Park za szpitalem
+6
Juliette Griffiths
Miles Gladstone
Morwen Blodeuwedd
Mistrz Gry
Marie Volante
Vincent Cramer
10 posters
Strona 4 z 5
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Park za szpitalem
First topic message reminder :
Niewielki park, który w porze wiosennej, letniej i wczesno-jesiennej służy zarówno pacjentom, jak i pracownikom szpitala.
Re: Park za szpitalem
Gdy Ana otworzyła nieco oczy Yates uznał, że jego zadanie na ten moment jest zakończone. Nie miał żadnej możliwości zbadania dokładniej czy jeszcze coś jej jest dlatego trzeba było czekać na rozstawienie polowego szpitala. Widać zarówno jego warknięcie jak i warknięcie Marie zmusiło biegających jak zagubione kury pracowników do rozstawiania namiotów. Już miał jej odpowiedzieć gdy nagle zwróciła zawartość żołądka na ziemię obok siebie.
- Czarująca jak zwykle.
Skomentował uśmiechając się pod nosem. Na ten moment przychodziło mu do głowy wstrząśnienie mózgu i był przekonany, że i Ana do tego sama by doszła.
- Znasz dryg. Nie ruszaj się i czekaj. Może dostarczą więcej eliksirów. I to szybko..
Powiedział spokojnym głosem podnosząc się z ziemi. Omiótł wzrokiem Marie i Vincenta, który zaczynał się wybudzać. Miał nadzieję, że kobieta sobie z nim poradzi chociaż w takich warunkach... Cholera jasna. Skierował wzrok na ostatniego poszkodowanego. Nie wyglądało to dobrze, ale jakoś bardzo go to nie przejęło. Mimo wszystko jednak jego lekarska świadomość nie pozwalała mu ot tak zejść z tego świata. Klęknął obok nieprzytomnego mężczyzny i wycelował różdżką w poparzone miejsca otaczające kikuty kości, które wystawały przez skórę. Mógł próbować magią złożyć je na ślepo. Wiecie... Tak dla sportu. Ale mimo wszystko oparł się pokusie. Wyciągnął fiolkę eliksiru ze swojego podręcznego bagażu wraz z eliksirem przeciwbólowym z dostarczonego im przed chwilą dodatku. Wmusił je w mężczyznę, a sam zabrał się za zabezpieczenie miejsc w których kości wyszły przez skórę.
- Panowie. Bądźcie tak mili i rozpieprzcie tą ławkę która tam stoi i przynieście tu deski. Musimy to usztywnić.
Powiedział w stronę aurorów czekając na ich pomoc.
- Czarująca jak zwykle.
Skomentował uśmiechając się pod nosem. Na ten moment przychodziło mu do głowy wstrząśnienie mózgu i był przekonany, że i Ana do tego sama by doszła.
- Znasz dryg. Nie ruszaj się i czekaj. Może dostarczą więcej eliksirów. I to szybko..
Powiedział spokojnym głosem podnosząc się z ziemi. Omiótł wzrokiem Marie i Vincenta, który zaczynał się wybudzać. Miał nadzieję, że kobieta sobie z nim poradzi chociaż w takich warunkach... Cholera jasna. Skierował wzrok na ostatniego poszkodowanego. Nie wyglądało to dobrze, ale jakoś bardzo go to nie przejęło. Mimo wszystko jednak jego lekarska świadomość nie pozwalała mu ot tak zejść z tego świata. Klęknął obok nieprzytomnego mężczyzny i wycelował różdżką w poparzone miejsca otaczające kikuty kości, które wystawały przez skórę. Mógł próbować magią złożyć je na ślepo. Wiecie... Tak dla sportu. Ale mimo wszystko oparł się pokusie. Wyciągnął fiolkę eliksiru ze swojego podręcznego bagażu wraz z eliksirem przeciwbólowym z dostarczonego im przed chwilą dodatku. Wmusił je w mężczyznę, a sam zabrał się za zabezpieczenie miejsc w których kości wyszły przez skórę.
- Panowie. Bądźcie tak mili i rozpieprzcie tą ławkę która tam stoi i przynieście tu deski. Musimy to usztywnić.
Powiedział w stronę aurorów czekając na ich pomoc.
Niven YatesUzdrowiciel - Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi
Re: Park za szpitalem
Niezły sajgon.
Stan dotarł na miejsce tak szybko jak to było możliwe - czyli po wszystkim. Pokierowany przez szczeniaków stojących na wejściu bezzwłocznie skierował się do parku za zgliszczami szpitala.
Rozejrzał się szybko. Dawno już nie widział takiego bajzlu. Nie zadając głupkowatych pytań w stylu "może w czymś pomóc?" podszedł do wymiotującej kobiety. Przeszedł podstawowe szkolenie z pierwszej pomocy, ale umiał co najwyżej potrzymać jej włosy, żeby się nie ufajdała. Przykucnął obok i wyciągnął różdżkę. Z jej końca popłynęła woda na wypadek, gdyby po wszystkim chciała przepłukać usta.
- Szybciej z tymi namiotami! - Stan spojrzał ponad głową Any i kiwnął na uwijających się studentów. Dopiero kątem oka zauważył znajomego rudzielca, dzielnie ściągającego skórę z jakiegoś faceta. Mimo całej sympatii jaką darzył Marie, jakoś nie zamieniłby się z nim miejscami.
- Jak się Pani czuje? Widzi i słyszy mnie Pani dobrze?
Stan dotarł na miejsce tak szybko jak to było możliwe - czyli po wszystkim. Pokierowany przez szczeniaków stojących na wejściu bezzwłocznie skierował się do parku za zgliszczami szpitala.
Rozejrzał się szybko. Dawno już nie widział takiego bajzlu. Nie zadając głupkowatych pytań w stylu "może w czymś pomóc?" podszedł do wymiotującej kobiety. Przeszedł podstawowe szkolenie z pierwszej pomocy, ale umiał co najwyżej potrzymać jej włosy, żeby się nie ufajdała. Przykucnął obok i wyciągnął różdżkę. Z jej końca popłynęła woda na wypadek, gdyby po wszystkim chciała przepłukać usta.
- Szybciej z tymi namiotami! - Stan spojrzał ponad głową Any i kiwnął na uwijających się studentów. Dopiero kątem oka zauważył znajomego rudzielca, dzielnie ściągającego skórę z jakiegoś faceta. Mimo całej sympatii jaką darzył Marie, jakoś nie zamieniłby się z nim miejscami.
- Jak się Pani czuje? Widzi i słyszy mnie Pani dobrze?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park za szpitalem
Dobrze, że był to tylko wstrząs mózgu a nie jakieś złamanie kręgów. Chociaż w świecie czarodziejów i na potencjalny mugolski paraliż znalazłby się eliksir albo zaklęcie, które w mig odnowiłoby połączenia nerwowe, a rdzeń kręgowy byłby nienaruszony. Więc nie musiała się martwić zbytnio. Może sobie spokojnie wymiotować.
Brooks skrzywiła się na ten "uroczy komplement" Nivena i znów chwyciła się za głowę chcąc zatrzymać tą karuzelę na którą się nieświadomie wybrała.
I znów zwymiotowała a ból głowy nie ustępował. Tak oberwała, że pewnie jeszcze się z tym będzie męczyła. No ale tak kończą się zabawy w ratowanie ludzi. Z tego co było słychać to miała najlepiej z ich wszystkich.
Mając zamknięte oczy poczuła jak ktoś chwyta jej włosy powstrzymując jej od utopienia w jej własnych treściach żołądkowych.
- Dziękuję - wychrypiała kładąc się na boku co by jak najmniej się ruszać - Coo? - zapytała patrząc się na aurora tępo, dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa
- Co się stało? - zapytała zdezorientowana. Kompletnie nie wiedziała dlaczego tu leżała, mimo, że zaledwie kilka sekund temu pytała Nivena o stan tej dwójki.
Brooks skrzywiła się na ten "uroczy komplement" Nivena i znów chwyciła się za głowę chcąc zatrzymać tą karuzelę na którą się nieświadomie wybrała.
I znów zwymiotowała a ból głowy nie ustępował. Tak oberwała, że pewnie jeszcze się z tym będzie męczyła. No ale tak kończą się zabawy w ratowanie ludzi. Z tego co było słychać to miała najlepiej z ich wszystkich.
Mając zamknięte oczy poczuła jak ktoś chwyta jej włosy powstrzymując jej od utopienia w jej własnych treściach żołądkowych.
- Dziękuję - wychrypiała kładąc się na boku co by jak najmniej się ruszać - Coo? - zapytała patrząc się na aurora tępo, dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa
- Co się stało? - zapytała zdezorientowana. Kompletnie nie wiedziała dlaczego tu leżała, mimo, że zaledwie kilka sekund temu pytała Nivena o stan tej dwójki.
Re: Park za szpitalem
Adrienne pewnie cierpiała w swoich czterech ścianach z powodu kaca giganta, jako że elegancki babski wieczór uwieńczyły butelką ognistej, a ona ślęczała nad na wpół zwęglonym mężczyzną, który na dodatek był jej szefem. Kilka metrów obok Niven zabierał się za doprowadzanie Miles’a do względnego porządku – jeśli tak można nazwać operację na otwartym złamaniu. Przy kolejnym prowizorycznie zorganizowanym stanowisku ktoś próbował wesprzeć Anę w tych trudnych chwilach. Do Volante dopiero po chwili dotarło, że postacią, która trzymała włosy jej koleżance z pracy był sam Stan Griffiths. Mógł teraz zobaczyć z bliska, jak urocza i wdzięczna jest praca w Świętym Mungu. Odpadające kawałki ciała? Rzygi dookoła? Wesoło, czyż nie?
- Vincent, z całym moim szacunkiem do Ciebie, leż i się nie odzywaj! – poleciła, gdy tylko Włoch odzyskał przytomność i z marszu zaczął protestować. Miała świadomość tego, że nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy, że prawdopodobnie sama nie zna porównywalnego bólu do tego, którego właśnie doświadczał, ale jeśli miał wyzdrowieć, to musiała mu pomóc. Troska czasem boli, moi Państwo! Przerażona początkowo pielęgniarka nie była już tak naiwnie zagubiona, pojawiła się wreszcie z torbą zorganizowanych na szybko eliksirów. Esencja dyptamu powinna od razu pomóc na poparzone plecy i nogę, więc uzdrowicielka delikatnie zaaplikowała specyfik na rany.
- No już, nie bądź taki wstydliwy, przecież to tylko plecy – skarciła go cicho, odszukując fiolkę z eliksirem wiggenowym.
- Do dna, tylko powoli, ostrożnie – rozkazała, przysuwając fiolkę do ust Vincenta.
- Vincent, z całym moim szacunkiem do Ciebie, leż i się nie odzywaj! – poleciła, gdy tylko Włoch odzyskał przytomność i z marszu zaczął protestować. Miała świadomość tego, że nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy, że prawdopodobnie sama nie zna porównywalnego bólu do tego, którego właśnie doświadczał, ale jeśli miał wyzdrowieć, to musiała mu pomóc. Troska czasem boli, moi Państwo! Przerażona początkowo pielęgniarka nie była już tak naiwnie zagubiona, pojawiła się wreszcie z torbą zorganizowanych na szybko eliksirów. Esencja dyptamu powinna od razu pomóc na poparzone plecy i nogę, więc uzdrowicielka delikatnie zaaplikowała specyfik na rany.
- No już, nie bądź taki wstydliwy, przecież to tylko plecy – skarciła go cicho, odszukując fiolkę z eliksirem wiggenowym.
- Do dna, tylko powoli, ostrożnie – rozkazała, przysuwając fiolkę do ust Vincenta.
Re: Park za szpitalem
Stan podrapał się po głowie.
- Nazywam się Stan Griffiths. Jestem aurorem. Szpital spłonął, ale wszystkich udało się uratować.
No, taką miał na pewno nadzieję. Przybył tu przecież pięć minut temu i generalnie średnio orientował się w sytuacji. Na szczęście namioty stanęły wreszcie w odpowiedniej pozycji.
- Musimy przenieść się w bezpieczniejsze miejsce.
Stan chwycił mocno czarownicę w zgięciu pod kolanami i za plecy, podrzucił swobodnie i już po chwili brnął przez grząską ziemię zastanawiając się za ile oberwie bełtem. Może i Maryśka miała rację - trochę inaczej wyobrażał sobie jej "nocne dyżury" w szpitalu. Sam był jednak aurorem i też niejedno widział.
Położył Anę na drzwiach przykrytych kocem.
- Wiesz jak się nazywasz? Ile palców widzisz? - nic lepszego nie przyszło mu w tej chwili do głowy.
- Nazywam się Stan Griffiths. Jestem aurorem. Szpital spłonął, ale wszystkich udało się uratować.
No, taką miał na pewno nadzieję. Przybył tu przecież pięć minut temu i generalnie średnio orientował się w sytuacji. Na szczęście namioty stanęły wreszcie w odpowiedniej pozycji.
- Musimy przenieść się w bezpieczniejsze miejsce.
Stan chwycił mocno czarownicę w zgięciu pod kolanami i za plecy, podrzucił swobodnie i już po chwili brnął przez grząską ziemię zastanawiając się za ile oberwie bełtem. Może i Maryśka miała rację - trochę inaczej wyobrażał sobie jej "nocne dyżury" w szpitalu. Sam był jednak aurorem i też niejedno widział.
Położył Anę na drzwiach przykrytych kocem.
- Wiesz jak się nazywasz? Ile palców widzisz? - nic lepszego nie przyszło mu w tej chwili do głowy.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park za szpitalem
Ana znów Cię zemdliło. Przed oczami latają Ci ciemne plamy. Bardzo chciałaś się powstrzymać, ale nie udało się. Znów zwymiotowałaś.
Miles dalej jest nieprzytomny. Z rozerwanych tkanek wylewa się coraz więcej krwi.
Leki przeciwbólowe zadziałały, ale Vincent oddycha coraz ciężej i wolniej.
W parku stanęły trzy duże namioty.
Miles dalej jest nieprzytomny. Z rozerwanych tkanek wylewa się coraz więcej krwi.
Leki przeciwbólowe zadziałały, ale Vincent oddycha coraz ciężej i wolniej.
W parku stanęły trzy duże namioty.
Mistrz Gry
Re: Park za szpitalem
Vincent nie specjalnie starał się tłamsić jęki, które wydzierały się w niekontrolowany sposób z jego gardła, za każdym razem, gdy Marie dotknęła jego pleców.
Nie odpowiadał nawet na jej słowne zaczepki. Z na wpół przymkniętymi powiekami czekał, aż eliksiry przeciwbólowe zaczną działać. Wbrew pozorom nie analizował w myślach całego wydarzenia. Leżał jak nadpalona kłoda pragnąc tylko, by wszyscy dali mu święty spokój. Do jego uszu docierały jedynie stłumione odgłosy krzątających się wszędzie aurorów.
- Marie... - zaczął cicho, wypluwając z ust ślinę pomieszaną z sadzą. Nie, to nie dzieje się naprawdę. Znów poczuł znajomy ucisk w klatce piersiowej. Coraz ciężej było mu nabrać powietrza. Przy każdym powolnym ruchu klatki piersiowej, czuł jak rozchodzi się skóra na jego plecach. Zapomniał już nawet co chciał powiedzieć uzdrowicielce. Walczył teraz z ogarniającą go sennością.
Nie odpowiadał nawet na jej słowne zaczepki. Z na wpół przymkniętymi powiekami czekał, aż eliksiry przeciwbólowe zaczną działać. Wbrew pozorom nie analizował w myślach całego wydarzenia. Leżał jak nadpalona kłoda pragnąc tylko, by wszyscy dali mu święty spokój. Do jego uszu docierały jedynie stłumione odgłosy krzątających się wszędzie aurorów.
- Marie... - zaczął cicho, wypluwając z ust ślinę pomieszaną z sadzą. Nie, to nie dzieje się naprawdę. Znów poczuł znajomy ucisk w klatce piersiowej. Coraz ciężej było mu nabrać powietrza. Przy każdym powolnym ruchu klatki piersiowej, czuł jak rozchodzi się skóra na jego plecach. Zapomniał już nawet co chciał powiedzieć uzdrowicielce. Walczył teraz z ogarniającą go sennością.
Re: Park za szpitalem
Kątem oka zauważył jak nieznany mu auror zaciąga Anę do jednego z namiotów miał ochotę palnąć go w łeb. Jeżeli Ana miała wstrząśnienie mózgu to takie noszenie, podrzucanie i dreptanie w tamtą stronę to głupota. Oby nie pogorszył jej stany. Cholera. Spojrzał na rany Miles'a które zaczęły krwawić intensywniej niż wcześniej. No cóż, nie pozostało nic innego jak improwizować. Skierował różdżkę na jedną z wystajacych kości.
- Brackium Emendo.
Kości powoli zaczęły się wycofywać w ciało mężczyzny powodując obfite wypłynięcie krwi z rany. Mimo wszystko jednak to trochę poprawi jego stan. Kości powinny się solidnie zrosnąć, a wzmocni się je eliksirami gdy dorwie je w swoje łapy. Teraz pozostały krwawiące rany. Widząc jak aurorzy których prosił o pomoc nie kwapią się żeby zostawić Nivena i Gladstone'a samych, uzdrowiciel prychnął pod nosem i za pomocą zaklęć wyczarował szynę na obie nogi. Kolejny krok był już prostszy.
- Vulnera Sanentur.
I już po chwili rany zaczęły się zrastać. Największe zagrożenie dla tego psychopaty minęło, aczkolwiek i tak będzie potrzebował troche czasu na dojście do siebie. Wlał w niego ostatnią butelkę eliksiru regenerującego żeby szybciej się ogarnął i spojrzał na aurorów.
- Na ten moment to wszystko co mogę zrobić. Potrzebuje na pewno prześwietlenia tych połamanych nóg i ogólnych badań ale tu ich nie zrobię. Przenieście go do namiotu.
Powiedział spokojnie wstając z ziemi i podchodząc do Maire i Vincenta.
- Widzę, że masz porcję świeżo przypieczonego dyrektora w swoich rękach.
Stwierdził jak zwykle z pełną empatią w głosie.
- Brackium Emendo.
Kości powoli zaczęły się wycofywać w ciało mężczyzny powodując obfite wypłynięcie krwi z rany. Mimo wszystko jednak to trochę poprawi jego stan. Kości powinny się solidnie zrosnąć, a wzmocni się je eliksirami gdy dorwie je w swoje łapy. Teraz pozostały krwawiące rany. Widząc jak aurorzy których prosił o pomoc nie kwapią się żeby zostawić Nivena i Gladstone'a samych, uzdrowiciel prychnął pod nosem i za pomocą zaklęć wyczarował szynę na obie nogi. Kolejny krok był już prostszy.
- Vulnera Sanentur.
I już po chwili rany zaczęły się zrastać. Największe zagrożenie dla tego psychopaty minęło, aczkolwiek i tak będzie potrzebował troche czasu na dojście do siebie. Wlał w niego ostatnią butelkę eliksiru regenerującego żeby szybciej się ogarnął i spojrzał na aurorów.
- Na ten moment to wszystko co mogę zrobić. Potrzebuje na pewno prześwietlenia tych połamanych nóg i ogólnych badań ale tu ich nie zrobię. Przenieście go do namiotu.
Powiedział spokojnie wstając z ziemi i podchodząc do Maire i Vincenta.
- Widzę, że masz porcję świeżo przypieczonego dyrektora w swoich rękach.
Stwierdził jak zwykle z pełną empatią w głosie.
Niven YatesUzdrowiciel - Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi
Re: Park za szpitalem
Zdawało się, że Marie panowała nad sytuacją. Oczyściła rany, naniosła na poparzone miejsca dyptam, zatroszczyła się też o to żeby jej tymczasowy pacjent nie mdlał z bólu, jednak to nie wystarczyło. Vincent posłusznie wypił eliksir wiggenowy, ale zaraz potem zrobił się podejrzanie cichy; jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w coraz wolniejszym tempie. Gdy dodatkowo wypluł wydzielinę zmieszaną z sadzą, wszystko stało się jakby bardziej oczywiste. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Przebywał w płonącym budynku, wynieśli go nieprzytomnego.
- Cramer, nie śpimy, mów do mnie – Ruda zbliżyła twarz w pobliże usmolonej buzi czarodzieja, bynajmniej nie zebrało jej się na amory, musiała sprawdzić, czy w wydychanym powietrzu pojawił się zapach dymu. Gdy jej obawy znalazły potwierdzenie, u jej boku znikąd pojawił się Niven. Oczywiście towarzyszyło mu jego trafne poczucie humoru.
- Zajęłam się oparzeniami, ale podejrzewam zatrucie wziewne, musieli spędzić tam sporo czasu, możliwość poparzenia górnych dróg oddechowych.
- Cramer, nie śpimy, mów do mnie – Ruda zbliżyła twarz w pobliże usmolonej buzi czarodzieja, bynajmniej nie zebrało jej się na amory, musiała sprawdzić, czy w wydychanym powietrzu pojawił się zapach dymu. Gdy jej obawy znalazły potwierdzenie, u jej boku znikąd pojawił się Niven. Oczywiście towarzyszyło mu jego trafne poczucie humoru.
- Zajęłam się oparzeniami, ale podejrzewam zatrucie wziewne, musieli spędzić tam sporo czasu, możliwość poparzenia górnych dróg oddechowych.
Re: Park za szpitalem
Kolejny auror deportował się w pobliże szpitala. Rannymi osobami zajmowała się już wystarczająca ilość osób, a reszta filii stała bezczynnie z boku, przyglądając się temu co zostało ze szpitala. Pilnowali tu względnego porządku, pomagali, ale i tak większość tłoczyła się przy znanym z listów gończych czarodzieju. Gabriel podbiegł do swojego brata, którego zobaczył z jakąś kobietą na prowizorycznych noszach z drewnianych drzwi.
- Dasz radę ją przenieść do środka? Polecę na szybkie zwiady - powiedział na powitanie. Zanim Stan mógł na niego spojrzeć, na miejscu starszego Griffithsa był już sokół podrywający się do lotu. Z góry ocenił ogólny stan i chciał znaleźć grupę zwiadowczą pośród szczątków budynku. Niestety zeszli już do prosektorium, a dym i ogień szatańskiej pożogi nie ułatwiały mu zadania. Zatrzymał się na dłużej przy Łamaczach Zaklęć z Ministerstwa, którzy nakładali już odpowiednie zaklęcia ochronne, żeby mugole dalej przechodzili obok jakiegoś tam wyobrażenia Purge & Dowse Ltd. Wrócił potem na miejsce, gdzie jak zrozumiał był uzdrowiciel z Milesem Gladstonem, który był odpowiedzialny za to wydarzenie. Zniżył lot nurkując w kierunku Nivena i jego niebezpiecznym pacjentem, gdzie chwilę przed ziemią się zgrabnie przemienił w swoją postać. Kiwnął ręką na dwóch aurorów nieopodal niego. Yates skończył na razie robotę, więc Gabriel wyciągnął różdżkę i wyczarował niewidzialne nosze, które przy okazji związały niewidzialnym pnączem dłonie przestępcy.
- Zabierzemy go do wolnego namiotu. Stójcie na razie na zewnątrz i pilnujcie okolicy. Kiedy sytuacja się ustabilizuje, albo znajdziecie kogoś stojącego bezczynnie, ma przyjść bezzwłocznie do mnie. Musimy zachować sto procent ostrożności, ten mężczyzna jest niepoczytalny. - Poinstruował, zabierając na moment baner przywódcy, skoro Morwen ratowała sytuację w tym co zostało z kliniki. Nikt inny się raczej nie zgłaszał do przejęcia wątpliwej przyjemności pilnowania tego czarownika.
Miles został przeniesiony do wschodniego namiotu, gdzie Gabriel ułożył go na polowym łóżku i znów zabezpieczył swoim zaklęciem jego nadgarstki. Nie chciał sprawić mu bólu prawdziwymi linami, skoro jego stan nie był jeszcze określony, ale zostawić samego sobie też nie mógł. Na zewnątrz stanęło parę aurorów, żeby nikomu się nie pomyliło to miejsce z innym. Ktoś wszedł jednak do środka, żeby dowiedzieć się czy niczego im nie potrzeba.
- Przydałby się tu uzdrowiciel albo jakaś pielęgniarka przy nim. - Kurwa, nie znał się na tym. Yates powinien zaraz tu wrócić ze swoim tyłkiem i go oświecić co ma robić z nieprzytomnym psychopatą.
- Dasz radę ją przenieść do środka? Polecę na szybkie zwiady - powiedział na powitanie. Zanim Stan mógł na niego spojrzeć, na miejscu starszego Griffithsa był już sokół podrywający się do lotu. Z góry ocenił ogólny stan i chciał znaleźć grupę zwiadowczą pośród szczątków budynku. Niestety zeszli już do prosektorium, a dym i ogień szatańskiej pożogi nie ułatwiały mu zadania. Zatrzymał się na dłużej przy Łamaczach Zaklęć z Ministerstwa, którzy nakładali już odpowiednie zaklęcia ochronne, żeby mugole dalej przechodzili obok jakiegoś tam wyobrażenia Purge & Dowse Ltd. Wrócił potem na miejsce, gdzie jak zrozumiał był uzdrowiciel z Milesem Gladstonem, który był odpowiedzialny za to wydarzenie. Zniżył lot nurkując w kierunku Nivena i jego niebezpiecznym pacjentem, gdzie chwilę przed ziemią się zgrabnie przemienił w swoją postać. Kiwnął ręką na dwóch aurorów nieopodal niego. Yates skończył na razie robotę, więc Gabriel wyciągnął różdżkę i wyczarował niewidzialne nosze, które przy okazji związały niewidzialnym pnączem dłonie przestępcy.
- Zabierzemy go do wolnego namiotu. Stójcie na razie na zewnątrz i pilnujcie okolicy. Kiedy sytuacja się ustabilizuje, albo znajdziecie kogoś stojącego bezczynnie, ma przyjść bezzwłocznie do mnie. Musimy zachować sto procent ostrożności, ten mężczyzna jest niepoczytalny. - Poinstruował, zabierając na moment baner przywódcy, skoro Morwen ratowała sytuację w tym co zostało z kliniki. Nikt inny się raczej nie zgłaszał do przejęcia wątpliwej przyjemności pilnowania tego czarownika.
Miles został przeniesiony do wschodniego namiotu, gdzie Gabriel ułożył go na polowym łóżku i znów zabezpieczył swoim zaklęciem jego nadgarstki. Nie chciał sprawić mu bólu prawdziwymi linami, skoro jego stan nie był jeszcze określony, ale zostawić samego sobie też nie mógł. Na zewnątrz stanęło parę aurorów, żeby nikomu się nie pomyliło to miejsce z innym. Ktoś wszedł jednak do środka, żeby dowiedzieć się czy niczego im nie potrzeba.
- Przydałby się tu uzdrowiciel albo jakaś pielęgniarka przy nim. - Kurwa, nie znał się na tym. Yates powinien zaraz tu wrócić ze swoim tyłkiem i go oświecić co ma robić z nieprzytomnym psychopatą.
Re: Park za szpitalem
Patrzyła na niego jak z rozdziawioną paszczą nie rozumiejąc w ogóle co do niej mówi.
- Jak to spłonął?! - zapytała i odwróciła się chcąc zobaczyć czy to prawda. Ruiny budynku nie przypominały jej ostoi do której tak często wracała, jej bezpiecznego miejsca. Szpital był jak jej dom. Spędzała w nim więcej czasu niż w swoim własnym mieszkaniu. A teraz go nie było. Puff, spłonął.
Oczy zaszły jej łzami, nie tylko z bólu głowy ale także z żalu, z utraty czegoś ważnego. Naiwna i sentymentalna. Kiedy auror złapał ją i chciał przenieść zaczęła protestować wiedząc jak sie to skończy, jednak nie miała w ogóle siły więc tylko mocno zacisnęła powieki i kurczowo trzymała się mężczyzny w ogóle nie myśląc o tych mroczkach.
Niestety gdy tylko wylądowała na ziemi, świat ponownie zawirował a żołądek znów podszedł jej do gardła przez co musiała znów zwymiotować.
- Ana-Lucia Brooks... uzdrowiciel... niech pan poszuka... eliksirów. Szybko - mruknęła kładąc się płasko i patrzyła w jeden punt gdzieś nad głową. Oddychaj. Oddychaj. - To wstrząśnienie mózgu w najlepszym wypadku, nie mogę się ruszać - wybełkotała próbując skupić się na jednej prostej rzeczy jak leżenie nieruchomo. Jednak nie mogła, cały czas myślała o tym jak to mogło się stać, że nagle szpitala nie było i kto za tym stał
- Miałam dyżur, nic nie pamiętam - powiedziała jeszcze chyba bardziej do siebie niż do aurora. Jęki dochodzące gdzieś obok tym bardziej nie pomagały, najgorsze w tym było to, że poznawała ten głos - To Vincent? Co mu jest? Ja muszę wiedzieć kto jeszcze tam jest! - uniosła się i znów poczuła swój żołądek, jednak nie miała siły wymiotować ani nawet czym.
- Jak to spłonął?! - zapytała i odwróciła się chcąc zobaczyć czy to prawda. Ruiny budynku nie przypominały jej ostoi do której tak często wracała, jej bezpiecznego miejsca. Szpital był jak jej dom. Spędzała w nim więcej czasu niż w swoim własnym mieszkaniu. A teraz go nie było. Puff, spłonął.
Oczy zaszły jej łzami, nie tylko z bólu głowy ale także z żalu, z utraty czegoś ważnego. Naiwna i sentymentalna. Kiedy auror złapał ją i chciał przenieść zaczęła protestować wiedząc jak sie to skończy, jednak nie miała w ogóle siły więc tylko mocno zacisnęła powieki i kurczowo trzymała się mężczyzny w ogóle nie myśląc o tych mroczkach.
Niestety gdy tylko wylądowała na ziemi, świat ponownie zawirował a żołądek znów podszedł jej do gardła przez co musiała znów zwymiotować.
- Ana-Lucia Brooks... uzdrowiciel... niech pan poszuka... eliksirów. Szybko - mruknęła kładąc się płasko i patrzyła w jeden punt gdzieś nad głową. Oddychaj. Oddychaj. - To wstrząśnienie mózgu w najlepszym wypadku, nie mogę się ruszać - wybełkotała próbując skupić się na jednej prostej rzeczy jak leżenie nieruchomo. Jednak nie mogła, cały czas myślała o tym jak to mogło się stać, że nagle szpitala nie było i kto za tym stał
- Miałam dyżur, nic nie pamiętam - powiedziała jeszcze chyba bardziej do siebie niż do aurora. Jęki dochodzące gdzieś obok tym bardziej nie pomagały, najgorsze w tym było to, że poznawała ten głos - To Vincent? Co mu jest? Ja muszę wiedzieć kto jeszcze tam jest! - uniosła się i znów poczuła swój żołądek, jednak nie miała siły wymiotować ani nawet czym.
Re: Park za szpitalem
Dopiero gdy Miles znalazł się na noszach mogliście zauważyć, że w miejscu gdzie znajdowała się jego głowa pojawiła się ciemna, krwista plama. W trakcie szarpaniny w prosektorium uderzył głową o kant metalowego stołu. Z rozciętej, ubrudzonej ziemią i sadzą rany powoli sączyła się krew.
Ana: zawroty głowy straciły na sile. Oprócz tępego bólu i nawracających nudności nie odczuwasz większych dolegliwości.
Ana: zawroty głowy straciły na sile. Oprócz tępego bólu i nawracających nudności nie odczuwasz większych dolegliwości.
Mistrz Gry
Re: Park za szpitalem
Cramer, nie śpimy, mów do mnie.
Zamrugał powoli powiekami. Zza mgły wyłoniła się burza rudych włosów. Docierało do niego co drugie słowo. Vincent miał wrażenie, że balansuje na granicy przytomności.
- Co... co z Aną? - z wysiłkiem podniósł nieco głowę, lecz mógł dostrzec jedynie las aurorskich nóg. Od dłuższej chwili bezsilnie tłamsił w gardle napady kaszlu. Każde napięcie mięśni na plecach sprawiało, że miał ochotę zawyć z bólu.
Zarzęził krótko.
- Jak.. już skończycie.. kontemplować nad.. moją spaloną dupą... to mnie z... łaski swojej... przykryjcie... nim odmrożę sobie... dla odmiany... bardziej... drogocenne części ciała.
Gdzie Gladstone? Nie powiedział tego na głos. W duszy chciał usłyszeć, że sczezł pod zgliszczami budynku. Jeden jak i drugi odebrali mu bezpowrotnie najlepsze lata życia.
Wciągnął z wysiłkiem lodowate powietrze do płuc i powoli je wypuścił.
Zamrugał powoli powiekami. Zza mgły wyłoniła się burza rudych włosów. Docierało do niego co drugie słowo. Vincent miał wrażenie, że balansuje na granicy przytomności.
- Co... co z Aną? - z wysiłkiem podniósł nieco głowę, lecz mógł dostrzec jedynie las aurorskich nóg. Od dłuższej chwili bezsilnie tłamsił w gardle napady kaszlu. Każde napięcie mięśni na plecach sprawiało, że miał ochotę zawyć z bólu.
Zarzęził krótko.
- Jak.. już skończycie.. kontemplować nad.. moją spaloną dupą... to mnie z... łaski swojej... przykryjcie... nim odmrożę sobie... dla odmiany... bardziej... drogocenne części ciała.
Gdzie Gladstone? Nie powiedział tego na głos. W duszy chciał usłyszeć, że sczezł pod zgliszczami budynku. Jeden jak i drugi odebrali mu bezpowrotnie najlepsze lata życia.
Wciągnął z wysiłkiem lodowate powietrze do płuc i powoli je wypuścił.
Re: Park za szpitalem
Yates spojrzał na Vincenta z politowaniem. Jak mógł dać się tak urządzić. Doskonale wiedział, że z możliwościami magów szybko zregeneruje swoją wymuskaną jak dupa niemowlaka skórę a przynajmniej powinien. Nie miał pojęcia czy został potraktowany zwykłym ogniem czy czymś ponad to. Spojrzał na Marie pytająco czy da sobie z nim radę.
- Przede wszystkim przenieście go do namiotu. A o Anę się nie martw. Żyje.
Powiedział skinąwszy w stronę pielęgniarek które nie do końca wiedziały co ze sobą zrobić. Przerażenie i przytłoczenie na pewno były dla wielu z nich nowością mimo, że sytuacje kryzysowe czasem się trafiały. Nie było nigdy jednak aż tak źle. Spojrzał na namiot do którego zanieśli Milesa i wzdychając ciężko powiedział Marie, że musi się zająć psycholem. Podszedł do Aurora który rozglądał się jak widać nie do końca wiedząc co zrobić z ich niechcianym gościem.
- Obstawiam, że to pan odpowiada za tego milusińskiego. Pozwolicie, że na niego spojrzę.
I nim uzyskał odpowiedź od Griffiths'a wszedł do namiotu i podszedł do Miles'a. W lepszym świetle zauważył sączącą się z jego głowy krew. Nie dziwota, że nie spieszyło mu się do odzyskania przytomności. Wyciągnął różdżkę po raz kolejny tego wieczoru i wycelował nią w ranę i po szybkim oczyszczeniu jej zasklepił ją.
- No i co Miles. Masz jeszcze jakieś ukryte, krwawiące rany?
Zapytał sam siebie po czym zaczął podciągać części ubrań by mieć lepszy ogląd sytuacji.
- Przede wszystkim przenieście go do namiotu. A o Anę się nie martw. Żyje.
Powiedział skinąwszy w stronę pielęgniarek które nie do końca wiedziały co ze sobą zrobić. Przerażenie i przytłoczenie na pewno były dla wielu z nich nowością mimo, że sytuacje kryzysowe czasem się trafiały. Nie było nigdy jednak aż tak źle. Spojrzał na namiot do którego zanieśli Milesa i wzdychając ciężko powiedział Marie, że musi się zająć psycholem. Podszedł do Aurora który rozglądał się jak widać nie do końca wiedząc co zrobić z ich niechcianym gościem.
- Obstawiam, że to pan odpowiada za tego milusińskiego. Pozwolicie, że na niego spojrzę.
I nim uzyskał odpowiedź od Griffiths'a wszedł do namiotu i podszedł do Miles'a. W lepszym świetle zauważył sączącą się z jego głowy krew. Nie dziwota, że nie spieszyło mu się do odzyskania przytomności. Wyciągnął różdżkę po raz kolejny tego wieczoru i wycelował nią w ranę i po szybkim oczyszczeniu jej zasklepił ją.
- No i co Miles. Masz jeszcze jakieś ukryte, krwawiące rany?
Zapytał sam siebie po czym zaczął podciągać części ubrań by mieć lepszy ogląd sytuacji.
Niven YatesUzdrowiciel - Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi
Re: Park za szpitalem
Stan uchylił się w porę. Szybko chwycił za jasne kosmyki kobiety, zarzucając je jej na plecy. Gdy tylko skończyła zaklęciem oczyścił zafajdane miejsce.
- Proszę zawołać tu jakiegoś uzdrowiciela. Potrzebne są jakieś eliksiry wzmacniające i przeciwbólowe - zaczepił pielęgniarkę, która wsadziła na chwile głowę do namiotu. Kiwnął głową i delikatnie pomógł czarownicy ułożyć się na twardej leżance. Przykrył ją zsuniętą z ramion peleryną aurorską.
- Spokojnie. Proszę spokojnie leżeć.
Chwycił Anę za ramię i stanowczo - choć z wyczuciem! - ponownie zmusił ją położenia się na noszach.
- Zaraz się wszystkiego dowiem.
Griffiths podszedł do stojącego najbliżej aurora. Ana-Lucia mogła zauważyć, jak ruchem głowy wskazuje na leżącego opodal mężczyznę, o którego pytała. Wymiana zdań nie trwała dłużej, niż minutę.
- Tak, to Cramer. Jest poparzony, ale Marie już się nim zajęła. Gladstone też został opatrzony. Nikomu nic już nie grozi. Wszystkim udało się uciec z walącego się budynku.
Pielęgniarka wróciła z eliksirami. Podał Anie kilka małych, prawie pustych flakonów. Brakowało dosłownie wszystkiego.
- Mam tu kogoś zawołać? Albo powiadomić?
- Proszę zawołać tu jakiegoś uzdrowiciela. Potrzebne są jakieś eliksiry wzmacniające i przeciwbólowe - zaczepił pielęgniarkę, która wsadziła na chwile głowę do namiotu. Kiwnął głową i delikatnie pomógł czarownicy ułożyć się na twardej leżance. Przykrył ją zsuniętą z ramion peleryną aurorską.
- Spokojnie. Proszę spokojnie leżeć.
Chwycił Anę za ramię i stanowczo - choć z wyczuciem! - ponownie zmusił ją położenia się na noszach.
- Zaraz się wszystkiego dowiem.
Griffiths podszedł do stojącego najbliżej aurora. Ana-Lucia mogła zauważyć, jak ruchem głowy wskazuje na leżącego opodal mężczyznę, o którego pytała. Wymiana zdań nie trwała dłużej, niż minutę.
- Tak, to Cramer. Jest poparzony, ale Marie już się nim zajęła. Gladstone też został opatrzony. Nikomu nic już nie grozi. Wszystkim udało się uciec z walącego się budynku.
Pielęgniarka wróciła z eliksirami. Podał Anie kilka małych, prawie pustych flakonów. Brakowało dosłownie wszystkiego.
- Mam tu kogoś zawołać? Albo powiadomić?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park za szpitalem
Jego mentalne błaganie szybko zostało wysłuchane przez uzdrowiciela, który już wcześniej pochylał się nad Gladstonem. Auror cofnął się zapobiegawczo od łóżka mężczyzny, ale przyglądał się z zaciekawieniem działaniom Yates'a. Leczące zaklęcia to ta dziedzina w której się zupełnie nie odnajdywał, a w końcu nie było tego zbyt wiele. Okazało się nawet, że reaguje w pewien sposób na krew, ponieważ musiał odwrócić głowę, kiedy czarodziej znalazł ranę i zaczął ją opatrywać. No proszę, taki delikatesik z niego?
- Powiedzmy. To pański znajomy, prawda? - Każdy w filii był zaznajomiony z aktami byłego uzdrowiciela, który zginął i zmartwychwstał w ich siedzibie. Miles pracował kiedyś w klinice, więc Gabriel założył, że Niven zwraca się do niego po imieniu nie tylko dlatego, że je tak po prostu usłyszał.
- Będę mógł z Panem później porozmawiać? - spytał mężczyznę, spoglądając w jego kierunku mimowolnie. I pomyśleć, że ten szalony wieczór skończył się pilnowaniem jakiegoś psychopaty. Procenty we krwi Gabriela już dawno wyparowały przez stres i nerwy na Mer, a teraz już w ogóle ulotniły się ich ostatnie opary.
- Słyszałem, że sam dyrektor został ranny, więc nie chcę mu w tej chwili zawracać głowy, ale musimy się dowiedzieć co się konkretnie wydarzyło i kto był na miejscu zdarzenia.
Może to nie była odpowiednia chwila, ale chciał, żeby robota aurorów zaczęła iść równie sprawnie, co pozostałych zespołów. Równocześnie musiał się także martwić o ich szefową, która chodziła teraz gdzieś po tym co pozostało z podziemi szpitala. Każda wojownicza komórka Griffiths'a wyrywała się w tamtym kierunku.
- Powiedzmy. To pański znajomy, prawda? - Każdy w filii był zaznajomiony z aktami byłego uzdrowiciela, który zginął i zmartwychwstał w ich siedzibie. Miles pracował kiedyś w klinice, więc Gabriel założył, że Niven zwraca się do niego po imieniu nie tylko dlatego, że je tak po prostu usłyszał.
- Będę mógł z Panem później porozmawiać? - spytał mężczyznę, spoglądając w jego kierunku mimowolnie. I pomyśleć, że ten szalony wieczór skończył się pilnowaniem jakiegoś psychopaty. Procenty we krwi Gabriela już dawno wyparowały przez stres i nerwy na Mer, a teraz już w ogóle ulotniły się ich ostatnie opary.
- Słyszałem, że sam dyrektor został ranny, więc nie chcę mu w tej chwili zawracać głowy, ale musimy się dowiedzieć co się konkretnie wydarzyło i kto był na miejscu zdarzenia.
Może to nie była odpowiednia chwila, ale chciał, żeby robota aurorów zaczęła iść równie sprawnie, co pozostałych zespołów. Równocześnie musiał się także martwić o ich szefową, która chodziła teraz gdzieś po tym co pozostało z podziemi szpitala. Każda wojownicza komórka Griffiths'a wyrywała się w tamtym kierunku.
Re: Park za szpitalem
Już chyba wszystkich przenieśli do namiotu dlatego miała już możliwość zapoznaniem się z faktami i tym jak wyglądają ci najbardziej poszkodowani. Z tego co zauważyła to miała się najlepiej dlatego gdy tylko dostała dostała fiolkę z eliksirami wypiła tylko łyczek na nudności.
W tym momencie aurorów było chyba więcej niż samego personelu medycznego, który notabene stracił miejsce pracy. Najbliższy szpital magiczny był daleko stąd a nie miała zamiaru już się przeprowadzać, chociaż może dlatego powinna?
-Gladstone? Miles? - pytała patrząc na aurora wyczekująco i powoli zaczynała łączyć wątki - chyba coś pamiętam. To przez niego, to jego wina, Gladstone'a! Ale to nie on, to nie Miles w nim jest, to ktoś inny.... chociaż... nie wiem - mówiła trzymając się za głowę. Znała Milesa wiele lat, ale ostatnio zbyt dużo się działo w związku z jego osobą. Dużo złych rzeczy. Nie była już pewna kim teraz był Miles, jednak wiedziała, że nie tym kogo znała kiedyś.
- Nie, ze mną będzie okej, eliksiry są potrzebne innym. Ja sobie poradzę. Proszę mnie informować o ich stanie.
W tym momencie aurorów było chyba więcej niż samego personelu medycznego, który notabene stracił miejsce pracy. Najbliższy szpital magiczny był daleko stąd a nie miała zamiaru już się przeprowadzać, chociaż może dlatego powinna?
-Gladstone? Miles? - pytała patrząc na aurora wyczekująco i powoli zaczynała łączyć wątki - chyba coś pamiętam. To przez niego, to jego wina, Gladstone'a! Ale to nie on, to nie Miles w nim jest, to ktoś inny.... chociaż... nie wiem - mówiła trzymając się za głowę. Znała Milesa wiele lat, ale ostatnio zbyt dużo się działo w związku z jego osobą. Dużo złych rzeczy. Nie była już pewna kim teraz był Miles, jednak wiedziała, że nie tym kogo znała kiedyś.
- Nie, ze mną będzie okej, eliksiry są potrzebne innym. Ja sobie poradzę. Proszę mnie informować o ich stanie.
Re: Park za szpitalem
Kiedy tylko Vincent został – zgodnie zresztą ze swoim życzeniem – przeniesiony do jednego z wyczarowanych namiotów medycznych i ułożony bezpiecznie na łóżku, Marie wróciła do swoich obowiązków. Osłuchała płuca pacjenta, by przekonać się o występujących w nich szmerach. Na szczęście Vincent wciąż miał zachowaną czynność oddechową, to znacznie ułatwiało pracę. Ruda zniknęła na chwilę z namiotu, by ostatecznie powrócić do niego po dosłownie dwóch minutach. Udało jej się zdobyć maskę tlenową, przy pomocy której starała się ustabilizować stan dyrektora.
- Mam nadzieję, że obejdzie się bez wpychania ci rurki do gardła – przyznała, aplikując mu dodatkową dawkę eliksiru przeciwbólowego. – Posiedzę tu z Tobą trochę żeby upewnić się, czy wszystko w porządku, dobra? Ktoś na pewno zawiadomił już Penelope.
- Mam nadzieję, że obejdzie się bez wpychania ci rurki do gardła – przyznała, aplikując mu dodatkową dawkę eliksiru przeciwbólowego. – Posiedzę tu z Tobą trochę żeby upewnić się, czy wszystko w porządku, dobra? Ktoś na pewno zawiadomił już Penelope.
Re: Park za szpitalem
Stan szybko wydobył z wewnętrznej kieszeni dwa notesy, długopis i samopiszące pióro. Im szybciej zbierze wszystkie zeznania, tym większe prawdopodobieństwo, że będą wiarygodne.
- Tak, Miles Gladstone - powtórzył. Z jąkania czarownicy wyłuskał co cenniejsze informacje, które natychmiast odnotował ręcznie ze swoimi drobnymi uwagami. Imperius?
- Opowiesz mi wszystko od początku? Co pamiętasz? Kto pełnił dzisiaj wieczorem dyżur? O której przyszłaś do szpitala? Jak się znalazłaś w podziemiach?
Przykucnął obok uzdrowicielki. Pióro podskakiwało rytmicznie po czystej kartce, zapełniając ją pytaniami aurora.
- Podejrzewasz, że Gladstone był pod wpływem Imperiusa?
- Tak, Miles Gladstone - powtórzył. Z jąkania czarownicy wyłuskał co cenniejsze informacje, które natychmiast odnotował ręcznie ze swoimi drobnymi uwagami. Imperius?
- Opowiesz mi wszystko od początku? Co pamiętasz? Kto pełnił dzisiaj wieczorem dyżur? O której przyszłaś do szpitala? Jak się znalazłaś w podziemiach?
Przykucnął obok uzdrowicielki. Pióro podskakiwało rytmicznie po czystej kartce, zapełniając ją pytaniami aurora.
- Podejrzewasz, że Gladstone był pod wpływem Imperiusa?
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park za szpitalem
Krwawienie ustało, ale Miles wciąż nie odzyskiwał przytomności.
Maska tlenowa pomogła. Oddech Vincenta trochę się ustabilizował. Nie bolało Cię, ale czułeś okropne pieczenie na całym Ciebie, szczególnie w poparzonych rejonach.
Maska tlenowa pomogła. Oddech Vincenta trochę się ustabilizował. Nie bolało Cię, ale czułeś okropne pieczenie na całym Ciebie, szczególnie w poparzonych rejonach.
Mistrz Gry
Re: Park za szpitalem
Gdy rana Miles'a skończyła krwawić, a i nie znalazł nic więcej co odbiegało by od normy na jego ciele odetchnął z ulgą. Mimo, że go nie mógł znieść to i tak.. Ludzkie życie to ludzkie życie. A to najwyraźniej miało zostać jeszcze nienaruszone. Napoił go kolejną fiolką eliksiru regenerującego wiedząc, że to już max ile może mu go dać po czym odwrócił się w stronę Gabriela i spojrzał na niego unosząc nieco brew. No tak. Vincent padł więc ktoś musiał sprawować tutaj jakąś władzę, a że zastępcy chyba dalej nie było...
- Oczywiście, ale za moment. Muszę porozmawiać sobie z jednym z was.
Powiedział i wyminął aurora szybkim krokiem po czym podszedł do Stana, który rozpoczął przepytywanie Any.
- Powinien pan wiedzieć, że osób ze wstrząśnieniem nie należy przenosić jak worek ziemniaków. Nie uczą was niczego przydatnego na tych waszych śmiesznych studiach?
Zapytał wyraźnie dalej poirytowany tym jak przetransportował kobietę do namiotu w którym teraz się znajdowali.
- A i przepytywanie radziłbym pozostawić na później. Dajcie jej chociaż chwilę żeby odpocząć i uporządkować myśli na miłość boską. Pieprzeni amatorzy.
Warknął jeszcze raz na Stana po czym złapał jedną z pielęgniarek i zlecił jej by natychmiast przyniosła Anie jeden z eliksirów wzmacniających. Musi dojść do siebie bo wiedział jak aurorzy potrafią być upierdliwi i wszystko najlepiej jakby było na teraz więc i tak ją wypytają. A ona i tak będzie odpowiadała na te pytania już teraz.
- Ana. Odpocznij.
Następnie odwrócił się na pięcie i wrócił do Gabriela odpalając papierosa żeby jakoś zebrać myśli w tym całym burdelu.
- W takim razie, co to za pytania?
- Oczywiście, ale za moment. Muszę porozmawiać sobie z jednym z was.
Powiedział i wyminął aurora szybkim krokiem po czym podszedł do Stana, który rozpoczął przepytywanie Any.
- Powinien pan wiedzieć, że osób ze wstrząśnieniem nie należy przenosić jak worek ziemniaków. Nie uczą was niczego przydatnego na tych waszych śmiesznych studiach?
Zapytał wyraźnie dalej poirytowany tym jak przetransportował kobietę do namiotu w którym teraz się znajdowali.
- A i przepytywanie radziłbym pozostawić na później. Dajcie jej chociaż chwilę żeby odpocząć i uporządkować myśli na miłość boską. Pieprzeni amatorzy.
Warknął jeszcze raz na Stana po czym złapał jedną z pielęgniarek i zlecił jej by natychmiast przyniosła Anie jeden z eliksirów wzmacniających. Musi dojść do siebie bo wiedział jak aurorzy potrafią być upierdliwi i wszystko najlepiej jakby było na teraz więc i tak ją wypytają. A ona i tak będzie odpowiadała na te pytania już teraz.
- Ana. Odpocznij.
Następnie odwrócił się na pięcie i wrócił do Gabriela odpalając papierosa żeby jakoś zebrać myśli w tym całym burdelu.
- W takim razie, co to za pytania?
Niven YatesUzdrowiciel - Urodziny : 16/09/1984
Wiek : 40
Krew : Półkrwi
Re: Park za szpitalem
Stan dźwignął się do pozycji stojącej i zmierzył uzdrowiciela wzrokiem.
- Wybacz Yates, ale ja Ci się nie wpieprzam w uzdrawianie, więc schowaj swoje dobre rady tam, gdzie światło nie dociera. Nie pyskuj i wracaj do roboty.
Bogom w białych fartuchach tego typu zachowania zdarzały się tak często, że stróże prawa przestawali sobie cokolwiek z nich robić.
Niewzruszony Griffiths powrócił do obowiązków. Znał procedury.
- Jeśli nie czujesz się na siłach żeby odpowiadać, możemy to przełożyć.
- Wybacz Yates, ale ja Ci się nie wpieprzam w uzdrawianie, więc schowaj swoje dobre rady tam, gdzie światło nie dociera. Nie pyskuj i wracaj do roboty.
Bogom w białych fartuchach tego typu zachowania zdarzały się tak często, że stróże prawa przestawali sobie cokolwiek z nich robić.
Niewzruszony Griffiths powrócił do obowiązków. Znał procedury.
- Jeśli nie czujesz się na siłach żeby odpowiadać, możemy to przełożyć.
Stan GriffithsAuror - Urodziny : 04/06/1986
Wiek : 38
Skąd : Dartford, Wielka Brytania
Krew : czysta
Re: Park za szpitalem
Jednak dalej kręciła się w okolicy szpitala i na nieszczęście Nivena wyrosła tuż za nim, kiedy postanowił ponarzekać na wszystkich możliwych aurorów świata. Nie spodobało jej się to ani trochę, czego nie dała poznać pod kamienną maską, przybraną na twarz.
- Myślę, że powinien pan zająć się swoimi obowiązkami a niewybredne komentarze pozostawić tylko i wyłącznie dla swojej osoby. Gdyby nie pieprzeni amatorzy to ogień nie zostałby ugaszony, a pana ukochana by spłonęła żywcem dodatkowo zgnieciona pod stertą gruzu - wyłapując kontakt wzrokowy z Yatesem posłała mu najmilszy i najsłodszy, czyli totalnie wymuszony, uśmiech świata, po czym poklepała go po ramieniu.
- Do roboty, chłopcze - potem zwróciła się w kierunku Stana. - A ty, Grifiths, zajmij się swoimi obowiązkami, niż wdawaniem się w bezsensowną dyskusję - po tych słowach ruszyła w stronę poszkodowanych, żeby sprawdzić w jakim mniej więcej są stanie.
- Myślę, że powinien pan zająć się swoimi obowiązkami a niewybredne komentarze pozostawić tylko i wyłącznie dla swojej osoby. Gdyby nie pieprzeni amatorzy to ogień nie zostałby ugaszony, a pana ukochana by spłonęła żywcem dodatkowo zgnieciona pod stertą gruzu - wyłapując kontakt wzrokowy z Yatesem posłała mu najmilszy i najsłodszy, czyli totalnie wymuszony, uśmiech świata, po czym poklepała go po ramieniu.
- Do roboty, chłopcze - potem zwróciła się w kierunku Stana. - A ty, Grifiths, zajmij się swoimi obowiązkami, niż wdawaniem się w bezsensowną dyskusję - po tych słowach ruszyła w stronę poszkodowanych, żeby sprawdzić w jakim mniej więcej są stanie.
Re: Park za szpitalem
Leżąc cały czas na brzuchu został przetransportowany do pobliskiego namiotu. Zimowy wiatr nie smagał go już tak bezpośrednio po rozpalonych tkankach. Dopiero tu w środku poczuł jakie to było jednak błogosławieństwo. Czuł się tak, jakby ktoś wylał mu na plecy gorący olej.
- Też na to liczę... - zachrypiał. Volante nasunęła mu na twarz maskę tlenową. Opór w klatce piersiowej nieco zmalał. Przytulił policzek do szorstkiego materaca.
- Nie. Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to dopilnuj, żeby się tu nie pojawiła.
Vincent nie miał ochoty wysłuchiwać trajkotania pielęgniarki, zwłaszcza, że w namiocie obok dogorywał jej brat. Klanu Gladstone'ów miał już dzisiaj po kokardę.
- Też na to liczę... - zachrypiał. Volante nasunęła mu na twarz maskę tlenową. Opór w klatce piersiowej nieco zmalał. Przytulił policzek do szorstkiego materaca.
- Nie. Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić to dopilnuj, żeby się tu nie pojawiła.
Vincent nie miał ochoty wysłuchiwać trajkotania pielęgniarki, zwłaszcza, że w namiocie obok dogorywał jej brat. Klanu Gladstone'ów miał już dzisiaj po kokardę.
Re: Park za szpitalem
Grupa zwiadowcza ze szpitala wróciła do nich, a Gabriel odetchnął z ulgą, kiedy paru aurorów weszło do namiotu, żeby go zastąpić przy pilnowaniu Gladstone'a. Yates chwilę temu też wyszedł, ale w konkretnie nieznanym przez Griffiths'a celu. Na zewnątrz usłyszał już strzępki wymiany zdań pomiędzy nim, Stanem, a Morwen. Stanął przed wejściem do tego miejsca, gdzie znajdował się nieprzytomny Miles i również wyciągnął papierośnicę ze swoimi black'ami. Walczył z nałogiem, więc przynajmniej nie były to już cygara.
W takim razie, co to za pytania?
- Uważałbym, zanim zacznie Pan zwracać uwagę amatorowi, który potrafi rzucić klątwę obumierającej tkanki na trzydzieści różnych sposobów. - Dał złotą radę z uśmiechem na ustach, kiedy wypuszczał zapachowy dymek. Powinien wracać do roboty, skoro Mor wróciła na stanowisko, ale z tego co widział sytuacja była już opanowana. Namioty wypełnione, a poszkodowani z odpowiednią opieką.
- Nie jesteśmy uzdrowicielami, ale nie należymy też do tępej brygady uderzeniowej. Tylko taka sugestia na przyszłość - Aurorzy zawsze w mniemaniu Gabriela zawsze mieli straszną otoczkę czarnej magii i nie bez powodu. Trzeba było wyrobić to zdanie w społeczeństwie, bo ich szkolenie znacznie odbiegało od zwykłych czaroznawców.
Czarodziej westchnął ciężko, omiatając spojrzeniem unoszący się dym nad tym co zostało z kliniki.
- Więc wie Pan jak to się zaczęło? Spisaliśmy już nazwiska pana Cramera i pani Brooks. Ten za nami to Miles Gladstone i staram się zrozumieć jak mógł wejść tak po prostu do szpitala i zdążyć rozpętać szatańską pożogę, zanim został ktokolwiek wezwany.
W takim razie, co to za pytania?
- Uważałbym, zanim zacznie Pan zwracać uwagę amatorowi, który potrafi rzucić klątwę obumierającej tkanki na trzydzieści różnych sposobów. - Dał złotą radę z uśmiechem na ustach, kiedy wypuszczał zapachowy dymek. Powinien wracać do roboty, skoro Mor wróciła na stanowisko, ale z tego co widział sytuacja była już opanowana. Namioty wypełnione, a poszkodowani z odpowiednią opieką.
- Nie jesteśmy uzdrowicielami, ale nie należymy też do tępej brygady uderzeniowej. Tylko taka sugestia na przyszłość - Aurorzy zawsze w mniemaniu Gabriela zawsze mieli straszną otoczkę czarnej magii i nie bez powodu. Trzeba było wyrobić to zdanie w społeczeństwie, bo ich szkolenie znacznie odbiegało od zwykłych czaroznawców.
Czarodziej westchnął ciężko, omiatając spojrzeniem unoszący się dym nad tym co zostało z kliniki.
- Więc wie Pan jak to się zaczęło? Spisaliśmy już nazwiska pana Cramera i pani Brooks. Ten za nami to Miles Gladstone i staram się zrozumieć jak mógł wejść tak po prostu do szpitala i zdążyć rozpętać szatańską pożogę, zanim został ktokolwiek wezwany.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Strona 4 z 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach