[18]
+2
Liam Cryan
Francesca Moretti
6 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Stara kamienica :: I piętro
Strona 1 z 4
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
[18]
Niewielkie dwuosobowe mieszkanko panny Moretti mieści się na pierwszym piętrze w starej kamienicy. Jest to z pewnością gustowny apartament, z dobrze zorganizowaną przestrzenią, neutralną paletą kolorów a subtelne i praktyczne dodatki dodają jedynie uroku pomieszczeniom.
Po otworzeniu drzwi wchodzimy bezpośrednio do salonu połączonego z jadalnią i kuchnią, w której kobieta spędza dość dużo czasu mimo mieszkania w pojedynkę:
Na prawo od wejścia znajduje się krótki korytarz, na końcu którego są drzwi prowadzące do łazienki. Tam z kolei znajduje się wygodny wbrew wyglądowi prysznic oraz rząd szuflad z różnego rodzaju produktami do użytku codziennego:
Obok łazienki znajdują się jeszcze jedne drzwi, które podczas wizyt gości są zamknięte a gospodyni pilnuje, by nikt tam nie zaglądał. Mianowicie to za nimi znajduje się królestwo Francesci. Jeden z pokoi został przerobiony na prywatny gabinet. To tam spędza resztę wolnego czasu na pisaniu, czytaniu czy bezsensownym rozmyślaniu na tematy mniej i bardziej ważne:
Tuż koło regału z książkami znajduje się wejście do sypialni. Pomieszczenie jest małe, mieści się tam jedynie duże łóżko, dwie szafki nocne oraz stoliczek, nad którym wisi lustro:
Jedynym mankamentem mieszkania jest brak balkonu, ale i na to da się przymknąć oko, bo balkon zastąpiony jest dużymi oknami, z których widok wychodzi nie na główną ulicę, tylko na park za kamienicą.
Po otworzeniu drzwi wchodzimy bezpośrednio do salonu połączonego z jadalnią i kuchnią, w której kobieta spędza dość dużo czasu mimo mieszkania w pojedynkę:
Na prawo od wejścia znajduje się krótki korytarz, na końcu którego są drzwi prowadzące do łazienki. Tam z kolei znajduje się wygodny wbrew wyglądowi prysznic oraz rząd szuflad z różnego rodzaju produktami do użytku codziennego:
Obok łazienki znajdują się jeszcze jedne drzwi, które podczas wizyt gości są zamknięte a gospodyni pilnuje, by nikt tam nie zaglądał. Mianowicie to za nimi znajduje się królestwo Francesci. Jeden z pokoi został przerobiony na prywatny gabinet. To tam spędza resztę wolnego czasu na pisaniu, czytaniu czy bezsensownym rozmyślaniu na tematy mniej i bardziej ważne:
Tuż koło regału z książkami znajduje się wejście do sypialni. Pomieszczenie jest małe, mieści się tam jedynie duże łóżko, dwie szafki nocne oraz stoliczek, nad którym wisi lustro:
Jedynym mankamentem mieszkania jest brak balkonu, ale i na to da się przymknąć oko, bo balkon zastąpiony jest dużymi oknami, z których widok wychodzi nie na główną ulicę, tylko na park za kamienicą.
Re: [18]
Mogła się spodziewać, że Irlandczyk przyjmie jej słowa jako zaproszenie, ale nie miała mu tego za złe. Wciąż była zdania, że jednak rozmowa z nim jest o wiele ciekawszą perspektywą na spędzenie następnych kilku godzin, niż zastanawianie się nad swoim życiem. Do pracy też szła na godzinę późniejszą niż poranna, jednak widok Moretti z sińcami od niewyspania pod oczami i kubkiem aromatycznej kawy nikogo nie dziwił.
Gdy niespełna pięć minut później znaleźli się w starej kamienicy, Włoszka leniwym krokiem skierowała się na pierwsze piętro pod numer osiemnasty. Nim otworzyła drzwi mieszkania, spojrzała kontrolnie na idącego za nią Liama z nieznacznym uśmiechem.
- Pamiętaj, że umiem się bronić - nawiązała jeszcze do ich wcześniejszej rozmowy o rzucaniu się na siebie w akcie desperacji a jej ton mimo wypowiedzianych słów był żartobliwy, pozbawiony wszelkich złośliwości. Później wpuściła Cryana do środka, spoglądając w stronę swojej prywatnej części mieszkania - zamknięta na klucz, a klucz z kolei ukryty w odpowiednim miejscu. To nie tak, że spodziewała się gości. Miała pewną nerwicę natręctw polegającą na zamykaniu swojego gabinetu na klucz przed każdym swoim wyjściem z domu i nie umiała się tego oduczyć. Albo i nie chciała, zresztą... kto by się przejmował?
Francesca skierowała swoje kroki do kuchni, kładąc butelkę wina na blacie.
- W porównaniu z innymi mieszkaniami w tej kamienicy to jest niczym - i jak to pani na włościach, w swoim kuchennym królestwie, najpierw wyciągnęła z lodówki odpowiednie składniki - to, że żywiła się śmieciowym jedzeniem wcale nie oznaczało, że w jej lodówce po otworzeniu świeci tylko małe światełko - kładąc je na blacie. W międzyczasie rzuciła korkociąg do Liama, sugerując mu tym samym, by otworzył wino, a ruchem głowy pokazała mu przeszkloną szafkę z kieliszkami. W razie gdyby jednak jej nie zauważył...
Sama zabrała się do krojenia cebuli, którą później wrzuciła na rozgrzaną oliwię, zajmując się krojeniem reszty składników.
- Nadal mi nie powiedziałeś czym się zajmujesz i gdzie mieszkasz. Może jesteś bezdomnym a te ubrania - tutaj wycelowała w niego nożem, kreśląc nim odpowiedni ruch w powietrzu. - Są tylko przykrywką... hm? - nie lubiła rozmawiać podczas gotowania, ale z drugiej strony nie mogła przecież tak po prostu zignorować swojego gościa. Przede wszystkim Włosi byli gościnni, co mówiło samo za siebie. Po kilku minutach los cebuli podzielił skrojony w kosteczkę boczek oraz coś co miało przypominać szynkę parmeńską. Gdy zyskała chwilę czasu zabrała się do przygotowywania części sosu - w tym celu zmiksowała obrane ze skórki pomidory wraz z passatą, czyli sosem pomidorowym.
- Tutaj w Londynie nie ma takich składników jak we Włoszech, ale ocenisz sam jak Ci smakuje - ostrzegła, chociaż wiedziała, że jeśliby mu nie smakowało to nie przejęłaby się tym specjalnie. Tylko pozornie. Jej damska duma byłaby głęboko urażona faktem, że komuś nie smakuje jej kuchnia, ale to była raczej kwestia gustów i guścików, których się nie powinno oceniać. Przemieszała zawartość głębokiej patelni, wlewając pół szklanki jasnożółtej cieszy, czyli zwykłego białego wina, a następnie dodała zmiksowane przed chwilą pomidory. Wymieszała wszystko, tak by składniki połączyły się ze sobą, a następnie przykryła, przemyła dłonie i usiadła przy stole.
- To teraz czekamy niecałą godzinę - uśmiechnęła się pod nosem, jednak zapach który dochodził do jej nozdrzy powodował, że to będzie najdłuższa godzina w jej życiu.
Gdy niespełna pięć minut później znaleźli się w starej kamienicy, Włoszka leniwym krokiem skierowała się na pierwsze piętro pod numer osiemnasty. Nim otworzyła drzwi mieszkania, spojrzała kontrolnie na idącego za nią Liama z nieznacznym uśmiechem.
- Pamiętaj, że umiem się bronić - nawiązała jeszcze do ich wcześniejszej rozmowy o rzucaniu się na siebie w akcie desperacji a jej ton mimo wypowiedzianych słów był żartobliwy, pozbawiony wszelkich złośliwości. Później wpuściła Cryana do środka, spoglądając w stronę swojej prywatnej części mieszkania - zamknięta na klucz, a klucz z kolei ukryty w odpowiednim miejscu. To nie tak, że spodziewała się gości. Miała pewną nerwicę natręctw polegającą na zamykaniu swojego gabinetu na klucz przed każdym swoim wyjściem z domu i nie umiała się tego oduczyć. Albo i nie chciała, zresztą... kto by się przejmował?
Francesca skierowała swoje kroki do kuchni, kładąc butelkę wina na blacie.
- W porównaniu z innymi mieszkaniami w tej kamienicy to jest niczym - i jak to pani na włościach, w swoim kuchennym królestwie, najpierw wyciągnęła z lodówki odpowiednie składniki - to, że żywiła się śmieciowym jedzeniem wcale nie oznaczało, że w jej lodówce po otworzeniu świeci tylko małe światełko - kładąc je na blacie. W międzyczasie rzuciła korkociąg do Liama, sugerując mu tym samym, by otworzył wino, a ruchem głowy pokazała mu przeszkloną szafkę z kieliszkami. W razie gdyby jednak jej nie zauważył...
Sama zabrała się do krojenia cebuli, którą później wrzuciła na rozgrzaną oliwię, zajmując się krojeniem reszty składników.
- Nadal mi nie powiedziałeś czym się zajmujesz i gdzie mieszkasz. Może jesteś bezdomnym a te ubrania - tutaj wycelowała w niego nożem, kreśląc nim odpowiedni ruch w powietrzu. - Są tylko przykrywką... hm? - nie lubiła rozmawiać podczas gotowania, ale z drugiej strony nie mogła przecież tak po prostu zignorować swojego gościa. Przede wszystkim Włosi byli gościnni, co mówiło samo za siebie. Po kilku minutach los cebuli podzielił skrojony w kosteczkę boczek oraz coś co miało przypominać szynkę parmeńską. Gdy zyskała chwilę czasu zabrała się do przygotowywania części sosu - w tym celu zmiksowała obrane ze skórki pomidory wraz z passatą, czyli sosem pomidorowym.
- Tutaj w Londynie nie ma takich składników jak we Włoszech, ale ocenisz sam jak Ci smakuje - ostrzegła, chociaż wiedziała, że jeśliby mu nie smakowało to nie przejęłaby się tym specjalnie. Tylko pozornie. Jej damska duma byłaby głęboko urażona faktem, że komuś nie smakuje jej kuchnia, ale to była raczej kwestia gustów i guścików, których się nie powinno oceniać. Przemieszała zawartość głębokiej patelni, wlewając pół szklanki jasnożółtej cieszy, czyli zwykłego białego wina, a następnie dodała zmiksowane przed chwilą pomidory. Wymieszała wszystko, tak by składniki połączyły się ze sobą, a następnie przykryła, przemyła dłonie i usiadła przy stole.
- To teraz czekamy niecałą godzinę - uśmiechnęła się pod nosem, jednak zapach który dochodził do jej nozdrzy powodował, że to będzie najdłuższa godzina w jej życiu.
Re: [18]
Moretti może i mogła pozwolić sobie na niewyspanie, on jednak raczej nie powinien. Wymaganym było raczej, by pozostawał stale dyspozycyjny, co znaczyło - o trzeźwym umyśle. Teraz jednak nic sobie z tego nie robił. Było już dobrze po północy, zamiast jednak przykładnie siedzieć w domu, szlajał się po okolicy. Ale okolicy nie byle jakiej - bo nie włóczył się przecież po ciemnych zaułkach, a jedynie wpadł na kulturalną kolację (zgodnie z zasadą, że lepiej późno, niż wcale) do starej znajomej.
Teatralnie przewracając oczami na jej oświadczenie, już po chwili przekroczył za nią próg mieszkania, rozglądając się z zaciekawieniem. Nie był wścibski, toteż nawet nie korciło go, by powędrować do prywatnej części mieszkania. Zamiast tego podążył do kuchni, po drodze oglądając to, co było w zasięgu jego wzroku.
Gdy w jego rękach znalazł się korkociąg, wydobył dwa kieliszki z przeszklonej szafki, którą wbrew obawom gospodyni jednak zauważył i podstawił je na stole, biorąc się natomiast za butelkę wina. Sprawnie pozbawiając ją korka, nalał alkoholu do obu naczynek tak, jak nalewać się powinno - nie do pełna, lecz najwyżej do połowy, by proporcje między winem a powietrzem pozostały zachowane. Dopiero wtedy pozwolił sobie usiąść na jednym z krzeseł i, przez chwilę z ciekawością obserwując poczynania kobiety, włączyć się w końcu do rozmowy.
- Prawdę mówiąc, dopiero się tu organizuję. - Wzruszył lekko ramionami, oferując Moretti odpowiedź stosunkowo oględną, ułożoną na bazie zasady nie bycia szczególnie wylewnym. Swą świeżo zdobytą legitymacją policyjnego psychologa nie zamierzał szafować. - Zatrzymałem się u dawnej znajomej, bo właściwie nie dała mi innego wyboru. - Uśmiechnął się nieznacznie. Taka interpretacja wydarzeń związanych z Blodeuwedd nie byłą całkowicie błędna, choć w pełni prawdziwa - również nie.
- Na pewno będzie wspaniałe. - Zapewnił ją, uśmiechając się uspokajająco. Nie wątpił, że pomimo braku składników odpowiedniej jakości, Francesca wyczaruje coś smacznego. Za każdym razem, gdy w drodze wyjątku czymś go częstowała, nie miał powodów do narzekania. Teraz z pewnością nie miało być inaczej.
Gdy zajęła miejsce naprzeciw niego, podał jej jeden z napełnionych kieliszków, sam sięgając po drugi.
- Może więc toast... za spotkanie? - Spojrzał na nią z rozbawieniem. Banalna intencja, od której zaczynało się wiele przeróżnych posiedzeń.
Teatralnie przewracając oczami na jej oświadczenie, już po chwili przekroczył za nią próg mieszkania, rozglądając się z zaciekawieniem. Nie był wścibski, toteż nawet nie korciło go, by powędrować do prywatnej części mieszkania. Zamiast tego podążył do kuchni, po drodze oglądając to, co było w zasięgu jego wzroku.
Gdy w jego rękach znalazł się korkociąg, wydobył dwa kieliszki z przeszklonej szafki, którą wbrew obawom gospodyni jednak zauważył i podstawił je na stole, biorąc się natomiast za butelkę wina. Sprawnie pozbawiając ją korka, nalał alkoholu do obu naczynek tak, jak nalewać się powinno - nie do pełna, lecz najwyżej do połowy, by proporcje między winem a powietrzem pozostały zachowane. Dopiero wtedy pozwolił sobie usiąść na jednym z krzeseł i, przez chwilę z ciekawością obserwując poczynania kobiety, włączyć się w końcu do rozmowy.
- Prawdę mówiąc, dopiero się tu organizuję. - Wzruszył lekko ramionami, oferując Moretti odpowiedź stosunkowo oględną, ułożoną na bazie zasady nie bycia szczególnie wylewnym. Swą świeżo zdobytą legitymacją policyjnego psychologa nie zamierzał szafować. - Zatrzymałem się u dawnej znajomej, bo właściwie nie dała mi innego wyboru. - Uśmiechnął się nieznacznie. Taka interpretacja wydarzeń związanych z Blodeuwedd nie byłą całkowicie błędna, choć w pełni prawdziwa - również nie.
- Na pewno będzie wspaniałe. - Zapewnił ją, uśmiechając się uspokajająco. Nie wątpił, że pomimo braku składników odpowiedniej jakości, Francesca wyczaruje coś smacznego. Za każdym razem, gdy w drodze wyjątku czymś go częstowała, nie miał powodów do narzekania. Teraz z pewnością nie miało być inaczej.
Gdy zajęła miejsce naprzeciw niego, podał jej jeden z napełnionych kieliszków, sam sięgając po drugi.
- Może więc toast... za spotkanie? - Spojrzał na nią z rozbawieniem. Banalna intencja, od której zaczynało się wiele przeróżnych posiedzeń.
Re: [18]
Chwyciła w dłonie kieliszek z winem, podchodząc do nieznanego trunku jak do jeża. Wzięła je na spróbowanie i nie miała pojęcia czy to wino nie okaże się kolejnym zwykłym sikaczem, na które wydała niepotrzebnie pieniądze.
- Niech będzie, za spotkanie - uśmiechnęła się półgębkiem, stukając kieliszkiem o kieliszek Irlandczyka, na znak toastu, po czym niepewnie zamoczyła wargi w czerwonej cieczy. Jak na jej gust mogło być, ale próbowała lepszych, co nie oznaczało, że zacznie wybrzydzać. Podciągnęła więc jedną nogę pod klatkę piersiową, drugą palcami spierając o podłogę, z kolei łokciem podparła się o stół a dłonią o policzek. Drugą dłoń zacisnęła na szklanej nóżce kieliszka, spoglądając na Liama.
- Znajoma mówisz... znam ją? Opowiadaj, dawno nie miałam do czynienia z w miarę normalnymi ludźmi - zrobiła minę niewiniątka, w razie gdyby jednak Cryan podjął decyzję o rzuceniu się na nią. Wbrew temu kim naprawdę była chciała chociaż na chwilę wrócić do normalności... i poudawać, że jest zwykłym, szarym człowieczkiem. - Z tego co wiem są jeszcze wolne mieszkania do kupienia, mieszkam tutaj ze studentkami i z zastępcą Munga, o, i nawet z zastępczynią Filii. A resztę niespecjalnie często widuję - fakt faktem rzadko widywała swoich sąsiadów, co jej nie przeszkadzało, skoro wiedziała o nich... sporo.
Kilka minut później podniosła się z miejsca, wracając do gotującego się sosu. Przemieszała zawartość garnka upewniając się, że składniki połączyły się odpowiednio i doprawiła całość na oko solą, pieprzem oraz tajemniczą mieszanką ziół, po czym wstawiła wodę na makaron, dodając do niej kilka kropli oliwy.
- Wolisz sos na makaronie czy wymieszane razem? - spytała, opierając się plecami o blat. Nie widziała sensu ponownego siadania przy stole, jeśli za chwilę i tak będzie musiała wstać, żeby wrzucić makaron do wody. Długo nie ustała na swoim miejscu, bo korzystając z wolnej chwili wyjęła z szafki dwa talerze, a także sztućce.
- Niech będzie, za spotkanie - uśmiechnęła się półgębkiem, stukając kieliszkiem o kieliszek Irlandczyka, na znak toastu, po czym niepewnie zamoczyła wargi w czerwonej cieczy. Jak na jej gust mogło być, ale próbowała lepszych, co nie oznaczało, że zacznie wybrzydzać. Podciągnęła więc jedną nogę pod klatkę piersiową, drugą palcami spierając o podłogę, z kolei łokciem podparła się o stół a dłonią o policzek. Drugą dłoń zacisnęła na szklanej nóżce kieliszka, spoglądając na Liama.
- Znajoma mówisz... znam ją? Opowiadaj, dawno nie miałam do czynienia z w miarę normalnymi ludźmi - zrobiła minę niewiniątka, w razie gdyby jednak Cryan podjął decyzję o rzuceniu się na nią. Wbrew temu kim naprawdę była chciała chociaż na chwilę wrócić do normalności... i poudawać, że jest zwykłym, szarym człowieczkiem. - Z tego co wiem są jeszcze wolne mieszkania do kupienia, mieszkam tutaj ze studentkami i z zastępcą Munga, o, i nawet z zastępczynią Filii. A resztę niespecjalnie często widuję - fakt faktem rzadko widywała swoich sąsiadów, co jej nie przeszkadzało, skoro wiedziała o nich... sporo.
Kilka minut później podniosła się z miejsca, wracając do gotującego się sosu. Przemieszała zawartość garnka upewniając się, że składniki połączyły się odpowiednio i doprawiła całość na oko solą, pieprzem oraz tajemniczą mieszanką ziół, po czym wstawiła wodę na makaron, dodając do niej kilka kropli oliwy.
- Wolisz sos na makaronie czy wymieszane razem? - spytała, opierając się plecami o blat. Nie widziała sensu ponownego siadania przy stole, jeśli za chwilę i tak będzie musiała wstać, żeby wrzucić makaron do wody. Długo nie ustała na swoim miejscu, bo korzystając z wolnej chwili wyjęła z szafki dwa talerze, a także sztućce.
Re: [18]
W przeciwieństwie do Moretti, nie miał szczególnych uprzedzeń co do wina, przy czym nie brało się to z jego tolerancji na najgorsze nawet trunki. Jak każdy miał swe gusta i guściki, przy czym każdej nowości dawał kredyt zaufania. Zwyczajnie nie widział powodu, by podejrzewać ot, chociażby takie wino o najgorsze. Gdy więc Francesca z nieufnością próbowała kilku kropel alkoholu, on, po stuknięciu się z nią kieliszkami, dał sobie chwilę na analizę jego aromatu, po czym pociągnął jeden łyk, na tyle duży, by w pełni poczuć smak winogron i dodatków mających decydować o oryginalności wina.
- Na pewno. Każdy ją zna, przynajmniej w tym znaczeniu, że wie o kogo chodzi - rzucił z rozbawieniem na jej słowa. Nie widział nic złego w przyznaniu się, kogo ma wśród znajomych - pogląd ten zmieniłby może wiedząc, czym poza nauką włoskiego zajmuje się Moretti, póki co jednak pozostawał w błogiej nie świadomości. - Ja, droga Francesco, obracam się tylko wśród wysoko postawionych. - Uniósł brwi uśmiechając się znacząco. - Morwen Blodeuwedd.
Z ciekawością wysłuchał też sprawozdania z sąsiedztwa i gdy studentki nieszczególnie go interesowały, dwie kolejne postaci warte były uwagi.
- Miles Gladstone i Amandine Løvenskiold. - Rzucił nazwiskami w zamyśleniu. - Jacy są? V-ce Filii to podobno wredna suka... Tak słyszałem. - Uniósł dłonie w geście niewinności. Sam wiedział tylko tyle, ile pisali w gazetach, czyli niewiele i niekoniecznie w zgodzie z prawdą.
Nie zamierzał natomiast ingerować w proces twórczy dotyczący powstawania ich późnej kolacji.
- Poprzednio o nic takiego mnie nie pytałaś i było świetnie. Tym razem więc również zdaję się na ciebie. - Uśmiechnął się szerzej. Zgrabny unik wynikający ze zwykłego, ludzkiego niezdecydowania.
Mocząc wargi w słodkim winie, przyjrzał się gospodyni z ciekawością. Może chciał o coś zapytać, a może jedynie popatrzeć. Faktem jednak było, że z jego ust nie padły żadne słowa. Jego twarz rozjaśnił tylko nieznaczny uśmiech gdy powstał od stołu, by przejąć od niej talerze i sztućce.
- Nie godzi się, by kobieta tak mi usługiwała. - Spojrzał na nią z rozbawieniem i wyjmując jej z dłoni zastawę, sam ułożył wszystko na stole zgodnie z wszelkimi zasadami savoir-vivre'u.
- Na pewno. Każdy ją zna, przynajmniej w tym znaczeniu, że wie o kogo chodzi - rzucił z rozbawieniem na jej słowa. Nie widział nic złego w przyznaniu się, kogo ma wśród znajomych - pogląd ten zmieniłby może wiedząc, czym poza nauką włoskiego zajmuje się Moretti, póki co jednak pozostawał w błogiej nie świadomości. - Ja, droga Francesco, obracam się tylko wśród wysoko postawionych. - Uniósł brwi uśmiechając się znacząco. - Morwen Blodeuwedd.
Z ciekawością wysłuchał też sprawozdania z sąsiedztwa i gdy studentki nieszczególnie go interesowały, dwie kolejne postaci warte były uwagi.
- Miles Gladstone i Amandine Løvenskiold. - Rzucił nazwiskami w zamyśleniu. - Jacy są? V-ce Filii to podobno wredna suka... Tak słyszałem. - Uniósł dłonie w geście niewinności. Sam wiedział tylko tyle, ile pisali w gazetach, czyli niewiele i niekoniecznie w zgodzie z prawdą.
Nie zamierzał natomiast ingerować w proces twórczy dotyczący powstawania ich późnej kolacji.
- Poprzednio o nic takiego mnie nie pytałaś i było świetnie. Tym razem więc również zdaję się na ciebie. - Uśmiechnął się szerzej. Zgrabny unik wynikający ze zwykłego, ludzkiego niezdecydowania.
Mocząc wargi w słodkim winie, przyjrzał się gospodyni z ciekawością. Może chciał o coś zapytać, a może jedynie popatrzeć. Faktem jednak było, że z jego ust nie padły żadne słowa. Jego twarz rozjaśnił tylko nieznaczny uśmiech gdy powstał od stołu, by przejąć od niej talerze i sztućce.
- Nie godzi się, by kobieta tak mi usługiwała. - Spojrzał na nią z rozbawieniem i wyjmując jej z dłoni zastawę, sam ułożył wszystko na stole zgodnie z wszelkimi zasadami savoir-vivre'u.
Re: [18]
Uśmiechnęła się pod nosem. Z całą pewnością nazwisko Blodeuwedd nie było obce w redakcji pisemka. Wiele się słyszało o perypetiach aurorki, i o tych złych i o tych dobrych, jednak Moretti przybrała minę osoby zaskoczonej.
- Wow, coś Ty... aż takie znajomości masz w naszym półświatku? Wstydź się, rozmawiasz teraz z TYLKO pospolitą nauczycielką - rozłożyła ręce w geście bezradności, jakby tym gestem chciała go przeprosić za to, że zaniża jego reputację w wielkim świecie. Oczywiście była ciekawa szczegółów ich znajomości, nawet jeśli jutro wiedziałaby wszystko od swoich informatorów. Ale teraz miałaby temat z pierwszej ręki, z pierwszorzędnego źródełka, a co za tym idzie dostałaby może jakąś premię albo chociaż dodatkowy dzień wolnego na zlasowanie sobie mózgu. Do gotującej się wody wrzuciła typowy makaron spaghetti, po czym zabrała się za ścieranie sera. Dla smaku, z kolei pytanie o jej lokatorów w kamienicy spowodowało, że ugryzła się w język. Rzeczywiście, nie w przenośni. Nie wygadaj się, Moretti, pamiętaj o anonimowości... skierowała myślenie na odpowiednie tory, z niemym jęknięciem przyjęła nieprzyjemny ból rozchodzący się po jej buzi, wzruszając na koniec ramionami.
- Rzadko ich widuję, wiesz jak jest. Jedno i drugie ma poważną posadę, więc ich zachowanie zakrawa na pracoholizm. Nie znam ich, dlatego nie będę się wypowiadać, ale fakt, dziewczyna nie wygląda na sympatyczną. A Miles... słyszałam od koleżanek, że jest trochę niesforny - odparła na tyle wymijająco i treściwie, by nie mógł się do niczego doczepić. Gra słowna połączona z manipulacją, panie Cryan, była jej drugim imieniem.
- Przypuszczam, że Morwen mogłaby Ci więcej powiedzieć na ich temat, pewnie obraca się w ich towarzystwie - dodała po krótkiej chwili milczenia, dopijając resztę półsłodkiego wina ze swojego kieliszka. Jego komentarz i przejęcie talerzy oraz sztućców skomentowała krótkim dzięki, po czym gdy kilka minut później makaron był gotowy, odcedziła go, stawiając na stole. Podobnie zrobiła z przestudzonym, ale wciąż ciepłym, sosem, a także z miseczką ze starym serem.
- Skoro tak mówisz to teraz sobie nałóż sam - stwierdziła krótko, nakładając sobie jedzenie na talerz. Zanim zaczęła jeść, poczekała na swojego towarzysza dzisiejszej niedoli, obserwując rozbawionym spojrzeniem jego zabawy z nakładaniem wyślizgującego się non stop makaronu.
Jakiś czas później po długich rozmowach na zupełnie niezobowiązujące tematy i po dokończeniu butelki wina, Francesca zerknęła na zegar a później na Liama.
- Miło było, ale muszę wstać rano do pracy, także sam rozumiesz... - uśmiechnęła się przepraszająco, odprowadzając Irlandczyka do drzwi. - Dobrej nocy. Wracaj do swojej znajomej, jak znajdę wolną chwilę to zapraszam ponownie na spaghetti albo coś innego - w przyjacielskim geście cmoknęła go w policzek a później pozmywała brudne naczynia i położyła się spać.
Spała może niecałe cztery godziny, co zupełnie jej wystarczało do normalnego funkcjonowania. Gdy umyła się i wykonała wokół siebie różne inne dziwne, poranne czynności, opuściła mieszkanie, zamykając je oczywiście na klucz.
- Wow, coś Ty... aż takie znajomości masz w naszym półświatku? Wstydź się, rozmawiasz teraz z TYLKO pospolitą nauczycielką - rozłożyła ręce w geście bezradności, jakby tym gestem chciała go przeprosić za to, że zaniża jego reputację w wielkim świecie. Oczywiście była ciekawa szczegółów ich znajomości, nawet jeśli jutro wiedziałaby wszystko od swoich informatorów. Ale teraz miałaby temat z pierwszej ręki, z pierwszorzędnego źródełka, a co za tym idzie dostałaby może jakąś premię albo chociaż dodatkowy dzień wolnego na zlasowanie sobie mózgu. Do gotującej się wody wrzuciła typowy makaron spaghetti, po czym zabrała się za ścieranie sera. Dla smaku, z kolei pytanie o jej lokatorów w kamienicy spowodowało, że ugryzła się w język. Rzeczywiście, nie w przenośni. Nie wygadaj się, Moretti, pamiętaj o anonimowości... skierowała myślenie na odpowiednie tory, z niemym jęknięciem przyjęła nieprzyjemny ból rozchodzący się po jej buzi, wzruszając na koniec ramionami.
- Rzadko ich widuję, wiesz jak jest. Jedno i drugie ma poważną posadę, więc ich zachowanie zakrawa na pracoholizm. Nie znam ich, dlatego nie będę się wypowiadać, ale fakt, dziewczyna nie wygląda na sympatyczną. A Miles... słyszałam od koleżanek, że jest trochę niesforny - odparła na tyle wymijająco i treściwie, by nie mógł się do niczego doczepić. Gra słowna połączona z manipulacją, panie Cryan, była jej drugim imieniem.
- Przypuszczam, że Morwen mogłaby Ci więcej powiedzieć na ich temat, pewnie obraca się w ich towarzystwie - dodała po krótkiej chwili milczenia, dopijając resztę półsłodkiego wina ze swojego kieliszka. Jego komentarz i przejęcie talerzy oraz sztućców skomentowała krótkim dzięki, po czym gdy kilka minut później makaron był gotowy, odcedziła go, stawiając na stole. Podobnie zrobiła z przestudzonym, ale wciąż ciepłym, sosem, a także z miseczką ze starym serem.
- Skoro tak mówisz to teraz sobie nałóż sam - stwierdziła krótko, nakładając sobie jedzenie na talerz. Zanim zaczęła jeść, poczekała na swojego towarzysza dzisiejszej niedoli, obserwując rozbawionym spojrzeniem jego zabawy z nakładaniem wyślizgującego się non stop makaronu.
Jakiś czas później po długich rozmowach na zupełnie niezobowiązujące tematy i po dokończeniu butelki wina, Francesca zerknęła na zegar a później na Liama.
- Miło było, ale muszę wstać rano do pracy, także sam rozumiesz... - uśmiechnęła się przepraszająco, odprowadzając Irlandczyka do drzwi. - Dobrej nocy. Wracaj do swojej znajomej, jak znajdę wolną chwilę to zapraszam ponownie na spaghetti albo coś innego - w przyjacielskim geście cmoknęła go w policzek a później pozmywała brudne naczynia i położyła się spać.
Spała może niecałe cztery godziny, co zupełnie jej wystarczało do normalnego funkcjonowania. Gdy umyła się i wykonała wokół siebie różne inne dziwne, poranne czynności, opuściła mieszkanie, zamykając je oczywiście na klucz.
Re: [18]
Odetchnęła z ulgą kiedy opuszczali pub. Z pewnością poczuła się bardziej komfortowo i lżej ze świadomością, że jakoś trafi do domu. Może niekoniecznie swojego, ale to zawsze coś! Tak czy inaczej w połowie drogi złapała Brandona pod rękę, bo ich chodzenie w pojedynkę wołało o pomstę do nieba i groziło wizytą w Mungu, a później dla małego otrzeźwienia przeciągnęła go spacerem przez park. Ostatecznie po kilku minutach wesołego marszu dotarli do starej kamienicy w czarodziejskiej dzielnicy. Oczywiście, że mogła wybrać teleportację! Ale byłoby im za miło a nocne wędrówki były najlepsze.
W końcu pod drzwiami do mieszkania kobieta swoim zwyczajem przeszukała torebkę za kluczami, które jak na złość cały czas się przed nią chowały. Złośliwość rzeczy martwych przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona.
- Klucze, klucze... zaraz wykopię te drzwi i po sprawie - jęknęła po włosku, a gdy znalazła swoją zgubę z szerokim uśmiechem otworzyła wejście do niewielkiego, aczkolwiek przytulnego królestwa. Gdy znaleźli się w środku pozapalała światła, upewniła się, że jej druga świątynia papierów i książek, jak i przejście do sypialni stoi zamknięte na klucz - dla bezpieczeństwa ogółu, przecież nie chcieli sobie psuć wieczora informacją o jej prawdziwym zawodzie - a następnie zdjęła buty, kurtką zaś rzucając na fotel.
- Chcesz coś do picia? Albo do jedzenia? - mimo upojenia alkoholowego wciąż pozostawała Włoszką, która potrafiła świetnie gotować. Kobieta oparła się bokiem o ścianę, wpatrując się z nieznacznym uśmiechem w chłopaka.
W końcu pod drzwiami do mieszkania kobieta swoim zwyczajem przeszukała torebkę za kluczami, które jak na złość cały czas się przed nią chowały. Złośliwość rzeczy martwych przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona.
- Klucze, klucze... zaraz wykopię te drzwi i po sprawie - jęknęła po włosku, a gdy znalazła swoją zgubę z szerokim uśmiechem otworzyła wejście do niewielkiego, aczkolwiek przytulnego królestwa. Gdy znaleźli się w środku pozapalała światła, upewniła się, że jej druga świątynia papierów i książek, jak i przejście do sypialni stoi zamknięte na klucz - dla bezpieczeństwa ogółu, przecież nie chcieli sobie psuć wieczora informacją o jej prawdziwym zawodzie - a następnie zdjęła buty, kurtką zaś rzucając na fotel.
- Chcesz coś do picia? Albo do jedzenia? - mimo upojenia alkoholowego wciąż pozostawała Włoszką, która potrafiła świetnie gotować. Kobieta oparła się bokiem o ścianę, wpatrując się z nieznacznym uśmiechem w chłopaka.
Re: [18]
Dawno tak się nie ubawił na zwykłym spacerze. Czuł, że ta noc będzie niezwykła i miał nadzieję, że się nie pomyli. Pierwszy raz od roku szczerze się śmiał, nie myślał o byłej żonie, nie zastanawiał się, gdzie teraz jest, albo w czyim łóżku śpi. Nie interesowało go to. I poczuł się z tym świetnie. W końcu. Przynajmniej na tę jedną noc.
- Mogłaś po prostu przywołać te klucze, w końcu jesteś czarownicą - mruknął rozbawiony, obserwując, jak panienka Moretti po kilku minutach niezdarnego grzebania w iście kobiecej torebce wyłoniła zawiniątko.
Wnętrze mieszkania urzekło go na wstępie - lubił gustowne pomieszczenia, a to na pewno do takich należało.
- No, no, bardzo tu przytulnie. - Niedbałym ruchem strząsnął plecak z ramienia i zawiesił go na wieszaku razem z kurtką. Kątem oka zerknął na Włoszkę - w świetle mieszkania wyglądała jeszcze bardziej pociągająco, niż przy ladzie barowej. Dopiero teraz w pełni dostrzegł, z jak atrakcyjną kobietą przyszło mu się spotkać. Oczywiście czuł się pod dużym wpływem alkoholu, zatem pozwolił sobie na nieco więcej...
- Na razie nie jestem głodny - mruknął spokojnie, podchodząc do Włoszki powoli. Zawiesiwszy na niej wzrok, oparł się ręką o ścianę, przy której stała, nieznacznie się ku niej pochylając. W milczeniu dotknął dłonią jej policzka, oczywiście licząc się z tym, że za chwilę może dostać w pysk, ale póki co, postanowił zaryzykować.
- Może jeszcze po ostatnim drinku? - szepnął jej do ucha, czekając na jej gest. Albo na kopniaka, albo... na rozwój wydarzeń.
- Mogłaś po prostu przywołać te klucze, w końcu jesteś czarownicą - mruknął rozbawiony, obserwując, jak panienka Moretti po kilku minutach niezdarnego grzebania w iście kobiecej torebce wyłoniła zawiniątko.
Wnętrze mieszkania urzekło go na wstępie - lubił gustowne pomieszczenia, a to na pewno do takich należało.
- No, no, bardzo tu przytulnie. - Niedbałym ruchem strząsnął plecak z ramienia i zawiesił go na wieszaku razem z kurtką. Kątem oka zerknął na Włoszkę - w świetle mieszkania wyglądała jeszcze bardziej pociągająco, niż przy ladzie barowej. Dopiero teraz w pełni dostrzegł, z jak atrakcyjną kobietą przyszło mu się spotkać. Oczywiście czuł się pod dużym wpływem alkoholu, zatem pozwolił sobie na nieco więcej...
- Na razie nie jestem głodny - mruknął spokojnie, podchodząc do Włoszki powoli. Zawiesiwszy na niej wzrok, oparł się ręką o ścianę, przy której stała, nieznacznie się ku niej pochylając. W milczeniu dotknął dłonią jej policzka, oczywiście licząc się z tym, że za chwilę może dostać w pysk, ale póki co, postanowił zaryzykować.
- Może jeszcze po ostatnim drinku? - szepnął jej do ucha, czekając na jej gest. Albo na kopniaka, albo... na rozwój wydarzeń.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Skrzyżowała ręce pod biustem ze stoickim spokojem przenosząc wzrok na twarz stojącego o wiele za blisko Brandona. Propozycja drinka, cóż, była kusząca, jednak w jej przypadku posłużyłaby raczej jako gwóźdź do trumny. W tym stanie się jeszcze kontrolowała, była wstawiona a co za tym idzie - miała błogi humor, którego już dawno nie doświadczyła. Kolejny drink niósł za sobą konsekwencje moralnego kaca, jak i kaca w normalnej formie i przy okazji pogorszenie nastroju. Uśmiechnęła się nieco szerzej, kiedy chłopak dotknął jej zaróżowionego i ciepłego od wysiłku (w końcu przeszli spory kawałek Londynu a potem musieli wejść po schodach na nogach) policzka.
- Proponuję herbatkę, żeby za bardzo nie przesadzić z procentami w dniu dzisiejszym - po czym z kocią gracją odwróciła się, idąc w stronę kuchni.
- I co dalej, mój drogi? Mam Ci grzecznie przynieść kocyk i podusię? - spytała żartobliwie wyjmując z szafki dwa kubki. Wrzuciła do jednego i drugiego po torebce z herbatą, oczekując aż zagotuje się woda. W międzyczasie zaś odwróciła się przodem do pomieszczenia, obserwując je uważnie. Jak to dobrze, że posprzątała rano, nim wyszła do pracy...
- Proponuję herbatkę, żeby za bardzo nie przesadzić z procentami w dniu dzisiejszym - po czym z kocią gracją odwróciła się, idąc w stronę kuchni.
- I co dalej, mój drogi? Mam Ci grzecznie przynieść kocyk i podusię? - spytała żartobliwie wyjmując z szafki dwa kubki. Wrzuciła do jednego i drugiego po torebce z herbatą, oczekując aż zagotuje się woda. W międzyczasie zaś odwróciła się przodem do pomieszczenia, obserwując je uważnie. Jak to dobrze, że posprzątała rano, nim wyszła do pracy...
Re: [18]
Przynajmniej nie dostał w ryj... Zawsze coś! Jednakże troszkę zabolało go to jego niecierpliwe gorące serduszko, gdy Włoszka zgrabnie wywinęła się z jego ramienia i ruszyła ku kuchennej szafce. Łatwo niestety nie będzie. Ale może to i lepiej...? Przynajmniej teraz był w pełni świadom tego, że nie miał do czynienia z byle panienką. Nawet jeśli nie uda mu się zdziałać niczego, tak czy siak wyjdzie stąd zadowolony, chociażby z samego towarzystwa. Ale swoją drogą... wciąż pozostawał mężczyzną.
- Ja lubię przesadzać z procentami - powiedział wesoło, sadowiąc się po chwili na jednym z krzeseł. Przy okazji na własne życzenie przypomniała mu się Monika, kiedy to powiedział. Gdy odchodziła, leżał kompletnie pijany w korytarzu ich domu... No cóż. Bywa i tak.
- Ale herbata też może być - dodał, przy okazji taksując ją spojrzeniem. Nie chciał robić niczego na siłę... ale musiał się nieźle hamować. Nie był taki do końca normalny, jak mogłoby się wydawać. Ale pozory stwarzać musiał, dlatego nie zrobił jak dotąd niczego wbrew tej pięknej pani. Na razie.
I co dalej, mój drogi? Mam Ci grzecznie przynieść kocyk i podusię?
Zachichotał cicho pod nosem i pozwolił sobie spojrzeć na nią z lekko wzniesioną ku górze brwią. Powoli podniósł się z krzesła i po chwili był już obok niej.
- Chciałabyś, żebym został? - Utkwił spojrzenie szarych oczu w jej wyjątkowo czarujących oczach, nie spuszczając wzroku ani na moment. Pozbawił też swą twarz uśmiechu, pozwalając, aby zagościł na niej wyraz tajemniczego oczekiwania. Pochylił się nad nią, nie interesując się tym, że wciąż prawie jej nie zna, że wie tylko to, jak ona ma na imię i skąd pochodzi. Był już na tyle blisko, że ich twarze dzieliły nic nie znaczące centymetry. Nie chciał, by uciekła drugi raz.
- Ja lubię przesadzać z procentami - powiedział wesoło, sadowiąc się po chwili na jednym z krzeseł. Przy okazji na własne życzenie przypomniała mu się Monika, kiedy to powiedział. Gdy odchodziła, leżał kompletnie pijany w korytarzu ich domu... No cóż. Bywa i tak.
- Ale herbata też może być - dodał, przy okazji taksując ją spojrzeniem. Nie chciał robić niczego na siłę... ale musiał się nieźle hamować. Nie był taki do końca normalny, jak mogłoby się wydawać. Ale pozory stwarzać musiał, dlatego nie zrobił jak dotąd niczego wbrew tej pięknej pani. Na razie.
I co dalej, mój drogi? Mam Ci grzecznie przynieść kocyk i podusię?
Zachichotał cicho pod nosem i pozwolił sobie spojrzeć na nią z lekko wzniesioną ku górze brwią. Powoli podniósł się z krzesła i po chwili był już obok niej.
- Chciałabyś, żebym został? - Utkwił spojrzenie szarych oczu w jej wyjątkowo czarujących oczach, nie spuszczając wzroku ani na moment. Pozbawił też swą twarz uśmiechu, pozwalając, aby zagościł na niej wyraz tajemniczego oczekiwania. Pochylił się nad nią, nie interesując się tym, że wciąż prawie jej nie zna, że wie tylko to, jak ona ma na imię i skąd pochodzi. Był już na tyle blisko, że ich twarze dzieliły nic nie znaczące centymetry. Nie chciał, by uciekła drugi raz.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Nie wątpiła w temperament Brandona i jego niecierpliwe gorące serduszko. W końcu był Włochem, a to mówiło samo za siebie! Jeśli to nie był wystarczający argument, to warto było wspomnieć o tym, że przynajmniej jedna - bądź dwie - kobieta na pięć wybierze sobie włoskiego kochanka zamiast jakiegoś gościa z angielskiej stolicy. A Francesca, owszem, nie należała do łatwych zdobyczy, wiedziała jak zadziałać, by mężczyzna bardziej się o nią starał - poza tym wychodziła z założenia, że facetów pociągają obiekty niedostępne i niezależne, jeśli jest to odpowiednio przemyślane zachowanie. Później jedno i drugie miało satysfakcję, a o to chyba chodziło we wspólnym sprawianiu sobie przyjemności. Teraz prawdopodobnie gdyby nie stan upojenia alkoholowego nawet nie zaprosiłaby go do siebie, przeciągając to do kolejnego przypadkowego spotkania, lecz... wciąż pozostawała tylko kobietą z długim celibatem. Można nawet powiedzieć, że w tym momencie łamała sama swoje zasady, ale przecież raz chyba mogła.
Kiedy czajnik obwieścił cichym pyknięciem, że woda była do użytku, wlała odpowiednią ilość wrzątku do kubków, po czym gdy się odwróciła wcale nie zdziwiła się widokiem chłopaka, który po raz pierwszy tego wieczora zmniejszył dzielący ich dystans do minimum. Dlaczego by nie zmniejszyć go do zera? Uśmiechnęła się szeroko na jego pytanie, a następnie przymknęła powieki i zbliżyła się tak, że końcówką nosa stykała się z jego policzkiem.
- Nie jestem chyba przekonana do tego pomysłu... musisz coś z tym zrobić, Brandonie - stwierdziła spokojnie, przesuwając zaczepnie nosem po jego buźce. Czerwona szminka, która jakiś czas temu kusiła i była w idealnym stanie, teraz i tak wymagała poprawek, więc za dodatkowe zburzenie jej by się raczej nie pogniewała.
Kiedy czajnik obwieścił cichym pyknięciem, że woda była do użytku, wlała odpowiednią ilość wrzątku do kubków, po czym gdy się odwróciła wcale nie zdziwiła się widokiem chłopaka, który po raz pierwszy tego wieczora zmniejszył dzielący ich dystans do minimum. Dlaczego by nie zmniejszyć go do zera? Uśmiechnęła się szeroko na jego pytanie, a następnie przymknęła powieki i zbliżyła się tak, że końcówką nosa stykała się z jego policzkiem.
- Nie jestem chyba przekonana do tego pomysłu... musisz coś z tym zrobić, Brandonie - stwierdziła spokojnie, przesuwając zaczepnie nosem po jego buźce. Czerwona szminka, która jakiś czas temu kusiła i była w idealnym stanie, teraz i tak wymagała poprawek, więc za dodatkowe zburzenie jej by się raczej nie pogniewała.
Re: [18]
Kiedy usłyszał swoje własne imię, jego działo przeszedł dreszcz, co prawda niezauważalny, ale niewątpliwie będący bardzo przyjemnym doświadczeniem, którego Włoch nie zaznał od dawna. Wiedział już, że dostał pozwolenie na wykonanie dalszych kroków, co dodatkowo go uszczęśliwiło.
- Myślę, że znam dobry sposób, aby ostatecznie cię przekonać. - Pewniejszym już ruchem objął ją w pasie i bez dłuższego zastanawiania się nad ewentualnymi konsekwencjami obdarzył ją namiętnym, iście włoskim pocałunkiem, zatapiając drugą dłoń w jej rozpuszczonych włosach. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie, dawno żadna kobieta nie wyzwalała w nim tak silnych emocji. Oczywiście zapewne nie zachowywałby się aż tak zuchwale, gdyby był trzeźwy. Zapewne nawet nie pozwoliłby sobie na dotykanie jej twarzy chociażby tą nieszczęsną ręką i doskonale wiedział, że ona również nie dopuściłaby do tego... ale tej nocy okoliczności są zgoła inne. Zatem panicz Tayth już dobrych kilkanaście minut temu postanowił odrzucić na bok racjonalne myślenie. Po co komu ono...
Po dłuższej chwili oderwał się od jej krwistoczerwonych ust i spojrzał głęboko w oczy.
- Przekonałem cię?
- Myślę, że znam dobry sposób, aby ostatecznie cię przekonać. - Pewniejszym już ruchem objął ją w pasie i bez dłuższego zastanawiania się nad ewentualnymi konsekwencjami obdarzył ją namiętnym, iście włoskim pocałunkiem, zatapiając drugą dłoń w jej rozpuszczonych włosach. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie, dawno żadna kobieta nie wyzwalała w nim tak silnych emocji. Oczywiście zapewne nie zachowywałby się aż tak zuchwale, gdyby był trzeźwy. Zapewne nawet nie pozwoliłby sobie na dotykanie jej twarzy chociażby tą nieszczęsną ręką i doskonale wiedział, że ona również nie dopuściłaby do tego... ale tej nocy okoliczności są zgoła inne. Zatem panicz Tayth już dobrych kilkanaście minut temu postanowił odrzucić na bok racjonalne myślenie. Po co komu ono...
Po dłuższej chwili oderwał się od jej krwistoczerwonych ust i spojrzał głęboko w oczy.
- Przekonałem cię?
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Odsunęła twarz na nieznaczną odległość do tyłu, gdy chłopak objął ją w pasie, po czym z lekkim uśmiechem przyjrzała mu się dokładniej. W końcu miała do tego dobrą okazję - za pierwszym razem było ciemno, dziś w pubie nawet nie myślała o czymś takim jak psychiczna analiza rozmówcy. Dzisiaj w ogóle odrzuciła od siebie zabawę w dziennikarkę i nauczycielkę, częściowo pokazując trzecią, najnaturalniejszą twarz. Kiedy ją pocałował machinalnie zarzuciła mu ręce na szyję, odwzajemniając pocałunek. To, że się odsunął nie do końca przypadło jej do gustu, ale nie dała tego po sobie poznać, z kolei na pytanie niby to od niechcenia wzruszyła ramionami. Niech się chłopak stara dalej, a co!
- Właściwie to... - zawiesiła głos odchylając się jeszcze nieco w tył. - ...chyba jeszcze nie - usta mówiły co innego, oczy co innego. Co poradzić, że była uparta i lubiła swoje gierki? Poluzowała uścisk, dłońmi zjeżdżając na plecy Brandona.
- Właściwie to... - zawiesiła głos odchylając się jeszcze nieco w tył. - ...chyba jeszcze nie - usta mówiły co innego, oczy co innego. Co poradzić, że była uparta i lubiła swoje gierki? Poluzowała uścisk, dłońmi zjeżdżając na plecy Brandona.
Re: [18]
Czuł, że niebawem to się stanie. Podejrzewał, że Włoszka jest tak samo zadowolona z całej sytuacji, jak i on (w końcu w zasadzie nie zmuszał jej do niczego, prawda?).
Kiedy nieznacznie się odsunęła, tylko podsyciła jego rządzę, najwyraźniej doskonale wiedziała, co robić, aby zmusić faceta do działania. Była w tym niezła, a panicz Tayth miał zamiar zarówno to docenić jak i wykorzystać.
Uśmiechając się pod nosem, zrzucił z siebie koszulę i cisnął ją na ziemię niedbałym gestem. Złapał ją za podbródek i znów zaczął całować, zapominając o całym świecie. Jego nozdrza zaatakował przecudny zapach - tylko wyjątkowe kobiety potrafią tak pachnieć, przyprawiając mężczyzn o zawrót głowy. A że on był niczym wygłodniały wilk, miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Ale starał się tego po sobie nie okazywać, choć jego dłonie już błądziły po jej ramionach, delikatnym gestem strącając z niej sweterek.
- Jedno twoje słowo i sobie pójdę - wymamrotał jej do ucha nieoczekiwanie, tym razem muskając wargami smukłą szyję Francesci. Ręce Włocha spoczęły na ramiączkach bluzki, palce zaś niecierpliwie powstrzymywały się przed tym, aby zsunąć je z tych wspaniałych ramion.
Kiedy nieznacznie się odsunęła, tylko podsyciła jego rządzę, najwyraźniej doskonale wiedziała, co robić, aby zmusić faceta do działania. Była w tym niezła, a panicz Tayth miał zamiar zarówno to docenić jak i wykorzystać.
Uśmiechając się pod nosem, zrzucił z siebie koszulę i cisnął ją na ziemię niedbałym gestem. Złapał ją za podbródek i znów zaczął całować, zapominając o całym świecie. Jego nozdrza zaatakował przecudny zapach - tylko wyjątkowe kobiety potrafią tak pachnieć, przyprawiając mężczyzn o zawrót głowy. A że on był niczym wygłodniały wilk, miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Ale starał się tego po sobie nie okazywać, choć jego dłonie już błądziły po jej ramionach, delikatnym gestem strącając z niej sweterek.
- Jedno twoje słowo i sobie pójdę - wymamrotał jej do ucha nieoczekiwanie, tym razem muskając wargami smukłą szyję Francesci. Ręce Włocha spoczęły na ramiączkach bluzki, palce zaś niecierpliwie powstrzymywały się przed tym, aby zsunąć je z tych wspaniałych ramion.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Francesca była oczywiście niższa od Brandona, jednak nie przeszkadzało jej to a wręcz przeciwnie - miało to niewątpliwie swoje plusy. Na przykład jednym z nich było to, że płeć męska lubiła kobiety jej wzrostu. Z niesamowitą pewnością siebie przyglądała się chłopakowi, a kiedy ten ponownie zatkał jej usta swoimi, dłońmi przesunęła po jego nagim torsie. Pytanie, które zadał spowodowało, że na ułamek sekundy zgłupiała, następnie zaś chwyciła podbródek Włocha - podobnie jak on wcześniej - i zrównała go ze swoją twarzą.
- Masz naprawdę durne pomysły, mój drogi - wymruczała w ojczystym języku, palec wskazujący wolnej dłoni przytykając do jego nabrzmiałych warg. W razie gdyby znowu wpadł na kolejną świetną rzecz. Odepchnęła się biodrami od blatu tym samym delikatnie, aczkolwiek stanowczo popychając Brandona do tyłu a ręką złapała go za pasek ciągnąc za sobą w stronę kanapy. Tam już właściwie przestała grać na czas. Strąciła nadmiar poduszek na ziemię (swoją drogą nie wiedziała po co było ich tam aż tyle) i popchnęła towarzysza na miękki materac siadając na nim.
- Chyba, że rzeczywiście chcesz wyjść. To ostatnia szansa na ucieczkę nie licząc tej po wszystkim - stwierdziła nagle, powstrzymując się od rozbawionego uśmiechu, który cisnął się na jej usta już od dłuższej chwili.
- Masz naprawdę durne pomysły, mój drogi - wymruczała w ojczystym języku, palec wskazujący wolnej dłoni przytykając do jego nabrzmiałych warg. W razie gdyby znowu wpadł na kolejną świetną rzecz. Odepchnęła się biodrami od blatu tym samym delikatnie, aczkolwiek stanowczo popychając Brandona do tyłu a ręką złapała go za pasek ciągnąc za sobą w stronę kanapy. Tam już właściwie przestała grać na czas. Strąciła nadmiar poduszek na ziemię (swoją drogą nie wiedziała po co było ich tam aż tyle) i popchnęła towarzysza na miękki materac siadając na nim.
- Chyba, że rzeczywiście chcesz wyjść. To ostatnia szansa na ucieczkę nie licząc tej po wszystkim - stwierdziła nagle, powstrzymując się od rozbawionego uśmiechu, który cisnął się na jej usta już od dłuższej chwili.
Re: [18]
Był zachwycony, gdy ta szalona kobieta złapała go za pasek u spodni - ba, był w siódmym niebie! A cóż dopiero nastanie później... Nie mógł wprost się doczekać. Pozwolił jej robić z nim wszystko, co tylko chciała, więc gdy rzuciła go bezprecedensowo na kanapę, poddał się bez wahania. W chwili obecnej runąłby nawet w przepaść, gdyby właśnie ona go tam zaciągnęła. Byleby znowu poczuć jej dłonie, jej usta na swoich... Jakże on kochał takie kobiety!
- JA miałbym chcieć stąd wyjść? Teraz to nie ma mowy - odpowiedział niemalże natychmiast, spoglądając na nią wzrokiem pełnym niewolniczego uwielbienia. Mogła zrobić z nim teraz absolutnie wszystko. Co prawda nie spodziewał się, że jest zuchwała aż do tego stopnia, by usiąść na nim okrakiem, lecz byłby kompletnym kłamcą, gdyby powiedział, że mu się to nie spodobało.
- Jesteś niesamowita, bella - wyszeptał podniecony do granic wytrzymałości i rzucił się na nią, zdzierając z niej ubranie. Tego już było za wiele.
- JA miałbym chcieć stąd wyjść? Teraz to nie ma mowy - odpowiedział niemalże natychmiast, spoglądając na nią wzrokiem pełnym niewolniczego uwielbienia. Mogła zrobić z nim teraz absolutnie wszystko. Co prawda nie spodziewał się, że jest zuchwała aż do tego stopnia, by usiąść na nim okrakiem, lecz byłby kompletnym kłamcą, gdyby powiedział, że mu się to nie spodobało.
- Jesteś niesamowita, bella - wyszeptał podniecony do granic wytrzymałości i rzucił się na nią, zdzierając z niej ubranie. Tego już było za wiele.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Rozbawiony uśmiech, od którego się powstrzymywała bezczelnie ozdobił jej twarz. To nie tak, że miała zapędy kobiety modliszki, która widząc zadowolenie ze strony tej drugiej osoby najpierw wykorzysta to na swoją korzyść a później, po krótkim czasie, się pozbędzie. Po prostu spodobało jej się to, że te trzy lata w celibacie i wszelkim stronieniu od romansów niewiele zmieniły w jej pewności siebie dotyczącej tej kwestii.
- A Ty niezwykle uroczy - odparła krótko. Nie przeszkadzając mu, ba, nawet współpracując, pozwoliła by jej ubrania wylądowały na ziemi, a kiedy pozostała w dolnej części bielizny stanowczym gestem powstrzymała chłopaka, odsuwając się odrobinę w tył.
- Wszystko jest w porządku, ale chyba żadne z nas nie potrzebuje niespodzianki za dziewięć miesięcy, prawda? - pocałowała go w usta na osłodę, podnosząc się z kanapy. Po krótkim spacerze do łazienki i z powrotem rzuciła na stolik wiadomą rzecz. A skąd miała? Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mawiają, i nie do końca wierzyła w magię innych specyfików. Ponadto ta krótka przerwa w dalszych działaniach była planowana z jej strony, może nie od samego początku a odkąd wylądowała na kanapie. Nie przeciągając dłużej zbliżyła się bez słowa do Włocha i kiedy zajęła się obcałowywaniem jego szyi, dłońmi sprawnie uporała się z paskiem i zdjęciem reszty jego ubrań.
- A Ty niezwykle uroczy - odparła krótko. Nie przeszkadzając mu, ba, nawet współpracując, pozwoliła by jej ubrania wylądowały na ziemi, a kiedy pozostała w dolnej części bielizny stanowczym gestem powstrzymała chłopaka, odsuwając się odrobinę w tył.
- Wszystko jest w porządku, ale chyba żadne z nas nie potrzebuje niespodzianki za dziewięć miesięcy, prawda? - pocałowała go w usta na osłodę, podnosząc się z kanapy. Po krótkim spacerze do łazienki i z powrotem rzuciła na stolik wiadomą rzecz. A skąd miała? Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mawiają, i nie do końca wierzyła w magię innych specyfików. Ponadto ta krótka przerwa w dalszych działaniach była planowana z jej strony, może nie od samego początku a odkąd wylądowała na kanapie. Nie przeciągając dłużej zbliżyła się bez słowa do Włocha i kiedy zajęła się obcałowywaniem jego szyi, dłońmi sprawnie uporała się z paskiem i zdjęciem reszty jego ubrań.
Re: [18]
Jak dotąd wszystko szło jak po maśle, czym Brandon był oczywiście zachwycony. Niecierpliwie, ale i też z wielką pasją błądził dłońmi po ciele Francesci, nadal nie mogąc uwierzyć, że tuż za moment dane będzie mu spędzić noc u boku takiej kobiety! Gdzieś tam z tyłu jego głowy świtał mu komunikat, że wciąż niestety nie wie o niej praktycznie nic, ale został on już ostatecznie zagłuszony zarówno przez alkohol jak i przez stos emocji, które teraz targały jego umięśnionym ciałem.
Nieco zbity z tropu uniósł brwi, gdy Włoszka zniknęła na moment, ale ze zrozumieniem kiwnął krótko głową, gdyż cel tej przechadzki był celem iście szczytnym - żadne z nich nie skakałoby z radości na wieść o dzieciątku. Swoją drogą Brandonowi za cholerę nie byłoby na rękę kolejne niewinne stworzenie, które obarczyłoby go tylko wyrzutami sumienia.
Teraz będąc już w pełni przygotowanym, przyciągnął ją ponownie do siebie i pozwolił jej pozbawić go wszystkiego, co jeszcze dotąd miał na sobie.
Kiedy już oboje byli zupełnie nadzy, uśmiechnął się znacząco, składając na jej ustach pocałunek. Tym razem to on postanowił przejąć inicjatywę i delikatnie ułożył swą towarzyszkę na plecach, po czym swymi pocałunkami, począwszy od szyi, zaczął schodzić coraz niżej i niżej, nieuchronnie zbliżając się do samej "świątyni"... Zawsze w relacjach łóżkowych na pierwszym miejscu stawiał przede wszystkim dobro towarzyszącej mu istoty, zatem oczywistym było dla niego sprawienie jej jak największej przyjemności i zapewnienie niezapomnianych doznać. Zatem gdy jego język dotarł już do bram jej kobiecość, Brandon postanowił dać z siebie wszystko.
Nieco zbity z tropu uniósł brwi, gdy Włoszka zniknęła na moment, ale ze zrozumieniem kiwnął krótko głową, gdyż cel tej przechadzki był celem iście szczytnym - żadne z nich nie skakałoby z radości na wieść o dzieciątku. Swoją drogą Brandonowi za cholerę nie byłoby na rękę kolejne niewinne stworzenie, które obarczyłoby go tylko wyrzutami sumienia.
Teraz będąc już w pełni przygotowanym, przyciągnął ją ponownie do siebie i pozwolił jej pozbawić go wszystkiego, co jeszcze dotąd miał na sobie.
Kiedy już oboje byli zupełnie nadzy, uśmiechnął się znacząco, składając na jej ustach pocałunek. Tym razem to on postanowił przejąć inicjatywę i delikatnie ułożył swą towarzyszkę na plecach, po czym swymi pocałunkami, począwszy od szyi, zaczął schodzić coraz niżej i niżej, nieuchronnie zbliżając się do samej "świątyni"... Zawsze w relacjach łóżkowych na pierwszym miejscu stawiał przede wszystkim dobro towarzyszącej mu istoty, zatem oczywistym było dla niego sprawienie jej jak największej przyjemności i zapewnienie niezapomnianych doznać. Zatem gdy jego język dotarł już do bram jej kobiecość, Brandon postanowił dać z siebie wszystko.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Gdy Brandon przejął inicjatywę nie miała zamiaru się bronić w żaden sposób. Jedną z dłoni wplotła w jego włosy, drugą z kolei gładziła go po plecach z siłą odpowiednią do tego co czuła w danym momencie i właściwie w tej chwili przestała bawić się w kobietę niezależną od nikogo i niczego. Cała jej dotychczasowa namiastka feminizmu schowała się głęboko pod dywan, dając siłę przebicia tej delikatniejszej i prawdziwszej wersji Moretti. Z lekkim uśmiechem przyklejonym do ust poddawała się pieszczotom chłopaka, dopóki nie poczuła jak fala rozkoszy przeszywa jej ciało od stóp do głów. Uspokajając przyśpieszony oddech wysunęła się spod chłopaka, dłonią, którą dotychczas trzymała na jego ramieniu zjeżdżając niżej, aż do miejsca, w którym nie tak dawno znajdowała się jego bielizna. Podczas gdy ręką drażniła się z przyjacielem, ustami przylgnęła do warg Brandona, od czasu do czasu zsuwając się na policzki czy szyję.
Re: [18]
Zadowolony uniósł głowę zadziornie, kiedy udało mu się sprawić rozkosz pannie Moretti. Podniecony do granic możliwości zawisł nad nią, podziwiając jej oblicze. Namiętnym pocałunkom nie było końca, dotykał jej nagich piersi, raz po raz błądząc po tułowiu i idealnie zarysowanej talii.
Wreszcie zdecydował się na założenie zabezpieczenia i, gdy tylko mu się to udało, przylgnął do niej całym sobą, po czym zdecydowanie, ale i też jednocześnie delikatnie wszedł w nią swym niecierpliwym już przyjacielem...
Pragnął jej, odkąd spotkali się w Dziurawym Kotle, i swymi ruchami chciał jej to udowodnić. Kochał się z nią tak, jak gdyby jutro miało już nie nadejść. W bezkresnym podnieceniu szeptał jej do ucha setki wzniosłych słów w ojczystym języku, jedna z jego dłoni wplotła się w jej włosy a rozpalone wargi przylgnęły do jej ust, od czasu do czasu atakując smukłą szyję kobiety.
Wreszcie zdecydował się na założenie zabezpieczenia i, gdy tylko mu się to udało, przylgnął do niej całym sobą, po czym zdecydowanie, ale i też jednocześnie delikatnie wszedł w nią swym niecierpliwym już przyjacielem...
Pragnął jej, odkąd spotkali się w Dziurawym Kotle, i swymi ruchami chciał jej to udowodnić. Kochał się z nią tak, jak gdyby jutro miało już nie nadejść. W bezkresnym podnieceniu szeptał jej do ucha setki wzniosłych słów w ojczystym języku, jedna z jego dłoni wplotła się w jej włosy a rozpalone wargi przylgnęły do jej ust, od czasu do czasu atakując smukłą szyję kobiety.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Gdyby powiedziała, że jest jej źle - dopuściłaby się do okropnego kłamstwa. Z kolei też nie mogła powiedzieć, że było jej za dobrze, zważając na długi okres celibatu, po którym każdy seks byłby dobry, przynajmniej według niej. Tak czy inaczej Brandon doskonale wiedział co robi i ona nie miała zamiaru się tego wypierać.
Błądziła dłońmi po ciele chłopaka, odwzajemniając pocałunki i jednocześnie rozkoszując się obustronną przyjemnością, co zresztą było po niej widać, a także słychać. Po jakimś czasie, na sam koniec przylgnęła mocniej ciałem do ciała Włocha, wygięła się w łuk i niewiele później opadła bezwiednie na kanapę. Jedną z dłoni ujęła twarz chłopaka za podbródek a drugą pogłaskała go po rozpalonym policzku uśmiechając się wcale niemniej czarująco niż dotychczas. - To teraz nie mogę Cię wyrzucić z łóżka, mój drogi - pocałowała go w usta, namacalnie wyszukując koc, który w dzikim zamieszaniu spadł razem z poduszkami na ziemię.
Błądziła dłońmi po ciele chłopaka, odwzajemniając pocałunki i jednocześnie rozkoszując się obustronną przyjemnością, co zresztą było po niej widać, a także słychać. Po jakimś czasie, na sam koniec przylgnęła mocniej ciałem do ciała Włocha, wygięła się w łuk i niewiele później opadła bezwiednie na kanapę. Jedną z dłoni ujęła twarz chłopaka za podbródek a drugą pogłaskała go po rozpalonym policzku uśmiechając się wcale niemniej czarująco niż dotychczas. - To teraz nie mogę Cię wyrzucić z łóżka, mój drogi - pocałowała go w usta, namacalnie wyszukując koc, który w dzikim zamieszaniu spadł razem z poduszkami na ziemię.
Re: [18]
Wyczerpany opadł obok niej. I było już po wszystkim... Spojrzał na nią, wcześniej delikatnie obejmując ją ramieniem.
- Dziękuję - szepnął jej do ucha i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Jego myśli, jeszcze przed momentem nie funkcjonujące wcale, teraz zaczęły szaleć. Alkohol już przestał działać tak jak na początku i panicz Tayth powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. No cóż. Bywa i tak.
Kiedy oboje ułożyli się do snu, on wcale nie zmrużył oka. Leżał nieruchomo godzinę, dwie... Wsłuchiwał się w spokojny oddech panny Moretti, która musiała zasnąć już jakiś czas temu. Czuł, że nie powinno go tu być, że wtargnął w jej przestrzeń osobistą już dostatecznie.
Bardzo ostrożnie podniósł się z kanapy i pospiesznie pozbierał swoje manatki. Kiedy już zapinał koszulę, spojrzał raz jeszcze na kobietę, z którą niedawno się kochał. Była niesamowicie piękna i niewątpliwie nie zasługiwała na takie pożegnanie. Ale taki już był Brandon. Nie potrafił inaczej. Nie chciał mieszać w jej życiu, bo doskonale wiedział, że nie zrozumiałaby tego, co było dla niego teraz najważniejsze - odnalezienie syna. A był pewien, że gdyby obudzili się rano razem, już trzeźwi, z pewnością wypytywałaby go o różne rzeczy. Na żadną z nich nie chciała znać odpowiedzi, bo od razu wyrzuciłaby go za drzwi. Dlatego wolał wyjść sam.
Machnął różdżką, zostawiając na stoliku karteczkę z krótkim: "Przepraszam. B."
- Tak będzie lepiej, kochana - wymamrotał cicho, pogładziwszy ją po włosach. Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł. Za drzwiami raz jeszcze użył różdżki, by przypadkiem nie pozostawić ich otwartych.
- Dziękuję - szepnął jej do ucha i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Jego myśli, jeszcze przed momentem nie funkcjonujące wcale, teraz zaczęły szaleć. Alkohol już przestał działać tak jak na początku i panicz Tayth powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. No cóż. Bywa i tak.
Kiedy oboje ułożyli się do snu, on wcale nie zmrużył oka. Leżał nieruchomo godzinę, dwie... Wsłuchiwał się w spokojny oddech panny Moretti, która musiała zasnąć już jakiś czas temu. Czuł, że nie powinno go tu być, że wtargnął w jej przestrzeń osobistą już dostatecznie.
Bardzo ostrożnie podniósł się z kanapy i pospiesznie pozbierał swoje manatki. Kiedy już zapinał koszulę, spojrzał raz jeszcze na kobietę, z którą niedawno się kochał. Była niesamowicie piękna i niewątpliwie nie zasługiwała na takie pożegnanie. Ale taki już był Brandon. Nie potrafił inaczej. Nie chciał mieszać w jej życiu, bo doskonale wiedział, że nie zrozumiałaby tego, co było dla niego teraz najważniejsze - odnalezienie syna. A był pewien, że gdyby obudzili się rano razem, już trzeźwi, z pewnością wypytywałaby go o różne rzeczy. Na żadną z nich nie chciała znać odpowiedzi, bo od razu wyrzuciłaby go za drzwi. Dlatego wolał wyjść sam.
Machnął różdżką, zostawiając na stoliku karteczkę z krótkim: "Przepraszam. B."
- Tak będzie lepiej, kochana - wymamrotał cicho, pogładziwszy ją po włosach. Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł. Za drzwiami raz jeszcze użył różdżki, by przypadkiem nie pozostawić ich otwartych.
Brandon TaythKlasa VII - Urodziny : 27/08/1997
Wiek : 27
Skąd : Rzym
Krew : Czysta
Genetyka : Animag
Re: [18]
Moretti raczej nie zaliczała się do tych osób, które wypytywałyby się swojego kochanka o szczegóły z jego życia, które na dobrą sprawę mogła zdobyć na pstryknięcie palcem. Ale po co miałaby to robić? Jeśli szło o zaistniałą sytuację wolała nie wiedzieć z kim tak naprawdę ma do czynienia. Tak czy inaczej to uczucie działało w obydwie strony, bo kiedy obudziła się rano i nie zarejestrowała nigdzie Brandona a jedynie pożegnalny liścik, odetchnęła z niewątpliwą ulgą. Jej tajemnica w postaci prawdziwej pracy wciąż pozostawała nietknięta. Podniosła się z kanapy owijając kocem, po czym najpierw zrobiła sobie mocną, czarną kawę, następnie zaś wykąpała się i wykonała wokół siebie szereg porannych czynności, by móc wyjść do ludzi z w miarę normalnym wyglądem. Na koniec z kubkiem w jednej dłoni a różdżką w drugiej posprzątała mieszkanie i kilka minut później wyszła do pracy, po drodze zahaczając o mugolską piekarnię, by nie iść tam z pustym żołądkiem. Nie czuła się w żaden sposób wykorzystana. Za to miała całkiem niezły humor, mimo kaca i nie miała za złe chłopakowi nocnej ucieczki.
Re: [18]
Ich wyjście z balu poskutkowało tym, że kobieta chciała wrócić do Londynu, gdzie czuła się o wiele bardziej bezpiecznie, niż w Hogsmeade. Poza tym, tam miała swoje mieszkanie, czyli twierdzę, gdzie miała stu procentowe zapewnienie bezpieczeństwa. Gdy znaleźli się w jednej z ciemnych uliczek, Francesca zerknęła na swojego towarzystwa. Milczała, choć udawała, że wszystko było w porządku.
- Chodźmy coś zjeść - stwierdziła w połowie drogi w kierunku dzielnicy mieszkalnej. I tym sposobem wylądowali w mugolskim fast foodzie, gdzie każde z nich znalazło coś odpowiedniego dla siebie. Po zjedzeniu frytek otrzeźwiała do tego stopnia, by móc prowadzić normalną konwersację. Sytuacja ta do złudzenia przypominała jej wieczór z Brandonem, o ile dobrze pamiętała jego imię. Alkohol, spacer, jedzenie, z finałem u niej. Ale kto by się tym przejmował? Chociaż nie miała humoru "na ludzi", towarzystwo Stana było wyjątkowo krzepiące dla niej tego wieczoru. Po jakimś czasie trafili do jej mieszkania, mieszczącego się w starej kamienicy.
- Napijesz się czegoś? - spytała, naciskając na klamkę, co miało oznaczać krótkie pytanie czy po prostu chce wejść do środka. Zakładając, że się zgodził, weszła do środka zrzucając z siebie morelową marynarkę i buty, zapalając po drodze do kuchni światła. W pomieszczeniu było duszno, więc uchyliła okna w salonie a potem spojrzała w kierunku swojego towarzysza. - Widzisz, nie doczekałeś do końca patrolu.
- Chodźmy coś zjeść - stwierdziła w połowie drogi w kierunku dzielnicy mieszkalnej. I tym sposobem wylądowali w mugolskim fast foodzie, gdzie każde z nich znalazło coś odpowiedniego dla siebie. Po zjedzeniu frytek otrzeźwiała do tego stopnia, by móc prowadzić normalną konwersację. Sytuacja ta do złudzenia przypominała jej wieczór z Brandonem, o ile dobrze pamiętała jego imię. Alkohol, spacer, jedzenie, z finałem u niej. Ale kto by się tym przejmował? Chociaż nie miała humoru "na ludzi", towarzystwo Stana było wyjątkowo krzepiące dla niej tego wieczoru. Po jakimś czasie trafili do jej mieszkania, mieszczącego się w starej kamienicy.
- Napijesz się czegoś? - spytała, naciskając na klamkę, co miało oznaczać krótkie pytanie czy po prostu chce wejść do środka. Zakładając, że się zgodził, weszła do środka zrzucając z siebie morelową marynarkę i buty, zapalając po drodze do kuchni światła. W pomieszczeniu było duszno, więc uchyliła okna w salonie a potem spojrzała w kierunku swojego towarzysza. - Widzisz, nie doczekałeś do końca patrolu.
Re: [18]
I to by było na tyle jeśli chodzi o sumienne wypełnianie swych obowiązków.
- Ja przynajmniej nie zostawiłem na balu wyimaginowanej siostrzenicy – uśmiechnął się wymownie, okrążając stół. Rozsiadł się wygodnie na miękkiej, szarej kanapie i wsunął ramiona pod głowę, kątem oka obserwując czarownicę. Jeśli miała nadzieję, że poruszy temat dziwnego spotkania na parkiecie, to się przeliczyła. Ostatnim przymiotnikiem, jakim można by określić Stana Griffiths’a, było ciekawski. Każdy w końcu miał swoje małe tajemnice, nieprawdaż?
- Czegoś mocniejszego, jeśli można.
Auror zarzucił kostkę jednej nogi na udo drugiej i przesunął spojrzeniem po pustych półkach. Rzadko zdarzało mu się podziwiać takie widoki. Mieszkania większości znanych mu kobiet ubździone były tysiącem zdjęć swych chłopaków, mężów, dzieci, kotów, psów i wszystkiego, co dało się złapać na fotografii. Nie wspominając już o drobnych, zawsze coś znaczących pamiątkach.
- A więc jaki był prawdziwy powód Twej obecności na balu, tajemnicza Francesco? – rzucił przez ramię, podsuwając sobie pod głowę kolorową poduszkę. Wspominałem, że nigdy nie czekał, aż gospodarz każe mu się rozgościć?
- Ja przynajmniej nie zostawiłem na balu wyimaginowanej siostrzenicy – uśmiechnął się wymownie, okrążając stół. Rozsiadł się wygodnie na miękkiej, szarej kanapie i wsunął ramiona pod głowę, kątem oka obserwując czarownicę. Jeśli miała nadzieję, że poruszy temat dziwnego spotkania na parkiecie, to się przeliczyła. Ostatnim przymiotnikiem, jakim można by określić Stana Griffiths’a, było ciekawski. Każdy w końcu miał swoje małe tajemnice, nieprawdaż?
- Czegoś mocniejszego, jeśli można.
Auror zarzucił kostkę jednej nogi na udo drugiej i przesunął spojrzeniem po pustych półkach. Rzadko zdarzało mu się podziwiać takie widoki. Mieszkania większości znanych mu kobiet ubździone były tysiącem zdjęć swych chłopaków, mężów, dzieci, kotów, psów i wszystkiego, co dało się złapać na fotografii. Nie wspominając już o drobnych, zawsze coś znaczących pamiątkach.
- A więc jaki był prawdziwy powód Twej obecności na balu, tajemnicza Francesco? – rzucił przez ramię, podsuwając sobie pod głowę kolorową poduszkę. Wspominałem, że nigdy nie czekał, aż gospodarz każe mu się rozgościć?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Stara kamienica :: I piętro
Strona 1 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach