Plaża
+16
Bohater Niezależny
Maja Vulkodlak
Luis Castellani
Christine Greengrass
Connor Campbell
Adrienne Cryan
Cassidy Thomas
William Greengrass
Marianna Vulkodlak
Aleksy Vulkodlak
Andrea Jeunesse
Logan Campbell
Suzanne Castellani
Colette Roshwel
Marco Castellani
Mistrz Gry
20 posters
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Argentyna :: Buenos Aires
Strona 3 z 3
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Re: Plaża
- Informowanie na odległość to całkiem niezły pomysł. Zawsze to kilka dni frustracji, kiedy ty będziesz daleko. Nie zazdroszczę za to twojej mamie... - Nie wiedziała dokładnie, jak wyładowuje się agresja Hyperiona, ale po tych namiastkach złego humoru, jakie udało jej się zaobserwować przez lata spędzane w posesji Greengrassów, nie był najprzyjemniejszym typem rozmówcy.
- A co do Bułgarii... udało się zorganizować jakieś miejsce? Kto ostatecznie wybiera się z nami? - Choć spontaniczne wakacyjne wyjazdy w ciepłe miejsca nie należały do tradycji w jej rozkładzie, już cieszyła się na perspektywę spędzenia czasu z ukochanym.
- Luis wydaje się być bardzo pewien siebie. I jest całkiem atrakcyjny, zupełnie niepodobny do Castellanich. - Nawiązała, zastanawiając się, czy będzie ich stałym towarzyszem w okresie akademickim.
- Nie myślmy... - Uśmiechnęła się promiennie, odnajdując jego czoło na swoim. Oparła dłonie na jego ramionach, gładząc je delikatnie opuszkami palców i dała mu się prowadzić, łagodnie sunąc na boki do rytmu muzyki. - Cieszę się, że mnie tu zaprosiłeś.
- A co do Bułgarii... udało się zorganizować jakieś miejsce? Kto ostatecznie wybiera się z nami? - Choć spontaniczne wakacyjne wyjazdy w ciepłe miejsca nie należały do tradycji w jej rozkładzie, już cieszyła się na perspektywę spędzenia czasu z ukochanym.
- Luis wydaje się być bardzo pewien siebie. I jest całkiem atrakcyjny, zupełnie niepodobny do Castellanich. - Nawiązała, zastanawiając się, czy będzie ich stałym towarzyszem w okresie akademickim.
- Nie myślmy... - Uśmiechnęła się promiennie, odnajdując jego czoło na swoim. Oparła dłonie na jego ramionach, gładząc je delikatnie opuszkami palców i dała mu się prowadzić, łagodnie sunąc na boki do rytmu muzyki. - Cieszę się, że mnie tu zaprosiłeś.
Re: Plaża
- Zoja zarezerwowała domek nad samym morzem. Aaron z Wisonówną zrezygnowali, są we Francji czy gdzieś tam i nie mają ochoty z nami na wyjazd, ale Christine i Zoja starają się jeszcze kogoś wyciągnąć. Dla mnei to bez znaczenia, Będziesz Ty, Zojka i Christine i to mi wystarczy, aby wakacje były udane. - uśmiechnął się szczerze. Skoro zaakceptował obecność Hanki to zaakceptuje też innych. Juz chyba gorzej być nie może, prawda? No nie licząc drugiego Wilsona, na którego uparła się z kolei Kryśka.
- Cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie - odpowiedział równie cicho powoli przechodząc z delikatnego kiwania się w regularny taniec. W prawdzie nie miał wyjścia i musiał ją tu zaprosić, aby pokazać się publicznie w jej towarzystwie, ale nie był to przykry obowiązek. Z drugiej strony chciał zaprosić Zoję, ale i tak pewnie nie przyjęłaby jego zaproszenia.
- Cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie - odpowiedział równie cicho powoli przechodząc z delikatnego kiwania się w regularny taniec. W prawdzie nie miał wyjścia i musiał ją tu zaprosić, aby pokazać się publicznie w jej towarzystwie, ale nie był to przykry obowiązek. Z drugiej strony chciał zaprosić Zoję, ale i tak pewnie nie przyjęłaby jego zaproszenia.
Re: Plaża
- Może spróbuję wyciągnąć jeszcze Lenę? Nie miałbyś nic przeciwko? - Myśl o przyjaciółce nie dawała jej spokoju od dłuższego czasu. Od kiedy los w dziwny sposób złączył te dwa arcyróżne charaktery, nie zdarzały im się dłuższe przerwy w kontakcie. A teraz, po wakacjach, Gregorovic wróci w hogwarckie mury sama... Nie była to pocieszająca myśl. Przed oczami Cass stanęło przed oczami nigdy nieotwarte pudełeczko kolorowych dropsów nasączonych eliksirem wywołującym nadmierną wesołość, które miało zostać uroczyście spałaszowane na specjalną okazję. A taka już się miała nie powtórzyć. Nie w ostatnich łóżkach po prawej, ze złączonymi baldachimami i wspólną kołdrą. Nie w tym loszku, nie w tym zamku, nie w tej części Szkocji.
Westchnęła, przeganiając obraz czarnowłosej z głowy i skupiając się na Williamie.
- Byłeś już kiedyś w Bułgarii? - Zagaiła, pragnąc przestawić się na weselsze myśli i perspektywę wyjazdu z ukochanym. Jednocześnie oddawała się nienagannemu, tanecznemu prowadzeniu Williama z prawdziwą przyjemnością. Jej obcasy wystukiwały cichy rytm na drewnianych balach molo, sprężynki włosów powiewały lekko a sukieneczka unosiła się subtelnie wokół chudziutkich ud.
Westchnęła, przeganiając obraz czarnowłosej z głowy i skupiając się na Williamie.
- Byłeś już kiedyś w Bułgarii? - Zagaiła, pragnąc przestawić się na weselsze myśli i perspektywę wyjazdu z ukochanym. Jednocześnie oddawała się nienagannemu, tanecznemu prowadzeniu Williama z prawdziwą przyjemnością. Jej obcasy wystukiwały cichy rytm na drewnianych balach molo, sprężynki włosów powiewały lekko a sukieneczka unosiła się subtelnie wokół chudziutkich ud.
Re: Plaża
- Zaproś kogo tylko zechcesz - uśmiechnął się nieznacznie. Naprawdę było mu obojętne kto tam będzie. Gotów był przymknąć oko na każdego o ile ten ktoś nie będzie robił problemów. Gdyby jednak wiedział, że Cass sypiała z Leną w jednym łóżku i w dodatku pod jedną kołdrą tuląc sie do niej przez sen pewnie zmieniłby swoją odpowiedź. Greengrassowie byli bardzo staroświeccy.
- Nie. Zoja się tam urodziła. Pomyślałem, ze może chciałaby znowu tam pojechać. Podobno jest tam bardzo ładnie. I tanio. Uparła się, że nie chce wsparcia finansowego. Mówiłem Ci już, że jedziemy pociągiem? Takim mugolskim? - zapytał unosząc brew. Już raz takim jechał. Mimo, ze co roku korzystali z pociągu, aby dostać się do Hogsmeade to jednak był to zupełnie inny komfort jazdy. Dobrze, ze Zoja nie wymyśliła samolotu, bo na to by się nie zgodził. Pociąg to jednak pociąg.
- I będziemy mieszkać wszyscy razem w domku nad samym morzem - znowu się uśmiechnął na samą myśl o tym. Dłoń ślizgona jakoś tak powoli zsunęła się na pośladki dziewczyny gdy tak kiwali się powoli w tańcu. Ot tak, żeby letni wietrzyk nie podwiał jej sukienki zbyt wysoko.
- Nie. Zoja się tam urodziła. Pomyślałem, ze może chciałaby znowu tam pojechać. Podobno jest tam bardzo ładnie. I tanio. Uparła się, że nie chce wsparcia finansowego. Mówiłem Ci już, że jedziemy pociągiem? Takim mugolskim? - zapytał unosząc brew. Już raz takim jechał. Mimo, ze co roku korzystali z pociągu, aby dostać się do Hogsmeade to jednak był to zupełnie inny komfort jazdy. Dobrze, ze Zoja nie wymyśliła samolotu, bo na to by się nie zgodził. Pociąg to jednak pociąg.
- I będziemy mieszkać wszyscy razem w domku nad samym morzem - znowu się uśmiechnął na samą myśl o tym. Dłoń ślizgona jakoś tak powoli zsunęła się na pośladki dziewczyny gdy tak kiwali się powoli w tańcu. Ot tak, żeby letni wietrzyk nie podwiał jej sukienki zbyt wysoko.
Re: Plaża
Skinęła głową i posłała mu ufny, dziewczęcy, delikatny uśmiech. Nie spodziewała się, że rola narzeczonego przyjdzie mu tak gładko, łatwo i lekko. Że będzie tak pewnie się czuł i pewnie ją przez tę drogę prowadził. Budowała do niego zaufanie, podsycane żarliwymi uczuciami, czuła, że kiełkuje w niej delikatna nadzieja. Nadzieja na to, że William będzie w stanie zdobyć się na miłość.
- Miło, że chcesz jej sprawić podobną przyjemność. Dziwnie musi jej być ze świadomością, że jej krew pochodzi zupełnie z innej części kontynentu... - zmarszczyła ciemne brwi i spojrzała na Williama niepewnie. - Jak właściwie trafiła do Wielkiej Brytanii? Dzieci pochodzące z Bułgarii zwykle uczą się w Durmstrangu...
Właściwie nigdy nie zainteresowała się historią przyjaciółki Williama. Zoja zawsze była gdzieś w tle, wkomponowana w wakacyjne tygodnie w Greengrass Manor. Zwykle się mijały, nie miały też zbyt wiele okazji do wspólnych rozmów, ale Cass zdawała sobie sprawę że dziewczyna jest dla Greengrassów miłym gościem. Tylko, właściwie, dlaczego? I jak ta znajomość się zaczęła?
- Pociąg? - Uniosła brew, wyraźnie zaskoczona. - A co, w Bułgarii nie działają świstokliki?
Poczuła jak po jej talii, lędźwiach i pośladkach sunie dłoń narzeczonego. Westchnęła bezgłośnie, usta samoistnie się rozchyliły w zaskoczeniu a policzki zapłonęły gorącem, zupełnie niezwiązanym z argentyńskim klimatem.
- Miło, że chcesz jej sprawić podobną przyjemność. Dziwnie musi jej być ze świadomością, że jej krew pochodzi zupełnie z innej części kontynentu... - zmarszczyła ciemne brwi i spojrzała na Williama niepewnie. - Jak właściwie trafiła do Wielkiej Brytanii? Dzieci pochodzące z Bułgarii zwykle uczą się w Durmstrangu...
Właściwie nigdy nie zainteresowała się historią przyjaciółki Williama. Zoja zawsze była gdzieś w tle, wkomponowana w wakacyjne tygodnie w Greengrass Manor. Zwykle się mijały, nie miały też zbyt wiele okazji do wspólnych rozmów, ale Cass zdawała sobie sprawę że dziewczyna jest dla Greengrassów miłym gościem. Tylko, właściwie, dlaczego? I jak ta znajomość się zaczęła?
- Pociąg? - Uniosła brew, wyraźnie zaskoczona. - A co, w Bułgarii nie działają świstokliki?
Poczuła jak po jej talii, lędźwiach i pośladkach sunie dłoń narzeczonego. Westchnęła bezgłośnie, usta samoistnie się rozchyliły w zaskoczeniu a policzki zapłonęły gorącem, zupełnie niezwiązanym z argentyńskim klimatem.
Re: Plaża
No cóż, lubił Cassidy więc swoje obowiązku narzeczonego spełniał z przyjemnością. Z Marianną się męczył i raczej unikał jej kiedy nie było to potrzebne. A Cass? Z nią umiał wyobrazić sobie swoją przyszłość. Może i nie kochał jej, ale fakt, że w pewnym sensie się przyjaźnili bardzo ułatwiał mu to wszystko. Może kiedyś ją pokocha.
- Została adoptowana przez znajomą ojca z Ministerstwa. Wpadała czasem do nas na obiady, więc naturalnie Zoja także zaczęła przyjeżdżać. - wyjaśnił pokrótce. Dla osób trzecich przyjaźń Williama, dziedzica Greengrassów z sierotą niewiadomego pochodzenia, która wychowywała się w śród mugoli było czymś abstrakcyjnym, ale jednak prawdziwym. Nie wyobrażał sobie teraz życia bez tej pokręconej dziewczyny. Może i nie była wybitnie szalona, ot zwykła nastolatka ale w towarzystwie wiecznie sztywnych Greengrassów kwalifikowała się po kaftan bezpieczeństwa. I to Will w niej lubił - umiała go rozbawić.
- Nie odpowiada Ci? - zapytał unoszac nieznacznie brew. - W takim razie możemy się teleportować, kiedy reszta już dojedzie.
- Została adoptowana przez znajomą ojca z Ministerstwa. Wpadała czasem do nas na obiady, więc naturalnie Zoja także zaczęła przyjeżdżać. - wyjaśnił pokrótce. Dla osób trzecich przyjaźń Williama, dziedzica Greengrassów z sierotą niewiadomego pochodzenia, która wychowywała się w śród mugoli było czymś abstrakcyjnym, ale jednak prawdziwym. Nie wyobrażał sobie teraz życia bez tej pokręconej dziewczyny. Może i nie była wybitnie szalona, ot zwykła nastolatka ale w towarzystwie wiecznie sztywnych Greengrassów kwalifikowała się po kaftan bezpieczeństwa. I to Will w niej lubił - umiała go rozbawić.
- Nie odpowiada Ci? - zapytał unoszac nieznacznie brew. - W takim razie możemy się teleportować, kiedy reszta już dojedzie.
Re: Plaża
- Rozumiem. Zna swoich biologicznych rodziców? - kiwała się w tańcu, zupełnie ufając Williamowi w kwestii prowadzenia po drewnianym molo. Podobała jej się ta chwila i ten moment - ciepły, argentyński wieczór, łagodna muzyka weselna dochodzącego z pobliskiego namiotu i fakt, że w tym całym ślubnym zgiełku udało im się znaleźć odrobinę prywatności.
- Nie, nie. To nie tak, że pociąg mi nie odpowiada, przywykłam do tego, który odwozi nas do Hogwartu, więc nie jest to jakieś szczególne udziwnienie... Ale to trochę nietypowy środek transportu. Zoja boi się teleportacji? - Nie chciała narzucać mu sposobu w jaki mają dostać się na wymarzone wakacje, bo w jego towarzystwie to mogłaby tam lecieć nawet na hipogryfie. Powodowała nią raczej ciekawość.
- Teleportacja do nieznanego kraju może nie być najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że kompletnie nie orientuję się w ich sieci zabezpieczeń magicznych. Ale świstokliki pewnie kursują regularnie. - Wzruszyła delikatnie ramionami. - Jeśli tobie pociąg odpowiada, bardzo chętnie.
- Nie, nie. To nie tak, że pociąg mi nie odpowiada, przywykłam do tego, który odwozi nas do Hogwartu, więc nie jest to jakieś szczególne udziwnienie... Ale to trochę nietypowy środek transportu. Zoja boi się teleportacji? - Nie chciała narzucać mu sposobu w jaki mają dostać się na wymarzone wakacje, bo w jego towarzystwie to mogłaby tam lecieć nawet na hipogryfie. Powodowała nią raczej ciekawość.
- Teleportacja do nieznanego kraju może nie być najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że kompletnie nie orientuję się w ich sieci zabezpieczeń magicznych. Ale świstokliki pewnie kursują regularnie. - Wzruszyła delikatnie ramionami. - Jeśli tobie pociąg odpowiada, bardzo chętnie.
Re: Plaża
- Nie. Chyba nie - dodał nie do końca pewien. Zoja kiedyś mu o tym opowiadała, ale teraz już nie pamiętał szczegółów. Pamiętał jednak, że w jej akcie urodzenia widniała czysta krew. Zapamiętał do doskonale, bo ojciec upierał się, by to sprawdzić, kiedy Morwen pierwszy raz przyprowadziła dziewczynę do ich domu. To była żelazna zasada: nie kalać domu brudną krwią. Ciekawe czy nadal obowiązuje biorąc pod uwagę pannę Cryan?
-Trochę. Nie idzie jej to najlepiej. Będziecie miały więcej czasu na poznanie się przed przyjazdem na miejsce - uśmiechnął się. Trochę się tego obawiał, ale miał nadzieję, że mimo wszystko się polubią. Chciałby, żeby się lubiły, żeby nie musiał wybierać, żeby nie tracił kontaktu z Bułgarką.
Muzyka zmieniła się na skoczniejszą, więc przestał dreptać w miejscu z dziewczyną, podziękował skinieniem głowy za taniec i odsunął się opierajac się o barierkę.
- Ciekawe kto złapie bukiet. Chyba powinnaś ustawić się w kolejce - wyszczerzył białe zabki w uśmiechu zerkając w kierunku namiotu. Czy złapałaby czy nie jedno było pewnie - już wkrótce będą małżeństwem, szybciej niż się tego oboje spodziewają.
-Trochę. Nie idzie jej to najlepiej. Będziecie miały więcej czasu na poznanie się przed przyjazdem na miejsce - uśmiechnął się. Trochę się tego obawiał, ale miał nadzieję, że mimo wszystko się polubią. Chciałby, żeby się lubiły, żeby nie musiał wybierać, żeby nie tracił kontaktu z Bułgarką.
Muzyka zmieniła się na skoczniejszą, więc przestał dreptać w miejscu z dziewczyną, podziękował skinieniem głowy za taniec i odsunął się opierajac się o barierkę.
- Ciekawe kto złapie bukiet. Chyba powinnaś ustawić się w kolejce - wyszczerzył białe zabki w uśmiechu zerkając w kierunku namiotu. Czy złapałaby czy nie jedno było pewnie - już wkrótce będą małżeństwem, szybciej niż się tego oboje spodziewają.
Re: Plaża
Wszystkie plany Holenderki dotyczące miłego i spontanicznego pobytu w Argentynie prysnęły niczym bańka mydlana. Już nawet nie chodziło o spędzenie tego czasu z Luisem, co jak sie okazało, od początku nie było zbyt dobrym pomysłem, a o to iż nie dość, że nie spędzała dobrze czasu, nie miała z kim go spędzić to na dodatek nawet nie miała jak się wydostać z tego cholernego Buenos. Dlatego odkąd rozstała się z Castellanim pod tą uroczą knajpką, do której ją zabrał z obietnicą miłego wieczoru, ukrytą w jego złotych tęczówkach, szwendała się po małych, wąskich uliczkach w poszukiwaniu czarodziejskich miejsc. Szukała jakichkolwiek przejawów magii, na które mugole byli kompletnie ślepi. Kiedy zaczął zapadać zmierzch, a Sanne miała wrażenie, że idzie tą samą uliczką już po raz piąty, zrezygnowała ze swych poszukiwań i po prostu postanowiła iść przed siebie. Obrała konkretny kierunek i szła wzdłuż wąskiej alejki, która - jak to się okazało po dziesięciu minutach marszu - doprowadziła ją na plażę. Holenderka rozejrzała się po okolicy, ale nie udało jej się dostrzec nikogo w pobliżu. Jej ciemne tęczówki zatrzymały się na horyzoncie, gdzie słońce już się chowało w ciemną toń oceanu. Dziewczyna złapała kilka głębokich oddechów i usiadła na suchej kłodzie, zastanawiając się jak mogłaby się stąd wydostać, czy Błędny Rycerz mógłby ją tu znaleźc, czy działa jedynie na terenie Anglii? Teraz jedynie to było jej zmartwieniem, które postanowiła na spokojnie rozważyć przy butelce piwa kremowego, które zostało jej jeszcze z mistrzostw. Odkapslowała je i upiła niewielki łyczek, zaczynając wewnętrzną burzę myśli od pytania: Nigdy się nie nauczysz, van Rijn... Prawda?
Re: Plaża
Po włoskim obiedzie w barwnej dzielnicy Caminito, wracali nabrzeżem rozciągającym się, aż po dzikie plaże domów bogatych właścicieli. Adrienne przeszła najmniejsza ochota na powrót do Anglii, kiedy po paru wyuczonych słowach po hiszpańsku, ludzie serdecznie się do nich uśmiechali i śmiali z jej kaleczącego język akcentu. Wesoły gwar ucichł, kiedy oddalili się od ulic, a Adzie wróciła chęć na rozmyślania. Do Nowego Yorku było stąd bardzo daleko, prawda?
- Tylko raz - powiedziała nagle, idąc po kostki zanurzona w wodzie na brzegu. I tyle z ciepłych skarpetek, które pożyczył jej Luis. Pozbyła się ich tak szybko, jak tylko je dał. Miała je teraz wciśnięte do adidasów, które jakimś cudem ze sobą zabrała i niosła teraz w wolnej dłoni. Druga była od jego strony i tylko czekała jak ją od czasu do czasu za nią złapie. Po pani profesor z rana nie pozostało nic, poza wysokim kucykiem na głowie, który sobie ponownie zawiązała. Czarną spódnicę zastąpiły znane już z wakacji dżinsowe szorty, a sztywną koszulę, prosty t-shirt, który został najprawdopodobniej podebrany z nie do końca jeszcze opróżnionej garderoby Suzanne.
- Tylko raz się zakochałam - wyjaśniła. Nie od razu zrozumiał, bo trochę kazała mu czekać z kontynuowaniem tej rozmowy. Nie wiedziała też do końca, czy sam Luis tego chce, ale już dużo wcześniej postanowiła sobie być z nim szczera i musiała po prostu zamknąć to otwarte pytanie. - Tyle razy mi jednak powtarzano, że to nie jest to prawdziwe uczucie do chłopca, że nie wiem co jest czym. Dlatego chodzę na terapię, gdzie ktoś mi mówi jak mam nazywać emocje, a ja dalej tego nie rozumiem.
To ciężkie uczucie ciszy znowu między nimi zawisło, kiedy od razu nie odpowiedział. Nie dała mu więc dojść do słowa i przystanęła, patrząc na niego pytająco.
- Powinnam była powiedzieć o tym wcześniej, że masz kontakt z dziwaczką? - uśmiechnęła się nerwowo. Nie była pewna. Trochę się już znali, ale nie chodzili ze sobą i rozmawiali w większości przypadków o codziennych rzeczach. Znali się, ale mimo to nie wiedzieli o sobie wielu rzeczy, bo nic nie działało zobowiązująco do tego, żeby się tym dzielić. Teraz jednak poczuła się niewygodnie, tak jakby to przed nim ukrywała. Musiał mieć nieźle już wyrobione o niej zdanie. Wariatka i puszczalska.
- Tylko raz - powiedziała nagle, idąc po kostki zanurzona w wodzie na brzegu. I tyle z ciepłych skarpetek, które pożyczył jej Luis. Pozbyła się ich tak szybko, jak tylko je dał. Miała je teraz wciśnięte do adidasów, które jakimś cudem ze sobą zabrała i niosła teraz w wolnej dłoni. Druga była od jego strony i tylko czekała jak ją od czasu do czasu za nią złapie. Po pani profesor z rana nie pozostało nic, poza wysokim kucykiem na głowie, który sobie ponownie zawiązała. Czarną spódnicę zastąpiły znane już z wakacji dżinsowe szorty, a sztywną koszulę, prosty t-shirt, który został najprawdopodobniej podebrany z nie do końca jeszcze opróżnionej garderoby Suzanne.
- Tylko raz się zakochałam - wyjaśniła. Nie od razu zrozumiał, bo trochę kazała mu czekać z kontynuowaniem tej rozmowy. Nie wiedziała też do końca, czy sam Luis tego chce, ale już dużo wcześniej postanowiła sobie być z nim szczera i musiała po prostu zamknąć to otwarte pytanie. - Tyle razy mi jednak powtarzano, że to nie jest to prawdziwe uczucie do chłopca, że nie wiem co jest czym. Dlatego chodzę na terapię, gdzie ktoś mi mówi jak mam nazywać emocje, a ja dalej tego nie rozumiem.
To ciężkie uczucie ciszy znowu między nimi zawisło, kiedy od razu nie odpowiedział. Nie dała mu więc dojść do słowa i przystanęła, patrząc na niego pytająco.
- Powinnam była powiedzieć o tym wcześniej, że masz kontakt z dziwaczką? - uśmiechnęła się nerwowo. Nie była pewna. Trochę się już znali, ale nie chodzili ze sobą i rozmawiali w większości przypadków o codziennych rzeczach. Znali się, ale mimo to nie wiedzieli o sobie wielu rzeczy, bo nic nie działało zobowiązująco do tego, żeby się tym dzielić. Teraz jednak poczuła się niewygodnie, tak jakby to przed nim ukrywała. Musiał mieć nieźle już wyrobione o niej zdanie. Wariatka i puszczalska.
Re: Plaża
Lubiłem takie leniwe popołudnia podczas których mogę spokojnie przemieszczać się po ukochanym mieście bez czekających na mnie obowiązków. W pracy wyskoczył urlop wraz z nieobecnością szefa, uczelnia nie zając, a Marco w ten weekend zostaje w Hogwarcie żeby zrobić dzieciakom zaległe szlabany i dodatkowe treningi. Matka nadal nie może na mnie patrzeć, a dziadek twierdzi, że póki co powinienem zająć się swoim życiem. Więc się zajmuję. Nieśpiesznie brnąc przez piaszczystą plażę w butach do biegania idąc obok Ady w miejscach które obmyły niedawno fale, więc piasek nie pchał się aż tak bardzo do butów. W zwykłej ciszy szliśmy do przodu obejmując tym samym najkrótszą drogę do domu Marco. W ciszy dopóki nie przerwały ją jej słowa. Z niezrozumieniem zmarszczyłem czoło kiedy zaczęła mówić. Dopiero kolejne słowa wszystko wyjaśniły. Myślałem, że pytanie które padło wcześniej zostało już puszczone w niepamięć i raczej na nie nie odpowie. I nie miałbym nic przeciwko gdyby nie odpowiedziała. To jej życie i jej sprawy. Jeśli nie chce się nimi ze mną dzielić pozostaje mi to jedynie uszanować i zrozumieć. Nie przerwałem jej jednak uważnie słuchając tego co ma do powiedzenia i z każdym słowem czułem jak moja sympatia do niej wzrasta. Też była na swój sposób popieprzona. Dobrze wiedzieć, że nie jestem w tym osamotniony. Zanim jednak zdążyłem ją przekonać, że jest całkiem normalna i całkiem fajna to ona zatrzymała się znów się odzywając. Ująłem jej twarz w dłonie uśmiechając się lekko.
- Nie jesteś dziwaczką, Adrienne. - powiedziałem stanowczym tonem kciukiem gładząc jej prawy policzek. I wcale nie patrzyłem na nią jak na puszczalską wariatkę. Bo gdyby ona była puszczalską wariatką to kim byłbym ja? Sadystycznym pedofilem. A przecież to nie tak. Przecież to bardziej skomplikowane.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. - dodałem jeszcze zanim musnąłem jej wargi w delikatnym pocałunku.
- Nie jesteś dziwaczką, Adrienne. - powiedziałem stanowczym tonem kciukiem gładząc jej prawy policzek. I wcale nie patrzyłem na nią jak na puszczalską wariatkę. Bo gdyby ona była puszczalską wariatką to kim byłbym ja? Sadystycznym pedofilem. A przecież to nie tak. Przecież to bardziej skomplikowane.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. - dodałem jeszcze zanim musnąłem jej wargi w delikatnym pocałunku.
Re: Plaża
Został ostrzeżony już drugi raz. Była popieprzona, chociaż to zdanie należało do świata, a nie do niej samej. Wmówiono jej to w końcu na tyle, żeby tak zacząć się opisywać, ale to inni mieli ze sobą większe problemy, niż ta dwójka. Okazało się w końcu, że jest ktoś oprócz jej brata, kto potrafi ją zrozumieć. I chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka w tej chwili była dzięki niemu szczęśliwa.
- Wiesz, że trudno Cię zrazić? - odpowiedziała na muśnięcie warg lekkim uśmiechem. Przyłożyła swoją dłoń do jego i odjęła ją sobie od twarzy. Splotła ich palce razem i ruszyli znowu z miejsca. Zrobiło jej się lżej, kiedy miała jedną tajemnicę mniej na głowie. Nie była przygaszona podczas tego spaceru, ale coś widocznie ją odblokowało, kiedy się z tego zwierzyła.
- Mówią na to aleksytymizm, ale preferuję określenie emocjonalnego analfabety - dodała, patrząc na wprost siebie i nie oglądając się już na Argentyńczyka. Dopóki czuła jego obok było dobrze. Nawet przed Liamem nigdy nie zwierzyła jaka jest przyczyna jej leczenia. Jej brat był psychologiem i czasem wiedział zbyt wiele, nawet o to nie pytając. Może dlatego Adrienne była rozleniwiona w mówieniu samej o sobie. Całe życie zdawało jej się, że każdy wie lepiej od niej, czego w życiu oczekuje i kim ma zostać, więc się nad tym nie zastanawiała, idąc ślepo za starszym z Cryan'ów. Dopiero idąc na studia zrozumiała, że coś jest nie tak.
- Moje uczucia określa zwykle za mnie ciało. Skoro Ci o tym wszystkim w końcu powiedziałam, oznacza to, że lubię Cię aż za bardzo i wiesz o mnie teraz tak dużo, że będę musiała pomyśleć nad zaklęciem Fideliusa... - skończyła całkiem poważnym tonem, chociaż w jej oczach błyszczało rozbawienie. Czas było zmienić obiekt tematu, więc spojrzała na niego wyzywająco.
- Albo będziesz musiał się ze mną podzielić czymś równie osobistym i będziemy kwita.
- Wiesz, że trudno Cię zrazić? - odpowiedziała na muśnięcie warg lekkim uśmiechem. Przyłożyła swoją dłoń do jego i odjęła ją sobie od twarzy. Splotła ich palce razem i ruszyli znowu z miejsca. Zrobiło jej się lżej, kiedy miała jedną tajemnicę mniej na głowie. Nie była przygaszona podczas tego spaceru, ale coś widocznie ją odblokowało, kiedy się z tego zwierzyła.
- Mówią na to aleksytymizm, ale preferuję określenie emocjonalnego analfabety - dodała, patrząc na wprost siebie i nie oglądając się już na Argentyńczyka. Dopóki czuła jego obok było dobrze. Nawet przed Liamem nigdy nie zwierzyła jaka jest przyczyna jej leczenia. Jej brat był psychologiem i czasem wiedział zbyt wiele, nawet o to nie pytając. Może dlatego Adrienne była rozleniwiona w mówieniu samej o sobie. Całe życie zdawało jej się, że każdy wie lepiej od niej, czego w życiu oczekuje i kim ma zostać, więc się nad tym nie zastanawiała, idąc ślepo za starszym z Cryan'ów. Dopiero idąc na studia zrozumiała, że coś jest nie tak.
- Moje uczucia określa zwykle za mnie ciało. Skoro Ci o tym wszystkim w końcu powiedziałam, oznacza to, że lubię Cię aż za bardzo i wiesz o mnie teraz tak dużo, że będę musiała pomyśleć nad zaklęciem Fideliusa... - skończyła całkiem poważnym tonem, chociaż w jej oczach błyszczało rozbawienie. Czas było zmienić obiekt tematu, więc spojrzała na niego wyzywająco.
- Albo będziesz musiał się ze mną podzielić czymś równie osobistym i będziemy kwita.
Re: Plaża
Hyperion na plaży to niezwykle rzadki widok. Hyperion na plaży w kąpielówkach pluskający się w morzu to widok absurdalny. A jednak. Było mu cholernie gorąco i w końcu skusił się na chłodzącą kąpiel z żoną. Był niezłym pływakiem. Kiedyś niestrasznie mu były takie zabawy z chłopakami. Chętnie korzystał z plaży i basenu Castellanich do póki ktoś mu nei wepchnął kija w dupę. Już dawno nei pozwalał sobie na tyle luzu co dziś. Jak widać letnia rezydencja dobrze mu służy.
- Przestań - niemal warknął, gdy Catherine po raz kolejny odważyła się podnieść rękę na męża ochlapując go wodą, a potem... oddał jej uśmiechając się złośliwie!
Zanurkował jeszcze raz a potem wypłynął bliżej brzegu i powoli walcząc z niewielkimi falami wydostał się na ląd. Starczy pluskania. Przeczesał mokre włosy palcami podchodząc do dwóch leżaków ukrytych pod parasolem i z kosza piknikowego wyciągnął butelkę schłodzonej odpowiednim zaklęciem wody, której się napił chcąc pozbyć się smaku soli z ust. Już z brzegu obserwował żonę, która została w wodzie.
- Przestań - niemal warknął, gdy Catherine po raz kolejny odważyła się podnieść rękę na męża ochlapując go wodą, a potem... oddał jej uśmiechając się złośliwie!
Zanurkował jeszcze raz a potem wypłynął bliżej brzegu i powoli walcząc z niewielkimi falami wydostał się na ląd. Starczy pluskania. Przeczesał mokre włosy palcami podchodząc do dwóch leżaków ukrytych pod parasolem i z kosza piknikowego wyciągnął butelkę schłodzonej odpowiednim zaklęciem wody, której się napił chcąc pozbyć się smaku soli z ust. Już z brzegu obserwował żonę, która została w wodzie.
Re: Plaża
To nie tak, że nie docierały do mnie jej ostrzeżenia o trzymaniu się z daleka. Po prostu uważałem, że nie jest to nic na tyle strasznego. W końcu sam nie byłem lepszy. Można nawet powiedzieć, że byłem gorszy, bo ona chociaż przyznawała się otwarcie do problemu i walczyła z nim wydając krocie na jakiegoś szarlatana. A ja? Ja żyłem sobie trzymając w głowie całe moje popieprzenie i od czasu do czasu dawałem się ponieść. Ostatnio prawie wcale. Jednak nie oznacza to wcale, że jestem normalny, bo jeszcze nie jestem. Nadal nie znoszę hałasu, bo mam od tego migrenę, nadal mnie kręci związywanie kobiet i nadal mam ochotę zamoczyć w pewnej nastolatce. Ale tak poza tym jest naprawdę nieźle. Poza tym jest całkiem normalnie. Chociaż nadal się nie zakochuję i nadal dostaję drgawek na myśl o związku.
- A chcesz mnie zrazić? - zapytałem z szerokim uśmiechem, choć pewnie już znałem odpowiedź na to pytanie. Po prostu chciała zagrać w otwarte karty. Po prostu zrobiła coś co ja powinienem już dawno zrobić. Dlatego kiedy szliśmy brzegiem i odbiła piłeczkę wybrałem najmniej, a jednocześnie najbardziej osobistą rzecz na świecie. Temat niezwykle drażliwy.
- Moja matka nie może na mnie patrzeć i z każdym dniem jest coraz gorzej. Na początku jest wszystko dobrze, ale po pięciu minutach zaczyna mnie bić i rzucać wyzwiskami, a po siedmiu minutach zaczyna się rozbierać, bo myli mnie z moim ojcem. Wpadła w skrajny alkoholizm, mój dziadek nad nią nie panuje, bo to jego ukochana córeczka, a ja... Ja nie mogę jej pomóc. Nie mogę się do niej zbliżać, bo teraz dziadek nie pozwala mi wchodzić na teren swojej posiadłości. A mój ojciec... Mój ojciec jest jawnym uciekinierem politycznym. Narobił brudu i zwiał zostawiając za sobą tak mało śladów, że od prawie roku nie jestem w stanie go zlokalizować. Ani ja, ani człowiek który mi w tym pomaga. Czy teraz jesteśmy kwita? - słowa same płynęły z moich ust, a na koniec uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Ach! Najbardziej osobiste jest to, że dałem się kiedyś wyrzeźbić. Nago. Wiesz, ta słabość do brunetek. I ona tą rzeźbę sprzedała. I teraz moje przyrodzenie codziennie można oglądać w biurze mojej szefowej, a ona nawet o tym nie wie. Historia prawdziwa. - dobra zmiana tematu? Każda zmiana tematu byłaby lepsza. Zacisnąłem mocniej palce na jej dłoni i zboczyłem nieco z trasy, bo woda wlała mi się do buta. I kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem dwie postaci w wodzie, ale zbytnio się im nie przyglądałem przenosząc wzrok na blondynkę.
- Musisz kiedyś wpaść do biura i to zobaczyć. - dodałem jeszcze z szerokim i kompletnie niepoważnym uśmiechem. Tak, dzisiaj jest dzień dobrego nastroju i nawet opowieści o mojej popieprzonej jak lato z radiem rodzince tego nie zmienią.
- A chcesz mnie zrazić? - zapytałem z szerokim uśmiechem, choć pewnie już znałem odpowiedź na to pytanie. Po prostu chciała zagrać w otwarte karty. Po prostu zrobiła coś co ja powinienem już dawno zrobić. Dlatego kiedy szliśmy brzegiem i odbiła piłeczkę wybrałem najmniej, a jednocześnie najbardziej osobistą rzecz na świecie. Temat niezwykle drażliwy.
- Moja matka nie może na mnie patrzeć i z każdym dniem jest coraz gorzej. Na początku jest wszystko dobrze, ale po pięciu minutach zaczyna mnie bić i rzucać wyzwiskami, a po siedmiu minutach zaczyna się rozbierać, bo myli mnie z moim ojcem. Wpadła w skrajny alkoholizm, mój dziadek nad nią nie panuje, bo to jego ukochana córeczka, a ja... Ja nie mogę jej pomóc. Nie mogę się do niej zbliżać, bo teraz dziadek nie pozwala mi wchodzić na teren swojej posiadłości. A mój ojciec... Mój ojciec jest jawnym uciekinierem politycznym. Narobił brudu i zwiał zostawiając za sobą tak mało śladów, że od prawie roku nie jestem w stanie go zlokalizować. Ani ja, ani człowiek który mi w tym pomaga. Czy teraz jesteśmy kwita? - słowa same płynęły z moich ust, a na koniec uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Ach! Najbardziej osobiste jest to, że dałem się kiedyś wyrzeźbić. Nago. Wiesz, ta słabość do brunetek. I ona tą rzeźbę sprzedała. I teraz moje przyrodzenie codziennie można oglądać w biurze mojej szefowej, a ona nawet o tym nie wie. Historia prawdziwa. - dobra zmiana tematu? Każda zmiana tematu byłaby lepsza. Zacisnąłem mocniej palce na jej dłoni i zboczyłem nieco z trasy, bo woda wlała mi się do buta. I kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem dwie postaci w wodzie, ale zbytnio się im nie przyglądałem przenosząc wzrok na blondynkę.
- Musisz kiedyś wpaść do biura i to zobaczyć. - dodałem jeszcze z szerokim i kompletnie niepoważnym uśmiechem. Tak, dzisiaj jest dzień dobrego nastroju i nawet opowieści o mojej popieprzonej jak lato z radiem rodzince tego nie zmienią.
Re: Plaża
Dał wyciągnąć się na plażę. Czyżby typowo argentyński klimat wyciągnął kij od miotły który lata temu niechcący się tam znalazł? Nieważne. Ważne jest to, że z szerokim uśmiechem obserwowała go leniwie unoszącego się na głębokiej wodzie. I nie mogła nie powstrzymać się, żeby go ochlapać. Ma przestać? Dobrze, przestanie. Nie spodziewała się jednak, że jej odda. Ze śmiechem dała nura pod wodę odpływając w stronę zgoła przeciwną, aby zaraz zawrócić i nieśpiesznym kraulem ruszyć w stronę brzegu. Kiedy wyszła z wody od razu skierowała się na leżaki, aby związać mokre włosy w niski kok i nasunąć na głowę kapelusz z dużym rondem i wielkie okulary przeciwsłoneczne, a w biodrach przewiązać się czarną chustą tak mocno kontrastującą z jej jasną cerą. Jednak pani Greengrass lubowała się w czerni, bowiem tylko czerń bezbłędnie podkreślała jej krągłości.
- Na pewno musimy jutro wracać? - upewniła się marszcząc przy tym z niezadowoleniem nos. Nie chciała wracać i coraz częściej odnosiła wrażenie, że jej mąż podziela tą opinię. Schyliła się właśnie po swoją butelkę z wodą, kiedy na horyzoncie dostrzegła znajome postaci. Zbyt znajome. Z cichym świstem wciągnęła powietrze wyginając wargi w szerokim uśmiechu.
- Och, Luis nadal spotyka się z tą blondynką. Któż by przypuszczał? Sądziłam, że to krótkotrwała znajomość w stylu Castellanich - powiedziała obserwując jego reakcję zza ciemnych szkieł, po czym wyciągnęła rękę machając radośnie kiedy spojrzenie młodego Argentyńczyka zatrzymało się na nich na dłużej. Lubiła tego chłopaka, ale głównie przez wzgląd na jego brata. Nie mogła jednak mu odmówić uroku osobistego.
- Jak ona się nazywała? Annie? Annette? Andriene? - rzuciła mimochodem wciąż szeroko się uśmiechając.
- Na pewno musimy jutro wracać? - upewniła się marszcząc przy tym z niezadowoleniem nos. Nie chciała wracać i coraz częściej odnosiła wrażenie, że jej mąż podziela tą opinię. Schyliła się właśnie po swoją butelkę z wodą, kiedy na horyzoncie dostrzegła znajome postaci. Zbyt znajome. Z cichym świstem wciągnęła powietrze wyginając wargi w szerokim uśmiechu.
- Och, Luis nadal spotyka się z tą blondynką. Któż by przypuszczał? Sądziłam, że to krótkotrwała znajomość w stylu Castellanich - powiedziała obserwując jego reakcję zza ciemnych szkieł, po czym wyciągnęła rękę machając radośnie kiedy spojrzenie młodego Argentyńczyka zatrzymało się na nich na dłużej. Lubiła tego chłopaka, ale głównie przez wzgląd na jego brata. Nie mogła jednak mu odmówić uroku osobistego.
- Jak ona się nazywała? Annie? Annette? Andriene? - rzuciła mimochodem wciąż szeroko się uśmiechając.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Plaża
- Chcę żebyś się na mnie poznał - odpowiedziała, zgodnie z jego przewidywaniami. Zrażenie go do siebie było ostatnią rzeczą, którą chciała zrobić, chociaż mogła być temu bliska, jeśli zacznie snuć plany na przyszłość uwzględniając w nich Luisa. Na to jednak było jeszcze za wcześnie i zaprzątała sobie główki takimi tematami.
Nie chciała, żeby potraktował jej słowa jako polecenie, któremu musi sprostać, ale nie przerwała mu kiedy zaczął już mówić. Wysłuchała jego zwierzenia, a te okazało się bardziej osobiste, niż by przypuszczała. Ponieważ dotyczyło rodziny.
Zawsze chciała poznać matkę Luisa. Wypowiadał się o niej w taki sposób, jakby była to najważniejsza osoba dla niego w życiu. Już od pierwszego wieczora w mieszkaniu Argentyńczyka dostrzegła, że jego największym pragnieniem jest zostać przez nią zaakceptowanym. Dlatego ciężko pracował i się uczył. Sprzątał swoje mieszkanie, kupował specjalne smakołyki, które mu się z nią kojarzyły... Czekał na nią, a Adrienne się zastanawiała, kiedy przyjdzie jej w końcu trafić na panią Castellani, której brakowało na weselu wnuczki. Teraz historia zaczynała składać się do kupy.
Ścisnęła mocniej jego dłoń, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Też była wdzięczna za to że z czegoś się w końcu zwierzył. Kto by pomyślał, że ten wyjazd obróci się w takie spotkania "z Wielkim Bratem".
Nastrój zupełnie się zmienił, kiedy przeszedł do drugiej opowieści. Blondynka spojrzała na niego z rozbawieniem, ale i otwartą buzią z teatralnego zdziwienia. Popieprzenie popieprzeniem, ale tego by się nie spodziewała.
- Zdecydowanie brakuje mi w pamiętniczku takiej perełki! Mój kochanek jest artystą, a ja jego muzą. Zupełnie jak scenariusz z taniego romansu! - zaśmiała się, może nie do końca mu dowierzając w tą opowieść. Dlatego przytaknęła, kiedy powiedział, że musi to zobaczyć. - W takim razie jestem w poniedziałek u Ciebie w biurze. Skoro nikt się nie domyślił, że to Ty... Czuję jakieś przekłamanie w wyrzeźbionych wymiarach - uśmiechnęła się przesłodko, mrugając do niego. Jej uwaga była skupiona przez dłuższy czas na Luisie, ale musiała spojrzeć czasem pod nogi, bądź na wprost siebie. W końcu dojrzała jakieś sylwetki będące na plaży, a potem spojrzenie jej przyjaciela, które w nich utkwiło. A skoro to właściwie już plaża koło domu Castellanich to... Ech, któż by to inny mógł być. Perfect timing.
Czarnowłosa postać pomachała do nich radośnie, a Ada uświadomiła sobie komiczność tej sytuacji. To ona ucieka z Londynu, zmienia grafik w pracy, walczy o zmianę swoich dotychczasowych obowiązków, tylko po to, żeby unikać Hyperiona, a wpada na niego na końcu innego kontynentu. Wybornie!
- Myślałam, że Marco jest w szkole... - szepnęła do chłopaka, zdając sobie nagle sprawę z tego, że się zbliżają do państwa Greengrass'ów. No nie wypadałoby, żeby teraz zawrócili, prawda?
Boże, ale ta kobieta była piękna... Adrienne skupiła swoją uwagę na Cath, najnormalniej w świecie bojąc się spojrzenia jej męża. Wiedziała jakie ma nad nią kontrolę i z pewnością momentalnie zamarłby jej oddech w gardle na widok tego mężczyzny w czarnych kąpielówkach. Na Merlina, zlitujcie się i okryjcie czymkolwiek...
Nie chciała, żeby potraktował jej słowa jako polecenie, któremu musi sprostać, ale nie przerwała mu kiedy zaczął już mówić. Wysłuchała jego zwierzenia, a te okazało się bardziej osobiste, niż by przypuszczała. Ponieważ dotyczyło rodziny.
Zawsze chciała poznać matkę Luisa. Wypowiadał się o niej w taki sposób, jakby była to najważniejsza osoba dla niego w życiu. Już od pierwszego wieczora w mieszkaniu Argentyńczyka dostrzegła, że jego największym pragnieniem jest zostać przez nią zaakceptowanym. Dlatego ciężko pracował i się uczył. Sprzątał swoje mieszkanie, kupował specjalne smakołyki, które mu się z nią kojarzyły... Czekał na nią, a Adrienne się zastanawiała, kiedy przyjdzie jej w końcu trafić na panią Castellani, której brakowało na weselu wnuczki. Teraz historia zaczynała składać się do kupy.
Ścisnęła mocniej jego dłoń, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Też była wdzięczna za to że z czegoś się w końcu zwierzył. Kto by pomyślał, że ten wyjazd obróci się w takie spotkania "z Wielkim Bratem".
Nastrój zupełnie się zmienił, kiedy przeszedł do drugiej opowieści. Blondynka spojrzała na niego z rozbawieniem, ale i otwartą buzią z teatralnego zdziwienia. Popieprzenie popieprzeniem, ale tego by się nie spodziewała.
- Zdecydowanie brakuje mi w pamiętniczku takiej perełki! Mój kochanek jest artystą, a ja jego muzą. Zupełnie jak scenariusz z taniego romansu! - zaśmiała się, może nie do końca mu dowierzając w tą opowieść. Dlatego przytaknęła, kiedy powiedział, że musi to zobaczyć. - W takim razie jestem w poniedziałek u Ciebie w biurze. Skoro nikt się nie domyślił, że to Ty... Czuję jakieś przekłamanie w wyrzeźbionych wymiarach - uśmiechnęła się przesłodko, mrugając do niego. Jej uwaga była skupiona przez dłuższy czas na Luisie, ale musiała spojrzeć czasem pod nogi, bądź na wprost siebie. W końcu dojrzała jakieś sylwetki będące na plaży, a potem spojrzenie jej przyjaciela, które w nich utkwiło. A skoro to właściwie już plaża koło domu Castellanich to... Ech, któż by to inny mógł być. Perfect timing.
Czarnowłosa postać pomachała do nich radośnie, a Ada uświadomiła sobie komiczność tej sytuacji. To ona ucieka z Londynu, zmienia grafik w pracy, walczy o zmianę swoich dotychczasowych obowiązków, tylko po to, żeby unikać Hyperiona, a wpada na niego na końcu innego kontynentu. Wybornie!
- Myślałam, że Marco jest w szkole... - szepnęła do chłopaka, zdając sobie nagle sprawę z tego, że się zbliżają do państwa Greengrass'ów. No nie wypadałoby, żeby teraz zawrócili, prawda?
Boże, ale ta kobieta była piękna... Adrienne skupiła swoją uwagę na Cath, najnormalniej w świecie bojąc się spojrzenia jej męża. Wiedziała jakie ma nad nią kontrolę i z pewnością momentalnie zamarłby jej oddech w gardle na widok tego mężczyzny w czarnych kąpielówkach. Na Merlina, zlitujcie się i okryjcie czymkolwiek...
Re: Plaża
- Kończy mi się urlop - przyznał dość niechętnie. Rzeczywiście podobało mu się tu coraz bardziej. Ciekawe tylko czy wpływ na to miał tutejszy klimat i widoki czy też zajebisty seks jakiego doświadczył po tak długim poście? Może i mógłby tu zamieszkać na stałe... gdy juz przejdzie na emeryturę. Nie rzuci pracy, Cath dobrze o tym wie. Tak jak obiecał, będą tu spędzać weekendy i niektóre święta, ale stały pobyt póki co nie wchodził w grę. Może płakac i błagać, ale zdania nie zmieni. Zaszedł zbyt daleko, by wszystko rzucić.
"Luis nadal spotyka się z tą blondynką"
Reakcja na te słowa mogła być tylko jedna i nietrudno domyślić się jaka. Szczęki mężczyzny zacisnęły sie mocno, twarz poczerwieniała a oczy zmrużyły się groźnie gdy wstrzymał oddech. Powoli podążył wzrokiem za spojrzeniem kobiety wyłapując zbliżającą się parę. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć i niewątpliwie tak się zaraz stanie. Na domiar złego pomachała im co mogli odebrać jako zaproszenie.
- Adrienne - warknął w odpowiedzi do żony, która wydawała się być uradowana tą sytuacją. Jemu do śmiechu nie było. Wyczuwał wręcz spisek! Wszystko układało się zbyt pięknie i coś w końcu musiało pójść nie tak. Już teraz wiedział co. W jego głowie kłebiły sie podobne myśli do myśli Ady. Przecież nie mógł teraz odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Stał więc z tym swoim spojrzeniem godnym bazyliszka i czekał na rozwój wydarzeń. Catherinne tego nie przepuści.
"Luis nadal spotyka się z tą blondynką"
Reakcja na te słowa mogła być tylko jedna i nietrudno domyślić się jaka. Szczęki mężczyzny zacisnęły sie mocno, twarz poczerwieniała a oczy zmrużyły się groźnie gdy wstrzymał oddech. Powoli podążył wzrokiem za spojrzeniem kobiety wyłapując zbliżającą się parę. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć i niewątpliwie tak się zaraz stanie. Na domiar złego pomachała im co mogli odebrać jako zaproszenie.
- Adrienne - warknął w odpowiedzi do żony, która wydawała się być uradowana tą sytuacją. Jemu do śmiechu nie było. Wyczuwał wręcz spisek! Wszystko układało się zbyt pięknie i coś w końcu musiało pójść nie tak. Już teraz wiedział co. W jego głowie kłebiły sie podobne myśli do myśli Ady. Przecież nie mógł teraz odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Stał więc z tym swoim spojrzeniem godnym bazyliszka i czekał na rozwój wydarzeń. Catherinne tego nie przepuści.
Re: Plaża
Nie wiedziałem, że ona tak bardzo chce poznać moją matkę. Fakt, słyszała o niej już trochę, ale tylko zdawkowe informacje okraszone ciepłym uśmiechem. Bo ona kiedyś była inna. Kiedyś była naprawdę idealnym przykładem matczynej miłości. Szkoda, że choroba ją zmieniła. Ugrzęzła w depresji zbyt mocno, aby to wszystko wróciło do normy. Już nie pojawi się w moim mieszkaniu wymagając truskawek w czekoladzie i dobrego szampana różowej barwy opowiadając o promocjach jakie napotkała w Londynie podczas regularnego czyszczenia kart kredytowych. Już nie będzie narzekać, że powinienem mieszkać w willi na przedmieściach, a nie w mieszkaniu niedaleko tego przeklętego Soho i to w dodatku w mieszkaniu bez ścian. Tęskniłem za nią, to oczywiście zrozumiałe. I to właśnie ta tęsknota sprawiała, że coraz częściej próbowałem negocjować z dziadkiem nasze spotkanie, chociaż on był nie ugięty. Niczym cerber pilnujący swojego największego skarbu. Szkoda, że skarbowi się nie poprawia. Wiedziałem co by to wszystko obróciło w dobry żart. Powrót ojca. Dlatego tak usilnie go szukałem. Dlatego wydawałem kupę kasy na naprawdę dobrego detektywa. Dlatego robiłem co mogłem aby go ściągnąć. Nawet naprostowałem jego sytuację polityczno-finansową na tyle na ile było to możliwe. Ale jego nadal nie było. I to był największy ból w tym wszystkim. I kompletnie nie wiem dlaczego jej o tym powiedziałem. W końcu nawet jej nie zna. Nawet gdyby była zdrowa to nie pojawiłaby się na weselu Suzanne, bo uważała, że bratanie się z Marco nie wyjdzie mi na dobre. W końcu to syn z pierwszego małżeństwa jej mężulka. Pewnie czuła się zazdrosna czy coś w tym guście. Nie mniej jednak nie przepadała za Marco, Suz, Lokim i całą resztą.
- W istocie tak jest. Uważam, że mój nos wygląda o wiele lepiej, a szczęka nie jest aż tak nijaka. Ale sama to ocenisz. Przyjdź w futrze z prośbą o najlepszego prawnika i rozkoszuj się widokiem podczas gdy Joanne będzie się męczyć żeby wcisnąć mi kolejną sprawę zanim odejdę. - odpowiedziałem radośnie zanim mój wzrok spoczął na dłużej na ciemnowłosej kobiecie. Ta radośnie mi pomachała i już nie miałem wątpliwości na jaką minę wdepnęliśmy. Greengrassowie. Co oni tutaj robią, na cycki Roweny? Powinni odgniatać swoje dupy w Szkocji nad wybieraniem jakichś popierdółek na ślub swojego syneczka, a nie grzać dupska na plaży. Prawie mojej plaży prawie koło domu mojego nie prawie brata. Ciężko jednak było się teraz odwrócić. Dlatego odmachałem delikatnie ciągnąc ją w stronę leżaków. Tylko się przywitamy.
- Z pewnością jest w szkole. - odpowiedziałem na jej pytanie, po czym przyciągnąłem ją bliżej wsuwając dłoń w tylną kieszeń jej spodenek jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Tylko się przywitamy. - wyszeptałem jej do ucha składając lekki pocałunek na policzku będąc już blisko "przyjaciół rodziny". Szeroki i pozornie prawdziwy uśmiech rozświetlił moją twarz kiedy stanęliśmy koło leżaków.
- Catherine, Hyperionie... Nie spodziewałem się was tutaj. - przyznałem szczerze i na chwilę puściłem Adrienne, aby złożyć na bladym policzku pani Greengrass powitalne cmoknięcie.
- Cathy wyglądasz równie uroczo jak zwykle - grzeczny ja. Jak zwykle z resztą. Znów przyciągnąłem bliżej Adrienne tak, że nasze biodra się stykały podczas gdy moja dłoń spoczęła na jej biodrze w geście posiadacza. I tak, zrobiłem to w pełni celowo.
- Pamiętacie Adrienne, moją dziewczynę, prawda? - aby grzeczności stało się zadość to też trzeba było powiedzieć. Tak jak i:
- Jak idą przygotowania do ślubu Williama i Cassidy? - oto kwintesencja gadki-szmatki.
- W istocie tak jest. Uważam, że mój nos wygląda o wiele lepiej, a szczęka nie jest aż tak nijaka. Ale sama to ocenisz. Przyjdź w futrze z prośbą o najlepszego prawnika i rozkoszuj się widokiem podczas gdy Joanne będzie się męczyć żeby wcisnąć mi kolejną sprawę zanim odejdę. - odpowiedziałem radośnie zanim mój wzrok spoczął na dłużej na ciemnowłosej kobiecie. Ta radośnie mi pomachała i już nie miałem wątpliwości na jaką minę wdepnęliśmy. Greengrassowie. Co oni tutaj robią, na cycki Roweny? Powinni odgniatać swoje dupy w Szkocji nad wybieraniem jakichś popierdółek na ślub swojego syneczka, a nie grzać dupska na plaży. Prawie mojej plaży prawie koło domu mojego nie prawie brata. Ciężko jednak było się teraz odwrócić. Dlatego odmachałem delikatnie ciągnąc ją w stronę leżaków. Tylko się przywitamy.
- Z pewnością jest w szkole. - odpowiedziałem na jej pytanie, po czym przyciągnąłem ją bliżej wsuwając dłoń w tylną kieszeń jej spodenek jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Tylko się przywitamy. - wyszeptałem jej do ucha składając lekki pocałunek na policzku będąc już blisko "przyjaciół rodziny". Szeroki i pozornie prawdziwy uśmiech rozświetlił moją twarz kiedy stanęliśmy koło leżaków.
- Catherine, Hyperionie... Nie spodziewałem się was tutaj. - przyznałem szczerze i na chwilę puściłem Adrienne, aby złożyć na bladym policzku pani Greengrass powitalne cmoknięcie.
- Cathy wyglądasz równie uroczo jak zwykle - grzeczny ja. Jak zwykle z resztą. Znów przyciągnąłem bliżej Adrienne tak, że nasze biodra się stykały podczas gdy moja dłoń spoczęła na jej biodrze w geście posiadacza. I tak, zrobiłem to w pełni celowo.
- Pamiętacie Adrienne, moją dziewczynę, prawda? - aby grzeczności stało się zadość to też trzeba było powiedzieć. Tak jak i:
- Jak idą przygotowania do ślubu Williama i Cassidy? - oto kwintesencja gadki-szmatki.
Re: Plaża
Ciemnowłosa wyczuła tą niechętną nutkę w jego tonie i szeroko się uśmiechnęła. Więc jednak mu się tutaj podoba. Może więc namówienie go na wspólne zamieszkanie w domku przy plaży jest pomysłem całkiem do realizacji? Może nie na teraz, ale w przyszłości wszystko jest możliwe. Wiedziała, że teraz nie rzuci pracy i nawet tego od niego oczekiwała. Można by rzec, że wręcz przeciwnie. Chciała aby awansował. Chciała żeby spełnił wszystkie swoje marzenia, aby potem z pełnym zadowoleniem przeszedł na emeryturę aby mogli spędzić tutaj swoją starość pilnując bawiących się na piasku wnucząt, a potem prawnucząt. Taka miała być przyszłość. Takiej przyszłości dla siebie chciała. Póki co patrzyła jednak na wykrzywioną wściekłością twarz swojego ukochanego. Czyżby nie cieszył się z niespodziewanego spotkania? Wbrew pozorom tego nie ukartowała, ale nie widziała nic złego w tym aby trochę się nad nim poznęcać. Dlatego widząc jak Luis i jego towarzyszka idą w ich stronę aż klasnęła w ręce z uciechy.
- Och tak, Adrienne. Jak dobrze, że Ty masz pamięć do imion! - rzuciła ledwo maskując ironiczny ton po czym zdjęła okulary odkładając je na leżak obok siebie podczas gdy zarzuciła nogę na nogę obserwując podchodzących nieco chłodnym wzrokiem. W zasadzie jej wzrok był niemalże lodowaty kiedy patrzyła na blondynkę i znacznie się ocieplał kiedy przenosił się na potomka Castellanich. Nie mniej jednak jej pozycja przypominała królową gotową przyjąć audiencję. Nawet jeśli była jedynie w stroju kąpielowym nie przeszkadzało jej to by zachowywać się jak typowa, stuprocentowa dama.
- Luis! Możemy powiedzieć to samo - odparła wyginając wargi w pozornie radosnym uśmiechu. Wystawiła policzek do powitania i posłała mu spojrzenie spod rzęs słysząc jego komplement.
- Czarujący jak Marco - odparła wesoło, a potem jej wzrok przeniósł się na blondynkę. Na słowo "dziewczyna" uniosła nieco brew do góry i posłała Hyperionowi znaczące spojrzenie mówiące jasno i wyraźnie: "Patrz, to jego dziewczyna. Jego. Nie twoja".
- Jakże moglibyśmy zapomnieć, prawda kochanie? - musnęła dłonią kolano małżonka w naturalnym geście po czym drugą dłonią uniosła wyżej rondo swojego kapelusza.
- To miło, że pytasz. Póki co bardzo dobrze. Mam nadzieję, że dostałeś już na nie zaproszenie i że pojawicie się razem z Adrienne? - tak, jawnie znęcała się nad swoim małżonkiem i czerpała z tego satysfakcję którą ledwo starała się ukryć, bowiem co chwila posyłała znaczące spojrzenia Hyperionowi. Niech wie, że ona wie.
- Mam nadzieję, że zaszczyci nas pani swoją obecnością. Szykuje się naprawdę wyborne przyjęcie w doborowym towarzystwie - znów jej spojrzenie spoczęło na jasnowłosej, a jej ton pozornie sympatyczny tak naprawdę był lodem owiniętym w ciepły ręcznik i niczym więcej.
- Och tak, Adrienne. Jak dobrze, że Ty masz pamięć do imion! - rzuciła ledwo maskując ironiczny ton po czym zdjęła okulary odkładając je na leżak obok siebie podczas gdy zarzuciła nogę na nogę obserwując podchodzących nieco chłodnym wzrokiem. W zasadzie jej wzrok był niemalże lodowaty kiedy patrzyła na blondynkę i znacznie się ocieplał kiedy przenosił się na potomka Castellanich. Nie mniej jednak jej pozycja przypominała królową gotową przyjąć audiencję. Nawet jeśli była jedynie w stroju kąpielowym nie przeszkadzało jej to by zachowywać się jak typowa, stuprocentowa dama.
- Luis! Możemy powiedzieć to samo - odparła wyginając wargi w pozornie radosnym uśmiechu. Wystawiła policzek do powitania i posłała mu spojrzenie spod rzęs słysząc jego komplement.
- Czarujący jak Marco - odparła wesoło, a potem jej wzrok przeniósł się na blondynkę. Na słowo "dziewczyna" uniosła nieco brew do góry i posłała Hyperionowi znaczące spojrzenie mówiące jasno i wyraźnie: "Patrz, to jego dziewczyna. Jego. Nie twoja".
- Jakże moglibyśmy zapomnieć, prawda kochanie? - musnęła dłonią kolano małżonka w naturalnym geście po czym drugą dłonią uniosła wyżej rondo swojego kapelusza.
- To miło, że pytasz. Póki co bardzo dobrze. Mam nadzieję, że dostałeś już na nie zaproszenie i że pojawicie się razem z Adrienne? - tak, jawnie znęcała się nad swoim małżonkiem i czerpała z tego satysfakcję którą ledwo starała się ukryć, bowiem co chwila posyłała znaczące spojrzenia Hyperionowi. Niech wie, że ona wie.
- Mam nadzieję, że zaszczyci nas pani swoją obecnością. Szykuje się naprawdę wyborne przyjęcie w doborowym towarzystwie - znów jej spojrzenie spoczęło na jasnowłosej, a jej ton pozornie sympatyczny tak naprawdę był lodem owiniętym w ciepły ręcznik i niczym więcej.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Plaża
Jeśli tym drobnym całusem chciał ją uspokoić to trochę się nie udało. Pośladki dziewczęcia mimowolnie się napięły czując na sobie gorącą dłoń, co tylko zdradziło rosnące emocje. Dobrze, że ją przytrzymywał przy swoim boku, bo z każdym krokiem była coraz bliższa wciśnięciu butów na bose stopy i zjawiskowej ucieczce gdzie pieprz rośnie. Mogłaby się też bez zastanowienia deportować do posiadłości, ale zabrałaby wtedy chłopaka ze sobą i postawiła go w niezręcznej sytuacji przed panią Greengrass. A gdyby tak udała ból brzucha i musiała się natychmiast oddalić na stronę? Była dobra w udawaniu. Spojrzała na królewsko niemal wyglądającą kobietę i coś ją ścisnęło w dołku. Równie dobrze mogła tutaj zostać, dać się zmanipulować sztucznej rozmowie i nie zostawiać niesmaku. Och, był spowodowany samym jej istnieniem?
Szybko skalkulowała swoje możliwości i niemal w tym samym momencie, kiedy Luis rozpoczął przedstawienie, na twarzy blondynki również zagościł uprzejmy uśmiech, wyrażający zadowolenie z samego spotkania. Mina wielokrotnie wypróbowana przed zagranicznymi gośćmi w ministerstwie i nigdy nie wyglądająca zbyt sztucznie. Przynajmniej dla męskiej części magicznej społeczności, bo dam do oczarowywania miała niewiele w swoim zawodzie.
- To przyjemność spotkać Państwa w tak nieoficjalnych okolicznościach - odparła, kiedy "jej chłopak" wprowadził ją do rozmowy i skinęła im delikatnie głową. To typowa postawa dla kogoś, kto spotyka się z tak wysoko urodzoną parą czarodziejów. Ręce miała teraz złączone przed sobą, jedna dłoń dalej trzymała te nieszczęsne buty do biegania, a druga podtrzymywała nadgarstek ze złotą bransoletką. Catherine i Luis świetnie sobie radzili w tej wymianie zdań, a powstrzymująca się od oglądnięcia się na Hyperiona Adrienne, dostrzegała coraz więcej znaczących spojrzeń jego żony. To po prostu biło po oczach - ona wiedziała. Na ułamek sekundy zapomniała o uśmiechu, ale szybko powrócił, kiedy usłyszała swoje imię. Nie potrafiła się odwzajemnić równie zamaskowanie oschłym tonem, bo nie miała ku temu powodu. Jej sympatia wręcz rosła z każdym słowem czarownicy, bo była pod wrażeniem opanowania, elegancji i cichym podburzaniem małżonka, którego miny tylko mogła się domyślać. Ona nigdy by się nie odważyła tak zachować w stosunku do tego mężczyzny!
- Pani syn wysłał mi już zaproszenie i chętnie z niego skorzystam - no to dolała oliwy do ognia. Na jej znajomość z Williamem mogło się na szczęście składać wiele czynników, jak na przykład to, że jej oddział współpracował z wydziałem chłopaków. I rzeczywiście to na uczelni ostatnio widziała młodego Greengrass'a i wreszcie mogła wtedy mu głośno pogratulować dostania się na studia. Nikt nie musi wiedzieć, że to go na go na to namawiała, by postawił się swojemu ojcu. - Mówią, że to ma być wydarzenie tego roku, tak jakby zapomniano już o weselu Suzanne, które odbyło się latem.
Z pewnością nie jednej osobie nie podobało się pocenie w garniturze, albo zabudowanej kiecce w środku sezonu, ale nie wypadało tego głośno podkreślać. Co prasa mówiła na temat klasycznego balu a ślubie na plaży, wiedział już każdy obracający się w kręgu sztywniaków. To zdanie w normalnych warunkach powinno podłechtać ego damy, która chciała wydać bogatsze przyjęcie dla swego pierworodnego.
Szybko skalkulowała swoje możliwości i niemal w tym samym momencie, kiedy Luis rozpoczął przedstawienie, na twarzy blondynki również zagościł uprzejmy uśmiech, wyrażający zadowolenie z samego spotkania. Mina wielokrotnie wypróbowana przed zagranicznymi gośćmi w ministerstwie i nigdy nie wyglądająca zbyt sztucznie. Przynajmniej dla męskiej części magicznej społeczności, bo dam do oczarowywania miała niewiele w swoim zawodzie.
- To przyjemność spotkać Państwa w tak nieoficjalnych okolicznościach - odparła, kiedy "jej chłopak" wprowadził ją do rozmowy i skinęła im delikatnie głową. To typowa postawa dla kogoś, kto spotyka się z tak wysoko urodzoną parą czarodziejów. Ręce miała teraz złączone przed sobą, jedna dłoń dalej trzymała te nieszczęsne buty do biegania, a druga podtrzymywała nadgarstek ze złotą bransoletką. Catherine i Luis świetnie sobie radzili w tej wymianie zdań, a powstrzymująca się od oglądnięcia się na Hyperiona Adrienne, dostrzegała coraz więcej znaczących spojrzeń jego żony. To po prostu biło po oczach - ona wiedziała. Na ułamek sekundy zapomniała o uśmiechu, ale szybko powrócił, kiedy usłyszała swoje imię. Nie potrafiła się odwzajemnić równie zamaskowanie oschłym tonem, bo nie miała ku temu powodu. Jej sympatia wręcz rosła z każdym słowem czarownicy, bo była pod wrażeniem opanowania, elegancji i cichym podburzaniem małżonka, którego miny tylko mogła się domyślać. Ona nigdy by się nie odważyła tak zachować w stosunku do tego mężczyzny!
- Pani syn wysłał mi już zaproszenie i chętnie z niego skorzystam - no to dolała oliwy do ognia. Na jej znajomość z Williamem mogło się na szczęście składać wiele czynników, jak na przykład to, że jej oddział współpracował z wydziałem chłopaków. I rzeczywiście to na uczelni ostatnio widziała młodego Greengrass'a i wreszcie mogła wtedy mu głośno pogratulować dostania się na studia. Nikt nie musi wiedzieć, że to go na go na to namawiała, by postawił się swojemu ojcu. - Mówią, że to ma być wydarzenie tego roku, tak jakby zapomniano już o weselu Suzanne, które odbyło się latem.
Z pewnością nie jednej osobie nie podobało się pocenie w garniturze, albo zabudowanej kiecce w środku sezonu, ale nie wypadało tego głośno podkreślać. Co prasa mówiła na temat klasycznego balu a ślubie na plaży, wiedział już każdy obracający się w kręgu sztywniaków. To zdanie w normalnych warunkach powinno podłechtać ego damy, która chciała wydać bogatsze przyjęcie dla swego pierworodnego.
Re: Plaża
Skinął tylko nieznacznie głowa na przywitanie w odpowiedzi Luisowi. Jeszcze chwila i połamie sobie zęby, tak mocno zaciskał szczęki. Najgorsze w tym całym spotkaniu było to, że wszyscy byli dla siebei tak przesłodko mili. Aż mdliło od nadmiaru cukru w powietrzu. Naprawdę chciał, żeby ten wyjazd naprawił jego małżeństwo, ale jak widac na załączonym obrazku Catherine świetnie sie bawiła jego kosztem. Cóż, nici z terapii małżeńskiej.
- Jakże moglibyśmy zapomnieć, prawda kochanie?
- Prawda. Ciężko zapomnieć kogoś, kogo zna się tak dogłębnie. - uśmiechnął się podejmując grę. Sama tego chciała! Rozsiadł się wygodnie na swoim leżaku pod takim kątem, aby obejmować wzrokiem całą trójkę i splótł dłoń z dłonią małżonki, która spoczywała na jego kolanie. No i wróciliśmy do puntu wyjścia. Oczywiście Catherine nie musiała przypominać mu o tym, że wie o Adzie. W końcu sama po weselu u Castellanich mu to przyznała. Pamięć miał dobrą. Wciągnął ze świstem powietrze, gdy Cath zaprosiła Adę do ich domu na wesele Williama, a potem uśmiechnął się przesłodko, choć jego wzrok ciskał gromami.
- To cudownie, naprawdę cudownie, że się pojawisz. Taka zwykła, drugorzędna pracowniczka Ministerstwa nie często ma chyba okazję bywać na TAKICH przyjęciach, prawda? Będziesz naszym gościem honorowym - wbił swoje rozgniewane spojrzenie w blondynkę, a potem przeniósł wzrok na żonę znowu uśmiechając się.
- Udostępnimy jej pokój sąsiadujący z naszą sypialnią. Adrienne nie przebywała chyba w tak starym, magicznym domu, nie licząc Hogwartu oczywiście, więc może czuć się zagubiona i przytłoczona. Będę miał więc do niej blisko gdyby potrzebowała pomocy. - zacisnął mocniej dłoń na palcach Catherine. Dziwne, że w całej tej konwersacji cały czas pomijał Luisa, jakby tu obecnego. Cóż, dla niego przestał istnieć. Ktoś, kto zdradza przyjaciół nie zasługuje na uwagę. A na co zasługuje więc ktoś, kto zdradza żonę?
- Jakże moglibyśmy zapomnieć, prawda kochanie?
- Prawda. Ciężko zapomnieć kogoś, kogo zna się tak dogłębnie. - uśmiechnął się podejmując grę. Sama tego chciała! Rozsiadł się wygodnie na swoim leżaku pod takim kątem, aby obejmować wzrokiem całą trójkę i splótł dłoń z dłonią małżonki, która spoczywała na jego kolanie. No i wróciliśmy do puntu wyjścia. Oczywiście Catherine nie musiała przypominać mu o tym, że wie o Adzie. W końcu sama po weselu u Castellanich mu to przyznała. Pamięć miał dobrą. Wciągnął ze świstem powietrze, gdy Cath zaprosiła Adę do ich domu na wesele Williama, a potem uśmiechnął się przesłodko, choć jego wzrok ciskał gromami.
- To cudownie, naprawdę cudownie, że się pojawisz. Taka zwykła, drugorzędna pracowniczka Ministerstwa nie często ma chyba okazję bywać na TAKICH przyjęciach, prawda? Będziesz naszym gościem honorowym - wbił swoje rozgniewane spojrzenie w blondynkę, a potem przeniósł wzrok na żonę znowu uśmiechając się.
- Udostępnimy jej pokój sąsiadujący z naszą sypialnią. Adrienne nie przebywała chyba w tak starym, magicznym domu, nie licząc Hogwartu oczywiście, więc może czuć się zagubiona i przytłoczona. Będę miał więc do niej blisko gdyby potrzebowała pomocy. - zacisnął mocniej dłoń na palcach Catherine. Dziwne, że w całej tej konwersacji cały czas pomijał Luisa, jakby tu obecnego. Cóż, dla niego przestał istnieć. Ktoś, kto zdradza przyjaciół nie zasługuje na uwagę. A na co zasługuje więc ktoś, kto zdradza żonę?
Re: Plaża
Z jedną brwią nieco wyżej obserwowałem nieco wyżej rozgrywającą się tutaj sytuację. Niby grzecznościowa gadka szmatka, a jednak Catherine patrzy znacząco na Hyperiona, ten nie szczędzi niewybrednych uwag, a Ada robi dobrą minę do złej gry. I w tym wszystkim jeszcze ja, człowiek który ją tu zaciągnął.
- Och tak, dostałem. Dziękuję. Z pewnością się pojawię. Mam nadzieję, że razem z Adrienne. - odparłem przenosząc wzrok na blondynkę. Zestresowaną blondynkę. Lada chwila zacznie bić pokłony przed Cathy, a Hyperion lada chwila zetrze swoje uzębienie w pył, bo już słychać było jego zgrzytanie. I nie ukrywajmy, chamstwo, skoro wszyscy w towarzystwie wiedzieli, że ma problemy z dochowaniem wierności swojej małżonce. Najbardziej bawiło mnie jednak to jak zdawał się nie zauważać mojej obecności i nie zaszczycał mnie nawet spojrzeniem.
- Czyż sypialnia obok waszej nie jest najlepszą w Greengrock? Aż nie mogę się doczekać aż wypróbujemy tą teorię. - rzuciłem szybko z szelmowskim uśmiechem. Jasne, że miałem na myśli siebie i Adę. Bo kogoż by innego? I tak, miałem już serdecznie dość tej farsy jaką niewątpliwe było nasze przypadkowe spotkanie.
- Będziemy już lecieć, bo mamy jeszcze parę spraw do załatwienia zanim będę musiał z Marco lecieć do Munga. Marco. Wasz przyjaciel. Może jeszcze pamiętacie? - ciężko było powstrzymać złośliwy ton i pełne bólu spojrzenie, po czym ująłem dłoń blondynki uśmiechając się jeszcze niemrawo.
- Do zobaczenia na ślubie. - powiedziałem jeszcze po czym pochyliłem się nad panią Greengrass aby musnąć jej policzek w pożegnalnym pocałunku.
- Trzymaj się, Cathy. - wymamrotałem jeszcze ciągnąc ją w stronę domu Marco. Teraz poruszałem się znacznie szybciej i zaciskałem zęby do chwili kiedy minęliśmy zakręt oddzielający nas od spojrzenia Szkockich magnatów.
- Przepraszam za to wszystko. - ciche słowa w końcu padły, a ja puściłem jej dłoń sądząc, że tak będzie najlepiej.
- Och tak, dostałem. Dziękuję. Z pewnością się pojawię. Mam nadzieję, że razem z Adrienne. - odparłem przenosząc wzrok na blondynkę. Zestresowaną blondynkę. Lada chwila zacznie bić pokłony przed Cathy, a Hyperion lada chwila zetrze swoje uzębienie w pył, bo już słychać było jego zgrzytanie. I nie ukrywajmy, chamstwo, skoro wszyscy w towarzystwie wiedzieli, że ma problemy z dochowaniem wierności swojej małżonce. Najbardziej bawiło mnie jednak to jak zdawał się nie zauważać mojej obecności i nie zaszczycał mnie nawet spojrzeniem.
- Czyż sypialnia obok waszej nie jest najlepszą w Greengrock? Aż nie mogę się doczekać aż wypróbujemy tą teorię. - rzuciłem szybko z szelmowskim uśmiechem. Jasne, że miałem na myśli siebie i Adę. Bo kogoż by innego? I tak, miałem już serdecznie dość tej farsy jaką niewątpliwe było nasze przypadkowe spotkanie.
- Będziemy już lecieć, bo mamy jeszcze parę spraw do załatwienia zanim będę musiał z Marco lecieć do Munga. Marco. Wasz przyjaciel. Może jeszcze pamiętacie? - ciężko było powstrzymać złośliwy ton i pełne bólu spojrzenie, po czym ująłem dłoń blondynki uśmiechając się jeszcze niemrawo.
- Do zobaczenia na ślubie. - powiedziałem jeszcze po czym pochyliłem się nad panią Greengrass aby musnąć jej policzek w pożegnalnym pocałunku.
- Trzymaj się, Cathy. - wymamrotałem jeszcze ciągnąc ją w stronę domu Marco. Teraz poruszałem się znacznie szybciej i zaciskałem zęby do chwili kiedy minęliśmy zakręt oddzielający nas od spojrzenia Szkockich magnatów.
- Przepraszam za to wszystko. - ciche słowa w końcu padły, a ja puściłem jej dłoń sądząc, że tak będzie najlepiej.
Re: Plaża
Słowa zrobiły się strasznie oficjalne i górnolotne, tak jakby państwo Greengrass nie siedzieli w samych strojach kąpielowych, a panna Cryan nie ściskała w dłoni adidasów. Jakby spotkali się na przyjęciu u samego Ministra Magii, a nie na plaży. Nie dało się ukryć, że spojrzenie czarownicy raz po raz wracało do jasnowłosej postaci. Tak jakby oceniała swoją konkurencję. Jeden fałszywy ruch i ta oto kobieta przywita jej męża z otwartymi ramionami, a raczej: nogami. Nie mogła tego zignorować i czuła jak jej żołądek zaciska się w supeł. Nie okazała jednak tego na twarzy. Za to jej samozadowolenie zdecydowanie zmalało. Zdecydowanie, drastycznie, do samego zera. Chciała być miła, chciała mu troszeczkę dopiec, a tu znów stała się jego ofiarą. Z pełnym dezaprobaty spojrzeniem obserwowała jego szczenięce zachowanie, a jej uśmiech nabrał szczerości po niezbyt przyjemnych słowach Hyperiona odnośnie jej pracy. Widać było po niej, że przeprasza za zachowanie męża i widać też było, że nieco się tego wstydzi.
- To już zostawiam pani ocenie - odparła jedynie puszczając rondo swojego kapelusza aby przysłoniło nieco jej twarz. W sam raz na słowa Luisa. Podniosła butnie głowę do góry patrząc z góry na młodzieńca chociaż siedziała.
- Pamiętamy - jej ton równie dobrze mógł zamrozić wodę w tym oceanie, podobnie jak jej spojrzenie. Jak w ogóle śmiał jej sugerować, że nie pamięta? Pamięta. Tylko desperacko próbuje naprawić swoją relację z mężem. Marco o tym wie, więc nie oczekuje, a nawet sobie nie życzy jej obecności podczas wizyt w szpitalu. Mimo to pozwoliła cmoknąć się w policzek chłopakowi na pożegnanie.
- Do zobaczenia - pożegnała ich tymi prostymi słowami i ciepłym uśmiechem, a kiedy odwrócili się zmierzając w swoją stronę wyszarpnęła swoją dłoń czekając, aż postaci znikną za rogiem. Potem podniosła się aby najzwyczajniej w świecie strzelić go w pysk i bez słowa ruszyć w kierunku domu. Swojego domu.
- To już zostawiam pani ocenie - odparła jedynie puszczając rondo swojego kapelusza aby przysłoniło nieco jej twarz. W sam raz na słowa Luisa. Podniosła butnie głowę do góry patrząc z góry na młodzieńca chociaż siedziała.
- Pamiętamy - jej ton równie dobrze mógł zamrozić wodę w tym oceanie, podobnie jak jej spojrzenie. Jak w ogóle śmiał jej sugerować, że nie pamięta? Pamięta. Tylko desperacko próbuje naprawić swoją relację z mężem. Marco o tym wie, więc nie oczekuje, a nawet sobie nie życzy jej obecności podczas wizyt w szpitalu. Mimo to pozwoliła cmoknąć się w policzek chłopakowi na pożegnanie.
- Do zobaczenia - pożegnała ich tymi prostymi słowami i ciepłym uśmiechem, a kiedy odwrócili się zmierzając w swoją stronę wyszarpnęła swoją dłoń czekając, aż postaci znikną za rogiem. Potem podniosła się aby najzwyczajniej w świecie strzelić go w pysk i bez słowa ruszyć w kierunku domu. Swojego domu.
Catherine GreengrassCzarownica - Urodziny : 16/05/1975
Wiek : 49
Skąd : Szkocja.
Krew : Czysta.
Re: Plaża
Ciekawe było pojęcie zdrady w słowniku Hyperiona. Jakoś inaczej zapamiętała moment, w którym oficjalnie pojawiła się w życiu Luisa i nie była już wtedy związana ze Szkotem. Poza tym mężczyzna już doskonale wiedział w jakich okolicznościach przekreślił ich znajomość, bo go w tym uświadomiła, a co więcej - przeprosił ją! Banda bogatych hipokrytów... Starała się być miła, bo tak naprawdę nie miała nic przeciwko żonie czarodzieja. To ona była tutaj ofiarą, chociaż świetnie radziła sobie ze swoimi emocjami, a Adrienne mogło być tylko coraz bardziej głupio, kiedy ta rozmowa przestała ociekać lukrem, a zastąpił go zabójczy jad. Może nie była postawiona w tej sytuacji po raz pierwszy? Przykre, że musiała tego doświadczać. W wyobraźni blondynki była idealną partią i jej biseksualna jaźń urzeczona była tymi krągłościami, które były lepsze, niż u niejednej rówieśniczki Irlandki. I to nie tak, że blondynka na siłę wepchnęła się do łóżka pierwszemu lepszemu wyżej postawionemu pracownikowi ministerstwa. Bo... Po prostu spójrzcie na niego. Której młodej kobiecie mogłoby się nie spodobać bycie adorowaną przez takiego faceta. Ech, beznadziejna Ada.
Nie było sensu już odpowiadać, ani się głupio uśmiechać. Spojrzała w końcu na Hyperiona, a jej lazurowe tęczówki wypełnione były uczuciem upokorzenia. W jej mniemaniu nie zasłużyła sobie na to. A Luis nie zasługiwał na przekreślenie z listy przyjaciół Greengrassów, ale to oni stracą, jeśli to zrobią, a nie odwrotnie. Z pewnością zapewnił sobie jedno, jej noga nie postanie w Greenock Manor.
- Do widzenia - odpowiedziała jeszcze, ściskając mocno dłoń Luisa, jak swojej ostatniej stabilnej ostoi by nie rozsypać się na kawałeczki i schować pod złocisty piasek. Było jej cholernie głupio. Odeszła jak w amoku, tak samo nieprzytomnie jak właściwie podeszła do tej pary, bo nie zorientowała się, kiedy skręcili w stronę domu Castellanich. Wtedy chłopak ją w końcu puścił, a Adrienne spojrzała na niego z przerażeniem. A jednak! Przeprosił, ale to powinny być chyba jej słowa. Emocjonalna analfabetka właśnie miała się rozpłakać, bo nie wiedziała po prostu co innego zrobić, ani co powiedzieć. Z drżącymi ustami deportowała się do łazienki w pokoju Luisa. Cichy trzask i już jej nie było na plaży.
Nie było sensu już odpowiadać, ani się głupio uśmiechać. Spojrzała w końcu na Hyperiona, a jej lazurowe tęczówki wypełnione były uczuciem upokorzenia. W jej mniemaniu nie zasłużyła sobie na to. A Luis nie zasługiwał na przekreślenie z listy przyjaciół Greengrassów, ale to oni stracą, jeśli to zrobią, a nie odwrotnie. Z pewnością zapewnił sobie jedno, jej noga nie postanie w Greenock Manor.
- Do widzenia - odpowiedziała jeszcze, ściskając mocno dłoń Luisa, jak swojej ostatniej stabilnej ostoi by nie rozsypać się na kawałeczki i schować pod złocisty piasek. Było jej cholernie głupio. Odeszła jak w amoku, tak samo nieprzytomnie jak właściwie podeszła do tej pary, bo nie zorientowała się, kiedy skręcili w stronę domu Castellanich. Wtedy chłopak ją w końcu puścił, a Adrienne spojrzała na niego z przerażeniem. A jednak! Przeprosił, ale to powinny być chyba jej słowa. Emocjonalna analfabetka właśnie miała się rozpłakać, bo nie wiedziała po prostu co innego zrobić, ani co powiedzieć. Z drżącymi ustami deportowała się do łazienki w pokoju Luisa. Cichy trzask i już jej nie było na plaży.
Re: Plaża
Jest zdrada i jest zdrada. Luis zdradził męski kodeks dżentelmenów wiążąc się z Adą świadomy, że ta spotyka się z Hyperionem. Tego się nie wybacza. Z drugiej strony czy sam byłby w stanie powstrzymać się na jego miejscu? Może gdyby był z Luisem tak blisko jak był z Marco łatwiej byłoby mu wybaczyć.
Nastała w końcu ta niezręczna cisza, gdy para ruszyła w swoją stronę. Dopiero silny cios w policzek wyciągnął go z zamyślenia. Nie zareagował na to w żaden sposób. Wiedział, że na to zasłużył. Już dawno powinien dostać po mordzie. Odprowadził żonę spojrzeniem, a sam dopiero po dłuższej chwili ruszył jej śladem zabierając tylko różdżkę z koszyka.
Nastała w końcu ta niezręczna cisza, gdy para ruszyła w swoją stronę. Dopiero silny cios w policzek wyciągnął go z zamyślenia. Nie zareagował na to w żaden sposób. Wiedział, że na to zasłużył. Już dawno powinien dostać po mordzie. Odprowadził żonę spojrzeniem, a sam dopiero po dłuższej chwili ruszył jej śladem zabierając tylko różdżkę z koszyka.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Magic Land :: INNE LOKALIZACJE :: Argentyna :: Buenos Aires
Strona 3 z 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach