Gabinet Dyrektora Hogwartu
+8
Maja Vulkodlak
Aaron Matluck
Logan Campbell
Ian Ames
Polly Baldwin
Mistrz Gry
Jeremy Scott
Brennus Lancaster
12 posters
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 3
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Gabinet Dyrektora Hogwartu
First topic message reminder :
Jest jednym z najlepiej strzeżonych pomieszczeń w zamku. Jego wejścia pilnuje posąg chimery, który wpuszcza tylko osoby znające hasło. Ma on kształt owalny, a na jego ścianach wiszą portrety wcześniejszych dyrektorów szkoły. Tuż za biurkiem znajduje się regał, na którym spoczywa Tiara Przydziału.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Wait, what? Zdziwienie Rosjanki przerodziło się w istne zszokowanie spowodowane słowami dyrektora.
- Ale panie profesorze... - westchnęła ciężko, obracając między palcami różdżkę. Już raz ją straciła, kiedy pryszczaty Ślizgon zrzucił ją ze schodów i gdyby mógł to pewnie jeszcze by ją tam skopał w prezencie. Ale nie! Prócz przemiłej pielęgniarki, która otoczyła ją wtedy opieką nikt inny z kadry nie zainteresował się jej wypadkiem. Widząc minę Scotta uznała, że nie ma prawa głosu w tej dyskusji a nawet jeśli by coś powiedziała, to na darmo strzępiłaby sobie język. Podeszła więc do Aarono-Logana i wsunęła mu od niechcenia różdżkę w dłoń.
- Spróbuj ją zniszczyć to Cię pogryzę - i tym akcentem zakończyła dyskusję. Uczeń niekoniecznie musiał zrozumieć sens tych słów, jednak Jeremy zdawał sobie sprawę z umiejętności tej drobnej Rosjanki, która na dobrą sprawę była na niego zła i w innych okolicznościach pewnie by mu to wypomniała. W końcu Charles dowiedział się od niego do kogo może się zgłosić. - Do widzenia - rzuciła na odchodnym i zniknęła za rogiem.
- Ale panie profesorze... - westchnęła ciężko, obracając między palcami różdżkę. Już raz ją straciła, kiedy pryszczaty Ślizgon zrzucił ją ze schodów i gdyby mógł to pewnie jeszcze by ją tam skopał w prezencie. Ale nie! Prócz przemiłej pielęgniarki, która otoczyła ją wtedy opieką nikt inny z kadry nie zainteresował się jej wypadkiem. Widząc minę Scotta uznała, że nie ma prawa głosu w tej dyskusji a nawet jeśli by coś powiedziała, to na darmo strzępiłaby sobie język. Podeszła więc do Aarono-Logana i wsunęła mu od niechcenia różdżkę w dłoń.
- Spróbuj ją zniszczyć to Cię pogryzę - i tym akcentem zakończyła dyskusję. Uczeń niekoniecznie musiał zrozumieć sens tych słów, jednak Jeremy zdawał sobie sprawę z umiejętności tej drobnej Rosjanki, która na dobrą sprawę była na niego zła i w innych okolicznościach pewnie by mu to wypomniała. W końcu Charles dowiedział się od niego do kogo może się zgłosić. - Do widzenia - rzuciła na odchodnym i zniknęła za rogiem.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
I nagle wszystko znów zaczęło toczyć się dosyć szybko gdy za jego plecami pojawiła się panikująca Maja i biorąc pod uwagę jej reakcję pewnie widziała jak Margaret również kogoś zabiła. Nie działo się dobrze, oj nie działo. Dla własnego bezpieczeństwa wolał nie robić żadnych szybkich ruchów bo jeszcze wystrzeli w niego jakieś zaklęcie a tego wolał by uniknąć. Zacisnął ręce w pięści czując puknięcie w głowę. Domyślał się co dyrektor robił dlatego też pozwolił mu spokojnie na przeglądanie jego myśli. Tak przynajmniej dowie się co się wydarzyło.
- Nie martw się, nic się z nią nie stanie. Wierz lub nie, ale tu Aaron, nie wiem czy pamiętasz.
Powiedział uśmiechając się blado do dziewczyny tylko wyobrażając sobie co czuje oddając różdżkę osobie, którą widziała przed chwilą jak zabija innego ucznia. Widać nie tylko on i Logan będą mieli nadruszoną psychikę tym wszystkim co się stało tej nocy.
- Nie. Jeżeli będzie potrzeba zrobienia mi krzywdy żeby mnie zatrzymać, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi, proszę nie mieć oporu. Byle bym tylko jakoś się z tego potem wyleczył, ale przetrwam sporo, proszę mi wierzyć.
Wszedł do gabinetu dyrektora posłusznie zastanawiając się czy nie lepiej by było aby ruszył razem z nauczycielami by odnaleźć siebie. Będzie mógł szybciej przejąć kontrolę nad sobą samym. Jeżeli uda mu się wyjść z ciała Logana.
- Umówiłem się z Loganem, że spotkamy się koło południa pod Wielką Salą, więc wierzę w to, że tam będzie. Albo jako duch albo w moim ciele jeżeli je odnalazł. I panie dyrektorze... Myślę, że powinienem iść z panem. Nie wiemy czy damy radę przenieść się z powrotem do naszych ciał ot tak, więc może Margaret będzie próbowała przejąć moje ciało jeszcze raz i tym sposobem może znów się wymieszamy. Te duchy chyba są kluczem do tego żeby to ogarnąć, bo nie słyszałem o magii, która przenosi duchy z ciała do ciała, a Pan?
- Nie martw się, nic się z nią nie stanie. Wierz lub nie, ale tu Aaron, nie wiem czy pamiętasz.
Powiedział uśmiechając się blado do dziewczyny tylko wyobrażając sobie co czuje oddając różdżkę osobie, którą widziała przed chwilą jak zabija innego ucznia. Widać nie tylko on i Logan będą mieli nadruszoną psychikę tym wszystkim co się stało tej nocy.
- Nie. Jeżeli będzie potrzeba zrobienia mi krzywdy żeby mnie zatrzymać, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi, proszę nie mieć oporu. Byle bym tylko jakoś się z tego potem wyleczył, ale przetrwam sporo, proszę mi wierzyć.
Wszedł do gabinetu dyrektora posłusznie zastanawiając się czy nie lepiej by było aby ruszył razem z nauczycielami by odnaleźć siebie. Będzie mógł szybciej przejąć kontrolę nad sobą samym. Jeżeli uda mu się wyjść z ciała Logana.
- Umówiłem się z Loganem, że spotkamy się koło południa pod Wielką Salą, więc wierzę w to, że tam będzie. Albo jako duch albo w moim ciele jeżeli je odnalazł. I panie dyrektorze... Myślę, że powinienem iść z panem. Nie wiemy czy damy radę przenieść się z powrotem do naszych ciał ot tak, więc może Margaret będzie próbowała przejąć moje ciało jeszcze raz i tym sposobem może znów się wymieszamy. Te duchy chyba są kluczem do tego żeby to ogarnąć, bo nie słyszałem o magii, która przenosi duchy z ciała do ciała, a Pan?
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Słysząc słowa chłopca, dyrektor uśmiechnął się lekko. Widać naprawdę zależało na tym, aby powstrzymać jego własne ciało. Typowo gryfońskie zachowanie i to się chwali.
Zatrzymał się na schodach, uważnie przysłuchując się słowom Aarona.
-Cóż, nie widzę żadnych przeciwwskazań, jednak prosiłbym Cię, abyś był ostrożny. Nie chciałbym, by kolejny uczeń stracił życie w tej szkole. Już i tak zbyt wiele złego się stało - jego głos był spokojny, lecz w oczach Jeremiego dało się zauważyć wielki smutek i jakby zmęczenie - No nic, idziemy do Wielkiej Sali. Przy odrobinie szczęścia zastaniemy tam Logana.
Te duchy chyba są kluczem do tego żeby to ogarnąć, bo nie słyszałem o magii, która przenosi duchy z ciała do ciała, a Pan?
Scott uśmiechnął się tajemniczo.
- A ja słyszałem.
Oboje zniknęli na spiralnych schodach.
Zatrzymał się na schodach, uważnie przysłuchując się słowom Aarona.
-Cóż, nie widzę żadnych przeciwwskazań, jednak prosiłbym Cię, abyś był ostrożny. Nie chciałbym, by kolejny uczeń stracił życie w tej szkole. Już i tak zbyt wiele złego się stało - jego głos był spokojny, lecz w oczach Jeremiego dało się zauważyć wielki smutek i jakby zmęczenie - No nic, idziemy do Wielkiej Sali. Przy odrobinie szczęścia zastaniemy tam Logana.
Te duchy chyba są kluczem do tego żeby to ogarnąć, bo nie słyszałem o magii, która przenosi duchy z ciała do ciała, a Pan?
Scott uśmiechnął się tajemniczo.
- A ja słyszałem.
Oboje zniknęli na spiralnych schodach.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Ależ oczywiście, że nie działał. Nie miało. To taka mała kara za złamanie szkolnego regulaminu - krzyknął w ich stronę, kiedy Ci robili z siebie pajaców kąpiąc się na golasa w dość zimnej wodzie - Haniu, bądź taki miła, zrób im zdjęcia i porozdawaj wszystkim. Możesz dodać, że obaj panowie mieli małą randkę. Zapewne będzie to ciekawsze od plotek dotyczących morderstw. Jeśli nie masz aparatu, to chociaż zadbaj, aby to się rozniosło. A teraz idziemy do gabinetu zanim wam kałamarnica pourywa to i tamto.
Tak więc cała czwórka - dwaj naburmuszeni panowie, rozbawiona i zarumieniona Hania - która po drodze została pouczona, że ją także obowiązywał zakaz i odesłana do Pokoju Wspólnego -, oraz on, dyrektor we własnej osobie, ruszyli w stronę gabinetu. Nie była to długa podróż, tak więc kilka minut później siedzieli już w okrągłej wieży Mistrza Transmutacji.
- Myślę, że najwyższy czas podejść do sprawy poważniej. Nie mówię tylko o zamianie ciał, ale i o śmierci obu ślizgonów. To co się stało nie może zostać zatuszowane, a przynajmniej nie całkowicie. Będę zmuszony oddać was w ręce panny Morwen na przesłuchanie. Jednak będę tam z wami, jako wasz tymczasowy opiekun, świadek i adwokat - tu posłał im surowe spojrzenie - Nie wiem jak do tego podejdzie Prorok, ale mam w planie przedstawić to opinii publicznej jako dwa niezwiązane ze sobą nieszczęśliwe wypadki.
Jeremy obszedł pokój dookoła i usiadł za swoim biurkiem.
- Lecz zanim to wszystko nastąpi przydałoby się zwrócić wam prawowite ciała, czyż nie? - mruknął wyciągając z kieszeni fajkę i zapalając ją różdżką - Muszę wam się przyznać, iż nie posiadam mocy, która mogłaby wam pomóc - rzekł po chwili cmokania - Majstrowanie przy duszy, zamiana ciał, to - jak pewnie wiecie - często spotykane próby przedłużenia życia, bądź zyskania nieśmiertelności. Używane były przeważnie przez czarodziejów o dość nieprzyzwoitej sławie. Ci którzy pragnął potęgi, często cierpią na kompleks jej braku, są słabi i lękają się wielu rzeczy. Śmierci najbardziej - kolejny raz posłał im dość nieprzyjemne spojrzenie. Jak gdyby oczy profesora prześwietlały chłopców na wylot - Zastanawiacie się pewnie dlaczego wam o tym mówię, prawda? Przeżyliście coś, czego żaden człowiek przeżyć nie powinien. Wasze dusze zostały oderwane od waszych ciał. Nie można przewidzieć jak to się potoczy dalej - z jego ust wyleciał szary obłoczek dymu - Jak w ogóle czujecie się w obcych ciałach? Nie pytam o stan psychiki, a to fizyczne odczucia.
Tak więc cała czwórka - dwaj naburmuszeni panowie, rozbawiona i zarumieniona Hania - która po drodze została pouczona, że ją także obowiązywał zakaz i odesłana do Pokoju Wspólnego -, oraz on, dyrektor we własnej osobie, ruszyli w stronę gabinetu. Nie była to długa podróż, tak więc kilka minut później siedzieli już w okrągłej wieży Mistrza Transmutacji.
- Myślę, że najwyższy czas podejść do sprawy poważniej. Nie mówię tylko o zamianie ciał, ale i o śmierci obu ślizgonów. To co się stało nie może zostać zatuszowane, a przynajmniej nie całkowicie. Będę zmuszony oddać was w ręce panny Morwen na przesłuchanie. Jednak będę tam z wami, jako wasz tymczasowy opiekun, świadek i adwokat - tu posłał im surowe spojrzenie - Nie wiem jak do tego podejdzie Prorok, ale mam w planie przedstawić to opinii publicznej jako dwa niezwiązane ze sobą nieszczęśliwe wypadki.
Jeremy obszedł pokój dookoła i usiadł za swoim biurkiem.
- Lecz zanim to wszystko nastąpi przydałoby się zwrócić wam prawowite ciała, czyż nie? - mruknął wyciągając z kieszeni fajkę i zapalając ją różdżką - Muszę wam się przyznać, iż nie posiadam mocy, która mogłaby wam pomóc - rzekł po chwili cmokania - Majstrowanie przy duszy, zamiana ciał, to - jak pewnie wiecie - często spotykane próby przedłużenia życia, bądź zyskania nieśmiertelności. Używane były przeważnie przez czarodziejów o dość nieprzyzwoitej sławie. Ci którzy pragnął potęgi, często cierpią na kompleks jej braku, są słabi i lękają się wielu rzeczy. Śmierci najbardziej - kolejny raz posłał im dość nieprzyjemne spojrzenie. Jak gdyby oczy profesora prześwietlały chłopców na wylot - Zastanawiacie się pewnie dlaczego wam o tym mówię, prawda? Przeżyliście coś, czego żaden człowiek przeżyć nie powinien. Wasze dusze zostały oderwane od waszych ciał. Nie można przewidzieć jak to się potoczy dalej - z jego ust wyleciał szary obłoczek dymu - Jak w ogóle czujecie się w obcych ciałach? Nie pytam o stan psychiki, a to fizyczne odczucia.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Całą drogę do gabinetu Matluck przemilczał. Głównie dlatego, że zostali najzwyczajniej w świecie zrobieni w konia przez dyrektora, który postanowił ich utemperować za złamanie regulaminu. No cóż, wiedział, że spotka ich jakaś kara, więc nie pozostało nic innego jak przełknąć wstyd, który najpewniej ich czeka za parę dnia i starać się dalej odzyskać swoje ciała. Gdy znaleźli się już w bezpiecznym pomieszczeniu chłopak oparł się o jeden ze stoliczków który wyglądał na w miarę solidnie wykonany i słuchał co Jeremy ma do powiedzenia.
- Oczywiście, szkoła musi postarać się ukryć fakt, że do tak niebezpiecznego miejsca jak to pod szkołą można się było dostać przez głupie, niepilnowane drzwi.
Powiedział nieco naburmuszonym tonem co było bardzo nietaktowne biorąc pod uwagę, że całe to zamieszanie wywołała ich dwójka. Dopiero powoli zaczynało do niego docierać to, że nawet jeżeli wróci do własnego ciała i mimo, że nie on nim kierował to będzie musiał żyć z tym, że własnymi rękami wypchnął niewinnego ucznia z trybun co zakończyło się jego śmiercią, a nie była to przyjemna wizja i nawet najmocniejsza psychicznie osoba w ich wieku mogła mieć takie problemy ze sobą.
- Dziękujemy jednak, że będzie nas pan bronił, chociaż veritaserum czy pogrzebanie w naszych głowach i tak ujawniło by prawdę. Najprawdopodobniej.
Wypuścił ciężko powietrze odpychając się delikatnie od stolika i zaczynając krążyć po całym pomieszczeniu bawiąc się różdżką Mai.
- Jak się czujemy? Nie wiem jak Logan, ale ja źle. Nie umiem powiedzieć dlaczego, chociaż powód wydaje się być jasny, ale wiem, że nie jestem sobą i wszystkie ruchy wydają się być dziwne, chociaż może po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić. Co nie znaczy, że chciałbym się przyzwyczajać... Ale skoro pan nie ma takiej mocy żeby pomóc nam wrócić do swoich ciał to kto ma? Greta i Margaret?
- Oczywiście, szkoła musi postarać się ukryć fakt, że do tak niebezpiecznego miejsca jak to pod szkołą można się było dostać przez głupie, niepilnowane drzwi.
Powiedział nieco naburmuszonym tonem co było bardzo nietaktowne biorąc pod uwagę, że całe to zamieszanie wywołała ich dwójka. Dopiero powoli zaczynało do niego docierać to, że nawet jeżeli wróci do własnego ciała i mimo, że nie on nim kierował to będzie musiał żyć z tym, że własnymi rękami wypchnął niewinnego ucznia z trybun co zakończyło się jego śmiercią, a nie była to przyjemna wizja i nawet najmocniejsza psychicznie osoba w ich wieku mogła mieć takie problemy ze sobą.
- Dziękujemy jednak, że będzie nas pan bronił, chociaż veritaserum czy pogrzebanie w naszych głowach i tak ujawniło by prawdę. Najprawdopodobniej.
Wypuścił ciężko powietrze odpychając się delikatnie od stolika i zaczynając krążyć po całym pomieszczeniu bawiąc się różdżką Mai.
- Jak się czujemy? Nie wiem jak Logan, ale ja źle. Nie umiem powiedzieć dlaczego, chociaż powód wydaje się być jasny, ale wiem, że nie jestem sobą i wszystkie ruchy wydają się być dziwne, chociaż może po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić. Co nie znaczy, że chciałbym się przyzwyczajać... Ale skoro pan nie ma takiej mocy żeby pomóc nam wrócić do swoich ciał to kto ma? Greta i Margaret?
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Słysząc wyjaśnienie dyrektora, najchętniej znów oddałyby swoje ciało, aby jakiś duch nim zabijał, a on sam miał wszystko głęboko w poważaniu. Fakt, może i złamali regulamin szkolny, ale Scott zdecydowanie przesadził. Całą drogę do gabinetu dyrektora przebył w milczeniu, po tym cholernym eliksirze, wciąż go mdliło. Starał się, aby znów nie zwrócić zawartości żołądka Matlucka. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, w którym rezydował Scott, usiadł pod ścianą, mając nadzieję, iż to chociaż w małym stopniu powstrzyma mdłości.
- Mnie już tam wszystko jedno - odparł, nie obchodziło już go to, iż jego ciało zabiło niewinnego ucznia, cóż będzie musiał z tym jakoś żyć. Miał wszystkiego zdecydowanie dosyć, nie słuchał już nikogo, myślał jedynie o tym, co dalej będzie. Z zamyślenia wyrwało go dopiero pytanie Scotta.
- Źle - nie umiał opisać czemu, może dlatego, iż wolał swoje, własne ciało, a nie czyjeś. Nie umiał patrzeć na siebie, kierowanym przez inną osobę.
- Mnie już tam wszystko jedno - odparł, nie obchodziło już go to, iż jego ciało zabiło niewinnego ucznia, cóż będzie musiał z tym jakoś żyć. Miał wszystkiego zdecydowanie dosyć, nie słuchał już nikogo, myślał jedynie o tym, co dalej będzie. Z zamyślenia wyrwało go dopiero pytanie Scotta.
- Źle - nie umiał opisać czemu, może dlatego, iż wolał swoje, własne ciało, a nie czyjeś. Nie umiał patrzeć na siebie, kierowanym przez inną osobę.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
-Nie polecam zezwalać Ministerstwu Magii na grzebanie w waszych głowach. Może i czasy się zmieniły, jednak z doświadczenia wiem, iż ludzie u władzy lubią przypadkowo zapytać o coś niezwiązanego ze sprawą, bądź pójść troszkę za głęboko w świadomość. Ot, po to aby mieć w przyszłości haka.
Odpowiedź chłopców była taka, jak przewidział. Trudno było spodziewać się, że po zaledwie paru godzinach człowiek będzie zdolny do zaakceptowania swojej świadomości w innym ciele.
-Obawiam się, że znalezienie Margaret lub Grety kosztowałoby nas wiele czasu i trudu. Zmuszenie obu tych pań do współpracy mogłoby się okazać niemożliwe - po raz kolejny zamilkł cmokając swoją ulubioną fajkę - Są ludzie zajmujący się tego typu sprawami. Na nasze szczęście mam dość spore znajomości w Ministerstwie Magii. Wyślę was teraz do pewnego departamentu. Powinien czekać tam na was czarodziej imieniem Eoin Crowley. Niestety potem czeka was przesłuchanie z uroczą Morwen. Zapewne w Filii Aurorów. Tam właśnie będę na was czekał.
Rzucił chłopcom po jednej monecie-świstokliku, który miały za zadanie przetransportować ich prosto do Ministerstwa Magii.
Odpowiedź chłopców była taka, jak przewidział. Trudno było spodziewać się, że po zaledwie paru godzinach człowiek będzie zdolny do zaakceptowania swojej świadomości w innym ciele.
-Obawiam się, że znalezienie Margaret lub Grety kosztowałoby nas wiele czasu i trudu. Zmuszenie obu tych pań do współpracy mogłoby się okazać niemożliwe - po raz kolejny zamilkł cmokając swoją ulubioną fajkę - Są ludzie zajmujący się tego typu sprawami. Na nasze szczęście mam dość spore znajomości w Ministerstwie Magii. Wyślę was teraz do pewnego departamentu. Powinien czekać tam na was czarodziej imieniem Eoin Crowley. Niestety potem czeka was przesłuchanie z uroczą Morwen. Zapewne w Filii Aurorów. Tam właśnie będę na was czekał.
Rzucił chłopcom po jednej monecie-świstokliku, który miały za zadanie przetransportować ich prosto do Ministerstwa Magii.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Pojawiając się pod szkołą najprędzej, jak się dało, nie zdążyła się nawet przebrać. Nie zamierzając jednak paradować po placówce w typowo mugolskim stroju, zawitała na moment do Filii, i wymieniając tam bluzę Mathiasa na aurorską szatę na ubrania, juz po chwili aportowala się pod bramami Hogwartu. Szybkim krokiem przemierzając korytarze, w krótkim czasie dotarła do Wieży Północnej, a w niej - do gabinetu Scotta.
- Wzywał mnie pan. - Wkraczając do pomieszczenia, nawet nie siliła się na empatię. Z lakonicznego liściku wiedziała, że chodzi o coś w związku z porwaniem, ale nawet to nie mogło sprawić, by Amandine stała się bardziej wrażliwa. Doceniała natomiast rozsądek mężczyzny i to, że w koresponedncji listownej nie wdawał się w szczegóły. Teraz jednak, gdy już tu była, chciała od razu przejść do rzeczy. Skoro zabrano jej te parę chwil, które zamierzała spożytkować na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co Cramer powinien wiedzieć, to musiało być to coś pilnego - a w związku z tym nie powinni tracić czasu.
Poprawiając szatę i upiętą do niej odznakę, odetchnęła cicho. Życie w ciągłym pośpiechu nie sprzyjało zdrowiu, natomiast doskonale działało na pracę umysłu. Już przekraczając próg Filii prędko przypominała sobie to, co już wiedzą, by teraz pracować już na najwyższych obrotach.
- Porywacze się odezwali? - Naprawdę nie wiedziała, co mogło skłonić Scotta do wezwania jej, ale to by wyjaśniało pośpiech, w jakim zaaranżowano to spotkanie.
- Wzywał mnie pan. - Wkraczając do pomieszczenia, nawet nie siliła się na empatię. Z lakonicznego liściku wiedziała, że chodzi o coś w związku z porwaniem, ale nawet to nie mogło sprawić, by Amandine stała się bardziej wrażliwa. Doceniała natomiast rozsądek mężczyzny i to, że w koresponedncji listownej nie wdawał się w szczegóły. Teraz jednak, gdy już tu była, chciała od razu przejść do rzeczy. Skoro zabrano jej te parę chwil, które zamierzała spożytkować na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co Cramer powinien wiedzieć, to musiało być to coś pilnego - a w związku z tym nie powinni tracić czasu.
Poprawiając szatę i upiętą do niej odznakę, odetchnęła cicho. Życie w ciągłym pośpiechu nie sprzyjało zdrowiu, natomiast doskonale działało na pracę umysłu. Już przekraczając próg Filii prędko przypominała sobie to, co już wiedzą, by teraz pracować już na najwyższych obrotach.
- Porywacze się odezwali? - Naprawdę nie wiedziała, co mogło skłonić Scotta do wezwania jej, ale to by wyjaśniało pośpiech, w jakim zaaranżowano to spotkanie.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Jeremy siedział wpatrzony w okno i czekał. Palce miał złączone i z jego twarzy łatwo można było wyczytać, iż mężczyzna intensywnie o czymś myśli.
Zdecydowanie ten rok szkolny można zaliczyć do najgorszych, a przecież minęło zaledwie 15 dni września. Trochę ponad dwa tygodnie praktykowania magii w tej pięknej szkole i co? Dwa trupy, chłopcy żyjący w zamienionych ciałach, porwanie jego wnuka... zbyt dużo.
Z zamyślenia wyrwało go bezpardonowe wejście pewnej młodej kobiety z zabawnym imieniem - Amandine. Panna Auror pojawił się w idealnym momencie.
- Nie mylisz się, moja droga - profesor wskazał ręką w stronę biurka na który spoczywał niedużych rozmiarów list - Przyniósł mi to uczeń. Był pod wpływem działania zaklęcia imperius. Na szczęście ma się już dobrze - Powiedział to mimo faktu, iż wiedział, że panna Løvenskiold ma to kompletnie w poważaniu.
-Chcą złota i spisu uczniów - rzekł, po odczekaniu kilku chwil, co miało go upewnić w tym, iż aurorka przeczyta kartkę kilka razy -To trochę dziwne, nie uważasz? Złoto to nie problem. Co prawda sto tysięcy galeonów, to ogromna kwota, jednak nie jest tajemnicą, tu wybacz za brak skromności, iż Scottowie mogą pozwolić sobie na taki wydatek. Bardziej martwi mnie ta druga prośba - W jego ustach pojawiła się fajka - Podobną ciekawość budzi kolejny wymóg. Chcą albo mojej córki, albo mego wnuka. Bez wątpienia jest to wystawianie kolejnego ze Scottów na niebezpieczeństwo, a nie ma gwarancji, iż porywacze dotrzymają słowa. Co o tym wszystkim myśli filia?
Zdecydowanie ten rok szkolny można zaliczyć do najgorszych, a przecież minęło zaledwie 15 dni września. Trochę ponad dwa tygodnie praktykowania magii w tej pięknej szkole i co? Dwa trupy, chłopcy żyjący w zamienionych ciałach, porwanie jego wnuka... zbyt dużo.
Z zamyślenia wyrwało go bezpardonowe wejście pewnej młodej kobiety z zabawnym imieniem - Amandine. Panna Auror pojawił się w idealnym momencie.
- Nie mylisz się, moja droga - profesor wskazał ręką w stronę biurka na który spoczywał niedużych rozmiarów list - Przyniósł mi to uczeń. Był pod wpływem działania zaklęcia imperius. Na szczęście ma się już dobrze - Powiedział to mimo faktu, iż wiedział, że panna Løvenskiold ma to kompletnie w poważaniu.
-Chcą złota i spisu uczniów - rzekł, po odczekaniu kilku chwil, co miało go upewnić w tym, iż aurorka przeczyta kartkę kilka razy -To trochę dziwne, nie uważasz? Złoto to nie problem. Co prawda sto tysięcy galeonów, to ogromna kwota, jednak nie jest tajemnicą, tu wybacz za brak skromności, iż Scottowie mogą pozwolić sobie na taki wydatek. Bardziej martwi mnie ta druga prośba - W jego ustach pojawiła się fajka - Podobną ciekawość budzi kolejny wymóg. Chcą albo mojej córki, albo mego wnuka. Bez wątpienia jest to wystawianie kolejnego ze Scottów na niebezpieczeństwo, a nie ma gwarancji, iż porywacze dotrzymają słowa. Co o tym wszystkim myśli filia?
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Zgodnie z oczekiwaniami, z tematu dotyczącego ucznia-posłańca zainteresowało ją właściwie tylko to, że użyto na nim imperiusa - co było kolejnym zarzutem, jaki będzie można postawić złapanym wreszcie porywaczom.To, jak młodzieniec miał się czuć, nie miało dla niej znaczenia. Roztkliwianie się nad ofiarami jakichkolwiek wydarzeń było jej zupełnie obce.
Sięgając po list, przeczytała go trzy razy, nim wreszcie podniosła wzrok na dyrektora. Treść listu była taką, jakiej można było się spodziewać - typowym rządaniem okupu - jednak już same wymogi brzmiały niepokojąco. Podczas, gdy złoto, jak zresztą stwierdził Scott, nie było problemem, tak już lista nazwisk kazała spodziewać się dodatkowych problemów.
Zajmując miejsce w fotelu naprzeciw biurka, z zamyśleniem odłożyła list z powrotem na miejsce, z którego go zabrała.
- Nie wiem, co myśli Filia, natomiast ja sądzę, że trzeba podjąć ryzyko przekazania okupu. Co nie znaczy, że jesteśmy na przegranej pozycji. - Mrużąc oczy, spojrzała w końcu wprost na mężczyznę. - Jeśli chodzi o samo rządanie, by to nie pan przekazywał pieniądze, jest ono całkiem zrozumiałe. Może być kolejną pułapką, z drugiej strony nie sposób nie traktować tego jako zwykłego zabezpieczenia ze strony porywaczy. Wiedzą, z jakim ryzykiem wiązałoby się spotkanie z panem, po co więc mają się na to godzić? - Wzruszyła lekko ramionami, zamyślając się na chwilę. - Tym, kto pojawi się na miejscu, powinien być pana wnuk. Pana córka do takiej konfrontacji się nie nadaje, a James, z tego co wiem, jest animagiem, prawda? - Rejestr zmiennokształtnych nie był dla Amandine niczym nowym. - To zawsze daje większe szanse na potencjalną ucieczkę... Jeśli tylko chłopak okaże się wystarczająco rozsądny, by nie wdawać się w walkę, której nie wygra. Z drugiej strony, można użyć także eliksiru wielosokowego, wtedy jednak jest ryzyko rozpoznania. Porywacze nie są nikim wybitnym... - Póki co nie uznała za stosowne wyjawiać, że kidnaperką jest między innymi siostra Morweny. - ...ale przynajmniej z grubsza znają się na rzeczy.
Potem jej myśli powędrowały ku temu, co przestępcy chcieli otrzymać. Pieniądze i lista. Pieniądze...
- Chcą torby galeonów, tak? Galeonów, które, jak sądzę, zaczną skrupulatnie przeliczać. Nie będą poświęcać uwagi każdej monecie z osobna. Gdyby jedna była świstoklikiem, zorientują się zbyt późno. - Spojrzała z uwagą na dyrektora. Kwestię listy nazwisk pozostawiła na później.
Sięgając po list, przeczytała go trzy razy, nim wreszcie podniosła wzrok na dyrektora. Treść listu była taką, jakiej można było się spodziewać - typowym rządaniem okupu - jednak już same wymogi brzmiały niepokojąco. Podczas, gdy złoto, jak zresztą stwierdził Scott, nie było problemem, tak już lista nazwisk kazała spodziewać się dodatkowych problemów.
Zajmując miejsce w fotelu naprzeciw biurka, z zamyśleniem odłożyła list z powrotem na miejsce, z którego go zabrała.
- Nie wiem, co myśli Filia, natomiast ja sądzę, że trzeba podjąć ryzyko przekazania okupu. Co nie znaczy, że jesteśmy na przegranej pozycji. - Mrużąc oczy, spojrzała w końcu wprost na mężczyznę. - Jeśli chodzi o samo rządanie, by to nie pan przekazywał pieniądze, jest ono całkiem zrozumiałe. Może być kolejną pułapką, z drugiej strony nie sposób nie traktować tego jako zwykłego zabezpieczenia ze strony porywaczy. Wiedzą, z jakim ryzykiem wiązałoby się spotkanie z panem, po co więc mają się na to godzić? - Wzruszyła lekko ramionami, zamyślając się na chwilę. - Tym, kto pojawi się na miejscu, powinien być pana wnuk. Pana córka do takiej konfrontacji się nie nadaje, a James, z tego co wiem, jest animagiem, prawda? - Rejestr zmiennokształtnych nie był dla Amandine niczym nowym. - To zawsze daje większe szanse na potencjalną ucieczkę... Jeśli tylko chłopak okaże się wystarczająco rozsądny, by nie wdawać się w walkę, której nie wygra. Z drugiej strony, można użyć także eliksiru wielosokowego, wtedy jednak jest ryzyko rozpoznania. Porywacze nie są nikim wybitnym... - Póki co nie uznała za stosowne wyjawiać, że kidnaperką jest między innymi siostra Morweny. - ...ale przynajmniej z grubsza znają się na rzeczy.
Potem jej myśli powędrowały ku temu, co przestępcy chcieli otrzymać. Pieniądze i lista. Pieniądze...
- Chcą torby galeonów, tak? Galeonów, które, jak sądzę, zaczną skrupulatnie przeliczać. Nie będą poświęcać uwagi każdej monecie z osobna. Gdyby jedna była świstoklikiem, zorientują się zbyt późno. - Spojrzała z uwagą na dyrektora. Kwestię listy nazwisk pozostawiła na później.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Ministerstwo jak zwykle działało szybko. Jeremy zgłosił swego wnuka jako animaga zaledwie parę dni temu, a jego imię już gości na liście nazwisk. Cóż, James nie będzie zachwycony.
- Ten chłopak kocha walkę, a im mniej szans ma, tym większe szczęście z niej czerpie. Jednakowoż, jestem pewny, iż po krótkiej rozmowie z mną, mógłby okazać odrobinę zdrowego rozsądku - Ton jakim przemówił mógł wydać się zdawkowy i pogodny, jednak w głębi duszy, dyrektor martwił się o młodego Krukona. Z drugiej strony, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, James nigdy nie spotka porywaczy.
- Eliksir wielosokowy nie jest złym pomysłem, moja droga. Wszak chodzi tylko o dostarczenie paczuszki na miejsce - zrobił krótką przerwę wypuszczając z ust sporą porcję szarego dymu- I to mnie właśnie martwi. Nie chcą konfrontacji ze mną, gdyż wiedzą - znów musisz wybaczyć mi brak skromności - że nie poszło by im łatwo. Dlatego też muszą zdawać sobie sprawę, iż przetransportowanie paczki na umówione miejsce za pomocą magii, jest, jak to się zabawnie mówi, bułką z masłem.
Uśmiechnął się lekko na słowa kobietki.
- Jeśli czar zostanie rzucony poprawnie, to zorientują się dopiero, gdy poczują szarpniecie w okolicy pępka - mruknął, a jego oczy zamigotały wesoło - Problemem jest to, że galeony mogą być przeliczane przez sługę, magię, bądź osobę trzecią. Jednak pomysł sam w sobie mi się podoba - kolejna porcja dymu wyleciała z jego ust - Teraz trzeba pomyśleć co z listą. Jest wiele czaromagicznych zaklęć, które powodują, iż po przeczytaniu wypalają się oczy czytelnika itp. jednakowoż nie chciałbym się posuwać tak daleko.
- Ten chłopak kocha walkę, a im mniej szans ma, tym większe szczęście z niej czerpie. Jednakowoż, jestem pewny, iż po krótkiej rozmowie z mną, mógłby okazać odrobinę zdrowego rozsądku - Ton jakim przemówił mógł wydać się zdawkowy i pogodny, jednak w głębi duszy, dyrektor martwił się o młodego Krukona. Z drugiej strony, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, James nigdy nie spotka porywaczy.
- Eliksir wielosokowy nie jest złym pomysłem, moja droga. Wszak chodzi tylko o dostarczenie paczuszki na miejsce - zrobił krótką przerwę wypuszczając z ust sporą porcję szarego dymu- I to mnie właśnie martwi. Nie chcą konfrontacji ze mną, gdyż wiedzą - znów musisz wybaczyć mi brak skromności - że nie poszło by im łatwo. Dlatego też muszą zdawać sobie sprawę, iż przetransportowanie paczki na umówione miejsce za pomocą magii, jest, jak to się zabawnie mówi, bułką z masłem.
Uśmiechnął się lekko na słowa kobietki.
- Jeśli czar zostanie rzucony poprawnie, to zorientują się dopiero, gdy poczują szarpniecie w okolicy pępka - mruknął, a jego oczy zamigotały wesoło - Problemem jest to, że galeony mogą być przeliczane przez sługę, magię, bądź osobę trzecią. Jednak pomysł sam w sobie mi się podoba - kolejna porcja dymu wyleciała z jego ust - Teraz trzeba pomyśleć co z listą. Jest wiele czaromagicznych zaklęć, które powodują, iż po przeczytaniu wypalają się oczy czytelnika itp. jednakowoż nie chciałbym się posuwać tak daleko.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Spoglądając z uwagą na dyrektora wreszcie miała poczucie, że coś się dzieje. Od momentu zlożenia zeznań przez Rosalie trudno było znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia - samo nazwisko porywaczki nie było wystarczające, by cokolwiek zdziałać. Teraz jednak sprawa ruszyła do przodu i Amandine miała tylko nadzieję, że nie wykolei się teraz jak rozpędzony do granic możliwości pociąg.
- Zakładając jednak, że pojawić ma się tam jedna osoba, eliksir musiałby wypić pan. Tamci nie będą na pewno tak mili i pojawią się we dwójkę, a skoro tak... - Wzruszyła lekko ramionami. W odpowiednich sytuacjach umiała przyznać się do swej niedoskonałości. - Mało kto poradzi sobie sam przeciw dwójce czarodziejów nie mających oporów przed czarną magią. Nawet jednak pomijając to - to pan zna Jamesa najlepiej, najlepiej więc też odda specyfikę jego ruchów czy ewentualnego wysławiania się. Nawet, jeśli chodzi tylko o przekazanie paczki, dobrze by było jak najbardziej upodobnić, powiedzmy, kuriera, do rzeczywistego Jamesa.
Przerwała na chwilę, odgarniając burzę blond włosów do tyłu.
- Zawsze jest jakieś ryzyko - powiedziała w końcu, przechodząc do kwestii omawianego pomysłu. - Nie mając jednak adresu domu, w którym przetrzymują dziecko, nie wiedząc, gdzie się ukrywają, trudno o coś lepszego. Jeśli złapiemy przynajmniej jedno z porywaczy, będzie przynajmniej szansa na odnalezienie budynku. Lista zaś... - To rzeczywiście był problem. Chociaż, z drugiej strony... - Gdyby spaliła się po pierwszym przeczytaniu... nie, drugim przeczytaniu, niewiele by im dała. Nikt nie ma niezawodnej pamięci, więc zakładając, że pierwszy raz rzucą na nią okiem przy przekazaniu paczki, a drugi raz już w domu - wtedy wątpliwie, by zdołali zapamiętać tyle, ile by chcieli. Niezależnie od tego zaś przydzielimy do szkoły aurorów. W razie potrzeby konieczny być może również czasowy zakaz opuszczania budynku przez uczniów.
Parę chwil później, gdy wszystko zostało już ustalone, Amandine u boku dyrektora opuściła jego gabinet, zaś ich ścieżki rozeszły się na jednym ze szkolnych korytarzy.
- Zakładając jednak, że pojawić ma się tam jedna osoba, eliksir musiałby wypić pan. Tamci nie będą na pewno tak mili i pojawią się we dwójkę, a skoro tak... - Wzruszyła lekko ramionami. W odpowiednich sytuacjach umiała przyznać się do swej niedoskonałości. - Mało kto poradzi sobie sam przeciw dwójce czarodziejów nie mających oporów przed czarną magią. Nawet jednak pomijając to - to pan zna Jamesa najlepiej, najlepiej więc też odda specyfikę jego ruchów czy ewentualnego wysławiania się. Nawet, jeśli chodzi tylko o przekazanie paczki, dobrze by było jak najbardziej upodobnić, powiedzmy, kuriera, do rzeczywistego Jamesa.
Przerwała na chwilę, odgarniając burzę blond włosów do tyłu.
- Zawsze jest jakieś ryzyko - powiedziała w końcu, przechodząc do kwestii omawianego pomysłu. - Nie mając jednak adresu domu, w którym przetrzymują dziecko, nie wiedząc, gdzie się ukrywają, trudno o coś lepszego. Jeśli złapiemy przynajmniej jedno z porywaczy, będzie przynajmniej szansa na odnalezienie budynku. Lista zaś... - To rzeczywiście był problem. Chociaż, z drugiej strony... - Gdyby spaliła się po pierwszym przeczytaniu... nie, drugim przeczytaniu, niewiele by im dała. Nikt nie ma niezawodnej pamięci, więc zakładając, że pierwszy raz rzucą na nią okiem przy przekazaniu paczki, a drugi raz już w domu - wtedy wątpliwie, by zdołali zapamiętać tyle, ile by chcieli. Niezależnie od tego zaś przydzielimy do szkoły aurorów. W razie potrzeby konieczny być może również czasowy zakaz opuszczania budynku przez uczniów.
Parę chwil później, gdy wszystko zostało już ustalone, Amandine u boku dyrektora opuściła jego gabinet, zaś ich ścieżki rozeszły się na jednym ze szkolnych korytarzy.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Malcolm spędził ostatni weekend w wiosce Hogsmeade, starając się ugryźć z jak najlepszej strony sytuację, w której targnął się na życie chłopaka, który spał z nim w jednej sypiali od siedmiu lat. W miarę upływu czasu zaczynało do niego docierać, że może na londyńskim slumsie by to przeszło. Ba, przeszłoby na pewno, a jako karę dostałby pewnie bardzo po pysku od którejś z szajek, na której członka by się zamachnął tym nożem i po kłopocie. A w szkole? W szkole kicha. Był spalony.
W końcu przyszedł dzień konfrontacji z władzami. Jeśli to miał być jego ostatni dzień w Hogwarcie, to trudno. Nie będzie padał na kolana przed starym Scottem (no chyba, że geście błagalnym, to może). Gdy stanął u wejścia do gabinetu dyrektora, przed pozłacanym posągiem jakiegoś wielkiego ptaszyska, machina obróciła się wkoło, otaczając go metalowymi skrzydłami i zawożąc do gabinetu niczym mugolska winda. Stał pod drzwiami dosłownie sekundę, bo profesor chyba się go spodziewał. McMillan usłyszał ze środka charakterystyczne chrząknięcie, więc wiedział, ze został już zauważony. Wszedł do środka. Nigdy tu nie był, a pomieszczenie było dość imponujące.
Na tę okazję, specjalną a jakże, ubrał nawet szkolną szatę i związał włosy z tyłu głowy co nie zdarzało mu się często. Szata naturalnie została wyciągnięta z kufra Jamesa, bo jego łachy przesiąknięte były dymem papierosowym i młodzieńczym zepsuciem, a do tego większość była za krótka, bo od piątej klasy Krukon skoczył bardzo w górę. Miał tylko nadzieję, że stary dziad nie dostrzeże wyszywanych od środka inicjałów swojego wnuka i nie zorientuje się tym samym, że Malcolm buja po szkole w szmatach na jego koszt.
- Chciał mnie pan widzieć.
W końcu przyszedł dzień konfrontacji z władzami. Jeśli to miał być jego ostatni dzień w Hogwarcie, to trudno. Nie będzie padał na kolana przed starym Scottem (no chyba, że geście błagalnym, to może). Gdy stanął u wejścia do gabinetu dyrektora, przed pozłacanym posągiem jakiegoś wielkiego ptaszyska, machina obróciła się wkoło, otaczając go metalowymi skrzydłami i zawożąc do gabinetu niczym mugolska winda. Stał pod drzwiami dosłownie sekundę, bo profesor chyba się go spodziewał. McMillan usłyszał ze środka charakterystyczne chrząknięcie, więc wiedział, ze został już zauważony. Wszedł do środka. Nigdy tu nie był, a pomieszczenie było dość imponujące.
Na tę okazję, specjalną a jakże, ubrał nawet szkolną szatę i związał włosy z tyłu głowy co nie zdarzało mu się często. Szata naturalnie została wyciągnięta z kufra Jamesa, bo jego łachy przesiąknięte były dymem papierosowym i młodzieńczym zepsuciem, a do tego większość była za krótka, bo od piątej klasy Krukon skoczył bardzo w górę. Miał tylko nadzieję, że stary dziad nie dostrzeże wyszywanych od środka inicjałów swojego wnuka i nie zorientuje się tym samym, że Malcolm buja po szkole w szmatach na jego koszt.
- Chciał mnie pan widzieć.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Wieczór był już ciemny, gdyż - jak wiadomo - nadchodziła zima, która zapowiadała się na dość ostrą tego roku. Mimo faktu, iż temperatura wciąż była dodatnia, wiał mroźny i mokry wiatr. Dość nieprzyjemnie.
Był niemal kwadrans po siódmej, kiedy dyrektor Hogwartu siedział wygodnie w fotelu w swym gabinecie i w zamyśleniu oczekiwał przyjścia jednego z uczniów. Oczy profesora utkwione były w jednym ze śpiących portretów byłych dyrektorów. Każdy z jego poprzedników pozostawił coś po sobie, każdy rządził w innym okresie, gdzie kultura mugolska - która od wieków odciska piętno na świecie czarodziejów. Szczególnie tych młodych - zmieniała się znacznie. Jednak żaden z ów zmarłych dyrektorów nie miał pojęcia, jak paskudne stały się dzisiejsze dzieciaki. Mistrz Transmutacji mógł przysiąc, iż cały świat (+ Hogwart) uwziął się na niego. Wszystkie możliwe nieszczęścia przytrafiają się za jego kadencji! Nawet sytuacje, które logicznie wydarzyć się nie mogą... ale cóż, jak ma się logika do magii?
- Otóż chciałem, chciałem. Usiądź proszę - Gdy przyjaciel James'a wszedł, Jeremy wskazał na krzesło znajdujące się po przeciwnej stronie jego biurka. Ton profesora był spokojny i łagodny - Zapewne wiesz czemu Cię tu wezwałem Malcolmie? - zapytał wlepiając swoje oczy w chłopca. Spojrzenie, którym Scott uraczył Krukona, było natarczywe i można by rzec, iż nieuprzejme - niczym rentgen - Cała ta sytuacja z Benedictem jest niepokojąca. Chciałbym poznać Twoją wersję zdarzeń. Muszę Cię jednak ostrzec. To, że ludziom udaje się mnie okłamać, nie znaczy, iż nie jestem świadomy, kiedy ktoś kłamie. Znam również wersję pana Walton'a, oraz naszej uroczej Szarej Damy. Oczekuję więc prawdomówności.
Był niemal kwadrans po siódmej, kiedy dyrektor Hogwartu siedział wygodnie w fotelu w swym gabinecie i w zamyśleniu oczekiwał przyjścia jednego z uczniów. Oczy profesora utkwione były w jednym ze śpiących portretów byłych dyrektorów. Każdy z jego poprzedników pozostawił coś po sobie, każdy rządził w innym okresie, gdzie kultura mugolska - która od wieków odciska piętno na świecie czarodziejów. Szczególnie tych młodych - zmieniała się znacznie. Jednak żaden z ów zmarłych dyrektorów nie miał pojęcia, jak paskudne stały się dzisiejsze dzieciaki. Mistrz Transmutacji mógł przysiąc, iż cały świat (+ Hogwart) uwziął się na niego. Wszystkie możliwe nieszczęścia przytrafiają się za jego kadencji! Nawet sytuacje, które logicznie wydarzyć się nie mogą... ale cóż, jak ma się logika do magii?
- Otóż chciałem, chciałem. Usiądź proszę - Gdy przyjaciel James'a wszedł, Jeremy wskazał na krzesło znajdujące się po przeciwnej stronie jego biurka. Ton profesora był spokojny i łagodny - Zapewne wiesz czemu Cię tu wezwałem Malcolmie? - zapytał wlepiając swoje oczy w chłopca. Spojrzenie, którym Scott uraczył Krukona, było natarczywe i można by rzec, iż nieuprzejme - niczym rentgen - Cała ta sytuacja z Benedictem jest niepokojąca. Chciałbym poznać Twoją wersję zdarzeń. Muszę Cię jednak ostrzec. To, że ludziom udaje się mnie okłamać, nie znaczy, iż nie jestem świadomy, kiedy ktoś kłamie. Znam również wersję pana Walton'a, oraz naszej uroczej Szarej Damy. Oczekuję więc prawdomówności.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Kiedy Jeremy zaprosił go do środka, Malcolm bez ogródek usiadł na wskazanym przez dyrektora krześle i oparł się o obite oparcie. Przez kilka sekund testował jak bardzo wygodne jest to siedzenie i musiał przyznać, że mebel zdał test pozytywnie. Malcolm stwierdził, że mógłby zostać dyrektorem dla samego takiego krzesła.
- Domyślam się - odpowiedział.
Bez zbędnego skrępowania sięgnął do misy na biurku, na której znajdowały się jakieś słodycze dla "odwiedzających". Poczęstował się i słuchał co stary Scott ma do powiedzenia.
- ON zaczął - powiedział krótko. Spojrzał na starucha wzrokiem, który nic nie wyrażał, ale zawierał w sobie nutę pewności siebie. Krukon zastanawiał się z której strony podejść do sprawy.
- Bawił się pan kiedyś na placu zabaw? Zakładam, że nie zawsze był pan taki stary jak teraz, chociaż nie zdziwiłbym się gdyby okazało się inaczej, bez urazy - zaczął. - Zawsze kiedy bije się dwójka dzieci i jedno z nich się rozpłacze, za winowajcę bierze się te drugie dziecko. Zakładam, że to JA jestem tutaj sprawcą, bo przecież to Benedict jest tym, który się przysłowiowo "popłakał" - dodał. Prychnął nawet.
- Sądzę, że cokolwiek co powiem i tak nie zostanie wzięte pod uwagę. Przecież to jego nazywa pan "panem Waltonem", a ja jestem po prostu Malcolmem. Rozumiem jednak, że na pana trzeba mieć wygląd i... pieniądze - dodał. Oparł łokcie o podpórki po bokach krzesła, a dłonie splótł i położył na wysokości swojego brzucha.
- Domyślam się - odpowiedział.
Bez zbędnego skrępowania sięgnął do misy na biurku, na której znajdowały się jakieś słodycze dla "odwiedzających". Poczęstował się i słuchał co stary Scott ma do powiedzenia.
- ON zaczął - powiedział krótko. Spojrzał na starucha wzrokiem, który nic nie wyrażał, ale zawierał w sobie nutę pewności siebie. Krukon zastanawiał się z której strony podejść do sprawy.
- Bawił się pan kiedyś na placu zabaw? Zakładam, że nie zawsze był pan taki stary jak teraz, chociaż nie zdziwiłbym się gdyby okazało się inaczej, bez urazy - zaczął. - Zawsze kiedy bije się dwójka dzieci i jedno z nich się rozpłacze, za winowajcę bierze się te drugie dziecko. Zakładam, że to JA jestem tutaj sprawcą, bo przecież to Benedict jest tym, który się przysłowiowo "popłakał" - dodał. Prychnął nawet.
- Sądzę, że cokolwiek co powiem i tak nie zostanie wzięte pod uwagę. Przecież to jego nazywa pan "panem Waltonem", a ja jestem po prostu Malcolmem. Rozumiem jednak, że na pana trzeba mieć wygląd i... pieniądze - dodał. Oparł łokcie o podpórki po bokach krzesła, a dłonie splótł i położył na wysokości swojego brzucha.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Profesor zmarszczył lekko brwi.
-Masz rację Malcolmie, nie zawsze byłem stary. Zadziwię Cię nawet! Bywało kiedyś, iż nie miałem siwych włosów i długiej brody! - rzekł dyrektor, kiwając przy tym lekko głową - Jednak mylisz się w kilku sprawach. Nigdy nie osądzam bez dowodów i zawsze wysłuchuję dwóch stron. Z Benedictem również uciąłem sobie podobną pogawędkę - powiedział spokojnym tonem - Również nie masz racji z tym, iż Twoja wersja wydarzeń nie zostanie wzięta pod uwagę. Gdybyś słuchał uważniej na lekcjach, wiedziałbyś, iż zwykłem nazywać swoich uczniów per 'pan', bądź 'pani'. Tyczy się to również Twej osoby. Dodatkowo w przeciągu mej poprzedniej wypowiedzi, użyłem imienia Benedicta. - Jeremy zrobił chwilę przerwy, którą przerywały sztuczne pochrapywanie portretów - Chciałbym Cię również prosić, abyś nie sprowadzał wszystkiego do pieniądza i bogactwa. Nie wszystkich da się kupić, a na pewno nie tych, którzy majątek posiedli. Do tego zaręczam, złoto wydaje się atrakcyjne tym, którzy go nie mają. Dopiero gdy je zdobędą, zaczynają rozumieć, iż po jakimś czasie, ów pieniądze stają się niczym więcej, jak ciężarem, który ściąga masę kłopotów - Mówiąc to, profesor nie spuszczał wzroku z twarzy chłopca. Tak się składa, iż Scott przejmuje się losem uczniów. Pana McMillana obserwował od pierwszego dnia w tej szkole. Nie za wesoły życiorys mógł wpłynąć na zachowanie młodzieńca i mimo wielkich nadziei, Malcolm wyrósł na osobę, której problemy się imają dość mocno.
- Proszę więc, mógłbym usłyszeć Twoją wersję wydarzeń.
-Masz rację Malcolmie, nie zawsze byłem stary. Zadziwię Cię nawet! Bywało kiedyś, iż nie miałem siwych włosów i długiej brody! - rzekł dyrektor, kiwając przy tym lekko głową - Jednak mylisz się w kilku sprawach. Nigdy nie osądzam bez dowodów i zawsze wysłuchuję dwóch stron. Z Benedictem również uciąłem sobie podobną pogawędkę - powiedział spokojnym tonem - Również nie masz racji z tym, iż Twoja wersja wydarzeń nie zostanie wzięta pod uwagę. Gdybyś słuchał uważniej na lekcjach, wiedziałbyś, iż zwykłem nazywać swoich uczniów per 'pan', bądź 'pani'. Tyczy się to również Twej osoby. Dodatkowo w przeciągu mej poprzedniej wypowiedzi, użyłem imienia Benedicta. - Jeremy zrobił chwilę przerwy, którą przerywały sztuczne pochrapywanie portretów - Chciałbym Cię również prosić, abyś nie sprowadzał wszystkiego do pieniądza i bogactwa. Nie wszystkich da się kupić, a na pewno nie tych, którzy majątek posiedli. Do tego zaręczam, złoto wydaje się atrakcyjne tym, którzy go nie mają. Dopiero gdy je zdobędą, zaczynają rozumieć, iż po jakimś czasie, ów pieniądze stają się niczym więcej, jak ciężarem, który ściąga masę kłopotów - Mówiąc to, profesor nie spuszczał wzroku z twarzy chłopca. Tak się składa, iż Scott przejmuje się losem uczniów. Pana McMillana obserwował od pierwszego dnia w tej szkole. Nie za wesoły życiorys mógł wpłynąć na zachowanie młodzieńca i mimo wielkich nadziei, Malcolm wyrósł na osobę, której problemy się imają dość mocno.
- Proszę więc, mógłbym usłyszeć Twoją wersję wydarzeń.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Pragnę przypomnieć, że zrezygnowałem z transmutacji w po piątej klasie, nigdy nie byłem zbyt bystry jeśli chodzi o zmiany szczurów w kielichy - przypomniał mu w ramach tego, że profesor wypomniał mu, że nie słucha uważnie na lekcjach.
- Jestem pewny, że bycie bogatym musi być bardzo trudne - powiedział z wyraźną ironią w głosie.
Każdy miał swoje problemy, nie? Malcolmowi doskwierała bieda, a Scottom bogactwo i luksusy. Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził jak powiadają starzy ludzie.
Krukon wiedział, że takim zachowaniem może tylko pogorszyć swoją sytuację, ale naprawdę strasznie denerwowali go bogaci ludzie, którym wiecznie było źle. Facet był jednym z największych czarodziejów świata i rządził najlepszą szkołą magii na globie, a do tego mógł sobie pozwolić na to aby opłacić tuzin osób, których pracą będzie podcieranie jego starej i pomarszczonej dupy, ale i tak było mu źle!
- Moja wersja wydarzeń.. - zastanowił się - jak każdy wie, ja i Benedict nie pałamy do siebie szczególną sympatią od kiedy odbiłem mu dziewczynę. Napięcie rosło z dnia na dzień i tak od słowa do słowa, aż chłopak nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Działałem w obronie własnej, James i Nancy mogą potwierdzić, ze również odniosłem obrażenia, którymi zajęła się pielęgniarka. Nóż pojawił się tam zupełnie... przypadkowo. To był wypadek.
- Jestem pewny, że bycie bogatym musi być bardzo trudne - powiedział z wyraźną ironią w głosie.
Każdy miał swoje problemy, nie? Malcolmowi doskwierała bieda, a Scottom bogactwo i luksusy. Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził jak powiadają starzy ludzie.
Krukon wiedział, że takim zachowaniem może tylko pogorszyć swoją sytuację, ale naprawdę strasznie denerwowali go bogaci ludzie, którym wiecznie było źle. Facet był jednym z największych czarodziejów świata i rządził najlepszą szkołą magii na globie, a do tego mógł sobie pozwolić na to aby opłacić tuzin osób, których pracą będzie podcieranie jego starej i pomarszczonej dupy, ale i tak było mu źle!
- Moja wersja wydarzeń.. - zastanowił się - jak każdy wie, ja i Benedict nie pałamy do siebie szczególną sympatią od kiedy odbiłem mu dziewczynę. Napięcie rosło z dnia na dzień i tak od słowa do słowa, aż chłopak nie wytrzymał i rzucił się na mnie. Działałem w obronie własnej, James i Nancy mogą potwierdzić, ze również odniosłem obrażenia, którymi zajęła się pielęgniarka. Nóż pojawił się tam zupełnie... przypadkowo. To był wypadek.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Powiedziałbym raczej, iż byłeś zbyt leniwy
Dyrektor westchnął głośno słysząc nieprzyjemny ton Malcolm'a. Od lat zastanawiał się dlaczego ludzie myślą, iż bogactwo daje szczęście. Jeremy znał masę ludzi, którzy całe życie dążyli do tego, aby w końcu zdobyć fortunę. Gdy po wielu latach zmagań, w końcu zdobyli ów cel, zrozumieli wtedy, że to nie to, czego naprawdę chcieli. Ale ponoć każdy jest inny. Dobrym przykładem jest tu chłopiec, który każde swoje niepowodzenie w życiu zwał na biedę.
- Nie tam bardzo, jak obwinianie braku złota o każde niepowodzenie, panie McMillan - profesor przekrzywił lekko głowę w iście Jamesowy sposób - W naszej szkole jest sporo sierot bez grosza przy duszy, a jednak tylko Ty zgrywasz cierpiętnika, na którego uwziął się cały świat. Oczywiście, czasami bywa tak, że pech naprawdę czepia się jednej osoby - dodał po chwili - Lecz wtedy, ów osoby pokazują mu, że nie dadzą się tak łatwo. Może Ty też powinieneś, hm?
Wysłuchał zeznać chłopaka w milczeniu, pozwalając mu mówić bez przeszkód.
- Och tak, również na weselu mej córki zauważyłem waszą kłótnie - mruknął kiwając lekko głową - Jednak miałem nadzieję, że na tym się skończy, cóż... jeśli to tyle, to proszę, wróć do swojego dormitorium. O twojej karze dowiesz się wkrótce. Rzecz jasna, nóż zostaje skonfiskowany. Zwrócę Ci go, gdy tylko skończysz szkołę.
Dyrektor westchnął głośno słysząc nieprzyjemny ton Malcolm'a. Od lat zastanawiał się dlaczego ludzie myślą, iż bogactwo daje szczęście. Jeremy znał masę ludzi, którzy całe życie dążyli do tego, aby w końcu zdobyć fortunę. Gdy po wielu latach zmagań, w końcu zdobyli ów cel, zrozumieli wtedy, że to nie to, czego naprawdę chcieli. Ale ponoć każdy jest inny. Dobrym przykładem jest tu chłopiec, który każde swoje niepowodzenie w życiu zwał na biedę.
- Nie tam bardzo, jak obwinianie braku złota o każde niepowodzenie, panie McMillan - profesor przekrzywił lekko głowę w iście Jamesowy sposób - W naszej szkole jest sporo sierot bez grosza przy duszy, a jednak tylko Ty zgrywasz cierpiętnika, na którego uwziął się cały świat. Oczywiście, czasami bywa tak, że pech naprawdę czepia się jednej osoby - dodał po chwili - Lecz wtedy, ów osoby pokazują mu, że nie dadzą się tak łatwo. Może Ty też powinieneś, hm?
Wysłuchał zeznać chłopaka w milczeniu, pozwalając mu mówić bez przeszkód.
- Och tak, również na weselu mej córki zauważyłem waszą kłótnie - mruknął kiwając lekko głową - Jednak miałem nadzieję, że na tym się skończy, cóż... jeśli to tyle, to proszę, wróć do swojego dormitorium. O twojej karze dowiesz się wkrótce. Rzecz jasna, nóż zostaje skonfiskowany. Zwrócę Ci go, gdy tylko skończysz szkołę.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Po spotkaniu z Clarie od razu skierowała się w kierunku schodów prowadzących do północnej wieży gdzie w swojej małej twierdzy urzędował sam Dyrektor Hogwartu. Dziewczyna z różdżką w dłoni zbliżała się do posągu chimery, kto wie czy zza rogu nie wyskoczy jakiś zamaskowany ślizgon strojąc sobie głupie żarty, Quinn miała tendencje do coraz częstszego napotykania się na takie osóbki, jednak miała na nich sposoby, jedno małe zaklęcie wystarczało by z nią nie zaczynali.
Po upewnieniu się, że jest sama wypowiedziała odpowiednie hasło, by móc wejść do gabinetu starego Scotta pod pretekstem "dodatkowych lekcji" dla tych uzdolnionych. Dziewczyna nie raz droczyła się z nim, że uczeń przerósł mistrza i nie wiadomo kto grał ucznia a kto mistrza, bo można to w obie strony interpretować.
Nie musiała pukać, że wchodzi, był sam, wyczuwała go, a Jeremy wiedział, że wampirzyca go odwiedzi, w końcu mieli ustalone swoje stałe pory spotkań, jak na zajęcia przystało. Po przekroczeniu progu machnęła tylko różdżką i obróciła wszystkie obrazy, postacie na nich niejednokrotnie to wścibskie osóbki, które donoszą i plotkują a nie chciała by przypadkiem coś się któremuś wymsknęło o tych schadzkach przy niewłaściwej osobie.
- Witam pana, panie dyrektorze - powiedziała ciepłym, dziewczęcym głosem siląc się nawet na wesoły ton, choć jej tęczówki nadal pozostawały niezwykle głębokie, zimne, a może i nawet groźne. Spokojnym krokiem podeszła w jego stronę różdżkę obracając między palcami.
Po upewnieniu się, że jest sama wypowiedziała odpowiednie hasło, by móc wejść do gabinetu starego Scotta pod pretekstem "dodatkowych lekcji" dla tych uzdolnionych. Dziewczyna nie raz droczyła się z nim, że uczeń przerósł mistrza i nie wiadomo kto grał ucznia a kto mistrza, bo można to w obie strony interpretować.
Nie musiała pukać, że wchodzi, był sam, wyczuwała go, a Jeremy wiedział, że wampirzyca go odwiedzi, w końcu mieli ustalone swoje stałe pory spotkań, jak na zajęcia przystało. Po przekroczeniu progu machnęła tylko różdżką i obróciła wszystkie obrazy, postacie na nich niejednokrotnie to wścibskie osóbki, które donoszą i plotkują a nie chciała by przypadkiem coś się któremuś wymsknęło o tych schadzkach przy niewłaściwej osobie.
- Witam pana, panie dyrektorze - powiedziała ciepłym, dziewczęcym głosem siląc się nawet na wesoły ton, choć jej tęczówki nadal pozostawały niezwykle głębokie, zimne, a może i nawet groźne. Spokojnym krokiem podeszła w jego stronę różdżkę obracając między palcami.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Kolejny długi dzień dobiegał końca. Zima powoli przemijała i mimo początku Lutego i wiecznych opadów, śnieg nie było widać, a i temperatur zdawała się trzymać niemal 10 stopni! Dyrektor siedział wygodnie w swoim fotelu, tuż przed wielkim, brązowym biurkiem, które - mimo setek lat - wciąż pozostawało błyszczące i czyste.
Klasycznie już, Jeremy czekał na jednego ze swoich uczniów, który pojawić miał się w gabinecie punkt 9. Jednak tym razem nie był to byle uczeń. Co to, to nie. Była to dziewczyna, która z pewnych przyczyn na zawsze została uwięziona w ciele dorastającej nastolatki. Poznali się lata temu, gdy zaraz po skończeniu szkoły, młody wtedy Scott udał się na wyprawę dookoła świata. Pomogli sobie wtedy wzajemnie, co uratowało ich życia, a później zaprzyjaźnili i tak o to, ów przyjaźń trwa po dziś dzień.
- Witaj moja droga - rzekł równie ciepło - Dobrze Cię widzieć. Mam nadzieję, iż Twój dzień minął równie dobrze, jak mój.
Wiedział, że gra. Znał ją ponad 50 lat.
- Jak zawsze, wędrujesz z wyciągnięta różdżką. Gdybym Cię nie znał przypuszczał bym, że masz wrogów, których się obawiasz. Ale z tego co mi wiadomo grono nieżyczliwych Ci osób już dawno zginęło, czyż nie?
Klasycznie już, Jeremy czekał na jednego ze swoich uczniów, który pojawić miał się w gabinecie punkt 9. Jednak tym razem nie był to byle uczeń. Co to, to nie. Była to dziewczyna, która z pewnych przyczyn na zawsze została uwięziona w ciele dorastającej nastolatki. Poznali się lata temu, gdy zaraz po skończeniu szkoły, młody wtedy Scott udał się na wyprawę dookoła świata. Pomogli sobie wtedy wzajemnie, co uratowało ich życia, a później zaprzyjaźnili i tak o to, ów przyjaźń trwa po dziś dzień.
- Witaj moja droga - rzekł równie ciepło - Dobrze Cię widzieć. Mam nadzieję, iż Twój dzień minął równie dobrze, jak mój.
Wiedział, że gra. Znał ją ponad 50 lat.
- Jak zawsze, wędrujesz z wyciągnięta różdżką. Gdybym Cię nie znał przypuszczał bym, że masz wrogów, których się obawiasz. Ale z tego co mi wiadomo grono nieżyczliwych Ci osób już dawno zginęło, czyż nie?
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Był... przystępny, nie narzekam - rzekła tylko tyle z lekkim uśmiechem komentując swój dzisiejszy dzień. Dobry dzień to taki gdzie najada się do syta i czuje jak ciało w jej ramionach blednie, źrenice się rozszerzają jakby właśnie przez nie ulatywało całe życie, niemy krzyk wydobywający się z krtani, jednak nikt nie może go usłyszeć, nikt nie może pomóc. To jest definicja dobrego dnia dla wampirzycy. Doskonale o tym wiedział. Podeszłą do jego biurka i zwinnie wskoczyła na nie siadając na jego brzegu, od zawsze za bardzo panoszyła się w tym gabinecie, znała niemal każdy najmniejszy kąt, bo w końcu często tu bywała, jednak też nie pozwalała sobie na zbyt wiele. Bladą dłonią przejechała po ciemnym starym drewnie a na jej twarzy pojawił się kolejny uśmiech taki, który wywoływany był przez wspomnienia, bo to samo biurko pamiętało czasy kiedy dopiero zaczynała swoją naukę w Hogwarcie.
- Nie mam wrogów, ale uczniowie są nieobliczalni i wolę być przygotowana na każdą ewentualność - powiedziała kładąc swoją różdżkę na udach by wyciągnąć swoją chłodną dłoń w jego stronę łapiąc delikatnie acz stanowczo jego nadgarstek. Skóra była wiotka, nie taka elastyczna jak te kilkadziesiąt lat temu, a puls na jego tętnicy promieniowej był słabszy przy uciskaniu wskazującym i środkowym palcem. Zmarszczyła brwi wsłuchując się w jego serce wolno bijące.
- Lennox dziwnie na mnie patrzy odkąd pokonałam Milligana na klubie pojedynków. Nie to, że chciałam go pokonać, bo właśnie w ogóle się nie starałam ani nie skupiałam na zaklęciach, to on był taki beznadziejny - powiedziała pocierając jego nadgarstek a kły zaczęły ją boleć przez co znacznie się wysunęły - uspokój ją, bo nie chcę ingerować w umysły nauczycieli za bardzo - wytłumaczyła przenosząc lodowaty wzrok na jego pomarszczoną twarz.
- Nie mam wrogów, ale uczniowie są nieobliczalni i wolę być przygotowana na każdą ewentualność - powiedziała kładąc swoją różdżkę na udach by wyciągnąć swoją chłodną dłoń w jego stronę łapiąc delikatnie acz stanowczo jego nadgarstek. Skóra była wiotka, nie taka elastyczna jak te kilkadziesiąt lat temu, a puls na jego tętnicy promieniowej był słabszy przy uciskaniu wskazującym i środkowym palcem. Zmarszczyła brwi wsłuchując się w jego serce wolno bijące.
- Lennox dziwnie na mnie patrzy odkąd pokonałam Milligana na klubie pojedynków. Nie to, że chciałam go pokonać, bo właśnie w ogóle się nie starałam ani nie skupiałam na zaklęciach, to on był taki beznadziejny - powiedziała pocierając jego nadgarstek a kły zaczęły ją boleć przez co znacznie się wysunęły - uspokój ją, bo nie chcę ingerować w umysły nauczycieli za bardzo - wytłumaczyła przenosząc lodowaty wzrok na jego pomarszczoną twarz.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Mam nadzieję, że dotrzymujesz naszej umowy i nie żywisz się na uczniach? - zapytał posyłając przy okazji jedno ze swoich 'rentgenujących' spojrzeń. Znał Quinn na tyle długo, iż wiedział, że ta dotrzymuje obietnic tylko, gdy są one na jej rękę - Nie chciałbym, aby opinia publiczna dowiedziała się o wampirach przeżywających piątą młodość w Hogwarcie - Ton Jeremiego był stanowczy, jak zawsze gdy starał się powstrzymać swoją starą przyjaciółkę od robienia głupstw - które pozostawały ów głupstwami tylko w jego oczach.
- Ależ moja droga. Uczniowie są obliczalni! I to tak bardzo, że czasami robi mi się przykro. Za czasów mojej młodości dzieciaki wykazywały się większą kreatywnością, nie uważasz? - Profesor zaśmiał się głośno powracając do swojego typowego, zdawkowego tonu - Zdaje mi się też, że w tamtych czasach młodzież była znacznie bardziej ambitna i uzdolniona.
Dyrektor nie opierał się, gdy Puchonka podniosła jego rękę. Był przyzwyczajony. W końcu żywiła się na nim od kilkudziesięciu lat. Była to cena jaką zgodził się płacić. Wszystko po to, aby powstrzymać Larivaare od żywienia się na innych ludziach, czemu zazwyczaj towarzyszyło ingerowanie w umysł ofiary. Profesor wiedział, że czasem może to skutkować trwałym upośledzeniem.
- Muszę przyznać, że Dymitr faktycznie nie grzeszy umiejętnościami, ale to dobry chłopak. Dość naiwny, lecz dobry. Pamiętaj także, że nie wolno Ci ingerować w myśli nauczycieli, jak i uczniów. Zmuszony byłbym wtedy Cie powstrzymać, moja droga.
- Ależ moja droga. Uczniowie są obliczalni! I to tak bardzo, że czasami robi mi się przykro. Za czasów mojej młodości dzieciaki wykazywały się większą kreatywnością, nie uważasz? - Profesor zaśmiał się głośno powracając do swojego typowego, zdawkowego tonu - Zdaje mi się też, że w tamtych czasach młodzież była znacznie bardziej ambitna i uzdolniona.
Dyrektor nie opierał się, gdy Puchonka podniosła jego rękę. Był przyzwyczajony. W końcu żywiła się na nim od kilkudziesięciu lat. Była to cena jaką zgodził się płacić. Wszystko po to, aby powstrzymać Larivaare od żywienia się na innych ludziach, czemu zazwyczaj towarzyszyło ingerowanie w umysł ofiary. Profesor wiedział, że czasem może to skutkować trwałym upośledzeniem.
- Muszę przyznać, że Dymitr faktycznie nie grzeszy umiejętnościami, ale to dobry chłopak. Dość naiwny, lecz dobry. Pamiętaj także, że nie wolno Ci ingerować w myśli nauczycieli, jak i uczniów. Zmuszony byłbym wtedy Cie powstrzymać, moja droga.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Oczywiście, że nie żywię się na uczniach - powiedziała patrząc mu prosto w oczy przy okazji nie dopuszczając by on sam poznał jej myśli i to, że nieco nagina ich umowę żywiąc się też na jego własnym wnuku, nie była pewna czy Jeremy zrozumiałby to dlatego będzie go musiała przygotować na obwieszczenie tej informacji. Jednak słysząc jego późniejszy ton wywróciła oczami nawet wzdychając jak to w zwyczaju mieli ludzie podczas takich rozmów. Jeremy ostatnio często jej "matkował" ale rozumiała go całkowicie, w końcu był dyrektorem a ona wampirem chodzącym sobie w szkole pośród tylu żywych worków pełnych krwi. Raj na ziemi a ona musiała się hamować, nawet sobie nie wyobrażacie jaka to była męczarnia, choć mając niemal 200 lat już przywykła do takiej egzystencji.
- A za czasów mojej młodości Hogwart wyglądał zupełnie inaczej niż teraz - powiedziała marszcząc czoło i drapiąc się po skroni, w sumie to nie mogła dokładnie określić kiedy jej młodość się kończy, w końcu żyła wiecznie, a przynajmniej takie było założenie całego bycia wampirem. - Ale muszę się z Tobą zgodzić, przyjacielu, w czasach obecnych mugole mają bardzo duży wpływ na młodzież, negatywny wpływ przez co nie mogą skupić się na zajęciach, na poprawnym trzymaniu różdżek już nawet nie mówię o dyscyplinie, bo takowej nie ma - powiedziała z wyraźnym żalem w głosie. Quinn była akurat tą osobą, która zasady i wszelkie prawa przestrzegała bardzo rygorystycznie, nauczyły ją tego stare wampiry z Rodu, od XII wieku istniały jedne i te same zasady, które obowiązywały wszystkich, czasem, ale bardzo rzadko wprowadzano poprawki by odpowiadały obecnym czasom.
Już miała zrobić mu ranę na ręce by słodka krew wypłynęła z jego ciała do jej ust, nawet otwarła buzię ukazując dwa ostre jak brzytwa kły, kiedy się odezwał.
- Nie obchodzi mnie to czy jest dobry, zginąłby pierwszy gdyby nastąpiła kolejna Bitwa - powiedziała unosząc jedną brew do góry, ona sama pewnie by ukoiła jego cierpienia dobijając chłopaka i przy okazji rosnąć w siłę. Ale za głupotę się płaci, często śmiercią. Razem z Jeremym uczestniczyli w Bitwie o Hogwart podczas której życie oddało wiele istnień. - Wiem, znam warunki naszej umowy, Jeremy. Dlatego powrócę do bycia zwykłym niczym nie wyróżniającym się uczniem, choć to bardzo nudne - rzekła na koniec i po przecięciu nadgarstka nożykiem do otwierania listów, który tradycyjnie leżał na biurku wpiła się w strużkę krwi z jękiem rozkoszy.
- A za czasów mojej młodości Hogwart wyglądał zupełnie inaczej niż teraz - powiedziała marszcząc czoło i drapiąc się po skroni, w sumie to nie mogła dokładnie określić kiedy jej młodość się kończy, w końcu żyła wiecznie, a przynajmniej takie było założenie całego bycia wampirem. - Ale muszę się z Tobą zgodzić, przyjacielu, w czasach obecnych mugole mają bardzo duży wpływ na młodzież, negatywny wpływ przez co nie mogą skupić się na zajęciach, na poprawnym trzymaniu różdżek już nawet nie mówię o dyscyplinie, bo takowej nie ma - powiedziała z wyraźnym żalem w głosie. Quinn była akurat tą osobą, która zasady i wszelkie prawa przestrzegała bardzo rygorystycznie, nauczyły ją tego stare wampiry z Rodu, od XII wieku istniały jedne i te same zasady, które obowiązywały wszystkich, czasem, ale bardzo rzadko wprowadzano poprawki by odpowiadały obecnym czasom.
Już miała zrobić mu ranę na ręce by słodka krew wypłynęła z jego ciała do jej ust, nawet otwarła buzię ukazując dwa ostre jak brzytwa kły, kiedy się odezwał.
- Nie obchodzi mnie to czy jest dobry, zginąłby pierwszy gdyby nastąpiła kolejna Bitwa - powiedziała unosząc jedną brew do góry, ona sama pewnie by ukoiła jego cierpienia dobijając chłopaka i przy okazji rosnąć w siłę. Ale za głupotę się płaci, często śmiercią. Razem z Jeremym uczestniczyli w Bitwie o Hogwart podczas której życie oddało wiele istnień. - Wiem, znam warunki naszej umowy, Jeremy. Dlatego powrócę do bycia zwykłym niczym nie wyróżniającym się uczniem, choć to bardzo nudne - rzekła na koniec i po przecięciu nadgarstka nożykiem do otwierania listów, który tradycyjnie leżał na biurku wpiła się w strużkę krwi z jękiem rozkoszy.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
- Yhym - mruknął nie odrywając wzroku od panny Larivaara. Ciężko było mu powiedzieć o czym ów kobieta myśli. Jej zimny wzrok nigdy nie uciekał, nawet wtedy, gdy kłamała, a sztuka zamykania umysłu, którą opanowała perfekcyjnie wcale nie pomagała w zorientowaniu się, czy kobieta kłamie, czy nie.
- Och, doprawdy? Myślałem, że za Twojej młodości Hogwartu jeszcze nie było - rzekł uśmiechając się lekko, a jego oczy błysnęły wesoło. Czasami mogło by się wydawać, że płaskie poczucie humoru James odziedziczył właśnie po dziadku - Ale masz rację. Kultura mugoli wpływa na młodych czarodziejów bardziej, niż można było spodziewać się tego jeszcze 20 lat temu. Z jednej strony, to dobrze. Dzieciaki przestają uważać ludzi niemagicznych za coś gorszego, z drugiej zaś... uczniom zdają się pasować tylko te 'ciemne' strony ów kultury. Papierosy, tanie mugolskie wina, uprawianie miłości z kim popadnie, sporo by wymieniać!
Scott uśmiechnął się pogodnie na słowa wampirzycy. To właśnie jedna z tych rozmów, które pokazują różnice między istotą śmiertelną, a tą, która będzie miała szansę dożyć wieczności.
- To fakt. Na ten moment Dymitr miałby poważne problemy w prawdziwym pojedynku. Jednak, moja droga, nie sądzę, iż jakakolwiek wielka Bitwa nastąpi za czasów moich, a nawet pana Milligana. Ministerstwo rozwinęło i unowocześniło filię aurorów. W małym światku ambitnych magów zajmującą się czarną magią jest więcej szpiegów, niżeli właśnie tych złych czarodziejów. Zabawne, czyż nie? Prędzej obawiałbym się ataku z waszej strony - skłonił lekko głowę ku Quinn - Mało ludzi zdaje sobie sprawę, jak potężne mogą być wampiry. Są cierpliwe i ambitne, jak sama wiesz, a to działa na ich korzyść. Mają setki lat na doszlifowanie umiejętności. Na całe szczęście bycie wampirem samo w sobie jest słabością - zakończył uśmiechając się tajemniczo. Cóż, dyrektor nie był by godny miana jednego z najlepszych czarodziejów 'nowej ery', gdyby nie miał kilku asów w rękawie.
Zmarszczył lekko brwi i syknął z niesmakiem, gdy dziewczyna nacięła jego rękę. Tyle lat, a wciąż nie przyzwyczaił się do tego uczucia.
- Dlatego mam dla Ciebie zadanie, moja droga - mruknął cicho - Chciałbym, abyś miała na oku inne wampiry, które uczęszczają do naszej szkoły. Poznała ich zamiary i prawdziwy cel, który sprawia, że tak pilnie uczęszczają na lekcje.
- Och, doprawdy? Myślałem, że za Twojej młodości Hogwartu jeszcze nie było - rzekł uśmiechając się lekko, a jego oczy błysnęły wesoło. Czasami mogło by się wydawać, że płaskie poczucie humoru James odziedziczył właśnie po dziadku - Ale masz rację. Kultura mugoli wpływa na młodych czarodziejów bardziej, niż można było spodziewać się tego jeszcze 20 lat temu. Z jednej strony, to dobrze. Dzieciaki przestają uważać ludzi niemagicznych za coś gorszego, z drugiej zaś... uczniom zdają się pasować tylko te 'ciemne' strony ów kultury. Papierosy, tanie mugolskie wina, uprawianie miłości z kim popadnie, sporo by wymieniać!
Scott uśmiechnął się pogodnie na słowa wampirzycy. To właśnie jedna z tych rozmów, które pokazują różnice między istotą śmiertelną, a tą, która będzie miała szansę dożyć wieczności.
- To fakt. Na ten moment Dymitr miałby poważne problemy w prawdziwym pojedynku. Jednak, moja droga, nie sądzę, iż jakakolwiek wielka Bitwa nastąpi za czasów moich, a nawet pana Milligana. Ministerstwo rozwinęło i unowocześniło filię aurorów. W małym światku ambitnych magów zajmującą się czarną magią jest więcej szpiegów, niżeli właśnie tych złych czarodziejów. Zabawne, czyż nie? Prędzej obawiałbym się ataku z waszej strony - skłonił lekko głowę ku Quinn - Mało ludzi zdaje sobie sprawę, jak potężne mogą być wampiry. Są cierpliwe i ambitne, jak sama wiesz, a to działa na ich korzyść. Mają setki lat na doszlifowanie umiejętności. Na całe szczęście bycie wampirem samo w sobie jest słabością - zakończył uśmiechając się tajemniczo. Cóż, dyrektor nie był by godny miana jednego z najlepszych czarodziejów 'nowej ery', gdyby nie miał kilku asów w rękawie.
Zmarszczył lekko brwi i syknął z niesmakiem, gdy dziewczyna nacięła jego rękę. Tyle lat, a wciąż nie przyzwyczaił się do tego uczucia.
- Dlatego mam dla Ciebie zadanie, moja droga - mruknął cicho - Chciałbym, abyś miała na oku inne wampiry, które uczęszczają do naszej szkoły. Poznała ich zamiary i prawdziwy cel, który sprawia, że tak pilnie uczęszczają na lekcje.
Re: Gabinet Dyrektora Hogwartu
Słysząc jego żarcik przymrużyła oczy i zamlaskała. Powtarzał się, bo już to kiedyś jej powiedział i to niejednokrotnie. Stary i sklerozę miał, pewnie to przez to.
- Mam prawie dwieście lat a nie dwa tysiące - poprawiła go, chciała na końcu zdania rzucić coś w stylu gówniarzu ale się powstrzymała jednak jej spojrzenie i krzywy uśmieszek mógł mu powiedzieć co jeszcze chciała dodać. Quinn była prawie 3 razy starsza od niego, wszyscy dla niej byli młodzi, ale mało było wampirów wyglądających na 16 lat a tak naprawdę mając znacznie więcej. Jeremy był chyba najstarszą osobą w tej szkole, teoretycznie, no i znała go już długo dlatego nie będzie mu wypominać jego lat, bo czarodzieje dożywali do 130? Coś chyba koło tego więc zostało mu jeszcze jakieś 40 do 60 lat życia, bo to też zależy od mocy jaką dany czarodziej posiada, wiadomo nie od dziś, że ci potężni dożywali bardzo sędziwego wieku.
Wysłuchała jego kolejnej wypowiedzi z uwagą i zainteresowaniem analizując każde jego słowo. Lubiła z nim rozmawiać, był niezwykle inteligentnym człowiekiem z dużą wiedzą co sobie bardzo ceniła. No i ta jego krew...
- Gdyby pewna młoda wampirzyca nie zbuntowała się przeciwko zmianom, które zaszły w jej Rodzie prawdopodobnie Larivaarobie obraliby by sobie za cel tereny wychodzące poza Skandynawię i może zaatakowaliby Hogwart i inne Szkoły Magii. Ale te plany zniszczone zostały w samym zarodku - mówiła o sobie, bo to właśnie Quinn była główną inicjatorką wielkiego zniszczenia potężnego Rodu. Nie była sama, bo przecież oprócz niej zbuntowało się kilkunastu jak nie kilkadziesiąt wampirów, które nie podzielały decyzji Nowych Starszych o nienawiści do czarodziejów. To przykre niszczyć coś w czym tkwiło się wiele lat, żyło się tym Rodem i zasadami ale innego wyjścia nie miała, musiała zakończyć coś co jeszcze nie całkiem się rozpoczęło.
- Nie każdy wampir potrafi wykorzystać swoją siłę i umiejętności a także i słabości - powiedziała uśmiechając się nieco tajemniczo - To wszystko zależy od tego w jakim środowisku powstał, jak go uczono kontroli nad głodem, bycia przebiegłym i bezszelestnym by się nie wydać, co Ród to inne sposoby, przynajmniej tak było w XIX wieku - dodała jeszcze i wzruszyła ramionami by zassać się do jego nadgarstka. Bez wątpienia krew była największą słabością wampira, musiał ją spożywać by móc dalej egzystować, jednak nie ilość się liczyła ale też jakość, ta zwierzęca nie była wystarczająca i ciężko było wytrzymywać tylko na niej, owszem istniały jednostki, które nie żywiły się ludźmi ale takie nie potrafiły długo przetrwać a jak już to były słabe.
Oderwała się od jego ręki a krew spływała jej z kącika ust kiedy powiedział o jej zadaniu. Mogłaby teraz zrobić fontannę wprost na Dyrektora jego własną krwią albo zacząć się krztusić co bardzo zabawnie by wyglądało jednak Larivaara głośno ją przełknęła wpatrując swoje jasnoniebieskie tęczówki w staruszka z zaskoczeniem.
- Sugerujesz, że mam się z nimi zacząć spoufalać? Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł - skrzywiła się i pokręciła głową na boki - Nie będę robiła za niańkę - dodała i zasklepiła ranę, nie mogła już aż tyle z niego wypijać, jego serce było słabsze a ona przecież znalazła sobie już zastępce, jednak póki co nie zrezygnuje z żerowania na nim, bo uzależniła się od tej krwi. Była przesiąknięta mądrością, doświadczeniem i tą niewyobrażalną mocą, trudno jej będzie tak całkowicie przestać z niej korzystać, to by była dla niej wielka strata.
- Mam prawie dwieście lat a nie dwa tysiące - poprawiła go, chciała na końcu zdania rzucić coś w stylu gówniarzu ale się powstrzymała jednak jej spojrzenie i krzywy uśmieszek mógł mu powiedzieć co jeszcze chciała dodać. Quinn była prawie 3 razy starsza od niego, wszyscy dla niej byli młodzi, ale mało było wampirów wyglądających na 16 lat a tak naprawdę mając znacznie więcej. Jeremy był chyba najstarszą osobą w tej szkole, teoretycznie, no i znała go już długo dlatego nie będzie mu wypominać jego lat, bo czarodzieje dożywali do 130? Coś chyba koło tego więc zostało mu jeszcze jakieś 40 do 60 lat życia, bo to też zależy od mocy jaką dany czarodziej posiada, wiadomo nie od dziś, że ci potężni dożywali bardzo sędziwego wieku.
Wysłuchała jego kolejnej wypowiedzi z uwagą i zainteresowaniem analizując każde jego słowo. Lubiła z nim rozmawiać, był niezwykle inteligentnym człowiekiem z dużą wiedzą co sobie bardzo ceniła. No i ta jego krew...
- Gdyby pewna młoda wampirzyca nie zbuntowała się przeciwko zmianom, które zaszły w jej Rodzie prawdopodobnie Larivaarobie obraliby by sobie za cel tereny wychodzące poza Skandynawię i może zaatakowaliby Hogwart i inne Szkoły Magii. Ale te plany zniszczone zostały w samym zarodku - mówiła o sobie, bo to właśnie Quinn była główną inicjatorką wielkiego zniszczenia potężnego Rodu. Nie była sama, bo przecież oprócz niej zbuntowało się kilkunastu jak nie kilkadziesiąt wampirów, które nie podzielały decyzji Nowych Starszych o nienawiści do czarodziejów. To przykre niszczyć coś w czym tkwiło się wiele lat, żyło się tym Rodem i zasadami ale innego wyjścia nie miała, musiała zakończyć coś co jeszcze nie całkiem się rozpoczęło.
- Nie każdy wampir potrafi wykorzystać swoją siłę i umiejętności a także i słabości - powiedziała uśmiechając się nieco tajemniczo - To wszystko zależy od tego w jakim środowisku powstał, jak go uczono kontroli nad głodem, bycia przebiegłym i bezszelestnym by się nie wydać, co Ród to inne sposoby, przynajmniej tak było w XIX wieku - dodała jeszcze i wzruszyła ramionami by zassać się do jego nadgarstka. Bez wątpienia krew była największą słabością wampira, musiał ją spożywać by móc dalej egzystować, jednak nie ilość się liczyła ale też jakość, ta zwierzęca nie była wystarczająca i ciężko było wytrzymywać tylko na niej, owszem istniały jednostki, które nie żywiły się ludźmi ale takie nie potrafiły długo przetrwać a jak już to były słabe.
Oderwała się od jego ręki a krew spływała jej z kącika ust kiedy powiedział o jej zadaniu. Mogłaby teraz zrobić fontannę wprost na Dyrektora jego własną krwią albo zacząć się krztusić co bardzo zabawnie by wyglądało jednak Larivaara głośno ją przełknęła wpatrując swoje jasnoniebieskie tęczówki w staruszka z zaskoczeniem.
- Sugerujesz, że mam się z nimi zacząć spoufalać? Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł - skrzywiła się i pokręciła głową na boki - Nie będę robiła za niańkę - dodała i zasklepiła ranę, nie mogła już aż tyle z niego wypijać, jego serce było słabsze a ona przecież znalazła sobie już zastępce, jednak póki co nie zrezygnuje z żerowania na nim, bo uzależniła się od tej krwi. Była przesiąknięta mądrością, doświadczeniem i tą niewyobrażalną mocą, trudno jej będzie tak całkowicie przestać z niej korzystać, to by była dla niej wielka strata.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: Hogwart :: WIEŻE :: Wieża północna
Strona 2 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach