Pub "Błękitny" przy stadionie
+10
Roland Fitzpatrick
Francesca Moretti
Vincent Cramer
Charlotte Jeunesse
Misza Gregorovic
Miles Gladstone
Lena Gregorovic
Polly Baldwin
Nicolas Socha
Konrad Moore
14 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Stadion Błękitnych z Londynu :: Strefa dla kibiców
Strona 2 z 4
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pub "Błękitny" przy stadionie
First topic message reminder :
Pub "Błękitny" znajduje się na terenie stadionu, jednak prowadzi do niego osobne wejście. Spotykają się tutaj fani Błękitnych po meczach ale także poza sezonem. W trakcie trwania gry odbywa się tutaj transmisja na żywo dla tych, dla których zabrakło biletów oraz dla tych, którzy wolą śledzić grę przy kuflu piwa.
W ofercie specjalnej znajdziesz między innymi piwo, ale także szereg niebieskich drinków, a nawet niebieskich, lodowych deserów. Dla dzieci herbata lub napoje bezalkoholowe - oczywiście w niebieskich szklankach.
Pub "Błękitny" znajduje się na terenie stadionu, jednak prowadzi do niego osobne wejście. Spotykają się tutaj fani Błękitnych po meczach ale także poza sezonem. W trakcie trwania gry odbywa się tutaj transmisja na żywo dla tych, dla których zabrakło biletów oraz dla tych, którzy wolą śledzić grę przy kuflu piwa.
W ofercie specjalnej znajdziesz między innymi piwo, ale także szereg niebieskich drinków, a nawet niebieskich, lodowych deserów. Dla dzieci herbata lub napoje bezalkoholowe - oczywiście w niebieskich szklankach.
Konrad MooreMinister Magii - Urodziny : 03/02/1943
Wiek : 81
Skąd : Londyn, Anglia
Krew : czysta
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Obserwując reakcje, malujące się na twarzy przystojnej mieszanki, uśmiechała się szeroko, podpierając podbródek na dłoni. Nie potrafiła czytać w myślach, ale mogła się domyśleć, że właśnie zafundowała mu zimny prysznic. Tak, Angielki nie były urodziwymi boginiami seksu, które leciały na zagraniczne ciasteczka. Były jak zimne ryby w brzydkich opakowaniach.
- Nie mów, że Cię nie ostrzegałam. - uniosła obie dłonie w obronnym geście, uśmiechając się odrobinę pobłażliwie. Jego akcent pozostawiał wiele do życzenia, ale angielski miał bardzo dobry. Nie mieszał gramatyki i miał szeroki zasób słów, a mocniejszy akcent sprawiał, że wydawał się bardziej czarujący. Oczywiście w mniemaniu Charlotte. Nie mogła przypuszczać jak jego mowę postrzegały inne dziewczęta, ale Andrea zdawała się na niego lecieć, więc zapewne myślała podobnie.
- Czy właśnie stosujesz na mnie taktykę typu powiem, że jestem nieatrakcyjny, żeby siedząca naprzeciw panna zaprzeczyła i zaczęła mnie wychwalać pod niebiosa? - zagryzła obie wargi, próbując nie roześmiać się w głos i nie ściągnąć na siebie spojrzeń zgromadzonych w pubie ludzi. Naprawdę zaczynała go lubić. Nie w jakimś namiętnym, pokręconym sensie. Tak, po prostu. Wydawał się jej niemożliwe zabawny, a poczucie humoru ceniła sobie ponad wszystko.
- Nie ze mną te numery, Gre.. Gre-go-ro- vic. - teraz to ona omal nie połamała sobie języka, próbując wymówić jego nazwisko. Nie była przyzwyczajona do takich nazw, dlatego pokręciła z niedowierzaniem głową, zasłaniając dłonią roześmiane usta. - Wszyscy lecą na moją siostrę, więc jeżeli mówisz prawdę to.. - zamyśliła się na dłuższy moment, nie spuszczając wzroku z orzechowych tęczówek Miszy. - .. pomogę Ci bez gadania, jeśli kiedykolwiek mnie o coś poprosisz. - podrapała się po policzku ozdobionym trzema niewielkimi pieprzykami, zastanawiając się czy aby na pewno wyskoczyła z dobrą propozycją. Tak czy inaczej, klamka zapadła, więc Jeunesse ujęła błękitną filiżankę i upiła herbaty. Znowu się zamyśliła, nieobecnie wpatrując się w twarz obcokrajowca. Nie potrafiła się dzisiaj skupić. To pewnie przez za dużą ilość słowa nie, którą zaserwowali jej właściciele obydwu pubów.
- Krukonem? No, no, no. - ponownie zagwizdała, zakładając nogę na nogę. - Mądra głowa, jak widzę. - odparła z uznaniem, a kąciki jej kształtnych ust uniosły się delikatnie do góry.
- Oczywiście, że dobrze. Niebiescy są wyjątkowo przyjaźni, choć odrobinę przemądrzali. Mnie obsadzono w Gryffindorze. - zaśmiała się cicho, łapiąc za skrawek koszulki i ciągnąc go odrobinę do przodu. Wyeksponowała w ten sposób czerwony napis widniejący na białym tshirtcie, machając znacząco brwiami. - W Hogwarcie jest magicznie. Nie znajdziesz lepszego miejsca na ziemi. Szkoda, że będziesz w nim tylko rok. Nie wiem czy zdążysz odkryć wszystkie tajemnicze miejsca jakie w sobie kryje. - dodała zafascynowana, wzdychając głośno pod nosem. - A Durmstrang? Słyszałam, że potrafią dać tam nieźle w kość, a nawet zdzielić rózgą po tyłku. - wypaliła bezmyślnie nim zdążyła ugryźć się w język. Zdecydowanie musiała popracować nad swoim niegodnym damy słownictwem.
- Nie mów, że Cię nie ostrzegałam. - uniosła obie dłonie w obronnym geście, uśmiechając się odrobinę pobłażliwie. Jego akcent pozostawiał wiele do życzenia, ale angielski miał bardzo dobry. Nie mieszał gramatyki i miał szeroki zasób słów, a mocniejszy akcent sprawiał, że wydawał się bardziej czarujący. Oczywiście w mniemaniu Charlotte. Nie mogła przypuszczać jak jego mowę postrzegały inne dziewczęta, ale Andrea zdawała się na niego lecieć, więc zapewne myślała podobnie.
- Czy właśnie stosujesz na mnie taktykę typu powiem, że jestem nieatrakcyjny, żeby siedząca naprzeciw panna zaprzeczyła i zaczęła mnie wychwalać pod niebiosa? - zagryzła obie wargi, próbując nie roześmiać się w głos i nie ściągnąć na siebie spojrzeń zgromadzonych w pubie ludzi. Naprawdę zaczynała go lubić. Nie w jakimś namiętnym, pokręconym sensie. Tak, po prostu. Wydawał się jej niemożliwe zabawny, a poczucie humoru ceniła sobie ponad wszystko.
- Nie ze mną te numery, Gre.. Gre-go-ro- vic. - teraz to ona omal nie połamała sobie języka, próbując wymówić jego nazwisko. Nie była przyzwyczajona do takich nazw, dlatego pokręciła z niedowierzaniem głową, zasłaniając dłonią roześmiane usta. - Wszyscy lecą na moją siostrę, więc jeżeli mówisz prawdę to.. - zamyśliła się na dłuższy moment, nie spuszczając wzroku z orzechowych tęczówek Miszy. - .. pomogę Ci bez gadania, jeśli kiedykolwiek mnie o coś poprosisz. - podrapała się po policzku ozdobionym trzema niewielkimi pieprzykami, zastanawiając się czy aby na pewno wyskoczyła z dobrą propozycją. Tak czy inaczej, klamka zapadła, więc Jeunesse ujęła błękitną filiżankę i upiła herbaty. Znowu się zamyśliła, nieobecnie wpatrując się w twarz obcokrajowca. Nie potrafiła się dzisiaj skupić. To pewnie przez za dużą ilość słowa nie, którą zaserwowali jej właściciele obydwu pubów.
- Krukonem? No, no, no. - ponownie zagwizdała, zakładając nogę na nogę. - Mądra głowa, jak widzę. - odparła z uznaniem, a kąciki jej kształtnych ust uniosły się delikatnie do góry.
- Oczywiście, że dobrze. Niebiescy są wyjątkowo przyjaźni, choć odrobinę przemądrzali. Mnie obsadzono w Gryffindorze. - zaśmiała się cicho, łapiąc za skrawek koszulki i ciągnąc go odrobinę do przodu. Wyeksponowała w ten sposób czerwony napis widniejący na białym tshirtcie, machając znacząco brwiami. - W Hogwarcie jest magicznie. Nie znajdziesz lepszego miejsca na ziemi. Szkoda, że będziesz w nim tylko rok. Nie wiem czy zdążysz odkryć wszystkie tajemnicze miejsca jakie w sobie kryje. - dodała zafascynowana, wzdychając głośno pod nosem. - A Durmstrang? Słyszałam, że potrafią dać tam nieźle w kość, a nawet zdzielić rózgą po tyłku. - wypaliła bezmyślnie nim zdążyła ugryźć się w język. Zdecydowanie musiała popracować nad swoim niegodnym damy słownictwem.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Przynajmniej jego akcent był interesujący i uwodzicielski. Chociaż tyle! Szkoda, że sam Gregorovic był zły na siebie, że jego umiejętności językowe nie pozwalają mu na pozbycie się tego akcentu i mówienia jak typowy Brytyjczyk. A chciałby tak mówić, naprawdę. Gdyby tylko mógł chętnie wypleniłby twardy, słowiański akcent na rzecz miękkiego akcentu wyspiarzy.
- Nie. A jest taka taktyka? Po prostu chciałem Ci zobrazować, że mam zbyt niskie mniemanie o sobie, żeby zostać narcyzem. Tyle. - wzruszył ramionami i upił łyk ciepłej, błękitnej herbaty która była lekko słodka. Dobrze, że zdążył wszystko połknąć, kiedy zaczęła próbę wymawiania jego nazwiska. Zaśmiał się wtedy serdecznie patrząc jak próbuje sobie połamać język na dość prostym, rosyjskim nazwisku. Gdy usłyszał jej propozycję przechylił nieco głowę.
- Nie lubię łatwych dziewcząt, a twoja siostra jest łatwa jak kostka Rubika dla blondynek. - wyjaśnił dlaczego nie jest fanem drugiej panny Jeunesse po czym pogroził jej żartobliwie palcem.
- Uważaj, bo skorzystam. - rzucił wesołym tonem, dochodząc do wniosku, że chyba znalazł łosia który zrobi za niego połowę referatów czy esejów na zajęcia. On oczywiście nie będzie miał czasu na takie rzeczy, kiedy na dobre zaczną się międzydomowe rozgrywki o których tak dużo czytał. Musiał sprawić, że Ravenclaw wygra, inaczej nie byłby sobą. Wysłuchał tego co ma do powiedzenia o jego nowej szkole kiwając potakująco głową od czasu do czasu. Napytanie o Durmstrang spoważniał.
- Biją tylko ładne dziewczyny na oczach całej męskiej populacji. - powiedział poważnym tonem, a widząc jej minę zaczął się śmiać w głos. Gdy już mu przeszłoznów wrócił do swojego normalnego tonu.
- Szkoła jak każda: zawodnicy mieli najgorzej, najlepiej mieli lizusi. Można było zarobić lanie, ale jak nauczyciel nie patrzył. Za karę było mycie łazienek. Naprawdę zasyfionych łazienek. Ogólnie zimno i poważnie, bez miejsca na głupie numery. Jak ktoś był na tyle odważny, żeby coś wyciąć to dostawał chłostę od swojego opiekuna, ale to naprawdę w ekstremalnych przypadkach. Za to nas nie karmili jak przegraliśmy mecz. U was w Hogwarcie karmią przegranych? - zapytał unosząc jedną z brwi nieco wyżej i wpatrując się z ciekawością w swoją rozmówczynię.
- Nie. A jest taka taktyka? Po prostu chciałem Ci zobrazować, że mam zbyt niskie mniemanie o sobie, żeby zostać narcyzem. Tyle. - wzruszył ramionami i upił łyk ciepłej, błękitnej herbaty która była lekko słodka. Dobrze, że zdążył wszystko połknąć, kiedy zaczęła próbę wymawiania jego nazwiska. Zaśmiał się wtedy serdecznie patrząc jak próbuje sobie połamać język na dość prostym, rosyjskim nazwisku. Gdy usłyszał jej propozycję przechylił nieco głowę.
- Nie lubię łatwych dziewcząt, a twoja siostra jest łatwa jak kostka Rubika dla blondynek. - wyjaśnił dlaczego nie jest fanem drugiej panny Jeunesse po czym pogroził jej żartobliwie palcem.
- Uważaj, bo skorzystam. - rzucił wesołym tonem, dochodząc do wniosku, że chyba znalazł łosia który zrobi za niego połowę referatów czy esejów na zajęcia. On oczywiście nie będzie miał czasu na takie rzeczy, kiedy na dobre zaczną się międzydomowe rozgrywki o których tak dużo czytał. Musiał sprawić, że Ravenclaw wygra, inaczej nie byłby sobą. Wysłuchał tego co ma do powiedzenia o jego nowej szkole kiwając potakująco głową od czasu do czasu. Napytanie o Durmstrang spoważniał.
- Biją tylko ładne dziewczyny na oczach całej męskiej populacji. - powiedział poważnym tonem, a widząc jej minę zaczął się śmiać w głos. Gdy już mu przeszłoznów wrócił do swojego normalnego tonu.
- Szkoła jak każda: zawodnicy mieli najgorzej, najlepiej mieli lizusi. Można było zarobić lanie, ale jak nauczyciel nie patrzył. Za karę było mycie łazienek. Naprawdę zasyfionych łazienek. Ogólnie zimno i poważnie, bez miejsca na głupie numery. Jak ktoś był na tyle odważny, żeby coś wyciąć to dostawał chłostę od swojego opiekuna, ale to naprawdę w ekstremalnych przypadkach. Za to nas nie karmili jak przegraliśmy mecz. U was w Hogwarcie karmią przegranych? - zapytał unosząc jedną z brwi nieco wyżej i wpatrując się z ciekawością w swoją rozmówczynię.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Nie wyglądasz mi na takiego, co ma o sobie niskie mniemanie. - upiła łyka herbaty, spoglądając na niego podejrzliwie znad błękitnej filiżanki. Oczywiście, mogła się mylić. Nie znała go za dobrze. Ba! Nie znała go w ogóle, ale pierwsze wrażenie zawsze się liczy.
- Trafnie powiedziane. - skomentowała jego opinię na temat własnej siostry, poprawiając luźną, białą koszulkę, która niesfornie zsunęła się jej z ramion. - Choć podobno to ja jestem tą złą, krytykującą połówką, a ona po prostu lubi chodzić na randki. - wzruszyła barkami, przeczesując palcami brązowe pukle włosów. Zazdrościła rodzeństwom -zwłaszcza tym bliźniaczym- świetnego kontaktu z bratem czy siostrą. Wyznanie Miszy, dotyczące tęsknoty za Leną, gdy byli w innych szkołach zrobiło na niej wrażenie. Ona i An dziesięć miesięcy mieszkały razem w jednym zamku, a Charlie nie myślała o niej nawet przez sekundę, przesiadując w pokoju wspólnym Gryfonów. - Zresztą, jej sprawa. Pogodziłyśmy się, a ja staram się nie osądzać. - dodała jeszcze dla sprostowania, zanim rzuciła chłopakowi karcące spojrzenie, gdy ten wyśmiewał się z jej marnych prób wypowiedzenia rosyjskiego nazwiska.
- Korzystaj mądrze, bo masz tylko jedną przysługę. - rzuciła zaczepnie, kręcąc się dookoła własnej osi na barowym stołku. Alkohol przyjemnie szumiał jej w głowie, choć wypiła ledwie dwie szklaneczki szkockiej. Cóż, nie miała mocnej głowy, a jej grobowy humor sprawiał, iż była wyjątkowo podatna na działanie procentów.
Na informację zaserwowaną przez Rosjanina, wybałuszyła na niego wielkie, sarnie oczy, na wszelki wypadek szczypiąc go mocno w przedramię. Chciała sprawdzić czy nie ma zwidów, czy aby na pewno się nie przesłyszała, a chłopak nie zaczął jej tu majaczyć po kilku piwach.
- Ale że tak perwersyjnie? Powariowali! - złapała się na głowę, oczami wyobraźni już widząc tych wszystkich napalonych, wypryszczonych chłopców, którzy z wywieszonymi na brodzie językami, ślinią się na widok wypiętych, bitych dziewczyn, a potem.. no, wiadomo co robią potem. Charlotte o czym ty myślisz! Rzeczywistość wzywa! Skarciła się w myślach, a widząc jego rozbawioną minę, zrozumiała, że żartuje. A to drań!
- Ej, to nie było zabawne! - wytknęła mu język, czując jak robi jej się głupio, a policzki przybierają barwę purpury. Nie powinna być taka łatwowierna, ale tyle doszło do niej historii na temat Durmstrangu, że nie była gotowa połknąć każde serwowane kłamstwo.
- Chłostę? - wydała z siebie zduszony okrzyk, przysłaniając otwarte ze zdziwienia usta dłonią. - Niepojęte, niepojęte.. - kręciła ze zdumienia głową, ponownie przysuwając barowy stołeczek tak blisko, że praktycznie na niego wlazła. Miała już taki nawyk jak przekupa na targu. Kiedy coś ją zainteresowało, chłonęła historię całą sobą, przysuwając się jak najbliżej osoby opowiadającej. - Znowu sobie ze mnie żartujesz, prawda? To niemożliwe, żeby nie karmili przegranych. To w ogóle legalne? - założyła ręce pod piersiami, wyraźnie zaintrygowana całą kwestią. Bardzo chciałaby odwiedzić tą popapraną placówkę i przyjrzeć się z bliska, uczęszczającym tam uczniom. Najlepiej spod jakiejś peleryny niewidki, której oczywiście nie posiadała. Psia kość.
- Jednak dobrze, że się przeniosłeś. Marnie wyglądasz. Zamówić Ci coś do jedzenia, hm? - zażartowała, spoglądając na niego jak na wygłodniałe dziecko wyrwane z biedy, sięgając do tylnej kieszeni jeansów po wytarty, odrobinę podniszczony portfel.
- Trafnie powiedziane. - skomentowała jego opinię na temat własnej siostry, poprawiając luźną, białą koszulkę, która niesfornie zsunęła się jej z ramion. - Choć podobno to ja jestem tą złą, krytykującą połówką, a ona po prostu lubi chodzić na randki. - wzruszyła barkami, przeczesując palcami brązowe pukle włosów. Zazdrościła rodzeństwom -zwłaszcza tym bliźniaczym- świetnego kontaktu z bratem czy siostrą. Wyznanie Miszy, dotyczące tęsknoty za Leną, gdy byli w innych szkołach zrobiło na niej wrażenie. Ona i An dziesięć miesięcy mieszkały razem w jednym zamku, a Charlie nie myślała o niej nawet przez sekundę, przesiadując w pokoju wspólnym Gryfonów. - Zresztą, jej sprawa. Pogodziłyśmy się, a ja staram się nie osądzać. - dodała jeszcze dla sprostowania, zanim rzuciła chłopakowi karcące spojrzenie, gdy ten wyśmiewał się z jej marnych prób wypowiedzenia rosyjskiego nazwiska.
- Korzystaj mądrze, bo masz tylko jedną przysługę. - rzuciła zaczepnie, kręcąc się dookoła własnej osi na barowym stołku. Alkohol przyjemnie szumiał jej w głowie, choć wypiła ledwie dwie szklaneczki szkockiej. Cóż, nie miała mocnej głowy, a jej grobowy humor sprawiał, iż była wyjątkowo podatna na działanie procentów.
Na informację zaserwowaną przez Rosjanina, wybałuszyła na niego wielkie, sarnie oczy, na wszelki wypadek szczypiąc go mocno w przedramię. Chciała sprawdzić czy nie ma zwidów, czy aby na pewno się nie przesłyszała, a chłopak nie zaczął jej tu majaczyć po kilku piwach.
- Ale że tak perwersyjnie? Powariowali! - złapała się na głowę, oczami wyobraźni już widząc tych wszystkich napalonych, wypryszczonych chłopców, którzy z wywieszonymi na brodzie językami, ślinią się na widok wypiętych, bitych dziewczyn, a potem.. no, wiadomo co robią potem. Charlotte o czym ty myślisz! Rzeczywistość wzywa! Skarciła się w myślach, a widząc jego rozbawioną minę, zrozumiała, że żartuje. A to drań!
- Ej, to nie było zabawne! - wytknęła mu język, czując jak robi jej się głupio, a policzki przybierają barwę purpury. Nie powinna być taka łatwowierna, ale tyle doszło do niej historii na temat Durmstrangu, że nie była gotowa połknąć każde serwowane kłamstwo.
- Chłostę? - wydała z siebie zduszony okrzyk, przysłaniając otwarte ze zdziwienia usta dłonią. - Niepojęte, niepojęte.. - kręciła ze zdumienia głową, ponownie przysuwając barowy stołeczek tak blisko, że praktycznie na niego wlazła. Miała już taki nawyk jak przekupa na targu. Kiedy coś ją zainteresowało, chłonęła historię całą sobą, przysuwając się jak najbliżej osoby opowiadającej. - Znowu sobie ze mnie żartujesz, prawda? To niemożliwe, żeby nie karmili przegranych. To w ogóle legalne? - założyła ręce pod piersiami, wyraźnie zaintrygowana całą kwestią. Bardzo chciałaby odwiedzić tą popapraną placówkę i przyjrzeć się z bliska, uczęszczającym tam uczniom. Najlepiej spod jakiejś peleryny niewidki, której oczywiście nie posiadała. Psia kość.
- Jednak dobrze, że się przeniosłeś. Marnie wyglądasz. Zamówić Ci coś do jedzenia, hm? - zażartowała, spoglądając na niego jak na wygłodniałe dziecko wyrwane z biedy, sięgając do tylnej kieszeni jeansów po wytarty, odrobinę podniszczony portfel.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Słysząc jej uwagę przechylił nieco głowę. Nie wyglądał? A przecież był tak nieśmiałym chłopcem... czasami. w każdym bądź razie jego ego nie było milion razy większe od niego samego, o nie nie.
- A jednak. - mruknął sięgając po herbatę i dopijając ją już do końca. Odstawił potem błękitną filiżankę na równie błękitny spodeczek i przeniósł spojrzenie swoich orzechowych tęczówek na rozmówczynię. Nie skomentował już choćby słowem tego co powiedziała o swojej siostrze. Gdy usłyszał, że ma do wykorzystania tylko jedną przysługę uśmiechnął się szelmowsko.
- Mogę to odłożyć w czasie i skorzystać z niej kiedy zechcę, prawda? - upewnił się jeszcze widząc jak dziewczyna kręci się na stołku barowym. Nie zachowywała się do końca normalnie, ale wypite przez nią dwie szklaneczki szkockiej i herbata w jakiś tam sposób wyjaśniają takie, a nie inne zachowanie ze strony uroczej Gryfonki.Gdy przestała się kręcić i wybałuszyła swoje i tak duże oczy wpatrując się w niego, a kiedy wreszcie go uszczypała, aż przygryzł wargi, żeby znów nie wybuchnąć śmiechem. Widząc jak się zaczerwieniła, aż zaklaskał.
- Pięknie, zboczuchu, pięknie. - rzucił wesołym tonem świadom tego jakim torem pobiegły jej myśli. W sumie tym samym złapała u niego kolejnego plusa. Po skończonej opowieści o starej szkole obserwował jej reakcję. Na słowo "chłosta" pokiwał twierdząco głową. Twarde warunki, w których wychowywali prawdziwych facetów i prawdziwe kobiety. Zero miejsca na homoseksualizm, czy inne sprośne myśli: trzeba się uczyć i ciężko pracować dla dobra ogółu inaczej miało się gorzej niż źle. Nie przeszkadzał mu kompletnie fakt, że Charlotte prawie na niego wlazła, wręcz przeciwnie.
- Nie wiem czy legalne, ale z pewnością mobilizujące. - przyznał i zacisnął zęby w wąską kreskę na samo wspomnienie swojego biednego, skurczonego żołądka po trzech dniach bez pożywienia. Po dniu piątym zapominało się o głodzie. A głodówka była siedmiodniowa: tylko woda, żeby się nie odwodnili. Niezbyt zdrowe, ale z pewnością zachęcało do ruszenia dupy i zabrania się za treningi jak należy: porządnie. Słysząc jej żart wystawił jej język i też sięgnął do kieszeni swoich spodni, by wyciągnąć z niej skórzany, czarny portfel.
- Hej Ted. - rzucił wesołym tonem i lada chwila pojawił się gruby barman, który był chyba przy okazji właścicielem tej knajpy.
- Płacę za to wszystko. - powiedział kiwając głową także na puste szklanki po szkockiej i herbatę Charlotte i wyciągając stosowną kwotę. Barman pokiwał głową, wziął kasę i... tyle go widzieli.
- Tutaj się nie jada, jeśli się nie chce mieć problemów żołądkowych. - stwierdził przypominając sobie jak leciało z niego ze wszystkich stron, oczywiście w kolorze niebieskim.
- I co teraz? Idziemy gdzieś czy czas do domu? - zapytał wciąż wpatrując się w nią swoimi brązowymi tęczówkami.
- A jednak. - mruknął sięgając po herbatę i dopijając ją już do końca. Odstawił potem błękitną filiżankę na równie błękitny spodeczek i przeniósł spojrzenie swoich orzechowych tęczówek na rozmówczynię. Nie skomentował już choćby słowem tego co powiedziała o swojej siostrze. Gdy usłyszał, że ma do wykorzystania tylko jedną przysługę uśmiechnął się szelmowsko.
- Mogę to odłożyć w czasie i skorzystać z niej kiedy zechcę, prawda? - upewnił się jeszcze widząc jak dziewczyna kręci się na stołku barowym. Nie zachowywała się do końca normalnie, ale wypite przez nią dwie szklaneczki szkockiej i herbata w jakiś tam sposób wyjaśniają takie, a nie inne zachowanie ze strony uroczej Gryfonki.Gdy przestała się kręcić i wybałuszyła swoje i tak duże oczy wpatrując się w niego, a kiedy wreszcie go uszczypała, aż przygryzł wargi, żeby znów nie wybuchnąć śmiechem. Widząc jak się zaczerwieniła, aż zaklaskał.
- Pięknie, zboczuchu, pięknie. - rzucił wesołym tonem świadom tego jakim torem pobiegły jej myśli. W sumie tym samym złapała u niego kolejnego plusa. Po skończonej opowieści o starej szkole obserwował jej reakcję. Na słowo "chłosta" pokiwał twierdząco głową. Twarde warunki, w których wychowywali prawdziwych facetów i prawdziwe kobiety. Zero miejsca na homoseksualizm, czy inne sprośne myśli: trzeba się uczyć i ciężko pracować dla dobra ogółu inaczej miało się gorzej niż źle. Nie przeszkadzał mu kompletnie fakt, że Charlotte prawie na niego wlazła, wręcz przeciwnie.
- Nie wiem czy legalne, ale z pewnością mobilizujące. - przyznał i zacisnął zęby w wąską kreskę na samo wspomnienie swojego biednego, skurczonego żołądka po trzech dniach bez pożywienia. Po dniu piątym zapominało się o głodzie. A głodówka była siedmiodniowa: tylko woda, żeby się nie odwodnili. Niezbyt zdrowe, ale z pewnością zachęcało do ruszenia dupy i zabrania się za treningi jak należy: porządnie. Słysząc jej żart wystawił jej język i też sięgnął do kieszeni swoich spodni, by wyciągnąć z niej skórzany, czarny portfel.
- Hej Ted. - rzucił wesołym tonem i lada chwila pojawił się gruby barman, który był chyba przy okazji właścicielem tej knajpy.
- Płacę za to wszystko. - powiedział kiwając głową także na puste szklanki po szkockiej i herbatę Charlotte i wyciągając stosowną kwotę. Barman pokiwał głową, wziął kasę i... tyle go widzieli.
- Tutaj się nie jada, jeśli się nie chce mieć problemów żołądkowych. - stwierdził przypominając sobie jak leciało z niego ze wszystkich stron, oczywiście w kolorze niebieskim.
- I co teraz? Idziemy gdzieś czy czas do domu? - zapytał wciąż wpatrując się w nią swoimi brązowymi tęczówkami.
Misza GregorovicUczeń: Durmstrang - Urodziny : 06/01/1997
Wiek : 27
Skąd : Moskwa, Rosja.
Krew : czysta.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Zastanówmy się.. - zmrużyła powieki, opuszką palca wędrując wzdłuż dolnej, karminowej wargi. Wykorzystała chwilę, by podtrzymać Miszę w niepewności, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Lubiła igrać z płcią przeciwną, a jeszcze bardziej działać jej na nerwy.
- Niech Ci będzie. - odparła w końcu, uderzając go piąstką w przedramię. Typowy, męski odruch. Charlie sama nie wiedziała skąd się jej to wzięło, ale podejrzewała, że miało to związek z niemożliwą ilością czasu, spędzoną w towarzystwie chłopców.
Na widok jego roześmianej twarzy i teatralnego klaskania, wywróciła czekoladowymi oczami, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Nie podobało jej się to. Nie lubiła tych okropnych, dziewczęcych rumieńców, które uważała za absolutny objaw słabości. - Nie jestem zboczuchem, ej! - wyparła się, zwinnie zeskakując z barowego stołeczka i zachodząc chłopaka z drugiej strony. Nie mogła usiedzieć w miejscu, potrzebując zmiany pozycji. Łokcie ułożyła na błękitnym blacie, a podbródek podparła o wierzch dłoni. Leniwym spojrzeniem przeleciała po stojących naprzeciw nich szklankach i trunkach, ziewając ostentacyjnie. Nadal nie dostała odpowiedzi od Sam, a robiło się późno. Nie przejmowała się tym jednak, wiedząc, że nawet nieproszona i tak zapuka do drzwi koleżanki. Przecież blondynka nie odmówi jej noclegu.
- Mobilizujące w bestialski sposób. - krótko skomentowała jego opowieść, przyglądając się jego poczynaniom. Dawno nikt nie zapłacił za jej drinki czy herbatę. Zawsze zrzucała się ze znajomymi bądź wydzielała kwotę na pół, zajadając się z Charlesem w jakimś najtańszym fast foodzie. - Mogłam zapłacić sama, ale dzięki. - poklepała go koleżeńsko po ramieniu, ponownie chowając portfel do tylnej kieszeni spodni. Charlotte na Merlina, miejże odrobinę dziewczęcości! Słowa matki odbiły się echem po jej głowie, sprawiając, że Jeunesse potrząsnęła brązową czupryną, próbując w ten sposób odgonić paskudne myśli.
- Ja powinnam zbierać się do domu, a raczej do znajomej, Grego.. - zrezygnowała w połowie, machając ręką w lekceważącym geście. Nie będzie sobie przecież łamać języka.
- Mam nadzieję, że jak spotkam Cię w pociągu do Hogwartu to nadal będziesz stąpał po ziemni, a nie wzdychał do własnego ołtarzyka. Trzymaj się, Misza. - zaśmiała się cicho i czochrając jego ciemną czuprynę, z uśmiechem na ustach opuściła pub Błękitnych z Londynu.
- Niech Ci będzie. - odparła w końcu, uderzając go piąstką w przedramię. Typowy, męski odruch. Charlie sama nie wiedziała skąd się jej to wzięło, ale podejrzewała, że miało to związek z niemożliwą ilością czasu, spędzoną w towarzystwie chłopców.
Na widok jego roześmianej twarzy i teatralnego klaskania, wywróciła czekoladowymi oczami, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Nie podobało jej się to. Nie lubiła tych okropnych, dziewczęcych rumieńców, które uważała za absolutny objaw słabości. - Nie jestem zboczuchem, ej! - wyparła się, zwinnie zeskakując z barowego stołeczka i zachodząc chłopaka z drugiej strony. Nie mogła usiedzieć w miejscu, potrzebując zmiany pozycji. Łokcie ułożyła na błękitnym blacie, a podbródek podparła o wierzch dłoni. Leniwym spojrzeniem przeleciała po stojących naprzeciw nich szklankach i trunkach, ziewając ostentacyjnie. Nadal nie dostała odpowiedzi od Sam, a robiło się późno. Nie przejmowała się tym jednak, wiedząc, że nawet nieproszona i tak zapuka do drzwi koleżanki. Przecież blondynka nie odmówi jej noclegu.
- Mobilizujące w bestialski sposób. - krótko skomentowała jego opowieść, przyglądając się jego poczynaniom. Dawno nikt nie zapłacił za jej drinki czy herbatę. Zawsze zrzucała się ze znajomymi bądź wydzielała kwotę na pół, zajadając się z Charlesem w jakimś najtańszym fast foodzie. - Mogłam zapłacić sama, ale dzięki. - poklepała go koleżeńsko po ramieniu, ponownie chowając portfel do tylnej kieszeni spodni. Charlotte na Merlina, miejże odrobinę dziewczęcości! Słowa matki odbiły się echem po jej głowie, sprawiając, że Jeunesse potrząsnęła brązową czupryną, próbując w ten sposób odgonić paskudne myśli.
- Ja powinnam zbierać się do domu, a raczej do znajomej, Grego.. - zrezygnowała w połowie, machając ręką w lekceważącym geście. Nie będzie sobie przecież łamać języka.
- Mam nadzieję, że jak spotkam Cię w pociągu do Hogwartu to nadal będziesz stąpał po ziemni, a nie wzdychał do własnego ołtarzyka. Trzymaj się, Misza. - zaśmiała się cicho i czochrając jego ciemną czuprynę, z uśmiechem na ustach opuściła pub Błękitnych z Londynu.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Końcówka sierpnia w niczym nie przypominała pod względem temperatur upalnego lipca. Zimny wiatr nieugięcie wdrapywał się pod ciepły sweter Włocha, chcąc na siłę przytulić się do jego rozgrzanej skóry. Uzdrowiciel wcisnął dłonie do kieszeni spodni i przyspieszył kroku. Na zewnątrz było już ciemno, a nieliczni, którzy postanowili zażyć jeszcze uroków spaceru przed snem, spieszyli do swych ciepłych domów. Ale nie Vincent. Nie dziś. Odkąd Roland dołączył do zaszytnego grona mężczyzn zaobrączkowanych miał coraz mniej czasu na wspólne wypady na kufel dobrego, zimnego piwa z pianą. Penelope od rana zawzięcie pakowała swoje walizki, a po Noemi... Po Noemi ślad zaginął. Uzdrowiciel kręcił się od kilku godzin niespokojnie po mieście. Ślizgonka już dawno powinna powrócić ze swej podróży do Szkocji, a tymczasem od kilku dni nie dawała znaku życia. Przygotowania do ślubu odwróciły myśli bruneta od tego niepokornego dziewczęcia, jednak gdy wszystko już ucichło, a po gościach pozostał jedynie wielki bałagan w ogrodzie, Vincent czuł narastający niepokój.
- Wodę.
Niebieską. W niebieskiej szklance. Jak wszystko wokół. Jeśli ktoś nie lubił tego koloru, z pewnością nie powinien przekraczać progu tego pubu.
Cramer zajął miejsce przy oknie i ściągnął sweter przez głowę. W pomieszczeniu panował przyjemny zaduch.
- Wodę.
Niebieską. W niebieskiej szklance. Jak wszystko wokół. Jeśli ktoś nie lubił tego koloru, z pewnością nie powinien przekraczać progu tego pubu.
Cramer zajął miejsce przy oknie i ściągnął sweter przez głowę. W pomieszczeniu panował przyjemny zaduch.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Jak postanowiła w pubie, tak planowała zrobić, czyli wrócić do domu, wziąć ciepłą kąpiel a później ubrać się w ciepłą piżamę, wskoczyć pod kołdrę z kubkiem mleka z miodem i przespać pierwsze objawy przeklętego przeziębienia, zwłaszcza że jeszcze jutro miała dzień wolny od pracy. Ale to była tylko optymistyczna wersja wieczoru. Zaraz po wyjściu z Dziurawego Kotła zupełnie przypadkiem napatoczyła się na znajomą po fachu, która musiała pilnie udać się na stadion Błękitnych i gdyby nie to, że akurat stadion znajdował się po drodze do kamienicy, tak odmówiłaby przyjścia tu. Bo fanką quidditcha to ona była żadną.
- Idź załatwić to co powinnaś, poczekam w pubie, bo nie mam siły na bieganie tam i z powrotem - i takim sposobem znalazła się w knajpce w strefie dla kibiców. Chcąc nie chcąc wyróżniała się na niebieskim tle czerwonym swetrem, długą czarną spódnicą do ziemi i czarną kurtką, ale spojrzenia ludzi skierowane na nią niespecjalnie ją ruszyły. Przytknęła chusteczkę do nosa z nadzieją, że nie dostanie kolejnego napadu kaszlu, po czym skierowała się do wolnego miejsca pod ścianą, rozglądając się po pomieszczeniu. Jeśli ktoś w tym momencie powiedziałby jej, że miał ciężki dzień to prawdopodobnie by go wyśmiała. Tylko Moretti mogła mieć takie szczęście, żeby latać ze stanem podgorączkowym po mieście, prawie wydać swój sekret a teraz wpaść na osobę, którą chciała za wszelką cenę unikać. Odwróciła wzrok z sylwetki Cramera na wiszące na ścianie obrazy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Po ostatnim wyznaniu miała wrażenie, że nienawiść Cramera względem jej osoby wzrosła.
- Idź załatwić to co powinnaś, poczekam w pubie, bo nie mam siły na bieganie tam i z powrotem - i takim sposobem znalazła się w knajpce w strefie dla kibiców. Chcąc nie chcąc wyróżniała się na niebieskim tle czerwonym swetrem, długą czarną spódnicą do ziemi i czarną kurtką, ale spojrzenia ludzi skierowane na nią niespecjalnie ją ruszyły. Przytknęła chusteczkę do nosa z nadzieją, że nie dostanie kolejnego napadu kaszlu, po czym skierowała się do wolnego miejsca pod ścianą, rozglądając się po pomieszczeniu. Jeśli ktoś w tym momencie powiedziałby jej, że miał ciężki dzień to prawdopodobnie by go wyśmiała. Tylko Moretti mogła mieć takie szczęście, żeby latać ze stanem podgorączkowym po mieście, prawie wydać swój sekret a teraz wpaść na osobę, którą chciała za wszelką cenę unikać. Odwróciła wzrok z sylwetki Cramera na wiszące na ścianie obrazy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Po ostatnim wyznaniu miała wrażenie, że nienawiść Cramera względem jej osoby wzrosła.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Żeby to jeszcze Cramer widział tą odzianą w prowokujący, czerwony sweter czarownicę. Mężczyzna był jednak tak pochłonięty własnymi myślami, że nie zwracał najmniejszej uwagi na otoczenie. Jego oczy bezwiednie wodziły po wypełnionej wodą szklance, w której buzowały jeszcze pojedyncze bąbelki. Jak na specjalność zakładu przystało ciecz miała wściekle błękitny, niezdrowy kolor. Na każdym stoliku leżało najnowsze wydanie Proroka, z którego pierwszej strony uśmiechali się nowożeńcy. Ślub Rosalie i Rolanda był świetną pożywką dla tych wszystkich dziennikarskich hien - Skitter nie dość, że się najadła i napiła do syta, to jeszcze skrytykowała każdego gościa, a i na gospodarzach nie pozostawiła suchej nitki. Cramer oczywiście usłyszał streszczenie każdego artykułu z ust panny Gladstone, która z naiwnością małego dziecka wierzyła w te wszystkie bzdury. Czarodziej nie tknął nawet palcem zwitka kartek, który leżał tuż przed jego kolanami. Zielone tęczówki zawisły nieruchomo na kolorowej, kauczukowej piłeczce leżącej pod sąsiednim stolikiem.
- Coś jeszcze będzie dla pana?
Nawet nie drgnął. Przekrzywił jedynie głowę w prawą stronę i jak zaczarowany przyglądał się kolorowemu znalezisku. Zafascynowany niczym małe dziecko, choć takie stwarzał jedynie pozory. W czasie, gdy oczy bezwiednie wodziły za nieruchomym punktem, myśli uzdrowiciela kotłowały się i goniły nawzajem. Mężczyzna usiłował wygrzebać z pamięci wszystkie nazwiska, jakimi zasypywała go Noemi przed wyjazdem. Musiał znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Im szybciej, tym lepiej. Przede wszystkim miał zamiar poczekać do jutra i wysłać sowę do Scotta z zapytaniem, czy jego młodsze, sfrustrowane rodzeństwo trawiło do swego dormitorium. Jeszcze tylko 12 godzin. 12 godzin.
- Halo, coś jeszcze dla pana? - irytująco wysoki głos kelnerki wybudził go w końcu z zamyślenia. Jedno spojrzenie w kierunku szklanki wystarczyło, by zrozumiał, że opróżnił już jej zawartość. Nawet nie wiedział kiedy.
- Piwo korzenne.
- Coś jeszcze będzie dla pana?
Nawet nie drgnął. Przekrzywił jedynie głowę w prawą stronę i jak zaczarowany przyglądał się kolorowemu znalezisku. Zafascynowany niczym małe dziecko, choć takie stwarzał jedynie pozory. W czasie, gdy oczy bezwiednie wodziły za nieruchomym punktem, myśli uzdrowiciela kotłowały się i goniły nawzajem. Mężczyzna usiłował wygrzebać z pamięci wszystkie nazwiska, jakimi zasypywała go Noemi przed wyjazdem. Musiał znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Im szybciej, tym lepiej. Przede wszystkim miał zamiar poczekać do jutra i wysłać sowę do Scotta z zapytaniem, czy jego młodsze, sfrustrowane rodzeństwo trawiło do swego dormitorium. Jeszcze tylko 12 godzin. 12 godzin.
- Halo, coś jeszcze dla pana? - irytująco wysoki głos kelnerki wybudził go w końcu z zamyślenia. Jedno spojrzenie w kierunku szklanki wystarczyło, by zrozumiał, że opróżnił już jej zawartość. Nawet nie wiedział kiedy.
- Piwo korzenne.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Vincent najwidoczniej jej nie zauważył, pochłonięty swoimi myślami, co Francesca przyjęła z niemałą ulgą. Na dobrą sprawę i tak wątpiła, że odezwałby się do niej słowem, a co dopiero podszedłby do niej w pokojowych zamiarach. Wyłożyła się wygodnie na krześle, mimo wszystko nerwowo zerkając na zegarek opięty na lewym nadgarstku. Pośpiesz się Maggie, błagam, pośpiesz się... to, że zachowywała się dziwnie uświadomiła jej kelnerka, która wyrosła przed nią jak spod ziemi, przyglądając się jej poczynaniom w milczeniu.
- Herbatę poproszę - uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny. By nie wracać wzrokiem na Cramera wyjęła z torebki plik kartek-listów swoich podopiecznych, których nie zdążyła sprawdzić do tej pory, a miała na to coraz mniej czasu. Zajęcie na szczęście okazało się skuteczne, bo całą swoją uwagę poświęciła na wypisywaniu popełnionych przez dzieci błędów... dopóki nie wypisał się jej długopis. Wszelkie próby rozpisania go i wymuszenia ostatnich maźnięć spaliły na panewce.
- Biednemu to zawsze wiatr w oczy - westchnęła cicho, po czym podniosła się z miejsca i powolnym krokiem podeszła do baru.
- Czy mogę pożyczyć długopis? - kiedy uzyskała to co chciała, odwróciła się na pięcie, odrobinę za szybko, i o mały włos nie przypłaciła tego spotkaniem z podłogą. Nieznośny ból rozszedł się po jej głowie, kumulując się głównie w okolicy zatok, do tego stopnia, że przez pierwszych parę sekund nie widziała nic poza migającymi mroczkami. Dłońmi kurczowo złapała się lady, a pożyczony długopis przeleciał przez pół pubu, zatrzymując się tuż koło krzesła Włocha.
- Wszystko w porządku? - czarownica uniosła wzrok na twarz barmana. Po zapewnieniu go, że nic jej nie jest, zebrała się w sobie, zmierzając w stronę długopisu.
- Herbatę poproszę - uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny. By nie wracać wzrokiem na Cramera wyjęła z torebki plik kartek-listów swoich podopiecznych, których nie zdążyła sprawdzić do tej pory, a miała na to coraz mniej czasu. Zajęcie na szczęście okazało się skuteczne, bo całą swoją uwagę poświęciła na wypisywaniu popełnionych przez dzieci błędów... dopóki nie wypisał się jej długopis. Wszelkie próby rozpisania go i wymuszenia ostatnich maźnięć spaliły na panewce.
- Biednemu to zawsze wiatr w oczy - westchnęła cicho, po czym podniosła się z miejsca i powolnym krokiem podeszła do baru.
- Czy mogę pożyczyć długopis? - kiedy uzyskała to co chciała, odwróciła się na pięcie, odrobinę za szybko, i o mały włos nie przypłaciła tego spotkaniem z podłogą. Nieznośny ból rozszedł się po jej głowie, kumulując się głównie w okolicy zatok, do tego stopnia, że przez pierwszych parę sekund nie widziała nic poza migającymi mroczkami. Dłońmi kurczowo złapała się lady, a pożyczony długopis przeleciał przez pół pubu, zatrzymując się tuż koło krzesła Włocha.
- Wszystko w porządku? - czarownica uniosła wzrok na twarz barmana. Po zapewnieniu go, że nic jej nie jest, zebrała się w sobie, zmierzając w stronę długopisu.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Wszystko w porządku?
Zbyt dobrze znał burzę tych kasztanowych włosów. Wszystkie zmysły Włocha jak za pstryknięciem palcami przestawiły się z funkcji „wegetacja” na najwyższe obroty. Wspomnienia znów stanęły mu przed oczami niczym czarne kropki od patrzenia w słońce, po których boli głowa.
- Twoje? – schylił się po długopis i chwytając go palcami wskazującym i środkowym wyciągnął znalezisko w kierunku Włoszki. A gdy ich spojrzenia się spotkały, poczuł coś na kształt… ulgi? Brwi mężczyzny utworzyły grubą kreskę, a kilka podłużnych zmarszczek przeszyło jego szerokie czoło. Nie spodziewał się, że po tylu latach i emocjach, które najpierw połączyły, a podzieliły tą dwójkę, będzie w jej obecności mógł poczuć spokój. Wynikało to chyba jedynie z tego faktu, że Moretti dobrze znała jego młodszą siostrę i mogła mu pomóc w tej sytuacji. Choć oczywiście nie zamierzał o nic prosić.
- Nie wyglądasz najlepiej.
Francesce nigdy nie można było odmówić urody. Nawet teraz z tym czerwonym, opuchniętym i zakatarzonym nosem i rozpalonymi policzkami powodowała, że niejednemu bywalcowi pubu zmiękły kolana. Vincent znów poczuł to nieprzyjemne łomotanie w okolicach mostka.
Zbyt dobrze znał burzę tych kasztanowych włosów. Wszystkie zmysły Włocha jak za pstryknięciem palcami przestawiły się z funkcji „wegetacja” na najwyższe obroty. Wspomnienia znów stanęły mu przed oczami niczym czarne kropki od patrzenia w słońce, po których boli głowa.
- Twoje? – schylił się po długopis i chwytając go palcami wskazującym i środkowym wyciągnął znalezisko w kierunku Włoszki. A gdy ich spojrzenia się spotkały, poczuł coś na kształt… ulgi? Brwi mężczyzny utworzyły grubą kreskę, a kilka podłużnych zmarszczek przeszyło jego szerokie czoło. Nie spodziewał się, że po tylu latach i emocjach, które najpierw połączyły, a podzieliły tą dwójkę, będzie w jej obecności mógł poczuć spokój. Wynikało to chyba jedynie z tego faktu, że Moretti dobrze znała jego młodszą siostrę i mogła mu pomóc w tej sytuacji. Choć oczywiście nie zamierzał o nic prosić.
- Nie wyglądasz najlepiej.
Francesce nigdy nie można było odmówić urody. Nawet teraz z tym czerwonym, opuchniętym i zakatarzonym nosem i rozpalonymi policzkami powodowała, że niejednemu bywalcowi pubu zmiękły kolana. Vincent znów poczuł to nieprzyjemne łomotanie w okolicach mostka.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Moretti w ostatniej chwili miała ochotę zmienić cel swojej wędrówki i po prostu zawrócić do swojego stolika, aby nie musieć podnosić tego długopisu i nie narażać się na kolejną rozmowę z Vincentem. Nie bała się, tylko w tym stanie nie miała siły na zwyczajną pogawędkę ze zwyczajnym człowiekiem a co dopiero z kimś, z kim mogłaby teraz być w związku. Jednak w dniu dzisiejszym wszystko sprzysięgło się przeciwko tej młodej dziennikarce. W pewnym momencie dostała takiego napadu kaszlu, że jedynie czuła na swoim ciele spojrzenia zebranych wokół ludzi, w tym i Cramera. Wysmarkała nos i próbując zachować resztki swojej kobiecej dumy, odchrząknęła, wypięła pierś, podchodząc na miękkich nogach do Włocha.
- A widzisz tutaj kogoś innego, kto szedł po ten długopis, Vincencie? - odparła, mimowolnie uśmiechając się kącikami ust. W połączeniu z chorobą wyszło to bardziej jak grymas niezadowolenia i irytacji, od którego Francesca na co dzień stroniła. Takim była pokojowym człowiekiem, ot co,lecz w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia. Chwyciła swoją zgubę w dłoń, po czym na parę sekund zastygła w bezruchu nie wiedząc nawet dlaczego. Po raz kolejny zerknęła nerwowo na zegarek, zdając sobie sprawę z tego, że z początkowych pięciu minut nieobecności znajomej powoli robiło się blisko piętnaście.
- Wiesz, domyślam się, jestem trochę... chora - ponownie posłała uzdrowicielowi blady uśmiech, palcem wskazując mu na swój czerwony nos, policzki oraz chusteczki do nosa trzymane w dłoni. Zabawna sprawa. Byli dorośli i na tyle poważni, żeby ze sobą normalnie porozmawiać a tymczasem - przynajmniej ona - czuła się jak zwyczajna gówniara z trzeciego roku, która nie umiała rozmawiać z chłopcami. Dlatego też, żeby nie powiedzieć nic co spadłoby poniżej wszelkiej krytyki dodała:
- Słuchaj... wracam do stolika, zostawiłam tam swoje rzeczy, a ostatnim czego dzisiaj chcę to bieganie za złodziejem - i odwróciwszy się na pięcie bardzo powoli wróciła na swoje miejsce. Jej słowa były również aluzją do tego, że jeśli chce to może się dosiąść. Ale przecież ego nie pozwalało tego powiedzieć na głos.
- A widzisz tutaj kogoś innego, kto szedł po ten długopis, Vincencie? - odparła, mimowolnie uśmiechając się kącikami ust. W połączeniu z chorobą wyszło to bardziej jak grymas niezadowolenia i irytacji, od którego Francesca na co dzień stroniła. Takim była pokojowym człowiekiem, ot co,lecz w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia. Chwyciła swoją zgubę w dłoń, po czym na parę sekund zastygła w bezruchu nie wiedząc nawet dlaczego. Po raz kolejny zerknęła nerwowo na zegarek, zdając sobie sprawę z tego, że z początkowych pięciu minut nieobecności znajomej powoli robiło się blisko piętnaście.
- Wiesz, domyślam się, jestem trochę... chora - ponownie posłała uzdrowicielowi blady uśmiech, palcem wskazując mu na swój czerwony nos, policzki oraz chusteczki do nosa trzymane w dłoni. Zabawna sprawa. Byli dorośli i na tyle poważni, żeby ze sobą normalnie porozmawiać a tymczasem - przynajmniej ona - czuła się jak zwyczajna gówniara z trzeciego roku, która nie umiała rozmawiać z chłopcami. Dlatego też, żeby nie powiedzieć nic co spadłoby poniżej wszelkiej krytyki dodała:
- Słuchaj... wracam do stolika, zostawiłam tam swoje rzeczy, a ostatnim czego dzisiaj chcę to bieganie za złodziejem - i odwróciwszy się na pięcie bardzo powoli wróciła na swoje miejsce. Jej słowa były również aluzją do tego, że jeśli chce to może się dosiąść. Ale przecież ego nie pozwalało tego powiedzieć na głos.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Przecież nie będzie jej gonił. Ociekający ironią ton, sarkastyczne uśmieszki i strzelanie oczami spowodowały, że nieokreślone palpitacje szybko ustąpiły miejsca hardej, męskiej dumie. Nie był już tym głupim dwudziestolatkiem, który pobiegł by do niej z wywieszonym jęzorem, wziął na ręce, zaniósł do łóżka i opiekował się, dopóki by nie wyzdrowiała. Zbyt wiele wody upłynęło w tej rzece, by obudził się w nim instynkt Vincenta-zbawiciela. Wystarczały mu już długie, żmudne dyżury i niezadowoleni pacjenci.
- Nie, choć wolałbym by było inaczej.
Tym razem ironiczny uśmiech zagościł na twarzy Vincenta. Z wyraźnym grymasem niechęci wymalowanym na twarzy chwycił za swój kufel i ostentacyjnie odwrócił się plecami do odchodzącej Włoszki.
- Uciekaj jak zawsze. Weszło Ci to w nawyk… – burknięcie mężczyzny ledwo przebiło się przed gwar panujący w pubie. Cała ta sprawa z Noemi i wyprowadzka Penelope sprawiły, że był dziś niczym tykająca bomba zegarowa. Był na siebie cholernie zły. Rzadko dawał upust swoim emocjom, tym bardziej rozdrażniło go to, że tak poruszyło go zachowanie Włoszki. Chwycił pewnie za kufel z piwem i opróżnił jego zawartość niemal na jednym oddechu. Zaledwie minutę później odstawił szkło na stolik z takim impetem, że huk rozsypujących się drobin zwrócił uwagę kilku klientów pubu, siedzących najbliżej. Vincent przeklinając pod nosem otarł serwetką pierwsze krople krwi, które spłynęły po jego dłoni i zaczął szukać po kieszeniach swej różdżki, chcąc uprzątnąć cały bałagan.
- Nie, choć wolałbym by było inaczej.
Tym razem ironiczny uśmiech zagościł na twarzy Vincenta. Z wyraźnym grymasem niechęci wymalowanym na twarzy chwycił za swój kufel i ostentacyjnie odwrócił się plecami do odchodzącej Włoszki.
- Uciekaj jak zawsze. Weszło Ci to w nawyk… – burknięcie mężczyzny ledwo przebiło się przed gwar panujący w pubie. Cała ta sprawa z Noemi i wyprowadzka Penelope sprawiły, że był dziś niczym tykająca bomba zegarowa. Był na siebie cholernie zły. Rzadko dawał upust swoim emocjom, tym bardziej rozdrażniło go to, że tak poruszyło go zachowanie Włoszki. Chwycił pewnie za kufel z piwem i opróżnił jego zawartość niemal na jednym oddechu. Zaledwie minutę później odstawił szkło na stolik z takim impetem, że huk rozsypujących się drobin zwrócił uwagę kilku klientów pubu, siedzących najbliżej. Vincent przeklinając pod nosem otarł serwetką pierwsze krople krwi, które spłynęły po jego dłoni i zaczął szukać po kieszeniach swej różdżki, chcąc uprzątnąć cały bałagan.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
No i na co jej to było? Nie wiedziała co sobie myślała. Że pójdzie za nią? Może przez chwilę miała taką złudną nadzieję. Że jeszcze uda im się ze sobą porozmawiać na neutralnym gruncie? Wprawdzie byłoby miło, ale to zakrawało na cud. Wrzuciła kartki oraz odruchowo pożyczony długopis do torebki, po czym zajęła się piciem przestudzonej herbaty, usilnie starając się skupić na jednym punkcie. Mijały minuty a jej znajoma najwidoczniej zapomniała, że nie przyszła tutaj sama. Niezadowolona z tego faktu nawet nie zauważyła kiedy dopiła swoją herbatę do końca, jednak jej uwagę w tym momencie zwróciło coś innego. Westchnąwszy, chwyciła swoje rzeczy do ręki, po czym bez słowa podeszła do Cramera i w dwóch machnięciach różdżką, po wypowiedzeniu stosownego zaklęcia, posprzątała cały bałagan panujący na jego stoliku.
- Pokaż to - zarządziła, gdy tylko usiadła na krześle obok mężczyzny. To, że najprawdopodobniej Vincent miał w dupie jej dobre serce mało ją obchodziło. Wysunęła w stronę Włocha drobną dłoń, oczekując aż łaskawie przestanie unosić się dumą i pozwoli sobie pomóc.
- Pokaż to - zarządziła, gdy tylko usiadła na krześle obok mężczyzny. To, że najprawdopodobniej Vincent miał w dupie jej dobre serce mało ją obchodziło. Wysunęła w stronę Włocha drobną dłoń, oczekując aż łaskawie przestanie unosić się dumą i pozwoli sobie pomóc.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Różdżka zawieruszyła się w odmętach wełnianego swetra. Mężczyzna wciąż trzymając pokrwawioną dłoń nad podłogą starał się wyszarpać drewniany patyk z zawiniątka, starając się nie pobrudzić tkaniny, ani nie narobić więcej zbędnego materiału. Pojawienie się obok Franceski spowodowało, że niemożność wydobycia różdżki podirytowała go jeszcze bardziej.
- Sam sobie poradzę – jego ton jednoznacznie wskazywał na to, że nie zamierza wyciągać dłoni w jej kierunku i zdawać się na jej łaskę. Nie znał się na technice, malarstwie czy innych humanistycznych pierdołach, ale z pociętą skórą potrafił sobie poradzić jak nikt inny w tym kraju. Nie była to już kwestia dumy i urazu do panny Moretti. Był uzdrowicielem. Nie hydraulikiem, nie aurorem, nie dziennikarzem, a uzdrowicielem. Dorosłym mężczyzną, w którego krwi zaczął już buzować alkohol i na którym te drobne rany nie robiły niemal żadnego wrażenia.
- Sam. Ja sam – powtórzył niczym mały upierdliwy chłopiec, a gdy udało mu się w końcu wydobyć różdżkę, zaczął powoli przesuwać nią po pociętej skórze, zabliźniając drobne rany. Cały zabieg nie trwał więcej, niż dwie minuty. Pozostała już tylko ostatnie rozcięcie – najdłuższe i najgłębsze. Cramer wymruczał pod nosem zaklęcie, a gdy kolorowy strumień wystrzelił z końca różdżki doprowadzając wnętrze dłoni do nieskazitelnego stanu, odwrócił głowę w kierunku Włoszki.
- Możemy po prostu przestać? Mam już dosyć.
- Sam sobie poradzę – jego ton jednoznacznie wskazywał na to, że nie zamierza wyciągać dłoni w jej kierunku i zdawać się na jej łaskę. Nie znał się na technice, malarstwie czy innych humanistycznych pierdołach, ale z pociętą skórą potrafił sobie poradzić jak nikt inny w tym kraju. Nie była to już kwestia dumy i urazu do panny Moretti. Był uzdrowicielem. Nie hydraulikiem, nie aurorem, nie dziennikarzem, a uzdrowicielem. Dorosłym mężczyzną, w którego krwi zaczął już buzować alkohol i na którym te drobne rany nie robiły niemal żadnego wrażenia.
- Sam. Ja sam – powtórzył niczym mały upierdliwy chłopiec, a gdy udało mu się w końcu wydobyć różdżkę, zaczął powoli przesuwać nią po pociętej skórze, zabliźniając drobne rany. Cały zabieg nie trwał więcej, niż dwie minuty. Pozostała już tylko ostatnie rozcięcie – najdłuższe i najgłębsze. Cramer wymruczał pod nosem zaklęcie, a gdy kolorowy strumień wystrzelił z końca różdżki doprowadzając wnętrze dłoni do nieskazitelnego stanu, odwrócił głowę w kierunku Włoszki.
- Możemy po prostu przestać? Mam już dosyć.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Ja sam, ja sam... duży chłopiec z własnymi zabawkami. Cofnęła dłoń przyglądając się w milczeniu poczynaniom Cramera. Doskonale wiedziała, że sobie poradzi, jednak chciała się na coś przydać. Coś, co nijak nie wiązało się z jej zawodem, czyli dziennikarstwem i pisaniem ku uciesze gawiedzi. Zresztą, przecież to głównie dzięki niemu jej wiedza z medycyny była na całkiem niezłym poziomie i po dzień dzisiejszy pamiętała co zrobić w takiej a nie innej sytuacji. Gdy rana zniknęła a do jej uszu dobiegły słowa Włocha, uniosła na niego spojrzenie.
- Przestać? - powtórzyła po nim po krótkiej chwili ciszy, wyraźnie zdezorientowana. - Przestać co? - spytała ponownie i nim zdążyła dodać cokolwiek więcej zasłoniła nos chusteczką. Potraktowała to raczej jako znak, by przemyślała swoje kolejne słowa.
- Powiedziałam Ci wszystko co mi leżało na sumieniu jakiś czas temu, ale nie chciałeś mnie słuchać - skrzyżowała ręce pod piersiami, naciągając w międzyczasie rękawy ciepłego swetra na dłonie.
- Przestać? - powtórzyła po nim po krótkiej chwili ciszy, wyraźnie zdezorientowana. - Przestać co? - spytała ponownie i nim zdążyła dodać cokolwiek więcej zasłoniła nos chusteczką. Potraktowała to raczej jako znak, by przemyślała swoje kolejne słowa.
- Powiedziałam Ci wszystko co mi leżało na sumieniu jakiś czas temu, ale nie chciałeś mnie słuchać - skrzyżowała ręce pod piersiami, naciągając w międzyczasie rękawy ciepłego swetra na dłonie.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Ale ja nie chcę tego słuchać, rozumiesz? – uzdrowiciel wytarł pobrudzoną dłoń o spodnie i wyciągnął z kieszeni kilka złotych monet, które ułożył na stoliku w ramach zapłaty za zamówienie i zadośćuczynienia za straty w szkle. Duży kufel piwa wypity na pusty żołądek nie wprowadził go od razu w stan upojenia alkoholowego, ale doprowadził do tego, że czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po organizmie.
- I nie będę o tym tutaj rozmawiał. Nie chcę o tym w ogóle rozmawiać. Po prostu nie chcę. Nie chcę wiedzieć dlaczego to zrobiłaś, bo mnie to najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Wymyśliłem sobie własne powody i to mi wystarcza.
Brunet przesunął dłonią po potylicy i szarpnął za sweter, przyciągając go bliżej siebie. Wsunął go szybko przez głowę i wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni.
- Muszę wyjść zapalić – uniósł brwi do góry i choć nie zadał pytania na głos, Francesca śmiało mogła wyczytać je z jego twarzy. Zostajesz, czy idziesz?
- I nie będę o tym tutaj rozmawiał. Nie chcę o tym w ogóle rozmawiać. Po prostu nie chcę. Nie chcę wiedzieć dlaczego to zrobiłaś, bo mnie to najzwyczajniej w świecie nie interesuje. Wymyśliłem sobie własne powody i to mi wystarcza.
Brunet przesunął dłonią po potylicy i szarpnął za sweter, przyciągając go bliżej siebie. Wsunął go szybko przez głowę i wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni.
- Muszę wyjść zapalić – uniósł brwi do góry i choć nie zadał pytania na głos, Francesca śmiało mogła wyczytać je z jego twarzy. Zostajesz, czy idziesz?
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Zachowanie Vincenta połączone ze zbliżającą się drugą fazą choroby powodowało, że czuła się jeszcze bardziej przybita, niż przed przyjściem tutaj. Chciał "przestać", nie wiadomo na dobrą sprawę co, a potem bronił się rękami i nogami przed jakąkolwiek rozmową. Włoszka przetarła rękawem bladą twarz, na której nie mieściło się ani grama makijażu a potem nie odzywając się przeniosła spojrzenie na twarz Włocha.
- Mhm - wymruczała pod nosem w odpowiedzi na jego nieme pytanie. Narzuciła na siebie kurtkę, zabrała torebkę i wyszła wraz z Cramerem z tego niebieskiego domu wariatów.
- Mhm - wymruczała pod nosem w odpowiedzi na jego nieme pytanie. Narzuciła na siebie kurtkę, zabrała torebkę i wyszła wraz z Cramerem z tego niebieskiego domu wariatów.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Lodowaty wiatr i temperatura, która w ciągu tygodnia drastycznie spadła, sprawiły że przed barem znajdowało się niewielu amatorów puszczania dymka. Uzdrowiciel naciągnął rękawy swetra na dłonie i wsunął do ust pomarańczowy filtr. Gryzący dym penetrował jego płuca, pozostawiając w nim wszystkie szkodliwe dla zdrowia substancje. Kto by się tym jednak przejmował? Na coś w końcu trzeba było umrzeć.
- Powinnaś iść do domu i wziąć leki – rzucił od niechcenia, przestępując z nogi na nogę. Szary dym kłębił się wokół jego dłoni i ust. Zielone tęczówki zniknęły pomiędzy prawie zaciśniętymi z zimna powiekami. Mężczyzna zrobił kilka kroków opodal grubego, betonowego filara, po czym nagle odwrócił się na pięcie, przygryzając skórkę przy kciuku dłoni trzymającej w mocnym uścisku papierosa.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłaś i nie wiem, dlaczego muszę Cię teraz spotykać na każdym kroku, ale wiem, że to cholernie niezdrowe. Zdążyłem się już otrząsnąć, a Ty nagle z tysiąca… co ja gadam… z setek tysięcy miast na całym świecie musiałaś wybrać ten cholerny Londyn akurat w momencie, w którym znów zacząłem się z kimś spotykać. To niesprawiedliwe – lewa dłoń mężczyzny przesunęła szybko po jego krótko przystrzyżonych włosach – To cholernie niesprawiedliwe.
- Powinnaś iść do domu i wziąć leki – rzucił od niechcenia, przestępując z nogi na nogę. Szary dym kłębił się wokół jego dłoni i ust. Zielone tęczówki zniknęły pomiędzy prawie zaciśniętymi z zimna powiekami. Mężczyzna zrobił kilka kroków opodal grubego, betonowego filara, po czym nagle odwrócił się na pięcie, przygryzając skórkę przy kciuku dłoni trzymającej w mocnym uścisku papierosa.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłaś i nie wiem, dlaczego muszę Cię teraz spotykać na każdym kroku, ale wiem, że to cholernie niezdrowe. Zdążyłem się już otrząsnąć, a Ty nagle z tysiąca… co ja gadam… z setek tysięcy miast na całym świecie musiałaś wybrać ten cholerny Londyn akurat w momencie, w którym znów zacząłem się z kimś spotykać. To niesprawiedliwe – lewa dłoń mężczyzny przesunęła szybko po jego krótko przystrzyżonych włosach – To cholernie niesprawiedliwe.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Chłodne powietrze, które smagnęło ją w twarz niczym cieniutka gałązka tuż po wyjściu z pubu spowodowało, że chociaż na chwilę otrzeźwiała. A przy okazji chyba oznaczało to, że jeszcze nie miała temperatury i dobrowolnie wbijała sobie gwóźdź do trumny, z otwartymi ramionami wołając do siebie zarazki. Wysmarkała więc nos, opierając się plecami o chropowatą, oczywiście niebieską bo jakże inaczej, ścianę a wzrok wbiła przed siebie, w migające nieopodal światła, które niebezpiecznie zaczęły się zlewać w całość.
- Powinieneś przestać palić - taki z Ciebie uzdrowiciel, mówisz innym jak mają dbać o zdrowie, chociaż sam tego nie robisz... - odparła krótko podobnym tonem, resztę wypowiedzi pozostawiając tylko dla swojej własnej świadomości. W końcu nastąpił moment niezręcznej ciszy, jednak w tym przypadku Francesca nie czuła potrzeby ratowania rozmowy, ale to co usłyszała potem, spowodowało, że załamana złapała się za głowę.
- Oczywiście Vincencie, zrobiłam to tylko po to, żeby uprzykrzyć Ci życie - uniosła wyregulowane brwi do góry, z niezrozumieniem spoglądając na Włocha. - Nie zrobiłam tego ani ze względu na siebie, ani tym bardziej ze względu na Ciebie - oczywistym było to, że Cramer niewiele wiedział o jej życiu po studiach. Nie wiedział w jakiej sytuacji się znalazła, nie wiedział, że zmarła jej matka a ojciec popadł w obłęd i na dobrą sprawę była jedynym osobnikiem w rodzinie, który zarabiał wystarczająco, żeby utrzymać i siebie i wspomóc bliskich, w tym rodzeństwo. O tym, że była dziennikarką też nie wiedział, ale jednocześnie nie miał prawa się dowiedzieć. Choć mogła z ręką na sercu przysiąc, że nie napisała żadnego artykułu dotyczącego jego osoby.
- Cóż ja Ci poradzę? Powiedz mi, co ja mogę zrobić? Uważasz, że dla mnie komfortową sytuacją jest spotykanie Ciebie albo sama świadomość, że mogę Cię spotkać przechodząc przez ulicę? - spuściła nieco z tonu, zsuwając się po ścianie do pozycji kucającej. Francesca vs Vincent, rundę drugą czas zacząć! - A to dlaczego to zrobiłam Ci wyjaśniałam, ale poczekaj... przepraszam, nie chciałeś mnie słuchać. Teraz też podobno nie masz takiego zamiaru, więc chyba nie będę sobie niepotrzebnie strzępić języka - pomasowała palcami pulsujące skronie, nerwowo zagryzając dolną wargę.
- Powinieneś przestać palić - taki z Ciebie uzdrowiciel, mówisz innym jak mają dbać o zdrowie, chociaż sam tego nie robisz... - odparła krótko podobnym tonem, resztę wypowiedzi pozostawiając tylko dla swojej własnej świadomości. W końcu nastąpił moment niezręcznej ciszy, jednak w tym przypadku Francesca nie czuła potrzeby ratowania rozmowy, ale to co usłyszała potem, spowodowało, że załamana złapała się za głowę.
- Oczywiście Vincencie, zrobiłam to tylko po to, żeby uprzykrzyć Ci życie - uniosła wyregulowane brwi do góry, z niezrozumieniem spoglądając na Włocha. - Nie zrobiłam tego ani ze względu na siebie, ani tym bardziej ze względu na Ciebie - oczywistym było to, że Cramer niewiele wiedział o jej życiu po studiach. Nie wiedział w jakiej sytuacji się znalazła, nie wiedział, że zmarła jej matka a ojciec popadł w obłęd i na dobrą sprawę była jedynym osobnikiem w rodzinie, który zarabiał wystarczająco, żeby utrzymać i siebie i wspomóc bliskich, w tym rodzeństwo. O tym, że była dziennikarką też nie wiedział, ale jednocześnie nie miał prawa się dowiedzieć. Choć mogła z ręką na sercu przysiąc, że nie napisała żadnego artykułu dotyczącego jego osoby.
- Cóż ja Ci poradzę? Powiedz mi, co ja mogę zrobić? Uważasz, że dla mnie komfortową sytuacją jest spotykanie Ciebie albo sama świadomość, że mogę Cię spotkać przechodząc przez ulicę? - spuściła nieco z tonu, zsuwając się po ścianie do pozycji kucającej. Francesca vs Vincent, rundę drugą czas zacząć! - A to dlaczego to zrobiłam Ci wyjaśniałam, ale poczekaj... przepraszam, nie chciałeś mnie słuchać. Teraz też podobno nie masz takiego zamiaru, więc chyba nie będę sobie niepotrzebnie strzępić języka - pomasowała palcami pulsujące skronie, nerwowo zagryzając dolną wargę.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Zaśmiał się w głos. Tak po prostu. Szczerze i głośno. Prawie histerycznie.
- Masz jakieś jeszcze inne dobre rady na podorędziu? Z chęcią posłucham, żeby później o nich szybko zapomnieć – kłótnie pomiędzy nim, a Franceską w niczym nie dorównywały awanturom z panną Gladstone, dlatego wciąż jeszcze nad sobą panował. Jedynie papieros, który coraz częściej i szybciej stykał się z jego spierzchniętymi wargami, dawał świadectwo narastającego napięcia.
- Dla CIEBIE to nie jest komfortowe?! Dla CIEBIE? Błagam Cię, opanuj się, bo mnie brzuch już boli ze śmiechu. Nie wiedziałem, że przez te kilka lat zrobiłaś się taka dowcipna.
Zastanawiające, jak osoba, dla której bylibyśmy w stanie niegdyś zrobić wszystko, potrafi tak szybko stanąć po drugiej stronie barykady. Papieros się skończył, a Cramer znów sięgnął po paczkę i wysunął z niej następnego.
- Jak zamierzasz rozwiązać tą sprawę? Mamy wymienić się grafikami chodzenia po konkretnych ulicach? Może zrobimy sobie dyżury w pubach? Zaklepuję Dziurawy na piątki wieczorem – ironia niemal ściekała po jego brodzie. Porcja nikotyny skutecznie uśpiła jego nerwy, więc zszedł nieco z tonu, choć wciąż miotał się bezwiednie po niewielkim skwerku.
- Dokładnie. Nie mam takiego zamiaru. Jestem pod wrażeniem: zaczęłaś słuchać tego, co się do Ciebie mówi… - uzdrowiciel pokręcił głową z udawanym podziwem, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Nie miał zamiaru już dłużej ciągnąć tej farsy. Chciał w spokoju skończyć palić i teleportować się domu, by należycie spędzić wieczór ze swoją dziewczyną. Spotkanie z Franceską tylko niepotrzebnie odwróciło jego uwagę od poważnych problemów.
- Masz jakieś jeszcze inne dobre rady na podorędziu? Z chęcią posłucham, żeby później o nich szybko zapomnieć – kłótnie pomiędzy nim, a Franceską w niczym nie dorównywały awanturom z panną Gladstone, dlatego wciąż jeszcze nad sobą panował. Jedynie papieros, który coraz częściej i szybciej stykał się z jego spierzchniętymi wargami, dawał świadectwo narastającego napięcia.
- Dla CIEBIE to nie jest komfortowe?! Dla CIEBIE? Błagam Cię, opanuj się, bo mnie brzuch już boli ze śmiechu. Nie wiedziałem, że przez te kilka lat zrobiłaś się taka dowcipna.
Zastanawiające, jak osoba, dla której bylibyśmy w stanie niegdyś zrobić wszystko, potrafi tak szybko stanąć po drugiej stronie barykady. Papieros się skończył, a Cramer znów sięgnął po paczkę i wysunął z niej następnego.
- Jak zamierzasz rozwiązać tą sprawę? Mamy wymienić się grafikami chodzenia po konkretnych ulicach? Może zrobimy sobie dyżury w pubach? Zaklepuję Dziurawy na piątki wieczorem – ironia niemal ściekała po jego brodzie. Porcja nikotyny skutecznie uśpiła jego nerwy, więc zszedł nieco z tonu, choć wciąż miotał się bezwiednie po niewielkim skwerku.
- Dokładnie. Nie mam takiego zamiaru. Jestem pod wrażeniem: zaczęłaś słuchać tego, co się do Ciebie mówi… - uzdrowiciel pokręcił głową z udawanym podziwem, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Nie miał zamiaru już dłużej ciągnąć tej farsy. Chciał w spokoju skończyć palić i teleportować się domu, by należycie spędzić wieczór ze swoją dziewczyną. Spotkanie z Franceską tylko niepotrzebnie odwróciło jego uwagę od poważnych problemów.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Moretti cechowała się wyjątkowo silnym charakterem. Tworzyła wokół siebie mur, który pozornie był nie do przebicia i mało kto wiedział jak go przebić. Ten obywatel stojący kilka metrów nieopodal doskonale wiedział co zrobić, żeby do niej trafić i jak wylać jej na głowę kubeł lodowatej wody. Tylko nie była pewna, czy zdawał sobie z tego sprawę... Francesca przestała masować obolałe skronie, a zamiast tego złapała się za włosy, opuszczając jeszcze niżej głowę. Z każdym kolejnym słowem czuła się tak, jakby ktoś rozdrapywał jej serce i jednocześnie mieszał jej godność z błotem. Ale takie były ich kłótnie. Tyle, że po tych latach nabrały na sile.
- Przestań się na mnie drzeć - jęknęła żałośnie po włosku, nie chcąc by ktokolwiek słyszał ich wymianę zdań, a tym bardziej jej znajoma po fachu, która chyba wciąż kręciła się gdzieś po stadionie. - Przestań w końcu na mnie krzyczeć... - przetarła zaszklone od łez oczy i równocześnie ze swoimi słowami podniosła się z kucek. Nie miała nic więcej do dodania. Nie w tym momencie, choć prawdę powiedziawszy brała pod uwagę powrót do Florencji, żeby więcej nie narażać swojego zdrowia psychicznego.
- Niczego od Ciebie nie wymagam, więc nie wiem o co Ci chodzi - jakby nigdy nic chwyciła papierosa trzymanego przez Włocha, wyrzuciła go na ziemię i ostentacyjnie zdeptała. Nie tolerowała palenia, mimo że sama w skrajnych sytuacjach sięgała po nikotynę. Po tak spektakularnym i groteskowym przedstawieniu odwróciła się na pięcie w stronę wyjścia ze stadionu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że kilka kroków dalej odpłynęła i opadła na ziemię.
- Przestań się na mnie drzeć - jęknęła żałośnie po włosku, nie chcąc by ktokolwiek słyszał ich wymianę zdań, a tym bardziej jej znajoma po fachu, która chyba wciąż kręciła się gdzieś po stadionie. - Przestań w końcu na mnie krzyczeć... - przetarła zaszklone od łez oczy i równocześnie ze swoimi słowami podniosła się z kucek. Nie miała nic więcej do dodania. Nie w tym momencie, choć prawdę powiedziawszy brała pod uwagę powrót do Florencji, żeby więcej nie narażać swojego zdrowia psychicznego.
- Niczego od Ciebie nie wymagam, więc nie wiem o co Ci chodzi - jakby nigdy nic chwyciła papierosa trzymanego przez Włocha, wyrzuciła go na ziemię i ostentacyjnie zdeptała. Nie tolerowała palenia, mimo że sama w skrajnych sytuacjach sięgała po nikotynę. Po tak spektakularnym i groteskowym przedstawieniu odwróciła się na pięcie w stronę wyjścia ze stadionu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że kilka kroków dalej odpłynęła i opadła na ziemię.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Jeszcze na Ciebie nie krzyczę – wycedził przez zęby, zgodnie z resztą z prawdą. Ton jego głosu był tylko lekko podniesiony, a być może przesycenie go ironią spowodowało, że kobieta odebrała to jako krzyk. Nawet jeśli płaczliwe prośby Włoszki i łzy stojące w jej piwnych oczach wywarły na nim jakiekolwiek wrażenie, nie dał tego po sobie znać. Dalej hardo palił papierosa, tupiąc stopą po chodniku.
- O nic mi…
Gdy czarownica wyrwała mu z ręki papierosa poczuł się niczym mały chłopiec, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Na co dzień spokojny i opanowany do granic możliwości, tym razem kopnął z całej siły w pobliską ścianę, nie chcąc znów rozładowywać wulkanu emocji na Moretti, która swoją dawkę już otrzymała. I to nie raz. Pomimo upływu lat uzdrowiciel nie był w stanie ani zapomnieć, ani jej tego wybaczyć. Choćby poszła na kolanach z Londynu do Florencji. Gdy odwróciła się na pięcie spojrzał na nią zaledwie kątem oka, wciskając ze złością dłonie do kieszeni. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło zaledwie kilka chwil później. Chowając swą urażoną dumę do kieszeni i przywołując na twarz maskę uzdrowiciela sprawdził podstawowe czynności życiowe czarownicy, a gdy pomimo delikatnego poklepywania po policzku Francesca nie odzyskiwała przytomności, mężczyzna wziął ją na ręce i teleportował się do szpitala. Pozostawiwszy nakaz stałego nadzoru, podaniu leków przeciwgorączkowych i przykazie trzymania w łóżku przynajmniej przez dwa dni, opuścił budynek, by za rogiem znów się teleportować. Tym razem do Hogsmeade. Z wiernego czuwania przy łóżku byłej narzeczonej na pewno nie wyniknęłoby nic dobrego.
- O nic mi…
Gdy czarownica wyrwała mu z ręki papierosa poczuł się niczym mały chłopiec, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Na co dzień spokojny i opanowany do granic możliwości, tym razem kopnął z całej siły w pobliską ścianę, nie chcąc znów rozładowywać wulkanu emocji na Moretti, która swoją dawkę już otrzymała. I to nie raz. Pomimo upływu lat uzdrowiciel nie był w stanie ani zapomnieć, ani jej tego wybaczyć. Choćby poszła na kolanach z Londynu do Florencji. Gdy odwróciła się na pięcie spojrzał na nią zaledwie kątem oka, wciskając ze złością dłonie do kieszeni. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło zaledwie kilka chwil później. Chowając swą urażoną dumę do kieszeni i przywołując na twarz maskę uzdrowiciela sprawdził podstawowe czynności życiowe czarownicy, a gdy pomimo delikatnego poklepywania po policzku Francesca nie odzyskiwała przytomności, mężczyzna wziął ją na ręce i teleportował się do szpitala. Pozostawiwszy nakaz stałego nadzoru, podaniu leków przeciwgorączkowych i przykazie trzymania w łóżku przynajmniej przez dwa dni, opuścił budynek, by za rogiem znów się teleportować. Tym razem do Hogsmeade. Z wiernego czuwania przy łóżku byłej narzeczonej na pewno nie wyniknęłoby nic dobrego.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
Wolał zbytnio nie myśleć o wczorajszym dniu, a szczególnie o tym co zamierzał ze sobą zrobić. Choć dzięki temu zdecydowanie lepiej się czuł pod względem psychicznym jak i fizycznym, w końcu udało mu się bez przeszkód przespać całą noc. Już od dawna Miles, Vincent i Roland planowali wypad do jakiegoś baru, więc w końcu udało umówić się na dziś wieczór. Wrzucił do kieszeni skórzanej kurtki tylko klucze, fajki z zapalniczką i pieniądze uznał, że tylko to będzie mu potrzebne, a reszta jest zbędna. Urządził sobie krótki spacer w drodze na miejsca spotkania. Kilkanaście minut później znajdował się niedaleko stadionu Błękitnych mimo, że jakoś nigdy nie pasjonował się tym sportem, ale był tu pub, do którego właśnie zmierzał. Rozejrzał się po pomieszczeniu widocznie był pierwszy z całej trójki, choć zwykle to on się spóźniał. Zajął miejsce przy jednym z wolnych stolików wyjmując z kieszeni kartonik wydobywając z niego papierosa. Chwilę później jego płuca wypełnił papierosowy dym, który wypuścił ustami.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Nie wiadomo, czy złapał złotego znicza. Wciąż trwa nerwowe oczekiwanie. Czy Osy z Wimbourne znów czeka gorzki smak porażki? Sędzia podnosi rękę…
- Duże piwo – Cramer klepnął swego zajętego paleniem przyjaciela w plecy i zajął jedno z wolnych miejsc tuż obok. Rozkręcone na niemal pełny regulator radio w pozostałej części sali uniemożliwiało jakąkolwiek wymianę zdań. Stojący za kontuarem barman szybko zajął się realizacją zamówienia uzdrowiciela. Nim ten zdążył zsunąć z ramion czarną, skórzaną kurtkę na blacie przed nim stał już duży, pękaty kufel wypełniony złocistym trunkiem.
- Ciężki dzień?
Vincent poczęstował się jednym z papierosów, jakie zawierała w sobie pozostawiona na wierzchu paczka Gladstone i po chwili również delektował się gryzącym dymem. Wyraźnie wyczuwalna w piwie goryczka idealnie komponująca się w tej chwili z nikotynową bombą następnego ranka zapewne sprawi, że język stanie mu w gardle niczym kołek. I nie tylko jemu. Świadoma konsekwencji trójka z premedytacją zamierzała dziś jednak wprowadzić się w stan, który doprowadzi ich kobiety do białej gorączki, a ich samych do stanu bezgranicznego szczęścia.
- Ana-Lucia wróciła. Będzie z nami pracować.
- Duże piwo – Cramer klepnął swego zajętego paleniem przyjaciela w plecy i zajął jedno z wolnych miejsc tuż obok. Rozkręcone na niemal pełny regulator radio w pozostałej części sali uniemożliwiało jakąkolwiek wymianę zdań. Stojący za kontuarem barman szybko zajął się realizacją zamówienia uzdrowiciela. Nim ten zdążył zsunąć z ramion czarną, skórzaną kurtkę na blacie przed nim stał już duży, pękaty kufel wypełniony złocistym trunkiem.
- Ciężki dzień?
Vincent poczęstował się jednym z papierosów, jakie zawierała w sobie pozostawiona na wierzchu paczka Gladstone i po chwili również delektował się gryzącym dymem. Wyraźnie wyczuwalna w piwie goryczka idealnie komponująca się w tej chwili z nikotynową bombą następnego ranka zapewne sprawi, że język stanie mu w gardle niczym kołek. I nie tylko jemu. Świadoma konsekwencji trójka z premedytacją zamierzała dziś jednak wprowadzić się w stan, który doprowadzi ich kobiety do białej gorączki, a ich samych do stanu bezgranicznego szczęścia.
- Ana-Lucia wróciła. Będzie z nami pracować.
Re: Pub "Błękitny" przy stadionie
- Cześć, Vincent - przywitał się czując klepnięcie w plecy. - Dla mnie to samo - zwrócił się w kierunku barmana wypuszczając ustami dym. Facet stojący za barem natychmiast zajął się za nalewanie piwa do drugiego naczynia, a gdy stanął kufel przed nim zamoczył w nim swoje usta. Tego było mu trzeba spotkanie z najlepszymi kumplami, napój bogów i upicie jak za dobrych studenckich czasów.
- Wolny, przede wszystkim wolny - strzepnął popiół wprost do popielniczki, który nagromadził się na końcu papierosa. - A tobie jak minął?
Upił kolejny łyk piwa, którym omalże się nie zakrztusił, kiedy to Vincent zapragnął podzielić się z nim pewną "nowiną". Jego mina aktualnie mówiła: czy ty sobie ze mnie ku*wa żartujesz?
- Vincent, na prawdę? - spytał z udawanym zaskoczeniem w głosie.
- A tak na serio, to masz niezły zapłon. Spotkałem ją jakiś miesiąc temu na dyżurze, wyobraź sobie moje zdziwienie - papieros znalazł się pomiędzy jego wargami, żarząc się na końcu delikatnie.
- Wolny, przede wszystkim wolny - strzepnął popiół wprost do popielniczki, który nagromadził się na końcu papierosa. - A tobie jak minął?
Upił kolejny łyk piwa, którym omalże się nie zakrztusił, kiedy to Vincent zapragnął podzielić się z nim pewną "nowiną". Jego mina aktualnie mówiła: czy ty sobie ze mnie ku*wa żartujesz?
- Vincent, na prawdę? - spytał z udawanym zaskoczeniem w głosie.
- A tak na serio, to masz niezły zapłon. Spotkałem ją jakiś miesiąc temu na dyżurze, wyobraź sobie moje zdziwienie - papieros znalazł się pomiędzy jego wargami, żarząc się na końcu delikatnie.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Inne miejsca w Londynie :: Stadion Błękitnych z Londynu :: Strefa dla kibiców
Strona 2 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach