Balkon
+40
Maddox Overton
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Elijah Ward
Alice Mickey
Brandon Tayth
Micah Johansen
Lena Gregorovic
Molly Connolly
Laurent de Noir
Quinn Larivaara
Elena Tyanikova
Nicolas Socha
Lola Lopez
Christine Greengrass
Serena Valerious
Shay Hasting
Charles Wilson
Adrien Rien
Logan Campbell
Aleksy Vulkodlak
Suzanne Castellani
Misza Gregorovic
Iris Xakly
Nanette Myahmm
William Greengrass
Dymitr Milligan
Aiko Miyazaki
Hannah Wilson
Connor Campbell
Baby Roshwel
Emily Bronte
Anthony Wilson
Beatrix Cortez
Maja Vulkodlak
Aiden Williams
Alice Volante
Ian Ames
Marianna Vulkodlak
Brennus Lancaster
44 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 14
Strona 2 z 14 • 1, 2, 3 ... 8 ... 14
Balkon
First topic message reminder :
Balkon okalający wieżę północną osadzony mniej więcej w połowie jej wysokości.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Balkon
Przez cały ten weekend szkoła była wyjątkowo opustoszała. Ciepło słonecznych promieni wygnało wręcz uczniów na błonia, do swoich domów i oczywiście na ten festyn. Anthony postanowił jednak zostać w szkole, wbrew ogólnemu myśleniu wszystkich naokoło, Tony raczej nie miał wielkich zaległości, czuł się dość dobrze, jednak miał zbyt wiele prac dodatkowych i szlabanów by móc konkretnie skupiać się na tym na czym powinien. Nie wiedząc co tak naprawdę przygnało go na ta wysoką wieże, gdzie żeby dojść na ten nieszczęsny balkon, trzeba było pokonać masę schodów. Kiedy był już na miejscu podszedł do barierki i oparł się o nią rękami dysząc ciężko.
- Zero kondycji, Wilson.- mruknął sam do siebie uspakajając oddech. Lubił to miejsce, naprawdę rzadko komu chciało się tak wysoko z własnej woli wychodzić, a w Pokoju Wspólnym było zdecydowanie zbyt tłoczno.
- Zero kondycji, Wilson.- mruknął sam do siebie uspakajając oddech. Lubił to miejsce, naprawdę rzadko komu chciało się tak wysoko z własnej woli wychodzić, a w Pokoju Wspólnym było zdecydowanie zbyt tłoczno.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Lena nigdy nie należała do nadzwyczaj towarzyskich istot. Nic więc dziwnego, że postanowiła olać festyn, na rzecz czegoś, co bardziej odpowiada jej upodobaniom. Książka, papieros i promienie słońca opadające na bladą twarz, tyle wystarczy. Tuż po kolacji, zielonooka wrzuciwszy niezbędne rzeczy do skórzanej, podniszczonej torby, udała się ku balkonowi. Schody pokonała zwinnie i szybko, traktując to jako małą rozgrzewkę. Oczywiście, Bronte, jako grzeczna dziewczynka, wzięła ze sobą kocyk, który rozłożyła na kamiennej posadzce. Dziewczę usadowiło się niedaleko barierek, plecami opierając się o murek. Nieśpiesznie wyjęła całą zawartość torby, składającą się z opasłego woluminu, paczki papierosów, kilku zielonych jabłek i butelki wody. Takie zwyczajne wyposażenie, które powinno wystarczyć na kilka godzin. Jasnowłosa wystawiła twarz do słońca, delektując się promieniami słońca muskającymi skórę. Nim się spostrzegła, przysnęła na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut. Dopiero mruczący sam do siebie Wilson wyrwał ją z drzemki. Zamrugała nieśpiesznie oczami, próbując w jakiś dziwny sposób zrozumieć, czemu jest na balkonie i czemu jest już niemal ciemno. Spostrzegłszy Tony'ego, uśmiechnęła się doń promiennie, chłopak jednak nie zauważył jej opierając się o barierkę w drugiej części balkonu, co Krukonka postanowiła wykorzystać. Bezszelestnie, a tak przynajmniej jej się wydawało wstała z koca i przesunęła się w stronę Wilsona. Zakryła mu oczy dłońmi.
- I co teraz, panie Wilson? - Szepnęła do ucha chłopaka złowieszczo, starając się przy tym nie roześmiać.
- I co teraz, panie Wilson? - Szepnęła do ucha chłopaka złowieszczo, starając się przy tym nie roześmiać.
Re: Balkon
Było już naprawdę ciemno i późno, dlatego Wilson kompletnie przeoczył leżącą gdzieś po kompletnie drugiej stronie balkonu Lenę. Przekonany o tym, że jest w tym miejscu sam bez żadnego skrępowania dyszał i mruczał coś pod nosem. Nie usłyszał nawet jak krukonka przysunęła się do niego. Nagle zasłoniła mu włosy i zadała pytanie, a na twarzy Tony'ego pojawił się lekki uśmiech.
- Poddaje się, litości, te schody spowodowały, że jestem już jedną nogą po drugiej stronie.- odetchnął ciężko i powoli wyprostował się, przez co jej dłonie już przestały być na jego oczach. Odwrócił się na wprost Leny i parsknął cicho, muskając wierzchem dłoni jej policzek.
- Opaliłaś się trochę. Coś Ty robiła, spała na słońcu?- lekko uniósł brwi ku górze przyglądając się jej lekko zarumienionej już cerze z piegami. Bardzo ją lubił, traktował ja trochę jak kolejną siostrę. Z resztą i tak z Chuckiem mieli w rodzinie niezły babiniec.
- Poddaje się, litości, te schody spowodowały, że jestem już jedną nogą po drugiej stronie.- odetchnął ciężko i powoli wyprostował się, przez co jej dłonie już przestały być na jego oczach. Odwrócił się na wprost Leny i parsknął cicho, muskając wierzchem dłoni jej policzek.
- Opaliłaś się trochę. Coś Ty robiła, spała na słońcu?- lekko uniósł brwi ku górze przyglądając się jej lekko zarumienionej już cerze z piegami. Bardzo ją lubił, traktował ja trochę jak kolejną siostrę. Z resztą i tak z Chuckiem mieli w rodzinie niezły babiniec.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Zaśmiała się dźwięcznie, słysząc słowa Ślizgona, widać jego kondycja w dalszym ciągu nie była najlepsza. Robiło się coraz ciemniej, a ostatnie promienie słońca żegnały się z bladymi twarzami dwójki.
- Ano, tylko odrobinkę. W planach było co innego - Tutaj spojrzeniem obrzuciła ułożony ze swojego super ekwipunku stosik. - ale wyszło, jak zawsze. - Kilka dni minęło, od kiedy ostatnio widziała Wilsona i miło było zobaczyć, tę jedną z niewielu przyjaznych twarzy. Zielonooka uśmiechnęła się delikatnie.
- A Ciebie co tu przywiało? - Spytała, stając teraz obok niego i opierając się dłońmi o barierkę balkonu tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Przez chwilę wpatrywała się w ciemnozielone błonia, a potem jej wzrok powędrował, ku towarzyszowi. Przez jej myśli przewijało się wiele obrazów. Ostatnio miała małe kłopoty ze skupieniem uwagi na jednej, konkretnej rzeczy.
- Ano, tylko odrobinkę. W planach było co innego - Tutaj spojrzeniem obrzuciła ułożony ze swojego super ekwipunku stosik. - ale wyszło, jak zawsze. - Kilka dni minęło, od kiedy ostatnio widziała Wilsona i miło było zobaczyć, tę jedną z niewielu przyjaznych twarzy. Zielonooka uśmiechnęła się delikatnie.
- A Ciebie co tu przywiało? - Spytała, stając teraz obok niego i opierając się dłońmi o barierkę balkonu tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Przez chwilę wpatrywała się w ciemnozielone błonia, a potem jej wzrok powędrował, ku towarzyszowi. Przez jej myśli przewijało się wiele obrazów. Ostatnio miała małe kłopoty ze skupieniem uwagi na jednej, konkretnej rzeczy.
Re: Balkon
Zdecydowanie noc na balkonie wyglądała zjawiskowo, te wszystkie gwiazdy i księżyc oświecający błonia, lubił tu przychodzić. Zerknął na wskazany stos i przygotowany koc, uśmiechnął się i lekko pokiwał głową.
- Może to i dobrze, ostatnio zbyt często widuję Cie z książką.- zaczął klepać się po kieszeniach w poszukiwaniu papierosów i kiedy już znalazł paczkę jednego z nich włożył sobie do ust, drugie zaś wsunął dziewczynie pomiędzy wargi. Bez pytania nawet odpalił im papierosy za pomocą różdżki i kiedy zaciągnął się parę razy spojrzał dopiero na Lenę.
- Szukam miejsca gdzie zaraz nie zaczną mnie oskarżać o gwałty, upicia i wykorzystania.- westchnął jak męczennik jednak uśmiechnął się ironicznie. Tak naprawdę nie obchodziło go co ludzie o nim myślą. Widząc jednak jej problemy z podzielnością uwagi zmrużył lekko oczy patrząc na nią cały czas.
- Co Ci jest Bronte, coś taka rozdrażniona?- zaciągnął się po raz kolejny jednak nie spuszczał wzroku z jej piegowatej buzi.
- Może to i dobrze, ostatnio zbyt często widuję Cie z książką.- zaczął klepać się po kieszeniach w poszukiwaniu papierosów i kiedy już znalazł paczkę jednego z nich włożył sobie do ust, drugie zaś wsunął dziewczynie pomiędzy wargi. Bez pytania nawet odpalił im papierosy za pomocą różdżki i kiedy zaciągnął się parę razy spojrzał dopiero na Lenę.
- Szukam miejsca gdzie zaraz nie zaczną mnie oskarżać o gwałty, upicia i wykorzystania.- westchnął jak męczennik jednak uśmiechnął się ironicznie. Tak naprawdę nie obchodziło go co ludzie o nim myślą. Widząc jednak jej problemy z podzielnością uwagi zmrużył lekko oczy patrząc na nią cały czas.
- Co Ci jest Bronte, coś taka rozdrażniona?- zaciągnął się po raz kolejny jednak nie spuszczał wzroku z jej piegowatej buzi.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Rzeczywiście, było pięknie. Bronte wciąż miała jednak wrażenie, że nieustannie tego nie docenia. Istnienia chwil. Westchnęła cicho, wodząc wzrokiem po znajomym gwiazdozbiorze. Mimo, że odczuwała pewnego rodzaju wewnętrzny smutek, to było jej z tym dobrze.
- Często? Chyba, że na Twój widok, nieświadomie, z paniką szukam czegokolwiek, co przypominałoby książkę i świadczyło o moim ogromnym oczytaniu. - Zaśmiała się cicho. - Tak naprawdę, to takie snucie się bez sensu. - Wzruszyła ramionami, zaciągając się odpalonym papierosem. Nieśpiesznie, z niejaką czcią wypuściła chmurę mleczno-szarego dymu, który rozpłynął się w mgnieniu oka. To zdecydowanie działało uspokajająco.
- Dobrze trafiłeś, po tylu latach idzie przywyknąć na tyle, że już szkoda się komukolwiek żalić, jakim okropnym, nierządnym chłopcem jesteś. - Delikatnie szturchnęła go ramieniem. - Nie rozpaczaj Wilson, zawsze masz mnie. - Dodała, wsuwając między karminowe wargi papierosa. Oparła się teraz o kamienną poręcz mocniej, odbijając się od niej tak, że jej stopy wisiały w powietrzu. - Rozdrażniona? - Spytała miękko, nie patrząc jednak na chłopaka. - Nie, to chyba nie rozdrażnienie, sama nie wiem. Czegoś mi brakuje Wilson i za cholerę nie wiem czego. - Odparła całkiem szczerze, mrużąc oczy. Zagryzła delikatnie dolną wargę, wpatrując się w oświetlone jedynie wątłym światłem księżyca błonia.
- Często? Chyba, że na Twój widok, nieświadomie, z paniką szukam czegokolwiek, co przypominałoby książkę i świadczyło o moim ogromnym oczytaniu. - Zaśmiała się cicho. - Tak naprawdę, to takie snucie się bez sensu. - Wzruszyła ramionami, zaciągając się odpalonym papierosem. Nieśpiesznie, z niejaką czcią wypuściła chmurę mleczno-szarego dymu, który rozpłynął się w mgnieniu oka. To zdecydowanie działało uspokajająco.
- Dobrze trafiłeś, po tylu latach idzie przywyknąć na tyle, że już szkoda się komukolwiek żalić, jakim okropnym, nierządnym chłopcem jesteś. - Delikatnie szturchnęła go ramieniem. - Nie rozpaczaj Wilson, zawsze masz mnie. - Dodała, wsuwając między karminowe wargi papierosa. Oparła się teraz o kamienną poręcz mocniej, odbijając się od niej tak, że jej stopy wisiały w powietrzu. - Rozdrażniona? - Spytała miękko, nie patrząc jednak na chłopaka. - Nie, to chyba nie rozdrażnienie, sama nie wiem. Czegoś mi brakuje Wilson i za cholerę nie wiem czego. - Odparła całkiem szczerze, mrużąc oczy. Zagryzła delikatnie dolną wargę, wpatrując się w oświetlone jedynie wątłym światłem księżyca błonia.
Re: Balkon
A za to on doceniał swoje życie nad wyraz, robił wszystko co było uważane za amoralne i niestosowne, żył chwilą ciesząc się tym. Słysząc jej słowa zaśmiał się krótko. Zaczynało się robić chłodno, co jak co ale był jeszcze maj i noce były chłodniejsze niż w lecie.
- Zbyt rzadko Cię widuję, ale fakt jestem wymagającym rozmówcą.- mrugnął do niej porozumiewawczo i palił papierosa przyglądając się od czasu do czasu jej opalonej buźce. Znali się dość sporo czasu, a dla niego jakby czas w tej relacji się zatrzymał.
- Przynajmniej Ty przyznałabyś, że taki nie jestem.- popatrzył na nią groźnie, a kiedy powiedziała, że ma ją, wywrócił oczami.- Widzisz, z Tobą się nie prześpię.- zaciągnął się jeszcze kilka razy i wyrzucił niedopałek z balkonu.
- Czegoś? Może wreszcie znalazłabyś sobie kogoś, hm? Najlepiej ze Slytherinu. - niczym prawdziwa swatka wczuł się w swoją rolę i uśmiechnął wesoło. Złapał ją w pasie i posadził na wysokim murku, by nie musieć się schylać żeby na nią patrzeć. - Chociaż nie...nie ma tam nikogo porządnego...
- Zbyt rzadko Cię widuję, ale fakt jestem wymagającym rozmówcą.- mrugnął do niej porozumiewawczo i palił papierosa przyglądając się od czasu do czasu jej opalonej buźce. Znali się dość sporo czasu, a dla niego jakby czas w tej relacji się zatrzymał.
- Przynajmniej Ty przyznałabyś, że taki nie jestem.- popatrzył na nią groźnie, a kiedy powiedziała, że ma ją, wywrócił oczami.- Widzisz, z Tobą się nie prześpię.- zaciągnął się jeszcze kilka razy i wyrzucił niedopałek z balkonu.
- Czegoś? Może wreszcie znalazłabyś sobie kogoś, hm? Najlepiej ze Slytherinu. - niczym prawdziwa swatka wczuł się w swoją rolę i uśmiechnął wesoło. Złapał ją w pasie i posadził na wysokim murku, by nie musieć się schylać żeby na nią patrzeć. - Chociaż nie...nie ma tam nikogo porządnego...
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
I to ich właśnie różniło. Bronte chciała i owszem, brać z życia pełnymi garściami, ale zawsze bała się zaryzykować. Zatrzymywała się na granicy, którą sobie wyznaczała i to był jej odwieczny błąd. Jej słabość, z którą nieskutecznie starała się walczyć. Ale czy miało to sens? Zielonooka podrapała się po policzku, patrząc na ślizgona.
- I właśnie w tym rzecz, że gdy wszystkie odejdą same, czy z Twoją pomocą, w mój rękaw się możesz wypłakać a i nawet przytulić mogę. - Dziewczyna delikatnie ścisnęła jego dłoń. - Wiem jaki jesteś, Wilson. I ty doskonale znasz mnie. Dlatego tak dobrze to działa. - Dodała, wzrok niezmiennie zwracając ku błoniom. Wiatr powiewał coraz mocniej, rozdmuchując jasne włosy krukonki. Teraz poczuła, że to jedna właśnie z tych chwil. Na pozór zwyczajna rozmowa, kilkanaście minut wyjęte z życiorysu, ale po prostu, po prostu wiedziała, że ją zapamięta. Że poczuje to ciepło, kiedy będzie cicho i chłodno, kiedy nikogo nie będzie. Niemal pisnęła, kiedy złapał ją i posadził na kamiennym murku. Karminowe wargi Bronte wykrzywił szeroki uśmiech. - Ja? Chyba żartujesz. - Zmrużyła oczy, patrząc nań. - Nie... to chyba nie to. - Sama nie wiedziała czego chce i to zawsze działało na jej zgubę. Niezdecydowanie. - Czy ja wiem, czy nie ma? Znalazłoby się ze dwóch czy trzech... - Delikatnie przekrzywiła głowę, pozwalając by wiatr zawładnął jej włosami.
- I właśnie w tym rzecz, że gdy wszystkie odejdą same, czy z Twoją pomocą, w mój rękaw się możesz wypłakać a i nawet przytulić mogę. - Dziewczyna delikatnie ścisnęła jego dłoń. - Wiem jaki jesteś, Wilson. I ty doskonale znasz mnie. Dlatego tak dobrze to działa. - Dodała, wzrok niezmiennie zwracając ku błoniom. Wiatr powiewał coraz mocniej, rozdmuchując jasne włosy krukonki. Teraz poczuła, że to jedna właśnie z tych chwil. Na pozór zwyczajna rozmowa, kilkanaście minut wyjęte z życiorysu, ale po prostu, po prostu wiedziała, że ją zapamięta. Że poczuje to ciepło, kiedy będzie cicho i chłodno, kiedy nikogo nie będzie. Niemal pisnęła, kiedy złapał ją i posadził na kamiennym murku. Karminowe wargi Bronte wykrzywił szeroki uśmiech. - Ja? Chyba żartujesz. - Zmrużyła oczy, patrząc nań. - Nie... to chyba nie to. - Sama nie wiedziała czego chce i to zawsze działało na jej zgubę. Niezdecydowanie. - Czy ja wiem, czy nie ma? Znalazłoby się ze dwóch czy trzech... - Delikatnie przekrzywiła głowę, pozwalając by wiatr zawładnął jej włosami.
Re: Balkon
Nie raz chciał wyrwać ją poza ta granicę, ale miał do dziewczyny duży szacunek, więc nigdy też nawet nie próbował robić w jej kierunku coś dwuznacznego, czy dziwnego. Co oczywiście, nie oznaczało, że nigdy o niej w ten sposób nie myślał. Dla niego była śliczna i ciepła jak promyk słońca. Słysząc jej słowa uśmiechnął się lekko.
- A lubię się do Ciebie przytulać.- jego wzrok przeniósł się na chwilę na błonia i westchnął cicho. Wiatr spowodował, że końcówki włosów Leny lekko dotykały jego twarzy, czując zapach jej szamponu. - Myślisz, że przesadzam?- zapytał oczekując od niej szczerej odpowiedzi. Non stop łamał regulamin, całował cudze dziewczyny i pił na umór. Nie umiał dorosnąć.
- Każdemu brakuje bliskości, zaczynam obawiać się o Ciebie, moja panno.- mrugnął do niej jednym okiem i pokiwał palcem niczym babcia do wnuczki. Oczywiście, że się o nią martwił. Ale miał wrażenie, że i tak nikt nie spodobałby mu się wystarczająco, bo nikt nie był by na tyle dobry by według Tony'ego z nią być.
- A lubię się do Ciebie przytulać.- jego wzrok przeniósł się na chwilę na błonia i westchnął cicho. Wiatr spowodował, że końcówki włosów Leny lekko dotykały jego twarzy, czując zapach jej szamponu. - Myślisz, że przesadzam?- zapytał oczekując od niej szczerej odpowiedzi. Non stop łamał regulamin, całował cudze dziewczyny i pił na umór. Nie umiał dorosnąć.
- Każdemu brakuje bliskości, zaczynam obawiać się o Ciebie, moja panno.- mrugnął do niej jednym okiem i pokiwał palcem niczym babcia do wnuczki. Oczywiście, że się o nią martwił. Ale miał wrażenie, że i tak nikt nie spodobałby mu się wystarczająco, bo nikt nie był by na tyle dobry by według Tony'ego z nią być.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Lena zawdzięczała chłopakowi naprawdę wiele. To dzięki niemu nie odizolowała się całkowicie od społeczeństwa. Po śmierci rodziców panicznie bała się komukolwiek zaufać, przywiązać się, w obawie, że z dnia na dzień może go nie być. I może nigdy nie wrócić. Wilsonowi udało się jednak przebić, przez ten pancerz, docierając do prawdziwej Bronte. To nie znaczy, że się nie bała, że go straci. Czasami miała takie ponure myśli, jak to ona. Zawsze jednak pozostawała ta cząstka tlącej się gdzieś w kącie nadziei.
- Wiem, wiem. - Odrzekła, unosząc kącik ust. Czuła jak coraz zimniejsze powietrze wkrada się pod materiał podkoszulka. Całkiem przyjemnie było odpocząć od gorąca i skwaru, którym raczyła ich pogoda. Przyjrzała się Wilsonowi uważnie, słysząc jego pytanie. Chwilę jej zajęło, pomyśleć nad odpowiedzią, ale przez cały ten czas patrzyła ślizgonowi w oczy. Było to spojrzenie pełne spokoju, a jednocześnie, gdzieś głęboko skrywanego lęku.
- Myślę... myślę, że nie. To znaczy, z moralnego punktu widzenia... ale to nie w tym rzecz. - Biedaczka zaplątała się odrobinę. - Wiesz, to jest tak, wszystko nam wolno, ale nie wszystko przynosi nam korzyść. - Na chwilę przeniosła spojrzenie na tlącą się pochodnię, przygryzając policzek od środka. - Z drugiej strony myślę, że tak się bronisz. Ja chowam się za książkami, alienuję się od ludzi, nie chcę czuć nic. Ty wręcz odwrotnie, pragniesz czuć wszystko, żeby zdusić ból, który tam gdzieś głęboko w tobie siedzi. To twoja reakcja obronna. - Zakończyła, znów patrząc nań. Trudno było odczytać cokolwiek z jego miny.
- Wiem, wiem. - Odrzekła, unosząc kącik ust. Czuła jak coraz zimniejsze powietrze wkrada się pod materiał podkoszulka. Całkiem przyjemnie było odpocząć od gorąca i skwaru, którym raczyła ich pogoda. Przyjrzała się Wilsonowi uważnie, słysząc jego pytanie. Chwilę jej zajęło, pomyśleć nad odpowiedzią, ale przez cały ten czas patrzyła ślizgonowi w oczy. Było to spojrzenie pełne spokoju, a jednocześnie, gdzieś głęboko skrywanego lęku.
- Myślę... myślę, że nie. To znaczy, z moralnego punktu widzenia... ale to nie w tym rzecz. - Biedaczka zaplątała się odrobinę. - Wiesz, to jest tak, wszystko nam wolno, ale nie wszystko przynosi nam korzyść. - Na chwilę przeniosła spojrzenie na tlącą się pochodnię, przygryzając policzek od środka. - Z drugiej strony myślę, że tak się bronisz. Ja chowam się za książkami, alienuję się od ludzi, nie chcę czuć nic. Ty wręcz odwrotnie, pragniesz czuć wszystko, żeby zdusić ból, który tam gdzieś głęboko w tobie siedzi. To twoja reakcja obronna. - Zakończyła, znów patrząc nań. Trudno było odczytać cokolwiek z jego miny.
Re: Balkon
Ona doskonale pokazała mu, że może ktoś wreszcie zobaczyć w nim coś, a nie tylko pijaka i podrywacza. Tony bał się o nią, o jej te gorsze dni, o jej brak zaufania do ludzi i duszenia się w środku. Nie chciał żeby tak było, nie chciał, żeby dziewczyna bała się bliskości, a sam czasami pokazywał jej ja nad wyraz, niczym przewrażliwiony brat.
Patrzył jej w oczy, rozumiejąc po części to spojrzenie. Lęk i niezdecydowanie, sam starał się wypierać złe myśli. Przeraźliwy strach przed byciem samotnym, przed brakiem poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa. Przy niej dobrze się czuł, swobodnie. Wskoczył obok niej na murek siadając blisko i obejmując ją lekko ramieniem. Wiatr wiał dość mocno, robiąc z jego włosów jeszcze większy miszmasz. Dłoń lekko smagała skórę jej ramienia.
- Nie przynosi nam korzyści jeśli sami tego nie chcemy. - odpowiedział zerkając na nią teraz kątem oka. Miała rację, to były ich maski, ich pancerz. - Więc co chcesz poczuć, Lena? Nie możemy być tacy przez całe życie.- westchnął cicho zgryzając na krótko w zamyśleniu dolną wargę.
Patrzył jej w oczy, rozumiejąc po części to spojrzenie. Lęk i niezdecydowanie, sam starał się wypierać złe myśli. Przeraźliwy strach przed byciem samotnym, przed brakiem poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa. Przy niej dobrze się czuł, swobodnie. Wskoczył obok niej na murek siadając blisko i obejmując ją lekko ramieniem. Wiatr wiał dość mocno, robiąc z jego włosów jeszcze większy miszmasz. Dłoń lekko smagała skórę jej ramienia.
- Nie przynosi nam korzyści jeśli sami tego nie chcemy. - odpowiedział zerkając na nią teraz kątem oka. Miała rację, to były ich maski, ich pancerz. - Więc co chcesz poczuć, Lena? Nie możemy być tacy przez całe życie.- westchnął cicho zgryzając na krótko w zamyśleniu dolną wargę.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
W głowie Leny kotłowały się najróżniejsze, skrajne myśli, o których istnienie nawet siebie samej nie podejrzewała. Przyprawiały o kompletny mętlik i nie sprzyjały jakimkolwiek przemyśleniom. Dziewczyna patrzyła teraz na swoje zakurzone trampki opanowując drżenie warg. Bała się. Mimo, że siedziała z osobą, która była jej najbliższą odczuwała lęk. Podświadomie. Czując obejmujące ją ramię, delikatnie oparła głowę o bark chłopaka. Jednocześnie, czuła się, jakby była na swoim miejscu.
- Nie wiem. - Odparła zgodnie z prawdą. Milczenie zapadło na dłuższą chwilę, lecz zielonooka, postanowiła ponownie podjąć temat. - Wiesz... Chyba wszystko, po kolei. - Ochrypły ton krukonki był tak niepodobny do jej zwykłego głosu, że aż dziwny.
- Nie wiem. - Odparła zgodnie z prawdą. Milczenie zapadło na dłuższą chwilę, lecz zielonooka, postanowiła ponownie podjąć temat. - Wiesz... Chyba wszystko, po kolei. - Ochrypły ton krukonki był tak niepodobny do jej zwykłego głosu, że aż dziwny.
Re: Balkon
Przez chwilę lekko opuszkami palców dotykał jej delikatniej skóry w zamyśleniu. Oparł głowę o jej burze włosów i przymknął oczy, znów czując przyjemny zapach jej szamponu.
- Co teraz czujesz?- spytał szeptem, ten wieczór naprawdę należał do przyjemnych. Anthony czuł się potrzebny dziewczynie, a nic chyba go bardziej nie cieszyło. Doceniała go i nie odpychała, a nawet częściej zdarzało się to jego siostrom z którymi ostatnio nie mógł się dogadać, a nawet nie miał ku temu okazji.
- Musisz chcieć zacząć, chcieć coś czuć.- czasami tym nieśmiałym było gorzej, jednak Ci którzy byli w centrum mieli strasznie, nikt nie traktował ich poważnie. Anthony nie chciał by Lena była sama, kiedykolwiek, bycie w samotności jeszcze bardziej pogłębia głupie myśli.
- Co teraz czujesz?- spytał szeptem, ten wieczór naprawdę należał do przyjemnych. Anthony czuł się potrzebny dziewczynie, a nic chyba go bardziej nie cieszyło. Doceniała go i nie odpychała, a nawet częściej zdarzało się to jego siostrom z którymi ostatnio nie mógł się dogadać, a nawet nie miał ku temu okazji.
- Musisz chcieć zacząć, chcieć coś czuć.- czasami tym nieśmiałym było gorzej, jednak Ci którzy byli w centrum mieli strasznie, nikt nie traktował ich poważnie. Anthony nie chciał by Lena była sama, kiedykolwiek, bycie w samotności jeszcze bardziej pogłębia głupie myśli.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Teraz czuję, się szczęśliwa. Siedząc na tym niewygodnym murku z tobą, czując to ciepło. - Odrzekła równie cicho, muskając oddechem jego obojczyk. Mówiła prawdę. Czuła się zupełnie wolna, nieograniczona. Obawiała się jedynie, że gdy wróci do ciemnego, cichego dormitorium, to wszystko zniknie, rozpadnie się na kawałeczki. - Ale boję się, że to minie. Że coś się spieprzy. Że cały ten uroczy obrazek przestanie istnieć. Ale chcę przestać, naprawdę chcę. - Podniosła teraz głowę, patrząc nań. Jej oczy błyszczały w świetle księżyca, który chwilę później schował się za szaro-granatową chmurą. - Musisz mi pomóc, Tony. - Naprawdę rzadko zwracała się do niego po imieniu, o ile nie wcale. Zacisnęła usta w wąską linijkę, wciąż patrząc nań.
Re: Balkon
Faktycznie nagrzany jeszcze całodniowym słońcem, twardy murek nie należał do najwygodniejszych. Na twarzy ślizgona pojawił się lekki uśmiech kiedy tylko usłyszał jej pierwsze zdanie. Zimny podmuch wiatru i jej oddech na jego ciele sprawiły, że na jego skórze przelotnie pojawiła się gęsia skórka. Nie tyle z zimna, ale było mu miło, pierwszy raz od jakiegoś czasu siedział tu właśnie z nią, nie musząc nikogo udawać.
- Zniknie, na chwilę. Zawsze będzie wracać, Lena.- popatrzył na nią kiedy uniosła głowę patrząc na niego.- Ze mną, z innymi, z każdym na kogo się otworzysz i pozwolisz mu na to.- zbliżył twarz i oparł swoje czoło o czoło krukonki mając na twarzy wypisane zmartwienie, a zarazem całkowite zrozumienie.
- Chcę Ci pomóc. Pomogę, będę zawsze. Co mam jeszcze zrobić?- z jego ust potoczył się jak zwykle wypływ masy szybko wypowiedzianych słów. Miał tylko jedną przyjaciółkę i była ona naprawdę dla niego jak rodzina. Znali się od początku przybycia do tej szkoły, wychowywali się praktycznie razem.
- Zniknie, na chwilę. Zawsze będzie wracać, Lena.- popatrzył na nią kiedy uniosła głowę patrząc na niego.- Ze mną, z innymi, z każdym na kogo się otworzysz i pozwolisz mu na to.- zbliżył twarz i oparł swoje czoło o czoło krukonki mając na twarzy wypisane zmartwienie, a zarazem całkowite zrozumienie.
- Chcę Ci pomóc. Pomogę, będę zawsze. Co mam jeszcze zrobić?- z jego ust potoczył się jak zwykle wypływ masy szybko wypowiedzianych słów. Miał tylko jedną przyjaciółkę i była ona naprawdę dla niego jak rodzina. Znali się od początku przybycia do tej szkoły, wychowywali się praktycznie razem.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Lena przymknęła oczy, ponownie opierając się o jego ramię. Senność powolnie dawała się we znaki, jednak krukonka nie chciała dać po sobie tego poznać. Nie chciała iść, nie chciała wracać do zimnego łóżka. Dziewczyna objęła dłońmi ramię towarzysza, uśmiechając się pod nosem. Przez ten jeden z niewielu momentów, czuła, jakby rzeczywiście miało być dobrze. Wierzyła mu, wierzyła w to co mówił. Cholernie pragnęła, żeby było to prawdą. Tym bardziej, gdy spojrzy się na to, jak bliski był jej ten na pozór okropny i siejący rozpustę chłopak. Wiedziała doskonale, że ich rozmowa ma sens, to prawda, ale nie wniesie zbyt dużo w życie. Skończy się na gadaniu. Ale teraz, teraz o tym nie myślała.
- To wystarczy. - Odrzekła cicho, patrząc nań, z bladym uśmiechem błąkającym się po piegowatej twarzy.
- To wystarczy. - Odrzekła cicho, patrząc nań, z bladym uśmiechem błąkającym się po piegowatej twarzy.
Re: Balkon
Nie wiedział która nawet może być godzina, ale było chyba już późno, naprawdę nie chciał rozstawać się z dziewczyną. Martwił się, że minie znów kilka dni, tydzień a może i więcej zanim będą mieli sposobność spędzić ze sobą trochę więcej czasu.
- Czy nie jest już za późno na takie schadzki grzecznej krukonki?- spytał stwierdzając, że pomimo tego, że Lena jest jego przyjaciółką od zawsze, to jest też dziewczyną, piękną. Więc ostatecznie, starając się odgonić głupie myśli, jedynie lekko musnął jej czoło ustami i zeskoczył z murku wyciągając w jej kierunku dłoń.
- Myślisz, że mogę przemycić Cie do siebie?- uśmiechnął się wesoło, starając się nie myśleć o tym wszystkim co dzisiaj analizowali, wolał zastanowić się nad tym jeszcze. Nad sobą i swoją maską.
- Czy nie jest już za późno na takie schadzki grzecznej krukonki?- spytał stwierdzając, że pomimo tego, że Lena jest jego przyjaciółką od zawsze, to jest też dziewczyną, piękną. Więc ostatecznie, starając się odgonić głupie myśli, jedynie lekko musnął jej czoło ustami i zeskoczył z murku wyciągając w jej kierunku dłoń.
- Myślisz, że mogę przemycić Cie do siebie?- uśmiechnął się wesoło, starając się nie myśleć o tym wszystkim co dzisiaj analizowali, wolał zastanowić się nad tym jeszcze. Nad sobą i swoją maską.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
- Myślę, że jest na nie zdecydowanie za późno. Ponadto, przyłapana w towarzystwie Wilsona, o tej porze, nie mam co liczyć na łaskawszy wyrok. - Lekko uniosła lewy kącik ust. Przeciągnęła się, rozciągając ramiona. Rzeczywiście, musiało już być późno, grubo po północy. Dziewczyna ziewnęła, zakrywając usta dłonią i mozolnie podniosła się z siedziska. Bardzo niewygodnego siedziska, swoją drogą. Uśmiechnęła się szeroko do ślizgona, słysząc jego propozycję.
- To takie niemoralne, nieetyczne i co najważniejsze, łamiemy zasady. - Zaśmiała się dźwięcznie. - To którędy? - Zapytała, jak gdyby nie miała o tym zielonego pojęcia. Jak gdyby od drugiej klasy nie urządzali nocnych, supertajnych spotkań, na których obżerali się słodyczami z Miodowego Królestwa albo rozmawiali o przeróżnych, bardzo dziwnych rzeczach. Lena wsunęła palce w dłoń Ślizgona, spoglądając po raz ostatni na roztaczające się pod nimi błonia.
- Tylko powiedz, że nie masz czekolady, a zacznę krzyczeć, naprawdę głośno.
- To takie niemoralne, nieetyczne i co najważniejsze, łamiemy zasady. - Zaśmiała się dźwięcznie. - To którędy? - Zapytała, jak gdyby nie miała o tym zielonego pojęcia. Jak gdyby od drugiej klasy nie urządzali nocnych, supertajnych spotkań, na których obżerali się słodyczami z Miodowego Królestwa albo rozmawiali o przeróżnych, bardzo dziwnych rzeczach. Lena wsunęła palce w dłoń Ślizgona, spoglądając po raz ostatni na roztaczające się pod nimi błonia.
- Tylko powiedz, że nie masz czekolady, a zacznę krzyczeć, naprawdę głośno.
Re: Balkon
- No tak, będzie to dla Ciebie skaza i łatka łatwej zadającej się z Wilsonem, więc uważaj.- uśmiechnął się wesoło, jednak ich widok razem nie był raczej czymś dziwnym. Choć nie widywali się codziennie, to jeśli już spędzali czas razem to było to dość intensywne parę godzin gadania.
- Lubię wszystko co nieetyczne!- splótł również palce z palcami dziewczyny i ruszył z nią w stronę drzwi, ciesząc się, że spędzą tą noc razem. Może nie pójdą wcale spać i jutro Tony jak zwykle zaśnie na zajęciach i dostanie szlaban? Nie było to ważne, już nie raz tak własnie musiał pisać wiele dodatkowych prac.
- Śpisz od ściany!- zaznaczył zerkając na nią kątem oka i zmarszczył lekko brew.- Krzyczeć to zaczniesz kiedy zobaczysz ile jej mam.- wytknął w jej kierunku zaczepnie język i już po chwili obydwoje zniknęli z balkonu.
- Lubię wszystko co nieetyczne!- splótł również palce z palcami dziewczyny i ruszył z nią w stronę drzwi, ciesząc się, że spędzą tą noc razem. Może nie pójdą wcale spać i jutro Tony jak zwykle zaśnie na zajęciach i dostanie szlaban? Nie było to ważne, już nie raz tak własnie musiał pisać wiele dodatkowych prac.
- Śpisz od ściany!- zaznaczył zerkając na nią kątem oka i zmarszczył lekko brew.- Krzyczeć to zaczniesz kiedy zobaczysz ile jej mam.- wytknął w jej kierunku zaczepnie język i już po chwili obydwoje zniknęli z balkonu.
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Balkon
Czy wampiry mogą mieć wyrzuty sumienia? Okazuje się, że mogą i że te wyrzuty sumienia dają swe znaki o wiele boleśniej niż wtedy kiedy jest się człowiekiem. Od kiedy jego parszywa gęba poznała smak młodej czarownicy z jego domu, która skończyła w Skrzydle Szpitalnym wiedział już, że nie ujdzie mu to płazem. Był teraz na obserwacji, bo na pewno Scott go namierzył. Kwestią czasu było to kiedy dostanie zaproszenie do dyrektorskiego gabinetu. Jednak te konsekwencje wcale go nie martwiły. Martwiło go to, że uległ pokusie. Nie powinien tego więcej robić. Smak dziewczyny już dawno poszedł w zapomnienie, zabity smakiem wiewiórek i dwóch bezdomnych szczurów, ale świadomość popełnionego wykroczenia pozostała. Ze swego rodzaju radością i melancholią obserwował przez okno swojego dormitorium jak nad szkołą zbierają się deszczowe chmury i czekał, aż zacznie padać. Jako typowy Anglik kochał niewyobrażanie deszcz. Dlatego widząc pierwsze krople spadające z nieba poderwał się z miejsca ruszając w ludzkim tempie w stronę balkonu- swojego ulubionego miejsca na obserwację deszczu. Ubrany był w bluzę swojego domu, pod spodem miał czysty i wyprasowany podkoszulek w kolorze niebieskim, trampki też miał czyste i pasujące kolorem, jedynie spodnie miał czarne. Schludnie i czysto, jak zwykle. Włosy w artystycznym nieładzie aż czekały na spotkanie z wodą. Wyszedł na balkon wciągając głęboko do płuc zapach deszczu i podszedł do barierki. Z uśmiechem na twarzy wskoczył na barierkę i trzymając się mocno usiadł prosto przodem do widoków balkonowych, a nie drzwi prowadzących na balkon. Na jego twarzy gościł uśmiech, który ostatnio coraz rzadziej pojawiał się na jego obliczu, a ciemne tęczówki utkwił w horyzoncie i po prostu siedział. Nawet nie udawał, że oddycha, bo nie miał dla kogo. Zamienił się po prostu w typowy wampirzy posąg i sobie tak był, o.
Re: Balkon
Po skończonych zajęciach Baby udała się wprost do swojego dormitorium, na krótką drzemkę. Była tak wykończona, że właściwie zasnęła w momencie w którym jej piegowaty policzek przytulił się miękko do chłodnej poszewki ciemnozielonej poduszki. Młoda Angielka uwielbiała ucinać sobie krótkie drzemki, to pomagało jej zregenerować siły i zaspokoić potrzeby swojej dosyć leniwej natury. Obudziły ją otwierane z rozmachem drzwi, przez co niechętnie uchyliła jedną powiekę, kątem oka obserwując wchodzące do dormitorium współlokatorki. - Czas sie skończył. - mruknęła ze zrezygnowaniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Ślizgonki oddadzą się teraz swoim mniej lub bardziej zajmującym zajęciom - uniemożliwiając jej przy tym spokojne drzemanie. Ziewnęła więc ostentacyjnie i przeciągnęła się, rozkopując pościel. Zaraz też wygramoliła sie ze swojego posłania, wsunęła na stopy niebieskie trampki i zarzucając sobie torbę na ramię wymaszerowała z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Nie to żeby była specjalnie nietowarzyska...nic z tych rzeczy, po prostu akurat dzisiaj nie miała ochoty gnieździć się w jednym dormitorium ze swoimi współlokatorkami. Tyle. Mijając uczniów okupujących fotele w Pokoju Wspólnym stwierdziła, że właściwie ma ochotę sie przewietrzyć. Uwielbiała ciężkie, wilgotne powietrze - typowe dla najniższych rejonów zamku - ale czasem nawet ona potrzebowała wyjść na zewnątrz. Będąc już w głównym holu po prostu minęła drzwi wejściowe i zaczęła wspinać się na wyższe piętra. Dopiero po parunastu minutach mozolnego pokonywania stopni zatrzymała się w miejscu i pacnęła otwartą dłonią w czoło. Najwyraźniej zajęta myślami, zamiast wyjść na błonia po prostu pozwoliła swoim nogom nieść ją tam gdzie zechcą. I taki był efekt. Szybko doszła do wniosku, że bardziej opłaca jej sie wejść na jedną z wież niż zejść na sam dół, więc narzekając cicho pod nosem ruszyła w odpowiednim kierunku. Kiedy w końcu - przemierzywszy miliony wąskich schodków - dowlokła sie do drzwi prowadzących na balkon, kolana się pod nią ugięły, stęknęła głośno i oparła sie o nie, odgarniając brązowe kosmyki z rozgrzanej twarzy. Odczekała chwilę aby ustabilizować oddech, stanęła pewniej i zapinając szarą bluzę pod samą szyję wyszła na zewnątrz, od razu wciągając w nozdrza rześkie, chłodne powietrze. Krople deszczu rozbijające sie frywolnie na jej skórze, bądź wsiąkające powoli w materiał ubrań wcale jej nie zraziły - wręcz przeciwnie. Rodowita Angielka mająca problem z czymś tak pospolitym jak DESZCZ? Doprawdy, to dopiero byłoby dziwne. Wsunęła dłonie pod pachy i zbliżyła sie do barierki, dopiero teraz dostrzegając siedzącą na niej postać. Jej serce przyspieszyło gwałtownie. Nikt o zdrowych zmysłach nie siadał na tej barierce...do tego w taką pogodę! Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści. Tak bardzo wkurzała ją bezmyślność ludzi...a już tym bardziej potencjalnych ludzi samobójców. - Chcesz skoczyć czy po prostu jesteś głupi? - burknęła niezbyt miłym tonem (wnioskując, że siedzi przed nią osobnik płci męskiej) nadal stojąc w bezpiecznej odległości od owej postaci. Oczywiście nie rozpoznała w niej Iana, wtedy zareagowałaby inaczej. Wyczekując odpowiedzi ściągnęła wargi i zmrużyła powieki. Jej ciało mimowolnie napięło się, a ona nawet nie zorientowała sie, że przestała oddychać.
Baby RoshwelKlasa VI - Urodziny : 09/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Anglia, Londyn
Krew : pół na pół
Re: Balkon
Siedział rozkoszując się... po prostu deszczem. Zimne krople spływały po jego twarzy, ana jego twarzy wciąż gościł ten sam uśmiech. Mógł trochę wyglądać jak psychopata. Nawet bardzo jak psychopata, ale cóż. Lubił takie chwile. Zdawał sobie sprawę, że świat jednak jest piękny. Wszystko w jego oczach było wyraźniejsze, ostrzejsze. Mógł śmiało obserwować każdą z kropel i patrzeć jak spada w dół i niknie w gąszczu trawy. Widział jak krople spadają do jeziora tworząc przy okazji kręgi na wodzie. Wszystko było takie... piękne, że siedział wpatrując się w to wszystko z niemym zachwytem. W pewnym momencie usłyszał bicie serca tuż za drzwiami, zbliżające się do drzwi, a potem ich skrzypnięcie. Zmusił więc swoją klatkę piersiową to rytmicznych ruchów, które jasno wskazywałyby na to, że oddycha, po czym zamrugał kilkakrotnie powiekami. Nie odwrócił się jednak, bo i po co? Znajoma woń dotarła do jego nozdrzy i chwilę mu zajęło zanim zapach połączył z twarzą. W końcu dość dawno nie miał styczności z panną Roshwel. Słyszał jak jej serce przyśpiesza, a na jego twarzy wymalował się nieco cieplejszy uśmiech. Gdy do uszu dotarło jej pytanie zaśmiał się cicho i odwrócił w jej stronę przechylając się nieco do tyłu. Nie miał kaptura na głowie, więc bez problemu mogła rozpoznać jego twarz.
- Myślę, że po prostu jestem głupi, Roshwel. - odpowiedział radosnym tonem, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Wiedział, że wstrzymała oddech. I wiedział też, że dziewczę boi się, że najzwyczajniej w świecie spadnie. Pewnie gdyby był to ktoś inny zszedłby z tej barierki od razu, ale lubił się z nią droczyć. Naprawdę... uwielbiał się z nią droczyć.
- Czyżbyś się o mnie bała, Baby? - zapytał znów się przechylając do tyłu. Jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej, a spojrzenie prawie czarnych oczu utkwiło w twarzy Ślizgonki. Baby... uwielbiał tą drobną istotę i jednocześnie się za to nie znosił. Czuł się przy niej jak rasowy pedofil, ale ona przecież nie zdawała sobie sprawy, że ten właśnie Krukon jest starszy niźli wygląda. On jednak zdawał sobie sprawę. W końcu był od niej starszy o jakieś siedem lat. Przypominało mu się to za każdym razem kiedy ją widział... Na jego twarzy nie gościł już bezczelnie wesoły uśmiech tylko delikatny uśmieszek błąkał się gdzieś w kącikach jego warg. Jednak spoważniał i patrzył na nią wyczekująco oczekując odpowiedzi.
- Myślę, że po prostu jestem głupi, Roshwel. - odpowiedział radosnym tonem, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Wiedział, że wstrzymała oddech. I wiedział też, że dziewczę boi się, że najzwyczajniej w świecie spadnie. Pewnie gdyby był to ktoś inny zszedłby z tej barierki od razu, ale lubił się z nią droczyć. Naprawdę... uwielbiał się z nią droczyć.
- Czyżbyś się o mnie bała, Baby? - zapytał znów się przechylając do tyłu. Jedna z jego brwi powędrowała nieco wyżej, a spojrzenie prawie czarnych oczu utkwiło w twarzy Ślizgonki. Baby... uwielbiał tą drobną istotę i jednocześnie się za to nie znosił. Czuł się przy niej jak rasowy pedofil, ale ona przecież nie zdawała sobie sprawy, że ten właśnie Krukon jest starszy niźli wygląda. On jednak zdawał sobie sprawę. W końcu był od niej starszy o jakieś siedem lat. Przypominało mu się to za każdym razem kiedy ją widział... Na jego twarzy nie gościł już bezczelnie wesoły uśmiech tylko delikatny uśmieszek błąkał się gdzieś w kącikach jego warg. Jednak spoważniał i patrzył na nią wyczekująco oczekując odpowiedzi.
Re: Balkon
Kiedy owa, tajemnicza postać odwróciła się w jej stronę, Baby aż pociemniało przed oczami, ponieważ zdała sobie sprawę, że osobnik płci męskiej wcale nie jest taki tajemniczy. - Volante idioto! - krzyknęła, jednocześnie czując jak cała złość schodzi z niej w mgnieniu oka. Ian z pewnością nie był samobójcą, dlatego jego odpowiedź wydała jej się prawdziwa i adekwatna. Nawet się uśmiechnęła. Automatycznie, praktycznie bez chwili namysłu podeszła do niego i wyciągnęła obie dłonie, ściskając materiał jego bluzy i pociągając lekko w swoją stronę. - To, że jesteś głupi jest już tak samo wiadome jak to, że nigdy nie założę sukienki. - stwierdziła, obserwując z lekkim niepokojem jak Krukon wychyla sie w tył. No naprawdę był nienormalny! Słysząc jego pytanie prychnęła cicho, ściągając nieco brwi. Prawda była taka, że był jedną z nielicznych osób o które Ślizgonka mogłaby sie zatroszczyć w tak uzewnętrzniony sposób. Uświadomiwszy sobie ten niewygodny i - przyznajmy - krępujący fakt spłonęła delikatnym rumieńcem. - Powiedzmy, że chcę jeszcze odbić ten fotel. - wymamrotała, mając nadzieję, że brunet nie dosłyszy i po prostu przytaknie nie chcąc zadać ponownie tego samego pytania. Ona często tak robiła, to było wygodne - no chyba, że naprawdę zależało jej na usłyszeniu odpowiedzi. Dopiero po chwili uniosła głowę, napotykając nieco natarczywe spojrzenie ciemnych tęczówek. Szybko odwróciła wzrok, po raz kolejny próbując nie poddać się temu obcemu, niekomfortowemu uczuciu jakie dopadało ją tylko w obecności Iana. Nie chciała tego poddawać jakiejkolwiek analizie, bała się tego bardziej niż czegokolwiek. Ponadto naprawdę - po raz kolejny - ucieszyła się na jego widok...a to było aż nazbyt alarmujące. - Złaź natychmiast, albo ściągnę cię siłą. - zagroziła nagle, jedną dłonią nadal ciągnąc za materiał ianowej bluzy, a drugą odgarniając za ucho pukle wilgotnych włosów, oblepiających teraz jej policzki i czoło.
Baby RoshwelKlasa VI - Urodziny : 09/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Anglia, Londyn
Krew : pół na pół
Re: Balkon
Widział jak na jej twarzy pojawia się uśmiech. Cholera, lubił ją rozśmieszać, nawet robiąc przy tym z siebie skończonego debila. Lubił jak pojawiają się te przyjemne dla oka zmarszczki w kącikach jej oczu i lubił jak wargi wyginają się w ciepłym uśmiechu. Panienka Roshwel miała zdecydowanie w sobie to "coś".
- Nigdy nie mów nigdy. - ostrzegł ją z szerokim uśmiechem a w jego głowie pojawiła się złoty napis: "Challenge accepted!". Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nigdy jego oczy nie ujrzały Ślizgonki w żadnej sukience czy chociażby spódniczce. Obserwował z uwagą jej twarz i przy okazji odnotował nieco szybsze bicie jej serducha. Kilka sekund później na obliczu panny pojawiły się urocze rumieńce. Wymamrotane pod nosem zdanie oczywiście usłyszał, ale uznał, że było ono tak cicho wypowiedziane, że nie powinien tego słyszeć. Nie powinien, w końcu udawał zwykłego, przeciętnego ucznia.
- Niech Ci będzie, Roshwel. I tak wiem, że się boisz. - wystawił jej język, po czym jeszcze bardziej przechylił się na barierce z łobuzerskim uśmiechem. Mógłby tak aż do nocy się z nią drażnić, ale nie chciał, żeby w pewnym momencie zeszła na zawał. Bo przecież mógłby trzymając się jedną ręką udawać, że spada. Nawet mógłby spaść. No, ale nie chciał aż tak się z nią drażnić. Słysząc jej groźbę i czując jak ciągnie materiał jego przemoczonej bluzy i westchnął cicho. Jednym susem znalazł się na balkonie, stabilnie dwoma stopami tuż przy dziewczynie. Uśmiechnął się jeszcze raz łobuzersko i przechylił nieco głowię.
- Jak tam referat z transmutacji? - zagaił wesołym tonem przypominając ich ostatnie spotkanie w klasie dyrektora. W międzyczasie jak gdyby nigdy nic jedną dłonią odgarnął brązowe pukle z jej twarzy chowając je zgrabnie za jej ucho.
- Wiesz, że stanie na deszczu grozi przeziębieniem albo zapaleniem płuc? - zauważył chowając dłonie do przemoczonych kieszeni.
- Nigdy nie mów nigdy. - ostrzegł ją z szerokim uśmiechem a w jego głowie pojawiła się złoty napis: "Challenge accepted!". Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nigdy jego oczy nie ujrzały Ślizgonki w żadnej sukience czy chociażby spódniczce. Obserwował z uwagą jej twarz i przy okazji odnotował nieco szybsze bicie jej serducha. Kilka sekund później na obliczu panny pojawiły się urocze rumieńce. Wymamrotane pod nosem zdanie oczywiście usłyszał, ale uznał, że było ono tak cicho wypowiedziane, że nie powinien tego słyszeć. Nie powinien, w końcu udawał zwykłego, przeciętnego ucznia.
- Niech Ci będzie, Roshwel. I tak wiem, że się boisz. - wystawił jej język, po czym jeszcze bardziej przechylił się na barierce z łobuzerskim uśmiechem. Mógłby tak aż do nocy się z nią drażnić, ale nie chciał, żeby w pewnym momencie zeszła na zawał. Bo przecież mógłby trzymając się jedną ręką udawać, że spada. Nawet mógłby spaść. No, ale nie chciał aż tak się z nią drażnić. Słysząc jej groźbę i czując jak ciągnie materiał jego przemoczonej bluzy i westchnął cicho. Jednym susem znalazł się na balkonie, stabilnie dwoma stopami tuż przy dziewczynie. Uśmiechnął się jeszcze raz łobuzersko i przechylił nieco głowię.
- Jak tam referat z transmutacji? - zagaił wesołym tonem przypominając ich ostatnie spotkanie w klasie dyrektora. W międzyczasie jak gdyby nigdy nic jedną dłonią odgarnął brązowe pukle z jej twarzy chowając je zgrabnie za jej ucho.
- Wiesz, że stanie na deszczu grozi przeziębieniem albo zapaleniem płuc? - zauważył chowając dłonie do przemoczonych kieszeni.
Re: Balkon
Słysząc jego odpowiedź przewróciła wymownie oczami. Myślał, że kiedykolwiek ujrzy ją w sukience? Naprawdę zachciało jej się śmiać. To była najbardziej niedorzeczna niedorzeczność o jakiej była w stanie pomyśleć. Przed oczami mignęła jej scena, w której Franky próbuje nakłonić ją do założenia swojej spódniczki...co oczywiście skończyło się niepowodzeniem. Roshwelówna wykrzywiła usta w dosyć subtelnym grymasie i ponownie utkwiła wzrok w ciemnych jak noc tęczówkach Krukona. - Przestań! - pisnęła gorączkowo kiedy ten jeszcze bardziej wychylił się w tył. Zmarszczyła groźnie brwi i pociągnęła mocno za materiał bluzy. Naprawdę chciał sie z nią tak drażnić? Och, już od samego początku naszej znajomości jesteś tak cholernie denerwujący... stwierdziła w myślach, zagryzając policzki od środka i skupiając się na przeciągnięciu chłopaka na swoją stronę. Nie minęła chwila, a brunet stanął na pewnym gruncie tuż obok niej...wydawało jej się, że zeskoczył z barierki nadzwyczaj szybko, ale zaraz uleciało to z jej świadomości. - Haa, uratowałam ci życie! Teraz jesteś mi coś winien Volante. - uśmiechnęła sie z rozbawieniem, sugerując, że to jej wysiłek - a nie jego zeskok - wkładany w przeciąganie go "w stronę balkonu" sprawił, że chłopak stoi teraz tuż obok. Uniosła głowę i przez krótką chwilę obserwowała jak kropelki wody spływają po jego przystojnej twarzy. Zaraz, zaraz...przystojnej? Baby zagryzła delikatnie dolną wargę, dając upust swojemu nagłemu zażenowaniu własnymi myślami. - Uwierzysz, że jeszcze nie dostałam jej z powrotem? Trochę musi trwać sprawdzanie tylu prac...w sumie to wkurza mnie to, chciałabym zobaczyć czy mogę ci zaufać na przyszłość. - zamrugała szybko powiekami, chcąc usunąć kropelki wody zebrane i ciążące na jej rzęsach. Kiedy już się z tym uporała, poczuła na policzku dotyk chłodnych dłoni, odgarniających jej za ucho kolejny pukiel ciemnych włosów. Kolejny raz spłonęła delikatnym rumieńcem, a żeby to ukryć odsunęła się nieco od Krukona i oparła łokciami o mokrą barierkę. - Wiem...ale nic na to nie poradzę. Lubię stać na deszczu. Poza tym gdyby nie twoje symulowanie próby samobójczej być może by mnie tu już nie było... - odwróciła się szybko i ukłuła wskazującym palcem prosto w klatkę piersiową . Wciąż czuła przyspieszone bicie serca, więc niemal z paniką zaczęła szukać jakiegoś punktu zaczepienia do którego mogłaby sie odnieść. - Swoją drogą ciekawe jakie to uczucie...tak sobie wejść, skoczyć i lecieć. I czy to boli jak już... - urwała nieco zbyt teatralnie, nadal usilnie próbuję odwrócić uwagę Iana od własnego, dosyć nerwowego zachowania.
Baby RoshwelKlasa VI - Urodziny : 09/06/1996
Wiek : 28
Skąd : Anglia, Londyn
Krew : pół na pół
Strona 2 z 14 • 1, 2, 3 ... 8 ... 14
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 14
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach