Pokój Luisa
3 posters
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Re: Pokój Luisa
Nie do końca była pewna tego, czy dobrze robi wracając prosto do domu Argentyńczyka. Może powinna się ulotnić na jakiś czas, zanim zabierze swój bagaż i wróci do Londynu. Czasem nie sposób było przewidzieć reakcji drugiej osoby, tym bardziej, jeżeli chodziło o zaskakującego i wszystko do tej pory rozumiejącego Luisa. Adrienne jednak była prosta i czasem aż za nadto z "dziewczęcymi humorami". Niby to chciała zostać sama i się wypłakać, ale równocześnie potrzebowała bliskości kogoś kogo znała. Dlatego pierwszą myślą była łazienka przyjaciela, chociaż nie zakładała, że skonfrontuje się z nim tak szybko. Bo damy nie płaczą. Twarz Ady przypominała od razu różową kupkę nieszczęścia z czerwonym nosem. Dobrze, że makijaż przynajmniej się nie rozmazywał, dzięki magicznym specyfikom z ulicy Pokątnej.
Kiedy wszedł z impetem do pomieszczenia, szybko upuściła adidasy, które bezwiednie wciąż ściskała w rękach, brudząc tym samym sobie kolana piaskiem i otarła twarz dłonią.
- Nie krępuj się - powiedziała, odwracając od niego wzrok. Wskazała szybko na okno, bo zauważyła o co mu chodziło. Zazdrościła mu, że miał swoją ucieczkę w papierosach. Z racji tego, że okoliczni sklepikarze niezbyt rozumieli po angielsku, nie umiałaby nawet poprosić o butelkę wina. A to byłoby jej ukojeniem.
- Myślisz, że jej powiedział? - spytała cicho, przyglądając się swoim dłoniom na udach. To ją właściwie nie obchodziło, ale nie wiedziała co może znowu powiedzieć Castellaniemu. Po raz ęty, że przeprasza? Trudno powiedzieć, czemu się rozkleiła. Z upokorzenia, czy bardziej dlatego, że Hyperion zabrzmiał jak ktoś, dla kogo ich romans był tylko fizycznym aktem. Równie dobrze mógł wyrwać tą bezzębną grubaskę od Toma w Dziurawym Kotle i zrobiłaby mu napraaawdę dobrze.
- Na jej miejscu... Dałabym sobie w twarz. Ale najpierw zwiała z tego pieprzonego małżeństwa. - Starała się zrozumieć czemu Greengrass może chcieć posiadać kochanki. Catherine była piękna i młodsza od niego, ale Ada była wręcz przekonana, że ich również nie łączy nic poza umową. Tak bardzo się od siebie w tej kwestii nie różniły.
- Albo zaprosiła się do trójkącika - rzuciła nagle, spoglądając na Luisa z całkiem poważnie wyglądającą miną. Po części chciała rozładować atmosferę, po części zdradzić sprośną fantazję. Chociaż nie była we flirciarskim nastroju. - To mogłoby rozwiązać parę problemów.
Kiedy wszedł z impetem do pomieszczenia, szybko upuściła adidasy, które bezwiednie wciąż ściskała w rękach, brudząc tym samym sobie kolana piaskiem i otarła twarz dłonią.
- Nie krępuj się - powiedziała, odwracając od niego wzrok. Wskazała szybko na okno, bo zauważyła o co mu chodziło. Zazdrościła mu, że miał swoją ucieczkę w papierosach. Z racji tego, że okoliczni sklepikarze niezbyt rozumieli po angielsku, nie umiałaby nawet poprosić o butelkę wina. A to byłoby jej ukojeniem.
- Myślisz, że jej powiedział? - spytała cicho, przyglądając się swoim dłoniom na udach. To ją właściwie nie obchodziło, ale nie wiedziała co może znowu powiedzieć Castellaniemu. Po raz ęty, że przeprasza? Trudno powiedzieć, czemu się rozkleiła. Z upokorzenia, czy bardziej dlatego, że Hyperion zabrzmiał jak ktoś, dla kogo ich romans był tylko fizycznym aktem. Równie dobrze mógł wyrwać tą bezzębną grubaskę od Toma w Dziurawym Kotle i zrobiłaby mu napraaawdę dobrze.
- Na jej miejscu... Dałabym sobie w twarz. Ale najpierw zwiała z tego pieprzonego małżeństwa. - Starała się zrozumieć czemu Greengrass może chcieć posiadać kochanki. Catherine była piękna i młodsza od niego, ale Ada była wręcz przekonana, że ich również nie łączy nic poza umową. Tak bardzo się od siebie w tej kwestii nie różniły.
- Albo zaprosiła się do trójkącika - rzuciła nagle, spoglądając na Luisa z całkiem poważnie wyglądającą miną. Po części chciała rozładować atmosferę, po części zdradzić sprośną fantazję. Chociaż nie była we flirciarskim nastroju. - To mogłoby rozwiązać parę problemów.
Re: Pokój Luisa
Wszystko rozumiejący. Taki już jestem. A przynajmniej staram się być. I coraz częściej mi wychodzi. Tak naprawdę z niewiadomych przyczyn odnajdywałem w sobie może tolerancji i akceptacji dla Ady i jej odchyłek od normy. Bo cóż jest normą w dzisiejszym świecie? To czego oczekuje od nas społeczeństwo? Każdy ma swój własny wyznacznik normalności. Kimże jestem żeby ją oceniać? Nie mam takiego prawa. Nigdy nie byłem w jej sytuacji życiowej więc nie mogę powiedzieć jak ja bym się zachował. Unikam przynajmniej takich rozważań. Na tyle znamy siebie na ile nas wypróbowano. Bez większego słowa wlazłem do wanny stając na palcach aby otworzyć do okno po czym zaciągnąłem się głęboko dymem wypuszczając go od razu za okno. Cisza. Trwała ona przez kilka chwil zanim dziewczyna nie zdecydowała się mówić.
- Z tego co Marco o niej mówił to ma wszystkie zmysły strasznie wyczulone. Pewnie wyniuchała, podsłuchała czy coś takiego, bo jak go znam nigdy jej nie powiedział. - odpowiedziałem cicho na zadane mi pytanie znów popalając papierosa stojąc w wannie. Nie patrzyłem na nią, tylko na widok za oknem, bo miałem wrażenie, że ona nie chce aby ktokolwiek oglądał ją z opuchniętymi policzkami i czerwonawym nosem. I znów chwila ciszy.
- Z tego co wiem nie może uciec. Gdyby mogła uciec to mój brat miałby żonę. - znów zaciągnąłem się zastanawiając się nad tym jak życie moich dorosłych znajomych może być popieprzone. Jak oni mogli ze sobą utrzymywać kontakt? W sensie Marco, Catherine i Hyperion? Dla mnie to oczywiste, że Marco i Catherine mogliby spokojnie dożyć starości obdarzając się nawzajem szacunkiem i miłością, a przy okazji gromadką dzieci. A Hyperion? Hyperion umarłby sam w swoim wielkim zamczysku i tak zakończyłaby się ta bajka. A nie. To nie bajka. Kolejne słowa sprawiły, że przeniosłem na nią wzrok uśmiechając się szelmowsko i strzepując popiołek za uchylone okno.
- Trójkącik? Myślisz, że stary dałby radę? - rzuciłem z kpiącym uśmieszkiem dalej nieśpiesznie popalając.
- Nie tak miał wyglądać ten weekend. Mieliśmy spędzić miło czas, sporo się pieprzyć i wcale się nie smucić. I lepiej poznać. Chciałbym cię lepiej poznać. I nie obchodzi mnie to czy podoba się to jakimś szanownym państwo Greengrass czy nie. Dlatego nie będziemy się smucić albo wracamy do Londynu. Wybór należy do Ciebie, Adrienne. - na sam koniec zaciągnąłem się jeszcze papierosem i przeniosłem na nią pytające spojrzenie podczas gdy nosem powoli wypuszczałem zbędny dym z płuc.
- Z tego co Marco o niej mówił to ma wszystkie zmysły strasznie wyczulone. Pewnie wyniuchała, podsłuchała czy coś takiego, bo jak go znam nigdy jej nie powiedział. - odpowiedziałem cicho na zadane mi pytanie znów popalając papierosa stojąc w wannie. Nie patrzyłem na nią, tylko na widok za oknem, bo miałem wrażenie, że ona nie chce aby ktokolwiek oglądał ją z opuchniętymi policzkami i czerwonawym nosem. I znów chwila ciszy.
- Z tego co wiem nie może uciec. Gdyby mogła uciec to mój brat miałby żonę. - znów zaciągnąłem się zastanawiając się nad tym jak życie moich dorosłych znajomych może być popieprzone. Jak oni mogli ze sobą utrzymywać kontakt? W sensie Marco, Catherine i Hyperion? Dla mnie to oczywiste, że Marco i Catherine mogliby spokojnie dożyć starości obdarzając się nawzajem szacunkiem i miłością, a przy okazji gromadką dzieci. A Hyperion? Hyperion umarłby sam w swoim wielkim zamczysku i tak zakończyłaby się ta bajka. A nie. To nie bajka. Kolejne słowa sprawiły, że przeniosłem na nią wzrok uśmiechając się szelmowsko i strzepując popiołek za uchylone okno.
- Trójkącik? Myślisz, że stary dałby radę? - rzuciłem z kpiącym uśmieszkiem dalej nieśpiesznie popalając.
- Nie tak miał wyglądać ten weekend. Mieliśmy spędzić miło czas, sporo się pieprzyć i wcale się nie smucić. I lepiej poznać. Chciałbym cię lepiej poznać. I nie obchodzi mnie to czy podoba się to jakimś szanownym państwo Greengrass czy nie. Dlatego nie będziemy się smucić albo wracamy do Londynu. Wybór należy do Ciebie, Adrienne. - na sam koniec zaciągnąłem się jeszcze papierosem i przeniosłem na nią pytające spojrzenie podczas gdy nosem powoli wypuszczałem zbędny dym z płuc.
Re: Pokój Luisa
Wyniuchała? Byłoby to naprawdę dziwnie podejrzane, ponieważ Adrienne nie używała wyjątkowych perfum. Miała parę droższych marek w swojej kolekcji i może jej skóra przyjmowała je inaczej, ale to była tak subtelna różnica, że jak to porównać z setkami innych kobiet, które wybierały ten sam zapach? Cóż, nie ma znaczenia czy się sami wydali, czy to Hyperion zaczął - dobrze, że się w końcu wydało. Spróbowała goryczy żony, która jest zdradzana i wiedziała, że Catherine jakoś da sobie radę. Zaskoczyło ją jednak stwierdzenie dotyczące brata Luisa. Nie wiedziała, że tamta dwójka ma wspólną przeszłość, skoro małżeństwo Hyperiona było zaaranżowane dla kobiety dość wcześnie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że matką Suzanne... - zamilkła w połowie zdania. Nie, to nie jest jej sprawa. Każdy ma swoją własną historię i nie można z góry zakładać takiej sieci relacji. Brakowałoby jeszcze tego, żeby Luis czuł miętę do swojej bratanicy i mieli by kółeczko.
Zaśmiała się lekko. Kiedyś miała wrażenie, że stary dałby radę pełnemu haremowi na raz, ale teraz nie była tego tak pewna. Zbliżające się półwiecze było zdecydowanie widoczne w przeciągu tego ostatniego roku.
- Przede wszystkim jego apodyktyczne ego miałoby spory problem, bo byłabym bardziej zainteresowana tą niezwykłą kobietą, niż nim. - uśmiechnęła się słodko i w stała z miejsca. Podeszła do zlewu, żeby ocenić teraz już swój wygląd z trochę innym podejściem. Odkręciła kurki, nabrała wody w dłonie i przemyła sobie twarz, chcąc zetrzeć z siebie złe samopoczucie i poczuć orzeźwiający chłód. Wytarła buzię w ręcznik obok i obróciła się z powrotem w stronę Luisa.
- Powinnam była Cię wcześniej ostrzec. Nie całuję się z popielniczką, chyba, że mam dobre wino pod ręką. Poza tym, jestem już dla Ciebie jak otwarta księga. Co ja mogę? - rozłożyła ręce w bezradnym geście z lekkim uśmiechem na ustach.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że matką Suzanne... - zamilkła w połowie zdania. Nie, to nie jest jej sprawa. Każdy ma swoją własną historię i nie można z góry zakładać takiej sieci relacji. Brakowałoby jeszcze tego, żeby Luis czuł miętę do swojej bratanicy i mieli by kółeczko.
Zaśmiała się lekko. Kiedyś miała wrażenie, że stary dałby radę pełnemu haremowi na raz, ale teraz nie była tego tak pewna. Zbliżające się półwiecze było zdecydowanie widoczne w przeciągu tego ostatniego roku.
- Przede wszystkim jego apodyktyczne ego miałoby spory problem, bo byłabym bardziej zainteresowana tą niezwykłą kobietą, niż nim. - uśmiechnęła się słodko i w stała z miejsca. Podeszła do zlewu, żeby ocenić teraz już swój wygląd z trochę innym podejściem. Odkręciła kurki, nabrała wody w dłonie i przemyła sobie twarz, chcąc zetrzeć z siebie złe samopoczucie i poczuć orzeźwiający chłód. Wytarła buzię w ręcznik obok i obróciła się z powrotem w stronę Luisa.
- Powinnam była Cię wcześniej ostrzec. Nie całuję się z popielniczką, chyba, że mam dobre wino pod ręką. Poza tym, jestem już dla Ciebie jak otwarta księga. Co ja mogę? - rozłożyła ręce w bezradnym geście z lekkim uśmiechem na ustach.
Re: Pokój Luisa
Matka Suzanne? Na chwilę zmarszczyłem czoło jakby zastanawiając się do czego pije, aby pokręcić energicznie głową.
- Nie... Myślę, że ona nigdy nie zostawiłaby swojego dziecka. O matce Suzanne i Lokiego lepiej nie wspominać, bo to klasyczny temat tabu. Urodziła mu dwójkę dzieci, a potem zniknęła mając je klasycznie w dupie. Ona dla nas nie istnieje. - wyjaśniłem nie przerywając swojego palenia. Znów pojawiła się chwila ciszy, zanim dokładniej rozwinąłem swą myśl:
- Gdyby nie Hyperion to ona byłaby z Marco. To miałem na myśli. Bez większych zażyłości. Mój brat jest jej największym fanem. W sumie ciężko nie być jej fanem. - uniosłem znacząco brew do góry uśmiechając się szeroko. Jasne, że przeleciałbym Catherine Greengrass. Szkoda tylko, że ona nigdy nie spojrzałaby na takiego dzieciaka jak ja. Kompletnie inna liga. Chociaż czy naprawdę aż taka duża szkoda? Owszem, była niezła, nawet bardzo niezła, ale wciąż była stara. Mnie bardziej kręciły młode ciała. Dopaliłem papierosa wyrzucając go od razu za okno.
- Widzę, że ktoś jeszcze tu jest jej fanką. - rzuciłem nieco ironicznym tonem wyginając swoje wargi w szelmowskim uśmiechu. Zgrabnie wyszedłem z wanny przysiadając na tym brzegu który wcześniej zajmowała Adrienne i niezbyt elegancko wcisnąłem dłonie zaciśnięte wciąż w pięści do kieszeni sportowych spodenek. Nie całuje się z popielniczką? To ciekawe. Pewnie nawet nie wiedziała, że robi to od dawna.
- Dobre wino? Coś się znajdzie. - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem z łazienki tylko po to aby pięć minut później wrócić do sypialni z butelką naprawdę dobrego argentyńskiego wina i kieliszkiem. Jedno "Chłoszczyść" doprowadziło do porządku całą sypialnię, więc nie musiałem się zbędnie martwić sprzątaniem swoich notatek za to zamknąłem się w łazience aby wziąć szybki prysznic, umyć zęby i przebrać się w dresy.
- Pójdziesz na ten ślub? - zapytałem leżąc wygodnie na materacu.
- Nie... Myślę, że ona nigdy nie zostawiłaby swojego dziecka. O matce Suzanne i Lokiego lepiej nie wspominać, bo to klasyczny temat tabu. Urodziła mu dwójkę dzieci, a potem zniknęła mając je klasycznie w dupie. Ona dla nas nie istnieje. - wyjaśniłem nie przerywając swojego palenia. Znów pojawiła się chwila ciszy, zanim dokładniej rozwinąłem swą myśl:
- Gdyby nie Hyperion to ona byłaby z Marco. To miałem na myśli. Bez większych zażyłości. Mój brat jest jej największym fanem. W sumie ciężko nie być jej fanem. - uniosłem znacząco brew do góry uśmiechając się szeroko. Jasne, że przeleciałbym Catherine Greengrass. Szkoda tylko, że ona nigdy nie spojrzałaby na takiego dzieciaka jak ja. Kompletnie inna liga. Chociaż czy naprawdę aż taka duża szkoda? Owszem, była niezła, nawet bardzo niezła, ale wciąż była stara. Mnie bardziej kręciły młode ciała. Dopaliłem papierosa wyrzucając go od razu za okno.
- Widzę, że ktoś jeszcze tu jest jej fanką. - rzuciłem nieco ironicznym tonem wyginając swoje wargi w szelmowskim uśmiechu. Zgrabnie wyszedłem z wanny przysiadając na tym brzegu który wcześniej zajmowała Adrienne i niezbyt elegancko wcisnąłem dłonie zaciśnięte wciąż w pięści do kieszeni sportowych spodenek. Nie całuje się z popielniczką? To ciekawe. Pewnie nawet nie wiedziała, że robi to od dawna.
- Dobre wino? Coś się znajdzie. - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem z łazienki tylko po to aby pięć minut później wrócić do sypialni z butelką naprawdę dobrego argentyńskiego wina i kieliszkiem. Jedno "Chłoszczyść" doprowadziło do porządku całą sypialnię, więc nie musiałem się zbędnie martwić sprzątaniem swoich notatek za to zamknąłem się w łazience aby wziąć szybki prysznic, umyć zęby i przebrać się w dresy.
- Pójdziesz na ten ślub? - zapytałem leżąc wygodnie na materacu.
Re: Pokój Luisa
Musiała w tej kwestii się z nim zgodzić. Z przyjemnością zaogniła by rozmowę dodając, że Hyperion również ma wiele fanek, ale nie wypadało jej to podkreślać. Poza tym mogłoby mu się to wydawać niesmaczne, bo był to jednak mężczyzna. Faceci to hipokryci i z cieknącą ślinką reagują na kochające się kobiety, ale z obrzydzeniem na gejów.
Adrienne miała na odwrót. Lubiła dojrzałych mężczyzn, którzy mają już doświadczenie i dokładnie wiedzą czego chcą. Wyglądają poza tym stabilniej, mają już męskie zarosty i zera na koncie, które dają bezpieczeństwo partnerce. Nie tylko wnętrze się liczy, takie życie. I choć świetnie sobie radziła sama, nie przeszkadzałyby jej drogie prezenty. Pod warunkiem, że nie jest to coś stylem "dla żony", a tutaj Greengrass niejednokrotnie popełnił fopa.
- Daj bóg wyglądać tak w kostiumie za dwadzieścia lat - zaśmiała się mimowolnie i mrugnęła do chłopaka.
Mugolskie papierosy miały wyjątkowo drażniący zapach, więc czasami zdawała sobie z tego sprawę. W pewnych sytuacjach można jednak zignorować swój naturalny pedantyzm i walkę o czystość, nawet w płucach. Kiedy wyszedł z łazienki, poświęciła ten moment na poprawienie swojego wyglądu. Opłukała usta, znowu całą twarz, poklepała się lekko po policzkach, żeby dostać zdrowych rumieńców i ruszyła do pokoju Luisa. Tam odebrała swoje zamówienie na wino. On poszedł się wykąpać, a Adrienne zrzuciła z siebie krótkie ubranie i zapięła na siebie zapożyczoną już zeszłej nocy błękitną koszulę. Koniec zwiedzania na dzisiaj? Przynajmniej na teraz, bo miała ochotę psychicznie się oddalić od wszystkiego. Powrót do Londynu może byłby lepszą opcją, żeby to zrobić, ale jej mieszkanie było praktycznie wielkości tego jednego pokoju, więc picie argentyńskiego alkoholu byłoby w kamienicy profanacją.
Oparta o zagłówek łóżka, przykryta do połowy uda kołdrą, trzymała w jednej ręce drugi już kieliszek czerwonego napoju, a drugą zmieniała strony w czasopiśmie na kolanach. Nie przekopywała mu rzeczy, ale kiedy korek jej upadł pod łóżko... Ręka sama na nie natrafiła.
- Nie powinnam. To nie zawody i nie muszę udowadniać, że jestem ponad to - a nie była - Będziesz musiał chyba zaprosić kogoś innego, a ja napiszę list do pana młodego i prześlę im kwiaty. - powiedziała, jakby to już zdążyła sobie przemyśleć.
Adrienne miała na odwrót. Lubiła dojrzałych mężczyzn, którzy mają już doświadczenie i dokładnie wiedzą czego chcą. Wyglądają poza tym stabilniej, mają już męskie zarosty i zera na koncie, które dają bezpieczeństwo partnerce. Nie tylko wnętrze się liczy, takie życie. I choć świetnie sobie radziła sama, nie przeszkadzałyby jej drogie prezenty. Pod warunkiem, że nie jest to coś stylem "dla żony", a tutaj Greengrass niejednokrotnie popełnił fopa.
- Daj bóg wyglądać tak w kostiumie za dwadzieścia lat - zaśmiała się mimowolnie i mrugnęła do chłopaka.
Mugolskie papierosy miały wyjątkowo drażniący zapach, więc czasami zdawała sobie z tego sprawę. W pewnych sytuacjach można jednak zignorować swój naturalny pedantyzm i walkę o czystość, nawet w płucach. Kiedy wyszedł z łazienki, poświęciła ten moment na poprawienie swojego wyglądu. Opłukała usta, znowu całą twarz, poklepała się lekko po policzkach, żeby dostać zdrowych rumieńców i ruszyła do pokoju Luisa. Tam odebrała swoje zamówienie na wino. On poszedł się wykąpać, a Adrienne zrzuciła z siebie krótkie ubranie i zapięła na siebie zapożyczoną już zeszłej nocy błękitną koszulę. Koniec zwiedzania na dzisiaj? Przynajmniej na teraz, bo miała ochotę psychicznie się oddalić od wszystkiego. Powrót do Londynu może byłby lepszą opcją, żeby to zrobić, ale jej mieszkanie było praktycznie wielkości tego jednego pokoju, więc picie argentyńskiego alkoholu byłoby w kamienicy profanacją.
Oparta o zagłówek łóżka, przykryta do połowy uda kołdrą, trzymała w jednej ręce drugi już kieliszek czerwonego napoju, a drugą zmieniała strony w czasopiśmie na kolanach. Nie przekopywała mu rzeczy, ale kiedy korek jej upadł pod łóżko... Ręka sama na nie natrafiła.
- Nie powinnam. To nie zawody i nie muszę udowadniać, że jestem ponad to - a nie była - Będziesz musiał chyba zaprosić kogoś innego, a ja napiszę list do pana młodego i prześlę im kwiaty. - powiedziała, jakby to już zdążyła sobie przemyśleć.
Re: Pokój Luisa
Dopiero teraz zauważyłem, że przegląda wydanie "Czarownicy" i zrobiło mi się zwyczajnie głupio. Wiem skąd go wzięła. Tak samo jak wiem co kiedyś przy nim robiłem. Zanim więc zdążyła odpowiedzieć na moje pytanie chrząknąłem znacząco z uśmiechem pełnym zażenowania.
- Mam nadzieję, że nie przejrzałaś jej do końca? - powiedziałem cicho unosząc przy tym brew. Nie powinna jej przeglądać do końca. Zdecydowanie powinna odpuścić sobie artykuł o wilach które zagrzewały do walki zawodników bułgarskiej drużyny Quidditcha podczas przedostatnich mistrzostw. Ta gazeta miała już kilka lat i kilka plam na swoim koncie. Dziwnie, bardzo dziwnie było ją widzieć w rękach Adrienne. Zbyt dziwnie. Dlatego szybko niemalże wyrwałem ją z jej ręki i wrzuciłem z powrotem pod łóżko. Na wypadek gdyby przyszły gorsze czasy. Na wypadek gdyby coś uderzyło w ziemię i po kobietach zostałyby tylko mniej i bardziej pikantne zdjęcia. Więc je miałem. Kolekcja młodego Luisa. Pod tym właśnie łóżkiem. Wszystko co kiedykolwiek sprawiło, że miałem miły wieczór i lekkie otarcia na dłoni.
- W takim razie pójdę sam. Nie mam drugiej osoby towarzyszącej na takie okazje. Chociaż prawdę mówiąc mam ochotę iść tam i dołożyć im jakąś bombę w stylu... - zmarszczyłem nieco czoło starając się ująć w słowa jaką "bombę" miałem na myśli - ... "Adrienne czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?" a ty byś powiedziała, że "Tak, Lu, oczywiście, Lu, kocham Cię, Lu" a Hyperion dostałby zawału, Cass i Willy przestaliby być gwiazdą wieczoru, a tort byłby cały dla mnie za zdecydowanie się na małżeństwo. Prawilnie by było. - uśmiechnąłem się szeroko udając cienki głosik Ady w odpowiedniej części, ale ona wiedziała, że tak tylko żartuję. Żeby jej poprawić nastrój. Rozłożyłem się obok niej na materacu cicho wzdychając. Ten dzień byłby o wiele lepszy gdyby nie Greengrassy. Kto ich tu w ogóle zapraszał? Ja na pewno nie. Marco też nie. W sumie to nie spali u nas. Więc gdzie spali? Czyżby zdecydowali się podpisać tą umowę o kupno nieruchomości którą Marco podrzucał mi parokrotnie? Możliwe. W końcu kto bogatemu zabroni?
- Tak naprawdę to pójdę sam, wypiję kilka kieliszków tego okropnie drogiego szampana wznosząc toast za zdrowie młodej pary, upewnię wszystkich w swoim homoseksualizmie, a potem wrócę i narąbię się jak kłoda swoją whisky. Brzmi jak dobry plan, prawda? - teraz już nie mówiłem z entuzjazmem, a po prostu stwierdzałem fakty wzdychając ciężko.
- Właśnie zdałem sobie sprawę z tego jak mało mam koleżanek. - rzuciłem jeszcze dla zabicia ciszy.
- Mam nadzieję, że nie przejrzałaś jej do końca? - powiedziałem cicho unosząc przy tym brew. Nie powinna jej przeglądać do końca. Zdecydowanie powinna odpuścić sobie artykuł o wilach które zagrzewały do walki zawodników bułgarskiej drużyny Quidditcha podczas przedostatnich mistrzostw. Ta gazeta miała już kilka lat i kilka plam na swoim koncie. Dziwnie, bardzo dziwnie było ją widzieć w rękach Adrienne. Zbyt dziwnie. Dlatego szybko niemalże wyrwałem ją z jej ręki i wrzuciłem z powrotem pod łóżko. Na wypadek gdyby przyszły gorsze czasy. Na wypadek gdyby coś uderzyło w ziemię i po kobietach zostałyby tylko mniej i bardziej pikantne zdjęcia. Więc je miałem. Kolekcja młodego Luisa. Pod tym właśnie łóżkiem. Wszystko co kiedykolwiek sprawiło, że miałem miły wieczór i lekkie otarcia na dłoni.
- W takim razie pójdę sam. Nie mam drugiej osoby towarzyszącej na takie okazje. Chociaż prawdę mówiąc mam ochotę iść tam i dołożyć im jakąś bombę w stylu... - zmarszczyłem nieco czoło starając się ująć w słowa jaką "bombę" miałem na myśli - ... "Adrienne czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?" a ty byś powiedziała, że "Tak, Lu, oczywiście, Lu, kocham Cię, Lu" a Hyperion dostałby zawału, Cass i Willy przestaliby być gwiazdą wieczoru, a tort byłby cały dla mnie za zdecydowanie się na małżeństwo. Prawilnie by było. - uśmiechnąłem się szeroko udając cienki głosik Ady w odpowiedniej części, ale ona wiedziała, że tak tylko żartuję. Żeby jej poprawić nastrój. Rozłożyłem się obok niej na materacu cicho wzdychając. Ten dzień byłby o wiele lepszy gdyby nie Greengrassy. Kto ich tu w ogóle zapraszał? Ja na pewno nie. Marco też nie. W sumie to nie spali u nas. Więc gdzie spali? Czyżby zdecydowali się podpisać tą umowę o kupno nieruchomości którą Marco podrzucał mi parokrotnie? Możliwe. W końcu kto bogatemu zabroni?
- Tak naprawdę to pójdę sam, wypiję kilka kieliszków tego okropnie drogiego szampana wznosząc toast za zdrowie młodej pary, upewnię wszystkich w swoim homoseksualizmie, a potem wrócę i narąbię się jak kłoda swoją whisky. Brzmi jak dobry plan, prawda? - teraz już nie mówiłem z entuzjazmem, a po prostu stwierdzałem fakty wzdychając ciężko.
- Właśnie zdałem sobie sprawę z tego jak mało mam koleżanek. - rzuciłem jeszcze dla zabicia ciszy.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach