Sala szpitalna
+49
Stella Stark
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Richard Baizen
Abigail Wellington
Elsa de la Vega
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Brandon Tayth
Bohater Niezależny
Peter Raffles
Matthew Sneddon
Nevan Fraser
Aleksander Cortez
Elena Tyanikova
Ian Ames
Connor Campbell
Vanadesse Devereux
Zoja Yordanova
Prawie Bezgłowy Nick
Logan Campbell
Aaron Matluck
Genevieve White
Felicja Socha
Gabriel Griffiths
Malcolm McMillan
Szara Dama
William Greengrass
Dymitr Milligan
Samantha Davies
Benedict Walton
Blaise Harvin
Vin Xakly
Leanne Chatier
Aiko Miyazaki
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Rika Shaft
Mistrz Gry
Hannah Wilson
Jeremy Scott
Vincent Cramer
Claudia Fitzpatrick
James Scott
Polly Baldwin
Penelope Gladstone
Charles Wilson
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
53 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 5 z 15
Strona 5 z 15 • 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15
Sala szpitalna
First topic message reminder :
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Znów dźwięk dzwoneczków, oznaczający znakomity wybór pomieszczenia. Na łóżku siedział skrzat domowy. Jego dolne kończyny zwisały bezładnie z łóżka. Nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa. Z jego oczu płynęły wielkie łzy.
Na stoliczku leżały wszystkie składniki, jakie można było znaleźć w szkolnej skrytce nauczycielki Eliksirów.
Opiszcie sposób przygotowania eliksiru Szkiele-Wzro.
Skrzat cierpi na jeszcze jedną chorobę - z nosa ciurkiem lała mu się krew, jednak nie z powodu choroby, a zjedzenia pewnej słodkiej rzeczy. Znajdźcie antidotum.
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
Dziewczyny podeszły szybko do skrzata. Aiko zrobiło się w tym momencie dość smutno. Biedne stworzenie, siedziało tutaj, nie wyglądało najlepiej. Spojrzała na stoliczek i aż się wzdrygnęła. Nie była najlepsza w eliksirach, ba, tak naprawdę to się ich wolała nie tykać.
- Hannah, uwarzysz eliksir szkiele-wzro? Ja wolę się tego nie tykać..
Powiedziała spokojnie, aż pocierając dłońmi ramiona. Wiedziała, że musi się naprawdę wielu rzeczy nauczyć, jeśli chodzi o eliksiry, ale nie zrobi tego w takim momencie. Do tego trzeba mieć siłę i chęci i wolny czas. Najlepiej dużo wolnego czasu. Spojrzała jeszcze raz na skrzata i dopiero teraz zwróciła uwagę na krwawienie z nosa. Podeszła do niego, pochylając się nieco do przodu. Nie wyglądało to na chorobę, tak więc była jedna możliwość, która nasuwała się dziewczynie.
- Hej. Zjadłeś może Krwotoczki Truskawkowe? Masz je przy sobie?
W końcu, składają się one z dwóch części - jedna końcówka wywoływała krwawienie, druga natomiast momentalnie je hamowała. Przyjrzała mu się uważniej i zauważyła przy nim cukierek. Uśmiechnęła się lekko i wzięła go do ręki. Tak, to na pewno była fioletowa końcówka cukierka, dzięki której można było zatrzymać krwawienie. Podała go skrzatowi.
- Proszę, zjedz. Zahamuje to krwawienie z nosa.
Miała nadzieję, że Hannah poradzi sobie ze Szkiele-Wzro. Nie chciała jej tego zostawiać, jednak wolała się nie tykać eliksirów..
- Hannah, uwarzysz eliksir szkiele-wzro? Ja wolę się tego nie tykać..
Powiedziała spokojnie, aż pocierając dłońmi ramiona. Wiedziała, że musi się naprawdę wielu rzeczy nauczyć, jeśli chodzi o eliksiry, ale nie zrobi tego w takim momencie. Do tego trzeba mieć siłę i chęci i wolny czas. Najlepiej dużo wolnego czasu. Spojrzała jeszcze raz na skrzata i dopiero teraz zwróciła uwagę na krwawienie z nosa. Podeszła do niego, pochylając się nieco do przodu. Nie wyglądało to na chorobę, tak więc była jedna możliwość, która nasuwała się dziewczynie.
- Hej. Zjadłeś może Krwotoczki Truskawkowe? Masz je przy sobie?
W końcu, składają się one z dwóch części - jedna końcówka wywoływała krwawienie, druga natomiast momentalnie je hamowała. Przyjrzała mu się uważniej i zauważyła przy nim cukierek. Uśmiechnęła się lekko i wzięła go do ręki. Tak, to na pewno była fioletowa końcówka cukierka, dzięki której można było zatrzymać krwawienie. Podała go skrzatowi.
- Proszę, zjedz. Zahamuje to krwawienie z nosa.
Miała nadzieję, że Hannah poradzi sobie ze Szkiele-Wzro. Nie chciała jej tego zostawiać, jednak wolała się nie tykać eliksirów..
Aiko MiyazakiKlasa VI - Urodziny : 16/05/2006
Wiek : 18
Skąd : Japonia
Krew : Mugolska
Re: Sala szpitalna
Dzwoneczki! Udało im się. Przybiła Japonce piątkę w geście zwycięstwa. Jej wzrok padł od razu na skrzata domowego siedzącego na łożku. Płakał i wyglądał jak zbity pies.
- Czyżby to było nasze zadanie?
Podeszła do łóżka i spojrzała na nienaturalnie zwisające, gumowe kończyny skrzata. Od razu spostrzegła, ze nie ma w nich kości.
- Szkiele-wzro, mały. Masz szczęście, ze mam Wybitny z eliksirów, a ten eliksir to dla mnie chleb powszedni - westchnęła, mówiąc bardzo nieskromnie.
Podeszła do szafki, pozostawiając kwestię krwotoku Aiko. Na widok przybornika do eliksirów, jej oczy zaświeciły się.
- Ktoś będzie miał coś przeciwko jeśli zatrzymam ten przybornik? Będzie mnie stać na taki za pięć lat pewnie.. - Przejechała dłonią po fiolkach, po czym oprzytomniała i zaczęła mówić:
- Garść sproszkowanego pazura hipogryfa i zmielone skrzydło nietoperza. Jedna łza luprekonusa.. - mówiła, a składniki same wpadały do kotła z parującą wodą.
- Zamieszać trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Podgrzewać na dużym ogniu przez minutę - ciągnęła, patrząc jak magiczne przedmioty wykonują swoją pracę. Była w transie, zupełnie oderwana od świata.
- Fiolka krwi chimery. Wygasić ogień. Gałązka lawendy.. Zamieszać pięć razy zgodnie ze wskazówkami zegara.. - dodała, licząc głośno każde mieszanie. - Odczekać godzinę zanim zostanie podany.
- Czyżby to było nasze zadanie?
Podeszła do łóżka i spojrzała na nienaturalnie zwisające, gumowe kończyny skrzata. Od razu spostrzegła, ze nie ma w nich kości.
- Szkiele-wzro, mały. Masz szczęście, ze mam Wybitny z eliksirów, a ten eliksir to dla mnie chleb powszedni - westchnęła, mówiąc bardzo nieskromnie.
Podeszła do szafki, pozostawiając kwestię krwotoku Aiko. Na widok przybornika do eliksirów, jej oczy zaświeciły się.
- Ktoś będzie miał coś przeciwko jeśli zatrzymam ten przybornik? Będzie mnie stać na taki za pięć lat pewnie.. - Przejechała dłonią po fiolkach, po czym oprzytomniała i zaczęła mówić:
- Garść sproszkowanego pazura hipogryfa i zmielone skrzydło nietoperza. Jedna łza luprekonusa.. - mówiła, a składniki same wpadały do kotła z parującą wodą.
- Zamieszać trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Podgrzewać na dużym ogniu przez minutę - ciągnęła, patrząc jak magiczne przedmioty wykonują swoją pracę. Była w transie, zupełnie oderwana od świata.
- Fiolka krwi chimery. Wygasić ogień. Gałązka lawendy.. Zamieszać pięć razy zgodnie ze wskazówkami zegara.. - dodała, licząc głośno każde mieszanie. - Odczekać godzinę zanim zostanie podany.
Re: Sala szpitalna
Znów dzwoneczki. Jesteście niepokonane!
Eliksir przybrał odpowiednią barwę. Gdy minie godzina z pewnością zostanie podany choremu stworzeniu.
Aiko dzięki Twej spostrzegawczości krwotok z nosa został zatamowany.
Nad Wami znów pojawiła się karteczka.
Pod ciężarem pamiątek półki ugięte
przeszklone gabloty sumiennie wyczyszczone.
Ze starych kufrów lśniące trofea i medale wyjęte,
przyciągają uczniowskie spojrzenia zaciekawione.
Pamięć ulotna uchwycona w biegu
została w tej komnacie uporządkowana.
Nie zwlekaj, znasz już nazwę swego następnego celu,
gdzie nagroda za spryt i bystrość zostanie Ci przyznana.
przeszklone gabloty sumiennie wyczyszczone.
Ze starych kufrów lśniące trofea i medale wyjęte,
przyciągają uczniowskie spojrzenia zaciekawione.
Pamięć ulotna uchwycona w biegu
została w tej komnacie uporządkowana.
Nie zwlekaj, znasz już nazwę swego następnego celu,
gdzie nagroda za spryt i bystrość zostanie Ci przyznana.
Karteczka znów rozpadła się na malutkie kawałki.
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
James wpadł do Skrzydła Szpitalnego chwiejąc się na boki. Wyglądał okropnie. Szata była cała porozdzierana. Bandaż, który sobie wyczarował już dawno przesiąknął krwią, która teraz spływała mu po nogawce i kapała na ziemię, robiąc czerwone ślady. Włosy miał rozczochrane i pełno w nich było kawałków leśnej ściółki.
Sala świeciła pustką. I dobrze. Scott wiedział, że pielęgniarka za nim nie przepada, zresztą jak cały szkolny personel.
Zataczając się, to w prawo, to w lewo, dotarł w końcu do szafki z eliksirami. Kurkon nie był prymusem jeśli chodzi o eliksiry, ale te w skrzydle szpitalnym były podpisane dość prosto. Zagarnął trzy. Eliksir Wzmacniający, Eliksir Ukrwienia (uzupełni braki krwi w jego organizmie), oraz Eliksir uśmierzający ból.
Łyknął wszystkie trzy i położył się na łóżko.
Ostatkiem sił ściągnął zakrwawiony bandaż i zaklęciem stworzył nowy.
Leżał tak i odpoczywał ściskając w dłoni niebieską kulkę.
Sala świeciła pustką. I dobrze. Scott wiedział, że pielęgniarka za nim nie przepada, zresztą jak cały szkolny personel.
Zataczając się, to w prawo, to w lewo, dotarł w końcu do szafki z eliksirami. Kurkon nie był prymusem jeśli chodzi o eliksiry, ale te w skrzydle szpitalnym były podpisane dość prosto. Zagarnął trzy. Eliksir Wzmacniający, Eliksir Ukrwienia (uzupełni braki krwi w jego organizmie), oraz Eliksir uśmierzający ból.
Łyknął wszystkie trzy i położył się na łóżko.
Ostatkiem sił ściągnął zakrwawiony bandaż i zaklęciem stworzył nowy.
Leżał tak i odpoczywał ściskając w dłoni niebieską kulkę.
Re: Sala szpitalna
Kiedy przymknąłeś na chwilę oczy, usłyszałeś jakiś szmer w skrzydle.
- Coś Ty nawyprawiał?! - Usłyszałeś głos swojego ojca, który stał nad Twoim szpitalnym łóżkiem. Tylko ty mogłeś go zobaczyć. Kula w Twojej dłoni drżała niespokojnie i świeciła jaśniej niż do tej pory.
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
Coś Ty nawyprawiał?
James znajdował się miedzy jawą, a snem. Był wyczerpany i cały obolały. Nie dziwne więc, że słyszał głosy i widział różne dziwne rzeczy. Kto wie, może te niemowlaki miały w ślinie jakąś truciznę. Postanowił jednak cieszyć się tą halucynacją.
Czuł jak kula wibruje mocno. Lecz nie zwracał na to uwagi.
-Stałem się bardziej otwarty na świat, tato. - mruknął starając się, żeby ten płaski dowcip zabrzmiał chociaż trochę zabawnie.
Scott patrzył się teraz na swego ojca. Mieli niemal identyczne buzie, chociaż van Slimmerik posiadał znacznie więcej zmarszczek.
-Ciekawie Cię widzieć.
Wyciągnął rękę i złapał kolejny eliksir. Przechylił butelkę i wypił na raz.
James znajdował się miedzy jawą, a snem. Był wyczerpany i cały obolały. Nie dziwne więc, że słyszał głosy i widział różne dziwne rzeczy. Kto wie, może te niemowlaki miały w ślinie jakąś truciznę. Postanowił jednak cieszyć się tą halucynacją.
Czuł jak kula wibruje mocno. Lecz nie zwracał na to uwagi.
-Stałem się bardziej otwarty na świat, tato. - mruknął starając się, żeby ten płaski dowcip zabrzmiał chociaż trochę zabawnie.
Scott patrzył się teraz na swego ojca. Mieli niemal identyczne buzie, chociaż van Slimmerik posiadał znacznie więcej zmarszczek.
-Ciekawie Cię widzieć.
Wyciągnął rękę i złapał kolejny eliksir. Przechylił butelkę i wypił na raz.
Re: Sala szpitalna
Ojciec trzepnął Cię w głowę. Nie był zwykłym duchem jak widać. Jego wyraz twarzy zdradzał złość, rozczarowanie i rozbawienie zarazem.
- Niczego się nie nauczyłeś. Rób tak dalej, a cienko skończysz - mruknął, wskazując na ranę w jego brzuchu. Byli zaiste strasznie do siebie podobni. - Zła opinia w szkole, dzieciak w drodze, nikt Cię tutaj nie szanuje. Dobrze, że jestem już martwy i nie muszę tego oglądać.
Po tych słowach pokręcił głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali. Kula przestała wibrować i błyszczeć.
Po tych słowach pokręcił głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali. Kula przestała wibrować i błyszczeć.
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
Kolejne, czerwcowe i słoneczne dni były dla Chatier istnym zbawieniem. Wszystkie niezbędne egzaminy zaliczyła jeszcze w Beauxbatons, a miesiąc w Hogwarcie był tylko formalnością dopełniającą ukończenie szkoły. Dzięki temu, dziewczę mogło bez obaw poznawać Hogwart, rówieśników jak i również rozwijać się w stronę przyszłego zawodu, o którym tak zaciekle marzyła. Odwiedzała skrzydło już kilka razy by uciąć sobie pogawędkę z pielęgniarką, która w czasie przerwy robiła zawsze tę pyszną, malinową herbatę. Dzisiaj jednak w całym zamku panował dziwny, nieopisany rozgardiasz. Nie zdziwiłoby wcale Lei, gdyby nie zastała swojej towarzyszki. Miała ze sobą notes w skórzanej, brązowej okładce, w którym starannym, zgrabnym pismem zapisywała co raz to nowe informacje, które rzecz jasna już niedługo miały jej się przydać. Pora była dość późna, lecz nie przeraziło to dziewczyny, wszak jako wychowanka domu Gryfa (cóż z tego, że przez zaledwie miesiąc) należała do tych nieco odważniejszych. Chatier pewnym krokiem weszła do Skrzydła, nie spodziewając się widoku, który przyszło jej ujrzeć. Początkowo, grymas zmartwienia przewinął się przez jej bladą twarzyczkę, a na gładkim dotychczas czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, dziewczyna podbiegła do chłopaka, podwijając rękawy swetra i koszuli, które stanowiły górną część jej odzienia. Nie wyglądał dobrze.
- Mon Dieu! - wykrzyknęła, patrząc na opłakany stan młodzieńca, leżącego na łóżku. Zaplątane w ciemnych włosach liście, poszarpane ubranie, to wszystko nie napawało Chatier przesadną radością. Mimo wszystko dziewczyna od razu zabrała się do pracy, widząc, że nikogo innego nie ma w pobliżu. To fakt, miała okazję się wykazać, lecz zupełnie nie o to chodziło jasnowłosej. Kilkoma machnięciami jesionowego drewienka, poprzedzanymi wymruczaną inkantacją zaklęcia, pozbyła się zakrwawionego ponownie bandaża i poszarpanych fragmentów szaty znajdującej się w bliskiej odległości od rany. Kątem oka zauważyła puste fiolki po eliksirach, co zdecydowanie zbudziło jej niepokój. Łatwiej byłoby jej zająć się kimś, gdyby mogła robić wszystko od początku do końca, perfekcyjnie znając odpowiednie procedury.
- Co się stało? - Zapytała ochrypniętym głosem, z wyraźnym francuskim akcentem. Nie liczyła na zbyt wylewną odpowiedź, ale pytanie zadać musiała. Zapaliła lampę znajdującą się nieopodal łóżka, by mieć lepszy widok na paskudną ranę, z którą jak widać przyszło jej sobie poradzić.
- Mon Dieu! - wykrzyknęła, patrząc na opłakany stan młodzieńca, leżącego na łóżku. Zaplątane w ciemnych włosach liście, poszarpane ubranie, to wszystko nie napawało Chatier przesadną radością. Mimo wszystko dziewczyna od razu zabrała się do pracy, widząc, że nikogo innego nie ma w pobliżu. To fakt, miała okazję się wykazać, lecz zupełnie nie o to chodziło jasnowłosej. Kilkoma machnięciami jesionowego drewienka, poprzedzanymi wymruczaną inkantacją zaklęcia, pozbyła się zakrwawionego ponownie bandaża i poszarpanych fragmentów szaty znajdującej się w bliskiej odległości od rany. Kątem oka zauważyła puste fiolki po eliksirach, co zdecydowanie zbudziło jej niepokój. Łatwiej byłoby jej zająć się kimś, gdyby mogła robić wszystko od początku do końca, perfekcyjnie znając odpowiednie procedury.
- Co się stało? - Zapytała ochrypniętym głosem, z wyraźnym francuskim akcentem. Nie liczyła na zbyt wylewną odpowiedź, ale pytanie zadać musiała. Zapaliła lampę znajdującą się nieopodal łóżka, by mieć lepszy widok na paskudną ranę, z którą jak widać przyszło jej sobie poradzić.
Re: Sala szpitalna
Nie ma to jak pojawić się, opieprzyć syna, walnąć w łeb i zniknąć. Typowe zachowanie jego ojca. Zawsze tak było. Nigdy nie doradził i nie pomógł. Zawsze krzyczał i wymagał.
Gdy duch odchodził, James uniósł rękę i środkowym palcem wyraził miłość jaką czuł do swego tatusia.
Czy Scott nie wyglądał dobrze? Cóż, nie licząc podartych szat, zaschniętych szczątków robaków, swojej krwi, ropy, która wypełniała martwe noworodki oraz zadrapań na twarzy, to jednak nie było tak źle. Przynajmniej nikt nie transmutował go w ślimaka!
Krukon otworzył jedno oko i zerkną z lekkim zaciekawienie. Eliksir uśmierzył ból, więc James nie cierpiał za bardzo. jedynie w głowie mu się kręciło.
-Jak to jest, że w ponoć 'Brytyjskiej' szkole magii, mamy więcej obcokrajowców, niżeli tubylców? - mruknął patrząc się na dziewczynę.
Cóż, dziewka ta nie wyróżniała się niczym szczególnym. Ot, blond włosy i zgrabny tyłek.
Co się stało?
Co miał odpowiedzieć na to pytanie? Że odblokował jakiś dziwny tunel w którym zamieszkiwało czarnomagiczne stworzenie o którym nigdy nie słyszał? To raczej nie w jego stylu. Poza tym nie wiedział z kim ma do czynienia. Nie chciał dostać szlabanu za łamanie szkolnych przepisów.
Miał zamiar zignorować pytanie, ale wiedział, że sam sobie z raną nie poradzi.
- Potknąłem się. - mruknął.
Gdy duch odchodził, James uniósł rękę i środkowym palcem wyraził miłość jaką czuł do swego tatusia.
Czy Scott nie wyglądał dobrze? Cóż, nie licząc podartych szat, zaschniętych szczątków robaków, swojej krwi, ropy, która wypełniała martwe noworodki oraz zadrapań na twarzy, to jednak nie było tak źle. Przynajmniej nikt nie transmutował go w ślimaka!
Krukon otworzył jedno oko i zerkną z lekkim zaciekawienie. Eliksir uśmierzył ból, więc James nie cierpiał za bardzo. jedynie w głowie mu się kręciło.
-Jak to jest, że w ponoć 'Brytyjskiej' szkole magii, mamy więcej obcokrajowców, niżeli tubylców? - mruknął patrząc się na dziewczynę.
Cóż, dziewka ta nie wyróżniała się niczym szczególnym. Ot, blond włosy i zgrabny tyłek.
Co się stało?
Co miał odpowiedzieć na to pytanie? Że odblokował jakiś dziwny tunel w którym zamieszkiwało czarnomagiczne stworzenie o którym nigdy nie słyszał? To raczej nie w jego stylu. Poza tym nie wiedział z kim ma do czynienia. Nie chciał dostać szlabanu za łamanie szkolnych przepisów.
Miał zamiar zignorować pytanie, ale wiedział, że sam sobie z raną nie poradzi.
- Potknąłem się. - mruknął.
Re: Sala szpitalna
Po chwilę dłuższej obserwacji tego dziwnego osobnika, Lea również stwierdziła, chociaż wciąż w myślach, że aż tak tragicznie nie jest.
- Najwyraźniej macie za mało brytyjskich jednostek zdolnych do pojęcia tak skomplikowanej i tajnej magii jaką wykładają w tej cudownej szkole. - odcięła się, nawet nań nie zerkając. Teraz skupiła się na znalezieniu czegoś pożytecznego, co pozwoli jej względnie bezboleśnie zaszyć ranę tego nikczemnego młodzieńca. Nie znalazłszy jednak niczego pożytecznego w zasięgu wzroku posłużyła się kolejnym, znanym jej zaklęciem uzdrawiającym. Za pierwszym razem zbyt słabo skupiła się na zrastających się tkankach, przez co mogła przyprawić "pacjenta" o niewielki ból. Niech się cieszy, że opróżnił trzy fiolki, bo mógłby zacząć piszczeć niczym niejedno dziewczę. Gryfonka zaklęła pod nosem, tym razem należycie skupiając się na zaklęciu. Pomimo wprawionej dłoni i doświadczenia, nie wszystko wyszło idealnie. Na bladym ciele odznaczała się ciemno różowa blizna, pokazująca linię zrostu skóry.
- Zacne potknięcie zatem, muszę Ci przyznać. Najwyraźniej jesteś jeszcze większą sierotą niż się spodziewałam, że egzystują w tej szkole. - Dodała, marszcząc brwi. Krew nie leciała? Nie leciała, boleć nie bolało, a zatem jasnowłosa mogła być z siebie dumna. A tak!
- Najwyraźniej macie za mało brytyjskich jednostek zdolnych do pojęcia tak skomplikowanej i tajnej magii jaką wykładają w tej cudownej szkole. - odcięła się, nawet nań nie zerkając. Teraz skupiła się na znalezieniu czegoś pożytecznego, co pozwoli jej względnie bezboleśnie zaszyć ranę tego nikczemnego młodzieńca. Nie znalazłszy jednak niczego pożytecznego w zasięgu wzroku posłużyła się kolejnym, znanym jej zaklęciem uzdrawiającym. Za pierwszym razem zbyt słabo skupiła się na zrastających się tkankach, przez co mogła przyprawić "pacjenta" o niewielki ból. Niech się cieszy, że opróżnił trzy fiolki, bo mógłby zacząć piszczeć niczym niejedno dziewczę. Gryfonka zaklęła pod nosem, tym razem należycie skupiając się na zaklęciu. Pomimo wprawionej dłoni i doświadczenia, nie wszystko wyszło idealnie. Na bladym ciele odznaczała się ciemno różowa blizna, pokazująca linię zrostu skóry.
- Zacne potknięcie zatem, muszę Ci przyznać. Najwyraźniej jesteś jeszcze większą sierotą niż się spodziewałam, że egzystują w tej szkole. - Dodała, marszcząc brwi. Krew nie leciała? Nie leciała, boleć nie bolało, a zatem jasnowłosa mogła być z siebie dumna. A tak!
Re: Sala szpitalna
Scott nie odpowiedział przez moment. Z uniesioną brwią oglądał próby 'naprawienia' brzucha.
- Tak, magia jest bardzo skomplikowana, a jednak tu jesteś- cóż, James nie był osobą, która często dziękowała. Zwykłe wredne docinki powinny dziewczynie wystarczyć - przynajmniej zdaniem Scott'a.
-Prawda? Kto by pomyślał, że zderzenie się z kamienną podłoga może zrobić dziurę w brzuchu. Zaprawdę nie pojmuję tego.
Gdy tylko gryfonka skończyła łatanie chłopaka, ten przekrzywił głowę i ze sceptyczną minął obejrzał bliznę, która ozdabiała teraz jego ciało.
- Cóż, nie każdy ma talent do bycia uzdrowicielem. - podsumował. Koniec końców, lepsza brzydka blizna, niż wietrzące się wnętrzności.
Młodzieniec zerknął na zegarek wiszący tuż nad drzwiami. Dochodziła druga w nocy. Zadziwiające jak ten czas leciał. Zdawało mu się, że jeszcze kilka chwil temu był na Wzgórzu i rozmawiał z Malcolmem.
-Dziewczyno - przeniósł spojrzenie na swoją wybawicielkę - Kim Ty w ogóle jesteś i czemu zdecydowałaś się pomóc? Większa część szkoły pewnie by mnie dobiła. Po czym dostałaby nagrodę od tej mniejszej części za wykonanie zadania.
- Tak, magia jest bardzo skomplikowana, a jednak tu jesteś- cóż, James nie był osobą, która często dziękowała. Zwykłe wredne docinki powinny dziewczynie wystarczyć - przynajmniej zdaniem Scott'a.
-Prawda? Kto by pomyślał, że zderzenie się z kamienną podłoga może zrobić dziurę w brzuchu. Zaprawdę nie pojmuję tego.
Gdy tylko gryfonka skończyła łatanie chłopaka, ten przekrzywił głowę i ze sceptyczną minął obejrzał bliznę, która ozdabiała teraz jego ciało.
- Cóż, nie każdy ma talent do bycia uzdrowicielem. - podsumował. Koniec końców, lepsza brzydka blizna, niż wietrzące się wnętrzności.
Młodzieniec zerknął na zegarek wiszący tuż nad drzwiami. Dochodziła druga w nocy. Zadziwiające jak ten czas leciał. Zdawało mu się, że jeszcze kilka chwil temu był na Wzgórzu i rozmawiał z Malcolmem.
-Dziewczyno - przeniósł spojrzenie na swoją wybawicielkę - Kim Ty w ogóle jesteś i czemu zdecydowałaś się pomóc? Większa część szkoły pewnie by mnie dobiła. Po czym dostałaby nagrodę od tej mniejszej części za wykonanie zadania.
Re: Sala szpitalna
Leanne, Twoje zaklęcia nie odniosły jednak zbyt wielkiego skutku - chwilę później brzegi skóry rozeszły się i Waszym oczom znów ukazała się krwawiąca rana.
James masz zawroty głowy i mroczki przed oczami.
Zaskoczone Waszą samowolką w Skrzydle skrzaty wezwały na pomoc szkolną bibliotekarkę. Kobieta widząc Twój stan bez słowa wyczarowała nosze, a gdy znaleźliście się przed bramą wejściową, teleportowała się z Tobą do szpitala św. Munga
Mistrz Gry
Re: Sala szpitalna
Penlope pojawiła się na posterunku nieco później niż powinna - w południe. Uczniowie i nauczyciele byli w tym czasie na zajęciach, więc kobieta przemknęła niezauważona przez puste korytarze. Spotkała na nich tylko Sir Nicolasa, ducha rezydenta Gryffindoru, ale ten ukłoniwszy się jej, odpłynął w tylko sobie znanym kierunku.
Skrzydło po dwóch miesiącach jej nieobecności powinno być istncym królestwem kurzu i brudu, jednak skrzaty zadbały odpowiednio o jej miejsce pracy, więc sala lśniła czystością. Penny zastanawiała się ile czasu minie nim ta świecąca posadzka zostanie zapaprana krwią uczniów. Pewnie jeszcze dziś znając ich możliwości...
Przeszła do swojego gabinetu, tam zostawiła niewielką, podręczną torbę przy biórku i ubrała się w swój biały strój pielęgniarki i czepek pielęgniarski - obowiązkowy uniform, w którym miała spędzić resztę dnia.
Skrzydło po dwóch miesiącach jej nieobecności powinno być istncym królestwem kurzu i brudu, jednak skrzaty zadbały odpowiednio o jej miejsce pracy, więc sala lśniła czystością. Penny zastanawiała się ile czasu minie nim ta świecąca posadzka zostanie zapaprana krwią uczniów. Pewnie jeszcze dziś znając ich możliwości...
Przeszła do swojego gabinetu, tam zostawiła niewielką, podręczną torbę przy biórku i ubrała się w swój biały strój pielęgniarki i czepek pielęgniarski - obowiązkowy uniform, w którym miała spędzić resztę dnia.
Re: Sala szpitalna
Nauczyciel postanowił pójść w miejsce, które wydawało mu się najlepsze, a mianowicie Skrzydło Szpitalne. Trzeba było jeszcze powiadomić dyrektora o tym, ale to już będzie proste, wystarczy mu wysłać patronusa z wiadomością. Tym się zajmie jak już opuści skrzydło szpitalne, trzeba wszystko sobie ułożyć, bo nie można robić wszystkiego na raz, bo taki nieład wprowadzi jeszcze większe zamieszanie.
Wszedł do pomieszczenia, oczywiście z różdżką w ręku i lewitującym ciałem Ślizgona. Xakly nadal nie mógł na niego patrzeć, nie z obrzydzenia, bo przecież trochę krwi pociekło, ale zwyczajnie z powodu tego, że umarł tak młody chłopak. Straszna sprawa, nie wiedział jak on przekaże tą smutną wieść jego rodzicom. Przesunął różdżką chłopaka w powietrzu i delikatnie ułożył go na wolnym łóżku w rogu pomieszczenia. Pierwsze co zrobił to zakrył go parawanami. Nie chciał, aby ktokolwiek, kto nie miał potrzeby, to musiał na niego patrzeć.
Mężczyzna ruszył w stronę pięlęgniarki.
- Witam, nazywam się Vincent Xakly. Nie znamy się jeszcze. - Powiedział dosyć spokojnie, gdy już nie patrzył na ucznia, to mógł się uspokoić. Wiedział jak nazywa się pielęgniarka, już za wczasu przygotował się z nazwisk personelu szkoły, aby nie popełnić jakiejś gafy. - Panno Gladstone, wybaczy pani za moje wtargnięcie, ale sprawa jest bardzo poważna. Pewien uczeń z Gryffindoru, Mutluck zrzucił mojego podopiecznego, Dale'a Blackwooda z trybun boiska. Chłopak niestety nie prze...żył. - Tutaj jego głos zaczął się łamać, strasznie źle mu było z tego powodu.
Wszedł do pomieszczenia, oczywiście z różdżką w ręku i lewitującym ciałem Ślizgona. Xakly nadal nie mógł na niego patrzeć, nie z obrzydzenia, bo przecież trochę krwi pociekło, ale zwyczajnie z powodu tego, że umarł tak młody chłopak. Straszna sprawa, nie wiedział jak on przekaże tą smutną wieść jego rodzicom. Przesunął różdżką chłopaka w powietrzu i delikatnie ułożył go na wolnym łóżku w rogu pomieszczenia. Pierwsze co zrobił to zakrył go parawanami. Nie chciał, aby ktokolwiek, kto nie miał potrzeby, to musiał na niego patrzeć.
Mężczyzna ruszył w stronę pięlęgniarki.
- Witam, nazywam się Vincent Xakly. Nie znamy się jeszcze. - Powiedział dosyć spokojnie, gdy już nie patrzył na ucznia, to mógł się uspokoić. Wiedział jak nazywa się pielęgniarka, już za wczasu przygotował się z nazwisk personelu szkoły, aby nie popełnić jakiejś gafy. - Panno Gladstone, wybaczy pani za moje wtargnięcie, ale sprawa jest bardzo poważna. Pewien uczeń z Gryffindoru, Mutluck zrzucił mojego podopiecznego, Dale'a Blackwooda z trybun boiska. Chłopak niestety nie prze...żył. - Tutaj jego głos zaczął się łamać, strasznie źle mu było z tego powodu.
Re: Sala szpitalna
Jeremy urzędował w pustym pokoju nauczycielskim, gdy jeden z portretów przyniósł mu wiadomość. Ktoś został zabity...
Cóżże miał uczynić i jak zareagować? Musiał zobaczyć ciało, a także porozmawiać z naocznymi świadkami, oraz nauczycielem, który przybył na miejsce zdarzenia.
Gdzie mogło być trzymane ciało? Oczywiście tylko w skrzydle szpitalnym. Tak więc dyrektor, niczym 50letni młodzieniec, natarł z siłą na drzwi do tego pomieszczenia akurat w momencie w którym profesor Xakly opowiadał co się stało.
Szybkim krokiem podszedł do łóżka na którym leżał powykręcany chłopiec. Był to młody ślizgon. Jego kończyny znajdowały się po dziwnymi kątami, na twarzy i głowie widać było ślady zastygłej krwi.
- Czy to pewne, iż sprawcą jest Aaron? - zapytał nie odwracając wzroku od martwego ucznia. Profesor znał Gryfona nie gorzej niż innych uczniów. Chociaż Mutluck nie grzeszył talentem do transmutacji, to jednak ów młodzieniec był spokojnym ekscentrykiem niżeli zimnokrwistym zabójcą. Jednak wszystko jest możliwe.
- Vin, jestem zmuszony znów Cię prosić o przysługę. Jak tylko będziesz miał czas, proszę, popytaj swoich uczniów, czy ofiara miała jakieś wcześniejsze niesnaski z Aaronem, ja tymczasem napiszę sowę do rodziców chłopca, następnie będę zmuszony zabronić uczniom swobodnego wałęsania się po korytarzach. Penelope, przekaż to proszę innym nauczycielom.
Jeremy odwrócił się, machną różdżką i zniknął przy akompaniamencie ogólnie znanego trzasku. Cóż, bycie dyrektorem Hogwartu miało swoje plusy.
Cóżże miał uczynić i jak zareagować? Musiał zobaczyć ciało, a także porozmawiać z naocznymi świadkami, oraz nauczycielem, który przybył na miejsce zdarzenia.
Gdzie mogło być trzymane ciało? Oczywiście tylko w skrzydle szpitalnym. Tak więc dyrektor, niczym 50letni młodzieniec, natarł z siłą na drzwi do tego pomieszczenia akurat w momencie w którym profesor Xakly opowiadał co się stało.
Szybkim krokiem podszedł do łóżka na którym leżał powykręcany chłopiec. Był to młody ślizgon. Jego kończyny znajdowały się po dziwnymi kątami, na twarzy i głowie widać było ślady zastygłej krwi.
- Czy to pewne, iż sprawcą jest Aaron? - zapytał nie odwracając wzroku od martwego ucznia. Profesor znał Gryfona nie gorzej niż innych uczniów. Chociaż Mutluck nie grzeszył talentem do transmutacji, to jednak ów młodzieniec był spokojnym ekscentrykiem niżeli zimnokrwistym zabójcą. Jednak wszystko jest możliwe.
- Vin, jestem zmuszony znów Cię prosić o przysługę. Jak tylko będziesz miał czas, proszę, popytaj swoich uczniów, czy ofiara miała jakieś wcześniejsze niesnaski z Aaronem, ja tymczasem napiszę sowę do rodziców chłopca, następnie będę zmuszony zabronić uczniom swobodnego wałęsania się po korytarzach. Penelope, przekaż to proszę innym nauczycielom.
Jeremy odwrócił się, machną różdżką i zniknął przy akompaniamencie ogólnie znanego trzasku. Cóż, bycie dyrektorem Hogwartu miało swoje plusy.
Re: Sala szpitalna
Jej spokojne przekładanie fiolek i papierów zostało zakłócone przez przybycie nauczyciela z jednym z uczniów. Penelope natychmiast podniosła się z krzesła i wychyliła się ze swojego gabinetu, aby sprawdzić co jest grane. Widok przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Nowy nauczyciel, na tą chwilę obcy dla pielęgniarki przetransportował ze sobą nieprzytomnego (a przynajmniej tak jej się zdawało), ucznia.
- Dzień dobry. Co się stało? - Zapytała, przemierzając sprężystym krokiem drogę ze swojego gabinetu do łóżka, na którym profesor umieścił Ślizgona.
- O Boże... czy chłopiec..? - Głos ugrzązł jej w gardle, jednak ostatnie słowa mistrza eliksirów upewniły ją w tym przypuszczeniu. Penelope wydała z siebie zduszony dźwięk i natychmiast podeszła do szafy, w której trzymano świeżą pościel dla skrzydła. Wyciągnęła z niego białą tkaninę i przykryła nią ciało chłopca, aby żaden przypadkowy uczeń nie oglądał tego.
Wtem do skrzydła wpadł dyrektor. Penelope była właśnie w trakcie odgradzania łóżka Ślizgona parawanem od reszty skrzydła szpitalnego.
- Boże.. Sprawcą jest uczeń? - Zapytała, zakrywając usta dłonią. - Oczywiście, że przekażę nauczycielom. A potem będę u siebie jeśli będę jeszcze potrzebna - rzuciła za Scottem, który odchodząc ze skrzydła, teleportował się z trzaskiem.
- Aaron Matluck... Nigdy bym się nie spodziewała - rzekła jeszcze do profesora Xakly, rzucając krótkie spojrzenie na ciało za parawanem.
- Dzień dobry. Co się stało? - Zapytała, przemierzając sprężystym krokiem drogę ze swojego gabinetu do łóżka, na którym profesor umieścił Ślizgona.
- O Boże... czy chłopiec..? - Głos ugrzązł jej w gardle, jednak ostatnie słowa mistrza eliksirów upewniły ją w tym przypuszczeniu. Penelope wydała z siebie zduszony dźwięk i natychmiast podeszła do szafy, w której trzymano świeżą pościel dla skrzydła. Wyciągnęła z niego białą tkaninę i przykryła nią ciało chłopca, aby żaden przypadkowy uczeń nie oglądał tego.
Wtem do skrzydła wpadł dyrektor. Penelope była właśnie w trakcie odgradzania łóżka Ślizgona parawanem od reszty skrzydła szpitalnego.
- Boże.. Sprawcą jest uczeń? - Zapytała, zakrywając usta dłonią. - Oczywiście, że przekażę nauczycielom. A potem będę u siebie jeśli będę jeszcze potrzebna - rzuciła za Scottem, który odchodząc ze skrzydła, teleportował się z trzaskiem.
- Aaron Matluck... Nigdy bym się nie spodziewała - rzekła jeszcze do profesora Xakly, rzucając krótkie spojrzenie na ciało za parawanem.
Re: Sala szpitalna
Tego samego dnia, co zostało przyniesione ciało pierwszego chłopaka, Blaise zaniósł do skrzydła szpitalnego drugie ciało. Wszedł do sali z lewitującym uczniem i położył go obok parawanu. Nie miał pojęcia, że za parawanem znajduje się jakiś drugi uczeń. Zostawił chłopaka na łóżku i podszedł do pielęgniarki.
- Panno Gladstone, jest martwy chłopak - wydyszał.
Spojrzał na nowego nauczyciela, który był obecny na sali. Uśmiechnął się do niego niemrawo. Blaise był cały roztrzęsiony. Dopiero zaczynał karierę Gajowego w szkole, a tu już zaczęła się taka akcja.
- Panno Gladstone, jest martwy chłopak - wydyszał.
Spojrzał na nowego nauczyciela, który był obecny na sali. Uśmiechnął się do niego niemrawo. Blaise był cały roztrzęsiony. Dopiero zaczynał karierę Gajowego w szkole, a tu już zaczęła się taka akcja.
Re: Sala szpitalna
Ale to się szybko podziało, na początku byli tutaj tylko on i pielęgniarka, zaraz potem przybył jeszcze dyrektor, a chwilę temu pojawił się Blaise.
Mężczyzna tylko skinął dyrektorowi, trzeba się przejść do pokoju wspólnego Ślizgonów, miał nadzieję, że tam będą wszyscy uczniowie Slytherinu, bez wyjątków. Nie chciał, żeby ktokolwiek podzielił los Blackwooda. Jedna ofiara to i tak za dużo, a tu gajowy przyprowadził kolejnego. Vincent spojrzał na martwego ucznia i zobaczył, że to jest kolejny uczeń domu, w którym był opiekunem. To nie było zbytnio pokrzepiające. Czyżby ten Matluck zabił kolejnego Ślizgona? Xakly nie wytrzymał tego spojrzał na Gladstone, potem na Harvina. W jego głowie kłębiło się teraz naprawdę dużo myśli. Kim trzeba być, żeby robić tak straszne rzeczy?!
Cóż, tym chłopakom nie pomoże, a chyba lepiej byłoby się przejść i zobaczyć czy nie ma kogoś poza Pokojem Wspólnym. Wolałby, żeby nie było, ale jeżeli kogoś znajdzie to może uchroni go od tragedii.
Skinął głową do przedstawicieli kadry szkoły na pożegnanie i wyszedł z pomieszczenia.
Mężczyzna tylko skinął dyrektorowi, trzeba się przejść do pokoju wspólnego Ślizgonów, miał nadzieję, że tam będą wszyscy uczniowie Slytherinu, bez wyjątków. Nie chciał, żeby ktokolwiek podzielił los Blackwooda. Jedna ofiara to i tak za dużo, a tu gajowy przyprowadził kolejnego. Vincent spojrzał na martwego ucznia i zobaczył, że to jest kolejny uczeń domu, w którym był opiekunem. To nie było zbytnio pokrzepiające. Czyżby ten Matluck zabił kolejnego Ślizgona? Xakly nie wytrzymał tego spojrzał na Gladstone, potem na Harvina. W jego głowie kłębiło się teraz naprawdę dużo myśli. Kim trzeba być, żeby robić tak straszne rzeczy?!
Cóż, tym chłopakom nie pomoże, a chyba lepiej byłoby się przejść i zobaczyć czy nie ma kogoś poza Pokojem Wspólnym. Wolałby, żeby nie było, ale jeżeli kogoś znajdzie to może uchroni go od tragedii.
Skinął głową do przedstawicieli kadry szkoły na pożegnanie i wyszedł z pomieszczenia.
Re: Sala szpitalna
~~~~ Środa 4 września ~~~~
Blaise wciąż był przerażony wydarzeniami, które miały miejsce w Hogwarcie. Kiwnął tylko głową nauczycielowi na pożegnanie i sam nie wiedział, co ma zrobić.
- Chłopak ponoć skoczył lub został zrzucony z okna - dodał tylko.
Był przestraszony, tak więc musiał pójść w końcu odpocząć po tych wszystkich wydarzeniach. Przedwczoraj sprzątanie Wielkiej Sali, a dzisiaj jakieś tajemnicze morderstwa Ślizgonów. Gajowy pożegnał się po chwili z pielęgniarką i poszedł w swoją stronę, aby nieco odpocząć.
Blaise wciąż był przerażony wydarzeniami, które miały miejsce w Hogwarcie. Kiwnął tylko głową nauczycielowi na pożegnanie i sam nie wiedział, co ma zrobić.
- Chłopak ponoć skoczył lub został zrzucony z okna - dodał tylko.
Był przestraszony, tak więc musiał pójść w końcu odpocząć po tych wszystkich wydarzeniach. Przedwczoraj sprzątanie Wielkiej Sali, a dzisiaj jakieś tajemnicze morderstwa Ślizgonów. Gajowy pożegnał się po chwili z pielęgniarką i poszedł w swoją stronę, aby nieco odpocząć.
Re: Sala szpitalna
Hannah podniosła się w końcu z podłogi, co prawda o własnych siłach, bo pomocna dłoń Benedicta zniknęła zaraz po jej nieuzasadnionym i dziecinnym wybuchu irytacji spowodowanej przegraną. Ta chora ambicja i chęć bycia we wszystkim na pierwszym miejscu pewnie kiedyś doprowadzi ją do banicji w całej Wielkiej Brytanii.
Przemierzali kolejne korytarze w ciszy, bo żadne nie chciało się odezwać. Hance było głupio, on zapewne był dotknięty do żywego. Kiedy zeszli piętro niżej, Puchonka otworzyła drzwi do skrzydła szpitalnego. Nie zapowiadało się na to, aby Benedict chciał sobie pójść. Weszła więc do środka, a on podreptał za nią. Sala była pusta, a po pielęgniarce ani śladu.
Prefekcina zapukała kilkakrotnie w drzwi jej gabinetu, ale odpowiedziała jej głucha cisza. Opadła z rezygnacją na jedno z łóżek i postanowiła czekać aż Gladstone zjawi się w skrzydle. Nadal panowała między nimi ta dziwna, napięta cisza.
- Gniewasz się? - Ni stąd ni zowąd po sali poniósł się głos prefekt naczelnej, która wbijała nadal swój wzrok w drzwi gabinetu pielęgniarki. Nie mogła się przemóc jakoś, żeby spojrzeć na niego po szeregu słów, które wyśpiewała mu w sali pojedynków.
- Ja bym się gniewała - dodała jeszcze, drapiąc się po czubku nosa palcem wskazującym.
Przemierzali kolejne korytarze w ciszy, bo żadne nie chciało się odezwać. Hance było głupio, on zapewne był dotknięty do żywego. Kiedy zeszli piętro niżej, Puchonka otworzyła drzwi do skrzydła szpitalnego. Nie zapowiadało się na to, aby Benedict chciał sobie pójść. Weszła więc do środka, a on podreptał za nią. Sala była pusta, a po pielęgniarce ani śladu.
Prefekcina zapukała kilkakrotnie w drzwi jej gabinetu, ale odpowiedziała jej głucha cisza. Opadła z rezygnacją na jedno z łóżek i postanowiła czekać aż Gladstone zjawi się w skrzydle. Nadal panowała między nimi ta dziwna, napięta cisza.
- Gniewasz się? - Ni stąd ni zowąd po sali poniósł się głos prefekt naczelnej, która wbijała nadal swój wzrok w drzwi gabinetu pielęgniarki. Nie mogła się przemóc jakoś, żeby spojrzeć na niego po szeregu słów, które wyśpiewała mu w sali pojedynków.
- Ja bym się gniewała - dodała jeszcze, drapiąc się po czubku nosa palcem wskazującym.
Re: Sala szpitalna
- Nie gniewam się, Hannah.
Benedict uśmiechnął się nikle do Puchonki. Przywykł już do tego, że ludzie uważali go za nieudacznika. Nie mógł ich jednak o to winić. Sam wszak nie robił nic w kierunku, by zmienić ich zdanie. Siedział całymi dniami z nosem w książkach i prawie z nikim nie rozmawiał. Od kiedy przestał spotykać się z Sophie stracił już nawet ochotę na to, by po prostu z kimś niezobowiązująco porozmawiać. Czuł się tak, jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Spotkania z panną Fitzpatrick unikał jak diabeł święconej wody. Bał się, że mimo wszystko potrafiłby jej po prostu wybaczyć. Nie pielęgnował w sobie żalu. Nie mógł żywić do kogoś pretensji z tego powodu, że nie chciał spędzać z nim czasu. Sophie wciąż była zbyt bliska jego sercu, by mógł po prostu o niej zapomnieć lub źle ją traktować. Nie miał zamiaru bawić się w chłopca z urażoną dumą. Z tego samego powodu nie żywił urazy w stosunku do Hannah Wilson. Przynajmniej była szczera. Nie mógł więc być na nią zły o to, że ma o nim takie a nie inne zdanie.
- Co Cię właściwie boli? Trochę się na tym znam. Może będę mógł pomóc, choć niczego nie obiecuję - Krukon odłożył torbę na drewniane krzesełko i wyciągnął z kieszeni różdżkę, którą zaledwie kilka minut temu wyrządził krzywdę tej biednej dziewczynie.
Benedict uśmiechnął się nikle do Puchonki. Przywykł już do tego, że ludzie uważali go za nieudacznika. Nie mógł ich jednak o to winić. Sam wszak nie robił nic w kierunku, by zmienić ich zdanie. Siedział całymi dniami z nosem w książkach i prawie z nikim nie rozmawiał. Od kiedy przestał spotykać się z Sophie stracił już nawet ochotę na to, by po prostu z kimś niezobowiązująco porozmawiać. Czuł się tak, jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Spotkania z panną Fitzpatrick unikał jak diabeł święconej wody. Bał się, że mimo wszystko potrafiłby jej po prostu wybaczyć. Nie pielęgnował w sobie żalu. Nie mógł żywić do kogoś pretensji z tego powodu, że nie chciał spędzać z nim czasu. Sophie wciąż była zbyt bliska jego sercu, by mógł po prostu o niej zapomnieć lub źle ją traktować. Nie miał zamiaru bawić się w chłopca z urażoną dumą. Z tego samego powodu nie żywił urazy w stosunku do Hannah Wilson. Przynajmniej była szczera. Nie mógł więc być na nią zły o to, że ma o nim takie a nie inne zdanie.
- Co Cię właściwie boli? Trochę się na tym znam. Może będę mógł pomóc, choć niczego nie obiecuję - Krukon odłożył torbę na drewniane krzesełko i wyciągnął z kieszeni różdżkę, którą zaledwie kilka minut temu wyrządził krzywdę tej biednej dziewczynie.
Re: Sala szpitalna
- Powiedziałeś to, nie gniewasz się, więc nie obwiniam się już więcej - odparła, ucinając ten temat gestem dłoni. Nie był zbyt gwałtowny, bo nadal lekko ją mrowiło w głowie.
Hanka nie lubiła rozczulać się ani nad sobą, ani nad nikim innym, bo nie potrafiła. Kiedy piątka rodzeństwa została sierotami, nad nimi też się nikt nie rozczulał. Kiedy muszą chodzić w starych szatach szkolnych z odzysku, które po niej dostawała Flora, a po niej Leslie, też się nikt nie rozczula. Dlatego też uznała, że przeprosiła i skoro on twierdzi, że się nie gniewa, Puchonka postanowiła zająć się swoimi problemami.
- Nie wiem, wiesz... tak jakby cała głowa, ale najbardziej tutaj z tyłu gdzie się uderzyłam - odparła, dotykając dłonią potylicy, zaraz pod końskim ogonem związanym z rudych włosów.
- Czekaj... Na pewno się na tym znasz? Chcesz zostać uzdrowicielem czy coś? - Zapytała kiedy zobaczyła, że Ben dobył różdżki.
Hanka nie lubiła rozczulać się ani nad sobą, ani nad nikim innym, bo nie potrafiła. Kiedy piątka rodzeństwa została sierotami, nad nimi też się nikt nie rozczulał. Kiedy muszą chodzić w starych szatach szkolnych z odzysku, które po niej dostawała Flora, a po niej Leslie, też się nikt nie rozczula. Dlatego też uznała, że przeprosiła i skoro on twierdzi, że się nie gniewa, Puchonka postanowiła zająć się swoimi problemami.
- Nie wiem, wiesz... tak jakby cała głowa, ale najbardziej tutaj z tyłu gdzie się uderzyłam - odparła, dotykając dłonią potylicy, zaraz pod końskim ogonem związanym z rudych włosów.
- Czekaj... Na pewno się na tym znasz? Chcesz zostać uzdrowicielem czy coś? - Zapytała kiedy zobaczyła, że Ben dobył różdżki.
Re: Sala szpitalna
Benedict rówież uznał temat za zamknięty. W gębi duszy cieszył się jednak, że w końcu poznał prawdziwe zdanie Hannah na swój temat. Ostatnim razem gdy się widzieli usiłowała wmówić mu, że wszyscy śmieją się z niego z zazdrości. Swój rozum jednak miał i jak widać nie wyszedł na tym najgorzej. Nawet najlepsi kłamią.
- Chciałem - przyznał i pochylił się nad Puchonką. Wolną dłonią uniósł ku górze jej kucyk i przyłożył delikatnie opuszki palców w miejscu, w którym przed chwilą wskazała dziewczyna. Oprócz niewielkiego wybrzuszenia i zaczerwienienia skóra była nieznacznie cieplejsza, co było normalną reakcją na niewielkie ognisko zapalne. Krukon uniósł różdżkę i nakreślił w powietrzu odpowiedni kszałt. - Caputto.
Głowę Prefekt Naczelnej spowiła mglista, mieniąca się poświata, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- Ból powinien po tym ustąpić. Poza tym wszystko w porządku? Kręci Ci się w głowie? Ile widzisz palców?
Walton uniósł ku górze dwa palce i zamachał nimi przed oczyma czarownicy. Szybko jednak zarumienił się, łapiąc się na własnej głupocie. Pomogło mu w tym wspomnienie słów panienki Wilson. Dlatego może Sophie rzuciła Cię dla tego biedaka i obdartusa, bo miała dość tej całej opieki i... natręctwa!
- Zapomnij. To było głupie. Powinnaś poczekać na panią Gladstone.
- Chciałem - przyznał i pochylił się nad Puchonką. Wolną dłonią uniósł ku górze jej kucyk i przyłożył delikatnie opuszki palców w miejscu, w którym przed chwilą wskazała dziewczyna. Oprócz niewielkiego wybrzuszenia i zaczerwienienia skóra była nieznacznie cieplejsza, co było normalną reakcją na niewielkie ognisko zapalne. Krukon uniósł różdżkę i nakreślił w powietrzu odpowiedni kszałt. - Caputto.
Głowę Prefekt Naczelnej spowiła mglista, mieniąca się poświata, która zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- Ból powinien po tym ustąpić. Poza tym wszystko w porządku? Kręci Ci się w głowie? Ile widzisz palców?
Walton uniósł ku górze dwa palce i zamachał nimi przed oczyma czarownicy. Szybko jednak zarumienił się, łapiąc się na własnej głupocie. Pomogło mu w tym wspomnienie słów panienki Wilson. Dlatego może Sophie rzuciła Cię dla tego biedaka i obdartusa, bo miała dość tej całej opieki i... natręctwa!
- Zapomnij. To było głupie. Powinnaś poczekać na panią Gladstone.
Re: Sala szpitalna
Hannah naprawdę średnio ufała jego umiejętnością i choć wiedziała, że to dobry uczeń, zacisnęła powieki gdy wymachiwał różdżką nad jej głową. Pozwoliła na to, bo uznała, że nie będzie mu już dzisiaj więcej ubliżać. Gdy dookoła jej głowy pojawiła się jaśniejąca poświata, a nie ogień piekielny, w głębi duszy odetchnęła z ulgą.
- Zmieniłeś plany? - Zapytała, zerkając na niego podejrzliwie. Hannah miała już plan na siebie i bynajmniej nie obejmował on studiów uzdrowicielstwa. - To dlatego, że Sophie tam będzie, nie? - Dodała, choć pytanie było czysto retoryczne. No tak, była dziewczyna i jej ojciec, codziennie przez 5 dni w tygodniu. Zrozumiała w pełni.
Była lekko zaszokowana pytaniem o to ile palców widzi, więc skupiła się w pełni i spojrzała na jego dłoń.
- Widzę pięć. Dwa w górze, trzy zgięte - odparła, nie wiedząc czy to pytanie podchwytliwe czy zdrowotne. Kiedy opamiętał się i uznał, że to głupie, Hanka machnęła ręką.
- Chyba po prostu już taki jesteś, Ben - rzekła, wzruszając ramionami. Pomimo, że wytknęła mu to w złości, chciała pokazać, że to naprawdę nic złego. Nawet jeśli ona nie była dziewczyną, która potrzebuje opieki, ani nawet Sophie nie była, to pewnie kiedyś się dla niego taka znajdzie.
- Nie powinieneś z tego rezygnować. Wyjedź do Stanów, tam znajdziesz jakąś dobrą uczelnię, nawet lepszą od Uniwersytetu Dumbledore'a. Jestem pewna, ze stać Cię na tę... przyjemność - rzekła, dotykając dłonią małego guza na swojej głowie.
- Zmieniłeś plany? - Zapytała, zerkając na niego podejrzliwie. Hannah miała już plan na siebie i bynajmniej nie obejmował on studiów uzdrowicielstwa. - To dlatego, że Sophie tam będzie, nie? - Dodała, choć pytanie było czysto retoryczne. No tak, była dziewczyna i jej ojciec, codziennie przez 5 dni w tygodniu. Zrozumiała w pełni.
Była lekko zaszokowana pytaniem o to ile palców widzi, więc skupiła się w pełni i spojrzała na jego dłoń.
- Widzę pięć. Dwa w górze, trzy zgięte - odparła, nie wiedząc czy to pytanie podchwytliwe czy zdrowotne. Kiedy opamiętał się i uznał, że to głupie, Hanka machnęła ręką.
- Chyba po prostu już taki jesteś, Ben - rzekła, wzruszając ramionami. Pomimo, że wytknęła mu to w złości, chciała pokazać, że to naprawdę nic złego. Nawet jeśli ona nie była dziewczyną, która potrzebuje opieki, ani nawet Sophie nie była, to pewnie kiedyś się dla niego taka znajdzie.
- Nie powinieneś z tego rezygnować. Wyjedź do Stanów, tam znajdziesz jakąś dobrą uczelnię, nawet lepszą od Uniwersytetu Dumbledore'a. Jestem pewna, ze stać Cię na tę... przyjemność - rzekła, dotykając dłonią małego guza na swojej głowie.
Strona 5 z 15 • 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 5 z 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach