Wejście
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Newheaven :: Zamek rodziny Ames
Strona 1 z 1
Wejście
Monumentalny zamek położony jest na wzniesieniu i otoczony niewielkim, płytkim jeziorem. Wiele jego ścian porośniętych jest bluszczem, a strzeliste drzewa pilnują prywatności jego mieszkańców.
Drzwi ukryte jest pomiędzy krzewami białej róży. Cała budowla choć stwarza wrażenie bardzo starej, nie dawno została gruntownie odnowiona, by sprostać wymaganiom dziedzica Amesów.
Widok po otwarciu drzwi zapiera dech w piersiach. Po lewej stronie znajdują się marmurowe, kręte, prowadzące na górę schody, zaś po prawej niewielki salonik z miękką kanapą. W całym domu znajduje się mnóstwo kwiatów, o które dba jakże liczna służba.
Re: Wejście
Szybkie spojrzenie na zegarek... Czas się ubrać. Po wczorajszym przyjeździe do zamku i upewnieniu się, że wszystko jest w takim porządku w jakim powinno być, a nawet troszeczkę lepszym dzięki pomocy Jacoba, kamerdynera, wysłał sowę do Saszy, że czeka na jej przybycie. I czekał, naprawdę czekał. Panna Tiereszkowa wywarła na nim naprawdę duże wrażenie swoim... no cóż, nie ukrywajmy, ale całą sobą zrobiła na nim duże wrażenie. Podbiegł do dużej szafy i wyciągnął z niej koszulę w kratę i zwykłe dżinsy, a na stopy założył trampki. A potem zrobił coś, co uwielbiał robić i w końcu mógł robić, bo większość służby miała inne zajęcia niż patrzenie przez okno. Otworzył więc swoje okno i zeskoczył z poddasza wprost na miękką trawę. Podszedł do jednego ze służących zamiatających podjazd.
- Gdzie Jacob? - zapytał wprost, przy okazji zapinając guziki od swojej koszuli.
- Pojechał po pannę Saszę, panie Ianie. - usłyszał w odpowiedzi i pokiwał z zadowoleniem głową. Pięknie, że ktoś oprócz niego dbał jeszcze o jego interesy. Zapiął koszulę do końca, zawiązał sznurówki i usiadł na ławce przy wjeździe na niewielki dziedziniec w oczekiwaniu na dziewczynę i kamerdynera, którego śmiało mógł nazwać swoim przyjacielem. Jednym z nielicznych którzy mu pozostali. Zastanowił się chwilę. Jeśli Jacob wziął jeden z lepszych samochodów powinien tutaj być lada chwila. Jeśli wziął ten samochód co zwykle, czyli starą Alfę, to jeszcze chwilę na niego poczeka. Warto tutaj zaznaczyć, że k0orzystają z samochodów, żeby nie sprawiać dziwnego wrażenia wśród mugoli, którzy żyli nieopodal. A mugole tutaj byli niezwykle ciekawscy, więc od czasu do czasu, choćby bez potrzeby stary Jacob brał jeden z samochodów na przejażdżkę wokół Newheaven. To były takie pozory, o które należy dbać.
- Gdzie Jacob? - zapytał wprost, przy okazji zapinając guziki od swojej koszuli.
- Pojechał po pannę Saszę, panie Ianie. - usłyszał w odpowiedzi i pokiwał z zadowoleniem głową. Pięknie, że ktoś oprócz niego dbał jeszcze o jego interesy. Zapiął koszulę do końca, zawiązał sznurówki i usiadł na ławce przy wjeździe na niewielki dziedziniec w oczekiwaniu na dziewczynę i kamerdynera, którego śmiało mógł nazwać swoim przyjacielem. Jednym z nielicznych którzy mu pozostali. Zastanowił się chwilę. Jeśli Jacob wziął jeden z lepszych samochodów powinien tutaj być lada chwila. Jeśli wziął ten samochód co zwykle, czyli starą Alfę, to jeszcze chwilę na niego poczeka. Warto tutaj zaznaczyć, że k0orzystają z samochodów, żeby nie sprawiać dziwnego wrażenia wśród mugoli, którzy żyli nieopodal. A mugole tutaj byli niezwykle ciekawscy, więc od czasu do czasu, choćby bez potrzeby stary Jacob brał jeden z samochodów na przejażdżkę wokół Newheaven. To były takie pozory, o które należy dbać.
Re: Wejście
Zaproszenie, jakie Sasza otrzymała od Iana, pomieszkując kątem w Dziurawym Kotle sprawiło młodej Rosjance ogromną niespodziankę, ale i zakłopotanie. Długo wahała się, czy powinna je przyjąć. Domyślała się, że Borys nie byłby zachwycony, gdyby dowiedział się, że zgodziła się sama wyjechać do jakiegoś chłopaka, ale Tiereszkowy od kilku tygodni nie dawał jej znaku życia... Zresztą, Ian był przecież bratem Alice, więc dziewczyna szybko uznała, że to właśnie Krukonka namówiła swojego brata, by zaprosił ją do Newheaven ze względu na trwający właśnie remont w ich rosyjskim dworku. Jacob zgarnął brunetkę z dworca punktualnie i samochodem nieznanej jej marki, przywiózł na miejsce w ciągu kwadransa. Dziewczyna nie miała nawet czasu na zebranie myśli. Wszystko działo się szybko i było odrobinę dziwne, więc - mimo, że nigdy w życiu nie posądzałaby Krukona o złe zamiary; ostatecznie znała go od kilku lat i często siedziała z nim w jednej ławce na zajęciach - obiecała sobie, że zachowa czujność i będzie wyjątkowo ostrożna.
- Jak tu pięknie – ciemnowłosa energicznie wyskoczyła z auta, kiedy tylko to stanęło na podjedzie i okręciła się wokół własnej osi, pochłaniając wzrokiem każdy szczegół posiadłości kolegi ze szkoły. Zamek wydawał się przeogromny, większy od ich i tak sporego dworku.
- Przyjechałam – rzuciła w ramach powitania, posyłając Ianowi lekki uśmiech.
- Jak tu pięknie – ciemnowłosa energicznie wyskoczyła z auta, kiedy tylko to stanęło na podjedzie i okręciła się wokół własnej osi, pochłaniając wzrokiem każdy szczegół posiadłości kolegi ze szkoły. Zamek wydawał się przeogromny, większy od ich i tak sporego dworku.
- Przyjechałam – rzuciła w ramach powitania, posyłając Ianowi lekki uśmiech.
Re: Wejście
Czekał. Ledwie usiadł, a już usłyszał znajomy silnik srebrnego Audi. Dobrze, że nie ta przerdzewiała Alfa, która wymagała kasacji, a Jacob uparcie twierdził, że jest w stanie idealnym. I tak ją kiedyś skasuje, czy to się komuś będzie podobało czy nie. Wstał z miejsca w momencie kiedy słyszał jak wjeżdżają na mostek. Kiedy samochód się zatrzymał i wyskoczyła z niego Sasza uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję. - rzucił do niej z ciepłym uśmiechem na ustach, po czym kiedy z auta wysiadł nieco starszy już człowiek wyciągnął dłoń po kluczyki. Kiedy znalazły się już na jego dłoni schował je do kieszeni i kiwnął mu głową w podziękowaniu. Sam wniesie bagaże i zaparkuje samochód. I mężczyzna doskonale o tym wiedział, więc udał się już do środka zostawiając ich samych.
- Cieszę się, że jesteś. Potem wniosę bagaże. Chodź, wybierzesz sobie sypialnię. - zaproponował z szerokim uśmiechem na twarzy i wskazał jej drogę do środka. Otwarte drzwi zachęcały z daleka do wejścia.
- Jak droga, Saszo? - zapytał w międzyczasie. Niby Newheaven od Londynu daleko nie było, ale lepiej było wsiąść w pociąg, co zapewne uczyniła. W innym wypadku czekałby na nią minimum godzinę.
- Dziękuję. - rzucił do niej z ciepłym uśmiechem na ustach, po czym kiedy z auta wysiadł nieco starszy już człowiek wyciągnął dłoń po kluczyki. Kiedy znalazły się już na jego dłoni schował je do kieszeni i kiwnął mu głową w podziękowaniu. Sam wniesie bagaże i zaparkuje samochód. I mężczyzna doskonale o tym wiedział, więc udał się już do środka zostawiając ich samych.
- Cieszę się, że jesteś. Potem wniosę bagaże. Chodź, wybierzesz sobie sypialnię. - zaproponował z szerokim uśmiechem na twarzy i wskazał jej drogę do środka. Otwarte drzwi zachęcały z daleka do wejścia.
- Jak droga, Saszo? - zapytał w międzyczasie. Niby Newheaven od Londynu daleko nie było, ale lepiej było wsiąść w pociąg, co zapewne uczyniła. W innym wypadku czekałby na nią minimum godzinę.
Re: Wejście
Jeśli zamek wyglądał przepięknie z zewnątrz, to hol był wprost imponujący, więc Tiereszkowa znowu zaczęła się przyglądać najdrobniejszym detalom, takim jak kręte schody czy wspaniale rzeźbione kolumny. Hogwart był starym, monumentalnym zamczyskiem, pełnym tajemnic, z kolei to miejsce bardziej przypominało prawdziwy pałac. Młodziutka Rosjanka była pewna, że gdyby to tu odbył się wiosenny bal, to obie z Audrey zbiegając z marmurowych schodów, czułyby się jak prawdziwe księżniczki.
- Och, w porządku. Miałam cały przedział dla siebie, chyba wszyscy już porozjeżdżali się w świat – odpowiedziała wreszcie, wyrwana z zamyślenia przez głos chłopaka. Wszędzie było pełno kwiatów, a młoda Tiereszkowa rośliny wprost uwielbiała! Często można było się natknąć w szkolnej cieplarni po lekcjach.
- Jeszcze nigdy nie byłam w równie bajkowym miejscu – zawyrokowała wreszcie, przenosząc ostatecznie spojrzenie z dziwnej, nieznanej sobie rośliny na twarz Krukona.
- Dostanę jakąś mapkę? W Hogwarcie gubiłam się notorycznie przez pierwsze dwa tygodnie, a przecież zamek ma dość jasno skonstruowany szkielet.
- Och, w porządku. Miałam cały przedział dla siebie, chyba wszyscy już porozjeżdżali się w świat – odpowiedziała wreszcie, wyrwana z zamyślenia przez głos chłopaka. Wszędzie było pełno kwiatów, a młoda Tiereszkowa rośliny wprost uwielbiała! Często można było się natknąć w szkolnej cieplarni po lekcjach.
- Jeszcze nigdy nie byłam w równie bajkowym miejscu – zawyrokowała wreszcie, przenosząc ostatecznie spojrzenie z dziwnej, nieznanej sobie rośliny na twarz Krukona.
- Dostanę jakąś mapkę? W Hogwarcie gubiłam się notorycznie przez pierwsze dwa tygodnie, a przecież zamek ma dość jasno skonstruowany szkielet.
Re: Wejście
Imponujący hol? Najwidoczniej już przywykł, a nawet miał ochotę na kolejny remont. Uznał jednak już jakiś czas temu, że bardziej mu się opłaci postawić coś od podstaw niż ciągle remontować to zamczysko, które niezbyt dobrze znosiło jakiekolwiek zmiany. Nic dziwnego! Te mury miały jakieś... sto lat minimum. Amesowie zamieszkiwali go od wieków, według miejscowych legend, ale żadnych zapisów odnośnie kiedy powstał nie znalazł nawet przy ostatnim remoncie. Pokiwał głową słysząc jej odpowiedź i zamknął drzwi za sobą.
- Nie przesadzaj. - machnął dłonią dając jej jasno do zrozumienia, że nie ma się czym zachwycać. Zastanowił się chwilę. Włoska komnata była niezamieszkana i była dość blisko od salonu i jadalni, więc nie widział problemu, żeby właśnie tam ulokować pannę Tiereszkową. Słysząc jej pytanie zaśmiał się cicho.
- Obawiam się, że ten zameczek jest milion razy mniejszy od Hogwartu. Nie jest ciężko. Spójrz... tutaj... - wskazał jej dłonią na schody prowadzące w dół. - ... jest zejście do podziemi. Tam są wina, mały basen- gdybyś miała ochotę popływać, no i kuchnia, bo nie było sensu przenosić jej wyżej, a była tam od zawsze. Tutaj masz salon i jadalnię, a tam... - wskazał jej dłonią na koniec korytarza. - ... będzie chyba twoja sypialnia, żebyś nie zginęła. Nie martw się, jest tam też łazienka. Jak nie starczy Ci miejsca na ubrania to zawsze mogę odstąpić Ci kolejny pokój... - uśmiechnął się szeroko, po czym grzecznie zaprowadził ją do drzwi prowadzących do jednej z ładniejszych sypialni tego miejsca.
- Nie przesadzaj. - machnął dłonią dając jej jasno do zrozumienia, że nie ma się czym zachwycać. Zastanowił się chwilę. Włoska komnata była niezamieszkana i była dość blisko od salonu i jadalni, więc nie widział problemu, żeby właśnie tam ulokować pannę Tiereszkową. Słysząc jej pytanie zaśmiał się cicho.
- Obawiam się, że ten zameczek jest milion razy mniejszy od Hogwartu. Nie jest ciężko. Spójrz... tutaj... - wskazał jej dłonią na schody prowadzące w dół. - ... jest zejście do podziemi. Tam są wina, mały basen- gdybyś miała ochotę popływać, no i kuchnia, bo nie było sensu przenosić jej wyżej, a była tam od zawsze. Tutaj masz salon i jadalnię, a tam... - wskazał jej dłonią na koniec korytarza. - ... będzie chyba twoja sypialnia, żebyś nie zginęła. Nie martw się, jest tam też łazienka. Jak nie starczy Ci miejsca na ubrania to zawsze mogę odstąpić Ci kolejny pokój... - uśmiechnął się szeroko, po czym grzecznie zaprowadził ją do drzwi prowadzących do jednej z ładniejszych sypialni tego miejsca.
Re: Wejście
Człap, człap, człap. Woda ciapiąca w jego butach doprowadzała go do szewskiej pasji co objawiał na zewnątrz jedynie mocnym zaciśnięciem szczęki która to spowodowała uwydatnienie ostrych rysów jego twarzy. Człap, człap, człap. Zaraz pójdzie boso, tak samo jak ona szła boso. Dlaczego szła boso? Czyżby te malutkie buciki mimo wszystko były za duże na jej zgrabne stopy? Nie zastanawiał się nad tym, bo w głowie niczym echo odbijał się dźwięk chlupiącego buta. Człap, człap, człap. Przestał się nad tym zastanawiać w chwili w której w ciszy mijali dom pani Montgomery.
- Dobry wieczór paniczu! - usłyszeli zza płotu, a Ian uśmiechnął się szeroko i odpowiedział równie miłym dobry wieczór. I już się rozluźnił. Już go nie wkurzały te człapiące buty, bo pełen samozadowolenia uśmiech powoli schodził z uroczej buźki jego towarzyszki. Każde "paniczu" rzucone w jego stronę pogłębiało jego uśmiech i zmazywało jej radość. To takie... zabawne. Ale mówił jej przecież kim jest. Nie powinna mieć do niego zażaleń. Trudno powiedzieć ile trwał ich spacer, ale na pewno chwilę. Gdy stanęli za bramą zamku jego uśmiech był praktycznie od ucha do ucha.
- Coś ucichłaś, mała. - rzucił wesołym tonem prowadząc ją w kierunku drzwi wejściowych. Czyżby już urósł do rangi rycerzyka na białym koniu i uwielbianego dziedzica? Wyciągnął dłonie z kieszeni.
- Witamy w moich skromnych progach. Wchodzisz dalej? Zjesz coś? - zapytał przechylając nieco głowę i wpatrując się w nią uważnie oczekując przy tym odpowiedzi.
- Dobry wieczór paniczu! - usłyszeli zza płotu, a Ian uśmiechnął się szeroko i odpowiedział równie miłym dobry wieczór. I już się rozluźnił. Już go nie wkurzały te człapiące buty, bo pełen samozadowolenia uśmiech powoli schodził z uroczej buźki jego towarzyszki. Każde "paniczu" rzucone w jego stronę pogłębiało jego uśmiech i zmazywało jej radość. To takie... zabawne. Ale mówił jej przecież kim jest. Nie powinna mieć do niego zażaleń. Trudno powiedzieć ile trwał ich spacer, ale na pewno chwilę. Gdy stanęli za bramą zamku jego uśmiech był praktycznie od ucha do ucha.
- Coś ucichłaś, mała. - rzucił wesołym tonem prowadząc ją w kierunku drzwi wejściowych. Czyżby już urósł do rangi rycerzyka na białym koniu i uwielbianego dziedzica? Wyciągnął dłonie z kieszeni.
- Witamy w moich skromnych progach. Wchodzisz dalej? Zjesz coś? - zapytał przechylając nieco głowę i wpatrując się w nią uważnie oczekując przy tym odpowiedzi.
Re: Wejście
Oczywistym było, że uśmiech z jej twarzyczki spełznie nieproporcjonalnie szybciej, niż się pojawił i dojdzie do tego, że stojąc przed wejściem do zamku mogła tylko spoglądać to na Iana, to na budynek, wyglądając na co najmniej średnio inteligentną. Ba, nie nakładając na stópki błękitnych balerin, teraz mogła wyglądać nie tylko jak ułomna, ale jeszcze - dziecko buszu. Szło się, co prawda, bardzo przyjemnie (milej mogłoby być tylko wtedy, gdyby każde kolejne powitanie nie podkopywało jej przekonań i nie potwierdzało słów ciemnowłosego), ów spacer okupiła jednak stopami oblepionymi piaskiem i najpewniej mianem wieśniaczki najgorszego sortu. Pradziadek Tyanikov w grobie się przewraca!
Teraz, stojąc przed drzwiami, w pewnej chwili spuściła głowę na wspomniane stópki. Tak, chciała wejść do zamku. Tak, chyba właśnie łamała kolejną z reguł mówiącą o tym, że nawet jeśli już porozmawiało się z nieznajomym, to ZA ŻADNE SKARBY ŚWIATA nie wchodzi się do jego domu. Nigdy! A Elena właśnie wejście rozważała. Nawet pochodząc z rodziny stosunkowo zamożnej i nigdy nie cierpiąc biedy była pod wrażeniem. Pod wrażeniem zamku i pod wrażeniem Iana. Na miłość boską, jaka dziewczyna by nie była?! Musiałaby być o wiele bardziej wyrachowana niż Tyanikova i rozpuszczona jak dziadowski bicz. Rosjanka natomiast...
- Ja... Tak, znaczy... - Rosjanka natomiast była dzieckiem stosunkowo normalnym, toteż nie dość, że nie nie do końca wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować, to jeszcze zaczęła plątać się w tym, co zamierzała powiedzieć. Coraz gorzej, naprawdę, coraz gorzej! - Nie wypada mi - wypaliła wreszcie, decydując się w końcu spojrzeć wprost na Iana. - Nie tak. - Spojrzała znacząco po sobie. Czy ona wyglądała jak osoba godna wkroczyć na salony i jeść przy pańskim stole? Nie, oczywiście że tak nie wyglądała. Na pole ją zagonić a nie wpuszczać na miękkie dywany.
Teraz, stojąc przed drzwiami, w pewnej chwili spuściła głowę na wspomniane stópki. Tak, chciała wejść do zamku. Tak, chyba właśnie łamała kolejną z reguł mówiącą o tym, że nawet jeśli już porozmawiało się z nieznajomym, to ZA ŻADNE SKARBY ŚWIATA nie wchodzi się do jego domu. Nigdy! A Elena właśnie wejście rozważała. Nawet pochodząc z rodziny stosunkowo zamożnej i nigdy nie cierpiąc biedy była pod wrażeniem. Pod wrażeniem zamku i pod wrażeniem Iana. Na miłość boską, jaka dziewczyna by nie była?! Musiałaby być o wiele bardziej wyrachowana niż Tyanikova i rozpuszczona jak dziadowski bicz. Rosjanka natomiast...
- Ja... Tak, znaczy... - Rosjanka natomiast była dzieckiem stosunkowo normalnym, toteż nie dość, że nie nie do końca wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować, to jeszcze zaczęła plątać się w tym, co zamierzała powiedzieć. Coraz gorzej, naprawdę, coraz gorzej! - Nie wypada mi - wypaliła wreszcie, decydując się w końcu spojrzeć wprost na Iana. - Nie tak. - Spojrzała znacząco po sobie. Czy ona wyglądała jak osoba godna wkroczyć na salony i jeść przy pańskim stole? Nie, oczywiście że tak nie wyglądała. Na pole ją zagonić a nie wpuszczać na miękkie dywany.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Wejście
Teraz była w szoku. A przecież grzecznie mówił, że jest kim jest. Wcale jej nie okłamał! Nie jego wina, że mu nie uwierzyła. Przestał już szeroko się uśmiechać i znów schował dłonie do kieszeni swoich spodni. Widząc jej minę zrobiło mu się jej nawet trochę szkoda. Westchnął ciężko i pokiwał przecząco głową.
- Chodź. W środku są łazienki. Odświeżysz się po podróży. Jak chcesz możesz się tutaj zatrzymać jak długo chcesz. To tylko dom, a nie jakaś świątynia. Zapewniam. - powiedział spokojnym, poważnym tonem po czym nacisnął klamkę i otworzył przed nią drzwi w zapraszającym geście.
- Poza tym rosyjska caryca zawsze prezentuje się należycie. - dodał rozbawionym tonem kiedy przechodziła przed nim w drzwiach. Od razu też skierował swoją dłoń do włącznika światła i wszystko skąpało się w miękkim świetle płynącym wprost z kryształowego żyrandolu. Tak naprawdę nie przeszkadzał mu jej wygląd. W zasadzie musiałaby być nieźle pokaleczona przez życie, albo obwieszona krzyżami żeby nie zaprosił jej do domu. On był z tych gościnnych ziomków, co są w stanie spać na podłodze byleby gościom było wygodnie. I najlepiej jak tych gości jest cała masa.
- Masz coś na pewno coś czystego w plecaczku, czarownico. - puścił jej oczko, a sam wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę i jednym machnięciem połączonym z niewerbalnym zaklęciem osuszył całe swoje ubranie. Zaraz też schował różdżkę do kieszeni z łobuzerskim błyskiem w oku i otworzył drzwi prowadzące do piwnicy.
- Benjamin. Kolacja dla dwóch osób. Mamy gościa. - krzyknął w głąb swoim apodyktycznym tonem szeroko się przy tym uśmiechając.
- Chodź. W środku są łazienki. Odświeżysz się po podróży. Jak chcesz możesz się tutaj zatrzymać jak długo chcesz. To tylko dom, a nie jakaś świątynia. Zapewniam. - powiedział spokojnym, poważnym tonem po czym nacisnął klamkę i otworzył przed nią drzwi w zapraszającym geście.
- Poza tym rosyjska caryca zawsze prezentuje się należycie. - dodał rozbawionym tonem kiedy przechodziła przed nim w drzwiach. Od razu też skierował swoją dłoń do włącznika światła i wszystko skąpało się w miękkim świetle płynącym wprost z kryształowego żyrandolu. Tak naprawdę nie przeszkadzał mu jej wygląd. W zasadzie musiałaby być nieźle pokaleczona przez życie, albo obwieszona krzyżami żeby nie zaprosił jej do domu. On był z tych gościnnych ziomków, co są w stanie spać na podłodze byleby gościom było wygodnie. I najlepiej jak tych gości jest cała masa.
- Masz coś na pewno coś czystego w plecaczku, czarownico. - puścił jej oczko, a sam wyciągnął z kieszeni swoją różdżkę i jednym machnięciem połączonym z niewerbalnym zaklęciem osuszył całe swoje ubranie. Zaraz też schował różdżkę do kieszeni z łobuzerskim błyskiem w oku i otworzył drzwi prowadzące do piwnicy.
- Benjamin. Kolacja dla dwóch osób. Mamy gościa. - krzyknął w głąb swoim apodyktycznym tonem szeroko się przy tym uśmiechając.
Re: Wejście
Przynajmniej jeden sukces! To, że Ian jako pierwszy użył czarów, było małym zwycięstwem... Choć raczej pewnym. Elena przecież nie mogła używać czarów poza szkołą i ani myślała złamać ten zakaz tylko po to, by coś udowodnić temu tu, no... dziedzicowi. Zwłaszcza, że póki co nieformalne starcie na słowa i przekonania ewidentnie przegrywała. Nic więc dziwnego, że przekraczając wreszcie próg zamku, mogła tylko westchnąć z rezygnacją. Na co jej przyszło, no na co?
Oczywiście, czuła się niekomfortowo. Raz, że luksus dookoła. Dwa, że służba. Wreszcie trzy - znajdowała się z obcym chłopakiem, w nieznanym sobie otoczeniu, w jego własnym domu. I on jeszcze proponował jej kolację, nocleg! Jak ty wychowałaś swoją córkę, Marianno!, niemal słyszała głos świętej pamięci babci Iriny, Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby dziewczę tak się zachowywało, nie do pomyślenia!
Mury zamku miały jednak tę zabawną właściwość, że potrzebowały ledwie chwili, by wytłumić nawracającą gderliwość zacnych przodków i robiąc kilka kolejnych, niepewnych kroków, zupełnie już babuszki nie słyszała. I całe szczęście. Póki nic nie zwiastowało jakiegokolwiek nadchodzącego nieszczęścia, mogła się nacieszyć, prawda? Zwiedzić zamek, że tak powiem, bardziej prywatnie, w sposób, jakie młode kobietki lubią najbardziej - rozpoczynając od łazienki.
- Rzeczywiście, mam... To gdzie ta łazienka? - Nie zachowywała się zbyt grzecznie, ale naprawdę nie czuła się dobrze w tragicznym - jej zdaniem - stanie w jakim się znajdowała. Biorąc pod uwagę, że pierwszego wrażenia i tak nie zrobiła najlepszego, mogła jeszcze trochę się pogrążyć po to, by później spróbować to naprawić. Bo przecież da się to naprawić, nie?
Poprawiając przewieszony przez ramię plecak uśmiechnęła się wreszcie nieśmiało, by w kolejnej chwili zwyczajniej roześmiać się z rezygnacją.
- Ale dałam popis, co? - Spoglądając na Iana spod oka, pokręciła lekko głową. - Wzór kultury i dobrego wychowania.
Oczywiście, czuła się niekomfortowo. Raz, że luksus dookoła. Dwa, że służba. Wreszcie trzy - znajdowała się z obcym chłopakiem, w nieznanym sobie otoczeniu, w jego własnym domu. I on jeszcze proponował jej kolację, nocleg! Jak ty wychowałaś swoją córkę, Marianno!, niemal słyszała głos świętej pamięci babci Iriny, Za moich czasów to było nie do pomyślenia, żeby dziewczę tak się zachowywało, nie do pomyślenia!
Mury zamku miały jednak tę zabawną właściwość, że potrzebowały ledwie chwili, by wytłumić nawracającą gderliwość zacnych przodków i robiąc kilka kolejnych, niepewnych kroków, zupełnie już babuszki nie słyszała. I całe szczęście. Póki nic nie zwiastowało jakiegokolwiek nadchodzącego nieszczęścia, mogła się nacieszyć, prawda? Zwiedzić zamek, że tak powiem, bardziej prywatnie, w sposób, jakie młode kobietki lubią najbardziej - rozpoczynając od łazienki.
- Rzeczywiście, mam... To gdzie ta łazienka? - Nie zachowywała się zbyt grzecznie, ale naprawdę nie czuła się dobrze w tragicznym - jej zdaniem - stanie w jakim się znajdowała. Biorąc pod uwagę, że pierwszego wrażenia i tak nie zrobiła najlepszego, mogła jeszcze trochę się pogrążyć po to, by później spróbować to naprawić. Bo przecież da się to naprawić, nie?
Poprawiając przewieszony przez ramię plecak uśmiechnęła się wreszcie nieśmiało, by w kolejnej chwili zwyczajniej roześmiać się z rezygnacją.
- Ale dałam popis, co? - Spoglądając na Iana spod oka, pokręciła lekko głową. - Wzór kultury i dobrego wychowania.
Elena TyanikovaKlasa V - Urodziny : 12/07/1999
Wiek : 25
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : czysta
Re: Wejście
Musiał jakoś wyrównać to nieformalne starcie które toczyli ze sobą od chwili kiedy jego ciemnobrązowe tęczówki napotkały jej drobną postać stojącą w wodzie pod urwiskiem, który równie dobrze może nosić miano wodospadu. Użycie różdżki było takim wyrównaniem. Potyczkę słowną wygrywał bez problemu, jak to zwykle miał w zwyczaju. Ona jednak się nie poddawała i próbowała wciąż postawić na swoim. Zbędnie się starała, ale doceniał to, naprawdę. Dlatego wyciągnął tą różdżkę. Niech ma ten jeden punkt na wyimaginowanej tablicy wyników. Prychnął cicho słysząc jej pytanie po czym po krótkim "Chodź" ruszył z nią korytarzem otwierając w końcu drzwi prowadzące do sypialni nazywanej beżową. Od razu skierował swoją dłoń do włącznika od światła przepuszczając ją jednocześnie w drzwiach.
- Tam masz łazienkę. Czuj się jak u siebie. Kolacja będzie za pół godziny. Przyjdę po Ciebie. - wyrzucił z siebie serię zdecydowanych zdań i już miał odwrócić się i udać w kierunku swojej sypialni kiedy usłyszał jej śmiech pełen rezygnacji. Obrócił się przez ramię i nie mógł oderwać wzroku od jej pełnych warg wyginających się w tak szerokim uśmiechu.
- Jeszcze Cię nie skreśliłem. Może wyjdziesz na ludzi. - z tymi właśnie słowami opuścił sypialnię dając jej czas na przygotowanie się do posiłku. Sam poszedł na górę, żeby zmyć z siebie smród wody z urwiska, a potem ubrał się w dżinsy i ciemnoniebieską koszulę w kratę, a na stopy naciągnął trampki. Potem spod drzwi jej sypialni zaprowadził ją do jadalni bezpośrednio przylegającej do salonu na którym już stała całkiem apetycznie, dla każdego człowieka, pachnąca kolacja. Odsunął jej grzecznie krzesło, po czym sam zajął swoje stałe miejsce.
- Jak już mówiłem. W tym zamku się mieszka i to całkiem wygodnie. Przynajmniej ja lubię tutaj mieszkać. - posłał jej swój lekko nieśmiały uśmiech po czym nałożył sobie na talerz pierwszą lepszą rzecz która mu się trafiła, bo przecież i tak wszystko jedno czym zapcha kichę. Wszystko smakowało tak samo beznadziejnie i nijak nie umywało się do smaku krwi. Wolał się jednak na tym nie skupiać.
- Tam masz łazienkę. Czuj się jak u siebie. Kolacja będzie za pół godziny. Przyjdę po Ciebie. - wyrzucił z siebie serię zdecydowanych zdań i już miał odwrócić się i udać w kierunku swojej sypialni kiedy usłyszał jej śmiech pełen rezygnacji. Obrócił się przez ramię i nie mógł oderwać wzroku od jej pełnych warg wyginających się w tak szerokim uśmiechu.
- Jeszcze Cię nie skreśliłem. Może wyjdziesz na ludzi. - z tymi właśnie słowami opuścił sypialnię dając jej czas na przygotowanie się do posiłku. Sam poszedł na górę, żeby zmyć z siebie smród wody z urwiska, a potem ubrał się w dżinsy i ciemnoniebieską koszulę w kratę, a na stopy naciągnął trampki. Potem spod drzwi jej sypialni zaprowadził ją do jadalni bezpośrednio przylegającej do salonu na którym już stała całkiem apetycznie, dla każdego człowieka, pachnąca kolacja. Odsunął jej grzecznie krzesło, po czym sam zajął swoje stałe miejsce.
- Jak już mówiłem. W tym zamku się mieszka i to całkiem wygodnie. Przynajmniej ja lubię tutaj mieszkać. - posłał jej swój lekko nieśmiały uśmiech po czym nałożył sobie na talerz pierwszą lepszą rzecz która mu się trafiła, bo przecież i tak wszystko jedno czym zapcha kichę. Wszystko smakowało tak samo beznadziejnie i nijak nie umywało się do smaku krwi. Wolał się jednak na tym nie skupiać.
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Anglia :: Newheaven :: Zamek rodziny Ames
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach