewczynki przygarnęły bezdomnego kundla.
- Ostatnio nawet mnie pogłaskałeś za uchem. - przypomniał mu marszcząc przy tym czoło. Wuj wtedy czytał jakieś specjalistyczne pisemko i pewnie nawet tego nie odnotował. Zdarza się najlepszym. Charlie sam tak często miał, więc nie ośmielał się krytykować o wiele starszego i mądrzejszego wuja. Słuchając jak Hannah odpowiada o swoich wakacjach popijał spokojnie zawartość swojego kubka krzywiąc się co chwilę. Nie mógł posłać siostrze pełnego rozbawienia gdy imię jej wybranka zostało tak perfidnie pomylone. On sam drgnął gdy usłyszał o Shay.
- Pojechała do Christine. Jak wróci to będzie. - odpowiedział od razu wzruszając przy tym smętnie ramionami. Sam by się wybrał do Greengrassów. Szkoda tylko, że nie miał odpowiedniej ilości gotówki i odpowiedniego wyglądu, żeby spędzać czas u czarodziejskich magnatów. Czystość krwi miał- to jedno wymaganie zawsze spełniał. Szkoda, że lista z wymaganiami dla ewentualnych kandydatów na przyjaciół musi być zawsze tak strasznie długa.
- Gdzie byłeś, wujaszku? - rzucił nieco pogodniejszym tonem obracając kubek za uszko.
- Spędziłem tu cały lipiec, wujku. - ośmielił się zauważyć nieco zbyt rozbawionym tonem. To wyjaśnia dlaczego rude siostry karmiły go karmą dla psów. Wuj najzwyczajniej w świecie nie zdążył zanotować jego obecności, albo sądził, że dziewczynki przygarnęły bezdomnego kundla.
- Ostatnio nawet mnie pogłaskałeś za uchem. - przypomniał mu marszcząc przy tym czoło. Wuj wtedy czytał jakieś specjalistyczne pisemko i pewnie nawet tego nie odnotował. Zdarza się najlepszym. Charlie sam tak często miał, więc nie ośmielał się krytykować o wiele starszego i mądrzejszego wuja. Słuchając jak Hannah odpowiada o swoich wakacjach popijał spokojnie zawartość swojego kubka krzywiąc się co chwilę. Nie mógł posłać siostrze pełnego rozbawienia gdy imię jej wybranka zostało tak perfidnie pomylone. On sam drgnął gdy usłyszał o Shay.
- Pojechała do Christine. Jak wróci to będzie. - odpowiedział od razu wzruszając przy tym smętnie ramionami. Sam by się wybrał do Greengrassów. Szkoda tylko, że nie miał odpowiedniej ilości gotówki i odpowiedniego wyglądu, żeby spędzać czas u czarodziejskich magnatów. Czystość krwi miał- to jedno wymaganie zawsze spełniał. Szkoda, że lista z wymaganiami dla ewentualnych kandydatów na przyjaciół musi być zawsze tak strasznie długa.
- Gdzie byłeś, wujaszku? - rzucił nieco pogodniejszym tonem obracając kubek za uszko.
Re: Kuchnia i jadalnia
Hannah aż drgnęła niespokojnie łapiąc się za serce, kiedy wuj zmaterializował się w centralnym punkcie kuchni. Sama tak często robiła, ale to była zdecydowanie przesada trzaskać aż tak! Zacmokała z niezadowoleniem kiedy Andrzej zarządził, że ona - młoda panna - i Charles zostają w domu do końca wakacji. Skrzyżowała ręce pod piersiami i spojrzała na niego spod byka.
- Ja z moim chłopakiem-degeneratem brałam udział w walkach ulicznych w południowym Meksyku, a wy? - Prychnęła ironicznie, nadal nie mogąc wybaczyć swojemu wujowi, że uważał Aarona za jakiegoś chuligana i dobitnie stwierdził, że to niewłaściwa osoba dla niej, panny perfekcyjnej.
- Jak normalna rodzina? Jak byłam we Francji, one karmiły go psią karmą! Gdzie wtedy byłeś?! - Zapytała z pretensjami, wskazując na swojego małego, biednego braciszka, który potrzebował jej jak nikt inny w tym domu. Wiedziała, że jak przyjdzie co do czego to Flora wyżywi się miłością do świata, a Leslie jadem kapiącym z jej ust, ale Czaruś? Arenby był po prostu tą rzeczą, która przelała czarę goryczy u rudej wiewióry. Najpierw Wyatt wiszący na klamce jej pokoju we Francji, potem psia karma, teraz wujek i Arenby.
- Dobrze wiem, że znasz jego imię. Dlaczego tak ciężko przechodzi Ci ono przez gardło? - Zapytała z niedowierzaniem, wznosząc ręce ku górze o przysłowiową pomstę do nieba. - A co to w ogóle za imię, Shay? Ono nawet nie jest brytyjskie! Ale wujek oczywiście łatwiej zapamiętuje dziwne i pokręcone imiona jak SHAY...
- Arenby nie przyjedzie, bo spędza czas ze swoją rodziną. Może sam do niego napiszesz, ale ja nie zamierzam ściągać go do tego domu wariatów.
- Ja z moim chłopakiem-degeneratem brałam udział w walkach ulicznych w południowym Meksyku, a wy? - Prychnęła ironicznie, nadal nie mogąc wybaczyć swojemu wujowi, że uważał Aarona za jakiegoś chuligana i dobitnie stwierdził, że to niewłaściwa osoba dla niej, panny perfekcyjnej.
- Jak normalna rodzina? Jak byłam we Francji, one karmiły go psią karmą! Gdzie wtedy byłeś?! - Zapytała z pretensjami, wskazując na swojego małego, biednego braciszka, który potrzebował jej jak nikt inny w tym domu. Wiedziała, że jak przyjdzie co do czego to Flora wyżywi się miłością do świata, a Leslie jadem kapiącym z jej ust, ale Czaruś? Arenby był po prostu tą rzeczą, która przelała czarę goryczy u rudej wiewióry. Najpierw Wyatt wiszący na klamce jej pokoju we Francji, potem psia karma, teraz wujek i Arenby.
- Dobrze wiem, że znasz jego imię. Dlaczego tak ciężko przechodzi Ci ono przez gardło? - Zapytała z niedowierzaniem, wznosząc ręce ku górze o przysłowiową pomstę do nieba. - A co to w ogóle za imię, Shay? Ono nawet nie jest brytyjskie! Ale wujek oczywiście łatwiej zapamiętuje dziwne i pokręcone imiona jak SHAY...
- Arenby nie przyjedzie, bo spędza czas ze swoją rodziną. Może sam do niego napiszesz, ale ja nie zamierzam ściągać go do tego domu wariatów.
Re: Kuchnia i jadalnia
Chyba naprawdę się w sobie zmieszał, kiedy Charles zauważył, że on nie zauważył i tak dalej... Cóż, pochłaniało go wiele innych obowiązków. Przyjmował dzieciaki, które szły na studia, pisał nowe artykuły do Podstawowych zaklęć dla tych, którzy nie maja czasu... I naprawdę nie miał nic przeciwko zwierzętom w domu! Wujek podrapał się z roztargnieniem w głowę, oczywiście dłonią w której miał ostro zakończone lusterko, więc zrobił sobie krzywdę. Tylko, że ten wielkolud się nawet tym nie przejął za bardzo, po prostu je odłożył na stół i przeszedł bliżej dzieciaków.
Zaśmiał się wesoło, obracając to wszystko w żart i przyciągnął do siebie pod ramię Charlesa, obrócił go w kierunku Hanki, kiedy mierzwił mu rude włosy.
- To na pewno było w żartach, kruszyno... Przecież mamy jeszcze zupki na dole. Leslie karmiła nimi gnomy, nie wspomniała nic o tym? - spytał naiwnie, mając tak uroczy wyraz twarzy, że nie można było się na niego gniewać. Zdecydowanie nie nadawał się już do opieki nad tą zgrają, ale starał się jak tylko mógł. W tym domu potrzebna była mimo wszystko jeszcze kobieca ręka, oprócz mężczyzny, który stara się przynieść jak najwięcej pieniędzy. Teraz kiedy Hannah zamierzała się wyprowadzić, mogło się rzeczywiście zrobić nieciekawie.
- Mój znajomy ze studiów ma działkę poza miastem. Zaprosił mnie, żebym pomógł mu z boginami w piwnicy. Skubaniutkie się zagnieździły tam przez największego tchórza jakiego znam.
Znowu się zaśmiał bagatelizując słowa dziewczyny. Zostawił w spokoju Czarusia i chwycił w swoje objęcia tą rudą chudzinkę. Popacał ją po głowie.
- Już dobrze, dobrze. Co się odwlecze to nie uciecze jak to mówią - odsunął ją od siebie na długość wyciągniętych ramion, a cała ta wesołość na sekundę zniknęła - Twój kolega przyjdzie do nas, żeby mnie poznać, kochanieńka - cmoknął ją w czubek głowy, jak to zwykle robił i puścił. Zatarł ręce, przechodząc do części jadalnianej. Zasiadł u szczytu stołu.
- To co dzisiaj jemy? Jagnięcinę z warzywami, czy kurczaka w galaretce, Charlesie? - spytał żartobliwym tonem, odnosząc się do smaków puszek z karmą dla psów. A jednak coś tam zauważył...
Zaśmiał się wesoło, obracając to wszystko w żart i przyciągnął do siebie pod ramię Charlesa, obrócił go w kierunku Hanki, kiedy mierzwił mu rude włosy.
- To na pewno było w żartach, kruszyno... Przecież mamy jeszcze zupki na dole. Leslie karmiła nimi gnomy, nie wspomniała nic o tym? - spytał naiwnie, mając tak uroczy wyraz twarzy, że nie można było się na niego gniewać. Zdecydowanie nie nadawał się już do opieki nad tą zgrają, ale starał się jak tylko mógł. W tym domu potrzebna była mimo wszystko jeszcze kobieca ręka, oprócz mężczyzny, który stara się przynieść jak najwięcej pieniędzy. Teraz kiedy Hannah zamierzała się wyprowadzić, mogło się rzeczywiście zrobić nieciekawie.
- Mój znajomy ze studiów ma działkę poza miastem. Zaprosił mnie, żebym pomógł mu z boginami w piwnicy. Skubaniutkie się zagnieździły tam przez największego tchórza jakiego znam.
Znowu się zaśmiał bagatelizując słowa dziewczyny. Zostawił w spokoju Czarusia i chwycił w swoje objęcia tą rudą chudzinkę. Popacał ją po głowie.
- Już dobrze, dobrze. Co się odwlecze to nie uciecze jak to mówią - odsunął ją od siebie na długość wyciągniętych ramion, a cała ta wesołość na sekundę zniknęła - Twój kolega przyjdzie do nas, żeby mnie poznać, kochanieńka - cmoknął ją w czubek głowy, jak to zwykle robił i puścił. Zatarł ręce, przechodząc do części jadalnianej. Zasiadł u szczytu stołu.
- To co dzisiaj jemy? Jagnięcinę z warzywami, czy kurczaka w galaretce, Charlesie? - spytał żartobliwym tonem, odnosząc się do smaków puszek z karmą dla psów. A jednak coś tam zauważył...
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia i jadalnia
Walki uliczne w Meksyku? Charles posłał jej szeroki uśmiech, który zaraz schował za kubkiem czując na sobie spojrzenie wuja. Jakoś nie wyobrażał sobie swojej siostry na jakichkolwiek walkach ulicznych. Ona była raczej stworzona do walki z wszelkimi odstępstwami od regulaminu szkolnego i dyrekcja dobrze to wyczuła dając jej tytuł Prefekta Naczelnego. Sprawdziła się w tej roli wyśmienicie. A chłopak degenerat? Musiał coś w sobie mieć, że Hannah z nim była, chociaż w jej towarzystwie zawsze złośliwie będzie twierdzić iż chłopak miał zaburzenia osobowości i za dużo cierpliwości. Nie mniej jednak musiał mieć to coś skoro się spotykali.
- Nie krzycz na niego, Han. - od razu zauważył, bo dla niego wuj Andrew był spoko. Dawał mu fajne płyty na urodziny, święta i nawet bez okazji i dawał przepustki na książki z działu Ksiąg Zakazanych, żeby mógł systematycznie poszerzać swoją wiedzę z każdej dziedziny. Był spoko. Nie lubił jak Hannah na niego krzyczała, a zdarzało się to niestety dość często. Wuj był tak samo nieżyciowy jak Charles. Geniusz, ale potrzebuje opieki w sprawach dotyczących codzienności. Nie dało się ukryć, że Charlie potrzebował ciągłego nadzoru. Ktoś musiał go karmić i pilnować czy kładzie się spać. Najstarsza siostra dotychczas doskonale wywiązywała się z tej roli wiedząc, że jest to potrzebne. Shay też już doszła do tego, że chłopak zapomina o podstawowych czynnościach zbyt zajęty sprawami wyższej wagi. Dokończył szybciutko picie swojej herbaty i odstawił kubek do zlewu. Zaraz gąbka poderwała się i zaczęła go myć.
- Shay to bardzo ładne imię. - burknął jeszcze, bo nie widział wcale w tym problemu, że wuj nie zapamiętał imienia jakiegoś chłopca. Chociaż pewnie pamiętał, ale chciał się z nią podroczyć. Jak widać udało mu się to.
- Na pewno chcesz, żebyśmy my sprowadzili tutaj Arenby'ego? - zapytał przechylając nieco głowę i sam udał się za Andrewem do jadalni siadając przy stole i krzyżując dłonie na piersiach. Zielone tęczówki obserwowały stojącą w kuchni siostrę do chwili kiedy usłyszał pytanie zadane przez wujaszka. W miejscu gdzie przed sekundą siedział chłopiec był już duży pies który wesoło merdał ogonem i radośnie popiskiwał. Oparł przednie łapy o stół, a zaraz na łapach oparł swoją głowę błagalne spojrzenie wlepiając w staruszka.
- Nie krzycz na niego, Han. - od razu zauważył, bo dla niego wuj Andrew był spoko. Dawał mu fajne płyty na urodziny, święta i nawet bez okazji i dawał przepustki na książki z działu Ksiąg Zakazanych, żeby mógł systematycznie poszerzać swoją wiedzę z każdej dziedziny. Był spoko. Nie lubił jak Hannah na niego krzyczała, a zdarzało się to niestety dość często. Wuj był tak samo nieżyciowy jak Charles. Geniusz, ale potrzebuje opieki w sprawach dotyczących codzienności. Nie dało się ukryć, że Charlie potrzebował ciągłego nadzoru. Ktoś musiał go karmić i pilnować czy kładzie się spać. Najstarsza siostra dotychczas doskonale wywiązywała się z tej roli wiedząc, że jest to potrzebne. Shay też już doszła do tego, że chłopak zapomina o podstawowych czynnościach zbyt zajęty sprawami wyższej wagi. Dokończył szybciutko picie swojej herbaty i odstawił kubek do zlewu. Zaraz gąbka poderwała się i zaczęła go myć.
- Shay to bardzo ładne imię. - burknął jeszcze, bo nie widział wcale w tym problemu, że wuj nie zapamiętał imienia jakiegoś chłopca. Chociaż pewnie pamiętał, ale chciał się z nią podroczyć. Jak widać udało mu się to.
- Na pewno chcesz, żebyśmy my sprowadzili tutaj Arenby'ego? - zapytał przechylając nieco głowę i sam udał się za Andrewem do jadalni siadając przy stole i krzyżując dłonie na piersiach. Zielone tęczówki obserwowały stojącą w kuchni siostrę do chwili kiedy usłyszał pytanie zadane przez wujaszka. W miejscu gdzie przed sekundą siedział chłopiec był już duży pies który wesoło merdał ogonem i radośnie popiskiwał. Oparł przednie łapy o stół, a zaraz na łapach oparł swoją głowę błagalne spojrzenie wlepiając w staruszka.
Re: Kuchnia i jadalnia
Ooo niech tylko Hanka się dowie, że przyjmował dzieciaki idące na studia! Wtedy chyba oplułaby wuja jadem, który gromadził się już powoli pod jej językiem. Jad złośliwości oczywiście. Swoją drogą Wilsonówna zaczęła się zastanawiać co jedli pozostali domownicy, bo chyba nie psie żarcie jak Charles?
- Znajomy ze studiów? Wujku, może zamiast przyjmować zaproszenia od jakiegoś pana, powinieneś raczej zaprosić gdzieś jakąś panią - mruknęła, wywracając teatralnie oczami. Oczyma wyobraźni już widziała wujka i jego znajomego na jakiejś działce i nie podobało jej się to co widzi. - Może zaproś panią Lennox na randkę, ona Ci powie kilka miłych słów o Aaronie i może ona przemówi Ci do rozsądku - dodała. Wtedy upiekliby dwie pieczenie na jednym ogniu! Wujek znalazłby rozrywkę i może znormalniałby mając do towarzystwa kogoś w jego wieku, a do tego może ukochana nauczycielka Aarona szepnęłaby mu jakieś pozytywne słowo o nim.
Gdy usłyszała o jagnięcinie w galaretce...
- Porzygam się zaraz...
Za pomocą różdżki wprawiła w ruch niemal wszystkie sprzęty domowe jakie znajdowały się w kuchni. Patelnia przysmażała mięso, w wodzie gotował się już ryż, w innym kapusta i tak po kolei.
- Charles zażyczył sobie gołąbki. Za karę powinnam zjeść je przy was sama - mruknęła. - Możecie sobie sprowadzić pół szkoły, Aaron nie przyjeżdża. Nie zmusicie mnie - żachnęła się, mrużąc lekko oczy. Gdy Charles położył łapy na stole, Hanka aż pisnęła ze zdenerwowania.
- Zabierz tego psa ze stołu, to jest obrzydliwe!
- Znajomy ze studiów? Wujku, może zamiast przyjmować zaproszenia od jakiegoś pana, powinieneś raczej zaprosić gdzieś jakąś panią - mruknęła, wywracając teatralnie oczami. Oczyma wyobraźni już widziała wujka i jego znajomego na jakiejś działce i nie podobało jej się to co widzi. - Może zaproś panią Lennox na randkę, ona Ci powie kilka miłych słów o Aaronie i może ona przemówi Ci do rozsądku - dodała. Wtedy upiekliby dwie pieczenie na jednym ogniu! Wujek znalazłby rozrywkę i może znormalniałby mając do towarzystwa kogoś w jego wieku, a do tego może ukochana nauczycielka Aarona szepnęłaby mu jakieś pozytywne słowo o nim.
Gdy usłyszała o jagnięcinie w galaretce...
- Porzygam się zaraz...
Za pomocą różdżki wprawiła w ruch niemal wszystkie sprzęty domowe jakie znajdowały się w kuchni. Patelnia przysmażała mięso, w wodzie gotował się już ryż, w innym kapusta i tak po kolei.
- Charles zażyczył sobie gołąbki. Za karę powinnam zjeść je przy was sama - mruknęła. - Możecie sobie sprowadzić pół szkoły, Aaron nie przyjeżdża. Nie zmusicie mnie - żachnęła się, mrużąc lekko oczy. Gdy Charles położył łapy na stole, Hanka aż pisnęła ze zdenerwowania.
- Zabierz tego psa ze stołu, to jest obrzydliwe!
Re: Kuchnia i jadalnia
Wystarczyłoby zapytać i już by wiedziała. Jednakże sam również był skłonny do gadulstwa, więc w końcu się przyzna kto był gościem w ich domu przez te ostatnie dni, a na wizytę Greengrass'a jest tylko jedno wytłumaczenie. Andrew wyciągnął swoją pogiętą różdżkę ze spodni i przywołał do siebie dzbanek z wodą i szklankę, która kiedyś mogła być biała. Samoczynnie się napełniła, kiedy Hannah coś tam sobie biadoliła pod nosem. Nie mógł kryć zadowolenia malującego się na jego srogo wyglądającej twarzy, ponieważ uwielbiał takie popołudnia. Brakowało mu jeszcze Flory i Leslie, a wtedy byłby cały wesoły komplet. No cóż, Anthony'ego ostatnio nie wliczał, powoli uczył się tego od najstarszej z rodzeństwa. Na ich ostatnim spotkaniu wyraził się bardzo dobitnie, że dopóki nie wróci do domu i jak przystało się zachowywał, nie będzie miał czego tu szukać. Oczywiście, że wysyłał mu dalej jakieś drobne, żeby chłopak miał co jeść, ale serce od razu mu się krajało na myśl o Ślizgonie.
- Zapewniam Cię, że pani Lennox ma lepsze rzeczy do robienia, niż zadawanie się z takim starym zgredem - odpowiedział dobitnie, chociaż dalej uśmiechał się radośnie. Wciąż sobie wmawiał, że nie ma czasu na randkowanie i rzeczywiście tak było.
- Ciebie nie zamierzamy do niczego zmuszać, złotko - mrugnął konspiracyjnie do rudowłosego chłopaka. Ten już się domyślał jak to będzie wyglądało. Oczywiście pod nieobecność byłej pani prefekt, a to będzie zadaniem bojowym. - O ile tylko nie zabarykadujesz go w chatce z piernika - szepnął tak, żeby usłyszał to tylko chłopak. Dostrzegł przemianę Charlesa, więc roześmiał się i pogłaskał go po łbie. W tej postaci może lubił go jeszcze bardziej?
- Nie widzisz, że on prosiii? - powiedział od razu piskliwym głosikiem, który ludzie używali w stosunku do swoich pupili. Brakowało jeszcze tego, żeby zaczął go drapać po brzuchu, powtarzając "kto jest dobrym chłopcem, no kto?". Zbliżył się do głowy psa, która patrzyła szczenięcym spojrzeniem i naśladując go, zerknął w stronę Hannah.
- Zapewniam Cię, że pani Lennox ma lepsze rzeczy do robienia, niż zadawanie się z takim starym zgredem - odpowiedział dobitnie, chociaż dalej uśmiechał się radośnie. Wciąż sobie wmawiał, że nie ma czasu na randkowanie i rzeczywiście tak było.
- Ciebie nie zamierzamy do niczego zmuszać, złotko - mrugnął konspiracyjnie do rudowłosego chłopaka. Ten już się domyślał jak to będzie wyglądało. Oczywiście pod nieobecność byłej pani prefekt, a to będzie zadaniem bojowym. - O ile tylko nie zabarykadujesz go w chatce z piernika - szepnął tak, żeby usłyszał to tylko chłopak. Dostrzegł przemianę Charlesa, więc roześmiał się i pogłaskał go po łbie. W tej postaci może lubił go jeszcze bardziej?
- Nie widzisz, że on prosiii? - powiedział od razu piskliwym głosikiem, który ludzie używali w stosunku do swoich pupili. Brakowało jeszcze tego, żeby zaczął go drapać po brzuchu, powtarzając "kto jest dobrym chłopcem, no kto?". Zbliżył się do głowy psa, która patrzyła szczenięcym spojrzeniem i naśladując go, zerknął w stronę Hannah.
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia i jadalnia
Wujek i jakaś pani? Przestał radośnie merdać ogonem, aby popatrzeć zdumionym spojrzeniem na swoją siostrę. On osobiście nie wyobrażał sobie w ich grajdołku kobiety. Nie to, żeby z wujkiem było coś nie tak! Chociaż...? Może troszeczkę było, ale sprawiało to jedynie, że sympatia Charlesa do tego czarodzieja niezaprzeczalnie rosła. I sądził, że wujkowi kobieta nie potrzebna. Miał przecież swoje urocze bratanice! Powinny mu wystarczyć jako kobiety. A co jeśli ta ewentualna pani by ich nie lubiła? Nie chciałby żeby mieszkał tu ktoś kto go nie lubi- wystarczy mu, że Leslie ledwo toleruje jego obecność. Chyba, że pani Lennox. Ona wydawała się lubić Charlesa który regularnie przychodził na wszystkie organizowane przez nią zajęcia i spotkania gotów zostać jej pupilkiem. Pani Lennox mogłaby tu zamieszkać, to zwiększyłoby jedynie szanse Chucka na zostanie tym pupilkiem. Na tą myśl znów wesoło pomerdał swoim ogonem i dalej wsłuchiwał się w werbalną wymianę zdań między tą dwójką. Nie zmuszą jej do zaproszenia młodego Matlucka? Och, sami go zaproszą. Wyślą zaproszenie jej sową, a ją wyślą na jakiś rekonesans nowej szkoły czy coś w tym stylu. A może Charles poświęci się dla dobra sprawy i zmuszona będzie jechać z nim do Munga? To dałoby odpowiednią ilość czasu wujowi który mógłby prześwietlić tego kawalera. Wuj najwidoczniej też miał taki plan. Wepchnął mu swój pysk w dłoń w oczekiwaniu na dalsze głaskanie po łbie. To nic, że praktycznie już leżał na stole. Wujowi to nie przeszkadzało. Krzyk rudej sprawił jednak, że zmuszony był się wycofać i zmienić znów w swoją człowieczą wersję.
- Mógłbyś gdzieś zaprosić panią Lennox. - stwierdził z szerokim uśmiechem rozsiadając się na krześle. Ile pani Lennox w zasadzie miała lat? Charlie nie miał bladego pojęcia, ale wiedział, że całkiem nieźle się trzyma. Sięgnął po wyświechtany podręcznik i otworzył go na stronie dziesiątej. Wywar żywej śmierci? A na co to komu?
- Gdzie w zasadzie zamierzasz się wyprowadzić, Han? - rzucił nie odrywając wzroku od swojej książki.
- Mógłbyś gdzieś zaprosić panią Lennox. - stwierdził z szerokim uśmiechem rozsiadając się na krześle. Ile pani Lennox w zasadzie miała lat? Charlie nie miał bladego pojęcia, ale wiedział, że całkiem nieźle się trzyma. Sięgnął po wyświechtany podręcznik i otworzył go na stronie dziesiątej. Wywar żywej śmierci? A na co to komu?
- Gdzie w zasadzie zamierzasz się wyprowadzić, Han? - rzucił nie odrywając wzroku od swojej książki.
Re: Kuchnia i jadalnia
- No przecież nie jesteś jeszcze taki stary. Ile masz lat? Z sześćdziesiąt dopiero? - Zapytała, a potem machnęła ręką na znak, że to wcale nie tak dużo! Naturalnie wiedziała, że wuj na 47 lat i ani roczku więcej, ale musiała się trochę z nim podroczyć. Nie miała pojęcia ile lat ma jej była nauczycielka z Hogwartu, ale była maksymalnie dziesięć lat młodsza od wujka, czyli idealnie.
- Słyszałam to - mruknęła do nich, choć nadal odwrócona plecami. Postanowiła, że nie wspomni więcej o tym, bo jeszcze rzeczywiście coś strzeli im do głowy i ściągną go tutaj pod osłoną nocy z czarnym workiem na głowie. To również by do nich pasowało.
Gdy Charles zmienił się ponownie w człowieka i wypowiedział bardzo mądre słowa (mądre, bo się z nią zgadzał), Hanka aż klasnęła w dłonie z zachwytu i spojrzała na wujka wzrokiem: a nie mówiłam?
- No, mógłbyś. Dziwaczejesz w towarzystwie młodzieży - dodała, ale nagle coś zaczęło głośno bulgotać w garnku, więc szybko odwróciła się w stronę kuchni i zajęła się ratowaniem sytuacji. - Ile ona w ogóle ma lat? Wujku, na pewno wiesz! Nie zmuszaj mnie żebym napisała do profesora Lancastera z zapytaniem.
Pytanie Charlesa początkowo zignorowała. Zastanowiła się nad tym głębiej i ze zdziwieniem stwierdziła, że jeszcze nie wie. Nie miała żadnych wieści od Aarona, nawet nie wiedziała czy dostał się na wymarzone studia (choć nie wątpiła, że tak), ani co dalej zamierza zrobić ze swoimi wakacjami.
- Daleko stąd. Nie wiem jeszcze dokładnie gdzie, może do Londynu, może w okolicę...
- Słyszałam to - mruknęła do nich, choć nadal odwrócona plecami. Postanowiła, że nie wspomni więcej o tym, bo jeszcze rzeczywiście coś strzeli im do głowy i ściągną go tutaj pod osłoną nocy z czarnym workiem na głowie. To również by do nich pasowało.
Gdy Charles zmienił się ponownie w człowieka i wypowiedział bardzo mądre słowa (mądre, bo się z nią zgadzał), Hanka aż klasnęła w dłonie z zachwytu i spojrzała na wujka wzrokiem: a nie mówiłam?
- No, mógłbyś. Dziwaczejesz w towarzystwie młodzieży - dodała, ale nagle coś zaczęło głośno bulgotać w garnku, więc szybko odwróciła się w stronę kuchni i zajęła się ratowaniem sytuacji. - Ile ona w ogóle ma lat? Wujku, na pewno wiesz! Nie zmuszaj mnie żebym napisała do profesora Lancastera z zapytaniem.
Pytanie Charlesa początkowo zignorowała. Zastanowiła się nad tym głębiej i ze zdziwieniem stwierdziła, że jeszcze nie wie. Nie miała żadnych wieści od Aarona, nawet nie wiedziała czy dostał się na wymarzone studia (choć nie wątpiła, że tak), ani co dalej zamierza zrobić ze swoimi wakacjami.
- Daleko stąd. Nie wiem jeszcze dokładnie gdzie, może do Londynu, może w okolicę...
Re: Kuchnia i jadalnia
Puścił uwagę Hanki mimo uszu, chociaż mentalnie mógł przekraczać właśnie osiemdziesiątkę i zaczynać dziwaczeć ze starości. Nie mógł jednak nie skomentować nieudanych prób zeswatania go z panią Lennox. Nie dadzą sobie spokoju, jeżeli dobitnie nie oświadczy, że nie jest zainteresowany? Ten typ mężczyzny po prostu nie był stworzony do robienia pierwszego kroku. Miał o wiele ciekawsze rzeczy na głowie.
- Przypuszczam, że bliżej jej do Castellaniego, niż do mnie - mruknął obojętnie i przywołał do siebie magiczne krzyżówki. Wyłączał się zupełnie jak Charles. Tylko, że temat rozmowy trochę ranił jego uczucia. Nie potrafił powiedzieć tego wprost, ponieważ nie mógł zabronić jej wyprowadzki, ale czuł się przy tym nieswojo. Według niego była jeszcze zdecydowanie za młoda, żeby zamieszkać z chłopakiem, z którym jest pięć minut. Racjonalnym było jednak to, że wybrała wynajęcie jakiegoś domu, zamiast akademika. Wiadomo, ze względu na jej... przypadłość. Ale i tak nie przestanie się o nią martwić.
- Nie rozumiem czemu daleko stąd - powiedział, podkreślając ostatnie dwa zdania. Zamruczał coś do krzyżówki, którą trzymał, a w krateczkach pojawiło się hasło. - Teleportacja stąd do kampusu to nie taka wielka mi rzecz, a tutaj nie zdarzyłaby Ci się krzywda. Zostawiasz za sobą rodzinę i spuściznę po rodzicach.
Oho, wszedł na trudniejsze tematy i wcale nie było mu do śmiechu. Mówił jednak dalej bardzo racjonalnym tonem, który miał ją jeszcze zmusić do myślenia. Wszyscy wiedzieli, że wuj Andrew nie przepada za stolicą i odwiedza miasta pełne mugoli jak najrzadziej się da.
- Przypuszczam, że bliżej jej do Castellaniego, niż do mnie - mruknął obojętnie i przywołał do siebie magiczne krzyżówki. Wyłączał się zupełnie jak Charles. Tylko, że temat rozmowy trochę ranił jego uczucia. Nie potrafił powiedzieć tego wprost, ponieważ nie mógł zabronić jej wyprowadzki, ale czuł się przy tym nieswojo. Według niego była jeszcze zdecydowanie za młoda, żeby zamieszkać z chłopakiem, z którym jest pięć minut. Racjonalnym było jednak to, że wybrała wynajęcie jakiegoś domu, zamiast akademika. Wiadomo, ze względu na jej... przypadłość. Ale i tak nie przestanie się o nią martwić.
- Nie rozumiem czemu daleko stąd - powiedział, podkreślając ostatnie dwa zdania. Zamruczał coś do krzyżówki, którą trzymał, a w krateczkach pojawiło się hasło. - Teleportacja stąd do kampusu to nie taka wielka mi rzecz, a tutaj nie zdarzyłaby Ci się krzywda. Zostawiasz za sobą rodzinę i spuściznę po rodzicach.
Oho, wszedł na trudniejsze tematy i wcale nie było mu do śmiechu. Mówił jednak dalej bardzo racjonalnym tonem, który miał ją jeszcze zmusić do myślenia. Wszyscy wiedzieli, że wuj Andrew nie przepada za stolicą i odwiedza miasta pełne mugoli jak najrzadziej się da.
Andrew Wilson- Urodziny : 12/02/1963
Wiek : 61
Skąd : Edynburg, Szkocja
Krew : Czysta
Re: Kuchnia i jadalnia
Na twarzy chłopaka wykwitł szeroki uśmiech, który zaraz ukrył schylając się bardziej do podręcznika. Mentalnie z pewnością tyle miał. Charles powiedziałby, że nawet trochę więcej. Jednak jego metryka jawnie świadczyła o 47 latach przeżytych na tym padole łez i Hannah z pewnością o tym wiedziała.
- Nie ważne ile ma. Jest całkiem sympatyczna. - odważył się jeszcze dodać zanim znów zatopił się w mało interesującej go lekturze. Oczami wyobraźni już widział wujka Andrewa i panią Lennox na randce, więc na jego twarzy wciąż gościł mało poważny uśmiech. W zasadzie... Rudy uśmiechał się zawsze. Mało kiedy można było go spotkać bez sympatycznego wyszczerzenia. Taki już był. Jednak nie sądziło to o jego optymizmie, bo z pewnością do grona optymistów nie należał, ale o jego miłym usposobieniu do świata i ludzi.
- Castellani to ten od miotły? - rzucił od niechcenia chłopak, bo prawdę mówiąc na zajęcia z Quidditcha nie chodził. Paniczny lęk wysokości wykluczał go z zajęć praktycznych, a kwestie teoretyczne załatwiał poprzez wysyłanie przeróżnych esejów wprost na biurko trenera. Nie chodził jeszcze zbyt często na praktyczne zajęcia z ONMSu, bo zwierzęta nie odnosiły się do niego zbyt przychylnie i wolał nie ryzykować zbędnie. Przerwał przeglądanie podręcznika kiedy poinformowała ich, że daleko stąd. No bo w sumie to dlaczego daleko? Zmarszczył nieco czoło. Londyn- stolica Anglii była faktycznie daleko stąd, ale nie było w niej nic ciekawego żeby skusiła Chucka. Niektórzy jednak zachwycali się tą metropolią jednak Charlie nie pojmował do końca ich zachwytu. Miasto jak każde inne.
- Wujku, jest dorosła. - przypomniał ostrożnie swojemu prawnemu opiekunowi i uśmiechnął się do siostry. Rozumiał, że chce się stąd wyrwać. Też będzie chciał opuścić rodzinne gniazdo jak najszybciej. To poszerza horyzonty, podobno. I uczy samodzielności. I odpowiedzialności. I dorosłości. Wyczuł, że atmosfera nieco się zmieniła i nie chciał być tego świadkiem. Niech rozwiązują sami swoje sprawy.
- Pójdę sprawdzić czy mnie nie ma w piwnicy. Jak będzie obiad to mnie zawołaj. - powiedział podnosząc się od stołu i uśmiechając do dwójki przy okazji puszczając oczko swojej rudej siostrze. A potem z podręcznikiem pod pachą ruszył do rzeczonej piwnicy.
- Nie ważne ile ma. Jest całkiem sympatyczna. - odważył się jeszcze dodać zanim znów zatopił się w mało interesującej go lekturze. Oczami wyobraźni już widział wujka Andrewa i panią Lennox na randce, więc na jego twarzy wciąż gościł mało poważny uśmiech. W zasadzie... Rudy uśmiechał się zawsze. Mało kiedy można było go spotkać bez sympatycznego wyszczerzenia. Taki już był. Jednak nie sądziło to o jego optymizmie, bo z pewnością do grona optymistów nie należał, ale o jego miłym usposobieniu do świata i ludzi.
- Castellani to ten od miotły? - rzucił od niechcenia chłopak, bo prawdę mówiąc na zajęcia z Quidditcha nie chodził. Paniczny lęk wysokości wykluczał go z zajęć praktycznych, a kwestie teoretyczne załatwiał poprzez wysyłanie przeróżnych esejów wprost na biurko trenera. Nie chodził jeszcze zbyt często na praktyczne zajęcia z ONMSu, bo zwierzęta nie odnosiły się do niego zbyt przychylnie i wolał nie ryzykować zbędnie. Przerwał przeglądanie podręcznika kiedy poinformowała ich, że daleko stąd. No bo w sumie to dlaczego daleko? Zmarszczył nieco czoło. Londyn- stolica Anglii była faktycznie daleko stąd, ale nie było w niej nic ciekawego żeby skusiła Chucka. Niektórzy jednak zachwycali się tą metropolią jednak Charlie nie pojmował do końca ich zachwytu. Miasto jak każde inne.
- Wujku, jest dorosła. - przypomniał ostrożnie swojemu prawnemu opiekunowi i uśmiechnął się do siostry. Rozumiał, że chce się stąd wyrwać. Też będzie chciał opuścić rodzinne gniazdo jak najszybciej. To poszerza horyzonty, podobno. I uczy samodzielności. I odpowiedzialności. I dorosłości. Wyczuł, że atmosfera nieco się zmieniła i nie chciał być tego świadkiem. Niech rozwiązują sami swoje sprawy.
- Pójdę sprawdzić czy mnie nie ma w piwnicy. Jak będzie obiad to mnie zawołaj. - powiedział podnosząc się od stołu i uśmiechając do dwójki przy okazji puszczając oczko swojej rudej siostrze. A potem z podręcznikiem pod pachą ruszył do rzeczonej piwnicy.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Similar topics
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia z jadalnią
» Kuchnia i jadalnia
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Edynburg :: Dom rodziny Wilson
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach