Klasa Wróżbiarstwa
+9
Aleksy Vulkodlak
Kristian Lyberg
Liliane Batteux
Celeste Huerta
Emily Bronte
Aleksander Cortez
Sophie Fitzpatrick
Alice Volante
Brennus Lancaster
13 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Klasa Wróżbiarstwa
First topic message reminder :
Niskie, zadymione pomieszczenie na szczycie wieży. Dookoła sali poustawiane są purpurowe pufy, a także niskie stołki. Na niskim podeście znajduje się miejsce nauczyciela wróżbiarstwa - wysokie krzesło niczym tron wyróżnia się na tle niskich siedzeń. Aby wejść do środka, trzeba wspiąć się po złotej drabince z niższego poziomu wieży. Odbywają się tutaj zajęcia z wróżbiarstwa.
Niskie, zadymione pomieszczenie na szczycie wieży. Dookoła sali poustawiane są purpurowe pufy, a także niskie stołki. Na niskim podeście znajduje się miejsce nauczyciela wróżbiarstwa - wysokie krzesło niczym tron wyróżnia się na tle niskich siedzeń. Aby wejść do środka, trzeba wspiąć się po złotej drabince z niższego poziomu wieży. Odbywają się tutaj zajęcia z wróżbiarstwa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Minęło półtorej godziny od godziny zwiastującej początek zajęć. Niestety nikt się nie pokazał. No cóż. Może następnym razem dopisze mi szczęście. Pomyślała. Przy następnej okazji wybierze bardziej dogodny termin. Zaczęła pomału zbierać rzeczy by przenieść je do swojego gabinetu. Teraz przynajmniej będzie miała czas by wybrać się na spacer po Hogsmeade.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Klasa została odkurzona i przygotowana na przybycie uczniów w nowym roku szkolnym.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Nie, nie. Standardy tego zamku stanowczo nie odpowiadały kapryśnej panience Batteux, ale co ona biedna mogła począć? Opiekunka domu zajęła się swoimi sprawami, czyli bieganiem za innymi nauczycielami i uczniami, co skutkowało tym, że na swoje dziewczynki nie zwracała tyle uwagi, co zazwyczaj. Z koleżankami z domu się niekoniecznie polubiła a z Beauxbatons znosiła jedynie swoją najlepszą koleżaneczkę od plotek i uprzykrzania życia innym swoim charakterem i wrodzoną głupotą. W końcu doszło do tego, że Liliane postanowiła odwiedzić klasę wróżbiarstwa, by sprawdzić czy nadal umie wróżyć tak dobrze, jak kiedyś.
Odnalezienie klasy zajęło jej sporą chwilę, ponieważ miała raczej wybiórczą pamięć do tras, jakie pokonywała w tym labiryncie korytarzy. Jednak kiedy dotarła do złotej drabinki, z głośnym "AHA!" wiedziała, że jest tam gdzie trzeba. Nim weszła do góry, rozejrzała się wokół, czy aby nikt przypadkiem nie będzie świadkiem tego, jak księżniczka pokazuje na prawo i lewo majtki przez dość krótką spódnicę mundurkową (no, z mundurkiem miała wspólny tylko kolor). Potem już znalazła się u góry, dostając napadu kichania. Tona kurzu uderzyła ją w twarz, tak jak wtedy, kiedy w dzieciństwie próbowała ściągnąć książkę z wyższej półki i zupełnie przypadkiem wymsknęła jej się z dłoni. Ale nie o tym mowa. Przetarła twarz dłonią i rozejrzała się wokół siebie, w paru ruchach różdżką zapalając w pomieszczeniu świeczki. Najpierw tylko zrobiła rekonesans, jednak chwilę potem klapnęła na jednej z puf, przyciągając do siebie karty, zalegające na biurku nauczycielki.
Odnalezienie klasy zajęło jej sporą chwilę, ponieważ miała raczej wybiórczą pamięć do tras, jakie pokonywała w tym labiryncie korytarzy. Jednak kiedy dotarła do złotej drabinki, z głośnym "AHA!" wiedziała, że jest tam gdzie trzeba. Nim weszła do góry, rozejrzała się wokół, czy aby nikt przypadkiem nie będzie świadkiem tego, jak księżniczka pokazuje na prawo i lewo majtki przez dość krótką spódnicę mundurkową (no, z mundurkiem miała wspólny tylko kolor). Potem już znalazła się u góry, dostając napadu kichania. Tona kurzu uderzyła ją w twarz, tak jak wtedy, kiedy w dzieciństwie próbowała ściągnąć książkę z wyższej półki i zupełnie przypadkiem wymsknęła jej się z dłoni. Ale nie o tym mowa. Przetarła twarz dłonią i rozejrzała się wokół siebie, w paru ruchach różdżką zapalając w pomieszczeniu świeczki. Najpierw tylko zrobiła rekonesans, jednak chwilę potem klapnęła na jednej z puf, przyciągając do siebie karty, zalegające na biurku nauczycielki.
Liliane BatteuxUczennica: Beauxbatons - Urodziny : 10/04/1997
Wiek : 27
Skąd : Vouziers, Francja
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Ciekaw był, jak tu wyglądają wróżby. Nie, żeby uważał się za fachowca w tej szkole, ale Hogwart miał już w swej karierze wykładowczynię na co dzień będącą starą oszustką, z sporadycznymi tylko przebłyskami daru (którym jednak nie szło odmówić wagi, jaką miały dla czarodziejskiego świata) oraz centaura, toteż nie powinno dziwić, że jasnowidz był zaciekawiony. Kto wróżenia może uczyć teraz? Półolbrzym? A może wyzwolony skrzat domowy?
Nie po to jednak zjawił się w klasie, by spotkać się z nauczycielem. Prawdę mówiąc, celowo wybrał porę, o której nie powinien zastać tu nikogo. Och, wcale nie knuł nic niecnego. Chciał się po prostu rozejrzeć, posiedzieć, spojrzeć na szkołę z perspektywy wieży. To naprawdę tak wygórowane życzenie?
Najwyraźniej tak, bo dla samego siebie miał zaledwie pięć, może dziesięć minut. Skryty w przyjemnym półmroku najbardziej oddalonego od wejścia wykuszowego okna, na parapecie którego się usadził, by bez przeszkód wyglądać na zewnątrz, nie mógł nie słyszeć otwierania się włazu oraz kichnięcia. Proszę, proszę, cóż za niezwykle delikatny nosek, że nie może znieść odrobiny kurzu.
Korzystając z tego, że półcień klasy jest doskonałą kryjówką, jeśli tylko potrafi się być cicho, pozwolił sobie przez krótką chwilę przyglądać się poczynaniom znajomej jak się okazało dziewczyny, by wreszcie, gdy sięgnęła po karty, uświadomić ją o swej obecności.
- Mama nie uczyła, że cudzych rzeczy nie rusza się bez pozwolenia? - rzucił wystarczająco głośno, by go dosłyszała, z rozbawieniem przyglądając się Francuzce. Gdyby był jednym z tych przesądnych fatalistów, uznałby, że to ciągłe natykanie się na Batteux to jakiś znak, ale że nikim takim nie był, to po prostu traktował to jako kolejny z serii przypadków. Ten konkretny, związany z towarzystwem Błękitnej, ani go ziębił, ani grzał.
Nie po to jednak zjawił się w klasie, by spotkać się z nauczycielem. Prawdę mówiąc, celowo wybrał porę, o której nie powinien zastać tu nikogo. Och, wcale nie knuł nic niecnego. Chciał się po prostu rozejrzeć, posiedzieć, spojrzeć na szkołę z perspektywy wieży. To naprawdę tak wygórowane życzenie?
Najwyraźniej tak, bo dla samego siebie miał zaledwie pięć, może dziesięć minut. Skryty w przyjemnym półmroku najbardziej oddalonego od wejścia wykuszowego okna, na parapecie którego się usadził, by bez przeszkód wyglądać na zewnątrz, nie mógł nie słyszeć otwierania się włazu oraz kichnięcia. Proszę, proszę, cóż za niezwykle delikatny nosek, że nie może znieść odrobiny kurzu.
Korzystając z tego, że półcień klasy jest doskonałą kryjówką, jeśli tylko potrafi się być cicho, pozwolił sobie przez krótką chwilę przyglądać się poczynaniom znajomej jak się okazało dziewczyny, by wreszcie, gdy sięgnęła po karty, uświadomić ją o swej obecności.
- Mama nie uczyła, że cudzych rzeczy nie rusza się bez pozwolenia? - rzucił wystarczająco głośno, by go dosłyszała, z rozbawieniem przyglądając się Francuzce. Gdyby był jednym z tych przesądnych fatalistów, uznałby, że to ciągłe natykanie się na Batteux to jakiś znak, ale że nikim takim nie był, to po prostu traktował to jako kolejny z serii przypadków. Ten konkretny, związany z towarzystwem Błękitnej, ani go ziębił, ani grzał.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Odczytywanie kart szło jej całkiem sprawnie, więc stwierdziła, że gdy się z nimi rozprawi poszuka w sali czegoś innego. Może kryształowej kuli? Niestety, nie miała komu powróżyć z linii papilarnych dłoni ani nie miała komu zinterpretować snu, bo była tu sama. No, tak przynajmniej jej się wydawało przez dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszała z czeluści sali męskiego głosu. Prawdę powiedziawszy nie poznała od razu z kim ma do czynienia, ale mimo to nie podskoczyła wystraszona na swoim miejscu ani nie zerwała się do ucieczki. Akurat gdy Liliane zabierała się za coś związanego z wróżeniem, mogłoby się walić i palić, a ona nie ruszyłaby się, póki nie skończyłaby swojego zajęcia. Cóż, wróżbitka wariatka, taka była. Do pełnego wizerunku brakowało jej pstrokatej szaty i turbanu z chustki na głowie.
- Mama nie uczyła, żeby nie przeszkadzać innym? - och, chciała powiedzieć "nie zakradać się jak złodziej", ale wiedziała, że wtedy chłopak użyje argumentu "byłem tu przed tobą". Nie unosząc nawet wzroku w stronę Kristiana, zgrabnie rozkładała i zbierała karty, na jednych skupiając się bardziej, na drugich mniej.
- Powróżyć ci z dłoni albo snu? - spytała nagle, kiedy w pomieszczeniu zapanowała cisza. - Sprawdzam czy jeszcze mi to wychodzi.
- Mama nie uczyła, żeby nie przeszkadzać innym? - och, chciała powiedzieć "nie zakradać się jak złodziej", ale wiedziała, że wtedy chłopak użyje argumentu "byłem tu przed tobą". Nie unosząc nawet wzroku w stronę Kristiana, zgrabnie rozkładała i zbierała karty, na jednych skupiając się bardziej, na drugich mniej.
- Powróżyć ci z dłoni albo snu? - spytała nagle, kiedy w pomieszczeniu zapanowała cisza. - Sprawdzam czy jeszcze mi to wychodzi.
Liliane BatteuxUczennica: Beauxbatons - Urodziny : 10/04/1997
Wiek : 27
Skąd : Vouziers, Francja
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
- Powróżyć czy poudawać, że wróżysz? - rzucił Lyberg z rozbawieniem, bez wahania jednak zeskoczył z parapetu i w kilku krokach znalazł się obok Francuzki. Tu nie chodziło o to, czy wierzył w jej zdolności czy nie. Może zwyczajnie chciał ją sprawdzić, zawstydzić, gdyby kłamała lub docenić jej talent, gdyby faktycznie umiała wróżyć. Może chciał tylko dowiedzieć się, czy zawsze jest tak nieznośna jak wtedy, nad jeziorem, czy może czasem bywa sympatyczniejszą - ot, czy jakieś jej hobby potrafi ujawnić jej bardziej ludzką, mniej "księżniczkowatą" twarzyczkę. Był z natury ciekaw, teraz też mogło więc chodzić tylko i wyłącznie o ciekawość.
- Interpretujesz sny, tak? - Wyciągając pufę spod stolika, usiadł naprzeciw dziewczyny. Nie oczekiwał od niej interpretacji, jakiej sam by nie znał, po prostu chciał zorientować się, czy nie rozbije się o czcze przechwałki Błękitnej. Zamiast więc dzielić się jakimkolwiek snem, którego jeszcze nie sprawdził, sięgnął po ten, który już zrozumiał.
- Śniło mi się morze. - Nie zamierzał dodawać, że wszystkie jego sny zawierały ten element, koncentrowały się na nim. Nie ważne, czy ich przekaz faktycznie dotyczył wody czy nie, morskie, słone fale zawsze były tłem wizji Kristiana. - Morze całe skryte gęstą mgłą. Było bezwietrznie, a ja, stojąc na brzegu, wiedziałem, że ta cisza jest nienaturalna. Próbowałem dosięgnąć tej szarej zasłony, ale ta uciekała przed moją dłonią. - Zmarszczył lekko brwi, przyglądając się dziewczynie z zaciekawieniem. - W tym wszystkim zaś był statek. Samotny, archaiczny, takie już nie pływają. Coś jak nordycki drakkar, jeśli masz pojęcie, jak taki wygląda. W każdym razie, miał opuszczony żagiel, nikt też nie wiosłował, nie wiał wiatr, który mógłby go napędzać, ale statek poruszał się. I jeszcze kruk. Siedział w milczeniu na jego burcie jako jedyny pasażer.
Uśmiechnął się nieznacznie. Koniec. Dopóki nie nauczył się interpretować własnych snów, tylko go one irytowały. Teraz, gdy matka pokazała mu już wszystko, co sama wiedziała na temat czytania z ich wizji - obrazy, które śniła ona, również rozgrywały się na tle morza - było lepiej. Przynajmniej mógł próbować cokolwiek zrozumieć.
- No? I o czym to świadczy? Że zginę o wschodzie słońca? - rzucił z rozbawieniem, spoglądając na Francuzkę z jawnym wyzwaniem w spojrzeniu.
- Interpretujesz sny, tak? - Wyciągając pufę spod stolika, usiadł naprzeciw dziewczyny. Nie oczekiwał od niej interpretacji, jakiej sam by nie znał, po prostu chciał zorientować się, czy nie rozbije się o czcze przechwałki Błękitnej. Zamiast więc dzielić się jakimkolwiek snem, którego jeszcze nie sprawdził, sięgnął po ten, który już zrozumiał.
- Śniło mi się morze. - Nie zamierzał dodawać, że wszystkie jego sny zawierały ten element, koncentrowały się na nim. Nie ważne, czy ich przekaz faktycznie dotyczył wody czy nie, morskie, słone fale zawsze były tłem wizji Kristiana. - Morze całe skryte gęstą mgłą. Było bezwietrznie, a ja, stojąc na brzegu, wiedziałem, że ta cisza jest nienaturalna. Próbowałem dosięgnąć tej szarej zasłony, ale ta uciekała przed moją dłonią. - Zmarszczył lekko brwi, przyglądając się dziewczynie z zaciekawieniem. - W tym wszystkim zaś był statek. Samotny, archaiczny, takie już nie pływają. Coś jak nordycki drakkar, jeśli masz pojęcie, jak taki wygląda. W każdym razie, miał opuszczony żagiel, nikt też nie wiosłował, nie wiał wiatr, który mógłby go napędzać, ale statek poruszał się. I jeszcze kruk. Siedział w milczeniu na jego burcie jako jedyny pasażer.
Uśmiechnął się nieznacznie. Koniec. Dopóki nie nauczył się interpretować własnych snów, tylko go one irytowały. Teraz, gdy matka pokazała mu już wszystko, co sama wiedziała na temat czytania z ich wizji - obrazy, które śniła ona, również rozgrywały się na tle morza - było lepiej. Przynajmniej mógł próbować cokolwiek zrozumieć.
- No? I o czym to świadczy? Że zginę o wschodzie słońca? - rzucił z rozbawieniem, spoglądając na Francuzkę z jawnym wyzwaniem w spojrzeniu.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Zdziwiła się tym, że chłopak jednak zaryzykował i chciał opowiedzieć jej sen a ironia i sceptyczne podejście wcale jej nie zdziwiło. Gdyby nie to, że interesowała się tymi sprawami i miała pewną praktykę, tak sama nie uwierzyłaby osobie, którą widziała raz na oczy, że faktycznie może sensownie zinterpretować to o czym śni. Złożyła szybko karty na jedną kupkę, po czym przeniosła wzrok na swojego rozmówcę, wysłuchując go uważnie.
- Nie zginiesz. Jeszcze. Nie martw się - choć mogła mu powiedzieć cokolwiek, wolała powiedzieć to, co mógł oznaczać ten sen. - To się wiąże raczej z twoją przyszłą karierą. Z tym, że będziesz uparcie dążyć do celu. Nienaturalna cisza, gęsta mgła oznaczają pewne trudności i przeszkody, które możesz napotkać po drodze a kruk... no cóż, kruk może być tobą, patrzącym na drogę jaką przebyłeś, by spełnić swoje marzenia, swoje ambicje - to co powiedziała nie brzmiało wyjątkowo finezyjnie, ale innego wyjaśnienia tego snu nie mogła znaleźć. Miała też nadzieję, że Kristian jej nie wyśmieje, bo wróżbiarstwo było jednym z jej czułych punktów.
- Pokaż mi swoją dłoń - wyciągnęła w stronę chłopaka rękę, oczekując aż poda jej swoją. - Nie bój się, nie gryzę.
- Nie zginiesz. Jeszcze. Nie martw się - choć mogła mu powiedzieć cokolwiek, wolała powiedzieć to, co mógł oznaczać ten sen. - To się wiąże raczej z twoją przyszłą karierą. Z tym, że będziesz uparcie dążyć do celu. Nienaturalna cisza, gęsta mgła oznaczają pewne trudności i przeszkody, które możesz napotkać po drodze a kruk... no cóż, kruk może być tobą, patrzącym na drogę jaką przebyłeś, by spełnić swoje marzenia, swoje ambicje - to co powiedziała nie brzmiało wyjątkowo finezyjnie, ale innego wyjaśnienia tego snu nie mogła znaleźć. Miała też nadzieję, że Kristian jej nie wyśmieje, bo wróżbiarstwo było jednym z jej czułych punktów.
- Pokaż mi swoją dłoń - wyciągnęła w stronę chłopaka rękę, oczekując aż poda jej swoją. - Nie bój się, nie gryzę.
Liliane BatteuxUczennica: Beauxbatons - Urodziny : 10/04/1997
Wiek : 27
Skąd : Vouziers, Francja
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Wszyscy mieli wróżbiarstwo za najbardziej bezsensowny przedmiot na świecie... i Aleksy nie odbiegał pod tym względem od reszty. Mimo szczerego zaangażowania nauczycieli prowadzących, którzy lubili się dość często zmieniać (i nic dziwnego, bo wytrzymać z bandą nastolatków zamkniętych w zamku, którzy mają cię w poważaniu to jednak bardzo duży wyczyn), to i tak ten przedmiot nigdy nie został należycie doceniony przez większość podopiecznych magicznej placówki wychowawczo-pedagogicznej. Ten brak docenienia sprawiał jednak, że tuż po zakończonych zajęciach z wróżbiarstwa klasa niemalże natychmiastowo pustoszała i dopóki kolejne zajęcia nie zwabią uczniów i specyficznego nauczyciela, to panował tam wszędobylski święty spokój. Vulkodlak uwielbiał święty spokój. Odkąd więc połączył ze sobą te dwa fakty, czyli święty spokój w klasie od wróżbiarstwa po zajęciach... no niezaprzeczalnie stał się częstym bywalcem tego miejsca. Kolorowe poduchy, duszący dym kadzideł i szklane kule może i nie były idealnym otoczeniem do nauki, ale to właśnie tam sięgał po swoje opasłe tomiszcze do zielarstwa. Siadał wtedy przy jednym z miejsc przy oknie, uchylał lufcik, żeby wpuścić świeże powietrze do tej zatęchłej nory i zapuszczał się w świat flory.
Dzisiaj nie było inaczej. Wdrapał się po drabinie do tego królestwa tandety i kiczu, podszedł do lufcika i wyciągnął nowe tomiszcze ze skórzanej torby. Mało który z jego kolegów wiedział, że Aleksy jest ambitny. Cały czas grał kartą wesołego pijaczyny, podczas gdy w chwilach samotności poświęcał swój czas na naukę. Musiał mieć wystarczająco dobre wyniki w nauce, żeby jego potencjalna kariera uzdrowicielska nie została zamknięta. Wiedział, że jego ojciec oszalałby ze złości, gdyby jego pierworodny nie został urzędnikiem w rosyjskim Ministerstwie Magii. Nic więc dziwnego, że kiedy zorientował się, że plan na życie tatuś już mu ułożył, to on zdecydował, że będzie zajmował się czymś skrajnie innym. Dlatego popołudniami takimi jak to, zakuwał zielarstwo schowany przed szyderczym wzrokiem swoich towarzyszy. Oficjalnie, wciąż aspirował do bycia jednym z wielu bezpłciowych urzędników.
Dzisiaj nie było inaczej. Wdrapał się po drabinie do tego królestwa tandety i kiczu, podszedł do lufcika i wyciągnął nowe tomiszcze ze skórzanej torby. Mało który z jego kolegów wiedział, że Aleksy jest ambitny. Cały czas grał kartą wesołego pijaczyny, podczas gdy w chwilach samotności poświęcał swój czas na naukę. Musiał mieć wystarczająco dobre wyniki w nauce, żeby jego potencjalna kariera uzdrowicielska nie została zamknięta. Wiedział, że jego ojciec oszalałby ze złości, gdyby jego pierworodny nie został urzędnikiem w rosyjskim Ministerstwie Magii. Nic więc dziwnego, że kiedy zorientował się, że plan na życie tatuś już mu ułożył, to on zdecydował, że będzie zajmował się czymś skrajnie innym. Dlatego popołudniami takimi jak to, zakuwał zielarstwo schowany przed szyderczym wzrokiem swoich towarzyszy. Oficjalnie, wciąż aspirował do bycia jednym z wielu bezpłciowych urzędników.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Lauren niewiele pod względem wiary w sens wróżbiarstwa różniła się od pozostałych uczniów. Nie było to praktycznie, nie były to zajęcia logiczne i rozsądne, ale dzięki błahym i wymyślnym, dziwnym odpowiedziom można było z łatwością wypełnić klepsydrę Slytherina szmaragdami. Była to odskocznia od przedmiotów poważnych, zwykle wepchnięta pomiędzy poranne eliksiry a popołudniową trasnsmutację. Była w połowie drogi do Wielkiej Sali, gdy zdała sobie sprawę, że zostawiła w krainie mdłych zapachów i kolorowych poduszek swój podręcznik. Z westchnięciem rezygnacji przeprosiła Suzy, że nie pójdzie z nią na dyniowego pasztecika i wróciła na schody, kierując się na górę. Bo co jej innego zostało?
Gdy tylko podeszła do wiszącego na kamiennej ścianie gobelinu, zsunęła się drabinka i rudowłosa dziewczyna zaczęła swoją wspinaczkę, czując już, nadchodzę zawroty głowy. Zawsze pojawiały się po wejściu do klasy wróżbiarstwa, wywołane mieszanką herbat, ziół i innych specyfików. Wierzyła, że Profesor byłaby w stanie ich naćpać, a nikt nie mógłby jej o to oskarżyć, bo zawsze przecież intensywnie pachniało dziwnymi roślinami. Gdy stanęła na drewnianej podłodze, ta zaskrzypiała, a klapa w podłodze zamknęła się z cichym trzaśnięciem. Nie zauważyła z początku siedzącego nad podręcznikiem od zielarstwa Vulkodlaka, zajęta rozglądaniem się za zapomnianą książką i dopiero kiedy chłodny podmuch uderzył w jej twarz — rześki i świeży. Brew jej drgnęły, Sharp stanęła i przesunęła wzrokiem po okrągłej izbie, zatrzymując spojrzenie na jasnowłosym. Znała go, byli z jednego domu, chociaż nigdy nie mieli okazji na dłuższą rozmowę, bo przecież ona nie lubiła ludzi. Wiedziała jednak, że był dobry z magii leczniczej, niegłupi i chyba całkiem popularny z tego, co prawiła wieczorami w damskiej sypialni Kasandra. Poprawiła torbę na ramieniu.
- Nie przeszkadzaj sobie. - rzuciła jedynie, kierując się w stronę stolika, który zwykle podczas zajęć zajmowała i przysiadła na miękkiej poduszce, rozglądając się za zagubioną książką. Zwykle nie była roztrzepana, wszystko miała pod kontrolą i nie pozwalała sobie na taką lekkomyślność, ale prawda była taka, że dziś pomiędzy opisywaniem głupot z herbacianych fusów, pracowała także nad swoim projektem z transmutacji. Prychnęła niezadowolona, pozwalając, aby torba spadła jej z ramienia i uderzyła o podłogę, a sama przeczesała dłonią rude pukle, zaglądając pod stół. Wstała, rozglądając się na prawo i lewo, a przechodząc koło Śligona, na chwile pchnęła palcami jego książkę, aby spojrzeć na tytuł. Nie, nie był ukrytym fanem wróżbiarstwa dwudziestego pierwszego wieku. Odeszła trochę na lewo, kucając przy stosie poduszek, gdzie książka mogła się zawieruszyć.
Gdy tylko podeszła do wiszącego na kamiennej ścianie gobelinu, zsunęła się drabinka i rudowłosa dziewczyna zaczęła swoją wspinaczkę, czując już, nadchodzę zawroty głowy. Zawsze pojawiały się po wejściu do klasy wróżbiarstwa, wywołane mieszanką herbat, ziół i innych specyfików. Wierzyła, że Profesor byłaby w stanie ich naćpać, a nikt nie mógłby jej o to oskarżyć, bo zawsze przecież intensywnie pachniało dziwnymi roślinami. Gdy stanęła na drewnianej podłodze, ta zaskrzypiała, a klapa w podłodze zamknęła się z cichym trzaśnięciem. Nie zauważyła z początku siedzącego nad podręcznikiem od zielarstwa Vulkodlaka, zajęta rozglądaniem się za zapomnianą książką i dopiero kiedy chłodny podmuch uderzył w jej twarz — rześki i świeży. Brew jej drgnęły, Sharp stanęła i przesunęła wzrokiem po okrągłej izbie, zatrzymując spojrzenie na jasnowłosym. Znała go, byli z jednego domu, chociaż nigdy nie mieli okazji na dłuższą rozmowę, bo przecież ona nie lubiła ludzi. Wiedziała jednak, że był dobry z magii leczniczej, niegłupi i chyba całkiem popularny z tego, co prawiła wieczorami w damskiej sypialni Kasandra. Poprawiła torbę na ramieniu.
- Nie przeszkadzaj sobie. - rzuciła jedynie, kierując się w stronę stolika, który zwykle podczas zajęć zajmowała i przysiadła na miękkiej poduszce, rozglądając się za zagubioną książką. Zwykle nie była roztrzepana, wszystko miała pod kontrolą i nie pozwalała sobie na taką lekkomyślność, ale prawda była taka, że dziś pomiędzy opisywaniem głupot z herbacianych fusów, pracowała także nad swoim projektem z transmutacji. Prychnęła niezadowolona, pozwalając, aby torba spadła jej z ramienia i uderzyła o podłogę, a sama przeczesała dłonią rude pukle, zaglądając pod stół. Wstała, rozglądając się na prawo i lewo, a przechodząc koło Śligona, na chwile pchnęła palcami jego książkę, aby spojrzeć na tytuł. Nie, nie był ukrytym fanem wróżbiarstwa dwudziestego pierwszego wieku. Odeszła trochę na lewo, kucając przy stosie poduszek, gdzie książka mogła się zawieruszyć.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Kolejne strony przynosiły coraz więcej informacji odnośnie fig abisyńskich i Vulkodlak zdążył już dojść do wniosku, że właśnie w ten sposób mógłby uczyć się zawsze. Książki przynosiły odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania, a jednak wciąż zmuszany był do uczestnictwa w zajęciach i znoszenia tam całej masy ludzkiej, za którą tak naprawdę nie przepadał. Miał wrażenie, że jedyne, o czym myślą jego rówieśnicy to szukanie rozpusty i w sumie nie byłoby w tym nic aż tak złego, gdyby nie wszechobecny smród desperacji. Z rozbawieniem obserwował coraz to nowsze dramaty i coraz soczystsze plotki, samemu schodząc nisko poza radar zainteresowania. Nie grał już w Quidditcha i nie imprezował tyle, więc spadł na ostatnie miejsca rankingu popularności. Jednak nie bolało go to. Z dołu było lepiej widać upadek tymczasowej śmietanki towarzyskiej.
Ciszę przerwało otwarcie klapy, a z jego warg mimowolnie wydobyło się westchnięcie. Spodziewał się spotkać Irytka, albo tego nawiedzonego nauczyciela Wróżbiarstwa, którym ktoś powinien zaopiekować się na czwartym piętrze w Mungu. Zamiast tego dostrzegł burzę rudych włosów, którą doskonale znał ze szkolnych korytarzy i salonu wspólnego. Aktualnie panująca królowa tego ulu hormonów, dziewczę snów nie-rudego Wilsona (dziwne, że tamten nie miał wrażenia, że całuje się z jedną z miliona swoich sióstr, bo Lauren mogłaby za taką uchodzić) i panna loteria. Z daleka obserwował jej nieprzewidywalność, która była zaiste fascynująca. Panna Sharp nie była nijaka, a to dość duży komplement, jeśli o niego chodzi.
Nie przeszkadzaj sobie.
Błękitnymi tęczówkami obserwował ją uważnie, a dokładniej jej zacięte poszukiwania... czegoś. A przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy. Dał jej chwilę, pozwolił nawet zobaczyć, że nie zaczytuje się w polecanych przez belfra od wróżbiarstwa mrzonkach i w końcu z sympatią w głosie powiedział:
- Wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy. Czego szukasz? - słyszalny rosyjski akcent sprawił, że zacisnął mocniej dłoń na książce. Nie lubił dużo mówić, a przez brak mówienia jego język wciąż kaleczył angielski. Chciał mieć piękny akcent. Chciał zapomnieć, że pochodzi z jednego z bardziej znienawidzonych nacji na świecie. Sam tej nacji nienawidził, więc nie miał pretensji do całej reszty świata.
Ciszę przerwało otwarcie klapy, a z jego warg mimowolnie wydobyło się westchnięcie. Spodziewał się spotkać Irytka, albo tego nawiedzonego nauczyciela Wróżbiarstwa, którym ktoś powinien zaopiekować się na czwartym piętrze w Mungu. Zamiast tego dostrzegł burzę rudych włosów, którą doskonale znał ze szkolnych korytarzy i salonu wspólnego. Aktualnie panująca królowa tego ulu hormonów, dziewczę snów nie-rudego Wilsona (dziwne, że tamten nie miał wrażenia, że całuje się z jedną z miliona swoich sióstr, bo Lauren mogłaby za taką uchodzić) i panna loteria. Z daleka obserwował jej nieprzewidywalność, która była zaiste fascynująca. Panna Sharp nie była nijaka, a to dość duży komplement, jeśli o niego chodzi.
Nie przeszkadzaj sobie.
Błękitnymi tęczówkami obserwował ją uważnie, a dokładniej jej zacięte poszukiwania... czegoś. A przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy. Dał jej chwilę, pozwolił nawet zobaczyć, że nie zaczytuje się w polecanych przez belfra od wróżbiarstwa mrzonkach i w końcu z sympatią w głosie powiedział:
- Wyglądasz, jakbyś potrzebowała pomocy. Czego szukasz? - słyszalny rosyjski akcent sprawił, że zacisnął mocniej dłoń na książce. Nie lubił dużo mówić, a przez brak mówienia jego język wciąż kaleczył angielski. Chciał mieć piękny akcent. Chciał zapomnieć, że pochodzi z jednego z bardziej znienawidzonych nacji na świecie. Sam tej nacji nienawidził, więc nie miał pretensji do całej reszty świata.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Lauren była trochę jak ten kot, co to był jej zwierzęcym totemem. Niezależna, a jednocześnie trochę tchórzliwa, decydując się świadomie na samotność, którą jednak ostatnio uparcie kilka osób chciało zaburzyć lub zaburzało. I nie było to komfortowe, nie było też pod jej kontrolą i to chyba jej przeszkadzało najbardziej. Nie zwracała uwagi na ludzi dookoła, żyła wedle swojego widzimisię i na szczęście nie czytała w myślach, bo Vulkodlak mógłby zostać obdarzony największym oraz najgłośniejszym z jej trochę pogardliwych prychnięć. Nie była królową ula, a myśl o podobieństwie do Wilsonowego rodzeństwa była na swój pokrętny sposób niepokojąca. Już bezpieczniejsze, a na pewno ciekawsze były te nieszczęsne figi abisyńskie, które z takim zapałem studiował.
Podręcznik zielarstwa zdążyła zauważyć, gdy jej spojrzenie z bezczelnością przesunęło się po sylwetce Ślizgona. Właściwie zawsze był jej obojętny, nie mieli zbyt dużo okazji do rozmów, bo Sharp zwykle takowych unikała, a podczas zajęć, gdy być może udało się im pracować razem w ramach ćwiczeń, skupiona była na projekcie. Miał pełne prawo do uznawania jej za niesympatyczna. Porzucając jednak malującego się przed nią chłopaka, pomyślała również o panującym tu zaduchu i dominującym aromacie ziół, o trochę tandetnych poduszkach, kryształowych kulach dookoła oraz o tym szaleńcu, który nauczył tego przedmiotu i którego na szczęście tu nie było.
Kucnęła właśnie przy stosie, który wydawał się miejscem idealnym dla zagubionej książki, gdy jej uszu dobiegł głos — całkiem sympatycznie zadane pytanie, podkreślone w jakiś sposób akcentem, wyraźnym i mocnym. Nie było to jednak nachalne czy męczące, absolutnie nie obchodziła ją Rosja i opinie całego świata na jej temat. Odchyliła głowę do tyłu, spoglądając na niego przez ramię, zachowując przez kilkanaście sekund milczenie. Krótkie westchnięcie uciekło jednak spomiędzy warg. - Sensu, siły, mocy, odwagi, kontroli, ale poza tym, to też podręcznika. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, cały czas patrząc mu w oczy. Sama książka nie była aż tak istotna, ale wewnątrz miała wstęp do pracy dodatkowej na zaklęcia, którą zaczęła pisać na tym głupim przedmiocie, gdy już opisała fantastyczny scenariusz o swojej nagłej chorobie, która wyszła z fusów po obrzydliwie lawendowej herbatce. Wyprostowała głowę, przerzucając kolejne przedmioty. Były jakieś książki, ale nie ta właściwa. - Zaawansowane zielarstwo? - zapytała jeszcze, nie obdarzając go jednak tym razem spojrzeniem, podnosząc się zaraz z miejsca. Wygładziła materiał spódnicy od mundurka, oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się dookoła ze zmarszczonymi brwiami. Może Cassandra przez przypadek spakowała jej książkę?
Podręcznik zielarstwa zdążyła zauważyć, gdy jej spojrzenie z bezczelnością przesunęło się po sylwetce Ślizgona. Właściwie zawsze był jej obojętny, nie mieli zbyt dużo okazji do rozmów, bo Sharp zwykle takowych unikała, a podczas zajęć, gdy być może udało się im pracować razem w ramach ćwiczeń, skupiona była na projekcie. Miał pełne prawo do uznawania jej za niesympatyczna. Porzucając jednak malującego się przed nią chłopaka, pomyślała również o panującym tu zaduchu i dominującym aromacie ziół, o trochę tandetnych poduszkach, kryształowych kulach dookoła oraz o tym szaleńcu, który nauczył tego przedmiotu i którego na szczęście tu nie było.
Kucnęła właśnie przy stosie, który wydawał się miejscem idealnym dla zagubionej książki, gdy jej uszu dobiegł głos — całkiem sympatycznie zadane pytanie, podkreślone w jakiś sposób akcentem, wyraźnym i mocnym. Nie było to jednak nachalne czy męczące, absolutnie nie obchodziła ją Rosja i opinie całego świata na jej temat. Odchyliła głowę do tyłu, spoglądając na niego przez ramię, zachowując przez kilkanaście sekund milczenie. Krótkie westchnięcie uciekło jednak spomiędzy warg. - Sensu, siły, mocy, odwagi, kontroli, ale poza tym, to też podręcznika. - odpowiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, cały czas patrząc mu w oczy. Sama książka nie była aż tak istotna, ale wewnątrz miała wstęp do pracy dodatkowej na zaklęcia, którą zaczęła pisać na tym głupim przedmiocie, gdy już opisała fantastyczny scenariusz o swojej nagłej chorobie, która wyszła z fusów po obrzydliwie lawendowej herbatce. Wyprostowała głowę, przerzucając kolejne przedmioty. Były jakieś książki, ale nie ta właściwa. - Zaawansowane zielarstwo? - zapytała jeszcze, nie obdarzając go jednak tym razem spojrzeniem, podnosząc się zaraz z miejsca. Wygładziła materiał spódnicy od mundurka, oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się dookoła ze zmarszczonymi brwiami. Może Cassandra przez przypadek spakowała jej książkę?
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Sensu, siły, mocy, odwagi, kontroli, ale poza tym, to też podręcznika.
Cichy śmiech wydobył się z jego ust. Podobała mu się ta odpowiedź. Czyli pana Sharp nie była jedną z tych pięknych twarzy cierpiących na bezmózgowie. Zainteresowanie Wilsonem mogło sugerować, że jednak miała jakieś ubytki w okolicach zdrowego osądu sytuacji. Żeby to jednak ocenić, potrzeba było więcej czasu i więcej rozmowy. Aleksy miał czas, ale nie był pewien, czy rudowłosa znajdzie dla niego czas. A czas był w Hogwarcie jedną z cenniejszych walut. Czas, alkohol i eliksir antykoncepcyjny — tylko to się liczyło po piętnastym roku życia. Wcześniej? Nawet Vulkodlak już nie pamiętał, co było wcześniej.
- Wszystko to znajdziesz w podstawach feminizmu. Wszystko, oprócz podręcznika - odbił piłeczkę, sięgając po ten sam żartobliwy ton. Wstał, by podejść w okolice miejsca, w którym szukała. Mógł wyciągnąć różdżkę. Jedno Accio zapewne rozwiązałoby problem i to nawet on, zielarz-amator wiedział. Ale nie chciał wyjść na dupka, który tłumaczy jej podstawy. Chciał wykorzystać dany mu czas. Dlatego nieśpiesznie zaczął zaglądać pod pufy w poszukiwaniu wspomnianego podręcznika. Kątem oka zerkał na jej niepocieszoną minę, kiedy kolejne znalezione tomiszcza okazały się nie być jej własnością.
- Nie mieli miejsc na podstawowym - to też żart. Bez dobrze napisanych egzaminów nie dostałby się na zielarstwo zaawansowane, na którym siedział w większości z Puchonami. Najwidoczniej było coś prawdziwego w stereotypie wychowanków Helgi Hufflepuff, którzy mają ciągoty cieplarniane.
- A my pewnie szukamy podręcznika do zaawansowanej transmutacji? - widział ją nie raz, próbującą zalęcia w kącie pokoju wspólnego. Aleksy lubił obserwować ludzi. Z jego wrodzonym darem do transmutacji było to niemalże kluczowe. Lubił patrzeć, jak zachowują się inni, jakby na wypadek, gdyby chciał się w nich zamienić, choć na jeden dzień, na chwilę, dla żartu.
- A jak o transmutacji mowa... czy ten nos nie jest za duży? - konsultacja kobiecym okiem nie była zła. On sam już nie wiedział, jak wygląda jego prawdziwy nos i czy istnieje jeszcze kształt, który mógłby podciągnąć pod kategorię 'prawdziwy' w swojej twarzy.
Cichy śmiech wydobył się z jego ust. Podobała mu się ta odpowiedź. Czyli pana Sharp nie była jedną z tych pięknych twarzy cierpiących na bezmózgowie. Zainteresowanie Wilsonem mogło sugerować, że jednak miała jakieś ubytki w okolicach zdrowego osądu sytuacji. Żeby to jednak ocenić, potrzeba było więcej czasu i więcej rozmowy. Aleksy miał czas, ale nie był pewien, czy rudowłosa znajdzie dla niego czas. A czas był w Hogwarcie jedną z cenniejszych walut. Czas, alkohol i eliksir antykoncepcyjny — tylko to się liczyło po piętnastym roku życia. Wcześniej? Nawet Vulkodlak już nie pamiętał, co było wcześniej.
- Wszystko to znajdziesz w podstawach feminizmu. Wszystko, oprócz podręcznika - odbił piłeczkę, sięgając po ten sam żartobliwy ton. Wstał, by podejść w okolice miejsca, w którym szukała. Mógł wyciągnąć różdżkę. Jedno Accio zapewne rozwiązałoby problem i to nawet on, zielarz-amator wiedział. Ale nie chciał wyjść na dupka, który tłumaczy jej podstawy. Chciał wykorzystać dany mu czas. Dlatego nieśpiesznie zaczął zaglądać pod pufy w poszukiwaniu wspomnianego podręcznika. Kątem oka zerkał na jej niepocieszoną minę, kiedy kolejne znalezione tomiszcza okazały się nie być jej własnością.
- Nie mieli miejsc na podstawowym - to też żart. Bez dobrze napisanych egzaminów nie dostałby się na zielarstwo zaawansowane, na którym siedział w większości z Puchonami. Najwidoczniej było coś prawdziwego w stereotypie wychowanków Helgi Hufflepuff, którzy mają ciągoty cieplarniane.
- A my pewnie szukamy podręcznika do zaawansowanej transmutacji? - widział ją nie raz, próbującą zalęcia w kącie pokoju wspólnego. Aleksy lubił obserwować ludzi. Z jego wrodzonym darem do transmutacji było to niemalże kluczowe. Lubił patrzeć, jak zachowują się inni, jakby na wypadek, gdyby chciał się w nich zamienić, choć na jeden dzień, na chwilę, dla żartu.
- A jak o transmutacji mowa... czy ten nos nie jest za duży? - konsultacja kobiecym okiem nie była zła. On sam już nie wiedział, jak wygląda jego prawdziwy nos i czy istnieje jeszcze kształt, który mógłby podciągnąć pod kategorię 'prawdziwy' w swojej twarzy.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Śmiech był zawsze dla niej dźwiękiem odrobinę hipnotyzującym, o ile nie był wymuszony. Miała wrażenie, że wtedy ludzie przybierali swoją prawdziwą twarz — może dlatego ona nie śmiała się często. Przeniosła więc na niego spojrzenie karmelowych tęczówek z nutą zaintrygowania, nie komentując jednak reakcji Rosjanina w żaden sposób. Był zaskoczony? Bez dokładnego wprowadzenia lub po prostu spędzenia czasu z nią i Anthonym, nikt nie mógłby zrozumieć ich relacji, ale jednocześnie Sharp wierzyła, że nikogo nie powinna ona obchodzić. Gdyby na głos wypowiedział słowa o tym, że liczył się tylko alkohol i eliksir antykoncepcyjny, to by go zwyczajnie wyśmiała, bo wrzucanie wszystkich do jednego worka było zwykle krzywdzące. Faktycznie, większość mieszkańców szkoły skupiała się bardziej na seksie i zabawie niż na ocenach, ale wciąż znaleźć można było szanujące się wyjątki.
- Wolę znaleźć to w inny sposób, bardziej indywidualny, bo feminizm nie zawsze się sprawdza. - wyznała zgodnie z prawdą, wzruszając delikatnie ramionami. Kąciki ust drgnęły jej subtelnie ku górze na wybrany przez niego ton i wzmiankę o tym nieszczęsnym podręczniku. Mogła użyć magii, ale czy wyręczanie się nią w każdym aspekcie życia było mądre? Czarodzieje w ten sposób tracili zdolność logicznego myślenia, paskudnie się rozleniwiali, a do tego nie umieli poradzić sobie w podstawowych sytuacjach. Magia była cudowna, ruda była dumną czarownicą, ale nie chciała zostać jej niewolnikiem. - Może spakowała go któraś z dziewczyn.
Skomentowała cicho, ostatecznie siadając na jednej z poduszek i odkładając torbę na bok, wbiła w niego spojrzenie w momencie, w którym odezwał się na temat zielarstwa. Prawdę mówiąc, był to jej najsłabszy przedmiot. Humor mu dopisywał, skomentowała to jednak prychnięciem, takim trochę kocim, jak to miała w zwyczaju.
- Tak. Poznając swoją trudną przyszłość, powtarzałam materiał. - przytaknęła zaskoczona tym, że o tym wiedział. Mógł dostrzec na jej twarzy drobne ściągnięcie brwi, baczniejsze przyjrzenie mu się, zupełnie jakby żyła ze świadomością, że ona tylko obserwowała ludzi, gdy miała ku temu czas i okazję, a on zaburzył jej światopogląd.
- Nos? - powtórzyła zbita z tropu, przyglądając się jego twarzy mimowolnie. Poprawiła materiał szkolnej spódnicy, kręcąc delikatnie głową. - Nos jak nos. Zwykle pasuje do twarzy. Aż tak przejmujesz się aparycją?
Zapytała, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy raz jeszcze, przenosząc się następnie na szyję, ramiona czy tors, lustrując go całego, jakby zastanawiała się, czy jego zmartwienie miało jakikolwiek sens. Lauren w swoim pedantyzmie zwracała uwagę na swój ubiór oraz czystość, ale nigdy specjalnie nie przejmowała się samym wyglądem, naturalnym układem twarzy. No, może okazjonalnie odzywał się w niej kompleks marchewkowych włosów, bo wplecione w umysł miała, że blond byłby dużo ładniejsze.
- Wolę znaleźć to w inny sposób, bardziej indywidualny, bo feminizm nie zawsze się sprawdza. - wyznała zgodnie z prawdą, wzruszając delikatnie ramionami. Kąciki ust drgnęły jej subtelnie ku górze na wybrany przez niego ton i wzmiankę o tym nieszczęsnym podręczniku. Mogła użyć magii, ale czy wyręczanie się nią w każdym aspekcie życia było mądre? Czarodzieje w ten sposób tracili zdolność logicznego myślenia, paskudnie się rozleniwiali, a do tego nie umieli poradzić sobie w podstawowych sytuacjach. Magia była cudowna, ruda była dumną czarownicą, ale nie chciała zostać jej niewolnikiem. - Może spakowała go któraś z dziewczyn.
Skomentowała cicho, ostatecznie siadając na jednej z poduszek i odkładając torbę na bok, wbiła w niego spojrzenie w momencie, w którym odezwał się na temat zielarstwa. Prawdę mówiąc, był to jej najsłabszy przedmiot. Humor mu dopisywał, skomentowała to jednak prychnięciem, takim trochę kocim, jak to miała w zwyczaju.
- Tak. Poznając swoją trudną przyszłość, powtarzałam materiał. - przytaknęła zaskoczona tym, że o tym wiedział. Mógł dostrzec na jej twarzy drobne ściągnięcie brwi, baczniejsze przyjrzenie mu się, zupełnie jakby żyła ze świadomością, że ona tylko obserwowała ludzi, gdy miała ku temu czas i okazję, a on zaburzył jej światopogląd.
- Nos? - powtórzyła zbita z tropu, przyglądając się jego twarzy mimowolnie. Poprawiła materiał szkolnej spódnicy, kręcąc delikatnie głową. - Nos jak nos. Zwykle pasuje do twarzy. Aż tak przejmujesz się aparycją?
Zapytała, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy raz jeszcze, przenosząc się następnie na szyję, ramiona czy tors, lustrując go całego, jakby zastanawiała się, czy jego zmartwienie miało jakikolwiek sens. Lauren w swoim pedantyzmie zwracała uwagę na swój ubiór oraz czystość, ale nigdy specjalnie nie przejmowała się samym wyglądem, naturalnym układem twarzy. No, może okazjonalnie odzywał się w niej kompleks marchewkowych włosów, bo wplecione w umysł miała, że blond byłby dużo ładniejsze.
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Wolę znaleźć to w inny sposób, bardziej indywidualny, bo feminizm nie zawsze się sprawdza.
Jedna z jasnych brwi Ślizgona powędrowała do góry. Feminizm nie zawsze się sprawdza? Może i wychowały go guwernantki i niedźwiedzie, ale kiedy ostatnio sprawdzał, feminizm sprawdzał się znacznie lepiej niż staromodny patriarchat. Zwłaszcza kiedy zdarzało mu się wymieniać poglądami z młodymi czarownicami.
- W którym momencie feminizm nie spełnia Twoich oczekiwań, Lauren? - zapytał, nie kryjąc zainteresowania jej odpowiedzią. Patrzył na nią swoimi błękitnymi tęczówkami, czekając na szersze wyjaśnienia, które pomogą mu rozwinąć jego własny światopogląd. Lubił rozmawiać z ludźmi, którzy mieli inne spojrzenie na świat. To odświeżało jego własną percepcję. Pozwalało być mniej sarkastycznym gnojkiem. Na chwilę, ale lepsza chwila niż nic.
- Ja na wróżbiarstwie po prostu piję herbatę. Ten szalony typ naprawdę dobrze parzy fusiastego earl grey'a - przyznał bez większej krępacji. Co robił na wróżbiarstwie na tak późnym etapie edukacji? To samo co wszyscy szanujący swój czas młodzi ludzie- wypełniał luki w planie zajęć. Musieli wybrać minimalną ilość przedmiotów, więc Aleksy nie chcąc rozdrabniać swojej uwagi na drobne, wybrał przedmioty, które go interesują, a na zapchanie minimum wziął wróżbiarstwo i astrologię. Astrologia wydawała się być niezmienna od pierwszych zajęć, a wróżbiarstwo- wystarczyło opisać pierwszy lepszy sen, dodać do niego szczyptę dramaturgii, dwie szczypty tragizmu i garstkę fatalizmu i magicznym sposobem zaliczało się zadania z ponadprzeciętną średnią. Czyż to nie wspaniała zapchajdziura? A w dodatku regularnie serwowano im herbatę, która nie była zalana mlekiem, jak to Brytyjczycy mają w zwyczaju, więc były to idealne okoliczności rozwoju.
- Próżna ze mnie gnida - wzruszył ramionami, a za chwilę jego nos się zmniejszył i stał się nieco bardziej szpiczasty. - Tego nie ma na zaawansowanej transmutacji, nie? - zagaił i aby dopełnić pokazówki, skrócił nieco swoje blond włosy. Czy próbował jej zaimponować? Wręcz desperacko. Niestety taki już był w towarzystwie dziewcząt- zawsze starał się znaleźć drogę do ich zainteresowania jego własną osobą. Był jednak niczym tafla lustra i zamierzał wszystkie okruchy zainteresowania wiernie odbijać.
- Myślałem, że dziewczyny lubią feminizm i ładne twarze - powiedział cicho, jakby broniąc się przed jej osądem, że oto spotkała najgorszego samca ze wszystkich. Aleksy nie był najgorszy. Był tylko wciąż poszukujący, jak każdy szesnastolatek.
Jedna z jasnych brwi Ślizgona powędrowała do góry. Feminizm nie zawsze się sprawdza? Może i wychowały go guwernantki i niedźwiedzie, ale kiedy ostatnio sprawdzał, feminizm sprawdzał się znacznie lepiej niż staromodny patriarchat. Zwłaszcza kiedy zdarzało mu się wymieniać poglądami z młodymi czarownicami.
- W którym momencie feminizm nie spełnia Twoich oczekiwań, Lauren? - zapytał, nie kryjąc zainteresowania jej odpowiedzią. Patrzył na nią swoimi błękitnymi tęczówkami, czekając na szersze wyjaśnienia, które pomogą mu rozwinąć jego własny światopogląd. Lubił rozmawiać z ludźmi, którzy mieli inne spojrzenie na świat. To odświeżało jego własną percepcję. Pozwalało być mniej sarkastycznym gnojkiem. Na chwilę, ale lepsza chwila niż nic.
- Ja na wróżbiarstwie po prostu piję herbatę. Ten szalony typ naprawdę dobrze parzy fusiastego earl grey'a - przyznał bez większej krępacji. Co robił na wróżbiarstwie na tak późnym etapie edukacji? To samo co wszyscy szanujący swój czas młodzi ludzie- wypełniał luki w planie zajęć. Musieli wybrać minimalną ilość przedmiotów, więc Aleksy nie chcąc rozdrabniać swojej uwagi na drobne, wybrał przedmioty, które go interesują, a na zapchanie minimum wziął wróżbiarstwo i astrologię. Astrologia wydawała się być niezmienna od pierwszych zajęć, a wróżbiarstwo- wystarczyło opisać pierwszy lepszy sen, dodać do niego szczyptę dramaturgii, dwie szczypty tragizmu i garstkę fatalizmu i magicznym sposobem zaliczało się zadania z ponadprzeciętną średnią. Czyż to nie wspaniała zapchajdziura? A w dodatku regularnie serwowano im herbatę, która nie była zalana mlekiem, jak to Brytyjczycy mają w zwyczaju, więc były to idealne okoliczności rozwoju.
- Próżna ze mnie gnida - wzruszył ramionami, a za chwilę jego nos się zmniejszył i stał się nieco bardziej szpiczasty. - Tego nie ma na zaawansowanej transmutacji, nie? - zagaił i aby dopełnić pokazówki, skrócił nieco swoje blond włosy. Czy próbował jej zaimponować? Wręcz desperacko. Niestety taki już był w towarzystwie dziewcząt- zawsze starał się znaleźć drogę do ich zainteresowania jego własną osobą. Był jednak niczym tafla lustra i zamierzał wszystkie okruchy zainteresowania wiernie odbijać.
- Myślałem, że dziewczyny lubią feminizm i ładne twarze - powiedział cicho, jakby broniąc się przed jej osądem, że oto spotkała najgorszego samca ze wszystkich. Aleksy nie był najgorszy. Był tylko wciąż poszukujący, jak każdy szesnastolatek.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Westchnęła krótko, pozwalając sobie zawiesić spojrzenie gdzieś pomiędzy kryształową kulą na stoliku a mdłą poduszką z frędzlami, nieco zbita z tropu jego pytaniem. Niewielu chłopców w szkole lubiło angażować się w dyskusje prawiące o czymś innym niż życie towarzyskie, zbliżające się egzaminy lub seks. Nie znaczyło to jednak, że Lauren nie miała odpowiedzi dla Vulkodlaka.
- Wydaje mi się, że kobiety nie muszą ciągle krzyczeć o swoich prawach i że nie cofniemy się społecznie o sto lat, gdy przestaniemy, a priorytetem znów będzie tylko małżeństwo, czy dzieci. Różnica płci zanika, a feminizm potrzebowałby uwspółcześnienia. - odpowiedziała w końcu, pozwalając sobie na wzruszenie ramion i odwzajemnienie jego spojrzenia, pozwalając, aby karmel spotkał się z błękitem. Aleksy miał naprawdę ładny kolor oczu, przypominał trochę niebo. Czy znaczyło to, że jego dusza była równie przyzwoita, skoro one rzekomo były jej zwierciadłem? Nie była taka przekonana. - Masz rację, robi lepszą herbatę niż zamkowe skrzaty.
Trudno było się nie zgodzić z największym atutem nauczyciela, talentem znacznie większym, niż jego jasnowidzenie. Ślizgonka przesunęła palcem po rudym paśmie włosów, spoglądając znów na kryształową kulę. Wzięła wszystkie przedmioty poza lataniem, którego nienawidziła z całego serca i miała zwyczajnie odruch wymiotny, gdy siedziała na miotle. Zabawne, że mogła jeździć bez problemu latającym autem czy na grzbiecie magicznego stworzenia, problemem był jedynie kij z witkami. Wróżbiarstwo było na tyle przewidywalne i proste, jeśli poznało się nauczyciela, że było doskonałym okienkiem na powtórzenie rzeczy ważniejszych.
Podniosła wzrok na twarz chłopaka, gdy ten znów się odezwał i ściągnęła brwi, przyglądając się nosowi. Metamorfomagia? Umiejętność wrodzona, olbrzymia predyspozycja do transmutacji — umysł Sharp natychmiast przywołał tekst z podręcznika. Milczała jednak, obserwując potem jasne kosmyki, które zmieniły długość oraz jego minę, gdy słowa zmieniły się szept. Lauren pozwoliła sobie na westchnięcie, a potem bezwstydnie uniosła dłoń, przesuwając jasny kosmyk między palcami. - Może i lubią, nie znam się Vulkodlak, ale to dość płytkie i proste, nie sądzisz? Jak chcesz zaimponować dziewczynie, to skorzystaj z tego .- tutaj stuknęła palcem jego skroń, a potem przeniosła dłoń niżej i stuknęła w koszulę, mniej więcej w miejscu serca. - I tego. Nie wygląd sprawia, że człowiek jest interesujący.
Inteligencja, odwaga, otwarty umysł i jakiś kręgosłup moralny lub kompas samozachowawczy wydawały się jej znacznie ważniejsze, niż ładna buzia. Posłała mu jednak krótki uśmiech, zanim sięgnęła po swoją torbę i wsunęła ją na kolana, szukając wewnątrz różdżki. - Wziąłeś zaawansowaną transmutację?
- Wydaje mi się, że kobiety nie muszą ciągle krzyczeć o swoich prawach i że nie cofniemy się społecznie o sto lat, gdy przestaniemy, a priorytetem znów będzie tylko małżeństwo, czy dzieci. Różnica płci zanika, a feminizm potrzebowałby uwspółcześnienia. - odpowiedziała w końcu, pozwalając sobie na wzruszenie ramion i odwzajemnienie jego spojrzenia, pozwalając, aby karmel spotkał się z błękitem. Aleksy miał naprawdę ładny kolor oczu, przypominał trochę niebo. Czy znaczyło to, że jego dusza była równie przyzwoita, skoro one rzekomo były jej zwierciadłem? Nie była taka przekonana. - Masz rację, robi lepszą herbatę niż zamkowe skrzaty.
Trudno było się nie zgodzić z największym atutem nauczyciela, talentem znacznie większym, niż jego jasnowidzenie. Ślizgonka przesunęła palcem po rudym paśmie włosów, spoglądając znów na kryształową kulę. Wzięła wszystkie przedmioty poza lataniem, którego nienawidziła z całego serca i miała zwyczajnie odruch wymiotny, gdy siedziała na miotle. Zabawne, że mogła jeździć bez problemu latającym autem czy na grzbiecie magicznego stworzenia, problemem był jedynie kij z witkami. Wróżbiarstwo było na tyle przewidywalne i proste, jeśli poznało się nauczyciela, że było doskonałym okienkiem na powtórzenie rzeczy ważniejszych.
Podniosła wzrok na twarz chłopaka, gdy ten znów się odezwał i ściągnęła brwi, przyglądając się nosowi. Metamorfomagia? Umiejętność wrodzona, olbrzymia predyspozycja do transmutacji — umysł Sharp natychmiast przywołał tekst z podręcznika. Milczała jednak, obserwując potem jasne kosmyki, które zmieniły długość oraz jego minę, gdy słowa zmieniły się szept. Lauren pozwoliła sobie na westchnięcie, a potem bezwstydnie uniosła dłoń, przesuwając jasny kosmyk między palcami. - Może i lubią, nie znam się Vulkodlak, ale to dość płytkie i proste, nie sądzisz? Jak chcesz zaimponować dziewczynie, to skorzystaj z tego .- tutaj stuknęła palcem jego skroń, a potem przeniosła dłoń niżej i stuknęła w koszulę, mniej więcej w miejscu serca. - I tego. Nie wygląd sprawia, że człowiek jest interesujący.
Inteligencja, odwaga, otwarty umysł i jakiś kręgosłup moralny lub kompas samozachowawczy wydawały się jej znacznie ważniejsze, niż ładna buzia. Posłała mu jednak krótki uśmiech, zanim sięgnęła po swoją torbę i wsunęła ją na kolana, szukając wewnątrz różdżki. - Wziąłeś zaawansowaną transmutację?
Lauren Sharp- Prefekt Slytherin
- Skąd : Arran, Szkocja
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Czasem i takie tarantule, jak Leo, oddalały się z lochów w wyższe piętra zamkowych czeluści. Skoro wszyscy w godzinach popołudniowych rozeszli się na leżakowanie po dormitoriach lub zajęcia dodatkowe, zdecydowanie uciekała od ludzi, nie chcąc siedzieć w zgiełku szmerów, śmiechów i innych takich codzienności. Powód był dość prosty. Musiała nieco więcej poświęcić czasu historii magii, jeśli chciała dostać się na wybrane studia. Coraz bardziej przekonywała się chwilami, że choć jest ambitna i niegłupia, to jednak powinna otworzyć jakiś byle-jaki sklep, handlować czymś może, jak jej rodzice, ale bardziej legalnym w Anglii... Sama nie wiedziała, co począć, a przecież nie miała zbyt wielu osób, którym mogłaby się pochwalić o swoich rozterkach. Co dopiero przyznać się do jakiejś słabości. To kompletnie można było wykreślić z ewentualnych możliwości działania dziewczyny.
Jej kroki bezwiednie skierowały się do jednej z wież. Dawno tu nie była, więc teraz rozejrzała z nieznacznym niezadowoleniem po kolorystyce wnętrza. - Świetnie. - Bąknęła pod nosem, a ostatecznie skierowała się na niższe partie śmiesznej auli wróżbiarstwa. Usiadła nisko na, o dziwo, wygodnych poduszkach i podciągnęła nogi do siebie w siadzie po turecku. Wokoło unosił się miły zapach kardamonu oraz śliwki, jaki miała na sobie. A nim zajęła się czytaniem, szybko zagarnęła swoje wierzchnie odzienie, jakby chciała się ciaśniej okryć. Miała na sobie długi, szary sweter, rozpinany i z kapturem, ale przyduży, jak na jej sylwetkę. Do tego czarne legginsy i jakąś czarną koszulę-bokserkę. Sweterek zsuwał się jej z ramienia, a długie warkocze obecnie były na jej plecach. Otworzyła książkę i zaczęła przesuwać wzrokiem po tekście, zadowolona jednym. Ciszą, jaka tu była. Dużo uczniów olewało tę salę, bo szaleni wykładowcy wróżbiarstwa nie byli tymi, których chciało się widzieć na co dzień, chyba że było się podobnie niepoprawnym krejzolem, co oni. Dziewczyna przesunęła palcami po swojej szyi, nie czekając długo na to by sobie pozycję zmienić. Położyła się w tych boskich pieleszach, czystych ku chwale Salazara, na plecach, a księga lewitowała jej przed twarzą. To był jednak błąd, bo Ślizgonka trafiła w jakieś wyjątkowe fazy gwiazd, magiczne konstelacje i inne bajery, które sprawiły, że zasnęła, z książką już na twarzy, cicho posapując.
Jej kroki bezwiednie skierowały się do jednej z wież. Dawno tu nie była, więc teraz rozejrzała z nieznacznym niezadowoleniem po kolorystyce wnętrza. - Świetnie. - Bąknęła pod nosem, a ostatecznie skierowała się na niższe partie śmiesznej auli wróżbiarstwa. Usiadła nisko na, o dziwo, wygodnych poduszkach i podciągnęła nogi do siebie w siadzie po turecku. Wokoło unosił się miły zapach kardamonu oraz śliwki, jaki miała na sobie. A nim zajęła się czytaniem, szybko zagarnęła swoje wierzchnie odzienie, jakby chciała się ciaśniej okryć. Miała na sobie długi, szary sweter, rozpinany i z kapturem, ale przyduży, jak na jej sylwetkę. Do tego czarne legginsy i jakąś czarną koszulę-bokserkę. Sweterek zsuwał się jej z ramienia, a długie warkocze obecnie były na jej plecach. Otworzyła książkę i zaczęła przesuwać wzrokiem po tekście, zadowolona jednym. Ciszą, jaka tu była. Dużo uczniów olewało tę salę, bo szaleni wykładowcy wróżbiarstwa nie byli tymi, których chciało się widzieć na co dzień, chyba że było się podobnie niepoprawnym krejzolem, co oni. Dziewczyna przesunęła palcami po swojej szyi, nie czekając długo na to by sobie pozycję zmienić. Położyła się w tych boskich pieleszach, czystych ku chwale Salazara, na plecach, a księga lewitowała jej przed twarzą. To był jednak błąd, bo Ślizgonka trafiła w jakieś wyjątkowe fazy gwiazd, magiczne konstelacje i inne bajery, które sprawiły, że zasnęła, z książką już na twarzy, cicho posapując.
Leo ButcherKlasa VII - Skąd : chicago, usa
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Długo by szukać powodu, dla którego Elijah mógłby trafić w te okolice, dlatego ściągnę go tu razem z Zoją - prawdopodobnie ostatnią osobą, którą interesowało wróżbiarstwo i która zamierzała uczestniczyć w tych zajęciach aż do końca szkoły. Może i łączyła swoją przyszłość z zielarstwem lub uzdrowicielstwem, ale bycie jasnowidzem to i tak coś kim już zawsze będzie.
Nawet godzinę temu miała wizję, że jeśli przyjdzie tutaj z Wardem to stanie się coś dobrego. A na jej wizjach można było coraz bardziej polegać. Dlatego obudziła śpiocha, który po porannym treningu beztrosko zasnął w Pokoju Wspólnym i nie wstał aż do kolacji. Zaprowadziła go więc do Wielkiej Sali by mógł zrobić sobie kanapki na drogę i tak oto - wspięli się aż tutaj.
- Przyznaj... Od ilu lat nie było Cię w północnej wieży? - zagadnęła Bułgarka, obgryzając skórkę od suchej kromki chleba.
Nawet godzinę temu miała wizję, że jeśli przyjdzie tutaj z Wardem to stanie się coś dobrego. A na jej wizjach można było coraz bardziej polegać. Dlatego obudziła śpiocha, który po porannym treningu beztrosko zasnął w Pokoju Wspólnym i nie wstał aż do kolacji. Zaprowadziła go więc do Wielkiej Sali by mógł zrobić sobie kanapki na drogę i tak oto - wspięli się aż tutaj.
- Przyznaj... Od ilu lat nie było Cię w północnej wieży? - zagadnęła Bułgarka, obgryzając skórkę od suchej kromki chleba.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
- Tak naprawdę to mam wrażenie, że byłem tu tylko raz na pierwszym roku, a potem wyłgałem się klauzulą sumienia i już nigdy nie wróciłem - mruknął w odpowiedzi.
Tak... O ile można było go jeszcze skusić na wspólne oglądanie gwiazd, tak tego całego gapienia się w czarodziejską kulę po prostu nie znosił. Jego wewnętrzne oko nawet nie potrzebowało okularów, po prostu było ślepe. Wierzył, że te zajęcia mogą okazać się przydatne dla kogoś z darem, jaki miała Zoja, ale było to na tyle wyjątkową umiejętnością, że zupełnie nie rozumiał po co ten przedmiot jest w podstawach nauczania.
A jednak tu za nią przyszedł. Jak mógłby odmówić? Jej wizje naprawdę się ostatnio sprawdzały, a wiadomo, że przed swoim pierwszym prawdziwym meczem potrzebował tyle szczęścia ile się tylko dało.
Weszli do opuszczonej klasy. Z początku nie zauważyli śpiącej Leo. Yordanova podeszła do okna, żeby sobie przez nie wyjrzeć jak to miała w zwyczaju, a Ward z niesmakiem ruszył czyiś podręcznik od wróżbiarstwa, który został na biurku, przechodząc między ławkami.
W końcu ją dostrzegł. Ślizgonka leżała na poduszkach na środku sali, przykryta tomiszczem od historii magii. Jego przyjaciółka już miała do nich podbiec z jakąś błyskotliwą uwagą, ale złapał Zojkę w biegu, nakrywając jej dłoń na usta. Pokazał jej Leo kciukiem, a potem przyłożył sobie wskazujący palec do ust, nakazując dziewczynie zostać cicho. Puścił ją powoli, a przyjaciółka wykonała teatralny gest zamykania ust na zamek, do którego kluczyk wyrzuciła za siebie. Miała pewnie nadzieję na jakiś żarcik kosmonaucik, ale Elijah dalej migając, czyli machając dwoma rękoma na "sio" - kazał jej się po prostu wynosić. Chwilę się ociągała, ale gdy zgromił ją jeszcze raz spojrzeniem - Gryfonka sobie poszła, uśmiechając się pod nosem. Mógłby przysiąść, że za zamkniętymi drzwiami od klasy usłyszał jej nucenie "zakochana paraaa...".
Położył się na boku obok Leo. Podłożył sobie rękę pod głowę, przyglądając się jej przez moment jak jakiś creep. Zwrócił uwagę, że jej włosy wyglądały dzisiaj wyjątkowo pięknie. Warkoczyki były jakieś takie gładsze i bardziej świecące... Dobra, dość. Powoli podniósł jej książkę z twarzy, a drugą ręką pomachał przygotowaną wcześniej kanapką z szynką i serem pod nosem Butcher.
Tak... O ile można było go jeszcze skusić na wspólne oglądanie gwiazd, tak tego całego gapienia się w czarodziejską kulę po prostu nie znosił. Jego wewnętrzne oko nawet nie potrzebowało okularów, po prostu było ślepe. Wierzył, że te zajęcia mogą okazać się przydatne dla kogoś z darem, jaki miała Zoja, ale było to na tyle wyjątkową umiejętnością, że zupełnie nie rozumiał po co ten przedmiot jest w podstawach nauczania.
A jednak tu za nią przyszedł. Jak mógłby odmówić? Jej wizje naprawdę się ostatnio sprawdzały, a wiadomo, że przed swoim pierwszym prawdziwym meczem potrzebował tyle szczęścia ile się tylko dało.
Weszli do opuszczonej klasy. Z początku nie zauważyli śpiącej Leo. Yordanova podeszła do okna, żeby sobie przez nie wyjrzeć jak to miała w zwyczaju, a Ward z niesmakiem ruszył czyiś podręcznik od wróżbiarstwa, który został na biurku, przechodząc między ławkami.
W końcu ją dostrzegł. Ślizgonka leżała na poduszkach na środku sali, przykryta tomiszczem od historii magii. Jego przyjaciółka już miała do nich podbiec z jakąś błyskotliwą uwagą, ale złapał Zojkę w biegu, nakrywając jej dłoń na usta. Pokazał jej Leo kciukiem, a potem przyłożył sobie wskazujący palec do ust, nakazując dziewczynie zostać cicho. Puścił ją powoli, a przyjaciółka wykonała teatralny gest zamykania ust na zamek, do którego kluczyk wyrzuciła za siebie. Miała pewnie nadzieję na jakiś żarcik kosmonaucik, ale Elijah dalej migając, czyli machając dwoma rękoma na "sio" - kazał jej się po prostu wynosić. Chwilę się ociągała, ale gdy zgromił ją jeszcze raz spojrzeniem - Gryfonka sobie poszła, uśmiechając się pod nosem. Mógłby przysiąść, że za zamkniętymi drzwiami od klasy usłyszał jej nucenie "zakochana paraaa...".
Położył się na boku obok Leo. Podłożył sobie rękę pod głowę, przyglądając się jej przez moment jak jakiś creep. Zwrócił uwagę, że jej włosy wyglądały dzisiaj wyjątkowo pięknie. Warkoczyki były jakieś takie gładsze i bardziej świecące... Dobra, dość. Powoli podniósł jej książkę z twarzy, a drugą ręką pomachał przygotowaną wcześniej kanapką z szynką i serem pod nosem Butcher.
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Jego tu rzadko można było spotkać, a co dopiero ją. Ale wiedziała doskonale, że to miejsce nadaje się do uczenia się i nie tylko. Trzeba było jedynie trafić na czas, gdy nie było zajęć nietypowego profesora. I pięknie się złożyło, że miała taką możliwość. Szkoda tylko, że ten sen ją zmógł, ale może się uczyła do późna? Może jej Elijah spędzał sen z powiek? Albo zastanawiała się godzinami, czy napisać do niego Pergamixa czy może jednak nie. Tak czy inaczej, podręcznik miała na twarzy i nie spodziewała się, że ktoś będzie miał jej w jakikolwiek sposób przeszkadzać w kimaniu. Kto wie, może by tu spała do wieczora późnego, jak by była dorwana przez wnikliwego prefekta. Gdyby jednak była obserwatorem sytuacji, w której dwóch Gryfonów nagle pojawia się w miejscu, gdzie jest śpiąca Ślizgonka, na bank by chodziło o jakieś psikusy. Ona by pewnie na miejscu Warda spokojnie nie podeszła do niego, ale plus dla niego, że meduzy nie obudził niecnie, okropnie, fuj. Byłaby zła i na pewno niemiła dla niego. Tu jednak szansa była na coś zupełnie innego...
Zdecydowanie creepy Wardzik. Ona śpi, on się jej przygląda. Jeszcze by brakowało, żeby miała złożone na klatce dłonie, jak w trumnie, ale tu felernie jedna była gdzieś do boku odchylona, a druga leniwie leżała na jej brzuchu. Dziewoja nie chrapała, ale zamlaskała z zadowoleniem, gdy chłopak zabrał książkę z jej twarzy. W końcu mogła lepiej oddychać. Przechyliła twarz akurat w stronę chłopaka, uśmiechając się leciuchno przez sen i tutaj, romantyk roku, zaczął machać jej kanapką pod nosem. Hit. Winien dostać nagrodę Skrzata-Podrywacza! Leo pociągnęła krótko nosem i zaraz zmarszczyła nieznacznie brwi, bo jej się nie zgadzał zapach szynki z senną marą. Otworzyła jedno oko, jakby niepewnie, a tu raz, że kanapka, dwa że Ward ją trzyma, leżąc obok.
- E-El-W-War-co? - Nie mogąc się zdecydować, jak do niego powiedzieć, cofnęła się nieco i podniosła na łokciu, mamrocząc. - Śledzisz mnie, przyznaj się. - Dźgnęła go pazurem delikatniej, niż mogła i zagryzła swoją dolną wargę, obserwując uważnie jego twarz. Może to ten moment, w którym okaże się, że nie ma dwóch siekaczy i będzie mogła uznać go za brzydkiego.
Zdecydowanie creepy Wardzik. Ona śpi, on się jej przygląda. Jeszcze by brakowało, żeby miała złożone na klatce dłonie, jak w trumnie, ale tu felernie jedna była gdzieś do boku odchylona, a druga leniwie leżała na jej brzuchu. Dziewoja nie chrapała, ale zamlaskała z zadowoleniem, gdy chłopak zabrał książkę z jej twarzy. W końcu mogła lepiej oddychać. Przechyliła twarz akurat w stronę chłopaka, uśmiechając się leciuchno przez sen i tutaj, romantyk roku, zaczął machać jej kanapką pod nosem. Hit. Winien dostać nagrodę Skrzata-Podrywacza! Leo pociągnęła krótko nosem i zaraz zmarszczyła nieznacznie brwi, bo jej się nie zgadzał zapach szynki z senną marą. Otworzyła jedno oko, jakby niepewnie, a tu raz, że kanapka, dwa że Ward ją trzyma, leżąc obok.
- E-El-W-War-co? - Nie mogąc się zdecydować, jak do niego powiedzieć, cofnęła się nieco i podniosła na łokciu, mamrocząc. - Śledzisz mnie, przyznaj się. - Dźgnęła go pazurem delikatniej, niż mogła i zagryzła swoją dolną wargę, obserwując uważnie jego twarz. Może to ten moment, w którym okaże się, że nie ma dwóch siekaczy i będzie mogła uznać go za brzydkiego.
Leo ButcherKlasa VII - Skąd : chicago, usa
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Czemu pomachał jej kanapką przed twarzą? Miał przecież nieskończoną ilość sposobów jakimi mógłby obudzić dziewczynę. Pianka do golenia na dłoni, woda w kroku, buziak w policzek... Ale nie, pozostawił wszystko w oparach zapachu szynki.
Przywitał Leo szerokim uśmiechem, kiedy zaczęła otwierać oczy. Zdezorientowana, zaspana Ślizgonka, wyglądała jeszcze piękniej. Chyba powinien zacząć się leczyć.
- A z jakiego innego powodu mógłbym tu teraz być? - odpowiedział pytaniem na pytanie. On jej może nie śledził, ale trzecie oko jego przyjaciółki było teraz zdecydowanie nastawione na pierwszy obiekt zainteresowania Elijaha, do którego się jej przyznał od czasów Smelly Betty z drugiej klasy. Cóż, pachniała makaronem na zajęciach. Nie mógł pozostać temu obojętny.
- Dzień dobry - dodał, nie robiąc sobie nic z jej dźgnięcia palcem. - Jesteś głodna? - znów jej pomachał kanapką przed twarzą. Skoro już tu są... I są sami - mogą sobie zrobić mały piknik, prawda?
Przywitał Leo szerokim uśmiechem, kiedy zaczęła otwierać oczy. Zdezorientowana, zaspana Ślizgonka, wyglądała jeszcze piękniej. Chyba powinien zacząć się leczyć.
- A z jakiego innego powodu mógłbym tu teraz być? - odpowiedział pytaniem na pytanie. On jej może nie śledził, ale trzecie oko jego przyjaciółki było teraz zdecydowanie nastawione na pierwszy obiekt zainteresowania Elijaha, do którego się jej przyznał od czasów Smelly Betty z drugiej klasy. Cóż, pachniała makaronem na zajęciach. Nie mógł pozostać temu obojętny.
- Dzień dobry - dodał, nie robiąc sobie nic z jej dźgnięcia palcem. - Jesteś głodna? - znów jej pomachał kanapką przed twarzą. Skoro już tu są... I są sami - mogą sobie zrobić mały piknik, prawda?
Re: Klasa Wróżbiarstwa
To na swój sposób urocze, że stwierdził iż dla Leo... Odda jej chętnie swoją kanapkę. Ale ona tego tak na ten moment nie odbierała. Spojrzała na kanapkę, którą pomachał znów przez jej twarzą i prychnęła krótko, odsuwając ją od siebie. Przesunąwszy wzrokiem po jego sylwetce, a następnie po swojej, zmarszczyła brwi. Wyjątkowe miejsce na polegiwanie wspólne. I jeszcze to jego bezsprzeczne samozadowolenie. Uśmiechnąwszy się krótko, przelotnie, łypnęła niby zawstydzona w ślepia Gryfona, zaraz gryząc się po wnętrzu policzka. Przecież nie mogła być taka zadowolona z tego, że on za nią łazi (a ona za nim wszędzie się rozgląda).
- Też prawda. - Odparła, powoli przesuwając cofając dłoń do siebie. Zezowała przez moment znów na kanapkę. Czy to ma być jej nowy, ulubiony posiłek? KANAPECZKA OD WARDECZKA. Możliwe. - Trochę. - Wzięła kanapkę od niego, obracając się na brzuch, bo przecież, skoro są sami, to mogła się swobodnie poczuć. Póki jakiś niecny uczeń się nie przypałęta do ich gruchania.
- To Twój sposób na zainteresowanie dziewczyn, Elijah? - Teraz ona użyła jego imienia w taki nieco bardziej... Ładnie brzmiący sposób. Jakby miała mu zaraz zacząć mruczeć. - Przez żołądek do... Serca? - Uniosła obie brwi, zerkając na niego z zainteresowaniem.
- Też prawda. - Odparła, powoli przesuwając cofając dłoń do siebie. Zezowała przez moment znów na kanapkę. Czy to ma być jej nowy, ulubiony posiłek? KANAPECZKA OD WARDECZKA. Możliwe. - Trochę. - Wzięła kanapkę od niego, obracając się na brzuch, bo przecież, skoro są sami, to mogła się swobodnie poczuć. Póki jakiś niecny uczeń się nie przypałęta do ich gruchania.
- To Twój sposób na zainteresowanie dziewczyn, Elijah? - Teraz ona użyła jego imienia w taki nieco bardziej... Ładnie brzmiący sposób. Jakby miała mu zaraz zacząć mruczeć. - Przez żołądek do... Serca? - Uniosła obie brwi, zerkając na niego z zainteresowaniem.
Leo ButcherKlasa VII - Skąd : chicago, usa
Krew : czysta
Re: Klasa Wróżbiarstwa
Ba, że urocze. Szczególnie, że też pół dnia nic nie jadł i możliwe, że ta kanapka by mu się przydała, ale hej! Zauroczeni nastolatkowie nie potrzebują paliwa w postaci jedzenia. Wystarczy widok wystającej pupki do góry swojego crusha, który właśnie obrócił się na brzuszek, a wzrok Elijaha momentalnie zjechał tam gdzie lubił najbardziej.
- A powiedz mi... działa?
Ułożył się obok niej, również na brzuchu, żeby nie musiała się tak wykręcać. Szturchnął ją lekko ramieniem, tak dla samego faktu zaczepienia dziewczyny. Prawdopodobnie w ogóle nie miał żadnych sposobów na podryw. W przypadku Leo działał mocno instynktownie i tak jak w przypadku ich ostatniego spotkania... Może lekki powiew alkoholu mu dodał animuszu, ale po prostu miał ogromną ochotę ją pocałować. Tak jak teraz miał ochotę się trochę z nią podroczyć. Dlatego schylił się szybko do kanapki, którą celowała do swojej buzi i odgryzł jej kawałek.
- Ok, na mnie to działa - przyznał, kiedy już przełknął kawałek chleba i uśmiechnął się do Lwicy uroczo. - Taki sposób jedzenia przynajmniej... smakuje jak szczęście.
Jest to dla niego zdecydowanie za wcześnie by mówić o sercu, ale właśnie się chyba przyznał w swoim własnym Wardzikowym języku, że lubi przebywać w jej towarzystwie. Te ostatnie dni były dla niego etapem namyślania się na ich temat i rzeczywiście coś już sobie postanowił.
- A powiedz mi... działa?
Ułożył się obok niej, również na brzuchu, żeby nie musiała się tak wykręcać. Szturchnął ją lekko ramieniem, tak dla samego faktu zaczepienia dziewczyny. Prawdopodobnie w ogóle nie miał żadnych sposobów na podryw. W przypadku Leo działał mocno instynktownie i tak jak w przypadku ich ostatniego spotkania... Może lekki powiew alkoholu mu dodał animuszu, ale po prostu miał ogromną ochotę ją pocałować. Tak jak teraz miał ochotę się trochę z nią podroczyć. Dlatego schylił się szybko do kanapki, którą celowała do swojej buzi i odgryzł jej kawałek.
- Ok, na mnie to działa - przyznał, kiedy już przełknął kawałek chleba i uśmiechnął się do Lwicy uroczo. - Taki sposób jedzenia przynajmniej... smakuje jak szczęście.
Jest to dla niego zdecydowanie za wcześnie by mówić o sercu, ale właśnie się chyba przyznał w swoim własnym Wardzikowym języku, że lubi przebywać w jej towarzystwie. Te ostatnie dni były dla niego etapem namyślania się na ich temat i rzeczywiście coś już sobie postanowił.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Gabinet nauczyciela Wróżbiarstwa
» Klasa Mugoloznastwa
» Klasa Zaklęć
» Klasa Astronomii
» Opuszczona klasa
» Klasa Mugoloznastwa
» Klasa Zaklęć
» Klasa Astronomii
» Opuszczona klasa
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach