Siedziba kółka szachowego
+21
Rhinna Hamilton
David Ames
Nicolas Socha
Molly Connolly
Patrick Connolly
Malcolm McMillan
Quinn Larivaara
Lena Gregorovic
Misza Gregorovic
Joel Frayne
Mistrz Gry
Jeremy Scott
Serena Valerious
Cyanne Berkovitz
Aleksy Vulkodlak
William Greengrass
Suzanne Castellani
Logan Campbell
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Brennus Lancaster
25 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 3 z 5
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Siedziba kółka szachowego
First topic message reminder :
Pomieszczenie powstałe niedawno, na miejscu siedziby kółka przyjaciół Beauxbatons. Jest to duże, ładnie umeblowane pomieszczenie, w którym znajduje się tuzin stołów do gry w magiczne szachy. Na ścianach znajdują się portrety najbardziej znanych szachistów w historii szkoły, od których można wiele się nauczyć.
Pomieszczenie powstałe niedawno, na miejscu siedziby kółka przyjaciół Beauxbatons. Jest to duże, ładnie umeblowane pomieszczenie, w którym znajduje się tuzin stołów do gry w magiczne szachy. Na ścianach znajdują się portrety najbardziej znanych szachistów w historii szkoły, od których można wiele się nauczyć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
- Bo w sumie nie ma w nich nic fascynującego. Najlepsza część rozgrywa się w twojej głowie - odparł.
Malcolm nie wiedział dlaczego tak bardzo lubił szachy w dobrym towarzystwie, bo w sumie przez większość czasu się wtedy milczało i myślało. Może właśnie dlatego. Była to bardzo intelektualna rozrywka dla ludzi, którzy nie wstydzili się milczeć w swoim towarzystwie.
- To by się sprawdziło. Groszem nie śmierdzę, a James wręcz przeciwnie - rzucił. Może nie powinien się chwalić swoją kiepskim stanem portfela, ale nie patrzył na Quinn jako potencjalny obiekt do jakiś szczenięcych zlotów. Owszem, przyciągała jego wzrok i ucieszył się kiedy ją dziś zobaczył, a w niedzielę w Hogsmeade wyraźnie szukał jej towarzystwa, ale na razie blokował wszystkie myśli, które wychodziły poza sferę luźnej znajomości.
- To już nie moja sprawa, serio. Nie mówmy już o nim, okay? Denerwuje mnie jego temat - burknął, przesuwając niedbale po planszy kolejnego pionka. Druga strona odpowiedziała sama, nie musiał ruszać żadnego z czarnych pionków, bo same się przesuwały.
- A tak w ogóle, to ile ty masz lat, co? Nie jesteś z mojego rocznika, nie widziałem Cię na zajęciach - zapytał. Rzeczywiście nie spotykał panny Larivaary na swoich zajęciach. A może spotykał, ale nie widział? Był wtedy chyba zbyt zajęty wpatrywaniem się w rude loki, które spływały po plecach Sophie Fitzpatrick.
Malcolm nie wiedział dlaczego tak bardzo lubił szachy w dobrym towarzystwie, bo w sumie przez większość czasu się wtedy milczało i myślało. Może właśnie dlatego. Była to bardzo intelektualna rozrywka dla ludzi, którzy nie wstydzili się milczeć w swoim towarzystwie.
- To by się sprawdziło. Groszem nie śmierdzę, a James wręcz przeciwnie - rzucił. Może nie powinien się chwalić swoją kiepskim stanem portfela, ale nie patrzył na Quinn jako potencjalny obiekt do jakiś szczenięcych zlotów. Owszem, przyciągała jego wzrok i ucieszył się kiedy ją dziś zobaczył, a w niedzielę w Hogsmeade wyraźnie szukał jej towarzystwa, ale na razie blokował wszystkie myśli, które wychodziły poza sferę luźnej znajomości.
- To już nie moja sprawa, serio. Nie mówmy już o nim, okay? Denerwuje mnie jego temat - burknął, przesuwając niedbale po planszy kolejnego pionka. Druga strona odpowiedziała sama, nie musiał ruszać żadnego z czarnych pionków, bo same się przesuwały.
- A tak w ogóle, to ile ty masz lat, co? Nie jesteś z mojego rocznika, nie widziałem Cię na zajęciach - zapytał. Rzeczywiście nie spotykał panny Larivaary na swoich zajęciach. A może spotykał, ale nie widział? Był wtedy chyba zbyt zajęty wpatrywaniem się w rude loki, które spływały po plecach Sophie Fitzpatrick.
Re: Siedziba kółka szachowego
- A nie boisz się, że ktoś wejdzie Ci do głowy i pozna Twoje ruchy? - Zapytała zainteresowana oczekując odpowiedzi. To pytanie miało przecież drugie dno, bo przecież Quinn bez problemu mogłaby wejść do jego umysłu i poznać wszystkie myśli i pragnienia Ale na razie się powstrzymywała, bo gdy ktoś ją zablokuje to przypadkiem mogłaby się przecież wydać a to jest największa tajemnica jakiej strzeże, już i tak zbyt wiele osób wiedziało o niej, bo aż 3.
Uniosła brwi do góry słysząc jak wypowiada imię jej nowego ucznia. Jasne, że nie jednemu psu burek ale stwierdzenie, że śmierdził kasą jeszcze bardziej utwierdzdało ją w tym, że myślą o tej samej osobie, ale jednak wypadałoby się upewnić.
-Jeżeli mówisz o Scottcie to nie cierpię tego nadufańca - powiedziała prychająć pod nosem i odwróciła głowę w stronę okna. Pogoda dzisiaj była paskudna, padało i było zimno przez co większość uczniów snuło się po zamku. Ona lubiła zimno Ale przeszkadzała jej ilość ludzi i to, że wszyscy tak smakowicie pachnieli.
- Dobrze, nie mówmy już o tym - cicho rzekła machając nogami i patrzyła jak przesuwa kolejne białe pionki. Czuła jak się zdenerwował i nie chciała tego drążyć dalej. Ogarnęła znowu białe włosy z twarzy za ucho odsłaniając piegi na jej bladej buźce. Z początku nie lubiła ich i chciała je w magiczny sposób usunąć ale jej stworzycielka Karin powtarzała, że one dodają jej uroku i niewinności co takiej bestii się przydają.
- 16, chodzę do VI klasy Ale czasem pojawieniam się na transmutacji dla was, bo wtedy mam okienko a i przez to znam tego no - dodała krzywiąc się. Dobrze grała i udawała, musiała opanować tą sztukę by ludzie byli jak najdalej od poznania prawdy.
Uniosła brwi do góry słysząc jak wypowiada imię jej nowego ucznia. Jasne, że nie jednemu psu burek ale stwierdzenie, że śmierdził kasą jeszcze bardziej utwierdzdało ją w tym, że myślą o tej samej osobie, ale jednak wypadałoby się upewnić.
-Jeżeli mówisz o Scottcie to nie cierpię tego nadufańca - powiedziała prychająć pod nosem i odwróciła głowę w stronę okna. Pogoda dzisiaj była paskudna, padało i było zimno przez co większość uczniów snuło się po zamku. Ona lubiła zimno Ale przeszkadzała jej ilość ludzi i to, że wszyscy tak smakowicie pachnieli.
- Dobrze, nie mówmy już o tym - cicho rzekła machając nogami i patrzyła jak przesuwa kolejne białe pionki. Czuła jak się zdenerwował i nie chciała tego drążyć dalej. Ogarnęła znowu białe włosy z twarzy za ucho odsłaniając piegi na jej bladej buźce. Z początku nie lubiła ich i chciała je w magiczny sposób usunąć ale jej stworzycielka Karin powtarzała, że one dodają jej uroku i niewinności co takiej bestii się przydają.
- 16, chodzę do VI klasy Ale czasem pojawieniam się na transmutacji dla was, bo wtedy mam okienko a i przez to znam tego no - dodała krzywiąc się. Dobrze grała i udawała, musiała opanować tą sztukę by ludzie byli jak najdalej od poznania prawdy.
Re: Siedziba kółka szachowego
- Wejdzie do głowy, kto niby? - Parsknął śmiechem. Nie miał prawa wiedzieć, że Quinn przejawia takie zdolności, a większość uczniów tej szkoły pewnie nawet nie wiedziała, że takie praktyki są w ogóle możliwe. - Do tego byłaby chyba potrzebna odpowiednia umiejętność, a mniemam, ze ani James ani żaden z moich przeciwników szachowych takiej nie posiada. Z dyrektorem nie grałem, bałbym się miażdżącej porażki - dodał.
- Chociaż wiszę dyrektorowi więcej niż partyjkę szachów. Nie wyrzucił mnie ze szkoły, a dawałem mu do tego pretekst wielokrotnie. Myślę, że to ze względu na wieloletnią przyjaźń z Jamesem, ale kto go tam wie - mówił, nadal pochylając się nad pionkami i zastanawiając się nad kolejnym ruchem, który powinien wykonać.
- Tak, właśnie o nim. Przyzwyczaiłem się, ze nikt go nie lubi, nie ma tu za dobrej opinii - rzekł. W końcu wykonał ruch. Po chwili szachy odpowiedziały same, a wieża czarnych zbiła jego pionka, zrzucając go na posadzkę z planszy. - Policzyłbym na palcach jednej ręki osoby, które go znoszą. Jego matka, jego dziewczyna, ja i jego dziadek. Co do tego ostatniego nie jestem nawet pewien - dodał. Zwykle żartowali z tego, a Malcolm wcale nie był lepszy, bo też było u niego krucho jeśli chodzi o znajomych.
- Goniec na B pięć - powiedział z dumą w głosie, a jego wdzięczny, biały goniec zwalił z planszy czarnego pionka.
- Chociaż wiszę dyrektorowi więcej niż partyjkę szachów. Nie wyrzucił mnie ze szkoły, a dawałem mu do tego pretekst wielokrotnie. Myślę, że to ze względu na wieloletnią przyjaźń z Jamesem, ale kto go tam wie - mówił, nadal pochylając się nad pionkami i zastanawiając się nad kolejnym ruchem, który powinien wykonać.
- Tak, właśnie o nim. Przyzwyczaiłem się, ze nikt go nie lubi, nie ma tu za dobrej opinii - rzekł. W końcu wykonał ruch. Po chwili szachy odpowiedziały same, a wieża czarnych zbiła jego pionka, zrzucając go na posadzkę z planszy. - Policzyłbym na palcach jednej ręki osoby, które go znoszą. Jego matka, jego dziewczyna, ja i jego dziadek. Co do tego ostatniego nie jestem nawet pewien - dodał. Zwykle żartowali z tego, a Malcolm wcale nie był lepszy, bo też było u niego krucho jeśli chodzi o znajomych.
- Goniec na B pięć - powiedział z dumą w głosie, a jego wdzięczny, biały goniec zwalił z planszy czarnego pionka.
Re: Siedziba kółka szachowego
Rozglądnęła się szybko po pomieszczeniu tak jakby szukała kogoś kto mógłby podsłuchiwać, potem po upewnieniu się, że nikogo nie ma nachyliła się trochę do chłopaka
- Czytałam, że niektórzy umieją wchodzić do głowy, czytać myśli i takie inne - powiedziała szeptem wprowadzając nutkę grozy, jednak potem znowu nieznacznie się uśmiechnęła. Bez problemu mogłaby poznać jego myśli, jego uczucia, jednak na teraz nie potrzebowała aż takiej wiedzy o nim by zagłębiać się w jego umysł, na razie wystarczało jej przyspieszające i zwalniające się tętno.
- Ja tak samo, bałabym się, ze coś wyskoczy z tej jego brody - dodała na wspominkę o Jeremym, którego znała już jakieś pół wieku, szmat czasu jak dla zwykłego śmiertelnika, dla niej to tylko kolejne miesiące mijające w jej wieczności i zdawała sobie sprawę, że moment kiedy stary Scott wyzionie swojego ducha zbliża się coraz bardziej. Taka kolej jej egzystencji, to była kara za bycie nieumarłą, wszyscy przyjaciele, ci na których zależało jej człowieczej części odejdą prędzej czy później.
- Sama też nie mam zbyt wielu znajomych, bo jestem "dziwna", tak mnie określają moje współlokatorki - wzruszyła ramionami i potarła nos, poczuła jak ktoś 2 piętra niżej się skaleczył a dwie małe krople krwi spływały tak majestatycznie po palcu, że przez sam zapach dziewczyna miała w głowie ten kuszący obraz. Potarła językiem o jeszcze nie wysunięte kły. Kontrola Quinn, kontrola! W tym samym momencie kiedy zamiast skupiać się na chłopaku myślała o tym drobnym ubytku krwi chłopak ruszył gońcem i pionek przeciwnika został wyeliminowany z gry przez co gwałtownie odwróciła głowę w stronę szachów mrużąc błękitne duże oczy Finki.
- Brutalna ta gra - powiedziała zainteresowana kiwając głową. Gdyby była "świeżym" wampirem pewnie by rzuciła się na Malcolma nie hamując swojego głodu, dobrze, że nauczyła się panować nad swoim drapieżnikiem w jej zimnym ciele, jednak był to znak, że musiała zapolować, zbyt rzadko widywała Jamesa by się dostatecznie najeść.
- Będę lecieć już, zapomniałam, że obiecałam komuś portret - skłamała z westchnięciem i zeskoczyła ze stolika podchodząc jeszcze do Malcolma i chłodną dłonią przejechała po jego ramieniu - Do zobaczenia znów - rzekła z lekkim uśmiechem i wyszła z sali, musiała coś przekąsić.
- Czytałam, że niektórzy umieją wchodzić do głowy, czytać myśli i takie inne - powiedziała szeptem wprowadzając nutkę grozy, jednak potem znowu nieznacznie się uśmiechnęła. Bez problemu mogłaby poznać jego myśli, jego uczucia, jednak na teraz nie potrzebowała aż takiej wiedzy o nim by zagłębiać się w jego umysł, na razie wystarczało jej przyspieszające i zwalniające się tętno.
- Ja tak samo, bałabym się, ze coś wyskoczy z tej jego brody - dodała na wspominkę o Jeremym, którego znała już jakieś pół wieku, szmat czasu jak dla zwykłego śmiertelnika, dla niej to tylko kolejne miesiące mijające w jej wieczności i zdawała sobie sprawę, że moment kiedy stary Scott wyzionie swojego ducha zbliża się coraz bardziej. Taka kolej jej egzystencji, to była kara za bycie nieumarłą, wszyscy przyjaciele, ci na których zależało jej człowieczej części odejdą prędzej czy później.
- Sama też nie mam zbyt wielu znajomych, bo jestem "dziwna", tak mnie określają moje współlokatorki - wzruszyła ramionami i potarła nos, poczuła jak ktoś 2 piętra niżej się skaleczył a dwie małe krople krwi spływały tak majestatycznie po palcu, że przez sam zapach dziewczyna miała w głowie ten kuszący obraz. Potarła językiem o jeszcze nie wysunięte kły. Kontrola Quinn, kontrola! W tym samym momencie kiedy zamiast skupiać się na chłopaku myślała o tym drobnym ubytku krwi chłopak ruszył gońcem i pionek przeciwnika został wyeliminowany z gry przez co gwałtownie odwróciła głowę w stronę szachów mrużąc błękitne duże oczy Finki.
- Brutalna ta gra - powiedziała zainteresowana kiwając głową. Gdyby była "świeżym" wampirem pewnie by rzuciła się na Malcolma nie hamując swojego głodu, dobrze, że nauczyła się panować nad swoim drapieżnikiem w jej zimnym ciele, jednak był to znak, że musiała zapolować, zbyt rzadko widywała Jamesa by się dostatecznie najeść.
- Będę lecieć już, zapomniałam, że obiecałam komuś portret - skłamała z westchnięciem i zeskoczyła ze stolika podchodząc jeszcze do Malcolma i chłodną dłonią przejechała po jego ramieniu - Do zobaczenia znów - rzekła z lekkim uśmiechem i wyszła z sali, musiała coś przekąsić.
Re: Siedziba kółka szachowego
Wszystkie szachownice zostały skrupulatnie wyczyszczone. Figurki odkurzono, a ramy obrazów wypolerowano. Dostawiono również kilka kanap dla osób kibicujących jedynie umysłowym rozgrywkom.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Wakacje minęły w mgnieniu oka i Patrick wraz z młodszą siostrą musiał opuścić zieloną, górzystą Irlandię. Powrót do szkoły nie okazał się łatwy, bo chłopakowi brakowało jego dobrego kumpla, Derricka, który był rok starszy i skończył szkołę przed kilkoma miesiącami. Jechał w przedziale sam z grupą rówieśników ze Slytherinu, których ledwo znosił i póki co nie zapowiadało się na większe zmiany. Lekcje na ostatnim roku okazały się jeszcze nudniejsze niż w zeszłym roku, a wizja zbliżających się egzaminów więczońcych koniec edukacji w Hogwarcie wisiały nad nim jak widmo.
Gdy tylko minął pierwszy tydzień szkoły, wpadł w swoisty rutynowy plan dnia i przyzwyczaił swój organizm do wczesnego wstawania i wyznaczonych pór posiłków. Po ostatniej lekcji, około godziny czternastej, wpadł do dormitorium tylko po to aby się przebrać, a gdy już zrzucił z siebie szkolną szatę, wziął pod pachę swoje szachy zamknięte w pudełku obitym skórą i pognał przez piętra: od lochów, aż po poziom szósty.
Do kółka szachowego chyba nikt nie należał od lat, a przynajmniej on o takowym nie słyszał. Całkiem duża, przestronna sala z zestawami niczyich szachów zarastała kurzem. Tylko od czasu do czasu w dni takie jak ten, zbłąkany uczeń postanawiał pograć sam ze sobą. Ale nie Patrick. Wczorajszego wieczora wysłał do swojej siostry sowę z krótką notką, w której wskazał jej miejsce i godzinę spotkania. Liczył, że się pojawi. Jeśli nie, zawsze pozostawała mu partyjka szachów.
Gdy tylko minął pierwszy tydzień szkoły, wpadł w swoisty rutynowy plan dnia i przyzwyczaił swój organizm do wczesnego wstawania i wyznaczonych pór posiłków. Po ostatniej lekcji, około godziny czternastej, wpadł do dormitorium tylko po to aby się przebrać, a gdy już zrzucił z siebie szkolną szatę, wziął pod pachę swoje szachy zamknięte w pudełku obitym skórą i pognał przez piętra: od lochów, aż po poziom szósty.
Do kółka szachowego chyba nikt nie należał od lat, a przynajmniej on o takowym nie słyszał. Całkiem duża, przestronna sala z zestawami niczyich szachów zarastała kurzem. Tylko od czasu do czasu w dni takie jak ten, zbłąkany uczeń postanawiał pograć sam ze sobą. Ale nie Patrick. Wczorajszego wieczora wysłał do swojej siostry sowę z krótką notką, w której wskazał jej miejsce i godzinę spotkania. Liczył, że się pojawi. Jeśli nie, zawsze pozostawała mu partyjka szachów.
Re: Siedziba kółka szachowego
W porównaniu ze swoim bratem, młodsza z latorośli państwa Connolly cieszyła się z powrotu do szkoły a konkretniej z tego, że będzie mogła poszerzać swoje i tak pokaźne zasoby wiedzy. Molly należała raczej do szkolnych prymusów, o czym zresztą mógł świadczyć dom, do którego ją przydzielono. Nie od dziś było wiadome, że w stereotypie dotyczącym Ravenclawu, każdy uczeń ze sobą konkurował w tej kwestii - niekoniecznie musiał sobie z tego zdawać sprawę, bo takie rzeczy wychodziły czasem zupełnie mimowolnie. I dopiero po jakimś czasie człowiek łapał się na tym, że chcąc nie chcąc i tak rywalizuje ze swoim stadkiem i również chcąc nie chcąc trzyma się wspomnianego stereotypu, wyznaczonego przez ludzi.
List od brata oczywiście dostała i ucieszyła się wyraźnie z tego powodu. Niby widzieli się na śniadaniu, jednak tylko przelotem, więc nie zdążyli wymienić ze sobą nawet paru zdań. A Krukonka, cóż, była bardzo przywiązana do swojego cudacznego braciszka. Och, i to jak bardzo! Przed spotkaniem zdążyła wpaść na wieżę, tylko po to, żeby przebrać się w bardziej komfortowe ubranie, niewiele mające wspólnego ze szkolnym mundurkiem a na miejsce trafiła punktualnie. Gdy weszła do środka dostrzegła siedzącego tyłem do niej Patricka, dlatego wykorzystując fakt, że potrafi być cicho jak mysz pod miotłą, zakradła się do niego i nim ten zdążył się odwrócić, zasłoniła mu dłońmi oczy. Potem szybko cmoknęła chłopaka na powitanie w skroń i usiadła naprzeciwko niego.
- Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, zamiast widywać się z siostrą na szachy - uśmiechnęła się swoim typowym dla Molly uśmiechem, przyglądając się bez większej uwagi pionkom. Doskonale wiedziała, że gdyby jej brat faktycznie znalazł sobie dziewczynę, to mogłaby być o nią zazdrosna i nie zaakceptowałaby jej, nawet jeśli bardzo by się starała. Ale póki co chyba nie zanosiło się na takie rewelacje, więc wypowiedź dziewczyny była tylko kąśliwą uwagą.
List od brata oczywiście dostała i ucieszyła się wyraźnie z tego powodu. Niby widzieli się na śniadaniu, jednak tylko przelotem, więc nie zdążyli wymienić ze sobą nawet paru zdań. A Krukonka, cóż, była bardzo przywiązana do swojego cudacznego braciszka. Och, i to jak bardzo! Przed spotkaniem zdążyła wpaść na wieżę, tylko po to, żeby przebrać się w bardziej komfortowe ubranie, niewiele mające wspólnego ze szkolnym mundurkiem a na miejsce trafiła punktualnie. Gdy weszła do środka dostrzegła siedzącego tyłem do niej Patricka, dlatego wykorzystując fakt, że potrafi być cicho jak mysz pod miotłą, zakradła się do niego i nim ten zdążył się odwrócić, zasłoniła mu dłońmi oczy. Potem szybko cmoknęła chłopaka na powitanie w skroń i usiadła naprzeciwko niego.
- Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, zamiast widywać się z siostrą na szachy - uśmiechnęła się swoim typowym dla Molly uśmiechem, przyglądając się bez większej uwagi pionkom. Doskonale wiedziała, że gdyby jej brat faktycznie znalazł sobie dziewczynę, to mogłaby być o nią zazdrosna i nie zaakceptowałaby jej, nawet jeśli bardzo by się starała. Ale póki co chyba nie zanosiło się na takie rewelacje, więc wypowiedź dziewczyny była tylko kąśliwą uwagą.
Re: Siedziba kółka szachowego
Patrick zerknął na zegarek, który tkwił na jego ręce. Zjawił się przed czasem, ale siostra nie pojawiała się na miejscu spotkania przez kolejne kilka minut. Przez moment już myślał, że nie przyjdzie, ale wraz z wybiciem czternastej piętnaście, drzwi do sali otworzyły się. Już miał się odwrócić, kiedy na jego oczach spoczęły dwie ciepłe dłonie jego siostry. Machinalnie złapał za nie i odsunął je sobie z oczu, zerkając na nią przez ramię.
- Dziewczynę? Daj spokój. Jeszcze się taka nie urodziła, która by do mnie pasowała.
Relacje z rodzeństwie Connolly były lepsze niż dobre. Pomimo tego, że Patrick był tylko rok starszy od Molly, zawsze miał wrażenie, że dzielą ich co najmniej lata różnicy. Jego matka od najmłodszych lat wpajała mu, że ma opiekować się swoją młodszą siostrą, bronić ją przed dziećmi które jej dokuczały, a gdy Molls wybierała się do Hogwartu, miał za zadanie wprowadzić ją w tajemnice szkoły. Wszystkie prośby matki z chęcią spełniał, a to sprawiło, że zbliżyli się do siebie niesamowicie już w dzieciństwie. Okres dojrzewania tylko wzmocnił ich więzi.
- Koń na C5 - powiedział ze skupieniem do pionków, a koń na planszy sam się przesunął. Grał białymi, jak zawsze zresztą. W odpowiedzi na jego ruch, szachy czarodziejów same wykonały ruch, przesuwając czarną wieżę. - Jak pierwszy dzień szkoły? Nadrobiłaś zaległości z koleżankami?
- Dziewczynę? Daj spokój. Jeszcze się taka nie urodziła, która by do mnie pasowała.
Relacje z rodzeństwie Connolly były lepsze niż dobre. Pomimo tego, że Patrick był tylko rok starszy od Molly, zawsze miał wrażenie, że dzielą ich co najmniej lata różnicy. Jego matka od najmłodszych lat wpajała mu, że ma opiekować się swoją młodszą siostrą, bronić ją przed dziećmi które jej dokuczały, a gdy Molls wybierała się do Hogwartu, miał za zadanie wprowadzić ją w tajemnice szkoły. Wszystkie prośby matki z chęcią spełniał, a to sprawiło, że zbliżyli się do siebie niesamowicie już w dzieciństwie. Okres dojrzewania tylko wzmocnił ich więzi.
- Koń na C5 - powiedział ze skupieniem do pionków, a koń na planszy sam się przesunął. Grał białymi, jak zawsze zresztą. W odpowiedzi na jego ruch, szachy czarodziejów same wykonały ruch, przesuwając czarną wieżę. - Jak pierwszy dzień szkoły? Nadrobiłaś zaległości z koleżankami?
Re: Siedziba kółka szachowego
- Musisz obniżyć wymagania - Molly wzruszyła ramionami, rzucając jedną ze swoich złotych i cennych rad. W gruncie rzeczy nawet nie miała pojęcia jaki typ dziewczyny odpowiada jej bratu, ani jaki typ dziewczyny by w ogóle do niego pasował. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, a zatem idąc tym tokiem myślenia powinien znaleźć sobie kogoś, kto ma raczej fiu bździu w głowie i nie umie usiedzieć na miejscu. Chociaż nie. Wtedy by mu raczej współczuła, bo wystarczająco dobrze znała Patricka, żeby wiedzieć jakie ma podejście do hucznych imprez i pochodnych.
Krukonka po raz kolejny omiotła wzrokiem szachownicę i pomieszczenie, aby ostatecznie utkwić swoje piwne tęczówki w twarzy brata. Nigdy też nie mogła zrozumieć jego fascynacji tą grą. Ona, mimo wrodzonej inteligencji, nie przepadała za szachami i nie bardzo potrafiła w nie grać. Domyślała się nawet, że każda wygrana z tatą czy bratem była spowodowana tylko tym, że dawali jej fory. Dlatego teraz w wyrazie sprzeciwu postanowiła nie odpowiadać żadnym ruchem w grze, a zamiast tego skupiła się na pytaniu.
- Tak i nie, bardziej zainteresowałyśmy się przyjezdnymi. Nawet już paru poznałyśmy! - uśmiechnęła się po raz kolejny, po czym wstała, zrobiła kilka kroków, by polec na jednej z nowych kanap. - A ty? Widziałeś kogoś godnego uwagi? Dziewczęta z Beauxbatons są całkiem urocze - uczepiła się jednego tematu, co oznaczało, że teraz co chwilę będzie do niego wracać. Nic nie mogła poradzić na to, że chciała dobrze dla swojego braciszka! Poza tym chciała wiedzieć kogo musi sprawdzić jako kandydatkę na jego przyszłą miłostkę.
Krukonka po raz kolejny omiotła wzrokiem szachownicę i pomieszczenie, aby ostatecznie utkwić swoje piwne tęczówki w twarzy brata. Nigdy też nie mogła zrozumieć jego fascynacji tą grą. Ona, mimo wrodzonej inteligencji, nie przepadała za szachami i nie bardzo potrafiła w nie grać. Domyślała się nawet, że każda wygrana z tatą czy bratem była spowodowana tylko tym, że dawali jej fory. Dlatego teraz w wyrazie sprzeciwu postanowiła nie odpowiadać żadnym ruchem w grze, a zamiast tego skupiła się na pytaniu.
- Tak i nie, bardziej zainteresowałyśmy się przyjezdnymi. Nawet już paru poznałyśmy! - uśmiechnęła się po raz kolejny, po czym wstała, zrobiła kilka kroków, by polec na jednej z nowych kanap. - A ty? Widziałeś kogoś godnego uwagi? Dziewczęta z Beauxbatons są całkiem urocze - uczepiła się jednego tematu, co oznaczało, że teraz co chwilę będzie do niego wracać. Nic nie mogła poradzić na to, że chciała dobrze dla swojego braciszka! Poza tym chciała wiedzieć kogo musi sprawdzić jako kandydatkę na jego przyszłą miłostkę.
Re: Siedziba kółka szachowego
Słysząc o przyjezdnych, uniósł na moment wzrok znad szachownicy i spojrzał na siostrę. Uczniowie z odległych krajów wzbudzili spore zamieszanie wśród Hogwartczyków. Dziewczęta z Beauxbatons przyciągały spojrzenia chłopców, a Skandynawowie sprawiali wrażenie niedostępnych i groźnych. Czy Patricka to specjalnie interesowało? Owszem, pierwszego dnia poznał już dwóch chłopców z Durmstrangu, którzy mieli siedzieć przy ich stole do końca roku i mieszkali z nimi w lochach. Do panienek z Francji miał trudniejszy dostęp.
- Beauxbatons mieszka z Puchonami, a Durmstrang z nami, pewnie Krukonki i Gryfonki umierają z zazdrości - skwitował krótko, pocierając brodę. Widać było, że zastanawia się nad kolejnym ruchem.
- Spodobał wam się jakiś chłopak z Durmstrangu? Wiesz, kilku poznałem, mogę zawsze was przedstawić - powiedział, mając na myśli naturalnie Molly i jej koleżanki z Ravenclawu, o których to już wspominał wcześniej. Żartował oczywiście, bo w swatkę nie miał zamiaru się bawić. W ogóle sprawy damsko-męskie średnio mu szły, najlepszym przykładem na to była Christine, do której robił podchody już od zeszłego roku.
- Może i są całkiem urocze... Nie wiem, nie rozumiem połowy z tego, co mówią. Widziałem dwie ładne buzie, czarna i blondynka, ale nic poza tym. Mam ładniejsze dziewczyny z Slytherinie - dodał po chwili, przesuwając jeden ze swoich pionków, który zgarnął pionka o kolorze czarnym.
- Beauxbatons mieszka z Puchonami, a Durmstrang z nami, pewnie Krukonki i Gryfonki umierają z zazdrości - skwitował krótko, pocierając brodę. Widać było, że zastanawia się nad kolejnym ruchem.
- Spodobał wam się jakiś chłopak z Durmstrangu? Wiesz, kilku poznałem, mogę zawsze was przedstawić - powiedział, mając na myśli naturalnie Molly i jej koleżanki z Ravenclawu, o których to już wspominał wcześniej. Żartował oczywiście, bo w swatkę nie miał zamiaru się bawić. W ogóle sprawy damsko-męskie średnio mu szły, najlepszym przykładem na to była Christine, do której robił podchody już od zeszłego roku.
- Może i są całkiem urocze... Nie wiem, nie rozumiem połowy z tego, co mówią. Widziałem dwie ładne buzie, czarna i blondynka, ale nic poza tym. Mam ładniejsze dziewczyny z Slytherinie - dodał po chwili, przesuwając jeden ze swoich pionków, który zgarnął pionka o kolorze czarnym.
Re: Siedziba kółka szachowego
Molly wyłożyła się wygodnie na kanapie, dłonią przesuwając po materiale oparcia, jakby chciała sprawdzić jego jakość. Ona tylko chciała skontrolować jej czystość, bo mimo tego, że kanapa była nowa, tak w pomieszczeniu nadal było pełno kurzu. Przywykła do tego, bo przecież to było normalne w tak wielkim i starym zamku, jednak kurz i brud ją nieco drażniły. Za duża ilość powodowała, że dostawała nagłego napadu kichania, choć nie była raczej alergikiem. Krukonka skrzyżowała nogi w kostkach a dłonie złączyła na brzuchu jak do paciorka, przekręcając głowę w stronę Patricka.
- Wszyscy są fajni - rozmarzona mina dziewczyny wskazywała na to, że właśnie wróciła myślami do tych, którzy wydawali jej się najfajniejsi. Przynajmniej wizualnie. - Ale jeden ma swoją miłość, przyjechała z nim a drugi niekoniecznie zwraca uwagę na uczennice z naszej szkoły. Poza tym opiekun też jest całkiem przystojny - takich słów Ślizgon mógł się nie spodziewać po swojej młodszej siostrze, jednak Molly umiała zaskakiwać i był to też wynik długiego przebywania w towarzystwie koleżanek z domu, które potrafiły nie raz plotkować po kilkanaście minut na jeden temat. Ona sama stroniła od plotkowania, ale z chęcią ich słuchała. Przynajmniej dzięki temu była mniej więcej na bieżąco ze sprawami dotyczącymi szkolnej społeczności.
- Jak to nie rozumiesz co mówią? Może mają dziwny akcent, ale przecież przy nas nie używają francuskiego - wyraźnie zaskoczona Krukonka dźwignęła się na łokciach do góry, wlepiając podejrzliwe spojrzenie w brata. Szukał wymówki? Tak to wyglądało, dopóki nie przeanalizowała dalszej jego wypowiedzi. - Ładniejsze? Uu, które? - tym razem oczy dziewczęcia zabłysnęły z ciekawości. Na takie tematy chyba jeszcze nie rozmawiali.
- Wszyscy są fajni - rozmarzona mina dziewczyny wskazywała na to, że właśnie wróciła myślami do tych, którzy wydawali jej się najfajniejsi. Przynajmniej wizualnie. - Ale jeden ma swoją miłość, przyjechała z nim a drugi niekoniecznie zwraca uwagę na uczennice z naszej szkoły. Poza tym opiekun też jest całkiem przystojny - takich słów Ślizgon mógł się nie spodziewać po swojej młodszej siostrze, jednak Molly umiała zaskakiwać i był to też wynik długiego przebywania w towarzystwie koleżanek z domu, które potrafiły nie raz plotkować po kilkanaście minut na jeden temat. Ona sama stroniła od plotkowania, ale z chęcią ich słuchała. Przynajmniej dzięki temu była mniej więcej na bieżąco ze sprawami dotyczącymi szkolnej społeczności.
- Jak to nie rozumiesz co mówią? Może mają dziwny akcent, ale przecież przy nas nie używają francuskiego - wyraźnie zaskoczona Krukonka dźwignęła się na łokciach do góry, wlepiając podejrzliwe spojrzenie w brata. Szukał wymówki? Tak to wyglądało, dopóki nie przeanalizowała dalszej jego wypowiedzi. - Ładniejsze? Uu, które? - tym razem oczy dziewczęcia zabłysnęły z ciekawości. Na takie tematy chyba jeszcze nie rozmawiali.
Re: Siedziba kółka szachowego
Słysząc jej pierwsze słowa, uniósł brew ku górze. Chłopcy z Durmstrangu wydawali mu się nieco agresywni, ich uroda była ostra, a na twarzy niejednego czaił się już czarny zarost. Patrick nie wiedział czy uczniowie Durmstrangu nie są od nich przypadkiem starsi, bo wyglądali znacznie poważniej niż chłopcy z Hogwartu. Takie karki pasowały bardziej do dziewczyn z jego domu, które sama zdawały się mieć mentalnie z dwadzieścia lat, a których tyłki i cycki pozostawał na tapecie rozmów chłopaków z ostatniej klasy. Ale nie do jego siostry! Molly pasowała raczej do objęć jakiegoś prefekta albo dobrego ucznia, który otoczyłby ją ciepłem i bezpieczeństwem, a przy tym traktował jak najcenniejszy skarb. Była zdecydowanie zbyt delikatna jak dla chłopaków, którzy pokazywali jak kopią i walą się na pięści na środku wielkiej sali.
- Opiekun? Słyszysz siebie w ogóle? - powiedział z lekkim niedowierzaniem, marszcząc swoje gęste i ciemne brwi. Opiekun miał z czterdzieści jak nie więcej lat na karku, a ona, szesnastolatka, zwracała na siebie uwagę. - To stary, zgrzybiały facet z północy. Pewnie tylko czyha na młode uczennice z innych szkół, które na niego spojrzą... Mam nadzieję, że nie zapiszesz się do niego na dodatkowe zajęcia.
Jego ton zdawał się nie znosić sprzeciwu. Wiedział, że siostra jest niepokorna i pewnie zrobi to tylko dlatego, żeby napsuć mu krwi. Już żałował wypowiedzianych przez siebie słów. Dopiero zmiana tematu na dziewczęta z Beauxbatons sprawiła, ze jego twarz złagodniała.
- Nie wiem, nie znam ich imion. Szły na przedzie - powiedział na odczepne, a potem wzruszył ramionami i wrócił do swojej gry.
- Opiekun? Słyszysz siebie w ogóle? - powiedział z lekkim niedowierzaniem, marszcząc swoje gęste i ciemne brwi. Opiekun miał z czterdzieści jak nie więcej lat na karku, a ona, szesnastolatka, zwracała na siebie uwagę. - To stary, zgrzybiały facet z północy. Pewnie tylko czyha na młode uczennice z innych szkół, które na niego spojrzą... Mam nadzieję, że nie zapiszesz się do niego na dodatkowe zajęcia.
Jego ton zdawał się nie znosić sprzeciwu. Wiedział, że siostra jest niepokorna i pewnie zrobi to tylko dlatego, żeby napsuć mu krwi. Już żałował wypowiedzianych przez siebie słów. Dopiero zmiana tematu na dziewczęta z Beauxbatons sprawiła, ze jego twarz złagodniała.
- Nie wiem, nie znam ich imion. Szły na przedzie - powiedział na odczepne, a potem wzruszył ramionami i wrócił do swojej gry.
Re: Siedziba kółka szachowego
Patrick zawsze chciał otoczyć swoją młodszą siostrę opieką i chyba czasem chciał być bardziej papieski niż sam papież. Kiedy dostawała burę, wpatrywała się w niego a w myślach i tak była gdzie indziej. Ot, pozorna uwaga, chociaż o ile dobrze znała tego typu rozmowy, to Ślizgon już wiedział kiedy młoda go nie słucha. Podniosła się naprędce z kanapy i równie szybko uwiesiła się na szyi brata.
- Nie bądź zazdrosny. Każda z nas chce rycerza na białym koniu, a oni są prawie jak rycerze - nie mówiła poważnie, ale lubiła się z nim droczyć. Jedynym czego nie mogła zrozumieć był fakt, że Patrick tak się przejmował. Przecież była dużą dziewczynką i mogła sobie sama poradzić.
- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, braciszku - posłała mu kolejny czarujący uśmiech, nie uwalniając jego szyi z uścisku.
- Nie bądź zazdrosny. Każda z nas chce rycerza na białym koniu, a oni są prawie jak rycerze - nie mówiła poważnie, ale lubiła się z nim droczyć. Jedynym czego nie mogła zrozumieć był fakt, że Patrick tak się przejmował. Przecież była dużą dziewczynką i mogła sobie sama poradzić.
- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi, braciszku - posłała mu kolejny czarujący uśmiech, nie uwalniając jego szyi z uścisku.
Re: Siedziba kółka szachowego
- Rycerze? - Prychnął z niezadowoleniem, zestawiając szybko w głowie swoje wyobrażenie o rycerzu i dowolnego chłopaka z Durmstrangu. Ich goście zdecydowanie nie przypominali mu rycerzy, raczej jakiś fałszywych najemników. A już pomyślał, że zdoła ich polubić... Tymczasem Molly pokrzyżowała te niewinne plany. - Chyba nigdy w swoim życiu nie widziałaś rycerza.
To był zdecydowanie ten moment, w którym Patrick wiedział, że Molly przestała go słuchać i zajęła się swoimi myślami, w którym kto tam wie co się kłębiło. Na pewno nic dobrego. Ślizgon wiele by dał żeby móc czasami zajrzeć w jej myśli i zobaczyć, co tak naprawdę kieruje tą niedojrzałą, małą dziewczyną.
- Jesteś jeszcze za młoda na facetów. Powinnaś sobie znaleźć chłopaka, nie faceta, rozumiesz? Porozglądaj się lepiej po chłopakach ze swojego domu, wszyscy będą wtedy szczęśliwsi - powiedział, a potem zgarnął wszystkie pionki z szachownicy i spakował je do drewnianego pudełka. Wyprowadziła go z równowagi, nie mógł się już skupić na grze. Zawsze ogarniała go jakaś dziwna zaborczość jeśli chodziło o Molly. Uważał, ze jest jeszcze za młoda na wszystko: na randki, na chłopaków, na krótkie spódniczki. Wiedział, że to przesadna nadopiekuńczość, ale nie mógł odpuścić.
- Rozumiesz?
To był zdecydowanie ten moment, w którym Patrick wiedział, że Molly przestała go słuchać i zajęła się swoimi myślami, w którym kto tam wie co się kłębiło. Na pewno nic dobrego. Ślizgon wiele by dał żeby móc czasami zajrzeć w jej myśli i zobaczyć, co tak naprawdę kieruje tą niedojrzałą, małą dziewczyną.
- Jesteś jeszcze za młoda na facetów. Powinnaś sobie znaleźć chłopaka, nie faceta, rozumiesz? Porozglądaj się lepiej po chłopakach ze swojego domu, wszyscy będą wtedy szczęśliwsi - powiedział, a potem zgarnął wszystkie pionki z szachownicy i spakował je do drewnianego pudełka. Wyprowadziła go z równowagi, nie mógł się już skupić na grze. Zawsze ogarniała go jakaś dziwna zaborczość jeśli chodziło o Molly. Uważał, ze jest jeszcze za młoda na wszystko: na randki, na chłopaków, na krótkie spódniczki. Wiedział, że to przesadna nadopiekuńczość, ale nie mógł odpuścić.
- Rozumiesz?
Re: Siedziba kółka szachowego
O nie, nie! I znowu zaczynało się to samo, co zwykle. Matkowanie (lepiej będzie brzmieć - tatkowanie) Patricka było z jednej strony urocze, z drugiej czasami bardzo ją irytowało i wciąż niejasne były dla niej powody, dla których jej brat się tak przejmuje. Molly sobie tylko głupio żartowała! Wiedziała wbrew pozorom co jest dla niej dobre, ale mimo to i tak miała świadomość, że nie wybierze rozsądku a raczej to na co ma ochotę.
- Ale braciszku, spokojnie... - cmoknęła go szybko w policzek i rozluźniła uścisk, odsuwając się. - Żartowałam tyko, przecież wiesz, że będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę w razie czego - robiąc maślane oczy i standardowy uśmiech Molly wiedziała, że przynajmniej minimalnie go uspokoiła.
- Chodźmy stąd, musisz się przewietrzyć - chwyciła Ślizgona pod rękę i wyprowadziła z pomieszczenia.
- Ale braciszku, spokojnie... - cmoknęła go szybko w policzek i rozluźniła uścisk, odsuwając się. - Żartowałam tyko, przecież wiesz, że będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę w razie czego - robiąc maślane oczy i standardowy uśmiech Molly wiedziała, że przynajmniej minimalnie go uspokoiła.
- Chodźmy stąd, musisz się przewietrzyć - chwyciła Ślizgona pod rękę i wyprowadziła z pomieszczenia.
Re: Siedziba kółka szachowego
David nie miał pojęcia, że mają w szkole kółko szachowe. Nie, żeby nie dobiegały czasem do jego uszu jakieś plotki w tym temacie, zawsze jednak zakładał, że to po prostu granie po kątach dormitoriów. Do pomieszczenia zajrzał przypadkiem i bez większego celu - ot, zmiana w krajobrazie. Był pewien, że jeszcze w poprzednim roku te drzwi wyglądały inaczej...
Uchylił je z ciekawością, a potem pchnął do środka i wszedł pewnym krokiem. Szachy. Poważnie! Zaśmiał się głośno, podchodząc do pierwszego stolika. Był pewien że to kolejne z takich miejsc, gdzie żadna aktywność klubowa się w rzeczywistości nie odbywa, natomiast daje ustronny kąt dla szkolnych par szukających prywatności.
- Uh, przychodzić tu samemu to pewnie aż nie wypada - uśmiechnął się kpiąco, otwierając jedną z szachownic i podnosząc piona.
Próbował go ugodzić malutką bronią. A to parszywiec!
Uchylił je z ciekawością, a potem pchnął do środka i wszedł pewnym krokiem. Szachy. Poważnie! Zaśmiał się głośno, podchodząc do pierwszego stolika. Był pewien że to kolejne z takich miejsc, gdzie żadna aktywność klubowa się w rzeczywistości nie odbywa, natomiast daje ustronny kąt dla szkolnych par szukających prywatności.
- Uh, przychodzić tu samemu to pewnie aż nie wypada - uśmiechnął się kpiąco, otwierając jedną z szachownic i podnosząc piona.
Próbował go ugodzić malutką bronią. A to parszywiec!
Re: Siedziba kółka szachowego
Choć niewielu o tym wiedziało w zamku był jeszcze jeden duch który to pilnował porządku. Chociaż jego ulubionym zadaniem było przerywanie wszelkich romansów lub bliższych zbliżeń jakie miały miejsce w tym zamku. Jakaż szkoda, że kiedy umarł nie miał z sobą tego aparatu, którym robił zdjęcia na weselu matki Jamesa. Miałby teraz jeszcze więcej zabawy robiąc tak pikantne zdjęcia osobą łamiącym regulamin. Nie to, że teraz stał się jakimś kapusiem. Co to to nie! Od zawsze sam broił jak to było tylko możliwe i teraz nie zamierzał działać przeciwko takim w szkole. Najlepsze było to, że mógł zajrzeć tam gdzie żywy nie miał możliwości i mógł poznać każdy sekret jeśli by na tym bardzo mu zależało.
Więc kiedy to zauważył idącego Ślizgona do kółka szachowego od razu wiedział, że ten coś knuje. Sam przecież miał w tym doświadczenie, więc żartownisiów wyczuwał na kilometr. I po samych oczach wiedział, że ci już coś knują zanim im do głowy wpadnie jakiś pomysł.
- Cóż tutaj robi Ślizgon? No nie mów, że w końcu znalazł się ktoś z tego domu na tyle inteligentny, że zrozumie tą grę? - Odezwał się kiedy to przeleciał przez drzwi i zleciał na tyle nisko, że wyglądało to tak jakby to na powrót normalnie miał styczność z podłogą. Długo się uczył podobnych sztuczek, ale teraz czasu mu nie brakowało. Nigdy nie będzie brakować.
Więc kiedy to zauważył idącego Ślizgona do kółka szachowego od razu wiedział, że ten coś knuje. Sam przecież miał w tym doświadczenie, więc żartownisiów wyczuwał na kilometr. I po samych oczach wiedział, że ci już coś knują zanim im do głowy wpadnie jakiś pomysł.
- Cóż tutaj robi Ślizgon? No nie mów, że w końcu znalazł się ktoś z tego domu na tyle inteligentny, że zrozumie tą grę? - Odezwał się kiedy to przeleciał przez drzwi i zleciał na tyle nisko, że wyglądało to tak jakby to na powrót normalnie miał styczność z podłogą. Długo się uczył podobnych sztuczek, ale teraz czasu mu nie brakowało. Nigdy nie będzie brakować.
Re: Siedziba kółka szachowego
Ames był znany ze swojej czujności. Z tego, że nikt nie mógł go zajść niezauważony od tyłu, że zawsze starał się mieć oczy dookoła głowy. Teraz jednak nie zarejestrował nic dopóki głos chłopaka nie rozległ się za jego plecami. Drgnął i pospiesznie spojrzał przez ramię.
Z początku nie rozpoznał Gryfona w tej półprzezroczystej, nieco jakby srebrzystej postaci. Wreszcie skojarzył i odstawił szachową figurę do pudełka. Co prawda życzył sobie jakiegoś towarzystwa, ale świętej pamięci Socha jakoś średnio pasowałby mu do tej roli.
- Chyba Cię ektoplazma uwiera jeśli sądzisz, że to takie niezwykłe. A może to w Gryfolandii po prostu nikt sobie z szachami nie radzi? Rozumiem, nie musisz nic mówić - pokiwał głową z politowaniem - Gdyby wszyscy mieli takie same predyspozycje, nie wprowadziliby nam podziału na domy...
Usiadł na stoliku, odsuwając nieco pudełko z grą, po czym spojrzał na ducha. Wymiana obowiązkowych uprzejmości swoją drogą, ale gość wydawał mu się ciekawy. Jak to jest być eterycznym? Amesowi się do tego zupełnie nie spieszyło, ale trochę był ciekaw.
Z początku nie rozpoznał Gryfona w tej półprzezroczystej, nieco jakby srebrzystej postaci. Wreszcie skojarzył i odstawił szachową figurę do pudełka. Co prawda życzył sobie jakiegoś towarzystwa, ale świętej pamięci Socha jakoś średnio pasowałby mu do tej roli.
- Chyba Cię ektoplazma uwiera jeśli sądzisz, że to takie niezwykłe. A może to w Gryfolandii po prostu nikt sobie z szachami nie radzi? Rozumiem, nie musisz nic mówić - pokiwał głową z politowaniem - Gdyby wszyscy mieli takie same predyspozycje, nie wprowadziliby nam podziału na domy...
Usiadł na stoliku, odsuwając nieco pudełko z grą, po czym spojrzał na ducha. Wymiana obowiązkowych uprzejmości swoją drogą, ale gość wydawał mu się ciekawy. Jak to jest być eterycznym? Amesowi się do tego zupełnie nie spieszyło, ale trochę był ciekaw.
Re: Siedziba kółka szachowego
Oj tak, to była jedna z najprzyjemniejszych zalet bycia duchem, nie wydawania żadnego dźwięku kiedy to się latało, chodziło czy nawet przechodziło przez przedmioty. Więc kiedy to dostrzegł jak blondyn zareagował w pierwszej chwili to nieznacznie się uśmiechnął.
- Właśnie nie, wręcz odwrotnie. Teraz nic mnie nie krępuje, nie uwiera. Jestem wolny jak ptak - odpowiedział, choć nie była to zupełnie prawda. W końcu jego dusza była związana z miejscem w którym umarł. Więc z lasem i szkołą. Na szczęście miał tutaj ten zamek, bo by z nudów umarł (po raz drugi) w tym lesie.
- I co byśmy wtedy robili w wolnym czasie, jak nie zastanawiali się nad tym jak utrudnić życie tym innym domom prawda? - Powiedział spokojnie i obszedł Ślizgona zatrzymując się po drugiej stronie stolika. Tam niestety krzesło było przysunięte, a on sam nie mógł sobie go odsunąć więc spojrzał nieco porozumiewawczo na Davida, czy ten nie zechciałby popchnąć nogą tego drugiego krzesła by i on mógł usiąść. Nie by to było mu do czegoś potrzebne, bo nie odczuwał jakiejś takiej potrzeby z powodu obolałych nóg. Ale milej się rozmawia z kimś jeśli ma się kogoś twarz na tej samej wysokości, a nie zmusza kogoś do podnoszenia głowy, co później objawia się poprzez ból szyi.
- Co tam słychać na dole? W sumie jakoś tak dziwnie ale nie zajrzałem tam jeszcze ani razu. Ehh może przez to, że raczej staram się omijać miejsca w których mógłbym spotkać Vulkodlak - wyrzucił tak nagle z siebie wspominając dziewczynę w której był zakochany. Ahh ta pierwsza miłość, pierwsza i ostatnia zarazem.
- Właśnie nie, wręcz odwrotnie. Teraz nic mnie nie krępuje, nie uwiera. Jestem wolny jak ptak - odpowiedział, choć nie była to zupełnie prawda. W końcu jego dusza była związana z miejscem w którym umarł. Więc z lasem i szkołą. Na szczęście miał tutaj ten zamek, bo by z nudów umarł (po raz drugi) w tym lesie.
- I co byśmy wtedy robili w wolnym czasie, jak nie zastanawiali się nad tym jak utrudnić życie tym innym domom prawda? - Powiedział spokojnie i obszedł Ślizgona zatrzymując się po drugiej stronie stolika. Tam niestety krzesło było przysunięte, a on sam nie mógł sobie go odsunąć więc spojrzał nieco porozumiewawczo na Davida, czy ten nie zechciałby popchnąć nogą tego drugiego krzesła by i on mógł usiąść. Nie by to było mu do czegoś potrzebne, bo nie odczuwał jakiejś takiej potrzeby z powodu obolałych nóg. Ale milej się rozmawia z kimś jeśli ma się kogoś twarz na tej samej wysokości, a nie zmusza kogoś do podnoszenia głowy, co później objawia się poprzez ból szyi.
- Co tam słychać na dole? W sumie jakoś tak dziwnie ale nie zajrzałem tam jeszcze ani razu. Ehh może przez to, że raczej staram się omijać miejsca w których mógłbym spotkać Vulkodlak - wyrzucił tak nagle z siebie wspominając dziewczynę w której był zakochany. Ahh ta pierwsza miłość, pierwsza i ostatnia zarazem.
Re: Siedziba kółka szachowego
Szeroki, złośliwy uśmiech w ogóle nie schodził z twarzy młodego Ślizgona.
- W takim razie świetnie się składa, że zostałeś uwolniony. Dziękowałeś już swojemu "wybawcy"?
Coś tam słyszał, że gość zginął w Zakazanym Lesie. No i bardzo dobrze, ludzie nie wiedzą gdzie się pchać, to później latają po zamku takie sreberka.
Utrudniać życie innym domom?
- Uch, chyba Ty - odpowiedział zaraz, dając jasno do zrozumienia, że jego to nigdy nie dotyczyło.
No bo tak właściwie to nie spędzał nigdy czasu na kombinowaniu, jak "innym domom" zrobić na złość. Jeszcze konkretnym osobom to owszem, ale tak? Z reguły jego wybryki to i tak była czysta improwizacja i zwyczajny impuls chwili.
Najwidoczniej jednak inne domu patrzą na to poważniej. I to niby Slytherin jest wylęgarnią degeneratów...
Dostrzegł spojrzenie ducha, ruchem ręki odsunął mu krzesło i wykonał szeroki gest ręką, zapraszając go by usiadł. Później nonszalancko usiadł na tym z drugiej strony, otworzył pudełko z szachami i ostrożnie wyjął figury na stolik. Była jakaś ostrożność w jego ruchach, wyuczona przez wuja w Newheaven. Ileż razy dostał po łapach za niewłaściwe traktowanie drogocennych figur, eh... Nie policzyłby.
- No chyba nie sądzisz że takie głupstwo jak śmierć upoważnia Cię do myszkowania po cudzych kątach? - pominął uwagę o Vulkodlakowej, nie zamierzał się wtrącać w cudze afekty, nawet tak irracjonalne - Co się w ogóle robi jako duch? Mnie to wygląda na nudną sprawę...
Patrzył, jak figury wtaczają się na swoje miejsca. Szachy czarodziejów były idealne dla duchów. W końcu nie trzeba było do nich rąk ani nóg, wystarczyło wydać głośną komendę.
- W takim razie świetnie się składa, że zostałeś uwolniony. Dziękowałeś już swojemu "wybawcy"?
Coś tam słyszał, że gość zginął w Zakazanym Lesie. No i bardzo dobrze, ludzie nie wiedzą gdzie się pchać, to później latają po zamku takie sreberka.
Utrudniać życie innym domom?
- Uch, chyba Ty - odpowiedział zaraz, dając jasno do zrozumienia, że jego to nigdy nie dotyczyło.
No bo tak właściwie to nie spędzał nigdy czasu na kombinowaniu, jak "innym domom" zrobić na złość. Jeszcze konkretnym osobom to owszem, ale tak? Z reguły jego wybryki to i tak była czysta improwizacja i zwyczajny impuls chwili.
Najwidoczniej jednak inne domu patrzą na to poważniej. I to niby Slytherin jest wylęgarnią degeneratów...
Dostrzegł spojrzenie ducha, ruchem ręki odsunął mu krzesło i wykonał szeroki gest ręką, zapraszając go by usiadł. Później nonszalancko usiadł na tym z drugiej strony, otworzył pudełko z szachami i ostrożnie wyjął figury na stolik. Była jakaś ostrożność w jego ruchach, wyuczona przez wuja w Newheaven. Ileż razy dostał po łapach za niewłaściwe traktowanie drogocennych figur, eh... Nie policzyłby.
- No chyba nie sądzisz że takie głupstwo jak śmierć upoważnia Cię do myszkowania po cudzych kątach? - pominął uwagę o Vulkodlakowej, nie zamierzał się wtrącać w cudze afekty, nawet tak irracjonalne - Co się w ogóle robi jako duch? Mnie to wygląda na nudną sprawę...
Patrzył, jak figury wtaczają się na swoje miejsca. Szachy czarodziejów były idealne dla duchów. W końcu nie trzeba było do nich rąk ani nóg, wystarczyło wydać głośną komendę.
Re: Siedziba kółka szachowego
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Siedział z ręką wplecioną w rozczochrane włosy. Stopy w obszarpanych trampkach oparł o jeden z szachowych stoliczków. Drugą dłoń zaciśniętą miał na różdżce, której koniec wycelowany był w drewnianego, zwalistego konia. Raffles machnął nią krótko i biała figura ożywiła się, rozpoczynając małą galopadę po szachownicy. Rumak dotarł aż do krawędzi stołu, zarżał, zawahał się, po czym skoczył, z głośnym tąpnięciem lądując na posadzce. Tam ruszył w dalszy maraton. Raffles skrzywił się, jakby czar nie wywarł na nim odpowiedniego wrażenia i wprawił w ożywienie również hebanowego konia. Po chwili zabawiał się w skupianie uwagi na podtrzymywaniu obu czarów, co sprawiało, że konie zaczęły się ze sobą ścigać.
Na potępiające słowa jednego z obrazów, przedstawiającego starego łysola nad wyjątkowo skomplikowaną partią, Peter parsknął cicho i uciszył starucha celnym Silencio.
Miał ochotę zrobić coś naprawdę destrukcyjnego.
Na potępiające słowa jednego z obrazów, przedstawiającego starego łysola nad wyjątkowo skomplikowaną partią, Peter parsknął cicho i uciszył starucha celnym Silencio.
Miał ochotę zrobić coś naprawdę destrukcyjnego.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Hamilton szła szybkim krokiem. Przed chwilą starła się ze swoim bratem. Ostatnio jakoś się nie dogadywali, aż było to dziwne. Rhinna nie bardzo wiedziała, o co chodzi, ale w tym momencie nawet nie potrafiła normalnie pomyśleć nad tym. Jakoś nie potrafiła nawet wymyślić sensownego powodu, dla którego Prince był na nią cięty. Ostatnimi czasy, serio, chciała, by brat był od niej starszy o dwa lata i po prostu już skończył szkołę.
Weszła na szóste piętro i ruszyła przed siebie. W samym mundurku szkolnym, bez peleryny, którą zostawiła rzuconą niedbale w swoim dormitorium. Nawet nie miała ochoty po nią wrócić. W sumie, to najbardziej by chciała w tym momencie po prostu wyjść z zamku i przez długi czas nie wrócić. Ot tak.
Idąc tak, nie zauważyła duchów, które właśnie przeleciały przez ścianę. Rozmawiały ze sobą dość intensywnie, nie patrząc nawet, którędy lecą.. I wpadły wprost na Rhinnę.
- Ej! Uważajcie, jak latacie, do cholery!
Krzyknęła w ich stronę, na co duchy obrzuciły ją jedynie krytycznym spojrzeniem i zniknęły z pola widzenia dziewczyny, która wyglądała na wściekłą, że mogłaby zabijać spojrzeniem. Od kiedy ona taka młoda i gniewna była.. Rozejrzała się jedynie dookoła siebie i jej spojrzenie padło na drzwi do siedziby kółka szachowego. Nie zastanawiając się zbyt długo, po prostu do owego pomieszczenia weszła. Rzuciła jedynie spojrzeniem na chłopaka, który siedział w pomieszczeniu, jednak za dużo sobie z tego nie zrobiła. Prócz myśli, iż jest to jeden z wrogów jej brata, to tak naprawdę żadnej różnicy jej to nie robiło. Podeszła do jednego ze stołów i usiadła przy nim, wydychając powietrze. Musiała się trochę uspokoić.
Weszła na szóste piętro i ruszyła przed siebie. W samym mundurku szkolnym, bez peleryny, którą zostawiła rzuconą niedbale w swoim dormitorium. Nawet nie miała ochoty po nią wrócić. W sumie, to najbardziej by chciała w tym momencie po prostu wyjść z zamku i przez długi czas nie wrócić. Ot tak.
Idąc tak, nie zauważyła duchów, które właśnie przeleciały przez ścianę. Rozmawiały ze sobą dość intensywnie, nie patrząc nawet, którędy lecą.. I wpadły wprost na Rhinnę.
- Ej! Uważajcie, jak latacie, do cholery!
Krzyknęła w ich stronę, na co duchy obrzuciły ją jedynie krytycznym spojrzeniem i zniknęły z pola widzenia dziewczyny, która wyglądała na wściekłą, że mogłaby zabijać spojrzeniem. Od kiedy ona taka młoda i gniewna była.. Rozejrzała się jedynie dookoła siebie i jej spojrzenie padło na drzwi do siedziby kółka szachowego. Nie zastanawiając się zbyt długo, po prostu do owego pomieszczenia weszła. Rzuciła jedynie spojrzeniem na chłopaka, który siedział w pomieszczeniu, jednak za dużo sobie z tego nie zrobiła. Prócz myśli, iż jest to jeden z wrogów jej brata, to tak naprawdę żadnej różnicy jej to nie robiło. Podeszła do jednego ze stołów i usiadła przy nim, wydychając powietrze. Musiała się trochę uspokoić.
Re: Siedziba kółka szachowego
Włóczył się po zamku bez celu. Wszystkie zaplanowane rzeczy na dziś odhaczone, zajęcia polekcyjne odwołane, przez co nie miał co ze sobą zrobić. Usłyszał w pewnej chwili dość agresywny krzyk i zdecydowane kroki na kamiennej posadce. Zainteresowany skrył się w cieniu korytarza, wychynął zza rogu obserwując ciekawie.
Zobaczył blond Gryfonkę, która zmierzała ku siedzibie kółka szachowego. Zaintrygowany ruszył bezszelestnie za nią, przybierając dość neutralną fizjonomię i zacierając rysy twarzy, by nie być tak łatwym do rozpoznania.
Zajrzał przez uchylone drzwi do wnętrza. Zauważył przy okazji Rafflesa. Po chwili zastanowienia uznał jednak, że lepiej będzie powrócić do swojej formy. Wchodząc do sali przybrał pozę typowego Ślizgona, rzucając Hamilton jedynie krótkie spojrzenie.
Wyciągnął zza rękawa swoją różdżkę, wycelował w sąsiedni stół i ożywił wieżę, która ze swoją toporną tarczą i wielkim mieczem ruszyła w stronę walczących koni. Sunąc w ich stronę przybrała gotową do starcia pozę torując sobie drogę powierzchnią tarczy, a przy tym szykując miecz do ciosu.
Operując zmyślnie różdżką chłopak zbliżał się do starszego Ślizgona z dość obojętną miną, ciężko było powiedzieć czy go zastana sytuacja bawi, czy irytuje. Posłał enigmatyczne spojrzenie Rafflesowi, zadając mu pytanie, którego młodszy Zielony nie odważył się zadać na głos.
Zobaczył blond Gryfonkę, która zmierzała ku siedzibie kółka szachowego. Zaintrygowany ruszył bezszelestnie za nią, przybierając dość neutralną fizjonomię i zacierając rysy twarzy, by nie być tak łatwym do rozpoznania.
Zajrzał przez uchylone drzwi do wnętrza. Zauważył przy okazji Rafflesa. Po chwili zastanowienia uznał jednak, że lepiej będzie powrócić do swojej formy. Wchodząc do sali przybrał pozę typowego Ślizgona, rzucając Hamilton jedynie krótkie spojrzenie.
Wyciągnął zza rękawa swoją różdżkę, wycelował w sąsiedni stół i ożywił wieżę, która ze swoją toporną tarczą i wielkim mieczem ruszyła w stronę walczących koni. Sunąc w ich stronę przybrała gotową do starcia pozę torując sobie drogę powierzchnią tarczy, a przy tym szykując miecz do ciosu.
Operując zmyślnie różdżką chłopak zbliżał się do starszego Ślizgona z dość obojętną miną, ciężko było powiedzieć czy go zastana sytuacja bawi, czy irytuje. Posłał enigmatyczne spojrzenie Rafflesowi, zadając mu pytanie, którego młodszy Zielony nie odważył się zadać na głos.
Re: Siedziba kółka szachowego
Czarny koń tego wyścigu nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i wziął prowadzenie nad figurą z białego drewna. Wykonując wyjątkowo dziką galopadę, zostawił przeciwnika daleko za sobą.
Raffles zmarszczył czoło w skupieniu, usiłując włożyć moc czaru w widowiskowe rozpłaszczenie się drewnianych figurek na ścianie, kiedy suchą ciszę przerwał jęk otwieranych odrzwi. Szare oczy Ślizgona uniosły się na wchodzącą do salki dziewczynę. Zwęziły się chłodno, nie miał najmniejszej ochoty na podobne interakcje. Kiedy obserwował jak pozornie bez większego przejęcia zajmuje stolik, drewniane konie istotnie zderzyły się ze ścianą. Stały teraz, nieco oszołomione, zarzucając łbami.
Raffles już się nimi nie przejmował, już bardziej stary czarodziej z obrazu, ale swoje niezadowolenie mógł wyrażać jedynie niewerbalnie.
Ślizgon wpił spojrzenie w Gryfonkę. Wiedział, że to siostra Prince'a, cholernego gieroja i cwaniaka, który nie raz zawisł na żyrandolu pod sufitem, narażając się paczce Rafflesa. Większej ilości informacji nie miał na temat tej dziewczyny. Nie były mu zresztą potrzebne.
Przeturlał różdżkę między palcami, nie odrywając szarych oczu od przybyszki. Czuł się jak znudzony smok, który właśnie odkrył, że do jego jaskini zabłąkała się drobna owieczka...
Różdżka rozgrzała się pod jego dotykiem, jakby świadoma zamiarów właściciela. I wtedy do pomieszczenia wpadł kolejny przybysz. Jedno krótkie spojrzenie wystarczyło, by w nadchodzącym odkryć kumpla z paczki. I to z własnymi rysami twarzy!
- Widzę, że wpadłeś prosto na wieczerzę, Fraser. - Mruknął Raffles, obserwując jak drewniana wieża maszeruje w kierunku jego wciąż nieco skołowanych koni. Gdy skupił na sobie spojrzenie młodszego Ślizgona, od niechcenia wskazał podbródkiem na Hamilton. - Zobacz, jaka dorodna owieczka. Mówiłeś mi ostatnio, że nie masz na kim testować swojego nowego zaklęcia...
Graj, muzyko.
Raffles zmarszczył czoło w skupieniu, usiłując włożyć moc czaru w widowiskowe rozpłaszczenie się drewnianych figurek na ścianie, kiedy suchą ciszę przerwał jęk otwieranych odrzwi. Szare oczy Ślizgona uniosły się na wchodzącą do salki dziewczynę. Zwęziły się chłodno, nie miał najmniejszej ochoty na podobne interakcje. Kiedy obserwował jak pozornie bez większego przejęcia zajmuje stolik, drewniane konie istotnie zderzyły się ze ścianą. Stały teraz, nieco oszołomione, zarzucając łbami.
Raffles już się nimi nie przejmował, już bardziej stary czarodziej z obrazu, ale swoje niezadowolenie mógł wyrażać jedynie niewerbalnie.
Ślizgon wpił spojrzenie w Gryfonkę. Wiedział, że to siostra Prince'a, cholernego gieroja i cwaniaka, który nie raz zawisł na żyrandolu pod sufitem, narażając się paczce Rafflesa. Większej ilości informacji nie miał na temat tej dziewczyny. Nie były mu zresztą potrzebne.
Przeturlał różdżkę między palcami, nie odrywając szarych oczu od przybyszki. Czuł się jak znudzony smok, który właśnie odkrył, że do jego jaskini zabłąkała się drobna owieczka...
Różdżka rozgrzała się pod jego dotykiem, jakby świadoma zamiarów właściciela. I wtedy do pomieszczenia wpadł kolejny przybysz. Jedno krótkie spojrzenie wystarczyło, by w nadchodzącym odkryć kumpla z paczki. I to z własnymi rysami twarzy!
- Widzę, że wpadłeś prosto na wieczerzę, Fraser. - Mruknął Raffles, obserwując jak drewniana wieża maszeruje w kierunku jego wciąż nieco skołowanych koni. Gdy skupił na sobie spojrzenie młodszego Ślizgona, od niechcenia wskazał podbródkiem na Hamilton. - Zobacz, jaka dorodna owieczka. Mówiłeś mi ostatnio, że nie masz na kim testować swojego nowego zaklęcia...
Graj, muzyko.
Peter RafflesKlasa VII - Urodziny : 13/01/2006
Wiek : 18
Skąd : stare śmieci - Hogsmeade
Krew : wątpliwie czysta
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 3 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach