Sala szpitalna
+49
Stella Stark
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Richard Baizen
Abigail Wellington
Elsa de la Vega
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Brandon Tayth
Bohater Niezależny
Peter Raffles
Matthew Sneddon
Nevan Fraser
Aleksander Cortez
Elena Tyanikova
Ian Ames
Connor Campbell
Vanadesse Devereux
Zoja Yordanova
Prawie Bezgłowy Nick
Logan Campbell
Aaron Matluck
Genevieve White
Felicja Socha
Gabriel Griffiths
Malcolm McMillan
Szara Dama
William Greengrass
Dymitr Milligan
Samantha Davies
Benedict Walton
Blaise Harvin
Vin Xakly
Leanne Chatier
Aiko Miyazaki
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Rika Shaft
Mistrz Gry
Hannah Wilson
Jeremy Scott
Vincent Cramer
Claudia Fitzpatrick
James Scott
Polly Baldwin
Penelope Gladstone
Charles Wilson
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
53 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 2 z 15
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Sala szpitalna
First topic message reminder :
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Przestronna, jasna sala z dwudziestoma łóżkami, w której przebywają chorzy i ranni uczniowie oraz pracownicy szkoły. Przy cięższych przypadkach wymagających interwencji uzdrowiciela, chorzy odsyłani są do szpitala świętego Munga. Pacjentami zajmuje się szkolna pielęgniarka.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Penelope późnym popołudniem postanowiła rozprawić się z dwójką swoich pacjentów. Nie wiedziała jak to się dzieje w tej szkole, że nastoletnim dzieciom przytrafiają się tak nieszczęśliwe wypadki. Kobieta weszła do sali chorych i rozejrzała się wokół. Bez zmian. Jedynie dwójka uczniów leżała w sąsiadujących łóżkach nie odzywając się do siebie.
- Jak się dzisiaj czujemy? - Zagaiła do nastolatków, podchodząc do ich łóżek. Usiadła na rogu tego, które należało do uczennicy i spojrzała na nią z uwagą. - Byłam w Londynie na specjalnej konsultacji Twojego przypadku, Nancy. Niestety, ale będziemy musieli Cię chyba przetransportować na jeden dzień do Munga, aby zrobili Ci dokładne zdjęcie. Ale to za kilka dni - rzuciła do uczennicy z pokrzepiającym uśmiechem. Sięgnęła do bandaża, którym kilka dni temu owinęła jej głowę i ściągnęła go kilkoma sprawnymi ruchami. - To nie będzie Ci potrzebne.. O matko, dziecko, jak Ty wyglądasz, jak dojrzała śliwka - dodała, krzywiąc się i współczując jej jednocześnie. Spojrzała na Jamesa.
- A to.. ach, James Scott. Oprawca z tego co powiedziała Twoja siostra, tak? - Mruknęła, patrząc na Krukona z obciągniętą twarzą. - Wypij sobie wzmacniający i wyjdź kiedy chcesz, nic Ci nie jest - dodała, krzywiąc usta w grymasie.. no właśnie, jakim? Zupełnie jakby podłożyli jej pod nos śmierdzącą skarpetkę.
Pogłaskała młodziutką uczennicę po głowie, postawiła fiolkę z eliksirem na szafce obok Jamesa i wstała z miejsca.
- Nie czytamy, nic nie oglądamy, zabieram to - rzuciła na odchodnym, zabierając książki leżące na szafkach nocnych.
- Jak się dzisiaj czujemy? - Zagaiła do nastolatków, podchodząc do ich łóżek. Usiadła na rogu tego, które należało do uczennicy i spojrzała na nią z uwagą. - Byłam w Londynie na specjalnej konsultacji Twojego przypadku, Nancy. Niestety, ale będziemy musieli Cię chyba przetransportować na jeden dzień do Munga, aby zrobili Ci dokładne zdjęcie. Ale to za kilka dni - rzuciła do uczennicy z pokrzepiającym uśmiechem. Sięgnęła do bandaża, którym kilka dni temu owinęła jej głowę i ściągnęła go kilkoma sprawnymi ruchami. - To nie będzie Ci potrzebne.. O matko, dziecko, jak Ty wyglądasz, jak dojrzała śliwka - dodała, krzywiąc się i współczując jej jednocześnie. Spojrzała na Jamesa.
- A to.. ach, James Scott. Oprawca z tego co powiedziała Twoja siostra, tak? - Mruknęła, patrząc na Krukona z obciągniętą twarzą. - Wypij sobie wzmacniający i wyjdź kiedy chcesz, nic Ci nie jest - dodała, krzywiąc usta w grymasie.. no właśnie, jakim? Zupełnie jakby podłożyli jej pod nos śmierdzącą skarpetkę.
Pogłaskała młodziutką uczennicę po głowie, postawiła fiolkę z eliksirem na szafce obok Jamesa i wstała z miejsca.
- Nie czytamy, nic nie oglądamy, zabieram to - rzuciła na odchodnym, zabierając książki leżące na szafkach nocnych.
Re: Sala szpitalna
James nie odpowiedział na pierwsze pytanie. Bo i po co? Obserwował i słuchał pani Gladstone z umiarkowanym zainteresowaniem. Zerknął na czoło Nancy i odwrócił wzrok. Rzecz jasna nie było mu przykro, ale nie chciał też znowu wdać się w jakąś dziwną konwersację.
-Dokładnie. Z tego co powiedziała jej siostra. - powtórzył wstając z łóżka. W głowie mu pulsowało, ale nie miał zamiaru wypić eliksiru. Przyzwyczaił się już, że raczej nie jest lubianą personą, więc mina Penelope nie wywołała u chłopaka żadnych emocji. - Zabawne, że wszyscy wydajecie wyrok słuchając tylko i wyłącznie zeznań od jednej ze stron. - warknął nawet nie zerkając na pielęgniarkę - Cholernie pedagogiczne podejście, nie ma co. - ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymał się jeszcze przed wyjściem - Zastanówmy się przez moment, co robiła czwartoklasistka w zbrojowni podczas moich ćwiczeń i czemu chowała się za zbrojami. Może, ale tylko może, nie wiedziałem, że ktoś mnie śledzi. - rzekł jeszcze i zniknął za drzwiami.
-Dokładnie. Z tego co powiedziała jej siostra. - powtórzył wstając z łóżka. W głowie mu pulsowało, ale nie miał zamiaru wypić eliksiru. Przyzwyczaił się już, że raczej nie jest lubianą personą, więc mina Penelope nie wywołała u chłopaka żadnych emocji. - Zabawne, że wszyscy wydajecie wyrok słuchając tylko i wyłącznie zeznań od jednej ze stron. - warknął nawet nie zerkając na pielęgniarkę - Cholernie pedagogiczne podejście, nie ma co. - ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymał się jeszcze przed wyjściem - Zastanówmy się przez moment, co robiła czwartoklasistka w zbrojowni podczas moich ćwiczeń i czemu chowała się za zbrojami. Może, ale tylko może, nie wiedziałem, że ktoś mnie śledzi. - rzekł jeszcze i zniknął za drzwiami.
Re: Sala szpitalna
Od momentu, w którym Claudia pojawiła się w Hogwarcie - wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. W zasadzie zbyt szybko, jak na jej możliwości. Miała raptem ponad dwadzieścia lat, a w krótkim czasie została nauczycielką quidditcha w osławionym Hogwarcie, do tego opiekunem Gryffindoru i... prędko musiała wejść w rolę prawdziwej opiekunki swoich wychowanków.
Z racji jej młodego wieku, uczniowie na korytarzach raczej jej nie dostrzegali. Nawet zaś jeśli ją widzieli, nie mieli wciąż pojęcia, że jest nauczycielką. Mogła więc spokojnie słuchać opowieści dziewcząt o najbardziej przystojnym w szkole Aaronie, na widok którego większość z nich mdlała, o wiecznie pijącym i chodzącym na kacu Borysie, ugrzecznionej, perfekcyjnej Hannah, której ktoś wsadził kij w tylną część ciała i kilku innych przypadkach. Biorąc pod uwagę siłę plotek z korytarza, Claudia w szybkim czasie posiadła niebagatelną wiedzę o uczniach i swoich współpracownikach.
Jednakże to, co usłyszała dziś rano, gdy wychodziła ze śniadania z Wielkiej Sali zmroziło ją na chwilę. Chodziły słuchy, że jakaś dziewczyna z Gryffindoru została napadnięta przez Jamesa Scotta, bo nie chciała z nim pójść na randkę. Może nie wyglądałoby to tak najgorzej, gdyby nie fakt, że już drugi dzień leżała w Skrzydle i niektórzy mówili nawet, że jest umierająca. Dlaczego nikt mi nie powiedział o tym wczoraj? Popołudniem dostała też list od profesora Gabriela Griffithsa, opiekuna Krukonów z nieco jaśniejszym opisem sytuacji.
Carmandaye'ówna zastanawiała się nad tym wszystkim, otwierając drzwi Skrzydła Szpitalnego. Na jednym z łóżek faktycznie leżała drobna postać dziewczyny i spała. Irlandka podeszła do niej i usiadła na łóżku obok. Do jej podkrążonych oczu doszły teraz zmarszczone brwi i zaciśnięte wargi. Była mocno zaniepokojona całą tą sytuacją.
Z racji jej młodego wieku, uczniowie na korytarzach raczej jej nie dostrzegali. Nawet zaś jeśli ją widzieli, nie mieli wciąż pojęcia, że jest nauczycielką. Mogła więc spokojnie słuchać opowieści dziewcząt o najbardziej przystojnym w szkole Aaronie, na widok którego większość z nich mdlała, o wiecznie pijącym i chodzącym na kacu Borysie, ugrzecznionej, perfekcyjnej Hannah, której ktoś wsadził kij w tylną część ciała i kilku innych przypadkach. Biorąc pod uwagę siłę plotek z korytarza, Claudia w szybkim czasie posiadła niebagatelną wiedzę o uczniach i swoich współpracownikach.
Jednakże to, co usłyszała dziś rano, gdy wychodziła ze śniadania z Wielkiej Sali zmroziło ją na chwilę. Chodziły słuchy, że jakaś dziewczyna z Gryffindoru została napadnięta przez Jamesa Scotta, bo nie chciała z nim pójść na randkę. Może nie wyglądałoby to tak najgorzej, gdyby nie fakt, że już drugi dzień leżała w Skrzydle i niektórzy mówili nawet, że jest umierająca. Dlaczego nikt mi nie powiedział o tym wczoraj? Popołudniem dostała też list od profesora Gabriela Griffithsa, opiekuna Krukonów z nieco jaśniejszym opisem sytuacji.
Carmandaye'ówna zastanawiała się nad tym wszystkim, otwierając drzwi Skrzydła Szpitalnego. Na jednym z łóżek faktycznie leżała drobna postać dziewczyny i spała. Irlandka podeszła do niej i usiadła na łóżku obok. Do jej podkrążonych oczu doszły teraz zmarszczone brwi i zaciśnięte wargi. Była mocno zaniepokojona całą tą sytuacją.
Re: Sala szpitalna
Na pewno wszyscy znają to uczucie, kiedy jest się obserwowanym. Ludzka świadomość podobno potrafi wyczuć to nawet podczas snu. Pewnie wynika to ze swojego rodzaju instynktu samozachowawczego. Nic dziwnego, że Gryfonka obudziła się po niecałym kwadransie, w którym była obserwowana przez opiekunkę swojego domu.
- O, dzień dobry pani Claudio - odparła natychmiast z nieco zaspaną i zaskoczoną miną. Poczuła jak śliwka na jej czole pulsuje niemiłosiernie, więc automatycznie sięgnęła do niej dłonią. Nadal zapominała, że wygląda teraz jakby ktoś rozbił jej na głowie puszkę fioletowej farby.
- Dzisiaj wychodzę, w końcu - dodała, bardziej do siebie niż do nauczycielki i wyskoczyła z łóżka, aby zacząć krzątać się wokół niego. Wyciągnęła z szafki podstarzałą torbę i spakowała do niej swoje ubrania ani myśląc tracić czas na przebieranie się z piżamy. Złapała za swoją kryształową, niezwykłą kulę i spojrzała na Claudię. - A co panią sprowadza? Nie zrobiłam nic złego chyba - zagaiła, stojąc gotowa do wyjścia.
- O, dzień dobry pani Claudio - odparła natychmiast z nieco zaspaną i zaskoczoną miną. Poczuła jak śliwka na jej czole pulsuje niemiłosiernie, więc automatycznie sięgnęła do niej dłonią. Nadal zapominała, że wygląda teraz jakby ktoś rozbił jej na głowie puszkę fioletowej farby.
- Dzisiaj wychodzę, w końcu - dodała, bardziej do siebie niż do nauczycielki i wyskoczyła z łóżka, aby zacząć krzątać się wokół niego. Wyciągnęła z szafki podstarzałą torbę i spakowała do niej swoje ubrania ani myśląc tracić czas na przebieranie się z piżamy. Złapała za swoją kryształową, niezwykłą kulę i spojrzała na Claudię. - A co panią sprowadza? Nie zrobiłam nic złego chyba - zagaiła, stojąc gotowa do wyjścia.
Re: Sala szpitalna
Irlandka uśmiechnęła się delikatnie, gdy Gryfonka otworzyła oczy. Wciąż jednak na jej twarzy widoczne było zaniepokojenie. Szybko jednak z całego tego zatroskania, wprawiona została w zdumienie, gdy dziewczyna powiedziała do niej po imieniu - skąd wie, kim jestem? , zapytała samą siebie. Chwilę później zeskoczyła z łóżka i zaczęła się dookoła niego krzątać jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry - odpowiedziała w końcu Carmandaye'ówna, podnosząc się z łóżka. Przyglądała się bacznie Gryfonce i z każdą chwilą coraz bardziej upewniała się, że wcale nie jest umierająca, jak to mówią plotki na korytarzu.
- Widzę, że się dobrze czujesz - powiedziała w końcu normalnym tonem, gdy już oswoiła się z nieumierającą, pełną energii dziewczyną. - Nie, nie zrobiłaś nic złego - uśmiechnęła się do niej ciepło. - Jeśli mogłabyś nie wychodzić stąd w tej sekundzie, tylko usiąść i opowiedzieć mi o wydarzeniach ze Zbrojowni, to byłoby dobrze.
Spokój, jaki emanował z głosu Claudii, powinien chociaż na chwilę usadzić dziewczynę z powrotem na łóżku.
- Dzień dobry - odpowiedziała w końcu Carmandaye'ówna, podnosząc się z łóżka. Przyglądała się bacznie Gryfonce i z każdą chwilą coraz bardziej upewniała się, że wcale nie jest umierająca, jak to mówią plotki na korytarzu.
- Widzę, że się dobrze czujesz - powiedziała w końcu normalnym tonem, gdy już oswoiła się z nieumierającą, pełną energii dziewczyną. - Nie, nie zrobiłaś nic złego - uśmiechnęła się do niej ciepło. - Jeśli mogłabyś nie wychodzić stąd w tej sekundzie, tylko usiąść i opowiedzieć mi o wydarzeniach ze Zbrojowni, to byłoby dobrze.
Spokój, jaki emanował z głosu Claudii, powinien chociaż na chwilę usadzić dziewczynę z powrotem na łóżku.
Re: Sala szpitalna
- Tak, czuję się już dobrze. Jedynie ten guz tak strasznie wygląda.. - odparła, odsuwając pukiel ciemnych włosów, aby opiekunka mogła w całej okazałości obejrzeć jej wielkiego siniaka, pamiątkę po spotkaniu z kamienną ścianą. - Trochę boli mnie głowa, ale nie mam na to czasu, rozumie pani - dodała, patrząc na nią porozumiewawczym wzrokiem. Oczywiście Nancy miała swoje sprawunki, o których Claudia fizycznie nie miała prawa wiedzieć z racji tego, że była nowa. Ale Nancy wiedziała o niej od dnia jej przyjazdu, bo przecież ona wiedziała wszystko o wszystkich! A kiedy to Carmandaye wywiesiła ogłoszenie w pokoju wspólnym (którego nie przeczytał pewnie nikt prócz Baldwin), przykleiła jej tylko nazwisko do twarzy. I voila!
- W zbrojowni.. Wszyscy interesują się tą zbrojownią.. - westchnęła, dając sobie chwilę na zastanowienie. Postanowiła, że tym razem powie prawdę i tylko prawdę. - Poszłam za Scottem do zbrojowni, bo wiedziałam, że tam jest. On mnie zobaczył, wściekł się, więc się schowałam. Kazał mi wyjść, ale tego nie zrobiłam, więc zaczął ciskać zaklęciami we wszystkie strony i jedno we mnie trafiło. Reszty nie pamiętam - odparła, siadając ponownie na swoim łóżku.
- W zbrojowni.. Wszyscy interesują się tą zbrojownią.. - westchnęła, dając sobie chwilę na zastanowienie. Postanowiła, że tym razem powie prawdę i tylko prawdę. - Poszłam za Scottem do zbrojowni, bo wiedziałam, że tam jest. On mnie zobaczył, wściekł się, więc się schowałam. Kazał mi wyjść, ale tego nie zrobiłam, więc zaczął ciskać zaklęciami we wszystkie strony i jedno we mnie trafiło. Reszty nie pamiętam - odparła, siadając ponownie na swoim łóżku.
Re: Sala szpitalna
Stare drzwi do skrzydła ustąpiły pod silną sugestią dłoni postawnego mężczyzny. Skórzana teczka wylądowała na biurku, przy którym o tej porze powinna z całą gotowością czuwać szkolna pielęgniarka. Vincent ugryzł kolejny kawałek jabłka, które trzymał w dłoni i rozejrzał się po sali. Jak na tą porę roku panował tu zadziwiający spokój. Gdy jemu zdarzyło się w swym krótkim życiu przyodziać wrzosowe szaty kadry szkoły nie mógł się odgonić od pracy. Uczniowie jak na zawołanie łamali ręce podczas treningów, dostawali dziwnych wysypek od mugolskich słodyczy, czy robili sobie nawzajem żarty, w których głównym poszkodowanym był zazwyczaj Cramer, zmuszony do łagodzenia skutków wszystkich wygłupów o każdej porze dnia i nocy.
Brunet wyrzucił ogryzek do kosza i po dokładnym umyciu dłoni skierował swe kroki za jedyny parawan zza którego dobiegały odgłosy zciszonych rozmów.
- Podobno została panna pouczona, że ma LEŻEĆ. - odparł w ramach powitania, unosząc brwi i taksując surowym spojrzeniem Gryfonkę siedzącą na łóżku. Nim odezwał się po raz kolejny spojrzenie jadeitowych tęczówek bruneta utkwiło w kobiecie, która towarzyszyła jego byłej pacjentce.
- No proszę...
Włoch skinął w jej kierunku głową. Nie odwracając się wyciągnął z kieszeni płaszcza różdżkę i przywołał do siebie pozostawioną wcześniej na biurku torbę. - Nie chciałbym paniom oczywiście przeszkadzać, nie mniej jednak muszę zbadać uczennicę.
Na metalowej półce wylądowało kilka przedmiotów, które w oczach osoby niezorientowanej mogły wydawać się dziwne, a które stanowiły podstawę pracy mężczyzny. Vincent nachylił się nad kartą Nancy, która znajdowała się u wezgłowia łóżka, bacznie obserwując wszystkie parametry zapisane zgrabnym pismem panny Gladstone.
Brunet wyrzucił ogryzek do kosza i po dokładnym umyciu dłoni skierował swe kroki za jedyny parawan zza którego dobiegały odgłosy zciszonych rozmów.
- Podobno została panna pouczona, że ma LEŻEĆ. - odparł w ramach powitania, unosząc brwi i taksując surowym spojrzeniem Gryfonkę siedzącą na łóżku. Nim odezwał się po raz kolejny spojrzenie jadeitowych tęczówek bruneta utkwiło w kobiecie, która towarzyszyła jego byłej pacjentce.
- No proszę...
Włoch skinął w jej kierunku głową. Nie odwracając się wyciągnął z kieszeni płaszcza różdżkę i przywołał do siebie pozostawioną wcześniej na biurku torbę. - Nie chciałbym paniom oczywiście przeszkadzać, nie mniej jednak muszę zbadać uczennicę.
Na metalowej półce wylądowało kilka przedmiotów, które w oczach osoby niezorientowanej mogły wydawać się dziwne, a które stanowiły podstawę pracy mężczyzny. Vincent nachylił się nad kartą Nancy, która znajdowała się u wezgłowia łóżka, bacznie obserwując wszystkie parametry zapisane zgrabnym pismem panny Gladstone.
Re: Sala szpitalna
Oczywiście, że wszyscy interesowali się zbrojownią. Korytarz szumiał od plotek, więc nic dziwnego, że co ważniejsze osobistości z Hogwartu starały się dowiedzieć prawdy - a o tę teoretycznie najłatwiej było u źródła.
Poszłam za Scottem do zbrojowni, bo wiedziałam, że tam jest. On mnie zobaczył, wściekł się, więc się schowałam. Kazał mi wyjść, ale tego nie zrobiłam, więc zaczął ciskać zaklęciami we wszystkie strony i jedno we mnie trafiło. Reszty nie pamiętam.
- On? James Scott, tak? - upewniła się czarownica. - Dlaczego za nim poszłaś? - drążyła dalej. Gryfonka wydawała się jej dziewczyną, która wie więcej, niż mówi. I Irlandka miała dziwne odczucie, że coś jeszcze ukrywa. Nie zdążyła jednak zadać kolejnych pytań, bo zza parawanu nagle wyszedł mężczyzna do żywego przypominający Vincenta Cramera, z którym niegdyś Claudia w czasach, gdy uczyła się w Hogwarcie, prowadziła zażarte dyskusje na temat tego, dlaczego nie chce, nie powinna i z pewnością nie będzie jeść. Na kolejną minutę zapomniała języka i wpatrywała się wciąż jak zauroczona w postać bruneta. Gdy miała swoje szesnaście lat, Cramer zawrócił jej w głowie. Młodzieńcze zauroczenie... skrzywiła się Claudia.
- Jakie to były zaklęcia... Nancy? - zapytała, upewniając się jednocześnie, że dobrze pamięta imię dziewczyny, które przewijało się w korytarzowych plotkach. Próbowała wrócić jednocześnie do przerwanej rozmowy, uznając ją za lepszą niż odpowiedź na wymowne stwierdzenie: "No proszę..." Vincenta.
- Dlaczego się wściekł? Rzucił tym zaklęciem bezpośrednio w ciebie? Jak trafiłaś do Skrzydła? - Claudia zaczynała nerwowo zadawać pytania. Nie była w stanie racjonalnie stwierdzić, dlaczego Cramer wywołał u niej taką burzę emocji. Niemniej jednak pogubiła się w swoich odczuciach. Częściowo też obawiała się, że powie coś, co ją może zawstydzić przy wychowance jej domu. Tego zaś chyba nie umiałaby znieść. Odrzuciła włosy do tyłu w kolejnym nerwowym geście i podrapała się za nagle swędzącym ją uchem.
Poszłam za Scottem do zbrojowni, bo wiedziałam, że tam jest. On mnie zobaczył, wściekł się, więc się schowałam. Kazał mi wyjść, ale tego nie zrobiłam, więc zaczął ciskać zaklęciami we wszystkie strony i jedno we mnie trafiło. Reszty nie pamiętam.
- On? James Scott, tak? - upewniła się czarownica. - Dlaczego za nim poszłaś? - drążyła dalej. Gryfonka wydawała się jej dziewczyną, która wie więcej, niż mówi. I Irlandka miała dziwne odczucie, że coś jeszcze ukrywa. Nie zdążyła jednak zadać kolejnych pytań, bo zza parawanu nagle wyszedł mężczyzna do żywego przypominający Vincenta Cramera, z którym niegdyś Claudia w czasach, gdy uczyła się w Hogwarcie, prowadziła zażarte dyskusje na temat tego, dlaczego nie chce, nie powinna i z pewnością nie będzie jeść. Na kolejną minutę zapomniała języka i wpatrywała się wciąż jak zauroczona w postać bruneta. Gdy miała swoje szesnaście lat, Cramer zawrócił jej w głowie. Młodzieńcze zauroczenie... skrzywiła się Claudia.
- Jakie to były zaklęcia... Nancy? - zapytała, upewniając się jednocześnie, że dobrze pamięta imię dziewczyny, które przewijało się w korytarzowych plotkach. Próbowała wrócić jednocześnie do przerwanej rozmowy, uznając ją za lepszą niż odpowiedź na wymowne stwierdzenie: "No proszę..." Vincenta.
- Dlaczego się wściekł? Rzucił tym zaklęciem bezpośrednio w ciebie? Jak trafiłaś do Skrzydła? - Claudia zaczynała nerwowo zadawać pytania. Nie była w stanie racjonalnie stwierdzić, dlaczego Cramer wywołał u niej taką burzę emocji. Niemniej jednak pogubiła się w swoich odczuciach. Częściowo też obawiała się, że powie coś, co ją może zawstydzić przy wychowance jej domu. Tego zaś chyba nie umiałaby znieść. Odrzuciła włosy do tyłu w kolejnym nerwowym geście i podrapała się za nagle swędzącym ją uchem.
Re: Sala szpitalna
- James - przytaknęła jej, wywracając oczyma teatralnie, ale nie aby urazić nauczycielkę, a raczej na sam dźwięk tego imienia. Nancy nadal była tylko czwartoklasistką, w której hormony dopiero zaczynały buzować. A chłopcy? Cóż, zainteresowanie nimi było póki co nikłe. Była na etapie odrazy, którą odczuwała do ich potu i trądziku, który zaczął się pojawiać na ich twarzach.
- Nie wiem, po prostu za nim poszłam. Podobał mi się - skłamała na poczekaniu, wzruszając ramionami. James zdecydowanie jej się wtedy nie podobał, w tej chwili tym bardziej. Poszła za nim, bo kula jej go wskazała.
- Confringo. Na sto procent - powiedziała, będąc tego pewna w stu procentach. Pamiętała je bardzo dokładnie, bo było to zapewne ostatnie słowo nim w jej głowie nastała ciemność, a co za nią szło: nicość.
Wtem do skrzydła ktoś wparował. Nancy odwróciła wzrok i kiedy spojrzała na swojego lekarza, jęknęła głośno i przeciągle.
- O nie.. - zasłoniła rękami twarz. Co prawda z bulimią miała teraz dalej niż bliżej, ale nadal tkwiło w jej głowie wspomnienie tego uzdrowiciela. - Czy w tym kraju naprawdę tak trudno o uzdrowiciela, który byłby Brytyjczykiem.. Irlandczykiem nawet - jęknęła, wznosząc wzrok i dłonie w błagalnym geście do nieba.
- Nie rzucił we mnie, rzucał nimi we wszystkie strony. Powiedział tak: liczę do dziesięciu i jak nie wyjdziesz, to będę wysadzał wszystko w tej sali - zaczęła, odwracając wzrok na Claudię. - I tak zrobił - dodała na koniec, krzywiąc twarz w grymasie.
- Nie wiem, po prostu za nim poszłam. Podobał mi się - skłamała na poczekaniu, wzruszając ramionami. James zdecydowanie jej się wtedy nie podobał, w tej chwili tym bardziej. Poszła za nim, bo kula jej go wskazała.
- Confringo. Na sto procent - powiedziała, będąc tego pewna w stu procentach. Pamiętała je bardzo dokładnie, bo było to zapewne ostatnie słowo nim w jej głowie nastała ciemność, a co za nią szło: nicość.
Wtem do skrzydła ktoś wparował. Nancy odwróciła wzrok i kiedy spojrzała na swojego lekarza, jęknęła głośno i przeciągle.
- O nie.. - zasłoniła rękami twarz. Co prawda z bulimią miała teraz dalej niż bliżej, ale nadal tkwiło w jej głowie wspomnienie tego uzdrowiciela. - Czy w tym kraju naprawdę tak trudno o uzdrowiciela, który byłby Brytyjczykiem.. Irlandczykiem nawet - jęknęła, wznosząc wzrok i dłonie w błagalnym geście do nieba.
- Nie rzucił we mnie, rzucał nimi we wszystkie strony. Powiedział tak: liczę do dziesięciu i jak nie wyjdziesz, to będę wysadzał wszystko w tej sali - zaczęła, odwracając wzrok na Claudię. - I tak zrobił - dodała na koniec, krzywiąc twarz w grymasie.
Re: Sala szpitalna
Włoch nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jakie emocje wywoływał niegdyś u swej byłej pacjentki. Może i rumieniła się przy nim zdecydowanie częściej, niż inne czarownice, ale była jego podopieczną i choćby była kobietą idealną, nigdy nie pozwoliłby sobie na przekroczenie tej cienkiej granicy. Poza tym był wtedy początkującym uzdrowicielem na stażu i w zasadzie jedyne co widział, to przypadki medyczne, a nie konkretne twarze. Studia przetrenowały mu pamięć na tyle, że bez trudu właściwe nazwisko pojawiło się w jego w jego głowie zaraz po tym, jak spojrzał na twarz czarownicy.
- Cieszę się, że wypadek nie uszkodził Ci ośrodka mowy. - odparł widząc jej dłonie złożone do modlitwy. Zdjął płaszcz i poprawił przepustkę, która była przypięta do jego oliwkowej koszuli. - Moja matka była Brytyjką, jeśli Ci to coś pomoże.
Vincent przysiadł po drugiej stronie łóżka, odsuwając nieco kremową pościel. Znów ta sama, stara śpiewka. Pomimo długiego okresu czasu, jaki musiał spędzać z tą młodą Gryfonką, wciąż nie mógł pojąć dlaczego odrzucała ją jego narodowość. Zasadniczo nie zaprzątał sobie tym nawet głowy i może dlatego nie zdołał rozwiązać tej zagadki.
- Dziś po drugiej stronie barykady? - tym razem mrugnął do Claudii, której nerwowe gesty nie umknęły jego uwadze. Gdyby ta jednak bardziej niż na zadurzaniu się w swym terapeucie te kilka lat temu, słuchała tego, co do niej mówił, doskonale wiedziałaby, że wszystko o czym wtedy rozmawiali nigdy nie ujrzy światła dziennego.
- Który dzisiaj mamy?
Mężczyzna wyjął z górnej kieszeni koszuli niewielki przedmiot, który wyglądał jak długopis. Na jego końcu nie znajdował się jednak rysik, a niewielka lampka, którą teraz skierował prosto na prawą źrenicę uczennicy. Brunet nachylił się nad panną Baldwin i zsunął światło latarki na jej policzek jedynie po to, by za kilka sekund znów poświecić w jej źrenicę. Cały proces powtórzył trzykrotnie, a następnie to samo zrobił z drugim okiem.
- Patrz teraz za tym czerwonym końcem. - Vincent odwrócił latarkę w drugą stronę i zaczął machać nią przed oczyma pacjentki, zmuszając do spojrzenia to w jedną, to w drugą stronę, na górę, dół, czy po skosie.
Kołdra, która do tej pory okrywała nogi dziewczyny wylądowała na sąsiednim łóżku. Mężczyzna podniósł ze stolika metalowy młoteczek, którym opukał prawe i lewe kolano dziewczyny, badając jej odruchy bezwarunkowe. Tak samo postąpił z jej łokciami.
- Wstajemy.
- Cieszę się, że wypadek nie uszkodził Ci ośrodka mowy. - odparł widząc jej dłonie złożone do modlitwy. Zdjął płaszcz i poprawił przepustkę, która była przypięta do jego oliwkowej koszuli. - Moja matka była Brytyjką, jeśli Ci to coś pomoże.
Vincent przysiadł po drugiej stronie łóżka, odsuwając nieco kremową pościel. Znów ta sama, stara śpiewka. Pomimo długiego okresu czasu, jaki musiał spędzać z tą młodą Gryfonką, wciąż nie mógł pojąć dlaczego odrzucała ją jego narodowość. Zasadniczo nie zaprzątał sobie tym nawet głowy i może dlatego nie zdołał rozwiązać tej zagadki.
- Dziś po drugiej stronie barykady? - tym razem mrugnął do Claudii, której nerwowe gesty nie umknęły jego uwadze. Gdyby ta jednak bardziej niż na zadurzaniu się w swym terapeucie te kilka lat temu, słuchała tego, co do niej mówił, doskonale wiedziałaby, że wszystko o czym wtedy rozmawiali nigdy nie ujrzy światła dziennego.
- Który dzisiaj mamy?
Mężczyzna wyjął z górnej kieszeni koszuli niewielki przedmiot, który wyglądał jak długopis. Na jego końcu nie znajdował się jednak rysik, a niewielka lampka, którą teraz skierował prosto na prawą źrenicę uczennicy. Brunet nachylił się nad panną Baldwin i zsunął światło latarki na jej policzek jedynie po to, by za kilka sekund znów poświecić w jej źrenicę. Cały proces powtórzył trzykrotnie, a następnie to samo zrobił z drugim okiem.
- Patrz teraz za tym czerwonym końcem. - Vincent odwrócił latarkę w drugą stronę i zaczął machać nią przed oczyma pacjentki, zmuszając do spojrzenia to w jedną, to w drugą stronę, na górę, dół, czy po skosie.
Kołdra, która do tej pory okrywała nogi dziewczyny wylądowała na sąsiednim łóżku. Mężczyzna podniósł ze stolika metalowy młoteczek, którym opukał prawe i lewe kolano dziewczyny, badając jej odruchy bezwarunkowe. Tak samo postąpił z jej łokciami.
- Wstajemy.
Re: Sala szpitalna
Claudia nie mogła zrozumieć, dlaczego Gryfonka poszła za Jamesem, skoro ewidentnie za nim nie przepadała. Czegoś brakuje w całej tej układance... Nawet nagłe zapewnienie dziewczyny, że "po prostu jej się podobał" nie zabrzmiało zbytnio przekonująco. Irlandka doszła jednak do wniosku, że chwilowo można przyjąć taką wersję. Tym bardziej, że wówczas sensu nabierały plotki z korytarza o "randce" Gryfonki z Krukonem.
Confringo było silnym zaklęciem. Kobieta zmarszczyła z zastanowieniem brwi. Jeśli rzucał nim we wszystkie strony, to równie łatwo co dziewczynie, mógł zrobić krzywdę samemu sobie. Claudia nie była z natury osobą mściwą, niemniej jednak, gdy zobaczyła fioletowego guza na czole Gryfonki skrzywiła się. I bezwiednie przemknęła jej myśli, że szkoda, że któraś ze zbroi nie odbiła się rykoszetem w chłopaka.
- Czemu nie wyszłaś, gdy zaczął liczyć? - zapytała jeszcze Carmandaye'ówna. Cała ta historia wydawała się mocno pokręcona. Nancy, która idzie za Jamesem do zbrojowni, bo taką ma ochotę. Chwilę później chłopak nie wiedzieć czemu się wścieka i zaczyna rzucać zaklęciami jak opętany. Według Irlandki albo musieli się znać, albo naprawdę czegoś w tej układance brakowało. Nikt nie może być aż tak wewnętrznie zły, żeby reagować na każdą istotę w swoim pobliżu agresją.
Tymczasem Cramer badał swoją pacjentkę. Musieli się skądś już znać i Claudia byłaby gotowa postawić cały swój majątek znajdujący się w Gringocie, że prawdopodobnie ze szpitala.
- Dziś po drugiej stronie barykady? - przyjazne pytanie z ust Włocha znów sparaliżowało Claudię. Miała ochotę stąd czym prędzej się ulotnić, nim palnie coś głupiego, co pogrąży ją w oczach młodej Gryfonki.
- Co..? - zapytała zamiast tego głupio. Mogłaby to zrzucić na karb nieprzespanych nocy, które uwydatniały się w jej podkrążonych oczach. - Tak, tak... Dostałam tu posadę... - dodała, patrząc w ścianę jak nieśmiała uczennica.
- Panno... Boldwin - Claudia przez chwilę szukała w pamięci nazwiska dziewczyny i z nerwów je przekręciła. - Mam nadzieję, że wyniki lekarskie okażą się pozytywne i nic panience nie będzie grozić z racji wypadku. Tymczasem zaś postaram się wyjaśnić z opiekunem Ravenclawu i dyrektorem całą tę sytuację - dorzuciła, spoglądając na dziewczynę. Przeniosła wzrok na Włocha, jednak patrzyła gdzieś bardziej ponad jego ramieniem niż prosto w oczy. - Rozumiem, że teraz pan się nią zajmuje... - powiedziała do Cramera. Nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia pęczniejącego w jej gardle. - Więc czekam na wyniki badań.
Irlandka wstała z łóżka i odeszła kilka kroków. Nie wiedziała do końca czy faktycznie powinna wyjść i się przewietrzyć, czy też zostać, porozmawiać z nim. Wmurowało ją w ziemię i musiała wyglądać doprawdy idiotycznie z tym swoim zdezorientowanym wyrazem twarzy.
Confringo było silnym zaklęciem. Kobieta zmarszczyła z zastanowieniem brwi. Jeśli rzucał nim we wszystkie strony, to równie łatwo co dziewczynie, mógł zrobić krzywdę samemu sobie. Claudia nie była z natury osobą mściwą, niemniej jednak, gdy zobaczyła fioletowego guza na czole Gryfonki skrzywiła się. I bezwiednie przemknęła jej myśli, że szkoda, że któraś ze zbroi nie odbiła się rykoszetem w chłopaka.
- Czemu nie wyszłaś, gdy zaczął liczyć? - zapytała jeszcze Carmandaye'ówna. Cała ta historia wydawała się mocno pokręcona. Nancy, która idzie za Jamesem do zbrojowni, bo taką ma ochotę. Chwilę później chłopak nie wiedzieć czemu się wścieka i zaczyna rzucać zaklęciami jak opętany. Według Irlandki albo musieli się znać, albo naprawdę czegoś w tej układance brakowało. Nikt nie może być aż tak wewnętrznie zły, żeby reagować na każdą istotę w swoim pobliżu agresją.
Tymczasem Cramer badał swoją pacjentkę. Musieli się skądś już znać i Claudia byłaby gotowa postawić cały swój majątek znajdujący się w Gringocie, że prawdopodobnie ze szpitala.
- Dziś po drugiej stronie barykady? - przyjazne pytanie z ust Włocha znów sparaliżowało Claudię. Miała ochotę stąd czym prędzej się ulotnić, nim palnie coś głupiego, co pogrąży ją w oczach młodej Gryfonki.
- Co..? - zapytała zamiast tego głupio. Mogłaby to zrzucić na karb nieprzespanych nocy, które uwydatniały się w jej podkrążonych oczach. - Tak, tak... Dostałam tu posadę... - dodała, patrząc w ścianę jak nieśmiała uczennica.
- Panno... Boldwin - Claudia przez chwilę szukała w pamięci nazwiska dziewczyny i z nerwów je przekręciła. - Mam nadzieję, że wyniki lekarskie okażą się pozytywne i nic panience nie będzie grozić z racji wypadku. Tymczasem zaś postaram się wyjaśnić z opiekunem Ravenclawu i dyrektorem całą tę sytuację - dorzuciła, spoglądając na dziewczynę. Przeniosła wzrok na Włocha, jednak patrzyła gdzieś bardziej ponad jego ramieniem niż prosto w oczy. - Rozumiem, że teraz pan się nią zajmuje... - powiedziała do Cramera. Nie mogła pozbyć się dziwnego uczucia pęczniejącego w jej gardle. - Więc czekam na wyniki badań.
Irlandka wstała z łóżka i odeszła kilka kroków. Nie wiedziała do końca czy faktycznie powinna wyjść i się przewietrzyć, czy też zostać, porozmawiać z nim. Wmurowało ją w ziemię i musiała wyglądać doprawdy idiotycznie z tym swoim zdezorientowanym wyrazem twarzy.
Re: Sala szpitalna
Cramer wyprostował się i przez chwilę przyglądał pannie Carmandaye z niejakim zdziwieniem, które malowało się teraz na jego twarzy. Od kilku dni wokół działo się coś dziwnego, co sprawiało, że nie mógł dogadać się z żadną z czarownic. Nie licząc oczywiście Morwen, która przy nadarzającej się okazji najchętniej wskoczyłaby mu do łóżka. A to jedynie sprawiało, że stawała się dla niego zbyt łatwym celem. Dostępny cel szybko nudzi zwierzynę. Zwłaszcza taką, która lubi długo i mozolnie polować.
- Zdążyłem zauważyć. - uśmiechnął się krótko i pokręcił głową z niedowierzaniem. Gdy panna Baldwin zwlokła się z łóżka to na niej skupił całą swą uwagę. Badanie neurologiczne należało do tych specyficznych, w których pacjent zmuszony jest wykonywać dość irracjonalne polecenia uzdrowiciela. Od stania na jednej nodze po dotykanie czubka własnego nosa w podskoku.
- I z powrotem do łóżka.
Po tych wszystkich wygłupach do jakich zmusił Nancy podczas badania oczywiście przygotowany był na falę wyszukanej krytyki. Zapewne dane będzie mu usłyszeć, że nie ma pojęcia o tym, co robi, albo że Londyn jest zbyt cywilizowanym krajem, by lekarz kazał pacjentowi podczas stania na jednej nodze z zamkniętymi oczami dotykać czubka własnego nosa. Nie zapominajmy o tym, że pewnie doda, że jest szamanem i nigdy nie skończył studiów. Przeurocza dziewczyna. Vincent westchnął cicho pod nosem i pokręcił się jeszcze chwilę wokół łóżka. Sprawdził jeszcze odruch Babińskiego, napięcie podstawowych partii mięśni ciała Angielki.
- Jak się czujesz?
Vincent ściągnął rękawiczki i odrzucił je na metalową tackę. Przeszedł przez pokój, by umyć ręce, a gdy wrócił, Claudia znów rozmawiała z ciemnowłosą uczennicą.
- Baldwin. - poprawił ją odruchowo, gdy usiadł na krześle obok łóżka i zaczął zapełniać pergamin notatkami na temat stanu zdrowia dziewczyny. W trakcie tej czynności od czasu do czasu przesuwał dłonią po krótko przystrzyżonych włosach, czy odczytywał pod nosem zapisane przed chwilą zdanie, sprawdzając jego poprawność. Powiódł spojrzeniem za młodziutką nauczycielką, która przystanęła kawałek dalej.
Niedługo potem odłożył pióro na stolik. Przyniósł kołdrę Nancy na jej łóżko i poprosił, by poczekała chwilę. Sam zgarnął świstek pergaminu i zaniósł go na biurko pielęgniarki, w drodze powrotnej zatrzymując się przy pannie Carmandaye.
- Nie wygląda to na poważne obrażenia. Jak tylko zejdzie jej ten guz z czoła po zdarzeniu nie będzie nawet śladu. Dzisiaj jest do wypisu. - skoro czekała na wyniki badań, dostała je od ręki. Brunet kątem oka obserwował poczynania panny Baldwin, która już przebierała nogami byleby wydostać się poza Skrzydło. - Mogę coś jeszcze dla Was zrobić?
- Zdążyłem zauważyć. - uśmiechnął się krótko i pokręcił głową z niedowierzaniem. Gdy panna Baldwin zwlokła się z łóżka to na niej skupił całą swą uwagę. Badanie neurologiczne należało do tych specyficznych, w których pacjent zmuszony jest wykonywać dość irracjonalne polecenia uzdrowiciela. Od stania na jednej nodze po dotykanie czubka własnego nosa w podskoku.
- I z powrotem do łóżka.
Po tych wszystkich wygłupach do jakich zmusił Nancy podczas badania oczywiście przygotowany był na falę wyszukanej krytyki. Zapewne dane będzie mu usłyszeć, że nie ma pojęcia o tym, co robi, albo że Londyn jest zbyt cywilizowanym krajem, by lekarz kazał pacjentowi podczas stania na jednej nodze z zamkniętymi oczami dotykać czubka własnego nosa. Nie zapominajmy o tym, że pewnie doda, że jest szamanem i nigdy nie skończył studiów. Przeurocza dziewczyna. Vincent westchnął cicho pod nosem i pokręcił się jeszcze chwilę wokół łóżka. Sprawdził jeszcze odruch Babińskiego, napięcie podstawowych partii mięśni ciała Angielki.
- Jak się czujesz?
Vincent ściągnął rękawiczki i odrzucił je na metalową tackę. Przeszedł przez pokój, by umyć ręce, a gdy wrócił, Claudia znów rozmawiała z ciemnowłosą uczennicą.
- Baldwin. - poprawił ją odruchowo, gdy usiadł na krześle obok łóżka i zaczął zapełniać pergamin notatkami na temat stanu zdrowia dziewczyny. W trakcie tej czynności od czasu do czasu przesuwał dłonią po krótko przystrzyżonych włosach, czy odczytywał pod nosem zapisane przed chwilą zdanie, sprawdzając jego poprawność. Powiódł spojrzeniem za młodziutką nauczycielką, która przystanęła kawałek dalej.
Niedługo potem odłożył pióro na stolik. Przyniósł kołdrę Nancy na jej łóżko i poprosił, by poczekała chwilę. Sam zgarnął świstek pergaminu i zaniósł go na biurko pielęgniarki, w drodze powrotnej zatrzymując się przy pannie Carmandaye.
- Nie wygląda to na poważne obrażenia. Jak tylko zejdzie jej ten guz z czoła po zdarzeniu nie będzie nawet śladu. Dzisiaj jest do wypisu. - skoro czekała na wyniki badań, dostała je od ręki. Brunet kątem oka obserwował poczynania panny Baldwin, która już przebierała nogami byleby wydostać się poza Skrzydło. - Mogę coś jeszcze dla Was zrobić?
Re: Sala szpitalna
Podczys, gdy Gryfonka wykonywała dziwne ruchy na polecenie Cramera, Claudia gorączkowo myślała, co powinna dalej zrobić.
- Tak, Baldwin - powtórzyła po nim mechanicznie. Gryfonka wydawała czuć się przy nim bardzo swobodnie. Była wyszczekana i nie dawała sobie dojść niemalże do słowa, gdy zwracał się do niej uzdrowiciel. Także podczas badania przyjęła buntowniczą postawę. Jednakże na hasło "do wypisu" wydawało się, że wyskoczy zaraz ze szczęścia przez okno. Claudia zastanawiała się czy reagowała podobnie na Włocha, latając od ściany do ściany.
Przed jej oczami pojawił się obraz kilku wizyt w Skrzydle, gdy siedziała na łóżku i tłumaczyła mu, dlaczego jedzenie jest takie złe i ona nie może go dotknąć. Teraz tamte tłumaczenia wydawały jej się niebotycznie głupie, ale wówczas była w pełni przekonana o tym, co mówi. Zaczerwieniła się na myśl o tym, co działo się kilka lat temu. Raz, gdy była w poważniejszym stanie całkowitego wycieńczenia organizmu, położył ją do jednego z łóżek i zakazał się z niego ruszać. Póki była osłabiona, wykonała polecenie posłusznie. Kiedy jednak wróciły jej nieco siły i odkryła, że podłączona jest do kroplówki, a obok niej stoi taca z obfitym śniadaniem, miała ochotę uciec ze Skrzydła jak najdalej. czego zresztą spróbowała, z marnym skutkiem.
- To dobrze - odpowiedziała, budząc się z zamyślenia. Wciąż stała jednak na środku Skrzydła. Musiała się ruszyć w jedną albo drugą stronę, żeby nie wyglądać tak idiotycznie.
powtarzając sobie w myślach, że rozsądnie zrobi, jeśli odwróci się i wyjdzie. Powinna dociągnąć sprawe Gryfonki do końca. Porozmawiać z opiekunem Krukonów, dyrektorem. Potem przygotuje się do zbliżających się pierwszych zajęć, które ma prowadzić i...
- Tak, dasz się zaprosić na kawę? - zapytała zamiast poprawnie obmyślanego planu wyjścia stąd. Powiedz nie momentalnie zaczęła błagać w myślach. O czym miałaby z nim rozmawiać? Była tylko jedną z jego pacjentek, nikim więcej. Na co w zasadzie liczyła..? Tego nawet ona sama nie wiedziała. Gdyby jednak odmówił, świat - jej świat - wróciłby wkrótce do normy. Zamiast tego jednak czekała zdenerwowana na odpowiedź Włocha, przygryzając dolną wargę.
- Tak, Baldwin - powtórzyła po nim mechanicznie. Gryfonka wydawała czuć się przy nim bardzo swobodnie. Była wyszczekana i nie dawała sobie dojść niemalże do słowa, gdy zwracał się do niej uzdrowiciel. Także podczas badania przyjęła buntowniczą postawę. Jednakże na hasło "do wypisu" wydawało się, że wyskoczy zaraz ze szczęścia przez okno. Claudia zastanawiała się czy reagowała podobnie na Włocha, latając od ściany do ściany.
Przed jej oczami pojawił się obraz kilku wizyt w Skrzydle, gdy siedziała na łóżku i tłumaczyła mu, dlaczego jedzenie jest takie złe i ona nie może go dotknąć. Teraz tamte tłumaczenia wydawały jej się niebotycznie głupie, ale wówczas była w pełni przekonana o tym, co mówi. Zaczerwieniła się na myśl o tym, co działo się kilka lat temu. Raz, gdy była w poważniejszym stanie całkowitego wycieńczenia organizmu, położył ją do jednego z łóżek i zakazał się z niego ruszać. Póki była osłabiona, wykonała polecenie posłusznie. Kiedy jednak wróciły jej nieco siły i odkryła, że podłączona jest do kroplówki, a obok niej stoi taca z obfitym śniadaniem, miała ochotę uciec ze Skrzydła jak najdalej. czego zresztą spróbowała, z marnym skutkiem.
- To dobrze - odpowiedziała, budząc się z zamyślenia. Wciąż stała jednak na środku Skrzydła. Musiała się ruszyć w jedną albo drugą stronę, żeby nie wyglądać tak idiotycznie.
powtarzając sobie w myślach, że rozsądnie zrobi, jeśli odwróci się i wyjdzie. Powinna dociągnąć sprawe Gryfonki do końca. Porozmawiać z opiekunem Krukonów, dyrektorem. Potem przygotuje się do zbliżających się pierwszych zajęć, które ma prowadzić i...
- Tak, dasz się zaprosić na kawę? - zapytała zamiast poprawnie obmyślanego planu wyjścia stąd. Powiedz nie momentalnie zaczęła błagać w myślach. O czym miałaby z nim rozmawiać? Była tylko jedną z jego pacjentek, nikim więcej. Na co w zasadzie liczyła..? Tego nawet ona sama nie wiedziała. Gdyby jednak odmówił, świat - jej świat - wróciłby wkrótce do normy. Zamiast tego jednak czekała zdenerwowana na odpowiedź Włocha, przygryzając dolną wargę.
Re: Sala szpitalna
Tak, dasz się zaprosić na kawę?
Przyglądający się do tej pory szafce z lekami Vincent odwrócił powoli głowę i znów napotkał spojrzenie drobnej nauczycielki. I choć te herbaciane wargi zaprosiły go właśnie na kawę, błękitne oczy mówiły zupełnie co innego. Żeby ten biedny Cramer jeszcze sam rzucał się w objęcia kobiet... I na tym chyba polegał cały haczyk. Im on bardziej olewatorską postawę wykazywał, tym one bardziej prowokowały i chętniej przejmowały inicjatywę. Nieświadomie odnalazł więc klucz do sukcesu i powodzenia wśród przedstawicielek płci zdecydowanie pięknej.
- Teraz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, powstrzymując kąciki swych ust od wygięcia się w przelotnym uśmiechu. Uzdrowiciel obszedł czarownicę i przysiadł na krześle przystawionym do biurka. W jednej z szuflad znalazł czyste płachty pergaminu.
- Baldwin, wychodzisz na moją odpowiedzialność. Oszczędzaj się jeszcze przez kilka dni...
Brunet nachylił się nad blatem i charakterystycznym, pochyłym pismem nakreślił na kartce kilka słów dla szkolnej pielęgniarki.
Penny, zgodnie z umową przyszedłem obejrzeć Nancy. W badaniu nie wyszło nic niepokojącego, dlatego pozwoliłem ją sobie wypisać w obawie o bezpieczeństwo całego skrzydła szpitalnego. Opis badania i wypis włożyłem do odpowiedniej teczki. Kopię dostała do ręki podobnie jak eliksir, którego pewnie nie zamierza brać.
V.C.
Zgodnie z obietnicą złożoną na papierze, mężczyzna wypełnił również wypis i oba dokumenty umieścił w teczce należącej do Gryfonki.
- ... a następnym razem jak przyjdzie Ci coś głupiego do głowy pomyśl sobie, że pewnie znowu na mnie trafisz. Powinno pomóc. - dokończył dopiero po dłuższej chwili, podchodząc do łóżka pacjentki i wręczając jej przepustkę ze skrzydła. Ze skórzanej teczki wydobył trzy małe fiolki wypełnione eliksirem o konsystencji gęstej zupy i purpurowym odcieniu. - Smaruj guza dwa razy dziennie, a szybciej zniknie.
Mężczyzna spakował swoje rzeczy i narzucił czarny płaszcz. Stanął jeszcze u wezgłowia łóżka, rzucając pannie Baldwin ostatnie spojrzenie.
- Do następnego, Baldwin.
Uzdrowiciel odwrócił się na pięcie.
- Zatem prowadź. - zwrócił się do Claudii, podchodząc do drzwi wyjściowych i otwierając je na oścież. Przepuścił Irlandkę w drzwiach i zamknął je za sobą cicho znów pozostawiając Nancy na łaskę i niełaskę czterech ścian.
Przyglądający się do tej pory szafce z lekami Vincent odwrócił powoli głowę i znów napotkał spojrzenie drobnej nauczycielki. I choć te herbaciane wargi zaprosiły go właśnie na kawę, błękitne oczy mówiły zupełnie co innego. Żeby ten biedny Cramer jeszcze sam rzucał się w objęcia kobiet... I na tym chyba polegał cały haczyk. Im on bardziej olewatorską postawę wykazywał, tym one bardziej prowokowały i chętniej przejmowały inicjatywę. Nieświadomie odnalazł więc klucz do sukcesu i powodzenia wśród przedstawicielek płci zdecydowanie pięknej.
- Teraz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, powstrzymując kąciki swych ust od wygięcia się w przelotnym uśmiechu. Uzdrowiciel obszedł czarownicę i przysiadł na krześle przystawionym do biurka. W jednej z szuflad znalazł czyste płachty pergaminu.
- Baldwin, wychodzisz na moją odpowiedzialność. Oszczędzaj się jeszcze przez kilka dni...
Brunet nachylił się nad blatem i charakterystycznym, pochyłym pismem nakreślił na kartce kilka słów dla szkolnej pielęgniarki.
Penny, zgodnie z umową przyszedłem obejrzeć Nancy. W badaniu nie wyszło nic niepokojącego, dlatego pozwoliłem ją sobie wypisać w obawie o bezpieczeństwo całego skrzydła szpitalnego. Opis badania i wypis włożyłem do odpowiedniej teczki. Kopię dostała do ręki podobnie jak eliksir, którego pewnie nie zamierza brać.
V.C.
Zgodnie z obietnicą złożoną na papierze, mężczyzna wypełnił również wypis i oba dokumenty umieścił w teczce należącej do Gryfonki.
- ... a następnym razem jak przyjdzie Ci coś głupiego do głowy pomyśl sobie, że pewnie znowu na mnie trafisz. Powinno pomóc. - dokończył dopiero po dłuższej chwili, podchodząc do łóżka pacjentki i wręczając jej przepustkę ze skrzydła. Ze skórzanej teczki wydobył trzy małe fiolki wypełnione eliksirem o konsystencji gęstej zupy i purpurowym odcieniu. - Smaruj guza dwa razy dziennie, a szybciej zniknie.
Mężczyzna spakował swoje rzeczy i narzucił czarny płaszcz. Stanął jeszcze u wezgłowia łóżka, rzucając pannie Baldwin ostatnie spojrzenie.
- Do następnego, Baldwin.
Uzdrowiciel odwrócił się na pięcie.
- Zatem prowadź. - zwrócił się do Claudii, podchodząc do drzwi wyjściowych i otwierając je na oścież. Przepuścił Irlandkę w drzwiach i zamknął je za sobą cicho znów pozostawiając Nancy na łaskę i niełaskę czterech ścian.
Re: Sala szpitalna
- Nie wyszłam ze zbrojowni, bo zaklęciem zaryglował drzwi - odparła, ale za moment zorientowała się, że Carmandaye może pytać o to, dlaczego nie wyszła z kryjówki, więc dodała: - A nie wyszłam z kryjówki bo się po prostu przestraszyłam.
- Matka Brytyjką? Chyba przyszywana - odparła krótko, wstając z łóżka. Wykonała serię bezsensownych, zapewne bardzo potrzebnych ćwiczeń, jęcząc z każdym kolejnym. Przez jej głowę przelatywała masa pytań i oksrżeń skierowanych do uzdrowiciela, ale Nancy zachowała je dla siebie, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
Dasz się zaprosić na kawę? Brwi Gryfonki wystrzeliły w górę, a jej oczy rozszerzyły się i zaświeciły jak dwa galeony.
- Pani uważa, pani Claudio, nie ma co mieszać krwi z Eurpejczykami, jeszcze coś przywlekli ze sobą.. - mruknęła cicho, zbierając swoje klamoty. Zabrała pergamin z wypisem i fiolkę eliksiru. Zmięła go lekko wkładając sobie pod pachę. Zarzuciła torbę na ramię i zabrała kryształową kulę z szafki nocnej.
- Bueno maccaroni, spaghetti, lasagne! - Wyćwierkała na pożegnanie, zestawiając razem kilka bezsensownych słów w stronę Vincenta, które kojarzyły jej się z Włochami. W podskokach opuściła skrzydło szpitalne.
- Matka Brytyjką? Chyba przyszywana - odparła krótko, wstając z łóżka. Wykonała serię bezsensownych, zapewne bardzo potrzebnych ćwiczeń, jęcząc z każdym kolejnym. Przez jej głowę przelatywała masa pytań i oksrżeń skierowanych do uzdrowiciela, ale Nancy zachowała je dla siebie, chcąc jak najszybciej stąd wyjść.
Dasz się zaprosić na kawę? Brwi Gryfonki wystrzeliły w górę, a jej oczy rozszerzyły się i zaświeciły jak dwa galeony.
- Pani uważa, pani Claudio, nie ma co mieszać krwi z Eurpejczykami, jeszcze coś przywlekli ze sobą.. - mruknęła cicho, zbierając swoje klamoty. Zabrała pergamin z wypisem i fiolkę eliksiru. Zmięła go lekko wkładając sobie pod pachę. Zarzuciła torbę na ramię i zabrała kryształową kulę z szafki nocnej.
- Bueno maccaroni, spaghetti, lasagne! - Wyćwierkała na pożegnanie, zestawiając razem kilka bezsensownych słów w stronę Vincenta, które kojarzyły jej się z Włochami. W podskokach opuściła skrzydło szpitalne.
Re: Sala szpitalna
Niecałą dobę temu Claudia była w tym samym miejscu, w którym znalazła się teraz. Vincent nie mówił już za wiele po jej długiej przemowie obejmującej w znacznej mierze jej poczucie klęski. Zrozumiała w końcu, że nie potrafi już ze sobą walczyć. I nade wszystko, nie wie, co ma dalej robić.
Zamiast się jednak od niej odwrócić, jak Irlandka myślała, że zrobi, Cramer postanowił ulokować ją w Skrzydle Szpitalnym. Czarownica nawet nie zapytała się go, jak długo ma tu zostać. Nie zdążyła mu także podziękować za pomysł położenia jej w Hogwarcie, a nie wywożenia do Munga. Dzięki temu miała pewne szanse na zachowanie swojej pracy i honorowej funkcji, jaka jej się trafiła. Bycie opiekunem Gryfonów być może i było niebagatelnym wyzwaniem, ale gdyby odebrano jej je już na wstępie, we wnętrzu Fitzpatrickówny niechybnie by coś umarło.
Po teleportacji zbierało jej się na wymioty. Odkąd pamiętała, niemal zawsze tak miała. Nie przepadała za tym środkiem transportu. Bądź co bądź, teraz jednak jej osłabienie musiało jeszcze nasilić efekt zawrotów głowy po teleportacji.
Claudia była wdzięczna Penelope, która odebrała ją spod bramy i zaprowadziła do Skrzydła. Poza tym, była jej wdzięczna za brak oceniającego ją spojrzenia. Dla równowagi jednak, takim obarczyło ją kilka obrazów, gdy szły do Skrzydła.
- Dziękuję... - powiedziała do pielęgniarki, gdy już leżała na jednym z łóżek, osłonięta parawanem przed wścibskimi spojrzeniami uczniów. Obróciła się na jeden z boków, układając się do snu. Wbity w rękę wenflon wciąż ją swędził. Za wszelką cenę starała się go jednak nie usunąć, pamiętając ostrzeżenia Cramera. Westchnęła cicho pod nosem. Przynajmniej z powrotem była w Hogwarcie. Chociaż tyle osiągnęła.
Zamiast się jednak od niej odwrócić, jak Irlandka myślała, że zrobi, Cramer postanowił ulokować ją w Skrzydle Szpitalnym. Czarownica nawet nie zapytała się go, jak długo ma tu zostać. Nie zdążyła mu także podziękować za pomysł położenia jej w Hogwarcie, a nie wywożenia do Munga. Dzięki temu miała pewne szanse na zachowanie swojej pracy i honorowej funkcji, jaka jej się trafiła. Bycie opiekunem Gryfonów być może i było niebagatelnym wyzwaniem, ale gdyby odebrano jej je już na wstępie, we wnętrzu Fitzpatrickówny niechybnie by coś umarło.
Po teleportacji zbierało jej się na wymioty. Odkąd pamiętała, niemal zawsze tak miała. Nie przepadała za tym środkiem transportu. Bądź co bądź, teraz jednak jej osłabienie musiało jeszcze nasilić efekt zawrotów głowy po teleportacji.
Claudia była wdzięczna Penelope, która odebrała ją spod bramy i zaprowadziła do Skrzydła. Poza tym, była jej wdzięczna za brak oceniającego ją spojrzenia. Dla równowagi jednak, takim obarczyło ją kilka obrazów, gdy szły do Skrzydła.
- Dziękuję... - powiedziała do pielęgniarki, gdy już leżała na jednym z łóżek, osłonięta parawanem przed wścibskimi spojrzeniami uczniów. Obróciła się na jeden z boków, układając się do snu. Wbity w rękę wenflon wciąż ją swędził. Za wszelką cenę starała się go jednak nie usunąć, pamiętając ostrzeżenia Cramera. Westchnęła cicho pod nosem. Przynajmniej z powrotem była w Hogwarcie. Chociaż tyle osiągnęła.
Re: Sala szpitalna
Do skrzydła szpitalnego została przeniesiona nieprzytomna Polly, która została oddana pod opiekę szkolnej pielęgniarce. Brennus z kolei udał się do swojego gabinetu aby wysłać kilka sów, między innymi do dyrektora szkoły, siostry dziewczyny i jej rodziców poza Hogwartem.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sala szpitalna
Hogwart zdecydowanie wystawiał ją na próbę. O ile wypadki i urazy miała opanowane już w najlepszym z możliwych, o tyle kiedy nadchodziła nowa fala wydarzeń, Penelope czuła się lekko zdezorientowana, panikowała więc. Całkiem niedawno miała przypadek ugryzienia Ślizgonki przez wampira, więc zgłosiła wszystko gdzie trzeba i uznała, że to więcej się nie zdarzy. A zdarzyło i to ze zdwojoną siłą, bo do skrzydła trafiła dziewczyna niemal wyssana do cna przez krwiopijcę.
- Jak to przez wampira? Znowu? - Zrobiła wielkie wychodząc ze swojego gabinetu. Dopięła swój pielęgniarski mundurek na ostatni guzik i wskazała miejsce, w którym miała zostać położona Krukonka.
- Polly Baldwin, olaboga... - jęknęła sama do siebie, bardzo zaskoczona faktem, że w końcu trafiła się osoba, którą już znała. To wcale jej nie pomagało. Podeszła szybko do szafy, otworzyła ją z hukiem i zaczęła wyciągać szybko buteleczki i fiolki, które kładła na tacy. Na samym końcu wyciągnęła wielką strzykawę i podeszła do nieprzytomnej dziewczyny.
Nabiła końską dawkę eliksiru krwiotwórczego przez grubą igłę, unosząc fiolkę do oczu. Kiedy ta była pusta, przetarła lekko wacikiem miejsce ukłucia na jej dłoni i nie czekając na nic, wbiła jej igłę prosto w żyłę biegnącą przez jej wątłą dłoń. Kiedy cała zawartość strzykawki znalazła się w ciele dziewczyny, Penny sięgnęła po kolejną i nabiła do eliksirem wzmacniającym i powtórzyła czynność.
- Wstawaj, Polly - zanuciła melodyjnie, nucąc pod nosem. W międzyczasie wzięła cuchnącą maść, którą posmarowała miejsce ugryzienia aby w przyszłości nie dawało o sobie znać.
- Jak to przez wampira? Znowu? - Zrobiła wielkie wychodząc ze swojego gabinetu. Dopięła swój pielęgniarski mundurek na ostatni guzik i wskazała miejsce, w którym miała zostać położona Krukonka.
- Polly Baldwin, olaboga... - jęknęła sama do siebie, bardzo zaskoczona faktem, że w końcu trafiła się osoba, którą już znała. To wcale jej nie pomagało. Podeszła szybko do szafy, otworzyła ją z hukiem i zaczęła wyciągać szybko buteleczki i fiolki, które kładła na tacy. Na samym końcu wyciągnęła wielką strzykawę i podeszła do nieprzytomnej dziewczyny.
Nabiła końską dawkę eliksiru krwiotwórczego przez grubą igłę, unosząc fiolkę do oczu. Kiedy ta była pusta, przetarła lekko wacikiem miejsce ukłucia na jej dłoni i nie czekając na nic, wbiła jej igłę prosto w żyłę biegnącą przez jej wątłą dłoń. Kiedy cała zawartość strzykawki znalazła się w ciele dziewczyny, Penny sięgnęła po kolejną i nabiła do eliksirem wzmacniającym i powtórzyła czynność.
- Wstawaj, Polly - zanuciła melodyjnie, nucąc pod nosem. W międzyczasie wzięła cuchnącą maść, którą posmarowała miejsce ugryzienia aby w przyszłości nie dawało o sobie znać.
Re: Sala szpitalna
Polly nawet nie zorientowała się kiedy straciła przytomność i co się w ogóle stało. Miała w głowie wielką niewiadomą, a jej wspomnienia wydawały się jakby zamazane? Podejrzewała, że nie jest już w zakazanym lesie bowiem pod palcami wyczuwała gładki materiał, a w jej drobne ciałko nie wbijały się żadne kamyczki czy gałęzie. Czuła, że nie ma kontroli nad swoim ciałem. Do jej uszu docierały przyciszone głosy, jednakże dziewczyna, choć uparcie się starała, nie mogła unieść powiek.
Na brodę Merlina! Przeraziła się nie na żarty, a wszyscy wiedzą, że do strachliwych dziewcząt ta pannica nie należała. Usilnie próbując wykonać choćby najmniejszy ruch, grzebała w zakamarkach poplątanego umysłu, chcąc wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. Jak się tu znalazła i co się stało? Nie wiedziała, wiedziała tylko, że ktoś wbija w jej rękę coś nieprzyjemnego i ostrego. Zabolało, ale gorsze znosiła już bóle. Długie szpony nieśmiałków zdecydowanie sprawiły, że zrobiła się odporna na takie ukłucia.
Słysząc, że ktoś wymawia jej imię, ponownie podjęła próbę uchylenia powiek. Ha! Tym razem się udało, a przed jej oczami pojawiła się urocza pielęgniarka. Polly poznała ją, kiedy odwiedzała Nancy w Skrzydle Szpitalnym. Zaraz, zaraz.. gdzie? Rozejrzała się niepewnie wokół, obrzucając spojrzeniem zarówno pomieszczenie jak i swoją okrwawioną bokserkę. Na widok czerwonych plam, obrazy zaczęły wracać, układając się w jedną całość.
- Będę żyć? - to było jedyne co wydusiła z siebie złotowłosa panienka. Pojęcia nie miała co wiedzą i ile wiedzą pozostali. W duchu błagała założycieli Hogwartu o niewiedzę szkolnego personelu. Nie mogli wiedzieć o jej schadzkach do Zakazanego Lasu. To był przecież jej maleńki sekret. Taki, którego nie ujawniała nawet przed ukochaną bliźniaczką.
Na brodę Merlina! Przeraziła się nie na żarty, a wszyscy wiedzą, że do strachliwych dziewcząt ta pannica nie należała. Usilnie próbując wykonać choćby najmniejszy ruch, grzebała w zakamarkach poplątanego umysłu, chcąc wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. Jak się tu znalazła i co się stało? Nie wiedziała, wiedziała tylko, że ktoś wbija w jej rękę coś nieprzyjemnego i ostrego. Zabolało, ale gorsze znosiła już bóle. Długie szpony nieśmiałków zdecydowanie sprawiły, że zrobiła się odporna na takie ukłucia.
Słysząc, że ktoś wymawia jej imię, ponownie podjęła próbę uchylenia powiek. Ha! Tym razem się udało, a przed jej oczami pojawiła się urocza pielęgniarka. Polly poznała ją, kiedy odwiedzała Nancy w Skrzydle Szpitalnym. Zaraz, zaraz.. gdzie? Rozejrzała się niepewnie wokół, obrzucając spojrzeniem zarówno pomieszczenie jak i swoją okrwawioną bokserkę. Na widok czerwonych plam, obrazy zaczęły wracać, układając się w jedną całość.
- Będę żyć? - to było jedyne co wydusiła z siebie złotowłosa panienka. Pojęcia nie miała co wiedzą i ile wiedzą pozostali. W duchu błagała założycieli Hogwartu o niewiedzę szkolnego personelu. Nie mogli wiedzieć o jej schadzkach do Zakazanego Lasu. To był przecież jej maleńki sekret. Taki, którego nie ujawniała nawet przed ukochaną bliźniaczką.
Re: Sala szpitalna
Kiedy dziewczyna otworzyła oczy, Penelope odetchnęła z ulgą. Leczenie, a raczej reperowanie pacjenta po ugryzieniu wampira wcale nie należało do trudnych, ale Penelope była panikarą z natury. Aż dziw, że została pielęgniarką.
- Będziesz żyć - odparła, wzdychając ciężko. Czuła, że czas jej spokojnej egzystencji w Hogwarcie dobiegł końca. - A ja w końcu będę miała towarzystwo. Trzy dni w łóżku - rzuciła, wstając z miejsca. Wzięła do rąk tacę ze pustymi fiolkami i zużytymi strzykawkami z końskimi igłami. - Najmniej trzy dni - dodała, oddalając się w stronę swojego gabinetu.
- Odwiedziny do 22, ale dla Nancy zrobię wyjątek. Polubiłam dziewuchę - dodała na odchodnym, znikając za drzwiami swojego gabinetu.
- Będziesz żyć - odparła, wzdychając ciężko. Czuła, że czas jej spokojnej egzystencji w Hogwarcie dobiegł końca. - A ja w końcu będę miała towarzystwo. Trzy dni w łóżku - rzuciła, wstając z miejsca. Wzięła do rąk tacę ze pustymi fiolkami i zużytymi strzykawkami z końskimi igłami. - Najmniej trzy dni - dodała, oddalając się w stronę swojego gabinetu.
- Odwiedziny do 22, ale dla Nancy zrobię wyjątek. Polubiłam dziewuchę - dodała na odchodnym, znikając za drzwiami swojego gabinetu.
Re: Sala szpitalna
- A pocałuj mnie w tyłek! Myślisz, że jestem nienormalna? - Zakpiła, słysząc od szóstoklasisty z Gryffindoru, Spencera Browna, że Polly leży w szpitalu i przysyła go dyrekcja. - Wiedziałabym gdyby mojej siostrze coś się stało, przecież współodczuwamy - dodała jeszcze, unosząc na niego wzrok znad swojej książki od wróżbiarstwa.
- Nancy nie rób ze mnie idioty, wiem co widziałem. Przynieśli ją tam prawie martwą - odparł, stukając się palcem w głowę. Stał i patrzył na nią natarczywie, więc Gryfonka chcąc czy nie, podniosła się z wygodnego fotela i wcisnęła mu swój podręcznik w ręce. Nie odzywając się ani słowem, wyminęła go niezbyt zgrabnie, szturchając go przy tym w ramię kiedy przechodziła.
Była spokojna, a słowa Spencera wzięła za zwykły żart. Dlaczego? Jej współdomownicy lubili płatać jej różne figle ze względu na to jak oderwana od rzeczywistości była i zwykle dawała się na nie złapać. Była żywą pożywką dla amatorów dręczycieli. Po drugie, Nancy wiedziała o większości wypadków i chorób z dużym wyprzedzeniem - albo w jej śnie pojawiał się jakiś symbol nawiązujący do zagrożenia życia, albo widziała wszystko bezpośrednio. Ostatnimi czasy jednak nic takiego nie miało miejsca.
Weszła do skrzydła szpitalnego spokojna, powolnym krokiem. Spojrzenie w lewo, prawo i..
- Pollyanne? - Zapytała, bardziej samej siebie aniżeli osób obecnych w skrzydle. Stanęła u progu jak wryta: jej siostra leżała w szpitalu, wypompowana z życiodajnej krwi, sina jak śliwka, a ona, Nancy Baldwin, jasnowidz od siedmiu boleści, NIC NIE WIEDZIAŁA?!
- Jak? Co? Jakim cudem? Nie rozumiem.. - jęknęła, podchodząc, a raczej podbiegając do łóżka Krukonki. - Boże, ale jestem głupia. Głupia koza - mruknęła sama do siebie, uderzając się otwartą dłonią w czoło, klękając na ziemi obok łóżka siostry, kładąc na nią swoje długie ręce. Po co siedzieć skoro można przybierać pozycje bardziej alternatywne?
Była bliska płaczu.
- Nancy nie rób ze mnie idioty, wiem co widziałem. Przynieśli ją tam prawie martwą - odparł, stukając się palcem w głowę. Stał i patrzył na nią natarczywie, więc Gryfonka chcąc czy nie, podniosła się z wygodnego fotela i wcisnęła mu swój podręcznik w ręce. Nie odzywając się ani słowem, wyminęła go niezbyt zgrabnie, szturchając go przy tym w ramię kiedy przechodziła.
Była spokojna, a słowa Spencera wzięła za zwykły żart. Dlaczego? Jej współdomownicy lubili płatać jej różne figle ze względu na to jak oderwana od rzeczywistości była i zwykle dawała się na nie złapać. Była żywą pożywką dla amatorów dręczycieli. Po drugie, Nancy wiedziała o większości wypadków i chorób z dużym wyprzedzeniem - albo w jej śnie pojawiał się jakiś symbol nawiązujący do zagrożenia życia, albo widziała wszystko bezpośrednio. Ostatnimi czasy jednak nic takiego nie miało miejsca.
Weszła do skrzydła szpitalnego spokojna, powolnym krokiem. Spojrzenie w lewo, prawo i..
- Pollyanne? - Zapytała, bardziej samej siebie aniżeli osób obecnych w skrzydle. Stanęła u progu jak wryta: jej siostra leżała w szpitalu, wypompowana z życiodajnej krwi, sina jak śliwka, a ona, Nancy Baldwin, jasnowidz od siedmiu boleści, NIC NIE WIEDZIAŁA?!
- Jak? Co? Jakim cudem? Nie rozumiem.. - jęknęła, podchodząc, a raczej podbiegając do łóżka Krukonki. - Boże, ale jestem głupia. Głupia koza - mruknęła sama do siebie, uderzając się otwartą dłonią w czoło, klękając na ziemi obok łóżka siostry, kładąc na nią swoje długie ręce. Po co siedzieć skoro można przybierać pozycje bardziej alternatywne?
Była bliska płaczu.
Re: Sala szpitalna
- Trzy dni? - jęknęła, odprowadzając wzrokiem szkolną pielęgniarkę. Miała tylko nadzieję, że do tego czasu akromantule nie zmienią swojej pozycji w lesie. Nie miała pojęcia dlaczego pająk ją zaatakował, ale podejrzewała, że przestraszył się jej zapalonej różdżki. Doprawdy naiwne z niej było stworzenie. Po opuszczeniu sali przez pannę Gladstone, Polly poczuła się odrobinę samotnie. Była jedyną pacjentką i nie zdawała sobie sprawy z tego jak marnie wygląda. Przydałyby się jej jakieś czyste ciuchy, zaschnięta krew ozdabiająca całe ubranie dziewczyny nie wyglądała zachęcająco, a wprost przerażająco. Unosząc się na łokciach, syknęła przez zęby, czując jak wielki wysiłek sprawia jej ta drobna czynność. Gigantyczny pająk musiał nieźle nią poturbować. Sięgając dłonią do szafki, dostrzegła na swym przedramieniu wielkiego, fioletowego siniaka. Zdziwiona u niosła ku górze jasne brwi, zastanawiając się jak go sobie nabiła. Musiała walnąć w jakieś drzewo, choć kształt ciemnej plamy przywodził na myśl silny uścisk czyjejś dłoni.. aczkolwiek była przekonana, że ostatnio się z nikim nie szarpała. Dziwne.
Pollyanne?
- Nancy? - zapytała z nadzieją w głosie. Bliźniaczka była jej wybawieniem. Przyniesie jej coś do przebrania, perfumy, a przede wszystkim poda lusterko. Widząc jak siostra wprost pada przed jej łóżkiem, uśmiechnęła się blado, kładąc chłodną dłoń na jej rozgrzanej rączce.
- Widziałaś coś w kuli? Nie mogę przypomnieć sobie żadnych szczegółów! - zagryzła herbaciane wargi, spoglądając nieprzytomnym spojrzeniem gdzieś ponad ramieniem Gryffonki. Na początku nie wierzyła w zdolności siostry, ale z czasem, kiedy za pomocą czarnowłosej udało jej się wygrać kilka loterii, przyjęła jej dar z otwartymi ramionami.
Pollyanne?
- Nancy? - zapytała z nadzieją w głosie. Bliźniaczka była jej wybawieniem. Przyniesie jej coś do przebrania, perfumy, a przede wszystkim poda lusterko. Widząc jak siostra wprost pada przed jej łóżkiem, uśmiechnęła się blado, kładąc chłodną dłoń na jej rozgrzanej rączce.
- Widziałaś coś w kuli? Nie mogę przypomnieć sobie żadnych szczegółów! - zagryzła herbaciane wargi, spoglądając nieprzytomnym spojrzeniem gdzieś ponad ramieniem Gryffonki. Na początku nie wierzyła w zdolności siostry, ale z czasem, kiedy za pomocą czarnowłosej udało jej się wygrać kilka loterii, przyjęła jej dar z otwartymi ramionami.
Re: Sala szpitalna
-Dobry wieczór - powiedział głośno zamykając za sobą drzwi. Nie było czasu do stracenia. - Moje drogie panie - zwrócił się do Nancy i Penelope - Jestem zmuszony prosić was o nierozpowszechnianie tego co już rozpowszechnione zostało - spojrzał uważnie na poszkodowaną. Była blada, ale z szybka reakcja panny Gladstone pozwoliła zażegnać niebezpieczeństwo - Oraz niestety, potrzebuję porozmawiać z Polly sam na sam. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Re: Sala szpitalna
Widziałaś coś w kuli? Tego Gryfonka obawiała się najbardziej. Widziałaś czy nie widziałaś? Nie wiedziała. Może widziała, ale zignorowała to kompletnie lub błędnie odczytała. Była ostatnimi czasy tak rozkojarzona i nieprzytomna, a jej myśli krążyły wokoło chłopaka niewartego nawet jej uwagi.
- Polly, tak Cię przepraszam, powinnam poświęcać Ci więcej uwagi - podrapała się po głowie, czerwieniąc się jak burak. Zwykle widziała wszystko i kusiła się zawsze nawet o nadinterpretacje każdego swojego snu. Teraz wszystkie sny, wizje i obrazy sprowadzały się do namysłu w kontekście osobnika z wieży Krukonów. I masz babo placek, chwila nieuwagi i już nieszczęśliwy wypadek.
- Jestem ostatnio strasznie rozkojarzona i wydaje mi się, że wszystko odczytywałam źle, ale teraz już będę miała jasny i otwarty umysł, obiecuję - dodała, ale wiedziała już, że siostra zdążyła to zauważyć. Wystarczyło spojrzeć na żółwia, który nadal był rozsmarowany gęstą mazią po klasie transmutacji. - Jutro przyniosę herbatę, kulę, postawię Ci pięknego tarota.. Poczytamy sobie runy, co Ty na to? Albo zagram Ci na wiolonczeli o ile wytargam ją z wieży - zagaiła, patrząc na nią zachęcająco. Czuła się współwinna tej sytuacji i chciała wynagrodzić to siostrze.
- Jak to nie pamiętasz? - Uniosła brwi na jej ostatnie słowa. - Przecież zostałaś pogryziona.. - Dodała cicho, kładąc palec na śladach kieł na jej szyi. Takie dostała powiadomienie. Prosto od dyrekcji.
Gdy do sali wszedł dyrektor szkoły, Nancy wstała z kolan i otrzepała je z brudu. To na szczęście był ten Scott, przy którym nie traciła głowy.
- Oczywiście, panie dyrektorze - odparła, kierując się do wyjścia. Nim jednak opuściła salę, odwróciła się jeszcze na moment. - Profesorze Scott? Zdrowie dopisuje? Bo ma pan wypisane na twarzy.. Ach, to w swoim czasie, wszystko w swoim czasie - dodała, ostatnie słowa kierując do samej siebie, po czym opuściła lecznicę.
- Polly, tak Cię przepraszam, powinnam poświęcać Ci więcej uwagi - podrapała się po głowie, czerwieniąc się jak burak. Zwykle widziała wszystko i kusiła się zawsze nawet o nadinterpretacje każdego swojego snu. Teraz wszystkie sny, wizje i obrazy sprowadzały się do namysłu w kontekście osobnika z wieży Krukonów. I masz babo placek, chwila nieuwagi i już nieszczęśliwy wypadek.
- Jestem ostatnio strasznie rozkojarzona i wydaje mi się, że wszystko odczytywałam źle, ale teraz już będę miała jasny i otwarty umysł, obiecuję - dodała, ale wiedziała już, że siostra zdążyła to zauważyć. Wystarczyło spojrzeć na żółwia, który nadal był rozsmarowany gęstą mazią po klasie transmutacji. - Jutro przyniosę herbatę, kulę, postawię Ci pięknego tarota.. Poczytamy sobie runy, co Ty na to? Albo zagram Ci na wiolonczeli o ile wytargam ją z wieży - zagaiła, patrząc na nią zachęcająco. Czuła się współwinna tej sytuacji i chciała wynagrodzić to siostrze.
- Jak to nie pamiętasz? - Uniosła brwi na jej ostatnie słowa. - Przecież zostałaś pogryziona.. - Dodała cicho, kładąc palec na śladach kieł na jej szyi. Takie dostała powiadomienie. Prosto od dyrekcji.
Gdy do sali wszedł dyrektor szkoły, Nancy wstała z kolan i otrzepała je z brudu. To na szczęście był ten Scott, przy którym nie traciła głowy.
- Oczywiście, panie dyrektorze - odparła, kierując się do wyjścia. Nim jednak opuściła salę, odwróciła się jeszcze na moment. - Profesorze Scott? Zdrowie dopisuje? Bo ma pan wypisane na twarzy.. Ach, to w swoim czasie, wszystko w swoim czasie - dodała, ostatnie słowa kierując do samej siebie, po czym opuściła lecznicę.
Re: Sala szpitalna
Słysząc bełkot oraz przeprosiny siostry, Polly zamrugała kilkakrotnie, spoglądając na brunetkę z niedowierzaniem. To przecież nie była jej wina, ale blondynka wiedziała, że siostra lubi wyolbrzymiać i nadinterpretować fakty.
- Nie, nie. To wszystko nie tak. Nie zaprzeczam, że jesteś rozkojarzona. Co to, to nie. Widziałam co stało się z tym biednym żółwiem. - skrzywiła się na samo wspomnienie, przekrzywiając lekko głowę na prawą stronę. Szkoda jej było tego biednego gada. Szkoda jej było wszystkich zwierząt. Domyślając się, że bliźniaczka wpadnie w typowy dla niej słowotok, skrzętnie zamknęła jej buzie dłonią. Nie chciała, żeby czuła się winna. W końcu współodczuwały, a Polly miała trochę zmartwień na głowie. Weźmy na przykład starcie z gigantycznym pająkiem, którego nie pamięta. Jej silna więź z brunetką czasami zawodziła. Na przykład w takich sytuacjach, no, ale na to przymykały oko, twierdząc uparcie, że ich dusze są połączone.
- Herbata, kula i tarot, zdecydowanie na tak, a wiolonczela na nie. Uwielbiam jak grasz, ale trochę boli mnie głowa, a do tego nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę znosząc ją tutaj. Mogłabyś przynieść mi piżamę i jakieś świeże ubranie? Poproś moich współlokatorek to wyciągną Ci wszystko z kufra. - poklepała małą Baldwin po głowie, zaraz potem tego żałując. Nie powinna jeszcze wykonywać tak szybkich ruchów.
- Pogryziona? - zmarszczyła się, a między jasnymi brwiami wykwitła jej lwia zmarszczka. Pogryziona przez co? Pająka? Coś jej tutaj nie grało. Powoli uniosła dłoń, dotykając opuszkami palców dwóch kropek jakie znajdowały się na jej szyi.
- Lepiej mów jak na spowiedzi co wyprawiasz z tym parszywym wnukiem dyrektora, widziałam Cię z nim ostatnio i .. - w porę ugryzła się w język, widząc jak poczciwy starzec wkracza do sali. Zasłaniając się kołdrą pod samą szyję, słuchała z uwagą tego co ma do powiedzenia.
- Nancy może zostać, ona i ja.. - nie dokończyła bowiem siostra dała nóżkę, zanim ta zdążyła ją powstrzymać. Trudno, rozprawi się z nią później. Wzdychając ciężko, wbiła spojrzenie w profesora Scotta.
- W czym mogę pomóc?
- Nie, nie. To wszystko nie tak. Nie zaprzeczam, że jesteś rozkojarzona. Co to, to nie. Widziałam co stało się z tym biednym żółwiem. - skrzywiła się na samo wspomnienie, przekrzywiając lekko głowę na prawą stronę. Szkoda jej było tego biednego gada. Szkoda jej było wszystkich zwierząt. Domyślając się, że bliźniaczka wpadnie w typowy dla niej słowotok, skrzętnie zamknęła jej buzie dłonią. Nie chciała, żeby czuła się winna. W końcu współodczuwały, a Polly miała trochę zmartwień na głowie. Weźmy na przykład starcie z gigantycznym pająkiem, którego nie pamięta. Jej silna więź z brunetką czasami zawodziła. Na przykład w takich sytuacjach, no, ale na to przymykały oko, twierdząc uparcie, że ich dusze są połączone.
- Herbata, kula i tarot, zdecydowanie na tak, a wiolonczela na nie. Uwielbiam jak grasz, ale trochę boli mnie głowa, a do tego nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę znosząc ją tutaj. Mogłabyś przynieść mi piżamę i jakieś świeże ubranie? Poproś moich współlokatorek to wyciągną Ci wszystko z kufra. - poklepała małą Baldwin po głowie, zaraz potem tego żałując. Nie powinna jeszcze wykonywać tak szybkich ruchów.
- Pogryziona? - zmarszczyła się, a między jasnymi brwiami wykwitła jej lwia zmarszczka. Pogryziona przez co? Pająka? Coś jej tutaj nie grało. Powoli uniosła dłoń, dotykając opuszkami palców dwóch kropek jakie znajdowały się na jej szyi.
- Lepiej mów jak na spowiedzi co wyprawiasz z tym parszywym wnukiem dyrektora, widziałam Cię z nim ostatnio i .. - w porę ugryzła się w język, widząc jak poczciwy starzec wkracza do sali. Zasłaniając się kołdrą pod samą szyję, słuchała z uwagą tego co ma do powiedzenia.
- Nancy może zostać, ona i ja.. - nie dokończyła bowiem siostra dała nóżkę, zanim ta zdążyła ją powstrzymać. Trudno, rozprawi się z nią później. Wzdychając ciężko, wbiła spojrzenie w profesora Scotta.
- W czym mogę pomóc?
Strona 2 z 15 • 1, 2, 3 ... 8 ... 15
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro II :: Skrzydło szpitalne
Strona 2 z 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach