Sala szpitalna
+49
Stella Stark
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Richard Baizen
Abigail Wellington
Elsa de la Vega
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Brandon Tayth
Bohater Niezależny
Peter Raffles
Matthew Sneddon
Nevan Fraser
Aleksander Cortez
Elena Tyanikova
Ian Ames
Connor Campbell
Vanadesse Devereux
Zoja Yordanova
Prawie Bezgłowy Nick
Logan Campbell
Aaron Matluck
Genevieve White
Felicja Socha
Gabriel Griffiths
Malcolm McMillan
Szara Dama
William Greengrass
Dymitr Milligan
Samantha Davies
Benedict Walton
Blaise Harvin
Vin Xakly
Leanne Chatier
Aiko Miyazaki
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Rika Shaft
Mistrz Gry
Hannah Wilson
Jeremy Scott
Vincent Cramer
Claudia Fitzpatrick
James Scott
Polly Baldwin
Penelope Gladstone
Charles Wilson
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
53 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 9 z 15
Strona 9 z 15 • 1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15
Sala szpitalna
First topic message reminder :
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Mógł się od razu domyślić, iż przywiązanie Logana do ich obojga rodziców, nigdy nie pozwoliłoby mu na strojenie żartów na temat ich śmierci, tylko po to, aby zobaczyć zaskoczoną minę Connora. Brunet westchnął ciężko i oparł czoło o otwartą dłoń, wbijając puste spojrzenie w podłogę. Tak, śmierć ojca była dla niego szokiem. Co z tego, że jawnie go nie wspierał w walce z chorobą, skoro gdzieś tam w głębi serca kibicował mu z całych sił. Oczywiście poprzez silną urazę do Nathana Campbella Ślizgon nie chciał się przyznać do swych prawdziwych uczuć, zasłaniając się zasadą "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Być może wyrządził tym wiele szkody sobie, niż innym zainteresowanym. Szkoda, że dotarło to do niego dopiero po tragedii, której być może dałoby się uniknąć przy odrobinie chęci.
Nagle atramentowy poczuł coś szorstkiego na odsłoniętym przedramieniu i podniósł wzrok z kamiennej posadzki. Logan wyciągał ku niemu pokaźny zwitek żółtawych pergaminów, które Ślizgon od razu od niego przejął, rozwinął i zagłębił się w lekturze. Po każdej przeczytanej linijce jego oczy stawały się coraz szersze, a wyraz twarzy wyraźnie zaskoczony. Nie spodziewał się, iż ojca będzie stać na coś takiego w ostatnich chwilach swego życia. Co prawda nie powiedział im tego prosto w oczy, ale cóż... nie było do tego sposobności.
Po dwukrotnym przeczytaniu koślawych słów perfekcjonisty Nathana Campbella, odłożył plik pergaminów na szafkę nocną przy łóżku, zajmowanym przez Logana i przeniósł wymowne spojrzenie na brata. Connor nie miał zamiaru płakać. Rzadko płakał, a mimo wszystko ojciec nie zasługiwał na jego łzy.
Młodszy bliźniak nie chciał przerywać tej wymownej ciszy pomiędzy nim a Puchonem. Chyba oboje potrzebowali chwili na wyciszenie się po taki wiadomościach. Teraz wszystkie niesnaski odchodziły na milionowy plan, musieli się trzymać razem, gdyż z zastraszającą szybkością liczebność ich rodziny drastycznie malała.
Nagle atramentowy poczuł coś szorstkiego na odsłoniętym przedramieniu i podniósł wzrok z kamiennej posadzki. Logan wyciągał ku niemu pokaźny zwitek żółtawych pergaminów, które Ślizgon od razu od niego przejął, rozwinął i zagłębił się w lekturze. Po każdej przeczytanej linijce jego oczy stawały się coraz szersze, a wyraz twarzy wyraźnie zaskoczony. Nie spodziewał się, iż ojca będzie stać na coś takiego w ostatnich chwilach swego życia. Co prawda nie powiedział im tego prosto w oczy, ale cóż... nie było do tego sposobności.
Po dwukrotnym przeczytaniu koślawych słów perfekcjonisty Nathana Campbella, odłożył plik pergaminów na szafkę nocną przy łóżku, zajmowanym przez Logana i przeniósł wymowne spojrzenie na brata. Connor nie miał zamiaru płakać. Rzadko płakał, a mimo wszystko ojciec nie zasługiwał na jego łzy.
Młodszy bliźniak nie chciał przerywać tej wymownej ciszy pomiędzy nim a Puchonem. Chyba oboje potrzebowali chwili na wyciszenie się po taki wiadomościach. Teraz wszystkie niesnaski odchodziły na milionowy plan, musieli się trzymać razem, gdyż z zastraszającą szybkością liczebność ich rodziny drastycznie malała.
Re: Sala szpitalna
W pomieszczeniu nastała głucha cisza, słychać było jedynie stłumione odgłosy dobiegające z korytarza. Wciąż nie mógł pogodzić się ze śmiercią ojca, zapewne minie wiele czasu, zanim dotrze do niego ta okrutna prawda, tak samo jak było w przypadku matki, choć wtedy miał zaledwie sześć lat.
- Cherry jest w Beauxbatons - przerwał w końcu ciszę podając tym razem Connorowi list od Agnes z informacją o śmierci ojca oraz wyjeździe na początku roku szkolnego siostry do Francji.
Mimo, iż powinni trzymać się razem w takiej chwili, starszy z bliźniaków dalej miał za złe temu młodszemu, że odwrócił się od niego wcześniej, zamiast wzajemnie się wspierać. Wciąż leżał odwrócony do niego plecami, wyjął zza głowy okaleczoną dłoń i zaczął się jej badawczo przyglądać. Na pewno minie sporo czasu nim przyzwyczai się do tych nowych sytuacji.
- Cherry jest w Beauxbatons - przerwał w końcu ciszę podając tym razem Connorowi list od Agnes z informacją o śmierci ojca oraz wyjeździe na początku roku szkolnego siostry do Francji.
Mimo, iż powinni trzymać się razem w takiej chwili, starszy z bliźniaków dalej miał za złe temu młodszemu, że odwrócił się od niego wcześniej, zamiast wzajemnie się wspierać. Wciąż leżał odwrócony do niego plecami, wyjął zza głowy okaleczoną dłoń i zaczął się jej badawczo przyglądać. Na pewno minie sporo czasu nim przyzwyczai się do tych nowych sytuacji.
Re: Sala szpitalna
Zielony uśmiechnął się lekko, słysząc kolejną informację, zaserwowaną mu przez brata. Przejął od niego kolejny zwitek pergaminu i szybko przeczytał.
- Zawsze chciała tam pojechać - odparł z lekką ulgą, gdyż w końcu wyjaśniła się ta dziwna nieobecność ich siostry w Hogwarcie, a za razem ich życiu.
Connor nie był pewien czy powinien jeszcze cokolwiek mówić. Nie czuł się jeszcze na siłach na pogodzenie się z Loganem. Nadal miał do niego żal, iż tak zażarcie bronił ojca, w ogóle nie starając się zrozumieć pobudek atramentowego.
- Kto Cię tak urządził? - zapytał z ciekawością, przenosząc ich rozmowę na inne tory. Wbił swoje jasne tęczówki w plecy brata, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Zawsze chciała tam pojechać - odparł z lekką ulgą, gdyż w końcu wyjaśniła się ta dziwna nieobecność ich siostry w Hogwarcie, a za razem ich życiu.
Connor nie był pewien czy powinien jeszcze cokolwiek mówić. Nie czuł się jeszcze na siłach na pogodzenie się z Loganem. Nadal miał do niego żal, iż tak zażarcie bronił ojca, w ogóle nie starając się zrozumieć pobudek atramentowego.
- Kto Cię tak urządził? - zapytał z ciekawością, przenosząc ich rozmowę na inne tory. Wbił swoje jasne tęczówki w plecy brata, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
Re: Sala szpitalna
Fakt, Cherry zawsze marzyła, aby choć na jeden dzień trafić do tej magicznej szkoły. Teraz przynajmniej już wiedział, że siostra nie uciekła, ani nic jej się nie stało, tylko wyjechała do Francji.
- Wypadek - odparł. Uznał, że nie musi się tłumaczyć każdemu, im mniej osób wie, tym lepiej. Znów powróciły do jego głowy wspomnienia związane z podwalinami te ostatnie wymieszane z tymi z początku roku szkolnego. Całe ciało dalej miał obolałe, teraz zastanowił by się kilka razy, zanim by postanowił iść z powrotem do pokoju wspólnego Puchonów. Przez wieczorny list nie mógł spać i teraz dawało niewyspanie o sobie znać. Przymknął na chwilę oczy, a kilka chwil później słychać było jego miarowy oddech.
- Wypadek - odparł. Uznał, że nie musi się tłumaczyć każdemu, im mniej osób wie, tym lepiej. Znów powróciły do jego głowy wspomnienia związane z podwalinami te ostatnie wymieszane z tymi z początku roku szkolnego. Całe ciało dalej miał obolałe, teraz zastanowił by się kilka razy, zanim by postanowił iść z powrotem do pokoju wspólnego Puchonów. Przez wieczorny list nie mógł spać i teraz dawało niewyspanie o sobie znać. Przymknął na chwilę oczy, a kilka chwil później słychać było jego miarowy oddech.
Re: Sala szpitalna
Wbiegł do Skrzydła szpitalnego ciężko dysząc i prowadząc za sobą niewidzialne nosze, na których leżał nieprzytomny Cambell. Po drodze z Lasu Matluck zauważył, że całe ciało Logana skrępowane jest jakimiś sznurami, których wolał mimo wszystko nie ruszać. Wiele się słyszy, żeby nie ruszać ofiary, bo można nagle pogorszyć jej stan dlatego sznury pozostawił do momentu, w którym pielęgniarka nie stwierdzi, ze można je zdjąć. Krew pulsowała mu w głowie wprawiając go w stan otumanienia z powodu szumu, który słyszał w uszach. Gdy wbiegli na nieco bardziej oświetlone korytarze po drodze nie wpadł na nikogo z belfrów, a nie uśmiechało mu się pruć na całą szkołę. Tym bardziej, że jak przelotnie na siebie spojrzał w jednym z luster, to wyglądał jak niedoszły morderca. Cały we krwi, a za nim jego ofiara. Gdy wbiegli w końcu do skrzydła trzasnął drzwiami z impetem.
- POMOCY!
Wydarł się głośno nie mogąc już trzymać w sobie tej krótkiej frazy, która przydała by się już jakiś czas temu. Odwrócił się w stronę Logana by ocenić jego stan. Było krytycznie źle. Tym razem jak widać nie było nikogo w pobliżu, kto mógłby mu pomóc.
- W coś ty się wpakował tym razem...
Jęknął cicho powtarzajac zaraz po tym prośbę o pomoc. On już nie mógł zrobić nic więcej. Miał nadzieję, ze skrzaty albo pielęgniarka zaraz tu będą...
- POMOCY!
Wydarł się głośno nie mogąc już trzymać w sobie tej krótkiej frazy, która przydała by się już jakiś czas temu. Odwrócił się w stronę Logana by ocenić jego stan. Było krytycznie źle. Tym razem jak widać nie było nikogo w pobliżu, kto mógłby mu pomóc.
- W coś ty się wpakował tym razem...
Jęknął cicho powtarzajac zaraz po tym prośbę o pomoc. On już nie mógł zrobić nic więcej. Miał nadzieję, ze skrzaty albo pielęgniarka zaraz tu będą...
Re: Sala szpitalna
- POMOCY!
Drzwi huknęły, a Penelope aż podskoczyła na krześle w swoim gabinecie. Poderwała się natychmiast i pokonała drzwi pomiędzy jej kącikiem a salą szpitalną. Przy drzwiach zastała jednego z uczniów, który przytransportował do skrzydła jakiegoś rannego chłopaka. Gdy pielęgniarka podeszła bliżej, pobladła i załamała ręce.
- Na litość boską, Matluck... to znowu ty - wydyszała, pomagając Gryfonowi przenieść rannego na jedno z łóżek, które zaścielone było białą pościelą. Gdy zobaczyła twarz Campbella, przeżegnała się. - I Campbell. Co jest z wami nie tak, chłopcy?!
Ta dwójka była zdecydowanie zbyt częstym gościem w jej skrzydle szpitalnym. I zdecydowanie zbyt często jako nierozdzielny duet. Gladstone dokonała wstępnych oględzin chłopaka, cofnęła zaklęcie wiążące i przyjrzała się każdej ranie z osobna. Gdzieniegdzie musiała rozerwać ubrania Puchona, ponieważ jego ciało było pocharatane w wielu miejscach.
- Co się stało? Kto to zrobił i czym? - Pytała, krzątając się dookoła chłopaka. Za pomocą różdżki oczyszczała i opatrywała jego rany, starając się je pozamykać, co nie było takie proste. Chłopak pozostawał nieprzytomny, więc Penelope podsunęła mu pod nos fiolkę z eliksirem, który przywracał przytomność.
Czekamy na decyzje GM w sprawie Logana.
Drzwi huknęły, a Penelope aż podskoczyła na krześle w swoim gabinecie. Poderwała się natychmiast i pokonała drzwi pomiędzy jej kącikiem a salą szpitalną. Przy drzwiach zastała jednego z uczniów, który przytransportował do skrzydła jakiegoś rannego chłopaka. Gdy pielęgniarka podeszła bliżej, pobladła i załamała ręce.
- Na litość boską, Matluck... to znowu ty - wydyszała, pomagając Gryfonowi przenieść rannego na jedno z łóżek, które zaścielone było białą pościelą. Gdy zobaczyła twarz Campbella, przeżegnała się. - I Campbell. Co jest z wami nie tak, chłopcy?!
Ta dwójka była zdecydowanie zbyt częstym gościem w jej skrzydle szpitalnym. I zdecydowanie zbyt często jako nierozdzielny duet. Gladstone dokonała wstępnych oględzin chłopaka, cofnęła zaklęcie wiążące i przyjrzała się każdej ranie z osobna. Gdzieniegdzie musiała rozerwać ubrania Puchona, ponieważ jego ciało było pocharatane w wielu miejscach.
- Co się stało? Kto to zrobił i czym? - Pytała, krzątając się dookoła chłopaka. Za pomocą różdżki oczyszczała i opatrywała jego rany, starając się je pozamykać, co nie było takie proste. Chłopak pozostawał nieprzytomny, więc Penelope podsunęła mu pod nos fiolkę z eliksirem, który przywracał przytomność.
Czekamy na decyzje GM w sprawie Logana.
Re: Sala szpitalna
Chłopak w wyniku zaklęcia odniósł poważne i głębokie rany. Eliksir, który podsunęła mu Penelope nie pomógł. Stracił dużo krwi i leżenie na mokrej i chłodnej ziemi zadziałała na jego niekorzyść.
Pozostawał w dalszym ciągu nieprzytomny.
Pozostawał w dalszym ciągu nieprzytomny.
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
Gdyby sytuacja nie była tak poważna Matluck pewnie przywitałby pielęgniarkę z uśmiechem albo chociaż przelotnym, żartobliwym w jego przekonaniu tekstem, ale tym razem nie zanosiło się na to. gdy przenieśli Logana na łóżko Matluck posłusznie odstąpił od łóżka dwa kroki i zaciskając pięści przyglądał się poczynaniom pielęgniarki. Sytuacja wyglądała bardzo źle i Merlin jeden raczy wiedzieć ile krwi stracił Puchon. Na chwilę zapomniał, że i on pokryty jest krwią, ale tyle dobrego, ze nie nabawił się żadnych ran albo nie został złapany przez tego kogoś kto zrobił to puchonowi.
- Nie mam pojęcia. Znalazłem go w takim stanie...
Wydusił z siebie gdy pielęgniarka skierowała się w jego stronę z pytaniem. Nie wiedział co Logan robił w Lesie i kto go tak poharatał, ale nie było to daleko od szkoły. Uczniowie? A jak ktoś inny to kto zapuścił się tak głęboko w las i w jakim celu? Logan nie wyglądał tak jakby miał się prędko obudzić, co również nie wróżyło za dobrze.
- Proszę mi wierzyć, że naprawdę nigdy nie planujemy wizyt w tym miejscu i to w takim stanie...
Wymruczał cicho odnosząc się do wcześniejszego wybuchu Penelope. Kolejny raz czekał go gniew dyrektora. Dla Logana lepiej by było gdyby ten postanowił się przebudzić. Wtedy byłoby wiadomo co się stało, a tak... Mógł jedynie czekać, ale eliksir najwyraźniej nie pomógł.
- Nie mam pojęcia. Znalazłem go w takim stanie...
Wydusił z siebie gdy pielęgniarka skierowała się w jego stronę z pytaniem. Nie wiedział co Logan robił w Lesie i kto go tak poharatał, ale nie było to daleko od szkoły. Uczniowie? A jak ktoś inny to kto zapuścił się tak głęboko w las i w jakim celu? Logan nie wyglądał tak jakby miał się prędko obudzić, co również nie wróżyło za dobrze.
- Proszę mi wierzyć, że naprawdę nigdy nie planujemy wizyt w tym miejscu i to w takim stanie...
Wymruczał cicho odnosząc się do wcześniejszego wybuchu Penelope. Kolejny raz czekał go gniew dyrektora. Dla Logana lepiej by było gdyby ten postanowił się przebudzić. Wtedy byłoby wiadomo co się stało, a tak... Mógł jedynie czekać, ale eliksir najwyraźniej nie pomógł.
Re: Sala szpitalna
Rany były duże i głębokie, a chłopak wychłodził się znacznie. Był siny na twarzy, szczególnie na wargach, ale oddychał. Penelope trzymała otwartą fiolkę przy jego nosie wystarczająco długo aby być pewną, że chłopak się nie obudzi. W końcu odstawiła ją na szafkę obok łóżka i stanęła nad Loganem, zastanawiając się przez dobrą minutę co dalej.
- Gdzie go znalazłeś? - Zapytała. - Muszę zebrać jak najwięcej informacji jak to tylko możliwe. Nie możesz zatajać żadnych szczegółów, to dla jego dobra - dodała jeszcze, patrząc jak plamy krwi na jasnej pościeli rosną do coraz większych rozmiarów.
- Jest blady, stracił dużo krwi. Obawiam się, że nie jestem w stanie mu pomóc - powiedziała w końcu, ściągając z siebie biały fartuszek i wychodząc na chwilę z sali. Po chwili wróciła, narzucając na siebie płaszcz.
- Zabieram go do Londynu. Twoim obowiązkiem jest zawiadomienie jakiegokolwiek nauczyciela, najlepiej opiekuna domu, ale jeśli go nie znajdziesz, przyprowadź kogokolwiek. Rozumiemy się? - Rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym teleportowała się z Puchonem do szpitala w stolicy Wielkiej Brytanii.
- Gdzie go znalazłeś? - Zapytała. - Muszę zebrać jak najwięcej informacji jak to tylko możliwe. Nie możesz zatajać żadnych szczegółów, to dla jego dobra - dodała jeszcze, patrząc jak plamy krwi na jasnej pościeli rosną do coraz większych rozmiarów.
- Jest blady, stracił dużo krwi. Obawiam się, że nie jestem w stanie mu pomóc - powiedziała w końcu, ściągając z siebie biały fartuszek i wychodząc na chwilę z sali. Po chwili wróciła, narzucając na siebie płaszcz.
- Zabieram go do Londynu. Twoim obowiązkiem jest zawiadomienie jakiegokolwiek nauczyciela, najlepiej opiekuna domu, ale jeśli go nie znajdziesz, przyprowadź kogokolwiek. Rozumiemy się? - Rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym teleportowała się z Puchonem do szpitala w stolicy Wielkiej Brytanii.
Re: Sala szpitalna
Na łóżkach pojawiła się nowa pościel, a pożółkłe parawany między łóżkami wymieniono.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Przemierzając szybkim krokiem szkolne korytarze miał ochotę skręcić komuś kark. Tą osobą z pewnością nie była Tyanikova, której liścik trzymał teraz w zaciśniętej pięści. Spuścić ją na chwilę z oka, dosłownie na chwilę, a ona robi takie numery, że ląduje w skrzydle szpitalnym. Tak się nie robi, Tyanikova! Z góry jednak założył, że nie znalazła się tam na własne żądanie. A skoro się tam znalazła nie na własne żądanie to ktoś przyczynił się to jej obecności w jednym z gorszych dla Iana miejsc w tej szkole. I właśnie ta osoba była na jego celowniku. Wziął głęboki wdech przed wejściem do środka i z delikatnym uśmiechem kiwnął pielęgniarce siedzącej przy swoim biurku.
- Dzień dobry, ja do Eleny. - powiedział uśmiechając się przy tym pozornie przyjaźnie, a czarownica z autentycznie przyjaznym uśmiechem pokazała mu, żeby sobie poszedł i żeby Elenę sobie znalazł. Więc poszedł patrząc beznamiętnym wzrokiem na każde łóżko. Rudzi, bruneci, rude, brunetki, szatynki, ale poszukiwanej blondynki nie było. Znalazł ją dopiero za parawanem. Spała, a jej dłonie wydały mu się jeszcze bardziej kruche niż zwykle. Sięgnął po krzesło spod jej łóżka i usiadł nie spuszczając z niej wzroku. Nie odważył się jej dotknąć, za to patrzył czy równomiernie oddycha starając się nie skupiać na zapachu środków dezynfekujących który unosił się w powietrzu.
- Dzień dobry, ja do Eleny. - powiedział uśmiechając się przy tym pozornie przyjaźnie, a czarownica z autentycznie przyjaznym uśmiechem pokazała mu, żeby sobie poszedł i żeby Elenę sobie znalazł. Więc poszedł patrząc beznamiętnym wzrokiem na każde łóżko. Rudzi, bruneci, rude, brunetki, szatynki, ale poszukiwanej blondynki nie było. Znalazł ją dopiero za parawanem. Spała, a jej dłonie wydały mu się jeszcze bardziej kruche niż zwykle. Sięgnął po krzesło spod jej łóżka i usiadł nie spuszczając z niej wzroku. Nie odważył się jej dotknąć, za to patrzył czy równomiernie oddycha starając się nie skupiać na zapachu środków dezynfekujących który unosił się w powietrzu.
Re: Sala szpitalna
Śniło jej się, że jest w domu. Za rodzinną, podmoskiewską posiadłością mieli sad i właśnie tam przebywała w swych wyobrażeniach, spacerując pomiędzy drzewkami owocowymi. Słodkie jabłka upajały ją swą wonią, podobnie jak świeżo skoszona trawa, której zapach kochała od zawsze. W alejce po prawej widziała Borysa, który pomagał jej w zbieraniu co ładniejszych owoców. Podświadomie wiedziała, że część zjedzą w drodze powrotnej, a reszta pójdzie na maminą szarlotkę. Bo jej mam, choć robiła karierę, wciąż miała przecież czas dla domu. I piekła, piekła wspaniale!
Rozsmakowywała się właśnie w kawałku mięciutkiego, świeżutkiego ciasta, gdy do jej snu zakradła się czyjaś natarczywa obecność. Rozejrzała się w tym śnie na prawo, na lewo, spojrzała na swego kuzyna pytająco. Ten zaś wzruszył ramionami i ruchem głowy wskazał gdzieś za nią, w miejsce, którego nie widziała. To chyba do ciebie. Na mnie tak nachalnie się nie patrzą. Zamierzała właśnie się zaśmiać, gdy obecność przybrała na sile i Elena najzwyczajniej w świecie się wybudziła.
Nie bardzo wiedziała, gdzie jest i co robi oraz dlaczego tak gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Dopiero gdy jej wzrok padł na Iana, przypomniała sobie, że leży w Skrzydle i zmaga się z opóźnionymi nieco skutkami ubocznymi eliksiru, który miał postawić ją na nogi - i właściwie to zrobił, tylko trochę przedobrzył i wyszło na opak - po pierwszym pojedynku, w jakim brała udział w tym roku w ramach klubu.
- Och, to ty. Długo już siedzisz? Mogłeś mnie obudzić - mruknęła, przecierając oczy. Nie stłumiła szerokiego ziewnięcia, ale przynajmniej ładnie zasłoniła buźkę. Rozczochrana jak nieboskie stworzenie, z zaróżowionymi policzkami nawet nie próbowała doprowadzać się do porządku - przecież i tak by nie wyszło. Zamiast tego podciągnęła się do siadu, ułożyła poduszkę za plecami i spojrzała na chłopaka z uwagą. Spojrzała, tylko spojrzała. Taki irytujący nawyk - patrzeć, ale nic nie mówić.
Rozsmakowywała się właśnie w kawałku mięciutkiego, świeżutkiego ciasta, gdy do jej snu zakradła się czyjaś natarczywa obecność. Rozejrzała się w tym śnie na prawo, na lewo, spojrzała na swego kuzyna pytająco. Ten zaś wzruszył ramionami i ruchem głowy wskazał gdzieś za nią, w miejsce, którego nie widziała. To chyba do ciebie. Na mnie tak nachalnie się nie patrzą. Zamierzała właśnie się zaśmiać, gdy obecność przybrała na sile i Elena najzwyczajniej w świecie się wybudziła.
Nie bardzo wiedziała, gdzie jest i co robi oraz dlaczego tak gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Dopiero gdy jej wzrok padł na Iana, przypomniała sobie, że leży w Skrzydle i zmaga się z opóźnionymi nieco skutkami ubocznymi eliksiru, który miał postawić ją na nogi - i właściwie to zrobił, tylko trochę przedobrzył i wyszło na opak - po pierwszym pojedynku, w jakim brała udział w tym roku w ramach klubu.
- Och, to ty. Długo już siedzisz? Mogłeś mnie obudzić - mruknęła, przecierając oczy. Nie stłumiła szerokiego ziewnięcia, ale przynajmniej ładnie zasłoniła buźkę. Rozczochrana jak nieboskie stworzenie, z zaróżowionymi policzkami nawet nie próbowała doprowadzać się do porządku - przecież i tak by nie wyszło. Zamiast tego podciągnęła się do siadu, ułożyła poduszkę za plecami i spojrzała na chłopaka z uwagą. Spojrzała, tylko spojrzała. Taki irytujący nawyk - patrzeć, ale nic nie mówić.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Sala szpitalna
Ian kompletnie nie pasował do wystroju pomieszczenia. Owszem, miał na sobie krukoński mundurek i wygląd miał nastolatka, ale spojrzenie z pewnością nie należało do nastoletniej istoty. Wpatrywał się w nią z cierpliwością i uwagą którą nie wykazałby się zdrowy siedemnastolatek. Nie ruszał się wcale wpatrując się w jasnowłose dziewczę w oczekiwaniu na jej wybudzenie. Uparcie ignorował zapach krwi dochodzący z drugiego końca sali po pojawieniu się jakiegoś dzieciaka z kawałkiem kociołka w ręce. Ignorował w zasadzie wszystko wokół skupiając się jedynie na jej twarzy i tym, aby kołdra rytmicznie poruszała się w górę i w dół. Kiedy otworzyła oczy przechylił nieco głowę na bok nie kryjąc swojej ciekawości.
- Nie obudziłem Cię, bo jestem irytujący - stwierdził z szelmowskim uśmiechem chowając w tak zwanym międzyczasie jej liścik do kieszeni swojego mundurka. Żyła, oddychała i mówiła... Co więc tutaj robiła? Jedna z krzaczastych brwi Anglika powędrowała nieco wyżej.
- Co się stało? - zapytał wprost w myślach odnotowując, że to kolejny raz kiedy Tyanikova nie prezentuje się przy nim należycie. W miętowej piżamie, poczochranych włosach i rumieńcach na policzkach nie każdy ogląda ją na co dzień. Jak więc zachowuje się i wygląda na co dzień? To by wiedział gdyby nie odciął się od niej udając, że się nie znają. A zrobił to w najbardziej irytujący z możliwych sposobów- czyli jak zwykle.
- Mów szybko, bo jestem naprawdę bardzo głodny - dodał jeszcze cicho po czym zacisnął wargi w wąską kreskę w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
- Nie obudziłem Cię, bo jestem irytujący - stwierdził z szelmowskim uśmiechem chowając w tak zwanym międzyczasie jej liścik do kieszeni swojego mundurka. Żyła, oddychała i mówiła... Co więc tutaj robiła? Jedna z krzaczastych brwi Anglika powędrowała nieco wyżej.
- Co się stało? - zapytał wprost w myślach odnotowując, że to kolejny raz kiedy Tyanikova nie prezentuje się przy nim należycie. W miętowej piżamie, poczochranych włosach i rumieńcach na policzkach nie każdy ogląda ją na co dzień. Jak więc zachowuje się i wygląda na co dzień? To by wiedział gdyby nie odciął się od niej udając, że się nie znają. A zrobił to w najbardziej irytujący z możliwych sposobów- czyli jak zwykle.
- Mów szybko, bo jestem naprawdę bardzo głodny - dodał jeszcze cicho po czym zacisnął wargi w wąską kreskę w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
Re: Sala szpitalna
Wszedł do skrzydła szpitalnego i rozejrzał się, były jakieś dwie osoby. Jedną dziewczynę nawet kojarzył, wręcz za dobrze. Nie zamierzał się witać z nią jednak, mieli okazję dwa razy z sobą przebywać w tym samym pomieszczeniu i chyba żadne z tej dwójki nie polubiło się.
- Dzień dobry - przywitał się z pielęgniarką i ruszył w jej kierunku wystawiając poparzoną rękę w jej stronę. Później musiał słuchać kazania na temat tego że nie powinien bawić się magią jeśli nie ma przy nim żadnego z nauczycieli. Bo takie trenowanie zawsze się źle kończy, oczywistym było, że nie powie pielęgniarce prawdy. Nie, to raczej się nigdy nie zdarzy. Zawsze okłamywał tą kobietę. Trochę to przykre z tego powodu, że już nie raz leczyła mu poważne rany. Ale starał się tym nie przejmować, jak zwykle wyłączał się na ten moment. Błądził gdzieś tam het het daleko. Nie słuchając kobiety i jedynie przytakując głową z skruszoną miną.
- A dostanę jeszcze jakąś maść na te oparzenia? - zapytał się pamiętając o koleżance. - Tak na wszelki wypadek jakbym znów się poparzył - dodał uśmiechając się lekko do pielęgniarki. Niechętnie, ale dała mu maść, podziękował i wyruszył z powrotem do lochów. Czując ulgę jaką przynosiły zaklęcia i bandaż chłodzący oparzenia.
- Dzień dobry - przywitał się z pielęgniarką i ruszył w jej kierunku wystawiając poparzoną rękę w jej stronę. Później musiał słuchać kazania na temat tego że nie powinien bawić się magią jeśli nie ma przy nim żadnego z nauczycieli. Bo takie trenowanie zawsze się źle kończy, oczywistym było, że nie powie pielęgniarce prawdy. Nie, to raczej się nigdy nie zdarzy. Zawsze okłamywał tą kobietę. Trochę to przykre z tego powodu, że już nie raz leczyła mu poważne rany. Ale starał się tym nie przejmować, jak zwykle wyłączał się na ten moment. Błądził gdzieś tam het het daleko. Nie słuchając kobiety i jedynie przytakując głową z skruszoną miną.
- A dostanę jeszcze jakąś maść na te oparzenia? - zapytał się pamiętając o koleżance. - Tak na wszelki wypadek jakbym znów się poparzył - dodał uśmiechając się lekko do pielęgniarki. Niechętnie, ale dała mu maść, podziękował i wyruszył z powrotem do lochów. Czując ulgę jaką przynosiły zaklęcia i bandaż chłodzący oparzenia.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sala szpitalna
Co się stało, co się stało... A co się miało stać? Okej, jasne, w Skrzydle nie ląduje się dla przyjemności, ale jej przecież nic nie było, tak? Przyzwyczaiła się do tego, że jej metabolizm wariuje w najmniej spodziewanych momentach i potrafi dziko reagować nawet na leki, w związku z czym trafiwszy pod opiekę pielęgniarki nie pytała się dlaczego? a raczej dlaczego tak późno? Ostatecznie eliksir skończyła brać wczoraj rano, a dopiero wieczorem pojawiły się pierwsze niedogodności z nim związane.
Skoro już jednak Ian się tu zjawił, to rzeczywiście należały mu się jakieś wyjaśnienia. Gdy już po wysłaniu listu pozwoliła sobie raz jeszcze przeanalizować jego treść, doszła do wniosku, że to naprawdę nie tak powinno wyglądać. Bo wyszło na to, że tak naprawdę go... zażądała? Nim jeszcze się pojawił i nim ją samą zmorzył sen walczyła jeszcze z podejrzeniami, że Volante wcale na to nie odpowie. Przecież nie musi, prawda? Nie musi utrzymywać kontaktu z kimś tak roszczeniowym. Ale teraz, skoro był, podobne rozważania przestały mieć znaczenie i Elena łatwo wypchnęła je ze swojej głowy, zajmując się tymczasem skrótowym przedstawieniem przyczyn, które sprowadziły ją do Skrzydła.
- Nic takiego, naprawdę. Brałam udział w pojedynku, wiesz, w ramach Klubu, no i po nim musiałam, eee... Potrzebowałam wsparcia medycznego, żeby wrócić do normy. Do wczoraj wszystko było fajnie, popijałam taki fajny eliksir, smakował truskawkami, ale wieczorem zadziało się coś bardzo złego, no i... Jestem tutaj. - Trajkocząc radośnie, zupełnie jakby nie relacjonowała właśnie przykrych wydarzeń, jakie miały miejsce z nią w roli głównej. - Nie ma się jednak czym przejmować, pani Gladstone już o mnie zadbała, a zresztą podobne atrakcje to u mnie norma, przyzwyczaiłam się już. - Uśmiechnęła się szeroko. Sens jej wypowiedzi, to, że już sam fakt jej uczestnictwa w pojedynkach był wieścią niepokojącą, zupełnie do niej nie docierał.
Tyanikova była po prostu taką dobrą (lub głupią) duszyczką, że nie przejmowała się zbyt wieloma rzeczami. Ani tym, że trafiła do Skrzydła, ani tym, że wampir właśnie przyznał jej się do wygłodzenia. Szczególnie na to ostatnie wyznanie powinna zapewne wzniecać alarm, ale bądźmy poważni - miałaby to zrobić? Elena? No chyba nie.
- Och, no wiesz... Ja może nie jestem najlepszą pozycją w menu, ale jakbyś miał ochotę, to nie ma problemu - rzuciła usłużnie, uśmiechając się przy tym rozkosznie. Ostatki rozsądku kazały jej ściszyć nieco głos, choć w Skrzydle po tym, jak ręka ucznia zaatakowana przez kociołek została uratowana, i tak nie było już nikogo. To znaczy, byli, ale z tego, co zdołała usłyszeć Elena, wszystkich zmogła jakaś szczególnie wyczerpująca choroba wirusowa, po której zwalczeniu potrzebowali kilku dni mocnego snu wywołanego specjalnym, uniemożliwiającym wybudzenie się eliksirem.
Skoro już jednak Ian się tu zjawił, to rzeczywiście należały mu się jakieś wyjaśnienia. Gdy już po wysłaniu listu pozwoliła sobie raz jeszcze przeanalizować jego treść, doszła do wniosku, że to naprawdę nie tak powinno wyglądać. Bo wyszło na to, że tak naprawdę go... zażądała? Nim jeszcze się pojawił i nim ją samą zmorzył sen walczyła jeszcze z podejrzeniami, że Volante wcale na to nie odpowie. Przecież nie musi, prawda? Nie musi utrzymywać kontaktu z kimś tak roszczeniowym. Ale teraz, skoro był, podobne rozważania przestały mieć znaczenie i Elena łatwo wypchnęła je ze swojej głowy, zajmując się tymczasem skrótowym przedstawieniem przyczyn, które sprowadziły ją do Skrzydła.
- Nic takiego, naprawdę. Brałam udział w pojedynku, wiesz, w ramach Klubu, no i po nim musiałam, eee... Potrzebowałam wsparcia medycznego, żeby wrócić do normy. Do wczoraj wszystko było fajnie, popijałam taki fajny eliksir, smakował truskawkami, ale wieczorem zadziało się coś bardzo złego, no i... Jestem tutaj. - Trajkocząc radośnie, zupełnie jakby nie relacjonowała właśnie przykrych wydarzeń, jakie miały miejsce z nią w roli głównej. - Nie ma się jednak czym przejmować, pani Gladstone już o mnie zadbała, a zresztą podobne atrakcje to u mnie norma, przyzwyczaiłam się już. - Uśmiechnęła się szeroko. Sens jej wypowiedzi, to, że już sam fakt jej uczestnictwa w pojedynkach był wieścią niepokojącą, zupełnie do niej nie docierał.
Tyanikova była po prostu taką dobrą (lub głupią) duszyczką, że nie przejmowała się zbyt wieloma rzeczami. Ani tym, że trafiła do Skrzydła, ani tym, że wampir właśnie przyznał jej się do wygłodzenia. Szczególnie na to ostatnie wyznanie powinna zapewne wzniecać alarm, ale bądźmy poważni - miałaby to zrobić? Elena? No chyba nie.
- Och, no wiesz... Ja może nie jestem najlepszą pozycją w menu, ale jakbyś miał ochotę, to nie ma problemu - rzuciła usłużnie, uśmiechając się przy tym rozkosznie. Ostatki rozsądku kazały jej ściszyć nieco głos, choć w Skrzydle po tym, jak ręka ucznia zaatakowana przez kociołek została uratowana, i tak nie było już nikogo. To znaczy, byli, ale z tego, co zdołała usłyszeć Elena, wszystkich zmogła jakaś szczególnie wyczerpująca choroba wirusowa, po której zwalczeniu potrzebowali kilku dni mocnego snu wywołanego specjalnym, uniemożliwiającym wybudzenie się eliksirem.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Sala szpitalna
Jej radosny ton sprawił, że krzaczasta brew Krukona powędrowała jeszcze wyżej podczas gdy na wargi wpełzł pełen rozbawienia uśmieszek. Czy ta dziewczyna naprawdę nie miała instynktu samozachowawczego? Najwidoczniej. Po raz kolejny pokazywała jak bardzo przejmuje się samą sobą. Tak, bardzo to sarkazm. Ona w ogóle się o siebie nie martwiła. Czy to akt wyjątkowej głupoty czy może odwagi? Ciężko stwierdzić. Nie wyglądała na klasyczną idiotkę, więc może to faktycznie nieuzasadniona odwaga? Ona nie martwiła się o siebie kompletnie, podczas gdy on się o nią martwił. Nie powinien tego robić. Przecież nie była nikim istotnym w jego życiu. A jednak to robił- martwił się. Przetarł zimną dłonią twarz starając się zmazać z niej niedowierzanie i zastąpić to chłodną obojętnością. Tak naprawdę był głodny, zły i w lekkim szoku.
- Jeśli myślisz, że posilę się anemiczną nastolatką z problemami zdrowotnymi to jesteś w dużym błędzie. Preferuję zwierzęta. - wyjaśnił mimochodem opierając łokieć o łóżko na którym siedziała jasnowłosa Puchonka. Jego ciemne spojrzenie wciąż na niej spoczywało, a na wargach pojawił się nieznaczny uśmieszek:
- Wyglądasz całkiem nieźle, Tyanikova. - stwierdził ironicznie przechylając znów głowę, aby lepiej się jej przyjrzeć.
- Dlaczego wtedy zwiałaś? - w końcu padło pytanie które męczyło go już naprawdę długo. W zasadzie od tamtego dnia kiedy zwiała. Nie zapytał po to, żeby wprawić ją w zakłopotanie. Zapytał, bo był zwyczajnie ciekawy odpowiedzi.
- Jeśli myślisz, że posilę się anemiczną nastolatką z problemami zdrowotnymi to jesteś w dużym błędzie. Preferuję zwierzęta. - wyjaśnił mimochodem opierając łokieć o łóżko na którym siedziała jasnowłosa Puchonka. Jego ciemne spojrzenie wciąż na niej spoczywało, a na wargach pojawił się nieznaczny uśmieszek:
- Wyglądasz całkiem nieźle, Tyanikova. - stwierdził ironicznie przechylając znów głowę, aby lepiej się jej przyjrzeć.
- Dlaczego wtedy zwiałaś? - w końcu padło pytanie które męczyło go już naprawdę długo. W zasadzie od tamtego dnia kiedy zwiała. Nie zapytał po to, żeby wprawić ją w zakłopotanie. Zapytał, bo był zwyczajnie ciekawy odpowiedzi.
Re: Sala szpitalna
Rzeczywiście, chyba takiego instynktu nie miała, dobrze jednak, że Ian dopiero się o tym dowiadywał, że jeszcze nie wiedział na pewno. Biorąc pod uwagę, że się o nią martwił - to jakiś żart, przecież niemal jej nie znał! - to gdyby tylko wiedział, że już za parę dni blondwłose dziewczę radośnie pomknie na pierwszy wyścig na hipogryfach, i że wyścigu tego wcale nie zamierza oglądać z bezpiecznej odległości... Cóż, może wtedy zmieniłby zdanie co do posilania się anemiczną nastolatką. Może faktycznie zdecydowałby się ją osłabić na tyle, by zaległa w Skrzydle jeszcze na co najmniej tydzień i nie sprawiała kłopotów. Może. Ale Ian o niczym jeszcze tak naprawdę nie wiedział, stąd Tyanikova, po zapoznaniu się już ze stosownymi ogłoszeniami, mogła z uśmiechem wyobrażać sobie, jak to będzie dosiadać hipogryfa.
Tyle, że te wyobrażanie sobie czegokolwiek nie trwało długo, gdyż pojawiło się Pytanie. Nie jakieś tam pytanie, ale konkretnie to, najgorsze Pytanie, na które nie znała chyba odpowiedzi. Albo znała, tylko nie chciała się dzielić. A może znała, ale sama nie wiedziała, że zna?
- Eeee... - zaczęła więc mało elokwentnie po dłuższej chwili ciszy. - Eeee, no bo... - kontynuowała w tej samej tonacji i dopiero widok pielęgniarki ruszającej na patrol po Skrzydle sprawił, że trochę się ogarnęła. Nie chciała, by Volante został stąd wyproszony, a skoro nie chciała, to nie mogła wyglądać na zestresowaną czy skonfundowaną.
- Uciekłam, bo... - Wysiliła się więc trochę, użyła bardziej złożonego słowa i choć potem wcale nie było łatwiej, stanęła na wysokości zadania, wysławiając wreszcie jak człowiek. - Uciekłam, bo pozostanie tam w zamku to było najgłupsze, co mogłam zrobić i chciałam ten błąd naprawić - wypaliła, a gdy już się tak rozpędziła, to kolejne słowa popłynęły same. - Bo popatrz, jesteś... byłeś... No, prawie nic o tobie nie wiem, a wtedy wiedziałam jeszcze mniej. Radośnie zwiedzałam sobie okolice i ni z tego, ni z owego pojawiłeś się ty. Nakarmiłeś mnie jakąś bajeczką o zamku, o dziedzicu, bajeczką, która - na Merlina! - okazała się prawda, a ja łyknęłam to jak karp tuczony na wigilię i dałam się zamknąć w domu OBCEGO CHŁOPAKA! - Zaczerwieniona z wrażenia nie zorientowała się w porę, że podnosi głos. Dopiero gdy już się to stało, ochłonęła nieco i znów mówiła ciszej. - W dodatku jesteś... Tym kim jesteś i w związku z tym to było podwójnie głupie, bo przecież mogłeś... Mogłeś... No, dobrze wiesz, co mogłeś! - sapnęła cicho. - I ja naprawdę nie powinnam zrobić nic, co zrobiłam wtedy, No i gdy rano sobie to uzmysłowiłam, to po prostu... po prostu... Musiałam, tak? Musiałam naprawić błąd, który popełniłam przez swoją głupotę. Nie mogłam tam zostać, bo po prostu...
Eleno Tyanikova, mistrzynią taktu to ty nigdy nie będziesz, ale już w wyolbrzymianiu masz całkiem niezłe szanse. Ostatecznie twoje słowa brzmią tak, jakbyś dała się co najmniej uwieść.
Tyle, że te wyobrażanie sobie czegokolwiek nie trwało długo, gdyż pojawiło się Pytanie. Nie jakieś tam pytanie, ale konkretnie to, najgorsze Pytanie, na które nie znała chyba odpowiedzi. Albo znała, tylko nie chciała się dzielić. A może znała, ale sama nie wiedziała, że zna?
- Eeee... - zaczęła więc mało elokwentnie po dłuższej chwili ciszy. - Eeee, no bo... - kontynuowała w tej samej tonacji i dopiero widok pielęgniarki ruszającej na patrol po Skrzydle sprawił, że trochę się ogarnęła. Nie chciała, by Volante został stąd wyproszony, a skoro nie chciała, to nie mogła wyglądać na zestresowaną czy skonfundowaną.
- Uciekłam, bo... - Wysiliła się więc trochę, użyła bardziej złożonego słowa i choć potem wcale nie było łatwiej, stanęła na wysokości zadania, wysławiając wreszcie jak człowiek. - Uciekłam, bo pozostanie tam w zamku to było najgłupsze, co mogłam zrobić i chciałam ten błąd naprawić - wypaliła, a gdy już się tak rozpędziła, to kolejne słowa popłynęły same. - Bo popatrz, jesteś... byłeś... No, prawie nic o tobie nie wiem, a wtedy wiedziałam jeszcze mniej. Radośnie zwiedzałam sobie okolice i ni z tego, ni z owego pojawiłeś się ty. Nakarmiłeś mnie jakąś bajeczką o zamku, o dziedzicu, bajeczką, która - na Merlina! - okazała się prawda, a ja łyknęłam to jak karp tuczony na wigilię i dałam się zamknąć w domu OBCEGO CHŁOPAKA! - Zaczerwieniona z wrażenia nie zorientowała się w porę, że podnosi głos. Dopiero gdy już się to stało, ochłonęła nieco i znów mówiła ciszej. - W dodatku jesteś... Tym kim jesteś i w związku z tym to było podwójnie głupie, bo przecież mogłeś... Mogłeś... No, dobrze wiesz, co mogłeś! - sapnęła cicho. - I ja naprawdę nie powinnam zrobić nic, co zrobiłam wtedy, No i gdy rano sobie to uzmysłowiłam, to po prostu... po prostu... Musiałam, tak? Musiałam naprawić błąd, który popełniłam przez swoją głupotę. Nie mogłam tam zostać, bo po prostu...
Eleno Tyanikova, mistrzynią taktu to ty nigdy nie będziesz, ale już w wyolbrzymianiu masz całkiem niezłe szanse. Ostatecznie twoje słowa brzmią tak, jakbyś dała się co najmniej uwieść.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Sala szpitalna
Drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się nagle, do sali wpadł blondwłosy chłopak niosący w ramionach dziewczynę. Może wyglądałoby to i romantycznie, lecz cały czar prysł w chwili, gdy spojrzało się na ten obrazek jeszcze raz.
Dziewczyna krwawiła z rany na nodze, skąd dało się dostrzec otwarte złamanie. Krwi było wiele, lecz zapewne byłoby więcej, gdyby nie opaska uciskająca obwiązana nad raną z krawata.
Zdyszany Ślizgon ruszył wprost w stronę gabinetu pielęgniarki, powoli zwalniając przy ostatnich łóżkach.
- Pani Gladstone! Potrzebna jest pani pomoc! - Nie cackając się z próbami zachowania ciszy podniósł głos na tyle aby dało się go usłyszeć zza zamkniętych drzwi.
Obrał za cel jedno z pustych łóżek, tam ostrożnie położył Gregorovich. Sprawdził ucisk, czy nie jest za mocny ale i również, czy jest wystarczający by uchronić Lenę przed wykrwawieniem.
- Lena? - Spojrzał na dziewczynę starając się zwrócić na siebie jej uwagę. - Za chwilę przestanie boleć, wytrzymaj jeszcze trochę.
Na czas opieki pielęgniarki nad Leną chłopak wycofał się do poczekalni, wcześniej wyjaśniając co dokładnie zaszło. Później wrócił, gdy Lena spała. Starając się jej nie budzić zorganizował sobie krzesło by zostać przy Ślizgonce ile będzie trzeba
Dziewczyna krwawiła z rany na nodze, skąd dało się dostrzec otwarte złamanie. Krwi było wiele, lecz zapewne byłoby więcej, gdyby nie opaska uciskająca obwiązana nad raną z krawata.
Zdyszany Ślizgon ruszył wprost w stronę gabinetu pielęgniarki, powoli zwalniając przy ostatnich łóżkach.
- Pani Gladstone! Potrzebna jest pani pomoc! - Nie cackając się z próbami zachowania ciszy podniósł głos na tyle aby dało się go usłyszeć zza zamkniętych drzwi.
Obrał za cel jedno z pustych łóżek, tam ostrożnie położył Gregorovich. Sprawdził ucisk, czy nie jest za mocny ale i również, czy jest wystarczający by uchronić Lenę przed wykrwawieniem.
- Lena? - Spojrzał na dziewczynę starając się zwrócić na siebie jej uwagę. - Za chwilę przestanie boleć, wytrzymaj jeszcze trochę.
Na czas opieki pielęgniarki nad Leną chłopak wycofał się do poczekalni, wcześniej wyjaśniając co dokładnie zaszło. Później wrócił, gdy Lena spała. Starając się jej nie budzić zorganizował sobie krzesło by zostać przy Ślizgonce ile będzie trzeba
Re: Sala szpitalna
Ledwo Fraser przekroczył kamienną ścianę, stanowiącą przejście z Pokoju Wspólnego do pozostałej części zamku, kiedy Lena straciła przytomność. Wątłe ramiona opadły wzdłuż ciała, a głowa podparła się o obojczyk chłopaka. Krwawienie się nasilało, a sam Nevan mógł odnieść wrażenie, że pobielały jej nawet usta. Całe szczęście, że Fraser posiadał w sobie wystarczająco krzepy, by ją aż do samego skrzydła zanieść o własnych siłach. Lena, później cieszyła się niezmiernie, że zemdlała, ból był nie do zniesienia. Całe szczęście, że Fraser tak bohatersko się nią zajął. Będzie miała u niego ogromny dług wdzięczności. Pielęgniarka dopełniła uzdrowicielskiego dzieła. Zabandażowana noga, spoczywała bezpiecznie na łóżku.
Gregorovic spała, nie wiedziała jak długo. Wciąż jednak czuła ból, który choć w porównaniu z tym wcześniejszym był jedynie namiastką. Kiedy się obudziła, czuła pulsujący, niemiły ból w tylnej części głowy.
- Nevan, cześć. - Przywitała chłopaka znad przymrużonych powiek. - Komuś jeszcze się oberwało? - Spytała, prawie całkowicie pewna, że była jedyną ofiarą.
Gregorovic spała, nie wiedziała jak długo. Wciąż jednak czuła ból, który choć w porównaniu z tym wcześniejszym był jedynie namiastką. Kiedy się obudziła, czuła pulsujący, niemiły ból w tylnej części głowy.
- Nevan, cześć. - Przywitała chłopaka znad przymrużonych powiek. - Komuś jeszcze się oberwało? - Spytała, prawie całkowicie pewna, że była jedyną ofiarą.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Chłopak siedział na krześle obok łózka Leny. Gdy Gregorovich się obudziła zauważyła, że Fraser wspiera głowę na dłoni, oczy miał zamknięte. Wyglądał jakby spał, lecz gdy się odezwała spojrzał na nią całkiem trzeźwym wzrokiem. Wyprostował się przechylając w stronę Rosjanki.
- Hej. Jak się czujesz? - Oparł łokieć na materacu. - Dobrze, że nic ci się nie stało.
Zaprzeczył ruchem głowy na pytanie Rosjanki by po chwili dodać.
- Zjawa zniknęła. Nie wiem co się później działo, jak zabrałem cię tutaj. Zdążyłem tylko opaskę założyć, żebyś mi się nie wykrwawiła w czasie drogi.
Na oparciu krzesła, na którym siedział chłopak wisiała jego szata i krawat z widocznymi plamami zaschniętej krwi. Nevan teraz ubrany był w ciemną popielatą koszulę i jeansy.
- Wiesz co to było? Kto by mógł nasłać coś takiego na ciebie?
- Hej. Jak się czujesz? - Oparł łokieć na materacu. - Dobrze, że nic ci się nie stało.
Zaprzeczył ruchem głowy na pytanie Rosjanki by po chwili dodać.
- Zjawa zniknęła. Nie wiem co się później działo, jak zabrałem cię tutaj. Zdążyłem tylko opaskę założyć, żebyś mi się nie wykrwawiła w czasie drogi.
Na oparciu krzesła, na którym siedział chłopak wisiała jego szata i krawat z widocznymi plamami zaschniętej krwi. Nevan teraz ubrany był w ciemną popielatą koszulę i jeansy.
- Wiesz co to było? Kto by mógł nasłać coś takiego na ciebie?
Re: Sala szpitalna
Lena wiedziała gdzie jest, wiedziała co się stało, ale jej umysł był dziwnie zamglony. Tak jakby coś nie łączyło i nie mogła powiązać faktów. Uciążliwe wrażenie. Dziewczyna potarła powieki, chcąc pomóc swojemu organizmowi w powrocie do normalności.
- Całkiem nie najgorzej. Tylko głowa mnie boli jakbym dostała porządnie od pałkarza. - Skrzywiła się lekko, przenosząc dłoń na potylicę. Musiała nieźle przywalić o posadzkę, gdy upiorzyca pozbawiła ja równowagi, łamiąc jej kość udową.
- To całe szczęście, że zniknęła. Taka całkowicie normalna, to ona nie była - Wysiliła się na blady uśmiech. Bez tego mrocznego makijażu wyglądała na całkiem miłe i przyjazne dziewczę. I trochę bezbronne można by nawet rzec. - Dzięki, że się mną zająłeś. Z tego co pamiętam, gdybym sobie trochę poleżała, mogłabym się tak prędko nie obudzić. - Posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności. Ciekawe dlaczego to nie Raffles się nią zajął? Miała szczerą nadzieję, że nie zajął się Sneddon'em, zamiast niej.
- Szczerze? Na początku myślałam, że to mój lekko ześwirowany wujek. Moja rodzinka się trochę wkurzyła jak im powiedziałam, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, ale on wpadł w szał. - Przewróciła oczami - Ale w sumie, koniec końców, myślę, że by się do czegoś takiego nie posunął. Chyba - Westchnęła, odsuwając nieco kołdrę, by zerknąć na swoją obandażowaną nogę.
- Pewnie tu sobie trochę posiedzę... - Jęknęła żałośnie, spoglądając na Nevana.
- Całkiem nie najgorzej. Tylko głowa mnie boli jakbym dostała porządnie od pałkarza. - Skrzywiła się lekko, przenosząc dłoń na potylicę. Musiała nieźle przywalić o posadzkę, gdy upiorzyca pozbawiła ja równowagi, łamiąc jej kość udową.
- To całe szczęście, że zniknęła. Taka całkowicie normalna, to ona nie była - Wysiliła się na blady uśmiech. Bez tego mrocznego makijażu wyglądała na całkiem miłe i przyjazne dziewczę. I trochę bezbronne można by nawet rzec. - Dzięki, że się mną zająłeś. Z tego co pamiętam, gdybym sobie trochę poleżała, mogłabym się tak prędko nie obudzić. - Posłała mu spojrzenie pełne wdzięczności. Ciekawe dlaczego to nie Raffles się nią zajął? Miała szczerą nadzieję, że nie zajął się Sneddon'em, zamiast niej.
- Szczerze? Na początku myślałam, że to mój lekko ześwirowany wujek. Moja rodzinka się trochę wkurzyła jak im powiedziałam, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, ale on wpadł w szał. - Przewróciła oczami - Ale w sumie, koniec końców, myślę, że by się do czegoś takiego nie posunął. Chyba - Westchnęła, odsuwając nieco kołdrę, by zerknąć na swoją obandażowaną nogę.
- Pewnie tu sobie trochę posiedzę... - Jęknęła żałośnie, spoglądając na Nevana.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Uśmiechnął się blado na odpowiedź Leny. Gdy porównała swoja aktualną dolegliwość do sytuacji z meczu pokiwał głową.
- Wyobrażam sobie. Zawołać pielęgniarkę, żeby coś ci dała na to?
Zerknął w stronę gabinetu Pani Gladstone nie ruszając się z miejsca póki co. Jeśli Lena będzie chciała, to pójdzie.
- Niezłego stracha nam napędziła, zwłaszcza że nikt za bardzo nie wiedział co z tym zrobić.. - Skrzywił się nieco na myśl, że tak na prawdę przeciw poważnym klątwom jako uczniowie są bezbronni.
Spoglądał wciąż na twarz Gregorovich, spodobała mu się taka Lena bez tej otoczki mrocznego makijażu. Znając koleżankę z boiska i Pokoju Wspólnego miał świadomość, że Rosjanka ma swój charakterek. Więc taki kontrast miło przyjął nie zwracając uwagi Leny na to w tej chwili.
- Sneddon dorwał się do zjawy, ale jak już upadłaś na ziemie to zjawa najmniej ważna była. Zwłaszcza, że zniknęła. Jeszcze byś się wykrwawiła. Nie miej mi za złe siniaka jeśli się zrobi na nodze, musiałem zrobić opaskę.
Spojrzał na nogę dziewczyny, którą właśnie oglądała. Po chwili zmarszczył brwi.
- Aż tak z nimi wojujesz? Dziwne zbiegi okoliczności napotykam po tych wakacjach. Ames uciekł z domu, ty się z rodziną poróżniłaś.
Widocznie chłopaka to trochę dziwiło, mimo że znajomości szkolne nie szły mu nad wyraz udanie, to rodzinę miał w porządku. Nikt mu nic nie narzucał, a na własnego wuja się skarżyć nie musiał, bardziej był to jego atut w aktualnej sytuacji szkolnej.
- Mogę tutaj zostać, jeśli chcesz. Pielęgniarka zaczęła mi chyba ranking prowadzić. - Uśmiechnął się do Leny łobuzersko, puszczając jej oko.
- Wyobrażam sobie. Zawołać pielęgniarkę, żeby coś ci dała na to?
Zerknął w stronę gabinetu Pani Gladstone nie ruszając się z miejsca póki co. Jeśli Lena będzie chciała, to pójdzie.
- Niezłego stracha nam napędziła, zwłaszcza że nikt za bardzo nie wiedział co z tym zrobić.. - Skrzywił się nieco na myśl, że tak na prawdę przeciw poważnym klątwom jako uczniowie są bezbronni.
Spoglądał wciąż na twarz Gregorovich, spodobała mu się taka Lena bez tej otoczki mrocznego makijażu. Znając koleżankę z boiska i Pokoju Wspólnego miał świadomość, że Rosjanka ma swój charakterek. Więc taki kontrast miło przyjął nie zwracając uwagi Leny na to w tej chwili.
- Sneddon dorwał się do zjawy, ale jak już upadłaś na ziemie to zjawa najmniej ważna była. Zwłaszcza, że zniknęła. Jeszcze byś się wykrwawiła. Nie miej mi za złe siniaka jeśli się zrobi na nodze, musiałem zrobić opaskę.
Spojrzał na nogę dziewczyny, którą właśnie oglądała. Po chwili zmarszczył brwi.
- Aż tak z nimi wojujesz? Dziwne zbiegi okoliczności napotykam po tych wakacjach. Ames uciekł z domu, ty się z rodziną poróżniłaś.
Widocznie chłopaka to trochę dziwiło, mimo że znajomości szkolne nie szły mu nad wyraz udanie, to rodzinę miał w porządku. Nikt mu nic nie narzucał, a na własnego wuja się skarżyć nie musiał, bardziej był to jego atut w aktualnej sytuacji szkolnej.
- Mogę tutaj zostać, jeśli chcesz. Pielęgniarka zaczęła mi chyba ranking prowadzić. - Uśmiechnął się do Leny łobuzersko, puszczając jej oko.
Re: Sala szpitalna
- Lepiej nie, bo stanę się niespełna rozumu i zacznę śpiewać rosyjskie przyśpiewki do wódki - Odparła, pocierając dłonią o pulsującą skroń. Fajnie by było, gdyby do skrzydła można by było przetransportować coś odrobinkę mocniejszego niż sok dyniowy. Dziewczyna podparła się na drżących dłoniach, by przysunąć się bliżej poduszki i usiąść. Naprawdę wyglądała i zachowywała się jakby była jakaś marną namiastką butnej Ślizgonki, którą zwykła się jawić.
- Co mi tam siniaki. Pewnie miałam już gorsze kiedyś po treningu. - Wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że wizja fioletowych pręg jakoś specjalnie jej nie przeszkadza. Odpuści sobie noszenie spódnic nad dzień czy dwa, da się przeżyć.
- Moi rodzice są psychiczni... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - Wzniosła oczy ku górze, w wyrazie całkowitej bezradności. - Kwestią czasu było, kiedy się od nich odwrócę. - Dodała, splatając dłonie na kołdrze.
- Czyli pełnisz rolę księcia na białym koniu, ratującego z opresji? - Uśmiechnęła się doń, całkiem szczerze. Ach te medykamenty, jak wiele potrafią zmienić w tej upartej zazwyczaj główce.
- Co mi tam siniaki. Pewnie miałam już gorsze kiedyś po treningu. - Wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że wizja fioletowych pręg jakoś specjalnie jej nie przeszkadza. Odpuści sobie noszenie spódnic nad dzień czy dwa, da się przeżyć.
- Moi rodzice są psychiczni... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - Wzniosła oczy ku górze, w wyrazie całkowitej bezradności. - Kwestią czasu było, kiedy się od nich odwrócę. - Dodała, splatając dłonie na kołdrze.
- Czyli pełnisz rolę księcia na białym koniu, ratującego z opresji? - Uśmiechnęła się doń, całkiem szczerze. Ach te medykamenty, jak wiele potrafią zmienić w tej upartej zazwyczaj główce.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Uśmiechnął się rozbawiony, pewnie wyobraził sobie śpiewającą Lenę po rosyjsku, ciekawy widok. Podniósł się, pomógł Lenie, widać było, że jakieś podstawy opieki nad chorymi ma. Na boisku też zwykle pomagał trenerowi z drobnymi urazami, przynajmniej nie tracono na pół treningu zawodników.
Usiadł z powrotem na krześle, łokieć oparł na podłokietniku dłoń zaś ułożył na materacu bawiąc się palcami krawędzią prześcieradła.
- Owszem. Dobrze obici jesteśmy, co tam siniaki.
Spojrzał na Lenę, gdy mówiła o rodzinie, jemu ciężko było zrozumieć coś takiego. Przekrzywił lekko głowę.
- Psychicznego mam tylko wuja, ale on by nigdy nie pozwolił na krzywdę młodej czy moją. Ale pewnie moja rodzina a twoja rodzina, to dwie różne bajki. Masz się gdzie podziać po szkole?
Tym jakoś bardzo się nie martwił, Lena zawsze była dla niego twardą dziewczyną nieważne ile razy dostała tłuczkiem albo kaflem, dalej siedziała ma miotle. W Pokoju Wspólnym podobne zdanie miał o niej. Słowianki niby tak mają, krnąbrne dziewoje o silnych charakterach. Był pewien, że Rosjanka sobie poradzi.
Po chwili z krótkiego zamyślenia wyrwało go porównanie jego do księcia. Zaśmiał się tracąc na chwilę milczkowatą pozę.
- Bez przesady. Daleko mi do takiego. Ale nie przeczę, że jestem pełen satysfakcji, że moja pomoc się przydała. Sądzę, że gdyby Sneddon Cię złapał, to by się zaczęła bitwa, temu wolałem działać.
Spojrzał na Lenę uważnie, mając zapewne na myśli wymianę zdań, którą miała przyjemność przeprowadzić z Rafflesem nim zgasły światła w Pokoju Wspólnym.
Usiadł z powrotem na krześle, łokieć oparł na podłokietniku dłoń zaś ułożył na materacu bawiąc się palcami krawędzią prześcieradła.
- Owszem. Dobrze obici jesteśmy, co tam siniaki.
Spojrzał na Lenę, gdy mówiła o rodzinie, jemu ciężko było zrozumieć coś takiego. Przekrzywił lekko głowę.
- Psychicznego mam tylko wuja, ale on by nigdy nie pozwolił na krzywdę młodej czy moją. Ale pewnie moja rodzina a twoja rodzina, to dwie różne bajki. Masz się gdzie podziać po szkole?
Tym jakoś bardzo się nie martwił, Lena zawsze była dla niego twardą dziewczyną nieważne ile razy dostała tłuczkiem albo kaflem, dalej siedziała ma miotle. W Pokoju Wspólnym podobne zdanie miał o niej. Słowianki niby tak mają, krnąbrne dziewoje o silnych charakterach. Był pewien, że Rosjanka sobie poradzi.
Po chwili z krótkiego zamyślenia wyrwało go porównanie jego do księcia. Zaśmiał się tracąc na chwilę milczkowatą pozę.
- Bez przesady. Daleko mi do takiego. Ale nie przeczę, że jestem pełen satysfakcji, że moja pomoc się przydała. Sądzę, że gdyby Sneddon Cię złapał, to by się zaczęła bitwa, temu wolałem działać.
Spojrzał na Lenę uważnie, mając zapewne na myśli wymianę zdań, którą miała przyjemność przeprowadzić z Rafflesem nim zgasły światła w Pokoju Wspólnym.
Re: Sala szpitalna
Gregorovic była wyjątkowo wdzięczna Nevanowi za pomoc, choć niekoniecznie to po sobie pokazywała. Nikt, kto ją znał, nie spodziewałby się jednak tego z jej strony. Taka już była jej natura.
- Pamiętam, jak raz ktoś na treningu oberwał tłuczkiem w nos, to nie był Greengrass czasem? - Uśmiechnęła się na tę myśl. Wizja skomlącego z bólu Williama sprawiała jej niemałą radość, być może dlatego, że odebrał jej jedyną przyjaciółkę i zniewolił ją sidłami miłości
- Odziedziczyłam mieszkanie po kuzynie, więc na kilka lat jestem ustawiona. - Odparła, marszcząc ciemne brwi. Ból głowy nieco się wzmógł, ale być może tak działało nadmierne zastanawianie się nad pewnymi sprawami.
- Na Ozyrysa! Oni zostali tam sami?! - Jęknęła, chowając twarz w dłoniach. - Przecież Raffles go zatłucze z największą przyjemnością. - Opadła bezwładnie na poduszki, nie kryjąc swojego rozżalenia. Bo właściwie, to nie chciała, żeby się Sneddon'owi coś stało. Coś poważnego. Musiała coś wymyślić.
- Musisz wrócić do Pokoju Wspólnego i o ile jeszcze zastaniesz żywego Sneddona, musisz powiedzieć Rafflesowi, żeby tu przyszedł. I każ Sneddon'owi uciekać najlepiej na inny kontynent. - Westchnęła odnosząc dziwne wrażenie że działanie medykamentów podanych przez pielęgniarkę się nasila.
- Zrobisz to dla mnie? Wymyśl coś, możesz mu nawet powiedzieć, że umieram, byle zostawił tego głupka - Potok słów płynął z ust Ślizgonki, która chwilę później schowała głowę pod poduszką.
- Następnym razem będę się przymilała do kogoś z bandy, to może nic mu nie zrobi. - Mruknęła niewyraźnie, bo poduszka nieco ją zagłuszyła. Jakież to trudne życie tych dziewcząt w Hogwarcie.
- Pamiętam, jak raz ktoś na treningu oberwał tłuczkiem w nos, to nie był Greengrass czasem? - Uśmiechnęła się na tę myśl. Wizja skomlącego z bólu Williama sprawiała jej niemałą radość, być może dlatego, że odebrał jej jedyną przyjaciółkę i zniewolił ją sidłami miłości
- Odziedziczyłam mieszkanie po kuzynie, więc na kilka lat jestem ustawiona. - Odparła, marszcząc ciemne brwi. Ból głowy nieco się wzmógł, ale być może tak działało nadmierne zastanawianie się nad pewnymi sprawami.
- Na Ozyrysa! Oni zostali tam sami?! - Jęknęła, chowając twarz w dłoniach. - Przecież Raffles go zatłucze z największą przyjemnością. - Opadła bezwładnie na poduszki, nie kryjąc swojego rozżalenia. Bo właściwie, to nie chciała, żeby się Sneddon'owi coś stało. Coś poważnego. Musiała coś wymyślić.
- Musisz wrócić do Pokoju Wspólnego i o ile jeszcze zastaniesz żywego Sneddona, musisz powiedzieć Rafflesowi, żeby tu przyszedł. I każ Sneddon'owi uciekać najlepiej na inny kontynent. - Westchnęła odnosząc dziwne wrażenie że działanie medykamentów podanych przez pielęgniarkę się nasila.
- Zrobisz to dla mnie? Wymyśl coś, możesz mu nawet powiedzieć, że umieram, byle zostawił tego głupka - Potok słów płynął z ust Ślizgonki, która chwilę później schowała głowę pod poduszką.
- Następnym razem będę się przymilała do kogoś z bandy, to może nic mu nie zrobi. - Mruknęła niewyraźnie, bo poduszka nieco ją zagłuszyła. Jakież to trudne życie tych dziewcząt w Hogwarcie.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Strona 9 z 15 • 1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 9 z 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach