Sowiarnia
+25
Adrien Rien
Monika Kruger
Darcy Kruger
Curtis Rocheleau
Andrea Jeunesse
Matthew Sneddon
James Scott
Dymitr Milligan
Cassidy Thomas
Benedict Walton
Rhinna Hamilton
Connor Campbell
Leanne Chatier
Emily Bronte
Pierre Vauquer
Maddox Overton
Grace Scott
Audrey Roshwel
Mistrz Gry
Sasza Tiereszkowa
Logan Campbell
Suzanne Castellani
Blaise Harvin
Zoja Yordanova
Brennus Lancaster
29 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 2 z 5
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sowiarnia
First topic message reminder :
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Wysokie, zimne, zawsze otwarte pomieszczenie, w którym uczniowie przechowują swoje sowy. Pod sufit ciągną się grzędy i klatki, w których zasiadają ptaki. Oprócz sów prywatnych, w sowiarni przechowywane są również sowy szkolne, które roznoszą listy przyszłym adeptom magii oraz z których korzystają osoby nieposiadające własnej.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
- Jak dla mnie wszędzie jest takie samo. - Odpowiedziała, bawiąc się rulonikiem, w który zwinęła list. Przekładała go z ręki do ręki, stukała im o swoje przedramię albo zawijała na niego końcówkę rudego kosmyka włosów.
Obserwowała z uwagą jak chłopak wyciąga różne woreczki i druciki, a także niezidentyfikowane zioła i zbędne na pierwszy rzut oka pierdółki. Ona osobiście nie znajdowała zainteresownia w takich rzeczach, ale w tym momencie wszystko było ciekawsze od gapienia się w czubki swoich stóp.
- Wyjątek stanowi regułę, prawda?
Nigdy nie rozumiała tego bzdurnego jak dla niej gadania, ze Hogwart jest dla uczniów jak drugi dom, a dla niektórych nawet pierwszy i jedyny. Ona znajdowała spokój tylko w gronie swojej rodziny, w Irlandi, w rodzimym zamku przy swojej matce, ojczymie i dziadkach. Tutaj znajdowała tylko szkołę i lekcje, czyli przykry obowiązek. Może nauczanie domowe nie byłoby takim złym pomysłem w jej przypadku? Jeszcze nie znalazł się żaden przyjaciel na młodzieńcze bolączki.
- Ślizgoni. - Odpowiedziała krótko.
Ta grupa nie znosiła jej szczególnie. Pewnie dlatego, że była pyzata, a co za tym idzie, w ich oczach po prostu gruba. A do tego ryże włosy i pokrewieństwo z dyrektorem. Gnębienie murowane !
Obserwowała z uwagą jak chłopak wyciąga różne woreczki i druciki, a także niezidentyfikowane zioła i zbędne na pierwszy rzut oka pierdółki. Ona osobiście nie znajdowała zainteresownia w takich rzeczach, ale w tym momencie wszystko było ciekawsze od gapienia się w czubki swoich stóp.
- Wyjątek stanowi regułę, prawda?
Nigdy nie rozumiała tego bzdurnego jak dla niej gadania, ze Hogwart jest dla uczniów jak drugi dom, a dla niektórych nawet pierwszy i jedyny. Ona znajdowała spokój tylko w gronie swojej rodziny, w Irlandi, w rodzimym zamku przy swojej matce, ojczymie i dziadkach. Tutaj znajdowała tylko szkołę i lekcje, czyli przykry obowiązek. Może nauczanie domowe nie byłoby takim złym pomysłem w jej przypadku? Jeszcze nie znalazł się żaden przyjaciel na młodzieńcze bolączki.
- Ślizgoni. - Odpowiedziała krótko.
Ta grupa nie znosiła jej szczególnie. Pewnie dlatego, że była pyzata, a co za tym idzie, w ich oczach po prostu gruba. A do tego ryże włosy i pokrewieństwo z dyrektorem. Gnębienie murowane !
Grace ScottKlasa III - Urodziny : 10/09/2000
Wiek : 24
Skąd : Hrabstwo Kerry, IR
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
- Skoro wszędzie jest tak samo źle, to chyba najwyższa pora coś z tym zrobić, prawda? - Puścił do niej oczko i ostrożnie wyjął papierowy rulonik z dłoni dziewczęcia. - To nie będzie nam potrzebne. Mam zupełnie inne remedium na wszelkie szkolne utrapienia.
Pociągnął za fioletową wstęgę i otworzył trzymane na podołku pudełko. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście kruchych, zachęcająco pachnących ciasteczek. Każde z nich miało charakterystyczny szlaczek zrobiony z lukru i małych, kolorowych cukierków.
- Pierwsze i najważniejsze... Nie jedz ich. - Podał pudełeczko Puchonce i uśmiechnął się chytrze. - Jeśli to Ślizgoni są twoim utrapieniem, pokaż, jak bardzo jesteś ponadto... i dopilnuj, żeby się poczęstowali kuszącym rarytasem.
Wyprostował się i zakasał rękawy mundurkowej koszuli.
- To mój nowy eksperyment, bardzo... rozrywkowy. Nikomu nie robi trwałej krzywdy, jednak pilnie potrzebuję testerów... A jak przy okazji mogę pomóc pewnej uroczej młodej damie przy, hm, słodkiej zemście. Opisz mi, co dokładnie się działo - i jak długo, jeśli będziesz w stanie to obserwować cały czas. Możesz robić notatki, bardzo mi się przydadzą. Oczywiście nie musisz ich dawać jedynie wrogom, bo, jak powiedziałem, nie są szkodliwe, to raczej dowcip... Ale muszę znać szczegóły.
Odchrząknął oficjalnie i wystawił do dziewczynki dłoń.
- Maddox Overton, szkolny handlarz i biznesmen. Miło mi panią poznać... I miło zawrzeć z panią pierwszą umowę handlową.
Pociągnął za fioletową wstęgę i otworzył trzymane na podołku pudełko. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście kruchych, zachęcająco pachnących ciasteczek. Każde z nich miało charakterystyczny szlaczek zrobiony z lukru i małych, kolorowych cukierków.
- Pierwsze i najważniejsze... Nie jedz ich. - Podał pudełeczko Puchonce i uśmiechnął się chytrze. - Jeśli to Ślizgoni są twoim utrapieniem, pokaż, jak bardzo jesteś ponadto... i dopilnuj, żeby się poczęstowali kuszącym rarytasem.
Wyprostował się i zakasał rękawy mundurkowej koszuli.
- To mój nowy eksperyment, bardzo... rozrywkowy. Nikomu nie robi trwałej krzywdy, jednak pilnie potrzebuję testerów... A jak przy okazji mogę pomóc pewnej uroczej młodej damie przy, hm, słodkiej zemście. Opisz mi, co dokładnie się działo - i jak długo, jeśli będziesz w stanie to obserwować cały czas. Możesz robić notatki, bardzo mi się przydadzą. Oczywiście nie musisz ich dawać jedynie wrogom, bo, jak powiedziałem, nie są szkodliwe, to raczej dowcip... Ale muszę znać szczegóły.
Odchrząknął oficjalnie i wystawił do dziewczynki dłoń.
- Maddox Overton, szkolny handlarz i biznesmen. Miło mi panią poznać... I miło zawrzeć z panią pierwszą umowę handlową.
Re: Sowiarnia
Gdy wyciągnął z jej dłoni rulonik, który był jednocześnie listem do jej mamy, Grace otworzyła usta w niemym sprzeciwie, jednak było na to za późno. Chłopak skutecznie pozbawił ją żali na papierze, które pisała przez ostatni kwadrans. Skoro jednak Maddox miał remedium na jej bolączki, chętnie posłucha.
Gdy otworzył przed nią wieko pudełeczka, od razu spojrzała na pachnące, smakowite ciasteczka. Od razu wyciągnęła pulchną łapkę w stronę łakoci, jednak jego ostrzeżenie skutecznie ją od tego pomysłu odwiodło.
- To na pewno bezpieczne?
Wzięła pudełko w drżące dłonie, oglądając uważnie ciastka z każdej stronie. Słuchała jego słów, kiwając głową pokazując tym samym, że rozumie. Była iście zaintrygowana tym niechybnym pomysłem !
- Może podam jedno bratu, czasami jest gorszy od Ślizgonów. - Zaśmiała się.
Kiedy wystawił dłoń w jej stronę, Puchonka podała mu pulchną rączkę i uścisnęła lekko jego palce. Maddox, przekomiczne imię.
- Grace Scott, szkolny kozioł ofiarny. - Przedstawiła się również, puszczając swobodnie jego rękę. - Zgłoszę się jak tylko poczęstuję kogoś. Wyglądają jednak tak smacznie, że obawiam się czy sama ich nie zjem...
Gdy otworzył przed nią wieko pudełeczka, od razu spojrzała na pachnące, smakowite ciasteczka. Od razu wyciągnęła pulchną łapkę w stronę łakoci, jednak jego ostrzeżenie skutecznie ją od tego pomysłu odwiodło.
- To na pewno bezpieczne?
Wzięła pudełko w drżące dłonie, oglądając uważnie ciastka z każdej stronie. Słuchała jego słów, kiwając głową pokazując tym samym, że rozumie. Była iście zaintrygowana tym niechybnym pomysłem !
- Może podam jedno bratu, czasami jest gorszy od Ślizgonów. - Zaśmiała się.
Kiedy wystawił dłoń w jej stronę, Puchonka podała mu pulchną rączkę i uścisnęła lekko jego palce. Maddox, przekomiczne imię.
- Grace Scott, szkolny kozioł ofiarny. - Przedstawiła się również, puszczając swobodnie jego rękę. - Zgłoszę się jak tylko poczęstuję kogoś. Wyglądają jednak tak smacznie, że obawiam się czy sama ich nie zjem...
Grace ScottKlasa III - Urodziny : 10/09/2000
Wiek : 24
Skąd : Hrabstwo Kerry, IR
Krew : Czysta
Re: Sowiarnia
Skonfiskowany liścik spopielił przytykając do niego koniec swojej różdżki. Poczerniałe skrawki wyrzucił przez półokrągłe okienko służące sowom do wylatywania na nocne łowy.
- Bratu... Jamesowi, tak? - Uśmiechnął się na myśl o własnej wszechwiedzy i spojrzał na rudowłosą uważniej, słysząc, że może się w niej obudzić ciastkowe łakomstwo.
- Jeśli ulegniesz pokusie, to się nie przejmuj, tylko śmiało łap za pióro i kałamarz. Opisz dokładnie to, jak się czujesz, jak długo trwa efekt zjedzenia ciastka i czy jego intensywność z czasem maleje.
Wszystko to mówił tonem badacza naukowego rozprawiającego o jakimś światowej wagi eksperymencie.
Wrócił do swojej rozbebeszonej torby, prędko pochował dobytek, szczególnie pieczołowicie odnosząc się do zestawu drucików, i położył dłoń na opakowanej szarym papierem paczce, którą tu uprzednio wtaszczył.
- Ty, ty i ty. Ty nie. Ty... nie, mała jesteś. O, ty. - Kolejno wskazywał szkolne sowy, wybierając silne i zdrowe ptaki, które z pewnością bezpiecznie dostarczą jego przesyłkę. Ogromny, czarny puchacz i trzy uchatki zleciały zgodnie, sadowiąc się na paczce. Maddox przywiązał pakunek do czterech cierpliwie wystawionych nóżek, pogładził cztery opierzone łebki i odsunął się, dając sowom możliwość do wystartowania.
- Tam, gdzie zawsze - poinstruował ptasi kwartet i odwrócił się ku Grace. Ukłonił się jej szarmancko, posłał ostatni, pożegnalny uśmiech i ruszył do wyjścia. - Powodzenia!
- Bratu... Jamesowi, tak? - Uśmiechnął się na myśl o własnej wszechwiedzy i spojrzał na rudowłosą uważniej, słysząc, że może się w niej obudzić ciastkowe łakomstwo.
- Jeśli ulegniesz pokusie, to się nie przejmuj, tylko śmiało łap za pióro i kałamarz. Opisz dokładnie to, jak się czujesz, jak długo trwa efekt zjedzenia ciastka i czy jego intensywność z czasem maleje.
Wszystko to mówił tonem badacza naukowego rozprawiającego o jakimś światowej wagi eksperymencie.
Wrócił do swojej rozbebeszonej torby, prędko pochował dobytek, szczególnie pieczołowicie odnosząc się do zestawu drucików, i położył dłoń na opakowanej szarym papierem paczce, którą tu uprzednio wtaszczył.
- Ty, ty i ty. Ty nie. Ty... nie, mała jesteś. O, ty. - Kolejno wskazywał szkolne sowy, wybierając silne i zdrowe ptaki, które z pewnością bezpiecznie dostarczą jego przesyłkę. Ogromny, czarny puchacz i trzy uchatki zleciały zgodnie, sadowiąc się na paczce. Maddox przywiązał pakunek do czterech cierpliwie wystawionych nóżek, pogładził cztery opierzone łebki i odsunął się, dając sowom możliwość do wystartowania.
- Tam, gdzie zawsze - poinstruował ptasi kwartet i odwrócił się ku Grace. Ukłonił się jej szarmancko, posłał ostatni, pożegnalny uśmiech i ruszył do wyjścia. - Powodzenia!
Re: Sowiarnia
Od rozpoczęcia roku szkolnego w życiu młodzieńca nie wydarzyło się nic ciekawego. A właściwie nic nie miało szansy się wydarzyć bowiem Pierre pojawiał sie tylko na lekcjach a pozostały czas spędzał w miejscach rzadko odwiedzanych przez uczniów. Może śmiało przyznać, że przez te dwa miesiące unikał kontaktów z ludźmi. Oczywiście nie zawsze udało mu się przejść przez korytarz nie zauważonym przez któregoś z uczniów. Wtedy pomimo braku chęci zatrzymał się na chwile i potakiwał co chwilę glową, a czasami nawet sie odezwał. Taki już był z natury i nie przeszkadzało mu to. Ale zdarzały się dni, a i ostatnio coraz częściej, że miał szczerą ochotę porozmawiać z kimś choć przez chwilę. Tak było i dzisiaj. Szybko pokonał drogę do sowiarni. Nie spodziewał się, że kogoś tu spotka, jednakże mała, odrobinę wygnieciona koperta zbyt długo spoczywała już w kieszeni jego spodni. Matka pewnie tonie we łzach, bo od początku roku nie dostała ani jednego listu. Przywiązał kopertę do nóżki jednej ze szkolnych sów i już po chwili obserwował jak znika mu z pola widzenia zmieniając sie w małą plamkę na niebie. Oparł się leniwie o chłodną, kamienną ścianę i nucąc pod nosem jakąś sobie dobrze znaną melodię obserwował błonia przez uchylone okienko.
Re: Sowiarnia
Od czasu ostatniego spotkania z Anthonym, Emily była wyjątkowo roztargniona, niemal zawsze pogrążona w zamyśleniu. Wciąż trwała w rozterce, lecz rozum dawał jej jasno do zrozumienia iż popełniła błąd, dając Wilsonowi nadzieję. Dziewczynę spod natłoku tych ponurych myśli wyrwał Josh wraz ze swoim wyjątkowo obszernym listem. Brat Emily był łamaczem zaklęć i stacjonował w Afryce od dłuższego czasu. Uwielbiał tamtejszą kulturę, stając się wręcz europejskim dzikusem. Pisał rzadko, zazwyczaj lakonicznie, czasem dołączając do listu kilka zdjęć. Blondynka była mile zaskoczona, kiedy tym razem otrzymała całkiem pokaźną paczuszkę. Niewyraźnie napisany, kilkustronicowy list był imponujący nie ze względu na jego długość, a raczej na zawarte w nim treści. Okazało się, że Josh znużony tułaczką, postanowił powrócić do Anglii na dobre i zająć się swoją jak to lubił określać "Małą siostrzyczką". Miało to zapewne związek ze śmiercią jej dziadka, lecz mile przyjęła tę wieść. Pozostała zawartość przesyłki ucieszyła ją nawet bardziej niż nowiny brata. Książka na pozór wydawała się stara i zniszczona, lecz to tylko okładka stwarzała świetne pozory. Wnętrze woluminu było niemal nienaruszone. Dziewczynę wyjątkowo ucieszyło to, jak rzadki okazał się być to tytuł. Z lekką niechęcią odłożyła książkę na bok, by chwycić za pergamin i kałamarz z gęsim piórem, co by napisać do brata kilka słów podzięki i wyrazić radość na jego powrót do rodzinnego domu. Po kilkudziesięciu minutach Emily podniosła się z drewnianego krzesełka w dormitorium dziewcząt i zakładając na ramiona szary płaszcz, udała się ku wyjściu z wieży. Przemierzenie dystansu z zamku do sowiarni zajęło jej góra dziesięć minut. Chłodny wiatr pieścił policzki, nadając im delikatnie różowy odcień. Dziewczyna sprytnie związała włosy w kucyk, by wiatr nie targał nimi na wietrze. Wchodząc po stromych schodkach, potknęła się o jeden z nich, przeklinając przy tym siarczyście, przekonana o tym, że w sowiarni raczej nikogo nie zastanie. Zdziwienie jej było spore, kiedy dostrzegła Vauquer'a wpatrującego się w błonie. Czyżby przeszkodziła w jakiejś tajnej schadzce? Nieprzerażona tą myślą dziewczyna, podeszła do Ofelii, która zajmowała drewnianą listewkę, stanowiącą jej siedzisko. Rzuciła przelotne spojrzenie chłopakowi, kiedy przywiązywała sznureczek do łapki niewielkiej sówki. Kiedy zwierze uraczone kilkoma smakołykami odleciało, Bronte zbliżyła się do chłopaka.
- Trochę kiepska pogoda na podróż nawet dla tych biednych ptaszysk. - Uśmiechnęła się nieśmiało, stając tuż obok chłopaka. W oddali widać było jeszcze Ofelię, machającą niestrudzenie swymi małymi skrzydełkami. Emily była zdumiona, jak to biedne, ałe zwierzę jest w stanie pokonać aż tak długą trasę.
- Trochę kiepska pogoda na podróż nawet dla tych biednych ptaszysk. - Uśmiechnęła się nieśmiało, stając tuż obok chłopaka. W oddali widać było jeszcze Ofelię, machającą niestrudzenie swymi małymi skrzydełkami. Emily była zdumiona, jak to biedne, ałe zwierzę jest w stanie pokonać aż tak długą trasę.
Re: Sowiarnia
Pierre uwielbiał jesień. Jak to na duszę romantyka przystało uwielbiał widok parkowych alejek, które to niemal w całości przykryte były dywanem wielobarwnych liści. I choć znajdował się w tym momencie na niemalże szczycie wieżyczki to i tak mógł z ciepłym uśmiechem wpatrywać się w ów krajobraz. Zafascynowany tym właśnie obrazkiem nie był w stanie skupić sie na czasie jego pobytu w sowiarni. Pogrążony myślami nie dosłyszał nawet kroków wyraźnie zbliżających się w tę stronę. Z letargu wyrwał go dopiero dziewczęcy głos. Zamrugał kilkakrotnie oczami, co pomogło mu powrócić na ziemię. Odchylił głowę w bok i z ciepłymi iskierkami w oczach uśmiechnął sie do krukonki.
- Rzeczywiście, pogoda nie jest przyjemna. Mam nawet wyrzuty sumienia, że wysłałem go w taką pogodę. - Odpowiedział po chwili namysłu i przeniósł wzrok tam gdzie niedawno zniknął Huragan. Wiedział jednak, że puchaczowi nic się nie stanie. Obiecał też sobie, że gdy tylko wróci to podziękuje mu podwójną porcją jego ulubionego przysmaku.
- Jak mijają Ci pierwsze dwa miesiące szkoły? - zagadnął ciepło ponownie zerkając na Bronte. Choć byli w jednym domu to niezwykle rzadko ją widywał. A to rzecz jasna zasługa jego unikania kontaktów towarzyskich. Co za bezsens Vauquer. Czas z tym skończyć!
- Rzeczywiście, pogoda nie jest przyjemna. Mam nawet wyrzuty sumienia, że wysłałem go w taką pogodę. - Odpowiedział po chwili namysłu i przeniósł wzrok tam gdzie niedawno zniknął Huragan. Wiedział jednak, że puchaczowi nic się nie stanie. Obiecał też sobie, że gdy tylko wróci to podziękuje mu podwójną porcją jego ulubionego przysmaku.
- Jak mijają Ci pierwsze dwa miesiące szkoły? - zagadnął ciepło ponownie zerkając na Bronte. Choć byli w jednym domu to niezwykle rzadko ją widywał. A to rzecz jasna zasługa jego unikania kontaktów towarzyskich. Co za bezsens Vauquer. Czas z tym skończyć!
Re: Sowiarnia
Emily również przepadała za jesienią. Zarówno za tą słoneczną, pełną kolorowych liści i ciepłego wiatru jak i szarą, mglistą, typowo Angielską. Tę drugą lubowała nawet bardziej, lecz jedynie wtedy, gdy mogła napawać się mglistym widokiem z ciepłego, przytulnego miejsca. Trenowanie w taką pogodę nie należało do najprzyjemniejszych, dlatego też, ich częstotliwość w ciągu ostatniego tygodnia znacząco zmalała. Zaciekawione, zielone oczęta wciąż zwrócone były w stronę zamyślonego chłopaka, dopiero gdy ten zauważył obecność dziewczęcia, Emily spuściła wzrok.
- Mnie też to zmartwiło. Nie umiem wyobrazić sobie tych małych skrzydełek, pokonujących taką odległość - Westchnęła, lustrując znikającą w oddali, ciemną plamkę. Bardzo dbała o Ofelię i zazwyczaj starała się wykorzystywać sowę brata. Tym razem trafił się jej jednak wyjątkowo wredny puchacz, który udziobał ją boleśnie w palec wskazujący i odleciał czym prędzej. Pamiątka po spotkaniu z tym wyjątkowo niespokojnym zwierzęciem w postaci niewielkiego bandaża owiniętego wokół palca, przez dłuższą chwilę przypominać jej będzie o tym niemiłym zdarzeniu. Powinna była poskarżyć się Joshowi i wyłudzić jakieś odszkodowanie, co najmniej!
- Wyjątkowo... Intensywnie. - Odrzekła zagadkowo, marszcząc brwi, zaraz jednak uściśliła - Ciągle nowe eseje, zaklęcia do nauczenia, eliksiry do uwarzenia, treningi... Trochę się tego uzbierało. Czasami mam ochotę rzucić to wszystko w kąt i zaszyć się w ciemnym zaułku z kubkiem herbaty i książką. Niezwiązaną ze szkołą książką. - Nie wspomniała słowem o intensywności jej życia emocjonalnego, wyczuwając, że może to niezbyt interesować chłopaka. Wolała zwyczajnie pominąć ten fragment łudząc się, że żadne z hogwardzkich plotek nie dotarły do uszu chłopaka.
- Mnie też to zmartwiło. Nie umiem wyobrazić sobie tych małych skrzydełek, pokonujących taką odległość - Westchnęła, lustrując znikającą w oddali, ciemną plamkę. Bardzo dbała o Ofelię i zazwyczaj starała się wykorzystywać sowę brata. Tym razem trafił się jej jednak wyjątkowo wredny puchacz, który udziobał ją boleśnie w palec wskazujący i odleciał czym prędzej. Pamiątka po spotkaniu z tym wyjątkowo niespokojnym zwierzęciem w postaci niewielkiego bandaża owiniętego wokół palca, przez dłuższą chwilę przypominać jej będzie o tym niemiłym zdarzeniu. Powinna była poskarżyć się Joshowi i wyłudzić jakieś odszkodowanie, co najmniej!
- Wyjątkowo... Intensywnie. - Odrzekła zagadkowo, marszcząc brwi, zaraz jednak uściśliła - Ciągle nowe eseje, zaklęcia do nauczenia, eliksiry do uwarzenia, treningi... Trochę się tego uzbierało. Czasami mam ochotę rzucić to wszystko w kąt i zaszyć się w ciemnym zaułku z kubkiem herbaty i książką. Niezwiązaną ze szkołą książką. - Nie wspomniała słowem o intensywności jej życia emocjonalnego, wyczuwając, że może to niezbyt interesować chłopaka. Wolała zwyczajnie pominąć ten fragment łudząc się, że żadne z hogwardzkich plotek nie dotarły do uszu chłopaka.
Re: Sowiarnia
Z tych dwóch możliwości Vauquer zdecydowanie wybrałby tę pierwszą. Widok tych właśnie złocistych liści radował jego serce niezmiernie. I choć dla innych mogło się to wydawać dziwaczne on pozostawał przy swoim. Czy wiało czy padało i choćby nawet szalała burza to i tak choć na chwilę wybrał się do parku. Czy to rzeczywiście jest dziwaczne? Nieważne. Przez moment wpatrywał się uważnie towarzyszce. Skinął lekko głową słysząc jej wypowiedź.
- Tak ja również. Z drugiej strony jednak wiem, że Huragan potwornie by się na mnie obraził gdybym zamiast jego wysłał inną sówkę. - Skomentował z wesołym uśmieszkiem i przeniósł wzrok na błonia, na które z tego miejsca miał idealny widok. Wysłuchiwał z uwagą słów krukonki raz po raz potakując głową ze zrozumieniem. Sam przechodził dokładnie to samo. Uśmiechnął się mimowolnie i przymknął na moment powieki.
- Jeżeli już to zrobisz to załatw dwa kubki. Z chęcią się przyłączę. - Dodał wesoło. Takie oderwanie się od nauki, choć na moment było świetnym pomysłem.
- Tak ja również. Z drugiej strony jednak wiem, że Huragan potwornie by się na mnie obraził gdybym zamiast jego wysłał inną sówkę. - Skomentował z wesołym uśmieszkiem i przeniósł wzrok na błonia, na które z tego miejsca miał idealny widok. Wysłuchiwał z uwagą słów krukonki raz po raz potakując głową ze zrozumieniem. Sam przechodził dokładnie to samo. Uśmiechnął się mimowolnie i przymknął na moment powieki.
- Jeżeli już to zrobisz to załatw dwa kubki. Z chęcią się przyłączę. - Dodał wesoło. Takie oderwanie się od nauki, choć na moment było świetnym pomysłem.
Re: Sowiarnia
- To może też po prostu moja skłonność do przesady. Przez lata służyła mojemu dziadkowi a założę się, że on nie szczędził jej sił. - Pokręciła głową, z delikatnym uśmiechem błąkającym się na bladych wargach. Dzień miał się ku końcowi i powoli, ale to bardzo powoli horyzont zasnuwać zaczęły ciemniejsze chmury. Dziewczyna powiodła tęsknym spojrzeniem po linii horyzontu, po czym zwróciła spojrzenie ku blondynowi. Wydawał się jakiś taki niepodobny do innych uczniów. Bardziej wrażliwy?
- Nie ma problemu. Wystarczy, że znajdziesz dobrą miejscówkę i duży kubek masz załatwiony. - Obdarzyła chłopaka szczerym uśmiechem, poprawiając kołnierz szarego płaszcza. Chłodne powietrze bezczelnie wkradało się pod grubą tkaninę wywołując na nadgarstkach dziewczyny gęsią skórkę. Zawsze była zmarzluchem i o ile na treningach jej to nie przeszkadzało, bo szybko się rozgrzewała, to teraz stanowiło to nie lada problem.
- Nie ma problemu. Wystarczy, że znajdziesz dobrą miejscówkę i duży kubek masz załatwiony. - Obdarzyła chłopaka szczerym uśmiechem, poprawiając kołnierz szarego płaszcza. Chłodne powietrze bezczelnie wkradało się pod grubą tkaninę wywołując na nadgarstkach dziewczyny gęsią skórkę. Zawsze była zmarzluchem i o ile na treningach jej to nie przeszkadzało, bo szybko się rozgrzewała, to teraz stanowiło to nie lada problem.
Re: Sowiarnia
Czy chciał czy nie musiał pogodzić się z faktem, że piękny, jesienny dzień kiedyś musi się skończyć. Na niebie rozkładał się już dywan gniewnych, ciemnych chmur co sprawiło, że twarz krukona na moment spochmurniała. Jednak pomimo tego, że zapadł zmrok to Vauquer nie zamierzał opuszczać sowiarni. Długi brak jakichkolwiek relacji z inną żywą istotą sprawiła, że zapragnął pozostać to jeszcze choć chwilę i pogrążyć się w rozmowie z towarzyszką.
- Jestem przekonany, że świetnie sobie radzą - tu miał na myśli sówkę krukonki jak i jego puchacza. Obdarzył ją przy tym ciepłym uśmiechem. Kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że zachichotał cicho pod nosem. Panienko Bronte, ma pani szczęście. Ten oto młodzieniec zna takich miejsce niezwykle wiele więc będzie w czym wybierać.
- I z tym nie ma problemu. Wolisz jakąś ciepłą, zamkową komnatę czy zaopatrzymy się w termos i stawiamy na świeże powietrze? - zagadnął wesoło spoglądając przy tym na krukonkę. - W każdym bądź razie muszę uciekać. Do zobaczenia i dobrych snów - to mówiąc skinął jej głową na pożegnanie i już po chwili zniknął na schodach.
- Jestem przekonany, że świetnie sobie radzą - tu miał na myśli sówkę krukonki jak i jego puchacza. Obdarzył ją przy tym ciepłym uśmiechem. Kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że zachichotał cicho pod nosem. Panienko Bronte, ma pani szczęście. Ten oto młodzieniec zna takich miejsce niezwykle wiele więc będzie w czym wybierać.
- I z tym nie ma problemu. Wolisz jakąś ciepłą, zamkową komnatę czy zaopatrzymy się w termos i stawiamy na świeże powietrze? - zagadnął wesoło spoglądając przy tym na krukonkę. - W każdym bądź razie muszę uciekać. Do zobaczenia i dobrych snów - to mówiąc skinął jej głową na pożegnanie i już po chwili zniknął na schodach.
Re: Sowiarnia
Emocje opadły od czasu jej powrotu do zamku, a co za tym idzie marzycielski uśmiech zniknął z herbacianych warg ustępując grymasowi frustracji. No oczywiście, że musiała się wkopać, a nie dość, to nawet nie próbowała się wymigać. Co się z Tobą dzieje Chatier? Dziewczyna, zaraz po wizycie w gabinecie vice dyrektora, udała się do sowiarni chcąc mieć za sobą przykre zadanie. Jak się nabroiło, trzeba posprzątać. Niosła ze sobą stosik listów, które miała za zadanie nadać. Kiedy wdrapała się po stromych schodkach do środka, jęknęła z rozżaleniem na widok sów zajmujących najwyższe grzędy. Na szczęście napakowała kieszenie sowimi przysmakami nabytymi w sklepie zoologicznym, które tak lubiła jej sówka. Sama nie przepadała za swoim zwierzęciem, lecz sowa była jej niezbędna do utrzymywania kontaktu z rodziną. Nie oznaczało to jednak wcale, że nie dbała o swoje wredne ptaszysko. Kiedy pozbyła się stosu kopert, poprzez położenie ich na drewnianym stole znajdującym się w kącie pomieszczenia, wyjęła garść sowiego jedzonka. Wyciągnęła do jednej z nich dłoń, stając na małej, dwustronnej drabince, po kilkunastu sekundach jedna z sów poderwała się do lotu, by usiąść na opatulonej skórzaną rękawicą ręką Lei. Kiedy ta częstowała się przysmakiem, Chatier przywiązała do jej nóżki rzemyk, do którego podpięty był list.
Na początku szło jej całkiem nieźle, sowy przylatywały jedna po drugiej, najwyraźniej głodne przed śniadaniem. Będąc już niemal w połowie nadawania listów czuła przenikliwy ból w ręce, a oczy kleiły się same, ze zmęczenia. Pora była nad wyraz późna lecz Lea nie mogła odpuścić, cholera wie, co musiałaby wtedy robić. Minęło kilkadziesiąt a może i nawet kilkaset minut nim gryfonka uporała się z nadaniem każdego pojedynczego listu. Gdy w końcu udało jej się tego dokonać, odetchnęła z ulgą, zdejmując rękawicę. Wyjęła resztki karmy, jaka została w jej kieszeniach i podała je siedzącym na grzędzie sówkom. Rozmasowała obolałą dłoń i zapinając guziki płaszcza prędko udała się w stronę błoni. Ha, jeszcze zagroda została do posprzątania, jakże niewiele...
Na początku szło jej całkiem nieźle, sowy przylatywały jedna po drugiej, najwyraźniej głodne przed śniadaniem. Będąc już niemal w połowie nadawania listów czuła przenikliwy ból w ręce, a oczy kleiły się same, ze zmęczenia. Pora była nad wyraz późna lecz Lea nie mogła odpuścić, cholera wie, co musiałaby wtedy robić. Minęło kilkadziesiąt a może i nawet kilkaset minut nim gryfonka uporała się z nadaniem każdego pojedynczego listu. Gdy w końcu udało jej się tego dokonać, odetchnęła z ulgą, zdejmując rękawicę. Wyjęła resztki karmy, jaka została w jej kieszeniach i podała je siedzącym na grzędzie sówkom. Rozmasowała obolałą dłoń i zapinając guziki płaszcza prędko udała się w stronę błoni. Ha, jeszcze zagroda została do posprzątania, jakże niewiele...
Re: Sowiarnia
Campbell nie był rannym ptaszkiem, ale tego dnia, przed świtem, obudził go deszcz walący w ziemię. Jako, iż jego dormitorium znajdowało się w lochach, nie dało się tego nie odczuć. Sennym wzrokiem rozejrzał się po wieloosobowej sypialni, starając się sobie przypomnieć gdzie jest i dlaczego. Szybkim ruchem przejechał dłonią potwarzy, przy okazji ściągając "śpiochy" z oczu. W tym momencie jego wzrok padł na ogromnego, blond Bułgara, który ledwo mieścił się na - i tak wyjątkowo dużym - hogwarckim łóżku. Kanadyjczyk pacnął się w czoło, gdyż przypomniało mu się, iż obiecał coś pewnej, zabawnej Gryfonce.
Atramentowy ziewnął kilka razy pod rząd, po czym ślamazarnie wygramolił się z ciepłego, miękkiego łóżka i poczłapał do pomieszczenia obok, gdzie mógł się nieco odświeżyć. Po pięciu minutach porannej toalety wciągnął na siebie luźny dres i zwykłą koszulkę z nadrukiem. W jednej kieszeni spodni znalazła się paczka z papierosami, a do drugiej wcisnął kawałek pergaminu, na którym uprzednio zapisał kilka słów, i różdżkę - tak na wszelki wypadek. Chwilę później opuścił Pokój Wspólny i skierował się do wyjścia z lochów.
Niecałe pięć minut później znajdował się na samiutkim szczycie wieży zachodniej, gdzie znajdowała się sowiarnia. Odczekał chwile, aż uspokoi mu się oddech, aby móc spokojnie przyczepić Normie karteczkę. Zwykle jak jego oddech był przyspieszony - a zdarzało się to dość często, gdyż Campbell lubił się przebiec po schodach - sówka strasznie się niepokoiła i nie dała sobie nic przyczepić, dopóki nie była pewna, że nic mu nie jest.
Odpalając papierosa różdżką, Ślizgon, odprowadził wzrokiem sówkę, która raczej nie miała zbyt długiej podróży. Zanim zdążył wypalić tytoniowy rulonik, Norma wróciła, domagając się jakiegoś przysmaku za swoją usługę. Kanadyjczyk uśmiechnął się pod nosem, dał jej jakiegoś chrupka, wywalił peta i opuścił wieżę zachodnią.
Atramentowy ziewnął kilka razy pod rząd, po czym ślamazarnie wygramolił się z ciepłego, miękkiego łóżka i poczłapał do pomieszczenia obok, gdzie mógł się nieco odświeżyć. Po pięciu minutach porannej toalety wciągnął na siebie luźny dres i zwykłą koszulkę z nadrukiem. W jednej kieszeni spodni znalazła się paczka z papierosami, a do drugiej wcisnął kawałek pergaminu, na którym uprzednio zapisał kilka słów, i różdżkę - tak na wszelki wypadek. Chwilę później opuścił Pokój Wspólny i skierował się do wyjścia z lochów.
Niecałe pięć minut później znajdował się na samiutkim szczycie wieży zachodniej, gdzie znajdowała się sowiarnia. Odczekał chwile, aż uspokoi mu się oddech, aby móc spokojnie przyczepić Normie karteczkę. Zwykle jak jego oddech był przyspieszony - a zdarzało się to dość często, gdyż Campbell lubił się przebiec po schodach - sówka strasznie się niepokoiła i nie dała sobie nic przyczepić, dopóki nie była pewna, że nic mu nie jest.
Odpalając papierosa różdżką, Ślizgon, odprowadził wzrokiem sówkę, która raczej nie miała zbyt długiej podróży. Zanim zdążył wypalić tytoniowy rulonik, Norma wróciła, domagając się jakiegoś przysmaku za swoją usługę. Kanadyjczyk uśmiechnął się pod nosem, dał jej jakiegoś chrupka, wywalił peta i opuścił wieżę zachodnią.
Re: Sowiarnia
Rhinna długi czas nie odzywała się do nikogo z rodziny. W końcu jednak, jako iż postanowiła po świętach wziąć się naukę i informować ojca o wszystkim, nawet, jeśli nic się u niej nie działo w szkole czy w jej życiu, i tak miała do niego pisać. Aktualnie nie działo się nic ciekawego. Zupełnie, tylko nauka i nauka. Jednak umowa, to umowa.
Ruszyła wolno przed siebie, kierując się z wieży Gryffindoru do sowiarni. Pozdrowiła kilka osób, które spotkała w Pokoju Wspólnym, tak to nie spotkała nikogo po drodze. Gdy już doszła do sowiarni, weszła do niej spokojnie i rozejrzała się. Szukała swojej małej sowy, chwilę jej to zajęło. Podeszła do niej i uśmiechnęła się ciepło, głaszcząc ją po łębku.
- No heeeej, polecisz dzisiaj do domu, nie?
Przywiązała jej do nóżki napisany kilka minut temu list i jeszcze przez moment głaskała ją, aż w końcu sowa, pohukując cicho, odleciała. Rhin stała jeszcze kilka minut, patrząc za nią i nucąc cicho piosenkę.
Ruszyła wolno przed siebie, kierując się z wieży Gryffindoru do sowiarni. Pozdrowiła kilka osób, które spotkała w Pokoju Wspólnym, tak to nie spotkała nikogo po drodze. Gdy już doszła do sowiarni, weszła do niej spokojnie i rozejrzała się. Szukała swojej małej sowy, chwilę jej to zajęło. Podeszła do niej i uśmiechnęła się ciepło, głaszcząc ją po łębku.
- No heeeej, polecisz dzisiaj do domu, nie?
Przywiązała jej do nóżki napisany kilka minut temu list i jeszcze przez moment głaskała ją, aż w końcu sowa, pohukując cicho, odleciała. Rhin stała jeszcze kilka minut, patrząc za nią i nucąc cicho piosenkę.
Re: Sowiarnia
Jak to się mówi Święta, święta i po świętach. Trzeba wrócić do pracy, do swoich obowiązków. Blaise jednak nie może zapomnieć o swojej dziewczynie, która niestety jest bardzo daleko od niego. Podczas jarmarku spędzili ze sobą miły czas. Później byli razem podczas świąt i nadszedł czas na rozstanie się. Blaise wrócił do swoich zajęć, ale teraz musiał przypomnieć Rice o swoim istnieniu. Zawsze trzymał swoją sowę w chatce, jednak ostatnio poleciała do sowiarni, aby coś tam zjeść. Jako gajowy Blaise wziął ze sobą trochę pożywienia dla sów, aby im nasypać. Jakby nie patrzeć, jest ciągle w pracy i musi doglądać zwierząt. Chwilę trwało, zanim zjawił się w wieży zachodniej. Wszedł sapiąc do pomieszczenia i nagle się zatrzymał.
- Cześć - przywitał się z Rhinną.
Potem podszedł do misek i zaczął sypać ptakom jedzenie. Później podszedł do swojej sowy i pogłaskał ją po łebku.
- Cześć - przywitał się z Rhinną.
Potem podszedł do misek i zaczął sypać ptakom jedzenie. Później podszedł do swojej sowy i pogłaskał ją po łebku.
Re: Sowiarnia
Hamilton już zamierzała wychodzić, gdy praktycznie wpadła na chłopaka, wchodzącego do sowiarni. Odskoczyła nieco, przepuszczając chłopaka do środka.
- No heeeej. Dawno żeśmy się nie widzieliśmy.
Powiedziała, kierując za nim spojrzenie, gdy sypał karmę dla ptaków. Zamrugała, podchodząc do ściany i oparła się o nią plecami, krzyżując ręce na piersiach.
- Co tam? Wyglądasz na szczęśliwego i zadowolonego?
Odrzuciła szybkim ruchem głowy włosy z twarzy, które przysłaniały jej widok. Uśmiechnęła się.
- No heeeej. Dawno żeśmy się nie widzieliśmy.
Powiedziała, kierując za nim spojrzenie, gdy sypał karmę dla ptaków. Zamrugała, podchodząc do ściany i oparła się o nią plecami, krzyżując ręce na piersiach.
- Co tam? Wyglądasz na szczęśliwego i zadowolonego?
Odrzuciła szybkim ruchem głowy włosy z twarzy, które przysłaniały jej widok. Uśmiechnęła się.
Re: Sowiarnia
Blaise głaszcząc swoją sowę uśmiechnął się do Rhinny.
- Tak, bardzo dawno - zgodził się z nią.
Przestał głaskać Gabi i zaczął przywiązywać liścik do jej nóżki. Przy okazji odpowiedział Gryfonce na jej pytanie:
- Ogólnie to praca, ale w wolnych chwilach spotykam się z kimś. Właśnie wysyłam do niej list.
W jego głosie było słychać euforię. Naprawdę cieszył się, że spotkał Rikę. Znali się już wcześniej, a dopiero teraz się zeszli.
- A co słychać u Ciebie? - zapytał najpierw. - Co sprowadza Cię w takie zimno do sowiarni? - zadał drugie pytanie.
Na dworze było naprawdę zimno. Chłopak czasami zastanawia się, jak te sowy wytrzymują w tym miejscu. Musi zacząć częściej się pojawiać w sowiarni, aby doglądać wszystkie ptaki, które znajdują tutaj schronienie. W ogóle musi zacząć więcej pracować, anie zajmować się myśleniem o niebieskim migdałach. Przy okazji zajmowania się zwierzętami zbiera doświadczenie, które będzie mu potrzebne na studiach, na które wybiera się za jakiś czas.
- Tak, bardzo dawno - zgodził się z nią.
Przestał głaskać Gabi i zaczął przywiązywać liścik do jej nóżki. Przy okazji odpowiedział Gryfonce na jej pytanie:
- Ogólnie to praca, ale w wolnych chwilach spotykam się z kimś. Właśnie wysyłam do niej list.
W jego głosie było słychać euforię. Naprawdę cieszył się, że spotkał Rikę. Znali się już wcześniej, a dopiero teraz się zeszli.
- A co słychać u Ciebie? - zapytał najpierw. - Co sprowadza Cię w takie zimno do sowiarni? - zadał drugie pytanie.
Na dworze było naprawdę zimno. Chłopak czasami zastanawia się, jak te sowy wytrzymują w tym miejscu. Musi zacząć częściej się pojawiać w sowiarni, aby doglądać wszystkie ptaki, które znajdują tutaj schronienie. W ogóle musi zacząć więcej pracować, anie zajmować się myśleniem o niebieskim migdałach. Przy okazji zajmowania się zwierzętami zbiera doświadczenie, które będzie mu potrzebne na studiach, na które wybiera się za jakiś czas.
Re: Sowiarnia
- Ooo, no ładnie, masz dziewczynę? Czemu ja nic nie wiem?
Zaśmiała się cicho, siadając na murku, przy jednym z okien i oparła się plecami o ścianę tuż obok, tak, by nie spaść w dół. Jeszcze tego by jej brakowało. Jako mała dziewczynka lubiła siadać na parapetach wysokich okien, najlepiej jak najwyżej w zamku. Jakoś nie bała się, że spadnie, a teraz wolała być ostrożna. Jakoś tak na 'starość' jej się to wzięło. Wolała dożyć spokojnie starości, z czego się zawsze śmiała. Ale, tak to bywało. Spojrzała na Blaise'a i wzruszyła ramionami.
- Przyszłam napisać list do rodziny. W zeszłym semestrze prawie w ogóle się do nich nie odzywałam, odkąd tylko pojawiłam się w Hogwarcie. A że obiecałam im po świętach dawać znać, to muszę jednak dotrzymać obietnicy. Nawet, jak się u mnie nic nie dzieje..
Bo w tym momencie naprawdę nic się u niej nie działo. Nie odzywała się do Dylana, on też do niej, inni przyjaciele też mieli swoje zajęcia, rzadko kiedy do niej się ktoś odezwał..
Zaśmiała się cicho, siadając na murku, przy jednym z okien i oparła się plecami o ścianę tuż obok, tak, by nie spaść w dół. Jeszcze tego by jej brakowało. Jako mała dziewczynka lubiła siadać na parapetach wysokich okien, najlepiej jak najwyżej w zamku. Jakoś nie bała się, że spadnie, a teraz wolała być ostrożna. Jakoś tak na 'starość' jej się to wzięło. Wolała dożyć spokojnie starości, z czego się zawsze śmiała. Ale, tak to bywało. Spojrzała na Blaise'a i wzruszyła ramionami.
- Przyszłam napisać list do rodziny. W zeszłym semestrze prawie w ogóle się do nich nie odzywałam, odkąd tylko pojawiłam się w Hogwarcie. A że obiecałam im po świętach dawać znać, to muszę jednak dotrzymać obietnicy. Nawet, jak się u mnie nic nie dzieje..
Bo w tym momencie naprawdę nic się u niej nie działo. Nie odzywała się do Dylana, on też do niej, inni przyjaciele też mieli swoje zajęcia, rzadko kiedy do niej się ktoś odezwał..
Re: Sowiarnia
- Dopiero niedawno się zeszliśmy - przyznał się.
Blaise często był widywany w towarzystwie dziewczyn, ale żadna nie była jego partnerką. Teraz udało mu się spotkać miłość, z którą spędzi trochę czasu. Szkoda tylko, że są tak daleko siebie, ale to tylko wzmocni ich związek. Będą się bardziej cieszyć na swój widok, kiedy się spotkają.
- Też dawno nie pisałem nic do rodziców. Powinienem im dać znać, że żyję, ale to już nie dzisiaj - stwierdził. - Chodź może stąd, jest bardzo zimno - dodał.
Polecił swojej sobie, aby poleciała z listem do Riki. Blaise zaś podszedł do Rhinny, złapał ją za dłoń (bez żadnych podtekstów!) i wyszedł z nią z sowiarni. Odprowadził ją pod wejście do jej Pokoju Wspólnego i ruszył później w swoją stronę.
Blaise często był widywany w towarzystwie dziewczyn, ale żadna nie była jego partnerką. Teraz udało mu się spotkać miłość, z którą spędzi trochę czasu. Szkoda tylko, że są tak daleko siebie, ale to tylko wzmocni ich związek. Będą się bardziej cieszyć na swój widok, kiedy się spotkają.
- Też dawno nie pisałem nic do rodziców. Powinienem im dać znać, że żyję, ale to już nie dzisiaj - stwierdził. - Chodź może stąd, jest bardzo zimno - dodał.
Polecił swojej sobie, aby poleciała z listem do Riki. Blaise zaś podszedł do Rhinny, złapał ją za dłoń (bez żadnych podtekstów!) i wyszedł z nią z sowiarni. Odprowadził ją pod wejście do jej Pokoju Wspólnego i ruszył później w swoją stronę.
Re: Sowiarnia
- No chodźże tu!
Dlaczego wydawało się jej, że jedynymi stworzeniami na świecie, które nie ewoluują, są czarodzieje? Czy to naprawdę jest takie trudne, zamontować chociaż jeden telefon na impulsy w szkole? Przecież nie wymagała zbyt wiele. Czerwoną budkę telefoniczną, która była praktycznie symbolem Wielkiej Brytanii, używał nawet Doctor Who w przemieszczaniu się w czasie. No tak, sowy straciły by robotę... Ale z drugiej strony, czy takie ciągłe latanie w te i z powrotem im się podobało? Zdecydowanie tradycja komunikowania się w magicznym świecie powinna się zmienić!
- Nie będę powtarzała dwa razy... Tylko spokojnie... Stój... - mówiła do wielkiego puchacza, stojącego aktualnie na dużym pniaku w sowiarni. Podchodziła do zwierzęcia, trzymając wyciągniętą dłoń z nasionami dla ptaków.
Te akrobacje uprawiała już od jakiś dziesięciu minut, żeby wysłać głupią wiadomość do Morwen, że u niej wszystko w porządku. Zoja poprzysięgała sobie za każdym razem, kiedy tutaj przychodziła, że w końcu nabędzie swoją własną sówkę, ale potem pojawiały się ciekawsze wydatki. Poza tym Gryfonka wolałaby zdecydowanie bardziej kota... Ale na zwierzęta trzeba mieć czas i cierpliwość, której Bułgarka nie posiadała. Chyba bała się, że zamęczyłaby biedne stworzenie i o nim zapomniała w swojej całej roztrzepanej egzystencji.
Dlaczego wydawało się jej, że jedynymi stworzeniami na świecie, które nie ewoluują, są czarodzieje? Czy to naprawdę jest takie trudne, zamontować chociaż jeden telefon na impulsy w szkole? Przecież nie wymagała zbyt wiele. Czerwoną budkę telefoniczną, która była praktycznie symbolem Wielkiej Brytanii, używał nawet Doctor Who w przemieszczaniu się w czasie. No tak, sowy straciły by robotę... Ale z drugiej strony, czy takie ciągłe latanie w te i z powrotem im się podobało? Zdecydowanie tradycja komunikowania się w magicznym świecie powinna się zmienić!
- Nie będę powtarzała dwa razy... Tylko spokojnie... Stój... - mówiła do wielkiego puchacza, stojącego aktualnie na dużym pniaku w sowiarni. Podchodziła do zwierzęcia, trzymając wyciągniętą dłoń z nasionami dla ptaków.
Te akrobacje uprawiała już od jakiś dziesięciu minut, żeby wysłać głupią wiadomość do Morwen, że u niej wszystko w porządku. Zoja poprzysięgała sobie za każdym razem, kiedy tutaj przychodziła, że w końcu nabędzie swoją własną sówkę, ale potem pojawiały się ciekawsze wydatki. Poza tym Gryfonka wolałaby zdecydowanie bardziej kota... Ale na zwierzęta trzeba mieć czas i cierpliwość, której Bułgarka nie posiadała. Chyba bała się, że zamęczyłaby biedne stworzenie i o nim zapomniała w swojej całej roztrzepanej egzystencji.
Re: Sowiarnia
Walton wsparł się biodrem o futrynę i splótł przedramiona na klatce piersiowej. Od dobrych kilku minut obserwował zdeterminowaną Zoję, próbującą upolować jednego ze szkolnych puchaczy. Czułe słówka i garść pełna jedzenia nie były jednak w stanie przekonać nastroszonego ptaszyska. Choć w tym jednym się zgadzali - Ben i zwierzęta to nie było dobre połączenie. Do sowiarni zaglądał tylko wtedy, gdy pannie Vedran przyszła ochota na wymianę korespondencji. Dzisiejszego popołudnia Krukon również znalazł się w tej mniej reprezentatywnej części wieży, by zapełnić kolejny pergamin swym krzywym pismem.
Irlandczyk odchrząknął wreszcie i zmierzwił swe jasne włosy dłonią.
- Może pomóc? - mimowolnie dotknął rękojeści różdżki, gotów przyjść niewieście z pomocą. Może i porażenie ptaszury nie było zbyt humanitarną metodą, ale jedyną, która pozwalała na uniknięcie przejażdżki szkolnym mundurkiem po podłodze usłanej sowimi odchodami.
Irlandczyk odchrząknął wreszcie i zmierzwił swe jasne włosy dłonią.
- Może pomóc? - mimowolnie dotknął rękojeści różdżki, gotów przyjść niewieście z pomocą. Może i porażenie ptaszury nie było zbyt humanitarną metodą, ale jedyną, która pozwalała na uniknięcie przejażdżki szkolnym mundurkiem po podłodze usłanej sowimi odchodami.
Re: Sowiarnia
// Przepraszam, że nie odpisałam rano jak obiecałam ;)Miałam ciężki "powrót do rzeczywistości". Ech, te poniedziałki...
Dziewczyna podskoczyła w miejscu, słysząc za sobą męskie chrząknięcie. Jej pierwszą myślą, była oczywiście wizyta Blaise'a, szkolnego woźnego, który już nie raz przychodził jej na ratunek. Ten jednak już przyzwyczaił się do przywoływania sów dla Zoi i nigdy by się tak nie podkradł do niej po cichu.
Trzymane w dłoni nasiona wymsknęły się jej spomiędzy palców i zamruczała na to coś niewyraźnie pod nosem. Następnie usłyszała głos Benedicta i naprężyła się momentalnie jak struna. Odwróciła się powoli w jego kierunku, z miną, jakby została przyłapana na czymś zakazanym... Albo po prostu dziwnym. Bo jednak musiała dziwnie wyglądać, skacząc tak w kierunku bezbronnych sówek i błagając je o atencję. Mylnie przypuszczała, że Krukon nie ma najmniejszych problemów z oswajaniem tego żywego środka do komunikacji między czarodziejami.
- Nie, nie... - niebieskie oczy dziewczyny zrobiły się jeszcze większe, kiedy ujrzała dłoń chłopaka zaciśniętą na różdżce.
- A masz jakiś sposób? - Podskoczyła do Waltona, starając się ominąć brudy na posadzce. List może poczekać. Stanęła naprzeciwko niego, nie kryjąc już mimowolnego uśmiechu.
- Znowu na siebie wpadamy! I co masz do powiedzenia, Niedowiarku?- poruszała wyzywająco brwiami, a ręce splotła za plecami. W drugiej ręce, tej oczywiście, która nie lepiła się od jedzenia dla ptaków, miała poplamioną sokiem malinowym kopertę. Trochę wstydziła się swojego koślawego pisma, więc nie chciała by zobaczył jej list. Niby wymieniali się już wiadomościami i znał jej charakter pisma, ale nad krótkimi wiadomościami do Morwen po prostu tak długo nie siedziała...
Dziewczyna podskoczyła w miejscu, słysząc za sobą męskie chrząknięcie. Jej pierwszą myślą, była oczywiście wizyta Blaise'a, szkolnego woźnego, który już nie raz przychodził jej na ratunek. Ten jednak już przyzwyczaił się do przywoływania sów dla Zoi i nigdy by się tak nie podkradł do niej po cichu.
Trzymane w dłoni nasiona wymsknęły się jej spomiędzy palców i zamruczała na to coś niewyraźnie pod nosem. Następnie usłyszała głos Benedicta i naprężyła się momentalnie jak struna. Odwróciła się powoli w jego kierunku, z miną, jakby została przyłapana na czymś zakazanym... Albo po prostu dziwnym. Bo jednak musiała dziwnie wyglądać, skacząc tak w kierunku bezbronnych sówek i błagając je o atencję. Mylnie przypuszczała, że Krukon nie ma najmniejszych problemów z oswajaniem tego żywego środka do komunikacji między czarodziejami.
- Nie, nie... - niebieskie oczy dziewczyny zrobiły się jeszcze większe, kiedy ujrzała dłoń chłopaka zaciśniętą na różdżce.
- A masz jakiś sposób? - Podskoczyła do Waltona, starając się ominąć brudy na posadzce. List może poczekać. Stanęła naprzeciwko niego, nie kryjąc już mimowolnego uśmiechu.
- Znowu na siebie wpadamy! I co masz do powiedzenia, Niedowiarku?- poruszała wyzywająco brwiami, a ręce splotła za plecami. W drugiej ręce, tej oczywiście, która nie lepiła się od jedzenia dla ptaków, miała poplamioną sokiem malinowym kopertę. Trochę wstydziła się swojego koślawego pisma, więc nie chciała by zobaczył jej list. Niby wymieniali się już wiadomościami i znał jej charakter pisma, ale nad krótkimi wiadomościami do Morwen po prostu tak długo nie siedziała...
Re: Sowiarnia
Sowa zatrzepotała rozłożystymi skrzydłami, wzbijając w górę pojedyncze źdźbła słomy. Kilka śpiących ptaków poruszyło się niespokojnie, a wielki, stary puchacz nastroszył złowrogo pióra.
- Może Ci się nie spodobać, ale na pewno przywiążesz list do jej stopy.. I nie daję pewności, że nadąsana sowa poleci z nim tam, gdzie trzeba - Walton uniósł do góry dłoń z różdżką, ukazując Gryfonce swą aktualną broń.
- Znowu na siebie wpadamy! I co masz do powiedzenia, Niedowiarku? - Krukon wzruszył ramionami. Spojrzał gdzieś ponad głową dziewczyny i z obojętną miną przeszedł obok. Gdy ta niczego się nie spodziewała, odwrócił się i chwycił ją jedną dłonią w pasie, przyciągając do siebie.
- Czysty przypadek - uśmiechnął się kącikami ust, spoglądając wprost w błękitne oczy Gryfonki.
- Może Ci się nie spodobać, ale na pewno przywiążesz list do jej stopy.. I nie daję pewności, że nadąsana sowa poleci z nim tam, gdzie trzeba - Walton uniósł do góry dłoń z różdżką, ukazując Gryfonce swą aktualną broń.
- Znowu na siebie wpadamy! I co masz do powiedzenia, Niedowiarku? - Krukon wzruszył ramionami. Spojrzał gdzieś ponad głową dziewczyny i z obojętną miną przeszedł obok. Gdy ta niczego się nie spodziewała, odwrócił się i chwycił ją jedną dłonią w pasie, przyciągając do siebie.
- Czysty przypadek - uśmiechnął się kącikami ust, spoglądając wprost w błękitne oczy Gryfonki.
Re: Sowiarnia
Skoro miałoby to być skuteczne... Czemu by nie spróbować. Dziewczyna, patrzyła na niego z pewną dozą nieufności, kiedy wzruszyła ramionami i dała mu przestrzeń do popisu. Nie skorzystał z niej jednak od razu. Myślała, że przejdzie "do rzeczy" z sową, a jednak najpierw się nią zainteresował. Gryfonka niczym głupiutka dziewczynka zaśmiała się mimowolnie, co było bardziej nerwowym odruchem, gdy Krukon ją do siebie spontanicznie przyciągnął. Uśmiech chłopaka znów wdarł się w jej wnętrzności i sprawił, że zmiękły jej nogi. Chyba to przewidział, bo asekuracyjnie podtrzymał ją w pasie. Zoja niewiele myśląc, wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek.
- Przykro mi, w takie przypadki nie wierzę - mruknęła, uśmiechając się niewinnie. Dłoń z listem nieopacznie wylądowała na torsie Waltona, kiedy chciała się go podtrzymać. Nie zwróciła na to uwagi. Zdekoncentrowało ją stado sów, które kręciło głowami niczym nawiedzone laleczki Chucky i lustrowało każdy ich ruch.
- Myślisz, że... Myślisz, że wyczuwają strach? - jęknęła, przylegając do chłopaka.
- Przykro mi, w takie przypadki nie wierzę - mruknęła, uśmiechając się niewinnie. Dłoń z listem nieopacznie wylądowała na torsie Waltona, kiedy chciała się go podtrzymać. Nie zwróciła na to uwagi. Zdekoncentrowało ją stado sów, które kręciło głowami niczym nawiedzone laleczki Chucky i lustrowało każdy ich ruch.
- Myślisz, że... Myślisz, że wyczuwają strach? - jęknęła, przylegając do chłopaka.
Re: Sowiarnia
Wieczór otulał chłodem jej przedramiona i jasne policzki, jednak płomień szczęścia rozgorzały gdzieś w okolicy serca nie pozwalał odczuć jakiegokolwiek dyskomfortu. Od opuszczenia iluzyjnej komnaty na siódmym piętrze minął może kwadrans - tak jak postanowiła, Cassidy szła prosto ku majaczącej w oddali wieży zachodniej. Jej oczy połyskiwały szczęściem a na ustach raz po raz pojawiał się najpiękniejszy z uśmiechów, mieszanina słodkiego niedowierzania i bezbrzeżnej wręcz radości.
Gdy uświadomiła sobie, że jest na dworze sama na kilkanaście minut przed rozpoczęciem ciszy nocnej, uzbroiła się w różdżkę. Prawdopodobnie bardziej przyda jej się do oczyszczania schodów wiodących do sowiarni, niż do obrony przeciwko ewentualnym złoczyńcom, ale kto wie. W obrębie hogwarckich murów zdarzały się naprawdę dziwne rzeczy.
Ostrożnie stawiając stopy obute w eleganckie pantofelki i uważając na pozostawione tu i ówdzie sowie niespodzianki, dotarła na szczyt wieży.
Nigdy nie lubiła sów. Ojciec miał ich aż trzy, potrzebował ich do swobodnego komunikowania się ze swoimi wydawcami i fanami. Każdą z nich traktował w szczególny, indywidualny sposób i każda była mu niesamowicie oddana. Matka używała rasowego puchacza, którego otrzymali od dziadków w prezencie wyprowadzkowym. (Tak naprawdę Blackowie podarowali go Caliente. By choć w ten sposób kontaktowała się z rodziną. Uważali, że i tak nie będzie miała nic do roboty u boku nudnego pisarczyka.)
Cassidy nie lubiła żadnego z tych ptaków. Korzystała z nich, jeśli akurat prowadziła jakąś szczególną korespondencję, jednak zawsze miała wrażenie, że chytre ptaszyska tylko czyhają na moment w którym będą mogły ją przyatakować. Właściwie, panna Thomas w ogóle nie przepadała za zwierzętami.
Ze swojej elegancko szytej torby wyłuskała strojną papeterię i ogromne bażancie pióro. Zaklęciem oczyściła parapet z resztki jakiegoś obrzydlistwa (sowy właśnie rozpoczynały porę łowów) i rozpoczęła swój list. Pisała szybko, idealnie dopracowanymi literami, uśmiechając się sama do siebie. Na myśl o reakcji matki. I na wspomnienie ciepłych warg na jej własnych...
Gdy uświadomiła sobie, że jest na dworze sama na kilkanaście minut przed rozpoczęciem ciszy nocnej, uzbroiła się w różdżkę. Prawdopodobnie bardziej przyda jej się do oczyszczania schodów wiodących do sowiarni, niż do obrony przeciwko ewentualnym złoczyńcom, ale kto wie. W obrębie hogwarckich murów zdarzały się naprawdę dziwne rzeczy.
Ostrożnie stawiając stopy obute w eleganckie pantofelki i uważając na pozostawione tu i ówdzie sowie niespodzianki, dotarła na szczyt wieży.
Nigdy nie lubiła sów. Ojciec miał ich aż trzy, potrzebował ich do swobodnego komunikowania się ze swoimi wydawcami i fanami. Każdą z nich traktował w szczególny, indywidualny sposób i każda była mu niesamowicie oddana. Matka używała rasowego puchacza, którego otrzymali od dziadków w prezencie wyprowadzkowym. (Tak naprawdę Blackowie podarowali go Caliente. By choć w ten sposób kontaktowała się z rodziną. Uważali, że i tak nie będzie miała nic do roboty u boku nudnego pisarczyka.)
Cassidy nie lubiła żadnego z tych ptaków. Korzystała z nich, jeśli akurat prowadziła jakąś szczególną korespondencję, jednak zawsze miała wrażenie, że chytre ptaszyska tylko czyhają na moment w którym będą mogły ją przyatakować. Właściwie, panna Thomas w ogóle nie przepadała za zwierzętami.
Ze swojej elegancko szytej torby wyłuskała strojną papeterię i ogromne bażancie pióro. Zaklęciem oczyściła parapet z resztki jakiegoś obrzydlistwa (sowy właśnie rozpoczynały porę łowów) i rozpoczęła swój list. Pisała szybko, idealnie dopracowanymi literami, uśmiechając się sama do siebie. Na myśl o reakcji matki. I na wspomnienie ciepłych warg na jej własnych...
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża zachodnia
Strona 2 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach