Cieplarnia II
+8
Alice Volante
Aiden Williams
Suzanne Castellani
Benedict Walton
Hannah Wilson
Margaret Scott
Sophie Fitzpatrick
Brennus Lancaster
12 posters
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Cieplarnia II
First topic message reminder :
W cieplarni numer II odbywają się zajęcia z Zielarstwa dla klas I-III. Znajdują się tutaj odpowiednie rośliny potrzebne w toku nauczania klas początkowych. Ogrzewana ze szklanymi ścianami. Cieplarnią zajmuje się nauczyciel zielarstwa.
W cieplarni numer II odbywają się zajęcia z Zielarstwa dla klas I-III. Znajdują się tutaj odpowiednie rośliny potrzebne w toku nauczania klas początkowych. Ogrzewana ze szklanymi ścianami. Cieplarnią zajmuje się nauczyciel zielarstwa.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia II
Poczuła się, jakby oberwała od Ślizgona w twarz. Za co, ja się pytam. Chwilę jeszcze kucała zszokowana jego słowami, po czym wstała, zebrała swoje rzeczy i opuściła cieplarnię. William jednak dopiął swego - stracił ją na zawsze.
Re: Cieplarnia II
Szkolne cieplarnie zostały odświeżone i przygotowane na nowy rok szkolny.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Cieplarnia II
Słowem wstępu, załóżmy iż jest to kilka dni po balu...
A nikt nie lubi spędzać wieczorów w miejscu, w którym odbywają się zajęcia. Po godzinach. Za karę. Z mandragorami. Toż to skandal! Podkreślam dodatkowo - w piątek, co nadawało absolutnie beznadziejny nastrój na resztę weekendu. Ludzie już się zbierali dawno do Hogs, a tymczasem pewna para studentów zamulała w cieplarni.
- Shay Hastings i Seth Orsino, minus 10 punktów dla Ravenclaw, minus 10 punktów dla Hufflepuff! - rozeszło się jeszcze na zajęciach tego dnia, gdy podczas dodatkowych zajęć z zielarstwa ktoś podpalił boginowi ducha winny krzew abisyńskiej figi. Biedny się nie przyjął nawet w nowej glebie, a już zmarł. Na śmierć. Problem w tym, że gdy zbulwersowany Seth poniósł wzrok na prowadzącą zajęcia profesorkę i otwierał usta, ta spojrzała na niego i wycelowała nań palcem. - Minus 5 punktów za chęć dywagowania z moim osądem. - No, to już momentalnie zamknął usta, zacisnął je gniewnie i łypnął po sali równie złowrogim wzrokiem, co jego mina. I on i Krukonka zostali bowiem wrobieni. I ktoś zachichotał, a on nie wiedział kto. Nie tyle nie zauważył, co skupił się na 15 punktach, które ucięła mu profka. To były zajęcia dodatkowe, z mieszanym składem roczników tylko po to, bo nie każdy się na nie zapisał na początku roku. Teraz w puchońskiej głowie grzmiało to, że on w życiu się na nic dodatkowego nigdy więcej nie zapisze. Chociaż by mu grozili Avadą, ni cholery!
Zawarczał gardłowo sam do siebie. A trzeba było milczeć. - Orsino i Hastings, przyjdźcie po zajęciach, około 20 do cieplarni numer dwa. Macie szlaban, pomożecie z mandragorami dla trzeciego roku na poniedziałkowe zajęcia. - Nie, tego było za dużo już. Chłopak nabrał koloru godnego szat Gryffindoru, a pewien Ślizgon parsknął śmiechem. Tobias Rochelly. Lokalny śmieszek-heheszek. Czyżby podpisał na siebie wyrok?
Seth gniewnie przeszedł przez cieplarnię, niosąc kolejną donicę z mandragorami. Póki te piekielne rośliny są w ziemi to są bezpieczni. Póki co. Rzucił ją mało delikatnie na stół i obrócił się na pięcie, zerkając na Shay przelotnie. Na zielarstwie wymienili parę słów między sobą, żeby dokończyć dane im zadanie, ale nie rozprawiali o jakiejkolwiek łączącej ich relacji. Orsino stanął przed wejściem do schowka, gdzie zimowały mandragory i w końcu łaskaw się był odezwać, teraz w złości opierając ręce na biodrach i miotając wzrokowo gromy w rośliny.
- Powiedz mi, że zrzucimy Tobiasa z wieży zegarowej. Proszę... - To by mu rozluźniło nerwy. Wstępnie. Można się czepiać czegokolwiek. Jego szat, wychowania, sposobu machania różdżką, ale zadzieranie z punktami domu? Hell no. Ślizgon musi mieć za swoje. Zerknął przez ramię na dziewczynę. - Albo przynajmniej zamieńmy go w pokarm dla hipogryfów. - Pufnął z niezadowoleniem, szybko podnosząc kolejną ciężką donicę. Oczywiście mógł to zrobić zaklęciami, ale profesorka powiedziała, żeby dojrzałych mandragor nie denerwować nagłymi lotami. Że muszą je przesuwać po ziemi lub nosić. Oczywiście, że nie pozwoliłby towarzyszce na targanie tych starych kilkudziesięciokilowych roślin. Stare prukwy. Po cholerę komuś takie stare korzenie...
A nikt nie lubi spędzać wieczorów w miejscu, w którym odbywają się zajęcia. Po godzinach. Za karę. Z mandragorami. Toż to skandal! Podkreślam dodatkowo - w piątek, co nadawało absolutnie beznadziejny nastrój na resztę weekendu. Ludzie już się zbierali dawno do Hogs, a tymczasem pewna para studentów zamulała w cieplarni.
- Shay Hastings i Seth Orsino, minus 10 punktów dla Ravenclaw, minus 10 punktów dla Hufflepuff! - rozeszło się jeszcze na zajęciach tego dnia, gdy podczas dodatkowych zajęć z zielarstwa ktoś podpalił boginowi ducha winny krzew abisyńskiej figi. Biedny się nie przyjął nawet w nowej glebie, a już zmarł. Na śmierć. Problem w tym, że gdy zbulwersowany Seth poniósł wzrok na prowadzącą zajęcia profesorkę i otwierał usta, ta spojrzała na niego i wycelowała nań palcem. - Minus 5 punktów za chęć dywagowania z moim osądem. - No, to już momentalnie zamknął usta, zacisnął je gniewnie i łypnął po sali równie złowrogim wzrokiem, co jego mina. I on i Krukonka zostali bowiem wrobieni. I ktoś zachichotał, a on nie wiedział kto. Nie tyle nie zauważył, co skupił się na 15 punktach, które ucięła mu profka. To były zajęcia dodatkowe, z mieszanym składem roczników tylko po to, bo nie każdy się na nie zapisał na początku roku. Teraz w puchońskiej głowie grzmiało to, że on w życiu się na nic dodatkowego nigdy więcej nie zapisze. Chociaż by mu grozili Avadą, ni cholery!
Zawarczał gardłowo sam do siebie. A trzeba było milczeć. - Orsino i Hastings, przyjdźcie po zajęciach, około 20 do cieplarni numer dwa. Macie szlaban, pomożecie z mandragorami dla trzeciego roku na poniedziałkowe zajęcia. - Nie, tego było za dużo już. Chłopak nabrał koloru godnego szat Gryffindoru, a pewien Ślizgon parsknął śmiechem. Tobias Rochelly. Lokalny śmieszek-heheszek. Czyżby podpisał na siebie wyrok?
Seth gniewnie przeszedł przez cieplarnię, niosąc kolejną donicę z mandragorami. Póki te piekielne rośliny są w ziemi to są bezpieczni. Póki co. Rzucił ją mało delikatnie na stół i obrócił się na pięcie, zerkając na Shay przelotnie. Na zielarstwie wymienili parę słów między sobą, żeby dokończyć dane im zadanie, ale nie rozprawiali o jakiejkolwiek łączącej ich relacji. Orsino stanął przed wejściem do schowka, gdzie zimowały mandragory i w końcu łaskaw się był odezwać, teraz w złości opierając ręce na biodrach i miotając wzrokowo gromy w rośliny.
- Powiedz mi, że zrzucimy Tobiasa z wieży zegarowej. Proszę... - To by mu rozluźniło nerwy. Wstępnie. Można się czepiać czegokolwiek. Jego szat, wychowania, sposobu machania różdżką, ale zadzieranie z punktami domu? Hell no. Ślizgon musi mieć za swoje. Zerknął przez ramię na dziewczynę. - Albo przynajmniej zamieńmy go w pokarm dla hipogryfów. - Pufnął z niezadowoleniem, szybko podnosząc kolejną ciężką donicę. Oczywiście mógł to zrobić zaklęciami, ale profesorka powiedziała, żeby dojrzałych mandragor nie denerwować nagłymi lotami. Że muszą je przesuwać po ziemi lub nosić. Oczywiście, że nie pozwoliłby towarzyszce na targanie tych starych kilkudziesięciokilowych roślin. Stare prukwy. Po cholerę komuś takie stare korzenie...
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Nie była asem z zielarstwa, nigdy się nie ukrywała z tym że rośliny ginęły pod opieką — przelane lub zapomniane i wysuszone na wiór. Zapisała się na dodatkowe zajęcia z tego durnego przedmiotu, żeby lepiej sobie poradzić. Słuchała wykładu Pani Profesor, stojąc przy stanowisku i stukając palcami odzianymi w rękawiczki z miękkiej skóry o stół, mając wrażenie, że ktoś rzucił paskudną klątwę zatrzymania czasu. Ta baba nie przestawała gadać! Shay westchnęła, przystępując z nogi na nogę, ruchem głowy pozbywając się z twarzy brązowych kosmyków włosów, które uciekły z niedbale zrobionego koka. A potem figa abisyńska zapłonęła i narobiła smrodu, kończąc swój żywot w sposób okropny. Na dźwięk swojego imienia i nazwiska, a także wzmiankę o minusowych punktach, odwróciła głowę w stronę tej wariatki z kadry szkolnej z uniesioną brwią i zaskoczoną miną. Jej twarz nigdy nie umiała ukrywać emocji, a teraz była oburzona nie mniej, niż Seth. Prychnęła, krzyżując ręce pod piersiami, obrażona, powtarzając sobie, że więcej tu nie przyjdzie i niech ona sobie sama te rośliny gównem nawozi. Słysząc, jak Ślizgon się zaśmiał i korzystając, że babsko nie patrzyło, złapała w dłoń garść błota, zlepiła w kulkę i rzuciła w niego, celując prosto w twarz, ale ostatecznie uderzyła tylko w górną część mundurka.
Przyszła spóźniona kilka minut, bo pomyliła drogę i poszła do drugiej cieplarni. Na dworze było ciemno, sporo kandelabrów i zewnętrznych pochodni zgasił zimny wiatr. Kto na Merlina wymyśla takie szlabany wieczorne?! Przeprosiła go za te kilka minut, a potem wzięli się do pracy z Mandragorami. Pani Profesor chciała ich ubić? Kobieta chyba nie wiedziała, jak Shay przypadkiem tłukła donice? Westchnęła obrażona na samą myśl o tej kobiecie, a wtedy głos chłopaka dotarł jej uszu. Podniosła na niego wzrok, zsuwając z dłoni rękawiczki, gdy kolejna roślina wylądowała na stole. Oparła się o blat jedną ręką, drugą stuknęła w usta, parząc na niego w zamyśleniu — oczywiście udawanym, bo odpowiedź mogła być tylko jedna!
- Tak łagodnie go chcesz potraktować?! Może lepiej, żeby cierpiał po wrzuceniu do Zakazanego Lasu i czuł, jak go coś obgryza? - zapytała z błyskiem w oczach i miną godną diabła, nie spuszczając z niego wzroku. Na wzmiankę o pokarmie dla hipogryfów pokręciła głową i odwróciła się, wskakując na stolik. Usiadła, spoglądając na niego i grzebiąc w kieszeniach. - Hipogryf by nie zjadł takiego gówna. Przerwa? - obserwowała, jak nosił donice, aby machnąć w powietrzu dwoma zapakowanymi lizakami. Uwielbiała słodycze, zwłaszcza lizaki. - Bo Mandragory nam nie uciekną!
Dodała, puszczając mu oczko. Zeskoczyła, podchodząc do niego i wsuwając mu lizaka w kieszeń, złapała za donicę i pomogła donieść mu ją na miejsce.
Re: Cieplarnia II
Hitem było to, że Puchon kompletnie nie pamiętał, co mają z tymi mandragorami zrobić. Upitolić im rączki? Chętnie, tylko oby dostali do tej roboty dla dziadów słuchawki, bo inaczej ogłuchnie i on i jego towarzyszka niedoli. Ewentualnie mogą je przesadzić lub, co lekko sadystyczne, porąbać na mniejsze części z marzeniem rozrostu...? Choose your playground.
Mina Orsino się rozpogodziła, gdy tylko Shay powiedziała, co jej zdaniem mogłoby się zdarzyć w Zakazanym Lesie. Spojrzał na nią z dumą i podziwem, kiwając głową nieznacznie. Zaimponowała mu, nie ma to tamto.
- To jest bardzo dobry pomysł, Hasting. - Przesunął nadgarstkiem po lekko spoconym czole, zostawiając na nim znaki wojenne stworzone z gleby. Gdy chciała mu pomóc z kolejną donicą, bąknął pod nosem - Zabieraj te ładne łapska. - I sam dalej się nią zajął. Jeszcze by brakowało, żeby ona się miała nanosić jakichś kilogramów. On jest mężczyzną! On jest silny! On się tym zajmie stosownie! Zerknął ze skosu na siebie, ale nie zauważył, co mu wpakowała go kieszeni. Nie zauważył także pnącza, które magicznie chciało dostać się na drugą stronę cieplarni. Potknął się, mamrocząc sławne mugolskie oh shit, po czym wylądował na brzuchu i klatce, w ostatniej chwili unosząc wprzód donicę. Jak on to zrobił? Pewnie to pożywna kolacja, którą specjalnie skrzaty dla niego zrobiły. Sam boczuś dziś wleciał na wieczór z jajem. Seth był fajnie zbudowanym młodzieńcem, coś ciekawego może z niego wyrośnie kiedyś, ale nie był niezniszczalny. Odłożył pękniętą lekko donicę na ziemię i jak leżał na brzuchu tak obrócił się, ciężko oddychając i pomachał palcem w powietrzu.
- Przerwa. Zdecydowanie przerwa. - Już nawet nie chodziło o wywrotkę czy zmęczenie. On najnormalniej w świecie nie chciał tu być. Sięgnął jak gdyby nigdy nic do kieszeni, a gdy wyciągnął z niej lizaka, uśmiechnął się szeroko, odpakował go i cyk, wpakował sobie do buzi. Podparłszy się na przedramionach, spojrzał na Shay ciemnymi tęczówkami. - Musimy coś wymyślić konkretnego. Nie popuszczę Rochelly'emu. - Zakomunikował pewnym tonem, zaraz jednak wzdychając ciężko. Wstał z miną męczennika i usiadł na jednym ze stołków przy stole. Pociągnął za liść mandragory pewnie za mocno, bo ta pisnęła głucho spod ziemi i zatrzęsła się gniewnie.
- Jak się bawiłaś na balu? Byłaś z kim? - Zagadnął Krukonkę, wlepiając teraz zaciekawione spojrzenie w jej osobę.
Mina Orsino się rozpogodziła, gdy tylko Shay powiedziała, co jej zdaniem mogłoby się zdarzyć w Zakazanym Lesie. Spojrzał na nią z dumą i podziwem, kiwając głową nieznacznie. Zaimponowała mu, nie ma to tamto.
- To jest bardzo dobry pomysł, Hasting. - Przesunął nadgarstkiem po lekko spoconym czole, zostawiając na nim znaki wojenne stworzone z gleby. Gdy chciała mu pomóc z kolejną donicą, bąknął pod nosem - Zabieraj te ładne łapska. - I sam dalej się nią zajął. Jeszcze by brakowało, żeby ona się miała nanosić jakichś kilogramów. On jest mężczyzną! On jest silny! On się tym zajmie stosownie! Zerknął ze skosu na siebie, ale nie zauważył, co mu wpakowała go kieszeni. Nie zauważył także pnącza, które magicznie chciało dostać się na drugą stronę cieplarni. Potknął się, mamrocząc sławne mugolskie oh shit, po czym wylądował na brzuchu i klatce, w ostatniej chwili unosząc wprzód donicę. Jak on to zrobił? Pewnie to pożywna kolacja, którą specjalnie skrzaty dla niego zrobiły. Sam boczuś dziś wleciał na wieczór z jajem. Seth był fajnie zbudowanym młodzieńcem, coś ciekawego może z niego wyrośnie kiedyś, ale nie był niezniszczalny. Odłożył pękniętą lekko donicę na ziemię i jak leżał na brzuchu tak obrócił się, ciężko oddychając i pomachał palcem w powietrzu.
- Przerwa. Zdecydowanie przerwa. - Już nawet nie chodziło o wywrotkę czy zmęczenie. On najnormalniej w świecie nie chciał tu być. Sięgnął jak gdyby nigdy nic do kieszeni, a gdy wyciągnął z niej lizaka, uśmiechnął się szeroko, odpakował go i cyk, wpakował sobie do buzi. Podparłszy się na przedramionach, spojrzał na Shay ciemnymi tęczówkami. - Musimy coś wymyślić konkretnego. Nie popuszczę Rochelly'emu. - Zakomunikował pewnym tonem, zaraz jednak wzdychając ciężko. Wstał z miną męczennika i usiadł na jednym ze stołków przy stole. Pociągnął za liść mandragory pewnie za mocno, bo ta pisnęła głucho spod ziemi i zatrzęsła się gniewnie.
- Jak się bawiłaś na balu? Byłaś z kim? - Zagadnął Krukonkę, wlepiając teraz zaciekawione spojrzenie w jej osobę.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Krzyczkaczki, jak zwykle nazywała je skrótowo Shay spały w najlepsze w ziemi i bardzo chciała, aby tak zostało. Nie była pewna, co stara raszpla kazała im z nimi robić, ale obstawiała dosypianie świeżej ziemi, więc worek leżał gdzieś przy stole, pod ich nogami. Tak dużych sztuk chyba nie powinni sami przesadzać,a odrywanie im z głowy liści i udawanie, że są sadzonkami, też nie było dobrym pomysłem. Pamiętała dokładnie, że mogą zabić — rośliny były okropnie dwulicowe i podejrzane, a jedyne urocze to kaktusy. Brunetka ukłoniła się teatralnie niczym gwiazda, posyłając mu jeden ze swoich uśmiechów, które odsłaniały w policzkach małe dołeczki. Seth był przystojny, mógł taki dostać.
- Polecam się Orsino, same mam takie. - odpowiedziała, zaraz do niego ruszając, aby pomóc mu te paskudy taszczyć, ale chyba kogoś uderzyła męska duma. Wzruszyła ramionami, cofając dłonie i pokazując nimi gest obronny. Oparła je na biodrach, chwilę wcześniej odwijając lizaka i patrząc, jaki wylosowała smak, zanim wsunęła go w usta. Kwaśnego jabłka. - Tylko się nie przeciąż, bo jeszcze będę musiała Cię masować i co wtedy?
Pokręciła głową, robiąc młynek oczami. Szła już do stolika, aby jak wcześniej usiąść na blacie, a jej uszu dobiegł najpierw niezbyt kulturalny zwrot, a potem huk. Odwróciła się napięcie, a kok na czubku głowy aż się przekrzywił chyba w tym zaskoczeniu i podekscytowaniu. Śmiejąc się, kucnęła naprzeciw niego z lizakiem w ustach. - A mówiłam, że Ci pomogę? Mogłeś mniej ostentacyjnie o ten masaż prosić, bo jakby donica całkiem poszła i uwolniłbyś krzykacza, to byśmy tu umarli.
Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, wciąż rozbawiona. Miała oczywiście nadzieję, że nic mu się nie stało i niczego poza donicą i męską dumą sobie nie potłukł. Przyglądała się z ciekawością najpierw jego oczom, a potem lizakowi, również ciekawa smaku, który wyciągnął. Rozchyliła usta z oburzeniem. - Jaki szczęściarz, wylosowałeś balonowy. - oznajmiła mu tonem, który świadczył przynajmniej o wygranej na loterii miliona galeonów. Shay wstała i wyciągnęła do niego rękę, aby pomóc mu wstać z uniesionymi brwiami, które sugerowały, żeby więcej nie grał już twardziela. - Okropny szlaban, co? Jadowitej tentaculli jeszcze tylko brakuje albo diabelskiego zielska. Może zamkniemy go w ciemnym schowku na kilka godzin, a w środek wrzucimy ślimaki albo sklątkę? Bez różdżki.
Zaproponowała ze wzruszeniem ramion, stukając lizakiem o wargi i siadając na blacie. Założyła nogę na nogę, nachylając się nieco w jego stronę, a na pytanie o bal, pokręciła szybko głową. - Nie, jakoś tak wyszło. A Ty? Byłeś z kimś?
Potwórzyła dokładnie to samo pytanie, wolną dłonią stukając o swoje kolano w drobnym zniecierpliwieniu.
- Polecam się Orsino, same mam takie. - odpowiedziała, zaraz do niego ruszając, aby pomóc mu te paskudy taszczyć, ale chyba kogoś uderzyła męska duma. Wzruszyła ramionami, cofając dłonie i pokazując nimi gest obronny. Oparła je na biodrach, chwilę wcześniej odwijając lizaka i patrząc, jaki wylosowała smak, zanim wsunęła go w usta. Kwaśnego jabłka. - Tylko się nie przeciąż, bo jeszcze będę musiała Cię masować i co wtedy?
Pokręciła głową, robiąc młynek oczami. Szła już do stolika, aby jak wcześniej usiąść na blacie, a jej uszu dobiegł najpierw niezbyt kulturalny zwrot, a potem huk. Odwróciła się napięcie, a kok na czubku głowy aż się przekrzywił chyba w tym zaskoczeniu i podekscytowaniu. Śmiejąc się, kucnęła naprzeciw niego z lizakiem w ustach. - A mówiłam, że Ci pomogę? Mogłeś mniej ostentacyjnie o ten masaż prosić, bo jakby donica całkiem poszła i uwolniłbyś krzykacza, to byśmy tu umarli.
Przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, wciąż rozbawiona. Miała oczywiście nadzieję, że nic mu się nie stało i niczego poza donicą i męską dumą sobie nie potłukł. Przyglądała się z ciekawością najpierw jego oczom, a potem lizakowi, również ciekawa smaku, który wyciągnął. Rozchyliła usta z oburzeniem. - Jaki szczęściarz, wylosowałeś balonowy. - oznajmiła mu tonem, który świadczył przynajmniej o wygranej na loterii miliona galeonów. Shay wstała i wyciągnęła do niego rękę, aby pomóc mu wstać z uniesionymi brwiami, które sugerowały, żeby więcej nie grał już twardziela. - Okropny szlaban, co? Jadowitej tentaculli jeszcze tylko brakuje albo diabelskiego zielska. Może zamkniemy go w ciemnym schowku na kilka godzin, a w środek wrzucimy ślimaki albo sklątkę? Bez różdżki.
Zaproponowała ze wzruszeniem ramion, stukając lizakiem o wargi i siadając na blacie. Założyła nogę na nogę, nachylając się nieco w jego stronę, a na pytanie o bal, pokręciła szybko głową. - Nie, jakoś tak wyszło. A Ty? Byłeś z kimś?
Potwórzyła dokładnie to samo pytanie, wolną dłonią stukając o swoje kolano w drobnym zniecierpliwieniu.
Re: Cieplarnia II
Nie przeciąż, nie przeciąż... A co to on, panna? On tutaj swoje boskie ciało prezentował w czarnej, nieco dopasowanej koszulce na bicepsach. Więc to żadne przeciążenia, a zwykły przypadek, że wylądował ostatecznie na glebie. Co nie zmienia faktu, że gdy usłyszał coś o masażu to niczym zainteresowany labrador, obrócił się przez ramię i spojrzał na Krukonkę. Oho, oho, ohooooo, to by mu bardzo pasowało. Chłopaczek łasy na mizianki jakiekolwiek. Dokładniej ujmując mizianki, które on dostaje.
- Nie mogłem... - Bąknął, bo wstyd mówić bezpośrednio, że chce być wygłaskany stosownie. Nawet jeśli miejsce jest stosowne, bo cieplarniana temperatura sprzyjała rozbieraniu się. O tym jednak później. Na ten moment przyglądał się brunetce z wyraźnym zaciekawieniem. Znali się, owszem. On na nią nawet kilka razy uwagę zwrócił na korytarzu, co by mogło skończyć się wejściem w zbroje czy posąg, ale jakoś większych iskierek nie było. A tu proszę, wspólny szlaban, tegesy, tentegi.
Wyciągnął z ust lizaka, który rzeczywiście smakował balonowo i bezproblemowo wyciągnął go w jej stronę. - No to wymianka. - Z jednej strony fuj, z drugiej może to ten urok? Dał sobie pomóc, bo bucem nie był, a następnie usiadł już grzecznie, nawet nogą nie machał w powietrzu. Zmarszczył brwi niby gniewnie, ale po tonie nie było słychać niezadowolenia. - Mogło być gorzej, ale upierdliwą porę nam dała. Nie mogła po śniadaniu? - Wspomniał profesorkę, wywracając zaraz oczami. - Jemu by się przydała sklątka w odbycie. - Nie chciał jednak sobie tego dokładniej wyobrażać. Rozwalił się swobodniej na wybranym wcześniej miejscu, jedną ręką przesuwając po swojej potylicy. Automasaż, na tym się skończyły jego marzenia. Zdziwił się, że Shay poszła na bal sama. Łypnął na nią z zaciekawieniem, zaraz odchylając pewnie podbródek i obserwując ją chwilę, czy nie robi go przypadkiem w bambuko. Nie widząc jednak, żeby miała zmienić zdanie odnośnie swojego samodzielnego na-bal-pójścia, Puchon mlasnął, obracając lizaka w buzi językiem. - Sam. Za dobrze się bawiłem. - Parsknął krótko śmiechem. Na niego eliksir Baizen-Wilson i drinki, które potem skrzaty roznosiły, zadziałały wręcz bombastycznie. Spędził godziny(!) na parkiecie, a co za tym idzie spało się mu wybornie. - Nie wiem czy widziałaś jak szpagat robiłem. - Wytknął ją pospiesznie palcem, uśmiechając się pyszałkowato. - I nie, nie zaczynaj nawet, nic sobie nie uszkodziłem. - Był mocno usportowiony, jako jeden ze ścigających domu borsuka. I się w ogóle z tym nie krył.
- Nie mogłem... - Bąknął, bo wstyd mówić bezpośrednio, że chce być wygłaskany stosownie. Nawet jeśli miejsce jest stosowne, bo cieplarniana temperatura sprzyjała rozbieraniu się. O tym jednak później. Na ten moment przyglądał się brunetce z wyraźnym zaciekawieniem. Znali się, owszem. On na nią nawet kilka razy uwagę zwrócił na korytarzu, co by mogło skończyć się wejściem w zbroje czy posąg, ale jakoś większych iskierek nie było. A tu proszę, wspólny szlaban, tegesy, tentegi.
Wyciągnął z ust lizaka, który rzeczywiście smakował balonowo i bezproblemowo wyciągnął go w jej stronę. - No to wymianka. - Z jednej strony fuj, z drugiej może to ten urok? Dał sobie pomóc, bo bucem nie był, a następnie usiadł już grzecznie, nawet nogą nie machał w powietrzu. Zmarszczył brwi niby gniewnie, ale po tonie nie było słychać niezadowolenia. - Mogło być gorzej, ale upierdliwą porę nam dała. Nie mogła po śniadaniu? - Wspomniał profesorkę, wywracając zaraz oczami. - Jemu by się przydała sklątka w odbycie. - Nie chciał jednak sobie tego dokładniej wyobrażać. Rozwalił się swobodniej na wybranym wcześniej miejscu, jedną ręką przesuwając po swojej potylicy. Automasaż, na tym się skończyły jego marzenia. Zdziwił się, że Shay poszła na bal sama. Łypnął na nią z zaciekawieniem, zaraz odchylając pewnie podbródek i obserwując ją chwilę, czy nie robi go przypadkiem w bambuko. Nie widząc jednak, żeby miała zmienić zdanie odnośnie swojego samodzielnego na-bal-pójścia, Puchon mlasnął, obracając lizaka w buzi językiem. - Sam. Za dobrze się bawiłem. - Parsknął krótko śmiechem. Na niego eliksir Baizen-Wilson i drinki, które potem skrzaty roznosiły, zadziałały wręcz bombastycznie. Spędził godziny(!) na parkiecie, a co za tym idzie spało się mu wybornie. - Nie wiem czy widziałaś jak szpagat robiłem. - Wytknął ją pospiesznie palcem, uśmiechając się pyszałkowato. - I nie, nie zaczynaj nawet, nic sobie nie uszkodziłem. - Był mocno usportowiony, jako jeden ze ścigających domu borsuka. I się w ogóle z tym nie krył.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Mina labradora sprawiła, że parsknęła pod nosem rozbawiona. Już dawno doszła do wniosku, że porównanie mężczyzn do tej rasy psa jest wyjątkowo prawdziwe. Chętni na mizianie, długie leżenie w łóżku i dobre jedzenie, a gdy coś przeskrobią, to myślą, że ładne oczy im wystarczą, aby wszystko było dobrze.
- Czemu nie? Wiesz, mało ludzi umie czytać w myślach i mówienie na głos jest bardzo użyteczne. - odpowiedziała znów dość beztrosko ze wzruszeniem ramion, wyciągając zaraz dłonie ku górze i ścieśniając frotkę, która trzymała jej krzywego koka. Nie chciała, żeby całkiem się rozpadł, bo chociaż włosy miała średniej długości, zwykle nosiła je związane. Seth był zabawny, miał w sobie sporo z Gryfona i zwykle każdy wiedział, że to idzie właśnie ON. Niesamowicie hałasował, a jego figlarny uśmiech przysporzył mu wiele fanek. To nie tak, że Shay nie zwracała wcale na niego uwagi na zajęciach czy w Wielkiej Sali, ba, jej ciemnobrązowe oczy gubiły się czasem w rzeczywistości i odnajdywały dopiero na jego sylwetce. Była tylko nastolatką i ten etap rządził się własnymi prawami, a to, że czasem przypominały one te z dżungli, to cóż..
- Jaki wspaniałomyślny! Nosić nie, pomagać nie, lizaka odda. Uważaj, bo się zauroczę. - rzuciła w jego stronę zaczepnie, nie mając jednak problemu z lizakiem i oddała mu swojego o kwaskowym smaku jabłka, uśmiechając się pod nosem na zapach gumy balonowej. Odkryła też w swojej karierze zjadacza lizaków, że wszystkie te truskawki, maliny, jagody i właśnie guma balonowa, delikatnie barwiły usta! Lizaki w kolorze zieleni, brązu, odcieni żółci i pomarańczy znów barwiły język. Brunetka zakołysała nogami w powietrzu, gdy usiadła na stole do przesadzania roślin, wbijając wzrok najpierw w Puchona, a potem w jedną z donic, z której wystawała grzywka Mandragory. - Z drugiej strony, jakby dała nam szlaban w sobotę po śniadaniu, stracilibyśmy dzień wolny Orsino, więc nie jestem pewna czy to opłacalne.
Jego pomysł nie był zły, ale wolała stracić wieczór niż pół weekendu na grzebanie w ziemi i nawozach, próbując przy tym nie stracić życia. Komentarz o umiejscowieniu rzeczonej skąltki pozostawiła bez komentarza, a jedynie ze śmiechem. Nie chciała zagłębiać się w ten temat, jego możliwości i dalsze życie magicznego stworzenia, które z pewnością przeżyłoby okrutną traumę i pewnie zdechło.
Odwzajemniała jego spojrzenie zajęta swoim balonowym lizakiem, unosząc jedynie brwi pytająco. Nie było nic złego w samotnym pójściu na bal, jeśli człowiek umiał się bawić. Nie zabawiła jednak na przyjęciu długo. - Słyszałam legendy o pląsającym puchonie z zamiłowaniem do filozofii... - odpowiedziała w teatralnym zamyśleniu, patrząc na niego badawczo i zaciskając w palcach patyczek. Obróciła się na blacie, wsuwając nogi i siadając po turecku, była już twarzą na wprost do niego. - Oh, nie miałam okazji. Chcesz spróbować raz jeszcze? Nie możesz wiedzieć, czy nie uszkodziłeś no, chyba że miałeś już okazję sprawdzić..?
Poruszyła brwiami dwuznacznie, starając się sprytnie połączyć tematy w swojej odpowiedzi. Nie chciał jednak go onieśmielić, więc przestała wwiercać mu wzroku w twarz, patrząc przez chwilę na swojego różowego lizaka, który zaraz wrócił na swoje miejsce. Oparła dłonie o kolana po krótkim przeciągnięciu się, które uwieńczyło stłumione mruknięcie. Była leniuchem i nigdy się z tym nie kryła. Temperatura w cieplarni widocznie zachęcała też do innych czynności niż rozbieranie się.
- Czemu nie? Wiesz, mało ludzi umie czytać w myślach i mówienie na głos jest bardzo użyteczne. - odpowiedziała znów dość beztrosko ze wzruszeniem ramion, wyciągając zaraz dłonie ku górze i ścieśniając frotkę, która trzymała jej krzywego koka. Nie chciała, żeby całkiem się rozpadł, bo chociaż włosy miała średniej długości, zwykle nosiła je związane. Seth był zabawny, miał w sobie sporo z Gryfona i zwykle każdy wiedział, że to idzie właśnie ON. Niesamowicie hałasował, a jego figlarny uśmiech przysporzył mu wiele fanek. To nie tak, że Shay nie zwracała wcale na niego uwagi na zajęciach czy w Wielkiej Sali, ba, jej ciemnobrązowe oczy gubiły się czasem w rzeczywistości i odnajdywały dopiero na jego sylwetce. Była tylko nastolatką i ten etap rządził się własnymi prawami, a to, że czasem przypominały one te z dżungli, to cóż..
- Jaki wspaniałomyślny! Nosić nie, pomagać nie, lizaka odda. Uważaj, bo się zauroczę. - rzuciła w jego stronę zaczepnie, nie mając jednak problemu z lizakiem i oddała mu swojego o kwaskowym smaku jabłka, uśmiechając się pod nosem na zapach gumy balonowej. Odkryła też w swojej karierze zjadacza lizaków, że wszystkie te truskawki, maliny, jagody i właśnie guma balonowa, delikatnie barwiły usta! Lizaki w kolorze zieleni, brązu, odcieni żółci i pomarańczy znów barwiły język. Brunetka zakołysała nogami w powietrzu, gdy usiadła na stole do przesadzania roślin, wbijając wzrok najpierw w Puchona, a potem w jedną z donic, z której wystawała grzywka Mandragory. - Z drugiej strony, jakby dała nam szlaban w sobotę po śniadaniu, stracilibyśmy dzień wolny Orsino, więc nie jestem pewna czy to opłacalne.
Jego pomysł nie był zły, ale wolała stracić wieczór niż pół weekendu na grzebanie w ziemi i nawozach, próbując przy tym nie stracić życia. Komentarz o umiejscowieniu rzeczonej skąltki pozostawiła bez komentarza, a jedynie ze śmiechem. Nie chciała zagłębiać się w ten temat, jego możliwości i dalsze życie magicznego stworzenia, które z pewnością przeżyłoby okrutną traumę i pewnie zdechło.
Odwzajemniała jego spojrzenie zajęta swoim balonowym lizakiem, unosząc jedynie brwi pytająco. Nie było nic złego w samotnym pójściu na bal, jeśli człowiek umiał się bawić. Nie zabawiła jednak na przyjęciu długo. - Słyszałam legendy o pląsającym puchonie z zamiłowaniem do filozofii... - odpowiedziała w teatralnym zamyśleniu, patrząc na niego badawczo i zaciskając w palcach patyczek. Obróciła się na blacie, wsuwając nogi i siadając po turecku, była już twarzą na wprost do niego. - Oh, nie miałam okazji. Chcesz spróbować raz jeszcze? Nie możesz wiedzieć, czy nie uszkodziłeś no, chyba że miałeś już okazję sprawdzić..?
Poruszyła brwiami dwuznacznie, starając się sprytnie połączyć tematy w swojej odpowiedzi. Nie chciał jednak go onieśmielić, więc przestała wwiercać mu wzroku w twarz, patrząc przez chwilę na swojego różowego lizaka, który zaraz wrócił na swoje miejsce. Oparła dłonie o kolana po krótkim przeciągnięciu się, które uwieńczyło stłumione mruknięcie. Była leniuchem i nigdy się z tym nie kryła. Temperatura w cieplarni widocznie zachęcała też do innych czynności niż rozbieranie się.
Re: Cieplarnia II
Miał coś jej odpowiedzieć niestosownego, ale poważnie przemyślał swoje chwiejne w progach moralności słowa i uznał iż mogłaby go źle odebrać. Seth był kochany, zawsze i wszędzie. Dla większości ludzi, bo nie dla wszystkich, ale było blisko. I naprawdę dobry był z niego chłopaczek. Pomocny, co już było widać w cieplarni, że Shay nie mogła się nadto przy nim zmęczyć. Miał też jednak nieco kosmate myśli, jak na młodzieniaszka przystało.
Kwaskowość drugiego lizaka mu bardzo zasmakowała. Zaciamkał głośno, zasysając się na nim, a po chwili rzucił Krukonce dość rozbawione spojrzenie. - Chciałabyś. - Odparł swobodnie na kwestię zauroczenia. On taki niepokorny wesołek, że w sumie nie widział siebie, jako lokalne bożyszcze. To nie ten typ i pewnie dlatego trafił do Hufflepuffu. Oddany rodzinie, przyjaciołom, ot kumpel do ukochania.
Zastanowił się nad słowami dziewczyny i w duchu przyznał jej rację. Zdecydowanie gorzej by było być tutaj w sobotę. Nie ma co narzekać. Obrócił się lekko na swoim miejscu, mówiąc z lizakiem w buzi. - Masz rację. Jednak... Lepiej, że to teraz odbębnimy. - Nie wyglądał jednak na zbyt zadowolonego tym, co się tu działo, albo miało dziać. Przesadzanie roślin. Boooooooooooooooring. Orsino jednak wyciągnął się w bok i nie złapawszy narzędzi, szybko ogarnął swoją różdżkę i machnął nią, acciując po kolei kilka potrzebnych im rzeczy. Wyraźnie rozbawiła go wspomnieniem nie wiadomo kogo z borsuczego domu. Łypnął na nią, udając pełną powagę, następnie sprawnie rozrywając worek z ziemią. Wbił w glebę śmiesznie małą łopatkę, nie wytrzymując długo swojej zawziętej miny.
- Nie zaprzeczam... Nie potwierdzam! - Zajął się śmiechem w chwilę potem, więc zdradził się idealnie. Uniósłszy obie ręce w obronnym geście, zerknął po donicach i przesuwającej się dziewczynie. Ziemia była wystarczająco daleko, żeby się takową nie uwalić od razu. Mlasnąwszy z zadowoleniem, uniósł wzrok na Krukonkę.
- Nie sprawdzałem... Aleeee... - Zamilkł, przez chwilę jakby oceniając czy warto podnieść rzuconą właśnie w jego kierunku rękawicę. - Co z tego będę miał? - Dwa sykle, buziaka, a może zrobi coś za niego? Teraz to Hasting musiała jakąś stosowną propozycję zaoferować. A nuż się łaskawie Seth zgodzi i będzie miała pokaz szpagatu męskiego. Był dość atletycznie uzdolniony, nie powinno to być dla niego problemem.
Kwaskowość drugiego lizaka mu bardzo zasmakowała. Zaciamkał głośno, zasysając się na nim, a po chwili rzucił Krukonce dość rozbawione spojrzenie. - Chciałabyś. - Odparł swobodnie na kwestię zauroczenia. On taki niepokorny wesołek, że w sumie nie widział siebie, jako lokalne bożyszcze. To nie ten typ i pewnie dlatego trafił do Hufflepuffu. Oddany rodzinie, przyjaciołom, ot kumpel do ukochania.
Zastanowił się nad słowami dziewczyny i w duchu przyznał jej rację. Zdecydowanie gorzej by było być tutaj w sobotę. Nie ma co narzekać. Obrócił się lekko na swoim miejscu, mówiąc z lizakiem w buzi. - Masz rację. Jednak... Lepiej, że to teraz odbębnimy. - Nie wyglądał jednak na zbyt zadowolonego tym, co się tu działo, albo miało dziać. Przesadzanie roślin. Boooooooooooooooring. Orsino jednak wyciągnął się w bok i nie złapawszy narzędzi, szybko ogarnął swoją różdżkę i machnął nią, acciując po kolei kilka potrzebnych im rzeczy. Wyraźnie rozbawiła go wspomnieniem nie wiadomo kogo z borsuczego domu. Łypnął na nią, udając pełną powagę, następnie sprawnie rozrywając worek z ziemią. Wbił w glebę śmiesznie małą łopatkę, nie wytrzymując długo swojej zawziętej miny.
- Nie zaprzeczam... Nie potwierdzam! - Zajął się śmiechem w chwilę potem, więc zdradził się idealnie. Uniósłszy obie ręce w obronnym geście, zerknął po donicach i przesuwającej się dziewczynie. Ziemia była wystarczająco daleko, żeby się takową nie uwalić od razu. Mlasnąwszy z zadowoleniem, uniósł wzrok na Krukonkę.
- Nie sprawdzałem... Aleeee... - Zamilkł, przez chwilę jakby oceniając czy warto podnieść rzuconą właśnie w jego kierunku rękawicę. - Co z tego będę miał? - Dwa sykle, buziaka, a może zrobi coś za niego? Teraz to Hasting musiała jakąś stosowną propozycję zaoferować. A nuż się łaskawie Seth zgodzi i będzie miała pokaz szpagatu męskiego. Był dość atletycznie uzdolniony, nie powinno to być dla niego problemem.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Nie dowie się człowiek, dopóki nie spróbuje. Shay, chociaż wyglądała na niewinną z tymi swoimi dołeczkami w policzkach i miłością lizaków, to była w gruncie rzeczy dość śmiała i ciężko było ją zgorszyć. A Seth kojarzył się z dobrą zabawą, chociaż czasem chciał być zbyt samodzielny.
Brunetka zaśmiała się na jego komentarz, przekręcając głowę na bok i wymownie lustrując go spojrzeniem od dołu do góry, a gdy dotarła do jego twarzy, wzruszyła niewinnie ramionami i obróciła lizakiem w palcach, uderzającą różową końcówka o usta. - Może tak, może nie? Jeszcze nie zdecydowałam Orsino.
Ciężko było stwierdzić, czy żartowała, czy też była całkiem poważna w swojej figlarnej gierce. Byli młodzi, nikt na nikogo nie będzie krzyczał, jak trochę sobie z nim poflirtuje. Hasting nie miała jeszcze jakiegoś określonego typu chłopców lub dziewcząt, którzy się jej podobali. Musiało być po prostu to coś, co sprawiało, że nie mogla odwrócić oczu. Dom nie miał znaczenia, nie definiował człowieka aż tak, pomijając kilka mniej lub bardziej irytujących cech charakteru.
- Z drugiej strony w sobotę po szlabanie byśmy mogli iść na piwo, uczcić jego koniec i wymyślić konsekwencję dla naszego żartownisia. - przyznała jeszcze pół szeptem, robiąc na kilka sekund podkówkę i chcąc jeszcze zamącić. Oczywiście, że się zgrywała, bo środek tygodnia był znacznie lepszy, a na weekend i tak mogłaby go zaprosić. Przeniosła spojrzenie na jakąś wielką roślinę kilka metrów na prawo, zadając się przez chwilę swoim balonowym lizakiem. Przesadzanie roślin były nudne, bo rośliny same w sobie były nudne. Owszem, ładnie czasem wyglądały, zwłaszcza wiosną podczas spaceru w odpowiednim miejscu i towarzystwie, ale wciąż, czyszczenie kielichów w izbie pamięci było chyba bardziej ujmujące, niż to. Całe szczęście Puchon był dobrym towarzyszem — wizualnie i towarzysko. Uniosła dłonie, zsuwając frotkę z głowy, rozpuściła brązowe pasma sięgające ciut wyżej niż połowa pleców.
- Jak uroczo, Seth ogrodnik. Brakuje Ci kapelusika. Potwierdzisz, jak załatwimy nakrycie głowy godne króla szklarni? - zapytała zadziornie, rozbawiona wielkością łopatki trzymanej w jego dłoni, której srebrny koniec wystawał z brudnej ziemi. Widząc chęć pokazu w jego spojrzeniu, ożywiła się i przesiadła nieco tak, aby być przodem do niego. Uniosła dłoń, pokazując mu najpierw trzy palce. - Gdyby to było coś bardziej, to spełniłabym Twoje trzy życzenia, jak te rybki. Myślę jednak, że magiczny pokaz tańca ze szpagatem warty jest jednego lub półtora życzenia, zależnie, jak się postarasz?
Jej dłoń, zanim opadła, zgarnęła kosmyk włosów za ucho, bo zdążył przykleić się jej do ust, gdy rozmawiała. A Shay miała w zwyczaju robić to energicznie, nawet trochę gestykulować. Wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami, całkiem zapominając o paskudnych madragorach.
Brunetka zaśmiała się na jego komentarz, przekręcając głowę na bok i wymownie lustrując go spojrzeniem od dołu do góry, a gdy dotarła do jego twarzy, wzruszyła niewinnie ramionami i obróciła lizakiem w palcach, uderzającą różową końcówka o usta. - Może tak, może nie? Jeszcze nie zdecydowałam Orsino.
Ciężko było stwierdzić, czy żartowała, czy też była całkiem poważna w swojej figlarnej gierce. Byli młodzi, nikt na nikogo nie będzie krzyczał, jak trochę sobie z nim poflirtuje. Hasting nie miała jeszcze jakiegoś określonego typu chłopców lub dziewcząt, którzy się jej podobali. Musiało być po prostu to coś, co sprawiało, że nie mogla odwrócić oczu. Dom nie miał znaczenia, nie definiował człowieka aż tak, pomijając kilka mniej lub bardziej irytujących cech charakteru.
- Z drugiej strony w sobotę po szlabanie byśmy mogli iść na piwo, uczcić jego koniec i wymyślić konsekwencję dla naszego żartownisia. - przyznała jeszcze pół szeptem, robiąc na kilka sekund podkówkę i chcąc jeszcze zamącić. Oczywiście, że się zgrywała, bo środek tygodnia był znacznie lepszy, a na weekend i tak mogłaby go zaprosić. Przeniosła spojrzenie na jakąś wielką roślinę kilka metrów na prawo, zadając się przez chwilę swoim balonowym lizakiem. Przesadzanie roślin były nudne, bo rośliny same w sobie były nudne. Owszem, ładnie czasem wyglądały, zwłaszcza wiosną podczas spaceru w odpowiednim miejscu i towarzystwie, ale wciąż, czyszczenie kielichów w izbie pamięci było chyba bardziej ujmujące, niż to. Całe szczęście Puchon był dobrym towarzyszem — wizualnie i towarzysko. Uniosła dłonie, zsuwając frotkę z głowy, rozpuściła brązowe pasma sięgające ciut wyżej niż połowa pleców.
- Jak uroczo, Seth ogrodnik. Brakuje Ci kapelusika. Potwierdzisz, jak załatwimy nakrycie głowy godne króla szklarni? - zapytała zadziornie, rozbawiona wielkością łopatki trzymanej w jego dłoni, której srebrny koniec wystawał z brudnej ziemi. Widząc chęć pokazu w jego spojrzeniu, ożywiła się i przesiadła nieco tak, aby być przodem do niego. Uniosła dłoń, pokazując mu najpierw trzy palce. - Gdyby to było coś bardziej, to spełniłabym Twoje trzy życzenia, jak te rybki. Myślę jednak, że magiczny pokaz tańca ze szpagatem warty jest jednego lub półtora życzenia, zależnie, jak się postarasz?
Jej dłoń, zanim opadła, zgarnęła kosmyk włosów za ucho, bo zdążył przykleić się jej do ust, gdy rozmawiała. A Shay miała w zwyczaju robić to energicznie, nawet trochę gestykulować. Wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami, całkiem zapominając o paskudnych madragorach.
Re: Cieplarnia II
A tam samodzielny. On był RYCERZEM W CZARNEJ ZBROI ZE ZŁOTO-ŻÓŁTĄ SZCZECINĄ NA GŁOWIE NA HEŁMIE.
Zmrużył oczy, uśmiechając się pod nosem tak wymownie podejrzliwie, że aż zabawnie. Ewidentnie miał w tych ślepiach chęć posiadania veritaserum pod ręką, albo chociaż legilimencji, żeby zweryfikować od razu, co ten ciemnowłosy gnom miał na myśli. Nie lubił nie wiedzieć czegoś, czuł się wtedy pominięty. Tu jednak wyjątkowo fochów nie strzelał żadnych. Orsino wiedział, czego nie chce od ewentualnej fruzi. A na pewno nie chciał mieć kuli u nogi i ciągłego świergotania. Był pozytywnym chłopakiem, ale czasem trzeba się wyciszyć. Część dziewczyn była, jego zdaniem, zbyt nastawiona na heheszki, buziaczki i inne takie. Nie dla niego stuprocentowe fanki nr 1.
- Stawiasz, rozumiem? - Nie miałby nic przeciwko płaceniu, ale ot co pociągnął temat, że ona niby zaprasza go teraz do Hogs. Dawno tam nie był. Kilka ostatnich tygodni spędzał w murach Hogwartu, skupiał się na miotle w gorszych warunkach pogodowych, a w wolnej chwili odwiedzał młodego hipogryfa, którego znalazł na skraju lasu ze złamanym skrzydłem. Zajęła się nim pani profesor od opieki nad magicznymi zwierzętami, a Puchon jakoś się do tego jeszcze nie takiego wielkiego stwora przyzwyczaił. Także pal licho Seth ogrodnik, bo tu Seth weterynarz się jawi. Póki co trzeba się było jednak zająć roślinami i on już wziął się do roboty, bo mimo świetnej przerwy i rozmowy z Shay, szybciej to zrobią to szybciej opuszczą cieplarnię. Pchnął jedną donicę dalej od siebie i przyciągnął kolejną, ale jego towarzyszka niedoli okazała się być absorbującą osobistością. Łopatkę nadal trzymał, ale stanął bokiem do stołu i oparł się o niego biodrem. Uśmiechnął się przekornie, przechylając głowę lekko w bok. - Graaaaaabisz sobie, ptaszynoooo... - Błysnął kłami w szerokim wyszczerzu ładnych zębów, bo nie wiedział, że tak blisko mu było do godnego miana króla szklarni. Łopatkę szybko opuścił na stół.
- Niech będzie jedno. Znaj moją łaskawą stronę. - Rozłożył reprezentacyjnie ręce i cofnął się o krok, może dwa, nawet i tanecznym krokiem. Kilka wesołych pląsów w całkiem niezłym tempie poprzedziło to, że Seth rzucił zaczepnie rękawiczką w Krukonkę. Po chwili wytknął ją palcem w rytm muzyki, która gdzieś mu w głowie brzmiała i zrobił sprawnie to, co zapowiedział. Szpagat poziomy, nie poprzeczny broń Helgo złota. Podniósł się, jak gdyby nigdy nic, a następnie ukłonił się swojej jednoosobowej widowni.
Zmrużył oczy, uśmiechając się pod nosem tak wymownie podejrzliwie, że aż zabawnie. Ewidentnie miał w tych ślepiach chęć posiadania veritaserum pod ręką, albo chociaż legilimencji, żeby zweryfikować od razu, co ten ciemnowłosy gnom miał na myśli. Nie lubił nie wiedzieć czegoś, czuł się wtedy pominięty. Tu jednak wyjątkowo fochów nie strzelał żadnych. Orsino wiedział, czego nie chce od ewentualnej fruzi. A na pewno nie chciał mieć kuli u nogi i ciągłego świergotania. Był pozytywnym chłopakiem, ale czasem trzeba się wyciszyć. Część dziewczyn była, jego zdaniem, zbyt nastawiona na heheszki, buziaczki i inne takie. Nie dla niego stuprocentowe fanki nr 1.
- Stawiasz, rozumiem? - Nie miałby nic przeciwko płaceniu, ale ot co pociągnął temat, że ona niby zaprasza go teraz do Hogs. Dawno tam nie był. Kilka ostatnich tygodni spędzał w murach Hogwartu, skupiał się na miotle w gorszych warunkach pogodowych, a w wolnej chwili odwiedzał młodego hipogryfa, którego znalazł na skraju lasu ze złamanym skrzydłem. Zajęła się nim pani profesor od opieki nad magicznymi zwierzętami, a Puchon jakoś się do tego jeszcze nie takiego wielkiego stwora przyzwyczaił. Także pal licho Seth ogrodnik, bo tu Seth weterynarz się jawi. Póki co trzeba się było jednak zająć roślinami i on już wziął się do roboty, bo mimo świetnej przerwy i rozmowy z Shay, szybciej to zrobią to szybciej opuszczą cieplarnię. Pchnął jedną donicę dalej od siebie i przyciągnął kolejną, ale jego towarzyszka niedoli okazała się być absorbującą osobistością. Łopatkę nadal trzymał, ale stanął bokiem do stołu i oparł się o niego biodrem. Uśmiechnął się przekornie, przechylając głowę lekko w bok. - Graaaaaabisz sobie, ptaszynoooo... - Błysnął kłami w szerokim wyszczerzu ładnych zębów, bo nie wiedział, że tak blisko mu było do godnego miana króla szklarni. Łopatkę szybko opuścił na stół.
- Niech będzie jedno. Znaj moją łaskawą stronę. - Rozłożył reprezentacyjnie ręce i cofnął się o krok, może dwa, nawet i tanecznym krokiem. Kilka wesołych pląsów w całkiem niezłym tempie poprzedziło to, że Seth rzucił zaczepnie rękawiczką w Krukonkę. Po chwili wytknął ją palcem w rytm muzyki, która gdzieś mu w głowie brzmiała i zrobił sprawnie to, co zapowiedział. Szpagat poziomy, nie poprzeczny broń Helgo złota. Podniósł się, jak gdyby nigdy nic, a następnie ukłonił się swojej jednoosobowej widowni.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Zbroja musiała być ciężka i nie poręczna, zwłaszcza noszona cały czas. Na ten uśmieszek jej samej brew drgnęła, ale i na ułamek sekundy brunetka przygryzła dolną wargę, jakby figlarnie sugerując, że jest niewinna. Musiał przecież dać jej czas do namysłu, czy chciała, czy nie chciała zaangażować się w znajomość z Sethem bardziej, niż nakazywałoby zwykłe koleżeństwo. Byli młodzi, nikt przecież nie dam szlabanu, jak trochę po podrywa kolegę, zwłaszcza na wspólnym szlabanie.
- Pewnie, piwo na mój koszt, ale Ty płacisz za coś słodkiego z miodowego. O siedemnastej w sobotę? - nie musiał jej dwa razy tej marchewki podstawiać, bo brunetka zwyczajnie uwielbiała ludzi i spędzanie z nimi czasu. Gdy była sama, za dużo myślała i wyłaniały się czasem potwory z szafy, z którymi nie umiała sobie w ogóle poradzić. A patrząc na Puchona, wiedziała, że nie będą się nudzić — niezależnie, czy podpalą starą szopę, wpadną do jeziora czy zrobią konkurs jedzenia musów-świstusów. Chciała odpocząć od lekcji, treningów z Reynoldsem czy szkolnych murów, nigdy nie odmawiała więc wyjścia do wioski. Widząc, że chłopak wrócił do krzykaczek, zeskoczyła ze stołu z lizakiem w ustach — a raczej tym, co z niego zostało i również przysunęła do siebie dużą, pustą doniczkę, sypiąc do niej ziemie. Nie mogła znaleźć łopatki, robiła to ręcznie. Odwracając twarz w jego stronę i dostrzegając przekorny uśmiech, a potem słysząc o grabkach, wzruszyła niewinnie ramionami i celowo użyła spojrzenia spod rzęs, pełnego uroku osobistego. Granie niewinnej popłacało. - Jak Ty ślicznie do mnie mówisz. Chcesz być robaczkiem?
Wkładając ziemię do doniczki, starała się sobie nawet przypomnieć o tym, co mówiła na temat przesadzania mandragory nauczycielka od zielarstwa, ale nie była w stanie. Miało być pełno, czy tylko troszkę? Parsknęła śmiechem, zapominając o brudnych rękach i drapiąc się po policzku, wyprostowała się, stając bokiem i patrząc na niego.
- Ależ Ty hojny, naprawdę. Tylko jedno za indywidualny pokaz? Pokaż, co potrafisz!
Zapraszającym gestem wskazała na środek szklarni, gdzie było dość miejsca i niczym najgorszy z krytyków, oparła się o stół i skrzyżowała ręce pod biustem, wbijając w niego wyczekujące i odrobinę wyzywające spojrzenie. Brązowy kosmyk włosów opadł jej na twarz, łaskocząc policzek. Z rozbawieniem obserwowała jego poczynania, pod wrażeniem pląsów i wyprostowania, doceniając bardzo fakt, że było to tylko dla niej i na jej życzenie, jak dla jakiegoś vipa. Zaczęła więc bić brawo, gdy się ukłonił. - No i masz Merlinie, teraz na liście rzeczy, których żałuję, jest niepójście z Tobą na bal.
Wyznała z dramatycznym wręcz westchnięciem i smutkiem w głosie, odsuwając się nieco od stołu. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i spojrzała w górę, bo była jednak trochę niższa. - Masz już pomysł na życzenie? Bo w sumie ja sobie coś wymyśliłam, ale muszę od Ciebie jakoś jedno wygrać.
- Pewnie, piwo na mój koszt, ale Ty płacisz za coś słodkiego z miodowego. O siedemnastej w sobotę? - nie musiał jej dwa razy tej marchewki podstawiać, bo brunetka zwyczajnie uwielbiała ludzi i spędzanie z nimi czasu. Gdy była sama, za dużo myślała i wyłaniały się czasem potwory z szafy, z którymi nie umiała sobie w ogóle poradzić. A patrząc na Puchona, wiedziała, że nie będą się nudzić — niezależnie, czy podpalą starą szopę, wpadną do jeziora czy zrobią konkurs jedzenia musów-świstusów. Chciała odpocząć od lekcji, treningów z Reynoldsem czy szkolnych murów, nigdy nie odmawiała więc wyjścia do wioski. Widząc, że chłopak wrócił do krzykaczek, zeskoczyła ze stołu z lizakiem w ustach — a raczej tym, co z niego zostało i również przysunęła do siebie dużą, pustą doniczkę, sypiąc do niej ziemie. Nie mogła znaleźć łopatki, robiła to ręcznie. Odwracając twarz w jego stronę i dostrzegając przekorny uśmiech, a potem słysząc o grabkach, wzruszyła niewinnie ramionami i celowo użyła spojrzenia spod rzęs, pełnego uroku osobistego. Granie niewinnej popłacało. - Jak Ty ślicznie do mnie mówisz. Chcesz być robaczkiem?
Wkładając ziemię do doniczki, starała się sobie nawet przypomnieć o tym, co mówiła na temat przesadzania mandragory nauczycielka od zielarstwa, ale nie była w stanie. Miało być pełno, czy tylko troszkę? Parsknęła śmiechem, zapominając o brudnych rękach i drapiąc się po policzku, wyprostowała się, stając bokiem i patrząc na niego.
- Ależ Ty hojny, naprawdę. Tylko jedno za indywidualny pokaz? Pokaż, co potrafisz!
Zapraszającym gestem wskazała na środek szklarni, gdzie było dość miejsca i niczym najgorszy z krytyków, oparła się o stół i skrzyżowała ręce pod biustem, wbijając w niego wyczekujące i odrobinę wyzywające spojrzenie. Brązowy kosmyk włosów opadł jej na twarz, łaskocząc policzek. Z rozbawieniem obserwowała jego poczynania, pod wrażeniem pląsów i wyprostowania, doceniając bardzo fakt, że było to tylko dla niej i na jej życzenie, jak dla jakiegoś vipa. Zaczęła więc bić brawo, gdy się ukłonił. - No i masz Merlinie, teraz na liście rzeczy, których żałuję, jest niepójście z Tobą na bal.
Wyznała z dramatycznym wręcz westchnięciem i smutkiem w głosie, odsuwając się nieco od stołu. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i spojrzała w górę, bo była jednak trochę niższa. - Masz już pomysł na życzenie? Bo w sumie ja sobie coś wymyśliłam, ale muszę od Ciebie jakoś jedno wygrać.
Re: Cieplarnia II
To fakt. Czasem było już ciężko mu ją nosić... Dlatego dobrze sypiał, żeby nie powiedzieć, że za dobrze, bo jego poranki były chwilami katorżniczą pracą. Tutaj jednak tematyka była zdecydowanie swobodniejsza i Seth nie omieszkał uśmiechnąć się wesoło, gdy wyszło na to, że idą gdzieś razem. Nie będą się trzymać za rączki od razu, ale wspólnie spędzić czas i pośmiać się po drodze zawsze warto. Entuzjastycznie pokiwał głową na swoją część wyimaginowanego jeszcze wkładu pieniężnego w to spotkanie. - Pewnie, pasuje mi. - Zakomunikował, przypieczętowując ich rychłe spotkanie.
Coś niestety musieli zrobić z tymi mandragorami. Oby tylko nie trzeba było niektórych wyciągać. Zajął się swoją, ale ze skosu zerknął też na to, co robi Krukonka. Krótko trwało to ich ogarnianie roślinek, ale tak to jest, gdy szlaban dostają wesołki. - Ej, ej, nie patrz tak na mnie! - Pufnął z rozbawieniem, gdy zerkała na niego spod rzęs. To robiło robotę okropną i choć wiedział, co ona kombinuje, dał się mamić tym niewinnym podchodom. A co tam, nic się przecież nie stanie.
- Powiedziałbym, że co się odwlecze to nie uciecze... Aleeee... - Dopowiedział po swoim krótkim, aczkolwiek intensywnym przedstawieniu dla Shay. Kto wie, czy nie będzie jednak takiej możliwości, BO SIĘ WŁAŚNIE ZASTANAWIAM CZY ZROBIĆ Z NIEGO JEDNAK VI-ROCZNEGO. - Zawsze możemy sobie zrobić własny bal. - O, tego im nikt nie zabroni! Tym bardziej wieczorem, z lumos w różdżkach, tańców na błoniach. Seth nie bał się plotek, a jego towarzyszka zdawała się nie zwracać na nie większej uwagi.
Zerknął na nią z góry, swobodnie palcami mieszając jej we włosach, gdy już stała przed nim. Ładne stworzenie, nie ma co ukrywać. Orsino nie czerwienił się łatwo, ale teraz był BLISKO. - Nie mam jeszcze, zostawię je na Hogs. - Cwaniak! Puchońskie cwaniactwo i krętactwo ku chwale dobroci serca się teraz okazało. - Możesz... - Zmrużył oczy, próbując naprędce wymyślić, jak dać jej to jedno życzenie. Nagle coś zaświergoliło w głowie. - O, wiem! Możesz mi zrobić masaż, o którym wspomniałaś. - I nim się w ogóle ona wypowiedziała na ten temat, on już przyciągnął krzesło i usiadł na nim okrakiem, obejmując ramionami oparcie. Plecy oczywiście w stronę Hasting. Się ustawił
Coś niestety musieli zrobić z tymi mandragorami. Oby tylko nie trzeba było niektórych wyciągać. Zajął się swoją, ale ze skosu zerknął też na to, co robi Krukonka. Krótko trwało to ich ogarnianie roślinek, ale tak to jest, gdy szlaban dostają wesołki. - Ej, ej, nie patrz tak na mnie! - Pufnął z rozbawieniem, gdy zerkała na niego spod rzęs. To robiło robotę okropną i choć wiedział, co ona kombinuje, dał się mamić tym niewinnym podchodom. A co tam, nic się przecież nie stanie.
- Powiedziałbym, że co się odwlecze to nie uciecze... Aleeee... - Dopowiedział po swoim krótkim, aczkolwiek intensywnym przedstawieniu dla Shay. Kto wie, czy nie będzie jednak takiej możliwości, BO SIĘ WŁAŚNIE ZASTANAWIAM CZY ZROBIĆ Z NIEGO JEDNAK VI-ROCZNEGO. - Zawsze możemy sobie zrobić własny bal. - O, tego im nikt nie zabroni! Tym bardziej wieczorem, z lumos w różdżkach, tańców na błoniach. Seth nie bał się plotek, a jego towarzyszka zdawała się nie zwracać na nie większej uwagi.
Zerknął na nią z góry, swobodnie palcami mieszając jej we włosach, gdy już stała przed nim. Ładne stworzenie, nie ma co ukrywać. Orsino nie czerwienił się łatwo, ale teraz był BLISKO. - Nie mam jeszcze, zostawię je na Hogs. - Cwaniak! Puchońskie cwaniactwo i krętactwo ku chwale dobroci serca się teraz okazało. - Możesz... - Zmrużył oczy, próbując naprędce wymyślić, jak dać jej to jedno życzenie. Nagle coś zaświergoliło w głowie. - O, wiem! Możesz mi zrobić masaż, o którym wspomniałaś. - I nim się w ogóle ona wypowiedziała na ten temat, on już przyciągnął krzesło i usiadł na nim okrakiem, obejmując ramionami oparcie. Plecy oczywiście w stronę Hasting. Się ustawił
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Życie polegało na ranieniu się i na miłości, na szaleństwie, na nieprzespanych nocach, ognistej whisky i na całym tym człowieczym burdelu, który mieli w głowach. Shay wierzyła, że jak nie teraz, to później kiedy? Gdy dorosną i będą musieli wpasować się w szare, nudne ramy społeczeństwa? Zbroja była bezpieczna, ale czy Orsino za dużo przy tym nie tracił? Na uśmiech entuzjazmu na ich wspólne wyjście brunetka przestała jednak bezsensownie gdybać, oceniając uśmiech Puchona i dochodząc do wniosku, że należała mu się przynajmniej dziewiątka, pewnie przez te błyszczące oczy, które podkreślały tylko emocje malujące się na jego twarzy. Lubiła ludzi szczerych i takich, którzy nie byli głupio nieśmiali.
- Cudnie. To randka czy spotkanie, bo nie wiem, co powinnam włożyć? - zapytała ze wzruszeniem ramion, pozbawionym pogody i zobowiązań głosem, chcąc jedynie się nakierować na właściwy tor. Nie zamierzała broń boże go osaczać, raczej wiedzieć, czy chciał trochę niewinnego flirtu, czy może grzecznego rozmawiania o szkole. Czekając na odpowiedź, ogarniała oczywiście rośliny. Sypała ziemie, próbowała nawet wyjąć i przełożyć cholerstwo do nowej doniczki, ale bulwa poruszyła się tak niespokojnie, że natychmiast puściła liście, prychając na nią pod nosem. Oczywiście zerkała w jego stronę, bo sprawiało jej to nieprzyzwoitą przyjemność i lubiła próbować zawstydzać innych, bo rumieńce były czymś absolutnie pięknym. - Ale jak mam nie patrzeć Seth? Nie wiem, o czym mówisz!
Znów zamrugała rzęsami niewinnie, robiąc pół kroku w jego stronę i nachylając się przy nim, aby złapać za parę nauszników i przysunąć je do siebie bliżej, bo przypomniała sobie o tym, że mogły być potrzebne, bo te małe paskudy się darły. Spojrzała na niego z dołu z uśmieszkiem, zwilżając jeszcze bezczelnie usta, po czym wróciła do swoich obowiązków, jak przykładna Krukonka.
A potem zatańczył i aż szkoda, że nie była na balu. Jakże duże zaskoczenie pojawiło się na jej buzi, gdy wspomniał o balu! Zaplotła ręce pod biustem, nie bojąc się ziemi i śladów na ubraniu, ściągnęła brwi. - Hola, hola.. Czytasz w myślach? Czy nic już nie jest bezpieczne? Nie będę mogła mieć przed Tobą sekretów, co to za zabawa?
Prychnęła z udawanym oburzeniem, trącając go dłonią w tors i zostawiając ziemię na bluzce, wzruszyła ramionami z odrobiną tylko uporu i być może jakieś prowokacji w oczach. A ten potem zdecydował się zagrać uroczą kartą. Przekręciła głowę, gdy przesuwał palcami po brązowych kosmykach, które wcześniej uwolniła z frotki. Oczywiście Hasting patrzyła mu w oczy, uparcie i z rozbawieniem, ale i ekscytacja, może odrobinka — tylko odrobinką, dziewczęcego zawstydzenia. - Sprytnie proszę Pana... - skwitowała tylko z prychnięciem, podążając za nim spojrzeniem, bo nie zrobiła zrobić nic więcej. Wytarła dłonie o spodnie, podchodząc do niego. Nie liczył, chyba że się zawstydzi? Przesunęła dłońmi po jego plecach, zatrzymując palce na umięśnionych, ładnych ramionach. Odrobinę spiętych, przez co zaczęła uciskać palcami najlepiej, jak umiała. Mimowolnie nachyliła się do przodu, czując intensywny zapach szamponu do włosów, który wdzierał się jej do nosa z mieszanką świeżej ziemi. Dmuchnęła mu na kark gorącym powietrzem, jednocześnie wydając z siebie ciche mruknięcie. - Nie mogę zdecydować, czym pachniesz. To coś z pomarańczą lub kwiatem pomarańczy i drzewem sandałowym?
Zapytała zaintrygowana, wychylając się przez jego ramię, aby zerknąć na jego twarz z ciekawością i oczywiście grzecznie masując mu ramiona, zgodnie z życzeniem, przechodząc leniwie na łopatki. Możliwe, że trochę pobrudziła mu koszulkę.
- Cudnie. To randka czy spotkanie, bo nie wiem, co powinnam włożyć? - zapytała ze wzruszeniem ramion, pozbawionym pogody i zobowiązań głosem, chcąc jedynie się nakierować na właściwy tor. Nie zamierzała broń boże go osaczać, raczej wiedzieć, czy chciał trochę niewinnego flirtu, czy może grzecznego rozmawiania o szkole. Czekając na odpowiedź, ogarniała oczywiście rośliny. Sypała ziemie, próbowała nawet wyjąć i przełożyć cholerstwo do nowej doniczki, ale bulwa poruszyła się tak niespokojnie, że natychmiast puściła liście, prychając na nią pod nosem. Oczywiście zerkała w jego stronę, bo sprawiało jej to nieprzyzwoitą przyjemność i lubiła próbować zawstydzać innych, bo rumieńce były czymś absolutnie pięknym. - Ale jak mam nie patrzeć Seth? Nie wiem, o czym mówisz!
Znów zamrugała rzęsami niewinnie, robiąc pół kroku w jego stronę i nachylając się przy nim, aby złapać za parę nauszników i przysunąć je do siebie bliżej, bo przypomniała sobie o tym, że mogły być potrzebne, bo te małe paskudy się darły. Spojrzała na niego z dołu z uśmieszkiem, zwilżając jeszcze bezczelnie usta, po czym wróciła do swoich obowiązków, jak przykładna Krukonka.
A potem zatańczył i aż szkoda, że nie była na balu. Jakże duże zaskoczenie pojawiło się na jej buzi, gdy wspomniał o balu! Zaplotła ręce pod biustem, nie bojąc się ziemi i śladów na ubraniu, ściągnęła brwi. - Hola, hola.. Czytasz w myślach? Czy nic już nie jest bezpieczne? Nie będę mogła mieć przed Tobą sekretów, co to za zabawa?
Prychnęła z udawanym oburzeniem, trącając go dłonią w tors i zostawiając ziemię na bluzce, wzruszyła ramionami z odrobiną tylko uporu i być może jakieś prowokacji w oczach. A ten potem zdecydował się zagrać uroczą kartą. Przekręciła głowę, gdy przesuwał palcami po brązowych kosmykach, które wcześniej uwolniła z frotki. Oczywiście Hasting patrzyła mu w oczy, uparcie i z rozbawieniem, ale i ekscytacja, może odrobinka — tylko odrobinką, dziewczęcego zawstydzenia. - Sprytnie proszę Pana... - skwitowała tylko z prychnięciem, podążając za nim spojrzeniem, bo nie zrobiła zrobić nic więcej. Wytarła dłonie o spodnie, podchodząc do niego. Nie liczył, chyba że się zawstydzi? Przesunęła dłońmi po jego plecach, zatrzymując palce na umięśnionych, ładnych ramionach. Odrobinę spiętych, przez co zaczęła uciskać palcami najlepiej, jak umiała. Mimowolnie nachyliła się do przodu, czując intensywny zapach szamponu do włosów, który wdzierał się jej do nosa z mieszanką świeżej ziemi. Dmuchnęła mu na kark gorącym powietrzem, jednocześnie wydając z siebie ciche mruknięcie. - Nie mogę zdecydować, czym pachniesz. To coś z pomarańczą lub kwiatem pomarańczy i drzewem sandałowym?
Zapytała zaintrygowana, wychylając się przez jego ramię, aby zerknąć na jego twarz z ciekawością i oczywiście grzecznie masując mu ramiona, zgodnie z życzeniem, przechodząc leniwie na łopatki. Możliwe, że trochę pobrudziła mu koszulkę.
Re: Cieplarnia II
Jakby co, cofam go jednak do VI roku.
Nikt im nie kazał być szarym i niewidocznym, gdy przestaną uczęszczać do Hogwartu. Od nich zależało, co będą dalej robić. Seth wiedział, że jest wiecznym dzieckiem. Może nie ultra infantylnym, ale nie brakowało mu spontaniczności, swobody działania, nie myślenia o konsekwencjach. Jego zdaniem pewne zasady można naginać, pewne łamać. Byle nikogo nie ranić. Tego się trzymał. Teraz przyglądał się brunetce z rozbawieniem, w duchu przyznając sobie, że skubana jest naprawdę ładna. I uśmiecha się tak, że lekkie dołeczki się jej robią. I ma ładne oczy.
Uniósł lekko brwi, gdy padło tak bezpośrednie pytanie o charakter ich wspólnego wyjścia. Nie planował randkowania, ba, on nawet jakoś nie widział siebie pod takim szyldem, ale przecież nikt mu nie stał nad głową i nie bruździł, że nie może. - Dawaj, odwalimy się, jak na Święto Równonocy, randka. - A co im szkoda. Najwyżej będą co niektóre uczennice i uczniowie płakać, że Hasting i Orsino zeszli z list dostępności. Kto im będzie bronił opowiadać, że już planują rodzinne spotkanie w wakacje.
Zaśmiał się wesoło, gdy znów zrobiła z rzęsami to, co sprawiało, że się nawet i lekko zaaferował. Zakrył sobie pospiesznie oczy, udając że nic kompletnie nie widzi. - O właśnie tak! Szalona wiedźmo, amortensjujesz wzrokiem!
Potem nastał taniec połamaniec bez żadnego uszkodzenia ciała Puchona. I znów jego rozweselenie. Dobrze się mu z nią rozmawiało, ale ruchem głowy zawetował to, że był blisko legilimencji. Nie zanosiło się na to, żeby miał takie umiejętności, chociaż samą oklumencją się już ciekawił. Ochrona swoich danych myślowych to dobry element dla współczesnego czarodzieja.
Zdecydowania powinien był wykorzystywać Shay częściej. Tak przynajmniej sobie poprzysiągł, że znalazł nadwornego masażystę. Dziewczyna się starała, a on zamknął oczy i co kilka chwil pomrukiwał z zadowoleniem. Nie miał nigdy problemu z pobrudzeniem sobie rąk czy ciuchów, więc dopiero uwalenie go odchodami mogło sprawić, że by się dość poważnie obruszył. - Hmmm? - Lekko zrotował głowę i uśmiechnął się, widząc jej twarz. - Niezły nos. Pomarańcz i drzewo sandałowe.- Odparł swobodnie, dając się macać i masować dalej. W duchu powiedział sobie, że Shay miała szczęście. Była w Ravie, więc była bezpieczna przed nocnym atakiem Setha, który by ją budził, że coś go boli i "weź pomasuj". Tak, byłby o tego zdolny i pewnie też z tego powodu nie odzywał się teraz, gdy jej ręce uciskały kolejno mięśnie. Miał wrażenie, że skrzaty powinny mieć taką dodatkową opcję masażu. Wtedy leżałby ciągle w kuchni z nimi.
- Jakie jest Twoje życzenie? - Spytał, nie otwierając oczu. Nieznacznie skręcił głowę, ciekawy tego, co dziewczyna powie.
Nikt im nie kazał być szarym i niewidocznym, gdy przestaną uczęszczać do Hogwartu. Od nich zależało, co będą dalej robić. Seth wiedział, że jest wiecznym dzieckiem. Może nie ultra infantylnym, ale nie brakowało mu spontaniczności, swobody działania, nie myślenia o konsekwencjach. Jego zdaniem pewne zasady można naginać, pewne łamać. Byle nikogo nie ranić. Tego się trzymał. Teraz przyglądał się brunetce z rozbawieniem, w duchu przyznając sobie, że skubana jest naprawdę ładna. I uśmiecha się tak, że lekkie dołeczki się jej robią. I ma ładne oczy.
Uniósł lekko brwi, gdy padło tak bezpośrednie pytanie o charakter ich wspólnego wyjścia. Nie planował randkowania, ba, on nawet jakoś nie widział siebie pod takim szyldem, ale przecież nikt mu nie stał nad głową i nie bruździł, że nie może. - Dawaj, odwalimy się, jak na Święto Równonocy, randka. - A co im szkoda. Najwyżej będą co niektóre uczennice i uczniowie płakać, że Hasting i Orsino zeszli z list dostępności. Kto im będzie bronił opowiadać, że już planują rodzinne spotkanie w wakacje.
Zaśmiał się wesoło, gdy znów zrobiła z rzęsami to, co sprawiało, że się nawet i lekko zaaferował. Zakrył sobie pospiesznie oczy, udając że nic kompletnie nie widzi. - O właśnie tak! Szalona wiedźmo, amortensjujesz wzrokiem!
Potem nastał taniec połamaniec bez żadnego uszkodzenia ciała Puchona. I znów jego rozweselenie. Dobrze się mu z nią rozmawiało, ale ruchem głowy zawetował to, że był blisko legilimencji. Nie zanosiło się na to, żeby miał takie umiejętności, chociaż samą oklumencją się już ciekawił. Ochrona swoich danych myślowych to dobry element dla współczesnego czarodzieja.
Zdecydowania powinien był wykorzystywać Shay częściej. Tak przynajmniej sobie poprzysiągł, że znalazł nadwornego masażystę. Dziewczyna się starała, a on zamknął oczy i co kilka chwil pomrukiwał z zadowoleniem. Nie miał nigdy problemu z pobrudzeniem sobie rąk czy ciuchów, więc dopiero uwalenie go odchodami mogło sprawić, że by się dość poważnie obruszył. - Hmmm? - Lekko zrotował głowę i uśmiechnął się, widząc jej twarz. - Niezły nos. Pomarańcz i drzewo sandałowe.- Odparł swobodnie, dając się macać i masować dalej. W duchu powiedział sobie, że Shay miała szczęście. Była w Ravie, więc była bezpieczna przed nocnym atakiem Setha, który by ją budził, że coś go boli i "weź pomasuj". Tak, byłby o tego zdolny i pewnie też z tego powodu nie odzywał się teraz, gdy jej ręce uciskały kolejno mięśnie. Miał wrażenie, że skrzaty powinny mieć taką dodatkową opcję masażu. Wtedy leżałby ciągle w kuchni z nimi.
- Jakie jest Twoje życzenie? - Spytał, nie otwierając oczu. Nieznacznie skręcił głowę, ciekawy tego, co dziewczyna powie.
Seth OrsinoKlasa VI - Skąd : Londyn
Krew : Półkrwi
Re: Cieplarnia II
Rodzice Shay dawali jej dużo wolności, powtarzając, że powinna cieszyć się życiem i młodością, dopóki jest w szkole, aby później efektywnie skupić się na karierze. Oczywiście nie miała pojęcia, co w życiu chciała robić, ale wciąż był rok na podjęcie decyzji. Po zerwaniu z Wilsonem był pewien okres, gdzie nie uśmiechała się zbyt często i trochę może uciekała od świata, ale znów była wiosna, wszystko budziło się do życia, a brunetka musiała być sobą, bo takiej ponurego odbicia w lustrze nie mogła znieść. Życie z przesłaniem, aby nikogo nie ranić, było jednak takim, z jakim mogła się zgodzić. Rozbawienie i śmiech były zaraźliwe, więc trudno było ukryć jej błyszczące oczy i próby powstrzymania roześmiania się pod wpływem tego jego spojrzenia. Uwielbiała cieszyć się z chwili i małych rzeczy, przeżywać emocje.
- Randka brzmi dobrze. - przytaknęła zadowolona, bo w sumie bardziej jej to odpowiadało niż przyjacielskie wyjście. Podobnie jak Seth, zupełnie nie przejmowała się plotkami i zdaniem innych ludzi, czasem ich nawet bardziej prowokując i dając powody do szeptania. Gadali, bo zazdrościli, a która nie chciałaby iść na randkę z takim chłopakiem? Obiecała sobie, że przejdzie samą siebie w wybranym stroju tylko po to, żeby się gapili.
- Ahh, żeby tylko wzrokiem mój Drogi. - odpowiedziała niewinnie, wzruszając ramionami i puszczając mu oczko. Ciężko było stwierdzić, czy żartowała, czy może miała w rękawie jakieś czarujące umiejętności, które działały równie silnie, co amortencja. A może trochę ukrywała się pod pewnością siebie, strasząc? Na jego protest odnośnie do czytania w myślach, gestem pokazała mu, że ma go na oku. Tak dla pewności.
Skubany dobrze pachniał, tak pod nią. Pomarańcz z nutą drzewa sandałowego była oddłużająca i Shay była pewna, że był to element jej własnej amortencji, jednak nie chciała zdradzać tego sekretu tak o. Starała się więc skupić na masowaniu go, a nie pociąganiu nosem ukradkiem za każdym razem, gdy znalazła się bliżej jego karku czy szyi.
- Strasznie spięty jesteś, to przez te doniczki. - zauważyła, czują, ile więcej siły musiała wkładać w to, aby cokolwiek zdziałać w tym improwizowanym masażu, do którego nie było odpowiednich warunków. I jeszcze mruczał! Pokręciła głową z niedowierzaniem, zaciskając usta i znów czując te nieszczęsną pomarańcz. Musiała się upewnić, więc wychyliła się do przodu, zerkając na jego twarz. - Dostanę dodatkowe punkty?
Chwilę tak tkwili w milczeniu, ale w żaden sposób nie była to cisza irytująca lub niezręczna. Brunetka skupiła się na niższych partiach pleców, on odpoczywał, a to wszystko w ramach głupiego szlabanu. Dobrze, że cokolwiek tych doniczek ruszyli, zanim przeszli do spraw znacznie przyjemniejszych. Na jego pytanie uśmiechnęła się pod nosem, zastygając na chwilę w bezruchu. - Mam dużo życzeń, ale jeśli ma dotyczyć Ciebie.. To co powiesz na nocną kąpiel w jeziorze po balu? Możemy też się gdzieś włamać lub poszukać pokoju życzeń.
Miała naprawdę dużo pomysłów, a jeden był chyba gorszy od drugiego. Chciała coś dodać, ale do sali wpadła nauczycielka i Shay spojrzała na jej oburzoną minę z rozbawieniem.
- Nosiliśmy donicę i sobie coś naciągnął, Pani Profesor.
Wskazała na jego plecy, wzruszając ramionami, a potem opowiadając o tym, jak była słaba z uzdrawiania i jak bezsensu było iść do skrzydła szpitalnego w trakcie szlabanu. Zrobili więc ile mogli, na dowód czego pokazała zabrudzone ubrania i trochę jeszcze dłonie, a potem przejęta kobieta puściła ich z nadzieją, że do tego skrzydła trafią.
z/t x2
- Randka brzmi dobrze. - przytaknęła zadowolona, bo w sumie bardziej jej to odpowiadało niż przyjacielskie wyjście. Podobnie jak Seth, zupełnie nie przejmowała się plotkami i zdaniem innych ludzi, czasem ich nawet bardziej prowokując i dając powody do szeptania. Gadali, bo zazdrościli, a która nie chciałaby iść na randkę z takim chłopakiem? Obiecała sobie, że przejdzie samą siebie w wybranym stroju tylko po to, żeby się gapili.
- Ahh, żeby tylko wzrokiem mój Drogi. - odpowiedziała niewinnie, wzruszając ramionami i puszczając mu oczko. Ciężko było stwierdzić, czy żartowała, czy może miała w rękawie jakieś czarujące umiejętności, które działały równie silnie, co amortencja. A może trochę ukrywała się pod pewnością siebie, strasząc? Na jego protest odnośnie do czytania w myślach, gestem pokazała mu, że ma go na oku. Tak dla pewności.
Skubany dobrze pachniał, tak pod nią. Pomarańcz z nutą drzewa sandałowego była oddłużająca i Shay była pewna, że był to element jej własnej amortencji, jednak nie chciała zdradzać tego sekretu tak o. Starała się więc skupić na masowaniu go, a nie pociąganiu nosem ukradkiem za każdym razem, gdy znalazła się bliżej jego karku czy szyi.
- Strasznie spięty jesteś, to przez te doniczki. - zauważyła, czują, ile więcej siły musiała wkładać w to, aby cokolwiek zdziałać w tym improwizowanym masażu, do którego nie było odpowiednich warunków. I jeszcze mruczał! Pokręciła głową z niedowierzaniem, zaciskając usta i znów czując te nieszczęsną pomarańcz. Musiała się upewnić, więc wychyliła się do przodu, zerkając na jego twarz. - Dostanę dodatkowe punkty?
Chwilę tak tkwili w milczeniu, ale w żaden sposób nie była to cisza irytująca lub niezręczna. Brunetka skupiła się na niższych partiach pleców, on odpoczywał, a to wszystko w ramach głupiego szlabanu. Dobrze, że cokolwiek tych doniczek ruszyli, zanim przeszli do spraw znacznie przyjemniejszych. Na jego pytanie uśmiechnęła się pod nosem, zastygając na chwilę w bezruchu. - Mam dużo życzeń, ale jeśli ma dotyczyć Ciebie.. To co powiesz na nocną kąpiel w jeziorze po balu? Możemy też się gdzieś włamać lub poszukać pokoju życzeń.
Miała naprawdę dużo pomysłów, a jeden był chyba gorszy od drugiego. Chciała coś dodać, ale do sali wpadła nauczycielka i Shay spojrzała na jej oburzoną minę z rozbawieniem.
- Nosiliśmy donicę i sobie coś naciągnął, Pani Profesor.
Wskazała na jego plecy, wzruszając ramionami, a potem opowiadając o tym, jak była słaba z uzdrawiania i jak bezsensu było iść do skrzydła szpitalnego w trakcie szlabanu. Zrobili więc ile mogli, na dowód czego pokazała zabrudzone ubrania i trochę jeszcze dłonie, a potem przejęta kobieta puściła ich z nadzieją, że do tego skrzydła trafią.
z/t x2
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach