Dom, wejście, ogród
3 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: St Jude's Lane 4
Strona 1 z 1
Dom, wejście, ogród
Dom Starków nie wyróżnia się szczególnie na tle innych zabudowań w okolicy. Ceglany, z dala od zatloczonych ulic Portmagee, znajduje się już właściwie poza miasteczkiem. Ulokowanie go w tym miejscu było celowe, aby rodzina czarodziejów mogła żyć spokojnie z dala od wścibskich mugoli.
Ogród za domem też nie jest duży. W rodzinie nie znalazł się jeszcze szczególny entuzjasta roślin, który zrobiłby użytek z tego kawałka terenu.
Carla StarkKlasa V - Urodziny : 05/01/2000
Wiek : 24
Skąd : Portmagee, Irlandia
Krew : czysta
Re: Dom, wejście, ogród
//nie ma zdjęć, nie chce mi się szukać w tej chwili, wybacz!
Parę sekund po tym, jak złapała kluczyk w postaci świstokliku do domu, Stella i Aleksander pojawili się na ganku domu przy St Jude's Lane pod numerem 4. Teraz się nawet cieszyła, że ją tak mocno trzymał za rękę, bo zupełnie zapomniała jak mało komfortowy jest ten środek komunikacji.
- Następnym razem... Proszek fiuu - zakomunikowała, polegając na ramieniu Ślizgona, żeby nie stracić równowagi. Chwilę temu zaczarowany kluczyk, teraz już mienił się pospolitym miedzianym kolorem i już bez skrzydełek, wylądował miękko w dłoni Krukonki. Tak, to był też klucz do drzwi.
Potupała chwilę i w końcu puściła się Aleksa, kiedy upewniła się w stabilności swoich nóg. Mogła już na nich spokojnie stanąć, więc odsunęła się od bruneta i zaczerpnęła mroźnego, Irlandzkiego powietrza.
- Jak dobrze być w domu - westchnęła, a z jej ust poleciał mroźny obłoczek wilgoci. Chętnie by się jeszcze pozachwycała tą nagłą zmianą aury, ale właśnie sobie uświadomiła, że NAPRAWDĘ zaprosiła do siebie Aleksandra Corteza, z domu tych Cortezów. Przecież on może pierwszy raz w życiu widzieć dom normalnych wielkości, który wpasowuje się w mugolskie otoczenie.
- Troszkę się różni od Waszego zamczyska rodem z Draculi? - zażartowała, błagając w myślach, żeby zaprzeczył. Nigdy jeszcze nie była w posiadłości czystokrwistego rodu typu Cortez, Greengrass czy Malfoy. A wiele rzeczy jej świadkiem, że nie raz próbowała się wbić na jakąś "rodzinną" uroczystość by tego doświadczyć. W końcu to w Draco Malfoyu była zakochana pół dzieciństwa.
Parę sekund po tym, jak złapała kluczyk w postaci świstokliku do domu, Stella i Aleksander pojawili się na ganku domu przy St Jude's Lane pod numerem 4. Teraz się nawet cieszyła, że ją tak mocno trzymał za rękę, bo zupełnie zapomniała jak mało komfortowy jest ten środek komunikacji.
- Następnym razem... Proszek fiuu - zakomunikowała, polegając na ramieniu Ślizgona, żeby nie stracić równowagi. Chwilę temu zaczarowany kluczyk, teraz już mienił się pospolitym miedzianym kolorem i już bez skrzydełek, wylądował miękko w dłoni Krukonki. Tak, to był też klucz do drzwi.
Potupała chwilę i w końcu puściła się Aleksa, kiedy upewniła się w stabilności swoich nóg. Mogła już na nich spokojnie stanąć, więc odsunęła się od bruneta i zaczerpnęła mroźnego, Irlandzkiego powietrza.
- Jak dobrze być w domu - westchnęła, a z jej ust poleciał mroźny obłoczek wilgoci. Chętnie by się jeszcze pozachwycała tą nagłą zmianą aury, ale właśnie sobie uświadomiła, że NAPRAWDĘ zaprosiła do siebie Aleksandra Corteza, z domu tych Cortezów. Przecież on może pierwszy raz w życiu widzieć dom normalnych wielkości, który wpasowuje się w mugolskie otoczenie.
- Troszkę się różni od Waszego zamczyska rodem z Draculi? - zażartowała, błagając w myślach, żeby zaprzeczył. Nigdy jeszcze nie była w posiadłości czystokrwistego rodu typu Cortez, Greengrass czy Malfoy. A wiele rzeczy jej świadkiem, że nie raz próbowała się wbić na jakąś "rodzinną" uroczystość by tego doświadczyć. W końcu to w Draco Malfoyu była zakochana pół dzieciństwa.
Re: Dom, wejście, ogród
// Spoko będę się opierał na Twoich opisach miejsca.
Taki sposób natomiast pasował Ślizgonowi, być może potrzebował właśnie takiej formy? Dlatego nic później nie wdawał się w dyskusje, ani próby negocjacji warunków spędzenia wyłącznie piątku i soboty u panny Stark. Mając nadzieję, że ten nieustanny grobowy nastrój - który zaczął się przekładać i na jego wygląd - zwyczajnie minie po tym spotkaniu?
Uśmiechnął się delikatnie widząc jej rumieńce spowodowane złapaniem za rękę. Krukonka była zdecydowanie najdelikatniejszą z dziewczyn które znał czarnowłosy. I tak jak przy innych specjalnie starał się popsuć ich charakter, tak z Stellą obchodził się wyjątkowo delikatnie jak z wyjątkowo delikatnym kwiatem. Nawet jeśli łapał ją nieustannie, naruszał przestrzeń osobistą, to nie było w jego ruchach żadnej agresywności. Kontrast ich osobowości był ogromny, ona w tym momencie delikatna niczym płatek śniegu, on niczym opady wyrzucane przez aktywny wulkan. Osiadał się na skórze, palił, dusił.
- Cieszę się w takim razie, że nie czekałaś za długo.- Powiedział, choć było widać, że i tak mu z tym źle. Przyglądał się czynnością które towarzyszyły chwili nim się przenieśli.
To nigdy nie było przyjemne. Jednak on od zawsze korzystał z takowych środków transportu, sam przecież się teleportował kiedy tylko nadarzyła się okazja. Brakowało mu bardzo tej możliwości w Hogwarcie, przez co nieustannie miał wrażenie, że traci czas.
Kiedy to upewnił się już, że stoi stabilnie na nogach wypuścił rękę blondynki i zerknął w jej stronę mając nadzieję i prosząc Merlina w myślach, aby nie ściskał za mocno.
- Wszystko dobrze? - zapytał się widząc jak Ta znacznie ciężej zniosła podróż, a słysząc słowa zaśmiał się szybko.
- Następnym razem może być kominek - odpowiedział zastanawiając się jednocześnie, czy to jakaś deklaracja z Jej strony, że następnym razem też mają tutaj trafić? Lepiej było uważać, panno Stark, bo się go nie pozbędzie po drugim spotkaniu.
Rozejrzał się po okolicy, będąc tutaj pierwszy raz i chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów tego miejsca. Domek pasował do pozostałych i zdał sobie sprawę, że to chyba nie jest magiczna wioska jak Dolina Godryka?
- To są... Mugolskie domy? - Niby proste pytanie, ale trochę poczuł odrazę do oddalonych domostw. Jednocześnie upewniając się jedyną wolną ręką, że różdżka była dobrze schowana przed wścibskimi oczami. Nie chciał narobić kłopotów zarówno sobie jak i dziewczynie. Więc musiał zachować ostrożność, bo dla niego korzystanie z zaklęć było oczywiste i naturalne, tak w tym miejscu mógł się łatwo zapomnieć i naruszyć prawo czarodziei.
- My mamy pałacyk, z zamkiem za dużo zachodów byłoby- Rzucił rozbawiony, podłapując żartobliwy ton Krukonki, doceniając nawet porównanie jego rodziny do Palownika. Nie, nie miał zamiaru się obrażać o takie głupoty, na które sobie zasłużyła zresztą jego rodzina.
- Ale naprawdę dużo nas tam mieszka, więc i tak mam wrażenie czasami, że jest ciasno - dodał rozglądając się po okolicy mocno zafascynowany. Ruszył dopiero w stronę domostwa, kiedy to blondynka uznała za słuszne, dając się jej nacieszyć tą chwilą w spokoju.
Taki sposób natomiast pasował Ślizgonowi, być może potrzebował właśnie takiej formy? Dlatego nic później nie wdawał się w dyskusje, ani próby negocjacji warunków spędzenia wyłącznie piątku i soboty u panny Stark. Mając nadzieję, że ten nieustanny grobowy nastrój - który zaczął się przekładać i na jego wygląd - zwyczajnie minie po tym spotkaniu?
Uśmiechnął się delikatnie widząc jej rumieńce spowodowane złapaniem za rękę. Krukonka była zdecydowanie najdelikatniejszą z dziewczyn które znał czarnowłosy. I tak jak przy innych specjalnie starał się popsuć ich charakter, tak z Stellą obchodził się wyjątkowo delikatnie jak z wyjątkowo delikatnym kwiatem. Nawet jeśli łapał ją nieustannie, naruszał przestrzeń osobistą, to nie było w jego ruchach żadnej agresywności. Kontrast ich osobowości był ogromny, ona w tym momencie delikatna niczym płatek śniegu, on niczym opady wyrzucane przez aktywny wulkan. Osiadał się na skórze, palił, dusił.
- Cieszę się w takim razie, że nie czekałaś za długo.- Powiedział, choć było widać, że i tak mu z tym źle. Przyglądał się czynnością które towarzyszyły chwili nim się przenieśli.
To nigdy nie było przyjemne. Jednak on od zawsze korzystał z takowych środków transportu, sam przecież się teleportował kiedy tylko nadarzyła się okazja. Brakowało mu bardzo tej możliwości w Hogwarcie, przez co nieustannie miał wrażenie, że traci czas.
Kiedy to upewnił się już, że stoi stabilnie na nogach wypuścił rękę blondynki i zerknął w jej stronę mając nadzieję i prosząc Merlina w myślach, aby nie ściskał za mocno.
- Wszystko dobrze? - zapytał się widząc jak Ta znacznie ciężej zniosła podróż, a słysząc słowa zaśmiał się szybko.
- Następnym razem może być kominek - odpowiedział zastanawiając się jednocześnie, czy to jakaś deklaracja z Jej strony, że następnym razem też mają tutaj trafić? Lepiej było uważać, panno Stark, bo się go nie pozbędzie po drugim spotkaniu.
Rozejrzał się po okolicy, będąc tutaj pierwszy raz i chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów tego miejsca. Domek pasował do pozostałych i zdał sobie sprawę, że to chyba nie jest magiczna wioska jak Dolina Godryka?
- To są... Mugolskie domy? - Niby proste pytanie, ale trochę poczuł odrazę do oddalonych domostw. Jednocześnie upewniając się jedyną wolną ręką, że różdżka była dobrze schowana przed wścibskimi oczami. Nie chciał narobić kłopotów zarówno sobie jak i dziewczynie. Więc musiał zachować ostrożność, bo dla niego korzystanie z zaklęć było oczywiste i naturalne, tak w tym miejscu mógł się łatwo zapomnieć i naruszyć prawo czarodziei.
- My mamy pałacyk, z zamkiem za dużo zachodów byłoby- Rzucił rozbawiony, podłapując żartobliwy ton Krukonki, doceniając nawet porównanie jego rodziny do Palownika. Nie, nie miał zamiaru się obrażać o takie głupoty, na które sobie zasłużyła zresztą jego rodzina.
- Ale naprawdę dużo nas tam mieszka, więc i tak mam wrażenie czasami, że jest ciasno - dodał rozglądając się po okolicy mocno zafascynowany. Ruszył dopiero w stronę domostwa, kiedy to blondynka uznała za słuszne, dając się jej nacieszyć tą chwilą w spokoju.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Dom, wejście, ogród
Stella zdecydowanie mogła na pierwszy rzut oka wyglądać na delikatną dziewczynę, przez co łatwo było ją zaszufladkować, ale nie przeszkadzało jej to. Była świadoma swojej inteligencji i umiejętności, które kryły się pod łatwowierną fasadą. Jak większość Krukonów cieszyła się również ambicją i nie znosiła nudy, przez co fascynowało ją naprawdę wiele rzeczy, których można było się po niej nie spodziewać. Chociaż słabość do "bad boy'ów" to akurat taka popularna przypadłość dziewczyn z dobrego domu, prawda?
- Już jest w porządku - przytaknęła i znowu odetchnęła. Kochała tą morską bryzę, która była wyczuwalna w całym miasteczku.
Pomyliłam się wcześniej, ale już zrobiłam rozeznanie by przypomnieć sobie o miejscu zamieszkania jej rodziny i proszę bardzo:
- Witam w Portmagee, oficjalnie mugolska wieś rybacka w hrabstwie Kerry w Irlandii, ale z tego co mi wiadomo - w najbliższym sąsiedztwie mieszkają sami czarodzieje i ciocia Anette - charłaczka.
Biedna, kochana kobieta. Spodziewała się jakie podejście do charłaków może mieć Aleksander, ale robiąc staż w Proroku Codziennym, spotykała się z tak skrajnymi światopoglądami, że cokolwiek chłopak nie powie, nie wpłynie to na nią mocno. Mogłaby argumentować i przekonywać do swoich opinii, ale świat polityki to nie była jej bajka. Wolała taniec, sport i ploteczki. Może i szkoda? Odkąd Hermiona Granger przestała być Ministrem Magii, nagle zabrakło znowu czarownic, które mówią głośno co trzeba.
- Nie tak daleko stąd jest również posiadłość państwa Scottów. - Nie trzeba było ich raczej przedstawiać, ale chciała tym zdaniem podkreślić, że to nie do końca tylko okolice dla mugoli. Więc w razie przypadkowych czarów - lokalna społeczność ma już swoje sposoby, żeby ukryć małe czary Obliviate przed ministerstwem.
- Jutro chętnie oprowadzę Cię po okolicy i zrobimy parę zdjęć na tle tych zabudowań, które wierz mi lub nie, ale pamiętają czasy rewolucji goblinów. Dzisiaj natomiast już się ściemnia, więc zapraszam Cię do domu.
Jego garnitur będzie bombowo wyglądał na tle starego budownictwa, ale dzisiaj musi go jakoś namówić na przebranie się w bardziej pospolite ubranie. Dziewczęta z Hogwartu będą się wprost zabijały o bardziej domowe wydanie Corteza.
Blondynka podeszła do drzwi i przekręciła kluczyk w zamku. Zanim jednak nacisnęła klamkę, zza drzwi dotarł do nich bardzo głośny i wysoki miauk. Oho...
Odwróciła się w stronę chłopaka energicznie, nie skrywając spłoszonej miny.
- Zanim otworzę, muszę Ci jeszcze o czymś powiedzieć... Tak, moim celem numer jeden było zdobycie paru fotek i odpoczęcie od harmideru w zamku, ale moi rodzice naprawdę wyjechali i zostawili mojego kota w domu. Nazywa się Jaskier i jestem prawie pewna, że to krzyżówka maine coona z kugucharem. Niestety nie przepada za innymi samcami w moim towarzystwie, więc może lepiej przygotuj tą różdżkę przed wejściem i zaklęcie protego.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco i podniosła kciuk do góry w geście "best of luck" i w końcu nacisnęła klamkę. Wielki, ciemny kocur od razu na nią napadł i oparł swoje ogromne łapy o jej uda. Łbem prawie sięgał do jej klatki piersiowej, a blondynka z czułością złapała go pod pyszczek i zaczęła drapać.
- No cześć, kochanie, stęskniłeś się?
Jej towarzysz miał teraz zdecydowanie chwilę, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu, zanim Krukonka skończy serię miziania ze swoim futrzakiem. Szczęśliwie, kot zupełnie go na razie zignorował.
//robię update zdjęć !
- Już jest w porządku - przytaknęła i znowu odetchnęła. Kochała tą morską bryzę, która była wyczuwalna w całym miasteczku.
Pomyliłam się wcześniej, ale już zrobiłam rozeznanie by przypomnieć sobie o miejscu zamieszkania jej rodziny i proszę bardzo:
- Witam w Portmagee, oficjalnie mugolska wieś rybacka w hrabstwie Kerry w Irlandii, ale z tego co mi wiadomo - w najbliższym sąsiedztwie mieszkają sami czarodzieje i ciocia Anette - charłaczka.
Biedna, kochana kobieta. Spodziewała się jakie podejście do charłaków może mieć Aleksander, ale robiąc staż w Proroku Codziennym, spotykała się z tak skrajnymi światopoglądami, że cokolwiek chłopak nie powie, nie wpłynie to na nią mocno. Mogłaby argumentować i przekonywać do swoich opinii, ale świat polityki to nie była jej bajka. Wolała taniec, sport i ploteczki. Może i szkoda? Odkąd Hermiona Granger przestała być Ministrem Magii, nagle zabrakło znowu czarownic, które mówią głośno co trzeba.
- Nie tak daleko stąd jest również posiadłość państwa Scottów. - Nie trzeba było ich raczej przedstawiać, ale chciała tym zdaniem podkreślić, że to nie do końca tylko okolice dla mugoli. Więc w razie przypadkowych czarów - lokalna społeczność ma już swoje sposoby, żeby ukryć małe czary Obliviate przed ministerstwem.
- Jutro chętnie oprowadzę Cię po okolicy i zrobimy parę zdjęć na tle tych zabudowań, które wierz mi lub nie, ale pamiętają czasy rewolucji goblinów. Dzisiaj natomiast już się ściemnia, więc zapraszam Cię do domu.
Jego garnitur będzie bombowo wyglądał na tle starego budownictwa, ale dzisiaj musi go jakoś namówić na przebranie się w bardziej pospolite ubranie. Dziewczęta z Hogwartu będą się wprost zabijały o bardziej domowe wydanie Corteza.
Blondynka podeszła do drzwi i przekręciła kluczyk w zamku. Zanim jednak nacisnęła klamkę, zza drzwi dotarł do nich bardzo głośny i wysoki miauk. Oho...
Odwróciła się w stronę chłopaka energicznie, nie skrywając spłoszonej miny.
- Zanim otworzę, muszę Ci jeszcze o czymś powiedzieć... Tak, moim celem numer jeden było zdobycie paru fotek i odpoczęcie od harmideru w zamku, ale moi rodzice naprawdę wyjechali i zostawili mojego kota w domu. Nazywa się Jaskier i jestem prawie pewna, że to krzyżówka maine coona z kugucharem. Niestety nie przepada za innymi samcami w moim towarzystwie, więc może lepiej przygotuj tą różdżkę przed wejściem i zaklęcie protego.
Uśmiechnęła się pokrzepiająco i podniosła kciuk do góry w geście "best of luck" i w końcu nacisnęła klamkę. Wielki, ciemny kocur od razu na nią napadł i oparł swoje ogromne łapy o jej uda. Łbem prawie sięgał do jej klatki piersiowej, a blondynka z czułością złapała go pod pyszczek i zaczęła drapać.
- No cześć, kochanie, stęskniłeś się?
Jej towarzysz miał teraz zdecydowanie chwilę, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu, zanim Krukonka skończy serię miziania ze swoim futrzakiem. Szczęśliwie, kot zupełnie go na razie zignorował.
//robię update zdjęć !
Re: Dom, wejście, ogród
W takim razie wpadł więc Cortez w Jej pułapkę. Bo i dziewczyna nie okazała przy nim jeszcze niczego takiego. A może i okazała? Lecz w głowie Ślizgona nie pojawił się alarm? W końcu robiła zdjęcia ludziom i bezwstydnie je sprzedawała innym, zarabiając w zasadzie na cudzym wizerunku. Musiała mieć coś w sobie z bezwzględności. Zwłaszcza, że chciała mieć też zdjęcia które trafiały do albumu przeznaczonego tylko dla niej samej. Nie chcąc dzielić się z innymi swoimi największymi skarbami, na których pewnie zarobiłaby najwięcej.
- A więc jest szansa, że nie wpadnę przez żadne zaklęcie. - Ucieszył się na wieść o magicznych sąsiadach. Jednocześnie nie chcąc komentować Jej ciotki. Nie jego rodzina, nie jego ujma. Zapamiętał to jednak, że blondynka miała dosyć luźne podejście najwidoczniej do tej kwestii. Skoro od tak wyciągała to przy nim. Jego rodzina prędzej zakopała by takiego krewnego w ogródku i całkowicie wymazała jakieś powiązania krwi, niż o tym wspomnieli przy kimś kiedykolwiek.
Spojrzał się w kierunku gdzie rzekomo miała być posiadłość Scottów. Ale przed oczami pojawił mu się James, przez co wykrzywił usta z zniesmaczeniem.
- Nie mam dobrych relacji z tą rodziną - Powiedział, uznając, że to tutaj bardziej mu się podoba i zdecydowanie woli w tym miejscu spędzić weekend, a nie na śniadaniu u Scottów.
- Bardzo chętnie, ale faktycznie to może lepiej jutro, by nie musieć się śpieszyć. - On faktycznie miał zarezerwowany cały weekend dla panny Stark. I najlepsze w tym wszystkim było to, że zawsze mógł się z tego pięknie wyłgać, zabierając tak sporą ilość ubrań, zrzucając to na przygotowanie się do sesji zdjęciowej.
Kiedy się zatrzymali przy drzwiach i odwróciła się w jego stronę o mało w nią nie wpadł, bowiem zajęty był oglądaniem pobliskiej latarni i dopiero kątem oka dostrzegając, że jest za blisko niej odwrócił głowę lekko łapiąc za ramiona, aby się nie przewrócili.
- Wybacz, zapatrzyłem się. - Wytłumaczył z przepraszającym uśmiechem wysłuchując ostrzeżenia przed możliwym atakiem mieszaniny dwóch sporych kociaków.
- Jasne, będę gotowy. - odpowiedział kiwając głową na znak, że teraz może otwierać drzwi. Nie rzucił jednak protego, miał w głowie inne zaklęcie. Utrzymujące się znacznie dłużej niż zaklęcie tarczy, które w dodatku ciągle musiałby podtrzymywać.
Zerknął jeszcze mimo wszystko przez ramię, czy nikogo nie widział i wyszeptał kiedy drzwi się uchylały i sporych rozmiarów kot ruszył na blondynkę.
- Tesisto - Wyczarował tarczę na sobie, no trudno, teraz nawet on się nie zbliży do Stelli, bo efekt mógłby być nieprzyjemny, może niekiedy trochę zabawny, jeśli wylądowałaby na czymś miękkim, nie obijając się przy tym za bardzo.
Stał na razie wpatrując się w kota i w to jak na niego zareaguje. Wnętrze domu wydawało się być bardzo ciepłe, pomimo surowego wykończenia. Jednak tak ciepły kolor muru wywołał u niego niemałe zainteresowanie.
- A więc jest szansa, że nie wpadnę przez żadne zaklęcie. - Ucieszył się na wieść o magicznych sąsiadach. Jednocześnie nie chcąc komentować Jej ciotki. Nie jego rodzina, nie jego ujma. Zapamiętał to jednak, że blondynka miała dosyć luźne podejście najwidoczniej do tej kwestii. Skoro od tak wyciągała to przy nim. Jego rodzina prędzej zakopała by takiego krewnego w ogródku i całkowicie wymazała jakieś powiązania krwi, niż o tym wspomnieli przy kimś kiedykolwiek.
Spojrzał się w kierunku gdzie rzekomo miała być posiadłość Scottów. Ale przed oczami pojawił mu się James, przez co wykrzywił usta z zniesmaczeniem.
- Nie mam dobrych relacji z tą rodziną - Powiedział, uznając, że to tutaj bardziej mu się podoba i zdecydowanie woli w tym miejscu spędzić weekend, a nie na śniadaniu u Scottów.
- Bardzo chętnie, ale faktycznie to może lepiej jutro, by nie musieć się śpieszyć. - On faktycznie miał zarezerwowany cały weekend dla panny Stark. I najlepsze w tym wszystkim było to, że zawsze mógł się z tego pięknie wyłgać, zabierając tak sporą ilość ubrań, zrzucając to na przygotowanie się do sesji zdjęciowej.
Kiedy się zatrzymali przy drzwiach i odwróciła się w jego stronę o mało w nią nie wpadł, bowiem zajęty był oglądaniem pobliskiej latarni i dopiero kątem oka dostrzegając, że jest za blisko niej odwrócił głowę lekko łapiąc za ramiona, aby się nie przewrócili.
- Wybacz, zapatrzyłem się. - Wytłumaczył z przepraszającym uśmiechem wysłuchując ostrzeżenia przed możliwym atakiem mieszaniny dwóch sporych kociaków.
- Jasne, będę gotowy. - odpowiedział kiwając głową na znak, że teraz może otwierać drzwi. Nie rzucił jednak protego, miał w głowie inne zaklęcie. Utrzymujące się znacznie dłużej niż zaklęcie tarczy, które w dodatku ciągle musiałby podtrzymywać.
Zerknął jeszcze mimo wszystko przez ramię, czy nikogo nie widział i wyszeptał kiedy drzwi się uchylały i sporych rozmiarów kot ruszył na blondynkę.
- Tesisto - Wyczarował tarczę na sobie, no trudno, teraz nawet on się nie zbliży do Stelli, bo efekt mógłby być nieprzyjemny, może niekiedy trochę zabawny, jeśli wylądowałaby na czymś miękkim, nie obijając się przy tym za bardzo.
Stał na razie wpatrując się w kota i w to jak na niego zareaguje. Wnętrze domu wydawało się być bardzo ciepłe, pomimo surowego wykończenia. Jednak tak ciepły kolor muru wywołał u niego niemałe zainteresowanie.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Dom, wejście, ogród
Rozpędziła się z tą ciocią. Znała ją właściwie całe życie i opiekowała się nią i siostrami, kiedy były chore, a rodzice musieli być w pracy. Natomiast nie łączyły ich żadne więzy krwi. Tak naprawdę to ród Starków należał do na tyle czystych, że bliżej im było do rodziny Scottów, jak to bywa w tych samych rejonach. Na pewno byli dalekimi kuzynami, ale raczej też nie pałali do siebie miłością. Rodzice Stelli ogólnie zerwali kontakty z klanem lata temu, kiedy zechcieli wychowywać dziewczyny "troszkę normalniej". Bez wielkich podziałów. Np. pierwsza szkoła taneczna Krukonki była totalnie dla mugoli.
Oczywiście, że zabilo jej mocniej serce, kiedy znowu się do niej zbliżył. Zrzuciła to jednak na przejęcie się tym, że Jaskier mógłby jej gościowi zrobić krzywdę.
Nie znała zaklęcia, które rzucił Aleks. Ale dobrze, że to zrobił, bo gdy w końcu kocur go zauważył, zwężył swoje zielone ślepia i najeżył się na nieznaną mu osobę. Możliwe, że wyczuł jednak czar chłopaka, lub poczuł też jego zapach na swojej pani, bo nie zbliżył się do niego. Miauknął ponownie, otarł o nogi właścicielki i zaprowadził ich do kuchni, gdzie leżała pusta miska.
Stella dała znać Cortezowi, żeby poszli dalej wgłąb domu.
Oczywiście, że zabilo jej mocniej serce, kiedy znowu się do niej zbliżył. Zrzuciła to jednak na przejęcie się tym, że Jaskier mógłby jej gościowi zrobić krzywdę.
Nie znała zaklęcia, które rzucił Aleks. Ale dobrze, że to zrobił, bo gdy w końcu kocur go zauważył, zwężył swoje zielone ślepia i najeżył się na nieznaną mu osobę. Możliwe, że wyczuł jednak czar chłopaka, lub poczuł też jego zapach na swojej pani, bo nie zbliżył się do niego. Miauknął ponownie, otarł o nogi właścicielki i zaprowadził ich do kuchni, gdzie leżała pusta miska.
Stella dała znać Cortezowi, żeby poszli dalej wgłąb domu.
Re: Dom, wejście, ogród
On sam miał dziwne powiązania rodzinne, znacznie większą rodzinę posiadając gdzieś w Rosji, tam musiałby się cofnąć do Hiszpanii, skąd się wywodzili i ewidentnie zapoczątkowała jego rodzinna historia. Stąd tak obco brzmiące nazwisko. Długa wędrówka, mieszanka tak wielu kultur, krwi dołączającej się do głównej odnogi sprawiła, że nawet nie szukał swoich powiązań z innymi. Ta była porozrzucana po całym świecie i nie dałoby się nadążyć kto jest już kim dla kogo. Miał najbliższego kuzyna w Hogwarcie, swoje rodzeństwo, wujków i to mu wystarczało. Nie narzekając na brak towarzystwa w swoim życiu.
Zacisnął mocno zęby widząc spojrzenie kocura, zmierzyli się w pojedynku. Jego stalowe oczy kontra zielone ślepia Jaskra. Najchętniej syknąłby na niego w języku węży, dając ostrzeżenie. Ukrywał jednak swój dar i jeśli nie był w tak tragicznym stanie upojenia alkoholowego, to nie było szansy aby się z tym zdradził. Niechęć do Voldemorta dalej była silna, nawet jeśli i sam Potter był też powiązany z tym darem.
Widząc jednak gest Stelli ruszył dalej, pozostawiając dziewczynę sam na sam z pupilem.
Samemu rozglądając się po mieszkaniu oglądając rodzinne zdjęcia i pamiątki.
Zacisnął mocno zęby widząc spojrzenie kocura, zmierzyli się w pojedynku. Jego stalowe oczy kontra zielone ślepia Jaskra. Najchętniej syknąłby na niego w języku węży, dając ostrzeżenie. Ukrywał jednak swój dar i jeśli nie był w tak tragicznym stanie upojenia alkoholowego, to nie było szansy aby się z tym zdradził. Niechęć do Voldemorta dalej była silna, nawet jeśli i sam Potter był też powiązany z tym darem.
Widząc jednak gest Stelli ruszył dalej, pozostawiając dziewczynę sam na sam z pupilem.
Samemu rozglądając się po mieszkaniu oglądając rodzinne zdjęcia i pamiątki.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Similar topics
» Wejście do domu, ogród
» Wejście do domu i ogród
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście
» Wejście
» Wejście do domu i ogród
» Wejście do domu i ogród na tyłach
» Wejście
» Wejście
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: St Jude's Lane 4
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach