Sowiarnia
+25
Adrien Rien
Monika Kruger
Darcy Kruger
Curtis Rocheleau
Andrea Jeunesse
Matthew Sneddon
James Scott
Dymitr Milligan
Cassidy Thomas
Benedict Walton
Rhinna Hamilton
Connor Campbell
Leanne Chatier
Emily Bronte
Pierre Vauquer
Maddox Overton
Grace Scott
Audrey Roshwel
Mistrz Gry
Sasza Tiereszkowa
Logan Campbell
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Zoja Yordanova
Brennus Lancaster
29 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 5 z 5
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sowiarnia
First topic message reminder :
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
- Przecież dziewczyny takie jak ty wolą tych bardziej niegrzecznych chłopców...
No niby tak generalnie było. Monika nie lubiła nudy, wokół niej zawsze musiało coś się dziać, niekoniecznie zgodnego ze szkolnym regulaminem, dlatego Kruger raczej nie odnalazłaby się u boku takiego Charliego Wilsona, czy innego prymusa, bo o czym miałaby z nim porozmawiać? No i należała do Slytherinu, a ślizgonki we krwi miały wrodzoną delikatną nawet sukowatość, co czyniło je idealnymi partnerkami dla wszelakich łobuzów i huncwotów. Postanowiła jednak chwilę jeszcze podroczyć się z Rienem.
- Skąd ty możesz wiedzieć kogo ja wolę, a kogo nie – zaśmiała się. - Z tobą, na przykład, nie chciałabym się spotykać, bo bym się wiecznie tylko zastanawiała czy akurat gdy jem kolację, ty przypadkiem nie stukasz w schowku na miotły jakieś piątoklasistki. Niegrzeczni chłopcy owszem, ale i wierni. A ciebie o coś tak przyziemnego raczej nie podejrzewam.
A na przykład Brandonowi pod tym względem ufała. Jakoś nie wyobrażała sobie, żeby miał ją zdradzać zaraz po tym jak poprosił, żeby do siebie wrócili. No jakoś jej to zwyczajnie nie pasowało. Może dlatgo się na to zgodziła? Bo Wilsona już wypróbowała i wiedziała, że niczym takim jej nie zaskoczy? No cóż, to raczej kwestia do przemyślenia na jakiś samotny deszczowy wieczór spędzony z butelką kremowego piwa, a nie na teraz, kiedy stoi z Rienem w tej zimnej wieży i się z nim hm... wymienia poglądami.
- Odznakę lidera pojedynków masz tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ ja jestem zbyt leniwa, i do tej pory nie zaszczyciłam klubu swoją obecnością. Ale obiecuję, że niedługo to uczynię, żeby się z tobą zmierzyć, więc pociesz się swoją odznaką, póki jeszcze możesz – chciał utrzeć jej nosa? No proszę, średnio mu się to udało. Poza tym Rien tracił czas na takie głupstwa jak klub pojedynków? Monika podejrzewała, że zrobił to tylko po to, bo mógł się tam całkiem legalnie wyżyć na jakimś gryfonie czy puchonie. Innego argumentu nie znalazła, bo raczej Adrien nie poszedł tam po to, żeby się uczyć... – Poza tym przyznałbyś się, że ją po prostu ukradłeś – zażartowała.
Nadal stała tam gdzie stała, podpierając ścianę jak ta łamaga na szkolnym balu. Sęp, którego głaskał chłopak jakoś nie zachęcał Moniki do bliższego zapoznania się z nim, więc dziewczyna też za bardzo się z tym zapoznaniem nie wychylała. Fajnie, zobaczyła wielkiego ptaka na żywo, łał jaki piękny, ale głaskanie to już raczej nie. Można było stwierdzić, że nawet trochę się go bała, ale kto by się nie bał. Nie sądziła, żeby nawet największa twardzielka tak ochoczo wyciągnęła rękę w stronę zwierzęcia.
A w niektórych krajach sobie ich używali jako mobilną pocztę. No proszę, w niektórych krajach używano gołębi, w Wielkiej Brytanii powszechne były właśnie sowy a inni woleli na przykład sępy. Nic to przecież dziwnego, czyż nie?
- Wolę nie sprawdzać tej ciekawostki z narowistością, jeszcze mi życie miłe – powiedziała. Z jego wypowiedzi wywnioskowała, że to jednak nie była jego własność. Chłopak w takim razie musiał otrzymać przesyłkę z bardzo ciekawego miejsca. Kruger jednak zdusiła w sobie zalążek ciekawości jaki w niej kiełkował. Tak jak wspominała wcześniej – szanowała cudzą prywatność, ot co.
Tym co zrobiła za chwilę zaskoczyła w zasadzie sama siebie. No ale chciała się wycofać, nie dać się chwilowemu impulsowi jaki nią kierował. Rien jednak skutecznie jej w tym przeszkodził, łapiąc ją w pasie. Nie, to nie była podpucha, raczej głupota dziewczyny i potrzeba chwilowego uniesienia. Nie była też osobą, która zaraz poleciałaby komuś ten fakt wygadać, czy nie daj boże poskarżyć się. Zatraciła się w pocałunku zupełnie zapominając gdzie jest. Ramiona uniosła ku górze i jedną dłonią obejmowała kark ślizgona, drugą zatapiając w jego włosach. Chciała to przeciągnąć jak najdłużej, jednak po chwili już zabrakło jej oddechu. Odsunęła się na moment, by zaczerpnąć zbawiennego tlenu i pocałowała go ponownie, tym razem z dłońmi wędrującymi pod koszulką chłopaka. Uwielbiała to. Dotykać skóry pleców, strasznie ją to pobudzało. Jeszcze pół godziny wcześniej, jakby ktoś powiedział jej, że będzie się tak karygodnie zachowywać i to w spółce z Adrienem Rienem, zwyczajnie by tę osobę wyśmiała. A teraz proszę, całują się aż miło!
Monika w końcu odkleiła się od ślizgona. Spojrzała na niego i zaśmiała się krótko pod nosem.
- Cóż, teraz możesz powiedzieć, że masz Kruger w garści – wyszeptała. Sama przed chwilą mówiła o wierności w związku, ale z drugiej strony co to za związek, jeśli w ogóle się praktycznie nie widywali z Brandonem. - Dobrze jednak wiem, że dla takich niegrzecznych chłopców jak ty, to kompletnie nic nie znaczy.
Czy ją to obchodziło? Niby nie, raz się żyje. Z drugiej jednak strony dla niej to zawsze coś znaczyło. Mimo wszystko nie była osobą, która najpierw się z kimś całuje a potem idzie w swoją stronę.
No niby tak generalnie było. Monika nie lubiła nudy, wokół niej zawsze musiało coś się dziać, niekoniecznie zgodnego ze szkolnym regulaminem, dlatego Kruger raczej nie odnalazłaby się u boku takiego Charliego Wilsona, czy innego prymusa, bo o czym miałaby z nim porozmawiać? No i należała do Slytherinu, a ślizgonki we krwi miały wrodzoną delikatną nawet sukowatość, co czyniło je idealnymi partnerkami dla wszelakich łobuzów i huncwotów. Postanowiła jednak chwilę jeszcze podroczyć się z Rienem.
- Skąd ty możesz wiedzieć kogo ja wolę, a kogo nie – zaśmiała się. - Z tobą, na przykład, nie chciałabym się spotykać, bo bym się wiecznie tylko zastanawiała czy akurat gdy jem kolację, ty przypadkiem nie stukasz w schowku na miotły jakieś piątoklasistki. Niegrzeczni chłopcy owszem, ale i wierni. A ciebie o coś tak przyziemnego raczej nie podejrzewam.
A na przykład Brandonowi pod tym względem ufała. Jakoś nie wyobrażała sobie, żeby miał ją zdradzać zaraz po tym jak poprosił, żeby do siebie wrócili. No jakoś jej to zwyczajnie nie pasowało. Może dlatgo się na to zgodziła? Bo Wilsona już wypróbowała i wiedziała, że niczym takim jej nie zaskoczy? No cóż, to raczej kwestia do przemyślenia na jakiś samotny deszczowy wieczór spędzony z butelką kremowego piwa, a nie na teraz, kiedy stoi z Rienem w tej zimnej wieży i się z nim hm... wymienia poglądami.
- Odznakę lidera pojedynków masz tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ ja jestem zbyt leniwa, i do tej pory nie zaszczyciłam klubu swoją obecnością. Ale obiecuję, że niedługo to uczynię, żeby się z tobą zmierzyć, więc pociesz się swoją odznaką, póki jeszcze możesz – chciał utrzeć jej nosa? No proszę, średnio mu się to udało. Poza tym Rien tracił czas na takie głupstwa jak klub pojedynków? Monika podejrzewała, że zrobił to tylko po to, bo mógł się tam całkiem legalnie wyżyć na jakimś gryfonie czy puchonie. Innego argumentu nie znalazła, bo raczej Adrien nie poszedł tam po to, żeby się uczyć... – Poza tym przyznałbyś się, że ją po prostu ukradłeś – zażartowała.
Nadal stała tam gdzie stała, podpierając ścianę jak ta łamaga na szkolnym balu. Sęp, którego głaskał chłopak jakoś nie zachęcał Moniki do bliższego zapoznania się z nim, więc dziewczyna też za bardzo się z tym zapoznaniem nie wychylała. Fajnie, zobaczyła wielkiego ptaka na żywo, łał jaki piękny, ale głaskanie to już raczej nie. Można było stwierdzić, że nawet trochę się go bała, ale kto by się nie bał. Nie sądziła, żeby nawet największa twardzielka tak ochoczo wyciągnęła rękę w stronę zwierzęcia.
A w niektórych krajach sobie ich używali jako mobilną pocztę. No proszę, w niektórych krajach używano gołębi, w Wielkiej Brytanii powszechne były właśnie sowy a inni woleli na przykład sępy. Nic to przecież dziwnego, czyż nie?
- Wolę nie sprawdzać tej ciekawostki z narowistością, jeszcze mi życie miłe – powiedziała. Z jego wypowiedzi wywnioskowała, że to jednak nie była jego własność. Chłopak w takim razie musiał otrzymać przesyłkę z bardzo ciekawego miejsca. Kruger jednak zdusiła w sobie zalążek ciekawości jaki w niej kiełkował. Tak jak wspominała wcześniej – szanowała cudzą prywatność, ot co.
Tym co zrobiła za chwilę zaskoczyła w zasadzie sama siebie. No ale chciała się wycofać, nie dać się chwilowemu impulsowi jaki nią kierował. Rien jednak skutecznie jej w tym przeszkodził, łapiąc ją w pasie. Nie, to nie była podpucha, raczej głupota dziewczyny i potrzeba chwilowego uniesienia. Nie była też osobą, która zaraz poleciałaby komuś ten fakt wygadać, czy nie daj boże poskarżyć się. Zatraciła się w pocałunku zupełnie zapominając gdzie jest. Ramiona uniosła ku górze i jedną dłonią obejmowała kark ślizgona, drugą zatapiając w jego włosach. Chciała to przeciągnąć jak najdłużej, jednak po chwili już zabrakło jej oddechu. Odsunęła się na moment, by zaczerpnąć zbawiennego tlenu i pocałowała go ponownie, tym razem z dłońmi wędrującymi pod koszulką chłopaka. Uwielbiała to. Dotykać skóry pleców, strasznie ją to pobudzało. Jeszcze pół godziny wcześniej, jakby ktoś powiedział jej, że będzie się tak karygodnie zachowywać i to w spółce z Adrienem Rienem, zwyczajnie by tę osobę wyśmiała. A teraz proszę, całują się aż miło!
Monika w końcu odkleiła się od ślizgona. Spojrzała na niego i zaśmiała się krótko pod nosem.
- Cóż, teraz możesz powiedzieć, że masz Kruger w garści – wyszeptała. Sama przed chwilą mówiła o wierności w związku, ale z drugiej strony co to za związek, jeśli w ogóle się praktycznie nie widywali z Brandonem. - Dobrze jednak wiem, że dla takich niegrzecznych chłopców jak ty, to kompletnie nic nie znaczy.
Czy ją to obchodziło? Niby nie, raz się żyje. Z drugiej jednak strony dla niej to zawsze coś znaczyło. Mimo wszystko nie była osobą, która najpierw się z kimś całuje a potem idzie w swoją stronę.
Re: Sowiarnia
- Nigdy niczego nie ukradłem! - obruszył się przywarą Kruger! To prawda, nigdy niczego nie ukradł a już na pewno głupie odznaki lidera. Po prostu we wszystkich pojedynkach jakie stoczył był lepszy od swojego przeciwnika. Wiązało się to z większym szczęściem i rozważnością niż faktycznymi umiejętnościami. - I będzie mi niezmiernie miło widzieć Twoją osobę rozpłaszczoną na podeście klubu Kruger! Więc w wolnej chwili zapraszamy. - uśmiechnął się kpiąco. Odpowiedział jej i w dalszym ciągu pozostawał pod ostrzałem jej pocałunku. Kiedy ona nabierała powietrza jego dłonie powędrowały nieco niżej i rozgościły się na jej pośladkach. Delikatnie je masował, nie będąc przy tym nachalnym. Wszystko toczyło się swoim rytmem. Nikt na nikim nie wymuszał niczego. Przyjemne pocałunki trwały raz poi raz przerywane nabieranym tchem jednej ze stron. Trwali tak złączeni w objęciach dobry kawałek czasu, nim głuchy łoskot spadającej jednej z sów na podłogę.
Rien się ocknął chcąc zobaczyć co się stało, zorientował się jedynie iż czarny wielki puchacz zrzucił małą sówkę ze swojej grzędy dumnie królując nad młokosami przyglądając się ich rubieżnemu zachowaniu. Zorientował się również w tym że Monika została naznaczona mała malinką po lewej stronie szyi. Widać usta Riena się nieco zapędziły tak samo jak i jego dłonie. One zaś rozpięły pierwsze guziki jej bluzki. Gęsta atmosfera pomiędzy dwojgiem uczniów się rozrzedziła. Chłopak spojrzał na nią nieco się zagadkowo się uśmiechając.
- Jeżeli rzucasz zaklęcia tak jak całujesz to nie mam się czego bać. - rzucił przekornie. - Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy Kruger. - puścił do niej oko. Sam spojrzał na sępa który właśnie kończył pić wodę przeznaczoną dla sów. Pomógł mu wydostać się przez okno na zewnątrz a sam chłopak ewakuował się zanim szok doznany przez dziewczynę minie.
Rien się ocknął chcąc zobaczyć co się stało, zorientował się jedynie iż czarny wielki puchacz zrzucił małą sówkę ze swojej grzędy dumnie królując nad młokosami przyglądając się ich rubieżnemu zachowaniu. Zorientował się również w tym że Monika została naznaczona mała malinką po lewej stronie szyi. Widać usta Riena się nieco zapędziły tak samo jak i jego dłonie. One zaś rozpięły pierwsze guziki jej bluzki. Gęsta atmosfera pomiędzy dwojgiem uczniów się rozrzedziła. Chłopak spojrzał na nią nieco się zagadkowo się uśmiechając.
- Jeżeli rzucasz zaklęcia tak jak całujesz to nie mam się czego bać. - rzucił przekornie. - Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy Kruger. - puścił do niej oko. Sam spojrzał na sępa który właśnie kończył pić wodę przeznaczoną dla sów. Pomógł mu wydostać się przez okno na zewnątrz a sam chłopak ewakuował się zanim szok doznany przez dziewczynę minie.
Adrien RienKlasa VII - Urodziny : 01/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Londyn
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Gdy wyszedł z sowiarni Monika z uśmiechem wytarła usta wierzchem dłoni, po czym zapięła odpięte przez Riena guziki bluzki. Cóż, cały on. Najpierw rozpalił ją do czerwoności a potem drocząc się zostawił ją taką całkiem samą. Dziewczę postało chwilę jeszcze w pomieszczeniu patrząc za odlatującym sępem, i kręcąc głową wyszła.
Cóż Adrien, mogę ci obiecać, że jeszcze nie raz się spotkamy!
Cóż Adrien, mogę ci obiecać, że jeszcze nie raz się spotkamy!
Re: Sowiarnia
To właśnie tutaj udał się po wyjściu z WS. Miał ze sobą kilka krakersów coby nimi przekupić jakąś sowę by to poleciała i poudawała przez chwilę jego sowę. Bo oczywiście nie chciał by ktokolwiek zauważył jego zwierze przy Jamesie. Więc jedynym dowodem były listy, listy które po przeczytaniu palił. Oprócz ostatniego, tego gdzie było powiedziane co mają zrobić, bowiem ktoś to musiał jeszcze zobaczyć. Bo zapewne wiedział o tej sprawie o wiele więcej niż mogło się poniektórym nawet wydawać, że szef Ślizgońskiej szajki maczał w tym palce. Bo przecież każdy wiedział w szkole, że tamta dwójka się nie znosiła, ale też każdy widział tego ślizgona po śmierci Nicolasa. Bo nawet jego gruba powłoka nie była w stanie zamaskować tego jak bardzo zabolała go ta wiadomość.
Pisał stąd kolejne wiadomości do wnuka dyrektora i otrzymując ostatni list od byłego Krukona, zawahał się na chwilę. Poczuł jakąś taką niewielką przyjemność, że będzie mógł uczestniczyć w zabójstwie tej istoty. Bowiem i u niego chęć zemsty przyćmiła nawet jego nienawiść do tych istot, a jedynie jeszcze bardziej ją podsycała.
Odpisał na wiadomość i również napisał jeszcze jedną, tym razem krótszą do Petera. Musiał bowiem to zobaczyć, zanim zostanie spalona. Chociaż z tym się wstrzyma, bowiem trzeba mieć jakiś dowód na to, że mówią prawdę jak się spotkają z Nicolasem. Siedział tutaj chwilę, czekając na herszta bandy i miał chwilę by pomyśleć nad sposobem wykonania tego zadania i niezbędny do tego wszystkiego był właśnie Nicolas.
Pisał stąd kolejne wiadomości do wnuka dyrektora i otrzymując ostatni list od byłego Krukona, zawahał się na chwilę. Poczuł jakąś taką niewielką przyjemność, że będzie mógł uczestniczyć w zabójstwie tej istoty. Bowiem i u niego chęć zemsty przyćmiła nawet jego nienawiść do tych istot, a jedynie jeszcze bardziej ją podsycała.
Odpisał na wiadomość i również napisał jeszcze jedną, tym razem krótszą do Petera. Musiał bowiem to zobaczyć, zanim zostanie spalona. Chociaż z tym się wstrzyma, bowiem trzeba mieć jakiś dowód na to, że mówią prawdę jak się spotkają z Nicolasem. Siedział tutaj chwilę, czekając na herszta bandy i miał chwilę by pomyśleć nad sposobem wykonania tego zadania i niezbędny do tego wszystkiego był właśnie Nicolas.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sowiarnia
Sowa znalazła go gdy przemieszczał się między piętrami. Ostatnio robił małe notatki w głowie - gdzie, na drodze do gabinetu dyrektora, wisi który obraz i jakie ma ewentualnie inne ramy, do których lubi się przemieszczać. Jeśli zaplanowana akcja miała się powieść, musieli wiedzieć takie szczegóły i umieć je prawidłowo wykorzystać.
Sowa rzuciła mu list pod nogi, zmierzył ją więc podejrzliwym spojrzeniem i szybko zagarnął kawałek pergaminu z przykurzonej posadzki. Odczytał te kilka pośpiesznie nakreślonych zdań i skinął głową. Do pergaminu przytknął koniec różdżki i spalił go przy pomocy niewerbalnego zaklęcia. Następnie jednym ze znanych skrótów ruszył w dół zamku, pozostawiając za sobą tańczące w powietrzu drobiny popiołu.
Szybko dotarł do starej wieży mieszczącej pocztowe ptaki całego Hogwartu. Nie zważając na smród i uważając, by w zalegającym półmroku nie nadepnąć na rozkładającą się mysz, pokonał schodki sowiarni.
Wewnątrz zastał oczekującego go Corteza. Zrzucił kaptur z głowy i spojrzał nań wyczekująco, powoli przechodząc pod improwizowane okno, przez które do środka wpadało świeże, wieczorne powietrze.
Sowa rzuciła mu list pod nogi, zmierzył ją więc podejrzliwym spojrzeniem i szybko zagarnął kawałek pergaminu z przykurzonej posadzki. Odczytał te kilka pośpiesznie nakreślonych zdań i skinął głową. Do pergaminu przytknął koniec różdżki i spalił go przy pomocy niewerbalnego zaklęcia. Następnie jednym ze znanych skrótów ruszył w dół zamku, pozostawiając za sobą tańczące w powietrzu drobiny popiołu.
Szybko dotarł do starej wieży mieszczącej pocztowe ptaki całego Hogwartu. Nie zważając na smród i uważając, by w zalegającym półmroku nie nadepnąć na rozkładającą się mysz, pokonał schodki sowiarni.
Wewnątrz zastał oczekującego go Corteza. Zrzucił kaptur z głowy i spojrzał nań wyczekująco, powoli przechodząc pod improwizowane okno, przez które do środka wpadało świeże, wieczorne powietrze.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sowiarnia
Musiał poczekać chwilę aż tutaj pojawi się Peter, choć zapach nie należał do tych najprzyjemniejszych, ani piski ptaków nie należały do przyjemnych dźwięków. Nie dość jednak, że świetnie maskowały prowadzące rozmowy to na dodatek rzadko kto tutaj przychodził.
W końcu dostrzegł jakaś postać, nie zareagował jednak nawet jakoś z tego powodu. Ponieważ domyślał się kim była owa osoba.
Mimo to, w chwili jak zdjął kaptur poczuł ulgę. W końcu po szkole, chyba, kręciła wie Lena, a ta miała się zamiar na nim zemścić. No aż cały się trząsł. To musiało jednak poczekać przynajmniej do czasu aż załatwi to co było najważniejsze. Bo mógł się z nią pojedynkować choćby zaraz. Ale to po tej rozmowie.
- Pisałem już do Scotta i pomoże nam, ale musimy wykonać to - powiedział przechodząc od razu do rzeczy, bo w końcu i tak się dzisiaj już widzieli. Wręczył mu ostatnią wiadomość od studenta i wpatrywał się w niego badawczo.
- Coś mi mówi, że jedno z wymagań możemy odhaczyć co nie? - Powiedział ni to żartem, ni serio.
- Nie pal wiadomości tylko, bo będzie potrzebna jeszcze - rzucił jeszcze cicho nie chcąc by wiadomość została spalona. Mieli w nawyku pozbywać się takich rzeczy zaraz po odczytaniu treści, więc wolał dmuchać na zimne niż później żałować, że tego nie zrobił.
W końcu dostrzegł jakaś postać, nie zareagował jednak nawet jakoś z tego powodu. Ponieważ domyślał się kim była owa osoba.
Mimo to, w chwili jak zdjął kaptur poczuł ulgę. W końcu po szkole, chyba, kręciła wie Lena, a ta miała się zamiar na nim zemścić. No aż cały się trząsł. To musiało jednak poczekać przynajmniej do czasu aż załatwi to co było najważniejsze. Bo mógł się z nią pojedynkować choćby zaraz. Ale to po tej rozmowie.
- Pisałem już do Scotta i pomoże nam, ale musimy wykonać to - powiedział przechodząc od razu do rzeczy, bo w końcu i tak się dzisiaj już widzieli. Wręczył mu ostatnią wiadomość od studenta i wpatrywał się w niego badawczo.
- Coś mi mówi, że jedno z wymagań możemy odhaczyć co nie? - Powiedział ni to żartem, ni serio.
- Nie pal wiadomości tylko, bo będzie potrzebna jeszcze - rzucił jeszcze cicho nie chcąc by wiadomość została spalona. Mieli w nawyku pozbywać się takich rzeczy zaraz po odczytaniu treści, więc wolał dmuchać na zimne niż później żałować, że tego nie zrobił.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sowiarnia
Zdumiał się, gdy usłyszał, że Cortez jest już w posiadaniu odpowiedzi od dyrektorskiego wnuka. Te szkolne sowy musiały mknąc bez wytchnienia, by w ciągu paru godzin pokonywać takie odległości... Raffles sięgnął po kartkę i odczytał zawarte na niej żądania. Jakiś niezidentyfikowany grymas przemknął po twarzy herszta bandy. No tak, Scott i ten nieszczęsny gałgan, Socha, przyjaźnili się. Irlandczyk mógł uspokoić sumienie, dokonując zemsty na odległość, jednocześnie pomagając im w bardzo nielegalnym przedsięwzięciu...
Ponownie przebiegł wzrokiem po pełnym wywijasów piśmie Scotta.
- Miesiąc... Myślę, że wystarczy tydzień. - skomentował. Słysząc żartobliwy ton Corteza, parsknął cicho.
- Mam ją, ale... Jest dużo słabsza, niż oryginalnie. Oby nie zamierzał jej używać.
Podrapał się po potylicy, mrużąc oczy w zastanowieniu.
- Komu chcesz ją pokazać? Duchowi? - domyślił się po chwili, odkrywając plan Corteza. Przecież nie będą szukać cholernej wili po omacku...
- Nie wiem, czy będzie chciał ze mną współpracować. Do tej pory jakoś się... Unikaliśmy.
Wiedział, że dziwnie to brzmi, kiedy mowa o duchu, ale nic nie mógł poradzić. Nicholasowe bycie-niebycie odrobinę go mierziło. Nie tak to powinno wyglądać...
Ponownie przebiegł wzrokiem po pełnym wywijasów piśmie Scotta.
- Miesiąc... Myślę, że wystarczy tydzień. - skomentował. Słysząc żartobliwy ton Corteza, parsknął cicho.
- Mam ją, ale... Jest dużo słabsza, niż oryginalnie. Oby nie zamierzał jej używać.
Podrapał się po potylicy, mrużąc oczy w zastanowieniu.
- Komu chcesz ją pokazać? Duchowi? - domyślił się po chwili, odkrywając plan Corteza. Przecież nie będą szukać cholernej wili po omacku...
- Nie wiem, czy będzie chciał ze mną współpracować. Do tej pory jakoś się... Unikaliśmy.
Wiedział, że dziwnie to brzmi, kiedy mowa o duchu, ale nic nie mógł poradzić. Nicholasowe bycie-niebycie odrobinę go mierziło. Nie tak to powinno wyglądać...
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sowiarnia
Tutaj ani Cortez, ani Scott nie należeli do osób które by się tam przejmowały takimi sowami. Wiadomość miała dotrzeć jak najszybciej i tylko to się liczyło. Dostrzegł ten grymas na jego twarzy, bo właśnie czegoś takiego u niego wpatrywał, skupił całą swoją uwagę właśnie na tych drobiazgach. Tak dla samego siebie chciał wiedzieć co sobie tam tak na prawdę mógł myśleć. Ale widząc ten grymas nie był w stanie się tego dowiedzieć. Bo tak właściwie to nie mówił mu niczego konkretnego.
- Może i tak, ale lepiej mieć te dni w zapasie niż się martwić, że nam go zabraknie. No i w dodatku nie wiemy gdzie mamy szukać, ani czy w ogóle jeszcze jest w Zakazanym Lesie - odparł normalnie, bo jakoś wcale nie było mu do śmiechu.
- Tak, właśnie go potrzebujemy, jako jedyny zna drogę, a także jako jedyny będzie w stanie nas wybudzić z transu jeśli poddamy się jej mocy. I coś mi się wydaje, że ten czas to właśnie też z tego powodu. Socha może nie chcieć z nami rozmawiać, a co dopiero robić za przewodnika. - odparł zastanawiając się nad tym.
- Wyślemy razem z głową, więc o to raczej nie powinien się czepiać. Zwłaszcza, że chciał ją odzyskać, więc odzyska, nie powiedział nic o tym, że ma być w pełni swoich sił. - Dodał unosząc kąciki warg w czymś co chyba miało być uśmiechem.
- Może i tak, ale lepiej mieć te dni w zapasie niż się martwić, że nam go zabraknie. No i w dodatku nie wiemy gdzie mamy szukać, ani czy w ogóle jeszcze jest w Zakazanym Lesie - odparł normalnie, bo jakoś wcale nie było mu do śmiechu.
- Tak, właśnie go potrzebujemy, jako jedyny zna drogę, a także jako jedyny będzie w stanie nas wybudzić z transu jeśli poddamy się jej mocy. I coś mi się wydaje, że ten czas to właśnie też z tego powodu. Socha może nie chcieć z nami rozmawiać, a co dopiero robić za przewodnika. - odparł zastanawiając się nad tym.
- Wyślemy razem z głową, więc o to raczej nie powinien się czepiać. Zwłaszcza, że chciał ją odzyskać, więc odzyska, nie powiedział nic o tym, że ma być w pełni swoich sił. - Dodał unosząc kąciki warg w czymś co chyba miało być uśmiechem.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sowiarnia
Rozpoczął powolny spacer, uważając na drobne kosteczki gryzoni gęsto ścielące podłoże.
- A może właśnie chętnie będzie kooperował, wiedząc, że właściwie idziemy go... pomścić? - przetarł palcami podbródek, w głowie już klarował się konkretny plan.
- Zaczepienie go bezpośrednio to raczej kiepski pomysł. Może podpytamy Krwawego Barona, czy by nie szepnął mu słówka, że jest ktoś gotowy pomścić tak błazeńską śmierć?
Raffles bynajmniej nie drwił... Ot, jakby mówił o planie zajęć czy pogodzie za oknem, po prostu w istocie uważał, że największym błędem każdego szkolnego chojraka jest ruszanie się gdziekolwiek bez różdżki...
...różdżki, która była w tym czasie u ciebie pod łóżkiem..., dopowiedział złośliwy głosik gdzieś w tyle jego głowy. Raffles przymknął na chwilę oczy i westchnął, następnie spojrzał na Corteza zdecydowanie.
- Nieodwołalnie w to wchodzimy. Wile to paskudne stworzonka. A wiedza wnuka dyrektora, jakimkolwiek nie byłby tumanem, może okazać się nieoceniona.
- A może właśnie chętnie będzie kooperował, wiedząc, że właściwie idziemy go... pomścić? - przetarł palcami podbródek, w głowie już klarował się konkretny plan.
- Zaczepienie go bezpośrednio to raczej kiepski pomysł. Może podpytamy Krwawego Barona, czy by nie szepnął mu słówka, że jest ktoś gotowy pomścić tak błazeńską śmierć?
Raffles bynajmniej nie drwił... Ot, jakby mówił o planie zajęć czy pogodzie za oknem, po prostu w istocie uważał, że największym błędem każdego szkolnego chojraka jest ruszanie się gdziekolwiek bez różdżki...
...różdżki, która była w tym czasie u ciebie pod łóżkiem..., dopowiedział złośliwy głosik gdzieś w tyle jego głowy. Raffles przymknął na chwilę oczy i westchnął, następnie spojrzał na Corteza zdecydowanie.
- Nieodwołalnie w to wchodzimy. Wile to paskudne stworzonka. A wiedza wnuka dyrektora, jakimkolwiek nie byłby tumanem, może okazać się nieoceniona.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sowiarnia
Szare oczy podążały za krążącym po pomieszczeniu chłopakiem, będąc ciekawy co wymyśli. Nie musiał długo czekać.
- Co prawda pomysł może i dobry, ale jest i pewna wada w tym planie. Jaką mamy pewność, że duch nie będzie miał za długiego jęzora i wygada to komuś? Zwłaszcza komuś z kadry, to wtedy utrudni nam robotę - odpowiedział podnosząc rękę do głowy i zaczął masować skronie. Chyba za długo tutaj przebywał i zaczynał odczuwać skutki tego unoszącego się zapachu.
- Wydaje mi się jednak, że łatwiej będzie do niego normalnie zagadać i powiedzieć, że chcemy się zemścić na jego zabójczyni. Lepiej nie komplikować tego jeszcze bardziej. Bo to dobrze, że mamy nieco czasu na wykonanie tego, ale to nie znaczy, że wszystko musimy wykonywać tak, hmm na około. Zwłaszcza, że nie ufam do tego stopnia szkolnym duchom, wolę sam coś załatwić i mieć pewność, że to zostało załatwione tak jak należy. - Skończył dłuższą wypowiedź, na końcu akcentując ostatnie słowa.
- No i w zasadzie, ofiary nie znajduje się od tak. Polowanie zawsze trochę trwa - dodał odnośnie samego szukania zwierzyny na którą będą polować. Co prawda jego wiedza w tym fachu głównie opiera się na nieco innych istotach. Ale tą można zastosować w każdym przypadku.
- Co prawda pomysł może i dobry, ale jest i pewna wada w tym planie. Jaką mamy pewność, że duch nie będzie miał za długiego jęzora i wygada to komuś? Zwłaszcza komuś z kadry, to wtedy utrudni nam robotę - odpowiedział podnosząc rękę do głowy i zaczął masować skronie. Chyba za długo tutaj przebywał i zaczynał odczuwać skutki tego unoszącego się zapachu.
- Wydaje mi się jednak, że łatwiej będzie do niego normalnie zagadać i powiedzieć, że chcemy się zemścić na jego zabójczyni. Lepiej nie komplikować tego jeszcze bardziej. Bo to dobrze, że mamy nieco czasu na wykonanie tego, ale to nie znaczy, że wszystko musimy wykonywać tak, hmm na około. Zwłaszcza, że nie ufam do tego stopnia szkolnym duchom, wolę sam coś załatwić i mieć pewność, że to zostało załatwione tak jak należy. - Skończył dłuższą wypowiedź, na końcu akcentując ostatnie słowa.
- No i w zasadzie, ofiary nie znajduje się od tak. Polowanie zawsze trochę trwa - dodał odnośnie samego szukania zwierzyny na którą będą polować. Co prawda jego wiedza w tym fachu głównie opiera się na nieco innych istotach. Ale tą można zastosować w każdym przypadku.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sowiarnia
- To co, podejdziesz do ducha Sochy i wypalisz - cześć, stary, do tej pory zajebiści byli z nas wrogowie, ale właśnie wymyśliliśmy, że chcemy cię pomścić?
Raffles zerknął na Corteza nieco krytycznie, po chwili wzruszył ramionami.
- Jeśli uważasz, że duch na to pójdzie, nie mam zastrzeżeń. Nie wiem tylko... czy jestem odpowiednią osobą by z nim o tym pomówić.
Czyżby Raffles obawiał się konfrontacji... z wyrzutami sumienia? Gdy uświadomił sobie, że jego wahanie można by odczytać właśnie w ten sposób, mięśnie jego szczęki drgnęły lekko.
- A może właśnie najwłaściwszą. Załatwię to.
Zapowiadała się niezła konfrontacja z własną głową...
Raffles bez większego entuzjazmu przywołał do siebie list od Scotta i zasalutował Cortezowi pobieżnie.
- Przyda mi się to do rozmówek negocjacyjnych. - Mruknął i opuścił sowiarnię z chmurą niewesołych myśli nad głową.
Raffles zerknął na Corteza nieco krytycznie, po chwili wzruszył ramionami.
- Jeśli uważasz, że duch na to pójdzie, nie mam zastrzeżeń. Nie wiem tylko... czy jestem odpowiednią osobą by z nim o tym pomówić.
Czyżby Raffles obawiał się konfrontacji... z wyrzutami sumienia? Gdy uświadomił sobie, że jego wahanie można by odczytać właśnie w ten sposób, mięśnie jego szczęki drgnęły lekko.
- A może właśnie najwłaściwszą. Załatwię to.
Zapowiadała się niezła konfrontacja z własną głową...
Raffles bez większego entuzjazmu przywołał do siebie list od Scotta i zasalutował Cortezowi pobieżnie.
- Przyda mi się to do rozmówek negocjacyjnych. - Mruknął i opuścił sowiarnię z chmurą niewesołych myśli nad głową.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Sowiarnia
Słysząc słowa kumpla uśmiechnął się lekko. To na prawdę było pytanie?
- Nie trzeba mówić konkretów, ale spokojnie można powiedzieć, że to Scott wymyślił - rzucił spokojnie i przekładając ciężar ciała na drugą nogę zastanawiał się, czy on by się nadał do rozmowy z duchem.
- Ty znasz go najlepiej z naszej grupy - zdążył powiedzieć, bo Raffles wcale nie dał długo się namawiać. To było oczywiste, że to spotkanie nie będzie za przyjemne, ale on się do tego najbardziej nadawał.
Podał mu list i skinął głową na pożegnanie. Poczekał chwilę i również wyszedł z sowiarni kierując się do lochów, bo uznał, że musi się przebrać.
- Nie trzeba mówić konkretów, ale spokojnie można powiedzieć, że to Scott wymyślił - rzucił spokojnie i przekładając ciężar ciała na drugą nogę zastanawiał się, czy on by się nadał do rozmowy z duchem.
- Ty znasz go najlepiej z naszej grupy - zdążył powiedzieć, bo Raffles wcale nie dał długo się namawiać. To było oczywiste, że to spotkanie nie będzie za przyjemne, ale on się do tego najbardziej nadawał.
Podał mu list i skinął głową na pożegnanie. Poczekał chwilę i również wyszedł z sowiarni kierując się do lochów, bo uznał, że musi się przebrać.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Sowiarnia
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Czuła, jakby płonęła żywym ogniem. Wściekłość krążyła w jej żyłach, sprawiając, że bolał ją każdy nerw. Była na skraju, u granicy swoich wytrzymałości. Czekała cierpliwie, aż mrok spowije błonia, nim odziana w czarny, skórzany płaszcz pojawiła się pod sowiarnią. Blada, wychudzona twarz nie wyrażała żadnych emocji. Dookoła niej panowała przyjemna, kojąca cisza przerywana jedynie podmuchami wiatru i pohukiwaniem znajdującego się w sowiarni ptactwa. Co za wspaniały, spokojny wieczór.
Poprawiła uchwyt dłoni na różdżce, czując jak bijące mocno serce spowalnia. Pokonanie takiej ilości kamiennych schodków zawsze było dla niej nie lada wyczynem, dzisiaj wyprawą pozbawiającą tchu. Nawet nie zarejestrowała kiedy dotarła do ogromnych, drewnianych drzwi prowadzących do wnętrza sowiarni. Nie zamierzała wchodzić do środka, nie po to tutaj przyszła. Stała tak przez kilka długich minut, czując jak wiatr smaga jej policzki. Nie czuła zimna. Wściekłość skutecznie zagłuszała fizyczny ból. Od czasu jej spotkania z Rafflesem, wydawała się spokojniejsza, lecz były to tylko pozory. Czuła, że ją złamał, wymazał rys buńczuczności, pozostawiając jedynie szaleństwo. Nie widziała możliwości, by wszystko było po staremu.
Uniosła rękę w której trzymała różdżkę, czując jak drżą mięśnie jej przedramienia. Ciepło nagrzewającego się drewienka sprawiło, że przez twarz przemknął cień uśmiechu.
- Confringo - niemalże wyszeptała inkantację zaklęcia, celując w jedną z bocznych wieżyczek. Przez myśl nie przeszło jej nawet by sprawdzić, czy zbłąkana duszyczka nie wysyła właśnie listu. Zaklęcie huknęło smutno, praktycznie nie docierając do celu. Kilka iskier prędko wygasło w panujących dookoła ciemnościach. Zaklęła siarczyście, ściskając mocniej różdżkę.
- Bombarda - warknęła głośniej, smagając ze złością. Na niewiele się to zdało, klątwa ledwo dotknęła ściany, odpryskując jedynie kawałek kamienia i pozostawiając Gregorovic w głębokim szoku. Ślizgonka zaczerpnęła głęboko powietrza, czując jak pocą jej się ręce. Wiedziała, że intensywne emocje w bardzo nieprzewidywalny sposób wpływają na jej moce. W ciągu ostatniego tygodnia z premedytacją unikała używania magii, obawiając się siebie samej. Kopnęła w zmurszały pieniek leżący nieopodal niej. Jak mogła do tego dopuścić? Jak mogła pozwolić, by ten skurwiel odebrał to, co było jej najdroższe? Czuła cisnące się do jej oczu łzy, desperacko szukające ujścia. Nigdy nie płakała, nie pozwalała sobie na taką oznakę słabości, nawet kiedy była zupełnie sama.
Uśmiechnęła się do swoich myśli, zaciskając palce na mahoniowym drewienku. Zaklęcie, które przemknęło przez jej myśli zdecydowanie nie należało ani do łatwych, ani przyjemnych w skutkach. Cichy głos rozsądku podpowiadał jej, że to nie może być dobry pomysł, nie, kiedy była w tym stanie, kiedy nie panowała nad magią. Czytała o nim, jednak nigdy nie przeszło jej przez myśl, by je wypróbować, ryzyko było zbyt duże. Nie wiedziała, czy w ogóle byłaby w stanie tego dokonać. Rozwaga nie była niestety mocną stroną Ślizgonki, a granica szaleństwa została zatarta. Odniosła wrażenie, że tylko ogień może ukoić jej zbolałą i rozgoryczoną duszę. Nie przerażała jej wizja fizycznego bólu, w jakiś pokręcony sposób wydawała jej się wręcz pociągająca.
Smagnęła różdżką, chcąc przywołać ognistego węża, patyk boleśnie parzył jej skórę, ale nie wypuściła go z kurczowego uścisku palców. Ogień zdawał się przenikać jej ciało, kiedy z końca magicznego drewienka buchnął żar. Uniósł się jasną łuną, mknąc ku górze, by opaść wprost do środka sowiarni. Zaklęła w myślach, próbując ukierunkować stwora i zapobiec pogorzelisku, bezskutecznie. Sowiarnia stała w płomieniach, a ogniste monstrum wciąż siało zniszczenie. Pisk i jazgot ginących sów utkwił w jej głowie, uświadamiając jej co właśnie zrobiła. Może ognista śmierć przyjdzie i po nią? W tym momencie rzeczywiście myślała, że tak byłoby lepiej. Osunęła się na kolana, a mahoniowa różdżka wypadła z jej dłoni.
(rzut kostką na obrażenia dla Leni, 1 - małe, 6 duże, ale nie będzie duchem)
Poprawiła uchwyt dłoni na różdżce, czując jak bijące mocno serce spowalnia. Pokonanie takiej ilości kamiennych schodków zawsze było dla niej nie lada wyczynem, dzisiaj wyprawą pozbawiającą tchu. Nawet nie zarejestrowała kiedy dotarła do ogromnych, drewnianych drzwi prowadzących do wnętrza sowiarni. Nie zamierzała wchodzić do środka, nie po to tutaj przyszła. Stała tak przez kilka długich minut, czując jak wiatr smaga jej policzki. Nie czuła zimna. Wściekłość skutecznie zagłuszała fizyczny ból. Od czasu jej spotkania z Rafflesem, wydawała się spokojniejsza, lecz były to tylko pozory. Czuła, że ją złamał, wymazał rys buńczuczności, pozostawiając jedynie szaleństwo. Nie widziała możliwości, by wszystko było po staremu.
Uniosła rękę w której trzymała różdżkę, czując jak drżą mięśnie jej przedramienia. Ciepło nagrzewającego się drewienka sprawiło, że przez twarz przemknął cień uśmiechu.
- Confringo - niemalże wyszeptała inkantację zaklęcia, celując w jedną z bocznych wieżyczek. Przez myśl nie przeszło jej nawet by sprawdzić, czy zbłąkana duszyczka nie wysyła właśnie listu. Zaklęcie huknęło smutno, praktycznie nie docierając do celu. Kilka iskier prędko wygasło w panujących dookoła ciemnościach. Zaklęła siarczyście, ściskając mocniej różdżkę.
- Bombarda - warknęła głośniej, smagając ze złością. Na niewiele się to zdało, klątwa ledwo dotknęła ściany, odpryskując jedynie kawałek kamienia i pozostawiając Gregorovic w głębokim szoku. Ślizgonka zaczerpnęła głęboko powietrza, czując jak pocą jej się ręce. Wiedziała, że intensywne emocje w bardzo nieprzewidywalny sposób wpływają na jej moce. W ciągu ostatniego tygodnia z premedytacją unikała używania magii, obawiając się siebie samej. Kopnęła w zmurszały pieniek leżący nieopodal niej. Jak mogła do tego dopuścić? Jak mogła pozwolić, by ten skurwiel odebrał to, co było jej najdroższe? Czuła cisnące się do jej oczu łzy, desperacko szukające ujścia. Nigdy nie płakała, nie pozwalała sobie na taką oznakę słabości, nawet kiedy była zupełnie sama.
Uśmiechnęła się do swoich myśli, zaciskając palce na mahoniowym drewienku. Zaklęcie, które przemknęło przez jej myśli zdecydowanie nie należało ani do łatwych, ani przyjemnych w skutkach. Cichy głos rozsądku podpowiadał jej, że to nie może być dobry pomysł, nie, kiedy była w tym stanie, kiedy nie panowała nad magią. Czytała o nim, jednak nigdy nie przeszło jej przez myśl, by je wypróbować, ryzyko było zbyt duże. Nie wiedziała, czy w ogóle byłaby w stanie tego dokonać. Rozwaga nie była niestety mocną stroną Ślizgonki, a granica szaleństwa została zatarta. Odniosła wrażenie, że tylko ogień może ukoić jej zbolałą i rozgoryczoną duszę. Nie przerażała jej wizja fizycznego bólu, w jakiś pokręcony sposób wydawała jej się wręcz pociągająca.
Smagnęła różdżką, chcąc przywołać ognistego węża, patyk boleśnie parzył jej skórę, ale nie wypuściła go z kurczowego uścisku palców. Ogień zdawał się przenikać jej ciało, kiedy z końca magicznego drewienka buchnął żar. Uniósł się jasną łuną, mknąc ku górze, by opaść wprost do środka sowiarni. Zaklęła w myślach, próbując ukierunkować stwora i zapobiec pogorzelisku, bezskutecznie. Sowiarnia stała w płomieniach, a ogniste monstrum wciąż siało zniszczenie. Pisk i jazgot ginących sów utkwił w jej głowie, uświadamiając jej co właśnie zrobiła. Może ognista śmierć przyjdzie i po nią? W tym momencie rzeczywiście myślała, że tak byłoby lepiej. Osunęła się na kolana, a mahoniowa różdżka wypadła z jej dłoni.
(rzut kostką na obrażenia dla Leni, 1 - małe, 6 duże, ale nie będzie duchem)
Ostatnio zmieniony przez Lena Gregorovic dnia Sob 01 Kwi 2023, 09:53, w całości zmieniany 1 raz
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
The member 'Lena Gregorovic' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 5
'Sześcienna' : 5
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
Ognista bestia swoimi płomiennymi rękoma smagała każdą drewnianą grzędę na której zasiadały sowy trawiąc je w zastraszającym tempie. Tylko kilka sów zdążyło uciec zanim ogień dotarł do klatek, reszta nieszczęśników darła się wydając ostatnie okrzyki zanim ogień doszczętnie zajął ptasie pióra uniemożliwiając ucieczkę.
Stałaś jak zahipnotyzowana swoim dziełem nie mogąc się ruszyć. Byłaś jednocześnie przerażona i podekscytowana tym do czego byłaś zdolna wytworzyć. Niestety ognista bestia nie była w stanie oszczędzić swojej stworzycielki i przemknęła obok Ciebie, w bardzo bliskiej odległości dlatego poczułaś jak pieką Cię policzki i ręce. Twoja szata zaczęła się palić. Czułaś, że robi Ci się coraz słabiej, zaczynało brakować tlenu, który bestia wykorzystywała do podsycania swoich czynów.
Możesz się rzucić do ucieczki tym samym zostawiając różdżkę albo spróbować ją odzyskać ryzykując tym samym życie. Twój wybór.
Stałaś jak zahipnotyzowana swoim dziełem nie mogąc się ruszyć. Byłaś jednocześnie przerażona i podekscytowana tym do czego byłaś zdolna wytworzyć. Niestety ognista bestia nie była w stanie oszczędzić swojej stworzycielki i przemknęła obok Ciebie, w bardzo bliskiej odległości dlatego poczułaś jak pieką Cię policzki i ręce. Twoja szata zaczęła się palić. Czułaś, że robi Ci się coraz słabiej, zaczynało brakować tlenu, który bestia wykorzystywała do podsycania swoich czynów.
Możesz się rzucić do ucieczki tym samym zostawiając różdżkę albo spróbować ją odzyskać ryzykując tym samym życie. Twój wybór.
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
Nie spodziewała się, że z taką łatwością obudzi do życia ognistego węża, uważając, że jest zbyt słaba, pozbawiona mocy. Czuła się boleśnie pusta, jakby bez duszy; w takim stanie magia nigdy nie była jej przyjacielem. Ogniste języki zajmowały kolejne grzędy, hipnotyzując dziewczynę okrutnym widokiem płonącego ptactwa, zwęglonych grzęd i unoszących się iskier. Wewnątrz niej zachodziło swoiste katharsis, spalała właśnie wszystko, co ją z nim wiązało. Chciała, by uczucie zamieniło się w popiół i rozpłynęło się wraz z silniejszym podmuchem wiatru.
Romantyczna wizja prędko dobiegła końca. Ognisty wąż zdawał się spojrzeć w jej szare oczy, nim przemknął tuż obok jej twarzy. Przenikliwy ból ogarnął jej ciało, a z ust dobył się jęk. Brakowało jej tchu, wysuszone usta zadrgały w rozpaczliwym geście. Ręce paliły żywym ogniem, pozbawiając ją opanowania. Musiała uciekać. Była niczym przerażone zwierzę szukające drogi ucieczki.
Zerknęła przelotnie na różdżkę, nie było dla niej nadziei, ogień zbliżał się do magicznego drewienka w zastraszającym tempie. Nie myślała o konsekwencjach swego czynu, rozsądek nigdy nie był u niej silnie rozwiniętą cechą. Dopiero teraz zwróciła uwagę na palącą się szatę, czując jadowite języki ognia na swojej skórze. Odskoczyła gwałtownie, próbując przygasić ogień. Zaczerpnęła głośno powietrza, choć nie czuła, by jakkolwiek jej to pomogło. Niewiele myśląc rzuciła się do ucieczki. Wiedziała, że jeśli zostanie tutaj choćby przez chwilę, pozwoli by ogień ją pochłonął.
rzut na ucieczkę, 1 - udana, 6 - nieudana (nie będę zmieniać zasad w trakcie XD)
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
The member 'Lena Gregorovic' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 6
'Sześcienna' : 6
Mistrz Gry
Re: Sowiarnia
Dzień nie zapowiadał się na jeden z tych fascynujących. Rozpierała go energia, której nie miał jak sensownie spożytkować, bo latanie na miotle, przepychanki z kolegami, czy nawet wyprawa na kremowe piwo nie były wystarczające. Wyszedł więc trochę pobiegać, chcąc odpocząć od szkolnych korytarzy, może pomyśleć nad zbliżającymi się egzaminami. Ciężko było jednak nastolatkowi myśleć o eliksirach czy zaklęciach, gdy za rogiem czaiły się już wakacje i perspektywa kupienia własnego jednośladu. Biegł rytmicznie, ciesząc się dniem, dając jakiś upust swoim wewnętrznym demonom. Zwykłe popołudnie.
Pociągnął nosem raz, drugi, czując narastającą woń spalenizny, a jasne oczy dostrzegły na niebie kłębki dymu i uciekające w popłochu ptaki. Przyśpieszył, kierując się w stronę budynku sowiarni, która jak się okazało, pochłonięta była przez szalejący płomień, który przypominał bardziej żywą kreaturę, niż cokolwiek innego. Przeklął siarczyście, czując, jak napełnia go adrenalina. Wiele ptaków mogło tkwić w środku, czołgać się w niskim punkcie, którego ściany nie były jeszcze w aż tak złym stanie, jak szczyt. Lubił kurwa sowy.
Wyjął różdżkę, podbiegając do drzwi. Strumieniem wody z jej końca ochlapał siebie i drewniane skrzydło, a następnie również zaklęciem zniszczył, zasłaniając usta i kaszląc, gdy ciemny i gorzki dym dostał mu się do nozdrzy, oczu i gardła, paląc, zakrywając sadzą. Wtedy też usłyszał coś ze środka. Krzyk? Wołanie? Znajomy głos dźwięczał mu w uszach, odbijając się echem. Jak mógłby odejść i tak to zostawić, nie sprawdzając? Nie mógł skojarzyć jego właścicielki, ale dwie sowy wyleciały przez otwarte drzwi, trącając go skrzydłami i przywracając do rzeczywistości. Niewiele myśląc, ściągnął z siebie koszulkę i zasłonił sobie twarz, wbiegając do środka. Było jasno, gorąco i ciemno. Nie był w stanie spojrzeć w górę, ale może i lepiej, bo trudno byłoby się skupić na widok grillowanych płomykówek, przypalonych i skrzypiących desek czy błyszczącego od żaru siania. Szukał trochę po omacku, kierując się w stronę źródła dźwięki, nie czując przez krążącą w żyłach adrenalinę dotykającego jego skóry ciepła. Pamiętał, aby trzymać głowę nisko i nie prostować pleców, niżej było więcej powietrza. Dostrzegł sylwetkę, a potem brudną od sadzy buzię i zrobiło mu się słabo — nie tylko dlatego, że coraz trudniej było złapać oddech, a temperatura rosła. Podbiegł do Leny, zakrywając jej buzię koszulką i złapał ją w ramiona, przyciskając do swojego torsu — złapał też leżącą niedaleko niej sowę, która dychała, ale nie była w stanie się wydostać. Naprawdę lubił sowy. I Lenę też lubił. Osłaniając ją sobą na tyle, ile mógł, kierował się do wyjścia, wstrzymując oddech. Nogi go same niosły, biegł, skupiony na tym, co miał zrobić. Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości, nie chcąc puścić Ślizgonki, opadł na kolana, łapiąc oddech i kaszląc, odkładając trzymaną za łapy sowę na bok i kładąc przy sobie dziewczynę, odkrył jej twarz, chcąc sprawdzić, czy żyła. Jeśli nie byłoby oddechu, oczywiście zrobiłby reanimację i rzucił zaklęcie, które mogłoby pomóc — takie, które poznawali na jednych z pierwszych zajęć uzdrawiania. I sowie też pomógł, jak umiał.
Pociągnął nosem raz, drugi, czując narastającą woń spalenizny, a jasne oczy dostrzegły na niebie kłębki dymu i uciekające w popłochu ptaki. Przyśpieszył, kierując się w stronę budynku sowiarni, która jak się okazało, pochłonięta była przez szalejący płomień, który przypominał bardziej żywą kreaturę, niż cokolwiek innego. Przeklął siarczyście, czując, jak napełnia go adrenalina. Wiele ptaków mogło tkwić w środku, czołgać się w niskim punkcie, którego ściany nie były jeszcze w aż tak złym stanie, jak szczyt. Lubił kurwa sowy.
Wyjął różdżkę, podbiegając do drzwi. Strumieniem wody z jej końca ochlapał siebie i drewniane skrzydło, a następnie również zaklęciem zniszczył, zasłaniając usta i kaszląc, gdy ciemny i gorzki dym dostał mu się do nozdrzy, oczu i gardła, paląc, zakrywając sadzą. Wtedy też usłyszał coś ze środka. Krzyk? Wołanie? Znajomy głos dźwięczał mu w uszach, odbijając się echem. Jak mógłby odejść i tak to zostawić, nie sprawdzając? Nie mógł skojarzyć jego właścicielki, ale dwie sowy wyleciały przez otwarte drzwi, trącając go skrzydłami i przywracając do rzeczywistości. Niewiele myśląc, ściągnął z siebie koszulkę i zasłonił sobie twarz, wbiegając do środka. Było jasno, gorąco i ciemno. Nie był w stanie spojrzeć w górę, ale może i lepiej, bo trudno byłoby się skupić na widok grillowanych płomykówek, przypalonych i skrzypiących desek czy błyszczącego od żaru siania. Szukał trochę po omacku, kierując się w stronę źródła dźwięki, nie czując przez krążącą w żyłach adrenalinę dotykającego jego skóry ciepła. Pamiętał, aby trzymać głowę nisko i nie prostować pleców, niżej było więcej powietrza. Dostrzegł sylwetkę, a potem brudną od sadzy buzię i zrobiło mu się słabo — nie tylko dlatego, że coraz trudniej było złapać oddech, a temperatura rosła. Podbiegł do Leny, zakrywając jej buzię koszulką i złapał ją w ramiona, przyciskając do swojego torsu — złapał też leżącą niedaleko niej sowę, która dychała, ale nie była w stanie się wydostać. Naprawdę lubił sowy. I Lenę też lubił. Osłaniając ją sobą na tyle, ile mógł, kierował się do wyjścia, wstrzymując oddech. Nogi go same niosły, biegł, skupiony na tym, co miał zrobić. Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości, nie chcąc puścić Ślizgonki, opadł na kolana, łapiąc oddech i kaszląc, odkładając trzymaną za łapy sowę na bok i kładąc przy sobie dziewczynę, odkrył jej twarz, chcąc sprawdzić, czy żyła. Jeśli nie byłoby oddechu, oczywiście zrobiłby reanimację i rzucił zaklęcie, które mogłoby pomóc — takie, które poznawali na jednych z pierwszych zajęć uzdrawiania. I sowie też pomógł, jak umiał.
Cassius Yaxley- Skąd : Londyn, Wielka Brytania
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Leno, niestety nie udało Ci się samej uciec, przepadłaś przez palącą się belkę, która zagrodziła Ci drogę w wyniku czego straciłaś przytomność i uderzyłaś się w głowę.
Ogień szalał nieustannie trawiąc wszystko dookoła i niewątpliwie zajął też Twoją szatę. Różdżka Twa, już dawno została strawiona przez ogień i nie było szans na je odzyskanie.
Casssiusie, w ostatnim momencie udało Ci się uratować Ślizgonkę wyciągając ją z płomieni, sam jednak podczas wychodzenia oberwałeś walącym się stropem, który dotkliwie ugodził Twoje plecy pozostawiając bardzo bolesną ranę gdzieś w okolicy prawej łopatki, po zagojeniu na pewno będzie w tym miejscu spora blizna.
Gdy tylko wydostaliście się z sowiarni na pomoc rzuciło się kilku nauczycieli, którzy zaklęciami próbowali opanować szalejący ogień. Jeden z nich stanął przy was i widząc obrażenia przywołał magiczne nosze i wymamrotał coś do pielęgniarek jednak z racji szumu nie wiele mogliście zrozumieć. jak to, że oboje zostaniecie opatrzeni i przeniesieni do skrzydła szpitalnego.
Obrażenia:
Lena - pozostało Ci 15% PŻ, poparzenia 3 stopnia na rękach i nogach, czeka Cię długa rekonwalescencja w skrzydle szpitalnym, straciłaś przytomność na 3 dni. Po przebudzeniu nie będziesz pamietała nic co się działo w minionym miesiącu.
Cassius - pozostało Ci 85% PŻ, po opatrzeniu rany na plecach zostaniesz wypuszczony do dormitorium.
Ogień szalał nieustannie trawiąc wszystko dookoła i niewątpliwie zajął też Twoją szatę. Różdżka Twa, już dawno została strawiona przez ogień i nie było szans na je odzyskanie.
Casssiusie, w ostatnim momencie udało Ci się uratować Ślizgonkę wyciągając ją z płomieni, sam jednak podczas wychodzenia oberwałeś walącym się stropem, który dotkliwie ugodził Twoje plecy pozostawiając bardzo bolesną ranę gdzieś w okolicy prawej łopatki, po zagojeniu na pewno będzie w tym miejscu spora blizna.
Gdy tylko wydostaliście się z sowiarni na pomoc rzuciło się kilku nauczycieli, którzy zaklęciami próbowali opanować szalejący ogień. Jeden z nich stanął przy was i widząc obrażenia przywołał magiczne nosze i wymamrotał coś do pielęgniarek jednak z racji szumu nie wiele mogliście zrozumieć. jak to, że oboje zostaniecie opatrzeni i przeniesieni do skrzydła szpitalnego.
Obrażenia:
Lena - pozostało Ci 15% PŻ, poparzenia 3 stopnia na rękach i nogach, czeka Cię długa rekonwalescencja w skrzydle szpitalnym, straciłaś przytomność na 3 dni. Po przebudzeniu nie będziesz pamietała nic co się działo w minionym miesiącu.
Cassius - pozostało Ci 85% PŻ, po opatrzeniu rany na plecach zostaniesz wypuszczony do dormitorium.
Mistrz Gry
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 5 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach