Siedziba kółka szachowego
+21
Rhinna Hamilton
David Ames
Nicolas Socha
Molly Connolly
Patrick Connolly
Malcolm McMillan
Quinn Larivaara
Lena Gregorovic
Misza Gregorovic
Joel Frayne
Mistrz Gry
Jeremy Scott
Serena Valerious
Cyanne Berkovitz
Aleksy Vulkodlak
William Greengrass
Suzanne Castellani
Logan Campbell
Sophie Fitzpatrick
Benedict Walton
Brennus Lancaster
25 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 2 z 5
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Siedziba kółka szachowego
First topic message reminder :
Pomieszczenie powstałe niedawno, na miejscu siedziby kółka przyjaciół Beauxbatons. Jest to duże, ładnie umeblowane pomieszczenie, w którym znajduje się tuzin stołów do gry w magiczne szachy. Na ścianach znajdują się portrety najbardziej znanych szachistów w historii szkoły, od których można wiele się nauczyć.
Pomieszczenie powstałe niedawno, na miejscu siedziby kółka przyjaciół Beauxbatons. Jest to duże, ładnie umeblowane pomieszczenie, w którym znajduje się tuzin stołów do gry w magiczne szachy. Na ścianach znajdują się portrety najbardziej znanych szachistów w historii szkoły, od których można wiele się nauczyć.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Noc jeszcze młoda - mruknął ktoś odlegle w korytarzu, gdy Cyanne wspinała się leniwie po schodkach na szóste piętro. Po dziesięciu schodkach zrobiło jej się już niedobrze. Nie była pewna, czy to przez wiotkie mięśnie czy małą liczbę mitochondriów, czy może - łącząc te dwa przypadki - ich rozpad przez upojną, alkoholową noc parenaście godzin temu. Nie za bardzo pamiętała imię chłopaka, przy którym się obudziła, ale uznając to za fakt zbyteczny do egzystencji postanowiła po prostu wstać i znów się napić. Idealną okazją do tego były urodziny pewnej Ślizgonki, która parę dni temu bąknęła coś o skromnej imprezie w siedzibie kółka szachowego. O tak, dziś sobie pograją w szachy.
Stanęła w drzwiach, badając szybko otoczenie.
- Cześć. - walnęła się w kółku, rzucając w stronę Suzanne małe zawiniątko, w którym iskrzył się srebrny, ale skromny, industrialny pierścionek przypominający na pierwszy rzut oka zgrabną śrubkę. Sięgnęła po ognistą whisky, odkręciła zębami korek i upiła łyk gorzkiego płynu. Skrzywiła się delikatnie, taksując wzrokiem obecnych.
Stanęła w drzwiach, badając szybko otoczenie.
- Cześć. - walnęła się w kółku, rzucając w stronę Suzanne małe zawiniątko, w którym iskrzył się srebrny, ale skromny, industrialny pierścionek przypominający na pierwszy rzut oka zgrabną śrubkę. Sięgnęła po ognistą whisky, odkręciła zębami korek i upiła łyk gorzkiego płynu. Skrzywiła się delikatnie, taksując wzrokiem obecnych.
Cyanne BerkovitzKlasa VI - Urodziny : 10/11/1995
Wiek : 29
Skąd : NY
Krew : czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Serena czasem się spóźniała, jednakże teraz miała bardzo dobre usprawiedliwienie. Wszak musiała czekać aż matka wyśle jej prezent sowią pocztą by potem ona mogła go ładnie zapakować w pudełko i obłożyć ślicznym zielono-srebrnym papierem ozdobnym. Tam zapakowane były perfumy o pięknych niszowych zapachach, które z pewnością się Suzi spodobają, a także bransoleta na rękę w postaci węża.
Weszła na salkę i od razu stanęła w miejscu by wzrokiem odnaleźć jubilatkę. Szybko ją dostrzegła i podeszła do niej od razu z paczuszką.
-Wybacz za spóźnienie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Które to już będą? Mam nadzieję, że prezent ci sie spodoba. Postarałam się- powiedziała z uśmiechem na twarzy, dając jej buziaczki w policzki i wręczając paczkę.
Weszła na salkę i od razu stanęła w miejscu by wzrokiem odnaleźć jubilatkę. Szybko ją dostrzegła i podeszła do niej od razu z paczuszką.
-Wybacz za spóźnienie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Które to już będą? Mam nadzieję, że prezent ci sie spodoba. Postarałam się- powiedziała z uśmiechem na twarzy, dając jej buziaczki w policzki i wręczając paczkę.
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Dobra, koniec gadania, bo alkohol się nam tu zagrzeje. Dziewczyna ponownie rozlała wszystkim alkohol, wyciągnęła z torby jakieś przekąski i rzuciła je na stoliki. Hmm, brakowało jeszcze muzyki, ale całe szczęście była magiczna szafa grająca z której zaraz popłynęły jakieś miłe dla ucha dźwięki. Nawet nie zauważyła kiedy weszła Cyanne ale zdążyła złapać pakunek i od razu go rozpakować niszcząc przy tym ozdobny papier. Pierścionek zaraz wylądował na jej palcu uśmiechając się przy tym serdecznie do Ślizgonki. Nie lubiła organizować imprez, zazwyczaj to była gościem i nie wiedziała jak się ma zachować jako gospodarz ale chyba zebrani tu wiedzą co ze sobą zrobić, prawda? Jest alkohol, jest żarcie... reszta powinna przyjść sama.
Widząc siedzącego na parapecie Aleksa uniosła jeden kącik ust zaczęła podchodzić do niego wolnym krokiem kiedy to złapała ją dobra koleżanka Serena.
- Dzięki wielkie, podoba mi się bardzo - odpowiedziała szczerze i przytuliła ją obcałowując policzki. I chyba z listy gości to prawie wszyscy, ci którzy się nie pojawili powiedzieli jej o tym wcześniej, ale kto wpadnie ten wpadnie, no chyba, że będą to jacyś członkowie tego kółka o ile tacy istnieją w ogóle... Zerknęła przez ramię w stronę swego lubego wywracając oczami, chciała mu podziękować za piękny prezent czymś więcej niż tylko przelotnym uśmiechem i krótkim pocałunkiem.
- Myślałaś już nad kierunkiem studiów? - zagaiła jeszcze do stojącej obok ślizgonki.
Widząc siedzącego na parapecie Aleksa uniosła jeden kącik ust zaczęła podchodzić do niego wolnym krokiem kiedy to złapała ją dobra koleżanka Serena.
- Dzięki wielkie, podoba mi się bardzo - odpowiedziała szczerze i przytuliła ją obcałowując policzki. I chyba z listy gości to prawie wszyscy, ci którzy się nie pojawili powiedzieli jej o tym wcześniej, ale kto wpadnie ten wpadnie, no chyba, że będą to jacyś członkowie tego kółka o ile tacy istnieją w ogóle... Zerknęła przez ramię w stronę swego lubego wywracając oczami, chciała mu podziękować za piękny prezent czymś więcej niż tylko przelotnym uśmiechem i krótkim pocałunkiem.
- Myślałaś już nad kierunkiem studiów? - zagaiła jeszcze do stojącej obok ślizgonki.
Re: Siedziba kółka szachowego
Urodziny! Szlag! Jak mógł o tym nie wiedzieć?! A może wiedział, ale zapomniał? Albo nie słuchał? Cholera, ale wtopa! Nie ma prezentu i Suz chyba czytała mu w myślach. Po stokroć SZLAG!
- To było zamierzone, prawda? - uniósł lekko brew nieznacznie się uśmiechając. Dobre maniery nakazywały przyjść z prezentem, a skoro go nie miał nie mógł odmówić jubilatce. Westchnął cicho sięgając po szklankę
- Raczej za Suzanne - poprawił puchona upił łyka. Paliło go w gardle na co skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny. Nie był przyzwyczajony do mocnych trunków. W domu przy obiedzie pijał lampkę wina, na przyjęciach głównie szampana, ale nigdy nie zaszalał. Nie wypada.
- Nie myśl, że jestem chamem, prezent i tak dostaniesz - zapewnił ją. Poprosi w liście matkę, żeby przysłała mu coś odpowiedniego, jak tylko wymyśli coby to mogło być. Czuł się paskudnie, każdy coś jej dawał, a ten stal jak ten kołek.
- Witaj Cyanne - uśmiechnął się do nowo przybyłej.
- To było zamierzone, prawda? - uniósł lekko brew nieznacznie się uśmiechając. Dobre maniery nakazywały przyjść z prezentem, a skoro go nie miał nie mógł odmówić jubilatce. Westchnął cicho sięgając po szklankę
- Raczej za Suzanne - poprawił puchona upił łyka. Paliło go w gardle na co skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny. Nie był przyzwyczajony do mocnych trunków. W domu przy obiedzie pijał lampkę wina, na przyjęciach głównie szampana, ale nigdy nie zaszalał. Nie wypada.
- Nie myśl, że jestem chamem, prezent i tak dostaniesz - zapewnił ją. Poprosi w liście matkę, żeby przysłała mu coś odpowiedniego, jak tylko wymyśli coby to mogło być. Czuł się paskudnie, każdy coś jej dawał, a ten stal jak ten kołek.
- Witaj Cyanne - uśmiechnął się do nowo przybyłej.
Re: Siedziba kółka szachowego
- Może być i za Suzanne - powiedział wzruszając ramionami. Wypił naraz zawartość swojej szklanki, alkohol miło drapał go w gardło. Mimo, iż jakiś czas temu byli parą z Argentynką, to zakończyli swój związek w zgodzie i zachowywali się normalnie. Od czasu do czasu spotykali się porozmawiać abo się napić. W międzyczasie ktoś puścił muzykę, a chwilę później w jego szklance pojawił się znów alkohol. Kiwnął głową w geście przywitania osobom, które dołączyły do imprezy.
- Zdrowie! - powiedział, wznosząc szklankę ku górze. Nie chciał czekać, aż alkohol wyparuje mu ze szklanki, więc przechylił ją do ust i wypił jej zawartość na raz. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając popielniczki lub czegoś co mogło by ją zastąpić. Nie mogąc znaleźć nic takiego, zrezygnował z palenia w tej chwili, mógł przeszkadzać dymem także innym osobom. Uznał więc, iż zrobi to najwyżej później.
- Zdrowie! - powiedział, wznosząc szklankę ku górze. Nie chciał czekać, aż alkohol wyparuje mu ze szklanki, więc przechylił ją do ust i wypił jej zawartość na raz. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając popielniczki lub czegoś co mogło by ją zastąpić. Nie mogąc znaleźć nic takiego, zrezygnował z palenia w tej chwili, mógł przeszkadzać dymem także innym osobom. Uznał więc, iż zrobi to najwyżej później.
Re: Siedziba kółka szachowego
Wieczór nie należał do jednego z najspokojniejszych. Jeremy wciąż czekał na odpowiedź od Hanny. Dziewczyna poświęciła cały dzień na przeszukiwanie dormitoriów, ale póki co nic nie przynosiło efektów. Dyrektor polecił profesorowi Gabrielowi, aby ten zajął się dementowaniem pogłosem, ale nawet to nie pomogło. W tej szkole plotki rozprzestrzeniały się z prędkością światła.
Mistrz Transmutacji siedział przy biurku w swoim gabinecie i odpisywał na list ministra. Niby nic ważnego, ale jednak - obowiązki to obowiązki.
-Krnąbrne kaszaloty niszczące szkolne mienie, plugawiące dobre imię zamku! - przytłumiony głos rozbrzmiał w gabinecie budząc wszystkie portrety. Wiadomym jest, że owy krzyk przyciągnął uwagę Scott'a.
Mężczyzna rozejrzał się w poszukiwaniu źródła hałasu. Znalazł je dość szybko. Na jednym z portretów byłych dyrektorów pojawił się nie kto inny, a Sir Cadogan. Rycerz wymachiwał mieczem, a przyłbica coraz spadała mu na twarz przytrzaskując przy tym jego długi nos.
- Tchórze, powiadam wam dyrektorowie, tchórze i plugawcy!
- Jestem zmuszony, abyś baczył na swe słownictwo, szlachetny rycerzu. - odpowiedział spokojnie Jeremy. Cadogan - łasy na komplementy - zastosował się prośby. Opowiedział dokładnie, co wyprawiają dzieciaki na VI piętrze. Oczywiście profesor zmuszony był zareagować natychmiastowo.
Dyrektor pojawił się w Siedzibie kółka szachowego akurat w momencie, kiedy Logan przechylał szklankę.
-Smacznego - skomentował. Machnął różdżką, a wszystkie butelki, szklanki itp. zniknęły ze stołów i innych - dziwnych - miejsc.
Mistrz Transmutacji nie był zły. Rzadko kiedy bywał. Tym razem Scott był zawiedziony. Nie tyle zachowaniem, co głupotą, brakiem wyobraźni i nieumiejętnych przewidywaniem. Nie wyszło im w ukryciu w środku nocy, to miało im wyjść o dość wczesnej porze... do pomieszczenia ogólnie dostępnego.
- Nie potrafię znaleźć słów, aby opisać jak bardzo rozczarowany jestem brakiem waszej przebiegłości. -zaczął - Spodziewałem się czegoś bardziej wymyślnego po kimś, kogo cechuje inteligencja i spryt. - nauczyciel krążył po sali coraz zerkając na uczniów pouczając ich i wyrażając swój zawód ich nieprzemyślanym zachowaniem. Trwało to jakieś dziesięć minut.
- Ostatnim razem ukarałem was małym szlabanem. Tym razem jednak zmuszony jestem wyciągnąć większe konsekwencję. Szlaban, odjęcie punktów, oraz zakaz wyjścia do Hogsmeade przez dwa tygodnie. - westchnął głośno - Zmykajcie teraz do swoich dormitoriów - tak jak ostatnim razem pojawiły się skrzaty, które nadzorować miały powrót dzieciaków. - Skontaktuje się z profesor Farrington odnośnie szlabanów. Ach -dodał na końcu - Wszystkiego najlepszego.
Mistrz Transmutacji siedział przy biurku w swoim gabinecie i odpisywał na list ministra. Niby nic ważnego, ale jednak - obowiązki to obowiązki.
-Krnąbrne kaszaloty niszczące szkolne mienie, plugawiące dobre imię zamku! - przytłumiony głos rozbrzmiał w gabinecie budząc wszystkie portrety. Wiadomym jest, że owy krzyk przyciągnął uwagę Scott'a.
Mężczyzna rozejrzał się w poszukiwaniu źródła hałasu. Znalazł je dość szybko. Na jednym z portretów byłych dyrektorów pojawił się nie kto inny, a Sir Cadogan. Rycerz wymachiwał mieczem, a przyłbica coraz spadała mu na twarz przytrzaskując przy tym jego długi nos.
- Tchórze, powiadam wam dyrektorowie, tchórze i plugawcy!
- Jestem zmuszony, abyś baczył na swe słownictwo, szlachetny rycerzu. - odpowiedział spokojnie Jeremy. Cadogan - łasy na komplementy - zastosował się prośby. Opowiedział dokładnie, co wyprawiają dzieciaki na VI piętrze. Oczywiście profesor zmuszony był zareagować natychmiastowo.
Dyrektor pojawił się w Siedzibie kółka szachowego akurat w momencie, kiedy Logan przechylał szklankę.
-Smacznego - skomentował. Machnął różdżką, a wszystkie butelki, szklanki itp. zniknęły ze stołów i innych - dziwnych - miejsc.
Mistrz Transmutacji nie był zły. Rzadko kiedy bywał. Tym razem Scott był zawiedziony. Nie tyle zachowaniem, co głupotą, brakiem wyobraźni i nieumiejętnych przewidywaniem. Nie wyszło im w ukryciu w środku nocy, to miało im wyjść o dość wczesnej porze... do pomieszczenia ogólnie dostępnego.
- Nie potrafię znaleźć słów, aby opisać jak bardzo rozczarowany jestem brakiem waszej przebiegłości. -zaczął - Spodziewałem się czegoś bardziej wymyślnego po kimś, kogo cechuje inteligencja i spryt. - nauczyciel krążył po sali coraz zerkając na uczniów pouczając ich i wyrażając swój zawód ich nieprzemyślanym zachowaniem. Trwało to jakieś dziesięć minut.
- Ostatnim razem ukarałem was małym szlabanem. Tym razem jednak zmuszony jestem wyciągnąć większe konsekwencję. Szlaban, odjęcie punktów, oraz zakaz wyjścia do Hogsmeade przez dwa tygodnie. - westchnął głośno - Zmykajcie teraz do swoich dormitoriów - tak jak ostatnim razem pojawiły się skrzaty, które nadzorować miały powrót dzieciaków. - Skontaktuje się z profesor Farrington odnośnie szlabanów. Ach -dodał na końcu - Wszystkiego najlepszego.
Re: Siedziba kółka szachowego
Oho... I dlatego własnie nie chodzi na szkolne imprezy! Dobrze wiedział, że w tej szkole nie ma za grosz prywatności i kazda, nawet najmniejsza impreza kończy się zawsze tak samo. Wtargnięciem tego staru.. szanownego pana dyrektora. Nie raz powtarzał, że powinien już przejść na emeryturę.
Odstawił ledwo zaczętą szklankę na stolik i ze swoim firmowym uśmiechem podszedł do profesora.
- Ależ dyrektorze, proszę nie być az tak surowym. Są urodziny panny Devereux, chcieliśmy tylko dać jej prezenty, złożyć życzenia i wznieść mały toast za jej zdrowie. Niech Pan spojrzy na nas nieco łaskawiej - tu skłonił z pokora głowe. Cholera... dwa tygodnie w zamku... szlaban... NIGDY NIE MIAŁ SZLABANU! Był wzorem przyzwoitości w tej szkole... No może poza drobnymi wpadkami, kiedy tracił zimną krew podczas swoich małych ataków szału.
Odstawił ledwo zaczętą szklankę na stolik i ze swoim firmowym uśmiechem podszedł do profesora.
- Ależ dyrektorze, proszę nie być az tak surowym. Są urodziny panny Devereux, chcieliśmy tylko dać jej prezenty, złożyć życzenia i wznieść mały toast za jej zdrowie. Niech Pan spojrzy na nas nieco łaskawiej - tu skłonił z pokora głowe. Cholera... dwa tygodnie w zamku... szlaban... NIGDY NIE MIAŁ SZLABANU! Był wzorem przyzwoitości w tej szkole... No może poza drobnymi wpadkami, kiedy tracił zimną krew podczas swoich małych ataków szału.
Re: Siedziba kółka szachowego
William był przyzwoitym uczniem. A przynajmniej tak wynikało z pozorów.
Wysłuchał uważnie słów chłopca patrząc w jego oczy.
- Ależ to bardzo pięknie z waszej strony. Niestety ilość przemyconego alkoholu pozwala mi przypuszczać, iż gdzieś w szkole niemała grupka uczniów właśnie szykuje się na przyłączenie do waszej urodzinowej imprezy. - odpowiedział spokojnie - Nic nie mogę zrobić. Naginanie i łamanie zasad stosuje się tylko i wyłącznie z ważnych powodów. Ten był błahy. - poklepał ślizgona po ramieniu - I nie jestem surowy, wszak nie jesteście zawieszeni - zawołał wesoło dając mu też do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
Wysłuchał uważnie słów chłopca patrząc w jego oczy.
- Ależ to bardzo pięknie z waszej strony. Niestety ilość przemyconego alkoholu pozwala mi przypuszczać, iż gdzieś w szkole niemała grupka uczniów właśnie szykuje się na przyłączenie do waszej urodzinowej imprezy. - odpowiedział spokojnie - Nic nie mogę zrobić. Naginanie i łamanie zasad stosuje się tylko i wyłącznie z ważnych powodów. Ten był błahy. - poklepał ślizgona po ramieniu - I nie jestem surowy, wszak nie jesteście zawieszeni - zawołał wesoło dając mu też do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
Re: Siedziba kółka szachowego
Uśmiechnęła się do Suzi, a gdy ta zapytała ją o studia po szkole, zamyśliła się na moment.
-Jeszcze nie wiem Suzi, od ojca mam dostać własny klub, jednakże nie wiem czy chcę iść w jego ślady czy w ślady matki- powiedziała zgodnie z prawdą. Potem już musiała się zamknąć bowiem wkroczył stary sędziwy pan dyrektor. Ehh no i po dobrym uśmiechu i wzniesieniu toastu za jubilatkę.
-Ależ panie dyrektorze, spojrzy pan, że alkoholu tu nie jest wiele. Wszak u mnie jest poprawa, nie przyniosłam ze sobą nawet butelki- powiedziała do dyrektora spokojniej.
-Niech pan spojrzy na to z łagodniejszej strony. Nikt nie jest pijany i zapewniam pana dyrektora, że by nie był. Poza tym to nie nasza wina, a wina prefektów, którzy nam na wszystko zezwalają, popuszczając cugle. Z nimi pan dyrektor powinien poważnie porozmawiać. Prosimy o łagodniejszą karę- poprosiła z błagalnym wzrokiem i łagodnym tonem patrząc na dyrektora z lekkim bólem w sercu. Czy ona zawsze gdziekolwiek się obróciła musiała zarobić szlaban? No właśnie.
-Jeszcze nie wiem Suzi, od ojca mam dostać własny klub, jednakże nie wiem czy chcę iść w jego ślady czy w ślady matki- powiedziała zgodnie z prawdą. Potem już musiała się zamknąć bowiem wkroczył stary sędziwy pan dyrektor. Ehh no i po dobrym uśmiechu i wzniesieniu toastu za jubilatkę.
-Ależ panie dyrektorze, spojrzy pan, że alkoholu tu nie jest wiele. Wszak u mnie jest poprawa, nie przyniosłam ze sobą nawet butelki- powiedziała do dyrektora spokojniej.
-Niech pan spojrzy na to z łagodniejszej strony. Nikt nie jest pijany i zapewniam pana dyrektora, że by nie był. Poza tym to nie nasza wina, a wina prefektów, którzy nam na wszystko zezwalają, popuszczając cugle. Z nimi pan dyrektor powinien poważnie porozmawiać. Prosimy o łagodniejszą karę- poprosiła z błagalnym wzrokiem i łagodnym tonem patrząc na dyrektora z lekkim bólem w sercu. Czy ona zawsze gdziekolwiek się obróciła musiała zarobić szlaban? No właśnie.
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
- Profesorze, tego wcale nie jest tak dużo. Ilość przyniesionego alkoholu wniknęła z niedogadania się między sobą osób za to odpowiedzialnych. Zapewniam, że miało skończyć się tylko na jednym toaście za zdrowie jubilatki, i tyleż też tego alkoholu miało być. Po prostu zamiast jednej osoby znalazło się kilka, które nie miały pojęcia, że inni też coś przyniosą. Ot taki ambaras. - czy te oczy mogą kłamać, profesorze? Kiedy dyrektor poklepał go po ramieniu skrzywił się nie znacznie a następnie strzepał z ramienia wyimaginowany kurz zostawiony przez dyrektorską rekę. I wtedy wcięła się Coletti...
- Przeginasz - mruknął do niej cicho po czym znowu uśmiechnął się do dyrektora tym swoim uśmieszkiem, który stosował, kiedy chciał coś wyprosić.
- Rozumiem, że postąpiliśmy źle, jednakowoż kara jaką Pan profesor nam wymierzył jest stanowczo za wysoka. Dwa tygodnie bez wyjścia do wioski... Zapewniam, że skończy się to kolejnymi wybrykami młodzieży, która nie będzie miała gdzie się wyhasać. Proszę jeszcze raz to przemyśleć - znowu pokornie skłonił głowę. Merlinie, zupełnie jakby rozmawiał z ojcem...
- Przeginasz - mruknął do niej cicho po czym znowu uśmiechnął się do dyrektora tym swoim uśmieszkiem, który stosował, kiedy chciał coś wyprosić.
- Rozumiem, że postąpiliśmy źle, jednakowoż kara jaką Pan profesor nam wymierzył jest stanowczo za wysoka. Dwa tygodnie bez wyjścia do wioski... Zapewniam, że skończy się to kolejnymi wybrykami młodzieży, która nie będzie miała gdzie się wyhasać. Proszę jeszcze raz to przemyśleć - znowu pokornie skłonił głowę. Merlinie, zupełnie jakby rozmawiał z ojcem...
Re: Siedziba kółka szachowego
Było miło ale się skończyło, bo wpadł dyrektor. Niech to szlag. Cicho przeklęła pod nosem w ojczystym języku i słuchała co ma do powiedzenia z rosnącą w niej frustracją, nie na niego ale na siebie. Potem wzrok przeniosła na Williamia który próbował się targować a potem na dyrektora i na Serenę. Nie tak to miało wyglądać, nie mieli się upić, do cholery. Mieli się tylko dobrze bawić. Suzi wyszła przed Williama stając na przeciw dyrektorowi.
- Proszę ich nie karać, to moja wina. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność, chce zawieszenie, byleby nie karać reszty. Oni są tylko gośćmi, ja to zorganizowałam, ja powinnam ponieść konsekwencję. - powiedziała szczerze, pewnie ale nie wiedziała czy ten pójdzie na ten układ, że tylko ona dostanie karę. Sophie ją zabiję, wiedziała o tym... cóż, ale to ona nawaliła, bo to ona nie dopilnowała szczegółów. Reszta jest niewinna.
- Proszę ich nie karać, to moja wina. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność, chce zawieszenie, byleby nie karać reszty. Oni są tylko gośćmi, ja to zorganizowałam, ja powinnam ponieść konsekwencję. - powiedziała szczerze, pewnie ale nie wiedziała czy ten pójdzie na ten układ, że tylko ona dostanie karę. Sophie ją zabiję, wiedziała o tym... cóż, ale to ona nawaliła, bo to ona nie dopilnowała szczegółów. Reszta jest niewinna.
Re: Siedziba kółka szachowego
Serena po prostu nawet jak próbowała być miłą, to im bardziej się starała tym bardziej to była pase. Była wtedy i tak wulgarna.
-Wybacz William, już milczę- powiedziała szeptem do chłopaka po czym ponownie uśmiechnęła się przepraszająco do dyrektora.
Imprezę i tak skończy wraz z Suzi w dormitorium i nikt jej nie powstrzyma przed wypiciem toastu z dziewczęciem.
Skinęła tylko głową potulnie, kolejny szlaban. Do nich i tak była przyzwyczajona. Pospiesznie opuściła salkę, nie patrząc za siebie a tym bardziej na dyrektora. Dopiero będąc daleko od niej, mogła wrzasnąć wściekła na całe gardło by dać upust emocją, które w sobie tłumiła chwilę temu.
zt
-Wybacz William, już milczę- powiedziała szeptem do chłopaka po czym ponownie uśmiechnęła się przepraszająco do dyrektora.
Imprezę i tak skończy wraz z Suzi w dormitorium i nikt jej nie powstrzyma przed wypiciem toastu z dziewczęciem.
Skinęła tylko głową potulnie, kolejny szlaban. Do nich i tak była przyzwyczajona. Pospiesznie opuściła salkę, nie patrząc za siebie a tym bardziej na dyrektora. Dopiero będąc daleko od niej, mogła wrzasnąć wściekła na całe gardło by dać upust emocją, które w sobie tłumiła chwilę temu.
zt
Serena ValeriousStudentka: Aurorstwo - Skąd : Francja
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Dziewczyna wciąż stała blada jak kreda i oddychała ciężko. Delikatne dłonie trzęsły się jej niemiłosiernie, a Sophie przez dłuższy moment nie mogła wydusić z siebie słowa. To było przerażające! Na pewno wybierze się po tym wszystkim do dziadka Scotta i zapyta czy to był jego pomysł. Jeśli tak, to potem pójdzie do babci Margaret i poprosi, żeby ta pojęczała mu trochę w domu, doprowadzając staruszka do szału.
Nadal będąc w szoku pozwoliła by Joel objął ją ramieniem. Sama uczepiła się go jak rzep psiego ogona, ponownie ściskając go tak mocno, że najpewniej zabrakło mu powietrza. Wcześniej nie przytulała się do kompletnie obcego chłopaka, ale sytuacja była ekstremalna. Później będzie sobie wyrzucać czułości.
- Podbiłam Ci oko? - powtórzyła po nim, mrugając kilkakrotnie i podnosząc nań spojrzenie. - Raju! To był przypadek, zazwyczaj nie robię ludziom krzywdy! - odsunęła się na krok, przyglądając się buzi Krukona. Miejsce w które uderzył róg książki było odrobinę czerwone. Sophie zagryzła tylko nieznacznie malinową wargę i zaczęła przepraszać towarzysza. Kiedy stwierdziła, że ten na pewno jej już wybaczył, sięgnęła po karteczkę i odczytała na głos wypisane na niej słowa.
- Mowa o szachownicy! - powiedzieli chórem, spoglądając na siebie porozumiewawczo. Dziewczyna zaśmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie wiedziała, że w Hogwarcie są jeszcze tacy bystrzy i normalni mężczyźni.
- Biegniemy! - dodała, łapiąc go pewnie za rękę i ciągnąc na VI piętro. Byli nieźle zdyszani, kiedy przekroczyli próg siedziby kółka szachowego, rozglądając się uważnie.
Nadal będąc w szoku pozwoliła by Joel objął ją ramieniem. Sama uczepiła się go jak rzep psiego ogona, ponownie ściskając go tak mocno, że najpewniej zabrakło mu powietrza. Wcześniej nie przytulała się do kompletnie obcego chłopaka, ale sytuacja była ekstremalna. Później będzie sobie wyrzucać czułości.
- Podbiłam Ci oko? - powtórzyła po nim, mrugając kilkakrotnie i podnosząc nań spojrzenie. - Raju! To był przypadek, zazwyczaj nie robię ludziom krzywdy! - odsunęła się na krok, przyglądając się buzi Krukona. Miejsce w które uderzył róg książki było odrobinę czerwone. Sophie zagryzła tylko nieznacznie malinową wargę i zaczęła przepraszać towarzysza. Kiedy stwierdziła, że ten na pewno jej już wybaczył, sięgnęła po karteczkę i odczytała na głos wypisane na niej słowa.
- Mowa o szachownicy! - powiedzieli chórem, spoglądając na siebie porozumiewawczo. Dziewczyna zaśmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie wiedziała, że w Hogwarcie są jeszcze tacy bystrzy i normalni mężczyźni.
- Biegniemy! - dodała, łapiąc go pewnie za rękę i ciągnąc na VI piętro. Byli nieźle zdyszani, kiedy przekroczyli próg siedziby kółka szachowego, rozglądając się uważnie.
Re: Siedziba kółka szachowego
Dzwoneczki zadzwoniły, gdy tylko otworzyliście drzwi.
Tym razem nie było duchów, ani pająków. Przed wami siedział vice-dyrektor we własne osobie. Profesor wskazał na szachownice i już wiadomo co macie zrobić.
----------
Naszą partię rozegramy na kurniku.
login: JoelSophie
login: JoelSophie
hasło: hogwart
Pokój: #1400 onary
W razie problemów, bądź braku umiejętności grania w szachy proszę pisać na PW
Mistrz Gry
Re: Siedziba kółka szachowego
Nie skomentował jej przeprosin, a jedynie przyjął do siebie z uśmiechem na ustach. Podbite oko to nie koniec świata, czerwony ślad zejdzie mu za kilka dni albo po prostu pójdzie do szkolnej pielęgniarki po jakiś dobry medykament. Żyli w magicznej szkole, w magicznym świecie, więc na pewno jakiś był.
Gdy dotarli do sali kółka szachowego nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć co ich czeka. Widząc w sali dyrektora i szachy, posłał dziewczynie znaczące spojrzenie. On jako tako kojarzył zasady i niby zdarzało mu się czasem wygrać, ale w tym momencie nie miał siły na myślenie a niestety ta gra należała do gier na inteligencję. Odsunął krzesło przed Sophie, by usiadła, po czym uczynił to samo, zabierając się do gry.
Gdy dotarli do sali kółka szachowego nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć co ich czeka. Widząc w sali dyrektora i szachy, posłał dziewczynie znaczące spojrzenie. On jako tako kojarzył zasady i niby zdarzało mu się czasem wygrać, ale w tym momencie nie miał siły na myślenie a niestety ta gra należała do gier na inteligencję. Odsunął krzesło przed Sophie, by usiadła, po czym uczynił to samo, zabierając się do gry.
Re: Siedziba kółka szachowego
Szło wam całkiem nieźle, jednak Profesor był doświadczonym graczem. Po 10 minutowej batalii wasz król został pokonany.
Kolejny dźwięk dzwonka i ku waszemu zdziwieniu na szachownicy pojawiła się kolejna kartka.
Nie zwycięzcą ten, kto wie, że wygra,
Lecz ten, kto bez szans do bitwy podchodzi,
Biegiem teraz na podwórze, śpieszcie się młodzi,
Tam czeka na was drzewo potężne okrutnie,
Co gdy się je zaczepi, w mordę ostro lutnie.
Mistrz Gry
Re: Siedziba kółka szachowego
Gdy na dworze jawnie lało, a szkoła wydała się Grgorovicowi, aż nazbyt przeludnionym miejscem znów zaczął szukać dla siebie miejsca. Tym razem podjął próbę znalezienia pustego pomieszczenia w zamkowych murach. Gdzie jednak nie wszedł wszędzie trafiał na grupki rozentuzjazmowanych uczniów. Misza kompletnie nie wiedział z czego się tak cieszą, ale najwidoczniej musieli mieć swoje powody. Inaczej siedzieliby w ciszy, a nie śmialiby się w głos. Zła passa w szukaniu minęła dopiero na szóstym piętrze. Przekręcił jedną z klamek do pomieszczenia i nie przywitały go radosne okrzyki i śmiechy tylko cisza. Cisza której ostatnio potrzebował, aby ułożyć sobie kilka spraw. Nadal nie rozumiał dlaczego sezon się nie zaczyna. Zero treningów, zero zapowiedzianych meczy... Tak nie powinno być. Durmstrang już pewnie rozegrał kilka spotkań na całkiem przyzwoitym poziomie, a tutaj? Tutaj kiedy miał ochotę mógł iść poćwiczyć samemu na pustym boisku, albo porobić brzuszki w równie pustej siłowni. Teraz pewnie właśnie tam by uciekł przed gwarem, ale deszcz skutecznie ochładzał jego zamiary. Wolał siedzieć w zamkowych murach. Nie wyczuwając podstępu wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Mnóstwo stolików, a na każdym stoliku leżały rozłożone plansze do szachów czarodziejów. Zaiste interesujące. Mnóstwo też było portretów z drzemiącymi staruszkami, których nazwiska zostały zapisane pod ramą każdego z obrazów. Nie znał żadnego z tych nazwisk. Cicho, nie chcąc obudzić portretów przeszedł przez pomieszczenie wprost do dużego okna i schował dłonie do kieszeni zwyczajnych spodni. Patrzył na krople deszczu spokojnie spływające po szybkie i westchnął cicho. Może lepiej było zostać w Rosji, Gregorovic?
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Siedziba kółka szachowego
Kiedy Lena dostrzegła znajomą sylwetkę brata przemierzającą korytarz na szóstym piętrze, zeskoczyła z kamiennego parapetu na którym dotychczas siedziała i niewiele myśląc, ruszyła za krukonem. Wciśnięte w kieszenie dłonie i spuszczona głowa wraz ze spojrzeniem wbitym w kamienną posadzkę nie zwiastowały zbyt dobrego nastroju Miszy. Ciemne brwi dziewczęcia uniosły się ku górze, kiedy jej brat otworzył drzwi prowadzące do siedziby kółka szachowego. No bo Misza i szachy? Chyba w innym wymiarze. Usta ślizgonki wygięły się w grymasie zamyślenia, kiedy kroczyła za nim, pozostając niezauważoną. Przystanęła tuż przy wejściu, obrzucając brata spojrzeniem onyksowych tęczówek. Jak widać i jemu ta deszczowa aura nie przypadła do gustu. Mała Gregorovic miała szczerze dość. To znaczy tak tylko trochę, ale wyglądała jakby jej stan psychiczny był dużo gorszy.
Odchrząknęła cicho, zwracając jego uwagę na siebie. Swoją drogą dawno już z nim nie rozmawiała i brakowało jej trochę tych ich... żarcików. Pomalowane jak zawsze na kolor wina, usta Gregorovic wygięły się w charakterystyczną dlań podkówkę.
- Czyżbyś zaraz miał wyjąć pergamin z chęcią napisania poematu o deszczu i nieszczęśliwej miłości? - Zapytała kąśliwie, odgarniając za ucho kosmyki sięgające podbródka. - Smutnie wyglądasz, bracie.
Odchrząknęła cicho, zwracając jego uwagę na siebie. Swoją drogą dawno już z nim nie rozmawiała i brakowało jej trochę tych ich... żarcików. Pomalowane jak zawsze na kolor wina, usta Gregorovic wygięły się w charakterystyczną dlań podkówkę.
- Czyżbyś zaraz miał wyjąć pergamin z chęcią napisania poematu o deszczu i nieszczęśliwej miłości? - Zapytała kąśliwie, odgarniając za ucho kosmyki sięgające podbródka. - Smutnie wyglądasz, bracie.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Misza i szachy? Fakt, to zupełnie do siebie nie pasowało. Choć Gregorovic zdawał się być posiadaczem mózgu, tak nie nadużywał zbytnio tego organu. W sumie... czy którykolwiek sportowiec nadużywał mózgu? No właśnie. Fakt, że jest w Krukonach zdawał się być dla niego czystym przypadkiem. Nie był wielkim miłośnikiem nauki i chwilami potrafił spędzić kwadrans pod drzwiami Pokoju Wspólnego, jeśli owe złośliwe drzwi zadadzą mu nieco ambitniejszą zagwostkę. W ogóle kto to wymyślił takie torturowanie nieletnich? Odwrócił się w stronę drzwi gdy tylko usłyszał ich skrzypnięcie i posłał smutne spojrzenie swojej, równie smutnej co i on, bliźniaczej siostrze. Najwidoczniej piękny Hogwart ograniczał Gregoroviców. Małe wyglądało na smutne, duże na jeszcze smutniejsze. Słysząc jej dość kąśliwą uwagę zmarszczył czoło.
- Nigdy nie byłem zakochany. - burknął przenosząc spojrzenie na wyścig kropel który w najlepsze toczył się na szybie tuż przez jego nosem. Westchnął cicho raz jeszcze, a uwagę siostry skomentował dość krótkim:
- Ty też. - które pełne było smutnego tonu. Odwrócił się w końcu od okna i zmierzył siostrę dość krytycznym spojrzeniem od stóp do głów. Z wyglądu niewiele się zmieniło, za to w jej oczach widać było... smutek. Czyżby nie znalazła tego czego szukała w deszczowej Anglii? Już dawno zdał sobie sprawę z tego, że Lena nie jest tu ani ze względu na niego, ani ze względu na Quidditcha. Bardziej interesowali ją bogaci, dobrze ułożeni, a przede wszystkim przystojni Angole których będzie mogła traktować jak tylko zechce.
- Czyżby Wyspy nie spełniły wymagań księżniczki Gregorovic? - zapytał dość ironicznym tonem, posyłając jej jeden ze swoich złośliwych uśmiechów. Cóż, ona zaczęła rodzinne przekomarzanie, więc nie ma prawa do jakichkolwiek pretensji i zastrzeżeń!
- Nigdy nie byłem zakochany. - burknął przenosząc spojrzenie na wyścig kropel który w najlepsze toczył się na szybie tuż przez jego nosem. Westchnął cicho raz jeszcze, a uwagę siostry skomentował dość krótkim:
- Ty też. - które pełne było smutnego tonu. Odwrócił się w końcu od okna i zmierzył siostrę dość krytycznym spojrzeniem od stóp do głów. Z wyglądu niewiele się zmieniło, za to w jej oczach widać było... smutek. Czyżby nie znalazła tego czego szukała w deszczowej Anglii? Już dawno zdał sobie sprawę z tego, że Lena nie jest tu ani ze względu na niego, ani ze względu na Quidditcha. Bardziej interesowali ją bogaci, dobrze ułożeni, a przede wszystkim przystojni Angole których będzie mogła traktować jak tylko zechce.
- Czyżby Wyspy nie spełniły wymagań księżniczki Gregorovic? - zapytał dość ironicznym tonem, posyłając jej jeden ze swoich złośliwych uśmiechów. Cóż, ona zaczęła rodzinne przekomarzanie, więc nie ma prawa do jakichkolwiek pretensji i zastrzeżeń!
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Siedziba kółka szachowego
Onyksowe tęczówki ślizgonki lustrowały uważnie szatyna. Co jak co, ale smutny Misza Gregorovic to widok wyjątkowo rzadki, nawet jak dla niej. Westchnęła, przysiadając na jednej z drewnianych ławek i wyciągnęła z kieszeni swetra maleńką owiniętą sreberkiem paczuszkę. Zagryzła mocno ciemnoczerwoną wargę, wlepiając ciemne oczęta w tajemniczy pakunek. Szerokość, długość i grubość wykazywały jasno na tabliczkę czekolady. Lena jako zupełny koneser zastanawiała się, czy Misza wart jest choćby kosteczki tej cudnej, rozpływającej się w ustach substancji. Westchnęła w końcu ze zrezygnowaniem, przenosząc spojrzenie na brata.
- Cóż, miłość jest przereklamowana - wzruszyła ramionami, podeszwą trampka stukając o nogę stolika. - To raczej nie smutek, to znużenie. - Przyznała, odrywając jedną z części pazłotka. Czekolada jak nic, i to nie byle jaka, bo z orzechami. Kolejne ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, kiedy dostrzegła krytyczne spojrzenie bliźniaka. Nienawidziła, gdy tak patrzył. A patrzył często, szczególnie ostatnimi czasy. Czy jej winą było to, że tak trudno dogadać jej się było z kimkolwiek prócz Thomas? To że wolała spędzać czas z przedstawicielami płci męskiej było złe w mniemaniu jej brata i pogodziła się z tym już w czwartej klasie. Wtedy jednak nie przebywali ze sobą tak długo i widywali się tylko w czasie wakacji i ferii świątecznych. Teraz było inaczej, bo widzieli się codziennie, przez całkiem długi czas. Wolała jednak przemilczeć tę kwestię i nie rozdmuchiwać jej ze świadomością, że Misza raczej też tego nie zrobi. Swoje myślał, swoje mówił. Parsknęła poirytowana, słysząc jak została mianem księżniczki.
- Chcesz trochę, czy nie? - Wyciągnęła rękę z odpakowanym smakołykiem w jego kierunku. Była wręcz pewna, że się skusi. Misza kochał czekoladę na równi z nią i mogło być dla niego zaskakujące, jak chętnie się z nim dzieli. Posłała mu pełen zrozumienia uśmiech, kiedy wsunęła do ust pierwszą, cudownie pyszną kosteczkę.
- A teraz mów co Cie boli - odsunęła dlań krzesło, a sama oparła nogi o krawędź stolika do szachów.
- Cóż, miłość jest przereklamowana - wzruszyła ramionami, podeszwą trampka stukając o nogę stolika. - To raczej nie smutek, to znużenie. - Przyznała, odrywając jedną z części pazłotka. Czekolada jak nic, i to nie byle jaka, bo z orzechami. Kolejne ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, kiedy dostrzegła krytyczne spojrzenie bliźniaka. Nienawidziła, gdy tak patrzył. A patrzył często, szczególnie ostatnimi czasy. Czy jej winą było to, że tak trudno dogadać jej się było z kimkolwiek prócz Thomas? To że wolała spędzać czas z przedstawicielami płci męskiej było złe w mniemaniu jej brata i pogodziła się z tym już w czwartej klasie. Wtedy jednak nie przebywali ze sobą tak długo i widywali się tylko w czasie wakacji i ferii świątecznych. Teraz było inaczej, bo widzieli się codziennie, przez całkiem długi czas. Wolała jednak przemilczeć tę kwestię i nie rozdmuchiwać jej ze świadomością, że Misza raczej też tego nie zrobi. Swoje myślał, swoje mówił. Parsknęła poirytowana, słysząc jak została mianem księżniczki.
- Chcesz trochę, czy nie? - Wyciągnęła rękę z odpakowanym smakołykiem w jego kierunku. Była wręcz pewna, że się skusi. Misza kochał czekoladę na równi z nią i mogło być dla niego zaskakujące, jak chętnie się z nim dzieli. Posłała mu pełen zrozumienia uśmiech, kiedy wsunęła do ust pierwszą, cudownie pyszną kosteczkę.
- A teraz mów co Cie boli - odsunęła dlań krzesło, a sama oparła nogi o krawędź stolika do szachów.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Siedziba kółka szachowego
Kolejny nowy tydzien wpisany w dluga juz historie panny Larivaara, mozna by rzec, ze dawno nie miala takiego owocnego weekendu. Jeden dzien spedzila w towarzystwie Malcolma w Hogsmade a kolejny na niszczeniu psychiki Jamesa jej naukami oklumencji. Chcial sie uczyc od niej a to laczylo sie nie tylko z bolem fizycznym.
Dzisiaj postanowila nieco odpoczac, choc bedac wampirem zbytnio zmeczyc sie nie mogla. Zabrala ze soba tomisko podrecznika do transmutacji i wybrala sie do siedziby szachistow, ktora w dniu dzisiejszym swiecila pustkami. To, ze byla stara i umiala bardzo duzo nie oznaczalo, ze nie powinna cwiczyc tyko siedziec na tylku i sie madrzyc. To nie bylo w jej stylu. Lubila doskonalic swoje umiejetnosci, caly czas zaglebiajac sie w stare ksiegi. Otworzyla jedna taka, ktora wygrzebala z najciemniejszych zakamarkow Biblioteki. Miala prawie 200 lat a w tym pomieszczeniu dalej mogla znalezc cos co ja zainteresuje. Dziewczyna w zolto-czarnym mundurku z poluzowanym krawatem i z rozpuszczonymi wlosami podeszla do jednego stolika i postawila na nim jedna z magicznych figurek potem odeszla dwa kroki do tylu i za pomoca jednego z zaklec z jednej figurki wyskoczylo 5 innych, by pozniej kolejnym zakleciem zamienic je w 6 motyli, ktore z kole zamienily sie w kupke popiolu. Wszystko to z wymalowany skupieniem na twarzy.
Dzisiaj postanowila nieco odpoczac, choc bedac wampirem zbytnio zmeczyc sie nie mogla. Zabrala ze soba tomisko podrecznika do transmutacji i wybrala sie do siedziby szachistow, ktora w dniu dzisiejszym swiecila pustkami. To, ze byla stara i umiala bardzo duzo nie oznaczalo, ze nie powinna cwiczyc tyko siedziec na tylku i sie madrzyc. To nie bylo w jej stylu. Lubila doskonalic swoje umiejetnosci, caly czas zaglebiajac sie w stare ksiegi. Otworzyla jedna taka, ktora wygrzebala z najciemniejszych zakamarkow Biblioteki. Miala prawie 200 lat a w tym pomieszczeniu dalej mogla znalezc cos co ja zainteresuje. Dziewczyna w zolto-czarnym mundurku z poluzowanym krawatem i z rozpuszczonymi wlosami podeszla do jednego stolika i postawila na nim jedna z magicznych figurek potem odeszla dwa kroki do tylu i za pomoca jednego z zaklec z jednej figurki wyskoczylo 5 innych, by pozniej kolejnym zakleciem zamienic je w 6 motyli, ktore z kole zamienily sie w kupke popiolu. Wszystko to z wymalowany skupieniem na twarzy.
Re: Siedziba kółka szachowego
Malcolm przez ostatnie dwa dni, czyli poniedziałek i wtorek, snuł się bez celu po zamku, zaglądając we wszystkie dobrze sobie znane zakamarki. Większość czasu spędził na wylegiwaniu się na kanapie w pokoju wspólnym, albo obżerając się w wielkiej sali, a poza tym reszta czasu została wykorzystana bezproduktywnie. Jamesa wciągnęło, a Krukon od dłuższego czasu postanawiał sobie, że nie będzie więcej za nim chodził i się uganiał jak jakaś omotana panienka. Przyjdzie czas, że sam sobie o nim przypomni, chociaż wtedy może być już za późno.
Odkąd James zaprzyjaźnił się z nijakim Nicolasem Sochą, Malcolm praktycznie stracił przyjaciela. Jego serce jednak nie krwawiło z tego powodu, a jedynie pięści się zaciskały.
Postanowił, że trochę rozerwie się intelektualnie. Wziął swoją wybrakowaną planszę do gry w szachy czarodziejów i postanowił, że odwiedzi pokój, w którym spotykali się entuzjaści tej niezwykłej gry. Dlaczego? Znajdował się tam specjalny stolik z jednym krzesłem, który sam przesuwał figury grając jako twój przeciwnik kiedy tylko go poprosisz. Kiedy jednak wszedł do pomieszczenia i zobaczył Quinn Larivaarę, zdziwił się szczerze.
- Quinn L., znowu się spotykamy - rzekł na powitanie. - Jak dzień? jakieś rewelacje?
Odkąd James zaprzyjaźnił się z nijakim Nicolasem Sochą, Malcolm praktycznie stracił przyjaciela. Jego serce jednak nie krwawiło z tego powodu, a jedynie pięści się zaciskały.
Postanowił, że trochę rozerwie się intelektualnie. Wziął swoją wybrakowaną planszę do gry w szachy czarodziejów i postanowił, że odwiedzi pokój, w którym spotykali się entuzjaści tej niezwykłej gry. Dlaczego? Znajdował się tam specjalny stolik z jednym krzesłem, który sam przesuwał figury grając jako twój przeciwnik kiedy tylko go poprosisz. Kiedy jednak wszedł do pomieszczenia i zobaczył Quinn Larivaarę, zdziwił się szczerze.
- Quinn L., znowu się spotykamy - rzekł na powitanie. - Jak dzień? jakieś rewelacje?
Re: Siedziba kółka szachowego
Prawdopodobnie to, ze James go teraz olewa bylo tez jej wina, w koncu od niedawna siedziala tez w tej calej malej sekcie. Chlopak bardzo sie wczul i nie dziwila sie, ze musial z czegos zrezygnowac. Quinni natomiast nadal utrzymywala intensywny kontakt z Reynoldsem, ze tez jeszcze nie nazywali ich para, moze po prostu zbyt malo sie afiszowali i nie byli az tak popularni by byc na ustach wszystkich plotkarzy w tym zamku.
Dziewczyna czujac Malcolma juz na korytarzu usmiechnela sie delikatnie do samej siebie by potem czekajac na to az chlopak wejdzie do samego srodka tej obszernej sali.
- Wystraszyles mnie - odpowiedziala lekko podskakujac i chytajac sie za koszule gdzies w okolicach serca. Takie udawanie niepozwalalo ludziom zorientowanie sie w tej szokujacej prawdzie o jej byciu wampirem. Odwrocila sie do niego unoszac kaciki ust i nawet odgarnela jasne kosmyki wlosow z twarzy by lepiej przyjrzec sie chlopakowi. Byl interesujacy, wiedziala to juz od samego pierwszego spotkania w tym pokoiku wspomnien.
- Dzien jak codzien, nic nowego w mym zyciu sie nie wydarzylo, nawet dziewczyny nie maja o czymplotkowac - westchnela z udawanym rozczarowaniem, bo w gruncie rzeczy cieszyla sie, ze nie wyszlo zbytnio to, ze pokonala slizgona w klubie pojedynkow a ten nawet nie mial okazji kiwnac palcem, byla za szybka - A u Ciebie? O szachy, ja nie umiem grac - przyznala zgodnie z prawda, w Finlandii mieli inne rozrywki, np jak nie zabic dawcy i dobrze sie najesc
Dziewczyna czujac Malcolma juz na korytarzu usmiechnela sie delikatnie do samej siebie by potem czekajac na to az chlopak wejdzie do samego srodka tej obszernej sali.
- Wystraszyles mnie - odpowiedziala lekko podskakujac i chytajac sie za koszule gdzies w okolicach serca. Takie udawanie niepozwalalo ludziom zorientowanie sie w tej szokujacej prawdzie o jej byciu wampirem. Odwrocila sie do niego unoszac kaciki ust i nawet odgarnela jasne kosmyki wlosow z twarzy by lepiej przyjrzec sie chlopakowi. Byl interesujacy, wiedziala to juz od samego pierwszego spotkania w tym pokoiku wspomnien.
- Dzien jak codzien, nic nowego w mym zyciu sie nie wydarzylo, nawet dziewczyny nie maja o czymplotkowac - westchnela z udawanym rozczarowaniem, bo w gruncie rzeczy cieszyla sie, ze nie wyszlo zbytnio to, ze pokonala slizgona w klubie pojedynkow a ten nawet nie mial okazji kiwnac palcem, byla za szybka - A u Ciebie? O szachy, ja nie umiem grac - przyznala zgodnie z prawda, w Finlandii mieli inne rozrywki, np jak nie zabic dawcy i dobrze sie najesc
Re: Siedziba kółka szachowego
- Nie miałem zamiaru - odpowiedział zgodnie z prawdą. Dobra była z niej udawaczka. Malcolm, chłopak, który o wampirach wiedział podobno więcej niż inni jego rówieśnicy, wcale nie miał najmniejszych podstaw do tego, aby wpisywać Quinn na listę osób podejrzanych o cokolwiek. Miał przed sobą obiekt twojej największej obsesji i nienawiści zarazem, a nie miał o tym pojęcia. Co za ironia.
- Jak dziewczyny nie mają o czym gadać to rzeczywiście nic się nie działo - pokręcił głową, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do stolika, przy którym siedziała Puchonka. Rozłożył swoją planszę do gry, wyciągnął pionki z kieszeni szaty i kilkoma ruchami różdżki ustawił je na odpowiednich polach.
- Wiele dziewczyn nie umie grać w szachy - powiedział, co miało chyba stanowić pocieszenie dla niej. - Proszę, nie proś mnie żebym uczył Cię grać, bo jestem beznadziejny w wyjaśnianiu takich rzeczy - dodał jeszcze.
Na pytanie co u niego, wzruszył tylko ramionami. Nie miał zamiaru się chwalić, że tylko się nudzi całymi dniami, bo jedyne osoby, które go względnie tolerowały, miały go ostatnio w dupie. Tak to jest jak człowiek się otacza cały czas tymi samymi osobami.
- Kiedyś miałem z kim grać, ale ostatnimi czasy mój przyjaciel ma chyba ważniejsze sprawy na głowie - powiedział nieco gburowatym tonem, wzruszając ramionami po raz kolejny. Wtedy też zrobił pierwszy ruch pionkiem. - Niańczy jakiegoś gówniarza z Gryffindoru albo nie wiem co. Ale żadna strata. I tak słabo grał - dodał. Udawał, że się nie przejmuje, ale tak naprawdę zachodził w głowę co sie dzieje. Nie był zazdrosny, to raczej nie ten rodzaj przyjaźni, ale był zwyczajnie ciekawy jakie sprawy ma James, w które po raz pierwszy od wielu lat nie może go wtajemniczać.
- Jak dziewczyny nie mają o czym gadać to rzeczywiście nic się nie działo - pokręcił głową, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do stolika, przy którym siedziała Puchonka. Rozłożył swoją planszę do gry, wyciągnął pionki z kieszeni szaty i kilkoma ruchami różdżki ustawił je na odpowiednich polach.
- Wiele dziewczyn nie umie grać w szachy - powiedział, co miało chyba stanowić pocieszenie dla niej. - Proszę, nie proś mnie żebym uczył Cię grać, bo jestem beznadziejny w wyjaśnianiu takich rzeczy - dodał jeszcze.
Na pytanie co u niego, wzruszył tylko ramionami. Nie miał zamiaru się chwalić, że tylko się nudzi całymi dniami, bo jedyne osoby, które go względnie tolerowały, miały go ostatnio w dupie. Tak to jest jak człowiek się otacza cały czas tymi samymi osobami.
- Kiedyś miałem z kim grać, ale ostatnimi czasy mój przyjaciel ma chyba ważniejsze sprawy na głowie - powiedział nieco gburowatym tonem, wzruszając ramionami po raz kolejny. Wtedy też zrobił pierwszy ruch pionkiem. - Niańczy jakiegoś gówniarza z Gryffindoru albo nie wiem co. Ale żadna strata. I tak słabo grał - dodał. Udawał, że się nie przejmuje, ale tak naprawdę zachodził w głowę co sie dzieje. Nie był zazdrosny, to raczej nie ten rodzaj przyjaźni, ale był zwyczajnie ciekawy jakie sprawy ma James, w które po raz pierwszy od wielu lat nie może go wtajemniczać.
Re: Siedziba kółka szachowego
- Nie zacznij na mnie wskakiwac - dodala i krotkim zakleciem sprzatnela popiol z tych motylkow, ktore byly jedna z figurek szachowych. Nie lubila zostawiac po sobie balaganu, nauczyla sie tego kiedy musiala odejsc z Rodu i sama sie zaczela karmic, glownie na kurtyzanach, przez co czesto musiala sprzatac slady tej nieladnej zbrodni. Kiedy on zamknal drzwi ona zdarzyla usiasc na drugim stoliku tak by machac nogami. Byla wysoka i zazwyczaj dotykala zawsze stopami przez co nie wygladala tak uroczo jak jej mniejsze kolezanki w ktorych faceci zakochiwali sie do zapomnienia. Quinni obserwowala z zainteresowaniem chlopaka,ktory rozkladal szachy na stoliku. Podobaly jej sie te figurki i nawet jedna wziela do reki by sie jej blizej przyjzec ale potem odlozyla je na miejsce domyslajac sie ze chlopak chcial zaraz zagrac a ona mu to uniemozliwia. Larivaara pewnie by te figurki jakos upieknila kolorami albo calkowicie zmienilaby im wyglad by byly moze jeszcze bardziej mroczne.
- Nie chce, szachy nigdy mnie nie krecily - odpowiedziala i jeszcze tylko zamknela wiekie tomisko tak ze az kurz sie posypal przez co zakaszlala, znowu udawala, bo przeciez pylki na wampirow nie dzialaly, bo nie musiala oddychac. Potem wysluchala kolejnych slow Krukona i nawet nie domyslala sie, ze zna osobe o ktorej mowi.
- Wiesz jak to sie mowi Prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie - odpowiedziala spltajac chude palce ze soba - zobaczysz, ze ten gryfon mu sie znudzi i sie odezwie - przekonywala go choc nie byla tego pewna do konca, roznie to z tymi ludzmi bywalo.
- Nie chce, szachy nigdy mnie nie krecily - odpowiedziala i jeszcze tylko zamknela wiekie tomisko tak ze az kurz sie posypal przez co zakaszlala, znowu udawala, bo przeciez pylki na wampirow nie dzialaly, bo nie musiala oddychac. Potem wysluchala kolejnych slow Krukona i nawet nie domyslala sie, ze zna osobe o ktorej mowi.
- Wiesz jak to sie mowi Prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie - odpowiedziala spltajac chude palce ze soba - zobaczysz, ze ten gryfon mu sie znudzi i sie odezwie - przekonywala go choc nie byla tego pewna do konca, roznie to z tymi ludzmi bywalo.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro VI
Strona 2 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach