Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
+2
Leanne Chatier
Brennus Lancaster
6 posters
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro I
Strona 1 z 1
Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Gabinet dyrektora Brennusa Lancastera, przez uczniów nazywany też jaskinią smoka jest miejscem, do którego trafiają uczniowie na tak zwany dywanik. Znajduje się tutaj wiele książek, biurko Lancastera oraz sofa, na której skazaniec czuje się osamotniony, obserwowany i przytłoczony, bo takie wrażenie sprawia pusta przestrzeń przed nim.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
- Oho... no to zaczyna się zabawa - mruknęła pod nosem, kiedy tylko przekroczyła próg dormitorium. Sówka siedziała na okiennym parapecie, cierpliwie czekając aż Chatier odwiąże rzemyk, który wraz z listem przywiązany był do jej nóżki. Lea nie miała złudzeń, musiano wykryć jej nieobecność. Westchnęła cicho, gdy odwiązawszy list, pogładziła zwierzę po jasnym łebku. Nie było to jednak westchnienie pełne smutku i wewnętrznej złości, co raczej krótkie zmierzenie się z rzeczywistością. Kiedy gryfonka zapoznała się z treścią listu, odłożyła pergamin na dębowe biurko. Przez krótki moment wpatrywała się w majaczące w oddali zarysy Hogsmeade, a na jej herbacianych wargach błąkał się nieśmiały uśmiech. Nie spodziewała się tego spotkania, tak samo jak nie spodziewała się szczerych słów Aiden'a. Dziewczyna zrzuciła z ramion płaszcz i chwilę później poprawiła rękawy czarnego swetra. Droga do gabinetu vice dyrektora nie zajęła jej dużo czasu, wydawała się być wręcz nadzwyczaj krótka. Korytarze świeciły pustkami, a słaby blask pochodni tworzył na ścianach złowrogie cienie. Kiedy blondynka stanęła przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu, odgarnęła za ucho jasne kosmyki i dodając sobie w myślach odwagi zapukała do jaskini lwa.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Brennus Lancaster - zupełnie przeciwieństwo miłosiernego dyrektora Scotta, większość czasu spędzał w swoim gabinecie na pierwszym piętrze. Kiedy do drzwi jego gabinetu zapukała panna Leanne Chatier, Lancaster siedział za swoim biurkiem i dokonywał codziennego przeglądu poczty pomiędzy Hogwartem a magicznymi instytucjami Londynu takimi jak Szpital świętego Munga czy Ministerstwo Magii.
- Proszę wejść - dało się słyszeć niski, niezbyt przyjemny głos vice dyrektora szkoły, który nawoływał uczennicę do środka. Gdy ta weszła przez drzwi, starzec spojrzał na nią krótko po czym pomarszczoną dłonią wskazał na sofę stojącą na środku gabinetu.
- Panna Leanne Chatier, oczekiwałem panny - rzekł, ale jego wzrok nie oderwał się ani na moment od korespondencji. - Mniemam, iż jest panna świadoma swoich praw i obowiązków, dlatego przejdę do rzeczy. Za złamanie punktu pierwszego kodeksu szkolnego, jestem zmuszony do odjęcia Gryfonom dziesięciu punktów oraz nałożenia na pani kary w postaci szlabanu. Wszystko jasne? Cieszę się - powiedział, nie czekając nawet na odpowiedź Gryfonki.
- Szlaban będzie składał się z nadania tych pięćdziesięciu listów w sowiarnii. Użyje panna sów z najwyższej grzędy, jak je panna stamtąd ściągnie to już panny sprawa. Pięćdziesiąt listów, pięćdziesiąt sów. Później posprząta panna zagrody dla zwierząt za pomocą narzędzi, które znajdzie pani w chacie gajowego. Jakby to powiedzieć w najprostszy sposób... wysprząta pani zwierzęce odchody stworzeń, które mieszkają w zagrodach - po tych słowach Lancaster spojrzał na tkwiącą na sofie dziewczynę. - To tyle z mojej strony. Radzę się pospieszyć - dodał sucho.
Umówmy się, że szlaban to te dwa posty - 1 w sowiarni, 1 w zagrodach dla zwierząt. Dopiero po ich napisaniu będziesz sobie dalej grała swoje sesje.
- Proszę wejść - dało się słyszeć niski, niezbyt przyjemny głos vice dyrektora szkoły, który nawoływał uczennicę do środka. Gdy ta weszła przez drzwi, starzec spojrzał na nią krótko po czym pomarszczoną dłonią wskazał na sofę stojącą na środku gabinetu.
- Panna Leanne Chatier, oczekiwałem panny - rzekł, ale jego wzrok nie oderwał się ani na moment od korespondencji. - Mniemam, iż jest panna świadoma swoich praw i obowiązków, dlatego przejdę do rzeczy. Za złamanie punktu pierwszego kodeksu szkolnego, jestem zmuszony do odjęcia Gryfonom dziesięciu punktów oraz nałożenia na pani kary w postaci szlabanu. Wszystko jasne? Cieszę się - powiedział, nie czekając nawet na odpowiedź Gryfonki.
- Szlaban będzie składał się z nadania tych pięćdziesięciu listów w sowiarnii. Użyje panna sów z najwyższej grzędy, jak je panna stamtąd ściągnie to już panny sprawa. Pięćdziesiąt listów, pięćdziesiąt sów. Później posprząta panna zagrody dla zwierząt za pomocą narzędzi, które znajdzie pani w chacie gajowego. Jakby to powiedzieć w najprostszy sposób... wysprząta pani zwierzęce odchody stworzeń, które mieszkają w zagrodach - po tych słowach Lancaster spojrzał na tkwiącą na sofie dziewczynę. - To tyle z mojej strony. Radzę się pospieszyć - dodał sucho.
Umówmy się, że szlaban to te dwa posty - 1 w sowiarni, 1 w zagrodach dla zwierząt. Dopiero po ich napisaniu będziesz sobie dalej grała swoje sesje.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
W Hogwarcie zjawiła się czwórka aurorów, wzbudzająca ogólne poruszanie na szkolnych korytarzach. Czarodzieje przeszli prosto do gabinetu vice dyrektora szkoły, Brennusa Lancastera.
- Witamy, panie dyrektorze. Mamy nakaz natychmiastowego przesłuchania trójki uczniów - powiedział czarodziej stojący na czele bandy, który rozwinął zwój pergaminu. - Wilson Anthony, Wilson Hannah, Vedran Nora. Jeśli nie doprowadzi pan tutaj tej trójki w ciągu kwadransa, ściągniemy ich na własną rękę.
- Witamy, panie dyrektorze. Mamy nakaz natychmiastowego przesłuchania trójki uczniów - powiedział czarodziej stojący na czele bandy, który rozwinął zwój pergaminu. - Wilson Anthony, Wilson Hannah, Vedran Nora. Jeśli nie doprowadzi pan tutaj tej trójki w ciągu kwadransa, ściągniemy ich na własną rękę.
Mistrz Gry
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Porządki nie ominęły nauczycielskich gabinetów. Kałamarze zostały napełnione nową porcją świeżego tuszu, ramy obrazów wypolerowane, a w koszach pojawiły się tuziny czystych pergaminów. Pozbyto się również pokładów kurzu, które zgromadziły się na meblach w trakcie wakacji.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Najszybszy możliwy termin sprawił, że niecały kwadrans po otrzymaniu listu Charles Wilson pojawił się przed drzwiami gabinetu Vice dyrektora. W kieszeni swojej szaty miał schowany list w którym profesor prosił go o spotkanie, a na piersi błyszczała wypolerowana odznaka prefekta Gryffindoru. Zanim zapukał do drzwi podciągnął nieco wyżej spodnie, poprawił krawat i wziął głęboki oddech. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał znaleźć się na dywaniku w najszybszym możliwym terminie. To sformowanie zawsze kojarzyło mu się z kłopotami. Wciąż jednak pozostawał szanownym panem Wilsonem, co dawało mu odrobinę nadziei, że ta wizyta może zakończyć się dla niego przyjaźnie. Wytarł jeszcze lekko wilgotne dłonie w uda zanim zapukał do drzwi, które same chwilkę później się otworzyły. Powoli wszedł do środka z wymuszonym uśmiechem. Widać było, że jest zestresowany.
- Dobry wieczór, panie profesorze. - powiedział grzecznie schylając przy tym głowę z szacunkiem. Słowa "chciał pan mnie widzieć" utknęły mu w gardle, więc nie wydusił z siebie już nic, a na policzkach widać było delikatne rumieńce. Charlie W. na dywaniku Lancastera. Któż by się spodziewał! Świat się kończy.
- Dobry wieczór, panie profesorze. - powiedział grzecznie schylając przy tym głowę z szacunkiem. Słowa "chciał pan mnie widzieć" utknęły mu w gardle, więc nie wydusił z siebie już nic, a na policzkach widać było delikatne rumieńce. Charlie W. na dywaniku Lancastera. Któż by się spodziewał! Świat się kończy.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Gdy Charles zjawił się w gabinecie Brennusa, stary czarodziej siedział za swoim mahoniowym biurkiem, przeglądając najnowszego Proroka Codziennego. Wydarzenia minionego dnia wprawiały Lancastera w głębokie zamyślenie, zastanawiając się nad tym, co przyniosą kolejne dni. Sytuacja w czarodziejskim światku nie wyglądała najlepiej.
- O, już jesteś. Proszę siadać. - Wskazał na skórzaną kanapę stojącą w sporej odległości od biurka. To sprawiało, że uczniowie siedzący na niej mieli poczucie dystansu. Brennus nie zaprzyjaźniał się ze swoimi uczniami zbyt często, ale zdarzało się. Gdy Gryfon już usiadł, dyrektor wstał, okrążył swoje biurko i stanął przed nim, opierając się o jego blat. Przez moment milczał, kręcąc młynki swoimi kciukami.
- Pańska siostra była niezawodna, szkoła niesamowicie odczuwa jej brak. Prefekt Naczelny to jedna z najważniejszych osób w szkole, czasami bardziej potrzebna niż niejeden nauczyciel - zaczął spokojnym głosem, świdrując go wzrokiem swoich tęczówek ukrytych za okularami. - Szkoła ceni sobie oddanie prefektów, odpłacając się im tym samym. Ale tylko jednej osobie może oddać ten najważniejszy urząd.
Lancaster spodziewał się, że Wilson już podejrzewa, dlaczego go tutaj zaprosił. Lancaster miał niezmierny problem z wyborem godnego następcy dla panny Wilson, wahając się pomiędzy czwórką kandydatów, którzy zajmowali w zeszłym roku pozycje prefektów domów. Ostatecznie padło jednak na Charlesa.
- Pańska siostra nie została naczelnym dlatego, że wyróżniała się spośród pozostałych prefektów. Wszyscy sądzą, że to właśnie na tej podstawie odbywa się wyłanianie kandydata, ale istnieje swojego rodzaju więź między szkołą a najważniejszym z prefektów. W zamian za dobrą służbę Hogwart udzielał azylu i schronienia pańskiej obdarzonej przekleństwem siostrze, podobnie było z jej poprzednikami: każdy z nich posiadał coś, co szkoła mogła chronić lub rozwijać we właściwym kierunku w zamian za oddanie i posłuszeństwo. Przechodząc do sedna, panie Wilson, pragnę oznajmić, że został pan wybrany nowym prefektem naczelnym.
Po tych słowach zrobił krótką pauzę, a potem znowu zaczął:
- Wiemy o ciężkiej sytuacji waszej rodziny, Charles. Bądź dobrym następcą swojej siostry, a dyrekcja nie da Ci zginąć ani teraz, ani na starcie ku przyszłości po zakończeniu edukacji w Hogwarcie. Liczę na obustronną współpracę. Wbrew pozorom, nie różni się pan aż tak bardzo od siostry.
Po tych słowach się nawet delikatnie uśmiechnął.
- O, już jesteś. Proszę siadać. - Wskazał na skórzaną kanapę stojącą w sporej odległości od biurka. To sprawiało, że uczniowie siedzący na niej mieli poczucie dystansu. Brennus nie zaprzyjaźniał się ze swoimi uczniami zbyt często, ale zdarzało się. Gdy Gryfon już usiadł, dyrektor wstał, okrążył swoje biurko i stanął przed nim, opierając się o jego blat. Przez moment milczał, kręcąc młynki swoimi kciukami.
- Pańska siostra była niezawodna, szkoła niesamowicie odczuwa jej brak. Prefekt Naczelny to jedna z najważniejszych osób w szkole, czasami bardziej potrzebna niż niejeden nauczyciel - zaczął spokojnym głosem, świdrując go wzrokiem swoich tęczówek ukrytych za okularami. - Szkoła ceni sobie oddanie prefektów, odpłacając się im tym samym. Ale tylko jednej osobie może oddać ten najważniejszy urząd.
Lancaster spodziewał się, że Wilson już podejrzewa, dlaczego go tutaj zaprosił. Lancaster miał niezmierny problem z wyborem godnego następcy dla panny Wilson, wahając się pomiędzy czwórką kandydatów, którzy zajmowali w zeszłym roku pozycje prefektów domów. Ostatecznie padło jednak na Charlesa.
- Pańska siostra nie została naczelnym dlatego, że wyróżniała się spośród pozostałych prefektów. Wszyscy sądzą, że to właśnie na tej podstawie odbywa się wyłanianie kandydata, ale istnieje swojego rodzaju więź między szkołą a najważniejszym z prefektów. W zamian za dobrą służbę Hogwart udzielał azylu i schronienia pańskiej obdarzonej przekleństwem siostrze, podobnie było z jej poprzednikami: każdy z nich posiadał coś, co szkoła mogła chronić lub rozwijać we właściwym kierunku w zamian za oddanie i posłuszeństwo. Przechodząc do sedna, panie Wilson, pragnę oznajmić, że został pan wybrany nowym prefektem naczelnym.
Po tych słowach zrobił krótką pauzę, a potem znowu zaczął:
- Wiemy o ciężkiej sytuacji waszej rodziny, Charles. Bądź dobrym następcą swojej siostry, a dyrekcja nie da Ci zginąć ani teraz, ani na starcie ku przyszłości po zakończeniu edukacji w Hogwarcie. Liczę na obustronną współpracę. Wbrew pozorom, nie różni się pan aż tak bardzo od siostry.
Po tych słowach się nawet delikatnie uśmiechnął.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Proszę siadać- jak to bezosobowo brzmi. W sumie to powinien już przywyknąć, bo ten dyrektor jakoś nie zaprzyjaźniał się zbytnio ze swoimi podopiecznymi. Scott był inny. Charles chwilami miał wrażenie, że główny dyrektor traktuje go jak swojego własnego wnuka, choć nie mieli ani jednego wspólnego krewnego. Nie zmieniało to jednak faktu, że Wilson wyczuwał sympatię tamtego starszego czarodzieja odpowiadając mu tym samym. Szanował go i niezwykle lubił, a także zawdzięczał mu umiejętność animagii. Stary profesor poświęcał mu swój czas wolny dając dodatkowe lekcje transmutacji. Cenił pracowitość Szkota i niejednokrotnie dawał mu do zrozumienia, że gdyby nie ciężka praca nie zaszedłby daleko, bo mózg ma dość oporny i mało w nim geniusza. Nigdy jednak nie stresował się wizytą u Scotta tyle co wizytą u Lancastera. Usiadł na brzegu kanapy jakby bojąc się, że mebel może go pochłonąć w nicość, a jego wielkie oczy obserwowały czarodzieja oczekując wyjaśnienia swojej obecności tutaj. Wstęp o siostrze i prefekcie naczelnym zmusił Wilsona do ugodowego kiwnięcia głową, bo niezaprzeczalnie tak było. Myślał jednak, że to koniec. To grzeczne wyjaśnienie dlaczego nie zostanie Naczelnym. Bardzo grzeczne i taktowne "odmówiny". Hanka była genialna. Trzymała całą szkołę w garści i miała niezwykle lotny umysł. Charlie był jej fanem i nie dziwiło go wcale, że Lancaster też jest jej fanem. Może powinni razem założyć fanclub Hannah? To dopiero myśl! Pewnie wuj Andrew też wciągnąłby się na członka. Tego klubu. Oczywiście. Sedno wypowiedzi "starego" sprawiło jednak, że Rudy zmarszczył nieco czoło. Jak to? Jest Naczelnym? Jak to? A Christine? A Shay? A Maja? One są naprawdę świetne! Mądre, stanowcze i niezaprzeczalnie piękne. Już nawet kupił kosz słodyczy z gratulacjami dla którejś z nich. I co teraz? Ma zeżreć te słodycze sam jak skończona świnia? Już miał zapytać co takiego ma on, a nie mają jego "rywalki" kiedy odpowiedź przyszła sama. Był biedny. Tak, niezaprzeczalnie sytuacja rodziny Wilson była ciężka, ale jeszcze nie beznadziejna. Było po prostu skromnie. Czysto i skromnie, a stypendia naukowe były dla Gryfona szansą na chwilowe odkucie się z ubóstwa. Teraz jednak dało się przetrwać, bo większość czasu spędzał w beztroskim Hogwarcie. Bał się jednak przyszłości. Bał się, że będzie musiał zrezygnować z dalszej edukacji, bo wuj nie będzie w stanie go na te studia wysłać. Bał się, że nie znajdzie pracy i będzie zamiatał Pokątną jak nawiedzona Sue. Bał się, że dalej nie będzie mieć nic oprócz sympatycznych wspomnień z nastoletnich czasów. Lancaster jakby czytał mu w myślach dając coś za coś. On odda się szkole bez reszty co i tak już czyni, a w zamian szkoła pomoże mu dalej. To naprawdę duże coś za coś.
- Dziękuję bardzo za to wyróżnienie. Zrobię wszystko, żeby nie żałował pan swojej decyzji, panie dyrektorze. - powiedział cicho uśmiechając się przy tym nieśmiało. Zaraz też sięgnął do swojej odznaki odpinając ją lekko drżącymi dłońmi, po czym wstał i podał ją dyrektorowi. Koniec z Charlesem prefektem Gryffindoru- czas na Charlesa prefekta Naczelnego.
- Mogę zapytać kto zastąpi mnie w obowiązkach wobec mojego domu? - zapytał grzecznie patrząc prosto w oczy czarodzieja.
- Dziękuję bardzo za to wyróżnienie. Zrobię wszystko, żeby nie żałował pan swojej decyzji, panie dyrektorze. - powiedział cicho uśmiechając się przy tym nieśmiało. Zaraz też sięgnął do swojej odznaki odpinając ją lekko drżącymi dłońmi, po czym wstał i podał ją dyrektorowi. Koniec z Charlesem prefektem Gryffindoru- czas na Charlesa prefekta Naczelnego.
- Mogę zapytać kto zastąpi mnie w obowiązkach wobec mojego domu? - zapytał grzecznie patrząc prosto w oczy czarodzieja.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Panie dyrektorze. Jakże Brennus lubił kiedy uczniowie zwracali się do niego w ten sposób niż per panie profesorze. Wiedział też, że za plecami lubili nazywać go między sobą "starym", bo tak się składa, że jeden z portretów wiszących w sali do transmutacji miał także swoje ramy w jego gabinecie.
- Cieszę się widząc, że się zrozumieliśmy, Charles - powiedział, natychmiastowo zaprzestając nazywania go "panem Wilsonem". Pozostali prefekci nadal będą "paniami". Skoro został naczelnym, musiał przyzwyczaić się do współpracy i częstych spotkać ze starym czarodziejem.
A inne panie prefekt? Cóż, również były jedyne w swoim rodzaju, skoro zostały wybrane spośród hordy uczniów. Mimo wszystko, panna Hasting, Greengrass i Vulkodlak nie posiadały tego co siedzący przed nim rudy chłopiec. Ładne, bogate, żadna nie będzie w stanie poświęcić się dla szkoły tak jak on, nowy prefekt naczelny.
- Podejrzewam, że pańska siostra zatroszczyła się już o szkolenie, dlatego nie będę przedstawiał Ci twoich nowych obowiązków. Jeśli chodzi zaś o nowego głównego prefekta dla Gryfonów, zostanie nim panna Stark. Zatroszczy się pan o dostarczenie odznaki i szybkie szkolenie - powiedział, wskazując podbródkiem na oznakę Gryffindoru, którą odpiął już i położył na jego biurku. Wrócił na swoje miejsce, usiadł, westchnął i otworzył szufladę swojego biurka. Położył na blacie nową, błyszczącą odznakę prefekta naczelnego.
- Nowa, wczoraj odebrałem na pokątnej. Pozwoliłem twojej siostrze zatrzymać starą, była już wysłużona. Ostatni raz wymienialiśmy ją z pięćdziesiąt lat temu. To wszystko na dzisiaj - powiedział, a potem kiwnął lekko głową i uśmiechnął się.
- Cieszę się widząc, że się zrozumieliśmy, Charles - powiedział, natychmiastowo zaprzestając nazywania go "panem Wilsonem". Pozostali prefekci nadal będą "paniami". Skoro został naczelnym, musiał przyzwyczaić się do współpracy i częstych spotkać ze starym czarodziejem.
A inne panie prefekt? Cóż, również były jedyne w swoim rodzaju, skoro zostały wybrane spośród hordy uczniów. Mimo wszystko, panna Hasting, Greengrass i Vulkodlak nie posiadały tego co siedzący przed nim rudy chłopiec. Ładne, bogate, żadna nie będzie w stanie poświęcić się dla szkoły tak jak on, nowy prefekt naczelny.
- Podejrzewam, że pańska siostra zatroszczyła się już o szkolenie, dlatego nie będę przedstawiał Ci twoich nowych obowiązków. Jeśli chodzi zaś o nowego głównego prefekta dla Gryfonów, zostanie nim panna Stark. Zatroszczy się pan o dostarczenie odznaki i szybkie szkolenie - powiedział, wskazując podbródkiem na oznakę Gryffindoru, którą odpiął już i położył na jego biurku. Wrócił na swoje miejsce, usiadł, westchnął i otworzył szufladę swojego biurka. Położył na blacie nową, błyszczącą odznakę prefekta naczelnego.
- Nowa, wczoraj odebrałem na pokątnej. Pozwoliłem twojej siostrze zatrzymać starą, była już wysłużona. Ostatni raz wymienialiśmy ją z pięćdziesiąt lat temu. To wszystko na dzisiaj - powiedział, a potem kiwnął lekko głową i uśmiechnął się.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Wiedział, że posunięcie z dyrektorem będzie dobrym zabiegiem. Wiedział to w chwili kiedy przestał być panem Wilsonem. Hannah mówiła mu kiedyś, że to był największy awans społeczny w tej szkole jak Lancaster przestał nazywać ją panną Wilson, a zaczął zwracać się do niej po imieniu. Przypomniała mu się ta rozmowa w chwili kiedy usłyszał swoje imię z ust starego czarodzieja, co jedynie sprawiło, że nieco bardziej się wyprostował. Pokiwał twierdząco głową. Tak, siostra zapewniła mu wszystkie szkolenia na koniec jej ostatniego semestru w Hogwarcie.
- Oczywiście. - powiedział jedynie chowając odznakę do kieszeni szaty. Znał swoje nowe obowiązki, znał kodeks prefekta na pamięć i kodeks ucznia. Beż żalu odda pannie Stark te pomoce naukowe które pomogą jej wdrążyć się w jej nowe obowiązki. Patrzył jak czarodziej zajmuje miejsce na swoim wysłużonym krześle i jak zaraz na blacie pojawia się nowa odznaka. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, a na twarzy pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech. NOWA ODZNAKA PREFEKTA NACZELNEGO?! Czy życie mogłoby być piękniejsze? No mogłoby, ale na chwilę obecną dotknął pełni szczęścia. Zabrał więc odznakę i przypiął ją sobie do piersi, a co! Raz się żyje.
- Dziękuję bardzo. Dobrej nocy, panie dyrektorze. - powiedział jeszcze grzecznie lekko dygając zanim opuścił pomieszczenie, aby na korytarzu aż podskoczyć z radości i wydobyć z siebie pisk który bardziej pasuje do sześciolatki z kasą od wróżki zębuszki, a nie do prawie dorosłego czarodzieja, ale to nic. Z uśmiechniętą gębą od ucha do ucha ruszył w kierunku sowiarni, aby zawiadomić o tym awansie najbliższą rodzinę.
- Oczywiście. - powiedział jedynie chowając odznakę do kieszeni szaty. Znał swoje nowe obowiązki, znał kodeks prefekta na pamięć i kodeks ucznia. Beż żalu odda pannie Stark te pomoce naukowe które pomogą jej wdrążyć się w jej nowe obowiązki. Patrzył jak czarodziej zajmuje miejsce na swoim wysłużonym krześle i jak zaraz na blacie pojawia się nowa odznaka. Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, a na twarzy pojawił się pełen samozadowolenia uśmiech. NOWA ODZNAKA PREFEKTA NACZELNEGO?! Czy życie mogłoby być piękniejsze? No mogłoby, ale na chwilę obecną dotknął pełni szczęścia. Zabrał więc odznakę i przypiął ją sobie do piersi, a co! Raz się żyje.
- Dziękuję bardzo. Dobrej nocy, panie dyrektorze. - powiedział jeszcze grzecznie lekko dygając zanim opuścił pomieszczenie, aby na korytarzu aż podskoczyć z radości i wydobyć z siebie pisk który bardziej pasuje do sześciolatki z kasą od wróżki zębuszki, a nie do prawie dorosłego czarodzieja, ale to nic. Z uśmiechniętą gębą od ucha do ucha ruszył w kierunku sowiarni, aby zawiadomić o tym awansie najbliższą rodzinę.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Zatrzymał się pod drzwiami gabinetu, poprawił włosy i obejrzał swoje odbicie w tabliczce przykręconej przy drzwiach czy aby na pewno wszystkie części twarzy Prince'a są na miejscu.
Jeszcze tylko Gryffindorski krawat i był gotów by zapukać.
Energiczny stukot zaanonsował jego przybycie.
Podenerwowany na każdym centymetrze własnego ciała starał utrzymać się w ryzach. Należało teraz przekuć to w odegranie przejętego brata, przeciwnika Ślizgonów wszelkiej maści żądnego sprawiedliwości.
Jeszcze tylko Gryffindorski krawat i był gotów by zapukać.
Energiczny stukot zaanonsował jego przybycie.
Podenerwowany na każdym centymetrze własnego ciała starał utrzymać się w ryzach. Należało teraz przekuć to w odegranie przejętego brata, przeciwnika Ślizgonów wszelkiej maści żądnego sprawiedliwości.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Nacisnął na klamkę, by po chwili, kiedy drzwi ustąpiły wejść do gabinetu.
Rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia i skierował swoje kroki przed biurko vice - dyrektora. Chodził, poruszał się i mówił jak Prince Hamilton i starał się nie myśleć, że nim w ogóle nie jest.
- Wyzwał mnie pan.
Skinął głową Lancasterowi kiedy to przystanął obok wielkiej sofy. Jak na Gryfona przystało prezentował pewną siebie i dumną postawę, nie zapominając jednakże o należnym szacunku wobec starszego czarodzieja.
Rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia i skierował swoje kroki przed biurko vice - dyrektora. Chodził, poruszał się i mówił jak Prince Hamilton i starał się nie myśleć, że nim w ogóle nie jest.
- Wyzwał mnie pan.
Skinął głową Lancasterowi kiedy to przystanął obok wielkiej sofy. Jak na Gryfona przystało prezentował pewną siebie i dumną postawę, nie zapominając jednakże o należnym szacunku wobec starszego czarodzieja.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Brennus spędzał wieczór w swoim gabinecie, studiując jeden ze starych, ciężkich woluminów ze szkolnej biblioteki. Grzbiet księgi opatrzony był czarnym paskiem, co świadczyło o należności do działu ksiąg zakazanych. Dla uczniów, rzecz jasna, nie dla dyrekcji. Zadumę nad magicznym światem przerwało pojawienie się Prince'a Hamiltona, a raczej Nevana Frasera, Ślizgona pod przykrywką. O tym, rzecz jasna, nawet Lancaster nie miał pojęcia.
W gabinecie vice dyrektora zawsze panowała grobowa cisza. W porównaniu z tym miejscem, gabinet Jeremy'ego Scotta przypominał park rozrywki. Może dlatego, że Brennus był przeciwieństwem dyrektora szkoły - to on tak naprawdę trzymał tę szkołę i jej uczniów w ryzach, rozwiązywał konflikty i wykonywał "czarną robotę" w szkole, taką jak karanie i wydalanie uczniów z Hogwartu. Nie można było jednak powiedzieć, że uczniowie go nie lubili czy bali się go. Mieli respekt, to chyba najlepsze określenie.
- Witam panie Hamilton, proszę usiąść - powiedział na powitanie, wskazując na kanapę ustawioną kilka metrów od jego biurka. Miał stąd doskonały widok na uczniów siedzących w znacznej odległości na dużym, starym i ekstrawaganckim meblu. Taka pozycja względem rozmówców sprawiała, że uczniowie mogli czuć się nieco osaczeni, a co więcej, odsłonięci przed dyrektorem. Za bardzo. Był to oczywiście przemyślany, celowy zabieg.
- Doszły do mnie słuchy o zaistniałej sytuacji. - Na myśli miał sytuację z Rhinną Hamilton w roli głównej. Nie musiał chyba wyjaśniać. - Będzie najszybciej i najprościej, bez żadnych konsekwencji dla Ciebie, jeśli dostanę w tym momencie jakieś konkrety. Nazwiska.
W gabinecie vice dyrektora zawsze panowała grobowa cisza. W porównaniu z tym miejscem, gabinet Jeremy'ego Scotta przypominał park rozrywki. Może dlatego, że Brennus był przeciwieństwem dyrektora szkoły - to on tak naprawdę trzymał tę szkołę i jej uczniów w ryzach, rozwiązywał konflikty i wykonywał "czarną robotę" w szkole, taką jak karanie i wydalanie uczniów z Hogwartu. Nie można było jednak powiedzieć, że uczniowie go nie lubili czy bali się go. Mieli respekt, to chyba najlepsze określenie.
- Witam panie Hamilton, proszę usiąść - powiedział na powitanie, wskazując na kanapę ustawioną kilka metrów od jego biurka. Miał stąd doskonały widok na uczniów siedzących w znacznej odległości na dużym, starym i ekstrawaganckim meblu. Taka pozycja względem rozmówców sprawiała, że uczniowie mogli czuć się nieco osaczeni, a co więcej, odsłonięci przed dyrektorem. Za bardzo. Był to oczywiście przemyślany, celowy zabieg.
- Doszły do mnie słuchy o zaistniałej sytuacji. - Na myśli miał sytuację z Rhinną Hamilton w roli głównej. Nie musiał chyba wyjaśniać. - Będzie najszybciej i najprościej, bez żadnych konsekwencji dla Ciebie, jeśli dostanę w tym momencie jakieś konkrety. Nazwiska.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Spojrzał w bok na kanapę, skoro zapraszano go do zajęcia miejsca, nie miał nic przeciwko temu aby spocząć na tę chwilę. Usiadł nie zagłębiając się w mebel zbytnio, wcale nie było mu do śmiechu ani nie był na tyle bezczelny aby prezentować wyluzowaną pozę.
Rozejrzał się znów po półkach, pierwszy raz był w tym gabinecie a robił on wrażenie. Niby przytulny lecz ascetyczny i wiejący grozą, chwyty psychologiczne można by było wyliczać w tej chwili przez następnych paręnaście minut.
Skinął głową pedagogowi, jak znano wszem i wobec Hamiltona tematyka jego siostry była dość emocjonująca, a zwłaszcza jej predyspozycje we wpadanie w kłopoty.
- Dostałem wiadomość, że Rhinna się z kimś pojedynkuje. Nie powiedziano mi z kim, tyle że to się dzieje w siedzibie kółka szachowego. - Oparł łokieć na kolanie zwracając się w stronę Lancastera. - Jacyś Ślizgoni.
- Pobiegłem tam jak najszybciej, bo jak znam Rhinnę pojedynek poza podestem nie mógł znaczyć nic dobrego. Kiedy tam dotarłem, nie było w sali już nikogo poza nią.
Zacisnął szczęki, aż mięśnie policzków się napięły.
- Nie wiem, kto ją zaatakował. Dotarłem w samą porę, by... jej pomóc. - Pokręcił głową z malującą się złością na twarzy, lecz trzymał się w ryzach. Mimo, iż rodzeństwo Hamilton nie należało do zgodnych, to jednak trzymali się razem na tyle mocno by pomagać sobie nawzajem. - Jak tutaj szedłem słyszałem szepty, że gdzieś jakaś banda Ślizgonów męczy innych uczniów. Być może to oni.
Prince wyglądał jakby właśnie ta niewiedza najbardziej go bolała. A to, że nie jest ze Ślizgonami w najlepszych relacjach nie było wcale tajemnicą.
Rozejrzał się znów po półkach, pierwszy raz był w tym gabinecie a robił on wrażenie. Niby przytulny lecz ascetyczny i wiejący grozą, chwyty psychologiczne można by było wyliczać w tej chwili przez następnych paręnaście minut.
Skinął głową pedagogowi, jak znano wszem i wobec Hamiltona tematyka jego siostry była dość emocjonująca, a zwłaszcza jej predyspozycje we wpadanie w kłopoty.
- Dostałem wiadomość, że Rhinna się z kimś pojedynkuje. Nie powiedziano mi z kim, tyle że to się dzieje w siedzibie kółka szachowego. - Oparł łokieć na kolanie zwracając się w stronę Lancastera. - Jacyś Ślizgoni.
- Pobiegłem tam jak najszybciej, bo jak znam Rhinnę pojedynek poza podestem nie mógł znaczyć nic dobrego. Kiedy tam dotarłem, nie było w sali już nikogo poza nią.
Zacisnął szczęki, aż mięśnie policzków się napięły.
- Nie wiem, kto ją zaatakował. Dotarłem w samą porę, by... jej pomóc. - Pokręcił głową z malującą się złością na twarzy, lecz trzymał się w ryzach. Mimo, iż rodzeństwo Hamilton nie należało do zgodnych, to jednak trzymali się razem na tyle mocno by pomagać sobie nawzajem. - Jak tutaj szedłem słyszałem szepty, że gdzieś jakaś banda Ślizgonów męczy innych uczniów. Być może to oni.
Prince wyglądał jakby właśnie ta niewiedza najbardziej go bolała. A to, że nie jest ze Ślizgonami w najlepszych relacjach nie było wcale tajemnicą.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
- Wiadomość, tak? - Zapytał dyrektor, unosząc lekko brwi. Nie bawił się w udawanie naiwniaka, bo po prostu w to nie uwierzył. Wiadomość o pojedynkowaniu się. - Od kogo? - Zapytał stanowczo, chociaż odpowiedź prawdopodobnie już znał. Anonimowy donos, zapewne. Dyrektor odłożył wolumin, który studiował do tej pory, na stół. W ten sposób chciał pokazać Prince'owi, że od teraz skupia na nim całą swoją uwagę. Ślizgoni. Jedna czwarta tej szkoły to Ślizgoni. Lancaster dostał za mało informacji i nie był z tego powodu szczęśliwy.
- Pragnę panu uświadomić, że pojedynkowanie się na terenie szkoły bez nadzoru nauczyciela jest niezgodne z regulaminem. Ze względu jednak na wagę użytego zaklęcia, skupię się na razie na przeciwniku pańskiej siostry. Jeśli do jutrzejszego nie dostanę nazwisk napastników, będę stanowczo nalegał na to, aby pańska siostra dokończyła edukację magiczną w domu pod okiem rodziców - powiedział. Zagroził raczej. - Proszę zapytać siostry najlepiej. To wszystko na dziś.
Po tych słowach wziął wolumin do ręki, co miało oznaczać koniec pogawędki.
- Pragnę panu uświadomić, że pojedynkowanie się na terenie szkoły bez nadzoru nauczyciela jest niezgodne z regulaminem. Ze względu jednak na wagę użytego zaklęcia, skupię się na razie na przeciwniku pańskiej siostry. Jeśli do jutrzejszego nie dostanę nazwisk napastników, będę stanowczo nalegał na to, aby pańska siostra dokończyła edukację magiczną w domu pod okiem rodziców - powiedział. Zagroził raczej. - Proszę zapytać siostry najlepiej. To wszystko na dziś.
Po tych słowach wziął wolumin do ręki, co miało oznaczać koniec pogawędki.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Skinął głową na potwierdzenie zadanego pytania. Prince raczej nie chodził za Rhinną i jej nie pilnował, jak żaden brat jakiegokolwiek ucznia.
Westchnął cicho.
- To było parę osób, być może pierwszoroczni albo i drugoroczni. Nie zwróciłem na to uwagi, bo pobiegłem do Rhinny.
Wiadomym było, że na koty niewiele zwraca się uwagi. Przecież to pierwszoroczni, grunt aby nie przynosili wstydu własnemu Domowi i jest dobrze.
- Rozumiem, panie dyrektorze. Ale obaj raczej wiemy, że to pojedynek nie był. Zmuszoną ją do tego. Nawet mi nie chciała powiedzieć kto to był. Widocznie jej zagrozili, że się zemszczą. Dlaczego więc ma ponieść konsekwencje czyichś złych uczynków.
Nie pytał, stwierdzał. Słowa Lancastera o wydaleniu Rhinny sprawiły, że Prince wzdrygnął się. Złożył dłonie i oparł o kciuki głowę, jakby prosił.
- Proszę tego nie robić, wystarczająco wiele przeżyła.
Miał się zapytać Rhi, a więc dostał trochę czasu. Powoli wstał poprawiając szkolną szatę. Skinął głową ponownie podczas tego spotkania. Postawa i słowa Gryfona wskazywały na to, że złości go ta sytuacja z zwłaszcza, że groźba jest wycelowana w kogoś, kto był w całym tym zdarzeniu ofiarą.
- Pytałem ją wiele razy, od kiedy się obudziła. Ona się boi i się jej nie dziwię. Ja bym na pewno nie krył nikogo, kto zrobił coś takiego. Zwłaszcza, że to moja siostra i sam chciałbym wiedzieć kto to był.
Prince zapewne bardzo by chciał wiedzieć, kto skrzywdził jego siostrę. Dlatego też Nevan nie ograniczał się i mówił to z autentycznym przekonaniem, bo i jego ta prawa paliła nie tyle co sam fakt ale i osobiście. Gryfon był bardzo przejęty, a teraz na dodatek wystraszony, że ponadto co już Rhi przeżyła, dyrektor grozi jej wydaleniem ze szkoły.
Pochylił głowę w geście szacunku wobec pedagoga i skierował się w stronę drzwi. Oparł dłoń na klamce i spojrzał na Lancastera. Lecz skoro rozmowa została zakończona, pozostało mu jedynie zrobić to co nakazał starszy czarodziej. Porozmawiać z Rhinną.
Wyszedł z gabinetu pełen emocji, acz darował sobie zatrzaskiwanie drzwi.
Westchnął cicho.
- To było parę osób, być może pierwszoroczni albo i drugoroczni. Nie zwróciłem na to uwagi, bo pobiegłem do Rhinny.
Wiadomym było, że na koty niewiele zwraca się uwagi. Przecież to pierwszoroczni, grunt aby nie przynosili wstydu własnemu Domowi i jest dobrze.
- Rozumiem, panie dyrektorze. Ale obaj raczej wiemy, że to pojedynek nie był. Zmuszoną ją do tego. Nawet mi nie chciała powiedzieć kto to był. Widocznie jej zagrozili, że się zemszczą. Dlaczego więc ma ponieść konsekwencje czyichś złych uczynków.
Nie pytał, stwierdzał. Słowa Lancastera o wydaleniu Rhinny sprawiły, że Prince wzdrygnął się. Złożył dłonie i oparł o kciuki głowę, jakby prosił.
- Proszę tego nie robić, wystarczająco wiele przeżyła.
Miał się zapytać Rhi, a więc dostał trochę czasu. Powoli wstał poprawiając szkolną szatę. Skinął głową ponownie podczas tego spotkania. Postawa i słowa Gryfona wskazywały na to, że złości go ta sytuacja z zwłaszcza, że groźba jest wycelowana w kogoś, kto był w całym tym zdarzeniu ofiarą.
- Pytałem ją wiele razy, od kiedy się obudziła. Ona się boi i się jej nie dziwię. Ja bym na pewno nie krył nikogo, kto zrobił coś takiego. Zwłaszcza, że to moja siostra i sam chciałbym wiedzieć kto to był.
Prince zapewne bardzo by chciał wiedzieć, kto skrzywdził jego siostrę. Dlatego też Nevan nie ograniczał się i mówił to z autentycznym przekonaniem, bo i jego ta prawa paliła nie tyle co sam fakt ale i osobiście. Gryfon był bardzo przejęty, a teraz na dodatek wystraszony, że ponadto co już Rhi przeżyła, dyrektor grozi jej wydaleniem ze szkoły.
Pochylił głowę w geście szacunku wobec pedagoga i skierował się w stronę drzwi. Oparł dłoń na klamce i spojrzał na Lancastera. Lecz skoro rozmowa została zakończona, pozostało mu jedynie zrobić to co nakazał starszy czarodziej. Porozmawiać z Rhinną.
Wyszedł z gabinetu pełen emocji, acz darował sobie zatrzaskiwanie drzwi.
Re: Gabinet v-ce dyrektora Brennusa Lancastera
Hamilton od razu, gdy opuściła Skrzydło Szpitalne, skierowała się ku gabinetowi dyrektora. Wiedziała, że będzie musiała z nim porozmawiać, ba, dostała nawet przykaz udania się tam zaraz, jak tylko opuści salę szpitalną.
Szła między uczniami, nadal nie bardzo wiedząc, jak ma to wszystko rozegrać. Nie mogła wydać Ślizgonów - choć częściowo chciała, to jednak z drugiej strony, mogłaby przysporzyć przez to więcej kłopotów, niż byłoby to warte. Jakkolwiek to nie brzmi, przecież wydanie osoby, która Cię prawie zabiła, jest warte wszystkiego, to w głowie Hamilton działo się wiele różnych rzeczy.
W końcu stanęła pod drzwiami do gabinetu Brennusa. Przymknęła powieki i wzięła trzy głębokie wdechy. Podniosła dłoń i zapukała.
Szła między uczniami, nadal nie bardzo wiedząc, jak ma to wszystko rozegrać. Nie mogła wydać Ślizgonów - choć częściowo chciała, to jednak z drugiej strony, mogłaby przysporzyć przez to więcej kłopotów, niż byłoby to warte. Jakkolwiek to nie brzmi, przecież wydanie osoby, która Cię prawie zabiła, jest warte wszystkiego, to w głowie Hamilton działo się wiele różnych rzeczy.
W końcu stanęła pod drzwiami do gabinetu Brennusa. Przymknęła powieki i wzięła trzy głębokie wdechy. Podniosła dłoń i zapukała.
Magic Land :: Hogwart :: PIĘTRA :: Piętro I
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach