Gabinet
+2
Christine Greengrass
Hyperion Greengrass
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 1 z 4
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Gabinet
Niewielki pokój, w którym głowa rodziny Greengrass spędza większość czasu, kiedy przebywa w domu. Tu załatwia interesy i ukrywa się, kiedy chce odpocząć. Widok na ogród zdecydowanie sprzyja relaksowi.
Re: Gabinet
Po tym jak wysłał swojego patronusa do ogrodu schował różdżkę z powrotem do kieszeni marynarki wrócił na swój fotel za bogato zdobionym starym biurkiem, które skrywało wiele tajemnic rodziny w niezliczonych tajnych schowkach, o których wiedział tylko on. Kiedyś zasiądzie tu zapewne jego syn i wnuk, tak jak kiedyś urzędował tu jego ojciec i dziad. Tak więc siedział i czekał na pojawienie się córki przeglądając od niechcenia jakieś dokumenty, które leżały na biurku.
Re: Gabinet
Christine już miała sobie pójść, zostawiając Dymitra samego pod drzewem, kiedy pojawił się przy nich patronus. Przewróciła tylko oczami słysząc wiadomość i automatycznie jej spojrzenie skierowała w stronę okna, gdzie znajdował się gabinet pana Greengrassa. Rozmowa z ojcem w tym momencie była ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę ślizgonka. Najchętniej po prostu zignorowałaby tę wiadomość i udała się do swojego pokoju, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Dlaczego? No cóż... prawda była taka że Chrissy bała się swojego ojca. Dlatego wzięła głęboki oddech, obdarzyła Dymitra morderczym spojrzeniem i skierowała swe kroki do budynku.
Kiedy znaleźli się pod drzwiami gabinetu, dziewczyna zapukała i nie czekając na odpowiedź wślizgnęła się do środka.
- Chciałeś nas widziesz, Ojcze? - zaczęła, starając się za wszelką cenę, żeby mężczyzna nie usłyszał w jej głosie, jak bardzo jest teraz zdenerwowana.
Kiedy znaleźli się pod drzwiami gabinetu, dziewczyna zapukała i nie czekając na odpowiedź wślizgnęła się do środka.
- Chciałeś nas widziesz, Ojcze? - zaczęła, starając się za wszelką cenę, żeby mężczyzna nie usłyszał w jej głosie, jak bardzo jest teraz zdenerwowana.
Re: Gabinet
Miałem już coś odpowiedzieć Christine na jej złośliwe uwagi, lecz nawet nie wiedziałam, co miałbym powiedzieć. Zdziwił mnie patronus, którzy przemówił głosem jej ojca. Spojrzałem na dziewczynę i bez słowa ruszyłem w tym samym kierunku co ona. W końcu nie wiedziałem, gdzie mieści się gabinet głowy rodu Greengrass. Nie byłem tutaj aż tyle, aby poznać każde pomieszczenie. Kiedy znaleźliśmy się na górze, wszedłem spokojnie do pokoju zaraz za Christine. Christine sama zaczęła rozmowę, ja już niczego nie musiałem dodawać. Uśmiechnąłem się niepewnie i czekałem, co pan trawiasty ma nam do powiedzenia.
Re: Gabinet
Odłożył pergamin, kiedy Christine weszła do gabinetu w towarzystwie Rosjanina. Przez chwilę przyglądał się im w milczeniu oceniając sytuację, jaka miała miejsce przed chwilą w ogrodzie. Nie słyszał ich kłótni, jednak widział, że rozmowa nie przebiegała spokojnie. W końcu przemówił łagodnie.
- Dymitrze, właśnie dostałem wiadomość od twoich rodziców. Dołączą do nas jutro na kolacji. Ale chciałem porozmawiać najpierw z wami na osobności zanim ustalimy szczegóły. Usiądźcie - wskazał im dwa krzesła, które przygotował na ich przybycie.
- Dymitrze, rodzice przekazali ci jaki jest powód waszej wizyty? - uniósł pytająco brew, oparł się wygodnie w fotelu i splótł palce przenosząc wzrok na córkę, która zapewne domyślała się już, co ją czeka.
- Dymitrze, właśnie dostałem wiadomość od twoich rodziców. Dołączą do nas jutro na kolacji. Ale chciałem porozmawiać najpierw z wami na osobności zanim ustalimy szczegóły. Usiądźcie - wskazał im dwa krzesła, które przygotował na ich przybycie.
- Dymitrze, rodzice przekazali ci jaki jest powód waszej wizyty? - uniósł pytająco brew, oparł się wygodnie w fotelu i splótł palce przenosząc wzrok na córkę, która zapewne domyślała się już, co ją czeka.
Re: Gabinet
Patrzyłem ciągle na pana Greengrassa. Kiedy ten się odezwał na temat moich rodziców, zrobiłem wielki oczy. Nie miałem pojęcia, że zjawią się tutaj. Pewnie dlatego chcieli, żebym przyjechał na święta do Greengrassów. Szczegóły? Jakie szczegóły są do ustalenia? Popatrzyłem na Christine. Usiadłem po chwili na wyznaczonym miejscu i przez chwilę jeszcze siedziałem w ciszy. Teraz naprawdę zachowywałem się jak nie ja.
- Nie, sir. Odesłali mnie z domu do Was i stwierdzili, że za niedługo się spotkamy - odparłem z niepokojem w głosie.
Powędrowałem za wzrokiem Hyperiona, który zatrzymał się na Christine. Czyżby rodzice chcieli nas swatać? Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Ale ja tutaj nie mam nic do gadania niestety.
- Nie, sir. Odesłali mnie z domu do Was i stwierdzili, że za niedługo się spotkamy - odparłem z niepokojem w głosie.
Powędrowałem za wzrokiem Hyperiona, który zatrzymał się na Christine. Czyżby rodzice chcieli nas swatać? Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Ale ja tutaj nie mam nic do gadania niestety.
Re: Gabinet
- W porozumieniu z twoją rodziną, Dymitrze, doszliśmy do wniosku, że rozsądnym byłoby połączyć nasze rody. Utrzymanie czystości krwi jest ważne dla obu naszych rodzin. Potrzeba świeżej krwi. Zarówno tu, w Wielkiej Brytanii jak i w Rosji pula genów drastycznie maleje. - mówił spokojnie ważąc każde kolejne słowo. Chciał wyjaśnić im jak ważne będzie to małżeństwo. Muszą poświęcić się dla dobra ogółu. A tak naprawdę chodziło tylko o to, żeby nakarmić "Proroka" by ten nie rozszarpał ich po zerwaniu zaręczyn Williama i Marianny. Małżeństwo Christin nie było dla niego tak ważne jak małżeństwo syna.
- Sami rozumiecie. Nas szlachetnie urodzonych jest coraz mniej. Czarodzieje mieszają się z mugolami. Musicie zadbać o naszą przyszłość. Jesteśmy na wymarciu. Dlatego też w Nowy Rok ogłosimy wasze zaręczyny. - cały czas mówił spokojnie, choć kiedy spojrzał na córkę mogła dostrzec groźny błysk w jego oczach. Odmowa nie wchodziła w grę.
- Sami rozumiecie. Nas szlachetnie urodzonych jest coraz mniej. Czarodzieje mieszają się z mugolami. Musicie zadbać o naszą przyszłość. Jesteśmy na wymarciu. Dlatego też w Nowy Rok ogłosimy wasze zaręczyny. - cały czas mówił spokojnie, choć kiedy spojrzał na córkę mogła dostrzec groźny błysk w jego oczach. Odmowa nie wchodziła w grę.
Re: Gabinet
Dziewczyna bledła coraz bardziej, z każdym kolejnym słowem ojca. Naprawdę nie mogła uwierzyć, że miał takie plany wobec niej. To znaczy tak w zasadzie, to domyślała się że wkrótce przyjdzie pora i na nią, wiedziała że prędzej czy później ojciec postawi przed nią jej przyszłego męża i że to jej nie ominie. Ale informując ją, że ma wyjść za Dymitra, wylewał na nią wiadro zimnej wody. I może dlatego że po prostu broniła się przed tym jak mogła, nie mogła znieść tego, że wpadł na taki pomysł.
- Nie, nie, nie... - mruczała zrozpaczonym głosem, patrząc na pana Greengrassa błagalnym spojrzeniem. Nie chciała już tego słychać, dlatego chciała przerwać monolog ojca. - tato, ja nie mogę za niego wyjść - jęczała dalej, ale Hyperion zdawał się tego w ogóle nie słyszeć. Albo po prostu nie chciał jej słuchać. A raczej ta druga opcja była bardziej prawdopodobna, zważając na wzrok jakim mężczyzna na nią spoglądał.
- Nie będzie żadnych zaręczyn! Nie wyjdę za niego - powiedziała kiedy jej ojciec zakończył swoje 'przemówienie'. Tym razem jednak jej ton był głośny i zdecydowany. Chyba pierwszy raz w życiu postawiła się głowie rodziny, i to był chyba największy błąd w jej życiu. Nie mogła jednak do tego dopuścić. Nie zamierzała za niego wychodzić i koniec.
- Nie, nie, nie... - mruczała zrozpaczonym głosem, patrząc na pana Greengrassa błagalnym spojrzeniem. Nie chciała już tego słychać, dlatego chciała przerwać monolog ojca. - tato, ja nie mogę za niego wyjść - jęczała dalej, ale Hyperion zdawał się tego w ogóle nie słyszeć. Albo po prostu nie chciał jej słuchać. A raczej ta druga opcja była bardziej prawdopodobna, zważając na wzrok jakim mężczyzna na nią spoglądał.
- Nie będzie żadnych zaręczyn! Nie wyjdę za niego - powiedziała kiedy jej ojciec zakończył swoje 'przemówienie'. Tym razem jednak jej ton był głośny i zdecydowany. Chyba pierwszy raz w życiu postawiła się głowie rodziny, i to był chyba największy błąd w jej życiu. Nie mogła jednak do tego dopuścić. Nie zamierzała za niego wychodzić i koniec.
Re: Gabinet
Nie mogłem uwierzyć w to, co dochodziło do mnie z ust głowy rodu Greengrassów. Ciekawe tylko jaki interes starsi w tym mają. Pierwsza część słów Hyperiona nie była taka straszna. Najgorsza była część o ogłoszeniu ich zaręczyn. Chciałem już krzyknąć Co? Nie! Nie ożenię się z nią! Ona już na mnie czyha ze swoimi pazurami! i przybrać pozę, jakby ktoś trzymał w rękach wielką kość i gryzł ją zębami trzonowymi prawej strony szczęki, lecz powstrzymałem się od tego. Reakcja Christine była wystarczająca.
Czarodzieje mieszają się z mugolami. Musicie zadbać o naszą przyszłość. Jesteśmy na wymarciu. Nie chodziło tyle co o ślub czy połączenie rodów, a w szczególności o potomstwo czystokrwiste. Siedziałem cicho i patrzyłem na oboje z przerażeniem w oczach. Może i wcześniej pragnąłem czegoś takiego, ale przecież nie mogę zrobić tego Aiko - mojej, można powiedzieć, narzeczonej. A teraz mam mieć dwie narzeczone. Przecież bigamia jest niedozwolona w Europie...
- Czy ogłaszanie zaręczyn jest konieczne? - zapytałem tylko.
Najbardziej obawiałem się publicznego ogłoszenia tego. Z jednej strony może być dobre, bo moje nazwisko zostanie oczyszczone, lecz z drugiej strony nie chcę, aby Krukonka dowiedziała się o planie moich i Christine rodziców. Przynajmniej nie teraz i nie w taki sposób...
Czarodzieje mieszają się z mugolami. Musicie zadbać o naszą przyszłość. Jesteśmy na wymarciu. Nie chodziło tyle co o ślub czy połączenie rodów, a w szczególności o potomstwo czystokrwiste. Siedziałem cicho i patrzyłem na oboje z przerażeniem w oczach. Może i wcześniej pragnąłem czegoś takiego, ale przecież nie mogę zrobić tego Aiko - mojej, można powiedzieć, narzeczonej. A teraz mam mieć dwie narzeczone. Przecież bigamia jest niedozwolona w Europie...
- Czy ogłaszanie zaręczyn jest konieczne? - zapytałem tylko.
Najbardziej obawiałem się publicznego ogłoszenia tego. Z jednej strony może być dobre, bo moje nazwisko zostanie oczyszczone, lecz z drugiej strony nie chcę, aby Krukonka dowiedziała się o planie moich i Christine rodziców. Przynajmniej nie teraz i nie w taki sposób...
Re: Gabinet
- Bez dyskusji! - zwrócił się do córki tonem nieznoszącym sprzeciwu. Cóż, był przekonany, że z nią pójdzie mu łatwiej niż z Williamem. On się rzucał i odgrażał. Christine zawsze była tą spokojniejszą i rozważniejszą, więc nieco zdziwił się, kiedy się postawiła. Jeszcze bardziej zdziwiło go to, że oboje byli przeciwni. W końcu widział ich razem w wakacje w ogrodzie. Zdecydowanie mieli się ku sobie. To dlatego wybrał Dymitra. Chciał w ten sposób uniknąć nieprzyjemnych sprzeczek jakie miały miejsce między Marianną a Willem, które mogły odbić się na ich wizerunku publicznym.
- Oczywiście, że tak - zwrócił się do Rosjanina już nieco spokojniej. - Musimy pokazać wszystkim jak bardzo dbamy o tradycję. Musimy dac przykład, by inne rody poszły naszym śladem.
- Oczywiście, że tak - zwrócił się do Rosjanina już nieco spokojniej. - Musimy pokazać wszystkim jak bardzo dbamy o tradycję. Musimy dac przykład, by inne rody poszły naszym śladem.
Re: Gabinet
Christine spojrzała na Dymitra, morderczym spojrzeniem (a to nowość...) kiedy ten się wreszcie odezwał.
- Naprawdę? Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć? Naprawdę masz zamiar posłusznie przystanąć na ten chory pomysł? - słowa te skierowane były oczywiście do ślizgona, jej ton był pełen pretensji i wyrzutów, jednakże nie był to jeszcze krzyk.
Zaraz potem jednak znowu przeniosła wzrok na ojca. Widziała zdziwienie i zdenerwowanie wypisane na jego twarzy. Ale niewiele ją to obeszło... jeśli myślał że potulnie zgodzi się na to małżeństwo, to naprawdę grubo się mylił. Owszem, może i w wakacje się dogadywali bardzo dobrze, ale od tamtego czasu naprawdę wiele się zmieniło.
- Mam gdzieś te wasze tradycje! Nie wyjdę za tego człowieka, chociażbyś na głowie stanął - wstała z krzesła i wykrzyczała te słowa Hyperionowi prosto w twarz, kierowały nią emocje, nie panowała nad sobą.
Obudziła się w niej rozpieszczona księżniczka, która zawsze dostaje to czego chce. Kiedy tylko ktoś mówił nie, ona krzyczała, tupała i płakała, aż w końcu padnie na jej. A czyja to była wina? Ależ oczywiście że jej kochanych rodziców. Zawsze dostawała czego chciała, żeby tylko nie musieli słuchać jej awantur. A więc niech teraz znoszą, tę swoją kochaną pociechę.
- Naprawdę? Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć? Naprawdę masz zamiar posłusznie przystanąć na ten chory pomysł? - słowa te skierowane były oczywiście do ślizgona, jej ton był pełen pretensji i wyrzutów, jednakże nie był to jeszcze krzyk.
Zaraz potem jednak znowu przeniosła wzrok na ojca. Widziała zdziwienie i zdenerwowanie wypisane na jego twarzy. Ale niewiele ją to obeszło... jeśli myślał że potulnie zgodzi się na to małżeństwo, to naprawdę grubo się mylił. Owszem, może i w wakacje się dogadywali bardzo dobrze, ale od tamtego czasu naprawdę wiele się zmieniło.
- Mam gdzieś te wasze tradycje! Nie wyjdę za tego człowieka, chociażbyś na głowie stanął - wstała z krzesła i wykrzyczała te słowa Hyperionowi prosto w twarz, kierowały nią emocje, nie panowała nad sobą.
Obudziła się w niej rozpieszczona księżniczka, która zawsze dostaje to czego chce. Kiedy tylko ktoś mówił nie, ona krzyczała, tupała i płakała, aż w końcu padnie na jej. A czyja to była wina? Ależ oczywiście że jej kochanych rodziców. Zawsze dostawała czego chciała, żeby tylko nie musieli słuchać jej awantur. A więc niech teraz znoszą, tę swoją kochaną pociechę.
Re: Gabinet
Spojrzałem na Ślizgonkę, kiedy ta zaczęła znów mieć do mnie pretensje. Westchnąłem ciężko i powiedziałem siedząc jeszcze:
- Jak ma mi to coś pomóc to chyba tak, chociaż nie mam zamiaru wiązać się z Tobą na dłużej.
Mówiłem spokojnie, nie widziałem potrzeby podnoszenia głosu. Dalsza część wypowiedzi Christine nieco mnie zaskoczyła. Czasami sam naskakiwałem na rodziców, jak coś mi się nie podobało, jednak zaraz potem wychodziłem do swojego pokoju i później i tak wychodziło, jak rodzice chcieli. Przy panu Greengrass nie będę robił awantur, nie jestem u siebie w domu, a Christine jest i niech sobie robi co chce.
- Christine, uspokój się - powiedziałem do niej nieco podniesionym głosem, wstając z krzesła i zostawiając na nim torbę z rzeczami.
Podskoczyłem do trawiastej i chwyciłem ją za ramiona. Wiem, że tego na pewno nie chce, ale trzeba było ją jakoś uspokoić. Działałem impulsywnie.
- Z ojcem nie wygrasz, niestety - stwierdziłem potrząsając nią lekko.
Te tradycje rodzinne są okropne, ale młodzi czarodzieje ich nie zmienią, dopóty, dopóki ich rodzice nie odejdą z tego świata.
- Jak ma mi to coś pomóc to chyba tak, chociaż nie mam zamiaru wiązać się z Tobą na dłużej.
Mówiłem spokojnie, nie widziałem potrzeby podnoszenia głosu. Dalsza część wypowiedzi Christine nieco mnie zaskoczyła. Czasami sam naskakiwałem na rodziców, jak coś mi się nie podobało, jednak zaraz potem wychodziłem do swojego pokoju i później i tak wychodziło, jak rodzice chcieli. Przy panu Greengrass nie będę robił awantur, nie jestem u siebie w domu, a Christine jest i niech sobie robi co chce.
- Christine, uspokój się - powiedziałem do niej nieco podniesionym głosem, wstając z krzesła i zostawiając na nim torbę z rzeczami.
Podskoczyłem do trawiastej i chwyciłem ją za ramiona. Wiem, że tego na pewno nie chce, ale trzeba było ją jakoś uspokoić. Działałem impulsywnie.
- Z ojcem nie wygrasz, niestety - stwierdziłem potrząsając nią lekko.
Te tradycje rodzinne są okropne, ale młodzi czarodzieje ich nie zmienią, dopóty, dopóki ich rodzice nie odejdą z tego świata.
Re: Gabinet
- Christine! - warknął ostrzegawczo wstając z fotela. To zły znak, szczególnie, że przestał nawet udawać, że się uśmiecha.
- Nie będę z tobą dyskutować na ten temat. I nie podnoś na mnie głosu. Jesteś moją córką i twoim obowiązkiem jest mnie słuchać. - mówił nad wyraz spokojnie, choć w środku aż kipiał z wściekłości. Szczęście dla dziewczyny, że Dymitr stał obok i wszystko widział bo mogło skończyć się to inaczej. Wyciągnął szybko różdżkę z kieszeni marynarki i rozbroił córkę prostym zaklęciem łapiąc w locie jej różdżkę.
- Pójdziesz teraz do swojego pokoju przemyśleć swoje zachowanie. Znasz zasady. Cierpek! - wezwał najstarszego z trzech ich skrzatów, który ledwo już człapał, ale był bardzo lojalnym sługą. No i Hyperion dostał go od rodziców tak jak bliźniaki dostali Skrętka. Miał więc do niego sentyment. A jakież to były zasady? Bardzo proste. Christine miała udać się do swojego pokoju w eskorcie skrzata gdzie zostanie do póki nie przemyśli sprawy pozbawione przez Cierpka wszystkiego, co mogłoby umilić jej czas. A wyjdzie dopiero wtedy jak przemyśli ją zgodnie z oczekiwaniami ojca. Może więc tam siedzieć bardzo, bardzo długo. Do tej pory wobec córki tylko raz wystosował ten rodzaj kary, gdy ta w dzieciństwie zatrzasnęła w kufrze brata. William korzystał z niej nieco częściej kiedy buntował sie przed lekcjami gry na fortepianie.
- Dymitrze, na ciebie nie mam wpływu, jednak proszę cię, żebyś do czasu przybycia twoich rodziców zajął jeden z pokoi na trzecim piętrze. Porozmawiamy znowu, kiedy będziemy w komplecie. - koniec rozmowy. Po chwili do pokoju przydreptał skrzat i wyciągnął do Greengrassówny pomarszczoną, drżącą rękę.
- Panienka pozwoli, Cierpek zaqprowadzi - wychrypiał.
*żeby nei było - Cierpek od "cierpkiego, nie od cierpienia xD
- Nie będę z tobą dyskutować na ten temat. I nie podnoś na mnie głosu. Jesteś moją córką i twoim obowiązkiem jest mnie słuchać. - mówił nad wyraz spokojnie, choć w środku aż kipiał z wściekłości. Szczęście dla dziewczyny, że Dymitr stał obok i wszystko widział bo mogło skończyć się to inaczej. Wyciągnął szybko różdżkę z kieszeni marynarki i rozbroił córkę prostym zaklęciem łapiąc w locie jej różdżkę.
- Pójdziesz teraz do swojego pokoju przemyśleć swoje zachowanie. Znasz zasady. Cierpek! - wezwał najstarszego z trzech ich skrzatów, który ledwo już człapał, ale był bardzo lojalnym sługą. No i Hyperion dostał go od rodziców tak jak bliźniaki dostali Skrętka. Miał więc do niego sentyment. A jakież to były zasady? Bardzo proste. Christine miała udać się do swojego pokoju w eskorcie skrzata gdzie zostanie do póki nie przemyśli sprawy pozbawione przez Cierpka wszystkiego, co mogłoby umilić jej czas. A wyjdzie dopiero wtedy jak przemyśli ją zgodnie z oczekiwaniami ojca. Może więc tam siedzieć bardzo, bardzo długo. Do tej pory wobec córki tylko raz wystosował ten rodzaj kary, gdy ta w dzieciństwie zatrzasnęła w kufrze brata. William korzystał z niej nieco częściej kiedy buntował sie przed lekcjami gry na fortepianie.
- Dymitrze, na ciebie nie mam wpływu, jednak proszę cię, żebyś do czasu przybycia twoich rodziców zajął jeden z pokoi na trzecim piętrze. Porozmawiamy znowu, kiedy będziemy w komplecie. - koniec rozmowy. Po chwili do pokoju przydreptał skrzat i wyciągnął do Greengrassówny pomarszczoną, drżącą rękę.
- Panienka pozwoli, Cierpek zaqprowadzi - wychrypiał.
*żeby nei było - Cierpek od "cierpkiego, nie od cierpienia xD
Re: Gabinet
- Oczywiście, widzisz w tym tylko i wyłącznie swój interes! Ty Egoisto, liczysz na to że ten ślub zatuszuje twój związek ze szlamom! - teraz tak dla odmiany powydzierała się trochę na Dymitra. Oczywiście kiedy ten podszedł do niej, wyrwała się, po czym sprzedała chłopakowi liścia w twarz ( a więc który to już raz?)
- Trzymaj ręce przy sobie! - krzyknęła jeszcze, po czym zrobiła krok w tył, oddalając się od ślizgona.
Nie przejęła się zbytnio tym, że ojciec pozbawił ją różdżki. Naprawdę nie była jej teraz potrzebna, bo jednak nie zwariowała do reszty, żeby próbować rzucać zaklęciami w ojca. Czyli jednak jakieś hamulce miała, no proszę!
- Prędzej się w tym pokoju zestarzeje niż zgodzę się na to, żeby wyjść za Milligana - warknęła jeszcze, zanim w pokoju pojawił się skrzat. A trzeba było przyznać panience Greengrass że uparta to ona była. A zawdzięczała to oczywiście swojemu kochanemu tatusiowi. Ojeej, taki psikus. Oczywiście posłusznie chwyciła dłoń Cierpka i razem z nim udała się do swojego pokoju, gdzie rzuciła się na łóżko i najzwyczajniej w świecie wybuchła płaczem.
- Trzymaj ręce przy sobie! - krzyknęła jeszcze, po czym zrobiła krok w tył, oddalając się od ślizgona.
Nie przejęła się zbytnio tym, że ojciec pozbawił ją różdżki. Naprawdę nie była jej teraz potrzebna, bo jednak nie zwariowała do reszty, żeby próbować rzucać zaklęciami w ojca. Czyli jednak jakieś hamulce miała, no proszę!
- Prędzej się w tym pokoju zestarzeje niż zgodzę się na to, żeby wyjść za Milligana - warknęła jeszcze, zanim w pokoju pojawił się skrzat. A trzeba było przyznać panience Greengrass że uparta to ona była. A zawdzięczała to oczywiście swojemu kochanemu tatusiowi. Ojeej, taki psikus. Oczywiście posłusznie chwyciła dłoń Cierpka i razem z nim udała się do swojego pokoju, gdzie rzuciła się na łóżko i najzwyczajniej w świecie wybuchła płaczem.
Re: Gabinet
Zanim Hyperion skierował do mnie swoje słowa, pierw jeszcze Christine zareagowała na moje wstanie. Kiedy powiedziała, że chcę zatuszować swój związek ze szlamą stanąłem jak słup soli i zrobiłem dokładnie taką samą minę, jaką mam pokazaną na avatarze. Nie myślałem, że posunie się ona do tego. Potem oczywiście uderzenie wierzchem dłoni, bo ją dotknąłem. Ach te kobiety, ich się nigdy nie zrozumie. Po tym plaszczaku usiadłem i popatrzyłem na jej ojca. Pokręciłem głową z niedowierzaniem podczas jej kolejnych słów, kiedy zaraz miała wyjść ze skrzatem.
- Dobrze, już się zbieram i poczekamy na moich rodziców. Dobranoc - powiedziałem do przyszłego teścia.
O matko, jak to brzmi, przyszły teść. Mam już przecież jedną narzeczoną. No nic, te zaręczyny mają mi pomóc z oczyszczeniem nazwiska. Wstałem z krzesła i ruszyłem w kierunku wyjścia z gabinetu. Jednak nie wyszedłem jednak. Coś mi tu ciągle nie grało. Hyperion powinien odezwać się coś o tej szlamie, o której powiedziała jego córka.
- Dobrze, już się zbieram i poczekamy na moich rodziców. Dobranoc - powiedziałem do przyszłego teścia.
O matko, jak to brzmi, przyszły teść. Mam już przecież jedną narzeczoną. No nic, te zaręczyny mają mi pomóc z oczyszczeniem nazwiska. Wstałem z krzesła i ruszyłem w kierunku wyjścia z gabinetu. Jednak nie wyszedłem jednak. Coś mi tu ciągle nie grało. Hyperion powinien odezwać się coś o tej szlamie, o której powiedziała jego córka.
Re: Gabinet
Jaki ten nasz Dymitr przewidywalny, prawda? Gdy tylko zatrzymał się przed drzwiami Hyperion jak cień pojawił się za nim i łapiąc chłopca za ramię odwrócił go w swoją stronę. Oczy miał groźnie zmrużone.
- Czy to prawda? Czy to, co zarzuca ci moja córka jest prawdą? - zapytał stanowczo. Dlaczego tego nie sprawdził wcześniej? Przecież nie pozwoli zbrukać swojej rodziny zdrajcą krwi.
- Czy to prawda? Czy to, co zarzuca ci moja córka jest prawdą? - zapytał stanowczo. Dlaczego tego nie sprawdził wcześniej? Przecież nie pozwoli zbrukać swojej rodziny zdrajcą krwi.
Re: Gabinet
Stałem jeszcze chwilkę i po ten chwili znalazła się przy mnie pan Greengrass. Spojrzałem na niego i kiwnąłem twierdząco głową, po czym odparłem:
- Tak. Pewnie dlatego też rodzice myśleli, żebym związał się z kimś innym.
Powiedziałem to tak, jakbym wiedział o wszystkim, co zaplanowali państwo Milligan. Westchnąłem ciężko. No to nici z oczyszczenia nazwiska, będzie nawet bardziej zbezczeszczone, niż jest dotychczas. Zapewne też zostanę wyrzucony z Greengrass Manor i nie będę miał tutaj wstępu. Wcale bym się nie dziwił, gdyby tak było.
- Tak. Pewnie dlatego też rodzice myśleli, żebym związał się z kimś innym.
Powiedziałem to tak, jakbym wiedział o wszystkim, co zaplanowali państwo Milligan. Westchnąłem ciężko. No to nici z oczyszczenia nazwiska, będzie nawet bardziej zbezczeszczone, niż jest dotychczas. Zapewne też zostanę wyrzucony z Greengrass Manor i nie będę miał tutaj wstępu. Wcale bym się nie dziwił, gdyby tak było.
Re: Gabinet
Przez chwilę Hyperion wyglądał jakby chciał oderwać Rosjaninowi ramię, za które wciąż go trzymał a jego spojrzenie mogłoby dorównać morderczemu spojrzeniu bazyliszka. Był wściekły. Nie na chłopaka, a na jego rodziców, którzy nie raczyli być z nim szczerzy. W takiej sytuacji nie ma wyboru.
- Chyba rozumiesz, że w tej sytuacji nie mamy sobie więcej nic do powiedzenia - odrzekł już spokojniej puszczając chłopca. Nie mógł pozwolić sobie na tak gwałtowne zachowanie, bowiem jego reputacja mogłaby na tym ucierpieć. Choć z drugiej strony kto uwierzyłby temu smarkaczowi?
- Żegnam - rzucił oschle otwierając mu drzwi. Jasnym było, propozycja wybrania sobie pokoju jest już nieaktualna. Będzie musiał jeszcze tylko wypuścić córkę. Ale nie od razu, niech przemyśli swoje karygodne zachowanie.
- Chyba rozumiesz, że w tej sytuacji nie mamy sobie więcej nic do powiedzenia - odrzekł już spokojniej puszczając chłopca. Nie mógł pozwolić sobie na tak gwałtowne zachowanie, bowiem jego reputacja mogłaby na tym ucierpieć. Choć z drugiej strony kto uwierzyłby temu smarkaczowi?
- Żegnam - rzucił oschle otwierając mu drzwi. Jasnym było, propozycja wybrania sobie pokoju jest już nieaktualna. Będzie musiał jeszcze tylko wypuścić córkę. Ale nie od razu, niech przemyśli swoje karygodne zachowanie.
Re: Gabinet
Wiedziałem, że prędzej czy później tak to się skończy. Na początku miało być tak pięknie, zaś później wszystko stanęło na innych torach. Zdrajca krwi już nie zostanie dobrze przyjęty u czystokrwistych rodzin. Rodzice w jakiś sposób musieli się o tym dowiedzieć. Dawno nie miałem gazety w ręce, dlatego nie wiem, co się tam wypisuje. Spojrzałem jeszcze na Hyperiona i po chwili opuściłem głowę, poprawiając torbę na ramieniu.
- Tak, wiem, rozumiem. Do widzenia - wydukałem i odwróciłem się do wyjścia.
Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem w kierunku wyjścia z domu Greengrassów. Teraz pora wracać do Rosji na dalszą część wolnego. Tak też się stało. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, deportowałem się na boczną alejkę przy moim domu w Kotlas. Tam wszedłem niepostrzeżony i zaszyłem się w swoim pokoju. Po dwóch dniach wróciłem do Londynu, skąd po Nowym Roku zamierzałem wrócić do Hogwartu.
z.t.
- Tak, wiem, rozumiem. Do widzenia - wydukałem i odwróciłem się do wyjścia.
Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem w kierunku wyjścia z domu Greengrassów. Teraz pora wracać do Rosji na dalszą część wolnego. Tak też się stało. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, deportowałem się na boczną alejkę przy moim domu w Kotlas. Tam wszedłem niepostrzeżony i zaszyłem się w swoim pokoju. Po dwóch dniach wróciłem do Londynu, skąd po Nowym Roku zamierzałem wrócić do Hogwartu.
z.t.
Re: Gabinet
Hyperion zabunkrował się w swoim gabinecie i nerwowo przeglądał jakieś dokumenty. Odkąd Catherine powiedziała mu o zamiarach Williama był wyraźnie poddenerwowany. Co dziwne, nie był zły na syna, wręcz przeciwnie, nawet sie trochę cieszył. Już od jakiegoś czasu szukał sposobu na zerwanie interesów z Vulkodlakami. Najpierw wydawało mu się, że zerwanie zaręczyn będzie źle odebrane. Po namyśle jednak stwierdził, że w sumie lepiej, że inicjatywa ta wyszła z ich strony, bowiem będą mogli tłumaczyć się, że Marianna okazała się nieodpowiednią kandydatką, a nie na odwrót. To oni mają czuć się odrzuceni. Gdyby jednak Catherine powiedziała mężowi wszystko, czego dowiedziała się od syna pewnie nie skakałby z radości. William, jego oczko w głowie, bije swoją pijaną narzeczoną. No tego by gnojkowi nie darował! Na szczęście żona dba o ich dzieci bardziej od niego, więc chłopak jest bezpieczny. Póki co.
Tym czasem Hyperion czekał na zapowiedzianą wizytę Caliente. Obawiał się nieco tej rozmowy wiedząc, czego będzie dotyczyć. Obiecywał jej juz dawno, że omówią szczegóły, ale za każdym razem zbywał ją i odkładał spotkanie licząc, że dogada się z Vulkodlakami. Jak widac plotki rozchodzą się bardzo szybko, skoro sama się wprosiła. Mógł się założyć, ze za wszystkim stała jego żona, która od początku namawiała go, aby wybrał córkę Thomasów, czego nie chciał zrobić z jednego, prostego powodu - Arenius.
Tym czasem Hyperion czekał na zapowiedzianą wizytę Caliente. Obawiał się nieco tej rozmowy wiedząc, czego będzie dotyczyć. Obiecywał jej juz dawno, że omówią szczegóły, ale za każdym razem zbywał ją i odkładał spotkanie licząc, że dogada się z Vulkodlakami. Jak widac plotki rozchodzą się bardzo szybko, skoro sama się wprosiła. Mógł się założyć, ze za wszystkim stała jego żona, która od początku namawiała go, aby wybrał córkę Thomasów, czego nie chciał zrobić z jednego, prostego powodu - Arenius.
Re: Gabinet
List od córki był jak miód na jej duszę. Młody Greengrass nareszcie przejrzał na oczy! Jej przyjaźń z Catherine jeszcze mogła ulec znaczącej poprawie. Pozostał właściwie tylko jeden, nieprzekonany element - stary, dobry Hyperion.
Znała go od czasów, gdy była jeszcze dzieckiem - nienagannie ubrany, przystojny i pełen uroku, już jako nastolatek skupiał na sobie uwagę tłumów. Zdążyła się na niego napatrzeć jeszcze w Hogwarcie - kiedy przybyła do szkoły jako dobrze odchowana, jedenastoletnia panienka, on właśnie zaczynał ostatni rok nauki. Ciężko było się nim nie zauroczyć, ale umówmy się - Caliente miała masę starszych kuzynek i to one zdawały się zaprzątać uwagę czarodzieja. Po tym pełnym dziewczęcych westchnień roku, i drugim, obfitym w coraz bardziej zacierające się wspomnienia, młoda Blackówna zapomniała o potentacie rodu Greengrassów i zajęła się własnym życiem. Zaprzyjaźniła się nawet z młodą Cath Thicknesse, która później została żoną Hyperiona.
Ale dość o historii, przejdźmy do tego, co ma się w kronikach wielkich rodów dopiero zapisać.
Ubrana w elegancką sukienkę do kolan i płaszcz z najlepszego domu krawieckiego w Londynie, aportowała się w okolicy rezydencji Greengrassów. Poprawiła skórzane rękawiczki i spojrzała na maleńki zegareczek. Dokładnie dziesięć minut przed umówioną wizytą. Czyli do drzwi zadzwoni za około dwie, dotarcie do gabinetu Hyperiona zabierze jej około sześciu... Na ogromnym fotelu służącym podejmowaniu interesantów zasiądzie idealnie o umówionym czasie.
Uniosła głowę i spojrzała na ogromną posiadłość Greengrassów. Uśmiechnęła się w duchu - tak, to był dom wystarczająco godny jej jedynej córki.
Ruszyła do misternie kutej bramy i wysunęła różdżkę ze specjalnie zaprojektowanej kieszeni płaszcza. Dotknęła miejsca, w którym powinna być klamka. Coś zaszczękało cicho i rozwarły się oba skrzydła, wpuszczając czarownicę na teren rezydencji.
W foyer podjął ją jeden z usłużnych skrzatów. Zaproponował coś do picia (poprosiła o lemoniadę z gnomią miętą, niesłodzoną), zaoferował zdjęcie odzieży wierzchniej (różdżkę przeniosła więc do torebki) i zaprowadził panią Thomas pod drzwi gabinetu Hyperiona. Zapowiedział ją oficjalnie, a po uzyskaniu pełnej zgody, z ukłonem wpuścił do środka. Zaraz po nim do środka weszła inna skrzatka, przynosząc zamówioną wodę i talerzyk ciasteczek.
Gdy obaj pomocnicy zniknęli, Caliente pozwoliła sobie na delikatny uśmiech powitania.
- Dobry wieczór, mój drogi Hyperionie. Mam nadzieję, że moja wizyta nie przyniosła żadnych niedogodności i jakoś zmieściłeś mnie w swoim harmonogramie?
Znała go od czasów, gdy była jeszcze dzieckiem - nienagannie ubrany, przystojny i pełen uroku, już jako nastolatek skupiał na sobie uwagę tłumów. Zdążyła się na niego napatrzeć jeszcze w Hogwarcie - kiedy przybyła do szkoły jako dobrze odchowana, jedenastoletnia panienka, on właśnie zaczynał ostatni rok nauki. Ciężko było się nim nie zauroczyć, ale umówmy się - Caliente miała masę starszych kuzynek i to one zdawały się zaprzątać uwagę czarodzieja. Po tym pełnym dziewczęcych westchnień roku, i drugim, obfitym w coraz bardziej zacierające się wspomnienia, młoda Blackówna zapomniała o potentacie rodu Greengrassów i zajęła się własnym życiem. Zaprzyjaźniła się nawet z młodą Cath Thicknesse, która później została żoną Hyperiona.
Ale dość o historii, przejdźmy do tego, co ma się w kronikach wielkich rodów dopiero zapisać.
Ubrana w elegancką sukienkę do kolan i płaszcz z najlepszego domu krawieckiego w Londynie, aportowała się w okolicy rezydencji Greengrassów. Poprawiła skórzane rękawiczki i spojrzała na maleńki zegareczek. Dokładnie dziesięć minut przed umówioną wizytą. Czyli do drzwi zadzwoni za około dwie, dotarcie do gabinetu Hyperiona zabierze jej około sześciu... Na ogromnym fotelu służącym podejmowaniu interesantów zasiądzie idealnie o umówionym czasie.
Uniosła głowę i spojrzała na ogromną posiadłość Greengrassów. Uśmiechnęła się w duchu - tak, to był dom wystarczająco godny jej jedynej córki.
Ruszyła do misternie kutej bramy i wysunęła różdżkę ze specjalnie zaprojektowanej kieszeni płaszcza. Dotknęła miejsca, w którym powinna być klamka. Coś zaszczękało cicho i rozwarły się oba skrzydła, wpuszczając czarownicę na teren rezydencji.
W foyer podjął ją jeden z usłużnych skrzatów. Zaproponował coś do picia (poprosiła o lemoniadę z gnomią miętą, niesłodzoną), zaoferował zdjęcie odzieży wierzchniej (różdżkę przeniosła więc do torebki) i zaprowadził panią Thomas pod drzwi gabinetu Hyperiona. Zapowiedział ją oficjalnie, a po uzyskaniu pełnej zgody, z ukłonem wpuścił do środka. Zaraz po nim do środka weszła inna skrzatka, przynosząc zamówioną wodę i talerzyk ciasteczek.
Gdy obaj pomocnicy zniknęli, Caliente pozwoliła sobie na delikatny uśmiech powitania.
- Dobry wieczór, mój drogi Hyperionie. Mam nadzieję, że moja wizyta nie przyniosła żadnych niedogodności i jakoś zmieściłeś mnie w swoim harmonogramie?
Caliente ThomasCzarownica - Urodziny : 04/02/1975
Wiek : 49
Skąd : Redhill, Surrey
Krew : czysta
Re: Gabinet
Niemal w tym samym czasie, kiedy Caliente zerkała na swój mały zegareczek Hyperion wyciągnął swój kieszonkowy zegarek. Znał Caliente na tyle dobrze, by wiedzieć, że dorównuje mu punktualnością jak mało kto. Pozbierał więc dokumenty odkładając je pedantycznie na rogu sekretarzyka, a gdy już wszystko było na swoim miejscu oparł się wygodnie w fotelu i złączył palce wpatrując się w drzwi, a gdy się otworzyły wstał, by powitać kobietę.
- Dobry wieczór Caliente. Jak zawsze punktualna. Siadaj proszę - wskazał jej wygodny fotel a gdy zajęła w nim miejsce sam usiadł znów składając dłonie.
- Dla Ciebie zawsze znajdę czas, moja droga - uśmiechnął się nieznacznie. Cóż, gdyby było tak jak mówił spotkaliby się już dawno, tuż po bożonarodzeniowym balu u ministra.
- Cóż więc Cię do mnie sprowadza? - zapytał w końcu, choć oczywiście znał powód wizyty, o czym poinformowała go Cath, ale to Thomas ma do niego interes, więc niech zacznie.
- Dobry wieczór Caliente. Jak zawsze punktualna. Siadaj proszę - wskazał jej wygodny fotel a gdy zajęła w nim miejsce sam usiadł znów składając dłonie.
- Dla Ciebie zawsze znajdę czas, moja droga - uśmiechnął się nieznacznie. Cóż, gdyby było tak jak mówił spotkaliby się już dawno, tuż po bożonarodzeniowym balu u ministra.
- Cóż więc Cię do mnie sprowadza? - zapytał w końcu, choć oczywiście znał powód wizyty, o czym poinformowała go Cath, ale to Thomas ma do niego interes, więc niech zacznie.
Re: Gabinet
Rozsiadła się wygodnie i założyła nogę na nogę. Bywała w tym gabinecie przy tej i innej okazji. Jako organizatorka licznych wydarzeń społeczno-kulturowych często dyskutowała z Greengrassem o ewentualnych dofinansowaniach. Układy z nim były owocne dla obu stron - Caliente udawało się ponownie zaistnieć na bankiecie sygnowanym jej nazwiskiem, Greengrassowie natomiast dostawali swoją łatkę "hojnych i ofiarnych" sponsorów.
Dziś czekała ich dyskusja innej natury, choć, oczywiście, z galeonami w tle. Z Hyperionem nie dało się inaczej.
- Przywiodła mnie tu tęsknota za wygodami tego domu. Dawno nie cieszyłam się towarzystwem waszej rodziny. - "Dawno" oznaczało "odkąd wzięliście sobie tę ruską dziwkę za synową", ale bądźmy kulturalni. - Pamiętasz może bankiet u Ministra?
Spytała tonem, jakby było to podrzędne przyjęcie u średnio zamożnego rodu, gdzie bywało się wyłącznie po to, by przyćmić całą tę nieobytą zgraję nowobogackich.
- Wywiązała się tam całkiem ciekawa dyskusja dotycząca jednej z mniej godnych zaufania rodzin. Vulkodlakowie i ich zachwiana stabilność rynkowa nadal dają ci w kość?
Te zawoalowane przytyki, dobrze dobrane słówka, pozornie obojętne wtrącenia. Caliente była w swoim żywiole.
Dziś czekała ich dyskusja innej natury, choć, oczywiście, z galeonami w tle. Z Hyperionem nie dało się inaczej.
- Przywiodła mnie tu tęsknota za wygodami tego domu. Dawno nie cieszyłam się towarzystwem waszej rodziny. - "Dawno" oznaczało "odkąd wzięliście sobie tę ruską dziwkę za synową", ale bądźmy kulturalni. - Pamiętasz może bankiet u Ministra?
Spytała tonem, jakby było to podrzędne przyjęcie u średnio zamożnego rodu, gdzie bywało się wyłącznie po to, by przyćmić całą tę nieobytą zgraję nowobogackich.
- Wywiązała się tam całkiem ciekawa dyskusja dotycząca jednej z mniej godnych zaufania rodzin. Vulkodlakowie i ich zachwiana stabilność rynkowa nadal dają ci w kość?
Te zawoalowane przytyki, dobrze dobrane słówka, pozornie obojętne wtrącenia. Caliente była w swoim żywiole.
Caliente ThomasCzarownica - Urodziny : 04/02/1975
Wiek : 49
Skąd : Redhill, Surrey
Krew : czysta
Re: Gabinet
- Rzeczywiście dawno Cię tu nie było. Ile to minęło? Rok? - podjął temat tylko czekając aż w końcu przejdzie do sedna. Faktycznie, nietrudno zauważyć, że Thomasów nie było nawet na zaręczynach Williama, a po tym wydarzeniu nie pojawili się w Greengrass Manor ani razu.
- Nie trudno zapomnieć, Caliente - przytaknął mrużąc lekko oczy. Bali i bankietów u Konrada były całe setki, ale dobrze wiedział, że Thomas mówi o ostatnim, bożonarodzeniowym, podczas którego zaproponował jej przejście do planu B. I słowa nie dotrzymał, choć próbowała wprosić się po tym kilka razy. Aż dziwne, że nie zrezygnowała po tym wszystkim, ale skoro Hyperionw końcu zaprosił ją do swojego azylu, mogła być niemal pewna, że z pustymi rekami nie wyjdzie.
- Och, chyba nie przyszłaś tu rozmawiać o moich nieudanych interesach z Vulkodlakami, prawda? - uniósł brew. - Może więc przejdźmy do sedna Twoich.
- Nie trudno zapomnieć, Caliente - przytaknął mrużąc lekko oczy. Bali i bankietów u Konrada były całe setki, ale dobrze wiedział, że Thomas mówi o ostatnim, bożonarodzeniowym, podczas którego zaproponował jej przejście do planu B. I słowa nie dotrzymał, choć próbowała wprosić się po tym kilka razy. Aż dziwne, że nie zrezygnowała po tym wszystkim, ale skoro Hyperionw końcu zaprosił ją do swojego azylu, mogła być niemal pewna, że z pustymi rekami nie wyjdzie.
- Och, chyba nie przyszłaś tu rozmawiać o moich nieudanych interesach z Vulkodlakami, prawda? - uniósł brew. - Może więc przejdźmy do sedna Twoich.
Re: Gabinet
Rezygnacja, stagnacja i niemoc były tej kobiecie odczuciami zupełnie obcymi. Nie wycofała się z prób zapewnienia swojej córce godziwego bytu i dziś, jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, wszelkie starania zostaną wynagrodzone.
- Tak, myślę, że około roku. Tyle mamy do nadrobienia... - rzuciła, sięgając po swoją lemoniadę. Umoczyła usta w płynie, upiła dwa eleganckie łyczki. Zerknęła na Hyperiona znad szklanicy. Wydawał się delikatnie spięty, niecierpliwy. Skoro nie stać go było na kurtuazyjną pogadankę, trudno, przejdzie do konkretów. Choć takich spraw nie powinno się omawiać przy wodzie z cytryną, a czymś głębszym, co z pewnością pozytywnie wpłynęłoby na atmosferę spotkania. Ale skoro tak naciskał... Czyżby mu się spieszyło? Czy Greengrass tracił kontrolę nad sytuacją?
Zmrużyła ciemne oczy, wciąż uśmiechając się uprzejmie.
- Myślę, że obie sprawy są delikatnie powiązane. Gdyby nie te twoje feralne interesy z Vulkodlakami, nie było by okazji do tak przyjemnego spotkania... - Przechyliła głowę, wpatrując się w Szkota w poszukiwaniu znamion jakichkolwiek emocji.
- William rozstaje się z Marianną. Fakt czy plotka? A jeśli fakt, co byłoby punktem wyjścia dla dalszej dyskusji, co zamierzasz zrobić z powstałym wakatem... na narzeczoną syna?
Uniosła brew oczekująco, głowę nieco odchyliła do tyłu, usta przygryzła delikatnie. Nie adorowała go, oczekiwała odpowiedzi, gotowa wychwycić najdrobniejszą zmianę fizjonomii.
- Tak, myślę, że około roku. Tyle mamy do nadrobienia... - rzuciła, sięgając po swoją lemoniadę. Umoczyła usta w płynie, upiła dwa eleganckie łyczki. Zerknęła na Hyperiona znad szklanicy. Wydawał się delikatnie spięty, niecierpliwy. Skoro nie stać go było na kurtuazyjną pogadankę, trudno, przejdzie do konkretów. Choć takich spraw nie powinno się omawiać przy wodzie z cytryną, a czymś głębszym, co z pewnością pozytywnie wpłynęłoby na atmosferę spotkania. Ale skoro tak naciskał... Czyżby mu się spieszyło? Czy Greengrass tracił kontrolę nad sytuacją?
Zmrużyła ciemne oczy, wciąż uśmiechając się uprzejmie.
- Myślę, że obie sprawy są delikatnie powiązane. Gdyby nie te twoje feralne interesy z Vulkodlakami, nie było by okazji do tak przyjemnego spotkania... - Przechyliła głowę, wpatrując się w Szkota w poszukiwaniu znamion jakichkolwiek emocji.
- William rozstaje się z Marianną. Fakt czy plotka? A jeśli fakt, co byłoby punktem wyjścia dla dalszej dyskusji, co zamierzasz zrobić z powstałym wakatem... na narzeczoną syna?
Uniosła brew oczekująco, głowę nieco odchyliła do tyłu, usta przygryzła delikatnie. Nie adorowała go, oczekiwała odpowiedzi, gotowa wychwycić najdrobniejszą zmianę fizjonomii.
Caliente ThomasCzarownica - Urodziny : 04/02/1975
Wiek : 49
Skąd : Redhill, Surrey
Krew : czysta
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Szkocja :: Greenock :: Greengrass Manor
Strona 1 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach