Salon
+5
Vincent Cramer
Rosalie Fitzpatrick
Claudia Fitzpatrick
Morwen Blodeuwedd
Marie Volante
9 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 5
Strona 4 z 4
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Salon
First topic message reminder :
Ostatnio zmieniony przez Marie Volante dnia Czw 07 Sie 2014, 16:56, w całości zmieniany 3 razy
Re: Salon
Te spodnie też ewidentnie nie były tu potrzebne. Griffiths w akompaniamencie marudzenia Francuzki uporał się z metalowym guzikiem i krótkim ekspresem. Z wyczuciem zsunął odzienie z ud czarownicy.
- Tak pewnie, pod warunkiem, że podpalisz też filię - wzruszył ramionami, jakby planowali zakup nowego kwiatka, a nie zamianę swego miejsca pracy w gruzowisko. Fikuśne skarpetki równie szybko zeskoczyły ze stóp rudowłosej, co reszta garderoby. Stan podzielił się z jej ustami kolejnym natarczywym pocałunkiem. Koniec dyskusji. W pośpiechu zrzucił swe przetarte jeansy. Nie oszukujmy się - wypił kilka kieliszków szampana i pochłonął na raz kubek z grzańcem, a nie był superbohaterem, na którym te trunki wywarłyby takie same efekty, jak szklaneczka herbaty. Zachwiał się nieco na nogach, wyciągając stopy nogawek. Nie runął jak długi tylko dlatego, że w ostatniej chwili uczepił się okrągłego stolika. Leżące na nim książki zaliczyły spotkanie z podłogą. Przeżyły jednak w odróżnieniu do lampy. Z abażura wyłoniło się kilka drutów, a metalowa podstawa pękła na pół.
- Mam wszystko pod kontrolą!
Auror machnął jednak ręką na odniesione straty. Powrócił na kanapę, by ostatecznie rozprawić się z nieprzyzwoitą bielizną uzdrowicielki. Wsunął dłoń pod jej kościste plecy, by odnaleźć haftkę strzegącą dostępu do jej piersi. Poddała się bez walki. Mężczyzna zsunął z jej ramion wątły biustonosz, niby przypadkiem trącając o ciemniejsze brodawki. Nieco więcej czasu poświęcił koronkowym majtkom, a raczej temu, co kryło się pod ich prześwitującym materiałem. Nim odrzucił je na podłogę zakręcił nimi w powietrzu palcem wskazującym. Chwilę później wszystkie receptory nerwowe w najbardziej wrażliwym punkcie ciała Marie zostały postawione na baczność.
- Tak pewnie, pod warunkiem, że podpalisz też filię - wzruszył ramionami, jakby planowali zakup nowego kwiatka, a nie zamianę swego miejsca pracy w gruzowisko. Fikuśne skarpetki równie szybko zeskoczyły ze stóp rudowłosej, co reszta garderoby. Stan podzielił się z jej ustami kolejnym natarczywym pocałunkiem. Koniec dyskusji. W pośpiechu zrzucił swe przetarte jeansy. Nie oszukujmy się - wypił kilka kieliszków szampana i pochłonął na raz kubek z grzańcem, a nie był superbohaterem, na którym te trunki wywarłyby takie same efekty, jak szklaneczka herbaty. Zachwiał się nieco na nogach, wyciągając stopy nogawek. Nie runął jak długi tylko dlatego, że w ostatniej chwili uczepił się okrągłego stolika. Leżące na nim książki zaliczyły spotkanie z podłogą. Przeżyły jednak w odróżnieniu do lampy. Z abażura wyłoniło się kilka drutów, a metalowa podstawa pękła na pół.
- Mam wszystko pod kontrolą!
Auror machnął jednak ręką na odniesione straty. Powrócił na kanapę, by ostatecznie rozprawić się z nieprzyzwoitą bielizną uzdrowicielki. Wsunął dłoń pod jej kościste plecy, by odnaleźć haftkę strzegącą dostępu do jej piersi. Poddała się bez walki. Mężczyzna zsunął z jej ramion wątły biustonosz, niby przypadkiem trącając o ciemniejsze brodawki. Nieco więcej czasu poświęcił koronkowym majtkom, a raczej temu, co kryło się pod ich prześwitującym materiałem. Nim odrzucił je na podłogę zakręcił nimi w powietrzu palcem wskazującym. Chwilę później wszystkie receptory nerwowe w najbardziej wrażliwym punkcie ciała Marie zostały postawione na baczność.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Salon
W tej chwili Marie przychodziło do głowy tylko jedno, może niezbyt fortunne, ale za to trafne porównanie: Stan Griffiths momentami zachowywał się jak niesforny, choć uroczy, szczeniak i tyleż samo robił wokół siebie zamieszania. Francuzka nie zdążyła przestrzec go przed zdemolowaniem pomieszczenia, więc w milczeniu, przysłaniając oczy palcami, obserwowała jak obraca jej salon w jedno wielkie pobojowisko. Gdy Griffiths uporał się ze swoimi spodniami, na szybko oszacowała straty: kilka książek, być może stolik i lampa po babci. Tak długo, jak nie musiała znowu ratować Aurora, była gotowa na daleko idące poświęcenia.
- Właśnie widzę, to była moja ulubiona lampa – skłamała gładko, na powrót przyciągając mężczyznę do siebie. Nie protestowała, gdy jej koronki kolejno lądowały na drewnianej podłodze, wyłożonej beżową wykładziną. Sama Ruda równie sprawnie uporała się z jego bielizną. W przeciwieństwie do mężczyzny na balu odmówiła sobie szampana, z kolei grzaniec jedynie przyjemnie rozgrzał ją od środka. Tym razem była zupełnie trzeźwa, co nie ochroniło jej jednak przed chaosem, jaki zapanował pod burzą rudych włosów. Nigdy nie próbowała naciągać Stana na jakiegokolwiek rodzaju deklaracje, sama także nie bawiła się w definiowanie łączącej ich relacji. Lubiła spędzać z nim czas, miała do niego słabość, ale była w pełni świadoma tego, że Griffiths był niespokojnym, beztroskim lekkoduchem. Nie była pewna czy mętlik, który pojawił się w jej głowie, był spowodowany późną porą, czy bliskością Brytyjczyka, ale wszystkie rozterki zniknęły w tym samym momencie, w którym z ust Francuzki wypadło ciche westchnięcie. Jej nabrzmiałe od intensywnych pocałunków wargi otuliły płatek ucha czarodzieja, podczas gdy smukłe dłonie sunęły po jego napiętych plecach, ostatecznie zatrzymując się na szerokich barkach. Volante objęła ściśle udami jego biodra, krzyżując nogi na wysokości pośladków.
- Griffiths, tak z ciekawości, nie odpowiada ci wzór tapety w mojej sypialni czy kolor pościeli? – szepnęła tuż przy jego uchu, muskając jego policzek ciepłym oddechem.
- Właśnie widzę, to była moja ulubiona lampa – skłamała gładko, na powrót przyciągając mężczyznę do siebie. Nie protestowała, gdy jej koronki kolejno lądowały na drewnianej podłodze, wyłożonej beżową wykładziną. Sama Ruda równie sprawnie uporała się z jego bielizną. W przeciwieństwie do mężczyzny na balu odmówiła sobie szampana, z kolei grzaniec jedynie przyjemnie rozgrzał ją od środka. Tym razem była zupełnie trzeźwa, co nie ochroniło jej jednak przed chaosem, jaki zapanował pod burzą rudych włosów. Nigdy nie próbowała naciągać Stana na jakiegokolwiek rodzaju deklaracje, sama także nie bawiła się w definiowanie łączącej ich relacji. Lubiła spędzać z nim czas, miała do niego słabość, ale była w pełni świadoma tego, że Griffiths był niespokojnym, beztroskim lekkoduchem. Nie była pewna czy mętlik, który pojawił się w jej głowie, był spowodowany późną porą, czy bliskością Brytyjczyka, ale wszystkie rozterki zniknęły w tym samym momencie, w którym z ust Francuzki wypadło ciche westchnięcie. Jej nabrzmiałe od intensywnych pocałunków wargi otuliły płatek ucha czarodzieja, podczas gdy smukłe dłonie sunęły po jego napiętych plecach, ostatecznie zatrzymując się na szerokich barkach. Volante objęła ściśle udami jego biodra, krzyżując nogi na wysokości pośladków.
- Griffiths, tak z ciekawości, nie odpowiada ci wzór tapety w mojej sypialni czy kolor pościeli? – szepnęła tuż przy jego uchu, muskając jego policzek ciepłym oddechem.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 5
Strona 4 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach