Sowiarnia
+25
Adrien Rien
Monika Kruger
Darcy Kruger
Curtis Rocheleau
Andrea Jeunesse
Matthew Sneddon
James Scott
Dymitr Milligan
Cassidy Thomas
Benedict Walton
Rhinna Hamilton
Connor Campbell
Leanne Chatier
Emily Bronte
Pierre Vauquer
Maddox Overton
Grace Scott
Audrey Roshwel
Mistrz Gry
Sasza Tiereszkowa
Logan Campbell
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Zoja Yordanova
Brennus Lancaster
29 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 3 z 5
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sowiarnia
First topic message reminder :
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Nastał dość przyjemny czas dla wszystkich uczniów. Zbliżał się koniec roku szkolnego, na dworze robiło się coraz cieplej i nawet jak na Anglię zza chmur wychylało się słońce. Dnie były przyjemne, ale to i tak nie to, co wieczory. Ziemia oddawała to, co uzyskała podczas słonecznego dnia, więc spokojnie można było spacerować po szkolnych błoniach. Nie tylko błonia zaczynały tętnić życiem - coraz częściej widywało się uczniów na korytarzach. Widać nawet, że jest wiosna, że wiosna zaczęła działać na uczniów, ponieważ pojawiło się kilka nowych par wśród młodzików. Jedni się schodzą, zaś inni rozchodzą. Mnie jest teraz dobrze tak, jak jest. Jestem zależny tylko i wyłącznie od siebie. Powinienem chyba przez cały czas być singlem, nie muszę się w niczym ograniczać i nie muszę zważać na uczucia innych osób. No chyba, że te osoby są mi bardzo bliskie.
Dzisiejszego wieczoru chwilę przed ciszą nocną postanowiłem przejść się po wieżach zamkowych. Nogi zaprowadziły mnie w stronę sowiarni. Po co mam tam iść? Szczerze to nawet nie wiem, listu żadnego nie mam do wysłania. A może jednak? Zawsze na szybko można napisać coś do najstarszej osoby z rodu. Dziadek co jakiś czas ma problemy ze zdrowiem, a on z całej rodziny jest dla mnie najważniejszy. Nawet matka czy ojciec nie są tak ważni, nie nauczyli mnie tyle, ile nauczył mnie Fiodor. Napisałem krótki liścik, w którym pytam o samopoczucie moy dedushka. Nie sądziłem też, że o tej porze spotkam kogoś w wieży zachodniej. Podszedłem do Siergieja, który siedział jak najdalej od reszty sów. Przywiązałem liścik do jego nogi i powiedziałem do sowy po rosyjsku:
- Kotlas, wiesz do kogo.
Wypuściłem sowę i popatrzyłem na osobę, która napisała list. Uśmiechnąłem się rozpoznając w czarnowłosej swoją bardzo dobrą koleżankę.
- Hej Cass - przywitałem się z uśmiechem.
Jakiś czas temu miałem opowiedzieć Cassidy, co się stało przed walentynkami, ale jakoś unikałem tego tematu. Może dzisiaj nadszedł czas, aby poruszyć go w końcu.
Dzisiejszego wieczoru chwilę przed ciszą nocną postanowiłem przejść się po wieżach zamkowych. Nogi zaprowadziły mnie w stronę sowiarni. Po co mam tam iść? Szczerze to nawet nie wiem, listu żadnego nie mam do wysłania. A może jednak? Zawsze na szybko można napisać coś do najstarszej osoby z rodu. Dziadek co jakiś czas ma problemy ze zdrowiem, a on z całej rodziny jest dla mnie najważniejszy. Nawet matka czy ojciec nie są tak ważni, nie nauczyli mnie tyle, ile nauczył mnie Fiodor. Napisałem krótki liścik, w którym pytam o samopoczucie moy dedushka. Nie sądziłem też, że o tej porze spotkam kogoś w wieży zachodniej. Podszedłem do Siergieja, który siedział jak najdalej od reszty sów. Przywiązałem liścik do jego nogi i powiedziałem do sowy po rosyjsku:
- Kotlas, wiesz do kogo.
Wypuściłem sowę i popatrzyłem na osobę, która napisała list. Uśmiechnąłem się rozpoznając w czarnowłosej swoją bardzo dobrą koleżankę.
- Hej Cass - przywitałem się z uśmiechem.
Jakiś czas temu miałem opowiedzieć Cassidy, co się stało przed walentynkami, ale jakoś unikałem tego tematu. Może dzisiaj nadszedł czas, aby poruszyć go w końcu.
Re: Sowiarnia
Była już przy puencie listu, gdy w okrągłym pomieszczeniu rozległo się miarowe dudnienie kroków. Ślizgonka zmarszczyła ciemne brwi i przerwała pisanie, oglądając się przez ramię. Odłożyła pióro i sięgnęła po różdżkę. Zbliżała się godzina ciszy nocnej, komu w takich porach przypomina się o pilnej korespondencji?
Wyczekiwała w napięciu, może trochę nienaturalnym, w końcu było to pomieszczenie publiczne i każdy miał prawo tu zajrzeć z wieczora. No i gdyby był to jakiegoś rodzaju "napastnik" z pewnością nie dudniłby tak głośno.
Starając się zachować resztki spokoju, wczytała się w niedokończony list, sprawdzając, czy nie pominęła żadnej z rewelacji. Różdżka wciąż była w pogotowiu.
U progu ukazał się doskonale jej znany siódmoroczny. Cass odetchnęła cicho i uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. Ten zdawał się być nieco zajęty myślami, nie od razu ją zauważył.
- Witaj, Dymitrze. Wspaniale cię widzieć. - Podobna szczera wesołość w głosie panny Thomas wydawała się być niecodziennym zjawiskiem. Milligan był przyzwyczajony do jej dystansu i pewnego zamknięcia na kontakty międzyludzkie, ale dziś nie miało to większego znaczenia. Dziś był jeden z piękniejszych dni. Podeszła i przytuliła się do Rosjanina na powitanie, może nie jakoś wyjątkowo żarliwie, ale z pewnością zupełnie szczerze.
- Stało się coś, że jesteś tu tak późno? - Spytała, wracając na swoje miejsce przy parapecie i chwytając pióro, zamierzając pospiesznie dodać parę zdań i wysłać list jak najprędzej.
Skończywszy, rozejrzała się po zebranych w pomieszczeniu sowach. Palcem wskazującym wybrała jedną ze spokojniejszych uchatek.
- Ty. Zaniesiesz list. - Poinformowała ptaka tonem, który sugerowałby, że to największy zaszczyt jaki tylko może spotkać szkolną sowę.
Wyczekiwała w napięciu, może trochę nienaturalnym, w końcu było to pomieszczenie publiczne i każdy miał prawo tu zajrzeć z wieczora. No i gdyby był to jakiegoś rodzaju "napastnik" z pewnością nie dudniłby tak głośno.
Starając się zachować resztki spokoju, wczytała się w niedokończony list, sprawdzając, czy nie pominęła żadnej z rewelacji. Różdżka wciąż była w pogotowiu.
U progu ukazał się doskonale jej znany siódmoroczny. Cass odetchnęła cicho i uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. Ten zdawał się być nieco zajęty myślami, nie od razu ją zauważył.
- Witaj, Dymitrze. Wspaniale cię widzieć. - Podobna szczera wesołość w głosie panny Thomas wydawała się być niecodziennym zjawiskiem. Milligan był przyzwyczajony do jej dystansu i pewnego zamknięcia na kontakty międzyludzkie, ale dziś nie miało to większego znaczenia. Dziś był jeden z piękniejszych dni. Podeszła i przytuliła się do Rosjanina na powitanie, może nie jakoś wyjątkowo żarliwie, ale z pewnością zupełnie szczerze.
- Stało się coś, że jesteś tu tak późno? - Spytała, wracając na swoje miejsce przy parapecie i chwytając pióro, zamierzając pospiesznie dodać parę zdań i wysłać list jak najprędzej.
Skończywszy, rozejrzała się po zebranych w pomieszczeniu sowach. Palcem wskazującym wybrała jedną ze spokojniejszych uchatek.
- Ty. Zaniesiesz list. - Poinformowała ptaka tonem, który sugerowałby, że to największy zaszczyt jaki tylko może spotkać szkolną sowę.
Ostatnio zmieniony przez Cassidy Thomas dnia Pią 30 Maj 2014, 22:02, w całości zmieniany 1 raz
Re: Sowiarnia
Zauważyłem jakaś osobę, której nie chciałem przerywać w pisaniu. Dopiero po wysłaniu swojego listu zobaczyłem, iż jest to panienka Thomas. Uśmiechnąłem się szeroko i pozwoliłem się przytulić. Sam się wtuliłem delikatnie w Cass, żeby zaraz odsunąć się od niej na krok i spojrzeć na nią.
- Ciebie również miło widzieć - odparłem.
Cassidy zazwyczaj starała się ukrywać swoje emocje, ale dla wprawnego oka nawet najdelikatniejsze drżenie ręki jest dostrzegalne. Dlatego tez wiedziałem co nieco o uczuciach Cassidy do Williama. Będąc w pomieszczeniu z nimi obojgiem widać, jak Ślizgonka się zachowuje lub nawet zachowywała, bo przecież nie mam pojęcia, dlaczego jest taka rozradowana w dniu dzisiejszym.
- Nic a nic się nie stało - zacząłem. - Jest ładna pogoda, więc można pobyć na zewnątrz. I list, a raczej krótkie pytanie, można wysłać do dziadka - dokończyłem.
- A Ty co taka wesoła, co? - zagadnąłem.
Jeszcze nigdy nie widziałem Cassidy tak bardzo wesołej. Nawet na jakichś balach nie była taka szczęśliwa. Coś musi być na rzeczy i pewnie zaraz dowiem się, co takiego.
- Ciebie również miło widzieć - odparłem.
Cassidy zazwyczaj starała się ukrywać swoje emocje, ale dla wprawnego oka nawet najdelikatniejsze drżenie ręki jest dostrzegalne. Dlatego tez wiedziałem co nieco o uczuciach Cassidy do Williama. Będąc w pomieszczeniu z nimi obojgiem widać, jak Ślizgonka się zachowuje lub nawet zachowywała, bo przecież nie mam pojęcia, dlaczego jest taka rozradowana w dniu dzisiejszym.
- Nic a nic się nie stało - zacząłem. - Jest ładna pogoda, więc można pobyć na zewnątrz. I list, a raczej krótkie pytanie, można wysłać do dziadka - dokończyłem.
- A Ty co taka wesoła, co? - zagadnąłem.
Jeszcze nigdy nie widziałem Cassidy tak bardzo wesołej. Nawet na jakichś balach nie była taka szczęśliwa. Coś musi być na rzeczy i pewnie zaraz dowiem się, co takiego.
Re: Sowiarnia
Sowa sfrunęła leniwie a Cass zamocowała u jej nóżki zaadresowaną kopertę. Cały czas pilnie popatrywała na okazały dziób sowy, ta jednak zdawała się być zupełnie niezainteresowana wyrządzaniem jakiejkolwiek krzywdy. Gdy uchatka odleciała, Thomas odetchnęła radośnie i pozbierała swoje rzeczy. Poprawiła mankiety koszuli i dopiero po tym małym rytuale zwróciła śmiejące się oczy na Dymitra.
- Och, to w porządku. Pewnie się ucieszy. - Nawiązała do dziadka Dymitra, którego wyobrażała sobie jako jakiegoś pana mrozu w odległej Rosji (podobnie jak krewnych Leny) i posłała Milliganowi łagodny uśmiech.
- Wesoła... - zaczęła, niemal się rumieniąc. Jak tu przekazać te wszystkie pozytywne emocje naraz? - Spotkało mnie dzisiaj coś... niesamowitego. Nie wiem, jak to się właściwie stało, ale... No... William ma się rozstać z Marianną.
Zwykle nie informowała o tematach okołogreengrasowych nikogo poza Leną, ale rozpierające ją szczęście pozwoliło jej zrobić wyjątek. Poza tym Milligan i tak się pewnie domyślał, przynajmniej tak jej się wydawało. Po Gregorovic był jej w szkole najbliższą osobą - zakładając, oczywiście, że William był poza wszelką konkurencją.
- Rozstają się, i... no, wiesz, to nie była dla niego najlepsza osoba. - Wytłumaczyła jakoś koślawo, jakby nie mogąc opanować wewnętrznej radości. - Dymitr, on... zapowiedział mi dziś... oświadczyny...
Naprawdę się zarumieniła, oczy jej się delikarnie zaszkliły. Jeśli Dymitr nie domyślał się jej dotychczasowych miłosnych rozterek, teraz mógł z niej czytać jak z otwartej księgi.
- Och, to w porządku. Pewnie się ucieszy. - Nawiązała do dziadka Dymitra, którego wyobrażała sobie jako jakiegoś pana mrozu w odległej Rosji (podobnie jak krewnych Leny) i posłała Milliganowi łagodny uśmiech.
- Wesoła... - zaczęła, niemal się rumieniąc. Jak tu przekazać te wszystkie pozytywne emocje naraz? - Spotkało mnie dzisiaj coś... niesamowitego. Nie wiem, jak to się właściwie stało, ale... No... William ma się rozstać z Marianną.
Zwykle nie informowała o tematach okołogreengrasowych nikogo poza Leną, ale rozpierające ją szczęście pozwoliło jej zrobić wyjątek. Poza tym Milligan i tak się pewnie domyślał, przynajmniej tak jej się wydawało. Po Gregorovic był jej w szkole najbliższą osobą - zakładając, oczywiście, że William był poza wszelką konkurencją.
- Rozstają się, i... no, wiesz, to nie była dla niego najlepsza osoba. - Wytłumaczyła jakoś koślawo, jakby nie mogąc opanować wewnętrznej radości. - Dymitr, on... zapowiedział mi dziś... oświadczyny...
Naprawdę się zarumieniła, oczy jej się delikarnie zaszkliły. Jeśli Dymitr nie domyślał się jej dotychczasowych miłosnych rozterek, teraz mógł z niej czytać jak z otwartej księgi.
Re: Sowiarnia
- Pewnie tak - odparłem tylko.
Dziadek jako jedyny jako tako mnie wspiera, chociaż jeśli chodziłoby o wydziedziczenie mnie to pewnie byłby pierwszy w kolejce. Takie życie wśród starego rodu. No a wracając do Cassidy... Wysłuchałem ją z uwagą i nie mogłem w to uwierzyć. Jedna rozmowa z Williamem i już od razu taki skutek. Za każdym razem, kiedy dziewczyna przerywała swoją wypowiedź chciało mi się wymsknąć ciche WOW.
- Wiem, że nie była najlepsza - stwierdziłem cicho, żeby później zrobić wielkie oczy i uśmiechnąć się głupkowato. - Wreszcie przejrzał na oczy! - wybuchnąłem szczęśliwie.
Kilka sów spojrzało na mnie, jakby zaraz miały zamiar mnie zadziobać. Zerknąłem na nie i opanowałem się po chwili.
- Zaprosicie mnie na ślub, co? - zapytałem wesoło.
teraz tylko wypada się modlić, żeby Hyperion nie zrobił z życia Williama jesieni średniowiecza. Chłopak sam powinien sobie wybrać dziewczynę, a akurat trafił na odpowiednią dla siebie.
- Wy się schodzicie a ja cieszę się z samotności - skwitowałem cicho pod nosem, ale pewnie dosyć słyszalnie.
Dziadek jako jedyny jako tako mnie wspiera, chociaż jeśli chodziłoby o wydziedziczenie mnie to pewnie byłby pierwszy w kolejce. Takie życie wśród starego rodu. No a wracając do Cassidy... Wysłuchałem ją z uwagą i nie mogłem w to uwierzyć. Jedna rozmowa z Williamem i już od razu taki skutek. Za każdym razem, kiedy dziewczyna przerywała swoją wypowiedź chciało mi się wymsknąć ciche WOW.
- Wiem, że nie była najlepsza - stwierdziłem cicho, żeby później zrobić wielkie oczy i uśmiechnąć się głupkowato. - Wreszcie przejrzał na oczy! - wybuchnąłem szczęśliwie.
Kilka sów spojrzało na mnie, jakby zaraz miały zamiar mnie zadziobać. Zerknąłem na nie i opanowałem się po chwili.
- Zaprosicie mnie na ślub, co? - zapytałem wesoło.
teraz tylko wypada się modlić, żeby Hyperion nie zrobił z życia Williama jesieni średniowiecza. Chłopak sam powinien sobie wybrać dziewczynę, a akurat trafił na odpowiednią dla siebie.
- Wy się schodzicie a ja cieszę się z samotności - skwitowałem cicho pod nosem, ale pewnie dosyć słyszalnie.
Re: Sowiarnia
Komentarz Dymitra o cudownym "przejrzeniu na oczy" sprawił jej ogromną przyjemność. Też tak uważała, było to jak zwieńczenie wszystkich jej cichych westchnień i dyskretnych starań. Kilku snów, kilku marzeń na jawie. Była obecnie jedną z najszczęśliwszych dziewczyn w całym Hogwarcie.
- Powiedziałabym, że ze ślubem to się jeszcze nie spieszmy, ale moja matka stwierdzi pewnie, że to... niesamowita okazja i mam zwędzać drewno póki nie patrzą nieśmiałki, jak ją znam... I wiesz, właściwie... Właściwie nie miałabym nic przeciwko temu, aby ten dzień... naprawdę prędko nadszedł. - Starała się wypaść skromnie i nieemocjonalnie, ale przeciętnie jej to wyszło; wewnątrz niej wszystko szalało ze szczęścia.
- Oczywiście, że zostaniesz zaproszony. Może coś się wam ułoży w relacji z Christine? To byłaby dobra okazja.
Słysząc jego cichą uwagę, ostrożnie doń podeszła i położyła dłoń na ramieniu Ślizgona.
- Czasami jest ci taka potrzebna, i tak ściągasz na siebie za dużo damskich spojrzeń. Myślę, że dobrze ci zrobi. Co się właściwie ostatnio dzieje w tej materii?
Milligan był jej przyjacielem od wczesnych lat w Hogwarcie. Kiedyś wrócili razem z balu przebierańców i spędzili kilka solidnych godzin na rozmowie w Pokoju Wspólnym, od tej pory regularnie utrzymywali dobre stosunki. Była chyba jedyną dziewczyną, której Dymitr nie próbował adorować.
- Powiedziałabym, że ze ślubem to się jeszcze nie spieszmy, ale moja matka stwierdzi pewnie, że to... niesamowita okazja i mam zwędzać drewno póki nie patrzą nieśmiałki, jak ją znam... I wiesz, właściwie... Właściwie nie miałabym nic przeciwko temu, aby ten dzień... naprawdę prędko nadszedł. - Starała się wypaść skromnie i nieemocjonalnie, ale przeciętnie jej to wyszło; wewnątrz niej wszystko szalało ze szczęścia.
- Oczywiście, że zostaniesz zaproszony. Może coś się wam ułoży w relacji z Christine? To byłaby dobra okazja.
Słysząc jego cichą uwagę, ostrożnie doń podeszła i położyła dłoń na ramieniu Ślizgona.
- Czasami jest ci taka potrzebna, i tak ściągasz na siebie za dużo damskich spojrzeń. Myślę, że dobrze ci zrobi. Co się właściwie ostatnio dzieje w tej materii?
Milligan był jej przyjacielem od wczesnych lat w Hogwarcie. Kiedyś wrócili razem z balu przebierańców i spędzili kilka solidnych godzin na rozmowie w Pokoju Wspólnym, od tej pory regularnie utrzymywali dobre stosunki. Była chyba jedyną dziewczyną, której Dymitr nie próbował adorować.
Re: Sowiarnia
- Wiedziałem, że ciągnie Cię coś do Greengrassa - powiedziałem wesoło. - I to coś wielkiego, że chcesz tak szybko ślubu - zaśmiałem się.
Cieszyłem się szczęściem przyjaciółki. Ma swojego księcia z bajki, udało jej się go zdobyć i będą teraz żyć długo i szczęśliwie. Gdybym nie powiedział Williamowi o uczuciach Cassidy, pewnie nie odważyłby się zapytać dziewczyny o bycie jego żoną. Trochę jest to przerażające, że w tak młodym wieku chcą brać ślub. Nie byłem lepszy, kiedy omal nie oświadczyłem się Aiko... Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
- Z Christine pewnie nic mi się nie ułoży. Taka dobra dziewczyna i musiała stać się moją ofiarą, niestety - powiedziałem smutno.
Szkoda, że wszystko z Christine skończone. Jedna z lepszych dziewczyn, jakie mi się trafiły. Gdyby nie Aiko w tym samym czasie to pewnie mógłbym spędzić dużo czasu z panienką Greengrass. Lubiłem ją, lubię do tej pory, ale wiem, że ona za mną nie przepada za to wszystko. Może jednak z czasem uda mi się z nią pogodzić, jak to się stało też z Williamem. Popatrzyłem w oczy Cassidy, kiedy podeszłą i położyła dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się na stwierdzenie, że przyciągam wiele damskich spojrzeń.
- Jestem sam i dobrze mi z tym. No może nie aż tak do końca sam, bo jest Twyla, ale nic mnie z nią nie łączy. Alkohol tylko popędza do działania... - mówiłem skrótowo.
Cassidy pewnie i tak wie, o co mi chodzi. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Jest też jedną z nielicznych dziewczyn, do których nie starałem się zarywać. Może to przez to, że jesteśmy tak blisko ze sobą i umiemy ze sobą rozmawiać. Jakoś nigdy nie starałem się zwrócić uwagi panny Thomas na siebie. Odkąd pojawiliśmy się w Hogwarcie to rozmawialiśmy bez żadnych przeszkód.
Cieszyłem się szczęściem przyjaciółki. Ma swojego księcia z bajki, udało jej się go zdobyć i będą teraz żyć długo i szczęśliwie. Gdybym nie powiedział Williamowi o uczuciach Cassidy, pewnie nie odważyłby się zapytać dziewczyny o bycie jego żoną. Trochę jest to przerażające, że w tak młodym wieku chcą brać ślub. Nie byłem lepszy, kiedy omal nie oświadczyłem się Aiko... Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.
- Z Christine pewnie nic mi się nie ułoży. Taka dobra dziewczyna i musiała stać się moją ofiarą, niestety - powiedziałem smutno.
Szkoda, że wszystko z Christine skończone. Jedna z lepszych dziewczyn, jakie mi się trafiły. Gdyby nie Aiko w tym samym czasie to pewnie mógłbym spędzić dużo czasu z panienką Greengrass. Lubiłem ją, lubię do tej pory, ale wiem, że ona za mną nie przepada za to wszystko. Może jednak z czasem uda mi się z nią pogodzić, jak to się stało też z Williamem. Popatrzyłem w oczy Cassidy, kiedy podeszłą i położyła dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się na stwierdzenie, że przyciągam wiele damskich spojrzeń.
- Jestem sam i dobrze mi z tym. No może nie aż tak do końca sam, bo jest Twyla, ale nic mnie z nią nie łączy. Alkohol tylko popędza do działania... - mówiłem skrótowo.
Cassidy pewnie i tak wie, o co mi chodzi. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Jest też jedną z nielicznych dziewczyn, do których nie starałem się zarywać. Może to przez to, że jesteśmy tak blisko ze sobą i umiemy ze sobą rozmawiać. Jakoś nigdy nie starałem się zwrócić uwagi panny Thomas na siebie. Odkąd pojawiliśmy się w Hogwarcie to rozmawialiśmy bez żadnych przeszkód.
Re: Sowiarnia
- Naprawdę wiedziałeś? - spytała naiwnie, do tej pory święcie przekonana, że Lena jest jedyną osobą, która miała jakotakie pojęcie o tym, że panna Thomas od kilku lat nieustannie marzy o Williamie... Zawsze jej się wydawało, że idealnie to ukrywa i kompletnie nic nie da się z jej zachowania wyczytać, a tu - proszę. Może fakt, że z Dymitrem spędzała nieco więcej czasu, niż z całą, przeciętną, hogwarcką resztą w istocie wpłynął na to, że trochę się przed nim otworzyła?
- Ofiarą... Och, Milligan. Przestań zabawiać się w ciągłe polowania a potem żałować dziewcząt, które padły twoim łupem. Albo jesteś bezdusznym podrywaczem, jakim był Prince Lynd, albo wrażliwym, odpowiedzialnym chłopakiem, który nie wplątuje tych wszystkich panien w swoje machlojki. Mieszanie obu tych opcji nie wyjdzie ci na zdrowie. - Poklepała jego ramię i wróciła po swoje rzeczy.
- Odprowadzisz mnie do zamku? - Spytała z uśmiechem, poprawiając i domykając swoją torbę.
- Alkohol popędza do działania? Dymiiiiitr. Wiesz, co o tym sądzę. - Westchnęła teatralnie i pokręciła głową, ganiąc chłopaka wzrokiem. Następnie dała mu się poprowadzić prosto do Hogwartu.
- Ofiarą... Och, Milligan. Przestań zabawiać się w ciągłe polowania a potem żałować dziewcząt, które padły twoim łupem. Albo jesteś bezdusznym podrywaczem, jakim był Prince Lynd, albo wrażliwym, odpowiedzialnym chłopakiem, który nie wplątuje tych wszystkich panien w swoje machlojki. Mieszanie obu tych opcji nie wyjdzie ci na zdrowie. - Poklepała jego ramię i wróciła po swoje rzeczy.
- Odprowadzisz mnie do zamku? - Spytała z uśmiechem, poprawiając i domykając swoją torbę.
- Alkohol popędza do działania? Dymiiiiitr. Wiesz, co o tym sądzę. - Westchnęła teatralnie i pokręciła głową, ganiąc chłopaka wzrokiem. Następnie dała mu się poprowadzić prosto do Hogwartu.
Re: Sowiarnia
Twarz Emily wykrzywił grymas lekkiego zaniepokojenia, gdy do jej uszu dotarł burczący dźwięk, dobiegający z okolic jej brzucha. Jak zwykle, zatraciwszy się w lekturze, tym razem "Średniowiecznych tajemnic Medykomagii", Krukonka zapomniała o bożym świecie, na który składało się również zaspokajanie potrzeb fizjologicznych. Ciche westchnięcie wyrwało się z jej ust, gdy przemierzała kolejne schodki prowadzące do ogromnego otworu w kamiennej, owalnej ścianie. Trawiastooka dzierżyła w dłoniach zwinięty w rulon pergamin przewiązany granatową, wystrzępioną na krańcach wstążką. Wstępując do środka, dziewczyna poczuła powiew chłodnego, kojącego powietrza otulającego zaróżowione policzki. Choć letnie mundurki były dużo cieńsze i odsłaniały więcej skóry, to niewiele to zmieniło dla Bronte, która w promieniach czerwcowego słońca pokonała wzłuż rozległy teren błoni. Dziewczyna przystanęła przy wejściu, plecami opierając się o drewniany filar. Oddychając głęboko, uniosła podbródek ku górze, by w gąszczu klatek, piór i ptasich odchodów odnaleźć swoje małe stworzonko. Prędko dojrzała świdrujące ją, czarne jak węgiel ślepia. Wystawiła rękę, czekając cierpliwie aż ptak podleci i usiądzie na jej przedramieniu.
- Cześć mała. - Dziewczyna uśmiechnęła się do nierozumnego stworzenia. Ofelia, bo tak nazywała się sówka była cała biała, łącznie z dziobem i łapkami. Jedynie jej oczy, kolorem przypominające onyksowy kamień wyróżniały się na białym tle jej piór. Emily sięgnęła lewą dłonią do kieszonki wysłużonej torby, a zaraz później wyciągnęła niepełną garść małych, trudnych do nazwania owadów, oczywiście nieżywych. Choć Bronte nie bała się wszelkiego rodzaju insektów, wolała nie mieć do czynienia z ich żywymi przedstawicielami. Wyciągnęła dłoń w stronę Ofelii. Pogładziwszy ją po jasnym łebku, wysypała owady na blaszaną tackę, a następnie przestąpiła kilka kroków naprzód, by ptak mógł usiąść na specjalnie do tego przeznaczonym pręcie. Podczas gdy sowa zaspokajała swój głód, Emily przywiązała do jej łapki wstążkę.
- Polecisz do Josha. Znasz drogę. - Rzekła w stronę ptaka widząc, jak świdruje ją czarnym spojrzeniem. To spojrzenie zawsze kojarzyło się jej z dziadkiem, byłym właścicielem Ofelii. Było tak samo ciemne, przewiercające na wskroś, a jednocześnie wyjątkowo ciepłe. I tęskniła za nim, bardzo.
- Cześć mała. - Dziewczyna uśmiechnęła się do nierozumnego stworzenia. Ofelia, bo tak nazywała się sówka była cała biała, łącznie z dziobem i łapkami. Jedynie jej oczy, kolorem przypominające onyksowy kamień wyróżniały się na białym tle jej piór. Emily sięgnęła lewą dłonią do kieszonki wysłużonej torby, a zaraz później wyciągnęła niepełną garść małych, trudnych do nazwania owadów, oczywiście nieżywych. Choć Bronte nie bała się wszelkiego rodzaju insektów, wolała nie mieć do czynienia z ich żywymi przedstawicielami. Wyciągnęła dłoń w stronę Ofelii. Pogładziwszy ją po jasnym łebku, wysypała owady na blaszaną tackę, a następnie przestąpiła kilka kroków naprzód, by ptak mógł usiąść na specjalnie do tego przeznaczonym pręcie. Podczas gdy sowa zaspokajała swój głód, Emily przywiązała do jej łapki wstążkę.
- Polecisz do Josha. Znasz drogę. - Rzekła w stronę ptaka widząc, jak świdruje ją czarnym spojrzeniem. To spojrzenie zawsze kojarzyło się jej z dziadkiem, byłym właścicielem Ofelii. Było tak samo ciemne, przewiercające na wskroś, a jednocześnie wyjątkowo ciepłe. I tęskniła za nim, bardzo.
Re: Sowiarnia
Scott szybował w przestworzach, raz po raz machając swoimi czarnymi, kruczymi skrzydłami. Nie miał celu, nie miał planu, nie miał kompletnie nic do roboty. Ot, zwykły nudny dzień. Było to trochę niepokojące, bo do końca szkoły zostało zaledwie kilka dni, a on dalej nie wymyślił nic, co pozwoliłoby zakończyć jego przygodę z Hogwartem z wielkim hukiem - brak Nicolasa dawał o sobie znać.
Nagle jego uwagę przykuła burza blond (ciemny blond!) włosów. Cóż, czy kojarzył ów włosy? Zapewne gdyby nie wczorajszy incydent na kolacji, chłopak kompletnie zignorowałby dziewczynę. Niestety, panna Bronte w swojej naiwności postanowiła drażnić się z Krukonem. James nienawidził brukselki, a ona jak na złość siadała obok niego i machała mu widelcem przed nosem! Wredne babsko! Na domiar złego, potrafiła go dźgać po rękach, a nawet twarzy! On, oczywiście, nie mógł zareagować, za dużo nauczycieli. Był więc cierpliwy.
Gdy tylko dziewczę zniknęło w sowiarni, Scott wylądował i upewniwszy się, iż nikt go nie widzi, wrócił do swej postaci.
Ruszył za nią. Typowo dla samego siebie. Był cichy, niezauważalny. Taka jego natura. Ludzie zwykli go ignorować póki się nie odezwał.
Polecisz do Josha. Znasz drogę.
Stał kilka metrów za nią. Różdżkę miał wycelowaną w jej plecy, ale przecież nie zaatakuje od tyłu. Straci wtedy całą zabawę. Ona nie zapamięta, a on nie zobaczy jej miny.
- Duro - Przeszło mu przez głowę. Wykonał skomplikowany ruch różdżką i niewerbalne zaklęcie wystrzeliło lecąc prosto w sowę, z którą 'rozmawiała' Emily.
Nagle jego uwagę przykuła burza blond (ciemny blond!) włosów. Cóż, czy kojarzył ów włosy? Zapewne gdyby nie wczorajszy incydent na kolacji, chłopak kompletnie zignorowałby dziewczynę. Niestety, panna Bronte w swojej naiwności postanowiła drażnić się z Krukonem. James nienawidził brukselki, a ona jak na złość siadała obok niego i machała mu widelcem przed nosem! Wredne babsko! Na domiar złego, potrafiła go dźgać po rękach, a nawet twarzy! On, oczywiście, nie mógł zareagować, za dużo nauczycieli. Był więc cierpliwy.
Gdy tylko dziewczę zniknęło w sowiarni, Scott wylądował i upewniwszy się, iż nikt go nie widzi, wrócił do swej postaci.
Ruszył za nią. Typowo dla samego siebie. Był cichy, niezauważalny. Taka jego natura. Ludzie zwykli go ignorować póki się nie odezwał.
Polecisz do Josha. Znasz drogę.
Stał kilka metrów za nią. Różdżkę miał wycelowaną w jej plecy, ale przecież nie zaatakuje od tyłu. Straci wtedy całą zabawę. Ona nie zapamięta, a on nie zobaczy jej miny.
- Duro - Przeszło mu przez głowę. Wykonał skomplikowany ruch różdżką i niewerbalne zaklęcie wystrzeliło lecąc prosto w sowę, z którą 'rozmawiała' Emily.
Re: Sowiarnia
- Ofelia! Na Merlina, ty żarłoku! - Jasne brwi blondynki powędrowały ku górze, gdy dostrzegła, że po garści martwych much nie zostało nawet śladu. Przewróciła oczami, rozglądając się po rozświetlonej promieniami słońca sowiarni. Popołudnie miało się ku końcowi, a co za tym idzie, światło rzucane przez ognistą gwiazdę było bardziej czerwono-pomarańczowe niż żółte. Pogrążona w smętnych przemyśleniach, blondynka nie zdawała sobie obecności Jamesa. Za to biały puszczyk przeniósł czarne ślepia na materializującego się Krukona, dostrzegając rychłe niebezpieczeństwo. Cóż, taka zaleta bycia drapieżnikiem, nawet jeśli całkiem małym i cholernie widocznym w ciemności. Emily zmarszczyła brwi patrząc na ptaka. Co mu u licha odbija? Potem jednak wszystko potoczyło się dużo szybciej. Usłyszała tylko ciche smagnięcie różdżki, a potem trzepot piór Ofelii wzbijającej się do lotu. Dziewczyna odwróciła się prędko, wysuwając z włosów różdżkę, która dotychczas pełniła rolę umocnienia zawiązanego naprędce koka.
- Scott, czyś ty doszczętnie oszalał? - Posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu. No i masz Ci los. Akurat tego dnia nie była pewna co strzeliło jej do mózgownicy by denerwować James'a. W sumie to go nawet lubiła, gdy nie zachowywał się jak Rogogon Węgierski. A ewidentnie był w takim nastroju.
Coś ty Bronte narobiła?! Nie dożyjesz jutra.
Dziewczyna zacisnęła dłoń na różdżce, spodziewając się praktycznie wszystkiego. James znany był, szczególnie w gronie Krukonów ze swej mściwej natury.
- James, jeżeli to chodzi o tę brukselkę... to ja... to ja przepraszam. - Wydusiła z siebie wiedząc, że w walce nie ma z nim szans. Był dwa lata starszy, a w dodatku piekielnie uzdolniony jeżeli chodzi o zaklęcia.
Taka szkoda, Bronte, że w swym marnym żywocie nie doświadczyłaś niczego ciekawego. Wielka Szkoda.
- Scott, czyś ty doszczętnie oszalał? - Posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu. No i masz Ci los. Akurat tego dnia nie była pewna co strzeliło jej do mózgownicy by denerwować James'a. W sumie to go nawet lubiła, gdy nie zachowywał się jak Rogogon Węgierski. A ewidentnie był w takim nastroju.
Coś ty Bronte narobiła?! Nie dożyjesz jutra.
Dziewczyna zacisnęła dłoń na różdżce, spodziewając się praktycznie wszystkiego. James znany był, szczególnie w gronie Krukonów ze swej mściwej natury.
- James, jeżeli to chodzi o tę brukselkę... to ja... to ja przepraszam. - Wydusiła z siebie wiedząc, że w walce nie ma z nim szans. Był dwa lata starszy, a w dodatku piekielnie uzdolniony jeżeli chodzi o zaklęcia.
Taka szkoda, Bronte, że w swym marnym żywocie nie doświadczyłaś niczego ciekawego. Wielka Szkoda.
Ostatnio zmieniony przez Emily Bronte dnia Nie 22 Cze 2014, 20:09, w całości zmieniany 1 raz
Re: Sowiarnia
Chybił. Sowa wzbiła się do lotu, gdy tylko wyczuła niebezpieczeństwo. Cóż, trudno, nie zależało mu na niej. W sumie sam nie wiedział, co dokładnie chciał osiągnąć. Czy mu to przeszkadzało? Zdecydowanie nie. Miał ochotę się zabawić. To wszystko.
Uśmiechnął się nieprzyjemnie, gdy dziewczyna wyciągnęła różdżkę. Zabawne, ale mimo jawnego braku we własne umiejętności, który według Scott'a cechował małą Emily jej ruchy były szybkie i pewne. Może się okazać, że będzie całkiem interesującym przeciwnikiem.
- Interesujące pytanie - mruknął cicho - Sporo ludzi mi je zadaje. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama: Jestem jedyny normalny w świecie szaleńców - Mówił wolno i spokojnie podrzucając przy tym nonszalancko różdżkę. Patrzył na nią. Jej ciepłe, pistacjowe oczy, były tak różne od czarnych, zimnych i jakby pustych ślepiów chłopaka.
- Ależ nie ma za co - Były to ostatnie słowa, które wypowiedział, zanim wycelował różdżką prosto w twarz Kurkonki. Był w swoim żywiole. Poczuł, jak przyjemny dreszczyk przeszedł mu po plecach. Ponura aura Scott'a jakby eksplodowała. Mogłaby zalać czarną, nieprzyjemnie obślizgłą mazią całą Sowiarnię. Niestety aury tak nie robią.
- Conjunctivitis- mruknął. Postanowił, że zacznie od czegoś prostego. This dice is not existing.
Uśmiechnął się nieprzyjemnie, gdy dziewczyna wyciągnęła różdżkę. Zabawne, ale mimo jawnego braku we własne umiejętności, który według Scott'a cechował małą Emily jej ruchy były szybkie i pewne. Może się okazać, że będzie całkiem interesującym przeciwnikiem.
- Interesujące pytanie - mruknął cicho - Sporo ludzi mi je zadaje. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama: Jestem jedyny normalny w świecie szaleńców - Mówił wolno i spokojnie podrzucając przy tym nonszalancko różdżkę. Patrzył na nią. Jej ciepłe, pistacjowe oczy, były tak różne od czarnych, zimnych i jakby pustych ślepiów chłopaka.
- Ależ nie ma za co - Były to ostatnie słowa, które wypowiedział, zanim wycelował różdżką prosto w twarz Kurkonki. Był w swoim żywiole. Poczuł, jak przyjemny dreszczyk przeszedł mu po plecach. Ponura aura Scott'a jakby eksplodowała. Mogłaby zalać czarną, nieprzyjemnie obślizgłą mazią całą Sowiarnię. Niestety aury tak nie robią.
- Conjunctivitis- mruknął. Postanowił, że zacznie od czegoś prostego. This dice is not existing.
Re: Sowiarnia
NA MERLINA, NO CO ZA NIEFART.
To tylko i wyłącznie ta mała blondyna miała takie cholerne szczęście, by wkurzać najgorszego szkolnego hultaja, ucieleśnienie egzystencjalnych nieszczęść i ogólnie, wszystko po kolei.
- Wiesz James, przybiłabym Ci piątkę, tak wiesz, co do tej normalności, ale jednak mi się kurczę coś nie zgadza. - Burknęła, wyraźnie zaniepokojona. Choć serce waliło jej jak młot, trudno było zauważyć, by przestrach malował się na tej przezroczystej twarzyczce. Cóż, to tylko pozory, bo wewnątrz Krukonki aż kotłowało się przerażenie. Dziewczyna zacisnęła palce na różdżce tak mocno, że aż pobielały kłykcie jej bladych i tak już dłoni.
- James przestań! - Wrzasnęła jeszcze, nim ujrzała różdżkę wycelowaną prosto w swą twarz. Przełknęła prędko ślinę, mając nadzieję, że uda jej się wytworzyć barierę ochronną.
- Protego! - Niemal pisnęła zdradzając swe przerażenie. Różdżka przecinająca powietrze wydała z siebie charakterystyczny świst. Wiedziała, że stoi nieopodal filaru, który stanowić mógłby wspaniałą kryjówkę, jednak przestrach i zdenerwowanie sparaliżowały ją do tego stopnia, że nie mogła poruszyć choćby koniuszkiem palca u nogi.
This dice is not existing.
To tylko i wyłącznie ta mała blondyna miała takie cholerne szczęście, by wkurzać najgorszego szkolnego hultaja, ucieleśnienie egzystencjalnych nieszczęść i ogólnie, wszystko po kolei.
- Wiesz James, przybiłabym Ci piątkę, tak wiesz, co do tej normalności, ale jednak mi się kurczę coś nie zgadza. - Burknęła, wyraźnie zaniepokojona. Choć serce waliło jej jak młot, trudno było zauważyć, by przestrach malował się na tej przezroczystej twarzyczce. Cóż, to tylko pozory, bo wewnątrz Krukonki aż kotłowało się przerażenie. Dziewczyna zacisnęła palce na różdżce tak mocno, że aż pobielały kłykcie jej bladych i tak już dłoni.
- James przestań! - Wrzasnęła jeszcze, nim ujrzała różdżkę wycelowaną prosto w swą twarz. Przełknęła prędko ślinę, mając nadzieję, że uda jej się wytworzyć barierę ochronną.
- Protego! - Niemal pisnęła zdradzając swe przerażenie. Różdżka przecinająca powietrze wydała z siebie charakterystyczny świst. Wiedziała, że stoi nieopodal filaru, który stanowić mógłby wspaniałą kryjówkę, jednak przestrach i zdenerwowanie sparaliżowały ją do tego stopnia, że nie mogła poruszyć choćby koniuszkiem palca u nogi.
This dice is not existing.
Re: Sowiarnia
Idealnie rzucone zaklęcie Jamesa wystrzeliło w stronę panny Bronte, jednak ta zdążyła zasłonić się zaklęciem tarczy. W sowiarni huknęło, ale nic nikomu się nie stało, jedynie spłoszone ptaki wzbiły się w powietrze i zaczęły łomotać skrzydłami. Większość wyleciała przez okna sowiarni.
Żadne z was nie ucierpiało.
Żadne z was nie ucierpiało.
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
Gdy zaklęcie odbiło się od tarczy wyczarowanej przez pannę Brotne, Scott zaśmiał się głośno. Ów dźwięk był krótki, wysoki i zimny, całkowicie niepasujący do normalnego głosy Krukona. Chłopak był podekscytowany. Jak zawsze, gdy dostawał szansę na zastrzyk adrenaliny.
Bała się. Jej piskliwy krzyk zdradził wszystko. Wspaniale, zabawa będzie jeszcze wspanialsza! Nie opuścił różdżki, ale nie atakował od razu. Trzymanie człowieka w niepewności jest znacznie ciekawsze.
- Widzę, że z zaklęciami obronnymi radzisz sobie świetnie - mruknął przekrzywiając lekko głowę. Nie spuszczał oczu z dziewczyny. Była teraz jego jedynym celem. Czymś, co dawało mu masę radości. Ot sadystyczne zapędy Scott'a - Sprawdźmy coś innego.
James wykonał kilka szybkich ruchów różdżką i kolejny raz wycelował nią w Emily.
Kilka pozostałości po myszach upolowanych przez sowy (głównie kości) uniosło się szybko ku górze i zmieniło w cieniutkie kawałki ostro zakończonego metalu. Ów przedmioty miały za zadanie otoczyć Krukonkę, latać z zawrotną prędkością wokół niej, co raz atakując - raniąc jej skórę, nakłuwając, przecinając, wbijając się.
This dice is not existing.
Bała się. Jej piskliwy krzyk zdradził wszystko. Wspaniale, zabawa będzie jeszcze wspanialsza! Nie opuścił różdżki, ale nie atakował od razu. Trzymanie człowieka w niepewności jest znacznie ciekawsze.
- Widzę, że z zaklęciami obronnymi radzisz sobie świetnie - mruknął przekrzywiając lekko głowę. Nie spuszczał oczu z dziewczyny. Była teraz jego jedynym celem. Czymś, co dawało mu masę radości. Ot sadystyczne zapędy Scott'a - Sprawdźmy coś innego.
James wykonał kilka szybkich ruchów różdżką i kolejny raz wycelował nią w Emily.
Kilka pozostałości po myszach upolowanych przez sowy (głównie kości) uniosło się szybko ku górze i zmieniło w cieniutkie kawałki ostro zakończonego metalu. Ów przedmioty miały za zadanie otoczyć Krukonkę, latać z zawrotną prędkością wokół niej, co raz atakując - raniąc jej skórę, nakłuwając, przecinając, wbijając się.
This dice is not existing.
Re: Sowiarnia
Emily odetchnęła z ogromną ulgą, zaraz po tym jak jej zaklęcie zdołało odeprzeć urok Scott'a. Widzisz Emily? Wcale nie jesteś taka najgorsza! Mięśnie dziewczęcia rozluźniły się nieco, pozwalając na przesunięcie ciężaru ciała na prawą nogę. Jako leworęcznej dawało jej to większą swobodę ruchu.
Cóż, skoro zgrywanie nieporadnej dziewuchy nie dawało żadnych rezultatów, Emily nie zostało nic innego, jak próbować walczyć. Całkiem serio. Wiedziała, że James nie odpuści i choć wciąż była śmiertelnie przerażona, nie zamierzała oddać mu upokarzającego ją zwycięstwa za darmo. Zabierała się już do zaklęcia atakującego, kiedy James ją wyprzedził. Na Merlina. Bronte myśl! Krukonka zaczerpnęła prędko powietrza, by chwilę później wyrzucić z siebie inkantację zaklęcia, miejmy nadzieję, skutecznego.
- Finite Incantatem - Głos blondynki zdawał zdecydowanie mniej piskliwy w porównaniu do jej poprzedniej obrony. Niski, opanowany, taki jak zwykle.
Nie sposób było James'owi nie zauważyć, że Krukonka należała do osób u których strach pozwala się otworzyć. Ona sama wiedziała, że to całkiem ciężka przypadłość i trudna do pokonania. Adrenalina krążąca w żyłach dwadzieścia cztery godziny na dobę, byłaby bardziej szkodliwa niż herbatka z mordownika żółtego.
This dice is not existing.
Cóż, skoro zgrywanie nieporadnej dziewuchy nie dawało żadnych rezultatów, Emily nie zostało nic innego, jak próbować walczyć. Całkiem serio. Wiedziała, że James nie odpuści i choć wciąż była śmiertelnie przerażona, nie zamierzała oddać mu upokarzającego ją zwycięstwa za darmo. Zabierała się już do zaklęcia atakującego, kiedy James ją wyprzedził. Na Merlina. Bronte myśl! Krukonka zaczerpnęła prędko powietrza, by chwilę później wyrzucić z siebie inkantację zaklęcia, miejmy nadzieję, skutecznego.
- Finite Incantatem - Głos blondynki zdawał zdecydowanie mniej piskliwy w porównaniu do jej poprzedniej obrony. Niski, opanowany, taki jak zwykle.
Nie sposób było James'owi nie zauważyć, że Krukonka należała do osób u których strach pozwala się otworzyć. Ona sama wiedziała, że to całkiem ciężka przypadłość i trudna do pokonania. Adrenalina krążąca w żyłach dwadzieścia cztery godziny na dobę, byłaby bardziej szkodliwa niż herbatka z mordownika żółtego.
This dice is not existing.
Re: Sowiarnia
James - 4, Emily - 2
Emily, nie udało Ci się powstrzymać nadlatujących kawałków metalu. Te zręcznie zatańczyły wokół twojej głowy. Jeden z nich zadrapał twój policzek tak dotkliwie, że trysnęła krew. Pozostałe wplątały się we włosy i poraniły skórę na twojej szyi. Były niczym natrętne stado os.
Emily, -10 pż
Emily, nie udało Ci się powstrzymać nadlatujących kawałków metalu. Te zręcznie zatańczyły wokół twojej głowy. Jeden z nich zadrapał twój policzek tak dotkliwie, że trysnęła krew. Pozostałe wplątały się we włosy i poraniły skórę na twojej szyi. Były niczym natrętne stado os.
Emily, -10 pż
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
Gdy kawałki metalu wplątały się we włosy dziewczyny, James odpuścił dalszą zabawę nimi. Co prawda mógł zmusić je do niemal oskalpowania kobitki. Zapewne skończyło by się to jej omdleniem. Szkoda było by kończyć w ten sposób tak wspaniałą zabawę.
Osobiście Scott nie podejrzewał, iż mała Emily będzie w stanie mu dorównać, ale chociaż spróbować. Mile go zaskoczyła, trzeba przyznać. Starała się. Jednak, każdy pojedynek powinien się kiedyś skończyć, czyż nie?
Ich wzrok znów się spotkał. Chłopak widział w oczach swej 'ofiary' nie tyle strach, co zawziętość. Wspaniale. Krukonka da z siebie wszystko, byle tylko wyjść z tego cało! Hura!
- Sectumsempra - wycedził przechylając przy tym delikatnie głowę na bok. Celował różdżką prosto w brzuch panny Bronte.
This dice is not existing.
Osobiście Scott nie podejrzewał, iż mała Emily będzie w stanie mu dorównać, ale chociaż spróbować. Mile go zaskoczyła, trzeba przyznać. Starała się. Jednak, każdy pojedynek powinien się kiedyś skończyć, czyż nie?
Ich wzrok znów się spotkał. Chłopak widział w oczach swej 'ofiary' nie tyle strach, co zawziętość. Wspaniale. Krukonka da z siebie wszystko, byle tylko wyjść z tego cało! Hura!
- Sectumsempra - wycedził przechylając przy tym delikatnie głowę na bok. Celował różdżką prosto w brzuch panny Bronte.
This dice is not existing.
Re: Sowiarnia
James: w momencie, w którym rzucałeś zaklęcie, drewniana belka na której siedziały sowy, spadła prosto na twoją głowę i straciłeś przytomność. Jej osunięcie musiało być spowodowane hukiem, który zatrząsł sowiarnią w momencie zderzenia zaklęcia oślepienia z zaklęciem tarczy panny Bronte.
Kiedy tylko w sowiarni zrobiło się zamieszanie, Emily uciekła, zostawiając Jamesa nieprzytomnego na podłodze sowiarni.
Proszę kończyć, szkoła została już zamknięta.
Ostatnie zdanie napisane po konsultacji z Emily Bronte.
Kiedy tylko w sowiarni zrobiło się zamieszanie, Emily uciekła, zostawiając Jamesa nieprzytomnego na podłodze sowiarni.
Proszę kończyć, szkoła została już zamknięta.
Ostatnie zdanie napisane po konsultacji z Emily Bronte.
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
To był już koniec. Uwaga Emily skupiona była całkowicie na kawałkach metalu. Wiedział o tym. Dziewczę nawet nie podniosło różdżki, gdy ten kończył 'syczeć' ostatnią sylabę.
Jednak nagle poczuł dziwnie nieprzyjemny, a zarazem tępy ból w głowie. Świat zawirował i zalał się czernią. Padający Scott wciąż miał przyklejony do twarzy swój typowy wredny uśmiech.
Leżał tak jakiś czas. Na szczęście nikt nie odwiedzał wtedy Sowiarni. Już widział te durnowate gęby, które rozpowiadałyby jakieś idiotyczne plotki na jego temat, a przecież on tak bardzo kochał życie w cieniu. Obudziło go bolesne pulsowanie głowy, oraz metaliczny posmak krwi w ustach. Belka była na tyle ciężka, by zapewnić mu ogromnego guza, do tego upadając przygryzł sobie język. Tyle wygrać!
Odczekał chwile, po czym wstał i odbijając się od ściany, do ściany, skierował się do dormitorium.
Jednak nagle poczuł dziwnie nieprzyjemny, a zarazem tępy ból w głowie. Świat zawirował i zalał się czernią. Padający Scott wciąż miał przyklejony do twarzy swój typowy wredny uśmiech.
Leżał tak jakiś czas. Na szczęście nikt nie odwiedzał wtedy Sowiarni. Już widział te durnowate gęby, które rozpowiadałyby jakieś idiotyczne plotki na jego temat, a przecież on tak bardzo kochał życie w cieniu. Obudziło go bolesne pulsowanie głowy, oraz metaliczny posmak krwi w ustach. Belka była na tyle ciężka, by zapewnić mu ogromnego guza, do tego upadając przygryzł sobie język. Tyle wygrać!
Odczekał chwile, po czym wstał i odbijając się od ściany, do ściany, skierował się do dormitorium.
Re: Sowiarnia
Pomieszczenie wysprzątano z ptasich nieczystości. Drewniane drabinki wymieniono na nowe. Sowiarnię wywietrzono, a metalowe kubełki napełniono ziarnami.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Ubrał się ciepło. Narzucił na siebie jeden z grubszych swetrów, ponieważ w sowiarni zawsze wiało po nerkach, nawet w dniach, w których uczniowie wylegiwali i wygrzewali się na błoniach. Dziś takiej pogody nie było, ale też nie była ona aż taka ostatnia jak na początek października. Upały to żadne, ale przynajmniej nie lało.
Żeby dostać się z lochów aż na wieżę zachodnią, trzeba było się psychicznie przygotować przynajmniej tydzień wstecz. Pokonanie takiej ilości schodków było dla osoby tak strasznie leniwej jak Matt mię lada wycieczką. Odkładał tę konieczność do ostatniej chwili, ale gdy już dostał wyjca z domu z pretensjami matki, że minął już miesiąc a on się jeszcze nie odezwał - wiedział, że przyszła pora na wysłanie w końcu tej sowy.
Gdy już w pocie czoła pokonał wszystkie piętra, po drodze zostając oszukanym przez zaczarowane schody gdy chciał podstępem skrócić sobie drogę, ale jak widać mu się to nie udało, dotarł do zimnej i wietrznej sowiarni. Zapach jaki tam się unosił nie należał do tych z najwyższej półki perfumów o nazwie "kwiecista magia" jakich używała ich znienawidzona, obrzydliwie bogata ciotka Maggie. Ten należał do rodzaju "rób co musisz i spierdzielaj jak najszybciej". Wstrzymując oddech, Matthew wszedł do środka by przywiązać zwitek do nóżki sowy odziedziczonej po starszym bracie Ryanie.
Była stara, ale dom rodzinny Sneddonów nie leżał wcale tak przesadnie daleko od Hogwartu. Ptak na pewno podoła zadaniu, te kilka kilometrów to nic tak naprawdę. A co ma siedzieć sowa darmozjad wiecznie na grzędzie, niech w końcu ruszy kuper jak już ślizgon po długich negocjacjach z samym sobą doszedł aż tu.
Masakra, tylko ten okropny zapach ptasich odchodów... Co do licha, nikt tu nigdy nie sprzątał?
Żeby dostać się z lochów aż na wieżę zachodnią, trzeba było się psychicznie przygotować przynajmniej tydzień wstecz. Pokonanie takiej ilości schodków było dla osoby tak strasznie leniwej jak Matt mię lada wycieczką. Odkładał tę konieczność do ostatniej chwili, ale gdy już dostał wyjca z domu z pretensjami matki, że minął już miesiąc a on się jeszcze nie odezwał - wiedział, że przyszła pora na wysłanie w końcu tej sowy.
Gdy już w pocie czoła pokonał wszystkie piętra, po drodze zostając oszukanym przez zaczarowane schody gdy chciał podstępem skrócić sobie drogę, ale jak widać mu się to nie udało, dotarł do zimnej i wietrznej sowiarni. Zapach jaki tam się unosił nie należał do tych z najwyższej półki perfumów o nazwie "kwiecista magia" jakich używała ich znienawidzona, obrzydliwie bogata ciotka Maggie. Ten należał do rodzaju "rób co musisz i spierdzielaj jak najszybciej". Wstrzymując oddech, Matthew wszedł do środka by przywiązać zwitek do nóżki sowy odziedziczonej po starszym bracie Ryanie.
Była stara, ale dom rodzinny Sneddonów nie leżał wcale tak przesadnie daleko od Hogwartu. Ptak na pewno podoła zadaniu, te kilka kilometrów to nic tak naprawdę. A co ma siedzieć sowa darmozjad wiecznie na grzędzie, niech w końcu ruszy kuper jak już ślizgon po długich negocjacjach z samym sobą doszedł aż tu.
Masakra, tylko ten okropny zapach ptasich odchodów... Co do licha, nikt tu nigdy nie sprzątał?
Re: Sowiarnia
Sowiarnia była jednym z tych miejsc, które starała się unikać jak najczęściej mogła. Czasem jednak przychodził taki dzień, że konieczność napisania listu do domu, czy znajomych brała górę i niestety dzień dzisiejszy się do takich zaliczał. Na szczęście list zdążyła napisać już wczoraj, dlatego dziś po prostu musiała wręczyć go swojej sowie, co zajęłoby jej właściwie kilka sekund. Ot, taki plus pośród tak wielu minusów. W dniu dzisiejszym Angielka również nawet nie raczyła ubierać szkolnego mundurku, demonstrując tym samym jak bardzo ma w nosie wszystko i wszystkich. Snuła się korytarzami zamku opatulona ciepłym swetrem, z nosem skrytym pod "kominem" idealnym na jesienne spacery. Co prawda po terenach zamku a nie po samym jego wnętrzu, ale cóż mogła poradzić na to, że szybko marzła?
Nawet nie zdążyła przekroczyć progu sowiarni, kiedy jej nozdrza uderzył zapach sów i ptasich odchodów. Szczerze mówiąc, nawet odrobinę się ich bała i dziwiła się ludziom, którzy lubili skrzydlate potwory z dziobami! Nabrała powietrza, zakrywając pół twarzy pod zielonkawym szalikiem a potem z impetem wpadła do środka, tym samym wpadając również na plecy Matthew'a.
- O matko - jęknęła, kiedy wspólnymi siłami zdołali utrzymać równowagę i nie wywrócić się na kamienną posadzkę upstrzoną miejscami ptasimi odchodami. - Kto normalny siedzi w sowiarni? - dodała z wyrzutem słyszalnym w głosie, wciąż kurczowo trzymając się ramion chłopaka. Wyglądało to mniej więcej tak jakby zielona Jeunesse właśnie go zaatakowała a ona tylko w ten sposób broniła się przed wzrokiem setek par oczu wlepionych w ich dwójkę.
Nawet nie zdążyła przekroczyć progu sowiarni, kiedy jej nozdrza uderzył zapach sów i ptasich odchodów. Szczerze mówiąc, nawet odrobinę się ich bała i dziwiła się ludziom, którzy lubili skrzydlate potwory z dziobami! Nabrała powietrza, zakrywając pół twarzy pod zielonkawym szalikiem a potem z impetem wpadła do środka, tym samym wpadając również na plecy Matthew'a.
- O matko - jęknęła, kiedy wspólnymi siłami zdołali utrzymać równowagę i nie wywrócić się na kamienną posadzkę upstrzoną miejscami ptasimi odchodami. - Kto normalny siedzi w sowiarni? - dodała z wyrzutem słyszalnym w głosie, wciąż kurczowo trzymając się ramion chłopaka. Wyglądało to mniej więcej tak jakby zielona Jeunesse właśnie go zaatakowała a ona tylko w ten sposób broniła się przed wzrokiem setek par oczu wlepionych w ich dwójkę.
Re: Sowiarnia
Miał wrażenie, że przesiąka tym smrodem aż po końcówki swoich świeżo ściętych włosów. Miał ochotę uciec stąd jak najszybciej, tak więc czym prędzej zawiązywał staranny supełek przy sowie nóżce, jednak pośpiech sprawiał, że wale nie szło mu to tak szybko jak by tego chciał.
Wypuścił sowę przez wiecznie otwarte okno i popatrzył chwilę jak koślawo wznosi się ponad zamek i frunie w przeciwległą stronę. Już, już miał się odwracać, by wybiec z sowiarni i nabrać ogromny haust świeżego powietrza nie wypełnionego tą stęchlizną, kiedy coś mu w tym przeszkodziło.
A raczek ktoś.
Musiał się nieźle nagimnastykować, by nie upaść samemu i na dodatek nie pozwolić tej uroczej niewieście by z gracją tarzała się w tym swoim pięknym sweterku po podłodze pełnej ptasich odchodów.
Gdy już mu się to udało i oboje odzyskali jako taką równowagę, Matthew uśmiechnął się, bo dopiero teraz mógł w pełni przyjrzeć się osobie która go nieumyślnie zaatakowała.
Z Andreą znał się dość dobrze byli na jednym roku, często mieli wspólne zajęcia, nie raz i nie dwa lądowali razem w parze, gdy przyszło im przesadzać grządki na zielarstwie, lub karmić jakieś stworzenie na OMNS.
- Hej hej, uważamy jak chodzimy - zaśmiał się jednocześnie witając. Cóż, za przypadek, że oboje akurat w tym samym momencie postanowili wybrać się na wieżę północną. Gdyby Sneddon zamarudził z dwie minuty dłużej w lochach, być może pokonaliby całą drogę wspólnie razem, i nawet nie byłaby może ona taka straszna jaka się wydawała?
- Wysyłaj co masz i wychodzimy. Nie mogę już wytrzymać w tym smrodzie - powiedział i żeby podkreślić jak bardzo chciał ją ponaglić, klepnął ją lekko w dół pleców. Nie chciał przesadzać i od razu macać ją po tyłku, chociaż wielką miał na to ochotę. Niby smród smrodem, ale po tym jak już przestał wstrzymywać oddech, nawet się już zdążył do niego przyzwyczaić.
Andrea wydawała się jakby trochę przestraszona. Czyżby bała się sów? Matthew spojrzał na liczne pary oczu patrzące na nich swoim w sumie dość przerażającym wzrokiem. Jako dżentelman z krwi i kości postanowił więc zapytać.
- Pomóc ci?
Wypuścił sowę przez wiecznie otwarte okno i popatrzył chwilę jak koślawo wznosi się ponad zamek i frunie w przeciwległą stronę. Już, już miał się odwracać, by wybiec z sowiarni i nabrać ogromny haust świeżego powietrza nie wypełnionego tą stęchlizną, kiedy coś mu w tym przeszkodziło.
A raczek ktoś.
Musiał się nieźle nagimnastykować, by nie upaść samemu i na dodatek nie pozwolić tej uroczej niewieście by z gracją tarzała się w tym swoim pięknym sweterku po podłodze pełnej ptasich odchodów.
Gdy już mu się to udało i oboje odzyskali jako taką równowagę, Matthew uśmiechnął się, bo dopiero teraz mógł w pełni przyjrzeć się osobie która go nieumyślnie zaatakowała.
Z Andreą znał się dość dobrze byli na jednym roku, często mieli wspólne zajęcia, nie raz i nie dwa lądowali razem w parze, gdy przyszło im przesadzać grządki na zielarstwie, lub karmić jakieś stworzenie na OMNS.
- Hej hej, uważamy jak chodzimy - zaśmiał się jednocześnie witając. Cóż, za przypadek, że oboje akurat w tym samym momencie postanowili wybrać się na wieżę północną. Gdyby Sneddon zamarudził z dwie minuty dłużej w lochach, być może pokonaliby całą drogę wspólnie razem, i nawet nie byłaby może ona taka straszna jaka się wydawała?
- Wysyłaj co masz i wychodzimy. Nie mogę już wytrzymać w tym smrodzie - powiedział i żeby podkreślić jak bardzo chciał ją ponaglić, klepnął ją lekko w dół pleców. Nie chciał przesadzać i od razu macać ją po tyłku, chociaż wielką miał na to ochotę. Niby smród smrodem, ale po tym jak już przestał wstrzymywać oddech, nawet się już zdążył do niego przyzwyczaić.
Andrea wydawała się jakby trochę przestraszona. Czyżby bała się sów? Matthew spojrzał na liczne pary oczu patrzące na nich swoim w sumie dość przerażającym wzrokiem. Jako dżentelman z krwi i kości postanowił więc zapytać.
- Pomóc ci?
Re: Sowiarnia
Z Matthew'em łączyła ją chyba całkiem neutralna relacja, co nie zmieniało faktu, że się dogadywali. Ot, jak normalny człowiek z normalnym człowiekiem, choć w jej przypadku normalność była mocno względnym i nieco naciągniętym pojęciem. Zresztą, zaprezentowała to swoim przyklejeniem się do pleców chłopaka i obserwowaniem nieco zdezorientowanym wzrokiem sów. Widać było to na tyle zauważalne, że Ślizgon aż poczuł się w obowiązku, by zaoferować jej pomoc.
- Matthew - wymruczała cicho, wspinając się na palce tak, żeby dosięgnąć ucha chłopaka. - One są straszne. Patrz na te wielkie ślepia - zniżyła ton do szeptu, nie odrywając wzroku od swojego potencjalnego wroga, jakim było ptactwo. Czuła się tutaj niemal jak w panopticonie, gdzie to ciebie obserwowano a ty o tym nie wiedziałeś. No, tutaj akurat doskonale wiedziała, że chyba zaczęli nadużywać gościnności sów.
- Czy te sowy kiedyś się na kogoś rzuciły? - spytała nagle. Kiedy chwilowo uspokoiła swoje urojenia i doszła do wniosku, że przecież ma mentalne jaja i takie sówki jej nie straszne, odnalazła swoją prywatną sowę, wręczając jej zapieczętowany list a gdy ta odleciała posłusznie, Angielka jakby bardziej wyluzowana skierowała się w stronę drzwi. Długo to nie potrwało, bo kiedy zrobiła kilka kroków usłyszała za swoimi plecami większe poruszenie, co poskutkowało tym, że przyśpieszyła kroku. - Na Merlina, Matthew, zrób coś!
- Matthew - wymruczała cicho, wspinając się na palce tak, żeby dosięgnąć ucha chłopaka. - One są straszne. Patrz na te wielkie ślepia - zniżyła ton do szeptu, nie odrywając wzroku od swojego potencjalnego wroga, jakim było ptactwo. Czuła się tutaj niemal jak w panopticonie, gdzie to ciebie obserwowano a ty o tym nie wiedziałeś. No, tutaj akurat doskonale wiedziała, że chyba zaczęli nadużywać gościnności sów.
- Czy te sowy kiedyś się na kogoś rzuciły? - spytała nagle. Kiedy chwilowo uspokoiła swoje urojenia i doszła do wniosku, że przecież ma mentalne jaja i takie sówki jej nie straszne, odnalazła swoją prywatną sowę, wręczając jej zapieczętowany list a gdy ta odleciała posłusznie, Angielka jakby bardziej wyluzowana skierowała się w stronę drzwi. Długo to nie potrwało, bo kiedy zrobiła kilka kroków usłyszała za swoimi plecami większe poruszenie, co poskutkowało tym, że przyśpieszyła kroku. - Na Merlina, Matthew, zrób coś!
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 3 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach