Brama wejściowa
+18
Sanne van Rijn
Gloria Stark
Prince Scott
Dalila Mauric
Charles Wilson
Adrienne Collins
Anthony Wilson
Antonija Vedran
James Scott
Nicolas Socha
Maja Vulkodlak
Cole Bronte
Hannah Wilson
Keitaro Miyazaki
Wyatt Walker
Andrea Jeunesse
Connor Campbell
Brennus Lancaster
22 posters
Strona 4 z 4
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Brama wejściowa
First topic message reminder :
Brama prowadząca do Hogwartu stanowi barierę magiczną dla osób, które próbują wtargnąć do Hogwartu, ale jest też przepustką dla tych, którzy są upoważnieni do dostania się na teren szkoły. Jest to jedyne miejsce prowadzące na teren szkoły - wszystkie inne zostały już dawno zapomniane lub zlikwidowane.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Brama wejściowa
Prince opuścił szkołę dopiero w drugi dzień przerwy świątecznej. Pakował się cały poprzedni wieczór, krążąc wokół kufra i kontemplując nad tym, co jeszcze ze sobą zabrać. Kiedy po dobrych kilku godzinach wszystko było już gotowe, chłopak położył się spać, a następnego ranka wstał skoro świt.
Pozbył się szkolnej piżamy, którą złożył w kostkę i schował pod poduszkę, a sam ubrał się w ubrania, które zwykł nosić kiedy nie był uczniem Hogwartu. Prosta, błękitna koszula i ciemne spodnie do kompletu, włosy spięte z tyłu w kucyk i voila: był gotowy do drogi.
W pokoju wspólnym pożegnało go kilku kolegów, którzy zostawali na święta w szkole lub wybierali się do swoich domów nieco później. Jeszcze inni nie mieli zwyczajnie gdzie wracać, a Prince nie miał odwagi zaprosić nikogo z nich do siebie ze względu na to, że zamek nie należał do niego a do Jeremy'ego i Jamesa. Droga z wieży była długa, ale pokonał ją szybko i ciągnąc za sobą kufer wyszedł na świeże powietrze. Było na tyle ciepło, że nie musiał narzucać na siebie płaszcza.
Zmierzał prosto ku bramie wyjściowej nie zwalniając tempa.
W bramie minął znajomą osobę idącą z naprzeciwka: rudowłosą koleżankę z Gryffindoru, którą dane mu było poznać osobiście całkiem niedawno. Zatrzymał się widząc, że ta również przystanęła.
- Nie wracasz na święta do domu? - Zapytał z czystej ciekawości, przyglądając się dziewczynie. Nie wyglądała na kogoś, kto szykuje się do podróży, a raczej wraca ze spaceru po wiosce.
Pozbył się szkolnej piżamy, którą złożył w kostkę i schował pod poduszkę, a sam ubrał się w ubrania, które zwykł nosić kiedy nie był uczniem Hogwartu. Prosta, błękitna koszula i ciemne spodnie do kompletu, włosy spięte z tyłu w kucyk i voila: był gotowy do drogi.
W pokoju wspólnym pożegnało go kilku kolegów, którzy zostawali na święta w szkole lub wybierali się do swoich domów nieco później. Jeszcze inni nie mieli zwyczajnie gdzie wracać, a Prince nie miał odwagi zaprosić nikogo z nich do siebie ze względu na to, że zamek nie należał do niego a do Jeremy'ego i Jamesa. Droga z wieży była długa, ale pokonał ją szybko i ciągnąc za sobą kufer wyszedł na świeże powietrze. Było na tyle ciepło, że nie musiał narzucać na siebie płaszcza.
Zmierzał prosto ku bramie wyjściowej nie zwalniając tempa.
W bramie minął znajomą osobę idącą z naprzeciwka: rudowłosą koleżankę z Gryffindoru, którą dane mu było poznać osobiście całkiem niedawno. Zatrzymał się widząc, że ta również przystanęła.
- Nie wracasz na święta do domu? - Zapytał z czystej ciekawości, przyglądając się dziewczynie. Nie wyglądała na kogoś, kto szykuje się do podróży, a raczej wraca ze spaceru po wiosce.
Ostatnio zmieniony przez Prince Scott dnia Wto 22 Kwi 2014, 23:42, w całości zmieniany 1 raz
Re: Brama wejściowa
Wracała z Hogsmade rankiem, bo tam spędziła właśnie noc z siostrą, jednak wracała sama, bo Carla postanowiła jeszcze zostać nie wiedząc w sumie po co ale cóż starsza siostra mogła zrobić, była z jakimiś swoimi koleżankami z Ravenclavu to przecież nie będzie ich niańczyć, bo tak naprawdę samej Glorii by się to przydało, miała przecież jeszcze 16 lat.
Płaszczyk, który miała wczoraj teraz niosła przerzuconego na przedramieniu a na sobie miała ubraną prostą kwiecistą sukieneczkę i czarne balerinki, było wyjatkowo ciepło ale co się dziwić wiosna już dawno przybyła do Londynu i bardzo dobrze, to była jej ulubiona pora roku, wszystko budziło się do życia, drzewa i krzewy kwitły, ptaki już składały swoje jajeczka w gniazdach, żyć nie umierać. Jednak mimo to ruda nie była w świetnym nastroju, była może nawet nieco smutna.
- Hej - rzekła kiedy zobaczyła Prince'a i zauważyła, że ciągnie za sobą walizkę, pewnie też wraca na przerwę do Irlandii, no temu to dobrze. Słysząc jego pytanie spuściła wzrok i pokręciła głową - Wczoraj z siostrą dostałyśmy sowę, że rodzice pracują i musimy zostać w te święta w Hogwarcie a cieszyłam się na powrót do Irlandii - powiedziała nieco przygnębiona ale zaraz też złapała się na tym, że przecież powinna być pogodna jak to zwykle u niej bywało to też uśmiechnęła się do chłopaka - A ja widzę, że Ty wracasz, no to miłej podróży i wesołych świąt! - powiedziała już nieco rozchmurzona ale nadal gdzieś tam w środku czuła żal, jednak już starała się to ukryć.
Płaszczyk, który miała wczoraj teraz niosła przerzuconego na przedramieniu a na sobie miała ubraną prostą kwiecistą sukieneczkę i czarne balerinki, było wyjatkowo ciepło ale co się dziwić wiosna już dawno przybyła do Londynu i bardzo dobrze, to była jej ulubiona pora roku, wszystko budziło się do życia, drzewa i krzewy kwitły, ptaki już składały swoje jajeczka w gniazdach, żyć nie umierać. Jednak mimo to ruda nie była w świetnym nastroju, była może nawet nieco smutna.
- Hej - rzekła kiedy zobaczyła Prince'a i zauważyła, że ciągnie za sobą walizkę, pewnie też wraca na przerwę do Irlandii, no temu to dobrze. Słysząc jego pytanie spuściła wzrok i pokręciła głową - Wczoraj z siostrą dostałyśmy sowę, że rodzice pracują i musimy zostać w te święta w Hogwarcie a cieszyłam się na powrót do Irlandii - powiedziała nieco przygnębiona ale zaraz też złapała się na tym, że przecież powinna być pogodna jak to zwykle u niej bywało to też uśmiechnęła się do chłopaka - A ja widzę, że Ty wracasz, no to miłej podróży i wesołych świąt! - powiedziała już nieco rozchmurzona ale nadal gdzieś tam w środku czuła żal, jednak już starała się to ukryć.
Re: Brama wejściowa
Prince od razu zauważył, że Gloria nie tryska entuzjazmem z powodu świąt. Gdy wszystko mu wyjaśniła, już znał powód. Chciało dziewczę wrócić do Irlandii, a nie mogło. Nie znał jej zbyt dobrze, więc nie wiedział co odpowiedzieć. Chyba nic nie mógł na to poradzić. Chyba że...?
- Rozumiem, kiepska sytuacja - powiedział, kiwając lekko głową ze zrozumieniem. Najchętniej zaprosiłby ją do siebie, ale pewnie plotki, które rozeszłyby się po zamku wykurzyłyby Glorię nim ta tylko przeszłaby przez próg zamku. Dlaczego? Bo matka Prince'a rościła sobie prawo do osobistego wyboru panienek dla Księcia.
Dopiero po kilku chwilach przypomniał sobie dlaczego tak żwawo i z zapałem biegł do bramy wyjściowej, aby jak najszybciej teleportować się do Kerry. Przecież jego matka i ojciec wyruszyli już dawno do Cork aby spędzić święta z Cennishami, rodziną jego matki.
- Hej, Gloria, słuchaj - zaczął nieśmiało, kłopocząc się może trochę. - Może chcesz odwiedzić mnie i moją rodzinę podczas świąt? Będzie tylko James i Nancy, Grace.. Może moja ciotka z wujkiem - kontynuował, nie bardzo wiedząc jak podejść do tematu. Czy brak rodziny ją zachęci czy raczej odwrotnie?
- Mówiłaś, że lubisz smoki. Jeremy ma ich kilka na terenie zamku - powiedział ostatecznie, wyciągając chyba najlepszą z kart, które skrywał. Nie wiedział dlaczego ją zaprasza. Chyba po prostu nie chciał się nudzić i nie chciał widzieć tej zawiedzionej miny. - Jeśli się pospieszysz i spakujesz swój kufer, mógłbym tutaj na Ciebie poczekać.
- Rozumiem, kiepska sytuacja - powiedział, kiwając lekko głową ze zrozumieniem. Najchętniej zaprosiłby ją do siebie, ale pewnie plotki, które rozeszłyby się po zamku wykurzyłyby Glorię nim ta tylko przeszłaby przez próg zamku. Dlaczego? Bo matka Prince'a rościła sobie prawo do osobistego wyboru panienek dla Księcia.
Dopiero po kilku chwilach przypomniał sobie dlaczego tak żwawo i z zapałem biegł do bramy wyjściowej, aby jak najszybciej teleportować się do Kerry. Przecież jego matka i ojciec wyruszyli już dawno do Cork aby spędzić święta z Cennishami, rodziną jego matki.
- Hej, Gloria, słuchaj - zaczął nieśmiało, kłopocząc się może trochę. - Może chcesz odwiedzić mnie i moją rodzinę podczas świąt? Będzie tylko James i Nancy, Grace.. Może moja ciotka z wujkiem - kontynuował, nie bardzo wiedząc jak podejść do tematu. Czy brak rodziny ją zachęci czy raczej odwrotnie?
- Mówiłaś, że lubisz smoki. Jeremy ma ich kilka na terenie zamku - powiedział ostatecznie, wyciągając chyba najlepszą z kart, które skrywał. Nie wiedział dlaczego ją zaprasza. Chyba po prostu nie chciał się nudzić i nie chciał widzieć tej zawiedzionej miny. - Jeśli się pospieszysz i spakujesz swój kufer, mógłbym tutaj na Ciebie poczekać.
Re: Brama wejściowa
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, nic nie poradzi na to, ze jej rodzice pracują i czasami im coś takiego wypada, wiedziała, że zarabiają i przecież z czegoś żyć musieli, nie mieli nie wiadomo ile pieniędzy ale też nie biedowali jak niektórzy, ot zwykła pospolita rodzinka. Już miała wracać do zamku by dłużej nie zatrzymywać chłopaka zwłaszcza, że pewnie bardzo się spieszył kiedy to on znowu się odezwał. Przy jego pierwszych słowach i propozycji zaczęła drapać się po karku nie wiedząc co powiedzieć i czy się zgodzić czy nie, zresztą nie znali się tak dobrze i zostawiłaby Carle samą? Już miała odmówić a raczej nie wiedziała co ma zrobić tak naprawdę jednak Prince zaczął gadać o smokach o których całkowicie zapomniała, przecież mieszkali obok rezerwatu! Oczy zrobiła duże i buzia już jej się roześmiała, nawet w przypływie emocji podskoczyła i zaklaskała.
- Jeja, pewnie, smoki! O boziu, zobaczę smoki, pewnie są takie niesamowite! - powiedziała i chłopak już musiał wiedzieć, że dziewczyna się zgadza. Gdy jej siostra dowie się o smokach to na pewno jej wybaczy no i Gloria jej to wynagrodzi jakoś, na pewno!
- Tak, tak, już jestem spakowana nawet, czekaj! - powiedziała szybko i pobiegła w stronę Hogwartu po drodze jeszcze o mało co się nie zabijając na schodach. Oczywiście żeby było szybciej skorzystała jeszcze z tych ruchomych cicho prosząc żeby nie wywinęły jej jakiegoś numeru i nie zawiozły gdzieś na III piętro na przykład!
Szybko się zebrała i nie było jej zaledwie kilka minut, potem cała zdyszana z kuferkiem za sobą już stała obok tego chyba lepszego Scotta.
- Już jestem zwarta i gotowa do drogi! - powiedziała już cała zarumieniona od biegu, a jednak coś miłego jej się wydarzy w te święta wielkanocne.
- Jeja, pewnie, smoki! O boziu, zobaczę smoki, pewnie są takie niesamowite! - powiedziała i chłopak już musiał wiedzieć, że dziewczyna się zgadza. Gdy jej siostra dowie się o smokach to na pewno jej wybaczy no i Gloria jej to wynagrodzi jakoś, na pewno!
- Tak, tak, już jestem spakowana nawet, czekaj! - powiedziała szybko i pobiegła w stronę Hogwartu po drodze jeszcze o mało co się nie zabijając na schodach. Oczywiście żeby było szybciej skorzystała jeszcze z tych ruchomych cicho prosząc żeby nie wywinęły jej jakiegoś numeru i nie zawiozły gdzieś na III piętro na przykład!
Szybko się zebrała i nie było jej zaledwie kilka minut, potem cała zdyszana z kuferkiem za sobą już stała obok tego chyba lepszego Scotta.
- Już jestem zwarta i gotowa do drogi! - powiedziała już cała zarumieniona od biegu, a jednak coś miłego jej się wydarzy w te święta wielkanocne.
Re: Brama wejściowa
Widząc jej początkowe wahanie sądził, że się nie zgodzi. Może i lepiej. Nie wiedział, czy ta propozycja nie jest zbyt śmiała i czy nie zostanie odczytana w zły sposób. Kiedy jednak wykrzyknęła z entuzjazmem, że się zgadza, Prince uśmiechnął się i pokiwał głową na znak, że poczeka na nią.
Gdy oddaliła się od bramy, spojrzał ukradkiem na zegarek, a potem przysiadł na swoim wielkim kufrze, czekając na Gryfonkę. Zjawiła się zadziwiająco szybko. Gdy tylko pojawiła się na horyzoncie, wstał.
- Gotowa? No to lecimy - powiedział, wystawiając przed siebie ramię, aby je złapała. Miał zamiar się teleportować. - Będzie fajnie, zobaczysz. A teraz trzymaj się mocno!
Po tych słowach szarpnęło i dwójka nastolatków teleportowała się tuż za szkolną bramą ku Kerry, zielonym terenom pięknej i starej Irlandii.
Gdy oddaliła się od bramy, spojrzał ukradkiem na zegarek, a potem przysiadł na swoim wielkim kufrze, czekając na Gryfonkę. Zjawiła się zadziwiająco szybko. Gdy tylko pojawiła się na horyzoncie, wstał.
- Gotowa? No to lecimy - powiedział, wystawiając przed siebie ramię, aby je złapała. Miał zamiar się teleportować. - Będzie fajnie, zobaczysz. A teraz trzymaj się mocno!
Po tych słowach szarpnęło i dwójka nastolatków teleportowała się tuż za szkolną bramą ku Kerry, zielonym terenom pięknej i starej Irlandii.
Re: Brama wejściowa
Od momentu kiedy tylko dostała wiadomość od Wilsona, aż do tej pory kompletnie nie mogła się skupić. I właśnie z tego powodu nie lubiła niespodzianek. Z kolei z drugiej strony medalu była bardzo, ale to bardzo, ciekawa co takiego tajemniczego chłopak zaplanował na wieczór, że aż musiał poinformować ją o tym z samego rana.
Teraz, podążając za zapachem ciekawości, zmierzała ku Bramie Wyjściowej, którą Szkot wyznaczył jako miejsce spotkania. Swymi wielkimi, czekoladowymi ślepiami skanowała obszar wokół ceglanego wyjścia, prowadzącego do magicznej wioski, nie mogąc wyłapać sylwetki Ślizgona. Czyżby się spóźniał na spotkanie, które sam zorganizował? Holenderka westchnęła ciężko, będąc już lekko podirytowaną, po czym odgarnęła niesforne kosmyki za ucho, w którym widniało kilka srebrnych kolczyków, które Femke własnoręcznie wbiła w ucho siostry.
- Ahh ten Wilson... - mruknęła pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą. Oparła się o chłodny ceglany mur, przymknęła powieki i wystawiła twarz do coraz bardziej zniżającego się słońca.
Teraz, podążając za zapachem ciekawości, zmierzała ku Bramie Wyjściowej, którą Szkot wyznaczył jako miejsce spotkania. Swymi wielkimi, czekoladowymi ślepiami skanowała obszar wokół ceglanego wyjścia, prowadzącego do magicznej wioski, nie mogąc wyłapać sylwetki Ślizgona. Czyżby się spóźniał na spotkanie, które sam zorganizował? Holenderka westchnęła ciężko, będąc już lekko podirytowaną, po czym odgarnęła niesforne kosmyki za ucho, w którym widniało kilka srebrnych kolczyków, które Femke własnoręcznie wbiła w ucho siostry.
- Ahh ten Wilson... - mruknęła pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą. Oparła się o chłodny ceglany mur, przymknęła powieki i wystawiła twarz do coraz bardziej zniżającego się słońca.
Re: Brama wejściowa
Anthony faktycznie wysłał już nieco wcześniej sowę do krukonki. Nie miał ochoty siedzieć już dłużej w szkole, bo te jej mury chyba doprowadzały go do lekkiej depresji. Wilson miał wrażenie, że z Sanne będzie mógł napić się wódki i ewentualnie zapalić jakiejś mugolskiej trawy, no bo przecież dziewczyna pochodziła z Holandii w sumie stolicy tego "narkotyku".
Zanim wyszedł ubrał na siebie jak zwykle cały czarny zestaw ciuchów i zabrał papierosy, bo alkohol i reszta miał w domu u An. Wiedząc, że jest spóźniony może kilka minut przyśpieszył kroku i już po chwili stał obok Holenderki z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Ten Wilson ma dla Ciebie propozycje- powitał się w dość niekonwencjonalny sposób i patrzył na nią mrużąc oczy. - Co to się stało? ładnie dziś wyglądasz...- komplement z jego ust zawsze był dość nietypowy, ale Ci co go znali zazwyczaj nie bardzo się tym przejmowali.
- To co idziemy do mnie?- poruszał brwiami i kiwnął głową w stronę wioski - tak tak, uprzedzam Twoje pytanie chcę Cię uprowadzić i wziąć za Ciebie okup - wywrócił oczami bo wiedział, że pojawią się pytania typu "gdzie idziemy?" "po co?".
Zanim wyszedł ubrał na siebie jak zwykle cały czarny zestaw ciuchów i zabrał papierosy, bo alkohol i reszta miał w domu u An. Wiedząc, że jest spóźniony może kilka minut przyśpieszył kroku i już po chwili stał obok Holenderki z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Ten Wilson ma dla Ciebie propozycje- powitał się w dość niekonwencjonalny sposób i patrzył na nią mrużąc oczy. - Co to się stało? ładnie dziś wyglądasz...- komplement z jego ust zawsze był dość nietypowy, ale Ci co go znali zazwyczaj nie bardzo się tym przejmowali.
- To co idziemy do mnie?- poruszał brwiami i kiwnął głową w stronę wioski - tak tak, uprzedzam Twoje pytanie chcę Cię uprowadzić i wziąć za Ciebie okup - wywrócił oczami bo wiedział, że pojawią się pytania typu "gdzie idziemy?" "po co?".
Anthony WilsonKlasa VII - Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : wilkołak
Re: Brama wejściowa
W sumie cieszyła się, że ktoś postanowił wyciągnąć ją z zimnych, wilgotnych i zatęchłych szkolnych murów. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że poranna mgła ustąpi miejsca ciepłym, słonecznym promieniom.
- Spóźniłeś się - dość nietypowo się z nim przywitała, uchylając powieki, aby móc przeskanować oblicze Wilsona. - Teraz nie wiem czy będę skłonna przystać na twoją propozycję - posłała mu diabelski uśmiech w stylu "postaraj się bardziej". Dobra, może spóźnił się tylko kilka minut, ale Sanne lubiła się bawić w takie gierki, więc kiedy teraz nadarzyła się do tego okazja nie mogła sobie tego odpuścić. Znali się z Wilsonem dość długo, żeby mógł się zorientować o co tak naprawdę teraz chodziło Holenderce.
- Nie próbuj mnie przekupić komplementami - odparła i spojrzała na niego pobłażliwie. Jeżeli rozwichrzoną fryzurę, zero makijażu i bawełnianą sukienkę w jednolitym, pudrowym kolorze uważał za ładne, to chyba naprawdę coś było z nim nie tak. A może po prostu doceniał naturalność Sanke?
- Okup? - zapytała i roześmiała się perliście, łapiąc się za brzuch. - Lepiej byś się dorobił porywając którąś z sióstr Vedran. Słyszałam, że są jakoś tam spokrewnione z Dyrektorem - tym razem to ona poruszyła wymownie brwiami, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, iż Anthony zna obie wspomniane dziewczyny.
- A więc prowadź, Romeo, do swej twierdzy Montecchi - odparła wzniośle, uśmiechając się szeroko, co było znakiem dla Szkota, że po prostu sobie żartuje. Nie miała pojęcia co będą tam robić i dlaczego wybierają się akurat tam, ale postanowiła nie rozgrzebywać tematu i po prostu... zaszaleć? Z drugiej strony słyszała, że Wilson, zarówno jak i COry, pomieszkują u Jeunesse i była straszliwie ciekawa jak to tam wszystko u nich wygląda.
- Spóźniłeś się - dość nietypowo się z nim przywitała, uchylając powieki, aby móc przeskanować oblicze Wilsona. - Teraz nie wiem czy będę skłonna przystać na twoją propozycję - posłała mu diabelski uśmiech w stylu "postaraj się bardziej". Dobra, może spóźnił się tylko kilka minut, ale Sanne lubiła się bawić w takie gierki, więc kiedy teraz nadarzyła się do tego okazja nie mogła sobie tego odpuścić. Znali się z Wilsonem dość długo, żeby mógł się zorientować o co tak naprawdę teraz chodziło Holenderce.
- Nie próbuj mnie przekupić komplementami - odparła i spojrzała na niego pobłażliwie. Jeżeli rozwichrzoną fryzurę, zero makijażu i bawełnianą sukienkę w jednolitym, pudrowym kolorze uważał za ładne, to chyba naprawdę coś było z nim nie tak. A może po prostu doceniał naturalność Sanke?
- Okup? - zapytała i roześmiała się perliście, łapiąc się za brzuch. - Lepiej byś się dorobił porywając którąś z sióstr Vedran. Słyszałam, że są jakoś tam spokrewnione z Dyrektorem - tym razem to ona poruszyła wymownie brwiami, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, iż Anthony zna obie wspomniane dziewczyny.
- A więc prowadź, Romeo, do swej twierdzy Montecchi - odparła wzniośle, uśmiechając się szeroko, co było znakiem dla Szkota, że po prostu sobie żartuje. Nie miała pojęcia co będą tam robić i dlaczego wybierają się akurat tam, ale postanowiła nie rozgrzebywać tematu i po prostu... zaszaleć? Z drugiej strony słyszała, że Wilson, zarówno jak i COry, pomieszkują u Jeunesse i była straszliwie ciekawa jak to tam wszystko u nich wygląda.
Re: Brama wejściowa
ROK SZKOLNY 2014/2015
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Brama wejściowa
Słysząc jego uwagę o prezencie świątecznym kąciki jej pełnych warg uniosły się nieco wyżej. Nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć iż sprawienie prezentu Mii to niezbyt łatwa sprawa. Wszyscy z góry zakładali iż bogatą Roszpunkę ucieszy tylko to co beznadziejnie drogie i beznadziejnie rzadkie. Nie zdziwiłaby się wcale gdyby właśnie teraz w głowie Matty układał plan obrabowania Grinotta, albo plan odnalezienia kopalni drogich kamieni. Każdy jej bliski wiedział, iż dla tej uroczej Ślizgonki piękno tkwi w prostocie, więc wszystko co będzie choć trochę błyszczeć będzie zaakceptowane z szerokim uśmiechem i trzymane w kufrze dziewczyny jak największy na świecie skarb. Dlatego nie chciała żeby bardzo się tym martwił.
- Lubię proste rzeczy, Matty - rzuciła podpowiedź i potem wyciągnęła wisiorek wiszący na zwykłym rzemyku na jej szyi. Idealna podpowiedź. Zwykły oszlifowany kamień w kolorze różu odznaczał się na białym materiale jej sukienki. Nie trzeba było geniuszu aby zobaczyć iż jest to zwykły ametyst. I to nie ten co zwykle. Ten co zwykle miał inną formę i przyozdobiony był złotem goblinów, ale niestety zepsuła się w nim zawieszka i musiała go odesłać do mamy, aby coś z tym zrobiła. Ten był jej zastępczym kamieniem. I nie był wyszukany, ale nie można było odmówić mu swego rodzaju piękna. I takie właśnie rzeczy lubiła Mia. A najbardziej lubiła wszelkiego rodzaju kamienie naturalne. Miała swoją małą skrzyneczkę pełną biżuterii w którą ktoś wmontował najróżniejsze dobra: ametysty, akwamaryny, agaty i tak dalej i tak dalej. Magia w nich zamknięta oddziaływała na pół-wilę więc pewnie stąd ta cała kolekcja.
- Pociągiem? To zmienia postać rzeczy! - uśmiechnęła się szeroko. Nie była fanką podróży tym środkiem lokomocji, ale po tylu latach zdążyła przywyknąć do tego już na tyle, żeby jej żołądek nie wykonywał dziwnych wibracji w trakcie. Lepiej czuła się teleportując, ale nigdy jeszcze nie udało się jej znaleźć w wyznaczonym miejscu. Kurs teleportacji był zdecydowanie najgorszą rzeczą jaką musiała znosić przed swoimi siedemnastymi urodzinami. Podniosła się z gracją i jeszcze cmoknęła go radośnie w policzek słysząc jego słowa.
- Nie wystawię Cię! - obiecała wychodząc z dormitorium kątem oka zauważając jeszcze całkiem apetycznie zbudowaną klatkę piersiową Ślizgona.
Niecałe pół godziny później szła przez błonia ubrana w czarny płaszczyk i wysokie kozaczki które kończyły się za jej kolanami, tuż przed miejscem gdzie rozpoczynała się jasnoniebieska spódniczka. Włosy miała rozpuszczone, a szyję owiniętą brązowym szalikiem który jedynie podkreślał kolor jej tęczówek. Na twarzy Ślizgonki gościł szeroki uśmiech kiedy przemierzała kolejne stopnie schodków prowadzących na błoniach. Wyglądała jak zwykle w te dni w które można opuścić zamek. Sakiewka pełna galeonów, portfel pełen mugolskich pieniędzy, różdżka i klucze od mieszkania spoczywały w jej magicznie powiększonej kieszeni płaszcza, więc nie miała ze sobą nawet torebki. Z resztą- nigdy nie lubiła torebek. Sądziła, że to zbędny dodatek który można w każdej chwili zgubić. Wolała wszystko nosić w kieszeniach. Jak teraz. Gdy znalazła się tuż koło bramy rozejrzała się wokół chcąc dostrzec Ślizgona. Na jego nieszczęście- jeszcze nie dotarł. Dzisiejsze wymknięcie się z zamku nie będzie nawet wymknięciem. Przynajmniej dla Mii. Nie mniej jednak wyjście ze szkoły w sobotnie południe nie jest jakimś wielkim wyczynem. To nawet normalne. Tak, ich plan może wypalić. Gdy chłopak się pojawił posłała mu nieco ostrzejsze spojrzenie.
- Nie spóźniaj się, kochanie. To niegrzeczne - upomniała go z uśmiechem po czym przestąpiła z nogi na nogę czekając na jego decyzje.
- Lubię proste rzeczy, Matty - rzuciła podpowiedź i potem wyciągnęła wisiorek wiszący na zwykłym rzemyku na jej szyi. Idealna podpowiedź. Zwykły oszlifowany kamień w kolorze różu odznaczał się na białym materiale jej sukienki. Nie trzeba było geniuszu aby zobaczyć iż jest to zwykły ametyst. I to nie ten co zwykle. Ten co zwykle miał inną formę i przyozdobiony był złotem goblinów, ale niestety zepsuła się w nim zawieszka i musiała go odesłać do mamy, aby coś z tym zrobiła. Ten był jej zastępczym kamieniem. I nie był wyszukany, ale nie można było odmówić mu swego rodzaju piękna. I takie właśnie rzeczy lubiła Mia. A najbardziej lubiła wszelkiego rodzaju kamienie naturalne. Miała swoją małą skrzyneczkę pełną biżuterii w którą ktoś wmontował najróżniejsze dobra: ametysty, akwamaryny, agaty i tak dalej i tak dalej. Magia w nich zamknięta oddziaływała na pół-wilę więc pewnie stąd ta cała kolekcja.
- Pociągiem? To zmienia postać rzeczy! - uśmiechnęła się szeroko. Nie była fanką podróży tym środkiem lokomocji, ale po tylu latach zdążyła przywyknąć do tego już na tyle, żeby jej żołądek nie wykonywał dziwnych wibracji w trakcie. Lepiej czuła się teleportując, ale nigdy jeszcze nie udało się jej znaleźć w wyznaczonym miejscu. Kurs teleportacji był zdecydowanie najgorszą rzeczą jaką musiała znosić przed swoimi siedemnastymi urodzinami. Podniosła się z gracją i jeszcze cmoknęła go radośnie w policzek słysząc jego słowa.
- Nie wystawię Cię! - obiecała wychodząc z dormitorium kątem oka zauważając jeszcze całkiem apetycznie zbudowaną klatkę piersiową Ślizgona.
Niecałe pół godziny później szła przez błonia ubrana w czarny płaszczyk i wysokie kozaczki które kończyły się za jej kolanami, tuż przed miejscem gdzie rozpoczynała się jasnoniebieska spódniczka. Włosy miała rozpuszczone, a szyję owiniętą brązowym szalikiem który jedynie podkreślał kolor jej tęczówek. Na twarzy Ślizgonki gościł szeroki uśmiech kiedy przemierzała kolejne stopnie schodków prowadzących na błoniach. Wyglądała jak zwykle w te dni w które można opuścić zamek. Sakiewka pełna galeonów, portfel pełen mugolskich pieniędzy, różdżka i klucze od mieszkania spoczywały w jej magicznie powiększonej kieszeni płaszcza, więc nie miała ze sobą nawet torebki. Z resztą- nigdy nie lubiła torebek. Sądziła, że to zbędny dodatek który można w każdej chwili zgubić. Wolała wszystko nosić w kieszeniach. Jak teraz. Gdy znalazła się tuż koło bramy rozejrzała się wokół chcąc dostrzec Ślizgona. Na jego nieszczęście- jeszcze nie dotarł. Dzisiejsze wymknięcie się z zamku nie będzie nawet wymknięciem. Przynajmniej dla Mii. Nie mniej jednak wyjście ze szkoły w sobotnie południe nie jest jakimś wielkim wyczynem. To nawet normalne. Tak, ich plan może wypalić. Gdy chłopak się pojawił posłała mu nieco ostrzejsze spojrzenie.
- Nie spóźniaj się, kochanie. To niegrzeczne - upomniała go z uśmiechem po czym przestąpiła z nogi na nogę czekając na jego decyzje.
Re: Brama wejściowa
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Brama wejściowa
Oczywiście, że wbrew temu co napisała w liście do Corteza, musiała się upewnić, że jej rodzinny dom jest gotowy na przyjęcie gości. Kiedy pierwszy raz napisała do taty z pytaniem czy skrzatka babci mogłaby zetrzeć kurze w jej pokoju, rodzice byli pewni, że Krukonka wykorzystuje okazję na zorganizowanie imprezy. Nie wyprowadziła ich z błędu. To był taki oczywisty domysł... właśnie dlatego w swoich wiadomościach do Aleksa podkreślała, że nie ma na to czasu. Miała nadzieję, że chłopak uszanuje jej prośbę i skupią się przez te dwa dni na zrobienie porządnego kontentu, który ustawi ją na ten semestr. Normalnie poczekałaby z sesją jeszcze z miesiąc, kiedy zrobi się trochę cieplej, a chłopak będzie mógł mieć na sobie miej warstw, ale trzeba było kuć żelazo póki gorące. A tak dokładniej... Robić interes, póki każdy pamiętał gorący pocałunek Ślizgona na szkolnym balu.
Stanęła pod bramą wejściową na szkolne tereny punkt 16:00 w piątek. Miała na sobie niebieski sweter, szare legginsy z niebieskimi ocieplaczami i biały, puchowy płaszcz. Na plecach plecach z potrzebnymi jej szpargałami, a w rękach ozdobna szkatułka z licznymi, kolorowymi lusterkami. Tutaj musiał być świstoklik do domu, o którym wspominała chłopakowi.
Stanęła pod bramą wejściową na szkolne tereny punkt 16:00 w piątek. Miała na sobie niebieski sweter, szare legginsy z niebieskimi ocieplaczami i biały, puchowy płaszcz. Na plecach plecach z potrzebnymi jej szpargałami, a w rękach ozdobna szkatułka z licznymi, kolorowymi lusterkami. Tutaj musiał być świstoklik do domu, o którym wspominała chłopakowi.
Re: Brama wejściowa
Sam nie miał pojęcia jak zareagować na słowa które dostał w odpowiedzi. Jednak skoro Stella miała plany na dalszą część weekendu, to nie zamierzał zmieniać dziewczynie planów. Dostosuje się do jej harmonogramu, w sumie i tak robił to raczej dla przyjemności niż faktycznie po to aby zarobić. Stellę polubił na balu i uznał, że jeśli w taki sposób może Jej nieco pomóc to dlaczego by nie. A Ona sama mogła zdobyć coś, czego nie posiadały żadne inne dziewczęta w Hogwarcie. Jakąś część jego na wyłączność.
Po raz pierwszy w życiu przybył na czas, spoglądając nerwowo na kieszonkowy zegarek. Wybiła na nim umówiona godzina, a on pędził nieco zdyszany. Bardzo nie lubił się spóźniać, tak bardzo nienawidził... A miał niestety niewiele czasu. Po zajęciach ruszył jeszcze z torbą zapakowaną kilkoma parami ubrań, różnymi o dziwo, nie tylko garniturami - jakby to zasugerowali złośliwi - do pobliskiej wioski. Tam nie wiedząc dokładniej jakie wino preferuje Krukonka długo stał, zastanawiając się nad wyborem. Czytając etykietki i przepytując sklepikarza, o odczucia smakowe większości z trunków, które go jakoś zaciekawiły. Robił to zdecydowanie za długo. W końcu zdecydował się na trzy butelki. Dwa czerwone wina, słodkie i półsłodkie i jedno białe wytrawne. Sklepikarz nie mógł się ich nachwalić. Dziedzic rodu Cortezów bezczelnie poprosił aby rozliczenie spoczęło na jego rodzinie. Z czym uśmiechnięty i miły sklepikarz nie miał najmniejszego problemu kiedy usłyszał jego nazwisko. Wszakże młody Cortez nie zwykł nosić przy sobie takiej ilości galeonów, a do banku nie miał czasu już skoczyć. Wtedy już w ogóle by nie zdążył. Ba! Przybył by na miejsce z godzinnym lub nawet i dwu opóźnieniem. A na coś takiego nigdy by sobie nie pozwolił. Wolał tłumaczyć się później z tego rachunku swojej matce, niż dopuścić do takowej sytuacji.
- Cześć! Jestem, wybacz, że czekałaś. - Wydyszał i zatrzymał się przy blondynce posyłając przepraszający uśmiech. On był znany z tego, że był punktualny, zawsze przed czasem. A kiedy przy niej się zatrzymał, było już dwie po! Ujma na honorze Aleksandra Corteza.
Poprawił na sobie czarny zestaw garnituru, który to ostatnio tak sobie upodobał nosić. Chcąc jednocześnie się zlać w cieniem i nie rzucać zbytnio w oczy z wiadomo jakiego powodu. Spojrzał się na obładowaną rzeczami dziewczynę i nie pytając nawet o zdanie odebrał od Niej to co miała przewieszone na plecach i sam sobie to zarzucił pozostawiając jedną rękę cały czas wolną. Ta przecież będzie mu potrzebna do tego aby się złapać dziewczyny przed przeniesieniem się w zupełnie inne miejsce.
- Jestem gotowy do drogi.- Odezwał się dając znak, że może ich przenosić kiedy tylko chce.
Po tym jak to już miała okazję wcześniej się przekonać Stella, nie uznając granic strefy przestrzeni osobistej złapał blondynkę za rękę, zaciskając nieco swoją, aby nie doszło do oderwania ich od siebie podczas przenoszenia.
Po raz pierwszy w życiu przybył na czas, spoglądając nerwowo na kieszonkowy zegarek. Wybiła na nim umówiona godzina, a on pędził nieco zdyszany. Bardzo nie lubił się spóźniać, tak bardzo nienawidził... A miał niestety niewiele czasu. Po zajęciach ruszył jeszcze z torbą zapakowaną kilkoma parami ubrań, różnymi o dziwo, nie tylko garniturami - jakby to zasugerowali złośliwi - do pobliskiej wioski. Tam nie wiedząc dokładniej jakie wino preferuje Krukonka długo stał, zastanawiając się nad wyborem. Czytając etykietki i przepytując sklepikarza, o odczucia smakowe większości z trunków, które go jakoś zaciekawiły. Robił to zdecydowanie za długo. W końcu zdecydował się na trzy butelki. Dwa czerwone wina, słodkie i półsłodkie i jedno białe wytrawne. Sklepikarz nie mógł się ich nachwalić. Dziedzic rodu Cortezów bezczelnie poprosił aby rozliczenie spoczęło na jego rodzinie. Z czym uśmiechnięty i miły sklepikarz nie miał najmniejszego problemu kiedy usłyszał jego nazwisko. Wszakże młody Cortez nie zwykł nosić przy sobie takiej ilości galeonów, a do banku nie miał czasu już skoczyć. Wtedy już w ogóle by nie zdążył. Ba! Przybył by na miejsce z godzinnym lub nawet i dwu opóźnieniem. A na coś takiego nigdy by sobie nie pozwolił. Wolał tłumaczyć się później z tego rachunku swojej matce, niż dopuścić do takowej sytuacji.
- Cześć! Jestem, wybacz, że czekałaś. - Wydyszał i zatrzymał się przy blondynce posyłając przepraszający uśmiech. On był znany z tego, że był punktualny, zawsze przed czasem. A kiedy przy niej się zatrzymał, było już dwie po! Ujma na honorze Aleksandra Corteza.
Poprawił na sobie czarny zestaw garnituru, który to ostatnio tak sobie upodobał nosić. Chcąc jednocześnie się zlać w cieniem i nie rzucać zbytnio w oczy z wiadomo jakiego powodu. Spojrzał się na obładowaną rzeczami dziewczynę i nie pytając nawet o zdanie odebrał od Niej to co miała przewieszone na plecach i sam sobie to zarzucił pozostawiając jedną rękę cały czas wolną. Ta przecież będzie mu potrzebna do tego aby się złapać dziewczyny przed przeniesieniem się w zupełnie inne miejsce.
- Jestem gotowy do drogi.- Odezwał się dając znak, że może ich przenosić kiedy tylko chce.
Po tym jak to już miała okazję wcześniej się przekonać Stella, nie uznając granic strefy przestrzeni osobistej złapał blondynkę za rękę, zaciskając nieco swoją, aby nie doszło do oderwania ich od siebie podczas przenoszenia.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Brama wejściowa
W swoich wiadomościach starała się zachować umiar... taki jaki wypadało w tej sytuacji zachować. Ale to nie tak, że podchodziła do tej całej wycieczki zupełnie na chłodno. Kalkulowała, odgrażała się jaka to jest zabiegana, ale był to w końcu - CORTEZ. Ten Aleksander, który za każdym razem, kiedy przekraczał popularnie utarte granice przestrzeni osobistej, sprawiał, że mimowolnie się rumieniła, a serce zaczynało bić niejednostajnie. Zdecydowanie nie miała takich samych reakcji względem każdego chłopaka, któremu prowadziła fanklub i handlowała jego zdjęciami.
Uśmiechnęła się do siebie mimowolnie, kiedy zobaczyła go pędzącego z daleka. Był w tym swoim zwyczajowym garniturze, przez co wyglądało to dość zabawnie. Stark oczywiście nie pomyślała wcześniej o byciu incognito, no bo przecież zaraz pół szkoły wypłynie z zamku by zachlać dzioby na weekend w Hogsmeade, więc jej biały płaszcz zabawnie kontrastował z jego pogrzebową kreacją. Zachowała jednak tą uwagę dla siebie, a gdy stanął obok niej odpowiedziała grzecznie:
- Hej, nie przejmuj się, nie czekałam długo.
Jak zwykle ją zaskoczył, kiedy nagle odebrał jej plecak. Podskoczyła trochę przy tym geście, ale zaraz się opanowała i po prostu przyrzekła sobie lecieć dalej z tym flow chłopaka.
- Oki, daj mi moment. - otworzyła szkatułkę, a z jej wnętrza wyleciał złoty kluczyk ze srebrnymi skrzydełkami. Pudełko zniknęło w magicznym wirze, a Stella ponownie posłała uśmiech chłopakowi, który teraz mocno ją trzymał za rękę.
- Do zobaczenia w Killarney - zaraz po tych słowach wyciągnęła wolną rękę i złapała złoty kluczyk.
Puf. Oboje zniknęli.
Uśmiechnęła się do siebie mimowolnie, kiedy zobaczyła go pędzącego z daleka. Był w tym swoim zwyczajowym garniturze, przez co wyglądało to dość zabawnie. Stark oczywiście nie pomyślała wcześniej o byciu incognito, no bo przecież zaraz pół szkoły wypłynie z zamku by zachlać dzioby na weekend w Hogsmeade, więc jej biały płaszcz zabawnie kontrastował z jego pogrzebową kreacją. Zachowała jednak tą uwagę dla siebie, a gdy stanął obok niej odpowiedziała grzecznie:
- Hej, nie przejmuj się, nie czekałam długo.
Jak zwykle ją zaskoczył, kiedy nagle odebrał jej plecak. Podskoczyła trochę przy tym geście, ale zaraz się opanowała i po prostu przyrzekła sobie lecieć dalej z tym flow chłopaka.
- Oki, daj mi moment. - otworzyła szkatułkę, a z jej wnętrza wyleciał złoty kluczyk ze srebrnymi skrzydełkami. Pudełko zniknęło w magicznym wirze, a Stella ponownie posłała uśmiech chłopakowi, który teraz mocno ją trzymał za rękę.
- Do zobaczenia w Killarney - zaraz po tych słowach wyciągnęła wolną rękę i złapała złoty kluczyk.
Puf. Oboje zniknęli.
Re: Brama wejściowa
To był ciężki rok, ale może też trochę oczyszczający dla panienki Xakly, która przedostatnią klasę spędziła w Durmstrangu. Po tym wszystkim co jej się tu przytrafiło, jej brat Vin doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem będzie przenieść ją jak najdalej stąd, do innej szkoły i kompletnie innego towarzystwa. Odpocząć od wszystkich afer w której uczestniczyła zanim opuściła szkolne mury. Jedno było pewne- Iris nie wróciła taka sama- nie była już cichą myszką z kolorowymi włosami na głowie i głupkowatym przepraszającym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. To co przytrafiło jej się tu wcześniej w jakiś sposób ją wykreowało, wzmocniło i nie miała zamiaru rozdrapywać starych ran rozpamiętując te wszystkie nieprzyjemne sytuację. Durmstrang był kompletnie innym miejscem niż ta tutaj szkoła w Anglii- większy rygor, większy nacisk na naukę i tak, Iris kompletnie zatraciła się w książkach i stosie notatek. Tak bardzo skupiła się na eliksirach by choć trochę przypominać swojego brata, że kompletnie zaniedbała jakiekolwiek relację międzyludzkie nie tworząc nic z nikim w Durmstrangu. Więc kiedy Vin postanowił znów przeprowadzić się do Anglii, dziewczyna nie miała wyboru. Musiała powrócić tutaj wraz z bratem, bo była to jedyna rodzina jaką miała i była od niego kompletnie zależna. Jakkolwiek nie prosiła, nie błagała i nie starała się go przekonać by tego nie robił, by nie wracać do Hogwartu, to Vincent zostawał nieugięty. Dostał dobrze płatną pracę w Londynie, klamka zapadła. Była wściekła, wcale nie chciała tu wracać i tak naprawdę nie miała po co. Wszystko co miała w tym zamku zniknęło w momencie kiedy brat SPAKOWAŁ jej kufer prawie dwa lata temu i kazał wyjechać w trybie pilnym. Tak, to był zdecydowanie ciężki rok, ale jak bardzo zmieniający wszystko. Jednak ona znów tu była. W tej szkole, w której zdarzyło jej się tyle krzywdy i nie miała wyboru, musiała dokończyć siódma klasę i później będzie mogła uciec jak najdalej od tego zepsutego miejsca. Musiała tylko znów skupić się na eliksirach, zatracić w nauce i książkach.
Westchnęła głęboko przekraczając szkolna bramę razem z wielkim, czarnym kufrem w ręce, ubrana w czerwono złotą spódniczkę szkolną i sweterek o takich samych kolorach, na nogi naciągnięte miała czarne zakolanówki i czarna kurtkę narzuciła na ramiona by kompletnie nie zamarznąć podczas drogi. Nie podejrzewała, że będzie tu tak zimno, dlatego jej pełne policzki przyozdabiały lekko czerwone rumieńce. Wchodząc zaledwie kilka kroków za bramę poczuła jak kufer wymyka jej się spod palców i upada z głuchym łoskotem na ziemie otwierając się przy tym na oścież. Niczego jej bardziej nie brakowało niż upokorzenia w takim stylu na samym wstępie. Wszystkie ubrania, wraz z bielizna i nawet jej misiem z dzieciństwa pięknie przyozdobiły teraz wejście do szkoły, smagane we wszystkie strony świata porywistym wiatrem.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę.- mruknęła pod nosem do siebie i rozejrzała się w koło, zauważając jedynie postać jakiegoś chłopaka, pod którego nogi w tym momencie podfrunął jej czarny koronkowy stanik z wyszytymi na złoto inicjałami I.X na ramiączkach. Ot prezent od starej ciotki. Czy mogło spotkać ją coś bardziej upokarzającego? Nie miała nawet czasu by mu się przyjrzeć, bo z przerażeniem rzuciła się w kierunku nieznajomego upadając przed nim na kolana, po to by w panicznym uścisku złapać swoją fruwająca w okół jego stóp bieliznę. Udało się, złapała, teraz będzie mogła spokojnie odejść udając, że to wszystko nie miało miejsca. Klęcząc tak przed ślizgonem wzięła kilka głębokich oddechów by dopiero po chwili podnieść głowę i spojrzeć, kto był tym szczęśliwcem, który mógł oglądać cała ta farsę.
- Nie widziałeś tego, rozumiesz? Nic z tego nie miało miejsca.- może jeszcze dwa lata temu z płaczem zbierałaby poszczególne przedmioty, jednak ta dziewczyna którą teraz była nie miała zamiaru czuć się w jakikolwiek sposób skrępowana i zawstydzona. Jedyne co rozchodziło się po jej ciele to złość, która sprawiała, że nastolatka nawet zaczęła drżeć. Przecież miał tu na nią ktoś czekać, ktoś miał jej pomóc zabrać te wszystkie rzeczy, a jedyne kogo widziała to ten pozornie nieznajomy chłopak, którego nawet na pierwszy rzut oka nie poznała. Może ze stresu? A może minęło już tak dużo czasu, że kompletnie wyparła go z pamięci. Przecież nigdy nie podejrzewała, że kiedykolwiek tu wróci.
Westchnęła głęboko przekraczając szkolna bramę razem z wielkim, czarnym kufrem w ręce, ubrana w czerwono złotą spódniczkę szkolną i sweterek o takich samych kolorach, na nogi naciągnięte miała czarne zakolanówki i czarna kurtkę narzuciła na ramiona by kompletnie nie zamarznąć podczas drogi. Nie podejrzewała, że będzie tu tak zimno, dlatego jej pełne policzki przyozdabiały lekko czerwone rumieńce. Wchodząc zaledwie kilka kroków za bramę poczuła jak kufer wymyka jej się spod palców i upada z głuchym łoskotem na ziemie otwierając się przy tym na oścież. Niczego jej bardziej nie brakowało niż upokorzenia w takim stylu na samym wstępie. Wszystkie ubrania, wraz z bielizna i nawet jej misiem z dzieciństwa pięknie przyozdobiły teraz wejście do szkoły, smagane we wszystkie strony świata porywistym wiatrem.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę.- mruknęła pod nosem do siebie i rozejrzała się w koło, zauważając jedynie postać jakiegoś chłopaka, pod którego nogi w tym momencie podfrunął jej czarny koronkowy stanik z wyszytymi na złoto inicjałami I.X na ramiączkach. Ot prezent od starej ciotki. Czy mogło spotkać ją coś bardziej upokarzającego? Nie miała nawet czasu by mu się przyjrzeć, bo z przerażeniem rzuciła się w kierunku nieznajomego upadając przed nim na kolana, po to by w panicznym uścisku złapać swoją fruwająca w okół jego stóp bieliznę. Udało się, złapała, teraz będzie mogła spokojnie odejść udając, że to wszystko nie miało miejsca. Klęcząc tak przed ślizgonem wzięła kilka głębokich oddechów by dopiero po chwili podnieść głowę i spojrzeć, kto był tym szczęśliwcem, który mógł oglądać cała ta farsę.
- Nie widziałeś tego, rozumiesz? Nic z tego nie miało miejsca.- może jeszcze dwa lata temu z płaczem zbierałaby poszczególne przedmioty, jednak ta dziewczyna którą teraz była nie miała zamiaru czuć się w jakikolwiek sposób skrępowana i zawstydzona. Jedyne co rozchodziło się po jej ciele to złość, która sprawiała, że nastolatka nawet zaczęła drżeć. Przecież miał tu na nią ktoś czekać, ktoś miał jej pomóc zabrać te wszystkie rzeczy, a jedyne kogo widziała to ten pozornie nieznajomy chłopak, którego nawet na pierwszy rzut oka nie poznała. Może ze stresu? A może minęło już tak dużo czasu, że kompletnie wyparła go z pamięci. Przecież nigdy nie podejrzewała, że kiedykolwiek tu wróci.
Iris XaklyKlasa VII - Skąd : Londyn, Anglia
Krew : Czysta
Re: Brama wejściowa
W ten chłodny marcowy wieczór Kanadyjczyk postanowił wybrać się na małą przechadzkę po błoniach. Potrzebował wyrwać się od potoku plotek, słodkich spojrzeń wielbicielek i w ogóle całego tego szkolnego rozgardiaszu jaki zapanował po zimowym balu, w którym nie miał tej przyjemności uczestniczyć. Z drugiej strony powinien się cieszyć z tego, że szkoła znowu ożyła, że przynajmniej coś się dzieje, jest co przeżywać, czego wysłuchiwać, o czym rozmawiać. I naprawdę by z tego potrafił czerpać garściami, gdyby nie to, że jego przyjaciółka strzeliła mu taką petardą informacji z balu w twarz, że ciężko mu się było po tym psychicznie pozbierać. Honorowo postanowił sobie, że musi coś zaradzić tej sprawie i tak jak obiecał Summer rozpoczął już przygotowywanie dla niej wywaru, który miał zapobiec rozwijaniu się małego człowieczka w jej brzuchu. Ale nie do końca to zajmowało mu głowę. Musiał się jeszcze rozprawić z Cortezem, do którego do tej pory kompletnie nic nie miał, ale reputacja dziewczyny stała dla niego wyżej w hierarchii.
Tak pogrążony w myślach, paląc jednego papierosa z drugim, obszedł całe błonia i dotarł do bramy wejściowej na tereny szkoły. Zmrok już spowijał niebo, ale nie było jeszcze aż tak ciemno, aby Campbell nie mógł z daleka zauważyć drobnej sylwetki ciągnącej za sobą ogromny kufer. Zaciekawił się i skierował swoje kroki w jej stronę, chcąc zaoferować swoją pomoc. Jeżeli to była zupełnie nowa uczennica miałby
u niej idealny start, a kto wie do czego może do dalej zaprowadzić. W momencie, gdy znajdował się tuż obok niej, kufer wymsknął się z jej uścisku, wieko się rozwarło a zawartość wystrzeliła w powietrze. Campbell stanął jak wryty, zaskoczony że kufry w ogóle tak potrafią i patrzył jak wszystkie rodzaje garderoby fruwają w powietrzu niczym ogromniaste konfetti. Wodził wzrokiem od jednej bluzki, do kolorowej skarpetki, aż tu nagle natknął się na coś co zazwyczaj najbardziej go interesowało. Czarny, koronkowy stanik wylądował tuż u jego stóp, a w ślad za bielizną poszła drobna, brązowowłosa dziewczyna. Nie wstając z klęczków zawarczała na niego, co Campbell uznał za urocze, zważając na to jak oboje byli wobec siebie usytuowani.
- Co tylko rozkażesz Pani - odparł z lekką ironią w głosie, patrząc na nią z góry. Choć nie mógł powstrzymać uśmiechu i zaoferował jej swoją pomocną dłoń, aby jednak mogła odzyskać swoją grację i twarz. Gdy uraczyła go spojrzeniem w końcu miał okazję jej się przyjrzeć i coś mu nie dawało spokoju, jakby już ją kiedyś widział. - Znajomo wyglądasz. Czy my się znamy? - Zapytał najnormalniej w świecie. Na pewno niejedna dziewczyna uznała to za strasznie słaby tekst na podryw, ale Campbell nie do tego w tym momencie zmierzał. Naprawdę czuł, że już ją kiedyś widział!
Tak pogrążony w myślach, paląc jednego papierosa z drugim, obszedł całe błonia i dotarł do bramy wejściowej na tereny szkoły. Zmrok już spowijał niebo, ale nie było jeszcze aż tak ciemno, aby Campbell nie mógł z daleka zauważyć drobnej sylwetki ciągnącej za sobą ogromny kufer. Zaciekawił się i skierował swoje kroki w jej stronę, chcąc zaoferować swoją pomoc. Jeżeli to była zupełnie nowa uczennica miałby
u niej idealny start, a kto wie do czego może do dalej zaprowadzić. W momencie, gdy znajdował się tuż obok niej, kufer wymsknął się z jej uścisku, wieko się rozwarło a zawartość wystrzeliła w powietrze. Campbell stanął jak wryty, zaskoczony że kufry w ogóle tak potrafią i patrzył jak wszystkie rodzaje garderoby fruwają w powietrzu niczym ogromniaste konfetti. Wodził wzrokiem od jednej bluzki, do kolorowej skarpetki, aż tu nagle natknął się na coś co zazwyczaj najbardziej go interesowało. Czarny, koronkowy stanik wylądował tuż u jego stóp, a w ślad za bielizną poszła drobna, brązowowłosa dziewczyna. Nie wstając z klęczków zawarczała na niego, co Campbell uznał za urocze, zważając na to jak oboje byli wobec siebie usytuowani.
- Co tylko rozkażesz Pani - odparł z lekką ironią w głosie, patrząc na nią z góry. Choć nie mógł powstrzymać uśmiechu i zaoferował jej swoją pomocną dłoń, aby jednak mogła odzyskać swoją grację i twarz. Gdy uraczyła go spojrzeniem w końcu miał okazję jej się przyjrzeć i coś mu nie dawało spokoju, jakby już ją kiedyś widział. - Znajomo wyglądasz. Czy my się znamy? - Zapytał najnormalniej w świecie. Na pewno niejedna dziewczyna uznała to za strasznie słaby tekst na podryw, ale Campbell nie do tego w tym momencie zmierzał. Naprawdę czuł, że już ją kiedyś widział!
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach