Sala szpitalna
+49
Stella Stark
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Richard Baizen
Abigail Wellington
Elsa de la Vega
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Brandon Tayth
Bohater Niezależny
Peter Raffles
Matthew Sneddon
Nevan Fraser
Aleksander Cortez
Elena Tyanikova
Ian Ames
Connor Campbell
Vanadesse Devereux
Zoja Yordanova
Prawie Bezgłowy Nick
Logan Campbell
Aaron Matluck
Genevieve White
Felicja Socha
Gabriel Griffiths
Malcolm McMillan
Szara Dama
William Greengrass
Dymitr Milligan
Samantha Davies
Benedict Walton
Blaise Harvin
Vin Xakly
Leanne Chatier
Aiko Miyazaki
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Rika Shaft
Mistrz Gry
Hannah Wilson
Jeremy Scott
Vincent Cramer
Claudia Fitzpatrick
James Scott
Polly Baldwin
Penelope Gladstone
Charles Wilson
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
53 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 4 z 15
Strona 4 z 15 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 15
Sala szpitalna
First topic message reminder :
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Jasne, że nie miał bladego pojęcia o akromantulach, do czasu aż użyła określenia gigantyczne pająki. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego nic o tym nie wiedział. Zapewne na widok wielkiego rysunku przedstawiające sześcionogie stworzenie, a może i jeszcze-więcej-nogie stworzenie najpewniej z obrzydzeniem przerzucił kartkę w podręczniku obiecując sobie, że do tego nie wróci. Może nawet wyrwał tą kartkę, albo ją zakleił magiczną taśmą? Sam nawet teraz nie był w stanie dokładnie powiedzieć co z tą stroną czy obrazkiem zrobił, ale jedno było pewne - żył w błogiej nieświadomości.
- Musiał Ci usunąć pamięć, inaczej Ministerstwo by go unieszkodliwiło. - stwierdził dość racjonalnie, a kiedy wdrapała mu się na kolana objął ją ramieniem. Jej nagość zakryta nie powodowała u niego niepożądanych reakcji, więc mogła już teraz śmiało siedzieć mu na kolanach bez obawy o nielegalne biwakowanie, if you know what I mean. Wysłuchał z uwagą jej odpowiedzi cicho wzdychając.
- Byłem pewien, że żartujesz, Pollyanne. - odpowiedział kompletnie szczerze. Skąd niby miał wiedzieć, ale panna Baldwin jest fanką łamania regulaminu i to w ten najbardziej niebezpieczny dla niej samej sposób? Był zakochanym rudzielcem, pewnie gdyby powiedziała mu, że całkiem serio planuje jakąś wyprawę najpewniej poszedłby z nią chcąc się upewnić, że nic jej się podczas tego łamania regulaminu nie stanie. Martwił się o nią bardziej niż o fakt, że może przy okazji stracić oznakę i rękę, albo inną nie mniej istotną część ciała, if you know what I mean.
- Obiecaj mi, że więcej tam sama nie pójdziesz. - powiedział wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami oczekując jedynie obietnicy. Spróbuje tylko nie obiecać!
- Musiał Ci usunąć pamięć, inaczej Ministerstwo by go unieszkodliwiło. - stwierdził dość racjonalnie, a kiedy wdrapała mu się na kolana objął ją ramieniem. Jej nagość zakryta nie powodowała u niego niepożądanych reakcji, więc mogła już teraz śmiało siedzieć mu na kolanach bez obawy o nielegalne biwakowanie, if you know what I mean. Wysłuchał z uwagą jej odpowiedzi cicho wzdychając.
- Byłem pewien, że żartujesz, Pollyanne. - odpowiedział kompletnie szczerze. Skąd niby miał wiedzieć, ale panna Baldwin jest fanką łamania regulaminu i to w ten najbardziej niebezpieczny dla niej samej sposób? Był zakochanym rudzielcem, pewnie gdyby powiedziała mu, że całkiem serio planuje jakąś wyprawę najpewniej poszedłby z nią chcąc się upewnić, że nic jej się podczas tego łamania regulaminu nie stanie. Martwił się o nią bardziej niż o fakt, że może przy okazji stracić oznakę i rękę, albo inną nie mniej istotną część ciała, if you know what I mean.
- Obiecaj mi, że więcej tam sama nie pójdziesz. - powiedział wpatrując się w nią swoimi szmaragdowymi tęczówkami oczekując jedynie obietnicy. Spróbuje tylko nie obiecać!
Re: Sala szpitalna
Panienka wierciła się na chudych kolanach chłopaka, chcąc przybrać jak najwygodniejszą pozycję. Kiedy ten objął ją silnym ramieniem, uśmiechnęła się zachwycona i oparła zarumieniony policzek o jego bark. No, jak w niebie!
- Tak, domyślam się. Dobrze, że go nie dorwali bo pewnie rozszarpaliby biedaczka. W końcu posilanie się na czarodziejach jest ściśle zabronione i surowo karalne. - mruknęła pod nosem w zamyśleniu, wertując w głowie tematy o wampirach, które omówili na lekcjach Historii Magii. Polly nie była fanką tego przedmiotu i miała problem z zapamiętywaniem wszelkich dat. Zdecydowanie wolała zajęcia na powietrzu bądź zaklęcia. Wkuwanie suchej teorii nie leżało w jej naturze - ona wolała działać i obracać wszystko w praktykę. Dlatego nie poprzestawała na samym czytaniu książek o magicznych zwierzętach. Chciała je poznać, dotknąć i obserwować, a kiedyś wybrać się w podróż dookoła świata w poszukiwaniu nowych gatunków. Tak, życie pełne przygód, to coś o czym śniła ta drobna blondynka.
- Nigdy nie żartuje jeśli chodzi o stworzenia, Charlie. - odparła całkiem poważnie, wpatrując się z zainteresowaniem w jego twarz. Zastanawiała się czy zdołała by policzyć wszystkie piegi jakimi przyprószona została jego buzia albo chociaż połączyć kropeczki i zobaczyć jakie malowidło z nich wyjdzie. Błądząc tak w swoich myślach, wodziła opuszkami po krawędzi jego szczęki, docierając na podbródek, a potem na usta, które zmiażdżyła zachłannie malinowymi wargami.
- Obiecuję, podejrzewam, że Dyrektor już się o to postara. - westchnęła ciężko, odrywając się od Charlesa. Stary Scott powiedział, że jeszcze z nią nie skończył, więc podejrzewała, że ma w planach uprzykrzenie jej pasji i życia.
- Jakie masz marzenie, hm? - zagaiła wesoło, siadając na nim okrakiem i odgarniając mu z czoła kilka rudych kosmyków, uśmiechnęła się uroczo, przekrzywiając głowę na prawą stronę.
- Tak, domyślam się. Dobrze, że go nie dorwali bo pewnie rozszarpaliby biedaczka. W końcu posilanie się na czarodziejach jest ściśle zabronione i surowo karalne. - mruknęła pod nosem w zamyśleniu, wertując w głowie tematy o wampirach, które omówili na lekcjach Historii Magii. Polly nie była fanką tego przedmiotu i miała problem z zapamiętywaniem wszelkich dat. Zdecydowanie wolała zajęcia na powietrzu bądź zaklęcia. Wkuwanie suchej teorii nie leżało w jej naturze - ona wolała działać i obracać wszystko w praktykę. Dlatego nie poprzestawała na samym czytaniu książek o magicznych zwierzętach. Chciała je poznać, dotknąć i obserwować, a kiedyś wybrać się w podróż dookoła świata w poszukiwaniu nowych gatunków. Tak, życie pełne przygód, to coś o czym śniła ta drobna blondynka.
- Nigdy nie żartuje jeśli chodzi o stworzenia, Charlie. - odparła całkiem poważnie, wpatrując się z zainteresowaniem w jego twarz. Zastanawiała się czy zdołała by policzyć wszystkie piegi jakimi przyprószona została jego buzia albo chociaż połączyć kropeczki i zobaczyć jakie malowidło z nich wyjdzie. Błądząc tak w swoich myślach, wodziła opuszkami po krawędzi jego szczęki, docierając na podbródek, a potem na usta, które zmiażdżyła zachłannie malinowymi wargami.
- Obiecuję, podejrzewam, że Dyrektor już się o to postara. - westchnęła ciężko, odrywając się od Charlesa. Stary Scott powiedział, że jeszcze z nią nie skończył, więc podejrzewała, że ma w planach uprzykrzenie jej pasji i życia.
- Jakie masz marzenie, hm? - zagaiła wesoło, siadając na nim okrakiem i odgarniając mu z czoła kilka rudych kosmyków, uśmiechnęła się uroczo, przekrzywiając głowę na prawą stronę.
Re: Sala szpitalna
Słysząc jej odpowiedź zmrużył nieco powieki. Jak na jego to pewnie ministerstwo bez zastanowienia wbiłoby mu kołek w serce nie zastanawiając się, czy miał się jak pożywić czy to była jego jedyna szansa na przetrwanie. Urzędnicy byli bezlitośni. I pomyśleć, że właśnie taką karierę zawodową coraz poważniej rozważał młody Wilson...
- Nie martw się o niego. Scott pewnie się za nim wstawi. - powiedział dając jej całusa w policzek. Nie chciał, żeby znowu poszła do lasu, tym razem w poszukiwaniu wampira. A wiedział, że jest w stanie to zrobić, jeśli wyrzuty sumienia dadzą jej swe znaki. On najchętniej zrobiłby wszystko, żeby zapomniała o tym przykrym incydencie. Tak po prostu. Żeby zapomniała. Sama z siebie, oczywiście. Nie zamierzał czyścić jej pamięci zaklęciem, czy bardziej: próbować wyczyścić pamięć, bo kto wie jaki dałoby to efekt. Słysząc jej odpowiedź westchnął cicho. Była szalona, naprawdę szalona... I jak tu jej nie kochać? Wszakże to szaleństwo dodawało jej uroku, którego i tak miała milion razy więcej niż zwykła hogwardzka niewiasta. I była tak dobrym i kochanym człowiekiem... Kiedy poczuł jej wargi na swoich odpowiedział jej z tą samą zachłannością, ale można było też wyczuć, że darzy Krukonkę naprawdę ogromnym uczuciem. Uśmiechnął się do niej ciepło słysząc, że dyrektor się o to postara... Cóż. Nie tylko on. Położył się w pewnym momencie na plecy wciąż trzymając drobną blondyneczkę w ramionach, tak, że teraz miała głowę opartą o jego klatkę piersiową i z technicznego punktu widzenia to ujmując... prawie na nim leżała.
- Będę kiedyś pracować w Ministerstwie, będę miał żonę, gromadkę rudych dzieci, dwójkę psów tyyyyyyyyle i jeszcze trochę starych winyli i książek i będę po prostu żył. Przynajmniej chciałbym żeby tak było. Tylko tyle i nic więcej. Nie mam nazbyt wygórowanych marzeń. - odpowiedział na jej pytanie zamykając oczy. Naprawdę był bardzo... oszczędny nawet jeśli chodzi o kwestię marzeń, w których jak wiadomo finanse nie powinny mieć żadnego znaczenia. Nie mógł jednak zmienić swojego nawyku do oszczędności, który wujostwo w nim wyrobiło już jakiś czas temu. Nie był skąpy. Był po prostu oszczędny, a to dwie różne rzeczy.
- A ty? O czym marzysz? - zagaił z ciekawością w głosie wpatrując się w piękną pannę Baldwin.
- Nie martw się o niego. Scott pewnie się za nim wstawi. - powiedział dając jej całusa w policzek. Nie chciał, żeby znowu poszła do lasu, tym razem w poszukiwaniu wampira. A wiedział, że jest w stanie to zrobić, jeśli wyrzuty sumienia dadzą jej swe znaki. On najchętniej zrobiłby wszystko, żeby zapomniała o tym przykrym incydencie. Tak po prostu. Żeby zapomniała. Sama z siebie, oczywiście. Nie zamierzał czyścić jej pamięci zaklęciem, czy bardziej: próbować wyczyścić pamięć, bo kto wie jaki dałoby to efekt. Słysząc jej odpowiedź westchnął cicho. Była szalona, naprawdę szalona... I jak tu jej nie kochać? Wszakże to szaleństwo dodawało jej uroku, którego i tak miała milion razy więcej niż zwykła hogwardzka niewiasta. I była tak dobrym i kochanym człowiekiem... Kiedy poczuł jej wargi na swoich odpowiedział jej z tą samą zachłannością, ale można było też wyczuć, że darzy Krukonkę naprawdę ogromnym uczuciem. Uśmiechnął się do niej ciepło słysząc, że dyrektor się o to postara... Cóż. Nie tylko on. Położył się w pewnym momencie na plecy wciąż trzymając drobną blondyneczkę w ramionach, tak, że teraz miała głowę opartą o jego klatkę piersiową i z technicznego punktu widzenia to ujmując... prawie na nim leżała.
- Będę kiedyś pracować w Ministerstwie, będę miał żonę, gromadkę rudych dzieci, dwójkę psów tyyyyyyyyle i jeszcze trochę starych winyli i książek i będę po prostu żył. Przynajmniej chciałbym żeby tak było. Tylko tyle i nic więcej. Nie mam nazbyt wygórowanych marzeń. - odpowiedział na jej pytanie zamykając oczy. Naprawdę był bardzo... oszczędny nawet jeśli chodzi o kwestię marzeń, w których jak wiadomo finanse nie powinny mieć żadnego znaczenia. Nie mógł jednak zmienić swojego nawyku do oszczędności, który wujostwo w nim wyrobiło już jakiś czas temu. Nie był skąpy. Był po prostu oszczędny, a to dwie różne rzeczy.
- A ty? O czym marzysz? - zagaił z ciekawością w głosie wpatrując się w piękną pannę Baldwin.
Re: Sala szpitalna
Krukoneczka obserwowała z największą uwagą mimikę twarzy chłopaka. Zmarszczka jaka wykwitła mu na czole podpowiedziała jej, że Charles się o nią martwi, co niezwykle ją urzekło. W końcu ona też się o niego troszczyła i poświęcała mu większość myśli i snów. No, ale może lepiej o tym nie wspominać? Bo chociaż nie mówiła o tym głośno, goła klatka Gryfona prześladowała ją nocami, czasami nie pozwalając jej spać.
Polly, ogarnij się, przeszło jej przez myśl, więc pannica pacnęła się w czoło, czując, że jej policzki pokrywają pąsowe rumieńce. Ta młodość i te hormony ją kiedyś wykończą. Swoją drogą zastanawiała się czy chłopak też ma takie nieczyste myśli? Miała nadzieję, że tak, ale w sumie ręki nie dałaby sobie uciąć. Nie był taki jak reszta męskiej części Hogwartu, która jawnie opowiadała jak to owa blondyneczka działa na ich wyobraźnię.
- Myślisz? Dobrze by było. Dla wszystkiego jeszcze napiszę mu sowę. W sensie Scott'owi, nie wampirowi. Jemu też bym wysłała tylko zupełnie nie pamiętam jego twarzy. Może kiedyś otworzę jakiś bank krwi tym biednym stworzeniom? Dobry pomysł, Charlie? - zapytała z entuzjazmem, ufnie wpatrując się w jego szmaragdowe tęczówki. Och, jakże ładne miał oczy. Mogła w nie tak patrzeć i patrzeć. Wpadła jak śliwka w kompot, a jego pocałunek uświadczył ją w przekonaniu, że z kolei on był zakochany po uszy.
- Wszystko brzmi cudownie, ale nie chcesz przeżyć czegoś ekscytującego? Przygody swojego życia? - nie protestowała, gdy położył ją na sobie, tylko uśmiechnęła się pod nosem i ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej. Jej długie włosy rozsypały się dosłownie wszędzie - na niej samej, na łóżku, na Gryfonie, wszędzie. Może powinna je podciąć?
- Koniecznie muszę zwiedzić cały świat i napisać książkę. Wpaść w nie lada tarapaty i dociec czy legenda o Kwintopedach i wyspie Posępnej jest prawdziwa. Słyszałeś tą historię, prawda Charlie? - podniosła nań spojrzenie szafirowych tęczówek, które rozbłysły niczym miliony świecidełek. Uśmiechając się uroczo, przesunęła końcówką nosa po krawędzi jego twarzy, śmiejąc się melodyjnie. - No i oczywiście mieć męża, dzieci i trójkę Kugucharów. Theodor jest odrobinę samotny. Myślę, że w końcu zaczyna Cię lubić, a zawsze to jakaś dobra wiadomość!
Polly, ogarnij się, przeszło jej przez myśl, więc pannica pacnęła się w czoło, czując, że jej policzki pokrywają pąsowe rumieńce. Ta młodość i te hormony ją kiedyś wykończą. Swoją drogą zastanawiała się czy chłopak też ma takie nieczyste myśli? Miała nadzieję, że tak, ale w sumie ręki nie dałaby sobie uciąć. Nie był taki jak reszta męskiej części Hogwartu, która jawnie opowiadała jak to owa blondyneczka działa na ich wyobraźnię.
- Myślisz? Dobrze by było. Dla wszystkiego jeszcze napiszę mu sowę. W sensie Scott'owi, nie wampirowi. Jemu też bym wysłała tylko zupełnie nie pamiętam jego twarzy. Może kiedyś otworzę jakiś bank krwi tym biednym stworzeniom? Dobry pomysł, Charlie? - zapytała z entuzjazmem, ufnie wpatrując się w jego szmaragdowe tęczówki. Och, jakże ładne miał oczy. Mogła w nie tak patrzeć i patrzeć. Wpadła jak śliwka w kompot, a jego pocałunek uświadczył ją w przekonaniu, że z kolei on był zakochany po uszy.
- Wszystko brzmi cudownie, ale nie chcesz przeżyć czegoś ekscytującego? Przygody swojego życia? - nie protestowała, gdy położył ją na sobie, tylko uśmiechnęła się pod nosem i ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej. Jej długie włosy rozsypały się dosłownie wszędzie - na niej samej, na łóżku, na Gryfonie, wszędzie. Może powinna je podciąć?
- Koniecznie muszę zwiedzić cały świat i napisać książkę. Wpaść w nie lada tarapaty i dociec czy legenda o Kwintopedach i wyspie Posępnej jest prawdziwa. Słyszałeś tą historię, prawda Charlie? - podniosła nań spojrzenie szafirowych tęczówek, które rozbłysły niczym miliony świecidełek. Uśmiechając się uroczo, przesunęła końcówką nosa po krawędzi jego twarzy, śmiejąc się melodyjnie. - No i oczywiście mieć męża, dzieci i trójkę Kugucharów. Theodor jest odrobinę samotny. Myślę, że w końcu zaczyna Cię lubić, a zawsze to jakaś dobra wiadomość!
Re: Sala szpitalna
Jasne, że miał nieczyste myśli! Był tylko piętnastoletnim chłopakiem - fakt, dojrzałym jak na swój wiek, ale cudów nie oczekujmy. Wciąż był tylko facetem. A faceci wiadomo jacy są. Tak naprawdę wciąż walczył ze swoją samczą naturą, bo panna Baldwin pociągała go aż za nadto. Gdyby nie świadomość, że seks prowadzi do pasożytów zwanych powszechnie dziećmi z pewnością dawno podjąłby to ryzyko. No, ale nie zamierzał też w żaden sposób zranić piętnastoletniej Polly. Było zdecydowanie za wcześnie na takie wybryki. Słysząc jej pomysł zaśmiał się cicho. Wampiry będą wdzięczne, ale szczerze wątpił, by jakikolwiek zdrowy na umyśle czarodziej czy mugol chciałby dzielić się swoją krwią z bestią.
- Jestem pewien, że Scott się tym zajmie należycie. - stwierdził przytulając ją nieco mocniej do siebie. - I Polly... Banki krwi są powszechnie znane w świecie mugoli. - przypomniał jej z delikatnym uśmiechem na twarzy. Cóż, lekcje mugoloznastwa to jednak nie taka duża strata czasu jak to początkowo zakładał. Wiedział jednak, że to nic nie zmieni i ta urocza Krukona będzie się zastanawiać jak może pomóc w przetrwaniu tym stworzeniom. Miała zdecydowanie za dobre serduszko. On też był dobrym człowiekiem, ale miał zbyt realistyczne podejście do życia. Ona za to była typową optymistką. W sumie dobrze się dobrali- ma ją kto ściągać na ziemię!
- Życie samo w sobie jest ekscytującą przygodą. - odpowiedział na jej pytanie szeroko się uśmiechając. Nie zamierzał prowadzić jakiś eksperymentów, czy prowadzić szalonych podróży. Przyczyna była prosta- bał się. Bał się, że pewnego dnia skończy tak jak jego rodzice. A nie chciał skończyć w milionie kawałków. Wolał spokojnie dożyć starości, żeby wrzucili go w jednym kawałku do ziemi i żeby jego dzieci były na jego pogrzebie, ale nie małe dzieci, tylko dorośli ludzie. Wiedział jak to jest być sierotą, jak to jest wychowywać się bez rodziców. Niby nie było źle, ale nikomu tego nie życzył. Zmarszczył nieco czoło. Kwitnopendy? Wyspa Posępna?
- Jakoś wyleciało mi z głowy, Pollyanne... - stwierdził zgodnie z prawdą, choć chyba wątpił, by kiedykolwiek taką historię słyszał. Pamiętałby przecież, prawda? Słysząc uwagę o wielkim Kugucharze wygiął usta w podkówkę.
- Nie wiem co to stworzenie do mnie ma. Przecież nic złego mu nie zrobiłem, a ostatnio nawet dałem mu połowę swojej kanapki! POŁOWĘ! - podkreślił ostatnie słowo, żeby Krukonka wiedziała jakim to hojnym człowiekiem był dla jej kotostwora.
- Jestem pewien, że Scott się tym zajmie należycie. - stwierdził przytulając ją nieco mocniej do siebie. - I Polly... Banki krwi są powszechnie znane w świecie mugoli. - przypomniał jej z delikatnym uśmiechem na twarzy. Cóż, lekcje mugoloznastwa to jednak nie taka duża strata czasu jak to początkowo zakładał. Wiedział jednak, że to nic nie zmieni i ta urocza Krukona będzie się zastanawiać jak może pomóc w przetrwaniu tym stworzeniom. Miała zdecydowanie za dobre serduszko. On też był dobrym człowiekiem, ale miał zbyt realistyczne podejście do życia. Ona za to była typową optymistką. W sumie dobrze się dobrali- ma ją kto ściągać na ziemię!
- Życie samo w sobie jest ekscytującą przygodą. - odpowiedział na jej pytanie szeroko się uśmiechając. Nie zamierzał prowadzić jakiś eksperymentów, czy prowadzić szalonych podróży. Przyczyna była prosta- bał się. Bał się, że pewnego dnia skończy tak jak jego rodzice. A nie chciał skończyć w milionie kawałków. Wolał spokojnie dożyć starości, żeby wrzucili go w jednym kawałku do ziemi i żeby jego dzieci były na jego pogrzebie, ale nie małe dzieci, tylko dorośli ludzie. Wiedział jak to jest być sierotą, jak to jest wychowywać się bez rodziców. Niby nie było źle, ale nikomu tego nie życzył. Zmarszczył nieco czoło. Kwitnopendy? Wyspa Posępna?
- Jakoś wyleciało mi z głowy, Pollyanne... - stwierdził zgodnie z prawdą, choć chyba wątpił, by kiedykolwiek taką historię słyszał. Pamiętałby przecież, prawda? Słysząc uwagę o wielkim Kugucharze wygiął usta w podkówkę.
- Nie wiem co to stworzenie do mnie ma. Przecież nic złego mu nie zrobiłem, a ostatnio nawet dałem mu połowę swojej kanapki! POŁOWĘ! - podkreślił ostatnie słowo, żeby Krukonka wiedziała jakim to hojnym człowiekiem był dla jej kotostwora.
Re: Sala szpitalna
Śmiech Charlesa na jej bankową propozycje odrobinkę zbył tą panieneczkę z tropu. To był przecież dobry pomysł, prawda? Miałaby okazję zaprzyjaźnić się z tymi interesującymi wampirami, a przy okazji im pomóc. Nie brałaby za to garści złotych galeonów, otworzyłaby jakiś punkt charytatywny. Tak, zdecydowanie musi opisać ten ekscytujący pomysł w swym czerwonym pamiętniku. Na pewno jest wiele ludzi takich jak ona, a przynajmniej miała taką nadzieję. W Hogwarcie niewielu ją rozumiało, ale przecież na świecie jest tyle serc i tylu pasjonatów. Odnajdzie się przecież w jakimś maniakalnym towarzystwie.
- Tak, wiem, wiem. Jestem pół-krwi czarownicą, pamiętasz? Tylko tam zbierają krew ludziom, którym potrzebna jest transfuzja. Wiesz co to takiego? Ciężkie słowo, możesz nie znać. - zmarszczyła słodko nos, poprawiając materiał niebieskiej, owieczkowej koszulki nocnej. Prefekt był z czystokrwistej rodziny, więc miał jak największe prawo nie wiedzieć o takich rzeczach. Zwłaszcza, że nawet niektórzy mugole nie koniecznie się orientowali.
- A tutaj zbierałabym im krew na pożywienie. Orientujesz się trochę? Wiesz może ile potrzeba takiemu wampirowi do przetrwania? Nigdy nie poświęciłam im należytej uwagi. Głupio mi teraz. - westchnęła ciężko, zmieniając pozycję. Miała już dosyć leżenia, więc usiadła wygodnie na chłopaku, rozglądając się w zamyśleniu po jasnej sali. Pielęgniarka może wrócić w każdej chwili, a ta dwójka wyglądała teraz odrobinę niegrzecznie. Nie chcąc wpadać w kolejne tarapaty, zsunęła się z jego ud i zajęła miejsce obok.
- Wyleciało Ci z głowy? Och, Charlie! To przecież taka porywająca historia! Gdybyś raz ją usłyszał już na zawsze zostałaby w twej pamięci. Potrzebujemy do niej nastroju, a skrzydło się nie nadaje. Obiecuję, że opowiem Ci ją przy jakimś ognisku albo w ciemnym pomieszczeniu w nocy. Zgadzasz się? - aż podskoczyła w miejscu, nie mogąc się doczekać następnego spotkania. Siły jej wróciły, a panna Gladstone powiedziała, że dzisiaj wieczorem będzie mogła opuścić skrzydło. Dalej była osłabiona, ale jej stan był stabilny. Widząc, że usta chłopaka wyginają się w podkówkę, przyłożyła paluszki do kącików jego warg i magicznie uniosła je do góry. Od razu lepiej!
- Naprawdę? Pewnie dlatego zaczął Cię tolerować. Jest odrobinę zazdrosny. Zawsze miałam z chłopcami tylko przelotne spotkania, więc Theodor nawet się nimi nie interesował. Tutaj czuje, że jesteś czymś poważniejszym i boi się, że ukradniesz mu mnie. - wzruszyła wątłymi ramionami, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie wie jak zaradzić na tą kocią sprawę. Najważniejsze, że stosunek Kuguchara do Rudzielca zrobił się bardziej pokojowy. Pollyanne do dzisiaj pamiętała jak ten poharatał mu spodnie i nogi przy ich pierwszym spotkaniu.
- Tak, wiem, wiem. Jestem pół-krwi czarownicą, pamiętasz? Tylko tam zbierają krew ludziom, którym potrzebna jest transfuzja. Wiesz co to takiego? Ciężkie słowo, możesz nie znać. - zmarszczyła słodko nos, poprawiając materiał niebieskiej, owieczkowej koszulki nocnej. Prefekt był z czystokrwistej rodziny, więc miał jak największe prawo nie wiedzieć o takich rzeczach. Zwłaszcza, że nawet niektórzy mugole nie koniecznie się orientowali.
- A tutaj zbierałabym im krew na pożywienie. Orientujesz się trochę? Wiesz może ile potrzeba takiemu wampirowi do przetrwania? Nigdy nie poświęciłam im należytej uwagi. Głupio mi teraz. - westchnęła ciężko, zmieniając pozycję. Miała już dosyć leżenia, więc usiadła wygodnie na chłopaku, rozglądając się w zamyśleniu po jasnej sali. Pielęgniarka może wrócić w każdej chwili, a ta dwójka wyglądała teraz odrobinę niegrzecznie. Nie chcąc wpadać w kolejne tarapaty, zsunęła się z jego ud i zajęła miejsce obok.
- Wyleciało Ci z głowy? Och, Charlie! To przecież taka porywająca historia! Gdybyś raz ją usłyszał już na zawsze zostałaby w twej pamięci. Potrzebujemy do niej nastroju, a skrzydło się nie nadaje. Obiecuję, że opowiem Ci ją przy jakimś ognisku albo w ciemnym pomieszczeniu w nocy. Zgadzasz się? - aż podskoczyła w miejscu, nie mogąc się doczekać następnego spotkania. Siły jej wróciły, a panna Gladstone powiedziała, że dzisiaj wieczorem będzie mogła opuścić skrzydło. Dalej była osłabiona, ale jej stan był stabilny. Widząc, że usta chłopaka wyginają się w podkówkę, przyłożyła paluszki do kącików jego warg i magicznie uniosła je do góry. Od razu lepiej!
- Naprawdę? Pewnie dlatego zaczął Cię tolerować. Jest odrobinę zazdrosny. Zawsze miałam z chłopcami tylko przelotne spotkania, więc Theodor nawet się nimi nie interesował. Tutaj czuje, że jesteś czymś poważniejszym i boi się, że ukradniesz mu mnie. - wzruszyła wątłymi ramionami, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie wie jak zaradzić na tą kocią sprawę. Najważniejsze, że stosunek Kuguchara do Rudzielca zrobił się bardziej pokojowy. Pollyanne do dzisiaj pamiętała jak ten poharatał mu spodnie i nogi przy ich pierwszym spotkaniu.
Re: Sala szpitalna
Prawdę mówiąc trudno było i jest określić tak od razu czy to dobry pomysł. On na przykład nie oddałby swojej krwi na pożywkę dla wampira, ale różne pomysły miewali ludzie w dzisiejszych czasach. Nie wykluczał opcji, że ten pomysł się sprzeda. Mugole chyba nawet zaczęli czcić wampiry od czasu książek Stephanie Mayer, która to bajkowo opisała romans człowieka z wampirem. Ha, ha, dobre sobie. Czysto fantastyczna lektura, bo nawet małe dzieci wiedziały, że te wielgachne pijaki kochają wykorzystywać sytuacje. Niemożliwym więc było, że Edward nie ugryzł Belli z czystego uczucia. Większość książek w świecie czarodziejów wysnuwa nawet tezy, że wampiry uczuć nie mają... No, ale jakby się tak zastanowić przy dobrej reklamie w świecie ludzi niemagicznych jej pomysł miał szanse na sukces. Jeśli otworzyłaby swój bank krwi w Ameryce to sukces niewątpliwie by przyszedł. Nie od dziś bowiem wiadomo, że Amerykanie mieli problemy z racjonalnym myśleniem.
- Polly, umiem czytać i wiem do czego są ich banki krwi, ale weź też pod uwagę, że włamanie się do takiego miejsca dla wampira to bułka z masłem. Gdyby chciał to już by tam był. - odgarnął z czułością niesforne kosmyki, które znalazły się na jej twarzy i posłał ciepły uśmiech. Nie zamierzał jej już dłużej ściągać na ziemię. Wiedział, że ten pomysł wyleci jej z głowy już niebawem i zastąpi go coś równie szalonego i nierealnego.
- Każda ilość, Pollyanne. Tylko muszą pożywiać się dość często inaczej wysychają. I nigdy nie jest im za dużo. Wampiryzm to klątwa. - przypomniał jej wciąż bawiąc się jej włosami. Posłał jej spojrzenie zbitego szczeniaka, kiedy zmieniła pozycję i musiał skończyć. Obserwował za to jak promienie słoneczne dodają jej włosom złotych refleksów. Piękna była o poranku, trzeba jej to przyznać. Podniósł się nieco wyżej na ramionach i słuchał z uwagą jej słów.
- Zgadzam się, ale trzymam za słowo! - ostrzegł, po czym zbliżył się do niej i zostawił na jej wargach pocałunek, jakby podpisując umowę, że jednak mu kiedyś tą historię opowie. Tylko w bardziej korzystnych warunkach oczywiście. Słysząc to co ma do powiedzenia na temat swojego kota uśmiechnął się ciepło. Jakoś wątpił, by jakiś czworonóg przeszkodził mu w byciu z Krukonką. Teodor musiał się po prostu przyzwyczaić, bo Wilson tak łatwo nie zamierza odpuścić.
- Wiesz kto w tym roku zgarnie puchar domu? Gryffindor. - rzucił radośnie z szerokim uśmiechem. Przydałaby się mu wygrana jego domu. Jeśli tak będzie istnieją szanse na to, że odznaka się przy nim utrzyma. Inaczej może być gorzej. Ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku dziewczęcia jak gdyby nigdy nic korzystając z faktu, że pielęgniarki w Skrzydle nie ma. Inaczej pewnie nieźle by mu się za to zebrało...
- Polly, umiem czytać i wiem do czego są ich banki krwi, ale weź też pod uwagę, że włamanie się do takiego miejsca dla wampira to bułka z masłem. Gdyby chciał to już by tam był. - odgarnął z czułością niesforne kosmyki, które znalazły się na jej twarzy i posłał ciepły uśmiech. Nie zamierzał jej już dłużej ściągać na ziemię. Wiedział, że ten pomysł wyleci jej z głowy już niebawem i zastąpi go coś równie szalonego i nierealnego.
- Każda ilość, Pollyanne. Tylko muszą pożywiać się dość często inaczej wysychają. I nigdy nie jest im za dużo. Wampiryzm to klątwa. - przypomniał jej wciąż bawiąc się jej włosami. Posłał jej spojrzenie zbitego szczeniaka, kiedy zmieniła pozycję i musiał skończyć. Obserwował za to jak promienie słoneczne dodają jej włosom złotych refleksów. Piękna była o poranku, trzeba jej to przyznać. Podniósł się nieco wyżej na ramionach i słuchał z uwagą jej słów.
- Zgadzam się, ale trzymam za słowo! - ostrzegł, po czym zbliżył się do niej i zostawił na jej wargach pocałunek, jakby podpisując umowę, że jednak mu kiedyś tą historię opowie. Tylko w bardziej korzystnych warunkach oczywiście. Słysząc to co ma do powiedzenia na temat swojego kota uśmiechnął się ciepło. Jakoś wątpił, by jakiś czworonóg przeszkodził mu w byciu z Krukonką. Teodor musiał się po prostu przyzwyczaić, bo Wilson tak łatwo nie zamierza odpuścić.
- Wiesz kto w tym roku zgarnie puchar domu? Gryffindor. - rzucił radośnie z szerokim uśmiechem. Przydałaby się mu wygrana jego domu. Jeśli tak będzie istnieją szanse na to, że odznaka się przy nim utrzyma. Inaczej może być gorzej. Ułożył się wygodniej na szpitalnym łóżku dziewczęcia jak gdyby nigdy nic korzystając z faktu, że pielęgniarki w Skrzydle nie ma. Inaczej pewnie nieźle by mu się za to zebrało...
Re: Sala szpitalna
Polly, umiem czytać i wiem do czego są ich banki krwi, ale weź też pod uwagę, że włamanie się do takiego miejsca dla wampira to bułka z masłem. Gdyby chciał to już by tam był.
Charles miał odrobinkę racji, a dziewczątko słuchało go z największym zainteresowaniem. Kiwało głową, mrużyło powieki, zagryzało wargi.. podsumowując, nie mogło usiedzieć w miejscu. Energia powoli zaczynała ją rozpierać, a pomysł dosłownie dodawał jej skrzydeł niczym ten niemagiczny napój Redbull.
- Jesteś taki mądry, Wilson. Nie wiem czy byłabym taka obeznana wśród mugoli, gdybym była czystokrwista. Widać, że dużo czytasz. - powiedziała z zachwytem, układając ręce na bladych kolanach. Wpatrywała się w niego jak w obrazek, a serce biło w niej jak oszalałe. Uwielbiała tego rudzielca i wiedziała, że jakby nagle ją zostawił najprawdopodobniej zamknęliby ją w psychiatryku. I tak niewiele brakowało zważywszy na jej marne rozeznanie niebezpieczeństwa i wręcz samobójcze zachcianki z wychodzeniem Akromantulom naprzeciw.
- No, ale oni pewnie są tacy jak ja czy ty i wiedzą, że nie wolno wkradać się do takich placówek bo to niezgodne z prawem. Nie robią tego i pewnie dlatego napadają na takie osoby jak ja. Są głodne i potrzebują pomocy, a wszyscy się od nich odwrócili zamiast im pomóc. Będę pierwszą osobą, która wyciągnie do nich rękę, a ty będziesz ze mnie dumny! - odparła natchnionym głosem, uśmiechając się rozkosznie, kiedy Charlie odgarniał z jej twarzy pojedyncze, złote kosmyki, a gdy jego ręka zabłądziła wokół prawego policzka Krukonki, panienka musnęła herbacianymi wargami jego knykcie.
- Biedaczyska, biedaczyska. - Polly machnęła niedbale dłonią, a przez jej oblicze przemknął cień smutku. Klątwa była straszna i Baldwin współczuła tym istotom okropnie. Ogólnie współczuła praktycznie wszystkiemu i starała się doceniać to co ma. Wyznawała zasadę powiedzenia trzech komplementów dziennie i obdarzenia uśmiechem minimalnie pięciu osób. Taka już była.
- Yaaay! To wspaniale, Charlie. Oczywiście, kibicuję Krukonom, ale nie będzie mi przykro, gdy właśnie wy zdobędziecie puchar. Pławiący się w chwale ślizgoni już mnie męczą i wygrywają zdecydowanie za często. Teraz są chyba na ostatnim miejscu w rankingu, tak? - zapytała, gdy ten oderwał od niej swoje wargi. Było jej mało, ale postanowiła się opanować. Nie chciała, żeby panna Gladstone nakryła ich na złym uczynku. Oczywiście, nie uważała, że buziaki są jakimś grzechem czy czymś niedobrym, ale chyba spaliłaby się ze wstydu.
Charles miał odrobinkę racji, a dziewczątko słuchało go z największym zainteresowaniem. Kiwało głową, mrużyło powieki, zagryzało wargi.. podsumowując, nie mogło usiedzieć w miejscu. Energia powoli zaczynała ją rozpierać, a pomysł dosłownie dodawał jej skrzydeł niczym ten niemagiczny napój Redbull.
- Jesteś taki mądry, Wilson. Nie wiem czy byłabym taka obeznana wśród mugoli, gdybym była czystokrwista. Widać, że dużo czytasz. - powiedziała z zachwytem, układając ręce na bladych kolanach. Wpatrywała się w niego jak w obrazek, a serce biło w niej jak oszalałe. Uwielbiała tego rudzielca i wiedziała, że jakby nagle ją zostawił najprawdopodobniej zamknęliby ją w psychiatryku. I tak niewiele brakowało zważywszy na jej marne rozeznanie niebezpieczeństwa i wręcz samobójcze zachcianki z wychodzeniem Akromantulom naprzeciw.
- No, ale oni pewnie są tacy jak ja czy ty i wiedzą, że nie wolno wkradać się do takich placówek bo to niezgodne z prawem. Nie robią tego i pewnie dlatego napadają na takie osoby jak ja. Są głodne i potrzebują pomocy, a wszyscy się od nich odwrócili zamiast im pomóc. Będę pierwszą osobą, która wyciągnie do nich rękę, a ty będziesz ze mnie dumny! - odparła natchnionym głosem, uśmiechając się rozkosznie, kiedy Charlie odgarniał z jej twarzy pojedyncze, złote kosmyki, a gdy jego ręka zabłądziła wokół prawego policzka Krukonki, panienka musnęła herbacianymi wargami jego knykcie.
- Biedaczyska, biedaczyska. - Polly machnęła niedbale dłonią, a przez jej oblicze przemknął cień smutku. Klątwa była straszna i Baldwin współczuła tym istotom okropnie. Ogólnie współczuła praktycznie wszystkiemu i starała się doceniać to co ma. Wyznawała zasadę powiedzenia trzech komplementów dziennie i obdarzenia uśmiechem minimalnie pięciu osób. Taka już była.
- Yaaay! To wspaniale, Charlie. Oczywiście, kibicuję Krukonom, ale nie będzie mi przykro, gdy właśnie wy zdobędziecie puchar. Pławiący się w chwale ślizgoni już mnie męczą i wygrywają zdecydowanie za często. Teraz są chyba na ostatnim miejscu w rankingu, tak? - zapytała, gdy ten oderwał od niej swoje wargi. Było jej mało, ale postanowiła się opanować. Nie chciała, żeby panna Gladstone nakryła ich na złym uczynku. Oczywiście, nie uważała, że buziaki są jakimś grzechem czy czymś niedobrym, ale chyba spaliłaby się ze wstydu.
Re: Sala szpitalna
Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się szeroko. Nie dało się ukryć, że czytał sporo, a nawet bardzo dużo. Dlaczego?
- Czytam, bo umiem. - wyszczerzył się radośnie, bo choć zabrzmi to nieco śmiesznie, ale nie wszyscy chłopcy w jego wieku posiadali tą bezcenną wręcz umiejętność. Tak, tak! Można znaleźć kilku umięśnionych Ślizgonów, którzy takimi umiejętnościami nie grzeszą. On nie wyobrażał sobie życia bez porannej lektury Proroka Codziennego, a potem czytania innych książek. On musiał coś czytać, żeby żyć. Było mu to tak potrzebne do życia jak tlen. Stąd też tak dużo wiedział o mugolskim świecie, ale gdyby wpuścić go samego do metra najpewniej byłby z niego niezły ubaw. Zna teorię, nie praktykę. Kupowanie biletu już by przerosło jego umiejętności. Pokiwał twierdząco głową na kolejne jej słowa i nie zamierzał się już spierać czy przekomarzać. Ona swoje wiedziała lepiej i nic nie wskazywało na to, żeby to zdanie zmieniła. Pominął więc tą sprawę całkowicie i uśmiechnął się szeroko.
- Wy jesteście na drugim miejscu, na trzecim są Puszki, a na czwartym Ślizgoni. Nie zasłużyli w tym roku na wygraną, naprawdę. Mimo, że lubię Sophie to w tym roku nie ogarnęła tych nierobów. - stwierdził dość krytycznie. Naprawdę lubił pannę Fitzpatrick, tak samo jak jej ojca, którego wręcz uwielbiał, ale widział wyraźnie, że ten rok nie był ich. I o ile prefektówna robiła co mogła tak reszta miała na to wszystko głęboko wywalone i traciła ciężko zebrane punkty. Szkoda ich... No, ale nic nie mógł zrobić. Rozłożył się jeszcze wygodniej kiedy w skrzydle szpitalnym pojawiła się pielęgniarka.
- Wilson, ty swoich zajęć nie masz? - podniósł głowę wyżej i posłał jej zdumione spojrzenie. Rzucił okiem na zegar wiszący na ścianie. Miał swoje zajęcia. Miał lekcje na które nawet nie był spakowany i na których musiał być. Podniósł się więc z bólem serca z łóżka i pocałował delikatnie pannę Baldwin.
- Znajdę Cię potem. - obiecał, sprzedał jej jeszcze buziaka w czoło, po czym wybiegł ze Skrzydła machając jeszcze radośnie pielęgniarce.
- Czytam, bo umiem. - wyszczerzył się radośnie, bo choć zabrzmi to nieco śmiesznie, ale nie wszyscy chłopcy w jego wieku posiadali tą bezcenną wręcz umiejętność. Tak, tak! Można znaleźć kilku umięśnionych Ślizgonów, którzy takimi umiejętnościami nie grzeszą. On nie wyobrażał sobie życia bez porannej lektury Proroka Codziennego, a potem czytania innych książek. On musiał coś czytać, żeby żyć. Było mu to tak potrzebne do życia jak tlen. Stąd też tak dużo wiedział o mugolskim świecie, ale gdyby wpuścić go samego do metra najpewniej byłby z niego niezły ubaw. Zna teorię, nie praktykę. Kupowanie biletu już by przerosło jego umiejętności. Pokiwał twierdząco głową na kolejne jej słowa i nie zamierzał się już spierać czy przekomarzać. Ona swoje wiedziała lepiej i nic nie wskazywało na to, żeby to zdanie zmieniła. Pominął więc tą sprawę całkowicie i uśmiechnął się szeroko.
- Wy jesteście na drugim miejscu, na trzecim są Puszki, a na czwartym Ślizgoni. Nie zasłużyli w tym roku na wygraną, naprawdę. Mimo, że lubię Sophie to w tym roku nie ogarnęła tych nierobów. - stwierdził dość krytycznie. Naprawdę lubił pannę Fitzpatrick, tak samo jak jej ojca, którego wręcz uwielbiał, ale widział wyraźnie, że ten rok nie był ich. I o ile prefektówna robiła co mogła tak reszta miała na to wszystko głęboko wywalone i traciła ciężko zebrane punkty. Szkoda ich... No, ale nic nie mógł zrobić. Rozłożył się jeszcze wygodniej kiedy w skrzydle szpitalnym pojawiła się pielęgniarka.
- Wilson, ty swoich zajęć nie masz? - podniósł głowę wyżej i posłał jej zdumione spojrzenie. Rzucił okiem na zegar wiszący na ścianie. Miał swoje zajęcia. Miał lekcje na które nawet nie był spakowany i na których musiał być. Podniósł się więc z bólem serca z łóżka i pocałował delikatnie pannę Baldwin.
- Znajdę Cię potem. - obiecał, sprzedał jej jeszcze buziaka w czoło, po czym wybiegł ze Skrzydła machając jeszcze radośnie pielęgniarce.
Re: Sala szpitalna
Również i Maja odwiedziła skrzydło szpitalne, choć do tej pory myślała, że nigdy jej to nie czeka ze względu na jej pogodę ducha. Teraz w zasadzie było jej wszystko jedno co się dzieje, potrzebowała tylko kogoś, kto się nią zajmie i uśmierzy jej cierpienie. A to dzięki swojej głupocie i złemu humorowi napastnika. Ze schodów przetransportowano ją do sali szpitalnej, układając ostrożnie w jednym z łóżek, wcześniej zdejmując z niego śnieżnobiałą pościel.
Młodziutka Rosjanka wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy - zaschnięta krew na twarzy a w tym złamany nos przypominający sobą czerwoną bulwę, do tego złamane obydwie kości w prawym obojczyku oraz mnóstwo fioletowych siniaków na nogach, rękach i nie tylko. Wszystkiemu wtórował niesamowity ból rozprzestrzeniający się po całym ciele. Ale jak na razie tego nie czuła. W końcu była nieprzytomna od dłuższego czasu.
Młodziutka Rosjanka wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy - zaschnięta krew na twarzy a w tym złamany nos przypominający sobą czerwoną bulwę, do tego złamane obydwie kości w prawym obojczyku oraz mnóstwo fioletowych siniaków na nogach, rękach i nie tylko. Wszystkiemu wtórował niesamowity ból rozprzestrzeniający się po całym ciele. Ale jak na razie tego nie czuła. W końcu była nieprzytomna od dłuższego czasu.
Re: Sala szpitalna
Kiedy do skrzydła przyniesiono nieprzytomną uczennicę, Penelope zajmowała się właśnie papierkową robotą. Natychmiast poderwała się z krzesła i została poinformowana przez wybawiciela Rosjanki, że to Puchonka z piątego roku.
- Znowu piętnastolatka.. Piętnastolatki uwielbiają mnie i moje skrzydło szpitalne - westchnęła do siebie, wspominając częste wizyty Polly, Nancy i Noemi, które odwiedzały ją nawet kiedy były zdrowe.
Podeszła do łóżka Mai, wzięła w dłonie jej drobną twarz i skrzywiła się na widok jej powykręcanego nosa. Kilkoma ruchami różdżki oczyściła jej buzię z zaschniętej krwi i zaklęciem uleczyła jej złamanie, prostując jej śliczny nosek. To samo zrobiła z obojczykiem.
Podeszła do szafki z medykamentami, nabiła wielką strzykawę eliksirem wzmacniającym i podała go nieprzytomnej uczennicy. Wtem Puchonka obudziła się.
- Śpij teraz, potrzebujesz dużo odpoczynku. Zobaczymy się jutro rano i wszystko mi opowiesz, już późno - rzekła do ospałej blondynki, przykrywając ją miękką, szpitalną kołdrą. Przy okazji ściągnęła nogi z jej butów i odłożyła obok nogi łóżka.
Pogłaskała ją po głowie na dobranoc, zgasiła kilka świec, pozostawiając w sali słąbe światło. Przeszła do gabinetu gdzie przebrała się i odświeżyła. Opuściła szkołę powolnym krokiem.
- Znowu piętnastolatka.. Piętnastolatki uwielbiają mnie i moje skrzydło szpitalne - westchnęła do siebie, wspominając częste wizyty Polly, Nancy i Noemi, które odwiedzały ją nawet kiedy były zdrowe.
Podeszła do łóżka Mai, wzięła w dłonie jej drobną twarz i skrzywiła się na widok jej powykręcanego nosa. Kilkoma ruchami różdżki oczyściła jej buzię z zaschniętej krwi i zaklęciem uleczyła jej złamanie, prostując jej śliczny nosek. To samo zrobiła z obojczykiem.
Podeszła do szafki z medykamentami, nabiła wielką strzykawę eliksirem wzmacniającym i podała go nieprzytomnej uczennicy. Wtem Puchonka obudziła się.
- Śpij teraz, potrzebujesz dużo odpoczynku. Zobaczymy się jutro rano i wszystko mi opowiesz, już późno - rzekła do ospałej blondynki, przykrywając ją miękką, szpitalną kołdrą. Przy okazji ściągnęła nogi z jej butów i odłożyła obok nogi łóżka.
Pogłaskała ją po głowie na dobranoc, zgasiła kilka świec, pozostawiając w sali słąbe światło. Przeszła do gabinetu gdzie przebrała się i odświeżyła. Opuściła szkołę powolnym krokiem.
Re: Sala szpitalna
Gdy Rosjanka zaczęła odzyskiwać świadomość, pierwszym co odczuła na pewno nie była ulga z podanego medykamentu. Ulga przyszła dopiero później, tuż po nieznośnej fali bólu, przeszywającej jej ciało na wskroś. Nie była w stanie chyba wymienić miejsca, które w tym momencie jako tako pozostawało nieozdobione siniakiem.
- Dziękuję - wymamrotała pod nosem, zaraz po tym jak Penelope pogłaskała ją po głowie, i jak na zawołanie zamknęła oczy, wtulając się w miękką poduszkę. Oczywiście nos i obojczyk, pomimo uleczenia, wciąż ją pobolewał, dlatego uważała, by nie leżeć na prawej stronie oraz by nie zetknąć się nosem z łóżkiem. W zasadzie jej najukochańsza pozycja, na brzuchu, teraz nie wchodziła w ogóle w rachubę. W końcu usnęła.
Rankiem obudziła się może w trochę lepszym stanie, niż do tej pory. Jednak wciąż czuła się kiepsko. Blondynka przewróciła się ostrożnie na plecy, a przy okazji jakoś zdjęła z siebie ciemną szatę z barwami domu, pozostając w spodniach i luźnej koszulce. Spojrzenie wlepiła w sufit, zastanawiając się kiedy będzie mogła opuścić skrzydło.
- Dziękuję - wymamrotała pod nosem, zaraz po tym jak Penelope pogłaskała ją po głowie, i jak na zawołanie zamknęła oczy, wtulając się w miękką poduszkę. Oczywiście nos i obojczyk, pomimo uleczenia, wciąż ją pobolewał, dlatego uważała, by nie leżeć na prawej stronie oraz by nie zetknąć się nosem z łóżkiem. W zasadzie jej najukochańsza pozycja, na brzuchu, teraz nie wchodziła w ogóle w rachubę. W końcu usnęła.
Rankiem obudziła się może w trochę lepszym stanie, niż do tej pory. Jednak wciąż czuła się kiepsko. Blondynka przewróciła się ostrożnie na plecy, a przy okazji jakoś zdjęła z siebie ciemną szatę z barwami domu, pozostając w spodniach i luźnej koszulce. Spojrzenie wlepiła w sufit, zastanawiając się kiedy będzie mogła opuścić skrzydło.
Re: Sala szpitalna
Zaraz po wyjściu z pokoju wspólnego Gryfonów skierował się do skrzydła szpitalnego biegnąc truchtem przez korytarze i nieco przepychając się z ludźmi którzy stanęli mu na drodze. Nawet nie zwracał już uwagi na głupie zaczepki ślizgonów którzy to specjalnie chcieli stanąć mu na drodze. Kończyli wówczas z pięścią wbitą w brzuch i reszta dawała mu już spokój.
Stanął przed wielkimi wrotami do skrzydła i nieco uspokajając swój oddech wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł leżącą na jednym z łóżek drobną blondynkę. Ruszył od razu ku niej uśmiechając się czule do niej, jakby to go już wcześniej zauważyła.
- Cześć kocie co Ci się stało? Jakiś gryfon znalazł Cię na schodach całą połamaną! - Powiedział z wyraźnym smutkiem w głosie. A niby miał ją pilnować i nie dopuścić do tego by coś jej się stało. Nie myślał jednak, że będzie musiał chodzić za nią krok w krok by nie pozwolić na jakieś nieszczęście.
Usiadł na brzegu łóżka łapiąc delikatnie palce Majki, nie wiedział przecież dokładnie co jej się stało a nie chciał jej sprawić przecież bólu.
Stanął przed wielkimi wrotami do skrzydła i nieco uspokajając swój oddech wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł leżącą na jednym z łóżek drobną blondynkę. Ruszył od razu ku niej uśmiechając się czule do niej, jakby to go już wcześniej zauważyła.
- Cześć kocie co Ci się stało? Jakiś gryfon znalazł Cię na schodach całą połamaną! - Powiedział z wyraźnym smutkiem w głosie. A niby miał ją pilnować i nie dopuścić do tego by coś jej się stało. Nie myślał jednak, że będzie musiał chodzić za nią krok w krok by nie pozwolić na jakieś nieszczęście.
Usiadł na brzegu łóżka łapiąc delikatnie palce Majki, nie wiedział przecież dokładnie co jej się stało a nie chciał jej sprawić przecież bólu.
Re: Sala szpitalna
Nie miała pojęcia, która była godzina, ponieważ w pomieszczeniu nie było zegara. Maja - dobra dusza - postanowiła sobie w duchu, że przy następnej okazji kupi tej sympatycznej pielęgniarce jakiś fajny zegar do powieszenia na ścianie, coby przypadkiem nie zatraciła się w czasie a teraz jednak wciąż wpatrywała się w sufit przeliczając od początku każde zarysowanie i tak mijały jej minuty... o ile nie godziny, leżenia w jednej pozycji.
Postanowiła właśnie, że zdrzemnie się na chwilę, kiedy plany pokrzyżowało jej wejście smoka do sali. W pierwszym momencie stwierdziła, że to na pewno Penelope, w końcu obiecała jej, że zjawi się kiedy ta się obudzi i z nią porozmawia, ale gdy przed jej oczami pojawił się Nicolas, skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nic takiego. Spadłam ze schodów - skłamała gładko. Po co miała mu mówić co rzeczywiście się stało? Po co miała komukolwiek to mówić? Zwłaszcza swojemu rodzeństwu, które było w tym samym domu co napastnik. Zacisnęła delikatnie dłoń na dłoni chłopaka, spoglądając na niego.
- Połamany nos, obojczyk i duuużo siniaków. Ale już mi ponastawiano kości. Tylko trochę boli... gorzej z nosem, bo widać, że coś z nim nie tak - pokazała palcem na swój bądź co bądź wciąż spuchnięty i czerwony nos, nie siląc się nawet na żaden uśmiech. Nie miała na to siły.
Postanowiła właśnie, że zdrzemnie się na chwilę, kiedy plany pokrzyżowało jej wejście smoka do sali. W pierwszym momencie stwierdziła, że to na pewno Penelope, w końcu obiecała jej, że zjawi się kiedy ta się obudzi i z nią porozmawia, ale gdy przed jej oczami pojawił się Nicolas, skonsternowana zmarszczyła czoło.
- Nic takiego. Spadłam ze schodów - skłamała gładko. Po co miała mu mówić co rzeczywiście się stało? Po co miała komukolwiek to mówić? Zwłaszcza swojemu rodzeństwu, które było w tym samym domu co napastnik. Zacisnęła delikatnie dłoń na dłoni chłopaka, spoglądając na niego.
- Połamany nos, obojczyk i duuużo siniaków. Ale już mi ponastawiano kości. Tylko trochę boli... gorzej z nosem, bo widać, że coś z nim nie tak - pokazała palcem na swój bądź co bądź wciąż spuchnięty i czerwony nos, nie siląc się nawet na żaden uśmiech. Nie miała na to siły.
Re: Sala szpitalna
Od razu wejście smoka. Przecież cicho wszedł do środka. Jednak kiedy powiedziała mu, że spadła ze schodów jakoś ciężko mu było w to uwierzyć. Dlaczego? A choćby z tego powodu, że miała lęk wysokości. I jeśli miałby ją sobie wyobrazić na tych schodach to szłaby przytulona do barierki. A idąc przy niej nawet jakby się potknęła byłaby w stanie się utrzymać na nogach.
- Poślizgnęłaś się tak? - Zapytał się wywracając oczami. Kiedy to wymieniała części ciała które połamała starannie się im przyglądał zwłaszcza spuchniętemu noskowi na który tak bardzo narzekała dziewczyna. Uśmiechnął się nieco zadziornie i przybliżył do dziewczyny. Nachylając swoją twarz ku jej by złożyć delikatny pocałunek na jej ustach. Starając się jak mógł by nie dotknąć przy okazji jej nosa.
- Czemu, mi się tam podoba ten pomidor, będzie taki ładny, wielki i czerwony. - Zaśmiał się lekko
- No ale dobrze, że jesteś cała, poobijana ale cała. Ehhh nawet na moment nie mogę Cię zostawić bym nie czuł się winny temu, że coś Ci się stanie.- Mruknął bawiąc się przy okazji jej palcami zaplatając palce na przemian z jej palcami.
- Poślizgnęłaś się tak? - Zapytał się wywracając oczami. Kiedy to wymieniała części ciała które połamała starannie się im przyglądał zwłaszcza spuchniętemu noskowi na który tak bardzo narzekała dziewczyna. Uśmiechnął się nieco zadziornie i przybliżył do dziewczyny. Nachylając swoją twarz ku jej by złożyć delikatny pocałunek na jej ustach. Starając się jak mógł by nie dotknąć przy okazji jej nosa.
- Czemu, mi się tam podoba ten pomidor, będzie taki ładny, wielki i czerwony. - Zaśmiał się lekko
- No ale dobrze, że jesteś cała, poobijana ale cała. Ehhh nawet na moment nie mogę Cię zostawić bym nie czuł się winny temu, że coś Ci się stanie.- Mruknął bawiąc się przy okazji jej palcami zaplatając palce na przemian z jej palcami.
Re: Sala szpitalna
Racja. Jej tłumaczenie może nie do końca było trafne ze względu na lęk wysokości, który towarzyszył jej od dziecka, ale przynajmniej częściowo pokrywało się z prawdą.
- Tak... poślizgnęłam się - odpowiedziała cicho, wcale nie czując się dobrze z tym, że kłamie. Gdy Nicolas zbliżył się do niej, całując ją w usta, subtelnie odwzajemniła ten gest a sprawną ręką przyciągnęła go do siebie, sugerując by położył się obok niej. Była drobna, więc mieli dużo miejsca.
- Pani od zielarstwa powinna docenić tą nową odmianę pomidora, którą wyhodowałam - pokręciła głową, uśmiechając się mimowolnie. Socha zawsze umiał ją pocieszyć, nawet jeśli sytuacja była do tego nie adekwatna, jednak jej radość nie potrwała długo.
- Jestem chodzącym nieszczęściem - ukryła twarz w dłoniach jakby miała płakać i... w zasadzie zaczęła. Po krótkiej chwili wytarła niedbale zaróżowione i wilgotne policzki, bardzo ostrożnie przytuliła się do Gryfona, buzię opierając o jego tors.
- Nicolas, ja.. ja wcale nie spadłam ze schodów. Jakiś chłopak z ostatniej klasy najpierw rozrzucił mi książki, roztrzaskał różdżkę a potem zrzucił zaklęciem. Byłam nieprzytomna chyba z godzinę - wyznała, wtulając się mocniej w chłopaka, jakby obawiała się, że ten wstanie i sobie pójdzie.
- Tak... poślizgnęłam się - odpowiedziała cicho, wcale nie czując się dobrze z tym, że kłamie. Gdy Nicolas zbliżył się do niej, całując ją w usta, subtelnie odwzajemniła ten gest a sprawną ręką przyciągnęła go do siebie, sugerując by położył się obok niej. Była drobna, więc mieli dużo miejsca.
- Pani od zielarstwa powinna docenić tą nową odmianę pomidora, którą wyhodowałam - pokręciła głową, uśmiechając się mimowolnie. Socha zawsze umiał ją pocieszyć, nawet jeśli sytuacja była do tego nie adekwatna, jednak jej radość nie potrwała długo.
- Jestem chodzącym nieszczęściem - ukryła twarz w dłoniach jakby miała płakać i... w zasadzie zaczęła. Po krótkiej chwili wytarła niedbale zaróżowione i wilgotne policzki, bardzo ostrożnie przytuliła się do Gryfona, buzię opierając o jego tors.
- Nicolas, ja.. ja wcale nie spadłam ze schodów. Jakiś chłopak z ostatniej klasy najpierw rozrzucił mi książki, roztrzaskał różdżkę a potem zrzucił zaklęciem. Byłam nieprzytomna chyba z godzinę - wyznała, wtulając się mocniej w chłopaka, jakby obawiała się, że ten wstanie i sobie pójdzie.
Re: Sala szpitalna
Miał zamiar coś sprawdzić, więc już rozpoczął swoją grę uśmiechając się lekko w duchu, że w brew pozoru zwyczajne pytanie było podchwytliwe i miało mu pomóc przy możliwie późniejszym zdemaskowaniu kłamstwa.
- No jasne, kto wie może nawet trafisz na talię kart z czekoladowych żab.- Zdążył jedynie odpowiedzieć kiedy to został pociągnięty na łóżko obok dziewczyny. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie chciał być teraz jak najbliżej Majki. Dłonią przejeżdżając po jej policzku i odgarniając kilka niesfornych blond kosmyków włosów z jej twarzyczki.
Na kolejne słowa nie zdążył nawet zareagować bo dziewczyna się rozpłakała przy nim. Od razu przesunął się nieco niżej na łóżku by się zrównać z jej zapłakaną twarzą i przykładając swoje czoło do jej zaczął szeptać do dziewczyny dłonią starając się zebrać ostatnie łzy z jej policzka.
- Hej nie mów tak nawet! Każdemu się może zdarzyć, a te schody są chore, tam było chyba najwięcej wypadków jakie miały miejsce w szkole. No i ktoś kto daje innym tak wiele szczęścia nie może być nieszczęściem.- Odpowiedział starając się unieść jej podbródek do góry by móc jej to powiedzieć prosto w oczy, jednak dziewczyna od razu skryła twarz w jego torsie.
Tą uroczą chwilę przerwały kolejne słowa Majki. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Dłoń zacisnęła się w pięść zgarniając w nią trochę kołdry.
- Co za ślizgońsie bydle ci to zrobiło? Wiesz jak się nazywa? Albo chociaż jak on wygląda?- Zasypał ją kilkoma pytaniami i skąd wiedział, że to był ślizgon? Otóż tylko oni mogli być tak nie honorowi by zaatakować młodszego ucznia i to w dodatku kobietę. Był osobą pozbawioną wszelkich zasad i honoru, a takimi Nico gorzej niż gardził.
- Widzisz, teraz tym bardziej potwierdziły się moje słowa, że nie jesteś nieszczęściem, a jedynie trafiłaś na kompletnie pozbawionego zasad kretyna.- Dopowiedział nie przestając jeździć swoją dłonią po jej policzku i nieco mocniej ją przytulić. Albo to ona się jeszcze bardziej w niego wtuliła.
- No jasne, kto wie może nawet trafisz na talię kart z czekoladowych żab.- Zdążył jedynie odpowiedzieć kiedy to został pociągnięty na łóżko obok dziewczyny. Nie przeszkadzało mu to, a wręcz przeciwnie chciał być teraz jak najbliżej Majki. Dłonią przejeżdżając po jej policzku i odgarniając kilka niesfornych blond kosmyków włosów z jej twarzyczki.
Na kolejne słowa nie zdążył nawet zareagować bo dziewczyna się rozpłakała przy nim. Od razu przesunął się nieco niżej na łóżku by się zrównać z jej zapłakaną twarzą i przykładając swoje czoło do jej zaczął szeptać do dziewczyny dłonią starając się zebrać ostatnie łzy z jej policzka.
- Hej nie mów tak nawet! Każdemu się może zdarzyć, a te schody są chore, tam było chyba najwięcej wypadków jakie miały miejsce w szkole. No i ktoś kto daje innym tak wiele szczęścia nie może być nieszczęściem.- Odpowiedział starając się unieść jej podbródek do góry by móc jej to powiedzieć prosto w oczy, jednak dziewczyna od razu skryła twarz w jego torsie.
Tą uroczą chwilę przerwały kolejne słowa Majki. Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Dłoń zacisnęła się w pięść zgarniając w nią trochę kołdry.
- Co za ślizgońsie bydle ci to zrobiło? Wiesz jak się nazywa? Albo chociaż jak on wygląda?- Zasypał ją kilkoma pytaniami i skąd wiedział, że to był ślizgon? Otóż tylko oni mogli być tak nie honorowi by zaatakować młodszego ucznia i to w dodatku kobietę. Był osobą pozbawioną wszelkich zasad i honoru, a takimi Nico gorzej niż gardził.
- Widzisz, teraz tym bardziej potwierdziły się moje słowa, że nie jesteś nieszczęściem, a jedynie trafiłaś na kompletnie pozbawionego zasad kretyna.- Dopowiedział nie przestając jeździć swoją dłonią po jej policzku i nieco mocniej ją przytulić. Albo to ona się jeszcze bardziej w niego wtuliła.
Re: Sala szpitalna
Oczywiście, że wiedziała kto to był i jak wyglądał. Przecież nim w ogóle zdążył ją zrzucić z tych schodów, wdała się z nim w głupkowatą dyskusję, którą na dobrą sprawę on sam sprowokował wyzywając ją od rosyjskich ścierw i idiotek. Uniosła na chwilę wzrok, spoglądając na Nicolasa, gdy ten zasypał ją milionem pytań, ale zaraz po tym wtuliła się w niego z powrotem.
- I po co Ci to? - spytała między jednym szlochem a drugim. Tylko po to, żeby sprawdzić czy intuicja jej nie zmyliła; już chwilę temu postawiła Sochę na wysokości z Aleksym i Marianną, którzy na pewno nie puszczą płazem tej sytuacji. No, przynajmniej Aleksy. O Mani nie wiedziała za bardzo co myśleć, bo jej siostra zmieniła się w przeciągu ostatnich kilku tygodni tak, że to Puchonka objęła sobie za cel opiekę nad nią.
Pech chciał, że kiedy ponownie chciała się podnieść do góry, za mocno poruszyła prawą ręką sprawiając sobie przy tym nic innego, niż ból.
- Widzisz, jestem nieszczęściem - jęknęła cicho, rozmasowując ostrożnie swoje ramię i obojczyk a gdy fala bólu minęła, położyła się na plecach, w dłoń łapiąc dłoń Nicolasa.
- No, nieważne, lepiej mi opowiedz co robiłeś, kiedy mnie nie było - uśmiechnęła się zachęcająco, chcąc całkowicie zmienić temat dyskusji. Na coś pozytywniejszego od użalania się nad sobą. Zresztą, Vulkodlakowej tak rzadko zdarzało się użalanie, że raz na czas mogła, przez krótką chwilę się rozkleić.
- I po co Ci to? - spytała między jednym szlochem a drugim. Tylko po to, żeby sprawdzić czy intuicja jej nie zmyliła; już chwilę temu postawiła Sochę na wysokości z Aleksym i Marianną, którzy na pewno nie puszczą płazem tej sytuacji. No, przynajmniej Aleksy. O Mani nie wiedziała za bardzo co myśleć, bo jej siostra zmieniła się w przeciągu ostatnich kilku tygodni tak, że to Puchonka objęła sobie za cel opiekę nad nią.
Pech chciał, że kiedy ponownie chciała się podnieść do góry, za mocno poruszyła prawą ręką sprawiając sobie przy tym nic innego, niż ból.
- Widzisz, jestem nieszczęściem - jęknęła cicho, rozmasowując ostrożnie swoje ramię i obojczyk a gdy fala bólu minęła, położyła się na plecach, w dłoń łapiąc dłoń Nicolasa.
- No, nieważne, lepiej mi opowiedz co robiłeś, kiedy mnie nie było - uśmiechnęła się zachęcająco, chcąc całkowicie zmienić temat dyskusji. Na coś pozytywniejszego od użalania się nad sobą. Zresztą, Vulkodlakowej tak rzadko zdarzało się użalanie, że raz na czas mogła, przez krótką chwilę się rozkleić.
Re: Sala szpitalna
- Choćby dlatego, aby zdobyć Ci zastępczą różdżkę, w końcu jest ci ją winny. No i dlatego by już nigdy przez niego tutaj nikt nie trafił w podobnym stanie do ciebie.- Odpowiedział niezadowolony, domyślał się jednak, że nie będzie chciała powiedzieć mu kto to był. Tylko dlaczego? Obawiała się o niego. Jej słodko, ale to na prawdę nie było konieczne, bo był na tyle dużym chłopcem by się sam obronić.
Kiedy to próbowała się przesunąć i usłyszał jak cierpi powstrzymał ją od dalszego wykonywania ruchów i podniósł się nieco do góry.
- Przeszkadzam Ci trochę? Jeśli tak to powiedz, bo to Ty masz teraz wypoczywać i wracać do sił, a nie ja. A poleżeć sobie gdzieś razem jeszcze zawsze będziemy mogli.- Powiedział uśmiechając się do dziewczyny, bo jeśli jej przeszkadzał to mógł zejść z tego łóżka. W końcu nie były one też nie wiadomo jak wielkie.
- Ja nic, siedziałem w pokoju wspólnym i rozmawiałem ze znajomymi i wtedy usłyszałem słowa, że leżysz w skrzydle szpitalnym.- Odpowiedział, na powrót się kładąc obok dziewczyny (bo za pewnie go przyciągnęła jeszcze do siebie) i wpatrywał się w jej twarzyczkę przez chwilkę by pocałować ją czule w czółko i znów się do niej przytulić. A co! Taki misiak z niego był.
Kiedy to próbowała się przesunąć i usłyszał jak cierpi powstrzymał ją od dalszego wykonywania ruchów i podniósł się nieco do góry.
- Przeszkadzam Ci trochę? Jeśli tak to powiedz, bo to Ty masz teraz wypoczywać i wracać do sił, a nie ja. A poleżeć sobie gdzieś razem jeszcze zawsze będziemy mogli.- Powiedział uśmiechając się do dziewczyny, bo jeśli jej przeszkadzał to mógł zejść z tego łóżka. W końcu nie były one też nie wiadomo jak wielkie.
- Ja nic, siedziałem w pokoju wspólnym i rozmawiałem ze znajomymi i wtedy usłyszałem słowa, że leżysz w skrzydle szpitalnym.- Odpowiedział, na powrót się kładąc obok dziewczyny (bo za pewnie go przyciągnęła jeszcze do siebie) i wpatrywał się w jej twarzyczkę przez chwilkę by pocałować ją czule w czółko i znów się do niej przytulić. A co! Taki misiak z niego był.
Re: Sala szpitalna
Różdżka, różdżka... no tak, swoją straciła a nawet jeśli leży gdzieś pod schodami to roztrzaskana w drobny mak. Musiała znaleźć albo Mariannę albo Aleksego, żeby z nią pojechali do Londynu, bądź zwrócić się do któregoś nauczyciela z prośbą. Westchnęła cicho, nie pozwalając Nicolasowi, by zszedł z łóżka, co było chyba wystarczającą odpowiedzią na jego pytanie.
- Nie idź - mruknęła dodatkowo, spoglądając na Gryfona z powrotem z wesołymi iskierkami w oczach. A wszystko dzięki niemu! I może trochę dzięki eliksirowi wzmacniającemu, który uśmierzał jej ból odkąd się tutaj znalazła. Swoje chude palce wplotła między palce Nicolasa, przyciągając go do siebie ostrożnie, ale stanowczo zarazem. Na pocałunek w czoło obdarzyła chłopaka uśmiechem, przytulając się do niego.
- Muszę Ci coś jeszcze powiedzieć... albo nie, pokażę Ci to, jak wyjdę ze skrzydła - mruknęła bardziej do siebie, podciągając się nieco do góry, by zaraz po tym pocałować Gryfona w usta. Tym samym chciała ostudzić jego ciekawość, bo była zdania, że jednak poinformowanie go, iż po przemianie jest wielkim kotem w skrzydle szpitalnym nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jeszcze doszedłby do wniosku, że za mocno uderzyła głową w stopień i jej się poprzestawiały klepki.
- Zależy mi na Tobie, Socha - powiedziała, tuż po tym jak oderwała się od jego warg. Kiedyś chyba musiała to powiedzieć, prawda? Poza tym już sam fakt, że olał swoich znajomych i przyleciał tutaj po krótkiej informacji osoby trzeciej o wypadku młodej Rosjanki z Hufflepuff'u o czymś świadczył. - Myślałam, że będę tylko na chwilę - wyjawiła po chwili, kładąc się z powrotem. Pod głowę wsadziła sobie poduszkę, by mieć lepszy widok na twarz Czecha.
- Nie idź - mruknęła dodatkowo, spoglądając na Gryfona z powrotem z wesołymi iskierkami w oczach. A wszystko dzięki niemu! I może trochę dzięki eliksirowi wzmacniającemu, który uśmierzał jej ból odkąd się tutaj znalazła. Swoje chude palce wplotła między palce Nicolasa, przyciągając go do siebie ostrożnie, ale stanowczo zarazem. Na pocałunek w czoło obdarzyła chłopaka uśmiechem, przytulając się do niego.
- Muszę Ci coś jeszcze powiedzieć... albo nie, pokażę Ci to, jak wyjdę ze skrzydła - mruknęła bardziej do siebie, podciągając się nieco do góry, by zaraz po tym pocałować Gryfona w usta. Tym samym chciała ostudzić jego ciekawość, bo była zdania, że jednak poinformowanie go, iż po przemianie jest wielkim kotem w skrzydle szpitalnym nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jeszcze doszedłby do wniosku, że za mocno uderzyła głową w stopień i jej się poprzestawiały klepki.
- Zależy mi na Tobie, Socha - powiedziała, tuż po tym jak oderwała się od jego warg. Kiedyś chyba musiała to powiedzieć, prawda? Poza tym już sam fakt, że olał swoich znajomych i przyleciał tutaj po krótkiej informacji osoby trzeciej o wypadku młodej Rosjanki z Hufflepuff'u o czymś świadczył. - Myślałam, że będę tylko na chwilę - wyjawiła po chwili, kładąc się z powrotem. Pod głowę wsadziła sobie poduszkę, by mieć lepszy widok na twarz Czecha.
Re: Sala szpitalna
- No dobrze nigdzie się nie będę wybierać. Chociaż już widzę jaki dostaję ochrzan jak ktoś tutaj wejdzie.- Odpowiedział uśmiechając się i mimowolnie zerknął na moment na wielkie drzwi, czy aby na pewno nikt nie wchodzi. Znów powrócił wzrokiem do dziewczyny przysłuchując się dokładniej kolejnym słowom jakie wyleciały z jej ust. Coś mu powiedzieć? Nie... Coś pokazać, jeszcze lepiej. W głowie Nicolasa pojawiła się bardzo niegrzeczna i grzeszna myśl. Miał piętnaście lat, a w tym wieku chłopcy nie zawsze myślą tylko mózgiem...
I choć pomimo tego, że dziewczyna chciała odwrócić jego uwagę od jej słów poprzez pocałunek, który odwzajemnił. To i tak nie była w stanie wybić mu z głowy tego co powiedziała... Miał piętnaście lat!
- Brzmi to trochę podejrzanie.- Powiedział starając się pozbyć tych niegrzecznych myśli, choć musiał przyznać, że bardzo niechętnie. Na szczęście padły słowa które nieco ocuciły chłopaka, powodując, że przy okazji na ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Mi na tobie Maju także i to bardzo.- Odpowiedział uśmiechając się przy tym szeroko. Ot był szczęśliwy, że to nie była jakaś nieodwzajemniona miłość. Oparł głowę na ręce i westchnął bujając nieco w obłokach.
- Wszystkie początki zawsze są trudne, my już jednak mamy to za sobą. - Mruknął do niej cicho. Sam przez jakiś czas nie wiedział co z tego wyjdzie, ale skoro zdradzili już sobie swoje uczucia to stracił już wszelką niepewność.
I choć pomimo tego, że dziewczyna chciała odwrócić jego uwagę od jej słów poprzez pocałunek, który odwzajemnił. To i tak nie była w stanie wybić mu z głowy tego co powiedziała... Miał piętnaście lat!
- Brzmi to trochę podejrzanie.- Powiedział starając się pozbyć tych niegrzecznych myśli, choć musiał przyznać, że bardzo niechętnie. Na szczęście padły słowa które nieco ocuciły chłopaka, powodując, że przy okazji na ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Mi na tobie Maju także i to bardzo.- Odpowiedział uśmiechając się przy tym szeroko. Ot był szczęśliwy, że to nie była jakaś nieodwzajemniona miłość. Oparł głowę na ręce i westchnął bujając nieco w obłokach.
- Wszystkie początki zawsze są trudne, my już jednak mamy to za sobą. - Mruknął do niej cicho. Sam przez jakiś czas nie wiedział co z tego wyjdzie, ale skoro zdradzili już sobie swoje uczucia to stracił już wszelką niepewność.
Re: Sala szpitalna
W pewnej chwili długotrwałego leżenia poczuła, że zaraz ją szlag trafi. Marianna miała rację co do tego, że Maja jest nadpobudliwa. Jej aktualne wiercenie się w miejscu i ostatecznie podniesienie się do pozycji siedzącej było tego doskonałym przykładem. Zawyła bezdźwięcznie kierując równocześnie z Nicolasem wzrok na drzwi, tyle, że ona oczekiwała nadejścia Penelope. Albo kogoś, kto pozwoli jej wyjść z tej klatki. Gdy Socha wróci do swojego pokoju wspólnego, ona znowu zostanie sama w czterech ścianach, denerwując się na panującą tutaj ciszę. To skrzydło wcale nie pomagało w zdrowieniu! Wręcz przeciwnie - sprawiało, że człowiek dostawał białej gorączki.
Blondynka pokręciła zrezygnowana głową, dochodząc do wniosku, że sama się zwolni, gdy do jutra nie pojawi się tutaj pielęgniarka a odwiedzi ją kiedy indziej. Wtedy, kiedy będzie w lepszym stanie i humorze. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się jak jej słowa mogły zabrzmieć. Dość... dwuznacznie. Odchyliła skonsternowana głowę do tyłu, wspominając słowa Aleksego o tym, by uważała na chłopców.
- Tak miało zabrzmieć, ale... nie wiem o czym Ty myślisz, Socha - stwierdziła krótko, uśmiechając się złośliwie. Niech sobie myśli co chce! Najwyżej potem będzie marudzić, że nie tego się spodziewał, cóż. Gdy Gryfon rozwiał jej wątpliwości co do uczuć, złośliwy uśmiech przerodził się w ten radosny, którym zawsze obdarzała ludzi na prawo i lewo.
- Będziesz mieć ze mną ciężkie życie - podparła się ręką, kompletnie zapominając o tym, że zamiast nosa ma nos wokół którego jest czerwona, opuchnięta plama.
Blondynka pokręciła zrezygnowana głową, dochodząc do wniosku, że sama się zwolni, gdy do jutra nie pojawi się tutaj pielęgniarka a odwiedzi ją kiedy indziej. Wtedy, kiedy będzie w lepszym stanie i humorze. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się jak jej słowa mogły zabrzmieć. Dość... dwuznacznie. Odchyliła skonsternowana głowę do tyłu, wspominając słowa Aleksego o tym, by uważała na chłopców.
- Tak miało zabrzmieć, ale... nie wiem o czym Ty myślisz, Socha - stwierdziła krótko, uśmiechając się złośliwie. Niech sobie myśli co chce! Najwyżej potem będzie marudzić, że nie tego się spodziewał, cóż. Gdy Gryfon rozwiał jej wątpliwości co do uczuć, złośliwy uśmiech przerodził się w ten radosny, którym zawsze obdarzała ludzi na prawo i lewo.
- Będziesz mieć ze mną ciężkie życie - podparła się ręką, kompletnie zapominając o tym, że zamiast nosa ma nos wokół którego jest czerwona, opuchnięta plama.
Re: Sala szpitalna
To prawda, on również nie cierpiał tutaj leżeć i jak pojawiała się tylko okazja to uciekał stąd nie mówiąc nigdy nic nikomu. Pielęgniarki wpierw przestraszone chyba zaczynały się do tego przyzwyczajać. Więc czy nie mógłby ocalić swojej księżniczki i razem z nią uciec z tej wysokiej wieży by niczym książę i królewna z bajki żyć sobie długo i szczęśliwie.
- Co już nie możesz tutaj wysiedzieć?- Zapytał się obserwując jak się wierci cały czas na tym łóżku. Powstrzymał się od śmiechu widząc to jak na niego spojrzała uśmiechając się jedynie. Czyżby przeczytała jego myśli? Nie... To raczej nie możliwe. Lepiej dla niego by było jakby nie potrafiła czytać. Bo nigdy nie był do końca pewny, czy jeszcze kiedyś tak nie pomyśli. No i też co było w tym złego, że podobała mu się aż tak Majka? To chyba dobrze prawda?
- Ja? Nic złego, tylko nie wiem czego tutaj się do końca spodziewać.- Odpowiedział uśmiechając się ukazując rząd białych zębów. Musiał troszkę skłamać w tej sprawie, bo przecież nie powiedziałby dziewczynie co właśnie sobie pomyślał. Nie, nie. Aż tak szczery to on nie był.
- No i bardzo dobrze! Nuda by mnie wykończyła, a tak to zawsze będzie coś się działo. Będziemy mieli szalone życie, bo i ja nie pozwolę Ci się nudzić.- Powiedział i powoli uwalniając się z objęć siebie i dziewczynę wstał z łóżka. Spoglądając za siebie.
- Jak się czujesz?- Powiedział unosząc brwi do góry i uśmiechając się łobuzersko. W razie czego zawsze mógł ją stąd wynieść.
- Co już nie możesz tutaj wysiedzieć?- Zapytał się obserwując jak się wierci cały czas na tym łóżku. Powstrzymał się od śmiechu widząc to jak na niego spojrzała uśmiechając się jedynie. Czyżby przeczytała jego myśli? Nie... To raczej nie możliwe. Lepiej dla niego by było jakby nie potrafiła czytać. Bo nigdy nie był do końca pewny, czy jeszcze kiedyś tak nie pomyśli. No i też co było w tym złego, że podobała mu się aż tak Majka? To chyba dobrze prawda?
- Ja? Nic złego, tylko nie wiem czego tutaj się do końca spodziewać.- Odpowiedział uśmiechając się ukazując rząd białych zębów. Musiał troszkę skłamać w tej sprawie, bo przecież nie powiedziałby dziewczynie co właśnie sobie pomyślał. Nie, nie. Aż tak szczery to on nie był.
- No i bardzo dobrze! Nuda by mnie wykończyła, a tak to zawsze będzie coś się działo. Będziemy mieli szalone życie, bo i ja nie pozwolę Ci się nudzić.- Powiedział i powoli uwalniając się z objęć siebie i dziewczynę wstał z łóżka. Spoglądając za siebie.
- Jak się czujesz?- Powiedział unosząc brwi do góry i uśmiechając się łobuzersko. W razie czego zawsze mógł ją stąd wynieść.
Re: Sala szpitalna
Z malującym się na twarzy rozgoryczeniem kręciła się z boku na bok, ostatecznie kładąc się na plecach. Gdyby nie obolałe kości obojczyka to mogłaby nawet leżeć na brzuchu, krzyżem, wznosząc modły do Boga, by ją uzdrowił i stąd zabrał. Widać święty odczytał jej prośbę i zesłał jej Nicolasa.
- No... - mruknęła, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. Penelope chyba się nie obrazi jak sobie stąd pójdzie, prawda? Chyba kiedyś musiała odpocząć od poszkodowanych uczniów a Maja tylko jej w tym chciała pomóc!
- Zobaczysz - machnęła na niego ręką, tym samym dając mu do zrozumienia, żeby nie ciągnął tematu. Wszystko zobaczy w swoim czasie albo i nie, jeśli będzie marudzić. W końcu popatrzyła na niego jak podnosi się z łóżka a pytanie o stan zdrowia zabrzmiało dość wymownie. Długo nie musiała się zastanawiać na odpowiedzią.
- Całkiem nieźle - i z uśmiechem na twarzy wyciągnęła do niego ręce. - Pomóż mi wstać i zebrać te ciuchy, a potem mnie stąd porwij! - widać poprawnie odczytała zamiary Nicolasa, bo niewiele później w skrzydle zapanowała cisza i spokój.
/chcesz to zacznij pisać gdzieś indziej, a jak nie... to nie
- No... - mruknęła, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. Penelope chyba się nie obrazi jak sobie stąd pójdzie, prawda? Chyba kiedyś musiała odpocząć od poszkodowanych uczniów a Maja tylko jej w tym chciała pomóc!
- Zobaczysz - machnęła na niego ręką, tym samym dając mu do zrozumienia, żeby nie ciągnął tematu. Wszystko zobaczy w swoim czasie albo i nie, jeśli będzie marudzić. W końcu popatrzyła na niego jak podnosi się z łóżka a pytanie o stan zdrowia zabrzmiało dość wymownie. Długo nie musiała się zastanawiać na odpowiedzią.
- Całkiem nieźle - i z uśmiechem na twarzy wyciągnęła do niego ręce. - Pomóż mi wstać i zebrać te ciuchy, a potem mnie stąd porwij! - widać poprawnie odczytała zamiary Nicolasa, bo niewiele później w skrzydle zapanowała cisza i spokój.
/chcesz to zacznij pisać gdzieś indziej, a jak nie... to nie
Re: Sala szpitalna
Kiedy Aiko zaproponowała, ze ich kolejnym przystankiem będzie skrzydło szpitalne, Hannah zgodziła się bez mrugnięcia. Jak to mówią: wielkie umysły myślą podobnie!
Przemierzały schodami piętra w dół, aż w końcu znalazły się królestwie panny Gladstone, szkolnej pielęgniarki. Hannah spojrzała jeszcze ostatni raz na koleżankę z Ravenclawu, która kiwnęła tylko porozumiewawczo głową.
Puchonka nacisnęła na klamkę i pchnęła ciężkie drzwi, które ustąpiły bez trudu. Obie dziewczyny weszły pewnie do pomieszczenia. Oczekiwały znowu dźwięku dzwoneczków.
- No i jesteśmy, skrzydło szpitalne..
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kolejnego zadania.
Przemierzały schodami piętra w dół, aż w końcu znalazły się królestwie panny Gladstone, szkolnej pielęgniarki. Hannah spojrzała jeszcze ostatni raz na koleżankę z Ravenclawu, która kiwnęła tylko porozumiewawczo głową.
Puchonka nacisnęła na klamkę i pchnęła ciężkie drzwi, które ustąpiły bez trudu. Obie dziewczyny weszły pewnie do pomieszczenia. Oczekiwały znowu dźwięku dzwoneczków.
- No i jesteśmy, skrzydło szpitalne..
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kolejnego zadania.
Strona 4 z 15 • 1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 15
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 4 z 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach