Wejście do domu, ogród
+4
Zoja Yordanova
Liam Cryan
Owena Blodeuwedd
Morwen Blodeuwedd
8 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Wejście do domu, ogród
First topic message reminder :
***
***
Mimo, że pozornie właścicielka domu nie dba o żywopłot, który skutecznie zasłania widoczność przechodniom z ulicy, tak wejście na posesję można porównać z trafieniem do Krainy Czarów. Ścieżka, wzdłuż której posadzone są różnorakiego koloru kwiatki, skomponowane z przystrzyżonym trawnikiem, prowadzą do wejścia domu, bądź też do ogrodu na tyłach.
***Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 15:43, w całości zmieniany 2 razy
Re: Wejście do domu, ogród
Czy miał za co przepraszać? To nie jego wina, że nie przyjęła zaproszenia do Francji. Spodziewała się reakcji jego dziewczyny, gdyby się zgodziła i z nimi pojechała, ale i tak chłopak był grzeczny i jej to zaproponował. Nie miała serca, żeby im się wtrącać. Nie mogła mu mieć też za złe tego, że chciał spędzić trochę czasu sam na sam z Hannah. Z tą Bułgarią też się wprosiła tak naprawdę... Chociaż ona nie zareagowała tylko "bo tak wypada", a naprawdę chciała ich tam ze sobą zabrać i planowała to od samego początku. Naprawdę za złe mogła mieć to, że się długo nie odzywał i bardzo długo nie odpisywał. Zostawił ją samą w Londynie, nie oglądając się nawet na sekundę za siebie. Przyjaciele się tak nie zachowują.
Zoja bezwiednie zaczęła bawić się końcówką warkoczyka, którego splotła sobie dzisiaj na boku głowy. Patrzyła na niego bez słowa, a między nimi zapadła niezręczna cisza. Znał ten wyraz twarzy - wyłączyła się. Myślała o wielu rzeczach na raz, dlatego nie skupiła się na jego kolejnych słowach. Zastanawiała się na przykład gdzie tym razem się wybiera z tą torbą? A może przyjechał do niej od razu po dostaniu listu? Gdyby tak bardzo zmartwił się wiadomością o Adrienne to zacząłby to spotkanie od tego i najpierw odwiedziłby dom.
- Lody? - uniosła czekoladowe tęczówki, które badały jego emocje na twarzy. Był naprawdę skruszony i nie wiedział jak ją zagadać? Aż tak bardzo się zmieniła? Uśmiechnęła się nieśmiało i przesunęła na bok w przejściu.
- Jeśli myślisz, że mnie wyciągniesz na tą patelnię to jesteś w błędzie. Chodź do środka. Mam mnóstwo wiatraków, ogród, pizzę w drodze do domu i zimną colę w lodówce.
Zoja bezwiednie zaczęła bawić się końcówką warkoczyka, którego splotła sobie dzisiaj na boku głowy. Patrzyła na niego bez słowa, a między nimi zapadła niezręczna cisza. Znał ten wyraz twarzy - wyłączyła się. Myślała o wielu rzeczach na raz, dlatego nie skupiła się na jego kolejnych słowach. Zastanawiała się na przykład gdzie tym razem się wybiera z tą torbą? A może przyjechał do niej od razu po dostaniu listu? Gdyby tak bardzo zmartwił się wiadomością o Adrienne to zacząłby to spotkanie od tego i najpierw odwiedziłby dom.
- Lody? - uniosła czekoladowe tęczówki, które badały jego emocje na twarzy. Był naprawdę skruszony i nie wiedział jak ją zagadać? Aż tak bardzo się zmieniła? Uśmiechnęła się nieśmiało i przesunęła na bok w przejściu.
- Jeśli myślisz, że mnie wyciągniesz na tą patelnię to jesteś w błędzie. Chodź do środka. Mam mnóstwo wiatraków, ogród, pizzę w drodze do domu i zimną colę w lodówce.
Re: Wejście do domu, ogród
Najwidoczniej Morwen nie spodziewała się Zoi i to samo trzeba było powiedzieć o studentce, która od początku roku akademickiego w ogóle nie odwiedzała domu. Z żalem musiała również przyznać, że jej dzisiejszy przyjazd też nie był spowodowany tęsknotą. Pojawiła się na Regen Street, przyjeżdżając Błędnym Rycerzem w południe, tylko po to, żeby zorientować się jaki jest stan lodówki i czy jej opiekunka jest obecna. A czemu zależało jej na tym zależało i nie mogła załatwić tego w kampusie? Ponieważ... William chciał porozmawiać.
Tak właśnie. Musimy porozmawiać.
Dość złorzecząca wiadomość, ale wymagająca konfrontacji. Chciała przyjacielowi w końcu pokazać swój nowy pokój w domu studenckim, ale tam zawsze istniało zagrożenie imprezą, Asimem i współlokatorki. Dlatego zdecydowała się na dom opiekunki, w którym nadal była zameldowana. A od kiedy Liama nie było... Walijka też zaczęła wieczorami wsiąkać. Za bardzo jednak skupiona na sobie nastolatka, nie myślała w tej chwili o Mor. Interesowała ją bardziej jej fryzura, czarna spódnica którą założyła i to czy za bardzo nie przesadza na zwykle spotkanie z przyjacielem! Aby dopełnić ten nieidealny obraz, w którym świetnie sobie radziła po zaręczynach Greengrass'a, zrobiła zapiekankę. Zoja... była... w... KUCHNI! Sama! Tak bardzo dorosła!
- Coś co się rodzi w bólach, musi skończyć się dobrze - powiedziała do siebie, wyjmując z piekarnika bulgoczącą, żółto-czerwoną maź. Wyglądała komicznie w jednym z lepszych ubrań, ale do tego podkolanówkach w paski, fartuszku z serduszkami i jeszcze różnymi rękawicami kuchennymi na dłoniach. To całe gotowanie sprawiło, że się lekko spociła, a to oczywiście nie był koniec... Gość zapukał do drzwi.
- Uważaj na głowę - uprzedziła Willa, uśmiechając się do niego radośnie, kiedy wpuszczała go do środka. Nad drzwiami powiesiła jakieś pachnące zioło, żeby zabijało brzydkie zapachy w mieszkaniu.
- Co słychać? - rzuciła niezobowiązująco i oparła się o ścianę w luzackim geście... Gospodyni z kiepskiego kabaretu? Chyba się trochę denerwowała. Bo on musi z nią porozmawiać, a to nie zdarzało się zbyt często, żeby musieli się tak... Oficjalnie umawiać.
Tak właśnie. Musimy porozmawiać.
Dość złorzecząca wiadomość, ale wymagająca konfrontacji. Chciała przyjacielowi w końcu pokazać swój nowy pokój w domu studenckim, ale tam zawsze istniało zagrożenie imprezą, Asimem i współlokatorki. Dlatego zdecydowała się na dom opiekunki, w którym nadal była zameldowana. A od kiedy Liama nie było... Walijka też zaczęła wieczorami wsiąkać. Za bardzo jednak skupiona na sobie nastolatka, nie myślała w tej chwili o Mor. Interesowała ją bardziej jej fryzura, czarna spódnica którą założyła i to czy za bardzo nie przesadza na zwykle spotkanie z przyjacielem! Aby dopełnić ten nieidealny obraz, w którym świetnie sobie radziła po zaręczynach Greengrass'a, zrobiła zapiekankę. Zoja... była... w... KUCHNI! Sama! Tak bardzo dorosła!
- Coś co się rodzi w bólach, musi skończyć się dobrze - powiedziała do siebie, wyjmując z piekarnika bulgoczącą, żółto-czerwoną maź. Wyglądała komicznie w jednym z lepszych ubrań, ale do tego podkolanówkach w paski, fartuszku z serduszkami i jeszcze różnymi rękawicami kuchennymi na dłoniach. To całe gotowanie sprawiło, że się lekko spociła, a to oczywiście nie był koniec... Gość zapukał do drzwi.
- Uważaj na głowę - uprzedziła Willa, uśmiechając się do niego radośnie, kiedy wpuszczała go do środka. Nad drzwiami powiesiła jakieś pachnące zioło, żeby zabijało brzydkie zapachy w mieszkaniu.
- Co słychać? - rzuciła niezobowiązująco i oparła się o ścianę w luzackim geście... Gospodyni z kiepskiego kabaretu? Chyba się trochę denerwowała. Bo on musi z nią porozmawiać, a to nie zdarzało się zbyt często, żeby musieli się tak... Oficjalnie umawiać.
Re: Wejście do domu, ogród
Biorąc sobie do serca ostrzeżenie Zoi uważał na głowę i dość nieufnie spoglądał na owe ziółka dyndające pod sufitem na wysokości jego głowy. Czyżby jakieś arabskie zwyczaje?
- Jesteś sama? - zapytał na przywitanie dyskretnie próbując zajrzeć w głąb mieszkania, jednak wszystko wskazywało na to, że poza nimi nie ma tu nikogo. Obecność Morwen raczej by mu nei przeszkadzała. Bał się raczej, że nagle Arab wyskoczy zza winkla. Porozmawiałby z Zoją na uczelni już dawno, ale ta niemal bez przerwy chodziła z Asimem. Albo raczej Asim chodził wszędzie z nią. Uczepił się jak rzep psidwaka.
William zdjął płaszcz i odwiesił na wieszak zerkając na Zoję opartą luzacko o ścianę.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - uniósł pytająco brew. Ona się denerwowała? A co miał powiedziec biedny Willi? Zanim zdecydował się poprosić ją o spotkanie rozważył wszystkie ZA i PRZECIW, ułożył sobie w głowie różne alternatywne odpowiedzi i posunięcia, a teraz, gdy przyszło co do czego nie wiedział jak zacząć.
- Jesteś sama? - zapytał na przywitanie dyskretnie próbując zajrzeć w głąb mieszkania, jednak wszystko wskazywało na to, że poza nimi nie ma tu nikogo. Obecność Morwen raczej by mu nei przeszkadzała. Bał się raczej, że nagle Arab wyskoczy zza winkla. Porozmawiałby z Zoją na uczelni już dawno, ale ta niemal bez przerwy chodziła z Asimem. Albo raczej Asim chodził wszędzie z nią. Uczepił się jak rzep psidwaka.
William zdjął płaszcz i odwiesił na wieszak zerkając na Zoję opartą luzacko o ścianę.
- Nie zaprosisz mnie do środka? - uniósł pytająco brew. Ona się denerwowała? A co miał powiedziec biedny Willi? Zanim zdecydował się poprosić ją o spotkanie rozważył wszystkie ZA i PRZECIW, ułożył sobie w głowie różne alternatywne odpowiedzi i posunięcia, a teraz, gdy przyszło co do czego nie wiedział jak zacząć.
Re: Wejście do domu, ogród
- Na to wychodzi, chociaż ktoś chyba tutaj jeszcze mieszka, bo znalazłam świeże pieczywo w chlebaku - odpowiedziała, nie domyślając się o kogo tak naprawdę się pyta. Cóż, nie miał prawa wiedzieć, że od ponad dwóch tygodni Asim już nie był tak do niej przyczepiony, jak na początku... A wszystko przez spontaniczne podziękowanie, które było dla nich nienaturalne. Ich relacje określiłaby teraz jako... Awkward. Wiele by oddała za normalną przyjaźń. No, ale to chyba była już jej specjalność, żeby zamieniać znajomości z chłopakami w coś bliżej nieokreślonego. William też w to się wpisywał?
Opamiętała swoje głupie zachowanie i pacnęła kuchenną rękawicą w czoło.
- No przecież, jedzenie gotowe! - oznajmiła pewnym siebie tonem, chociaż chłopak zdecydowanie wiedział, że Zoja i robienie coś poza spaghetti... To raczej nie idzie w parze. Przekonał się o tym przede wszystkim na wakacjach w Bułgarii, gdzie żywili się pizzą i daniami sporządzonymi przez duet Hannah i Aaron. Jedyni normalni z... miarę normalnym dzieciństwem.
W drodze do kuchni odwiązała swój fartuszek i zdjęła rękawice. Zestaw kuchcika zostawiła na blacie, a Willa zaprowadziła do salonu. Nalała mu soku pomarańczowego i przysiadła się obok na kanapie. Zdecydowanie bardziej lubiła jeść wygodnie, niż przy stole jak cywilizowani ludzie, ale blacha i tak czekała jeszcze na przestygnięcie.
- Byłam tak zajęta, że prawie zapomniałam... - nachyliła się do niego i cmoknęła chłopaka w policzek. - Spóźnione najlepszego z okazji urodzin. Wstyd mi, że robię Ci imprezę w takim małym gronie i musisz cieszyć się jedynie zapiekanką, która i tak pewnie wyląduje w większości w koszu... Ale starałam się! - dokończyła, unosząc dwa palce do góry prawej ręki w wyrazie obietnicy i uśmiechnęła się do niego słodko.
- Mam też szachy czarodziejów, w które zgodzę się z Tobą zagrać za karę.
To chyba wyjaśniało wszystko. Denerwowała się jego reakcją na brak kartki z jej strony, ani życzeń chociażby na uczelnianym korytarzu. Miała sporo zajęć, nie wpadali na siebie... Było jej głupio. Poza tym ta cała sprawa z rozmawianiem...
Opamiętała swoje głupie zachowanie i pacnęła kuchenną rękawicą w czoło.
- No przecież, jedzenie gotowe! - oznajmiła pewnym siebie tonem, chociaż chłopak zdecydowanie wiedział, że Zoja i robienie coś poza spaghetti... To raczej nie idzie w parze. Przekonał się o tym przede wszystkim na wakacjach w Bułgarii, gdzie żywili się pizzą i daniami sporządzonymi przez duet Hannah i Aaron. Jedyni normalni z... miarę normalnym dzieciństwem.
W drodze do kuchni odwiązała swój fartuszek i zdjęła rękawice. Zestaw kuchcika zostawiła na blacie, a Willa zaprowadziła do salonu. Nalała mu soku pomarańczowego i przysiadła się obok na kanapie. Zdecydowanie bardziej lubiła jeść wygodnie, niż przy stole jak cywilizowani ludzie, ale blacha i tak czekała jeszcze na przestygnięcie.
- Byłam tak zajęta, że prawie zapomniałam... - nachyliła się do niego i cmoknęła chłopaka w policzek. - Spóźnione najlepszego z okazji urodzin. Wstyd mi, że robię Ci imprezę w takim małym gronie i musisz cieszyć się jedynie zapiekanką, która i tak pewnie wyląduje w większości w koszu... Ale starałam się! - dokończyła, unosząc dwa palce do góry prawej ręki w wyrazie obietnicy i uśmiechnęła się do niego słodko.
- Mam też szachy czarodziejów, w które zgodzę się z Tobą zagrać za karę.
To chyba wyjaśniało wszystko. Denerwowała się jego reakcją na brak kartki z jej strony, ani życzeń chociażby na uczelnianym korytarzu. Miała sporo zajęć, nie wpadali na siebie... Było jej głupio. Poza tym ta cała sprawa z rozmawianiem...
Re: Wejście do domu, ogród
- Gotowałaś? - zapytał z lekkim niedowierzaniem. Zoja i gotowanie to jak Hyperion i balet. Duet absurdalny. Znał jej umiejętności aż za dobrze i szczerze? Nie zamierzał ryzykować po raz drugi. Aż węchem próbował zorientować się, czy kuchnia nie jest aby skażona. No musiał przyznać, że pachniało nie najgorzej. Oczywiście nie ma szans pokonać w te klocki jego skrzaty domowe ani tym bardziej nie ma co startować w konkursie kulinarnym, ale nie było źle. Chyba, że to te jej cudaczne ziółka spełniały swoją rolę.
- I nic nie wysadziłaś? Palce całe? - no nie mógł się wręcz powstrzymać uśmiechając się nieznacznie. Cóż, ten fartuszek i kuchenne rękawice tak bardzo nie pasowały do jego eleganckiej marynarki i gustownego krawatu, że aż raziło po oczach. Przynajmniej trochę poprawiła mu humor. Znał ja na tyle dobrze, że nie zdziwił go fakt, iż nie prowadzi go do stołu a na kanapę. W Greengrass Manor nie raz próbowała przemycić jedzenie z jadalni w bardziej "normalne" miejsce.
- Och, daj spokój - mruknął odsuwając się nieco gdy cmoknęła go w policzek. Wyraźnie się zmieszał i znowu było po nim widać, że jest spięty. - Mam teraz tyle na głowie, że sam zapomniałem. No wiesz... ślub. - dodał wyraźnie akcentując ostatnie słowo, jakby chciał jej przypomnieć, że słodkie buziaki nie są już mile widziane.
- Och impreza w tak zacnym gronie mi wystarczy. Zdecydowanie mam dość tej poprzedniej. Była zbyt... kolorowa - skrzywił się mimowolnie na samą myśl o Asimie klejącym się do dziewczyny. Uśmiechnął się jednak zaraz.
- W szachy? Z własnej woli? A zapamiętałaś w końcu zasady? - aż wyszczerzył się wesoło. Kiedyś godzinami katował ją grą podczas wakacji co chwilę karcąc i poprawiając, gdy wykonała nieprawidłowy ruch niewłaściwa figurą. Ale to było wieki temu, jakby w innym życiu...
- I nic nie wysadziłaś? Palce całe? - no nie mógł się wręcz powstrzymać uśmiechając się nieznacznie. Cóż, ten fartuszek i kuchenne rękawice tak bardzo nie pasowały do jego eleganckiej marynarki i gustownego krawatu, że aż raziło po oczach. Przynajmniej trochę poprawiła mu humor. Znał ja na tyle dobrze, że nie zdziwił go fakt, iż nie prowadzi go do stołu a na kanapę. W Greengrass Manor nie raz próbowała przemycić jedzenie z jadalni w bardziej "normalne" miejsce.
- Och, daj spokój - mruknął odsuwając się nieco gdy cmoknęła go w policzek. Wyraźnie się zmieszał i znowu było po nim widać, że jest spięty. - Mam teraz tyle na głowie, że sam zapomniałem. No wiesz... ślub. - dodał wyraźnie akcentując ostatnie słowo, jakby chciał jej przypomnieć, że słodkie buziaki nie są już mile widziane.
- Och impreza w tak zacnym gronie mi wystarczy. Zdecydowanie mam dość tej poprzedniej. Była zbyt... kolorowa - skrzywił się mimowolnie na samą myśl o Asimie klejącym się do dziewczyny. Uśmiechnął się jednak zaraz.
- W szachy? Z własnej woli? A zapamiętałaś w końcu zasady? - aż wyszczerzył się wesoło. Kiedyś godzinami katował ją grą podczas wakacji co chwilę karcąc i poprawiając, gdy wykonała nieprawidłowy ruch niewłaściwa figurą. Ale to było wieki temu, jakby w innym życiu...
Re: Wejście do domu, ogród
Zachichotała pokazując mu swoje dłonie w całości. Po takim zabezpieczeniu przed oparzeniami nie było mowy, żeby zrobiła sobie krzywdę. William nie musiał tego wiedzieć, ale skoro Zoja posłużyła się bardzo konkretnie definicją rękawic kuchennych, kroiła w nich nawet warzywa i robiła właściwie wszystko, co było potrzebne do podania obiadu. Zdecydowanie brakowało jej kogoś, kto nauczyłby ją przynajmniej podstaw...
Ulżyło jej, kiedy zobaczyła zmieniający się wyraz twarzy chłopaka. Jak zwykle reagował na jej pogodę ducha, a nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przyda mu się lekka poprawa humoru. Znowu spoważniał przez te ostatnie tygodnie, a najbardziej pokazała to jego reakcja na jej cmoknięcie. Zmarszczyła brwi, kiedy się odsunął i spuścił wzrok mówiąc o ślubie. Jak mogłaby zapomnieć?
- Nie wierzę, że narzeczona Ci o nich nie przypomniała. Nie codziennie kończy się osiemnaście lat. U mugoli to próg dorosłości i zaraz idziemy zrobić Ci papierki na prawo jazdy, żebyś mógł wreszcie podebrać ojcu jakieś autko! - Od kiedy odkryła sekretną stronę Hyperiona i jego garaż, nie mogła się powstrzymać przed snuciem planów na temat wycieczek samochodowych. Mogliby pójść razem na kurs. - Poza tym... Coś się wydarzyło? Jeszcze w sierpniu nie miałeś oporów, żeby uwiesić mi się na szyi, a teraz spiąłeś się niczym troll w kąpieli - zauważyła i widać było, że nie naruszy już przestrzeni osobistej chłopaka, bo ją uraziła ta reakcja. Odsunęła się na swoje oparcie kanapy, wyciągnęła różdżkę i nią przywołała im talerze i sztućce do rąk, żeby mogli zająć się na razie zapiekanką. Teraz mógł zobaczyć, że na powierzchni sera były koślawe litery zrobione kechupem "BFF" i serduszko. Tandetne, kiczowate, miało być śmieszne.
- Zabini się w łóżku przewraca, jeśli jesteś uprzedzony - pogroziła mu łyżką, kiedy nakładała im porcje jedzenia. Na szczęście wśród Londyńskich szych też było trochę kolorowych. Poza tym nie przejęła się jego uwagą. Nie chciała rozmawiać o Asimie.
- Każdy ma na początku partii do dyspozycji 16 bierek - 8 pionków i 8 figur. Króla, królową, dwie wieże, dwa gońce i dwa skoczki - wyrecytowała z poważną miną. Wyuczyła się! Ale co do zasad... Okazałoby się później, że mimo znajomości nazewnictwa to nie rozpoznaje na planszy co jest co i jak ma się poruszać.
Ulżyło jej, kiedy zobaczyła zmieniający się wyraz twarzy chłopaka. Jak zwykle reagował na jej pogodę ducha, a nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przyda mu się lekka poprawa humoru. Znowu spoważniał przez te ostatnie tygodnie, a najbardziej pokazała to jego reakcja na jej cmoknięcie. Zmarszczyła brwi, kiedy się odsunął i spuścił wzrok mówiąc o ślubie. Jak mogłaby zapomnieć?
- Nie wierzę, że narzeczona Ci o nich nie przypomniała. Nie codziennie kończy się osiemnaście lat. U mugoli to próg dorosłości i zaraz idziemy zrobić Ci papierki na prawo jazdy, żebyś mógł wreszcie podebrać ojcu jakieś autko! - Od kiedy odkryła sekretną stronę Hyperiona i jego garaż, nie mogła się powstrzymać przed snuciem planów na temat wycieczek samochodowych. Mogliby pójść razem na kurs. - Poza tym... Coś się wydarzyło? Jeszcze w sierpniu nie miałeś oporów, żeby uwiesić mi się na szyi, a teraz spiąłeś się niczym troll w kąpieli - zauważyła i widać było, że nie naruszy już przestrzeni osobistej chłopaka, bo ją uraziła ta reakcja. Odsunęła się na swoje oparcie kanapy, wyciągnęła różdżkę i nią przywołała im talerze i sztućce do rąk, żeby mogli zająć się na razie zapiekanką. Teraz mógł zobaczyć, że na powierzchni sera były koślawe litery zrobione kechupem "BFF" i serduszko. Tandetne, kiczowate, miało być śmieszne.
- Zabini się w łóżku przewraca, jeśli jesteś uprzedzony - pogroziła mu łyżką, kiedy nakładała im porcje jedzenia. Na szczęście wśród Londyńskich szych też było trochę kolorowych. Poza tym nie przejęła się jego uwagą. Nie chciała rozmawiać o Asimie.
- Każdy ma na początku partii do dyspozycji 16 bierek - 8 pionków i 8 figur. Króla, królową, dwie wieże, dwa gońce i dwa skoczki - wyrecytowała z poważną miną. Wyuczyła się! Ale co do zasad... Okazałoby się później, że mimo znajomości nazewnictwa to nie rozpoznaje na planszy co jest co i jak ma się poruszać.
Re: Wejście do domu, ogród
Gdyby sam musiał gotować pewnie rękawice kuchenne byłyby równie nieodłącznym elementem. Nigdy tego nie robił i miał nadzieję, że nigdy nei będzie musiał. Miał od tego skrzata na każde skinienie, który spełni każdą jego zachcianką. Choćby miał ochotę na świeże truskawki w środku zimy. Gdyby jednak musiał sam sobie coś ugotować i od tego zalezałoby jego życie pewnie zdechłby z głodu. To dziwne, bo oboje byli nieźli w eliksirach i nie mieli najmniejszego problemu z przygotowaniem takowego z użyciem przepisu, a w kuchni mieli problem z najprostszymi daniami... No przynajmniej Zoja, bo Will nigdy nawet nie próbował zrobić sobie choćby kanapki.
- Mało ostatnio rozmawiamy. Właściwie to od imprezy prawie wcale. - przyznał. W prawie nie było do końca tak, że zapomniał o tym, że ma urodziny, bo o tym pamietała babcia, a rodzice i Christine wysłali mu sowę z życzeniami. Nie odczuł jednak tego dnia jakoś szczególnie wyjątkowo.
- Nie jestem mugolem. Pełnoletni jestem od roku - obruszył się. To już była zniewaga porównywać tak Greengrassa do mugola. - I nigdzie nie idę po żaden papierek, na żaden kurs i nie będę podbierał ojcu zabawek. - mruknął znowu nieco spięty. Było jeszcze wiele "nie będę"... Na pytanie dziewczyny skrzywił się jeszcze bardziej.
- Żenię się - powtórzył kolejny raz w odpowiedzi, jakby Zoja wciąż o tym zapominała. - Z Cassidy, nie z Tobą. Nie będe już wpadał do Ciebie na obiadki, nie będe zabierał cię na przejażdżki i wycieczki i nie Tobie będe wieszał się na szyi - wyrzucił to z siebie. Przerabiał w myślach wiele scenariuszów tej rozmowy, ale w żadnym z nich nie chciał w ten sposób zakomunikować Zoi, że ich przyjaźń jest mocno zagrożona. I w żadnym z nich nie trzymał w ręce tortu-zapiekanki z tym uroczym napisem. Nie było to ani tandetne, ani kiczowate, ani tym bardziej śmieszne. W tej chwili było to po prostu smutne.
- Widzę, że odrobiłaś pracę domową - uśmiechnął się smutno kosztujac w końcu wypieku dziewczyny.
- Mało ostatnio rozmawiamy. Właściwie to od imprezy prawie wcale. - przyznał. W prawie nie było do końca tak, że zapomniał o tym, że ma urodziny, bo o tym pamietała babcia, a rodzice i Christine wysłali mu sowę z życzeniami. Nie odczuł jednak tego dnia jakoś szczególnie wyjątkowo.
- Nie jestem mugolem. Pełnoletni jestem od roku - obruszył się. To już była zniewaga porównywać tak Greengrassa do mugola. - I nigdzie nie idę po żaden papierek, na żaden kurs i nie będę podbierał ojcu zabawek. - mruknął znowu nieco spięty. Było jeszcze wiele "nie będę"... Na pytanie dziewczyny skrzywił się jeszcze bardziej.
- Żenię się - powtórzył kolejny raz w odpowiedzi, jakby Zoja wciąż o tym zapominała. - Z Cassidy, nie z Tobą. Nie będe już wpadał do Ciebie na obiadki, nie będe zabierał cię na przejażdżki i wycieczki i nie Tobie będe wieszał się na szyi - wyrzucił to z siebie. Przerabiał w myślach wiele scenariuszów tej rozmowy, ale w żadnym z nich nie chciał w ten sposób zakomunikować Zoi, że ich przyjaźń jest mocno zagrożona. I w żadnym z nich nie trzymał w ręce tortu-zapiekanki z tym uroczym napisem. Nie było to ani tandetne, ani kiczowate, ani tym bardziej śmieszne. W tej chwili było to po prostu smutne.
- Widzę, że odrobiłaś pracę domową - uśmiechnął się smutno kosztujac w końcu wypieku dziewczyny.
Re: Wejście do domu, ogród
Ale gdyby swojego skrzata nie miał pod ręką, a potrzebowałby alkoholu... To bez id z pewnością nikt by mu go jeszcze nie sprzedał. Nawet czystokrwiści czarodzieje musieli czasem polegać na mugolach i nieraz to udowadniała Williamowi. Widocznie był na swoich studiach jeszcze za krótko, żeby to zrozumieć, albo to prawo nie pójdzie mu za dobrze... Bo wszystko zaczyna się od ludzi ludzi, a nie magii.
Nie zamierzała mu tego wytknąć. Zapchała swoją buzię swoim wyrobem i musiała przyznać, że było jadalne i nawet dobre na fast food, który zajął jej całe popołudnie. Szkoda tylko, że wszystko stanęło jej w gardle, kiedy usłyszała zimny ton przyjaciela. Przełknęła z trudem i spojrzała na niego, słuchając co ma do powiedzenia.
Rzuciła niemal swoim talerzem na ławę, kiedy zakończył jako tako, UŚMIECHAJĄC SIĘ do swoich myśli!
- Zaszto? - Bułgarka zdziwiła się i wyraźnie wkurzyła tym nieodpowiednim doborem słów ze strony chłopaka. - A czy ja się kiedyś o to prosiłam, że musisz mnie upominać po raz setny w tym roku? Już baardzo wyraźnie mi pokazałeś w Bułgarii swoją miłość do Cassidy, ale co mnie to ma wszystko dotyczyć? Zabroniła się Ci ze mną przyjaźnić, czy sam nagle doszedłeś do wniosku, że jestem nieodpowiednia do Twojego nowego towarzystwa? Przypominam - to Ty chciałeś się dzisiaj spotkać, a nie ja.
Po prostu tego nie rozumiała. Była jego przyjaciółką! Od prawie zawsze! Czy nie zachowywała się jak ona? Pewnie, że nie wtedy nad stawem, ale... To przecież wszystko minęło i zamknęli temat. Tak jej się przynajmniej wydawało, chociaż serce nie sługa. Ale rozum swój miała i on wykonał wyboru już dawno. Friends before dicks.
- Po co naprawdę przyszedłeś?
Nie zamierzała mu tego wytknąć. Zapchała swoją buzię swoim wyrobem i musiała przyznać, że było jadalne i nawet dobre na fast food, który zajął jej całe popołudnie. Szkoda tylko, że wszystko stanęło jej w gardle, kiedy usłyszała zimny ton przyjaciela. Przełknęła z trudem i spojrzała na niego, słuchając co ma do powiedzenia.
Rzuciła niemal swoim talerzem na ławę, kiedy zakończył jako tako, UŚMIECHAJĄC SIĘ do swoich myśli!
- Zaszto? - Bułgarka zdziwiła się i wyraźnie wkurzyła tym nieodpowiednim doborem słów ze strony chłopaka. - A czy ja się kiedyś o to prosiłam, że musisz mnie upominać po raz setny w tym roku? Już baardzo wyraźnie mi pokazałeś w Bułgarii swoją miłość do Cassidy, ale co mnie to ma wszystko dotyczyć? Zabroniła się Ci ze mną przyjaźnić, czy sam nagle doszedłeś do wniosku, że jestem nieodpowiednia do Twojego nowego towarzystwa? Przypominam - to Ty chciałeś się dzisiaj spotkać, a nie ja.
Po prostu tego nie rozumiała. Była jego przyjaciółką! Od prawie zawsze! Czy nie zachowywała się jak ona? Pewnie, że nie wtedy nad stawem, ale... To przecież wszystko minęło i zamknęli temat. Tak jej się przynajmniej wydawało, chociaż serce nie sługa. Ale rozum swój miała i on wykonał wyboru już dawno. Friends before dicks.
- Po co naprawdę przyszedłeś?
Re: Wejście do domu, ogród
Gdyby potrzebował alkoholu z pewnością nie poszedłby do mugolskiego sklepu, bo nie nosił przy sobie tych ich skomplikowanych papierków do płacenia. Poza tym, do jasnej anielki, był czarodziejem! Skonfundowałby głupiego mugola bez żadnego problemu.
Odstawił talerz, gdy dziewczyna podniosła na niego głos. Jej zapiekanka była całkiem smaczna, choć daleko było jej do kuchni greengrassowych skrzatów.
- Nie kocham jej, nie rozumiesz tego? Próbuję zrobić wszystko, żeby się do niej zbliżyć. Żeby przywiązać ją do siebie, ale za każdym razem, gdy jesteś obok oddalamy się. Była we mnie wpatrzona jak w obrazek, a teraz... sam nei wiem. Wydaje mi się, że najchętniej zwróciłaby mi pierścionek - mruknął cicho wbijając wzrok w swoją zapiekankę byleby tylko nei patrzeć na dziewczynę. Jego ojciec nei zniósłby kolejnego skandalu z jego udziałem.
- Chciałem się spotkac, żeby o tym porozmawiać, ale nie tak to sobie wymyśliłem. Cassidy nie jest głupia. Wie, że nasza przyjaźń nie jest zwykłą przyjaźnią. To chyba moja wina, bo nie umiem ukryć swojej chorej zazdrości.
Odstawił talerz, gdy dziewczyna podniosła na niego głos. Jej zapiekanka była całkiem smaczna, choć daleko było jej do kuchni greengrassowych skrzatów.
- Nie kocham jej, nie rozumiesz tego? Próbuję zrobić wszystko, żeby się do niej zbliżyć. Żeby przywiązać ją do siebie, ale za każdym razem, gdy jesteś obok oddalamy się. Była we mnie wpatrzona jak w obrazek, a teraz... sam nei wiem. Wydaje mi się, że najchętniej zwróciłaby mi pierścionek - mruknął cicho wbijając wzrok w swoją zapiekankę byleby tylko nei patrzeć na dziewczynę. Jego ojciec nei zniósłby kolejnego skandalu z jego udziałem.
- Chciałem się spotkac, żeby o tym porozmawiać, ale nie tak to sobie wymyśliłem. Cassidy nie jest głupia. Wie, że nasza przyjaźń nie jest zwykłą przyjaźnią. To chyba moja wina, bo nie umiem ukryć swojej chorej zazdrości.
Re: Wejście do domu, ogród
Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio była była obok Williama. Chyba w szkole, bo na wakacjach szybko zwiała, a na imprezie też prowadziła naturalną rozmowę z chłopakiem i bardziej przejmowała się Asimem, niż nim. Niedobrze, że teraz przychodził, motał jej w głowie i może dawał jakąś złudną nadzieję, wyjawiając, że nie była dla niego ważna tylko jako przyjaciółka.
- Dobrze Wam szło - powiedziała gorzko, znowu wracając do Bułgarii. Dobrze wiedział, dlaczego wtedy musiała wyjechać. Nie mogła na nich patrzeć i była święcie przekonana, że między tą dwójką doszło do czegoś poważniejszego już. - Ona Cię kocha... Przecież wiesz... - chyba domyślała się już, dokąd ma zmierzać ta rozmowa. Uścisk na jej gardle się zacieśniał z każdym słowem Greengrass'a. Był zbyt porządny, żeby przeciwstawić się kolejny raz ojcu, bo i po co? Ustalili już milion lat temu, że Zoja nie nadawałaby się na jego maskotkę w zamku i nie zgodziłaby się na to. Dlatego starała się odsunąć, a jeżeli nawet to nie zadziałało, to chyba musieli znowu się porządnie pokłócić i rozstać na dobre.
- Zazdrości? William, to ja żyję ze świadomością, że masz narzeczoną przyklejoną do swojego ramienia. Zaraz ślub, a ja rozpadam się na kawałeczki, starając się coraz bardziej zebrać do kupy. Odsunęłam się, znalazłam chłopaka, który jest normalny i niezwiązany z tym światem. Staram się, daj mi jeszcze trochę czasu...
W oczach Bułgarki zabłyszczały łzy, a usta jej drżały. Bała się, że jeżeli teraz wyjdzie to już nigdy nie wróci. Jako kumpel, jako przyjaciel... Jako cokolwiek. Zginęłaby, gdyby straciła tak ważną relację po raz drugi. Bo kto ją lepiej rozumiał, słuchał?
Nie każ mi się przestać kochać, bo po prostu nie potrafię - pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos.
- Dobrze Wam szło - powiedziała gorzko, znowu wracając do Bułgarii. Dobrze wiedział, dlaczego wtedy musiała wyjechać. Nie mogła na nich patrzeć i była święcie przekonana, że między tą dwójką doszło do czegoś poważniejszego już. - Ona Cię kocha... Przecież wiesz... - chyba domyślała się już, dokąd ma zmierzać ta rozmowa. Uścisk na jej gardle się zacieśniał z każdym słowem Greengrass'a. Był zbyt porządny, żeby przeciwstawić się kolejny raz ojcu, bo i po co? Ustalili już milion lat temu, że Zoja nie nadawałaby się na jego maskotkę w zamku i nie zgodziłaby się na to. Dlatego starała się odsunąć, a jeżeli nawet to nie zadziałało, to chyba musieli znowu się porządnie pokłócić i rozstać na dobre.
- Zazdrości? William, to ja żyję ze świadomością, że masz narzeczoną przyklejoną do swojego ramienia. Zaraz ślub, a ja rozpadam się na kawałeczki, starając się coraz bardziej zebrać do kupy. Odsunęłam się, znalazłam chłopaka, który jest normalny i niezwiązany z tym światem. Staram się, daj mi jeszcze trochę czasu...
W oczach Bułgarki zabłyszczały łzy, a usta jej drżały. Bała się, że jeżeli teraz wyjdzie to już nigdy nie wróci. Jako kumpel, jako przyjaciel... Jako cokolwiek. Zginęłaby, gdyby straciła tak ważną relację po raz drugi. Bo kto ją lepiej rozumiał, słuchał?
Nie każ mi się przestać kochać, bo po prostu nie potrafię - pomyślała, ale nie wypowiedziała tego na głos.
Re: Wejście do domu, ogród
Nie ważne kiedy była. Ważne, że Cassidy doszukiwała się za każdym razem drugiego dna. Za każdym razem widziała ich krzyżujące się spojrzenia i zazdrośc w oczach Williama gdy kręcili się przy niej inni chłopcy. Oczywiście, że nei przeciwstawi się znowu ojcu. Musiał przeciwstawić się sobie. Zoja zawsze powtarzała, że nie da się zamknac w klatce. A co robiła Cassidy? Dokładnie to samo! Na każdym kroku przeciwstawiała mu się i próbowała postawić na swoim. Niechętnie zgodził się na jej studia... Niewiele brakowało, a zgodziłby się opuścić Greenock... Jeszcze trochę i sam będzie chciał zaczekać z powiększeniem rodziny... A teraz co? Przyszedł do Zoi, żeby zawiesić ich przyjaźń!
- Lubisz go? Tego araba? Łączy was coś, czy spotykasz się z nim ze względu na mnie? - zapytał cicho. Już wiedział co powinien zrobić. Musi tylko wiedzieć, czy był dla niej wystarczająco dobry, czy nie krzywdził jej tak jak on by ją krzywdził. Był uprzedzony, to prawda, i nie podobało mu się to, że Zoja się z nim spotyka, ale jeśli to ma naprostować ich sytuację gotowy był na to poświecenie. Musiał wiedzieć.
- Lubisz go? Tego araba? Łączy was coś, czy spotykasz się z nim ze względu na mnie? - zapytał cicho. Już wiedział co powinien zrobić. Musi tylko wiedzieć, czy był dla niej wystarczająco dobry, czy nie krzywdził jej tak jak on by ją krzywdził. Był uprzedzony, to prawda, i nie podobało mu się to, że Zoja się z nim spotyka, ale jeśli to ma naprostować ich sytuację gotowy był na to poświecenie. Musiał wiedzieć.
Re: Wejście do domu, ogród
- Tak - odpowiedziała bez zawahania. Lubiła Asima. Ciężko byłoby nie czuć sympatii do takiego inteligentnego i miłego chłopaka. Na uczelni lubili już go właściwie wszyscy, ale czy czuła coś więcej poza koleżeńską więzią? Jeszcze nie.
- Nie wszystko w moim życiu się kręci wokół Ciebie - mruknęła nieprzyjemnie. To też była prawda, nie biorąc pod uwagi tego, że oddała by wiele by mogła sobie pozwolić na zmianę rzeczy.
- Spotykam się z nim, bo to dobry kolega. Nie wiem czy coś więcej, bo u nich nie wolno mieć jakichkolwiek fizycznych kontaktów... Poza tym takie moje cholerne szczęście, że lada dzień też rodzice go zaręczą z jakąś ładniejszą, lepszą...
- Nie wszystko w moim życiu się kręci wokół Ciebie - mruknęła nieprzyjemnie. To też była prawda, nie biorąc pod uwagi tego, że oddała by wiele by mogła sobie pozwolić na zmianę rzeczy.
- Spotykam się z nim, bo to dobry kolega. Nie wiem czy coś więcej, bo u nich nie wolno mieć jakichkolwiek fizycznych kontaktów... Poza tym takie moje cholerne szczęście, że lada dzień też rodzice go zaręczą z jakąś ładniejszą, lepszą...
Re: Wejście do domu, ogród
- Z deszczu pod rynnę - uśmiechnął się smutno wyciągając rękę by kciukiem otrzeć łzę z policzka dziewczyny. Jego zdaniem Asim był najmniej odpowiednią osobą dla Zoi. Już chyba wolał Waltona, ale ich związek rozpadł się zanim na dobre się zaczął. A ten cały Asim? Zoja będzie z nim nieszczęśliwa, skoro nei mógł odwzajemnić jej uczuć, ale już lepiej by była nieszczęśliwie zakochana w arabie niż w nim.
- Nie ma lepszej od Ciebie - mruknął przytulając dziewczynę do siebie i ucałował czubek jej głowy.
- Wyglądasz dziś ślicznie, wiesz? Nawet w tych podkolanówkach - znowu uśmiechnął się lekko, a gdy ich spojrzenia spotkały się znowu pogłaskał ją po policzku, przysunął się i pocałował krótko. Ostatni raz. Gdy ich usta złączone były w tym krótkim pocałunku ostrożnie wyciągnął różdżkę.
- Przepraszam za to, co teraz zrobię, ale tak będzie lepiej - powiedział cicho smutnym głosem i wciąż obejmując jej twarz dłonią dotknął końcem różdżki tył jej głowy.
- Obliviate - wyszeptał, a gdy srebrna nić połączyła jego różdżkę z głową dziewczyny kontynuował modyfikując jej pamięć: - Nie kochasz mnie, Zoju. Nic do mnie nie czujesz i ja nie czuję nic do Ciebie. Nigdy nic się między nami nei wydarzyło, nigdy się nie całowaliśmy, a więc nigdy nie kłóciliśmy się z tego powodu. Jestesmy najlepszymi przyjaciółmi, ale ostatnio nie widujemy się za często, bo każdą wolną chwilę spędzasz z arabem. I jesteś szczęśliwa...
Re: Wejście do domu, ogród
Wysłuchała go w ciszy. Łzy pociekły same z siebie, nie zapanowała nad tym i nawet nie zwróciła na to uwagi, bo przyglądała się jak zahipnotyzowana oczom Williama. Był taki prawdziwy i namacalny, a jednak tak daleko. Była inna, była sierotą, imigrantką bez przeszłości i z niewiadomą przyszłością... Brnięcie w beznadziejne przypadki to jej konik. To oczywiste, że zaczęła Greengrassowi przeszkadzać. On już nie chciał sobie zawracać nią głowy. To było... najgorsze uczucie na świecie. Nawet jeżeli jej teraz słodził, przez myśli dziewczyny przepływały same czarne scenariusze.
Drżała na całym ciele, kiedy ją dotknął. Kiedy pocałował instynktownie przymknęła oczy, nie spodziewając się tego co jej przyjaciel zamierza zrobić. I na tym jej świadomość się skończyła. Chłopak wypowiedział słowo zaklęcia, a Zoja odpłynęła w posłuszny trans. Jej umysł momentalnie stał się plastyczny i bezbronny na spokojne wypowiadane słowa Szkota. Cała jego historia była jednak zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. Cały pomysł mógł mieć duży mankament, który odbije się na ich przyjacielskiej relacji. Po prostu nie wziął pod uwagi zachowania Zoi, która "nic do niego nie czuje". Czy Yordanova, która nie kocha Greengrass'a będzie chciała z nim spędzać wspólnie czas? Będzie chciała z nim rzeczywiście utrzymywać koleżeńskie relacje, skoro zupełnie nie wpasowywał się we wzór na jej znajomego? Bo możliwe jest, że kochała go od 13 roku życia...
Czar dobiegł końca, a para studentów się od siebie odsunęła. Chwilę jej zajęło, żeby się ocknąć z transu. Nieobecnym spojrzeniem omiotła pokój, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu i w końcu dostrzegła Willa. Uśmiechnęła się przepraszająco.
- O kurde... Chyba przysnęłam... - Nie za bardzo kojarzyła fakty. Spotkali się, bo miał jakoś niedawno urodziny, tak? Ale zrobiłaby dla niego jakieś jedzenie? Nonsens. Musiała poprosić o to Morwen. - Przepraszam, widujemy się raz na ruski rok, a ja urządzam sobie drzemki. To pewnie przez to myślenie o Asimie w nocy. Ty wiesz, że chcieli pozbyć się go z kraju, bo jest tak bardzo przystojny, że to nieprzyzwoite? Tak mówi plota na kampie! Ach... Gdyby tylko zrezygnował z tej swojej popieprzonej wiary...
No i potraktowała go jak psiapsiółę. Happy?
Drżała na całym ciele, kiedy ją dotknął. Kiedy pocałował instynktownie przymknęła oczy, nie spodziewając się tego co jej przyjaciel zamierza zrobić. I na tym jej świadomość się skończyła. Chłopak wypowiedział słowo zaklęcia, a Zoja odpłynęła w posłuszny trans. Jej umysł momentalnie stał się plastyczny i bezbronny na spokojne wypowiadane słowa Szkota. Cała jego historia była jednak zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. Cały pomysł mógł mieć duży mankament, który odbije się na ich przyjacielskiej relacji. Po prostu nie wziął pod uwagi zachowania Zoi, która "nic do niego nie czuje". Czy Yordanova, która nie kocha Greengrass'a będzie chciała z nim spędzać wspólnie czas? Będzie chciała z nim rzeczywiście utrzymywać koleżeńskie relacje, skoro zupełnie nie wpasowywał się we wzór na jej znajomego? Bo możliwe jest, że kochała go od 13 roku życia...
Czar dobiegł końca, a para studentów się od siebie odsunęła. Chwilę jej zajęło, żeby się ocknąć z transu. Nieobecnym spojrzeniem omiotła pokój, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu i w końcu dostrzegła Willa. Uśmiechnęła się przepraszająco.
- O kurde... Chyba przysnęłam... - Nie za bardzo kojarzyła fakty. Spotkali się, bo miał jakoś niedawno urodziny, tak? Ale zrobiłaby dla niego jakieś jedzenie? Nonsens. Musiała poprosić o to Morwen. - Przepraszam, widujemy się raz na ruski rok, a ja urządzam sobie drzemki. To pewnie przez to myślenie o Asimie w nocy. Ty wiesz, że chcieli pozbyć się go z kraju, bo jest tak bardzo przystojny, że to nieprzyzwoite? Tak mówi plota na kampie! Ach... Gdyby tylko zrezygnował z tej swojej popieprzonej wiary...
No i potraktowała go jak psiapsiółę. Happy?
Re: Wejście do domu, ogród
Cóż, gdyby okazało się, że Zoja nei czuje do niego kompletnie nic a nic, nawet uczucia przyjaźni pogodziłby się z tym. Byłoby mu zapewne ciężko, ale zrozumiałby i nie naciskał. Z drugiej strony tak może byłoby lepiej? Łatwiej? Cassidy by się to na pewno spodobało. Obserwował Zoję uważnie, gdy chował różdżkę z powrotem. Udało się? Nigdy wcześniej nie używał tego zaklęcia. A co, jeśli całkowicie wymazał jej pamięć? Jesli uszkodził jej mózg? Nie reagowała na nic i jeszcze chwilę siedziała tak patrząc na niego niewidzącym spojrzeniem, więc w końcu pstryknął kilka razy palcami przed jej twarzą. Uśmiechnął się widząc, że zadziałało. Był to jednak smutny uśmiech.
- Zdecydowanie za dużo o nim myślisz. Nie podoba mi się to. Już Ci mówiłem tyle razy, że on nie jest dla Ciebie - mruknął. Pomimo, że sam zaszczepił jej takie myśli nie będzie próbował jej swatać z arabem. Wręcz przeciwnie. Brak aprobaty był u niego czymś naturalnym pod tym względem.
- Nic nie znacząca plota. Nie jest aż tak przystojny - obruszył się znowu uśmiechając się wesoło. Oczy jednak nadal pozostawały smutne. Minie wiele czasu, nim nauczy się znowu cieszyć
- Zdecydowanie za dużo o nim myślisz. Nie podoba mi się to. Już Ci mówiłem tyle razy, że on nie jest dla Ciebie - mruknął. Pomimo, że sam zaszczepił jej takie myśli nie będzie próbował jej swatać z arabem. Wręcz przeciwnie. Brak aprobaty był u niego czymś naturalnym pod tym względem.
- Nic nie znacząca plota. Nie jest aż tak przystojny - obruszył się znowu uśmiechając się wesoło. Oczy jednak nadal pozostawały smutne. Minie wiele czasu, nim nauczy się znowu cieszyć
Re: Wejście do domu, ogród
Nie czuła się źle, oprócz tego, że pewne fakty jej się nie sklejały. Nie skupiała się jednak nad nimi, ponieważ nagle myślała tylko o arabie, co może nie poszło zbytnio po myśli tego zaklęcia. I poza tym... Tak, nie czuła do Williama nic, a nic. Dlatego dziwne było to, że siedzieli obok siebie na kanapie i to jeszcze zupełnie sami, w jej londyńskim domu!
- Pewnie zastanawia się gdzie teraz jestem - powiedziała, wstając z kanapy, zupełnie głucha na słowa Greengrassa. Przeszła do blatu stołu, gdzie trzymały notatnik na listę zakupów i inne krótkie wiadomości do siebie. Chwyciła też pierwszy lepszy długopis, żeby napisać parę słów. Na moment zawisła między nimi niezręczna cisza, kiedy dziewczyna coś notowała, jakby zupełnie zapomniała o obecności jej przyjaciela. Uniosła potem na niego wzrok, robiąc zamyśloną minę. Postukała wskazującym palcem w swoją dolną wargę, mrużąc oczy.
- Dziwne. Nie pamiętam, dlaczego jesteśmy u Morwen. Nie chciałeś odwiedzić naszego domu studenckiego? - zamyśliła się na moment, ale potem machnęła na to ręką.
- No nic, zabiorę parę rzeczy z góry i chyba możemy się zbierać, co? Robi się późno. Cassidy Thomas pewnie już tęskni - zamruczała słodko, puszczając do niego oczko.
- Pewnie zastanawia się gdzie teraz jestem - powiedziała, wstając z kanapy, zupełnie głucha na słowa Greengrassa. Przeszła do blatu stołu, gdzie trzymały notatnik na listę zakupów i inne krótkie wiadomości do siebie. Chwyciła też pierwszy lepszy długopis, żeby napisać parę słów. Na moment zawisła między nimi niezręczna cisza, kiedy dziewczyna coś notowała, jakby zupełnie zapomniała o obecności jej przyjaciela. Uniosła potem na niego wzrok, robiąc zamyśloną minę. Postukała wskazującym palcem w swoją dolną wargę, mrużąc oczy.
- Dziwne. Nie pamiętam, dlaczego jesteśmy u Morwen. Nie chciałeś odwiedzić naszego domu studenckiego? - zamyśliła się na moment, ale potem machnęła na to ręką.
- No nic, zabiorę parę rzeczy z góry i chyba możemy się zbierać, co? Robi się późno. Cassidy Thomas pewnie już tęskni - zamruczała słodko, puszczając do niego oczko.
Re: Wejście do domu, ogród
Tak, zdecydowanie coś poszło nie tak Miała poświęcać arabowi czas a nie swoje myśli! A co jesli stworzył maniaczkę? To byłoby straszne... Wywrócił oczami słysząc jej słowa.
- Oj daj spokój. Nic mu nie będzie. Jest dużym chłopcem - mruknął sarkastycznie wodząc spojrzeniem za dziewczyną. Obserwował jak krząta się po kuchni, jak coś notuje w pełni skupiona na tym co robi, a nie na nim. To było dziwne.
- Dobrze się czujesz? Może powinnaś się przespać, co? Albo łyknij coś na koncentrację i pamięć, bo sama mnie tu przecież zaprosiłaś, głuptasie. - uśmiechnął się głupkowato. Będzie się musiał przygotować na takie rozmowy, bo pewnie jeszcze wiele ich wspólnych wspomnień będzie wymagało uzupełnienia.
- Tęskni albo i nie. Pewnie zżera ją zazdrość. Wciąż nie może pojąć, że tylko się przyjaźnimy. - mruknął. Ostatni test...
- Oj daj spokój. Nic mu nie będzie. Jest dużym chłopcem - mruknął sarkastycznie wodząc spojrzeniem za dziewczyną. Obserwował jak krząta się po kuchni, jak coś notuje w pełni skupiona na tym co robi, a nie na nim. To było dziwne.
- Dobrze się czujesz? Może powinnaś się przespać, co? Albo łyknij coś na koncentrację i pamięć, bo sama mnie tu przecież zaprosiłaś, głuptasie. - uśmiechnął się głupkowato. Będzie się musiał przygotować na takie rozmowy, bo pewnie jeszcze wiele ich wspólnych wspomnień będzie wymagało uzupełnienia.
- Tęskni albo i nie. Pewnie zżera ją zazdrość. Wciąż nie może pojąć, że tylko się przyjaźnimy. - mruknął. Ostatni test...
Re: Wejście do domu, ogród
Zaśmiała się naturalnie, ale też i nie. Zoja nigdy nie chichotała przez jakiegoś chłoptasia i to zdecydowanie do niej nie pasowało. Możliwe, że podkręcił jej relację z Asimem i zaraz będziemy świadkami przeistoczenia się jej w Lavander Brown. Biedny Arab...
- No... Mam nadzieję, że jest dużym chłopcem - powiedziała powoli i zeskoczyła ze stołka. Swoją karteczkę złożyła na pół i wcisnęła w kieszonkę na koszuli. Pokazała mu znak, że wszystko okey, stykając ze sobą kciuk i palec wskazujący.
- Przypomniałeś mi, jest okey - Nie było. Wystarczyło, żeby powiadomił ją o tym, że takiego coś miało miejsce i od razu uwierzyła i przestało to ją niepokoić. Tak jakby ten fragment pamięci wrócił momentalnie na miejsce po słowach Williama. Spojrzała na niego dziwnie. Była już w półkroku do schodów, kiedy powiedział ostatnie zdanie.
- Boi się, że Ty i ja? To najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Ohyda. Szczególnie, że ukrywamy się z naszą znajomością, nie? Ty weź na nią uważaj, bo na starość będzie Ci listy otwierała - te wplecione w zdanie pytanie było bardzo ważne. Bo był czas, że William i Zoja nie pokazywali się publicznie. Przyjeżdżała do niego, ale zawsze z jakąś wymówką, albo nie sama. Nie rozmawiali na korytarzach, nie mówiąc o uściśnięciu dłoni, albo uśmiechu. Bułgarka chyba właśnie do tego momentu, ponieważ to miłość zmieniła jej podejście i przycisnęła ją, żeby przestać udawać sobie obojętnych.
- Ja i William Greengrass - uśmiechnęła się krzywo, taksując go teatralnie wzrokiem - Musiałbyś sobie najpierw poprawić lekko reputację wśród moich przyjaciół - Dokończyła i wbiegła na piętro, zostawiając go na moment samego. Kiedy zeszła, miała już jakiś plecak na ramieniu i wskazywała mu drzwi do wyjścia.
- No... Mam nadzieję, że jest dużym chłopcem - powiedziała powoli i zeskoczyła ze stołka. Swoją karteczkę złożyła na pół i wcisnęła w kieszonkę na koszuli. Pokazała mu znak, że wszystko okey, stykając ze sobą kciuk i palec wskazujący.
- Przypomniałeś mi, jest okey - Nie było. Wystarczyło, żeby powiadomił ją o tym, że takiego coś miało miejsce i od razu uwierzyła i przestało to ją niepokoić. Tak jakby ten fragment pamięci wrócił momentalnie na miejsce po słowach Williama. Spojrzała na niego dziwnie. Była już w półkroku do schodów, kiedy powiedział ostatnie zdanie.
- Boi się, że Ty i ja? To najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Ohyda. Szczególnie, że ukrywamy się z naszą znajomością, nie? Ty weź na nią uważaj, bo na starość będzie Ci listy otwierała - te wplecione w zdanie pytanie było bardzo ważne. Bo był czas, że William i Zoja nie pokazywali się publicznie. Przyjeżdżała do niego, ale zawsze z jakąś wymówką, albo nie sama. Nie rozmawiali na korytarzach, nie mówiąc o uściśnięciu dłoni, albo uśmiechu. Bułgarka chyba właśnie do tego momentu, ponieważ to miłość zmieniła jej podejście i przycisnęła ją, żeby przestać udawać sobie obojętnych.
- Ja i William Greengrass - uśmiechnęła się krzywo, taksując go teatralnie wzrokiem - Musiałbyś sobie najpierw poprawić lekko reputację wśród moich przyjaciół - Dokończyła i wbiegła na piętro, zostawiając go na moment samego. Kiedy zeszła, miała już jakiś plecak na ramieniu i wskazywała mu drzwi do wyjścia.
Re: Wejście do domu, ogród
- Nie liczy się wielkość - burknął jakby lekko obrażony. Nie żeby miał kompleksy, czy coś. Jak najbardziej mieścił się w europejskiej normie, ale przy arabie pewnie wypadłby blado. Dosłownie i w przenośni. Poza tym... zmieszał się trochę. Chyba stworzył potwora! Zoja nigdy nie mówiła takich rzeczy otwarcie. Przynajmniej nie w jego obecności. No i znowu poczuł ukłucie zazdrości.
- To samo jej mówiłem! - zawtórował szczerząc się wesoło. Na pozór, bo to wszystko naprawdę go bolało. Będzie musiał się długo przyzwyczajać. Bardzo długo. Będą musieli poświecić sobie trochę czasu, by zorientował się na czym stoją i jak bardzo cofnęli się w swoich relacjach. Juz teraz wiedział, że o kilka ładnych lat. Odprowadził dziewczynę wzrokiem na piętro i westchnął ciężko.
- Dasz sobie radę... - mruknął pod nosem. Mówił do nieobecnej Zoi, czy raczej do siebie? Gdy wróciła po chwili znowu uśmiechnął się, otworzył jej drzwi przepuszczając ją przodem i już ich nie było...
- To samo jej mówiłem! - zawtórował szczerząc się wesoło. Na pozór, bo to wszystko naprawdę go bolało. Będzie musiał się długo przyzwyczajać. Bardzo długo. Będą musieli poświecić sobie trochę czasu, by zorientował się na czym stoją i jak bardzo cofnęli się w swoich relacjach. Juz teraz wiedział, że o kilka ładnych lat. Odprowadził dziewczynę wzrokiem na piętro i westchnął ciężko.
- Dasz sobie radę... - mruknął pod nosem. Mówił do nieobecnej Zoi, czy raczej do siebie? Gdy wróciła po chwili znowu uśmiechnął się, otworzył jej drzwi przepuszczając ją przodem i już ich nie było...
Re: Wejście do domu, ogród
Dwa dni po feralnym weselu Asim pojawił sie na Regen Street i długo, długo kręcił sie pod oknami, co z boku mogło wyglądać podejrzanie. No bo co innego można sobie pomyśleć o Arabie rozglądającym się nerwowo dookoła? A on tylko długo wahał się, czy powinien odwiedzić Zoję bez zapowiedzi. Ostatnio znowu się między nimi popsuło. Znowu z jego winy. A potem to nieszczęsne wesele... On musiał tam być i własciwie dowiedział się o tym w ostatniej chwili, ale ona na pewno wiedziała wcześniej a mimo to go nie zaprosiła... Może obecność na weselu Ulizanego nawet w obecności Zoi nie była jego szczytem marzeń, ale mogła mu chociaż powiedzieć, że idzie. A to bolało. Czy w ogóle miała pojęcie jak musiał się poczuć widząc jak dobrze bawi się z Aaronem?
W końcu odetchnął głęboko. Teraz albo nigdy! Otworzył furtkę i szybkim krokiem ruszył pod drzwi jakby się bał, że zaraz się rozmyśli i ucieknie. W końcu zapukał. Błagam, niech będzie w domu...
W końcu odetchnął głęboko. Teraz albo nigdy! Otworzył furtkę i szybkim krokiem ruszył pod drzwi jakby się bał, że zaraz się rozmyśli i ucieknie. W końcu zapukał. Błagam, niech będzie w domu...
Asim BaharStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 15/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Al-Khawaneej, Dubaj, Zjedonoczone Emiraty Arabskie
Krew : 1/2
Re: Wejście do domu, ogród
Zgorszona pracą dziennikarzy w Proroku Codziennym, Zoja niewiele robiła od powrotu z wesela Greengrassów. Dalej nie odzywali się z Williamem, dalej unikała Asima na uniwersytecie, a Aarona spotykała tylko przelotnie, żeby nie rozmawiać o tych wszystkich plotach. Miała prawdziwy armagedon myśli w głowie i nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. W tym obrazku były drugie osoby, takie jak Hannah, z którą Maltuck mieszkał. Jak ktoś mógł pomyśleć, że mają się ku sobie? Dlaczego niby miałaby zawsze być tą drugą? Poza tym były Gryfon zawsze był dla niej przyjacielem od wielu lat, więc tym bardziej myśl o nich razem wydawała się tak samo obrzydliwa jak całus z rodzonym bratem, gdyby go miała. Ten wieczór znowu starała się zająć czymś innym, żeby tego wszystkiego tak nie analizować. Przebrana w sportowy dres, włączyła płytę Madame Fit i rozpoczęła tym samym akcję bikini. Trochę słońca i już chce się biegać. Niestety już przy samej rozgrzewce ktoś zadzwonił do drzwi.
- Przerwa - powiedziała do gramofonu, machając na niego ręką, żeby się tym magicznym sposobem zamknął. Przeszła do przedpokoju i spojrzała najpierw w wizjer zanim otworzyła drzwi.
- Asim! - przywitała go z lekkim zdziwieniem. Odsunęła się od wejścia, żeby przepuścić go do środka.
- Hej... Dawno się nie widzieliśmy - Tak. Dwa dni, gdzie go zupełnie zignorowałaś.
- Przerwa - powiedziała do gramofonu, machając na niego ręką, żeby się tym magicznym sposobem zamknął. Przeszła do przedpokoju i spojrzała najpierw w wizjer zanim otworzyła drzwi.
- Asim! - przywitała go z lekkim zdziwieniem. Odsunęła się od wejścia, żeby przepuścić go do środka.
- Hej... Dawno się nie widzieliśmy - Tak. Dwa dni, gdzie go zupełnie zignorowałaś.
Re: Wejście do domu, ogród
Oj tak, Prorok był paskudny. Dobrze, że Asim tego nie czytał. Nadal prenumerował arabski odpowiednik. I całe szczęście. Gorzej miał jednak Hyperion, prawda? Zaprosił Proroka na ślub, zapłacił za ukazanie wydarzenia w najlepszym świetle a oni co? Normalnie go okradli! W końcu nie dostał tego, za co zapłacił! Jak się można domyślać Greengrass łatwo tego nie daruje.
Asim czekał, i czekał, i czekał. Choć krótko zdawało mu się, że całą wieczność. Jeszcze może uciec, jeszcze zdąży się deportować. Znowu rozejrzał się nerwowo dookoła, a potem usłyszał cichy szczęk otwieranego zamka i drzwi uchyliły się. Wstrzymał oddech.
- Hej... przechodziłem obok... - bujda! - i pomyślałem, że... skorzystam z zaproszenia. Zapraszałaś mnie, pamiętasz? - zapytał niepewnie. To było nim uciekła z jego mieszkania. Właściwie spodziewał się, że będzie zła, albo nie zechce go wpuścić, a jednak otworzyła szerzej drzwi zachęcająco, więc powoli wkroczył do środka. Poczuł się dziwnie. Dom był ładny i zadbany. Nawet spory, co zauważył z zewnątrz, gdy kręcił się przed bramą. Czemu więc zamieniła go na obskurny akademik?
- Chyba powinniśmy porozmawiać - mruknął w końcu, odrobinę zasępionym głosem idąc za dziewczyną. Cholera! Nie powinien chyba zaczynac tak od razu od poważnych tematów!
Asim czekał, i czekał, i czekał. Choć krótko zdawało mu się, że całą wieczność. Jeszcze może uciec, jeszcze zdąży się deportować. Znowu rozejrzał się nerwowo dookoła, a potem usłyszał cichy szczęk otwieranego zamka i drzwi uchyliły się. Wstrzymał oddech.
- Hej... przechodziłem obok... - bujda! - i pomyślałem, że... skorzystam z zaproszenia. Zapraszałaś mnie, pamiętasz? - zapytał niepewnie. To było nim uciekła z jego mieszkania. Właściwie spodziewał się, że będzie zła, albo nie zechce go wpuścić, a jednak otworzyła szerzej drzwi zachęcająco, więc powoli wkroczył do środka. Poczuł się dziwnie. Dom był ładny i zadbany. Nawet spory, co zauważył z zewnątrz, gdy kręcił się przed bramą. Czemu więc zamieniła go na obskurny akademik?
- Chyba powinniśmy porozmawiać - mruknął w końcu, odrobinę zasępionym głosem idąc za dziewczyną. Cholera! Nie powinien chyba zaczynac tak od razu od poważnych tematów!
Asim BaharStudent: Uzdrowicielstwo - Urodziny : 15/02/1995
Wiek : 29
Skąd : Al-Khawaneej, Dubaj, Zjedonoczone Emiraty Arabskie
Krew : 1/2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Wejście do domu i ogród
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach