Parter domu
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Prestwick Road :: Prestwick Road 23
Strona 1 z 2
Strona 1 z 2 • 1, 2
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Do domu przy ulicy Prestwick Road 23 w Hogsmeade wkroczył wysoki jegomość. Niespełna dwa metry wzrostu, dobrze zbudowany, łysy, cały odziany w czerń, w odcieniu węgla. Mało osób go znało, bo mężczyzna starannie ukrywał się. Może kilku starszych nauczycieli w Hogwarcie byłoby w stanie go poznać, lecz byłoby ciężko, bo od momentu, gdy skończył szkołę minęło ponad dwadzieścia lat.
Mężczyzna nie był ścigany listem gończym, absolutnie nie. On był tak bardzo sprytnym czarodziejem, że potrafił zmylić czarodziejów, którzy gonili za nim. Nie, żeby to było takie trudne. Aurorzy byli tak krótkowzroczni, że ledwo zauważali koniec swojego nosa, a co dopiero, żeby zajmowali się innymi. Vizmar nie popełniał z reguły jakichś dużych zbrodni. One miały się dopiero zacząć. Teraz to owszem, zdarzało mu się zabić jakiegoś mugola, który za bardzo oddalił się od stada, tych głupich owiec. To była genialna metafora. Black nienawidził mugoli, uważał, że są ogromną skazą dla czarodziejskiego świata. Jak to jest, że taki mugol też może zostać czarodziejem? Nie miał pojęcia jak to możliwe. Szlamy... Jedno z lepszych określeń na tą gorszą rasę.
Po wejściu do domu, od razu skierował się do salonu. Dom wyglądał jak ruina, ale nie było problemu z przebywaniem tutaj. Nic się nie zawalało, także część wizualną można było sobie odpuścić w ocenianiu tego domu. Nie był jakąś super gospodynią, żeby miało mu przeszkadzać jak tutaj wygląda. Było miejsce do spania, można było tu odpocząć to było najważniejsze.
Vizmar podszedł do fortepianiu stojącego w rogu i nacisnął trzy razy na jeden klawisz ten, który miał najniższy dźwięk. Jeżeli Owena była w domu to mogła usłyszeć, że on również tutaj przybył. Dźwięk z tego pięknego instrumentu roznosił się po całym domu. Mężczyzna po zagraniu trzech tych samych dźwięków usiadł na jednej z sof oczekując na pannę Blodeuwedd.
Mężczyzna nie był ścigany listem gończym, absolutnie nie. On był tak bardzo sprytnym czarodziejem, że potrafił zmylić czarodziejów, którzy gonili za nim. Nie, żeby to było takie trudne. Aurorzy byli tak krótkowzroczni, że ledwo zauważali koniec swojego nosa, a co dopiero, żeby zajmowali się innymi. Vizmar nie popełniał z reguły jakichś dużych zbrodni. One miały się dopiero zacząć. Teraz to owszem, zdarzało mu się zabić jakiegoś mugola, który za bardzo oddalił się od stada, tych głupich owiec. To była genialna metafora. Black nienawidził mugoli, uważał, że są ogromną skazą dla czarodziejskiego świata. Jak to jest, że taki mugol też może zostać czarodziejem? Nie miał pojęcia jak to możliwe. Szlamy... Jedno z lepszych określeń na tą gorszą rasę.
Po wejściu do domu, od razu skierował się do salonu. Dom wyglądał jak ruina, ale nie było problemu z przebywaniem tutaj. Nic się nie zawalało, także część wizualną można było sobie odpuścić w ocenianiu tego domu. Nie był jakąś super gospodynią, żeby miało mu przeszkadzać jak tutaj wygląda. Było miejsce do spania, można było tu odpocząć to było najważniejsze.
Vizmar podszedł do fortepianiu stojącego w rogu i nacisnął trzy razy na jeden klawisz ten, który miał najniższy dźwięk. Jeżeli Owena była w domu to mogła usłyszeć, że on również tutaj przybył. Dźwięk z tego pięknego instrumentu roznosił się po całym domu. Mężczyzna po zagraniu trzech tych samych dźwięków usiadł na jednej z sof oczekując na pannę Blodeuwedd.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Owena zjawiła się ponownie w Hogsmeade po krótkiej wizycie w Londynie. Deportowała się z trzaskiem za domem na skraju wioski. Rozejrzała się rozważnie w obie strony, jednak nie zauważyła na horyzoncie żywej duszy, co było normą w tej okolicy. Słyszała ciche ujadanie Mephisto przed domem - to dobry znak, pies nadal stał na warcie gotów rozszarpać gardło jakiegoś nieznajomego, który podszedłby za blisko domu Oweny.
Czarownica weszła do środka tylnym wejściem. Drzwi skrzypnęły żałośnie zapowiadając przyjście pani domu. Do jej uszu dobiegł krótki dźwięk pianina, więc odruchowo skierowała swoje kroki do salonu, w której zastała Vizmara Blacka we własnej osobie. Kiedy dostrzegli siebie, jej twarz nadal pozostała niewzruszona. Podeszła do stolika kawowego, który stał w sąsiedztwie dwóch rozpadających się sof i położyła na nim szary pakunek, który odebrała ze sklepu Borgina i Burkes'a. W drugiej dłoni dzierżyła świeżutkie wydanie Proroka Codziennego, który nabyła od dzieciaka na pokątnej. Bez słowa usiadła na ciemnej, lekko skurzone sofie i otworzyła gazetę na interesującej ją stronie. Widniał na niej artykuł dotyczący narodzin dzieciaka, który z automatu stał się dziedzicem wielkiej fortuny irlandzkiego rodu Scottów. Małe dzieci były dla Oweny jak hasz dla szalonej duszy, miała na ich punkcie obsesję, którą psychiatrzy usilnie starali się definiować na znany sobie sposób - syndrom przerośniętego macierzyństwa.
- Chcę tego dzieciaka - wychrypiała ze ściśniętym gardłem, wstając z sofy i podchodząc do fortepianu. Położyła przed nim gazetę. - Pewnie będą w stanie dużo za niego dać. Pieniądze, kosztowności, milczenie, obietnicę... Może nawet kilka małych szlam z Hogwartu - dodała. Wiedziała, że z Vizmarem będzie w stanie tego dokonać. Była pewna, że tworzą idealny, nieuchwytny duet.
Czarownica weszła do środka tylnym wejściem. Drzwi skrzypnęły żałośnie zapowiadając przyjście pani domu. Do jej uszu dobiegł krótki dźwięk pianina, więc odruchowo skierowała swoje kroki do salonu, w której zastała Vizmara Blacka we własnej osobie. Kiedy dostrzegli siebie, jej twarz nadal pozostała niewzruszona. Podeszła do stolika kawowego, który stał w sąsiedztwie dwóch rozpadających się sof i położyła na nim szary pakunek, który odebrała ze sklepu Borgina i Burkes'a. W drugiej dłoni dzierżyła świeżutkie wydanie Proroka Codziennego, który nabyła od dzieciaka na pokątnej. Bez słowa usiadła na ciemnej, lekko skurzone sofie i otworzyła gazetę na interesującej ją stronie. Widniał na niej artykuł dotyczący narodzin dzieciaka, który z automatu stał się dziedzicem wielkiej fortuny irlandzkiego rodu Scottów. Małe dzieci były dla Oweny jak hasz dla szalonej duszy, miała na ich punkcie obsesję, którą psychiatrzy usilnie starali się definiować na znany sobie sposób - syndrom przerośniętego macierzyństwa.
- Chcę tego dzieciaka - wychrypiała ze ściśniętym gardłem, wstając z sofy i podchodząc do fortepianu. Położyła przed nim gazetę. - Pewnie będą w stanie dużo za niego dać. Pieniądze, kosztowności, milczenie, obietnicę... Może nawet kilka małych szlam z Hogwartu - dodała. Wiedziała, że z Vizmarem będzie w stanie tego dokonać. Była pewna, że tworzą idealny, nieuchwytny duet.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Czyli jednak nie była w domu, widocznie miała jakieś niecierpiące zwłoki sprawy dzisiaj. Nieważne, dopóki wraca cała i bez patrolu aurorów na ogonie to miał serdecznie gdzieś czy Owena pojawi się jutro, pojutrze, albo za miesiąc. Dopóki nie miał jakichś zadań, które były niezbędne do wykonania we dwójkę to problemu nie było.
Piękna kobieta wkroczyła do salonu. Tak, starsza z sióstr Blodeuwedd była obdarzona naprawdę nieprzeciętną urodą, ale kto by się tym przejmował. Vizmar nie był z tych co podrywałby swoje wspólniczki, dla niego liczył się tylko zysk, a najbardziej z tego zysku kochał władzę. To było coś co spędzało sen z jego powiek. Chciał być najbardziej wpływowym czarodziejem, chciał mordować mugoli, chciał rządzić całym światem, jednakże w tej chwili siedział tutaj główkując jak tu uzyskać.
Gdy Owena pokazała mu artykuł to spojrzał na niego. Od razu wiedział o co chodzi. Dzisiejszego dnia już zobaczył tę gazetę spacerując po obrzeżach Hogsmeade, ktoś wyrzucił ją i akurat leżała na ziemii na tej stronie. Nie musiał nic czytać, wiedział o co jej chodzi. Czyżby to był jeden z tych idiotycznych pomysłów kobiety. Czasami wydawało mu się, że mówi z sensem, a w innym wypadku chciała robić coś bez względu na ryzyko, wedle własnego widzi-mi-się.
- Chcesz porwać prawnuka starego, Jeremy'ego Scotta? - Rozległ się głośny, niski, basowy głos mężczyzny. Spojrzał na nią takim wzrokiem jakby była idiotką. To przecież byłaby kompletna głupota. Przecież to jest najbardziej chronione dziecko w kraju. - Porwanie Ministra lub Dyrektora Hogwartu byłoby zdecydowanie lepszym pomysłem. A jeszcze lepsze byłoby porwanie ministra i potraktowanie go Imperiusem. - Powiedział spokojnie, mężczyzna nie musiał być gwałtowny, ani narawany, żeby wzbudzać posłuch.
Syndrom przerośniętego macierzyństwa? Dobrze, że nie wspomniała mężczyźnie o tym, bo mógłaby przez to zdecydowanie stracić u niego szacunek, na który tak ciężko musiała zapracować.
Piękna kobieta wkroczyła do salonu. Tak, starsza z sióstr Blodeuwedd była obdarzona naprawdę nieprzeciętną urodą, ale kto by się tym przejmował. Vizmar nie był z tych co podrywałby swoje wspólniczki, dla niego liczył się tylko zysk, a najbardziej z tego zysku kochał władzę. To było coś co spędzało sen z jego powiek. Chciał być najbardziej wpływowym czarodziejem, chciał mordować mugoli, chciał rządzić całym światem, jednakże w tej chwili siedział tutaj główkując jak tu uzyskać.
Gdy Owena pokazała mu artykuł to spojrzał na niego. Od razu wiedział o co chodzi. Dzisiejszego dnia już zobaczył tę gazetę spacerując po obrzeżach Hogsmeade, ktoś wyrzucił ją i akurat leżała na ziemii na tej stronie. Nie musiał nic czytać, wiedział o co jej chodzi. Czyżby to był jeden z tych idiotycznych pomysłów kobiety. Czasami wydawało mu się, że mówi z sensem, a w innym wypadku chciała robić coś bez względu na ryzyko, wedle własnego widzi-mi-się.
- Chcesz porwać prawnuka starego, Jeremy'ego Scotta? - Rozległ się głośny, niski, basowy głos mężczyzny. Spojrzał na nią takim wzrokiem jakby była idiotką. To przecież byłaby kompletna głupota. Przecież to jest najbardziej chronione dziecko w kraju. - Porwanie Ministra lub Dyrektora Hogwartu byłoby zdecydowanie lepszym pomysłem. A jeszcze lepsze byłoby porwanie ministra i potraktowanie go Imperiusem. - Powiedział spokojnie, mężczyzna nie musiał być gwałtowny, ani narawany, żeby wzbudzać posłuch.
Syndrom przerośniętego macierzyństwa? Dobrze, że nie wspomniała mężczyźnie o tym, bo mógłaby przez to zdecydowanie stracić u niego szacunek, na który tak ciężko musiała zapracować.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Miała świadomość, że ten pomysł brzmi jak kompletne wariactwo, ale czyż Owena nie była szalona? Kobieta, która była gotowa do tego, aby posunąć się bardzo daleko, często nawet niezależnie od ceny.
- Pomyśl o tym, co moglibyśmy zrobić mając tego dzieciaka. Szantaż emocjonalny jest zawsze najtańszy i najskuteczniejszy - odparła, odchodząc od pianina, przy którym nadal tkwił mężczyzna. Obeszła powolnym krokiem przestronny salon, zatrzymując się przy wysokim oknie, z którego rozciągał się przyjemny widok na rozległe, niezaludnione pola Hogsmeade.
- Mam wrażenie, że ten starzec jest w stanie zrobić o wiele więcej niż Moore. To jego potrzebujemy, nie ministra - rzekła po chwili długiego milczenia, w którym przyglądała się jak jej pies na dole bawi się truchłem martwego kota, którego upolował sobie dzień wcześniej. - Często u władzy nie są Ci, którzy faktycznie figurują na stołku - dodała, wzruszając silnymi ramionami.
Wielkie rody miały wszystko, co mogły zapewnić pieniądze. Wpływy były zdecydowanie rzeczą, którą można było kupić za galeony i nie tylko. Wszystko miało swoją cenę. Nawet życie najmłodszego z potomków.
Owena wiedziała w głębi duszy, że nawet jeśli Black nie dołączy do jej szalonego pomysłu, to pewnie prędzej czy później sama targnie się na to. To, co roiło się w jej chorej głowie było szalone i skomplikowane, nawet ona czasami sama przed sobą nie mogła tego wyjaśnić.
- Robiłam to już wcześniej - rzekła, jakby miało to być jej kolejnym argumentem.
- Pomyśl o tym, co moglibyśmy zrobić mając tego dzieciaka. Szantaż emocjonalny jest zawsze najtańszy i najskuteczniejszy - odparła, odchodząc od pianina, przy którym nadal tkwił mężczyzna. Obeszła powolnym krokiem przestronny salon, zatrzymując się przy wysokim oknie, z którego rozciągał się przyjemny widok na rozległe, niezaludnione pola Hogsmeade.
- Mam wrażenie, że ten starzec jest w stanie zrobić o wiele więcej niż Moore. To jego potrzebujemy, nie ministra - rzekła po chwili długiego milczenia, w którym przyglądała się jak jej pies na dole bawi się truchłem martwego kota, którego upolował sobie dzień wcześniej. - Często u władzy nie są Ci, którzy faktycznie figurują na stołku - dodała, wzruszając silnymi ramionami.
Wielkie rody miały wszystko, co mogły zapewnić pieniądze. Wpływy były zdecydowanie rzeczą, którą można było kupić za galeony i nie tylko. Wszystko miało swoją cenę. Nawet życie najmłodszego z potomków.
Owena wiedziała w głębi duszy, że nawet jeśli Black nie dołączy do jej szalonego pomysłu, to pewnie prędzej czy później sama targnie się na to. To, co roiło się w jej chorej głowie było szalone i skomplikowane, nawet ona czasami sama przed sobą nie mogła tego wyjaśnić.
- Robiłam to już wcześniej - rzekła, jakby miało to być jej kolejnym argumentem.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Vizmar słuchał tego wszystkiego co mówiła czarownica. Jak widać, nie chciała zbyt łatwo się poddać. Może i jakiś sens w tym był. Mężczyzna jednak nie był do tego taki przekonany. Spojrza na nią.
- Naprawdę uważasz, że Dyrektor Hogwartu jest w stanie zrobić więcej niż Minister Magii? Wystarczy, że Moore'owi nie spodoba się coś w Hogwarcie i już może wysłać do niego Inkwizytora. Zarządzi kilka dekretów i Scott nie będzie mógł nawet decydować jaki kolor ścian będzie miał we własnym gabinecie. - Owena chyba żyła tym co wpajano w Hogwarcie, że stary Scott jest mistrzem we wszystkim. A to był zwyczajnie starzec, który nauczał transmutacji. Chociaż Black będąc w Hogwarcie też wierzył, że jest najbardziej utalentowanym czarodziejem i w ogóle różne inne rzeczy. Może wtedy i jakieś tam moce miał, teraz generalnie miał już ponad siedemdziesiąt lat i więcej życia mu już przeminęło. Refleks nie ten, pewnie jakaś skleroza. Podczas gdy Vizmar był jeszcze w sile wieku i większość młodych czarodziejów nie dałoby sobie z nim rady, albo nawet wszyscy. Wątpił, że jakiś młody czarodziej jest w stanie pokonać go, tego, który miał tyle lat doświadczenia w łamaniu klątw, w pojedynkach i innych rzeczach, zwłaszcza w czarnej magii.
Słysząc jej ostatnie słowa zaśmiał się pogardliwie.
- Doświadczenie? Czyżbyś robiła już kiedyś za niańkę? - To było dosyć ryzykowne pytanie zadane przez mężczyznę, ale on się jej nie bał. On się właściwie nikogo nie bał, a jedynie starał się wykluczać rzeczy, które były ewidentnie głupie i mogły znacząco źle podziałać na jego zdrowie czy też zdrowie Oweny.
- Jeżeli masz jakiś plan to jest to odpowiedni moment, żebyś go mi przedstawiła. - Powiedział obojętnym, ale stanowczym głosem. Mogła już przeczuwać, że jeżeli nie poda żadnych, dobrych argumentów to Black nie zgodzi się. - Szybko, szybko. Powinnaś być zorganizowana. - Mężczyzna popędzał pannę Blodeuwedd.
- Naprawdę uważasz, że Dyrektor Hogwartu jest w stanie zrobić więcej niż Minister Magii? Wystarczy, że Moore'owi nie spodoba się coś w Hogwarcie i już może wysłać do niego Inkwizytora. Zarządzi kilka dekretów i Scott nie będzie mógł nawet decydować jaki kolor ścian będzie miał we własnym gabinecie. - Owena chyba żyła tym co wpajano w Hogwarcie, że stary Scott jest mistrzem we wszystkim. A to był zwyczajnie starzec, który nauczał transmutacji. Chociaż Black będąc w Hogwarcie też wierzył, że jest najbardziej utalentowanym czarodziejem i w ogóle różne inne rzeczy. Może wtedy i jakieś tam moce miał, teraz generalnie miał już ponad siedemdziesiąt lat i więcej życia mu już przeminęło. Refleks nie ten, pewnie jakaś skleroza. Podczas gdy Vizmar był jeszcze w sile wieku i większość młodych czarodziejów nie dałoby sobie z nim rady, albo nawet wszyscy. Wątpił, że jakiś młody czarodziej jest w stanie pokonać go, tego, który miał tyle lat doświadczenia w łamaniu klątw, w pojedynkach i innych rzeczach, zwłaszcza w czarnej magii.
Słysząc jej ostatnie słowa zaśmiał się pogardliwie.
- Doświadczenie? Czyżbyś robiła już kiedyś za niańkę? - To było dosyć ryzykowne pytanie zadane przez mężczyznę, ale on się jej nie bał. On się właściwie nikogo nie bał, a jedynie starał się wykluczać rzeczy, które były ewidentnie głupie i mogły znacząco źle podziałać na jego zdrowie czy też zdrowie Oweny.
- Jeżeli masz jakiś plan to jest to odpowiedni moment, żebyś go mi przedstawiła. - Powiedział obojętnym, ale stanowczym głosem. Mogła już przeczuwać, że jeżeli nie poda żadnych, dobrych argumentów to Black nie zgodzi się. - Szybko, szybko. Powinnaś być zorganizowana. - Mężczyzna popędzał pannę Blodeuwedd.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
- Moore to zmanipulowany starzec, który ledwo uszedł z życiem z ostatniego zamachu - żachnęła się, nie odwracając wzroku zielonych, mętnych tęczówek od widoku za oknem. Mephisto porzucił gdzieś truchło rudego kota i patrolował okolice domu. Dobry pies. Agresywny, ale niezastąpiony.
- Mówisz o najbogatszym człowieku w świecie czarodziejów - zaznaczyła, kiedy porównał Scotta do jakiegoś marnego dyrektorzyny podrzędnej placówki. Black mógł mówić co chce, Owena wierzyła, że pieniądz pociąga tutaj za sznurki, nawet w ministerstwie. A Scottowie zdecydowanie śmierdzieli kasą na kilometr.
- Nie - odparła sucho na jego zaczepkę dotyczącą niańkowania. Owena nie dała łatwo się prowokować, a już szczególnie na zaczepki dotyczące czegoś takiego. - Porwałam dziecko. Kiedyś - wyjaśniła krótko, nie zagłębiając się więcej w temat. Porwała tego dzieciaka, bo zwariowała. Nadal była niespełna rozumu, ale radziła sobie ze sobą. Wszystko byłoby idealne gdyby nie ten notoryczny szum, który odbijał się echem w jej głowie.
- Nie działam schematycznie. Dziecko będzie pod opieką córki Scotta. To głupie babsko bez żadnych szkół, którą interesują tylko piękne sukienki, makijaż i przyjęcia. - Pospieszyła z wyjaśnieniami. Wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało jak bułka z masłem. - Wzięła niedawno ślub, też napisali w gazecie. Pewnie niedługo pojadą w jakąś podróż poślubną daleko od domu i wezmą dzieciaka ze sobą. Będą daleko od Scotta i rodziców dziecka. Jedyna trudność to dowiedzieć się dokąd jadą, ale o tym na pewno napiszą w gazecie. Zawsze można pociągnąć za język kogoś ze służby albo jakąś dalszą rodzinkę - dodała jeszcze, odwracając się wreszcie od okna.
- A wtedy zatańczą jak im zagramy.
- Mówisz o najbogatszym człowieku w świecie czarodziejów - zaznaczyła, kiedy porównał Scotta do jakiegoś marnego dyrektorzyny podrzędnej placówki. Black mógł mówić co chce, Owena wierzyła, że pieniądz pociąga tutaj za sznurki, nawet w ministerstwie. A Scottowie zdecydowanie śmierdzieli kasą na kilometr.
- Nie - odparła sucho na jego zaczepkę dotyczącą niańkowania. Owena nie dała łatwo się prowokować, a już szczególnie na zaczepki dotyczące czegoś takiego. - Porwałam dziecko. Kiedyś - wyjaśniła krótko, nie zagłębiając się więcej w temat. Porwała tego dzieciaka, bo zwariowała. Nadal była niespełna rozumu, ale radziła sobie ze sobą. Wszystko byłoby idealne gdyby nie ten notoryczny szum, który odbijał się echem w jej głowie.
- Nie działam schematycznie. Dziecko będzie pod opieką córki Scotta. To głupie babsko bez żadnych szkół, którą interesują tylko piękne sukienki, makijaż i przyjęcia. - Pospieszyła z wyjaśnieniami. Wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało jak bułka z masłem. - Wzięła niedawno ślub, też napisali w gazecie. Pewnie niedługo pojadą w jakąś podróż poślubną daleko od domu i wezmą dzieciaka ze sobą. Będą daleko od Scotta i rodziców dziecka. Jedyna trudność to dowiedzieć się dokąd jadą, ale o tym na pewno napiszą w gazecie. Zawsze można pociągnąć za język kogoś ze służby albo jakąś dalszą rodzinkę - dodała jeszcze, odwracając się wreszcie od okna.
- A wtedy zatańczą jak im zagramy.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Black słuchał kobiety w skupieniu. Może i na początku to co mówiła wydawało mu się mało składne, to jednak z każdym słowem mówiła coraz bardziej zachęcająco. Mężczyzna zaczął chodzić po pokoju. Może faktycznie kluczem do uzyskania pieniędzy i różnych innych korzyści było porwanie wnuka Jeremy'ego Scotta. Vizzmar musiał to jeszcze przemyśleć. Jakoś nie chciał wierzyć, że stary Scott powierzyłby swojego jak na razie jedynego prawnuka nieodpowiedzialnej córeczce. No chyba, że ten zięć był bardziej kumaty od córeczki.
Podszedł do miejsca, gdzie nadal leżała gazeta i zaczął ją przeglądać, zajrzał do miejsca gdzie była wzmianka o ślubie. Od razu wychwycił nazwisko wspomnianego w myślach zięcia.
- Fitzpatrick, Roland Fitzpatrick. - Nazwisko kojarzył, ale małżonka córki dyrektora już troszeczkę gorzej. - Jeżeli córeczka jest idiotką, to może ten Fitzpatrick jest bardziej inteligentny? - Blackowi coś śmierdziało. Nie chciało mu się wierzyć, że Jeremy zostawi prawnuka swojej córce, jeżeli ta jest "głupim babskiem" jak to określiła Owena.
Vizmar nie wiedział co o tym myśleć. Zapewnienia panny Blodeuwedd były coraz bardziej intrygujące i generalnie normalnie wziąłby taką "robotę" bez pytania, ale tutaj coś mu nie odpowiadało.
- Trzeba by było trochę poobserwować dom Scottów, albo Fitzpatricków. Zależnie gdzie jest to dziecko. W sumie teraz będzie trochę prościej. - Powiedział zastanawiając się cały czas. - Zaczął się rok szkolny. Scott wraz z małżonką będą przebywać w Hogwarcie. - W tym momencie Vizmar uśmiechnął się jadowicie. - Eliksir wieloskowy i włos z głowy Twojej siostry, Oweno. - Tak to był jego plan. Co jak co, ale Morwen na pewno wpuszczą do domu Scottów, a Vizmar wtedy weźmie włos obojętnie kogo i uda jakiegoś przypadkowego aurora. To mogłoby się udać.
Podszedł do miejsca, gdzie nadal leżała gazeta i zaczął ją przeglądać, zajrzał do miejsca gdzie była wzmianka o ślubie. Od razu wychwycił nazwisko wspomnianego w myślach zięcia.
- Fitzpatrick, Roland Fitzpatrick. - Nazwisko kojarzył, ale małżonka córki dyrektora już troszeczkę gorzej. - Jeżeli córeczka jest idiotką, to może ten Fitzpatrick jest bardziej inteligentny? - Blackowi coś śmierdziało. Nie chciało mu się wierzyć, że Jeremy zostawi prawnuka swojej córce, jeżeli ta jest "głupim babskiem" jak to określiła Owena.
Vizmar nie wiedział co o tym myśleć. Zapewnienia panny Blodeuwedd były coraz bardziej intrygujące i generalnie normalnie wziąłby taką "robotę" bez pytania, ale tutaj coś mu nie odpowiadało.
- Trzeba by było trochę poobserwować dom Scottów, albo Fitzpatricków. Zależnie gdzie jest to dziecko. W sumie teraz będzie trochę prościej. - Powiedział zastanawiając się cały czas. - Zaczął się rok szkolny. Scott wraz z małżonką będą przebywać w Hogwarcie. - W tym momencie Vizmar uśmiechnął się jadowicie. - Eliksir wieloskowy i włos z głowy Twojej siostry, Oweno. - Tak to był jego plan. Co jak co, ale Morwen na pewno wpuszczą do domu Scottów, a Vizmar wtedy weźmie włos obojętnie kogo i uda jakiegoś przypadkowego aurora. To mogłoby się udać.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
- Nie mam pojęcia, nie znam faceta. Nie może być jednak tak mądry żebyśmy nie zdołali go obejść. Pozbieram stare gazety, może dowiemy się nieco o tym całym Fitzpatricku - odparła, zaciskając usta w wąską linię.
Blodwuedd słyszała w jego głosie, że jest zaintrygowany tą sytuacją. Idiotyczny z początku pomysł przypadł mu do gustu. Profity były zbyt duże aby przepuścić taką sytuację, nawet jeśli ta wiązała się z ryzykiem. To dziecko było przepustką do wielkich rzeczy.
- Obydwa domy znajdują się w Irlandii - wyjaśniła krótko. Na jego spostrzeżenia uśmiechnęła się chytrze, ukazując rząd zębów. Uśmiechała się rzadko, ale perspektywa zbliżającego się skoku naprawdę ją cieszyła. Prosta robota, a tyle mogą zyskać.
- Przetrzepię jej mieszkanie. Nadal mieszka w tym samym miejscu co kiedyś. Ty w tym czasie znajdź eliksir - odparła. Nie czekając na sygnał do działania, wyszła szybkim krokiem z pokoju na parterze, aby opuścić dom i rozpocząć poszukiwania. Im dłużej zwlekali, tym bardziej oddalali się od dzieciaka Scottów.
Blodwuedd słyszała w jego głosie, że jest zaintrygowany tą sytuacją. Idiotyczny z początku pomysł przypadł mu do gustu. Profity były zbyt duże aby przepuścić taką sytuację, nawet jeśli ta wiązała się z ryzykiem. To dziecko było przepustką do wielkich rzeczy.
- Obydwa domy znajdują się w Irlandii - wyjaśniła krótko. Na jego spostrzeżenia uśmiechnęła się chytrze, ukazując rząd zębów. Uśmiechała się rzadko, ale perspektywa zbliżającego się skoku naprawdę ją cieszyła. Prosta robota, a tyle mogą zyskać.
- Przetrzepię jej mieszkanie. Nadal mieszka w tym samym miejscu co kiedyś. Ty w tym czasie znajdź eliksir - odparła. Nie czekając na sygnał do działania, wyszła szybkim krokiem z pokoju na parterze, aby opuścić dom i rozpocząć poszukiwania. Im dłużej zwlekali, tym bardziej oddalali się od dzieciaka Scottów.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Cieszył się, że Owena poradzi sobie ze zdobyciem włosa swojej siostry, a przynajmniej na to wyglądało. Nie powinna mieć z tym problemu, Vizmarowi wystarczy włos obojętnie jakiego człowieka, którego nie powinni znać Scottowie. Oczywiście brał pod uwagę tylko czarodziejów, bo nie miał ochoty wcielać się w mugola, to by było upokarzające dla niego.
Teraz pozostało mu tylko znaleźć ten eliksir i byle jaki włos, albo paznokieć, cokolwiek. Blacka nie obrzydzało to, że będzie musiał coś takiego wypić, żaden problem. Ważny był cel, a nie sposób w jaki dojdzie do tego celu. Po trupach do celu. Czasem nawet brał to powiedzienie zbyt dosłownie...
Mężczyzna uwazał, że zdobycie eliksiru nie jest trudną sprawą. Wystarczy mieć trochę kasy, albo przerażający wygląd. Mężczyzna miał i to i to. Za to nie był zbyt dobry w tworzeniu eliksirów, ale od tego można było mieć ludzi, a nie samemu się tym zajmować. Miał kilku zaufanych gości w bardziej szemranych dzielnicach, którzy nie byli w stanie mu odmówić, ani go oszukać. Nie sprzedaliby mu czegoś, co mogłoby go zabić, bo baliby się, że wróci za groby i będzie gorszy. Jeszcze gorszy...
Vizmar postał jeszcze chwilę przeglądając gazetę, wyszedł na ganek i deportował się stąd. Nie było czasu na zabawy, trzeba było działać.
Teraz pozostało mu tylko znaleźć ten eliksir i byle jaki włos, albo paznokieć, cokolwiek. Blacka nie obrzydzało to, że będzie musiał coś takiego wypić, żaden problem. Ważny był cel, a nie sposób w jaki dojdzie do tego celu. Po trupach do celu. Czasem nawet brał to powiedzienie zbyt dosłownie...
Mężczyzna uwazał, że zdobycie eliksiru nie jest trudną sprawą. Wystarczy mieć trochę kasy, albo przerażający wygląd. Mężczyzna miał i to i to. Za to nie był zbyt dobry w tworzeniu eliksirów, ale od tego można było mieć ludzi, a nie samemu się tym zajmować. Miał kilku zaufanych gości w bardziej szemranych dzielnicach, którzy nie byli w stanie mu odmówić, ani go oszukać. Nie sprzedaliby mu czegoś, co mogłoby go zabić, bo baliby się, że wróci za groby i będzie gorszy. Jeszcze gorszy...
Vizmar postał jeszcze chwilę przeglądając gazetę, wyszedł na ganek i deportował się stąd. Nie było czasu na zabawy, trzeba było działać.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Mężczyzna naprawdę nie miał problemu, żeby zdobyć włos jakiegoś faceta. Nie musiał nawet szukać za wiele, po prostu zauważył jakiegoś czarodzieja i akurat spadł mu włos. Nie wiedział skąd ten facet jest, ale to naprawdę go nie obchodziło. Chciał tylko, żeby nikt go nie poznał, a przypadkowy facet w wieku po czterdziestce to naprawdę dobry wybór. Z eliksirem też nie było problemu, właśnie trzymał w rękach dwie fiolki, jedna była już z włosem, prosto do wypicia, a druga była pusta, czekała tylko na włos Morwen. Black musiał jeszcze zdobyć trochę ubrań mniejszych, bo mężczyzna był od niego jakieś dziesięć centymetrów niższy. Gdyby miał szukać kogoś równie wysokiego jak on to spędziłby na tym naprawdę ogromną ilość czasu. A nie było tego czasu, poza tym prościej i szybciej zdobyć dodatkowe ubrania, aniżeli czekać na jakiegoś wielkoluda. Teraz musiał tylko czekać na Owenę, która wróci z włosem swojej siostry. Wiedział, że nie zawiedzie, ona nie była z tych co to zawodzili. Poza tym nie było to jakieś trudne zadanie skoro starsza z sióstr Blodeuwedd doskonale wiedziała jak dostać się do domu siostry.
Vizmar wchodząc do domu spojrzał tylko na psa Oweny, on jedyny chyba już się przyzwyczaił do mężczyzny i wcale nie kulił ogona widząc go. Jednakże, gdyby tylko Black chciał, aby pies się bał to mógłby to zrobić choćby zaraz i to na pstryknięcie palcem. Tradycyjnie wszedł do salonu i zagrał najniższy dźwięk fortepianu. To juz chyba był jego rytuał.
Vizmar wchodząc do domu spojrzał tylko na psa Oweny, on jedyny chyba już się przyzwyczaił do mężczyzny i wcale nie kulił ogona widząc go. Jednakże, gdyby tylko Black chciał, aby pies się bał to mógłby to zrobić choćby zaraz i to na pstryknięcie palcem. Tradycyjnie wszedł do salonu i zagrał najniższy dźwięk fortepianu. To juz chyba był jego rytuał.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Zdobycie włosa Mowen było minimalnie trudniejsze aniżeli wytarganie za kłaki jakiegoś obcego, przypadkowego faceta. Ze swoją zdobyczą ukrytą w fiolce, która znajdowała się z kieszeni jej szaty, teleportowała się za domem - w tym miejscu, gdzie zawsze zwykła to robić.
Weszła do domu z cichym trzaskiem otwieranych drzwi, kierując się do salonu, w którym siedział już Vizmar. Zdziwiła się nieco, zatrzymując się w drzwiach pokoju dziennego.
- Mam włos - rzuciła, sięgając do kieszeni swojej ciemnej szaty. Podała szklaną fiolkę mężczyźnie, obserwując jak ten dodaje go do gęstej cieczy. Po zmieszaniu tych dwóch elementów, roztwór stał się klarowny, czysty jak łza.
- Moja niewinna siostrunia. Pewnie smakuje wybornie - prychnęła, odbierając buteleczkę od Blacka. - Do dna - rzekła, przytykając szklane naczynko do ust.
Działanie eliksiru było niemal natychmiastowe. Owena poczuła jak zmienia się jej całe ciało, a kończyny górne i dolne drżą w niewyjaśnionych wibracjach. Eliksir działał. Po krótkim czasie wszystko ustało, a kobieta przejrzała się w brudnej szybie komody, która stała w pokoju.
- Znowu piękna - rzuciła sama do siebie, wyciągając różdżkę zza pazuchy. Teraz musiała mieć ją w gotowości. Następny przystanek: Londyn.
- Nie ma czasu do stracenia, musimy ruszać - powiedziała, posyłając mu znaczące spojrzenie. Zdania nie były podzielone. Dwójka czarodziejów teleportowała się z donośnym trzaskiem, zostawiając po sobie tylko obłoczek czarnego, gęstego dymu.
Weszła do domu z cichym trzaskiem otwieranych drzwi, kierując się do salonu, w którym siedział już Vizmar. Zdziwiła się nieco, zatrzymując się w drzwiach pokoju dziennego.
- Mam włos - rzuciła, sięgając do kieszeni swojej ciemnej szaty. Podała szklaną fiolkę mężczyźnie, obserwując jak ten dodaje go do gęstej cieczy. Po zmieszaniu tych dwóch elementów, roztwór stał się klarowny, czysty jak łza.
- Moja niewinna siostrunia. Pewnie smakuje wybornie - prychnęła, odbierając buteleczkę od Blacka. - Do dna - rzekła, przytykając szklane naczynko do ust.
Działanie eliksiru było niemal natychmiastowe. Owena poczuła jak zmienia się jej całe ciało, a kończyny górne i dolne drżą w niewyjaśnionych wibracjach. Eliksir działał. Po krótkim czasie wszystko ustało, a kobieta przejrzała się w brudnej szybie komody, która stała w pokoju.
- Znowu piękna - rzuciła sama do siebie, wyciągając różdżkę zza pazuchy. Teraz musiała mieć ją w gotowości. Następny przystanek: Londyn.
- Nie ma czasu do stracenia, musimy ruszać - powiedziała, posyłając mu znaczące spojrzenie. Zdania nie były podzielone. Dwójka czarodziejów teleportowała się z donośnym trzaskiem, zostawiając po sobie tylko obłoczek czarnego, gęstego dymu.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Minął tydzień, może ponad. Dzieciak Scottów chyba przyzwyczaił się do mieszkania w domu Oweny i starej, skrzypiącej kołyski, bo nie płakał już dniami i nocami. Blodeuwedd jak na byłą pielęgniarkę przystało, zajmowała się malcem jak należy. Nie wkładała w to zbyt wiele serca kiedy Vizmar był w pobliżu, jednak kiedy oddalał się wystarczająco daleko, kobieta rozpieszczała tego obcego jej bobasa.
Kiedy James zasnął w pokoju na piętrze, kobieta zeszła na dół, aby porozmawiać wreszcie z Blackiem. Minął tydzień, czyli czas, na który się umówili. Zastała go siedzącego przy pustym stole kuchennym.
- Minął tydzień, czas wysłać żądania. Zastanawiało mnie jak to zrobimy, aby nie zlokalizowali nadawcy, ale już wiem. Jest weekend, wioska jest pełna dzieciaków. Rzucimy imperiusa i każemy zanieść wiadomość do Scotta. Myślę, że na początku poprosimy o pieniądze - rzekła, siadając przy hebanowym blacie.
Kiedy James zasnął w pokoju na piętrze, kobieta zeszła na dół, aby porozmawiać wreszcie z Blackiem. Minął tydzień, czyli czas, na który się umówili. Zastała go siedzącego przy pustym stole kuchennym.
- Minął tydzień, czas wysłać żądania. Zastanawiało mnie jak to zrobimy, aby nie zlokalizowali nadawcy, ale już wiem. Jest weekend, wioska jest pełna dzieciaków. Rzucimy imperiusa i każemy zanieść wiadomość do Scotta. Myślę, że na początku poprosimy o pieniądze - rzekła, siadając przy hebanowym blacie.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Vizmar ostatnimi czasy dosyć rzadko bywał w tym domu. Nie był zbytnio zwolennikiem dzieci i Owena chyba ani razu nie zaproponowała mu, aby cokolwiek z nim zrobił. Odpowiadało mu to bardzo, nie zamierzał niańczyć tego bachora, bo zwyczajnie się do tego nie nadawał. Zauważył jedno, że gdy pojawiał się w domu po dłuższej nieobecności to panna Blodeuwedd sprawiała wrażenie takie, jakby coś szczęśliwego zdarzyło się w momencie, gdy Black był poza domem.
Teraz jednak siedział sobie spokojnie spoglądając na nowego Proroka. Tak, znowu jakieś wieści i tym razem nie o byle kim, albowiem w dzisiejszym proroku było coś o porwaniu młodego Jamesa Scotta, którego akurat Vizmar wraz z Oweną trzymali w tym domu.
I w tej chwili pojawiła się ciemnowłosa. Black wiedział o czym będzie chciała rozmawiać. Ostatnimi czasy po jego radzie, aby wstrzymać się delikatnie z decyzją to nie rozmawiali za wiele. Właściwie nie mieli o czym, bo chwilowo skupiali się na tym dzieciaku i knucie kolejnych posunięć dopóki nie uzyskają tego co chcą od Scottów. A to był w tej chwili priorytet, bo dzięki pieniądzom sporo rzeczy będzie można wykonać z jeszcze większym rozmachem.
Mężczyzna pokiwał głową chcąc zasugerować Owenie, że ma rację i on Vizmar Black zgadza się z nią.
- Tak Oweno, dobrze mówisz. - Czarodziej przyznał jej rację. - Prorok rozpisuje się o dzieciaku, Twojej siostrze i Arturze Robbensie. - Po pomieszczeniu rozległ się cichy, kpiący śmiech mężczyzny. Nie było szans, żeby ich znaleźli albo rozszyfrowali. Byli kryci, a teraz jeszcze mieli zyskać kupę kasy od Scottów. - Wydaje mi się, że potrzebuję troszeczkę eliksiru, bo z moją obecną facjatą i ręką - Spojrzał na swoją rękę na które widniała magiczna blizna. - zanim zdążyłbym, któregokolwiek potraktować imperiusem to pewnie zwiałby. Ty miałabyś mniej kłopotu. - Rzeczywiście, panna Blodeuwedd była zdecydowanie ładną kobietą i niejeden nastolatek by się za nią obejrzał, a jeszcze jakby mu obiecała coś, a potem na odludziu go zaczarowała to by zdało egzamin. Black musiałby zostać z dzieciakiem, ale poradzi sobie.
Teraz jednak siedział sobie spokojnie spoglądając na nowego Proroka. Tak, znowu jakieś wieści i tym razem nie o byle kim, albowiem w dzisiejszym proroku było coś o porwaniu młodego Jamesa Scotta, którego akurat Vizmar wraz z Oweną trzymali w tym domu.
I w tej chwili pojawiła się ciemnowłosa. Black wiedział o czym będzie chciała rozmawiać. Ostatnimi czasy po jego radzie, aby wstrzymać się delikatnie z decyzją to nie rozmawiali za wiele. Właściwie nie mieli o czym, bo chwilowo skupiali się na tym dzieciaku i knucie kolejnych posunięć dopóki nie uzyskają tego co chcą od Scottów. A to był w tej chwili priorytet, bo dzięki pieniądzom sporo rzeczy będzie można wykonać z jeszcze większym rozmachem.
Mężczyzna pokiwał głową chcąc zasugerować Owenie, że ma rację i on Vizmar Black zgadza się z nią.
- Tak Oweno, dobrze mówisz. - Czarodziej przyznał jej rację. - Prorok rozpisuje się o dzieciaku, Twojej siostrze i Arturze Robbensie. - Po pomieszczeniu rozległ się cichy, kpiący śmiech mężczyzny. Nie było szans, żeby ich znaleźli albo rozszyfrowali. Byli kryci, a teraz jeszcze mieli zyskać kupę kasy od Scottów. - Wydaje mi się, że potrzebuję troszeczkę eliksiru, bo z moją obecną facjatą i ręką - Spojrzał na swoją rękę na które widniała magiczna blizna. - zanim zdążyłbym, któregokolwiek potraktować imperiusem to pewnie zwiałby. Ty miałabyś mniej kłopotu. - Rzeczywiście, panna Blodeuwedd była zdecydowanie ładną kobietą i niejeden nastolatek by się za nią obejrzał, a jeszcze jakby mu obiecała coś, a potem na odludziu go zaczarowała to by zdało egzamin. Black musiałby zostać z dzieciakiem, ale poradzi sobie.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
- A więc ja to zrobię. Dziecko śpi i nie obudzi się jeszcze przez dobre półtora godziny, to jego pora spania. Spisz żądania, a ja udam się do wioski - odparła na jego słowa. Zadanie wydawało się wcale nie być trudne. Złapie jakiegoś ucznia, rzuci zaklęcie i każe zanieść list do dyrektora. Nikomu nic się nie stanie. Plan doskonały.
Blodeuwedd wzięła do ręki gazetę i rzuciła okiem na artykuł dotyczący Jamesa. Ani słowa o podejrzeniach dotyczących porywaczy. Odnotowała w głowie nazwisko vice dyrektorki Filii, która prowadzi śledztwo.
- Błagam, oddajcie Jamesa. To tylko mały, niewinny, bezbronny i na pewno przerażony chłopiec. Zrobimy wszystko, tylko odezwijcie się w końcu. Nie róbcie mu krzywdy. Oddajcie mi wnuka - czytała na głos. Po tych słowach odłożyła gazetę. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Lepiej dobrze policz zera, Vizmarze - rzekła, posuwając mu pod nos pergamin i pióro. - Nie żałuj nam pieniędzy.
Blodeuwedd wzięła do ręki gazetę i rzuciła okiem na artykuł dotyczący Jamesa. Ani słowa o podejrzeniach dotyczących porywaczy. Odnotowała w głowie nazwisko vice dyrektorki Filii, która prowadzi śledztwo.
- Błagam, oddajcie Jamesa. To tylko mały, niewinny, bezbronny i na pewno przerażony chłopiec. Zrobimy wszystko, tylko odezwijcie się w końcu. Nie róbcie mu krzywdy. Oddajcie mi wnuka - czytała na głos. Po tych słowach odłożyła gazetę. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Lepiej dobrze policz zera, Vizmarze - rzekła, posuwając mu pod nos pergamin i pióro. - Nie żałuj nam pieniędzy.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Odczuł ulgę, że dziecko na czas przebywania panny Blodeuwedd poza domem będzie spało. Nie musiał się przecież nim zajmować, a to była naprawdę problematyczna sprawa. Przynajmniej dla czarodzieja jakim był Black, on zwyczajnie nie nadawał się do takich rzeczy. On potrafił zdecydowanie inne, ale również użyteczne rzeczy. Dobrze, że Owena mu partnerowała, bo bez niej to nie dałby sobie rady, na przykład w takich sprawach. Na pewno nie przyznałby, że nie da sobie rady, ale tak by było. Chociaż wtedy Vizmar podjąłby pewnie bardziej ryzykowne działania.
Mężczyzna wziął pergamin i pióro, zaczął spisywać ich żadania, gdy już spojrzał na wiadomość to przekrzywił głowę zastanawiając się czy dobrze pisze. Dopisał jeszcze jedno zero, bo chyba umknęło mu to zero podczas pisania. No trudno, ale teraz było już dobrze. Black podał kartkę pannie Blodeuwedd, żeby sama przeczytała czy wszystko jest ok. Gdy już potwierdziła to co napisał, to wyszła z domu, aby przekazać ten list Jeremy'emu Scottowi za pośrednictwem czyichś rąk. Vizmar został w domu, bo jednak musiał przypilnować w razie, gdyby dzieciak zaczął ryczeć.
Mężczyzna wziął pergamin i pióro, zaczął spisywać ich żadania, gdy już spojrzał na wiadomość to przekrzywił głowę zastanawiając się czy dobrze pisze. Dopisał jeszcze jedno zero, bo chyba umknęło mu to zero podczas pisania. No trudno, ale teraz było już dobrze. Black podał kartkę pannie Blodeuwedd, żeby sama przeczytała czy wszystko jest ok. Gdy już potwierdziła to co napisał, to wyszła z domu, aby przekazać ten list Jeremy'emu Scottowi za pośrednictwem czyichś rąk. Vizmar został w domu, bo jednak musiał przypilnować w razie, gdyby dzieciak zaczął ryczeć.
Vizmar BlackCzarodziej - Urodziny : 01/01/1970
Wiek : 54
Skąd : Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Owena teleportowała się z wilkołakiem do największego pomieszczenia w domu, które znajdowało się na parterze. Cielsko wilkołaka nadal było skrępowane pętami, a ten nadal się szamotał, więc Owena za pomocą zaklęcia cisnęła go na kanapę i na wszelki wypadek związała zaklęciem jeszcze raz. Opuściła pomieszczenie na kilka minut, ale za chwilę była z powrotem. Nachyliła się nad wilkołakiem i pokazała mu białą chusteczkę.
- Przemyję twoją ranę na pysku - powiedziała, ale ruch jej ręki świadczył o czym innym. Materiał nasączony chloroformem zacisnął się mocno na jego nosie, a kobieta podtrzymywała go z całej siły.
Utrzymywała Milesa w stanie nieprzytomności aż do skończenia pełni. Kiedy zamiast wilka na kanapie pojawiło się ciało gołego mężczyzny, przywiązała go do kanapy, a jedna noga była przywiązana do nogi od ciężkiego, dębowego stołu przy którym zasiadać mogło dwanaście osób.
Gdy się ocknął, Owena stała na wprost niego z rękami skrzyżowanymi pod piesiami. Z jednej dłoni wystawała jej różdżka.
- Well, well, well... Miles Gladstone - zaskrzeczała, uderzając rytmicznie palcem prawej dłoni o swoją różdżkę.
- Przemyję twoją ranę na pysku - powiedziała, ale ruch jej ręki świadczył o czym innym. Materiał nasączony chloroformem zacisnął się mocno na jego nosie, a kobieta podtrzymywała go z całej siły.
Utrzymywała Milesa w stanie nieprzytomności aż do skończenia pełni. Kiedy zamiast wilka na kanapie pojawiło się ciało gołego mężczyzny, przywiązała go do kanapy, a jedna noga była przywiązana do nogi od ciężkiego, dębowego stołu przy którym zasiadać mogło dwanaście osób.
Gdy się ocknął, Owena stała na wprost niego z rękami skrzyżowanymi pod piesiami. Z jednej dłoni wystawała jej różdżka.
- Well, well, well... Miles Gladstone - zaskrzeczała, uderzając rytmicznie palcem prawej dłoni o swoją różdżkę.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Powoli zaczął otwierać oczy, ostatnią rzeczą jaką pamiętał, to przytykany materiał do pyska, potem urwał mu się film. Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny i ile czasu już tu leży. Próbował wstać, ale był przywiązany do kanapy bez jakikolwiek ubrań i wciąż wszystko go bolało. Czuł się znacznie gorzej niż po ostatniej pełni, na co miał wpływ potraktowanie go cruciatusem.
- Kim ty jesteś? - spytał słabym głosem słysząc swoje imię, od ostatniego ich spotkania Owena zmieniła się bardzo.
- Kim ty jesteś? - spytał słabym głosem słysząc swoje imię, od ostatniego ich spotkania Owena zmieniła się bardzo.
Re: Parter domu
Mógł jej nie poznać. Owena z młodej kobiety o łagodnej urodzie zmieniła się nie do poznania: jej kości policzkowe zarysowały się, oczy nabrały dzikości i agresji, a usta zawsze były naciągnięte w nieprzyjemnym grymasie. Gdy usłyszała pytanie, uśmiechnęła się w ten zły, demoniczny sposób i położyła dłonie na swoich biodrach.
- Taki szanowany lekarzyna w takiej ruderze... Na mojej łasce - mówiła przyciszonym głosem, ale upewniała się, że ją słyszy. - Miles Gladstone... zwierzęciem - ciągnęła z nutą niedowierzania w głosie, podchodząc coraz bliżej niego. Nachyliła się, złapała jego krótkie włosy w rękę i wykręciła mu głowę do tyłu tak, że teraz na nią patrzył.
- Ten głupiec Cramer wie, że BESTIA leczy jego pacjentów?! WIE?! Na pewno chętnie się dowie - warknęła, a kropelki jej śliny wypadające z jej ust osadzały się na skórze wokół jego nosa.
- Taki szanowany lekarzyna w takiej ruderze... Na mojej łasce - mówiła przyciszonym głosem, ale upewniała się, że ją słyszy. - Miles Gladstone... zwierzęciem - ciągnęła z nutą niedowierzania w głosie, podchodząc coraz bliżej niego. Nachyliła się, złapała jego krótkie włosy w rękę i wykręciła mu głowę do tyłu tak, że teraz na nią patrzył.
- Ten głupiec Cramer wie, że BESTIA leczy jego pacjentów?! WIE?! Na pewno chętnie się dowie - warknęła, a kropelki jej śliny wypadające z jej ust osadzały się na skórze wokół jego nosa.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Dał się tak głupio podejść, mógł zaatakować od razu, albo najlepiej uciec, a nie bawił się w podchody z jakąś niezrównoważoną kobietą.
- Czego de mnie chcesz?! - słyszał ja doskonale. Nie dopuszczał do siebie tej myśli, że jest zwierzęciem, dlatego wolał, gdy wiedziało o tym jak najmniej ludzi - takich ludzi powinno się zamykać - rzucił, było mu wszystko jedno i tak ta cała sytuacja na pewno dobrze się dla niego nie skończy. Gdy złapała go za włosy i wykręciła mu głowę w tył poczuł okropny ból w okolicy nosa, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Skąd mnie znasz?! Powinnaś się leczyć - rzucił czując kropelki śliny psychopatki na swojej twarzy.
- Czego de mnie chcesz?! - słyszał ja doskonale. Nie dopuszczał do siebie tej myśli, że jest zwierzęciem, dlatego wolał, gdy wiedziało o tym jak najmniej ludzi - takich ludzi powinno się zamykać - rzucił, było mu wszystko jedno i tak ta cała sytuacja na pewno dobrze się dla niego nie skończy. Gdy złapała go za włosy i wykręciła mu głowę w tył poczuł okropny ból w okolicy nosa, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Skąd mnie znasz?! Powinnaś się leczyć - rzucił czując kropelki śliny psychopatki na swojej twarzy.
Re: Parter domu
- Nie pogarszaj swojej sytuacji - syknęła, wbijając mu paznokcie w policzek. Była wściekła. Miała nadzieję, że zacznie współpracować, ale widocznie Gladstone miał inne plany. Musiała sięgnąć po znacznie cięższy kaliber.
- Zobaczymy jak będziesz śpiewał jak zatargam tutaj za włosy twoją małą siostrzyczkę i wsadzę jej nogę tego stołu sam-wiesz-gdzie. Jak ona miała.. Penny? - Po tym jak wymieniła jej imię, jej głowa przekrzywiła się na bok, oczy rozszerzyły się, a usta wykrzywiły w uśmiechu. - Właśnie, co u tej słodkiej, blondwłosej Gryfoneczki? Słyszałam, że daje dupy twojemu szefowi. Dlatego zostałeś zastępcą? Wiesz co, nie odpowiadaj - zaśmiała się, puszczając jego włosy tak, żeby jego głowa mogła wrócić na swoje miejsce.
- Skąd Cię znam? To smutne, że mnie nie pamiętasz, ale... to fakt, zmieniłam się trochę - zaśmiała się, po czym podparła swoją brodę na pięści. - Nie przypominam Ci mojej drogiej siostry... tej małej bohaterki.. Morwen? - syknęła, ostatnie słowa dosłownie przepychając przez zaciśnięte zęby.
- Zobaczymy jak będziesz śpiewał jak zatargam tutaj za włosy twoją małą siostrzyczkę i wsadzę jej nogę tego stołu sam-wiesz-gdzie. Jak ona miała.. Penny? - Po tym jak wymieniła jej imię, jej głowa przekrzywiła się na bok, oczy rozszerzyły się, a usta wykrzywiły w uśmiechu. - Właśnie, co u tej słodkiej, blondwłosej Gryfoneczki? Słyszałam, że daje dupy twojemu szefowi. Dlatego zostałeś zastępcą? Wiesz co, nie odpowiadaj - zaśmiała się, puszczając jego włosy tak, żeby jego głowa mogła wrócić na swoje miejsce.
- Skąd Cię znam? To smutne, że mnie nie pamiętasz, ale... to fakt, zmieniłam się trochę - zaśmiała się, po czym podparła swoją brodę na pięści. - Nie przypominam Ci mojej drogiej siostry... tej małej bohaterki.. Morwen? - syknęła, ostatnie słowa dosłownie przepychając przez zaciśnięte zęby.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Syknął z bólu czując wbijane paznokcie w skórę na policzku, w myślach zaczął panikować gdy usłyszał imię swojej siostry, szczegóły z jej nauki w Hogwarcie i jej życia osobistego. Nie chciał by znów coś jej się stało z jego winy tak samo jak w czerwcu ubiegłego roku, kiedy to ją i Vincenta porwali.
- Zostaw ją w spokoju, masz mnie i czego chcesz? - obojętnym tonem głosu, teraz zgodziłby się na wszystko, byle nikomu więcej nic się nie stało. Słysząc kolejne wyjaśnienia psychopatki wszystko zaczęło mu się logicznie układać, teraz przypominał sobie kobietę, która niegdyś była pielęgniarką w Mungu, a potem spędziła trochę czasu na oddziale zamkniętym. Zupełnie o niej zapomniał, nie wiedział nawet, że ona jeszcze żyje.
- Owena?
- Zostaw ją w spokoju, masz mnie i czego chcesz? - obojętnym tonem głosu, teraz zgodziłby się na wszystko, byle nikomu więcej nic się nie stało. Słysząc kolejne wyjaśnienia psychopatki wszystko zaczęło mu się logicznie układać, teraz przypominał sobie kobietę, która niegdyś była pielęgniarką w Mungu, a potem spędziła trochę czasu na oddziale zamkniętym. Zupełnie o niej zapomniał, nie wiedział nawet, że ona jeszcze żyje.
- Owena?
Re: Parter domu
- Pięć punktów dla Ravenclawu - zaskrzeczała i wywróciła oczami teatralnego młynka kiedy z ust uzdrowiciela padło jej imię. Owena, z walijskiego królowa. Czy to nie ironia? Usiadła na fotelu, który stał nieopodal, z którego miała na niego dobry widok.
- Stare, dobre czasy, prawda? Siedem lat w jednej klasie, potem na wydziale medycznym, aż wreszcie w tej cudownej i altruistycznej instytucji jaką jest Szpital świętego Munga - mruknęła, udając przez moment rozmarzoną i zrelaksowaną. Wtedy chociaż trochę przyopominała siebie z dawnych lat. - Pewnie teraz starasz się przypomnieć sobie mnie w warkoczy siedzącą w dyżurce i pijącą kawkę z twoimi koleżankami z oddziału, a później zastanawiasz się co się stało? Lepiej przestań, bo zaraz odstrzelę Ci jaja - dodała, zaciskając zęby tak mocno, że aż zazgrzytały.
- Dobra Gladstone, krótka piłka. Na znak że rozumiesz możesz szczekać - zaśmiała się, ale zaraz się uspokoiła. - Zawrzyjmy umowę. Ja Cię wypuszczę, a ty wyświadczysz mi małą przysługę. W zamian za to twoja siostrzyczka będzie bezpieczna, a słyszałam, że widziałam, że mieszka za rogiem. Jeśli nie spełnisz mojej prośby, do Proroka trafi donos, w którym opiszę, że vice dyrektor szpitala jest... wilkołakiem - uśmiechnęła się, a jej oczy błysnęły.
- Stare, dobre czasy, prawda? Siedem lat w jednej klasie, potem na wydziale medycznym, aż wreszcie w tej cudownej i altruistycznej instytucji jaką jest Szpital świętego Munga - mruknęła, udając przez moment rozmarzoną i zrelaksowaną. Wtedy chociaż trochę przyopominała siebie z dawnych lat. - Pewnie teraz starasz się przypomnieć sobie mnie w warkoczy siedzącą w dyżurce i pijącą kawkę z twoimi koleżankami z oddziału, a później zastanawiasz się co się stało? Lepiej przestań, bo zaraz odstrzelę Ci jaja - dodała, zaciskając zęby tak mocno, że aż zazgrzytały.
- Dobra Gladstone, krótka piłka. Na znak że rozumiesz możesz szczekać - zaśmiała się, ale zaraz się uspokoiła. - Zawrzyjmy umowę. Ja Cię wypuszczę, a ty wyświadczysz mi małą przysługę. W zamian za to twoja siostrzyczka będzie bezpieczna, a słyszałam, że widziałam, że mieszka za rogiem. Jeśli nie spełnisz mojej prośby, do Proroka trafi donos, w którym opiszę, że vice dyrektor szpitala jest... wilkołakiem - uśmiechnęła się, a jej oczy błysnęły.
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Re: Parter domu
Przemilczał wywody Oweny na temat przeszłości, wolał ich nie komentować, nie wiedział do czego może być ona zdolna.
- Mów czego chcesz - chciał jedynie, aby Penny była bezpieczna. Mimo, że jeden artykuł z proroku mógł przekreślić jego karierę w szpitalu, to teraz liczyło się jedynie dla niego bezpieczeństwo bliskich mu osób. Nie miał zamiaru nawet z nią dyskutować czy też negocjować, mogłoby to skończyć się to dla niego bardo źle, postanowił jej zaufać, choć ta mogła być nieprzewidywalna i równie dobrze mimo spełnienia jej warunków, donos mógł trafić do redakcji szmatławca.
- Mów czego chcesz - chciał jedynie, aby Penny była bezpieczna. Mimo, że jeden artykuł z proroku mógł przekreślić jego karierę w szpitalu, to teraz liczyło się jedynie dla niego bezpieczeństwo bliskich mu osób. Nie miał zamiaru nawet z nią dyskutować czy też negocjować, mogłoby to skończyć się to dla niego bardo źle, postanowił jej zaufać, choć ta mogła być nieprzewidywalna i równie dobrze mimo spełnienia jej warunków, donos mógł trafić do redakcji szmatławca.
Re: Parter domu
Zawahała się przez moment, bo nie wiedziała jak Gladstone zareaguje na jej żądania. Aby je wykonać, musiał wykorzystać swoje możliwości uzdrowiciela i wykazać się sprytem. Ale wiedziała, że da radę. W końcu był vice dyrektorem szpitala.
- Kiedy tylko nadejdzie twoja najbliższa zmiana wypadająca na nocny dyżur, kiedy w szpitalu będzie mało personelu, pójdziesz na ginekologię i zabierzesz stamtąd coś, na czym mi zależy - mówiła. Zadanie na pierwszy rzut oka nie wydawało się trudne, prawda? Jako lekarz mógł się wślizgnąć na wszystkie oddziały. Ale tutaj zaczynały się schody.
- Noworodka - powiedziała takim tonem, że przeszywał on duszę i cały dom. Mówiła z umiłowaniem i największą rozkoszą. Naprawdę. - Stwierdzisz zgon i zabierzesz dzieciaka. Kiedy go dostanę, wszystkie twoje problemy się skończą. Wymyślisz potem co stało się z ciałem. Umowa?
- Kiedy tylko nadejdzie twoja najbliższa zmiana wypadająca na nocny dyżur, kiedy w szpitalu będzie mało personelu, pójdziesz na ginekologię i zabierzesz stamtąd coś, na czym mi zależy - mówiła. Zadanie na pierwszy rzut oka nie wydawało się trudne, prawda? Jako lekarz mógł się wślizgnąć na wszystkie oddziały. Ale tutaj zaczynały się schody.
- Noworodka - powiedziała takim tonem, że przeszywał on duszę i cały dom. Mówiła z umiłowaniem i największą rozkoszą. Naprawdę. - Stwierdzisz zgon i zabierzesz dzieciaka. Kiedy go dostanę, wszystkie twoje problemy się skończą. Wymyślisz potem co stało się z ciałem. Umowa?
Owena BlodeuweddCzarownica - Urodziny : 25/12/1980
Wiek : 43
Skąd : Cardiff, Walia
Krew : Czysta
Strona 1 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Hogsmeade :: Prestwick Road :: Prestwick Road 23
Strona 1 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach