Wejście do domu, ogród
+4
Zoja Yordanova
Liam Cryan
Owena Blodeuwedd
Morwen Blodeuwedd
8 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Wejście do domu, ogród
***
Mimo, że pozornie właścicielka domu nie dba o żywopłot, który skutecznie zasłania widoczność przechodniom z ulicy, tak wejście na posesję można porównać z trafieniem do Krainy Czarów. Ścieżka, wzdłuż której posadzone są różnorakiego koloru kwiatki, skomponowane z przystrzyżonym trawnikiem, prowadzą do wejścia domu, bądź też do ogrodu na tyłach.
***Ostatnio zmieniony przez Morwen Blodeuwedd dnia Nie 01 Lut 2015, 15:43, w całości zmieniany 2 razy
Re: Wejście do domu, ogród
Owena teleportowała się z trzaskiem na końcu magicznej ulicy Regen Street. Aby uniknąć ciekawskich spojrzeń, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i przeszła przez tę spokojną, zadbaną ulicę spokojnym krokiem.
Morwen, jej siostra, sentymentalna jak zawsze - od lat nie zmieniła miejsca swojego zamieszkania, nadal trzymając się blisko tego zapyziałego domeczku na przedmieściach miasta. Domeczku, który Owena jako jej siostra bardzo dobrze znała.
Przeszła przez ogródek i postanowiła wejść niezauważona od tyłu. Wycelowała różdżką w jedno z okien na tyłach i za pomocą prostego zaklęcia, otworzyła je. Bez trudu wskoczyła na parapet i wślizgnęła się do pustego domu. Nasłuchiwała przez dłuższą chwilę, a kiedy nie usłyszała nikogo, rozejrzała się po domu. Niewiele zmieniło się w nim od jej ostatniej wizyty.
Owena pognała na górę schodami, kierując swe kroki wprost do łazienki. Otworzyła kosz z brudnymi ubraniami przeznaczonymi do prania i zaczęła przekopywać stertę ubrań, aż trafiła na czarny, damski sweterek. Odnalezienie na nim pojedynczego włosa siostry było trudne, ale w końcu się udało. Blodeuwedd drżącą ręką wzięła go w dwa palce i wsadziła do przygotowanej wcześniej fiolki, którą ukryła w kieszeni szaty.
Wtem jej uwagę przykuły męskie ubrania. Czyżby jej siostra kogoś miała...? Czyżby mieszkał tutaj jakiś facet? Przetrzepała męskie ubrania, ale nie znalazła nawet pojedynczego włosa. Nie tracąc więcej czasu, zapakowała wszystkie brudy ponownie do kosza i zostawiła łazienkę w stanie nienaruszonym. Zeszła na dół, wyszła do ogrodu oknem, którym przybyła i zamknęła je za sobą. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, teleportowała się do wioski.
Morwen, jej siostra, sentymentalna jak zawsze - od lat nie zmieniła miejsca swojego zamieszkania, nadal trzymając się blisko tego zapyziałego domeczku na przedmieściach miasta. Domeczku, który Owena jako jej siostra bardzo dobrze znała.
Przeszła przez ogródek i postanowiła wejść niezauważona od tyłu. Wycelowała różdżką w jedno z okien na tyłach i za pomocą prostego zaklęcia, otworzyła je. Bez trudu wskoczyła na parapet i wślizgnęła się do pustego domu. Nasłuchiwała przez dłuższą chwilę, a kiedy nie usłyszała nikogo, rozejrzała się po domu. Niewiele zmieniło się w nim od jej ostatniej wizyty.
Owena pognała na górę schodami, kierując swe kroki wprost do łazienki. Otworzyła kosz z brudnymi ubraniami przeznaczonymi do prania i zaczęła przekopywać stertę ubrań, aż trafiła na czarny, damski sweterek. Odnalezienie na nim pojedynczego włosa siostry było trudne, ale w końcu się udało. Blodeuwedd drżącą ręką wzięła go w dwa palce i wsadziła do przygotowanej wcześniej fiolki, którą ukryła w kieszeni szaty.
Wtem jej uwagę przykuły męskie ubrania. Czyżby jej siostra kogoś miała...? Czyżby mieszkał tutaj jakiś facet? Przetrzepała męskie ubrania, ale nie znalazła nawet pojedynczego włosa. Nie tracąc więcej czasu, zapakowała wszystkie brudy ponownie do kosza i zostawiła łazienkę w stanie nienaruszonym. Zeszła na dół, wyszła do ogrodu oknem, którym przybyła i zamknęła je za sobą. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, teleportowała się do wioski.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Wejście do domu, ogród
Był późny wieczór, kiedy młoda aurorka zawitała do domu i właściwie nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie jej strój oraz odrobinę pijacki uśmieszek, widniejący na jej chudej twarzy. Otóż, chcąc nie chcąc, znalazła się dzisiaj na dość poważnej, biznesowej kolacji, więc musiała wyglądać elegancko, jak na szefową przystało - bo przecież jak cię widzą, tak cię piszą, prawda? Nic więc dziwnego, że wyjęła z szafy jedną z bardziej dostojnych sukienek, która pasowała na nią idealnie i nie była ani trochę wyzywająca. Samo rozcięcie idące niemal od pasa w dół dodawało jej raczej ogólnego uroku, niż wymuszało w drugiej osobie jakichkolwiek negatywnych odczuć. Całość stroju dopełniały szpilki, kopertówka oraz opadające na ramiona pofalowane włosy. Co do samego makijażu, postawiła na naturalność i poza pomalowaniem rzęs, a także podkreśleniem ust, mogła śmiało przyznać, że nie nałożyła na twarz "tapety". I tak spędziła wieczór na poważnych dyskusjach oraz wysilaniu swojego biednego mózgu, a kiedy wróciła na Regen Street, zdziwiła się nieobecnością Liama (no, albo nie szukała go wystarczająco dokładnie). Między nimi układało się dość dobrze, jednak póki co nie myśleli o ślubie. Zresztą, ona sama wolała się nie śpieszyć, bo nic by z tego pożytecznego nie wynikło. Przechodząc przez kuchnię uznała, że musi zaczerpnąć świeżego powietrza, dlatego w tym celu wyszła do ogrodu. Położyła się na jednej z kanap, nogi z kolei skrzyżowała w kostkach, kładąc je na oparciu, po czym z torebki wyjęła paczkę papierosów, częstując się jednym z nich.
Re: Wejście do domu, ogród
Liama natomiast w domu faktycznie nie było. Choć z przesiadywania w Filii już się wyleczył, to samego towarzystwa aurorów nie miał dość... Och, powiedzmy sobie szczerze, chodziło głównie o aurorki. I choć nie był ich faktycznym pobratymcem, bo nie pchał się na linię frontu jak cała reszta, to zasymilował się z ich środowiskiem na tyle, by móc pełnoprawnie odwiedzać ulubione bary funkcjonariuszy i nie budzić w nikim zdziwienia swoją obecnością.
Ten wieczór spędzał właśnie tak - w towarzystwie aurorów i aurorek, zarywając godziny przy jednym z regulaminowo zarezerwowanych dla mundurowych stolików. Podczas, gdy Blodeuwedd zmuszona była trzymać fason, on zwyczajnie się bawił. Zamiast poważnych tematów były pikantne żarciki, zamiast starannie kontrolowanej gry gestów był jeden czy dwa tańce ze znanymi z korytarza służbistkami, wreszcie zamiast konieczności czytania z twarzy kontrahenta była transmisja meczu w quidditcha.
Gdy wrócił, był jednak w całkiem niezłym stanie. Przyniósł ze sobą woń alkoholu - trudno, żeby było inaczej - i kobiecych perfum, generalnie jednak daleko mu było do głębszego upojenia. Bo Liam... Nie, stwierdzenie, że Liam się nie upijał, byłoby niezgodne z prawdą. Lepiej było stwierdzić, że po prostu miał mocną głowę.
Dostrzegając Morwen przez otwarte drzwi tarasowe, bez pośpiechu ruszył w jej stronę, by pocałować ją na powitanie i usiąść na drugiej z kanap.
- Dobrze się bawiłaś?
Rozpinając mankiety rękawów koszuli, te drugie podwinął do łokci i rozparł się wygodniej na siedzisku. Odchylając głowę na oparcie, przymknął oczy, dopiero po chwili spoglądając ku Morwen kątem oka.
Ten wieczór spędzał właśnie tak - w towarzystwie aurorów i aurorek, zarywając godziny przy jednym z regulaminowo zarezerwowanych dla mundurowych stolików. Podczas, gdy Blodeuwedd zmuszona była trzymać fason, on zwyczajnie się bawił. Zamiast poważnych tematów były pikantne żarciki, zamiast starannie kontrolowanej gry gestów był jeden czy dwa tańce ze znanymi z korytarza służbistkami, wreszcie zamiast konieczności czytania z twarzy kontrahenta była transmisja meczu w quidditcha.
Gdy wrócił, był jednak w całkiem niezłym stanie. Przyniósł ze sobą woń alkoholu - trudno, żeby było inaczej - i kobiecych perfum, generalnie jednak daleko mu było do głębszego upojenia. Bo Liam... Nie, stwierdzenie, że Liam się nie upijał, byłoby niezgodne z prawdą. Lepiej było stwierdzić, że po prostu miał mocną głowę.
Dostrzegając Morwen przez otwarte drzwi tarasowe, bez pośpiechu ruszył w jej stronę, by pocałować ją na powitanie i usiąść na drugiej z kanap.
- Dobrze się bawiłaś?
Rozpinając mankiety rękawów koszuli, te drugie podwinął do łokci i rozparł się wygodniej na siedzisku. Odchylając głowę na oparcie, przymknął oczy, dopiero po chwili spoglądając ku Morwen kątem oka.
Re: Wejście do domu, ogród
Leżąc tak, zapomniała o bożym świecie a jeden papieros, którego paliła zamienił się w kolejnego, z kolei to, że było dość chłodno wcale jej nie przeszkadzało, bo właśnie dopiero teraz czuła, że naprawdę odpoczywa. Z wprawą palacza zaciągnęła się papierosem, po czym powoli wypuściła dym, zamykając oczy. Cały spokój kilka minut później zaburzyły kroki, dobiegające z okolic domu - w naturalnym odruchu wyjęła z torebki różdżkę, przekręcając głowę w kierunku źródła szmerów a widok Liama upewnił ją w przekonaniu, że chyba zaczęła popadać w lekką paranoję. Wyrzuciła resztkę papierosa, różdżkę odłożyła na swoje miejsce i w milczeniu przyglądała się swojemu narzeczonemu.
- Całkiem nieźle - odparła i kilka sekund później dodała: - A ty? Śmierdzisz damskimi perfumami na odległość i bynajmniej nie są one moje - nie była głupia i wiedziała jak kończą się aurorskie wyjścia. Blodeuwedd nie należała do kobiet zaborczych i zazdrosnych, póki nie miała ku temu wyraźnych powodów. Z gracją, która była mocno naciągnięta, zważając na jej nieco pijany stan, podniosła się z kanapy podchodząc do miejsca, w którym siedział Cryan.
- Całkiem nieźle - odparła i kilka sekund później dodała: - A ty? Śmierdzisz damskimi perfumami na odległość i bynajmniej nie są one moje - nie była głupia i wiedziała jak kończą się aurorskie wyjścia. Blodeuwedd nie należała do kobiet zaborczych i zazdrosnych, póki nie miała ku temu wyraźnych powodów. Z gracją, która była mocno naciągnięta, zważając na jej nieco pijany stan, podniosła się z kanapy podchodząc do miejsca, w którym siedział Cryan.
Re: Wejście do domu, ogród
- Nie najgorzej. - Doprawdy, nie sądził za stosowne udawać, że było inaczej, niż w rzeczywistości, tym bardziej też nie zamierzał się wypierać, że w towarzystwie, z którym spędził dzisiejszy wieczór, były również kobiety. - Byłem z kilkoma twoimi... - To określenie niewątpliwie dotyczyło aurorów i aurorki. - ...w Hydrze. - Wspomniany bar był jednym z mniej znanych właśnie przez to, że mieścił się blisko Filii i okupowany był zazwyczaj przez hordy mundurowych. Mimo tego lokal radził sobie nieźle, bo aurorzy klientelą byli wdzięczną i jeśli już nieświadomie wypłaszali innych gości, to swoją obecnością i swoimi pensjami wynagradzali potencjalne straty.
Gdy ciemnowłosa znalazła się nieopodal niego, sięgnął ręką ku jej dłoni i pociągnął na kanapę obok siebie. Gdyby się opierała, nie szarpałby jej, to jasne, ale przynajmniej nie dałby się jej cofnąć.
- Nie przespałem się z żadną aurorką, jeśli cię to interesuje. - Uniósł brwi i uśmiechnął się z rozbawieniem. - I z nie-aurorką również nie. - Nie uważał za konieczne tłumaczenie się jej z każdej minuty spędzonej w barze, natomiast mógł przynajmniej ją uspokoić. Oczywiście, nie wiedział, czy to tak zadziała - równie dobrze, zgodnie z pokrętną, kobiecą logiką Morwen mogła potraktować jego słowa jako bezczelne, nieudolne próby ukrywania prawdy - ale spróbować nie zaszkodzi. Trudno było mu jednak silić się na powagę. Zazdrość Blodeuwedd - choćby i się jej wypierała, Cryan wiedział swoje - bawiła go. Dobrze wiedział, że Walijka ma podstawy do takiej a nie innej podstawy, ale... Cóż. Tak jawna zazdrość zawsze była zabawna - tak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, jak i teraz.
Obszukując w między czasie kieszenie spodni, wyciągnął z jednej z nich paczkę papierosów i zapalił niewerbalnym zaklęciem, by nie musieć uwalniać dłoni aurorki ze swojej. Wydmuchnąwszy pierwszy kłąb dymu na bok, spojrzał na kobietę z nieznacznym uśmiechem.
- Słyszałem na mieście, że szykuje się ślub. Ktoś upolował córkę Castellaniego. - Mógł mężczyzny nigdy nie spotkać osobiście, ale dobrze wiedział, kim on jest. Biorąc zaś pod uwagę znaczenie jego nazwiska, każde święto w tejże rodzinie będzie tematem plotek i rozmów kilku kolejnych dni czy tygodni.
Gdy ciemnowłosa znalazła się nieopodal niego, sięgnął ręką ku jej dłoni i pociągnął na kanapę obok siebie. Gdyby się opierała, nie szarpałby jej, to jasne, ale przynajmniej nie dałby się jej cofnąć.
- Nie przespałem się z żadną aurorką, jeśli cię to interesuje. - Uniósł brwi i uśmiechnął się z rozbawieniem. - I z nie-aurorką również nie. - Nie uważał za konieczne tłumaczenie się jej z każdej minuty spędzonej w barze, natomiast mógł przynajmniej ją uspokoić. Oczywiście, nie wiedział, czy to tak zadziała - równie dobrze, zgodnie z pokrętną, kobiecą logiką Morwen mogła potraktować jego słowa jako bezczelne, nieudolne próby ukrywania prawdy - ale spróbować nie zaszkodzi. Trudno było mu jednak silić się na powagę. Zazdrość Blodeuwedd - choćby i się jej wypierała, Cryan wiedział swoje - bawiła go. Dobrze wiedział, że Walijka ma podstawy do takiej a nie innej podstawy, ale... Cóż. Tak jawna zazdrość zawsze była zabawna - tak wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, jak i teraz.
Obszukując w między czasie kieszenie spodni, wyciągnął z jednej z nich paczkę papierosów i zapalił niewerbalnym zaklęciem, by nie musieć uwalniać dłoni aurorki ze swojej. Wydmuchnąwszy pierwszy kłąb dymu na bok, spojrzał na kobietę z nieznacznym uśmiechem.
- Słyszałem na mieście, że szykuje się ślub. Ktoś upolował córkę Castellaniego. - Mógł mężczyzny nigdy nie spotkać osobiście, ale dobrze wiedział, kim on jest. Biorąc zaś pod uwagę znaczenie jego nazwiska, każde święto w tejże rodzinie będzie tematem plotek i rozmów kilku kolejnych dni czy tygodni.
Re: Wejście do domu, ogród
No dobrze, z jej kobiecej perspektywy było tak, że nie była ani trochę zaborcza ani zazdrosna. Ale przecież każda kobieta ma taką perspektywę! Tak naprawdę zaborcza może i nie była, ale co do zazdrości to śmiało mogłaby przegrać dyskusję na ten temat. Nie raz, nie dwa miała w oczach żądzę mordu na innych aurorkach, gdy te tylko robiły maślane oczy do jej faceta, czy niby to przypadkiem flirtowały z nim na jej oczach. Oczywiście jako wysoko postawiona osoba nie mogłaby sobie pozwolić na taki skandal w pracy jak "zwolnienia z powodu zazdrości" czy coś w podobnym guście (redakcja Proroka z pewnością znalazłaby odpowiedni tytuł, zważając na bujne wyobraźnie redaktorów). Niemniej, była na tyle dorosła i dojrzała, że w końcu wiedziała czego chce i na pewno nie były to kolejne przygody na jedną noc, na kilka dni. To, że z Liamem jej się układało i co prawda była z nim zaręczona, wcale nie oznaczało, że dotrą do ślubnego kobierca. Nie miała tej pewności, że nagle Cryan nie spanikuje i jej nie zostawi - była tylko kobietą po przejściach z przyszywanym dzieckiem, które kochała najbardziej na świecie, choć tego nie okazywała zbyt dobrze. Nie komentując już słów mężczyzny odnoszących się do jego wizyty w barze, zerknęła przelotnie na dłoń, za którą ją złapał i na której mieścił się pierścionek zaręczynowy, a kilka sekund później bez stawiania oporu poległa na kanapie obok niego. Oparła głowę o jego ramię, po czym odetchnęła głęboko.
- Nie ktoś, tylko Vulkodlak. Zresztą, nie interesuje mnie to - ucięła temat, zamykając oczy. - Bardziej mnie przeraża to, że dzieciaki biorą ślub. Wyobrażasz sobie moją Zoję, która w tak młodym wieku nagle ubiera białą sukienkę i idzie do ślubu? A potem zostałabym babcią w wieku trzydziestu lat. Babcią biegającą w eleganckich sukienkach i szpilkach... - tutaj zademonstrowała wysokie szpilki, które wciąż miała na stopach. - ...która na co dzień biega za złem i rzuca zaklęciami na prawo i lewo - ta wizja wcale nie była taka kolorowa, jakby się wydawała a ona raczej współczułaby swojemu wnuczkowi, czy wnuczce, że jest w takiej rodzinie. Po chwili w paru mało skoordynowanych ruchach usiadła okrakiem na Liamie, przypatrując mu się z dziwnie entuzjastycznym zaciekawieniem, godnym małego dziecka.
- Nie ktoś, tylko Vulkodlak. Zresztą, nie interesuje mnie to - ucięła temat, zamykając oczy. - Bardziej mnie przeraża to, że dzieciaki biorą ślub. Wyobrażasz sobie moją Zoję, która w tak młodym wieku nagle ubiera białą sukienkę i idzie do ślubu? A potem zostałabym babcią w wieku trzydziestu lat. Babcią biegającą w eleganckich sukienkach i szpilkach... - tutaj zademonstrowała wysokie szpilki, które wciąż miała na stopach. - ...która na co dzień biega za złem i rzuca zaklęciami na prawo i lewo - ta wizja wcale nie była taka kolorowa, jakby się wydawała a ona raczej współczułaby swojemu wnuczkowi, czy wnuczce, że jest w takiej rodzinie. Po chwili w paru mało skoordynowanych ruchach usiadła okrakiem na Liamie, przypatrując mu się z dziwnie entuzjastycznym zaciekawieniem, godnym małego dziecka.
Re: Wejście do domu, ogród
Gdy wreszcie uległa i usiadła obok, objął ją w talii, lekko całując w czubek głowy.
- Och, kochanie, czyżbyś nie wierzyła w miłość aż do grobowej deski? - Uśmiechnął się pod nosem. - Dla takiego uczucia nie miałoby znaczenia, kiedy staną przed ołtarzem, czyż nie? - Teraz roześmiał się już całkiem szczerze. Prawdę mówiąc, sam również w to nie wierzył. Taka miłość mogła istnieć jedynie w bajkach, a nie w prawdziwym życiu, gdzie poza upojnymi nocami i spacerami po plaży był jeszcze stos problemów, począwszy od dziecka nie dającego przespać nocy, aż po kryzys gospodarczy, brak wyczekiwanego awansu w pracy, wyrabianie nadgodzin po których życie rodzinne traci barwy. Naprawdę trudno oczekiwać, by młodzi byli tego wszystkiego świadomi.
- Zdaje się jednak, że nie masz powodu do zmartwień. Zoja jest rozsądna, nie puści się z pierwszym lepszym... A jeśli nawet, byłabyś bardzo atrakcyjną babcią. - Jego twarz rozjaśnił szeroki, niewinny uśmiech. Wiedział, że nie takiego podsumowania Blodeuwedd oczekiwała, ale naprawdę - czy powiedział cokolwiek niezgodnego z prawdą? Nie, zdecydowanie nie powiedział.
- Wracając jednak do tego... Vulkodlaka, tak? Vulkodlaka i Castellani. - Zmiana pozycji Morwen zapewne go zdekoncentrowała, ale po mistrzowsku się opanował, kontynuując monolog niezrażony. - Wybrałbym się na ten ich ślub. Ba, ty też powinnaś się wybrać. - Dźgnął ją lekko palcem w skryty pod materiałem sukienki brzuch. - To znaczne wydarzenie, w końcu to Castellani. Miejsce święto, powiedziałbym nawet. Doskonała okazja posłuchać plotek, dowiedzieć się czegoś ciekawego. - Uśmiechnął się tym rodzajem uśmiechu, który charakteryzuje miejskich cwaniaków. - Ponadto jestem pewien, że swoją obecnością sprawisz im zaszczyt. Każdy pan młody marzy, by o bezpieczeństwo na jego ślubie dbała dyrektor Blodeuwedd. - Uniósł brwi znacząco. Opierając dłonie na udach kobiety, wychylił się lekko ku niej, by skraść jej szybkiego całusa. Potem znów opadł na oparcie kanapy, lekko przekrzywiając głowę i przyglądając się aurorce z uwagą.
- Och, kochanie, czyżbyś nie wierzyła w miłość aż do grobowej deski? - Uśmiechnął się pod nosem. - Dla takiego uczucia nie miałoby znaczenia, kiedy staną przed ołtarzem, czyż nie? - Teraz roześmiał się już całkiem szczerze. Prawdę mówiąc, sam również w to nie wierzył. Taka miłość mogła istnieć jedynie w bajkach, a nie w prawdziwym życiu, gdzie poza upojnymi nocami i spacerami po plaży był jeszcze stos problemów, począwszy od dziecka nie dającego przespać nocy, aż po kryzys gospodarczy, brak wyczekiwanego awansu w pracy, wyrabianie nadgodzin po których życie rodzinne traci barwy. Naprawdę trudno oczekiwać, by młodzi byli tego wszystkiego świadomi.
- Zdaje się jednak, że nie masz powodu do zmartwień. Zoja jest rozsądna, nie puści się z pierwszym lepszym... A jeśli nawet, byłabyś bardzo atrakcyjną babcią. - Jego twarz rozjaśnił szeroki, niewinny uśmiech. Wiedział, że nie takiego podsumowania Blodeuwedd oczekiwała, ale naprawdę - czy powiedział cokolwiek niezgodnego z prawdą? Nie, zdecydowanie nie powiedział.
- Wracając jednak do tego... Vulkodlaka, tak? Vulkodlaka i Castellani. - Zmiana pozycji Morwen zapewne go zdekoncentrowała, ale po mistrzowsku się opanował, kontynuując monolog niezrażony. - Wybrałbym się na ten ich ślub. Ba, ty też powinnaś się wybrać. - Dźgnął ją lekko palcem w skryty pod materiałem sukienki brzuch. - To znaczne wydarzenie, w końcu to Castellani. Miejsce święto, powiedziałbym nawet. Doskonała okazja posłuchać plotek, dowiedzieć się czegoś ciekawego. - Uśmiechnął się tym rodzajem uśmiechu, który charakteryzuje miejskich cwaniaków. - Ponadto jestem pewien, że swoją obecnością sprawisz im zaszczyt. Każdy pan młody marzy, by o bezpieczeństwo na jego ślubie dbała dyrektor Blodeuwedd. - Uniósł brwi znacząco. Opierając dłonie na udach kobiety, wychylił się lekko ku niej, by skraść jej szybkiego całusa. Potem znów opadł na oparcie kanapy, lekko przekrzywiając głowę i przyglądając się aurorce z uwagą.
Re: Wejście do domu, ogród
Nie miała najmniejszej ochoty w najbliższym czasie na żadne wyjścia poza swój dom, a tym bardziej na śluby i wesela. I w jej głowie pojawiła się dość samolubna myśl, a mianowicie dziwiło ją to, że Liam chciał iść z nią "do ludzi", zamiast na kolację we dwoje. Wróć. Powiedział, że powinna iść, co nie oznacza, że jeśli ona nie pójdzie, to on też zostanie w domu. Nad powodem tego nagłego ożywienia towarzyskiego się nie zastanawiała, bo po prostu jej to nie obchodziło. A jednak kobiety miały pokręcone umysły - a pijane kobiety całkiem przeginały, czego przykładem były aktualne myśli aurorki.
- Szczerze w to wątpię i nie mam za bardzo ochoty wymieniać Londynu na Buenos - w jej ustach brzmiało to niemal jak przyznanie się do grzechu, bo od zawsze lubiła słońce, plażę i wodę, a tymczasem, gdy miała taką okazję, wolała zostać w pochmurnym Londynie na swojej kanapie. Odchylając się nieco do tyłu, oparła dłonie o uda Liama, wciąż mu się przyglądając.
- Co cię tak tam ciągnie? - i krótko po tym bez większego ostrzeżenia przechyliła się z powrotem do przodu, delikatnymi pocałunkami atakując szyję mężczyzny.
- Szczerze w to wątpię i nie mam za bardzo ochoty wymieniać Londynu na Buenos - w jej ustach brzmiało to niemal jak przyznanie się do grzechu, bo od zawsze lubiła słońce, plażę i wodę, a tymczasem, gdy miała taką okazję, wolała zostać w pochmurnym Londynie na swojej kanapie. Odchylając się nieco do tyłu, oparła dłonie o uda Liama, wciąż mu się przyglądając.
- Co cię tak tam ciągnie? - i krótko po tym bez większego ostrzeżenia przechyliła się z powrotem do przodu, delikatnymi pocałunkami atakując szyję mężczyzny.
Re: Wejście do domu, ogród
Zdziwił się. Nie tym, że Morwen niekoniecznie miała ochotę na wizycie na ślubie, ale tym, że w ogóle nie zamierzała opuszczać Londynu. Czy nie oświadczał się kobiecie, która każde wakacje gotowa była spędzać w ciepłych krajach? Która, gdyby tylko było to możliwe, odpędziłaby chmury znad Londynu po to tylko, by móc rozkoszować się promieniami brytyjskiego słońca muskającymi jej twarzyczkę?
Na jej pytanie mógł tylko wzruszyć ramionami.
- Ciekawość. W naszym zawodzie dobrze jest mieć znajomości, a ja większość swoich zostawiłem w Irlandii. A gdzie łatwiej uzupełnię lukę niż tam, wśród śmietanki towarzyskiej, która z pewnością się tam stawi? - Sięgając dłonią ku policzkowi ciemnowłosej, ujął między dwa palce pojedynczy kosmyk włosów i odgarnął go jej za ucho. - Bardziej mnie zastanawia, dlaczego ty naglę zaczęłaś tak doceniać swoją kanapę. - Odruchowo odchylił nieco głowę, ułatwiając Blodeuwedd pieszczoty, którymi go raczyła. Sam zaś... Sam nie zrobił zupełnie nic, kontynuując rozmowę jak gdyby nigdy nic.
- Nie będę cię ciągnął na siłę, ale... Buenos - mruknął jej do ucha, korzystając z tego, że aurorka pochylała się w jego stronę. - Chcesz mi jednak powiedzieć, że naprawdę wolisz brytyjskie burze i ulewy?
Jedną z dłoni od niechcenia zawędrował pod sukienkę swej wybranki, zupełnie się jednak w swej wędrówce nie spiesząc.
Na jej pytanie mógł tylko wzruszyć ramionami.
- Ciekawość. W naszym zawodzie dobrze jest mieć znajomości, a ja większość swoich zostawiłem w Irlandii. A gdzie łatwiej uzupełnię lukę niż tam, wśród śmietanki towarzyskiej, która z pewnością się tam stawi? - Sięgając dłonią ku policzkowi ciemnowłosej, ujął między dwa palce pojedynczy kosmyk włosów i odgarnął go jej za ucho. - Bardziej mnie zastanawia, dlaczego ty naglę zaczęłaś tak doceniać swoją kanapę. - Odruchowo odchylił nieco głowę, ułatwiając Blodeuwedd pieszczoty, którymi go raczyła. Sam zaś... Sam nie zrobił zupełnie nic, kontynuując rozmowę jak gdyby nigdy nic.
- Nie będę cię ciągnął na siłę, ale... Buenos - mruknął jej do ucha, korzystając z tego, że aurorka pochylała się w jego stronę. - Chcesz mi jednak powiedzieć, że naprawdę wolisz brytyjskie burze i ulewy?
Jedną z dłoni od niechcenia zawędrował pod sukienkę swej wybranki, zupełnie się jednak w swej wędrówce nie spiesząc.
Re: Wejście do domu, ogród
A powód i odpowiedź na jej zachowanie była całkiem prosta i równie oczywista. Przynajmniej dla niej. Odrywając się od szyi Liama, odsunęła twarz na nieznaczną odległość, tym razem policzkiem opierając się o jego ramię.
- Po prostu jestem tym wszystkim zmęczona. Nie ma ani chwili spokoju i chwili dla siebie, dla was. Jak nie filia, to wyjścia, kolacje, spotkania, rozmowy, wyjazdy. Chciałabym w końcu posiedzieć w swoim własnym domu, z tobą albo z Zoją, której swoją drogą dawno nie widziałam dłużej niż kilka minut - z miną wskazującą na wyraźne niezadowolenie odsunęła się od Irlandczyka, wzrok kierując na jego dłoń, która przesuwała się aktualnie po jej gładkim udzie.
- To chyba normalne, że człowiek czasem nie chce być ważną osobą wśród innych ważnych osób - zmarszczyła czoło, zgarniając opadające na twarz kosmyki. - Ale jak chcesz, to możemy jechać. Nie będę cię powstrzymywać i uzależniać od swojego widzimisię - dodała na koniec całkiem szczerze, przesuwając dłonią wzdłuż linii guzików koszuli mężczyzny.
- Po prostu jestem tym wszystkim zmęczona. Nie ma ani chwili spokoju i chwili dla siebie, dla was. Jak nie filia, to wyjścia, kolacje, spotkania, rozmowy, wyjazdy. Chciałabym w końcu posiedzieć w swoim własnym domu, z tobą albo z Zoją, której swoją drogą dawno nie widziałam dłużej niż kilka minut - z miną wskazującą na wyraźne niezadowolenie odsunęła się od Irlandczyka, wzrok kierując na jego dłoń, która przesuwała się aktualnie po jej gładkim udzie.
- To chyba normalne, że człowiek czasem nie chce być ważną osobą wśród innych ważnych osób - zmarszczyła czoło, zgarniając opadające na twarz kosmyki. - Ale jak chcesz, to możemy jechać. Nie będę cię powstrzymywać i uzależniać od swojego widzimisię - dodała na koniec całkiem szczerze, przesuwając dłonią wzdłuż linii guzików koszuli mężczyzny.
Re: Wejście do domu, ogród
Nie miała ochoty dłużej siedzieć u Greengrassów niż to potrzeba. Niby zakomunikowała, że się pogodziła już z Williamem i chce spędzić u nich trochę czasu, ale jednocześnie dalej brakowało jej tego "czegoś", co łączyło ich w zeszłych latach. Dlatego perspektywa spędzenia jeszcze tych paru dni na Regen Street, bardziej jej pasowała. Bułgaria nie ucieknie, a Morwen zasługuje też na to, żeby wiedzieć jakie jej podopieczna ma plany na wakacje.
Dlatego Zoja znalazła się w tym momencie w domu i weszła do niego, bez poprzedniego ogłoszenia swojego przybycia. Słychać było trzaśnięcie wejściowych drzwi i kroki dziewczęcia na górę. Chyba nie spodziewała się zastać nikogo na miejscu. Gdy wychodziła ze swojego pokoju, już słuchała Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej i nowej listy przebojów.
- Daj mi Ogdenaaa, zapalimy razeem whiskyy... - zanuciła, zeskakując z kolejnych stopni, które ją dzieliły od kuchni. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że w ogrodzie jest teraz Morwen i Liam.
Dlatego Zoja znalazła się w tym momencie w domu i weszła do niego, bez poprzedniego ogłoszenia swojego przybycia. Słychać było trzaśnięcie wejściowych drzwi i kroki dziewczęcia na górę. Chyba nie spodziewała się zastać nikogo na miejscu. Gdy wychodziła ze swojego pokoju, już słuchała Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej i nowej listy przebojów.
- Daj mi Ogdenaaa, zapalimy razeem whiskyy... - zanuciła, zeskakując z kolejnych stopni, które ją dzieliły od kuchni. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że w ogrodzie jest teraz Morwen i Liam.
Re: Wejście do domu, ogród
- Zawsze można pogodzić jedno z drugim, mała. - Ciepłym oddechem owiewając ucho wybranki, ucałował ją za nim. - Jeśli tylko będzie miała na to ochotę, możemy zabrać Zoję ze sobą. Ja rozejrzę się w świecie towarzyskim, ty spędzisz czas z córką. - Wzruszył lekko ramionami. Z jego perspektywy to rozwiązanie było całkiem proste i odpowiadające każdemu. - Ze mną zresztą też, śluby nigdy nie trwają przecież tygodnia - rzucił z rozbawieniem, spoglądając na Morwen z nieznacznym uśmiechem. Nie zatrzymał też wędrówki swej dłoni i palcami sięgał już całkiem interesujących rejonów, gdy rozległo się trzaśnięcie drzwi.
Unosząc lekko brwi, nie zabrał dłoni spod sukienki kobiety, natomiast przez krótką chwilę próbował zorientować się, z kim mają do czynienia. To znaczy, było to oczywiste - tak ostentacyjna manifestacja swej obecności mogła oznaczać jedynie kogoś, kto miał do niej prawo, czyli w tym momencie Zoję. Cryana interesowało raczej, czy przyszła sama, czy też w większym towarzystwie. Nie, wcale nie zamierzał ograniczać jej życia towarzyskiego. Był zwyczajnie ciekaw. Chciał wiedzieć, czy opuszczając ogród, natkną się na rozbawioną młodzież.
Zdaje się jednak, że nic podobnego nie miało mieć miejsce. Nie słyszał głosów innych, niż Zoi, co sugerowało, że do domu przyszła sama, bez nieoczekiwanych gości.
- Wychodzi na to, że zaległości w kontaktach z Zoją możesz nadrobić już teraz - rzucił wreszcie z rozbawieniem do Morwen, uparcie jednak pozostawiając ciepłą dłoń na gładkim udzie aurorki. Póki Yordanova nie zorientowała się jeszcze, że nie jest w domu sama, póty mógł sobie pozwolić na jeszcze odrobinę pieszczot. Niezbyt wiele jednak - był tego świadom - bo Blodeuwedd, jak każda matka, nie będzie zapewne chciała przykładać ręki do deprawacji swej podopiecznej.
Unosząc lekko brwi, nie zabrał dłoni spod sukienki kobiety, natomiast przez krótką chwilę próbował zorientować się, z kim mają do czynienia. To znaczy, było to oczywiste - tak ostentacyjna manifestacja swej obecności mogła oznaczać jedynie kogoś, kto miał do niej prawo, czyli w tym momencie Zoję. Cryana interesowało raczej, czy przyszła sama, czy też w większym towarzystwie. Nie, wcale nie zamierzał ograniczać jej życia towarzyskiego. Był zwyczajnie ciekaw. Chciał wiedzieć, czy opuszczając ogród, natkną się na rozbawioną młodzież.
Zdaje się jednak, że nic podobnego nie miało mieć miejsce. Nie słyszał głosów innych, niż Zoi, co sugerowało, że do domu przyszła sama, bez nieoczekiwanych gości.
- Wychodzi na to, że zaległości w kontaktach z Zoją możesz nadrobić już teraz - rzucił wreszcie z rozbawieniem do Morwen, uparcie jednak pozostawiając ciepłą dłoń na gładkim udzie aurorki. Póki Yordanova nie zorientowała się jeszcze, że nie jest w domu sama, póty mógł sobie pozwolić na jeszcze odrobinę pieszczot. Niezbyt wiele jednak - był tego świadom - bo Blodeuwedd, jak każda matka, nie będzie zapewne chciała przykładać ręki do deprawacji swej podopiecznej.
Re: Wejście do domu, ogród
Ile ludzi, tyle perspektyw. Ta Liama była bardzo prosta, jej zaś niekoniecznie. W przeciągu jego krótkiej wypowiedzi zdążyła znaleźć kilka kontrargumentów, ale nie miała zamiaru ich wygłaszać. Zamiast tego odetchnęła głęboko, bardziej skupiając się na dłoni narzeczonego, która wciąż delikatnie i równie zaczepnie muskała skórę jej uda. I szczerze mówiąc, brakowało jej tego. Kiedy on zajmował się jej udem, ona zajęła się guzikami jego koszuli, nieśpiesznie odpinając jeden po drugim. Niestety, na trzecim się skończyło, gdy usłyszała szmery dochodzące z domu, a potem i wesołe przyśpiewki. Zaciskając usta w wąską linijkę, zapięła z powrotem trzeci rozpięty uprzednio guzik koszuli - tak na wszelki wypadek.
- Egoistyczna potrzeba mi podpowiada, że mogłabym to zrobić dopiero rano a nie w środku nocy - uśmiechnęła się nieznacznie do Liama, przenosząc jedną z dłoni na jego wolną dłoń. No cóż. Widać i Zoja lubiła nocny tryb życia, bo przecież był późny wieczór. Korzystając z ostatniej chwili prywatności, nachyliła się do przodu, ujmując dłonią podbródek mężczyzny a potem złożyła na jego wargach powolny pocałunek. - Wrócimy do tego - niechętnie schodząc z jego ud, usiadła obok jakby nigdy nic.
- Egoistyczna potrzeba mi podpowiada, że mogłabym to zrobić dopiero rano a nie w środku nocy - uśmiechnęła się nieznacznie do Liama, przenosząc jedną z dłoni na jego wolną dłoń. No cóż. Widać i Zoja lubiła nocny tryb życia, bo przecież był późny wieczór. Korzystając z ostatniej chwili prywatności, nachyliła się do przodu, ujmując dłonią podbródek mężczyzny a potem złożyła na jego wargach powolny pocałunek. - Wrócimy do tego - niechętnie schodząc z jego ud, usiadła obok jakby nigdy nic.
Re: Wejście do domu, ogród
Naprawdę mogliby sobie nie przerywać. Na zewnątrz było już ciemno, a jeśli zapaliła światło w pomieszczeniu, to naturalnie szyby okien zaczynały odbijać światło w ten sposób, że nie widziała tego co dzieje się na zewnątrz. Poza tym Zoja była święcie przekonana, że jest w domu sama, ponieważ słyszała coś o tej imprezie, na którą została zaproszona Morwen. Późno, nie późno - za wcześnie na powrót z zabawy. A czemu ją nie za skoczyła nieobecność Liam'a? Hmm... No chyba o nim nie zapomniała?
Oczywiście Yordanova nie opanowała jeszcze teleportacji, więc z Greenock przyjechała pociągiem. Podróż wykańcza, więc wygrzebała parę rzeczy z lodówki i zrobiła sobie ogromne, jak na to małe ciałko, kanapki. Muzyka tak jakby szła za nią. O tej porze spiker już nie przerywał piosenek, co sprawiło, że Bułgarka non stop nuciła znane jej kawałki. Nalała sobie jeszcze szklanki mleka i ustawiła to wszystko na drewnianej tacce. Z tak przygotowaną kolacją, wspięła się na schody z powrotem do swojego pokoju.
Raczej już stamtąd nie wyjdzie do rana.
Oczywiście Yordanova nie opanowała jeszcze teleportacji, więc z Greenock przyjechała pociągiem. Podróż wykańcza, więc wygrzebała parę rzeczy z lodówki i zrobiła sobie ogromne, jak na to małe ciałko, kanapki. Muzyka tak jakby szła za nią. O tej porze spiker już nie przerywał piosenek, co sprawiło, że Bułgarka non stop nuciła znane jej kawałki. Nalała sobie jeszcze szklanki mleka i ustawiła to wszystko na drewnianej tacce. Z tak przygotowaną kolacją, wspięła się na schody z powrotem do swojego pokoju.
Raczej już stamtąd nie wyjdzie do rana.
Re: Wejście do domu, ogród
Odwzajemnił pocałunek, egoistycznie go przeciągając. Sam nie miał problemu z podobnymi pieszczotami zwłaszcza, że wizja nakrycia przez Zoję była mało prawdopodobna. Zresztą, nawet gdyby - czyż Yordanova nie jest już dorosła? Zapewne widziała więcej, niż którekolwiek z nich przypuszczało i choć nie było to argumentem przemawiającym za słusznością fundowania dziewczynie obrazu jej matki w chwilach uniesienia, to zapewne nie stałoby się nic strasznego, gdyby natknęła się na nich wcześniej. Rozumiejąc jednak postawę Blodeuwedd, z nieznacznym uśmiechem rozbawienia odczekał, aż odgłosy na dole ucichną i dopiero wtedy podniósł się z kanapy, biorąc Morwen za rękę.
- Chodź. Odnoszę wrażenie, że z tą sukienką nie poradzisz sobie sama. - Uniósł lekko brwi, spoglądając na kobietę znacząco, po czym pociągnął ją za sobą do domu.
Co jasne, sypialnia tego wieczoru nie była szczególnie dobrym wyborem. Zakładając, że faktycznie nie chcieli przeszkadzać Zoi, ani też żeby Zoja przypadkowo - lub też nie - przeszkodziła im, najlepiej było pozostać w oddaleniu od jej pokoju na strychu, do czego też Cryan zamierzał aurorkę stosownie przekonać.
Przez tę krótką drogę z ogrodu do domu nie odezwał się, a na ewentualne protesty kobiety odpowiadałby co najwyżej dwuznacznym uśmiechem, ani na moment nie wypuszczając jej dłoni ze swojej. Dopiero gdy znaleźli się u celu, za który to Cryan obrał łazienkę, dopiero wtedy, gdy, ignorując ewentualny sprzeciw Morwen podobnie jak przedtem, zamknął za nimi drzwi na klucz - dopiero wtedy puścił jej dłoń, tylko po to jednak, by zająć ją zupełnie czym innym.
- Chodź. Odnoszę wrażenie, że z tą sukienką nie poradzisz sobie sama. - Uniósł lekko brwi, spoglądając na kobietę znacząco, po czym pociągnął ją za sobą do domu.
Co jasne, sypialnia tego wieczoru nie była szczególnie dobrym wyborem. Zakładając, że faktycznie nie chcieli przeszkadzać Zoi, ani też żeby Zoja przypadkowo - lub też nie - przeszkodziła im, najlepiej było pozostać w oddaleniu od jej pokoju na strychu, do czego też Cryan zamierzał aurorkę stosownie przekonać.
Przez tę krótką drogę z ogrodu do domu nie odezwał się, a na ewentualne protesty kobiety odpowiadałby co najwyżej dwuznacznym uśmiechem, ani na moment nie wypuszczając jej dłoni ze swojej. Dopiero gdy znaleźli się u celu, za który to Cryan obrał łazienkę, dopiero wtedy, gdy, ignorując ewentualny sprzeciw Morwen podobnie jak przedtem, zamknął za nimi drzwi na klucz - dopiero wtedy puścił jej dłoń, tylko po to jednak, by zająć ją zupełnie czym innym.
Re: Wejście do domu, ogród
Piesza wycieczka po Anglii była prawdziwym wyzwaniem dla Malcolma. Planował ją praktycznie przez całą siódmą klasę i było tak jak przewidywał - wspaniale. Zielone wzgórza, białe klify, on namiot i... Matluckówna. Adrienne tak dała mu w kość, że musiał przerwać ją w połowie. Początkowo było fajnie, Ślizgonka nie narzekała na jałowe żarcie ani pieskie warunki, ale z czasem chyba zaczęło jej to przeszkadzać. Nie mogła już patrzyć na jedzenie z puszki, jej śpiwór śmierdział wilgocią, a włosy wołały o miękką wodę z prysznica. Tam tymczasem mieli tylko zimne strumienie. Kłócili się coraz częściej, a McMillan nie miał ochoty dłużej jej niańczyć. Odstawił obrażoną dziewczynę do Londynu, bo tam zażądała, żeby ją podrzucić. Mimo tego, że była mu całkowicie obojętna, nie chciał żeby jej własna rodzina nie wiedziała co się z nią podziewa. Nie miał pojęcia gdzie przebywał jej brat, Aaron, ale wiedział, że Zoja mieszka w dzielnicy na przedmieściach Londynu. Dała mu kiedyś adres.
Znał Londyn, bo wychował się w tutejszym bidulu. Kilka stacji metra, autobus i złapanie stopa pomogły mu dostać się na Regen Street gdzie mieszkała była Gryfonka ze swoją opiekunką. Nie był pewny czy dobrze zapamiętał numer domu, ale jak się okazało, trafił w odpowiednie miejsce. Wszedł na podwórko, a wąska ścieżka powiodła go pod same drzwi domu. Były Krukon nacisnął na dzwonek, a w całym domu rozległ się dźwięk obwieszczający jego przybycie. Otwarła mu Zoja. Pewnie się go nie spodziewała, więc nie wiedział jak powinien zacząć.
- Cześć Zoja - powiedział zakłopotany. Podrapał się po głowie. - Sorry, ze tak Cię nachodzę, ale muszę pilnie skontaktować się z Aaronem. Myślałam, że będziesz wiedziała gdzie jest albo przekażesz mu chociaż moją wiadomość.
Stał tak na progu w butach turystycznych, ortalionowej kurtce, wypchanym plecakiem na plecach i średniej świeżości włosami zwisającymi po obu stronach twarzy. Nie wiedział nawet czy powinien wchodzić kiedy mu zaproponuje.
Znał Londyn, bo wychował się w tutejszym bidulu. Kilka stacji metra, autobus i złapanie stopa pomogły mu dostać się na Regen Street gdzie mieszkała była Gryfonka ze swoją opiekunką. Nie był pewny czy dobrze zapamiętał numer domu, ale jak się okazało, trafił w odpowiednie miejsce. Wszedł na podwórko, a wąska ścieżka powiodła go pod same drzwi domu. Były Krukon nacisnął na dzwonek, a w całym domu rozległ się dźwięk obwieszczający jego przybycie. Otwarła mu Zoja. Pewnie się go nie spodziewała, więc nie wiedział jak powinien zacząć.
- Cześć Zoja - powiedział zakłopotany. Podrapał się po głowie. - Sorry, ze tak Cię nachodzę, ale muszę pilnie skontaktować się z Aaronem. Myślałam, że będziesz wiedziała gdzie jest albo przekażesz mu chociaż moją wiadomość.
Stał tak na progu w butach turystycznych, ortalionowej kurtce, wypchanym plecakiem na plecach i średniej świeżości włosami zwisającymi po obu stronach twarzy. Nie wiedział nawet czy powinien wchodzić kiedy mu zaproponuje.
Re: Wejście do domu, ogród
To był dziwny poranek. Zwykle koło godziny siódmej spotykała potarganą Morwen, szykującą się do pracy, ale dzisiaj było niepokojąco cicho. Dochodziła już dziesiąta rano, a wydawałoby się, że nawet ptaki na podwórzu mają leniwy dzień i nie chce im się śpiewać. Zoja w końcu postanowiła wstać z łóżka. Nie miała zupełnie żadnych planów na ten dzień i chyba to było już przesądzone, że przygotuje sobie w kuchni płatki z mlekiem i wróci wegetować do swojego pokoju.
W krótkich spodenkach, które wyglądem przypominały bokserki w złote znicze i powyciąganej, szarej koszulce z napisem "Seeker", zeszła na dół, przeczesując leniwie włosy palcami. Była już na ostatnim schodku, kiedy rozległ się dzwonek. Pewnie poczta, cóż za wyczucie. Ziewając jeszcze przeciągle przed otwarciem drzwi, nacisnęła klamkę. Przez pierwszy moment nie mogła rozpoznać postaci, stojącej naprzeciwko niej. Malcolm w odróżnieniu do niej nic się nie zmienił, ale miała wrażenie, że nie widzieli się twarzą twarz od co najmniej roku.
- Hej - odpowiedziała automatycznie, rzeczywiście całkowicie zaskoczona tą wizytą. Dalej stała w wejściu, chociaż zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna go zaprosić do środka. Wyglądał trochę jak włóczęga i nagle nabrała ochoty, żeby wepchnąć mu kanapkę do gardła. Wraz z końcem szkoły opuścił swój sierociniec i nie miał gdzie się podziać? Nie jadł od tamtej pory i się nie kąpał? Nie wiedziała, że zna się z Matluckiem.
- Aaron jest we Francji z Hanką na wakacjach. Potrzebujesz czegoś? Mam do niego napisać? - spytała pośpiesznie, pokazując ręką za siebie, jakby chciała mu wskazać, gdzie Morwen trzyma Hermenegildę. Skoro znał jej przyjaciela to chyba też wiedział, że ma dziewczynę. Czy panna Wilson ma coś im do powiedzenia? Miała nadzieję, że to tym razem nie sprawa kończąca się na dźganiu w brzuch...
W krótkich spodenkach, które wyglądem przypominały bokserki w złote znicze i powyciąganej, szarej koszulce z napisem "Seeker", zeszła na dół, przeczesując leniwie włosy palcami. Była już na ostatnim schodku, kiedy rozległ się dzwonek. Pewnie poczta, cóż za wyczucie. Ziewając jeszcze przeciągle przed otwarciem drzwi, nacisnęła klamkę. Przez pierwszy moment nie mogła rozpoznać postaci, stojącej naprzeciwko niej. Malcolm w odróżnieniu do niej nic się nie zmienił, ale miała wrażenie, że nie widzieli się twarzą twarz od co najmniej roku.
- Hej - odpowiedziała automatycznie, rzeczywiście całkowicie zaskoczona tą wizytą. Dalej stała w wejściu, chociaż zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna go zaprosić do środka. Wyglądał trochę jak włóczęga i nagle nabrała ochoty, żeby wepchnąć mu kanapkę do gardła. Wraz z końcem szkoły opuścił swój sierociniec i nie miał gdzie się podziać? Nie jadł od tamtej pory i się nie kąpał? Nie wiedziała, że zna się z Matluckiem.
- Aaron jest we Francji z Hanką na wakacjach. Potrzebujesz czegoś? Mam do niego napisać? - spytała pośpiesznie, pokazując ręką za siebie, jakby chciała mu wskazać, gdzie Morwen trzyma Hermenegildę. Skoro znał jej przyjaciela to chyba też wiedział, że ma dziewczynę. Czy panna Wilson ma coś im do powiedzenia? Miała nadzieję, że to tym razem nie sprawa kończąca się na dźganiu w brzuch...
Re: Wejście do domu, ogród
Malcolm miał tylko nadzieję, że nie trafił na dzień, w którym dom jest pełen ludzi. Jakoś nie był w nastroju na to, aby zostać przedstawionym obcej kobiecie, która zastępowała Zoi matkę. Nie w tym stroju. Słyszał, że to jakaś wysoko postawiona babka w filii aurorów, a skoro chciał niedługo się tam zakręcić i pracować jako łowca na zlecenie dla nich, musiał się jakoś prezentować.
Sytuacja była dziwna i niezręczna, w końcu nie znali się aż tak za dobrze. Nie licząc koleżeńskich relacji i pewnego eksperymentalnego pocałunku w trakcie ostatniego roku szkolnego to nie znali się prawie wcale.
- We Francji? Niech to szlag - powiedział do siebie.
Mimo wszystko trochę mu ulżyło, bo przynajmniej nie musiał powiedzieć mu osobiście, że jego siostra przez jakieś dwadzieścia dni mieszkała z nim pod jednym namiotem i przemierzała pieszo kilometry przez ich rodzimy kraj, przymykając oko na jego drobne kradzieże w sklepach, ba, sama czasami biorąc w nich udział. Nie chciał w ogóle informować go twarzą w twarz, że widział się z jego siostrą w wakacje. Do niczego nie doszło, ale Aaron mógłby nie chcieć już tego słuchać.
- Mogłabyś do niego napisać tylko, że jego siostra jest w Londynie. Była ze mną przez kilka dni w Dolinie Godryka, ale ostatecznie przywiozłem ją tutaj i zostawiłem w Dziurawym Kotle - powiedział.
"Kilka dni"... Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Czy to nie tak?
- Myślałem, że jej rodzina będzie chciała wiedzieć gdzie jest. Nie jest zbyt mądra i może narobić głupot - westchnął. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Podrapał się po brodzie, która obrosła już nieco szorstkim zarostem. Golenie nad strumieniem nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem. Powinien chyba już pójść.
- Mogę skorzystać z toalety? - Zapytał po to tylko, aby przerwać ciszę.
Sytuacja była dziwna i niezręczna, w końcu nie znali się aż tak za dobrze. Nie licząc koleżeńskich relacji i pewnego eksperymentalnego pocałunku w trakcie ostatniego roku szkolnego to nie znali się prawie wcale.
- We Francji? Niech to szlag - powiedział do siebie.
Mimo wszystko trochę mu ulżyło, bo przynajmniej nie musiał powiedzieć mu osobiście, że jego siostra przez jakieś dwadzieścia dni mieszkała z nim pod jednym namiotem i przemierzała pieszo kilometry przez ich rodzimy kraj, przymykając oko na jego drobne kradzieże w sklepach, ba, sama czasami biorąc w nich udział. Nie chciał w ogóle informować go twarzą w twarz, że widział się z jego siostrą w wakacje. Do niczego nie doszło, ale Aaron mógłby nie chcieć już tego słuchać.
- Mogłabyś do niego napisać tylko, że jego siostra jest w Londynie. Była ze mną przez kilka dni w Dolinie Godryka, ale ostatecznie przywiozłem ją tutaj i zostawiłem w Dziurawym Kotle - powiedział.
"Kilka dni"... Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Czy to nie tak?
- Myślałem, że jej rodzina będzie chciała wiedzieć gdzie jest. Nie jest zbyt mądra i może narobić głupot - westchnął. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni. Podrapał się po brodzie, która obrosła już nieco szorstkim zarostem. Golenie nad strumieniem nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem. Powinien chyba już pójść.
- Mogę skorzystać z toalety? - Zapytał po to tylko, aby przerwać ciszę.
Re: Wejście do domu, ogród
Czy w tym domu jest teraz ktoś poza Zoją to chyba nikt nie wie. Mogła pójść i sprawdzić sypialnię Morwen, ale bała się co może tam zastać. Widząc ułożone buty w przedpokoju mogła dojść do wniosku, że Liam jednak pojawił się wczorajszej nocy. A kiedy on się pojawia... Cóż, jej opiekunka wtedy niezbyt pośpiesznie opuszcza swoją sypialnię. Mogli mieć dzień wolny, albo jednak dziewczyna odniosła mylne wrażenie i chatę miała całą dla siebie.
- Aha.
Jak inaczej mogła zareagować? Może i się nie znali zbyt dobrze, ale coś tam ze sobą przeżyli, aż Zoja nie spotkała się z Benedictem w szpitalu. Ta historia z nożem dalej wydawała jej się nieco dziwna, szczególnie, że stał teraz przed nią zwyczajny chłopak, a nie morderca. Mimo wszystko nie mogła zignorować faktu, że jest jedną z nielicznych osób, które znają prawdziwą wersję wydarzeń tamtego dnia.
- Byłeś z Adrienne? - wyłapała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Siostra Aarona od początku wydawała jej się dziwna, więc tylko potwierdziła zdanie Zoi, umawiając się z najlepszym przyjacielem James'a Scott'a. Pokiwała energicznie głową, zgadzając się z nim.
- Ok. Taak, mówił mi, że jest lekkomyślna. Wchodź. Zaparzę herbaty, miałam właśnie robić sobie śniadanie. Może chcesz dołączyć?
Przepuściła chłopaka w drzwiach i wskazała mu komodę, na której może zostawić plecak. Przeszła do szerszego przedpokoju, z którego było przejście na kuchnię i schody na piętro.
- Toaleta jest tutaj, a łazienka z prysznicem na górze, jakbyś chciał. Morwen i Liam mieli wczoraj uroczystość dla pracowników filii i jeżeli wrócili... to chyba w środku nocy, dlatego powinni jeszcze spać.
- Aha.
Jak inaczej mogła zareagować? Może i się nie znali zbyt dobrze, ale coś tam ze sobą przeżyli, aż Zoja nie spotkała się z Benedictem w szpitalu. Ta historia z nożem dalej wydawała jej się nieco dziwna, szczególnie, że stał teraz przed nią zwyczajny chłopak, a nie morderca. Mimo wszystko nie mogła zignorować faktu, że jest jedną z nielicznych osób, które znają prawdziwą wersję wydarzeń tamtego dnia.
- Byłeś z Adrienne? - wyłapała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Siostra Aarona od początku wydawała jej się dziwna, więc tylko potwierdziła zdanie Zoi, umawiając się z najlepszym przyjacielem James'a Scott'a. Pokiwała energicznie głową, zgadzając się z nim.
- Ok. Taak, mówił mi, że jest lekkomyślna. Wchodź. Zaparzę herbaty, miałam właśnie robić sobie śniadanie. Może chcesz dołączyć?
Przepuściła chłopaka w drzwiach i wskazała mu komodę, na której może zostawić plecak. Przeszła do szerszego przedpokoju, z którego było przejście na kuchnię i schody na piętro.
- Toaleta jest tutaj, a łazienka z prysznicem na górze, jakbyś chciał. Morwen i Liam mieli wczoraj uroczystość dla pracowników filii i jeżeli wrócili... to chyba w środku nocy, dlatego powinni jeszcze spać.
Re: Wejście do domu, ogród
Bo Malcolm był zwyczajnym chłopcem, a nie mordercą. Po prostu bardzo kiedyś za bardzo polubił jedną dziewczynę i przez nią posunął się do rzeczy, których normalnie by nie zrobił. Stawiał na to, że z Waltonem działo się wtedy to samo. W końcu przez bite sześć lat mieszkali razem w dormitorium we względnej zgodzie i pokoju, dopiero w ostatniej klasie skoczyli sobie do gardeł. Teraz na szczęście nie był już taki głupi i nie przywiązywał się za szybko do nikogo.
- Ta, można tak powiedzieć. Zabrałem ją na wycieczkę, ale chyba jej się nie spodobało - powiedział wymijająco.
Nie miał ochoty tłumaczyć się jej z tego jak znalazł się pod namiotem z Adrienne Matluck. Z prostego powodu. Wiedział, że Zoja i Aaron są ze sobą blisko tworząc z prefekt naczelną jakiś niezdrowy trójkąt i nie chciał, żeby zbyt wiele szczegółów z ich wyjazdu dotarło do uszu starszego brata rozwydrzonej Ślizgonki.
- Czemu nie - powiedział nieco gburowato nie wiedząc czy jest do końca pewny czy wejść do środka i załapać się na śniadanie.
- Wiesz co, chętnie skorzystam. Mam już dość kąpania się w lodowatej wodzie. Będę zachowywał się cicho, nikogo nie obudzę - powiedział. Wszedł niepewnie do środka, a kiedy Zoja zamknęła drzwi wiedział już, że nie ma drogi do wycofania się. Postanowił nadużyć jej gościnności i wybrał się do łazienki na górze gdzie ściągnął z siebie wreszcie brudne ciuchy, a z plecaka wyciągnął czyste. Wziął szybki prysznic, bo nowoczesność tej łazienki przerażała go i patrzył na kabinę prysznicową niepewnie, jakby miała go za moment przygnieść i udusić swoimi plastikowymi drzwiami. Prysznic był miłą odmianą po tygodniach spędzonych na dworze. Kiedy doprowadził się już do porządku, zszedł ponownie na dół z mokrą głową i świeżych skarpetkach.
- Chyba nikogo nie obudziłem.
- Ta, można tak powiedzieć. Zabrałem ją na wycieczkę, ale chyba jej się nie spodobało - powiedział wymijająco.
Nie miał ochoty tłumaczyć się jej z tego jak znalazł się pod namiotem z Adrienne Matluck. Z prostego powodu. Wiedział, że Zoja i Aaron są ze sobą blisko tworząc z prefekt naczelną jakiś niezdrowy trójkąt i nie chciał, żeby zbyt wiele szczegółów z ich wyjazdu dotarło do uszu starszego brata rozwydrzonej Ślizgonki.
- Czemu nie - powiedział nieco gburowato nie wiedząc czy jest do końca pewny czy wejść do środka i załapać się na śniadanie.
- Wiesz co, chętnie skorzystam. Mam już dość kąpania się w lodowatej wodzie. Będę zachowywał się cicho, nikogo nie obudzę - powiedział. Wszedł niepewnie do środka, a kiedy Zoja zamknęła drzwi wiedział już, że nie ma drogi do wycofania się. Postanowił nadużyć jej gościnności i wybrał się do łazienki na górze gdzie ściągnął z siebie wreszcie brudne ciuchy, a z plecaka wyciągnął czyste. Wziął szybki prysznic, bo nowoczesność tej łazienki przerażała go i patrzył na kabinę prysznicową niepewnie, jakby miała go za moment przygnieść i udusić swoimi plastikowymi drzwiami. Prysznic był miłą odmianą po tygodniach spędzonych na dworze. Kiedy doprowadził się już do porządku, zszedł ponownie na dół z mokrą głową i świeżych skarpetkach.
- Chyba nikogo nie obudziłem.
Re: Wejście do domu, ogród
Może i była to dziwna sytuacja, ale Zoja chciała zachować się jak typowa koleżanka, która przyjmuje niezapowiedzianego gościa w potrzebie. Malcolm poszedł na górę, wskazaną przez nią drogą, a sama skręciła do kuchni. Raz dwa, przygotowała śniadanie składające się z serowych tostów oraz herbaty z miodem. Czuła się dość niezręcznie, mając na sobie tylko piżamę, ale nie wyglądała znowu tak najgorzej. Zaczesała palcami włosy do góry i spięła je wysoko gumką. Kiedy zszedł na dół, siedziała już przy stole, kreśląc list do Aarona. Zerknęła na chłopaka kątem oka i uśmiechnęła się lekko. Z mokrymi włosami wyglądał niewiele inaczej, niż czasem je nosił. Jak to możliwe, że tak niedbały chłopak nie miał problemów ze zdobywaniem dziewczyn? To ten niż demograficzny? Cóż... Nie jej oceniać. Całując się z nim niewiele o tym myślała.
- Chcesz coś jeszcze dopisać od siebie? - spytała, pokazując mu karteczkę, która zawierała dość bezosobową treść:
"Po zakończeniu roku szkolnego Adrienne spędziła trochę czasu z Malcolmem McMillanem w Dolinie Godyryka. Chyba nie była jednak zbyt szczęśliwa z pobytu, więc odstawił ją do domu. Daj znać rodzinie."
Sięgnęła po kubek z wrzącym napojem, ale szybko machnęła na niego różdżką, używając prostego zaklęcia studzącego. Jeśli już to wolała pić zimną herbatę, niż gorącą.
- Co teraz planujesz robić? - spytała ogólnie, a wyjaśniła o co jej chodzi, mówiąc o swoich planach. - Staramy się wyjechać do Bułgarii z grupą znajomych, zanim studenckie życie nas pochłonie.
- Chcesz coś jeszcze dopisać od siebie? - spytała, pokazując mu karteczkę, która zawierała dość bezosobową treść:
"Po zakończeniu roku szkolnego Adrienne spędziła trochę czasu z Malcolmem McMillanem w Dolinie Godyryka. Chyba nie była jednak zbyt szczęśliwa z pobytu, więc odstawił ją do domu. Daj znać rodzinie."
Sięgnęła po kubek z wrzącym napojem, ale szybko machnęła na niego różdżką, używając prostego zaklęcia studzącego. Jeśli już to wolała pić zimną herbatę, niż gorącą.
- Co teraz planujesz robić? - spytała ogólnie, a wyjaśniła o co jej chodzi, mówiąc o swoich planach. - Staramy się wyjechać do Bułgarii z grupą znajomych, zanim studenckie życie nas pochłonie.
Re: Wejście do domu, ogród
Gdy wrócili z Francji, Hannah postanowiła udać się do swojego domu, a Aaron ruszył do Liverpoolu gdzie odebrał dwa listy. Jeden przyprawił go o nieokreśloną radość, a drugi niestety nieco poirytował. Z tego własnie powodu szybko się spakował i wybrał się na podróż do nadawczyni tej drugiej wiadomości. Deportował się w okolice domostw gdzie mógł znaleźć Zoję i ruszył do jej domu. Jakąż miał nadzieję, że ją zastanie. Wszedł na teren domostwa i zapukał grzecznie trzy razy w drzwi wejściowe. Poprawił torbę z ubraniami na ramieniu i czekał aż ktoś otworzy.
Re: Wejście do domu, ogród
I znowu wychodziło na to, że jest sama w domu i nie ma komu otworzyć drzwi. Ten gość był przynajmniej na tyle kulturalny, żeby nie pojawić się z samego rana i Zoja była już ubrana. W krótkich, dresowych szortach, długiej bokserce z numerem Wiktora Kruma, zeskoczyła zgrabnie ze schodów i podbiegła do wejścia. Czekała na zamówioną przez siebie pizzę, więc nawet nie pomyślała, żeby wyjrzeć najpierw przez wizjer i upewnić się kim jest niezapowiedziany przybysz. Jakie zdziwienie wymalowało się na jej twarzy, kiedy otworzyła z impetem, a tam nie boy, wystawiający rękę po pieniądze, tylko Aaron z torbą podróżną. On też odstawił swoją dziewoję do domu, bo ją zanudził i wpadł wziąć prysznic? Jej podświadomość uśmiechnęła się do siebie cynicznie.
Teatralnie zamknęła sobie usta palcem, a potem zamiast ustąpić mu drogi, zapytała:
- Hej, co tu robisz?
I tak, bez żadnego typowego dla niej buzi buzi, czy rzuceniu się na szyję. Studentce już nie wypadało. Poza tym ich kontakt się trochę ostatnio pogorszył, więc nie wiedziała czego się spodziewać. Bo tak naprawdę... Nie powinna go zobaczyć dopiero w akademiku? Bo dalej żyła w przekonaniu, że właśnie tam jej przyjaciel zamieszka na studiach? Hermenegilda jeszcze nie powróciła z wycieczki, ale pewnie nie wpadł nawet na pomysł, żeby uprzednio napisać list.
Teatralnie zamknęła sobie usta palcem, a potem zamiast ustąpić mu drogi, zapytała:
- Hej, co tu robisz?
I tak, bez żadnego typowego dla niej buzi buzi, czy rzuceniu się na szyję. Studentce już nie wypadało. Poza tym ich kontakt się trochę ostatnio pogorszył, więc nie wiedziała czego się spodziewać. Bo tak naprawdę... Nie powinna go zobaczyć dopiero w akademiku? Bo dalej żyła w przekonaniu, że właśnie tam jej przyjaciel zamieszka na studiach? Hermenegilda jeszcze nie powróciła z wycieczki, ale pewnie nie wpadł nawet na pomysł, żeby uprzednio napisać list.
Re: Wejście do domu, ogród
Czekając przed drzwiami zastanawiał się co ma powiedzieć gdy te się otworzą i zobaczy w nich Zoję. Ostatnimi czasy sprawy między nimi nieco się skomplikowały i w krótkiej podróży jaką tutaj przebył cały czas zastanawiał się jak przebiegnie ich spotkanie. Słysząc kroki za drzwiami przełknął ślinę i zacisnął wolną rękę w pięść. Rzadko kiedy się tak stresował i nie sądził, że przyjdzie mu takie uczucie gdy miał zobaczyć przyjaciółkę. Wtedy drzwi się otworzyły i został przywitany tak jak się tego spodziewał.
- Hej... Przyleciałem cię zobaczyć i przeprosić.
Powiedział nim cokolwiek pomyślał. Nie spodziewał się, że słowa dotyczące przeprosin wypłyną mu tak od razu, ale widząc oschłość ze strony Bułgarki jego umysł uznał mimowolnie, że to będzie sensowne wyjście. Przypomniał sobie o torbie, która zwisała z jego ramienia i poprawił ją nerwowo by się nie zsunęła.
- Nie martw się. Nie będę ci się wpraszał na siłę. Ale może dasz się chociaż zaprosić na lody, hm?
Wiedział, że zamiłowanie dziewczyny do lodów jest silne, więc to była karta na którą chciał postawić. Póki co nie będzie poruszał tematu siostry, bo jeszcze nie było to potrzebne.
- Hej... Przyleciałem cię zobaczyć i przeprosić.
Powiedział nim cokolwiek pomyślał. Nie spodziewał się, że słowa dotyczące przeprosin wypłyną mu tak od razu, ale widząc oschłość ze strony Bułgarki jego umysł uznał mimowolnie, że to będzie sensowne wyjście. Przypomniał sobie o torbie, która zwisała z jego ramienia i poprawił ją nerwowo by się nie zsunęła.
- Nie martw się. Nie będę ci się wpraszał na siłę. Ale może dasz się chociaż zaprosić na lody, hm?
Wiedział, że zamiłowanie dziewczyny do lodów jest silne, więc to była karta na którą chciał postawić. Póki co nie będzie poruszał tematu siostry, bo jeszcze nie było to potrzebne.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Similar topics
» Wejście do domu i ogród
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście do domu
» Wejście do domu
» Wejście do domu
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Regen Street :: Regen Street 1
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach