Zapomniana ścieżka
+13
Antonija Vedran
Connor Campbell
Ross Seth Davies
Alice Volante
Christopher Gregorovic
Dylan Davies
Flora Wilson
Anthony Wilson
Pierre Vauquer
Andrea Jeunesse
Cherry Campbell
Nancy Baldwin
Brennus Lancaster
17 posters
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 6
Strona 4 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Zapomniana ścieżka
First topic message reminder :
Niegdyś często uczęszczana, przez uczniów Hogwartu uważana za skrót, dzisiaj jest zarośnięta i mało kto o niej pamięta.
Niegdyś często uczęszczana, przez uczniów Hogwartu uważana za skrót, dzisiaj jest zarośnięta i mało kto o niej pamięta.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Zapomniana ścieżka
Walki w kisielu, Dylan lekko się uśmiechnął i tu podziałała jego wybujała wyobraźnia. Flora była zgrabna, ale też nie pozbawiona kobiecych kształtów, chętnie by ją zobaczył w bikini. Wyobrażał sobie teraz jak ona tapla się w błocie ubrana jedynie w bikini.
- Zapasy w kisielu, mówisz? - Pokiwał głową z aprobatą. - To jest coś co zdecydowanie warto byłoby zobaczyć przed śmiercią. - Na wspomnienie o bikini lekko się uśmiechnął. - Wiesz, mi to nie przeszkadza, możesz bez bikini. - Dylan rzadko był taki bezpośredni, a już na pewno do dziewczyn, które dopiero co poznał. Ale teraz nie mógł się powstrzymać, żeby troszeczkę poflirtować.
- Nawet gdybym patrzył łakomie, to nie musiałoby to znaczyć, że chcę Cię zjeść. - Uśmiechnął się lekko. Generalnie mógłby jej jeszcze pożądać. Osobiście w tej chwili tego jeszcze nie odczuwał. Podobała mu się owszem, ale żeby pożądać? Jeszcze chyba za krótko ze sobą rozmawiali.
- Powiem Ci szczerze, że sam nie wiem co mnie tu przywiodło. - Taka była prawda, może nie chciał wracać do domu? - Wróciłem niedawno z Egiptu, Hogsmeade to było pierwsze miejsce, które mi przyszło do głowy i w dodatku nie było moim rodzinnym domem. - Nie chciał wracać do domu. Z jednej strony mógłby tam pojechać, bo w końcu niedługo idzie do Hogwartu i raczej nieprędko odwiedzi rodzinę, dopiero na święta. Ale jakoś nie miał ochoty. Wolał spędzić resztki wakacji w Hogsmeade.
- Zapasy w kisielu, mówisz? - Pokiwał głową z aprobatą. - To jest coś co zdecydowanie warto byłoby zobaczyć przed śmiercią. - Na wspomnienie o bikini lekko się uśmiechnął. - Wiesz, mi to nie przeszkadza, możesz bez bikini. - Dylan rzadko był taki bezpośredni, a już na pewno do dziewczyn, które dopiero co poznał. Ale teraz nie mógł się powstrzymać, żeby troszeczkę poflirtować.
- Nawet gdybym patrzył łakomie, to nie musiałoby to znaczyć, że chcę Cię zjeść. - Uśmiechnął się lekko. Generalnie mógłby jej jeszcze pożądać. Osobiście w tej chwili tego jeszcze nie odczuwał. Podobała mu się owszem, ale żeby pożądać? Jeszcze chyba za krótko ze sobą rozmawiali.
- Powiem Ci szczerze, że sam nie wiem co mnie tu przywiodło. - Taka była prawda, może nie chciał wracać do domu? - Wróciłem niedawno z Egiptu, Hogsmeade to było pierwsze miejsce, które mi przyszło do głowy i w dodatku nie było moim rodzinnym domem. - Nie chciał wracać do domu. Z jednej strony mógłby tam pojechać, bo w końcu niedługo idzie do Hogwartu i raczej nieprędko odwiedzi rodzinę, dopiero na święta. Ale jakoś nie miał ochoty. Wolał spędzić resztki wakacji w Hogsmeade.
Re: Zapomniana ścieżka
Pokręciła głową rozbawiona - Nie znamy się wystarczająco dobrze - uśmiech wskazywał, że nie ma nic przeciwko temu, by się jeszcze spotkali.
- No fakt. Chociaż to też nie zawsze dobrze... Wiesz... Mam 47 lat i na imię Ryszard. A ty? Jestem Ania i mam 12 lat - wywróciła oczami - Na szczęście chociaż te 16 skończyłam. Ty nie jesteś koło pięćdziesiątki, prawda? - zażartowała.
- Z Egiptu? Jak tam jest? Spotkałeś jakiś dziwnych ludzi, którzy zmienili Twoje spojrzenie na świat? Zawsze jak wyobrażałam sobie siebie za granicą to chciałam kogoś takiego poznać - wciąż była marzycielką, nawet jeśli zrezygnowała ze zwiewnych sukienek w kwiatki i wyglądu niewinnej nimfy.
- No fakt. Chociaż to też nie zawsze dobrze... Wiesz... Mam 47 lat i na imię Ryszard. A ty? Jestem Ania i mam 12 lat - wywróciła oczami - Na szczęście chociaż te 16 skończyłam. Ty nie jesteś koło pięćdziesiątki, prawda? - zażartowała.
- Z Egiptu? Jak tam jest? Spotkałeś jakiś dziwnych ludzi, którzy zmienili Twoje spojrzenie na świat? Zawsze jak wyobrażałam sobie siebie za granicą to chciałam kogoś takiego poznać - wciąż była marzycielką, nawet jeśli zrezygnowała ze zwiewnych sukienek w kwiatki i wyglądu niewinnej nimfy.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Zapomniana ścieżka
Gdy powiedziała mu, że nie znają się za dobrze, to wyglądał tak jakby mu się jakaś zaróweczka w głowie zaświeciła, jakby wpadł na jakąś dobrą myśl.
- Nie znamy się wystarczająco dobrze mówisz... To ja mam pewien pomysł. - Mogła się trochę przerazić, bo to brzmiało trochę dziwnie. - Mam w sobotę imprezę rodzinną. Mój wuj, Roland się żeni, jakiś czas temu dostałem zaproszenie. Sądze, że nie byłoby problemu, gdybym przyszedł z kimś. Tyle, że jeden problem akurat jest, nie mam z kim. - Tu spojrzał w jej stronę i puścił jej oko. Może trochę słabo się znali, ale przecież taka impreza rodzinna była genialnym miejscem, aby lepiej się poznać.
- Nie, jeszcze mi do pięćdziesiątki brakuje jakieś dziesięć lat. - Teraz to on się uśmiechnął i zażartował.
- Chciałbym teraz zadręczać Cię opowieściami jak to fajnie było w Egipcie. Ile to ludzi poznałem, jakie to piramidy zobaczyłem i w ogóle. Ale niestety nie mogę tego powiedzieć, gdyż zwyczajnie nie miałem czasu na przechadzki po Egipcie. Miałem bardzo napięty plan dnia. Pobudka o szóstej, od siódmej do dziesiątej trening, potem przerwa i największe upały, czyli tak gdzieś do trzynastej siedzenie w hotelu, potem trochę wolnego czasu, obiad, potem trening i na końcu byłem już tak zmęczony, że szedłem spać czasami nawet o osiemnastej. - Fakt, za wiele nie odpoczął w Egipcie. Pewnie dlatego, że przyjechał na ciężkie treningi, a nie na jakiś wypoczynek. - Chętnie odwiedzę Egipt tak bardziej prywatnie, ale to dopiero w przyszłym roku raczej. - Uśmiechnął się do Flory.
- Nie znamy się wystarczająco dobrze mówisz... To ja mam pewien pomysł. - Mogła się trochę przerazić, bo to brzmiało trochę dziwnie. - Mam w sobotę imprezę rodzinną. Mój wuj, Roland się żeni, jakiś czas temu dostałem zaproszenie. Sądze, że nie byłoby problemu, gdybym przyszedł z kimś. Tyle, że jeden problem akurat jest, nie mam z kim. - Tu spojrzał w jej stronę i puścił jej oko. Może trochę słabo się znali, ale przecież taka impreza rodzinna była genialnym miejscem, aby lepiej się poznać.
- Nie, jeszcze mi do pięćdziesiątki brakuje jakieś dziesięć lat. - Teraz to on się uśmiechnął i zażartował.
- Chciałbym teraz zadręczać Cię opowieściami jak to fajnie było w Egipcie. Ile to ludzi poznałem, jakie to piramidy zobaczyłem i w ogóle. Ale niestety nie mogę tego powiedzieć, gdyż zwyczajnie nie miałem czasu na przechadzki po Egipcie. Miałem bardzo napięty plan dnia. Pobudka o szóstej, od siódmej do dziesiątej trening, potem przerwa i największe upały, czyli tak gdzieś do trzynastej siedzenie w hotelu, potem trochę wolnego czasu, obiad, potem trening i na końcu byłem już tak zmęczony, że szedłem spać czasami nawet o osiemnastej. - Fakt, za wiele nie odpoczął w Egipcie. Pewnie dlatego, że przyjechał na ciężkie treningi, a nie na jakiś wypoczynek. - Chętnie odwiedzę Egipt tak bardziej prywatnie, ale to dopiero w przyszłym roku raczej. - Uśmiechnął się do Flory.
Re: Zapomniana ścieżka
Mina jej lekko zrzedła. Rodzinne wyjście? Oszalał? Pokręciła lekko głową, a w myślach szukala dobrej wymówki.
- Nie mogę, muszę w domu się zameldować, pomóc siostrze... - uniosł ręce w bezradnym geście. Obudziła się w niej chęć ucieczki.
- Hm. W sumie powinnam iść zanim mi sklep zielarski zamknął. Do zobaczenia Davies - mrugnęła i poszła w stronę Hogsmeade odpalając kolejnego papierosa.
- Nie mogę, muszę w domu się zameldować, pomóc siostrze... - uniosł ręce w bezradnym geście. Obudziła się w niej chęć ucieczki.
- Hm. W sumie powinnam iść zanim mi sklep zielarski zamknął. Do zobaczenia Davies - mrugnęła i poszła w stronę Hogsmeade odpalając kolejnego papierosa.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Zapomniana ścieżka
No i można powiedzieć, że Flora puściła go kantem. W sumie czego się spodziewać. Znali się zaledwie kilka chwil, a ten już ją zaprosił na imprezę rodzinną. Może jeszcze chce ją przedstawić rodzinie na dobrą kandydatkę na żonę?! Nie powinien się dziwić. Takim pytaniem to trochę zajechało tym, że może być niezłym świrem. Cienko się wykpiła, dosyć słabe wymówki, ale Dylan nie był na nią zły. Głupio postąpił w końcu, to była jego wina. No, ale dość już narzekania na siebie. Trzeba powrócić do domu rodzinnego, trochę się ogarnąć i rozpakować troszeczkę i stamtąd pojechać na wesele wuja. Za bardzo rozpakowywać się nie będzie, bo w końcu jeszcze parę dni i znowu będzie wracać do Hogwartu.
Po chwili jednak skończył swoje rozmyślenia i ruszył do Hogsmeade, dokładnie tam gdzie zniknęła Flora. Jednakże Davies skierował się do Trzech Mioteł, aby odebrać swoje szpargały i błędnym rycerzem dostać się do domu.
Po chwili jednak skończył swoje rozmyślenia i ruszył do Hogsmeade, dokładnie tam gdzie zniknęła Flora. Jednakże Davies skierował się do Trzech Mioteł, aby odebrać swoje szpargały i błędnym rycerzem dostać się do domu.
Re: Zapomniana ścieżka
Kilka dni temu został oddelegowany do Hogsmeade, aby zająć się jakąś sprawą nie cierpiącą zwłoki. Wychodząc z Trzech mioteł zarzucił na siebie kurtkę, był wieczór nie miał co robić, a pić mu nie wypadało, więc zostało mu jedynie połazić po wiosce i przy okazji zapalić. Wyjął z kieszeni kurtki paczuszkę i zapalniczkę, po to aby po kilku chwilach móc rozkoszować się pierwszym papierosem tego dnia. Krążył bez żadnego celu po magicznej wiosce, po kilkunastu minutach dotarł w okolice zarośniętej ścieżki, którą to jeszcze kilka lat temu przemierzał trasę Hogwart - Hogsmeade w weekendy.
Re: Zapomniana ścieżka
Swąd papierosowego dymu dotarł do wrażliwych receptorów węchowych Krukonki. Dziewczyna natychmiast bezszelestnie zeskoczyła z drzewa i przesunęła dłonią po skórzanej spódnicy, pozbywając się z jej powierzchni resztek sosnowych igieł. W prawym kąciku jej ust wciąż lśniła szkarłatna kropka wiewiórczej krwi.
Zima była w tym roku łaskawa. Volante nie musiała opatulać się puchową kurtką i grubym szalem, by niepotrzebnie nie wzbudzać podejrzeń. Większość uczennic od tygodnia paradowała już w cienkich, wiosennych płaszczykach. Nic więc dziwnego, że jasnowłosa ubrała dziś, prócz skórzanej spódnicy, zwykłą białą podkoszulkę i jeansową kurtkę. Cóż z tego, że właśnie powinna siedzieć grzecznie w zamku i pieczołowicie odrabiać pracę domową z eliksirów lub równie ciekawego wróżbiarstwa?
Nagle, nie wiedzieć czemu, poczuła nieprzemożoną chęć rozmowy z wędrującym samotnie ścieżką mężczyzną. Jej wydatne, malinowe wargi wydęły się w subtelnym uśmiechu, gdy ocierała z nich kciukiem resztki po niedawnej kolacji.
- Przepraszam pana najmocniej – wybiegła niespodziewane zza linii drzew i z impetem uderzyła w ramię aurora. Trzymany w jego dłoni papieros wylądował na środku ścieżki.
Wampirzyca odrzuciła na plecy kilka jasnych kosmyków, które zaplątały się w okolice jej twarzy i wlepiła swe błękitne oczy w twarz czarodzieja. Chwilę zajęło jej nim podniosła się ze ścieżki i schyliła po nadpaloną, mugolską używkę, będącą jeszcze przed chwilą własnością nieznajomego.
- Przepraszam.
Zima była w tym roku łaskawa. Volante nie musiała opatulać się puchową kurtką i grubym szalem, by niepotrzebnie nie wzbudzać podejrzeń. Większość uczennic od tygodnia paradowała już w cienkich, wiosennych płaszczykach. Nic więc dziwnego, że jasnowłosa ubrała dziś, prócz skórzanej spódnicy, zwykłą białą podkoszulkę i jeansową kurtkę. Cóż z tego, że właśnie powinna siedzieć grzecznie w zamku i pieczołowicie odrabiać pracę domową z eliksirów lub równie ciekawego wróżbiarstwa?
Nagle, nie wiedzieć czemu, poczuła nieprzemożoną chęć rozmowy z wędrującym samotnie ścieżką mężczyzną. Jej wydatne, malinowe wargi wydęły się w subtelnym uśmiechu, gdy ocierała z nich kciukiem resztki po niedawnej kolacji.
- Przepraszam pana najmocniej – wybiegła niespodziewane zza linii drzew i z impetem uderzyła w ramię aurora. Trzymany w jego dłoni papieros wylądował na środku ścieżki.
Wampirzyca odrzuciła na plecy kilka jasnych kosmyków, które zaplątały się w okolice jej twarzy i wlepiła swe błękitne oczy w twarz czarodzieja. Chwilę zajęło jej nim podniosła się ze ścieżki i schyliła po nadpaloną, mugolską używkę, będącą jeszcze przed chwilą własnością nieznajomego.
- Przepraszam.
Re: Zapomniana ścieżka
Jego spokój został brutalnie zakłócony przez jakąś dziewczynę, która wleciała w jego ramię. Mruknął pod nosem wulgaryzm w swoim ojczystym języku.
- Coś się stało? - spytał patrząc się z góry na sprawczynię całego zamieszania. Na oko wyglądała na jakieś góra siedemnaście lat, czyli najpewniej uczennica Hogwartu, wydedukował szybko w myślach.
- Nie powinnaś przypadkiem przebywać teraz w szkole? - spytał schylając się po papierosa, który został wytrącony w jego dłoni pryz uderzeniu.
- O tej porze jest tu raczej niebezpiecznie - rzucił. Sam zabrał jedynie swoją różdżkę, nie brał ze sobą noży, w końcu wyszedł tylko na zwykłego papierosa.
- Coś się stało? - spytał patrząc się z góry na sprawczynię całego zamieszania. Na oko wyglądała na jakieś góra siedemnaście lat, czyli najpewniej uczennica Hogwartu, wydedukował szybko w myślach.
- Nie powinnaś przypadkiem przebywać teraz w szkole? - spytał schylając się po papierosa, który został wytrącony w jego dłoni pryz uderzeniu.
- O tej porze jest tu raczej niebezpiecznie - rzucił. Sam zabrał jedynie swoją różdżkę, nie brał ze sobą noży, w końcu wyszedł tylko na zwykłego papierosa.
Re: Zapomniana ścieżka
Nie powinnaś przypadkiem przebywać teraz w szkole? 35-latka zacisnęła usta, by powstrzymać wypełzający na nie uśmiech. Ile jeszcze razy będzie dane jej usłyszeć to pytanie? Wieczność nie miała litości.
- Właśnie wracałam do zamku, gdy usłyszałam jakieś kroki w lesie – rozejrzała się nerwowo wokół, a jej klatka piersiowa zaczęła wyraźnie unosić się i opadać w rytm przyspieszonego oddechu. Znów zaczesała za ucho swe niesforne włosy.
- Naprawdę bardzo pana przepraszam, nie chciałam panu przeszkadzać.
Kolejne niewinne kłamstewko, w których wymyślaniu doszła do perfekcji. Nie drżała jej już powieka i nie plątał się język, jak to miało miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. William włożył dużo pracy w to, by nauczyć ją jak sprawiać, żeby ludzie wierzyli w każde wypowiadane przez nią słowo.
- Tak, wiem.
Panna Volante spuściła spojrzenie na czubki swych butów i splotła przed sobą ręce, niczym dobrze wychowana dziewczynka z bogatego domu.
- Właśnie wracałam do zamku, gdy usłyszałam jakieś kroki w lesie – rozejrzała się nerwowo wokół, a jej klatka piersiowa zaczęła wyraźnie unosić się i opadać w rytm przyspieszonego oddechu. Znów zaczesała za ucho swe niesforne włosy.
- Naprawdę bardzo pana przepraszam, nie chciałam panu przeszkadzać.
Kolejne niewinne kłamstewko, w których wymyślaniu doszła do perfekcji. Nie drżała jej już powieka i nie plątał się język, jak to miało miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. William włożył dużo pracy w to, by nauczyć ją jak sprawiać, żeby ludzie wierzyli w każde wypowiadane przez nią słowo.
- Tak, wiem.
Panna Volante spuściła spojrzenie na czubki swych butów i splotła przed sobą ręce, niczym dobrze wychowana dziewczynka z bogatego domu.
Re: Zapomniana ścieżka
- Rozumiem - odparł, - Nic się nie stało, pozwól, że odprowadzę Cię do zamku - dodał. Nie chciał, aby później z proroku pojawił się artykuł o treści: śmierć uczennicy, auror był kilkaset metrów dalej. Jego sumienie będzie o wiele spokojniejszej jeśli upewni się, że dziewczyna dotrze do szkoły cala i zdrowa. Wyjął z paczuszki kolejnego papierosa i odpalił go obserwując uczennicę, która wyglądała na nieco zakłopotaną.
- Coś się stało? - spytał.
- Coś się stało? - spytał.
Re: Zapomniana ścieżka
- Nie chciałabym panu zajmować więcej czasu - zaprotestowała, choć nie tak gwałtownie, jak powinna nie chcąc, by faktycznie kontynuowali ten spacer. Wsunęła dłonie do kieszeni jeansowej kurki i ruszyła przed siebie. Chłodny wiatr smagał ją delikatnie po bladej twarzy.
Szli w milczeniu. Ich buty chrzęściły o drobne kamienie, którymi usłana była ścieżka. Tlący się papieros przecinał powietrze ledwo zauważalną, błękitną smugą.
- Jeszcze nie - dopiero po chwili odpowiedziała na jego pytanie. Słodki zapach krwi mężczyzny wciąż omywał lekko nozdrza wampirzycy. Krukonka zwolniła nieco kroku.
Szli w milczeniu. Ich buty chrzęściły o drobne kamienie, którymi usłana była ścieżka. Tlący się papieros przecinał powietrze ledwo zauważalną, błękitną smugą.
- Jeszcze nie - dopiero po chwili odpowiedziała na jego pytanie. Słodki zapach krwi mężczyzny wciąż omywał lekko nozdrza wampirzycy. Krukonka zwolniła nieco kroku.
Re: Zapomniana ścieżka
- Mam dużo wolnego czasu, to na prawdę nie jest problem - wypuścił ustami dym papierosowy, który chwilę wcześniej wypełniał jego płuca. Wsadził rękę do kieszeni spodni, drugą trzymał papierosa.
- Jeszcze? - spytał nieco zdziwiony. Wyjął różdżkę z wewnętrznej kieszeni kurtki, wciskając ją do tej, zlokalizowanej z tyłu jego spodni. Robiło się coraz później, a w razie czego będzie miał szybszy dostęp do niej, gdyby coś ich postanowiło zaatakować.
- Jeszcze? - spytał nieco zdziwiony. Wyjął różdżkę z wewnętrznej kieszeni kurtki, wciskając ją do tej, zlokalizowanej z tyłu jego spodni. Robiło się coraz później, a w razie czego będzie miał szybszy dostęp do niej, gdyby coś ich postanowiło zaatakować.
Re: Zapomniana ścieżka
Wciąż kalkulowała w myślach wszelkie za i przeciw, wciąż pamiętając o konsekwencjach, jakie stary Scott wyciągnął w stosunku do jej brata. Teraz była jednak na terenie Ministerstwa. Moore mógł nie mieć w sobie wystarczających pokładów dobrej woli, by przymknąć oko na drobne wybryki Krukonki. – Przecież nic dobrego nie dzieje się w nocy, prawda?
Kątem oka zarejestrowała zmianę położenia różdżki mężczyzny. Ta należąca do niej od dobrego kwadransa wpijała się w jej plecy, wsunięta za pasek spódnicy. Volante nie była na tyle naiwna by sądzić, że podoła dorosłemu i wysportowanemu mężczyźnie. Na dobrą kolację jak widać trzeba było zasłużyć.
Wampirzyca przystanęła w pół kroku i wsunęła dłoń za plecy, gdy nieznajomy znów stracił czujność. Nabyty w wyniku przemiany refleks pozwolił jej na bezszelestne wydobycie swej broni i skierowanie jej wprost na plecy mężczyzny, nim ten zdążył odsunąć od ust dłoń z papierosem.
- Drętwota.
Ogłuszony zaklęciem auror upadł po środku ścieżki. Jasnowłose dziewczę chwyciło go za ramię i pociągnęło w kierunku linii drzew, mającą na celu zakamuflować jej dalsze poczynania. Nie należy jednak przeceniać siły nieśmiertelnych. Alice nie raz śmiała się do rozpuku, czytając mugolskie opowiadania opiewające niedoścignione moce krwiopijców. Nie można było im odmówić ponad przeciętnej siły i wytrzymałości, lecz nie wynikała ona z cech przypisywanych superbohaterom, a tego, że po śmierci nie odczuwali bólu. Bólu, który stanowił niemożliwą do przekroczenia granicę dla wszystkich śmiertelników. W momencie, w którym ich zmęczone mięśnie odmawiały posłuszeństwa – ona mogła biec dalej. Jej płuca nie walczyły spazmatycznie o każdy oddech. Były obkurczone i szare. Martwe, jak ona cała.
- Obiecuję, że nie będzie boleć – uśmiechnęła się lekko i pogłaskała blondyna po głowie, gdy już udało się jej zepchnąć go z wiejskiej ścieżki. Słyszała przyspieszone bicie jego serca. Dłonią delikatnie odchyliła głowę swej nieprzytomnej ofiary. Ekscytacja obudziła Bestię.
Krukonka nachyliła się nad szyją mężczyzny. Wypełniona krwią tętnica pulsowała zauważalnie przez powłoki skórne. Błękitne do tej pory tęczówki dziewczęcia zabłysnęły czarnym blaskiem, a schowanie w kieszonkach dziąseł kły wysunęły się jak na zawołanie.
Uwielbiała reakcje obronne ludzkich organizmów, które w takiej chwili powodowały gwałtowny wyrzut adrenaliny. Bicza na serce. Pobudzony do granic możliwości organ przyspieszył swą pracę, wtłaczając wprost do gardła Francuzki porcję ciepłej, słodkiej krwi.
Rozkosz przyćmiła każdy z jej uwrażliwionych nieśmiertelnością zmysłów. Wszystkie zostały zdominowane przez uczucie zaspokajanego głodu. Głodu, który do tej pory był jedynie podsycany śmierdzącymi wiewiórkami i zapasamy sztucznej, krwi, którą można by porównać do serwowanych mugolom zupek z proszku. Nie dorównywały one niczym dobrze natlenionej, szkarłatnej cieczy wypływającej wprost z ciepłego jeszcze ciała mężczyzny. Młodego mężczyzny. Miałaś dziś szczęście, Volante.
Serce zaczęło spowalniać, a skóra czarodzieja upodobniła się do pergaminu. I kolorem i fakturą. Alice połykała łapczywie każdy najmniejszy łyk zaspokajającego Bestię napoju, czując narastającą falę błogości. Skończyła dopiero wtedy, gdy do końca cierpień aurora pozostało zaledwie kilka ostatnich uderzeń, szamoczącego się bezradnie w piersi serca. Oderwała się od chłodnej szyi swej ofiary, pozostawiając na niej dwie niewielkie kropki po ukąszeniu. Zacieranie za sobą śladów nie miało najmniejszego sensu. Któż w końcu inny mógłby przyczynić się do śmierci człowieka, opróżniając jego układ krwionośny z życiodajnego eliksiru?
Jasnowłosa położyła się obok swego martwego już towarzysza niedoli. Przymknęła z rozkoszą powieki i wysunęła język, by pozbyć się kilku niesfornych kropel wciąż tańczących po jej wargach. Skóra Krukonki na chwilę znów przybrała zdrowy, brzoskwiniowy odcień. Promieniujące od środka ciepło pozwalało jej znów przez ułamek sekundy poczuć przynależność do swego dawnego, słabego gatunku.
Wciąż szumiało jej w głowie, gdy podniosła się wreszcie z wilgotnej trawy i znów szarpnęła za ramiona nieco już lżejszego czarodzieja. Pociągnęła go wgłąb zarośli, a za sprawą kilku rozłożystych gałęzi przykryła nieco jego zwłoki. Nim odeszła, bacznie rozejrzała się wokół sprawdzając, czy nie zostawiła po sobie żadnej pamiątki. Po dokładnym sprawdzeniu terenu ruszyła lasem bez oglądania się za siebie wprost do zamku. Z pełnym żołądkiem i uśmiechem na ustach. Niecodzienny widok.
Kątem oka zarejestrowała zmianę położenia różdżki mężczyzny. Ta należąca do niej od dobrego kwadransa wpijała się w jej plecy, wsunięta za pasek spódnicy. Volante nie była na tyle naiwna by sądzić, że podoła dorosłemu i wysportowanemu mężczyźnie. Na dobrą kolację jak widać trzeba było zasłużyć.
Wampirzyca przystanęła w pół kroku i wsunęła dłoń za plecy, gdy nieznajomy znów stracił czujność. Nabyty w wyniku przemiany refleks pozwolił jej na bezszelestne wydobycie swej broni i skierowanie jej wprost na plecy mężczyzny, nim ten zdążył odsunąć od ust dłoń z papierosem.
- Drętwota.
Ogłuszony zaklęciem auror upadł po środku ścieżki. Jasnowłose dziewczę chwyciło go za ramię i pociągnęło w kierunku linii drzew, mającą na celu zakamuflować jej dalsze poczynania. Nie należy jednak przeceniać siły nieśmiertelnych. Alice nie raz śmiała się do rozpuku, czytając mugolskie opowiadania opiewające niedoścignione moce krwiopijców. Nie można było im odmówić ponad przeciętnej siły i wytrzymałości, lecz nie wynikała ona z cech przypisywanych superbohaterom, a tego, że po śmierci nie odczuwali bólu. Bólu, który stanowił niemożliwą do przekroczenia granicę dla wszystkich śmiertelników. W momencie, w którym ich zmęczone mięśnie odmawiały posłuszeństwa – ona mogła biec dalej. Jej płuca nie walczyły spazmatycznie o każdy oddech. Były obkurczone i szare. Martwe, jak ona cała.
- Obiecuję, że nie będzie boleć – uśmiechnęła się lekko i pogłaskała blondyna po głowie, gdy już udało się jej zepchnąć go z wiejskiej ścieżki. Słyszała przyspieszone bicie jego serca. Dłonią delikatnie odchyliła głowę swej nieprzytomnej ofiary. Ekscytacja obudziła Bestię.
Krukonka nachyliła się nad szyją mężczyzny. Wypełniona krwią tętnica pulsowała zauważalnie przez powłoki skórne. Błękitne do tej pory tęczówki dziewczęcia zabłysnęły czarnym blaskiem, a schowanie w kieszonkach dziąseł kły wysunęły się jak na zawołanie.
Uwielbiała reakcje obronne ludzkich organizmów, które w takiej chwili powodowały gwałtowny wyrzut adrenaliny. Bicza na serce. Pobudzony do granic możliwości organ przyspieszył swą pracę, wtłaczając wprost do gardła Francuzki porcję ciepłej, słodkiej krwi.
Rozkosz przyćmiła każdy z jej uwrażliwionych nieśmiertelnością zmysłów. Wszystkie zostały zdominowane przez uczucie zaspokajanego głodu. Głodu, który do tej pory był jedynie podsycany śmierdzącymi wiewiórkami i zapasamy sztucznej, krwi, którą można by porównać do serwowanych mugolom zupek z proszku. Nie dorównywały one niczym dobrze natlenionej, szkarłatnej cieczy wypływającej wprost z ciepłego jeszcze ciała mężczyzny. Młodego mężczyzny. Miałaś dziś szczęście, Volante.
Serce zaczęło spowalniać, a skóra czarodzieja upodobniła się do pergaminu. I kolorem i fakturą. Alice połykała łapczywie każdy najmniejszy łyk zaspokajającego Bestię napoju, czując narastającą falę błogości. Skończyła dopiero wtedy, gdy do końca cierpień aurora pozostało zaledwie kilka ostatnich uderzeń, szamoczącego się bezradnie w piersi serca. Oderwała się od chłodnej szyi swej ofiary, pozostawiając na niej dwie niewielkie kropki po ukąszeniu. Zacieranie za sobą śladów nie miało najmniejszego sensu. Któż w końcu inny mógłby przyczynić się do śmierci człowieka, opróżniając jego układ krwionośny z życiodajnego eliksiru?
Jasnowłosa położyła się obok swego martwego już towarzysza niedoli. Przymknęła z rozkoszą powieki i wysunęła język, by pozbyć się kilku niesfornych kropel wciąż tańczących po jej wargach. Skóra Krukonki na chwilę znów przybrała zdrowy, brzoskwiniowy odcień. Promieniujące od środka ciepło pozwalało jej znów przez ułamek sekundy poczuć przynależność do swego dawnego, słabego gatunku.
Wciąż szumiało jej w głowie, gdy podniosła się wreszcie z wilgotnej trawy i znów szarpnęła za ramiona nieco już lżejszego czarodzieja. Pociągnęła go wgłąb zarośli, a za sprawą kilku rozłożystych gałęzi przykryła nieco jego zwłoki. Nim odeszła, bacznie rozejrzała się wokół sprawdzając, czy nie zostawiła po sobie żadnej pamiątki. Po dokładnym sprawdzeniu terenu ruszyła lasem bez oglądania się za siebie wprost do zamku. Z pełnym żołądkiem i uśmiechem na ustach. Niecodzienny widok.
Re: Zapomniana ścieżka
Wtorkowe popołudnie. Ross dzisiaj miał wolne od uczelni, ponieważ spędzał ten dzień na praktykach. Przyszedł do Filii na czas. Jak zawsze, jako student, latał i załatwiał wszystko za pracowników Filii Aurorów. Dzisiaj jednak w pracy było poruszenie - zabrakło jednego Aurora, który miał pojawić się rano w pracy. Ross wraz z innym pracownikiem został oddelegowany, aby poszukać aurora. Christopher Gregorovic mógł być wszędzie. Davies i Andrew Cooper zostali oddelegowani, aby zobaczyć czy nie ma go w Hogsmeade.
- Zapytamy kogoś czy nie widział Gregorovica - zaproponował Cooper.
Rossowi zostało tylko zgodzić się i wyciągnąć zdjęcie, które dostał każdy z czarodziejów, żeby móc zidentyfikować czarodzieja. Znalazłszy się na ulicy głównej, Ross wszedł do jednego sklepu, żeby zapytać się o Christophera.
- Przepraszam, czy nie widziała pani ostatnio tego czarodzieja? - zapytał i pokazał zdjęcie, które kobieta wzięła do ręki i zaczęła się mu przyglądać.
- Widziałam go wczoraj wieczorem. Przechadzał się, idąc w kierunku Hogwartu - powiedziała kobieta, wytężając swoją pamięć.
- Dziękuję. Jestem pani bardzo wdzięczny - Davies podziękował i po pożegnaniu się wyszedł do Coopera. - Był tu wczoraj. Szedł w kierunku zamku - powiedział współpracownikowi i wskazał widoczny w oddali zamek Hogwartu.
Pracownicy ruszyli w tamtym kierunku. Od razu przygotowali różdżki, żeby móc je w każdej chwili zapalić, gdyby mieli patrzeć po jakichś krzakach. Sprawdzali każdy zakątek wzdłuż głównej ulicy, przyszła pora na jakieś poboczne ścieżki. Jak Ross był w Hogwarcie to pamięta jakąś ścieżkę, warto ja sprawdzić. Poprowadził tam swojego współpracownika. Podczas nocy trawa na ścieżce mogła wrócić do normy, chociaż w jednym miejscu wyglądała nieco inaczej. Student od razu zaczął badać to miejsce, zaś starszy pracownik poszedł zobaczyć do pobliskich krzaków.
- Davies, mam coś! - zawołał, ale poczekał, aż student do niego dobiegnie. - To może być on.
Oboje wyciągnęli różdżki i za pomocą magii zaczęli wyciągać znalezisko. Andrew Cooper miał rację, było to ciało Christophera Gregorovica.
- Zabieramy go do Munga. Później wezwiemy kogoś - zadecydował Davies i łapiąc martwe ciało aurora deportował się do Munga w Londynie.
- Zapytamy kogoś czy nie widział Gregorovica - zaproponował Cooper.
Rossowi zostało tylko zgodzić się i wyciągnąć zdjęcie, które dostał każdy z czarodziejów, żeby móc zidentyfikować czarodzieja. Znalazłszy się na ulicy głównej, Ross wszedł do jednego sklepu, żeby zapytać się o Christophera.
- Przepraszam, czy nie widziała pani ostatnio tego czarodzieja? - zapytał i pokazał zdjęcie, które kobieta wzięła do ręki i zaczęła się mu przyglądać.
- Widziałam go wczoraj wieczorem. Przechadzał się, idąc w kierunku Hogwartu - powiedziała kobieta, wytężając swoją pamięć.
- Dziękuję. Jestem pani bardzo wdzięczny - Davies podziękował i po pożegnaniu się wyszedł do Coopera. - Był tu wczoraj. Szedł w kierunku zamku - powiedział współpracownikowi i wskazał widoczny w oddali zamek Hogwartu.
Pracownicy ruszyli w tamtym kierunku. Od razu przygotowali różdżki, żeby móc je w każdej chwili zapalić, gdyby mieli patrzeć po jakichś krzakach. Sprawdzali każdy zakątek wzdłuż głównej ulicy, przyszła pora na jakieś poboczne ścieżki. Jak Ross był w Hogwarcie to pamięta jakąś ścieżkę, warto ja sprawdzić. Poprowadził tam swojego współpracownika. Podczas nocy trawa na ścieżce mogła wrócić do normy, chociaż w jednym miejscu wyglądała nieco inaczej. Student od razu zaczął badać to miejsce, zaś starszy pracownik poszedł zobaczyć do pobliskich krzaków.
- Davies, mam coś! - zawołał, ale poczekał, aż student do niego dobiegnie. - To może być on.
Oboje wyciągnęli różdżki i za pomocą magii zaczęli wyciągać znalezisko. Andrew Cooper miał rację, było to ciało Christophera Gregorovica.
- Zabieramy go do Munga. Później wezwiemy kogoś - zadecydował Davies i łapiąc martwe ciało aurora deportował się do Munga w Londynie.
Re: Zapomniana ścieżka
Przez ostatnie kilka tygodni Campbell był nieobecny w życiu szkoły. Z resztą i tak niewiele się udzielał w hogwarckiej społeczności, a jego osoba figurowała jedynie na językach uczniowskiej grupy. Nauczyciele chyba już zapomnieli jak wygląda, gdyż pojawiał się na naprawdę niewielu zajęciach, ale od zawsze nie przykładał do tej dużej wagi.
Śledztwo związane z pewnym Ślizgonem tak pochłonęło jego głowę i wolny czas, że totalnie zapomniał o bożym świecie, a nawet tym, że ma dziewczynę, którą od czasu do czasu przydałoby się zająć.
Tego dnia postanowił zrekompensować swoją długą "nieobecność" pewnej prześlicznej Puchonce, którą naprawdę bardzo zaniedbał od czasu nieszczęśliwej bójki w Wilsonem w Pokoju Wspólnym Slytherina. Z samego rana wysłał jej sowę z godziną i miejscem spotkania, mając zamiar odświeżyć ich znajomość, a jednocześnie uczucie, które nieco przygasło.
Dlatego też jakieś dziesięć minut przed umówioną godziną Kanadyjczyk znajdował się już w umówionym miejscu, ustawiając się tak, aby być zwróconym przodem w stronę Zamku, z którego - miał ogromną nadzieję, że tak będzie - przybędzie jego cudna Tosia. Aby umilić sobie czas oczekiwania wsadził tytoniowy rulonik między wargi i odpalił go różdżką.
Śledztwo związane z pewnym Ślizgonem tak pochłonęło jego głowę i wolny czas, że totalnie zapomniał o bożym świecie, a nawet tym, że ma dziewczynę, którą od czasu do czasu przydałoby się zająć.
Tego dnia postanowił zrekompensować swoją długą "nieobecność" pewnej prześlicznej Puchonce, którą naprawdę bardzo zaniedbał od czasu nieszczęśliwej bójki w Wilsonem w Pokoju Wspólnym Slytherina. Z samego rana wysłał jej sowę z godziną i miejscem spotkania, mając zamiar odświeżyć ich znajomość, a jednocześnie uczucie, które nieco przygasło.
Dlatego też jakieś dziesięć minut przed umówioną godziną Kanadyjczyk znajdował się już w umówionym miejscu, ustawiając się tak, aby być zwróconym przodem w stronę Zamku, z którego - miał ogromną nadzieję, że tak będzie - przybędzie jego cudna Tosia. Aby umilić sobie czas oczekiwania wsadził tytoniowy rulonik między wargi i odpalił go różdżką.
Re: Zapomniana ścieżka
Pokłady cierpliwości Tośki były już na wyczerpaniu. Wszystko powoli zaczynało się jej walić. Nauczyciele sobie o niej przypomnieli i co lekcja stała przy tablicy wysilając swoje szare komórki. Nie chcąc pogorszyć swoje sytuacji zaczęła się uczyć i odrabiać prace domowe, więc doprawdy ciężko było ją złapać gdziekolwiek poza biblioteką. Sytuacja z Connorem też nie prezentowała się najlepiej. Widywali się rzadko, na chwilę, każde pędziło w stronę swoich obowiązków. Tęskniła za nim. I za czasem bez biblioteki. Kiedy dzisiaj okazało się, że misja "znęcajmy się nad małą Vedran" dobiegła końca odetchnęła z ulgą. Dzisiaj nikt ją nie spytał, nikt nie poprosił o pokazanie pracy domowej. Dlatego po lekcjach zamiast to biblioteki skierowała się do swojego dormitorium, aby tam od razu ściągnąć z siebie mundurek, którego mimo wszystko nie lubiła i w tym momencie zauważyła sowę Connora siedzącą na jej szafce. Ostrożnie odczepiła liścik z godziną i miejscem i pisnęła niczym mysz, którą ktoś dźgnął widelcem. Pięknie. Już była spóźniona! Otworzyła więc szafę wyciągając z niej zwykłą, białą sukienkę na ramiączkach i złapała czarny sweter ruszając biegiem w kierunku wyjścia. Potem też pobiegła do Hogsmeade, choć nie była fanką takiej aktywności fizycznej. Zatrzymała się dopiero kiedy znalazła się na końcu ścieżki. Schyliła się, żeby nabrać powietrza do płuc i wyregulować oddech przy okazji zauważając, że jej czarne trampki maja rozsznurowane sznurówki. Więc grzecznie je zasznurowała, poprawiła jeszcze włosy po czym ściskając w dłoni sweterek szła dalej spokojnym krokiem, jak gdyby nigdy nic. Nie było jej zimno, wprost przeciwnie. Po szaleńczym biegu było jej nawet bardzo ciepło. Gdy go zobaczyła nie rzuciła mu się jednak na szyję tylko podeszła nawet się nie uśmiechając. Na jego twarzy wciąż było widać delikatne ślady po spotkaniu z Anthonym. I te właśnie ślady sprawiły, że zamiast wesoło się przywitać powiedziała jedynie cicho:
- Prosiłam Cię, żebyś się z nim nie bił. Jest strasznie silny. - i zacisnęła mocniej dłonie na sweterku i spuściła wzrok w dół. Nie mogła powiedzieć Campbellowi wszystkiego. To nie jej sekret więc nie ma prawa nikomu o nim powiedzieć. Przynajmniej takie miała zasady.
- Prosiłam Cię, żebyś się z nim nie bił. Jest strasznie silny. - i zacisnęła mocniej dłonie na sweterku i spuściła wzrok w dół. Nie mogła powiedzieć Campbellowi wszystkiego. To nie jej sekret więc nie ma prawa nikomu o nim powiedzieć. Przynajmniej takie miała zasady.
Re: Zapomniana ścieżka
Mogłoby się wydawać, iż Campbell jest takim typem człowieka, który ma wywalone na wszystko i jest zaaferowany wyłącznie jedną rzeczą. W tym przypadku było to śledztwo, prowadzone przez bruneta, na temat Wilsona. Jednakże w głębi jego duszy i serca wciąż siedziała ta drobna, anemiczna istotka, która niespodziewanie wżarła się w jego mózg, płuca, trzewia i wcale nie miała zamiaru opuszczać jego ciała, a on wcale nie chciał jej wyganiać. Oczywiście, że tęsknił za Vedran. Tęsknił za nią cholernie i było mu bardzo źle z tym, że w ogóle dopuścił się do zaniedbania Tosi. Wyrzuty sumienia dręczyły go po nocach, prawie wprowadzając go w bezsenność, a on niestety musiał wybierać... A wiadomo - jak to facet - postawił na obronę swego honoru, co oczywiście mogło mieć ogromne konsekwencje, których chłopak nawet by się nie spodziewał, ale także mogło przynieść kilka niezbitych dowodów na to, iż z tym szkockim pędrakiem coś jest nie tak.
Po tak długim czasie widok Tosi był dla Connora największym szczęściem. Nie tylko ze względu na to, że za nią chorobliwie tęsknił, ale także, że w ogóle zdecydowała się przyjść i z nim zobaczyć. Posłał jej delikatny uśmiech, chcąc jak najszybciej wziąć ją w swe ramiona i przytulić najmocniej jak się dało, nie łamiąc jej przy tym wszystkich kości. Jednak czekała na niego niespodzianka. Na dodatek, niezbyt przyjemna.
- Tośka, czym mi nie mówisz? Skąd wiesz, że jest silny? - zadał jej dwa podstawowe pytania, które od jakiegoś czasu obijały mu się po głowie. Zrobił kilka kroków w jej stronę, zatrzymując się dopiero zaledwie kilka centymetrów od Puchonki. Pochylił lekko głowę, aby mieć lepszy widok na jej słodką, drobną twarz. Jedno spojrzenie w jej głębokie, czekoladowe tęczówki wystarczyło, aby potwór drzemiący w jego brzuchu, obudził się i ponownie zaczął robić tam miłosną rewolucję.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć - odparł cicho, wzruszając ramionami. Lekko było mu wstyd. - Zapewne zdawałaś sobie sprawę, że prędzej czy później do tego dojdzie - dodał, odwracając spojrzenie, które zawisło na bliżej nieokreślonym obiekcie. Bardzo nie chciał rozmawiać o Ślizgonie w taki dzień. Czy nawet urodziny Tonki miały być popsute przez niego? Oh na Merlina! Przecież nie był pępkiem świata, więc dlaczego wszystko kręciło się wokół niego?
Po tak długim czasie widok Tosi był dla Connora największym szczęściem. Nie tylko ze względu na to, że za nią chorobliwie tęsknił, ale także, że w ogóle zdecydowała się przyjść i z nim zobaczyć. Posłał jej delikatny uśmiech, chcąc jak najszybciej wziąć ją w swe ramiona i przytulić najmocniej jak się dało, nie łamiąc jej przy tym wszystkich kości. Jednak czekała na niego niespodzianka. Na dodatek, niezbyt przyjemna.
- Tośka, czym mi nie mówisz? Skąd wiesz, że jest silny? - zadał jej dwa podstawowe pytania, które od jakiegoś czasu obijały mu się po głowie. Zrobił kilka kroków w jej stronę, zatrzymując się dopiero zaledwie kilka centymetrów od Puchonki. Pochylił lekko głowę, aby mieć lepszy widok na jej słodką, drobną twarz. Jedno spojrzenie w jej głębokie, czekoladowe tęczówki wystarczyło, aby potwór drzemiący w jego brzuchu, obudził się i ponownie zaczął robić tam miłosną rewolucję.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć - odparł cicho, wzruszając ramionami. Lekko było mu wstyd. - Zapewne zdawałaś sobie sprawę, że prędzej czy później do tego dojdzie - dodał, odwracając spojrzenie, które zawisło na bliżej nieokreślonym obiekcie. Bardzo nie chciał rozmawiać o Ślizgonie w taki dzień. Czy nawet urodziny Tonki miały być popsute przez niego? Oh na Merlina! Przecież nie był pępkiem świata, więc dlaczego wszystko kręciło się wokół niego?
Re: Zapomniana ścieżka
Powoli pobierała tlen patrząc na jego buty w nadziei, że to w jakikolwiek sposób uspokoi jej serce które szamotało się niczym ptaszek w bardzo małej klatce. Sączyła tlen, ale to w niczym nie pomogło. Serce waliło jej tak, że łomotanie musiało także dotrzeć do jego uszu, a na policzkach pojawiły się nieznaczne zaróżowienia: od biegu, od nieswojego sekretu i od jego widoku. Spokojnie, Antonijo.- cichy głosik podświadomości niezaprzeczalnie miał rację, ale ona nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem. Wzięła jeszcze jeden głębszy wdech, po czym ostrożnie podniosła wzrok na twarz ukochanego Ślizgona. Każdy powoli schodzący siniak sprawiał, że sama miała ochotę pobiec do Wilsona i władować mu różdżkę w oko. Dlaczego w ogóle doszło do tej bójki? Nigdy nie powinno do niej dojść. Świadomość, że mogłaby być jedną z przyczyn tego jak twarz Campbella teraz wygląda była wprost bolesna, dlatego jej oczyska na chwilę przesłoniła mgła, a potem pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Słysząc jego pytanie dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na materiale.
- To mój najlepszy przyjaciel. Wiem o nim wszystko. - wyszeptała znów spuszczając wzrok na jego buty, a po policzku powoli zaczęły spływać kolejne łzy. Mały update mała Vedran: były przyjaciel. On już jej nie chce znać, ona nie ma pewności czy kontynuowanie ich znajomości ma sens patrząc na ostatnie wydarzenia. O właśnie! Przypomnijmy jakie były ostatnie wydarzenia: ona związała się z jego "wrogiem", on dał jej do zrozumienia, że jest skończoną szmatą i w dodatku bił się z jej chłopakiem, chociaż wiedział, że jeden mocniejszy cios i jest w stanie go zabić. Świetnie. Wprost cudownie. Może to znak żeby się wycofać? Żeby powiedzieć cicho: "Ej, Connie, było miło, kocham Cię, ale raczej to nie ma sensu. Sayonara, Campbell". Nie. Nie chciała tego mówić. Nie chciała też psuć swoich siedemnastych urodzin. Nawet przez chwilę nie wątpiła w to, że pamiętał. On zawsze pamiętał o wszystkim. Tak samo jak ona starała się o wszystkim pamiętać. Dlatego na jej szyi widać było łańcuszek który dał jej na Walentynki. Gdy zbliżył swoją twarz do jej twarzy, nie mogła nie wyciągnąć dłoni i ostrożnie, opuszkami palców przejechać po jego nieogolonym policzku sprawdzając czy ma tak samo szorstką fakturę co zwykle. Kąciki warg wygięły się w delikatnym uśmiechu, ale tylko na chwilę.
- Myślałam, że obaj jesteście dojrzalsi. - stwierdziła zabierając dłoń i chowając ją za plecami. Nie potrafiła być na niego zła. Wiedziała to już od dawna, ale dziś przekonała się po raz kolejny jak niesamowitą moc mają jego jasne tęczówki. Tak mocno ściskany kawałek czarnego swetra opadł na ziemię, bo ona musiała zwolnić dłonie, żeby zacząć muskać jego kark podczas gdy twarz schowała w jego szyi szukając tego ulubionego wgłębienia w którym zawsze chowała nos. Nos, który od razu został zaatakowany zapachem palonego tytoniu.
- I miałeś nie palić. - przypomnienie, ale nie wyrzut. Przywykła już do zapachu jego papierosów. Przywykła do tego jak komponuje się z jego zapachem. Można się nawet posunąć o stwierdzenie, że nutka dymu jest już nieodłączną nutą w jego zapachu. A ona uwielbiała wszystkie jego nuty. Zawsze.
- Nie chcę, żeby coś Ci się stało. - powiedziała cicho, tak cicho, żeby to dotarło jedynie do jego uszu i żadnych innych, a potem przesunęła głowę tak, że ucho przylgnęło do jego klatki piersiowej, podczas gdy Chowatka wsłuchiwała się w miarowy rytm bicia jego serca. Tak właśnie brzmiało dla niej bezpieczeństwo. Ten zapach, ten dźwięk i te dłonie które głaskały ją po włosach i plecach. Tu było jej miejsce. Dlaczego więc miałaby je porzucać, bo Tony ma jakieś widzi-mi-się? Nikt nie ma prawa ją do tego zmusić.
- To mój najlepszy przyjaciel. Wiem o nim wszystko. - wyszeptała znów spuszczając wzrok na jego buty, a po policzku powoli zaczęły spływać kolejne łzy. Mały update mała Vedran: były przyjaciel. On już jej nie chce znać, ona nie ma pewności czy kontynuowanie ich znajomości ma sens patrząc na ostatnie wydarzenia. O właśnie! Przypomnijmy jakie były ostatnie wydarzenia: ona związała się z jego "wrogiem", on dał jej do zrozumienia, że jest skończoną szmatą i w dodatku bił się z jej chłopakiem, chociaż wiedział, że jeden mocniejszy cios i jest w stanie go zabić. Świetnie. Wprost cudownie. Może to znak żeby się wycofać? Żeby powiedzieć cicho: "Ej, Connie, było miło, kocham Cię, ale raczej to nie ma sensu. Sayonara, Campbell". Nie. Nie chciała tego mówić. Nie chciała też psuć swoich siedemnastych urodzin. Nawet przez chwilę nie wątpiła w to, że pamiętał. On zawsze pamiętał o wszystkim. Tak samo jak ona starała się o wszystkim pamiętać. Dlatego na jej szyi widać było łańcuszek który dał jej na Walentynki. Gdy zbliżył swoją twarz do jej twarzy, nie mogła nie wyciągnąć dłoni i ostrożnie, opuszkami palców przejechać po jego nieogolonym policzku sprawdzając czy ma tak samo szorstką fakturę co zwykle. Kąciki warg wygięły się w delikatnym uśmiechu, ale tylko na chwilę.
- Myślałam, że obaj jesteście dojrzalsi. - stwierdziła zabierając dłoń i chowając ją za plecami. Nie potrafiła być na niego zła. Wiedziała to już od dawna, ale dziś przekonała się po raz kolejny jak niesamowitą moc mają jego jasne tęczówki. Tak mocno ściskany kawałek czarnego swetra opadł na ziemię, bo ona musiała zwolnić dłonie, żeby zacząć muskać jego kark podczas gdy twarz schowała w jego szyi szukając tego ulubionego wgłębienia w którym zawsze chowała nos. Nos, który od razu został zaatakowany zapachem palonego tytoniu.
- I miałeś nie palić. - przypomnienie, ale nie wyrzut. Przywykła już do zapachu jego papierosów. Przywykła do tego jak komponuje się z jego zapachem. Można się nawet posunąć o stwierdzenie, że nutka dymu jest już nieodłączną nutą w jego zapachu. A ona uwielbiała wszystkie jego nuty. Zawsze.
- Nie chcę, żeby coś Ci się stało. - powiedziała cicho, tak cicho, żeby to dotarło jedynie do jego uszu i żadnych innych, a potem przesunęła głowę tak, że ucho przylgnęło do jego klatki piersiowej, podczas gdy Chowatka wsłuchiwała się w miarowy rytm bicia jego serca. Tak właśnie brzmiało dla niej bezpieczeństwo. Ten zapach, ten dźwięk i te dłonie które głaskały ją po włosach i plecach. Tu było jej miejsce. Dlaczego więc miałaby je porzucać, bo Tony ma jakieś widzi-mi-się? Nikt nie ma prawa ją do tego zmusić.
Ostatnio zmieniony przez Antonija Vedran dnia Sob 05 Kwi 2014, 14:50, w całości zmieniany 1 raz
Re: Zapomniana ścieżka
Obecne siniaki i obtarcia były niczym w porównaniu do tego, co pojawiło się na twarzy Campbella kilka godzin po bójce mimo wszystkich zabiegów jakich udzielił mu Aleksy. Fioletowo-różowo-zielone plamy pojawiły się na szczęce, łuku brwiowym, nosie, a nawet na dłoniach chłopaka. Pierwszy raz miał aż takie obrażenia po bójce i pierwszy raz wyglądał jak mapa nieba, którą pierwszaki rysowały na astronomii. Dlatego też ze względu na to jak wyglądał przez pierwszy tydzień, postanowił nie pokazywać się światu, a tym bardziej Chorwatce, która mogłaby wpaść w furię i sprawić, że Wilson eksploduje... czy coś.
- Nie będę Cię ciągnąć za język. Sam odkryję jego tajemnicę - odparł stanowczo, ale nadal.spokojnie. Wzmianki na temat znienawidzonego Ślizgona już aż tak bardzo nie mierziły Kanadyjczyka. Mimo wszystko czuł, że gdzieś w jego piersiach toczy się walka spokoju i poczucia bezpieczeństwa m niepokojem i wątpliwościami. Nie chciał pokazywać Vedran, że jest zaniepokojony całą tą sytuacją, gdyż już wystarczająco się przez niego nadenerwowała.
- To nie jest kwestia dojrzałości - uniósł kąciki ust zaledwie na ułamek sekundy. - Poza tym, hej, mamy dopiero po siedemnaście lat! Jeszcze będzie masa sytuacji, w których każde z nas będzie musiało się wykazać dojrzałością - odparł, delikatnie ale nie nachalnie zatrzymując chorwacką dłoń przy swoim policzku, aby kilka chwil później w końcu trzymać ją w ramionach, rozkoszując się słodkim zapachem jej włosów i w ogóle jej całej.
- Nic mi się nie stanie. - Tu zmusił dziewczynę, aby na niego spojrzała. - Obiecuję - rzekł cicho, aczkolwiek takiem tonem, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że Campbell dołoży wszelkich starań, aby faktycznie tak było. Jeszcze kilka dobrych minut stali tak do sobie przytuleni, ucząc się swoich zapachów i ciał na nowo. Weszli na wyższy, trudniejszy etap związku, na którym wszystko już nie jest takie piękne, kolorowei sielankowe. Connor bardzo dobrze to widział i czuł się przygotowany na ciężkie wyzwania, jednocześnie miał nadzieję, że Vedran również zauważyła tę ewoluację ich relacji.
- Chodź, zjemy coś - posłał jej delikatny, tajemniczy uśmiech, złapał za rękę i zszedł ze ścieżki oddalając się od niej wgłąb lasu. Nie odpowiadał na pytania dziewczyny, tylko zaprowadził ją na skraj niewielkiej polany, gdzie w centralnym miejscu, na młodej jasnozielonej trawie leżał koc, a przy nim stał dość duży koszyk.
- Może to nie to samo, co było w Walentynki, ale mam nadzieję, że Ci się podoba -odparł, siadając na kocu i klepiąc miejsce obok siebie, aby zachęcić dziewczynę do zajęcia go. Następnie zaczął wyciągać rzeczy, znajdujące się w koszyku, bez użycia różdżki, chcąc samemu zrobić to od początku do końca.
- Nie będę Cię ciągnąć za język. Sam odkryję jego tajemnicę - odparł stanowczo, ale nadal.spokojnie. Wzmianki na temat znienawidzonego Ślizgona już aż tak bardzo nie mierziły Kanadyjczyka. Mimo wszystko czuł, że gdzieś w jego piersiach toczy się walka spokoju i poczucia bezpieczeństwa m niepokojem i wątpliwościami. Nie chciał pokazywać Vedran, że jest zaniepokojony całą tą sytuacją, gdyż już wystarczająco się przez niego nadenerwowała.
- To nie jest kwestia dojrzałości - uniósł kąciki ust zaledwie na ułamek sekundy. - Poza tym, hej, mamy dopiero po siedemnaście lat! Jeszcze będzie masa sytuacji, w których każde z nas będzie musiało się wykazać dojrzałością - odparł, delikatnie ale nie nachalnie zatrzymując chorwacką dłoń przy swoim policzku, aby kilka chwil później w końcu trzymać ją w ramionach, rozkoszując się słodkim zapachem jej włosów i w ogóle jej całej.
- Nic mi się nie stanie. - Tu zmusił dziewczynę, aby na niego spojrzała. - Obiecuję - rzekł cicho, aczkolwiek takiem tonem, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, że Campbell dołoży wszelkich starań, aby faktycznie tak było. Jeszcze kilka dobrych minut stali tak do sobie przytuleni, ucząc się swoich zapachów i ciał na nowo. Weszli na wyższy, trudniejszy etap związku, na którym wszystko już nie jest takie piękne, kolorowei sielankowe. Connor bardzo dobrze to widział i czuł się przygotowany na ciężkie wyzwania, jednocześnie miał nadzieję, że Vedran również zauważyła tę ewoluację ich relacji.
- Chodź, zjemy coś - posłał jej delikatny, tajemniczy uśmiech, złapał za rękę i zszedł ze ścieżki oddalając się od niej wgłąb lasu. Nie odpowiadał na pytania dziewczyny, tylko zaprowadził ją na skraj niewielkiej polany, gdzie w centralnym miejscu, na młodej jasnozielonej trawie leżał koc, a przy nim stał dość duży koszyk.
- Może to nie to samo, co było w Walentynki, ale mam nadzieję, że Ci się podoba -odparł, siadając na kocu i klepiąc miejsce obok siebie, aby zachęcić dziewczynę do zajęcia go. Następnie zaczął wyciągać rzeczy, znajdujące się w koszyku, bez użycia różdżki, chcąc samemu zrobić to od początku do końca.
Re: Zapomniana ścieżka
Nie sprawiłaby, że eksploduje. Nie miała takich umiejętności. Mogła za to go podtruć przy posiłku jakimś niezłym wywarem i patrzeć jak spędza swoje najpiękniejsze lata młodości wisząc nad sedesem. Skoro Connor sam się odizolował od świata z pewnością nie zauważył, że Wilson szybko doszedł do siebie po ich spotkaniu. Gdyby to zauważył jak nic szybciej połączyłby elementy tej układanki która spędza mu sen z powiek. Ona nie mogła mu dać wskazówki. To by było bardzo nie fair w stosunku do Antony'ego. Dlatego pokiwała z wdzięcznością głową i nawet odetchnęła z ulgą. Najlepiej będzie jak zamkną temat tego nieznośnego Szkota i nie będą już do niego wracać.
Jeśli to nie kwestia dojrzałości to czego? Nie zamierzała się jednak kłócić, a nawet prychnęła z rozbawieniem, gdy powiedział, że mają tylko siedemnaście lat. No tak, ona też od dzisiaj była pełnoletnia i też miała siedemnaście lat. Zawsze kiedy była mała myślała, że jak przekroczy granicę magicznej dorosłości będzie poważną, młodą damą. Teraz już wie, że to było myślenie błędne. Nic się nie zmieniło. Wciąż była tak samo nieogarnięta jak zawsze.
- Już siedemnaście lat. - stwierdziła uśmiechając się szeroko i ocierając resztki łez z policzków wierzchem swojej dłoni. Nie ma co się smucić. On jest cały, gęba mu się zagoi, więc wszystko będzie dobrze. I ma przecież urodziny. Z tego się cieszy. Przynajmniej do dwudziestego roku życia.
Podniosła głowę słysząc ton jego głosu i spojrzała znów w jego jasne tęczówki. Nie kłamał. Musnęła więc jego wargi swoimi wargami i znów przytuliła się do jego klatki piersiowej wsłuchując się w bicie jego serca. Coś się między nimi zmieniło, a ona była tego w pełni świadoma. Kolejny poziom ich związku wcale ją nie odstraszał, chociaż nie było jak kolorowo jak na początku. Przestała się do niego przytulać słysząc o posiłku. Uniosła z niedowierzaniem jedną brew do góry, po czym schyliła się, żeby zabrać swój sweterek.
- Co zjeść? Gdzie zjeść? Jak zjeść? Co będziemy robić? Connie, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Nie bądź taki... powiedz mi! - wesoło trajkotała całą drogę w głąb lasu, aż doszli do polanki. Wtedy zamilkła na widok tego małego pikniku który przygotował i uśmiechnęła się naprawdę szeroko, a potem sprzedała mu całusa w policzek. Ostrożnie, żeby nie trafić w żadnego siniaka.
- Jest świetnie. Jak zwykle z resztą! - odpowiedziała podchodząc do koca i zajęła ostrożnie miejsce obok niego przyglądając się jak wyciąga z wiklinowego kosza coraz to nowsze przysmaki. Cała masa słodkości i kremowe piwo. Wprost idealnie. Kiedy on tak wyciągał wszystko ona zdjęła ze stóp trampki i odrzuciła je trochę dalej, żeby nie było ich czuć.
- W sumie wyglądasz całkiem apetycznie z tymi siniakami. - rzuciła wesołym tonem wygodnie rozkładając się na kocu.
Jeśli to nie kwestia dojrzałości to czego? Nie zamierzała się jednak kłócić, a nawet prychnęła z rozbawieniem, gdy powiedział, że mają tylko siedemnaście lat. No tak, ona też od dzisiaj była pełnoletnia i też miała siedemnaście lat. Zawsze kiedy była mała myślała, że jak przekroczy granicę magicznej dorosłości będzie poważną, młodą damą. Teraz już wie, że to było myślenie błędne. Nic się nie zmieniło. Wciąż była tak samo nieogarnięta jak zawsze.
- Już siedemnaście lat. - stwierdziła uśmiechając się szeroko i ocierając resztki łez z policzków wierzchem swojej dłoni. Nie ma co się smucić. On jest cały, gęba mu się zagoi, więc wszystko będzie dobrze. I ma przecież urodziny. Z tego się cieszy. Przynajmniej do dwudziestego roku życia.
Podniosła głowę słysząc ton jego głosu i spojrzała znów w jego jasne tęczówki. Nie kłamał. Musnęła więc jego wargi swoimi wargami i znów przytuliła się do jego klatki piersiowej wsłuchując się w bicie jego serca. Coś się między nimi zmieniło, a ona była tego w pełni świadoma. Kolejny poziom ich związku wcale ją nie odstraszał, chociaż nie było jak kolorowo jak na początku. Przestała się do niego przytulać słysząc o posiłku. Uniosła z niedowierzaniem jedną brew do góry, po czym schyliła się, żeby zabrać swój sweterek.
- Co zjeść? Gdzie zjeść? Jak zjeść? Co będziemy robić? Connie, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Nie bądź taki... powiedz mi! - wesoło trajkotała całą drogę w głąb lasu, aż doszli do polanki. Wtedy zamilkła na widok tego małego pikniku który przygotował i uśmiechnęła się naprawdę szeroko, a potem sprzedała mu całusa w policzek. Ostrożnie, żeby nie trafić w żadnego siniaka.
- Jest świetnie. Jak zwykle z resztą! - odpowiedziała podchodząc do koca i zajęła ostrożnie miejsce obok niego przyglądając się jak wyciąga z wiklinowego kosza coraz to nowsze przysmaki. Cała masa słodkości i kremowe piwo. Wprost idealnie. Kiedy on tak wyciągał wszystko ona zdjęła ze stóp trampki i odrzuciła je trochę dalej, żeby nie było ich czuć.
- W sumie wyglądasz całkiem apetycznie z tymi siniakami. - rzuciła wesołym tonem wygodnie rozkładając się na kocu.
Re: Zapomniana ścieżka
Gdyby tylko Campbell wiedział co Puchonka byłaby w stanie zrobić z Wilsonem, od razu po bójce by do niej pobiegł, aby jakiś czas później napawać się paskudnym widokiem zdychającego w męczarniach Szkota. Tak, to było dość sadystyczne, jednakże nie było już na to rady. Ów Ślizgon był jedynym i najbardziej znienawidzonym, przez Connora, człowiekiem w całym wszechświecie (optymistycznie zakładając, że gdzieś tak ktoś jeszcze sobie żyje...), dlatego życzył mu z całego serca jak najgorzej.
Ale ale! Koniec gadania o Wilsonie, który nawet nie zasługiwał na to, żeby strzępić sobie język na jego temat. Teraz liczyło się to, że znajdowali się w tym miejscu razem, jest między nimi okej i właśnie zaczęli świętować ściągnięcie Namiaru z tej drobnej, puchońskiej istotki.
Widząc i słysząc radosną reakcję dziewczyny, uśmiechnął się pod nosem, podwalając jej obdarować się ostrożnym buziakiem.
- Jest mi naprawdę bardzo źle z tym, że zaniedbałem Cię przez te kilka tygodni - odparł ze spuszczoną głową, nie zaprzestając wypakowywania masy jedzenia z magicznie powiększonego koszyka. - Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Kompletnie straciłem poczucie czasu. - Ewidentnie dało się wyczuć wstyd, zażenowanie i skruchę w jego głosie. Musiał ją o tym poinformować, bo inaczej nie poradziłby sobie z tyloma uczuciami na raz. - Strasznie Cię przepraszam. - W końcu przeniósł na nią swoje przeraźliwie jasne tęczówki, wypuścił z rąk dwie czekoladowe babeczki i wpił się w pełne usta Puchonki, jakby tego popołudnia całował ją po raz ostatni w życiu. Obie ciepłe dłonie Kanadyjczyka spoczęły na szyi Tonki, a jego kciuki lekko gładziły obszar w okolicy jej uszu. Brakowało mu jej obecności, ale dopiero teraz zorientował się jak bardzo. Po dłuższej chwili, z ogromną niechęcią oderwał się od jej słodkich warg, posyłając jej rozbrajająco uroczy uśmiech szalenie zakochanego człowieka.
Ale ale! Koniec gadania o Wilsonie, który nawet nie zasługiwał na to, żeby strzępić sobie język na jego temat. Teraz liczyło się to, że znajdowali się w tym miejscu razem, jest między nimi okej i właśnie zaczęli świętować ściągnięcie Namiaru z tej drobnej, puchońskiej istotki.
Widząc i słysząc radosną reakcję dziewczyny, uśmiechnął się pod nosem, podwalając jej obdarować się ostrożnym buziakiem.
- Jest mi naprawdę bardzo źle z tym, że zaniedbałem Cię przez te kilka tygodni - odparł ze spuszczoną głową, nie zaprzestając wypakowywania masy jedzenia z magicznie powiększonego koszyka. - Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Kompletnie straciłem poczucie czasu. - Ewidentnie dało się wyczuć wstyd, zażenowanie i skruchę w jego głosie. Musiał ją o tym poinformować, bo inaczej nie poradziłby sobie z tyloma uczuciami na raz. - Strasznie Cię przepraszam. - W końcu przeniósł na nią swoje przeraźliwie jasne tęczówki, wypuścił z rąk dwie czekoladowe babeczki i wpił się w pełne usta Puchonki, jakby tego popołudnia całował ją po raz ostatni w życiu. Obie ciepłe dłonie Kanadyjczyka spoczęły na szyi Tonki, a jego kciuki lekko gładziły obszar w okolicy jej uszu. Brakowało mu jej obecności, ale dopiero teraz zorientował się jak bardzo. Po dłuższej chwili, z ogromną niechęcią oderwał się od jej słodkich warg, posyłając jej rozbrajająco uroczy uśmiech szalenie zakochanego człowieka.
Re: Zapomniana ścieżka
Czyżby to były przeprosiny? Duże, czekoladowe oczy zrobiły się jeszcze większe kiedy patrzyła na niego wsłuchując się w każde słowo. Tak, to były przeprosiny. I to jakie przyjemne przeprosiny. Prawdę mówiąc nie była na niego zbytnio o to zła. Sama miała masę spraw które wymagały jej uwagi, więc raczej nie znalazłaby w tym wszystkim wystarczająco dużo czasu dla Kanadyjczyka. Nie dało się jednak ukryć, że na samym początku ich "przerwy" czuła się na dość niepewnym gruncie i przez jej głowę przeszło stado myśli sugerujących to, że mógł znaleźć sobie lepszą dziewczynę lub po prostu przymierza się do zerwania. Nauczyciele skutecznie przerwali te rozmyślania dając jej jasno do zrozumienia, że jest zwykłą Puszką którą mogą ugnoić masą pytań i sprawdzianów. I w zasadzie w tym momencie i ona nie miała czasu dla Connora. Na szczęście już nie była na celowniku. Słyszała, że jest mu przykro i sama poczuła, że jej też przykro. Mogła sobie odpuścić i go znaleźć wcześniej. Dlatego na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce i przygryzła z zakłopotaniem dolną wargę. Nie zdążyła jednak powiedzieć mu, że sama nie miała zbyt wiele czasu dla niego, bo już czuła jego wargi na swoich. Odwzajemniała jego pocałunki czując, jak motylki w jej jamie brzusznej zostają szybko zgładzone przez ogień który trawił całe wnętrzności jej podbrzusza. Dłonie wplotła w jego ciemne włosy i nawet teraz kąciki jej warg były uniesione w uśmiechu. Jak bardzo ona go uwielbiała! Gdy w końcu się od siebie odkleili też uśmiechnęła się szeroko i zanim się odezwała wzięła dwa głębokie wdechy:
- Prawdę mówiąc moje ostatnie tygodnie też nie były najlepsze. Powinnam się odezwać, ale... nie miałam czasu. Grono pedagogiczne wzięło mnie na celownik, żeby nie mieć problemów musiałam spędzać godziny w bibliotece na pisaniu tych wszystkich kart pracy i esejów i na uczeniu się do odpowiedzi. I za dwa tygodnie muszę jechać na weekend do Chorwacji, bo ojciec stwierdził, że nadszedł czas na ściągnięcie tego kagańca więc... Ja też bardzo przepraszam. Bardzo, bardzo. - wyrzuciła z siebie szybko, a po jej twarzyczce było widać, że naprawdę bardzo go przeprasza. Dłonie wciąż miała wplecione w jego włosy i wciąż była bardzo blisko, więc korzystając z tego sprzedała mu całusa w nos i uśmiechnęła się szeroko, tak że widać było jej aparat na dolnych zębach. Kaganiec którego za dwa tygodnie już nie będzie.
- Mam nadzieję, że oprócz masy jedzenia od którego zrobię się grubym chomikiem masz jakieś realne prezenty na moje siedemnaste urodziny. - powiedziała cicho przechylając nieco głowę i przyglądając mu się z szerokim uśmiechem. Nie ma to jak delikatnie zapytać. Nie ma to jak być łakomym na prezenty...
- Prawdę mówiąc moje ostatnie tygodnie też nie były najlepsze. Powinnam się odezwać, ale... nie miałam czasu. Grono pedagogiczne wzięło mnie na celownik, żeby nie mieć problemów musiałam spędzać godziny w bibliotece na pisaniu tych wszystkich kart pracy i esejów i na uczeniu się do odpowiedzi. I za dwa tygodnie muszę jechać na weekend do Chorwacji, bo ojciec stwierdził, że nadszedł czas na ściągnięcie tego kagańca więc... Ja też bardzo przepraszam. Bardzo, bardzo. - wyrzuciła z siebie szybko, a po jej twarzyczce było widać, że naprawdę bardzo go przeprasza. Dłonie wciąż miała wplecione w jego włosy i wciąż była bardzo blisko, więc korzystając z tego sprzedała mu całusa w nos i uśmiechnęła się szeroko, tak że widać było jej aparat na dolnych zębach. Kaganiec którego za dwa tygodnie już nie będzie.
- Mam nadzieję, że oprócz masy jedzenia od którego zrobię się grubym chomikiem masz jakieś realne prezenty na moje siedemnaste urodziny. - powiedziała cicho przechylając nieco głowę i przyglądając mu się z szerokim uśmiechem. Nie ma to jak delikatnie zapytać. Nie ma to jak być łakomym na prezenty...
Re: Zapomniana ścieżka
- Co im się stało? - zapytał, marszcząc swe ciemne, krzaczaste brwi z lekką konsternacją. - Mam nadzieję, że to nie przeze mnie - odparł zaniepokojony, mając w głowie słowa Wilsona (i znowu on), przekazane mu przez Tośkę, o jego rzekomym złym wpływie na tę młodziutką Puchonkę. Tak naprawdę, Campbell w ogóle nie oczekiwał przeprosin od Chorwatki i szczerze mówiąc nie wiedział po jaką cholerę go przepraszała. Posłał jej szybkie, karcące spojrzenie, gdy uformowała usta w przepraszającym geście i wlepiła w niego mokre, maślane spojrzenie.
Jeśli chodzi o jej kolejną wypowiedź to Kanadyjczyk roześmiał się głośno, trzymając się za brzuch. W związku z tym, że Vedran jadła dużo, a nadal była szkieletem, na który ktoś naciągnął pergaminową skórę, bardzo ciężko było ją sobie wyobrazić w rozmiarze XXXXXL. Mimo to, dzięki bardzo bujnej wyobraźni, Campbell wyobraził to sobie i nie mógł się powstrzymać przed zaniesieniem się nieopanowanym śmiechem. Kilkanaście sekund później w końcu zdołał się opanować i spojrzał na Puchonkę, ocierając oczy. Dawno nie płakał ze śmiechu, oj, bardzo dawno!
- Tak, mam - odparł z szerokim, zawadiackim uśmieszkiem numer pięć. - Patrzysz na nie - wyszczerzył się szeroko, po czym ponownie wrócił do rozpakowywania koszyka. Oczywiście miał mały prezencik dla swojej ukochanej, ale przecież nie musiała do dostawać od razu!
Jeśli chodzi o jej kolejną wypowiedź to Kanadyjczyk roześmiał się głośno, trzymając się za brzuch. W związku z tym, że Vedran jadła dużo, a nadal była szkieletem, na który ktoś naciągnął pergaminową skórę, bardzo ciężko było ją sobie wyobrazić w rozmiarze XXXXXL. Mimo to, dzięki bardzo bujnej wyobraźni, Campbell wyobraził to sobie i nie mógł się powstrzymać przed zaniesieniem się nieopanowanym śmiechem. Kilkanaście sekund później w końcu zdołał się opanować i spojrzał na Puchonkę, ocierając oczy. Dawno nie płakał ze śmiechu, oj, bardzo dawno!
- Tak, mam - odparł z szerokim, zawadiackim uśmieszkiem numer pięć. - Patrzysz na nie - wyszczerzył się szeroko, po czym ponownie wrócił do rozpakowywania koszyka. Oczywiście miał mały prezencik dla swojej ukochanej, ale przecież nie musiała do dostawać od razu!
Re: Zapomniana ścieżka
Zwariowali. Do końca postradali zmysły i wybrali najmniej odzywające się Puchoniątko na lekcjach zbyt zaaferowane kreśleniem niezbyt ambitnych rysunków na marginesach nowiutkiego podręcznika żeby gadać czy słuchać belfrowskiej gadaniny.
- Myślę, że dyrektor zrobił nam tą krucjatę. Grace też regularnie odpytywali. - i widząc wzrok wskazujący na to, że nie ma bladego pojęcia kim jest Grace wywróciła teatralnie ramionami - Ten sympatyczny, rudy chomiczek! Wnuczka dyrektora. - tak, na miano chomiczka zasługiwała każda pulchna dziewczyna. Tośka nie mogła nazywać innych grubasami, bo to takie smutne i niegrzeczne! A ona mogła być niegrzeczną tylko w jednej sytuacji i tylko jak nikt niepożądany nie patrzy. Ogólnie chciała być grzeczna i miła i sympatyczna i lubiana. Czasami jej nie wychodziło, ale głównie dawała sobie radę. Przecież to nie takie trudne!
- Nie, nie, nie, na pewno nie. - pokiwała nawet przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że to naprawdę nie jego wina, a palcami ostrożnie przesunęła jego grzywkę z uśmiechem patrząc, jak ta wraca na swoje miejsce. Gdy zaczął się głośno śmiać zabrała dłonie krzyżując je na piersiach. Naprawdę nie chciała dojść do etapu chomiczka i naprawdę powinna przystopować z jedzeniem, bo inaczej jej nie-chcenie na nic się zda. A on się śmiał tak bardzo, że w kącikach jego oczu już pojawiły się łezki.
- Ja nie żartuję, Connie. - jęknęła cicho, ale chcąc nie chcąc w jej tęczówkach też widać było iskierki radości. Lubiła gdy się śmiał. Wolała jednak kiedy śmiał się z nią, a nie z niej, a teraz jawnie praktykował to drugie! I jego odpowiedź kompletnie jej nie usatysfakcjonowała. Patrzy na ten prezent? A gdzie kokardka? Prezenty bez kokardki nie są zbyt fajne. Jednak skoro był jej prezentem... Bez pytania władowała mu się na kolana posyłając mu równie zawadiacki uśmieszek co i jego. Nogi już zdążyła skrzyżować w kostkach za jego plecami, a dłonie wsunęła mu pod koszulkę.
- Że niby ty jesteś tym realnym prezentem? - z powątpiewaniem uniosła brew nieco wyżej, ale nie dała mu szansy na zastanowienie się nad odpowiedzią, bo już jej wargi zachłannie wpijały się w jego usta. Kompletnie niedelikatnie i bardzo zadziornie, a dłonie wciąż pod koszulką przeniosły się na jego plecy.
- Więc co będziemy robić? - zapytała odklejając się do jego ust i sprzedając mu jeszcze ostrożnego całusa w miejscu które nie było sine ani fioletowe, a nawet mało całkiem normalną barwę. Taką jak zwykle mają jego policzki.
- Myślę, że dyrektor zrobił nam tą krucjatę. Grace też regularnie odpytywali. - i widząc wzrok wskazujący na to, że nie ma bladego pojęcia kim jest Grace wywróciła teatralnie ramionami - Ten sympatyczny, rudy chomiczek! Wnuczka dyrektora. - tak, na miano chomiczka zasługiwała każda pulchna dziewczyna. Tośka nie mogła nazywać innych grubasami, bo to takie smutne i niegrzeczne! A ona mogła być niegrzeczną tylko w jednej sytuacji i tylko jak nikt niepożądany nie patrzy. Ogólnie chciała być grzeczna i miła i sympatyczna i lubiana. Czasami jej nie wychodziło, ale głównie dawała sobie radę. Przecież to nie takie trudne!
- Nie, nie, nie, na pewno nie. - pokiwała nawet przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że to naprawdę nie jego wina, a palcami ostrożnie przesunęła jego grzywkę z uśmiechem patrząc, jak ta wraca na swoje miejsce. Gdy zaczął się głośno śmiać zabrała dłonie krzyżując je na piersiach. Naprawdę nie chciała dojść do etapu chomiczka i naprawdę powinna przystopować z jedzeniem, bo inaczej jej nie-chcenie na nic się zda. A on się śmiał tak bardzo, że w kącikach jego oczu już pojawiły się łezki.
- Ja nie żartuję, Connie. - jęknęła cicho, ale chcąc nie chcąc w jej tęczówkach też widać było iskierki radości. Lubiła gdy się śmiał. Wolała jednak kiedy śmiał się z nią, a nie z niej, a teraz jawnie praktykował to drugie! I jego odpowiedź kompletnie jej nie usatysfakcjonowała. Patrzy na ten prezent? A gdzie kokardka? Prezenty bez kokardki nie są zbyt fajne. Jednak skoro był jej prezentem... Bez pytania władowała mu się na kolana posyłając mu równie zawadiacki uśmieszek co i jego. Nogi już zdążyła skrzyżować w kostkach za jego plecami, a dłonie wsunęła mu pod koszulkę.
- Że niby ty jesteś tym realnym prezentem? - z powątpiewaniem uniosła brew nieco wyżej, ale nie dała mu szansy na zastanowienie się nad odpowiedzią, bo już jej wargi zachłannie wpijały się w jego usta. Kompletnie niedelikatnie i bardzo zadziornie, a dłonie wciąż pod koszulką przeniosły się na jego plecy.
- Więc co będziemy robić? - zapytała odklejając się do jego ust i sprzedając mu jeszcze ostrożnego całusa w miejscu które nie było sine ani fioletowe, a nawet mało całkiem normalną barwę. Taką jak zwykle mają jego policzki.
Re: Zapomniana ścieżka
Campbell kompletnie nie rozumiał przymuszania do nauki. On nigdy specjalnie się nie starał na lekcjach, z każdym rokiem coraz rzadziej na nich bywał, pojawiając się jedynie na tych, które według niego naprawdę miały sens. Egzaminy zaliczał na Powyżej Oczekiwań, z Wybitnymi wyjątkami, więc wcale nie był takim wspaniałym leserem na jakiego wyglądał. Tym bardziej nie potrafił pojąć notorycznego odpytywania jednej osoby. To było przykre.
Wzmianka o małej, rudej kulce wywołała u Connora lekko kpiące spojrzenie, które wyrażało jedynie jedno - "za cholerę nie wiem o kim mówisz". Swego czasu miał nawet tak, że podchodzili do niego bądź się z nim witali kompletni obcy ludzie, a on, jak to on, nie miał pojęcia kim są, a tym bardziej jak się nazywają! Bycie popularnym było dość uciążliwe, ale mimo wszystko Kanadyjczyk to lubił.
- I tak nie wiem o kim mówisz - parsknął z rozbawieniem, patrząc w ciemne tęczówki swojej dziewczyny.
Chwilkę później Chorwatka już się ładowała na jego kolana, a on przytrzymał ją za chudy tyłek, aby się nie zsunęł, gdyż podobała mu się ta pozycja do przytulania. Sprzedał jej krótki uśmieszek, cały czas na nowo ucząc się wszystkich wgłębień i uwypukleń na jej bladej twarzyczce.
- Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać - odparł zgodnie z prawdą. - Ale się nie bój. Ze mną nigdy nie przytyjesz - wyszczerzył się szeroko i obdarzył ją szybkim muśnięciem w usta. Nie spodziewał się, że tak zareaguje na jego słowa. Jformował usta w podkówkę i przywdział na swe jasne tęczówki udawany smutek. Jeszcze chwilę ją tak pomęczył, pozwalając jej na przekonanie go, że nie miała na myli tego, że jest złym prezentem, aby później się rozpromienić i wykrzywić usta w enigmatycznym geście.
- Jak się trzyma twój kot? - zapytał, kompletnie ignorując jej pytanie. Przecież nie musiała wszystkiego wiedzieć, prawda? - Żyje jeszcze? - Zgrabnie trzymał się tego, że czas zmienić temat rozmowy. Co to za niespodzianka, jeśli się zdradzało jej szczegóły? Ślizgon wyciągnął dłoń po słodkość, nadal ukrytą w czeluściach magicznie powiększonego koszyka, po czym nakazał Puchonce zamknąć oczy i rozchylić usta. Jakkolwiek to brzmi.
- Zgadnij co to - rzekł cicho, wkładając czekoladową kostkę między wargi dziewczyny. Connor bardzo dobrze wiedział, iż dziewczyna lubi wszelkiego rodzaju słodkości, ale takiej czekolady na pewno jeszcze nigdy nie jadła!
Wzmianka o małej, rudej kulce wywołała u Connora lekko kpiące spojrzenie, które wyrażało jedynie jedno - "za cholerę nie wiem o kim mówisz". Swego czasu miał nawet tak, że podchodzili do niego bądź się z nim witali kompletni obcy ludzie, a on, jak to on, nie miał pojęcia kim są, a tym bardziej jak się nazywają! Bycie popularnym było dość uciążliwe, ale mimo wszystko Kanadyjczyk to lubił.
- I tak nie wiem o kim mówisz - parsknął z rozbawieniem, patrząc w ciemne tęczówki swojej dziewczyny.
Chwilkę później Chorwatka już się ładowała na jego kolana, a on przytrzymał ją za chudy tyłek, aby się nie zsunęł, gdyż podobała mu się ta pozycja do przytulania. Sprzedał jej krótki uśmieszek, cały czas na nowo ucząc się wszystkich wgłębień i uwypukleń na jej bladej twarzyczce.
- Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać - odparł zgodnie z prawdą. - Ale się nie bój. Ze mną nigdy nie przytyjesz - wyszczerzył się szeroko i obdarzył ją szybkim muśnięciem w usta. Nie spodziewał się, że tak zareaguje na jego słowa. Jformował usta w podkówkę i przywdział na swe jasne tęczówki udawany smutek. Jeszcze chwilę ją tak pomęczył, pozwalając jej na przekonanie go, że nie miała na myli tego, że jest złym prezentem, aby później się rozpromienić i wykrzywić usta w enigmatycznym geście.
- Jak się trzyma twój kot? - zapytał, kompletnie ignorując jej pytanie. Przecież nie musiała wszystkiego wiedzieć, prawda? - Żyje jeszcze? - Zgrabnie trzymał się tego, że czas zmienić temat rozmowy. Co to za niespodzianka, jeśli się zdradzało jej szczegóły? Ślizgon wyciągnął dłoń po słodkość, nadal ukrytą w czeluściach magicznie powiększonego koszyka, po czym nakazał Puchonce zamknąć oczy i rozchylić usta. Jakkolwiek to brzmi.
- Zgadnij co to - rzekł cicho, wkładając czekoladową kostkę między wargi dziewczyny. Connor bardzo dobrze wiedział, iż dziewczyna lubi wszelkiego rodzaju słodkości, ale takiej czekolady na pewno jeszcze nigdy nie jadła!
Strona 4 z 6 • 1, 2, 3, 4, 5, 6
Magic Land :: Hogsmeade :: MIEJSCA
Strona 4 z 6
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach