Cieplarnia I
+9
Mistrz Gry
Fèlix Lemaire
Wyatt Walker
Serena Valerious
Zoja Yordanova
Anthony Wilson
Malina Socha
Margaret Scott
Brennus Lancaster
13 posters
Strona 3 z 4
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Cieplarnia I
First topic message reminder :
W cieplarni numer II odbywają się zajęcia z Zielarstwa dla klas IV-VII. Znajdują się tutaj odpowiednie rośliny potrzebne w toku nauczania klas późniejszych. Ogrzewana ze szklanymi ścianami. Cieplarnią zajmuje się nauczyciel zielarstwa.
W cieplarni numer II odbywają się zajęcia z Zielarstwa dla klas IV-VII. Znajdują się tutaj odpowiednie rośliny potrzebne w toku nauczania klas późniejszych. Ogrzewana ze szklanymi ścianami. Cieplarnią zajmuje się nauczyciel zielarstwa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
Niestety Wyatt. Nie zdołałeś w porę uniknąć przedmiotu. Podczas odskakiwania poczułeś jak twarda niczym kamień doniczka uderza Cię w ramię, które chrupie nieprzyjemnie. Sprawiło to całkowita utratę równowagi. Przewróciłeś się na ziemię godząc przy tym twarzą o posadzkę. Poczułeś jak siła upadku przyciska Twoją szczękę raniąc mocno język, który znajdował się między zębami. Wciąż jednak miałeś różdżkę.
-25 % HP
Felix, Twoje machanie różdżką było nieporadne. Czar minął cel o kilka metrów. Natomiast atak Twego przeciwnika był celny. Poczułeś jak iskry, które ugodziły w Twój brzuch powodują okropne pieczenie, jakby ktoś przystawił Ci do ciała rozżarzony do czerwoności metal. Ty również wciąż miałeś różdżkę.
-10% hp
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem krzycząc coś o bezradnych gejach. Dla nich zabawa się dopiero rozpoczyna.
-25 % HP
Felix, Twoje machanie różdżką było nieporadne. Czar minął cel o kilka metrów. Natomiast atak Twego przeciwnika był celny. Poczułeś jak iskry, które ugodziły w Twój brzuch powodują okropne pieczenie, jakby ktoś przystawił Ci do ciała rozżarzony do czerwoności metal. Ty również wciąż miałeś różdżkę.
-10% hp
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem krzycząc coś o bezradnych gejach. Dla nich zabawa się dopiero rozpoczyna.
Mistrz Gry
Re: Cieplarnia I
Powiedzieć o puchonie, że był w tym momencie wkurwiony, to zdecydowanie za mało. O nie, on miał teraz ochote zabić tych trzech tutaj. Owszem, w tamtej szkole też się wyśmiewali, dokuczali mu, wytykali palcami... Ale on to po prostu ignorował. No ale za worek treningowy to on nikomu nie będzie służyć! Ci tutaj zdecydowanie przesadzili... Kątem oka wdział jak doniczka trafiła w Wyatta, jednak nijak nie zdążył zareagować, bo zaraz poczuł to okropne uczucie w brzuchu. Z bólu zwinął się na pół, a różdżkę która wciąż znajdowała się w jego dłoni ścisnął tak mocno, że gdyby była troszkę cieńsza, zapewne by ją połamał.
- Drętwota - rzucił w jednego ze ślizgonów, chcąc wykorzystać chwile w której stracili czujność i zanieśli się śmiechem.
This dice is not existing.
- Drętwota - rzucił w jednego ze ślizgonów, chcąc wykorzystać chwile w której stracili czujność i zanieśli się śmiechem.
This dice is not existing.
Re: Cieplarnia I
A więc oberwał lecącą doniczką. Marny więc z niego gracz quidditcha, skoro nie zdołał uchylić się przed nadlatującym przedmiotem. Swoją drogą to bardzo ciekawe jak wielka musiała być ta doniczka, by pogruchotać mu ramię, a jednocześnie lekka, by ślizgon zdołał cisnąć nią w puchona? Może chłopak w dzieciństwie wpadł do kociołka z magicznym wywarem i teraz mógł ciskać kamiennymi donicami walcząc z pederastią? No, ale oberwał... Siła pędzącej doniczki była tak silna, że zwaliła go z nóg i rąbnął broda o posadzkę. Czy zanim upadł zrobił piruet w miejscu jak w kreskówce? A może prawa fizyki nie imają się czarodziejów? W każdym razie rąbnął i to porządnie. Do oczu mimowolnie napłynęły mu łzy a w ustach poczuł metaliczny smak krwi. Bolało niemiłosiernie i najchętniej zwinąłby się w kłębek ale nie może się poddać. Kątem oka widział, jak zaklęcie Felixa Przelatuje obok chłopaków, a potem w odwecie obrywa w brzuch. Widząc cierpienie chłopaka nagle zapomniał o swoim. Dźwignął się najpierw na kolana, a następnie do pozycji stojącej ściskając mocno rózdżkę.
- Lacarnum Inflamare! - wycelował i wystrzelił w slizgonów kule ognia, a potem nie czekając na odpowiedź chwycił Felixa za rekę i pociągnął biegnąc w głąb cieplarni do drugiego wyjścia. Trzeba przełknąć dumę i zwiewać póki mogą.
This dice is not existing.
- Lacarnum Inflamare! - wycelował i wystrzelił w slizgonów kule ognia, a potem nie czekając na odpowiedź chwycił Felixa za rekę i pociągnął biegnąc w głąb cieplarni do drugiego wyjścia. Trzeba przełknąć dumę i zwiewać póki mogą.
This dice is not existing.
Re: Cieplarnia I
Szkolne cieplarnie zostały odświeżone i przygotowane na nowy rok szkolny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
Po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach, młody wampir postanowił na jakiś czas uciąć jakiekolwiek kontakty z osobnikami ludzkimi. Jego druga natura wbrew jemu ciągnęła go do nich, jakby chciała przebrać go w skórę owcy, by jako wilk kroczył między nimi. Ale głód w końcu dopadnie i samego wilka, który chcąc nie chcąc, rzuci się na niewinne owieczki, nieświadomie zagrożenia. Wszystko po to, by zaspokoić swoje pragnienie i przetrwać.
Słońce wstało dziś leniwie, budując swoimi promieniami piękny, jesienny dzień. Jason przekręcił się w swoim łóżku w ślizgońskim dormitorium i ziewnął szeroko. Wyspał się, choć wcale nie musiał spać, nie potrzebował snu, by zregenerować siły, jak zwyczajni ludzie. Wygramolił się z posłania i rozciągnął mięśnie. Okno jego dormitorium nawet przez dzień było szczelnie zasłonięte długą, srebrno zieloną kotarą. Pchany wciąż ludzkimi odruchami, podszedł do okna i rozsunął je, by nacieszyć się promieniami słońca. Szybko zrozumiał jednak swój błąd. Gdy ciepłe promyki dotknęły jego bladej skóry, wampir syknął i odskoczył w kąt pokoju. Słońce go parzyło i osłabiało, było nieprzyjemne równie mocno, jak srebro i ogień, dlatego Jason szybko przebiegł przez pokój i chwytając różdżkę machnięciem spowodował, że kotary się zasunęły. Ah, co za ulga, niczym chłodny wiaterek w upalny dzień.
Ubrał się szybko, zarzucając na siebie jakiś luźny t-shirt z emblematem przedstawiającym ludzką czaszkę, której płat czołowy pękł, a wyniki tego pęknięcia z tego miejsca zaczęły wyrastać róże i zwykłe jeansy, na całość narzucił szatę, a różdżkę schował do wewnętrznej kieszeni. Gdy wyszedł z dormitorium skierował swoje kroki do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Zauważył parę znajomych twarzy, mnogość ludzkich zapachów o poranku sprawiła, że nieco go przyćmiło, dlatego bez zbędnych słów wyminął wszystkich i wyszedł. W najczarniejszych odmętach szkoły złapał jakiegoś szczura i pożywił nim się, by na jakiś czas odegnać tlące się uczucie głodu.
Gdy wyszedł na krużganki przymrużył oczy z powodu lekko świecącego słońca i skierował swe kroki w kierunku cieplarń szkolnych. Wszedł do tej oznaczonej numerem jeden i odetchnął z ulgą, że choć na chwilę mógł odpocząć od tych wszystkich panoszących się uczniów. Rozejrzał się ciekawie, bo jeszcze nie miał okazji zajrzeć do kwintesencji i podstawy wszelkich magicznych ziół, będących później składnikami eliksirów. Jason był w swoim świecie, dlatego na jego bladą twarz wystąpił chyba najszczerszy uśmiech na świecie. Nie tak szczery, jaki potrafiła wywołać u niego Mia, ale jednak jest. Podszedł powoli do stolika i obserwował rośliny w donicach, rozpoznając po liściach mandragory, glistnika i wiele innych. Zajrzał do pomieszczenia obok i uśmiechnął się, czując zapach zwykłego rumianku, aromat tymianku, czyli zwyczajnych ziół. W nosie aż go kręciło od mnogości woni.
Postanowił siedzieć tu cały dzień.
Słońce wstało dziś leniwie, budując swoimi promieniami piękny, jesienny dzień. Jason przekręcił się w swoim łóżku w ślizgońskim dormitorium i ziewnął szeroko. Wyspał się, choć wcale nie musiał spać, nie potrzebował snu, by zregenerować siły, jak zwyczajni ludzie. Wygramolił się z posłania i rozciągnął mięśnie. Okno jego dormitorium nawet przez dzień było szczelnie zasłonięte długą, srebrno zieloną kotarą. Pchany wciąż ludzkimi odruchami, podszedł do okna i rozsunął je, by nacieszyć się promieniami słońca. Szybko zrozumiał jednak swój błąd. Gdy ciepłe promyki dotknęły jego bladej skóry, wampir syknął i odskoczył w kąt pokoju. Słońce go parzyło i osłabiało, było nieprzyjemne równie mocno, jak srebro i ogień, dlatego Jason szybko przebiegł przez pokój i chwytając różdżkę machnięciem spowodował, że kotary się zasunęły. Ah, co za ulga, niczym chłodny wiaterek w upalny dzień.
Ubrał się szybko, zarzucając na siebie jakiś luźny t-shirt z emblematem przedstawiającym ludzką czaszkę, której płat czołowy pękł, a wyniki tego pęknięcia z tego miejsca zaczęły wyrastać róże i zwykłe jeansy, na całość narzucił szatę, a różdżkę schował do wewnętrznej kieszeni. Gdy wyszedł z dormitorium skierował swoje kroki do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Zauważył parę znajomych twarzy, mnogość ludzkich zapachów o poranku sprawiła, że nieco go przyćmiło, dlatego bez zbędnych słów wyminął wszystkich i wyszedł. W najczarniejszych odmętach szkoły złapał jakiegoś szczura i pożywił nim się, by na jakiś czas odegnać tlące się uczucie głodu.
Gdy wyszedł na krużganki przymrużył oczy z powodu lekko świecącego słońca i skierował swe kroki w kierunku cieplarń szkolnych. Wszedł do tej oznaczonej numerem jeden i odetchnął z ulgą, że choć na chwilę mógł odpocząć od tych wszystkich panoszących się uczniów. Rozejrzał się ciekawie, bo jeszcze nie miał okazji zajrzeć do kwintesencji i podstawy wszelkich magicznych ziół, będących później składnikami eliksirów. Jason był w swoim świecie, dlatego na jego bladą twarz wystąpił chyba najszczerszy uśmiech na świecie. Nie tak szczery, jaki potrafiła wywołać u niego Mia, ale jednak jest. Podszedł powoli do stolika i obserwował rośliny w donicach, rozpoznając po liściach mandragory, glistnika i wiele innych. Zajrzał do pomieszczenia obok i uśmiechnął się, czując zapach zwykłego rumianku, aromat tymianku, czyli zwyczajnych ziół. W nosie aż go kręciło od mnogości woni.
Postanowił siedzieć tu cały dzień.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
Rhinna szwędała się przez dłuższy czas bez celu. W sumie, jakby nie patrzeć, każdy spacer, na który szła dziewczyna zaczynał się w ten konkrety sposób - po prostu nogi ją niosły, aż nie znalazła czegoś ciekawego, lub kogoś, z kim można by zamienić choć kilka słów. No, chyba, że była umówiona, bądź ktoś chciał, by stawiła się w konkretnym miejscu. Wtedy wiedziała, gdzie ma się pojawić. I też, z kim się spotka. A tak - liczyła na spontan, totalny.
Ruszyła, wpierw w kierunku błoni, a gdy nie znalazła tam nikogo skierowała się w stronę cieplarń. W sumie, kiedyś, jak była mniejsza, lubiła zapędzać się w tę stronę i przyglądać się roślinkom. Potem o tym kompletnie zapomniała, nie miała na to czasu, aż w końcu znalazła chwilkę, by znów się tam skierować.
Wchodząc do cieplarni, jej wzrok od razu skierował się na osobę, która tam była. Zauważyła już ją, jak przechodziła obok cieplarni. Zatrzymała się w półkroku, tuż za wejściem.
- O. Cześć.
Powiedziała, lekko zaskoczona tym, kogo tu spotkała. To przecież ten chłopak, który na nią nakrzyczał ot tak, bez powodu. Westchnęła cicho i splotła ręce za plecami.
- Dzisiaj nie będę Ci przeszkadzać?
Zapytała, cały czas na niego patrząc i stojąc praktycznie w wejściu. Wolała wiedzieć, czy może chłopak ma dobry humor, czy nie i powinna stąd zwiewać.
Ruszyła, wpierw w kierunku błoni, a gdy nie znalazła tam nikogo skierowała się w stronę cieplarń. W sumie, kiedyś, jak była mniejsza, lubiła zapędzać się w tę stronę i przyglądać się roślinkom. Potem o tym kompletnie zapomniała, nie miała na to czasu, aż w końcu znalazła chwilkę, by znów się tam skierować.
Wchodząc do cieplarni, jej wzrok od razu skierował się na osobę, która tam była. Zauważyła już ją, jak przechodziła obok cieplarni. Zatrzymała się w półkroku, tuż za wejściem.
- O. Cześć.
Powiedziała, lekko zaskoczona tym, kogo tu spotkała. To przecież ten chłopak, który na nią nakrzyczał ot tak, bez powodu. Westchnęła cicho i splotła ręce za plecami.
- Dzisiaj nie będę Ci przeszkadzać?
Zapytała, cały czas na niego patrząc i stojąc praktycznie w wejściu. Wolała wiedzieć, czy może chłopak ma dobry humor, czy nie i powinna stąd zwiewać.
Re: Cieplarnia I
Z radością obserwował każdy pnący się listek, każdy rozrastający się, uśpiony kwiat roślin otaczających go zewsząd. I choć było tu niesamowicie ciepło, to Jason cieszył się, że tu jest. Zdjął wierzchnią szatę, zostając w samych, mugolskich ubraniach i dotykał lekko listków mandragory, patrząc, jak pod wpływem dotknięcia zaczynają się ruszać, szeleścić. Białe zęby Jasona wyłoniły się w uśmiechu.
Był szczęśliwy, bo był sam na sam ze swoimi zainteresowaniami. W nosie go kręciło nieustannie, ale były to miłe aromaty, którymi pragnął się delektować. Ostatnie wydarzenia mocno wbiły go w podłogę, zaczął się pilnować i ograniczać kontakt z ludźmi do zbędnego minimum. Ze względu na ich bezpieczeństwo. Nie chciał już nikomu zrobić krzywdy, brzydził się sobą po tym, co zrobił temu Ślizgonowi w Halloween. Wiedział, że licho nie śpi i musi pilnować się jeszcze bardziej.
Cały jego azyl został jednak zbezczeszczony, gdy usłyszał, jak drzwi do cieplarni otwierają się skrzypiąc. Odwrócił swoje ciemnobrązowe spojrzenie w kierunku i zauważył Gryfonkę, z którą przypadkowo spotkał się w wieży zegarowej. Z tego, co pamiętał, nakrzyczał wtedy na nią, wyładował na niej swoją złość i bezradność. Głupio mu się zrobiło, dlatego też, gdy zapytała, czy będzie mu przeszkadzać powiedział.
- Cześć… nie przeszkadzasz… - powiedział cicho, ponownie dotykając szeleszczących liści mandragory. Do jego nozdrzy dotarł i zapach Gryfonki. Postanowił oddychać płytko, by nie męcić . Widząc, jak stoi w wejściu, uśmiechnął się niemrawo. - Możesz wejść, nie gryzę…
Ah, to dobre.
Był szczęśliwy, bo był sam na sam ze swoimi zainteresowaniami. W nosie go kręciło nieustannie, ale były to miłe aromaty, którymi pragnął się delektować. Ostatnie wydarzenia mocno wbiły go w podłogę, zaczął się pilnować i ograniczać kontakt z ludźmi do zbędnego minimum. Ze względu na ich bezpieczeństwo. Nie chciał już nikomu zrobić krzywdy, brzydził się sobą po tym, co zrobił temu Ślizgonowi w Halloween. Wiedział, że licho nie śpi i musi pilnować się jeszcze bardziej.
Cały jego azyl został jednak zbezczeszczony, gdy usłyszał, jak drzwi do cieplarni otwierają się skrzypiąc. Odwrócił swoje ciemnobrązowe spojrzenie w kierunku i zauważył Gryfonkę, z którą przypadkowo spotkał się w wieży zegarowej. Z tego, co pamiętał, nakrzyczał wtedy na nią, wyładował na niej swoją złość i bezradność. Głupio mu się zrobiło, dlatego też, gdy zapytała, czy będzie mu przeszkadzać powiedział.
- Cześć… nie przeszkadzasz… - powiedział cicho, ponownie dotykając szeleszczących liści mandragory. Do jego nozdrzy dotarł i zapach Gryfonki. Postanowił oddychać płytko, by nie męcić . Widząc, jak stoi w wejściu, uśmiechnął się niemrawo. - Możesz wejść, nie gryzę…
Ah, to dobre.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
Powoli zrobiła kilka kroków więcej, wchodząc do cieplarni i nie stojąc w przejściu. Nie czuła się w pierwszej chwili pewnie. Kojarzyła go z Halloween, tak. Ale nie chciała o to pytać, choć poczuła się lekko niepewnie. Ale z drugiej strony - nie zamierzała teraz odchodzić, jak już weszła. Jeszcze by to zostało źle odebrane i tym bardziej byłby kłopot. W każdym razie nie będzie uciekać, skoro już znalazła się w cieplarni. Spojrzała na niego nieco niepewnie.
- Jesteś trochę spokojniejszy, niż ostatnio, gdy się spotkaliśmy?
I nie, nie mówiła o Halloween, choć w sumie to po części też. Ale zapewne nawet nie wiedział, że Rhinna tam była. Z drugiej strony, naraził kilka osób, ważniejszych mniej ważnych dla dziewczyny, na niebezpieczeństwo. Ale dopóki nie okaże się, jaki nastrój i humor ma chłopak, nie zamierzała o to pytać. Głównie miała na myśli spotkanie w wieży zegarowej. Odchrząknęła cicho.
- Dzięki za kwiatka, to było miłe.
Powiedziała spokojnie, przypominając sobie, jak dał jej kwiatka. Tak, to było miłe, nie mogła zaprzeczyć.
- Jesteś trochę spokojniejszy, niż ostatnio, gdy się spotkaliśmy?
I nie, nie mówiła o Halloween, choć w sumie to po części też. Ale zapewne nawet nie wiedział, że Rhinna tam była. Z drugiej strony, naraził kilka osób, ważniejszych mniej ważnych dla dziewczyny, na niebezpieczeństwo. Ale dopóki nie okaże się, jaki nastrój i humor ma chłopak, nie zamierzała o to pytać. Głównie miała na myśli spotkanie w wieży zegarowej. Odchrząknęła cicho.
- Dzięki za kwiatka, to było miłe.
Powiedziała spokojnie, przypominając sobie, jak dał jej kwiatka. Tak, to było miłe, nie mogła zaprzeczyć.
Re: Cieplarnia I
Przebywanie w cieplarni o tej porze dnia było niezbyt rozsądne. w Każdej chwili mógł wejść nauczyciel i przegonić ich we wszystkie diabły, dodatkowo obciążając szlabanem. Ale Jason nie dbał o to, najbardziej musiał teraz myśleć o sobie i o tym, jak nie być zagrożeniem dla wszystkiego, co chodzi na dwóch nogach. Miał z tym spory problem i był jego świadom, jednak brakowało mu czasem siły. Często wymykał się do Zakazanego Lasu, by hartować swego ducha. Starał się uczyć sztuki opanowania, ale brakowało mu zwyczajnie siły woli. Był jeszcze niemowlakiem, uczył się wszystkiego, poznawał życie patrząc z innej strony. I choć większość jego egzystencji stanowiła wciąż mocna ludzka natura, to jednak był świadom tej drugiej. Dzikiej, brutalnej, krwiożerczej.
- Jesteś trochę spokojniejszy, niż ostatnio, gdy się spotkaliśmy?
Gdy zapytała spojrzał na nią i uśmiechnął się niemrawo. Czy był spokojniejszy? O nie. Był prawdziwym wulkanem emocji, nawet tych sprzecznych ze sobą, choć z zewnątrz był cichy i skupiony, przeczesując palcami zielone liście.
- Można tak powiedzieć… - szepnął, odwracając wzrok z powrotem w kierunku roślin. Chwycił tymianek, wrzucił go do naczynia i krótkim zaklęciem napełnił naczynie wodą. Chciał wyekstrahować z niego substancje aktywne, by później przygotować z nich podstawę do pewnego eliksiru. Gdy nieco się zbliżyła, on automatycznie zaczął się odsuwać. Nie chciał, by jej zapach, zawierający aromat konwalii oraz jaśminu, uderzył mu do głowy zanadto. Przystawił więc bliżej silnie pachnące zioła, by jej aromat został zastąpiony tymi. Widząc jej zdziwienie powiedział.
- Jestem chory, nie chcę byś się zaraziła… robię sobie syrop… - powiedział. W sumie bladość jego skóry bardzo dobrze obrazowała człowieka chorego, słabego, obarczonego jakąś chorobą.
Gdy podziękowała za kwiatka kiwnął tylko głową. Podarował go jej w ramach przeprosin za te wydarcie w wieży. Westchnął cicho.
- Nie ma za co…
Powiedział krótko, zaczynając kroić korzeń pietruszki. Był małomówny, cichy i tajemniczy niczym mgła.
- Jesteś trochę spokojniejszy, niż ostatnio, gdy się spotkaliśmy?
Gdy zapytała spojrzał na nią i uśmiechnął się niemrawo. Czy był spokojniejszy? O nie. Był prawdziwym wulkanem emocji, nawet tych sprzecznych ze sobą, choć z zewnątrz był cichy i skupiony, przeczesując palcami zielone liście.
- Można tak powiedzieć… - szepnął, odwracając wzrok z powrotem w kierunku roślin. Chwycił tymianek, wrzucił go do naczynia i krótkim zaklęciem napełnił naczynie wodą. Chciał wyekstrahować z niego substancje aktywne, by później przygotować z nich podstawę do pewnego eliksiru. Gdy nieco się zbliżyła, on automatycznie zaczął się odsuwać. Nie chciał, by jej zapach, zawierający aromat konwalii oraz jaśminu, uderzył mu do głowy zanadto. Przystawił więc bliżej silnie pachnące zioła, by jej aromat został zastąpiony tymi. Widząc jej zdziwienie powiedział.
- Jestem chory, nie chcę byś się zaraziła… robię sobie syrop… - powiedział. W sumie bladość jego skóry bardzo dobrze obrazowała człowieka chorego, słabego, obarczonego jakąś chorobą.
Gdy podziękowała za kwiatka kiwnął tylko głową. Podarował go jej w ramach przeprosin za te wydarcie w wieży. Westchnął cicho.
- Nie ma za co…
Powiedział krótko, zaczynając kroić korzeń pietruszki. Był małomówny, cichy i tajemniczy niczym mgła.
Ostatnio zmieniony przez Jason Snakebow dnia Pon 03 Lis 2014, 20:51, w całości zmieniany 1 raz
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
Hamilton zatrzymała się w miejscu widząc, jak chłopak się od niej odsuwa. Wzruszyła delikatnie ramionami i skierowała się do dalszej części cieplarni, byle nie podchodzić za blisko chłopaka. Skoro się odsuwał, to znak, że nie chciał, by podchodziła bliżej, proste.
- Ach, można tak powiedzieć..
Powtórzyła za chłopakiem, kiwając powoli głową. Podeszła do jakiejś dziwnej rośliny i przyglądała jej się z lekkim zainteresowaniem. Po kilku sekundach skierowała spojrzenie na chłopaka.
- Leży w dormitorium caaaaaały czas.
Uśmiechnęła się do niego lekko, szczerze, puszczając mu oko. Naprawdę cały czas znajdował się w jej dormitorium, położyła go na szafce nocnej i tak leży. Razem z książką z tajemniczej komnaty. No tak, będzie musiała szybko tę książkę skończyć. Ale to jak wróci do Pokoju Wspólnego, spędzi cały wieczór nad tą książką... O ile przykładowo Melia nie postanowi jej poprzeszkadzać, co też jest możliwe. Nie to, że narzekała, lubiła, jak jej przyjaciółka ją męczy i odciąga od niektórych rzeczy.. Choć od niektórych by mogła tego nie robić. Były rzeczy ważne.. I te ważniejsze.
- Coś Ci jest? Nie wyglądasz najlepiej..
Zapytała cicho, mrużąc delikatnie powieki i patrząc na niego cały czas.
- Ach, można tak powiedzieć..
Powtórzyła za chłopakiem, kiwając powoli głową. Podeszła do jakiejś dziwnej rośliny i przyglądała jej się z lekkim zainteresowaniem. Po kilku sekundach skierowała spojrzenie na chłopaka.
- Leży w dormitorium caaaaaały czas.
Uśmiechnęła się do niego lekko, szczerze, puszczając mu oko. Naprawdę cały czas znajdował się w jej dormitorium, położyła go na szafce nocnej i tak leży. Razem z książką z tajemniczej komnaty. No tak, będzie musiała szybko tę książkę skończyć. Ale to jak wróci do Pokoju Wspólnego, spędzi cały wieczór nad tą książką... O ile przykładowo Melia nie postanowi jej poprzeszkadzać, co też jest możliwe. Nie to, że narzekała, lubiła, jak jej przyjaciółka ją męczy i odciąga od niektórych rzeczy.. Choć od niektórych by mogła tego nie robić. Były rzeczy ważne.. I te ważniejsze.
- Coś Ci jest? Nie wyglądasz najlepiej..
Zapytała cicho, mrużąc delikatnie powieki i patrząc na niego cały czas.
Re: Cieplarnia I
Przestał kroić korzeń pietruszki, bo Gryfonka za bardzo się zbliżała. Westchnął ciężko, a gdy zatrzymała się zauważył, że zaczynały trząść mu się ręce. Niedobry znak, bardzo niedobry.
Mówiła coś do niego, pytała, patrzała, ale on jakby wyłączony nie zwracał na to uwagi. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że zwyczajnie ją ignoruje, że jest niegrzeczny. A on ponownie walczył, z samym sobą. Zacisnął powieki mocno i uderzył z całej siły pięściami w blat. Głuche uderzenie rozniosło się echem po cieplarni, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy Gryfonki, parsknął tylko.
Teraz zrozumiał. Teraz w końcu wdarło się do jego maleńkiego móżdżku to, o czym bezustannie mówiła Quinn. On nie może przebywać wśród ludzi. I nie będzie.
Od razy zabrał swoje rzeczy do małej torby i zasłaniając swoje usta i nos dłonią, opuścił ją bez słowa.
Mówiła coś do niego, pytała, patrzała, ale on jakby wyłączony nie zwracał na to uwagi. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że zwyczajnie ją ignoruje, że jest niegrzeczny. A on ponownie walczył, z samym sobą. Zacisnął powieki mocno i uderzył z całej siły pięściami w blat. Głuche uderzenie rozniosło się echem po cieplarni, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy Gryfonki, parsknął tylko.
Teraz zrozumiał. Teraz w końcu wdarło się do jego maleńkiego móżdżku to, o czym bezustannie mówiła Quinn. On nie może przebywać wśród ludzi. I nie będzie.
Od razy zabrał swoje rzeczy do małej torby i zasłaniając swoje usta i nos dłonią, opuścił ją bez słowa.
Jason SnakebowUczeń: Durmstrang - Urodziny : 31/10/1996
Wiek : 28
Skąd : Westminster, England
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia I
09.03
Po pełni Flora nie miała pojęcia gdzie się podziać, co ze sobą zrobić. Nie zdążyła rozpracować jednego szoku kiedy doznała kolejnego, najwyraźniej stąpającego pierwszemu po piętach. Wciąż niepewna co sądzić o samej sobie po spotkaniu z Elektrą i mając mieszane uczucia co do tego jak ma zachować się dalej, teraz niemal o tym nie pamiętała zbyt skupiona na zaginięciu Anthony'ego. Czuła niemal fizyczny ból związany z brakiem brata bliźniaka, ze stresu bez końca rozdrapując rany na dłoniach pozostałe z całonocnego szukania ślizgona w Zakazanym Lesie. Powrót do siebie po przemianie był gorszy niż kiedykolwiek, nie dając jej nawet utrzymać w sobie prawie żadnego posiłku, pozwalając na może pięć godzin snu łącznie od momentu kiedy stracili trop Wilsona.
Szukając ukojenia, oprócz znajomego jej dna butelki, udała się do jednego ze swoich ulubionych miejsc w Hogwarcie - cieplarni. Choć nie planowała swojej przyszłości w zielarstwie, czuła się w tych szklanych budynkach jak w domu, znajdując pocieszenie w towarzystwie jadowitych tentakul i silnie pachnących ziół. Nie miała zbyt wielu przyjaciół ale miała wrażenie że jedna osoba będzie w stanie ją zrozumieć, może nawet poprawić humor. Zebrawszy w sobie całą odwagę jaką miała, przed przyjściem do cieplarni wysłała szkolną sowę z krótką wiadomością do znajomego jej gryfona. Wiedziała że to wciąż bardzo nieśmiała, świeża znajomość ale nie miała nic do stracenia wyciągając rękę i robiąc ten pierwszy krok. Może przyjaźni w dzień nie zbudowano, ale na pewno wymagała wysiłku.
Drzwi cicho skrzypnęły kiedy schodziła po metalowych schodach do przestronnego pomieszczenia. Pogoda wydawała się nastrojona do jej samopoczucia, racząc wszystkich ulewnym deszczem i nieprzyjemnym zimnym wiatrem. Nawet te najbardziej ruchliwe rośliny wydawały się zatopione we śnie, choć było dopiero popołudnie, pozwalając swobodnie przyjrzeć się wzorom na ich liściach i szczegółom budowy kwiatów. Idąc przed siebie poprawiła na ramieniu torbę wypchaną do granic możliwości i wyciągnąwszy rękę bardzo delikatnie sunęła palcami po powierzchni wielkich ceramicznych donic, wyłapując każdą niedoskonałość i pęknięcie. Choć czuła się blisko ze światem roślin, paradoksalnie mając idealne do tego imię, tym co najbardziej podobało jej się w zielarstwie był sam akt sprawowania opieki i bliskość z ziemią. Czy to przez dosłowne babranie się w niej, czy poprzez wywieranie wpływu na jej dobrobyt.
Dotarła w końcu do dalekiego brzegu budynku i wyciągnęła z torby zwinięty w rulon nieduży koc w rudo-szarą kratę, ewidentnie nie pierwszy raz używany jako siedzisko, z wytartymi brzegami i kilkoma łatami w fantazyjnych kolorach. Usiadła pod kilkoma większymi drzewami wiggenowymi, podkuliwszy nogi pod siebie ze smutnym wyrazem twarzy wpatrywała się w kraniec koca jakby szukała w nim odpowiedzi. Wciąż nie mogła uwierzyć że bliźniak mógł zniknąć ot tak, bez śladu, bez słowa. Nie przyjmowała do wiadomości że zrobił to specjalnie, nie wyglądało to też na przypadek. Baizen mógł zapewniać ją bez końca że to rozwiąże, ale miała poważne wątpliwości co do jego zdolności, nawet jeśli jego ojciec był głową Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.
Po pełni Flora nie miała pojęcia gdzie się podziać, co ze sobą zrobić. Nie zdążyła rozpracować jednego szoku kiedy doznała kolejnego, najwyraźniej stąpającego pierwszemu po piętach. Wciąż niepewna co sądzić o samej sobie po spotkaniu z Elektrą i mając mieszane uczucia co do tego jak ma zachować się dalej, teraz niemal o tym nie pamiętała zbyt skupiona na zaginięciu Anthony'ego. Czuła niemal fizyczny ból związany z brakiem brata bliźniaka, ze stresu bez końca rozdrapując rany na dłoniach pozostałe z całonocnego szukania ślizgona w Zakazanym Lesie. Powrót do siebie po przemianie był gorszy niż kiedykolwiek, nie dając jej nawet utrzymać w sobie prawie żadnego posiłku, pozwalając na może pięć godzin snu łącznie od momentu kiedy stracili trop Wilsona.
Szukając ukojenia, oprócz znajomego jej dna butelki, udała się do jednego ze swoich ulubionych miejsc w Hogwarcie - cieplarni. Choć nie planowała swojej przyszłości w zielarstwie, czuła się w tych szklanych budynkach jak w domu, znajdując pocieszenie w towarzystwie jadowitych tentakul i silnie pachnących ziół. Nie miała zbyt wielu przyjaciół ale miała wrażenie że jedna osoba będzie w stanie ją zrozumieć, może nawet poprawić humor. Zebrawszy w sobie całą odwagę jaką miała, przed przyjściem do cieplarni wysłała szkolną sowę z krótką wiadomością do znajomego jej gryfona. Wiedziała że to wciąż bardzo nieśmiała, świeża znajomość ale nie miała nic do stracenia wyciągając rękę i robiąc ten pierwszy krok. Może przyjaźni w dzień nie zbudowano, ale na pewno wymagała wysiłku.
Drzwi cicho skrzypnęły kiedy schodziła po metalowych schodach do przestronnego pomieszczenia. Pogoda wydawała się nastrojona do jej samopoczucia, racząc wszystkich ulewnym deszczem i nieprzyjemnym zimnym wiatrem. Nawet te najbardziej ruchliwe rośliny wydawały się zatopione we śnie, choć było dopiero popołudnie, pozwalając swobodnie przyjrzeć się wzorom na ich liściach i szczegółom budowy kwiatów. Idąc przed siebie poprawiła na ramieniu torbę wypchaną do granic możliwości i wyciągnąwszy rękę bardzo delikatnie sunęła palcami po powierzchni wielkich ceramicznych donic, wyłapując każdą niedoskonałość i pęknięcie. Choć czuła się blisko ze światem roślin, paradoksalnie mając idealne do tego imię, tym co najbardziej podobało jej się w zielarstwie był sam akt sprawowania opieki i bliskość z ziemią. Czy to przez dosłowne babranie się w niej, czy poprzez wywieranie wpływu na jej dobrobyt.
Dotarła w końcu do dalekiego brzegu budynku i wyciągnęła z torby zwinięty w rulon nieduży koc w rudo-szarą kratę, ewidentnie nie pierwszy raz używany jako siedzisko, z wytartymi brzegami i kilkoma łatami w fantazyjnych kolorach. Usiadła pod kilkoma większymi drzewami wiggenowymi, podkuliwszy nogi pod siebie ze smutnym wyrazem twarzy wpatrywała się w kraniec koca jakby szukała w nim odpowiedzi. Wciąż nie mogła uwierzyć że bliźniak mógł zniknąć ot tak, bez śladu, bez słowa. Nie przyjmowała do wiadomości że zrobił to specjalnie, nie wyglądało to też na przypadek. Baizen mógł zapewniać ją bez końca że to rozwiąże, ale miała poważne wątpliwości co do jego zdolności, nawet jeśli jego ojciec był głową Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.
Ostatnio zmieniony przez Flora Wilson dnia Nie 26 Mar 2023, 19:25, w całości zmieniany 1 raz
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
Malutka sówka wyrwała Warda ze snu, stukając dziobem w okiennicę męskiego dormitorium w wieży Gryffindoru.
- Scheiße- zaklnął, a zaspana ręka wymacała jakieś brudne skarpetki spod łóżka. Chyba nawet nie były jego. Zamiast rzucić nimi w okno, trafił w ramkę ze zdjęciem dziewczyny kolegi z pokoju i zrzucił ją na ziemię.
Scheiße!
Mruknął coś równie niecenzuralnego w poduszkę. Było grupo po południu. W pokoju nikogo innego nie było i raczej nie powinno, bo to chyba już pora obiadowa. Kiedy jest się uczniem ostatniej klasy też z pewnością ostanie co powinno się robić to sprać w ciągu dnia, ale Gryfon znowu miał serię nieprzespanych nocy. Kręcił się po łóżku, chodził na paluszkach do Pokoju Wspólnego i robił pompki... Nic nie pomagało.
Teraz tak naprawdę też nie zasnął jakimś snem głębokim, ale stracił przytomność, słysząc wszystko doskonale co się działo dookoła i wcale nie chciał wstawać. Dał jednak w końcu za wygraną, bo jak małe to i uparte. Na widok znajomego koloru pergaminu momentalnie zmienił mu się nastrój. Szybko skoczył do łazienki, przebrał się i skierował się w stronę cieplarni, zabierając po drodze ukrytą paczkę popcornu z Miodowego Królestwa. No co, w końcu nic nie jadł...
Nieczęsto tu bywał. Rośliny miały tą magiczną właściwość, że rosły i przekwitały, więc znalezienie Flory zajęło mu dobre dziesięć minut. W końcu jednak zobaczył rudowłosą główkę, siedzącą na kocu za drzewami wiggenowymi i ruszył w jej stronę dziarskim krokiem. Nie miał na sobie uczniowskiego mundurka. Dzisiaj był dzień wagarowicza. Luźne dżinsy i bluza z kapturem dopełniały jego zaspany wizerunek. Uśmiechnął się do Wilsonówny, zupełnie nie odczytując od razu jej nastroju.
- Piknik? - zapytał, dosiadając się i zaszeleścił paczką karmelowego popcornu, który ze sobą zabrał. Otworzył torebkę i wysunął ją w kierunku dziewczyny. - Przyszedłbym szybciej, ale jakaś chińska kapusta chciała się bardzo zaprzyjaźnić. - Pomachał w powietrzu lewą nogą, żeby pokazać jej lekko postrzępioną nogawkę spodni. Wystawił dolną wargę dodając teatralnej dramaturgii. Kto mu to teraz naprawi?
- Scheiße- zaklnął, a zaspana ręka wymacała jakieś brudne skarpetki spod łóżka. Chyba nawet nie były jego. Zamiast rzucić nimi w okno, trafił w ramkę ze zdjęciem dziewczyny kolegi z pokoju i zrzucił ją na ziemię.
Scheiße!
Mruknął coś równie niecenzuralnego w poduszkę. Było grupo po południu. W pokoju nikogo innego nie było i raczej nie powinno, bo to chyba już pora obiadowa. Kiedy jest się uczniem ostatniej klasy też z pewnością ostanie co powinno się robić to sprać w ciągu dnia, ale Gryfon znowu miał serię nieprzespanych nocy. Kręcił się po łóżku, chodził na paluszkach do Pokoju Wspólnego i robił pompki... Nic nie pomagało.
Teraz tak naprawdę też nie zasnął jakimś snem głębokim, ale stracił przytomność, słysząc wszystko doskonale co się działo dookoła i wcale nie chciał wstawać. Dał jednak w końcu za wygraną, bo jak małe to i uparte. Na widok znajomego koloru pergaminu momentalnie zmienił mu się nastrój. Szybko skoczył do łazienki, przebrał się i skierował się w stronę cieplarni, zabierając po drodze ukrytą paczkę popcornu z Miodowego Królestwa. No co, w końcu nic nie jadł...
Nieczęsto tu bywał. Rośliny miały tą magiczną właściwość, że rosły i przekwitały, więc znalezienie Flory zajęło mu dobre dziesięć minut. W końcu jednak zobaczył rudowłosą główkę, siedzącą na kocu za drzewami wiggenowymi i ruszył w jej stronę dziarskim krokiem. Nie miał na sobie uczniowskiego mundurka. Dzisiaj był dzień wagarowicza. Luźne dżinsy i bluza z kapturem dopełniały jego zaspany wizerunek. Uśmiechnął się do Wilsonówny, zupełnie nie odczytując od razu jej nastroju.
- Piknik? - zapytał, dosiadając się i zaszeleścił paczką karmelowego popcornu, który ze sobą zabrał. Otworzył torebkę i wysunął ją w kierunku dziewczyny. - Przyszedłbym szybciej, ale jakaś chińska kapusta chciała się bardzo zaprzyjaźnić. - Pomachał w powietrzu lewą nogą, żeby pokazać jej lekko postrzępioną nogawkę spodni. Wystawił dolną wargę dodając teatralnej dramaturgii. Kto mu to teraz naprawi?
Re: Cieplarnia I
Po raz kolejny w myślach odczytywała długą listę powodów i miejsc w których mógłby być Tony, ale każdy kolejny pomysł wydawał się bardziej absurdalny i idiotyczny. Może i miał swoje mniej odpowiedzialne momenty, ale jednak nie naraził by niczyjego zdrowia i życia w czasie pełni, a w szczególności własnego. Fiksowała się na temacie, cały czas mając przed oczami to jedno miejsce w którym jego ślad się kompletnie urywał i nie mogąc zrozumieć jak, dlaczego. Padający deszcz nie sprzyjał tropieniu i szybko zatarł nawet te ślady które mieli na początku. Zatopiona w myślach, skubała nieświadomie brzeg dużej dziury w jasnych jeansach, przez którą wyłaziło jej blade, usypane piegami kolano, które jakimś cudem i tak zdołała ubabrać granatową farbą. Usłyszała kroki zanim jeszcze gryfon wyłonił się zza gęstwiny cieplarnianych roślin, czujnie uniosła głowę i widząc jego twarz jej własna nieco się rozjaśniła, serce delikatnie zatrzepotało w jej piersi. Ukradkiem starła pojedynczą łzę z policzka rękawem swojego bordowego swetra i przywołała na twarz lekki uśmiech.
- Kamienna podłoga, siadanie bez podkładki nie kończy się dobrze, zapalenie pęcherza, przewiane plecy i tak dalej - odpowiedziała słabym głosem, odsunęła się trochę robiąc mu miejsce na kocu. Zanim jednak usiadł, postanowił zaprezentować swoje zmaltretowane jeansy. Może nie był jeszcze świadomy ale trafił na odpowiednią osobę. Podwinąwszy rękawy pociągnęła do siebie nieszczęsną nogawkę i przestudiowała ją uważnie.
- A ja myślałam że tylko mi potrzebny jest opiekun - pokręciła głową cmokając cicho z niezadowoleniem i w końcu wypuściła materiał z ręki - Werdykt jest taki że mogę to załatać ale spodnie już nigdy nie będą wyglądały tak samo. Musi to zostać wyborem stylistycznym - wskazała na swoje własne, dumnie dzierżące kilka drobniejszych łat, każda z innym wzorem, choć wszystkie w pasujących do siebie odcieniach brzoskwini. Biedni nie wybrzydzali i dbali o swoje ubrania jak mogli, ale to nie znaczyło że koniecznie musi to wyglądać brzydko. Flora lubiła myśleć że w ten sposób przynajmniej wygląda inaczej, w subtelny sposób wyróżniając się z tłumu tak samo wyglądających dziewczyn. Pogrzebała chwilę w swojej torbie wyciągając z niej trzy skrawki materiału, nitkę i igłę. Jeden z nich był jasnozielony w turkusowo-granatową kratkę, drugi fioletowy w drobne żółte kwiatki, a trzeci stanowił piękny przykład intensywnie czerwonej szkockiej kraty. Wszystkie były raczej krzykliwe.
- To mogę zaproponować na miejscu - była zdecydowanie mniej wesoła niż zwykle, ale z ulgą przyjęła zajęcie choć na chwilę rozpraszające niekończące się zmartwienie. Czuła się kompletnie bezużyteczna i doprowadzało ją to do szału.
- Kamienna podłoga, siadanie bez podkładki nie kończy się dobrze, zapalenie pęcherza, przewiane plecy i tak dalej - odpowiedziała słabym głosem, odsunęła się trochę robiąc mu miejsce na kocu. Zanim jednak usiadł, postanowił zaprezentować swoje zmaltretowane jeansy. Może nie był jeszcze świadomy ale trafił na odpowiednią osobę. Podwinąwszy rękawy pociągnęła do siebie nieszczęsną nogawkę i przestudiowała ją uważnie.
- A ja myślałam że tylko mi potrzebny jest opiekun - pokręciła głową cmokając cicho z niezadowoleniem i w końcu wypuściła materiał z ręki - Werdykt jest taki że mogę to załatać ale spodnie już nigdy nie będą wyglądały tak samo. Musi to zostać wyborem stylistycznym - wskazała na swoje własne, dumnie dzierżące kilka drobniejszych łat, każda z innym wzorem, choć wszystkie w pasujących do siebie odcieniach brzoskwini. Biedni nie wybrzydzali i dbali o swoje ubrania jak mogli, ale to nie znaczyło że koniecznie musi to wyglądać brzydko. Flora lubiła myśleć że w ten sposób przynajmniej wygląda inaczej, w subtelny sposób wyróżniając się z tłumu tak samo wyglądających dziewczyn. Pogrzebała chwilę w swojej torbie wyciągając z niej trzy skrawki materiału, nitkę i igłę. Jeden z nich był jasnozielony w turkusowo-granatową kratkę, drugi fioletowy w drobne żółte kwiatki, a trzeci stanowił piękny przykład intensywnie czerwonej szkockiej kraty. Wszystkie były raczej krzykliwe.
- To mogę zaproponować na miejscu - była zdecydowanie mniej wesoła niż zwykle, ale z ulgą przyjęła zajęcie choć na chwilę rozpraszające niekończące się zmartwienie. Czuła się kompletnie bezużyteczna i doprowadzało ją to do szału.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
- Złapię wilka?
Przypomniał sobie takie śmieszne powiedzenie babci i zaśmiał się krótko. Niestety nie zdawał sobie sprawy z niefortunnie dobranych słów, biorąc pod uwagę fakt, że Flora naprawdę próbowała znaleźć wilka. Mimo wszystko, wyjątkowo tępa umiejętność odczytywania uczuć, dzisiaj podpowiedziała mu, że jego ulubiona osóbka ma jakieś zmartwienie. Postanowił poprawić jej humor.
Posłusznie usadowił się na kawałku koca, który mu odstąpiła. Nie powie tego głośno, bo coś mu podpowiadało, że porównywanie do swojej babci nie będzie komplementem dla żadnej dziewczyny, ale Florka naprawdę trochę mu przypominała starszą panią Ward. Ta też wyróżniała się ubiorem, życzliwością i wszędzie chodziła z igłą i nitką. Był prawie pewien, że nie każda dziewczyna się w ten sposób zachowuje, co tym bardziej było w jego głowie plusem dla Krukonki.
- I będę tak stylowy, jak Ty? Czad! - dotknął jednej kolorowej łatki na jej kolanie z ciekawości. Naprawdę było to coś niesamowitego. Cofnął rękę ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. - Chciałbym dzisiaj dołączyć do klubu stylowych uczniów. Kwiatki? - zaproponował całkowicie poważnie, ale ostatnie słowo chciał zostawić swojej stylistce. Kwiatki pasowały mu jednak do wiosennej aury, której jeszcze trochę brakowało, ale już bliżej niż dalej.
- Umiałabyś mi jeszcze zrobić takie dyndające frędzelki na końcu nogawki? - zapytał, patrząc na wykończenie rogu koca. Zakładał, że może ma jeszcze nożyczki w swojej przepastnej torbie.
Przypomniał sobie takie śmieszne powiedzenie babci i zaśmiał się krótko. Niestety nie zdawał sobie sprawy z niefortunnie dobranych słów, biorąc pod uwagę fakt, że Flora naprawdę próbowała znaleźć wilka. Mimo wszystko, wyjątkowo tępa umiejętność odczytywania uczuć, dzisiaj podpowiedziała mu, że jego ulubiona osóbka ma jakieś zmartwienie. Postanowił poprawić jej humor.
Posłusznie usadowił się na kawałku koca, który mu odstąpiła. Nie powie tego głośno, bo coś mu podpowiadało, że porównywanie do swojej babci nie będzie komplementem dla żadnej dziewczyny, ale Florka naprawdę trochę mu przypominała starszą panią Ward. Ta też wyróżniała się ubiorem, życzliwością i wszędzie chodziła z igłą i nitką. Był prawie pewien, że nie każda dziewczyna się w ten sposób zachowuje, co tym bardziej było w jego głowie plusem dla Krukonki.
- I będę tak stylowy, jak Ty? Czad! - dotknął jednej kolorowej łatki na jej kolanie z ciekawości. Naprawdę było to coś niesamowitego. Cofnął rękę ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. - Chciałbym dzisiaj dołączyć do klubu stylowych uczniów. Kwiatki? - zaproponował całkowicie poważnie, ale ostatnie słowo chciał zostawić swojej stylistce. Kwiatki pasowały mu jednak do wiosennej aury, której jeszcze trochę brakowało, ale już bliżej niż dalej.
- Umiałabyś mi jeszcze zrobić takie dyndające frędzelki na końcu nogawki? - zapytał, patrząc na wykończenie rogu koca. Zakładał, że może ma jeszcze nożyczki w swojej przepastnej torbie.
Re: Cieplarnia I
Jako dziecko z mocno wybrakowanej rodziny, z całkiem długą listą pogrzebów za sobą i wybuchową mieszanką charakterów, Flora niekoniecznie orientowała się w powiedzeniach ludowych. Czasami wręcz okazywało się że rozumie wiele z nich opacznie. Słysząc "złapać wilka" podniosła wzrok trochę za szybko, przez chwilę myśląc że Elijah może coś wiedzieć, ale zaraz załapała różnicę. No tak, skąd akurat on miał mieć wieści o jej bliźniaku, gdzie pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy ile jest wilkołaków w szkole i że właśnie z jednym obcuje. Decydując się nie drążyć tematu, pokiwała tylko głową zapamiętując sentencję na przyszłość by wpleść ją jako żart w rozmowach z Tonym albo Hanką.
Po raz pierwszy w życiu została nazwana stylową, był to wyjątkowo miły komplement zważywszy na to ile procent jej szafy zajmowały przedmioty które zrobiła lub naprawiła sama. Lubiła pastelowe, jasne kolory, ale korzystała z każdej okazji na zdobycie chociaż odrobiny materiału który był szalenie drogi, dlatego jej zapasy zawierały również wzory i kolory które normalnie nie byłyby jej wyborem. Lawenda z drobnymi żółtymi kwiatkami zaskoczyła ją, ale równocześnie zapunktował swoją pewnością siebie i dobrym gustem.
- Mój faworyt! Frędzelki, jasne, to nie jest problem! - rozpromieniona i podekscytowana możliwością wykorzystania swoich umiejętności nie do końca przemyślała kolejne słowa - Ściągaj spodnie w takim razie - uświadomienie sobie co właściwie powiedziała zajęło jej dobre pół minuty. Po tym czasie czerwień powoli zaczęła wpływać na jej twarz, policzki piekły w niestety dobrze znany krukonce sposób, zamknąwszy na moment oczy zebrała się w sobie i odetchnęła.
- P-po zastanowieniu myślę że możesz po prostu podać mi swoją nogę - unikała patrzenia na gryfona, nie do końca pewna czy ma ochotę się roześmiać czy zapaść pod ziemię. Najwyraźniej nieporozumienia, upadki i niefortunne zaklęcia były nieodłącznym elementem ich znajomości. Zaczynała się czuć w jego towarzystwie coraz bardziej komfortowo, być może właśnie regularne robienie z siebie głupka przed Wardem budowało w niej odporność.
- Niekoniecznie do kapuścianego ataku trzeba dodać publiczne obnażanie - miała poważny dysonans w głowie, nie wiedząc jak jeszcze niedawno mogła być tak pewna siebie i odważna w kontaktach z Elektrą, by teraz zamieniać się bełkoczącego głupka z trzepoczącym sercem i rumieńcami. Jak dwie relacje mogły być tak od siebie różne i żadna z nich platoniczna z jej strony?
Po raz pierwszy w życiu została nazwana stylową, był to wyjątkowo miły komplement zważywszy na to ile procent jej szafy zajmowały przedmioty które zrobiła lub naprawiła sama. Lubiła pastelowe, jasne kolory, ale korzystała z każdej okazji na zdobycie chociaż odrobiny materiału który był szalenie drogi, dlatego jej zapasy zawierały również wzory i kolory które normalnie nie byłyby jej wyborem. Lawenda z drobnymi żółtymi kwiatkami zaskoczyła ją, ale równocześnie zapunktował swoją pewnością siebie i dobrym gustem.
- Mój faworyt! Frędzelki, jasne, to nie jest problem! - rozpromieniona i podekscytowana możliwością wykorzystania swoich umiejętności nie do końca przemyślała kolejne słowa - Ściągaj spodnie w takim razie - uświadomienie sobie co właściwie powiedziała zajęło jej dobre pół minuty. Po tym czasie czerwień powoli zaczęła wpływać na jej twarz, policzki piekły w niestety dobrze znany krukonce sposób, zamknąwszy na moment oczy zebrała się w sobie i odetchnęła.
- P-po zastanowieniu myślę że możesz po prostu podać mi swoją nogę - unikała patrzenia na gryfona, nie do końca pewna czy ma ochotę się roześmiać czy zapaść pod ziemię. Najwyraźniej nieporozumienia, upadki i niefortunne zaklęcia były nieodłącznym elementem ich znajomości. Zaczynała się czuć w jego towarzystwie coraz bardziej komfortowo, być może właśnie regularne robienie z siebie głupka przed Wardem budowało w niej odporność.
- Niekoniecznie do kapuścianego ataku trzeba dodać publiczne obnażanie - miała poważny dysonans w głowie, nie wiedząc jak jeszcze niedawno mogła być tak pewna siebie i odważna w kontaktach z Elektrą, by teraz zamieniać się bełkoczącego głupka z trzepoczącym sercem i rumieńcami. Jak dwie relacje mogły być tak od siebie różne i żadna z nich platoniczna z jej strony?
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
Niemiecka rodzina od strony jego zmarłej mamy była niemagiczna, ale wyznawali w przeszłości dość mocno Słowiańską tradycję, co nigdy nie robiło z nich w zupełności "normalnymi mugolami". Wierzyli w różne rzeczy i nazywali się rodzimowiercami. Elijah niewiele znał szczegółów na temat tych korzeni, bo jego ojciec raczej ograniczył mu później z nimi kontakty, kiedy matka odeszła... Ale mimo młodego wieku, chłopiec i tak zapamiętał trochę starych powiedzeń, które go fascynowały i jednocześnie sprawiały, że czarodzieje nie rozumieli o czym mówi. Nie zawsze się na tym łapał, że coś nie pasuje do kanonu Brytyjskiej szkoły.
Ściągaj spodnie...
Nie musiała mówić więcej! Już zaczął rozpinać guzik od spodni, kiedy zrozumiał, że może rzeczywiście to był głupi pomysł, paradować w cieplarni w samych bokserach. A daj spokój Florka, jego bokserki zakrywają równie dużo co męskie spodenki latem! Trochę go jednak rozbawiło jej zawstydzenie.
- Haha, nie musisz się poprawiać i tak zamierzałem zdjąć spodnie. Nie obraź się, ufam Ci i w ogóle - widać, że się na tym znasz, ale każdemu się może omsknąć ręka. Daj mi chwilę!
Skoro już zdążyła zrobić się czerwona to nie będzie jej dokładał kolejnej warstwy rumieńców i gorszyć. No cóż, nie wiedział, że Elektra już zdążyła ją wcześniej wystarczająco obedrzeć z niewinności. Dla niego ich relacja była czyściutka, a Wilson przewspaniale słodka.
Wstał z miejsca i schował się za cienkim pieńkiem drzewa. Może to niewiele dało, ale jakaś tam przestrzeń prywatności została zachowana. Po zdjęciu spodni, ściągnął bluzę i przewinął się nią z przodu w pasie. W końcu bardziej mógłby ją zgorszyć widok przodu, niż tyłka.
Wrócił na miejsce, podając wcześniej dżinsy rudowłosej i układając swoje adidasy od jego strony koca.
- Poza tym przez całą zimę pracowałem nad łydkami i nie zapomniałem o żadnym dniu nóg! Nie odpuszczę okazji, żeby trochę się nimi pochwalić - zażartował. Ciało Gryfona rzeczywiście było mocno umięśnione i zdecydowanie bardziej zarysowane niż w zeszłym roku. Był z tego dumny, bo nigdy nie był w tak dobrej kondycji jak teraz. W końcu ostatni rok i przed nim niedługo próby dostania się do reprezentacji Sokołów z Heidelbergu.
- Haftować też potrafisz?
Ściągaj spodnie...
Nie musiała mówić więcej! Już zaczął rozpinać guzik od spodni, kiedy zrozumiał, że może rzeczywiście to był głupi pomysł, paradować w cieplarni w samych bokserach. A daj spokój Florka, jego bokserki zakrywają równie dużo co męskie spodenki latem! Trochę go jednak rozbawiło jej zawstydzenie.
- Haha, nie musisz się poprawiać i tak zamierzałem zdjąć spodnie. Nie obraź się, ufam Ci i w ogóle - widać, że się na tym znasz, ale każdemu się może omsknąć ręka. Daj mi chwilę!
Skoro już zdążyła zrobić się czerwona to nie będzie jej dokładał kolejnej warstwy rumieńców i gorszyć. No cóż, nie wiedział, że Elektra już zdążyła ją wcześniej wystarczająco obedrzeć z niewinności. Dla niego ich relacja była czyściutka, a Wilson przewspaniale słodka.
Wstał z miejsca i schował się za cienkim pieńkiem drzewa. Może to niewiele dało, ale jakaś tam przestrzeń prywatności została zachowana. Po zdjęciu spodni, ściągnął bluzę i przewinął się nią z przodu w pasie. W końcu bardziej mógłby ją zgorszyć widok przodu, niż tyłka.
Wrócił na miejsce, podając wcześniej dżinsy rudowłosej i układając swoje adidasy od jego strony koca.
- Poza tym przez całą zimę pracowałem nad łydkami i nie zapomniałem o żadnym dniu nóg! Nie odpuszczę okazji, żeby trochę się nimi pochwalić - zażartował. Ciało Gryfona rzeczywiście było mocno umięśnione i zdecydowanie bardziej zarysowane niż w zeszłym roku. Był z tego dumny, bo nigdy nie był w tak dobrej kondycji jak teraz. W końcu ostatni rok i przed nim niedługo próby dostania się do reprezentacji Sokołów z Heidelbergu.
- Haftować też potrafisz?
Re: Cieplarnia I
Jakież te rośliny po drugiej stronie pomieszczenia były interesujące! Takie... tojadowe. Los miał bardzo pokrzywione poczucie umieszczając akurat te konkretne habzie na jej linii wzroku. Od razu przywiodły jej na myśl brakującego bliźniaka i mrożący krew w jej żyłach strach o jego życie. Kilka słonych łez kapnęło na koc zanim ruda zorientowała się w ogóle że płacze, a słyszała Elijah właśnie wychodził zza drzewek wiggennowych owijając się bluzą dla jej komfortu. Wiedziała że nie bez powodu wysłała sowę właśnie do niego, czuła w stawach że dokładnie jego poczucia humoru i słonecznego podejścia do życia potrzebuje, nawet jeśli nie będzie nigdy wiedział z jakiego powodu. Otarła czym prędzej policzki, wciąż obrócona tyłem i przywołała na twarz uśmiech zamiast smutnej podkowy zanim odwróciła się spowrotem, by wziąć od niego jeansy.
- Faktycznie godne podziwu - usilnie ignorując potrzebę pociągnięcia nosem przyjrzała się wspomnianym łydkom - Planujesz wiązać karierę z quidditchem prawda? Zauważyłam że tu w Hogwarcie albo ludzie są przypadkiem całkiem dobrzy i nie mają takich planów, albo ciężko pracują bo nie wyobrażają sobie przestać grać, nic pośrodku. Coś mi mówi że mam do czynienia z tym drugim typem - spoważniała nagle, jej mina z pogodnej przeszła w zakłopotaną.
- Muszę ci coś wyznać... Ale boję się że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać jak się dowiesz - przygryzła wargę na moment, ale zebrała się na odwagę - Nie umiem latać na miotle - schowała twarz w dłoniach patrząc na niego przez palce. W końcu jednak opuściła ręce i sięgnęła po nieszczęsne jeansy które czekały na pomoc.
- W pierwszej klasie miałam lęk wysokości i jakoś nigdy nie zdobyłam tej umiejętności - no a potem zostałam wilkołakiem, więc siłą rzeczy zdobyłam nowe lęki i wysokość jakoś przestała mnie przerażać. Ha, no tego mu nie powie. Niech się lepiej zajmie swoją robotą.
Naszywała sprawnie łatę na brzeg spodni, po wcześniejszym docięciu jej za pomocą kilku sprawnie rzuconych Diffindo. Jej ręce ruszały się z pewnością siebie jaką ciężko u niej trafić w codziennym życiu. Gdy łata była przyszyta, zaczęła pracować nad specjalnym życzeniem klienta, frędzelkami na końcu.
- Haftuję, szydełkuję. Wszystko czym można zająć ręce i zrobić lub naprawić ubranie - westchnęła cicho - To żadna tajemnica, kiedy jest się biednym takie umiejętności się przydają, a moje rodzeństwo ma tendencję do dziurawienia ubrań które potem idą dalej. A że jestem mniejsza to siłą rzeczy dostaję na końcu to z czego reszta wyrasta - czasami irytowało ją jeszcze kiedy była mylona z pierwszoklasistkami, ale takie życie gnoma.
- Faktycznie godne podziwu - usilnie ignorując potrzebę pociągnięcia nosem przyjrzała się wspomnianym łydkom - Planujesz wiązać karierę z quidditchem prawda? Zauważyłam że tu w Hogwarcie albo ludzie są przypadkiem całkiem dobrzy i nie mają takich planów, albo ciężko pracują bo nie wyobrażają sobie przestać grać, nic pośrodku. Coś mi mówi że mam do czynienia z tym drugim typem - spoważniała nagle, jej mina z pogodnej przeszła w zakłopotaną.
- Muszę ci coś wyznać... Ale boję się że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać jak się dowiesz - przygryzła wargę na moment, ale zebrała się na odwagę - Nie umiem latać na miotle - schowała twarz w dłoniach patrząc na niego przez palce. W końcu jednak opuściła ręce i sięgnęła po nieszczęsne jeansy które czekały na pomoc.
- W pierwszej klasie miałam lęk wysokości i jakoś nigdy nie zdobyłam tej umiejętności - no a potem zostałam wilkołakiem, więc siłą rzeczy zdobyłam nowe lęki i wysokość jakoś przestała mnie przerażać. Ha, no tego mu nie powie. Niech się lepiej zajmie swoją robotą.
Naszywała sprawnie łatę na brzeg spodni, po wcześniejszym docięciu jej za pomocą kilku sprawnie rzuconych Diffindo. Jej ręce ruszały się z pewnością siebie jaką ciężko u niej trafić w codziennym życiu. Gdy łata była przyszyta, zaczęła pracować nad specjalnym życzeniem klienta, frędzelkami na końcu.
- Haftuję, szydełkuję. Wszystko czym można zająć ręce i zrobić lub naprawić ubranie - westchnęła cicho - To żadna tajemnica, kiedy jest się biednym takie umiejętności się przydają, a moje rodzeństwo ma tendencję do dziurawienia ubrań które potem idą dalej. A że jestem mniejsza to siłą rzeczy dostaję na końcu to z czego reszta wyrasta - czasami irytowało ją jeszcze kiedy była mylona z pierwszoklasistkami, ale takie życie gnoma.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
Trudno było mu ignorować ten wyraźny brak nastroju Krukonki. Rozmawiali swobodnie, ale widział to smutne spojrzenie, kiedy tylko przenosiła z niego wzrok w inne miejsce. Wygłupiał się, chciał jej poprawić nastrój, ale działo się coś, co chyba nawet jego owłosione łydki nie będą potrafiły naprawić. Przyszedł więc czas na porządną rozmowę. Już miał pytać o prawdziwy powód ich spotkania, kiedy zapytała o Quidditch.
- To prawda, chciałbym zajmować się tym profesjonalnie. Jestem już w składzie juniorów w Niemieckiej reprezentacji, ale plan jest taki by dostać się do drużyny. W kwietniu będą pierwsze eliminacje, żeby w wakacje rozegrać decydujący mecz o podpisaniu kontraktu. - Pokiwał głową, bawiąc się sznurkami od kaptura przy bluzie. Nagle jednak zamarł. Odwrócił się w jej stronę ze śmiertelnie poważną miną.
- Nie... umiesz? - powtórzył po Krukonce, przejeżdżając po niej wzrokiem od góry do dołu. Wyglądała na więcej niż pierwszoklasistę. Przecież każdy musi mieć jakieś podstawy, prawda? - I tak po prostu przeszłaś dalej, nie kontynuując nauki? A jak chcesz się szybko przemieszczać po terenach Hogwartu, w stronę Hogsmeade lub pozwiedzać inne miejsca... Też nie używasz miotły?
Ten temat i szczere zaskoczenie, które teraz odczuł, skutecznie go znowu odciągnęły od zapytania ją o powód tych suchych śladów po łzach na jej piegowatych policzkach. Kolejna rzecz, w której była w sumie podobna do Zoi. Aaron zresztą też nie lgnął do latania, ale z tego co wiedział to przemieszczali się na swoich miotłach z punktu A do punktu B, jeśli była taka potrzeba.
- Mam nadzieję, że jak będziesz zarabiała już miliony jako uzdrowicielka i projektantka-hobbystka, to nadal będziesz ulepszała swoją garderobę, nawet jeśli miałaby się składać z Twoich własnych ciuchów, a nie po rodzeństwie.
Zażyczył jej unosząc mały palec w powietrzu, jakby to miała być obietnica, która musiała się spełnić.
- Powiesz mi teraz... Co się stało? - Obserwował jej reakcję bardzo uważnie, ale widać było po nim trochę zmieszanie. Zdawał sobie sprawę z kiepskiego doświadczenia w pocieszaniu innych, szczególnie dziewczyn. - Mogę jakoś pomóc? - dodał na wypadek jakby nie chciała się mu zwierzać. Chciał tylko, żeby wiedziała, że jakby co to jest obok i może na nim polegać.
- To prawda, chciałbym zajmować się tym profesjonalnie. Jestem już w składzie juniorów w Niemieckiej reprezentacji, ale plan jest taki by dostać się do drużyny. W kwietniu będą pierwsze eliminacje, żeby w wakacje rozegrać decydujący mecz o podpisaniu kontraktu. - Pokiwał głową, bawiąc się sznurkami od kaptura przy bluzie. Nagle jednak zamarł. Odwrócił się w jej stronę ze śmiertelnie poważną miną.
- Nie... umiesz? - powtórzył po Krukonce, przejeżdżając po niej wzrokiem od góry do dołu. Wyglądała na więcej niż pierwszoklasistę. Przecież każdy musi mieć jakieś podstawy, prawda? - I tak po prostu przeszłaś dalej, nie kontynuując nauki? A jak chcesz się szybko przemieszczać po terenach Hogwartu, w stronę Hogsmeade lub pozwiedzać inne miejsca... Też nie używasz miotły?
Ten temat i szczere zaskoczenie, które teraz odczuł, skutecznie go znowu odciągnęły od zapytania ją o powód tych suchych śladów po łzach na jej piegowatych policzkach. Kolejna rzecz, w której była w sumie podobna do Zoi. Aaron zresztą też nie lgnął do latania, ale z tego co wiedział to przemieszczali się na swoich miotłach z punktu A do punktu B, jeśli była taka potrzeba.
- Mam nadzieję, że jak będziesz zarabiała już miliony jako uzdrowicielka i projektantka-hobbystka, to nadal będziesz ulepszała swoją garderobę, nawet jeśli miałaby się składać z Twoich własnych ciuchów, a nie po rodzeństwie.
Zażyczył jej unosząc mały palec w powietrzu, jakby to miała być obietnica, która musiała się spełnić.
- Powiesz mi teraz... Co się stało? - Obserwował jej reakcję bardzo uważnie, ale widać było po nim trochę zmieszanie. Zdawał sobie sprawę z kiepskiego doświadczenia w pocieszaniu innych, szczególnie dziewczyn. - Mogę jakoś pomóc? - dodał na wypadek jakby nie chciała się mu zwierzać. Chciał tylko, żeby wiedziała, że jakby co to jest obok i może na nim polegać.
Re: Cieplarnia I
Nawet jeśli nie rozumiała niuansów świata zawodowego quidditcha, była pod wrażeniem. W jej rozumieniu, bycie w składzie juniorów już świadczyło o umiejętnościach które jej się nawet nie śniły. Widziała też jak oczy mu się zaświeciły gdy mówił o swojej pasji, nie ważne jak bardzo różniły się od siebie ich wybory zawodowe, pasję rozumiała w pełni. Martwiło ją tylko jedno... Niemcy? Jedyna osoba w szkole którą nieśmiale nazywała w swojej głowie przyjacielem i wyjedzie tak daleko? Ukrywając jednak swoje samolubne uczucia, skupiła się na tym jak bardzo kibicuje mu w spełnieniu marzeń.
- Potrzebujesz cheerleaderki? To jedyne wsparcie jakie mogę zapewnić - ale za to dzięki swojej sprawności fizycznej i wilkołactwu, potrafiła całkiem nieźle skakać i wymachiwać pomponami czy szalikiem. Odmawiała jednakże machania szalikiem Gryffindoru, może i lubiła Elijah ale nie upadła jeszcze tak nisko by zdradzać swój dom. Jego szok dotyczący jej nieumiejętności latania na miotle był rozbrajający. Rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie wiem czy słyszałeś o takiej opcji ale... chodzę. Czasami biegam - pochyliła się do niego jakby zdradzała mu największe sekrety tego świata. Mógł poczuć od niej bardzo lekką woń lawendy zmieszaną z whisky, drugie już ich spotkanie kiedy ewidentnie miała alkohol we krwi, choć po jej zachowaniu nikt by tego nie podejrzewał. Nikogo nie dziwiło że Anthony miał problemy z alkoholem, wyglądał na kłopoty i je sprawiał, zupełnie bez skrępowania. Nikt nigdy nie brał pod uwagę tego, że jego bliźniaczka pod tą wierzchnią warstwą delikatności, niewinności i niepewności siebie, sama skrywa niezdrową relację z tą substancją, do kompletu z całkiem szerokim wachlarzem innych zaburzeń.
- Obiecuję - pokiwała głową z pełną powagą, zaczepiając swój mały palec o jego i potrząsając na potwierdzenie zawartego porozumienia. Widocznie oklapła jednak gdy spytał o trapiący ją problem, ich wciąż połączone ręce opadły na jej kolano przykryte jeansami nad którymi aktualnie pracowała. Przez jakąś minutę rozważała za i przeciw podzielenia się swoim problemem, ale nie widziała nawet jednego powodu na nie. Gryfon był najbardziej godną zaufania osobą jaką spotkała dotychczas, włączając w to jej rodzinę i ją samą, oj sobie nie ufała w żadnym stopniu. Unikając jego wzroku patrzyła na ich splecione małe palce, czerpiąc odwagę z tego drobnego kontaktu.
- Mój bliźniak, Anthony, zniknął kilka dni temu i nie ma z nim żadnego kontaktu. Zawsze dawał jakiś znak - szczególnie kiedy chodziło o kłopoty w czasie pełni - A tym razem nic, ani sowy ani nawet peta na ziemii. Nie mam kompletnie pojęcia co mogło się stać i gdzie go szukać - usilnie wmawiała sobie że NIKOMU nic się nie stało, a przecież wiedziała do czego prowadzą ucieczki wilkołaków które nie piły eliksiru tojadowego: do czyjejś śmierci i niehybnego uwięzienia przez Ministerstwo. Pocieszała się że jeszcze nikt nie przyszedł do niej po zeznania, znaczyło to że nie ma żadnego ciała, nawet ciała Tony'ego.
- Potrzebujesz cheerleaderki? To jedyne wsparcie jakie mogę zapewnić - ale za to dzięki swojej sprawności fizycznej i wilkołactwu, potrafiła całkiem nieźle skakać i wymachiwać pomponami czy szalikiem. Odmawiała jednakże machania szalikiem Gryffindoru, może i lubiła Elijah ale nie upadła jeszcze tak nisko by zdradzać swój dom. Jego szok dotyczący jej nieumiejętności latania na miotle był rozbrajający. Rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie wiem czy słyszałeś o takiej opcji ale... chodzę. Czasami biegam - pochyliła się do niego jakby zdradzała mu największe sekrety tego świata. Mógł poczuć od niej bardzo lekką woń lawendy zmieszaną z whisky, drugie już ich spotkanie kiedy ewidentnie miała alkohol we krwi, choć po jej zachowaniu nikt by tego nie podejrzewał. Nikogo nie dziwiło że Anthony miał problemy z alkoholem, wyglądał na kłopoty i je sprawiał, zupełnie bez skrępowania. Nikt nigdy nie brał pod uwagę tego, że jego bliźniaczka pod tą wierzchnią warstwą delikatności, niewinności i niepewności siebie, sama skrywa niezdrową relację z tą substancją, do kompletu z całkiem szerokim wachlarzem innych zaburzeń.
- Obiecuję - pokiwała głową z pełną powagą, zaczepiając swój mały palec o jego i potrząsając na potwierdzenie zawartego porozumienia. Widocznie oklapła jednak gdy spytał o trapiący ją problem, ich wciąż połączone ręce opadły na jej kolano przykryte jeansami nad którymi aktualnie pracowała. Przez jakąś minutę rozważała za i przeciw podzielenia się swoim problemem, ale nie widziała nawet jednego powodu na nie. Gryfon był najbardziej godną zaufania osobą jaką spotkała dotychczas, włączając w to jej rodzinę i ją samą, oj sobie nie ufała w żadnym stopniu. Unikając jego wzroku patrzyła na ich splecione małe palce, czerpiąc odwagę z tego drobnego kontaktu.
- Mój bliźniak, Anthony, zniknął kilka dni temu i nie ma z nim żadnego kontaktu. Zawsze dawał jakiś znak - szczególnie kiedy chodziło o kłopoty w czasie pełni - A tym razem nic, ani sowy ani nawet peta na ziemii. Nie mam kompletnie pojęcia co mogło się stać i gdzie go szukać - usilnie wmawiała sobie że NIKOMU nic się nie stało, a przecież wiedziała do czego prowadzą ucieczki wilkołaków które nie piły eliksiru tojadowego: do czyjejś śmierci i niehybnego uwięzienia przez Ministerstwo. Pocieszała się że jeszcze nikt nie przyszedł do niej po zeznania, znaczyło to że nie ma żadnego ciała, nawet ciała Tony'ego.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
Elijah też nie był przekonany do Niemieckiej drużyny, bo rzeczywiście wiązało się to z zostawieniem wysp za sobą. Jednak to u nich najprędzej udało mu się zdobyć zaproszenie na rozmowę. Suzanne Castellani i tak była już dwa kroki przed nim i właśnie zaczynały docierać do niego plotki o jej dołączeniu do Błękitnych Wiwern. Potrzebował zagęścić ruchy i to prędko.
- A założysz uniform cheerleaderki? - Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Brak czerwonego lub żółtego może jej wybaczyć, ale miniówka jest raczej obowiązkowa w tej roli. Rozbawiło go to bardziej niż powinno, bo jakoś nie mógł sobie wyobrazić Wilsonówny w takim ubraniu. Wybuchnął też śmiechem, kiedy z poważną miną uświadomiła mu, że można używać nóg i pochyliła się w jego kierunku w konspiracyjnym geście. Cóż, zdecydowanie wolał ćwiczyć nogi na siłowni, a do przemieszczania się używać sportowej miotły. Nawet po zdobyciu licencji na teleportację to się w jego życiu nie zmieniło.
Poczuł zapach alkoholu i przez moment się zastanowił czy to kwestia perfum, które używa Krukonka czy przed jego przyjściem szukała pocieszenia w butelce. Rzeczywiście nie zakładał by mogła mieć jakiekolwiek problemy z alkoholem.
Mój bliźniak, Anthony, zniknął kilka dni temu i nie ma z nim żadnego kontaktu...
Brwi Warda zjechały do siebie. Miał nadzieję na bardziej... szkolny problem niż zaginięcie bliskiej osoby. Przelotnie poznał Anthonego, ale nie mieli na tyle wspólnych punktów zaczepnych, żeby mógł powiedzieć, że łączy ich jakakolwiek relacja. Mimo to próbował postawić się na miejscu Florki i zrozumieć, że jest to jej brat, a bliźniaki tym bardziej podobno łączyła jakiś inny rodzaj więzi.
- Słyszę, że się boisz - odpowiedział cicho. Splótł ich palce ze sobą, żeby móc pewniej ją złapać za drobną dłoń. Przesunął się bliżej i drugą ręką poklepał się po ramieniu, żeby jej pokazać, że może się o niego oprzeć, jeśli tego potrzebuje. Bo kiedy komuś jest smutno to... Najlepiej się przytulić? - To dopiero parę dni, rozumiem, że się martwisz, ale nie zakładaj najgorszego
Nie chciał mówić nic złego o Anthonym, ale wieść Hogwartcka niosła, że niezłe z niego ziółko. Takich tak łatwo licho nie bierze.
- Mogę podpytać ojca czy coś o nim słyszał w Ministwerstwie, jeśli chcesz.
- A założysz uniform cheerleaderki? - Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Brak czerwonego lub żółtego może jej wybaczyć, ale miniówka jest raczej obowiązkowa w tej roli. Rozbawiło go to bardziej niż powinno, bo jakoś nie mógł sobie wyobrazić Wilsonówny w takim ubraniu. Wybuchnął też śmiechem, kiedy z poważną miną uświadomiła mu, że można używać nóg i pochyliła się w jego kierunku w konspiracyjnym geście. Cóż, zdecydowanie wolał ćwiczyć nogi na siłowni, a do przemieszczania się używać sportowej miotły. Nawet po zdobyciu licencji na teleportację to się w jego życiu nie zmieniło.
Poczuł zapach alkoholu i przez moment się zastanowił czy to kwestia perfum, które używa Krukonka czy przed jego przyjściem szukała pocieszenia w butelce. Rzeczywiście nie zakładał by mogła mieć jakiekolwiek problemy z alkoholem.
Mój bliźniak, Anthony, zniknął kilka dni temu i nie ma z nim żadnego kontaktu...
Brwi Warda zjechały do siebie. Miał nadzieję na bardziej... szkolny problem niż zaginięcie bliskiej osoby. Przelotnie poznał Anthonego, ale nie mieli na tyle wspólnych punktów zaczepnych, żeby mógł powiedzieć, że łączy ich jakakolwiek relacja. Mimo to próbował postawić się na miejscu Florki i zrozumieć, że jest to jej brat, a bliźniaki tym bardziej podobno łączyła jakiś inny rodzaj więzi.
- Słyszę, że się boisz - odpowiedział cicho. Splótł ich palce ze sobą, żeby móc pewniej ją złapać za drobną dłoń. Przesunął się bliżej i drugą ręką poklepał się po ramieniu, żeby jej pokazać, że może się o niego oprzeć, jeśli tego potrzebuje. Bo kiedy komuś jest smutno to... Najlepiej się przytulić? - To dopiero parę dni, rozumiem, że się martwisz, ale nie zakładaj najgorszego
Nie chciał mówić nic złego o Anthonym, ale wieść Hogwartcka niosła, że niezłe z niego ziółko. Takich tak łatwo licho nie bierze.
- Mogę podpytać ojca czy coś o nim słyszał w Ministwerstwie, jeśli chcesz.
Re: Cieplarnia I
Ha! Nikt, może poza jedną puchonką, nawet nie zdawał sobie sprawy że pod porozciąganymi swetrami, luźnymi jeansami i kolorowymi męskimi t-shirtami znajdowało się całkiem zgrabne ciało, nawet jeśli nie szczególnie obdarzone w okolicach klatki piersiowej. Przemknęło jej przez myśl by przyjąć jego pytanie jak wyzwanie i faktycznie stawić się na wspomnianych przez niego kwalifikacjach w pełnym stroju cheerleaderki, oczywiście własnoręcznie szytym. Widok tej filigranowej krukonki w spódniczce ledwie zakrywającej pośladki, skaczącej w pierwszym rzędzie mógł przyprawić niejedną osobę o palpitacje serca, może dzięki temu rozproszy jego konkurencję i faktycznie pomoże. Jej wewnętrzny chochlik nie umiał odmówić.
- Stoi - uśmiechnęła się przekornie, choć wciąż był to uśmiech przygaszony, mając niezły ubaw z jego reakcji na jej straszną tajemnicę. Tak ciężko było sobie wyobrazić użycie nóg do przemieszczania się dookoła? Może i miała dodatkowe fory w postaci większej wytrzymałości i szybkości, ale poza pełnią nie robiło to aż takiej różnicy. Czekała z niecierpliwością na swoją licencję do teleportacji, widząc w tym rozwiązanie większości swoich problemów transportowych, mimo że nie bała się już tak wysokości, nie czuła pociągu do siedzenia okrakiem na kiju, nawet jeśli nie miała nic przeciwko przyglądaniu się jak robią to inni.
Wciąż nie umiała w kontakty ludzkie, ale czując uścisk jego ciepłej dłoni na swojej poczuła że potrzebuje takiego wsparcia. Bardzo ostrożnie oparła swój policzek o jego ramię, a że była sporo niższa to wylądowała gdzieś w połowie drogi między jego łokciem a miejscem które poklepał. Mimo to mógł poczuć, że choć najpierw była spięta i sztywna, po chwili rozluźniła się i wtopiła w ten prosty gest wsparcia. Słysząc o rodzinie pracującej w Ministerstwie, jej serce stanęło na chwilę, a ona wstrzymała oddech nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji. Im mniej Elijah wiedział na temat jej rodziny z tej perspektywy tym lepiej, jeszcze natknąłby się na spis zarejestrowanych wilkołaków a to była przecież publiczna lista, wystarczyło tylko złożyć wniosek o dostęp.
- Nie chcę żebyś niepotrzebnie postawił Ministerstwo na nogi, jeszcze się okaże że wpakuje go to w większe kłopoty - nie miała zbyt wielu kontaktów z rówieśnikami, osobami które nie wiedziały o jej przypadłości i ukrywanie tego faktu okazywało się momentami trudne, kiedy czyjaś chęć pomocy mogła być nieświadomą pułapką.
- Może masz rację i ostatecznie okaże się że to tylko jakiś wybryk - ta cholerna polana na której zgubili jego trop śniła jej się po nocach jak najgorszy koszmar, co raz to podsyłając gorsze wizje - Może niedługo wróci i będę mogła spuścić mu manto za takie idiotyczne pomysły - dla gryfona może brzmiało to śmiesznie, ale jako wilkołak, dzięki starszeństwu, mogła nieźle brata sponiewierać. Pociągnęła cicho nosem i ścisnęła jego rękę odrobinę mocniej, jej własna śmiesznie mała i piegowata niemal gubiąca się w jego sporo większej dłoni.
- Stoi - uśmiechnęła się przekornie, choć wciąż był to uśmiech przygaszony, mając niezły ubaw z jego reakcji na jej straszną tajemnicę. Tak ciężko było sobie wyobrazić użycie nóg do przemieszczania się dookoła? Może i miała dodatkowe fory w postaci większej wytrzymałości i szybkości, ale poza pełnią nie robiło to aż takiej różnicy. Czekała z niecierpliwością na swoją licencję do teleportacji, widząc w tym rozwiązanie większości swoich problemów transportowych, mimo że nie bała się już tak wysokości, nie czuła pociągu do siedzenia okrakiem na kiju, nawet jeśli nie miała nic przeciwko przyglądaniu się jak robią to inni.
Wciąż nie umiała w kontakty ludzkie, ale czując uścisk jego ciepłej dłoni na swojej poczuła że potrzebuje takiego wsparcia. Bardzo ostrożnie oparła swój policzek o jego ramię, a że była sporo niższa to wylądowała gdzieś w połowie drogi między jego łokciem a miejscem które poklepał. Mimo to mógł poczuć, że choć najpierw była spięta i sztywna, po chwili rozluźniła się i wtopiła w ten prosty gest wsparcia. Słysząc o rodzinie pracującej w Ministerstwie, jej serce stanęło na chwilę, a ona wstrzymała oddech nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji. Im mniej Elijah wiedział na temat jej rodziny z tej perspektywy tym lepiej, jeszcze natknąłby się na spis zarejestrowanych wilkołaków a to była przecież publiczna lista, wystarczyło tylko złożyć wniosek o dostęp.
- Nie chcę żebyś niepotrzebnie postawił Ministerstwo na nogi, jeszcze się okaże że wpakuje go to w większe kłopoty - nie miała zbyt wielu kontaktów z rówieśnikami, osobami które nie wiedziały o jej przypadłości i ukrywanie tego faktu okazywało się momentami trudne, kiedy czyjaś chęć pomocy mogła być nieświadomą pułapką.
- Może masz rację i ostatecznie okaże się że to tylko jakiś wybryk - ta cholerna polana na której zgubili jego trop śniła jej się po nocach jak najgorszy koszmar, co raz to podsyłając gorsze wizje - Może niedługo wróci i będę mogła spuścić mu manto za takie idiotyczne pomysły - dla gryfona może brzmiało to śmiesznie, ale jako wilkołak, dzięki starszeństwu, mogła nieźle brata sponiewierać. Pociągnęła cicho nosem i ścisnęła jego rękę odrobinę mocniej, jej własna śmiesznie mała i piegowata niemal gubiąca się w jego sporo większej dłoni.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Re: Cieplarnia I
Zamiast rozkojarzyć przeciwników to z pewnością rozkojarzyłaby pewnego bruneta, któremu trochę mogłoby się zrobić przykro, że jego własna przyjaciółka wykorzystuje swoje zgrabne nogi przeciwko niemu. Z początku wątpił, że by to zrobiła, ale po krótkim i stanowczym "stoi", znowu musiał się zacząć zastanawiać.
Kiedy się o niego oparła, jakoś nagle przypomniał sobie o tym, że wciąż nie ma spodni. Dobrze, że przewiązał się tą bluzą na biodrach, bo poczułby się jednak trochę niekomfortowo. Mimo swojej otwartości i paru znajomych wśród płci pięknej, również nieczęsto pozwalał sobie na dotyk. W sumie to nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio trzymał kogoś za rękę. Zoja miała w nawyku targać mu włosy, kiedy się razem uczyli, ale sam nie wystawiał rąk w kierunku Bułgarki, bo było to zwykle w towarzystwie Aarona, którego relacje z tą dziewczyną pozostawały dla niego taką samą zagadką jak relacje z siostrą Flory. Po prostu się na tym nie znał. Ale w takiej sytuacji działał instynkt i chciał by Krukonka poczuła, że może na niego liczyć.
- Dawaj znać, gdybyś zmieniła zdanie. Mój tata jest zwykłym urzędnikiem cywilnym, ale ma parę znajomości, które mogłyby się ewentualnie przydać, jeśli dyrektor też Wam nie mówi nic konkretnego.
Domyślał się, że była już z tą sprawą u kadry pedagogicznej. Wilkołaki w szkole były dla Elijaha mitologią. Słyszał wycie dobiegające z Zakazanego Lasu w pobliżu pełni, ale póki sam się w to nie zagłębiał, to nie przyjmował do myśli faktu, że wśród uczniów mogą się znajdywać zmiennokształtni. Nigdy żadnego nie poznał, a i starszy Ward nigdy nie ostrzegał swojego syna przed nimi. Jego ojciec przejmował się bardziej trytonami i błotoryjami w jeziorze, bo bał się morskich stworzeń.
- Z pewnością tak będzie - odpowiedział i poklepał ją wolną ręką po czubku głowy. Włosy na łydkach zdążyły mu stanąć dęba, bo zaczynało wiać trochę chłodem. Głupio mu było przerywać ten moment bliskości, ale ludziom najlepiej nie myśli się o przykrych rzeczach, kiedy coś robią.
- A w między czasie... Jesteś gotowa kontynuować, moja stylistko?
Kiedy się o niego oparła, jakoś nagle przypomniał sobie o tym, że wciąż nie ma spodni. Dobrze, że przewiązał się tą bluzą na biodrach, bo poczułby się jednak trochę niekomfortowo. Mimo swojej otwartości i paru znajomych wśród płci pięknej, również nieczęsto pozwalał sobie na dotyk. W sumie to nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio trzymał kogoś za rękę. Zoja miała w nawyku targać mu włosy, kiedy się razem uczyli, ale sam nie wystawiał rąk w kierunku Bułgarki, bo było to zwykle w towarzystwie Aarona, którego relacje z tą dziewczyną pozostawały dla niego taką samą zagadką jak relacje z siostrą Flory. Po prostu się na tym nie znał. Ale w takiej sytuacji działał instynkt i chciał by Krukonka poczuła, że może na niego liczyć.
- Dawaj znać, gdybyś zmieniła zdanie. Mój tata jest zwykłym urzędnikiem cywilnym, ale ma parę znajomości, które mogłyby się ewentualnie przydać, jeśli dyrektor też Wam nie mówi nic konkretnego.
Domyślał się, że była już z tą sprawą u kadry pedagogicznej. Wilkołaki w szkole były dla Elijaha mitologią. Słyszał wycie dobiegające z Zakazanego Lasu w pobliżu pełni, ale póki sam się w to nie zagłębiał, to nie przyjmował do myśli faktu, że wśród uczniów mogą się znajdywać zmiennokształtni. Nigdy żadnego nie poznał, a i starszy Ward nigdy nie ostrzegał swojego syna przed nimi. Jego ojciec przejmował się bardziej trytonami i błotoryjami w jeziorze, bo bał się morskich stworzeń.
- Z pewnością tak będzie - odpowiedział i poklepał ją wolną ręką po czubku głowy. Włosy na łydkach zdążyły mu stanąć dęba, bo zaczynało wiać trochę chłodem. Głupio mu było przerywać ten moment bliskości, ale ludziom najlepiej nie myśli się o przykrych rzeczach, kiedy coś robią.
- A w między czasie... Jesteś gotowa kontynuować, moja stylistko?
Re: Cieplarnia I
Właściwie tylko Anthony zdawał sobie sprawę z chochliczej duszy siostry, która od lat była jednym z najmniej podejrzewanych żartownisiów Hogwartu. Nikt nie podejrzewał jej o wypuszczenie w trzeciej klasie wszystkich "Potwornych Ksiąg Potworów" na marsz wolności po błoniach, nikt też nie pomyślał że to ona w zeszłym roku zasadziła tysiące wrzeszczących żonkili na małym dziedzińcu, dorzucając do zestawu nawóz przyspieszający kwitnięcie i tym samym ogłuszając każdą osobę która miała nieszczęście wyjść w tym miejscu z zamku. Ostatni wybryk, pokaz slajdów na balu, nawet jednej osobie nie przeszło przez myśl że ta mała, niepozorna i cicha krukonka mogłaby maczać w tym palce. Przez siedem lat była nie do złapania i zamierzała ukończyć szkołę z idealną kartoteką. Kibicowanie Elijah w kusej spódniczce to nic, jeśli miało kogokolwiek rozbawić, a w szczególności jego, to było tego warte.
Zrobiło jej się ciepło na sercu widząc że faktycznie przejął się jej problemem, nawet jeśli niewiele mógł na to poradzić. Dziwnie było czuć że można na kogoś liczyć, nie miała nigdy własnego systemu wsparcia, ba, nie miała nigdy własnego przyjaciela z którym mogłaby w ogóle podzielić się jakimkolwiek zmartwieniem. Było to coś zupełnie nowego, zadziwiająco przyjemnego i podjęła decyzję, że co by się nie działo, postara się nie narazić tego na szwank. Ten gryfon miał być chroniony od krzywdy na każdy możliwy sposób, łącznie z tą którą mogła wyrządzić ona.
- Dziękuję, to dużo dla mnie znaczy - uśmiechnęła się do niego niepewnie, nieprzyzwyczajona do otrzymywania propozycji pomocy czy wsparcia. Zawsze radziła sobie sama, szczególnie od czasu rozluźnienia ich relacji z bliźniakiem. Kolejne słowa uruchomiły procedurę czerwienienia się na maksa, a krukonka odsunęła się gwałtownie od jego ramienia.
- Właściwie to już skonczyłam, temat Tony'ego mnie rozproszył - odgryzła kilka ostatnich luźnych nitek, po czym zostawiając jego jeansy na kocu podniosła się na nogi by dać mu trochę prywatności i zaczęła wędrować wzdłuż skrzynek z roślinami, przyglądając im się z niesamowitą uwagą - Może powinnam zrobić ci wycieczkę z przewodnikiem po roślinach? Ewentualnie tylko po tych najciekawszych? - spytała nie obracając głowy w jego stronę - Nie jestem specjalistą, ale coś tam wiem na ten temat - zatrzymała się przy tojadzie, przesuwając nad nim palcami, nigdy do końca nie wierząc że nie krzywdzi on wilkołaków w czystej postaci. Mity skądś się brały, a ona zawsze była zbyt przestraszona żeby je zweryfikować. Przez chwilę kusło ją dotknięcie jednego z kwiatów małym palcem ale była za dużym cykorem, jak w większości tematów dotyczących życia, związków czy przygód, a nawet latania na miotle.
Zrobiło jej się ciepło na sercu widząc że faktycznie przejął się jej problemem, nawet jeśli niewiele mógł na to poradzić. Dziwnie było czuć że można na kogoś liczyć, nie miała nigdy własnego systemu wsparcia, ba, nie miała nigdy własnego przyjaciela z którym mogłaby w ogóle podzielić się jakimkolwiek zmartwieniem. Było to coś zupełnie nowego, zadziwiająco przyjemnego i podjęła decyzję, że co by się nie działo, postara się nie narazić tego na szwank. Ten gryfon miał być chroniony od krzywdy na każdy możliwy sposób, łącznie z tą którą mogła wyrządzić ona.
- Dziękuję, to dużo dla mnie znaczy - uśmiechnęła się do niego niepewnie, nieprzyzwyczajona do otrzymywania propozycji pomocy czy wsparcia. Zawsze radziła sobie sama, szczególnie od czasu rozluźnienia ich relacji z bliźniakiem. Kolejne słowa uruchomiły procedurę czerwienienia się na maksa, a krukonka odsunęła się gwałtownie od jego ramienia.
- Właściwie to już skonczyłam, temat Tony'ego mnie rozproszył - odgryzła kilka ostatnich luźnych nitek, po czym zostawiając jego jeansy na kocu podniosła się na nogi by dać mu trochę prywatności i zaczęła wędrować wzdłuż skrzynek z roślinami, przyglądając im się z niesamowitą uwagą - Może powinnam zrobić ci wycieczkę z przewodnikiem po roślinach? Ewentualnie tylko po tych najciekawszych? - spytała nie obracając głowy w jego stronę - Nie jestem specjalistą, ale coś tam wiem na ten temat - zatrzymała się przy tojadzie, przesuwając nad nim palcami, nigdy do końca nie wierząc że nie krzywdzi on wilkołaków w czystej postaci. Mity skądś się brały, a ona zawsze była zbyt przestraszona żeby je zweryfikować. Przez chwilę kusło ją dotknięcie jednego z kwiatów małym palcem ale była za dużym cykorem, jak w większości tematów dotyczących życia, związków czy przygód, a nawet latania na miotle.
Flora WilsonKlasa VII - Urodziny : 05/03/2006
Wiek : 18
Skąd : Edynburg
Krew : Czysta
Genetyka : Wilkołak
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Strona 3 z 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach