Jadalnia
+3
Sophie Fitzpatrick
Nora Vedran
Roland Fitzpatrick
7 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Posiadłość rodziny Fitzpatrick
Strona 2 z 2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Jadalnia
First topic message reminder :
Jadalnia na czternaście miejsc bez problemu przyjmie członków rodziny oraz wszystkich gości Fitzpatricków. Kuchnia nie jest dostępna dla gości, ponieważ wstęp ma do niej tylko rodzina i kucharka.
Jadalnia na czternaście miejsc bez problemu przyjmie członków rodziny oraz wszystkich gości Fitzpatricków. Kuchnia nie jest dostępna dla gości, ponieważ wstęp ma do niej tylko rodzina i kucharka.
Re: Jadalnia
Kiedy w ręce młodego chłopaka wpadł list od niejakiej Sophie Fitzpatrick, jego wąskie wargi wygięły się w szerokim uśmiechu. Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. Wprawdzie zupełnie nie znał nadawczyni listu, ale poprzysiągł sobie, że gdy tylko uda mu się porozmawiać i dojść do względnego porozumienia z Norą, zakupi jej bukiet kwiatów.
Z taką obietnicą w głowie, poderwał się z miejsca i otwierając oblepioną różnymi naklejkami walizkę, zaczął wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zwracał uwagi ani na ciuchy, ani na artystyczne przybory, które do niej pakował. Tym martwić się będzie później. Najważniejsze, żeby wszystko się zmieściło i mógł jak najszybciej opuścić dom na przedmieściach Lastovo.
Wyciągając z kieszeni wytartych jeansów różdżkę, bez większych problemów rzucił na walizkę zaklęcie zwiększająco- zmniejszające, zamykając ją na dwa zatrzaski. Zwarty i gotowy do drogi, przeczesał dłonią burzę baranich loków i z uśmiechem goszczącym na zadowolonej buzi, znalazł się na drodze prowadzącej do miasta. Nim teleportował się do zielonej krainy, rozejrzał się jeszcze wokół, upewniając się czy aby na pewno w pobliżu nie ma żadnego mugola. Stwierdzając, że otoczenie jest czyste, obrócił się dookoła własnej osi i gdy otworzył powieki, znalazł się na terenie należącym do rodziny Fitzpatricków. Nora opowiadała mu o tym rodzie, mówiąc, że są dla niej jak najbliższa rodzina. Bruno miał nadzieję, że i jego przyjmą z otwartymi ramionami.
- Przybyłem na prośbę Sophie. - podrapał się po głowie, rozkładając bezradnie ręce na widok eleganckiego lokaja. Sam nie posiadał w domu służby, gdyż nie wywodził się z aż tak znamienitej rodziny. Mężczyzna bez słowa poprowadził go do jadalni i kazał grzecznie czekać. Tak więc uczynił, stawiając walizkę przy nogach krzesła. Pomieszczenie przerażało przepychem, ale było tu całkiem przyjemnie. Denerwował się trochę spotkaniem z dziewczyną za którą dosłownie szalał, ale z doświadczenia wiedział, że bez ryzyka nie ma zabawy.
Nie nudził się zbyt długo, bo już po niecałych trzech minutach do jego uszu doszły rozbiegane kroki i przed oczami mignęła mu sylwetka rudej dziewczyny, wpychającej do pomieszczenia tą, której wyczekiwał.
- Cześć. - odpowiedział wesołym głosem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Czuł się nieco niepewny, nie wiedząc czy jest mile widziany w oczach niesfornej Chorwatki. - Nie odpisałaś na mój ostatni list. Postanowiłem przyjechać i sprawdzić czy wszystko w porządku. - wydukał w końcu, przyglądając się jej bladej, piegowatej twarzy. Jej potargane włosy i puchowe kapcie z podobizną królików, wymusiły na nim szybsze bicie serca.
- Poza tym.. twoja przyjaciółka twierdzi, że nadszedł czas, żebyśmy pogadali w cztery oczy, a ja się z nią zgadzam, dlatego tu jestem. - usprawiedliwił się na wszelki wypadek, unosząc męskie dłonie w obronnym geście. Teraz pozostawało już tylko czekać na jej reakcję.
Z taką obietnicą w głowie, poderwał się z miejsca i otwierając oblepioną różnymi naklejkami walizkę, zaczął wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Nie zwracał uwagi ani na ciuchy, ani na artystyczne przybory, które do niej pakował. Tym martwić się będzie później. Najważniejsze, żeby wszystko się zmieściło i mógł jak najszybciej opuścić dom na przedmieściach Lastovo.
Wyciągając z kieszeni wytartych jeansów różdżkę, bez większych problemów rzucił na walizkę zaklęcie zwiększająco- zmniejszające, zamykając ją na dwa zatrzaski. Zwarty i gotowy do drogi, przeczesał dłonią burzę baranich loków i z uśmiechem goszczącym na zadowolonej buzi, znalazł się na drodze prowadzącej do miasta. Nim teleportował się do zielonej krainy, rozejrzał się jeszcze wokół, upewniając się czy aby na pewno w pobliżu nie ma żadnego mugola. Stwierdzając, że otoczenie jest czyste, obrócił się dookoła własnej osi i gdy otworzył powieki, znalazł się na terenie należącym do rodziny Fitzpatricków. Nora opowiadała mu o tym rodzie, mówiąc, że są dla niej jak najbliższa rodzina. Bruno miał nadzieję, że i jego przyjmą z otwartymi ramionami.
- Przybyłem na prośbę Sophie. - podrapał się po głowie, rozkładając bezradnie ręce na widok eleganckiego lokaja. Sam nie posiadał w domu służby, gdyż nie wywodził się z aż tak znamienitej rodziny. Mężczyzna bez słowa poprowadził go do jadalni i kazał grzecznie czekać. Tak więc uczynił, stawiając walizkę przy nogach krzesła. Pomieszczenie przerażało przepychem, ale było tu całkiem przyjemnie. Denerwował się trochę spotkaniem z dziewczyną za którą dosłownie szalał, ale z doświadczenia wiedział, że bez ryzyka nie ma zabawy.
Nie nudził się zbyt długo, bo już po niecałych trzech minutach do jego uszu doszły rozbiegane kroki i przed oczami mignęła mu sylwetka rudej dziewczyny, wpychającej do pomieszczenia tą, której wyczekiwał.
- Cześć. - odpowiedział wesołym głosem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Czuł się nieco niepewny, nie wiedząc czy jest mile widziany w oczach niesfornej Chorwatki. - Nie odpisałaś na mój ostatni list. Postanowiłem przyjechać i sprawdzić czy wszystko w porządku. - wydukał w końcu, przyglądając się jej bladej, piegowatej twarzy. Jej potargane włosy i puchowe kapcie z podobizną królików, wymusiły na nim szybsze bicie serca.
- Poza tym.. twoja przyjaciółka twierdzi, że nadszedł czas, żebyśmy pogadali w cztery oczy, a ja się z nią zgadzam, dlatego tu jestem. - usprawiedliwił się na wszelki wypadek, unosząc męskie dłonie w obronnym geście. Teraz pozostawało już tylko czekać na jej reakcję.
Re: Jadalnia
Nie miała wątpliwości, że przynajmniej przez pierwsze chwil wcale nie będą sami. Wprawdzie krzesełka obok nich nikt nie zajmie, ale już otwierając drewniane drzwi niespodziewanie - zakładając, że nie zamknięto by ich od zewnątrz na klucz - zapewne można by było dostrzec rudą czuprynę Sophie, a może i fartuszek przechodzącej akurat obok pokojówki. Nora nie miała im jednak tego za złe. Byli jej rodziną, wszyscy, co do jednego. Dobrze wiedziała, że ich ciekawość w dużej mierze wynika po prostu z troski - jak więc mogłaby się za to złościć?
- Nie odpisałam właściwie na żaden z twoich listów. - Westchnęła cicho, przecierając noszącą jeszcze ślady zaspania twarz i ścierając przy tym kolejną porcję łez. Wypowiedziane przez nią słowa nie do końca były zgodne z prawdą - przynajmniej nie w bezpośrednim znaczeniu. Oboje jednak powinni wiedzieć o co chodzi. Gdy już bowiem Norze zdarzało się odpisać, jej listy były bardzo krótkie, lakoniczne i aż do bólu ugrzecznione, niemal oficjalne. Mniej więcej takie, jakie otrzymywała od matki. Trudno było uznać je za faktyczne odpowiedzi na listy od, jakby nie patrzył, kogoś bliskiego.
Gdy drzwi otworzyły się po uprzednim przekręceniu klucza i do środka wkroczył lokaj z miseczką pełną zielonej herbaty i paczką wacików kosmetycznych, podziękowała mu uśmiechem. Odczekując, aż znów pozostaną sami, powoli przetarła oczy idealnie ciepłym wywarem, jeszcze chwilę później bawiąc się wacikiem. Dopiero, gdy kroki odchodzącego mężczyzny ucichły w którymś z korytarzy, ponownie spojrzała ma Bułgara.
- Rzeczywiście, Sophie tak twierdzi - powiedziała spokojnie. Za cel postawiła sobie wyzbyć się wszelkich uprzedzeń i wcześniejszych żalów. Jeśli naprawdę mieli porozmawiać - a na to się zapowiadało, bo Ruda z pewnością nie miała zamiaru wypuścić ich wcześniej, jak w chwili, gdy przez dziurkę od klucza dostrzeże satysfakcjonujące ją zakończenie spotkania - to musiała wreszcie przeskoczyć swą urażoną dumę i rozbudzoną nieufność do płci brzydkiej.
Długo zbierała kolejne słowa. Wahała się między tym, co mogła, co potrafiła a co powinna powiedzieć, dobrze wiedząc, że opcje te nigdy nie szły u niej w parze. Samo to jednak, że na sam widok Bruna nie zaczęła się dobijać do drzwi jak rasowa furiatka rokowało stosunkowo nieźle. Może nie fantastycznie, ale jak na nią - dobrze.
- Wiesz, że nie umiem przepraszać. - Gdy wreszcie podniosła głowę, dotychczas zwieszoną nad miseczką pełną parującego naparu, w którym to w zamyśleniu moczyła kolejny wacik, spojrzenie dużych, czekoladowych oczu nie było pełne entuzjazmu, ale też nie raziło nieufnością, jak to miało miejsce dotychczas. Spojrzenie poważne (choć ten akurat efekt psuło lekkie zaczerwienienie jej oczu, sprawiające, że wyglądała wypisz wymaluj jak króliki na jej kapciach), ale nie wrogie.
- Nie odpisałam właściwie na żaden z twoich listów. - Westchnęła cicho, przecierając noszącą jeszcze ślady zaspania twarz i ścierając przy tym kolejną porcję łez. Wypowiedziane przez nią słowa nie do końca były zgodne z prawdą - przynajmniej nie w bezpośrednim znaczeniu. Oboje jednak powinni wiedzieć o co chodzi. Gdy już bowiem Norze zdarzało się odpisać, jej listy były bardzo krótkie, lakoniczne i aż do bólu ugrzecznione, niemal oficjalne. Mniej więcej takie, jakie otrzymywała od matki. Trudno było uznać je za faktyczne odpowiedzi na listy od, jakby nie patrzył, kogoś bliskiego.
Gdy drzwi otworzyły się po uprzednim przekręceniu klucza i do środka wkroczył lokaj z miseczką pełną zielonej herbaty i paczką wacików kosmetycznych, podziękowała mu uśmiechem. Odczekując, aż znów pozostaną sami, powoli przetarła oczy idealnie ciepłym wywarem, jeszcze chwilę później bawiąc się wacikiem. Dopiero, gdy kroki odchodzącego mężczyzny ucichły w którymś z korytarzy, ponownie spojrzała ma Bułgara.
- Rzeczywiście, Sophie tak twierdzi - powiedziała spokojnie. Za cel postawiła sobie wyzbyć się wszelkich uprzedzeń i wcześniejszych żalów. Jeśli naprawdę mieli porozmawiać - a na to się zapowiadało, bo Ruda z pewnością nie miała zamiaru wypuścić ich wcześniej, jak w chwili, gdy przez dziurkę od klucza dostrzeże satysfakcjonujące ją zakończenie spotkania - to musiała wreszcie przeskoczyć swą urażoną dumę i rozbudzoną nieufność do płci brzydkiej.
Długo zbierała kolejne słowa. Wahała się między tym, co mogła, co potrafiła a co powinna powiedzieć, dobrze wiedząc, że opcje te nigdy nie szły u niej w parze. Samo to jednak, że na sam widok Bruna nie zaczęła się dobijać do drzwi jak rasowa furiatka rokowało stosunkowo nieźle. Może nie fantastycznie, ale jak na nią - dobrze.
- Wiesz, że nie umiem przepraszać. - Gdy wreszcie podniosła głowę, dotychczas zwieszoną nad miseczką pełną parującego naparu, w którym to w zamyśleniu moczyła kolejny wacik, spojrzenie dużych, czekoladowych oczu nie było pełne entuzjazmu, ale też nie raziło nieufnością, jak to miało miejsce dotychczas. Spojrzenie poważne (choć ten akurat efekt psuło lekkie zaczerwienienie jej oczu, sprawiające, że wyglądała wypisz wymaluj jak króliki na jej kapciach), ale nie wrogie.
Re: Jadalnia
Siedział spokojnie na drewnianym krześle, nie popędzając jej w żaden sposób kiedy milczała. Znał ją dobrze i doskonale wiedział, że Chorwatka musi przetrawić zaskoczenie jak i myśli, które zapewne kłębiły się w jej głowie. Rozumiał to i nie oczekiwał gorącego powitania z uwieszeniem się na szyję i ucałowaniem policzków w roli głównej. Ponad wszystko jednak zależało mu na tej drobnej dziewczynie, dlatego wpatrywał się w nią jak w obrazek, splatając palce obu dłoni i układając je na wypolerowanym blacie.
- Rzeczywiście, można tak powiedzieć. - pokiwał baranią czupryną, pozwalając by czarne loki opadły mu na czoło. Jego listy zajmowały po trzy stopy pergaminu, podczas gdy jej odpowiedzi mieściły się w kilku, uprzejmych zdaniach. Nie wróżyło to niczego dobrego, ale starał się nie załamywać i patrzeć na sytuację pozytywnym okiem. Taki już był. Nie dmuchał na zimne, parząc się gorącym jak głupiec. Można by rzec, że taki był jego urok bądź przekleństwo. Jak kto woli.
- Mógłbym prosić o kubek czarnej kawy? - zapytał, gdy lokaj zawitał do jadalni, podając brunetce napar z zielonej herbaty i podręczny zestaw kosmetyczny w postaci wacików. Bułgar nie znał się na kobiecych malowidłach i tym podobnych, dlatego nie wiedział z jakiego powodu Vedran potrzebuje takich specyfików. Może dostał się jej do oczu tusz czy jak to się tam nazywa? Wyglądała jakby miała wyjątkowo ciężką noc. Zmartwiony, przysunął bliżej ciężkie krzesło, zaglądając z troską w jej czekoladowe tęczówki.
- Potrzebujesz pomocy? Czyżby jakaś alergia? - ułożył ciepłą dłoń na jej piegowatym policzku, przeciągając kciukiem po jego powierzchni. Zrobił to odruchowo, nie zastanawiając się nawet czy dziewczyna sobie tego życzy. Czy ta myśl skłoniła go do zabrania ręki? Zdecydowanie nie. Potrzebował nacieszyć się jej dotykiem choć w małym stopniu. Przez ostatnie miesiące nawet nie spojrzał za żadną, inną pannicą, mając przed oczami szeroki uśmiech Chorwatki.
- Wiem, ale wcale nie powiedziałem, że przyjechałem tutaj po przeprosiny. - odparł ciepłym głosem, a na jego wargi wpłynął odrobinę pobłażliwy uśmiech. Więc to dlatego tak sucho odpowiadała na jego zawiłe monologi? Zwyczajnie nie potrafiła przeprosić.. mógł się tego domyślić, choć uważał, że jedynymi osobami, które powinny wykazać się skruchą były ich bezczelnie knujące matki.
- Wiesz, że to nie twoja wina. Przyznam, że przy naszym ostatnim spotkaniu mogłaś powiedzieć o parę słów za dużo, ale rozumiem to. Miałaś prawo do wybuchu, jednak niepotrzebnie się ode mnie odsunęłaś, Nora. - niechętnie zabrał rękę z jej policzka, przecierając zmęczoną twarz. Sam nie spał spokojnie od kilku dni, wypijając litry mocnej kawy od której był już uzależniony. Przechodził przez okres twórczy płodząc kolejne obrazy w bezlislnym stanie bezsenności.
- Rzeczywiście, można tak powiedzieć. - pokiwał baranią czupryną, pozwalając by czarne loki opadły mu na czoło. Jego listy zajmowały po trzy stopy pergaminu, podczas gdy jej odpowiedzi mieściły się w kilku, uprzejmych zdaniach. Nie wróżyło to niczego dobrego, ale starał się nie załamywać i patrzeć na sytuację pozytywnym okiem. Taki już był. Nie dmuchał na zimne, parząc się gorącym jak głupiec. Można by rzec, że taki był jego urok bądź przekleństwo. Jak kto woli.
- Mógłbym prosić o kubek czarnej kawy? - zapytał, gdy lokaj zawitał do jadalni, podając brunetce napar z zielonej herbaty i podręczny zestaw kosmetyczny w postaci wacików. Bułgar nie znał się na kobiecych malowidłach i tym podobnych, dlatego nie wiedział z jakiego powodu Vedran potrzebuje takich specyfików. Może dostał się jej do oczu tusz czy jak to się tam nazywa? Wyglądała jakby miała wyjątkowo ciężką noc. Zmartwiony, przysunął bliżej ciężkie krzesło, zaglądając z troską w jej czekoladowe tęczówki.
- Potrzebujesz pomocy? Czyżby jakaś alergia? - ułożył ciepłą dłoń na jej piegowatym policzku, przeciągając kciukiem po jego powierzchni. Zrobił to odruchowo, nie zastanawiając się nawet czy dziewczyna sobie tego życzy. Czy ta myśl skłoniła go do zabrania ręki? Zdecydowanie nie. Potrzebował nacieszyć się jej dotykiem choć w małym stopniu. Przez ostatnie miesiące nawet nie spojrzał za żadną, inną pannicą, mając przed oczami szeroki uśmiech Chorwatki.
- Wiem, ale wcale nie powiedziałem, że przyjechałem tutaj po przeprosiny. - odparł ciepłym głosem, a na jego wargi wpłynął odrobinę pobłażliwy uśmiech. Więc to dlatego tak sucho odpowiadała na jego zawiłe monologi? Zwyczajnie nie potrafiła przeprosić.. mógł się tego domyślić, choć uważał, że jedynymi osobami, które powinny wykazać się skruchą były ich bezczelnie knujące matki.
- Wiesz, że to nie twoja wina. Przyznam, że przy naszym ostatnim spotkaniu mogłaś powiedzieć o parę słów za dużo, ale rozumiem to. Miałaś prawo do wybuchu, jednak niepotrzebnie się ode mnie odsunęłaś, Nora. - niechętnie zabrał rękę z jej policzka, przecierając zmęczoną twarz. Sam nie spał spokojnie od kilku dni, wypijając litry mocnej kawy od której był już uzależniony. Przechodził przez okres twórczy płodząc kolejne obrazy w bezlislnym stanie bezsenności.
Re: Jadalnia
Miała prawo do wybuchu? Może, ale chyba nie aż takiego. To był dramat w trzech aktach, przy czym jedyną rolę odgrywała tam ona, Bruna nie dopuszczając do głosu. Że było to błędem, wiedziała już chwilę po swym występie, z każdym kolejnym dniem, kolejnym listem i kolejną rozmową z Sophie tylko się w tym utwierdzając. Tylko, że słów nie dało się cofnąć, a tych, które powinna powiedzieć, zwyczajnie nie umiała z siebie wykrztusić. Więc ona była tu, a on - aż dotąd - tam i tylko te kolejne arkusze pergaminu sprawiały, że ich relacja nie poszła w niebyt. Listy i upór Bruna, którego nie umiała zrozumieć.
Szukała właśnie odpowiednich słów, by podtrzymać rozmowę, gdy niespodziewanie znaleźli się znacznie bliżej siebie, niż, zdawałoby się, w tej sytuacji było to możliwe. Uniosła wysoko brwi, otworzyła nieco szerzej oczy w niezmiernym zdziwieniu, ale nie cofnęła się - i to chyba nie dlatego, że w pierwszej fazie nie była w stanie.
- Alergia... Tak, alergia. Na wczorajszą noc. - Uśmiechnęła się nieznacznie. Wbrew obawom, chęć rozpętania trzeciej wojny światowej wciąż się w niej nie obudziła, choć dłoń Bruna na jej policzku z pewnością nie mieściła się w przewidywanym przez Chorwatkę przebiegu spotkania. Najwyraźniej jednak ów wyłam od planu nie przeszkadzał jej tak, jak można by oczekiwać, bowiem już po chwili w swoistym, pojednawczym geście podała mu namoczony w herbacie wacik. Wtedy, gdy jeszcze zachowywała się wobec niego normalnie, lubiła, gdy pomagał zmywać jej makijaż lub rozczesywać włosy. Był wtedy tak delikatny, jak ona sama dla siebie nie umiała być. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło?
Przygryzając wargę, zamknęła wreszcie oczy, pozwalając chłopakowi przemyć je ciepłym naparem. Wprawdzie wciąż tak naprawdę nie wyjaśniła mu, skąd jej dolegliwości, ale przecież sama tego nie wiedziała, nie pamiętała. Jedynie domyślała się, że z jakiegoś powodu ktoś sypnął jej w oczy piachem - objawy były bardzo pasujące. Nad powodem, dla którego ktoś miał to zrobić, wolała się nie zastanawiać.
- To... To możliwe. Chyba rzeczywiście niepotrzebnie. - Dopiero na ostatnie słowa Bułgara ponownie uniosła powieki, by na niego spojrzeć. Jeśli Sophie rzeczywiście gdzieś tam się czaiła, miała z czego się cieszyć. Jeśli dotąd jadalnia pozostała bez szwanku, a Nora nie wytoczyła ciężkich, choć niesłusznych dział przeciw Brunowi, to w najbliższym czasie chyba już się to nie zmieni. Sam fakt, że poszło tak... łatwo, cóż - zdziwił on samą Chorwatkę. Chyba jednak nie do końca znała samą siebie.
W końcu westchnęła cicho, całkowicie dając za wygraną.
- Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało. - Smutny, trochę zmęczony uśmiech rozjaśnił jej twarzyczkę.
Szukała właśnie odpowiednich słów, by podtrzymać rozmowę, gdy niespodziewanie znaleźli się znacznie bliżej siebie, niż, zdawałoby się, w tej sytuacji było to możliwe. Uniosła wysoko brwi, otworzyła nieco szerzej oczy w niezmiernym zdziwieniu, ale nie cofnęła się - i to chyba nie dlatego, że w pierwszej fazie nie była w stanie.
- Alergia... Tak, alergia. Na wczorajszą noc. - Uśmiechnęła się nieznacznie. Wbrew obawom, chęć rozpętania trzeciej wojny światowej wciąż się w niej nie obudziła, choć dłoń Bruna na jej policzku z pewnością nie mieściła się w przewidywanym przez Chorwatkę przebiegu spotkania. Najwyraźniej jednak ów wyłam od planu nie przeszkadzał jej tak, jak można by oczekiwać, bowiem już po chwili w swoistym, pojednawczym geście podała mu namoczony w herbacie wacik. Wtedy, gdy jeszcze zachowywała się wobec niego normalnie, lubiła, gdy pomagał zmywać jej makijaż lub rozczesywać włosy. Był wtedy tak delikatny, jak ona sama dla siebie nie umiała być. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło?
Przygryzając wargę, zamknęła wreszcie oczy, pozwalając chłopakowi przemyć je ciepłym naparem. Wprawdzie wciąż tak naprawdę nie wyjaśniła mu, skąd jej dolegliwości, ale przecież sama tego nie wiedziała, nie pamiętała. Jedynie domyślała się, że z jakiegoś powodu ktoś sypnął jej w oczy piachem - objawy były bardzo pasujące. Nad powodem, dla którego ktoś miał to zrobić, wolała się nie zastanawiać.
- To... To możliwe. Chyba rzeczywiście niepotrzebnie. - Dopiero na ostatnie słowa Bułgara ponownie uniosła powieki, by na niego spojrzeć. Jeśli Sophie rzeczywiście gdzieś tam się czaiła, miała z czego się cieszyć. Jeśli dotąd jadalnia pozostała bez szwanku, a Nora nie wytoczyła ciężkich, choć niesłusznych dział przeciw Brunowi, to w najbliższym czasie chyba już się to nie zmieni. Sam fakt, że poszło tak... łatwo, cóż - zdziwił on samą Chorwatkę. Chyba jednak nie do końca znała samą siebie.
W końcu westchnęła cicho, całkowicie dając za wygraną.
- Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało. - Smutny, trochę zmęczony uśmiech rozjaśnił jej twarzyczkę.
Re: Jadalnia
Skinął wdzięcznie głową w kierunku siwiejącego lokaja, dziękując mu w ten sposób za zbawienny kubek kawy. Potrzebował czegoś, co w pełni postawiłoby go na nogi. Oczywiście, wolałby, żeby zrobiła to sama Vedran, stosując na nim terapię szokową, składającą się z połączenia ich ust, ale na to był jeszcze czas, a Bułgar należał do wyjątkowo cierpliwej części społeczności. Z błogim wyrazem twarzy upił kilka, dość sporych łyków ciepłego napoju, śmigając zaciekawionym spojrzeniem po całej sylwetce dziewczyny. Jej odsłonięte nogi, odziane tylko w kuse szorty, znacznie rozpraszały jego uwagę, dlatego z wdzięcznością przyjął od niej waciki, zabierając się do powierzonego mu zadania.
- Wczorajszą noc, powiadasz? - zmarszczył ciemne, dość bujne brwi, przeglądając oczami wyobraźni wyrwane kartki z kalendarza. Na początku nie skojarzył faktów, jednak zaraz na jego wargi wkradł się pełen zrozumienia uśmiech, a on sam pokiwał głową na znak, że pojął aluzję bez większego problemu. Bez zbędnych słów, zamoczył suchy wacik w misy z naparem z zielonej herbaty, następnie ściskając go mocno, by pozbyć się nadmiaru cieszy. Drugą dłonią odgarnął Chorwatce czarne kosmyki za uszy, przeciągając palcem wzdłuż linii jej szczęki. Pozwalał sobie kraść te drobne czułości, dopóki mu na to pozwalała i nie protestowała jawnie. Za bardzo się stęsknił, by nie skorzystać z takiej okazji. Subtelnie, z największą delikatnością, przetarł jej powieki, oczyszczając je tym samym z pozostałości mikroskopijnych ziarenek piasku.
- Nie chyba, a raczej na pewno. - zaśmiał się cicho gardłowym głosem, chcąc się z nią odrobinę podroczyć. Ostatnie listy do niej były przepełnione ciepłem, ale i słowami pełnymi żalu czy ostrożności. Nie chciał tego dłużej ciągnąć. Chciał by wszystko wróciło do normy, a oni znowu stali się parą pełnych życia nastolatków, łapiących wzburzone fale na kolorowych, windsurfingowych deskach. Brakowało mu tamtej Vedran i już teraz wiedział, że zrobi wszystko byleby tylko zobaczyć i odkryć ją na nowo.
- Od razu lepiej. Myślałem, że już nigdy się do tego nie przyznasz, mała. - rzucił wesoło, przeczesując dłonią burzę nieposkromionych, baranich loków. Powinien je trochę przystrzyc ponieważ zaczęły włazić mu do oczu, zasłaniając pole widzenia, a co jak co, teraz miał na kogo popatrzeć.
- Skoro mamy już za sobą trudniejszą część naszego spotkania, może opowiesz mi jak Ci się tutaj mieszka zanim zabiorę Cię na Twój ulubiony deser z malinami, co? - zagaił, przekrzywiając zawadiacko głowę na prawdą stronę. - Twoja przyjaciółka wydaję się być dominującą i dość upartą osobą. Dobrze się dogadujecie? - otulił stęsknionym spojrzeniem całą twarzyczkę Vedran, ostrożnie ujmując jej drobną, kobiecą dłoń.
- Wczorajszą noc, powiadasz? - zmarszczył ciemne, dość bujne brwi, przeglądając oczami wyobraźni wyrwane kartki z kalendarza. Na początku nie skojarzył faktów, jednak zaraz na jego wargi wkradł się pełen zrozumienia uśmiech, a on sam pokiwał głową na znak, że pojął aluzję bez większego problemu. Bez zbędnych słów, zamoczył suchy wacik w misy z naparem z zielonej herbaty, następnie ściskając go mocno, by pozbyć się nadmiaru cieszy. Drugą dłonią odgarnął Chorwatce czarne kosmyki za uszy, przeciągając palcem wzdłuż linii jej szczęki. Pozwalał sobie kraść te drobne czułości, dopóki mu na to pozwalała i nie protestowała jawnie. Za bardzo się stęsknił, by nie skorzystać z takiej okazji. Subtelnie, z największą delikatnością, przetarł jej powieki, oczyszczając je tym samym z pozostałości mikroskopijnych ziarenek piasku.
- Nie chyba, a raczej na pewno. - zaśmiał się cicho gardłowym głosem, chcąc się z nią odrobinę podroczyć. Ostatnie listy do niej były przepełnione ciepłem, ale i słowami pełnymi żalu czy ostrożności. Nie chciał tego dłużej ciągnąć. Chciał by wszystko wróciło do normy, a oni znowu stali się parą pełnych życia nastolatków, łapiących wzburzone fale na kolorowych, windsurfingowych deskach. Brakowało mu tamtej Vedran i już teraz wiedział, że zrobi wszystko byleby tylko zobaczyć i odkryć ją na nowo.
- Od razu lepiej. Myślałem, że już nigdy się do tego nie przyznasz, mała. - rzucił wesoło, przeczesując dłonią burzę nieposkromionych, baranich loków. Powinien je trochę przystrzyc ponieważ zaczęły włazić mu do oczu, zasłaniając pole widzenia, a co jak co, teraz miał na kogo popatrzeć.
- Skoro mamy już za sobą trudniejszą część naszego spotkania, może opowiesz mi jak Ci się tutaj mieszka zanim zabiorę Cię na Twój ulubiony deser z malinami, co? - zagaił, przekrzywiając zawadiacko głowę na prawdą stronę. - Twoja przyjaciółka wydaję się być dominującą i dość upartą osobą. Dobrze się dogadujecie? - otulił stęsknionym spojrzeniem całą twarzyczkę Vedran, ostrożnie ujmując jej drobną, kobiecą dłoń.
Re: Jadalnia
Podziałał na nią lepiej niż mógłby jakikolwiek dyplomowany masażysta. Dotychczas siedząc jak na szpilkach - nie wiedziała nawet, że była aż tak spięta! - rozluźniała się z każdą kolejną chwilą, z każdym odgarniętym za ucho kosmykiem i każdym muśnięciem dłoni Bruna. Niewiele brakowało, a zaczęłaby mruczeć jak kot i tylko ostatki silnej woli powstrzymały ją przed taką jednoznaczną reakcją.
Nic natomiast nie przeszkodziło jej w przypomnieniu i sobie, i jemu jak to bywało kiedyś. Gdy tylko herbata podziałała kojąco na podrażnione oczy i nie było już potrzeby przemywania ich dalej, odsunęła miseczkę z pozostałością naparu nieco dalej i wstając z własnego krzesła, bez słowa umościła się na kolanach Bruna. Przez chwilę można było zastanawiać się, czy meble Fitzpatricków rzeczywiście są tak masywne, na jakie wyglądają, z drugiej strony jednak Nora nie ważyła wiele. Zwierzęcy metabolizm załatwiał sprawę.
Dopiero potem, dając sobie najpierw chwilę na bardziej bezpośrednią kradzież czułości w postaci przytulenia się do chłopaka, wróciła do rozmowy, nie zamierzając już jednak wracać na swoje krzesło. Z wiszącymi nad ziemią stopami, pozbawionymi już ochrony puchatych kapci, które chwilę przedtem z cichym pacnięciem zsunęły się na podłogę, nieco niepewnym gestem sięgnęła ku zawadiackim loczkom Bułgara, odgarniając część z nich znajomym gestem.
- Na pewno lepiej niż w domu - odpowiedziała na jego pytanie, na wzmiankę o deserze reagując szerokim uśmiechem. Ostatni raz w towarzystwie Bruna jadła go... dawno. Za dawno, by liczyć. - Roland jest mi ojcem a Sophie siostrą. Nie ma innego miejsca na świecie, do którego mogłabym uciec w razie potrzeby... A przynajmniej jeszcze takiego nie znalazłam. - Wzruszyła lekko ramionami, już po chwili parskając zaś cichym śmiechem. - Z Rudą? Najlepiej, jak tylko się da. Jej upór już dawno nie jest dla mnie żadną przeszkodą. - Potrząsnęła lekko głową. Z Fitzpatrickówną nie miały kiedy tak naprawdę mieć okresu zimnej wojny i droczenia się ze sobą. Znając się od czasów hasania w pampersach chyba nie umiały się porządnie kłócić i obrażać. - Tutaj... - Z zamyśleniem rozejrzała się po jadalni, oczyma wyobraźni widząc jednak cały zamek wraz z jego domownikami. - Póki co to tu jest mój dom. - Westchnęła cicho na wspomnienie Lastovo, które miejscem jej przyjaznym było bardzo rzadko - a i wtedy tylko dzięki przyjaciołom, nie biologicznej rodzinie.
Skończyła swój monolog bez zamiarów kontynuowania tego tematu. Zrobiło się zbyt przyjemnie, by psuć to teraz mniej przystępnymi wspomnieniami. Zamiast tego...
- Jeśli zaś chodzi o Sophie... - Zerknęła z rozbawieniem na Bruna, po czym skierowała swą uwagę na zamknięte drzwi. - Już po wszystkim, mała! - zawołała wesoło, pewna, że jeśli nie pod samymi drzwiami, to dziewczyna czaiła się gdzieś w okolicy.
Potem znów skoncentrowała się na chłopaku. Opuszkami palców dotknęła czule jego policzka, kreśląc potem linię jego szczęki. Na koniec oparła się czołem o jego czoło i musnęła wargami jego znajome usta, tym samym, paradoksalnie, zbliżając ich na powrót do realizacji snutych na uboczu przez ich matki planów.
Nic natomiast nie przeszkodziło jej w przypomnieniu i sobie, i jemu jak to bywało kiedyś. Gdy tylko herbata podziałała kojąco na podrażnione oczy i nie było już potrzeby przemywania ich dalej, odsunęła miseczkę z pozostałością naparu nieco dalej i wstając z własnego krzesła, bez słowa umościła się na kolanach Bruna. Przez chwilę można było zastanawiać się, czy meble Fitzpatricków rzeczywiście są tak masywne, na jakie wyglądają, z drugiej strony jednak Nora nie ważyła wiele. Zwierzęcy metabolizm załatwiał sprawę.
Dopiero potem, dając sobie najpierw chwilę na bardziej bezpośrednią kradzież czułości w postaci przytulenia się do chłopaka, wróciła do rozmowy, nie zamierzając już jednak wracać na swoje krzesło. Z wiszącymi nad ziemią stopami, pozbawionymi już ochrony puchatych kapci, które chwilę przedtem z cichym pacnięciem zsunęły się na podłogę, nieco niepewnym gestem sięgnęła ku zawadiackim loczkom Bułgara, odgarniając część z nich znajomym gestem.
- Na pewno lepiej niż w domu - odpowiedziała na jego pytanie, na wzmiankę o deserze reagując szerokim uśmiechem. Ostatni raz w towarzystwie Bruna jadła go... dawno. Za dawno, by liczyć. - Roland jest mi ojcem a Sophie siostrą. Nie ma innego miejsca na świecie, do którego mogłabym uciec w razie potrzeby... A przynajmniej jeszcze takiego nie znalazłam. - Wzruszyła lekko ramionami, już po chwili parskając zaś cichym śmiechem. - Z Rudą? Najlepiej, jak tylko się da. Jej upór już dawno nie jest dla mnie żadną przeszkodą. - Potrząsnęła lekko głową. Z Fitzpatrickówną nie miały kiedy tak naprawdę mieć okresu zimnej wojny i droczenia się ze sobą. Znając się od czasów hasania w pampersach chyba nie umiały się porządnie kłócić i obrażać. - Tutaj... - Z zamyśleniem rozejrzała się po jadalni, oczyma wyobraźni widząc jednak cały zamek wraz z jego domownikami. - Póki co to tu jest mój dom. - Westchnęła cicho na wspomnienie Lastovo, które miejscem jej przyjaznym było bardzo rzadko - a i wtedy tylko dzięki przyjaciołom, nie biologicznej rodzinie.
Skończyła swój monolog bez zamiarów kontynuowania tego tematu. Zrobiło się zbyt przyjemnie, by psuć to teraz mniej przystępnymi wspomnieniami. Zamiast tego...
- Jeśli zaś chodzi o Sophie... - Zerknęła z rozbawieniem na Bruna, po czym skierowała swą uwagę na zamknięte drzwi. - Już po wszystkim, mała! - zawołała wesoło, pewna, że jeśli nie pod samymi drzwiami, to dziewczyna czaiła się gdzieś w okolicy.
Potem znów skoncentrowała się na chłopaku. Opuszkami palców dotknęła czule jego policzka, kreśląc potem linię jego szczęki. Na koniec oparła się czołem o jego czoło i musnęła wargami jego znajome usta, tym samym, paradoksalnie, zbliżając ich na powrót do realizacji snutych na uboczu przez ich matki planów.
Re: Jadalnia
Do głowy Bułgara znów zawitały letnie wspomnienia, które nie pozwalały mu się skupić. Oczami wyobraźni ponownie wertował kolejne fotografie, które znał już na pamięć. Odkąd Nora opuściła go z wiązanką zimnych słów na ustach, nie potrafił myśleć o nikim innym, a jego obrazy jak i poematy zrobiły się chaotyczne. Z ulgą więc przyjął fakt, że Chorwatka pozwoliła mu na kradzież drobnych pieszczot, a także sama skorzystała z chwili i zajęła się czarnymi lokami, które zasłaniały mu pole widzenia. Nie mógł oderwać od niej wzroku, nie przerywając powierzonego mu zadania. Uśmiechnął się jednak jednym kącikiem ust, gdy Vedran stanowczym ruchem odsunęła miskę, dając mu do zrozumienia, że z jej oczami jest już lepiej.
- Nora? - zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie wybrance swojego serca, która niespodziewanie poderwała się z krzesła. Nie odeszła jednak daleko - jak się najpierw obawiał- tylko niezgrabnie zasiadła na jego kolanach, więc śmiało otoczył ją męskimi ramionami.
- Nie musiałaś zdejmować tych króliczych kapci. Dodawały Ci uroku. - Bułgar przekrzywił głowę i znów zaczął przyglądać się dziewczynie. Jasne promienie słońce wkradały się przez duże okna, smagając bezwstydnie odsłonięte ramiona Puchonki. Nieco zahipnotyzowany tym widokiem, mruknął coś niewyraźnie pod nosem i przeciągnął wargami po skórze na jej barku. Teraz już sobie nie żałował, otwarcie nadrabiając stracony czas. Uznał, że dostał na to oficjalne przyzwolenie w chwili w której czarnowłosa usadowiła się na jego kolanach.
- Cieszę się, że znalazłaś miejsce, które możesz nazywać domem. Wiem, że sytuacja w Lastovo prezentuje się rodzinnie i zdrowo tylko na zdjęciu. - odsunął się nieznacznie od twarzy czarownicy, by móc spojrzeć jej w oczy. Doskonale ją rozumiał i znał państwo Vedran nie od dziś. Nigdy też nie rozumiał uwielbienia i podziwu swej rodzicielki jakim darzyła matkę Nory. Kobiety przyjaźniły się od zarania dziejów i między innymi, były przyczyną kłótni niczemu winnych nastolatków.
- Rozumiem, że zostajesz tu do rozpoczęcia roku szkolnego? - wolał się upewnić, więc posłał jej pytające spojrzenie. Nie chciał za bardzo korzystać z gościnności rodziny Fitzpatrick, dlatego postanowił już jutro, na spokojnie, poszukać niewielkiego pokoju do wynajęcia w lokalnym miasteczku. - Powinienem kupić jej jakieś czekoladki czy coś co lubi, w nagrodę za nasze zjednoczenie, a ty pomożesz mi z wybraniem czegoś. Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki. - na jego ustach pojawił się grzeczny uśmiech, a w oczach zawitał figlarny błysk. Na wzmiankę o Rudej przyjaciółce czarownicy, mogli usłyszeć przekręcanie klucza w drzwiach, a także szybkie kroki, które oddaliły się od nich z prędkością światła. Dziewczyny, przeszło mu przez myśl, więc potrząsnął szybko baranią czupryną, spoglądając z rozbawieniem na Norę.
Nim zdołał powiedzieć coś jeszcze, Chrowatka wykonała pierwszy ruch, na który czekał od bardzo dawna. Zbyt dawna, można by śmiało rzec. Kiedy więc Puchonka zainicjowała wyczekany pocałunek, bez zbędnych skrupułów, Bruno oplótł ją ciaśniej ramionami i mocniej przyciągnął do siebie. Spragnione usta, które po takim czasie dopadły się do Vedran, nie zaprzestawały maltretowania jej kształtnych, malinowych warg.
- Zbierajmy się na ten deser, gdyż później czeka nas jeszcze wycieczka na Pokątną. Wspominałem już, że przeniosłem się do Hogwartu na ostatni rok? - uśmiechnął się figlarnie, przeciągając palcami wzdłuż jej odsłoniętego uda. - Prowadź do swej sypialni, a ja chętnie popatrzę jak się przebierasz. - westchnął i chwycił ją za podbródek, ponownie całując jej usta, choć tym razem mniej natarczywie. Miał nadzieję, że czarownica przystanie na jego pomysły i nie będzie musiał przekonywać jej tutaj siłą bądź złowieszczymi łaskotkami.
- Nora? - zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie wybrance swojego serca, która niespodziewanie poderwała się z krzesła. Nie odeszła jednak daleko - jak się najpierw obawiał- tylko niezgrabnie zasiadła na jego kolanach, więc śmiało otoczył ją męskimi ramionami.
- Nie musiałaś zdejmować tych króliczych kapci. Dodawały Ci uroku. - Bułgar przekrzywił głowę i znów zaczął przyglądać się dziewczynie. Jasne promienie słońce wkradały się przez duże okna, smagając bezwstydnie odsłonięte ramiona Puchonki. Nieco zahipnotyzowany tym widokiem, mruknął coś niewyraźnie pod nosem i przeciągnął wargami po skórze na jej barku. Teraz już sobie nie żałował, otwarcie nadrabiając stracony czas. Uznał, że dostał na to oficjalne przyzwolenie w chwili w której czarnowłosa usadowiła się na jego kolanach.
- Cieszę się, że znalazłaś miejsce, które możesz nazywać domem. Wiem, że sytuacja w Lastovo prezentuje się rodzinnie i zdrowo tylko na zdjęciu. - odsunął się nieznacznie od twarzy czarownicy, by móc spojrzeć jej w oczy. Doskonale ją rozumiał i znał państwo Vedran nie od dziś. Nigdy też nie rozumiał uwielbienia i podziwu swej rodzicielki jakim darzyła matkę Nory. Kobiety przyjaźniły się od zarania dziejów i między innymi, były przyczyną kłótni niczemu winnych nastolatków.
- Rozumiem, że zostajesz tu do rozpoczęcia roku szkolnego? - wolał się upewnić, więc posłał jej pytające spojrzenie. Nie chciał za bardzo korzystać z gościnności rodziny Fitzpatrick, dlatego postanowił już jutro, na spokojnie, poszukać niewielkiego pokoju do wynajęcia w lokalnym miasteczku. - Powinienem kupić jej jakieś czekoladki czy coś co lubi, w nagrodę za nasze zjednoczenie, a ty pomożesz mi z wybraniem czegoś. Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki. - na jego ustach pojawił się grzeczny uśmiech, a w oczach zawitał figlarny błysk. Na wzmiankę o Rudej przyjaciółce czarownicy, mogli usłyszeć przekręcanie klucza w drzwiach, a także szybkie kroki, które oddaliły się od nich z prędkością światła. Dziewczyny, przeszło mu przez myśl, więc potrząsnął szybko baranią czupryną, spoglądając z rozbawieniem na Norę.
Nim zdołał powiedzieć coś jeszcze, Chrowatka wykonała pierwszy ruch, na który czekał od bardzo dawna. Zbyt dawna, można by śmiało rzec. Kiedy więc Puchonka zainicjowała wyczekany pocałunek, bez zbędnych skrupułów, Bruno oplótł ją ciaśniej ramionami i mocniej przyciągnął do siebie. Spragnione usta, które po takim czasie dopadły się do Vedran, nie zaprzestawały maltretowania jej kształtnych, malinowych warg.
- Zbierajmy się na ten deser, gdyż później czeka nas jeszcze wycieczka na Pokątną. Wspominałem już, że przeniosłem się do Hogwartu na ostatni rok? - uśmiechnął się figlarnie, przeciągając palcami wzdłuż jej odsłoniętego uda. - Prowadź do swej sypialni, a ja chętnie popatrzę jak się przebierasz. - westchnął i chwycił ją za podbródek, ponownie całując jej usta, choć tym razem mniej natarczywie. Miał nadzieję, że czarownica przystanie na jego pomysły i nie będzie musiał przekonywać jej tutaj siłą bądź złowieszczymi łaskotkami.
Re: Jadalnia
Chorwatka niewątpliwie była wdzięczna swej rudej przyjaciółce za to, że tamta wiedziała lepiej, co zrobić. Gdyby to zależało tylko od Nory, zapewne nigdy nie przemogła by się, by na list chłopaka odpisać w sposób normalny - tak, jak odpisuje się do kogoś bliskiego - nie mówiąc już o tym, by w ogóle go tu zaprosić. Bała się samej siebie i tego co mogła powiedzieć, ale, jak się okazało - do czego powiedzenia nawet jej nie kusiło. O tym, że nie było się czego obawiać przekonała się jednak dopiero po fakcie, który bez ingerencji przyjaciółki na pewno nie miałby miejsca. Tak, z pewnością więc Ruda zasługiwała na podziękowania, na wycałowanie jej piegowatych policzków i kupno ogromnego bukietu piwonii. I czekoladek też, to oczywiste.
- Chyba tak. - Przytaknęła na jego pytanie o długość pobytu u Fitzpatricków. - Wprawdzie nie chciałam siedzieć im na głowie tak długo, ale Sophie przyda się wsparcie. Jej ojciec się żeni i póki jeszcze jego przyszła żona jest w miarę w porządku, to już jej syn... - Przez dłuższą chwilę szukała bardziej ugładzonych słów, by nazwać ich awersję to Jamesa. - Powiedzmy, że ani Ruda, ani ja za nim nie przepadamy. Do tego gnojek zrobił dzieciaka, a że został mu ostatni rok w Hogwarcie, to dzieciak ma zamieszkać tutaj, więc... Sam rozumiesz. Nie mogę w tej sytuacji zostawić Sophie. - Potrząsnęła głową kategorycznie. Pozostawianie przyjaciółki na pastwę nadchodzących zdarzeń zupełnie nie wchodziło w grę. - A czekoladki to dobry pomysł. Coś jej wybierzemy. Przynajmniej na chwilę poprawi jej się humor. - Uśmiechnęła się łagodnie, słysząc tupot drobnych stóp za drzwiami poprzedzony przekręceniem klucza w zamku.
Skoro zaś to ustalili, a za drzwiami chwilowo zabrakło ciekawskiego szpiega, mogli wyrwać jeszcze chwilę dla siebie. Teraz, gdy Ruda zrobiła swoje i rzeczywiście doprowadziła do tego, do czego zarzekała się, że doprowadzi - a więc, by dwoje młodych ponownie rzuciło się sobie w ramiona - Nora nie miała oporów, by przypomnieć i sobie, i chłopakowi, jak było kiedyś. Wtedy, gdy jeszcze nie stali się ofiarą niecnych knować. A że wtedy było bardzo, bardzo miło, to i przenoszenie tamtych chwil do teraźniejszości było przyjemne. Poszaleć wspólnie na windsurfingowych deskach może i nie będzie im dane, bo Nora nie znała tu, w Irlandii, dobrych miejsc do takiej aktywności, natomiast zająć się tym, czym zajmowali się na plaży po wspólnych wariactwach, już z pewnością nikt im nie zabroni. Przylgnęła więc do chłopaka, bez wahania poddając się jego silnym ramionom i odwzajemniała każdy, najdrobniejszy nawet pocałunek. Smak Bruna był czymś, co sprawiało, że z Lastovo dało się znieść. Opierając dłoń na jego policzku, dzieliła się z nim czułościami aż do chwili, w której zafundował jej kolejną nowinę...
- O czym ty mówisz? - Odsunęła się kawałek z bezbrzeżnym zdumieniem wymalowanym na twarzy. - Został ci przecież ostatni rok, przenoszenie się w tej sytuacji jest zupełnie... - Ugryzła się w język, nagle rozumiejąc. Jeśli instynkt jej nie mylił, chłopak bynajmniej nie zawitał na liście uczniów w Hogwarcie ze względu na prestiż szkoły. Tym mógłby kierować się jeszcze jakieś trzy i więcej lat temu, ale nie teraz, gdy swą edukację właściwie kończył.
Uśmiechnęła się więc najpierw nieśmiało, potem nieco szerzej, by, po kolejnym pocałunku - i jeszcze jednym, skradzionym już po zejściu mu z kolan - pociągnąć go lekko ku sypialni. Odruchowo skierowała się do pokoju Sophie, ostatecznie jednak zmieniła zdanie. Teraz, gdy miała pod ręką Bruna, chyba powinna wreszcie zawitać w pokoju przeznaczonym specjalnie dla niej - a teraz właściwie dla nich. To, że Bułgar zostanie tu, na zamku, było dla niej bardziej niż oczywiste. Nawet, gdyby sam wolał przenieść się do pobliskiego miasteczka, Fitzpatrickówna z pewnością mu na to nie pozwoli.
Usadzając chłopaka na brzegu szerokiego łóżka, sama czym prędzej przeszperała swoje własne ciuchy. Na ostatni rajd po irlandzkich pubach strojów odpowiednich może i nie miała, teraz jednak, gdy chodziło raczej o wypad gdzieś na łono natury, potem zaś na Pokątną, bez wahania mogła skomponować sobie zestaw idealny. Rozrzucając wyciągane z torby ubrania na wszystkie strony - musiała wreszcie się rozpakować! - wynalazła wreszcie wygodnie, luźne spodnie w maskujące wzory, do tego zaś o rozmiar za duży t-shirt i stare trampki. Wahając się przez chwilę, spoglądała to na ubrania, to na chłopaka, by wreszcie z nieznacznym uśmiechem przebrać się przy Brunie, nie zaś w łazience. Tylko jasny rumieniec na policzkach zdradzał jej delikatne zawstydzenie. Wprawdzie chłopak widział ją w znacznie większym negliżu - ot, chociażby skąpym bikini, które przywdziewała na siebie po zejściu z windsurfingowej deski - a nawet i topless, gdy zachciało się im spędzić dzień na smażeniu się pod gorącym słońcem Chorwacji, mimo tego wciąż jeszcze nie czuła się w takich sytuacjach absolutnie pewnie i komfortowo. Za bardzo jej na nim zależało, by zupełnie nie przejmować się tym, jak może ją ocenić, jakie mankamenty może dostrzec w jej drobnym ciele.
Już przebrana, skoczyła jeszcze na chwilę przed lustro, by poprawić spięcie włosów i pokryć nieszczególnie zdrowo dziś wyglądającą skórę cienką warstwą pudru, po czym, będąc wreszcie gotową, ponownie wróciła do Bruna. Pochylając się nad nim, nie oparła się pokusie ucałowania go jeszcze raz, słodko i długo, kiedy zaś wzajemnych czułości przeciągać się bardziej nie dało, splotła swą dłoń z jego i już po chwili wędrowali wiejską ścieżką wiodącą do pobliskiego miasteczka.
- Chyba tak. - Przytaknęła na jego pytanie o długość pobytu u Fitzpatricków. - Wprawdzie nie chciałam siedzieć im na głowie tak długo, ale Sophie przyda się wsparcie. Jej ojciec się żeni i póki jeszcze jego przyszła żona jest w miarę w porządku, to już jej syn... - Przez dłuższą chwilę szukała bardziej ugładzonych słów, by nazwać ich awersję to Jamesa. - Powiedzmy, że ani Ruda, ani ja za nim nie przepadamy. Do tego gnojek zrobił dzieciaka, a że został mu ostatni rok w Hogwarcie, to dzieciak ma zamieszkać tutaj, więc... Sam rozumiesz. Nie mogę w tej sytuacji zostawić Sophie. - Potrząsnęła głową kategorycznie. Pozostawianie przyjaciółki na pastwę nadchodzących zdarzeń zupełnie nie wchodziło w grę. - A czekoladki to dobry pomysł. Coś jej wybierzemy. Przynajmniej na chwilę poprawi jej się humor. - Uśmiechnęła się łagodnie, słysząc tupot drobnych stóp za drzwiami poprzedzony przekręceniem klucza w zamku.
Skoro zaś to ustalili, a za drzwiami chwilowo zabrakło ciekawskiego szpiega, mogli wyrwać jeszcze chwilę dla siebie. Teraz, gdy Ruda zrobiła swoje i rzeczywiście doprowadziła do tego, do czego zarzekała się, że doprowadzi - a więc, by dwoje młodych ponownie rzuciło się sobie w ramiona - Nora nie miała oporów, by przypomnieć i sobie, i chłopakowi, jak było kiedyś. Wtedy, gdy jeszcze nie stali się ofiarą niecnych knować. A że wtedy było bardzo, bardzo miło, to i przenoszenie tamtych chwil do teraźniejszości było przyjemne. Poszaleć wspólnie na windsurfingowych deskach może i nie będzie im dane, bo Nora nie znała tu, w Irlandii, dobrych miejsc do takiej aktywności, natomiast zająć się tym, czym zajmowali się na plaży po wspólnych wariactwach, już z pewnością nikt im nie zabroni. Przylgnęła więc do chłopaka, bez wahania poddając się jego silnym ramionom i odwzajemniała każdy, najdrobniejszy nawet pocałunek. Smak Bruna był czymś, co sprawiało, że z Lastovo dało się znieść. Opierając dłoń na jego policzku, dzieliła się z nim czułościami aż do chwili, w której zafundował jej kolejną nowinę...
- O czym ty mówisz? - Odsunęła się kawałek z bezbrzeżnym zdumieniem wymalowanym na twarzy. - Został ci przecież ostatni rok, przenoszenie się w tej sytuacji jest zupełnie... - Ugryzła się w język, nagle rozumiejąc. Jeśli instynkt jej nie mylił, chłopak bynajmniej nie zawitał na liście uczniów w Hogwarcie ze względu na prestiż szkoły. Tym mógłby kierować się jeszcze jakieś trzy i więcej lat temu, ale nie teraz, gdy swą edukację właściwie kończył.
Uśmiechnęła się więc najpierw nieśmiało, potem nieco szerzej, by, po kolejnym pocałunku - i jeszcze jednym, skradzionym już po zejściu mu z kolan - pociągnąć go lekko ku sypialni. Odruchowo skierowała się do pokoju Sophie, ostatecznie jednak zmieniła zdanie. Teraz, gdy miała pod ręką Bruna, chyba powinna wreszcie zawitać w pokoju przeznaczonym specjalnie dla niej - a teraz właściwie dla nich. To, że Bułgar zostanie tu, na zamku, było dla niej bardziej niż oczywiste. Nawet, gdyby sam wolał przenieść się do pobliskiego miasteczka, Fitzpatrickówna z pewnością mu na to nie pozwoli.
Usadzając chłopaka na brzegu szerokiego łóżka, sama czym prędzej przeszperała swoje własne ciuchy. Na ostatni rajd po irlandzkich pubach strojów odpowiednich może i nie miała, teraz jednak, gdy chodziło raczej o wypad gdzieś na łono natury, potem zaś na Pokątną, bez wahania mogła skomponować sobie zestaw idealny. Rozrzucając wyciągane z torby ubrania na wszystkie strony - musiała wreszcie się rozpakować! - wynalazła wreszcie wygodnie, luźne spodnie w maskujące wzory, do tego zaś o rozmiar za duży t-shirt i stare trampki. Wahając się przez chwilę, spoglądała to na ubrania, to na chłopaka, by wreszcie z nieznacznym uśmiechem przebrać się przy Brunie, nie zaś w łazience. Tylko jasny rumieniec na policzkach zdradzał jej delikatne zawstydzenie. Wprawdzie chłopak widział ją w znacznie większym negliżu - ot, chociażby skąpym bikini, które przywdziewała na siebie po zejściu z windsurfingowej deski - a nawet i topless, gdy zachciało się im spędzić dzień na smażeniu się pod gorącym słońcem Chorwacji, mimo tego wciąż jeszcze nie czuła się w takich sytuacjach absolutnie pewnie i komfortowo. Za bardzo jej na nim zależało, by zupełnie nie przejmować się tym, jak może ją ocenić, jakie mankamenty może dostrzec w jej drobnym ciele.
Już przebrana, skoczyła jeszcze na chwilę przed lustro, by poprawić spięcie włosów i pokryć nieszczególnie zdrowo dziś wyglądającą skórę cienką warstwą pudru, po czym, będąc wreszcie gotową, ponownie wróciła do Bruna. Pochylając się nad nim, nie oparła się pokusie ucałowania go jeszcze raz, słodko i długo, kiedy zaś wzajemnych czułości przeciągać się bardziej nie dało, splotła swą dłoń z jego i już po chwili wędrowali wiejską ścieżką wiodącą do pobliskiego miasteczka.
Re: Jadalnia
- Mój Ty kochany maluszku, zjedz jeszcze troszkę! – Rosalie podniosła niemowlę z błękitnego leżaczka i ułożyła je sobie delikatnie na ramieniu. Tetrowa pieluszka zwisała bezładnie z kieszeni jej pluszowego, kremowego szlafroka. Dochodziła już druga w nocy, a James nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić jej zmrużyć chociażby oko. Tak samo upierdliwy jak ojciec…
Za każdym razem gdy czarownica przysuwała bliżej butelkę wypełnioną mlekiem malec zaciskał swe wąskie, Jamesowe usta i wykrzywiał usta w podkówkę. Po pięciu nieudanych próbach kobieta westchnęła zrezygnowana i wsunęła butelkę do kieszeni szlafroka. Sen już dawno spełzł jej z powiek, a krzyk malca odbijał się echem po całej głowie.
- Pieluszkę masz czystą, jesteś najedzony, o co Ci chodzi, upierdliwcu mały…
Po kolejnych oględzinach czarnowłosa położyła dziecko w wózku i nucąc pod nosem kołysanki, jeździła po całej jadalni, starając się nieco uspokoić kwilącego malca. Po tygodniu spędzonym w towarzystwie wnuczka zdążyła sobie przypomnieć czasy swych bezsennych nocy i dni spędzonych z niewyspaną, marudzącą Grace i Jamesem, który do piątego roku życia miał chyba robaki w tyłku, bo biegał wszędzie jak szalony i szukał jedynie sposobności, by coś zepsuć i doprowadzić matkę do zawału.
- Chcesz mnie wykończyć jak Twój tatuś, tak? Jednemu się nie udało, to drugi jest na dobrej drodze… - kobieta podrapała się po policzku i widząc, że twardy materac wózka najwidoczniej niezbyt podoba się małemu bogaczowi, znów wzięła go na ręce. Niczym największy skarb – delikatnie i powoli zaczęła go kołysać, a gdy po kwadransie ręce już niemal jej odpadły, a James Junior raczył w końcu zamknąć oczy, przytuliła go do siebie i usiadła na fotelu, wpatrując się w ruchome zdjęcia na kominku.
Za każdym razem gdy czarownica przysuwała bliżej butelkę wypełnioną mlekiem malec zaciskał swe wąskie, Jamesowe usta i wykrzywiał usta w podkówkę. Po pięciu nieudanych próbach kobieta westchnęła zrezygnowana i wsunęła butelkę do kieszeni szlafroka. Sen już dawno spełzł jej z powiek, a krzyk malca odbijał się echem po całej głowie.
- Pieluszkę masz czystą, jesteś najedzony, o co Ci chodzi, upierdliwcu mały…
Po kolejnych oględzinach czarnowłosa położyła dziecko w wózku i nucąc pod nosem kołysanki, jeździła po całej jadalni, starając się nieco uspokoić kwilącego malca. Po tygodniu spędzonym w towarzystwie wnuczka zdążyła sobie przypomnieć czasy swych bezsennych nocy i dni spędzonych z niewyspaną, marudzącą Grace i Jamesem, który do piątego roku życia miał chyba robaki w tyłku, bo biegał wszędzie jak szalony i szukał jedynie sposobności, by coś zepsuć i doprowadzić matkę do zawału.
- Chcesz mnie wykończyć jak Twój tatuś, tak? Jednemu się nie udało, to drugi jest na dobrej drodze… - kobieta podrapała się po policzku i widząc, że twardy materac wózka najwidoczniej niezbyt podoba się małemu bogaczowi, znów wzięła go na ręce. Niczym największy skarb – delikatnie i powoli zaczęła go kołysać, a gdy po kwadransie ręce już niemal jej odpadły, a James Junior raczył w końcu zamknąć oczy, przytuliła go do siebie i usiadła na fotelu, wpatrując się w ruchome zdjęcia na kominku.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: POZOSTAŁE MIEJSCA :: Irlandia :: Hrabstwo Kerry :: Posiadłość rodziny Fitzpatrick
Strona 2 z 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach