Altanka
+30
Adrien Rien
Elektra Fyodorova
Pierre Vauquer
Rachel Montgomery
Lena Gregorovic
Aleksander Cortez
Stella Stark
Rhinna Hamilton
Monika Kruger
Mia Kruger
Matthew Sneddon
Jamie Campbell
Noah Alsteen
James Scott
Nancy Baldwin
Sanne van Rijn
Charles Wilson
Maja Vulkodlak
Connor Campbell
Nadia Milligan
Emily Bronte
Colette Roshwel
Leanne Chatier
Aiden Williams
Mistrz Gry
Christine Greengrass
Anthony Wilson
Ian Ames
Andrea Jeunesse
Brennus Lancaster
34 posters
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 8 z 9
Strona 8 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Altanka
First topic message reminder :
Urocza altanka z ławeczką, która zasłonięta jest częściowo od cienia koronami drzew rosnących na błoniach. Stoi tutaj już bardzo długo, jest dziełem dawnego gajowego z lat 50-tych XX-wieku. Była świadkiem wielu wzruszeń i uniesień szkolnych miłostek.
Pssst, to podobno tutaj James P. Wyznał miłość Lily E.! Na jednej z belek altanki można przeczytać wyryte L + J.
Urocza altanka z ławeczką, która zasłonięta jest częściowo od cienia koronami drzew rosnących na błoniach. Stoi tutaj już bardzo długo, jest dziełem dawnego gajowego z lat 50-tych XX-wieku. Była świadkiem wielu wzruszeń i uniesień szkolnych miłostek.
Pssst, to podobno tutaj James P. Wyznał miłość Lily E.! Na jednej z belek altanki można przeczytać wyryte L + J.
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Altanka
Nie widziała nic złego w siedzeniu tym sposobem. Było na pewno zabawniej i wygodniej, kiedy można trochę pomachać nogami. Zdecydowanie to nie był jeden z tych śniętych dni Irlandki, a wręcz przeciwnie - rozpierała ją wciąż energia.
- W takim razie... - spojrzała na nią badawczym wzrokiem i w jeszcze śmielszym geście, wyciągnęła drobną bladą dłoń w kierunku blondynki. - Stella Stark, nowa Szukająca Krukonów. Jeszcze na boisku się nie widziałyśmy, a zawsze chciałam użyć tej formułki - odpowiedziała, śmiejąc się cicho. Rzeczywiście nigdy nie miała jak dodać sobie tytułu do imienia, bo żadnego nie miała, a teraz wreszcie coś miała do pokazania magicznej społeczności! No bo jak to tak... Hej to ja, baletnica ze spalonego teatru? Nie robiło to takiego wrażenia.
- Tak przy okazji, jestem Waszą fanką. Ślizgoni wyszli na prowadzenie, ale stracili w zeszłym roku Suzanne Castellani, więc czuję, że walka o puchar w Qudditcha będzie między Gryffindorem i Ravenclawem - założyła bardzo optymistycznie, mrugając do niej z rozbawieniem. Westchnęła głośniej i przeniosła wzrok na błonia za drzewami.
- Będziemy się niedługo zbierały na obiad, co?
- W takim razie... - spojrzała na nią badawczym wzrokiem i w jeszcze śmielszym geście, wyciągnęła drobną bladą dłoń w kierunku blondynki. - Stella Stark, nowa Szukająca Krukonów. Jeszcze na boisku się nie widziałyśmy, a zawsze chciałam użyć tej formułki - odpowiedziała, śmiejąc się cicho. Rzeczywiście nigdy nie miała jak dodać sobie tytułu do imienia, bo żadnego nie miała, a teraz wreszcie coś miała do pokazania magicznej społeczności! No bo jak to tak... Hej to ja, baletnica ze spalonego teatru? Nie robiło to takiego wrażenia.
- Tak przy okazji, jestem Waszą fanką. Ślizgoni wyszli na prowadzenie, ale stracili w zeszłym roku Suzanne Castellani, więc czuję, że walka o puchar w Qudditcha będzie między Gryffindorem i Ravenclawem - założyła bardzo optymistycznie, mrugając do niej z rozbawieniem. Westchnęła głośniej i przeniosła wzrok na błonia za drzewami.
- Będziemy się niedługo zbierały na obiad, co?
Re: Altanka
Hamilton spojrzała na nią zaskoczona jej przywitaniem i przedstawieniem się. Zamrugała nawet powiekami, ale po chwili zaśmiała się cicho i uścisnęła jej dłoń swoją.
- Miło mi Cię poznać, Rhinna Hamilton, kapitan Gryfonów. Takie formułki mają coś w sobie.
Mrugnęła do dziewczyny okiem. Blondynka na pewno o tym wiedziała, ale Hamilton lubiła się przedstawiać w ten sposób. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując białe zęby. Po chwili puściła jej dłoń i położyła je przed sobą na barierce. Otworzyła na kilka chwil szerzej oko słysząc kolejne słowa Stelli.
- O, to miło, dzięki. Ale wiedz, że jeśli Twoje prognozy się spełnią, nie damy Wam łatwo wygrać, o ile w ogóle.
Zrobiła poważniejszą minę, ale tylko na moment, bo zaraz zaśmiała się cicho, przymykając powieki. Po chwili zeskoczyła z barierki, podnosząc ręce w górę i przeciągając się dość mocno. Sama spojrzała na błonia o westchnęła cicho. Oparła się plecami o belkę i skrzywiła się nieco.
- Wypadałoby chyba. Choć wcale mi się nie chce.
Wzruszyła lekko ramionami i skierowała spojrzenie kątem oka na Krukonkę.
- Miło mi Cię poznać, Rhinna Hamilton, kapitan Gryfonów. Takie formułki mają coś w sobie.
Mrugnęła do dziewczyny okiem. Blondynka na pewno o tym wiedziała, ale Hamilton lubiła się przedstawiać w ten sposób. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując białe zęby. Po chwili puściła jej dłoń i położyła je przed sobą na barierce. Otworzyła na kilka chwil szerzej oko słysząc kolejne słowa Stelli.
- O, to miło, dzięki. Ale wiedz, że jeśli Twoje prognozy się spełnią, nie damy Wam łatwo wygrać, o ile w ogóle.
Zrobiła poważniejszą minę, ale tylko na moment, bo zaraz zaśmiała się cicho, przymykając powieki. Po chwili zeskoczyła z barierki, podnosząc ręce w górę i przeciągając się dość mocno. Sama spojrzała na błonia o westchnęła cicho. Oparła się plecami o belkę i skrzywiła się nieco.
- Wypadałoby chyba. Choć wcale mi się nie chce.
Wzruszyła lekko ramionami i skierowała spojrzenie kątem oka na Krukonkę.
Re: Altanka
Altanka, dlaczego akurat altanka? Każde miejsce będzie lepsze niż to w które powinien się udać. Jako dobry uczeń, bo przecież cały czas starał się być za takowego uważany, zwłaszcza przez nauczycieli. No ale przyjęcie organizowane przez nauczyciela w celu zapoznania się z uczniami? Serio? Ktoś w ogóle na nie pójdzie? To było niegodne Ślizgona, pojawienie się tam tylko po to by przywitać grzecznie jakiegoś kolesia. Ostatnio nowi nauczyciele mieli skłonność do jeszcze szybszego znikania, więc na co mu to było. Zwłaszcza, że bardzo dobrze wiedział co to oznacza, musiałby znów wciskać się w garniturek tylko po to by nie odróżniać się zbytnio. A strojenie się tak dla jakiegoś faceta to zwykłe gejostwo. Więc wolał tutaj sobie siedzieć sam na świeżym powietrzu i obserwować błonia oraz niebo, choć te i tak w większości zasłaniały korony drzew.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Altanka
Lena, przez całe popołudnie umyślnie unikała spojrzeń pewnego, przystojnego Włocha. Czuła się zmieszana, a nawet zażenowana swoim wcześniejszym zachowaniem. Krótka analiza zamierzchłych decyzji, przeprowadzona tuż przed snem, w łóżku z czterema kolumienkami, ukazała jej ogrom własnej głupoty. Gregorovic doskonale zdawała sobie sprawę, że relacja z tak niestabilnym emocjonalnie Ślizgonem nie miałaby najmniejszego sensu. Więc dlaczego wmawiała sobie, że jest inaczej? Zastanawiała się nad tym teraz, spacerując nieśpiesznie wokół błoni z owiniętym w srebrzysty papier, wąskim prostopadłościanie. Krążyła wokół drzew, bezmyślnie oddając się rozmyślaniom, do czasu. Wzrok dziewczęcia (wcale nie najgorszy) przykuła znajoma sylwetka. Niewiele myśląc podążyła jego śladem. Jej nastrój nie był jednak na tyle wojowniczy, by dobyła różdżki spoczywającej w kieszeni obcisłych, czarnych spodni. Cała złość kumulująca się jeszcze do niedawna wewnątrz niej, teraz magicznie zniknęła, a transmutacja ucznia w prosiaka wydała jej się nawet zabawna. Na tę myśl, na jej ustach zagościł lekki uśmiech, który zaraz ustąpił chłodnemu grymasowi ust.
- Widzę, że jesteśmy jedynymi, którzy trzymają poziom i nie zamierzają włazić w dupę nowemu profesorkowi. - Skrzywiła się, siadając obok. - Tak tak, wiem, jeszcze się policzymy i tak dalej, ale w sumie to już mi się nawet nie chce. - Wyjaśniła, na jego pytające spojrzenie. Czyżby znudził ją zamęt i chaos? Nieprawdopodobne.
- Widzę, że jesteśmy jedynymi, którzy trzymają poziom i nie zamierzają włazić w dupę nowemu profesorkowi. - Skrzywiła się, siadając obok. - Tak tak, wiem, jeszcze się policzymy i tak dalej, ale w sumie to już mi się nawet nie chce. - Wyjaśniła, na jego pytające spojrzenie. Czyżby znudził ją zamęt i chaos? Nieprawdopodobne.
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Altanka
Zamiana Brandona w prosiaka nie była zabawna, toż to było prawdziwe arcydzieło! Tak banalnie proste, a jednak skomplikowane. Nie wystarczało wypowiedzieć jedną małą formułkę i mieć to z głowy. Było to też ostrzeżenie, do wszystkich i każdego z osobna. Nawet do członków bandy, że w jego przypadku należy być ostrożnym. Stawał się w pewnym sensie bardzo podobny do Rafflesa. Niebezpieczny i nieprzewidywalny, a także przestawał mieć jakiś kręgosłup moralny, bo coraz bardziej był przekonany, że w tym świecie jedynie zawadza i życie jest o wiele cięższe. Co więc takiego chciał pokazać w tej akcji? Choćby to, że jeśli chce komuś naprawdę zaszkodzić to to zrobi, że nie ogranicza się do prostych zaklęć, a także jeśli będzie chciał kogoś zmieszać z błotem to wymyśli coś takiego, co jeszcze nikt do tej pory nie widział.
Siedząc tam sobie samemu zaczął pomału przysypiać, a jako, że nie było jeszcze wcale aż tak ciepło to ustawiając w altance kilka przedmiotów rzucił na nie flagrante i flagrate co spowodowało, że w altance było przyjemnie ciepło i powieki stawały się jakieś takie cięższe. Przez to wszystko błądził gdzieś na pograniczu snu, a jawą, ale odgłos trzaskających patyczków wybudził go, bo przecież nie rozpalał ogniska by to jakiekolwiek drewienko mogło grać mu do tego przyjemną kołysankę, a gorąco ogniska utulać go do snu.
Obudził się więc bardzo szybko, oprzytomniał i dostrzegł jak już prawie, że w progu staje Lena. Sięgnął do kieszeni po różdżkę i wykierował w nią końcówką magicznego patyczka. W ogóle nie wyłapując co właśnie do niego powiedziała. Szybko ją zlustrował i zauważył, że nie ma w dłoni swej różdżki więc i swoją opuścił choć już na końcu języka miał zaklęcie i dziewczyna mogła zauważyć jak na tej końcówce już pojawiło się jakieś jasne światełko, a on otworzył usta i w ostatniej chwili powstrzymał się by cokolwiek powiedzieć. O tyle dobrze, że był beznadziejny w zaklęciach niewerbalnych, bo pewnie już by coś wystrzeliło z końca różdżki.
Potrzebował chwilę czasu aby przetrawić jej słowa, a na wieść o tym, że nie ma ochoty na pojedynek opuścił już całkowicie różdżkę i poklepał miejsce obok siebie, gdzie zresztą i tak miała zamiar usiąść.
- Wybacz - zdążył wpierw z siebie jedynie wyrzucić i nie trzeba było być tutaj geniuszem by wiedzieć za co przepraszał.
- Właśnie mnie martwi trochę to jacy się stajemy w ostatnim czasie. Dom nasz schodzi na psy i to takie nierasowe. - Uśmiechnął się lekko na koniec i o dziwo nie wspomniał tutaj o przypadku Brandona, zahaczając o to zwierze tylko ze względu na niego.
- Wiesz, że to będzie trzeba załatwić? Choćby po to by się trochę wyżyć na sobie. A co ważniejsze dla dobra naszej grupy, o ile jesteśmy nią jeszcze - odpowiedział odnośnie tego, że nie chce walczyć. Mówił to jednak spokojnie, a także jak do kumpeli jakby rzucał propozycję wyjścia na piwo, patrząc się gdzieś przed siebie.
- W końcu oboje coś tam mamy za złe tej drugiej osobie i lepiej będzie jeśli to załatwimy między sobą, jak najszybciej. Nie mówię, że teraz, nie, nie. Szkoda w sumie niszczyć tą chwilę - zrobił krótką pauzę i wciągnął mocno powietrze przez nos i przymknął oczy. - Jednak, źle też zrobimy jeśli to zaniedbamy i pozwolimy by to jeszcze bardziej rosło. - Dokończył i obrócił się w końcu całym ciałem nieco w stronę Gregorovic.
- Prawdopodobnie za niedługo będzie też mała wycieczka do lasu, ponieważ znaleźliśmy sposób by dostać się tam gdzie planowaliśmy. Ale wpierw musimy coś wykonać - Powiedział o wiele ciszej niż poprzednio, choć i już wcześniej jego głos był jakoś tak nienormalnie spokojny, wręcz nieco leniwy, cały czas nieco ospały. W dodatku powiedział na chwilę jedynie strzępki najważniejszych rzeczy nie zagłębiając się zbytnio w ten temat, bo nie wiedział, czy nadal ją te tematy mogą interesować i czy już została poinformowana przez Petera.
Siedząc tam sobie samemu zaczął pomału przysypiać, a jako, że nie było jeszcze wcale aż tak ciepło to ustawiając w altance kilka przedmiotów rzucił na nie flagrante i flagrate co spowodowało, że w altance było przyjemnie ciepło i powieki stawały się jakieś takie cięższe. Przez to wszystko błądził gdzieś na pograniczu snu, a jawą, ale odgłos trzaskających patyczków wybudził go, bo przecież nie rozpalał ogniska by to jakiekolwiek drewienko mogło grać mu do tego przyjemną kołysankę, a gorąco ogniska utulać go do snu.
Obudził się więc bardzo szybko, oprzytomniał i dostrzegł jak już prawie, że w progu staje Lena. Sięgnął do kieszeni po różdżkę i wykierował w nią końcówką magicznego patyczka. W ogóle nie wyłapując co właśnie do niego powiedziała. Szybko ją zlustrował i zauważył, że nie ma w dłoni swej różdżki więc i swoją opuścił choć już na końcu języka miał zaklęcie i dziewczyna mogła zauważyć jak na tej końcówce już pojawiło się jakieś jasne światełko, a on otworzył usta i w ostatniej chwili powstrzymał się by cokolwiek powiedzieć. O tyle dobrze, że był beznadziejny w zaklęciach niewerbalnych, bo pewnie już by coś wystrzeliło z końca różdżki.
Potrzebował chwilę czasu aby przetrawić jej słowa, a na wieść o tym, że nie ma ochoty na pojedynek opuścił już całkowicie różdżkę i poklepał miejsce obok siebie, gdzie zresztą i tak miała zamiar usiąść.
- Wybacz - zdążył wpierw z siebie jedynie wyrzucić i nie trzeba było być tutaj geniuszem by wiedzieć za co przepraszał.
- Właśnie mnie martwi trochę to jacy się stajemy w ostatnim czasie. Dom nasz schodzi na psy i to takie nierasowe. - Uśmiechnął się lekko na koniec i o dziwo nie wspomniał tutaj o przypadku Brandona, zahaczając o to zwierze tylko ze względu na niego.
- Wiesz, że to będzie trzeba załatwić? Choćby po to by się trochę wyżyć na sobie. A co ważniejsze dla dobra naszej grupy, o ile jesteśmy nią jeszcze - odpowiedział odnośnie tego, że nie chce walczyć. Mówił to jednak spokojnie, a także jak do kumpeli jakby rzucał propozycję wyjścia na piwo, patrząc się gdzieś przed siebie.
- W końcu oboje coś tam mamy za złe tej drugiej osobie i lepiej będzie jeśli to załatwimy między sobą, jak najszybciej. Nie mówię, że teraz, nie, nie. Szkoda w sumie niszczyć tą chwilę - zrobił krótką pauzę i wciągnął mocno powietrze przez nos i przymknął oczy. - Jednak, źle też zrobimy jeśli to zaniedbamy i pozwolimy by to jeszcze bardziej rosło. - Dokończył i obrócił się w końcu całym ciałem nieco w stronę Gregorovic.
- Prawdopodobnie za niedługo będzie też mała wycieczka do lasu, ponieważ znaleźliśmy sposób by dostać się tam gdzie planowaliśmy. Ale wpierw musimy coś wykonać - Powiedział o wiele ciszej niż poprzednio, choć i już wcześniej jego głos był jakoś tak nienormalnie spokojny, wręcz nieco leniwy, cały czas nieco ospały. W dodatku powiedział na chwilę jedynie strzępki najważniejszych rzeczy nie zagłębiając się zbytnio w ten temat, bo nie wiedział, czy nadal ją te tematy mogą interesować i czy już została poinformowana przez Petera.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Altanka
I jej usta wyginały się w lakonicznym uśmiechu na myśl o Brandonie - prosiaku. Zaiste, należało to do bardziej komicznego niż złowrogiego i szkodliwego występku. Było jej jedynie odrobinę nieswojo z myślą, że po raz drugi za cel obrała sobie ciepłą kluskę. Sneddon był tchórzem i kretynem, ale był naprawdę przystojny i kochany (przez moment); Brandon, zdał jej się bardziej męski, zadziorny, pełen werwy. Oczywiście, do czasu. Choć jego zapewnienia zdawały się szczere, niezmiennie rozmyślała nad swoją niewymuszoną głupotą. Czy było rozsądne obrażać się na osoby, które mogłaby darzyć namiastką przyjaźni? Boczyć się o byle błahostkę i robić z tego aferę?
- Nie szkodzi, połowa w Twojej sytuacji już dawno strzeliłaby mi Drętwotą w twarz, więc dzięki. - Uśmiechnęła się półgębkiem, obracając w dłoniach zawiniątko. Na kolejną uwagę chłopaka parsknęła śmiechem.
- W sumie teraz sama jestem jak kundel, bez kochającej rodzinki u boku, więc powinnam tam teraz siedzieć i ukradkiem, zapewne nieudolnie trzepotać rzęsami w stronę tego belfra. - Teatralnie przewróciła oczami. W gruncie rzeczy lubiła Cortez'a, nawet pomimo ich ciągłych sprzeczek.
- Do bijatyk zawsze chętna. - Podniosła dwa palce, jakby zgłaszała się do odpowiedzi na lekcji transmutacji (oczywiście, niedoczekanie!). - Do lasu? - Czarne oczęta zabłysły radośnie. - O ile Peter nie wyrzuci mnie z bandy, choć właściwie nie wiem za co, to chcę iść przodem! - Odparła, odwijając zawiniątko. Wewnątrz pakunku znajdowała się tabliczka czekolady. Oczywiście odbiegała wyglądem od mugolskiej. Była fioletowa, a na każdej kostce znajdowała się biała, tudzież czarna figura szachowa.
- Chcesz? - Wysunęła smakołyk w jego stronę, spoglądając nań zachęcająco. - Miodowe Królestwo poszerzyło nieco swój asortyment. Jagodo... - Nie dokończyła, bo własnie w tym momencie na ramię Alka wskoczyła krwiożercza wiewiórka. Lena drgnęła, jednak pomimo chwilowego strachu, udało jej się opanować krzyk. To tylko wiewiórka, Gregorovic. Żadne tam zjawy czy upiory. Słodkie, rude zwierzątko!
- Nie szkodzi, połowa w Twojej sytuacji już dawno strzeliłaby mi Drętwotą w twarz, więc dzięki. - Uśmiechnęła się półgębkiem, obracając w dłoniach zawiniątko. Na kolejną uwagę chłopaka parsknęła śmiechem.
- W sumie teraz sama jestem jak kundel, bez kochającej rodzinki u boku, więc powinnam tam teraz siedzieć i ukradkiem, zapewne nieudolnie trzepotać rzęsami w stronę tego belfra. - Teatralnie przewróciła oczami. W gruncie rzeczy lubiła Cortez'a, nawet pomimo ich ciągłych sprzeczek.
- Do bijatyk zawsze chętna. - Podniosła dwa palce, jakby zgłaszała się do odpowiedzi na lekcji transmutacji (oczywiście, niedoczekanie!). - Do lasu? - Czarne oczęta zabłysły radośnie. - O ile Peter nie wyrzuci mnie z bandy, choć właściwie nie wiem za co, to chcę iść przodem! - Odparła, odwijając zawiniątko. Wewnątrz pakunku znajdowała się tabliczka czekolady. Oczywiście odbiegała wyglądem od mugolskiej. Była fioletowa, a na każdej kostce znajdowała się biała, tudzież czarna figura szachowa.
- Chcesz? - Wysunęła smakołyk w jego stronę, spoglądając nań zachęcająco. - Miodowe Królestwo poszerzyło nieco swój asortyment. Jagodo... - Nie dokończyła, bo własnie w tym momencie na ramię Alka wskoczyła krwiożercza wiewiórka. Lena drgnęła, jednak pomimo chwilowego strachu, udało jej się opanować krzyk. To tylko wiewiórka, Gregorovic. Żadne tam zjawy czy upiory. Słodkie, rude zwierzątko!
Lena GregorovicKlasa VII - Urodziny : 06/01/2006
Wiek : 18
Skąd : Moskwa, Rosja
Krew : Czysta
Re: Altanka
Pod tym względem byli do siebie podobni, oboje nie mieli szczęścia do znajdywania sobie tej drugiej połówki. Dlatego uznał, że to iż przyszła tutaj sama, nie czepia się go o to co zrobił tamtemu ślizgonowi, musiało oznaczać jedynie rozstanie się tej dwójki. No i bardzo dobrze, za dużo było sprzeczek przez tego faceta. Wpierw ze względu na Monikę, później przez niego pokłócił się z Leną. Na szczęście wszystko pomału wracało do normy. Znów mogą rozmawiać ze sobą nie chcąc przy okazji w zdanie wpleść jakieś zaklęcie, ohydną klątwę, przez którą za pewnie mieliby wielkie kłopoty.
Na jej odpowiedź ściągnął brwi i udał, że się nad czymś zastanawia, że podstawia pod tą sytuację innych uczniów i przytakując lekko głową powiedział:
- W sumie racja. - Po czym naturalnie lekko się uśmiechnął. - Wygląda na to, że nie ty jedyna. Moja matka też ostatnio ciągle przebywa u dziadków, więc w sumie zostałem sam z siostrą. A z tego co mi wiadomo to też masz tutaj braciszka? - odpowiedział, choć niewiele wiedział na temat ich relacji. Więc dlaczego miałby nie powiększyć tej wiedzy? Dobrze byłoby wiedzieć coś więcej na temat grupy w której i tak się najwięcej przebywało. Przecież byli bandą, a ostatnio jedynie co to się sprzeczali, może by tak zrobić później bibę u kogoś? (czytaj u Corteza)
Zamówi się masę ognistej, powie skrzatom aby przygotowały jakieś przekąski, coś na ciepło, bo to zawsze się chce coś na ciepło wpierniczyć, a na następny dzień hektolitry rosołu. I będzie szansa, że znów zaczną przypominać starą dobrą bandę. To jednak jak wrócą z lasu, albo i jeszcze później? W końcu nie robią tego od tak.
- Hah, no wiem, że kobiety mają pierwszeństwo, ale nie tym razem Lena. Ponieważ pierwszy będzie szedł - tutaj zrobił małą przerwę by jego słowa jeszcze bardziej wbiły się w podświadomość mózgu dziewczyny.
- Nicolas - powiedział to jednak nieco konspiracyjnym tonem tak by tylko ona mogła to usłyszeć.
Kiedy to zaczęła rozwijać swoje zawiniątko przyglądał się tej czynności i w chwili jak już miał odpowiedzieć na zadane mu pytanie poczuł jak coś opada mu na ramię, a następnie zaraz po tym poczuł intensywne ukłucie. Instynktownie, zanim w ogóle zdążył odwrócić głowę by zobaczyć co to jest starał się to strącić, zrzucić z siebie uderzając w to otwartą dłonią.
- Na drzewo wcześniaku! Bo przemienię cię w żołędzia i własna rodzina cię zeżre! - Warknął niezależnie od tego czy mu się udało to małe zwierzątko z siebie zrzucić, czy samo uciekło przed ciosem.
//A co! Rzucę kostką bo lubię! + chcę zobaczyć jak to działa.
Na jej odpowiedź ściągnął brwi i udał, że się nad czymś zastanawia, że podstawia pod tą sytuację innych uczniów i przytakując lekko głową powiedział:
- W sumie racja. - Po czym naturalnie lekko się uśmiechnął. - Wygląda na to, że nie ty jedyna. Moja matka też ostatnio ciągle przebywa u dziadków, więc w sumie zostałem sam z siostrą. A z tego co mi wiadomo to też masz tutaj braciszka? - odpowiedział, choć niewiele wiedział na temat ich relacji. Więc dlaczego miałby nie powiększyć tej wiedzy? Dobrze byłoby wiedzieć coś więcej na temat grupy w której i tak się najwięcej przebywało. Przecież byli bandą, a ostatnio jedynie co to się sprzeczali, może by tak zrobić później bibę u kogoś? (czytaj u Corteza)
Zamówi się masę ognistej, powie skrzatom aby przygotowały jakieś przekąski, coś na ciepło, bo to zawsze się chce coś na ciepło wpierniczyć, a na następny dzień hektolitry rosołu. I będzie szansa, że znów zaczną przypominać starą dobrą bandę. To jednak jak wrócą z lasu, albo i jeszcze później? W końcu nie robią tego od tak.
- Hah, no wiem, że kobiety mają pierwszeństwo, ale nie tym razem Lena. Ponieważ pierwszy będzie szedł - tutaj zrobił małą przerwę by jego słowa jeszcze bardziej wbiły się w podświadomość mózgu dziewczyny.
- Nicolas - powiedział to jednak nieco konspiracyjnym tonem tak by tylko ona mogła to usłyszeć.
Kiedy to zaczęła rozwijać swoje zawiniątko przyglądał się tej czynności i w chwili jak już miał odpowiedzieć na zadane mu pytanie poczuł jak coś opada mu na ramię, a następnie zaraz po tym poczuł intensywne ukłucie. Instynktownie, zanim w ogóle zdążył odwrócić głowę by zobaczyć co to jest starał się to strącić, zrzucić z siebie uderzając w to otwartą dłonią.
- Na drzewo wcześniaku! Bo przemienię cię w żołędzia i własna rodzina cię zeżre! - Warknął niezależnie od tego czy mu się udało to małe zwierzątko z siebie zrzucić, czy samo uciekło przed ciosem.
//A co! Rzucę kostką bo lubię! + chcę zobaczyć jak to działa.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Altanka
The member 'Aleksander Cortez' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 2
'Sześcienna' : 2
Mistrz Gry
Re: Altanka
Zwierzątko zamiast uciec przeskoczyło na drugie ramię zaplątując się w Twoje włosy
Mistrz Gry
Re: Altanka
Zwierzątko najwidoczniej miało ochotę na żarty i zabawę, najgorsze w tym wszystkim było to, że to on stał się jej placem zabaw i pożartować chciało z niego. Tak jak na to pierwsze jeszcze by mógł się zgodzić tak na to drugie nie było takiej możliwości. Zachowanie wiewiórki zaczęło go irytować, a zirytowany i zły czarodziej zawsze sięgał po to czym powinien posługiwać się najlepiej - swój magiczny patyczek. W tym przypadku z cisowego drewna. Drewna które to najbardziej lubiło właśnie rzucać klątwy, a on już pomyślał o małej klątwie.
Podniósł dłoń wyżej i kierując końcówkę różdżki nad swoją głowę wysyczał przez zęby:
-Bolate acendelaj - wypowiedział zaklęcie chcąc zaklęciem zwalić zwierzaka z swojej głowy.
Podniósł dłoń wyżej i kierując końcówkę różdżki nad swoją głowę wysyczał przez zęby:
-Bolate acendelaj - wypowiedział zaklęcie chcąc zaklęciem zwalić zwierzaka z swojej głowy.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Altanka
The member 'Aleksander Cortez' has done the following action : Rzut kostką
'Sześcienna' : 3
'Sześcienna' : 3
Mistrz Gry
Re: Altanka
Zaklęcie uderzyło w zwierzaka, tak, że to aż odbiło się od altanki i z piskiem spadło na podłogę. Zerwało się jednak szybko i rzuciło się do ucieczki. Cortez poprawił włosy i nawet nie chciało mu się podążać za stworzeniem wzrokiem i trzasnąć je jeszcze raz jakimś zaklęciem, tak by zapamiętało to spotkanie na długo.
Pożegnał się z Leną i wybył zabierając wszystkie swoje rzeczy.
Pożegnał się z Leną i wybył zabierając wszystkie swoje rzeczy.
Aleksander CortezKlasa VII - Urodziny : 30/04/2005
Wiek : 19
Skąd : Anglia
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Re: Altanka
ROK SZKOLNY 2015/2016
Brennus LancasterV-ce Dyrektor Szkoły - Urodziny : 09/07/1932
Wiek : 92
Skąd : Dublin
Krew : Czysta
Re: Altanka
Październik pokazał swoje prawdziwe obliczu i od kilku dni pogoda za oknem była okropna. Zimno, zimno i jeszcze raz zimno. W ruch ruszyły więc cieplejsze kurtki czy płaszcze. A jeszcze nie dawno spacerowało się w krótkich rękawkach. Chłód jednak nie przestraszył większości uczniów. Cieplej ubrani bez wahania ruszali na szkolne błonia by odetchnąć świeżym, jesiennym powietrzem. Do jednych z nich należał również Pierre. Zarzucając na ramiona szary płaszcz opuścił dormitorium. Celem jego wędrówki była urocza altanka, gdzie lubił przesiadywać. I tym razem udało mu się nikogo tam nie zastać. Przysiadł na ławeczce i rozglądał się dookoła. Pomimo zimna, słońce przedzierało się przez jesienne chmury dając choć odrobinę ciepła. Jutro z powrotem zaczynają się zajęcia, więc to idealna pora by jeszcze nacieszyć się wolnym. Wszystkie prace miał już zrobione, powtórzył sobie parę zagadnień z eliksirów i z transmutacji. Wsunął dłonie do kieszeni płaszcza i rozkoszował się spokojem. Z oddali od czasu do czasu dochodziły go śmiechy i krzyki. Na szczęście jednak nikt nie postanowił zawędrować, aż tutaj. Vauquer przestał w końcu myśleć o Gen. Rozstali się kilka tygodni temu. Byli dobrymi przyjaciółmi, ale związek zdecydowanie nie był im pisany. Spotykają się teraz od czasu do czasu, niestety ich relacje nie są już takie jakie były kiedyś. Próba stworzenia z przyjaźni czegoś więcej okazała się nie wypałem i skończyła się tak jak skończyła. Było mu przykro, nie z powodu rozstania, a utraty najlepszej przyjaciółki. Kto wie, może kiedyś jeszcze uda im się choć trochę odbudować znajomość? Dzisiaj obydwoje chodzili swoimi ścieżkami. Ona nawet spotykała się już z jakimś starszym puchonem. Jemu natomiast nie było dane jeszcze poznać kogoś nowego. Prawdę mówiąc, chyba nawet nie chciał na chwilę obecną rozpoczynać kolejnego związku. Krukon mruknął coś do siebie pod nosem, a na jego usta wkradł się spokojny uśmiech. Jedyne czego teraz mu brakowało to papieros. Rzadko palił, a teraz była ta chwila kiedy najchętniej by to zrobił. Niestety fajki zostały w kufrze w pokoju.
Re: Altanka
Jakaś dziwna niemoc dopadła ją niedzielnym popołudniem po całym weekendzie spędzonym w zamkowych murach. Zmieniająca się pora roku nie sprzyjała żadnym głębszym spotkaniom towarzyskim wśród młodzieży szkolnej, więc nie pozostało jej nic innego jak spędzać czas w dormitorium lub pokoju wspólnym. Przez całą niemal sobotę wysłuchiwała lamentów koleżanek na temat tego, jak zimno się zrobiło, jak najlepsze partie w szkole już dawno zostały zajęte i zaklepane oraz jak bardzo nie chce im się uczyć. Tak bardzo niemoc, tak bardzo nic się nikomu nie chciało. Puchonka miała tego dość, więc najpierw przespała pół niedzieli w pustym dormitorium szóstoklasistek, a potem wybrała się do Hogsmeade. W Miodowym Królestwie kupiła paczkę rozgrzewających cukierków miodowych - absolutny hit tego sezonu. Zjesz jednego i przez dobre pół godziny jest Ci cieplej. Chwała temu, który wpadł na tak wspaniały i praktyczny pomysł. Rachel przysięgłaby, że to magicznie zmodyfikowany rum czy podobne paskudztwo.
Dzięki tym zbawiennym słodyczom, postanowiła, że urządzi sobie spacer wokół szkolnych terenów. A co, zimno nie było, w końcu mogła odetchnąć świeżym powietrzem i odciąć się od studenckiej braci Hogwartu. Przechadzając się po błoniach, postanowiła odwiedzić urokliwą altankę stojącą nieopodal. Dopiero gdy znalazła się bardzo blisko, zorientowała się, że ktoś już ją uprzedził. Za późno jednak na zawijkę, więc z miną twardego gracza podeszła do miejsca rozmyślunku chłopaka. Krukona, jak się po chwili okazało. Jej rówieśnika, chodzili razem na jakieś tam zajęcia. Jakie? Nie pamiętała.
- Hejj. Zimno, c'nie? - Rzuciła, chociaż jakiejkolwiek odpowiedzi na ten beznadziejny komentarz się raczej nie spodziewała. Oczywiście, że zimno. - Chcesz jednego rozgrzewającego cukierka z Miodowego Królestwa? Ciepło przez conajmniej kwadrans gwarantowane. - Dodała jeszcze, a potem wyciągnęła w jego stronę papierową torebkę, żeby się poczęstował.
Dzięki tym zbawiennym słodyczom, postanowiła, że urządzi sobie spacer wokół szkolnych terenów. A co, zimno nie było, w końcu mogła odetchnąć świeżym powietrzem i odciąć się od studenckiej braci Hogwartu. Przechadzając się po błoniach, postanowiła odwiedzić urokliwą altankę stojącą nieopodal. Dopiero gdy znalazła się bardzo blisko, zorientowała się, że ktoś już ją uprzedził. Za późno jednak na zawijkę, więc z miną twardego gracza podeszła do miejsca rozmyślunku chłopaka. Krukona, jak się po chwili okazało. Jej rówieśnika, chodzili razem na jakieś tam zajęcia. Jakie? Nie pamiętała.
- Hejj. Zimno, c'nie? - Rzuciła, chociaż jakiejkolwiek odpowiedzi na ten beznadziejny komentarz się raczej nie spodziewała. Oczywiście, że zimno. - Chcesz jednego rozgrzewającego cukierka z Miodowego Królestwa? Ciepło przez conajmniej kwadrans gwarantowane. - Dodała jeszcze, a potem wyciągnęła w jego stronę papierową torebkę, żeby się poczęstował.
Rachel MontgomeryKlasa VI - Urodziny : 09/04/1999
Wiek : 25
Skąd : Dolina Godryka, Anglia
Krew : Półkrwi
Re: Altanka
Doskonale wiedział, że altanka, którą wybrał na swoje miejsce odpoczynku była dość popularnym miejscem wśród uczniów. Nie zdziwił się więc gdy usłyszał kroki zbliżające się w tę stronę. Ktoś przystanął na chwilę, jakby zwątpił. Vauquer uchylił leniwie jedną powieką i obserwował dziewczynę, która również zdecydowała się na to właśnie miejsce. Wyprostował się więc i skinął głową na powitanie. Kojarzył ją z zajęć, więc byli na tym samym roku. Na jej pytanie uśmiechnął się lekko.
- Dość zimno, ale nie ma tragedii - odpowiedział i spojrzał na paczkę, którą trzymała w dłoni. Rozgrzewające cukierki? Nie słyszał jeszcze o tym wynalazku. Cóż się dziwić skoro rzadko wybierał się do Hosmeade. A jeżeli już to nie do sklepów czy barów, a na spacer w tamtejsze tereny. Zainteresowany czy owy wynalazek się sprawdza wyciągnął rękę i wygrzebał z paczki jednego cukierka. Prawdą jest, że Vauquer był łasy na słodycze dlaczego więc miałby się nie poczęstować?
- Dzięki, nie słyszałem jeszcze o tym wynalazku - dodał z mało widocznym, ale jednak uśmiechem. Miał szczere wątpliwości co do zastosowania tych cukierków. Szybko jednak stwierdził, że się mylił, bowiem zrobiło mu się wyraźnie cieplej. Cóż Vauquer, chcąc nie chcąc będzie musiał czym prędzej wybrać się do wioski i zakupić ten jakże smaczny wynalazek.
- Pierre Vauquer - przedstawił się wyciągając dłoń w jej stronę.
- Dość zimno, ale nie ma tragedii - odpowiedział i spojrzał na paczkę, którą trzymała w dłoni. Rozgrzewające cukierki? Nie słyszał jeszcze o tym wynalazku. Cóż się dziwić skoro rzadko wybierał się do Hosmeade. A jeżeli już to nie do sklepów czy barów, a na spacer w tamtejsze tereny. Zainteresowany czy owy wynalazek się sprawdza wyciągnął rękę i wygrzebał z paczki jednego cukierka. Prawdą jest, że Vauquer był łasy na słodycze dlaczego więc miałby się nie poczęstować?
- Dzięki, nie słyszałem jeszcze o tym wynalazku - dodał z mało widocznym, ale jednak uśmiechem. Miał szczere wątpliwości co do zastosowania tych cukierków. Szybko jednak stwierdził, że się mylił, bowiem zrobiło mu się wyraźnie cieplej. Cóż Vauquer, chcąc nie chcąc będzie musiał czym prędzej wybrać się do wioski i zakupić ten jakże smaczny wynalazek.
- Pierre Vauquer - przedstawił się wyciągając dłoń w jej stronę.
Re: Altanka
- Ale będzie - skwitowała mało optymistycznie, nadal ciągnąć wątek pogodowy. Podobno ulubiony wątek Brytyjczyków, nieprawdaż? Ona wprawdzie w połowie Brytyjką była, chociaż na pierwszy rzut oka mogła na to nie wyglądać. Rachel nie należała do osób szczególnie gderliwych, ale optymistką też siebie nazwać nie mogła. Jesienna aura wpływała na nią równie negatywnie co obecność dementorów, podobnie jak na wszystkich nastolaków wokół. Nic dziwnego, bo zamiast pluskania się w jeziorze zostało im już teraz tylko wygrzewanie się pod kocem w dormitoriach, można się załamać.
- To jakaś nowość, hit sezonu. Miodowe Królestwo postawiło na wystawie chyba ze sto paczek i wielki banner zachęcający do zakupu. Tylko dwa galeony za funt - powiedziała, cytując dokładnie słowo w słowo słowa, które przeczytała nie tak dawno temu na zielonym plakacie w witrynie sklepowej. Po tym zapadła na moment krótka cisza przerywana tylko dźwiękiem przerzuwania rozgrzewających cukierków przez tę nietypową dwójkę.
- Żartujesz sobie? Chodzimy na te same zajęcia od sześciu lat, powinieneś mnie znać - stwierdziła mało skromnie, spoglądając na wyciągniętą rękę chłopaka. Wytarła swoją lepiącą się od cukierków prawą dłoń o rękaw kurtki i uścisnęła rękę Pierre'a Vauquera. - No ale dobra, kolegami nigdy oficjalnie nie byliśmy. Rachel.
Bezpośredniość Puchonki aż biła po oczach. Cóż zrobić, taka była. Obce jej były gierki słowne i uwodzicielskie sztuczki, nie potrafiła czarować i czasami mówiła bez zastanowienia. Tak jak teraz.
- To jakaś nowość, hit sezonu. Miodowe Królestwo postawiło na wystawie chyba ze sto paczek i wielki banner zachęcający do zakupu. Tylko dwa galeony za funt - powiedziała, cytując dokładnie słowo w słowo słowa, które przeczytała nie tak dawno temu na zielonym plakacie w witrynie sklepowej. Po tym zapadła na moment krótka cisza przerywana tylko dźwiękiem przerzuwania rozgrzewających cukierków przez tę nietypową dwójkę.
- Żartujesz sobie? Chodzimy na te same zajęcia od sześciu lat, powinieneś mnie znać - stwierdziła mało skromnie, spoglądając na wyciągniętą rękę chłopaka. Wytarła swoją lepiącą się od cukierków prawą dłoń o rękaw kurtki i uścisnęła rękę Pierre'a Vauquera. - No ale dobra, kolegami nigdy oficjalnie nie byliśmy. Rachel.
Bezpośredniość Puchonki aż biła po oczach. Cóż zrobić, taka była. Obce jej były gierki słowne i uwodzicielskie sztuczki, nie potrafiła czarować i czasami mówiła bez zastanowienia. Tak jak teraz.
Rachel MontgomeryKlasa VI - Urodziny : 09/04/1999
Wiek : 25
Skąd : Dolina Godryka, Anglia
Krew : Półkrwi
Re: Altanka
Być może było tak w zwyczaju Brytyjczyków. Krukon do nich należał, jednak rozmowa na temat pogody nie specjalnie mu przeszkadzała. Każdy wątek jest dobry na rozpoczęcie rozmowy. Nawet tak oklepany jak ten. Niestety robiło się coraz zimnej, ale jemu akurat to nie przeszkadzało, by wyjść gdzieś na spacer. Nawet wyjątkowo paskudna zima, która dopadła ich w zeszłym roku nie powstrzymała krukona od spacerów. Wystarczyła odpowiednia kurtka, szalik, rękawiczki i wybywał codziennie na przechadzki. Lepsze to niż przesiadywanie w dormitorium krukonów. Czasami od rozmów dziewcząt ze starszych klas robiło mu się wręcz nie dobrze. Na temat tych wszystkich rozterek miłosnych jakie przeżywały ktoś mógłby napisać kilka części jakiejś miłosnej powieści. Niestety bez happy endu.
- W takim razie, będę musiał się tam wybrać - skomentował krótko. Może jeszcze dziś zrobi sobie szybkę rundkę do wioski. Wcześniej jednak wstąpi do dormitorium po papierosy. Taki jeden przed snem, co by mu się lepiej spało. Na słowa dziewczyny uśmiechnął się przepraszająco. Fakt, chodzili od tylu lat na jedne zajęcia. Pierre jednak śledził nigdy sprawdzania obecności by dowiedzieć się kto jak się nazywa.
- Powinienem, ale najwidoczniej nie miałem tyle szczęścia - to mówiąc uśmiechnął się z rozbawieniem i rozejrzał dookoła. Głosy z oddali już ucichły, a więc jesień pogoniła tamtejszą młodzież do zamku. On jednak, nie zamierzał się śpieszyć. Był z resztą bardzo ciekaw jak rozwinie się rozmową z tą jakże skromną i bardzo bezpośrednią puchonką.
- W takim razie, będę musiał się tam wybrać - skomentował krótko. Może jeszcze dziś zrobi sobie szybkę rundkę do wioski. Wcześniej jednak wstąpi do dormitorium po papierosy. Taki jeden przed snem, co by mu się lepiej spało. Na słowa dziewczyny uśmiechnął się przepraszająco. Fakt, chodzili od tylu lat na jedne zajęcia. Pierre jednak śledził nigdy sprawdzania obecności by dowiedzieć się kto jak się nazywa.
- Powinienem, ale najwidoczniej nie miałem tyle szczęścia - to mówiąc uśmiechnął się z rozbawieniem i rozejrzał dookoła. Głosy z oddali już ucichły, a więc jesień pogoniła tamtejszą młodzież do zamku. On jednak, nie zamierzał się śpieszyć. Był z resztą bardzo ciekaw jak rozwinie się rozmową z tą jakże skromną i bardzo bezpośrednią puchonką.
Re: Altanka
Tak to bywa gdy w jednym budynku zamknie się kwiat dorastającej młodzieży magicznej w wieku od jedenastu do siedemnastu lat. W głowie burza hormonów a w rękach różdżki mogące zdziałać wielkie rzeczy. Nie ma co, ktoś wieki temu wpadł na przegenialny pomysł. Nic dziwnego, ze Hogwart miał swoją rubrykę w Proroku Codziennym.
- Koniecznie, ale póki co myślę, że starczy dla nas obu - odparła Puchonka, a potem znowu wyciągnęła nieco oblepioną, papierową paczkę w stronę chłopaka. Uprzednio poczęstowała oczywiście siebie. W tym momencie było jej tak ciepło, że bez problemu mogłaby kontynuować rozmowę na świeżym powietrzu bez kurtki.
- No to teraz już mnie znasz. Nie będę jednak ukrywać, że czuję się urażona. Jestem dość... Po prostu ciężko mnie przegapić - stwierdziła ze wzruszeniem ramion. Oczywiście nie miała tego na myśli, bo nie czuła się urażona. Ale tak, zdecydowanie ciężko było nie zwrócić na nią uwagi. W gronie niczym niewyróżniających się szesnastoletnich Puchonek na pewno.
- Czekasz na kogoś? - Zapytała bez wyraźnego zainteresowania, aczkolwiek przeszło jej przez myśl, że może właśnie wybrała nieodpowiedni moment pojawiając się tu znikąd. Może Krukon umówił się tutaj na radkę lub pojedynek (kto wie co siedzi w głowach dzisiejszej młodzieży...), a ona tak bezpardonowo przychodzi i karmi go cuksami z Miodowego Królestwa.
- Koniecznie, ale póki co myślę, że starczy dla nas obu - odparła Puchonka, a potem znowu wyciągnęła nieco oblepioną, papierową paczkę w stronę chłopaka. Uprzednio poczęstowała oczywiście siebie. W tym momencie było jej tak ciepło, że bez problemu mogłaby kontynuować rozmowę na świeżym powietrzu bez kurtki.
- No to teraz już mnie znasz. Nie będę jednak ukrywać, że czuję się urażona. Jestem dość... Po prostu ciężko mnie przegapić - stwierdziła ze wzruszeniem ramion. Oczywiście nie miała tego na myśli, bo nie czuła się urażona. Ale tak, zdecydowanie ciężko było nie zwrócić na nią uwagi. W gronie niczym niewyróżniających się szesnastoletnich Puchonek na pewno.
- Czekasz na kogoś? - Zapytała bez wyraźnego zainteresowania, aczkolwiek przeszło jej przez myśl, że może właśnie wybrała nieodpowiedni moment pojawiając się tu znikąd. Może Krukon umówił się tutaj na radkę lub pojedynek (kto wie co siedzi w głowach dzisiejszej młodzieży...), a ona tak bezpardonowo przychodzi i karmi go cuksami z Miodowego Królestwa.
Rachel MontgomeryKlasa VI - Urodziny : 09/04/1999
Wiek : 25
Skąd : Dolina Godryka, Anglia
Krew : Półkrwi
Re: Altanka
Jesień ma to do siebie, że dzień staje się krótszy, a wieczory nie są specjalnie przyjemne. Będąc na błoniach nocą nawet drzewa wydawać Ci się będą złowrogie. Szum i gałęzi brzmi jakby szeptały pomiędzy sobą w tylko sobie znanym języku. Tak było i tego wieczoru. Słońce szybko schowało się za horyzontem, a niebo przybrało ciemną barwę. Zrobiło się też pewnie dużo chłodniej, ale magiczne cukierki sprawiły, że Pierre tego nie odczuł. Puchonka z całą pewnością też biorąc pod uwagę to z jaką prędkością pochłania kolejne.
- Lepiej zaoszczędź sobie trochę na później. Zjem Ci wszystkie cukierki i zaraz pogonisz mnie do Miodowego Królestwa - tak czy siak się tam wybierze. Cukierki mu posmakowały i na dodatek rzeczywiście sprawiały, że było mu ciepło. Z całą pewnością kupi więcej niż jedną paczkę. Nie będzie musiał wtedy zbyt często pokazywać się w rejonach głownej ulicy. Poczęstował się kolejnym cukierkiem, ale to już był ostatni. Na pewno. Było mu już wystarczająco ciepło, a przecież nie zamierza też siedzieć tu na tyle długo.
Cóż, dziewczyny rzeczywiście ciężko było nie zauważyć. Jej rysy twarzy otwarcie mówiły, że nie pochodzi z tutejszych regionów. Nie chciał zgadywać skąd dokładnie pochodzi, by nie palnąć jakiejś głupoty. U niego w domu była jedna dziewczyna z Japonii. Natomiast jeśli chodzi o puchonkę? Gdyby tak patrzeć po jej godności to powiedziałby, że pochodzi stąd. Może miała rodziców Azjatów, albo jedno z nich? Ciężko zgadnąć, a na siłę za język ciągnąć jej nie będzie.
- To prawda, ciężko Cię przegapić - powtórzył i miał nadzieję, że dziewczyna nie uzna tego za nietaktowne - Skąd pochodzisz? - zapytał po chwili spoglądając na nią.
- Lepiej zaoszczędź sobie trochę na później. Zjem Ci wszystkie cukierki i zaraz pogonisz mnie do Miodowego Królestwa - tak czy siak się tam wybierze. Cukierki mu posmakowały i na dodatek rzeczywiście sprawiały, że było mu ciepło. Z całą pewnością kupi więcej niż jedną paczkę. Nie będzie musiał wtedy zbyt często pokazywać się w rejonach głownej ulicy. Poczęstował się kolejnym cukierkiem, ale to już był ostatni. Na pewno. Było mu już wystarczająco ciepło, a przecież nie zamierza też siedzieć tu na tyle długo.
Cóż, dziewczyny rzeczywiście ciężko było nie zauważyć. Jej rysy twarzy otwarcie mówiły, że nie pochodzi z tutejszych regionów. Nie chciał zgadywać skąd dokładnie pochodzi, by nie palnąć jakiejś głupoty. U niego w domu była jedna dziewczyna z Japonii. Natomiast jeśli chodzi o puchonkę? Gdyby tak patrzeć po jej godności to powiedziałby, że pochodzi stąd. Może miała rodziców Azjatów, albo jedno z nich? Ciężko zgadnąć, a na siłę za język ciągnąć jej nie będzie.
- To prawda, ciężko Cię przegapić - powtórzył i miał nadzieję, że dziewczyna nie uzna tego za nietaktowne - Skąd pochodzisz? - zapytał po chwili spoglądając na nią.
Re: Altanka
- Co prawda to prawda. Do Hogsmeade wypuszczą nas dopiero za tydzień - powiedziała nostalgicznie, patrząc z utęsknieniem na paczkę cuierków. Nie przemyślała tego. Inaczej zrobiłaby zapas na cały tydzień. Zgniotła papierową torebkę, zamykając ją tym samym a potem schowała ją do kieszeni. Podzieliła się, była miła, ale musiała działać też trochę egoistycznie, rozumiecie? To nie były zwykłe łakocie, to była kwintesencja ciepłej kurtki, czapki i szalika zamknięta w małym cukierku. A jeśli bycie chciwym oznacza możliwość chodzenia bez czapki i puchowej kurtki i wyglądania zniewalająco, musiała się z tym pogodzić.
Pokiwała tylko głową w potwierdzającym geście gdy stwierdził, że rzeczywiście ciężko przegapić ją w tłumie. Słysząc jego kolejne pytanie, Rachel postanowiła wybronić się swoim stałym żartem, którego zawsze wyciągała z rękawa gdy ktoś zapytał ją o to, skąd pochodzi.
- Z Doliny Godryka Gryffindora - powiedziała bez skrępowania, udając, że tak naprawde nie wie, iż ciekawość została spowodowana przez nietypowe rysy twarzy. Bo przecież normalnie nie zadaje się takich pytań przy pierwszym spotkaniu wśród młodzieży. Kogo obchodzi, czy ktoś pochodzi z York czy z Liverpoolu, nie? Widząc jednak wyraźną konsternację na twarzy chłopaka, który chciał zachować pozory mające jej nie urazić, uśmiechnęła się. - Naprawdę, mój ojciec jest Anglikiem. Moja matka pochodzi z Japonii - dodała jeszcze, marszcząc nos w zabawnym geście. Zabrzmiało to tak jakby conajmniej musiała się tłumaczyć, ale prawda była zadziwiająca. Ta dziewczyna naprawdę wychowała się w Dolinie Godryka Gryffindora w duchu brytyjskiej tradycji.
Pokiwała tylko głową w potwierdzającym geście gdy stwierdził, że rzeczywiście ciężko przegapić ją w tłumie. Słysząc jego kolejne pytanie, Rachel postanowiła wybronić się swoim stałym żartem, którego zawsze wyciągała z rękawa gdy ktoś zapytał ją o to, skąd pochodzi.
- Z Doliny Godryka Gryffindora - powiedziała bez skrępowania, udając, że tak naprawde nie wie, iż ciekawość została spowodowana przez nietypowe rysy twarzy. Bo przecież normalnie nie zadaje się takich pytań przy pierwszym spotkaniu wśród młodzieży. Kogo obchodzi, czy ktoś pochodzi z York czy z Liverpoolu, nie? Widząc jednak wyraźną konsternację na twarzy chłopaka, który chciał zachować pozory mające jej nie urazić, uśmiechnęła się. - Naprawdę, mój ojciec jest Anglikiem. Moja matka pochodzi z Japonii - dodała jeszcze, marszcząc nos w zabawnym geście. Zabrzmiało to tak jakby conajmniej musiała się tłumaczyć, ale prawda była zadziwiająca. Ta dziewczyna naprawdę wychowała się w Dolinie Godryka Gryffindora w duchu brytyjskiej tradycji.
Rachel MontgomeryKlasa VI - Urodziny : 09/04/1999
Wiek : 25
Skąd : Dolina Godryka, Anglia
Krew : Półkrwi
Re: Altanka
Pewnie gdyby sam miał jedną jedyną paczkę tych cukierków, to również zachowałby się jak egoistyczny dupek i schował je do kieszeni by już nikogo nie częstować. Nie zdziwiło więc go zachowanie puchonki. Zaśmiał się nawet cicho pod nosem widząc tę scenę. Słysząc jej odpowiedź na jego twarzy rzeczywiście wymalowało się zdziwienie. Szybko jednak zostało zastąpione pogodnym uśmiechem. Tak to już miał w zwyczaju.
- Mam w planach kiedyś się tam wybrać – powiedział bez chwili namysłu. Rzeczywiście planował wycieczkę do Doliny Godryka. Najprawdopodobniej wybierze się tam w trakcie tegorocznych ferii świątecznych. Pokiwał głową na znak, że rozumie gdy puchonka powiedziała o swoich rodzicach. Podejrzewał, że tak właśnie może być, że któreś z rodziców może pochodzić z Japonii. To już wszystko wyjaśniało, więc nie zamierzał kontynuować tematu jej pochodzenia.
- Wybacz, jeśli moje pytanie uznałaś za wścibskie - odezwał się po chwili przenosząc wzrok z nowej znajomej na odległe zamkowe mury. Taki już był z natury. Jeżeli coś go interesowało, pytał o to. Jedni uznawali to za wścibskie, dla niego była to po prostu ciekawość.
- Mam w planach kiedyś się tam wybrać – powiedział bez chwili namysłu. Rzeczywiście planował wycieczkę do Doliny Godryka. Najprawdopodobniej wybierze się tam w trakcie tegorocznych ferii świątecznych. Pokiwał głową na znak, że rozumie gdy puchonka powiedziała o swoich rodzicach. Podejrzewał, że tak właśnie może być, że któreś z rodziców może pochodzić z Japonii. To już wszystko wyjaśniało, więc nie zamierzał kontynuować tematu jej pochodzenia.
- Wybacz, jeśli moje pytanie uznałaś za wścibskie - odezwał się po chwili przenosząc wzrok z nowej znajomej na odległe zamkowe mury. Taki już był z natury. Jeżeli coś go interesowało, pytał o to. Jedni uznawali to za wścibskie, dla niego była to po prostu ciekawość.
Re: Altanka
Każdy czarodziej miał na swojej liście do zrobienia przed śmiercią wizytę w Dolinie Godryka Gryffindora. Rachel osobiście tego nie rozumiała, bo nie uważała aby w tej małej wiosce znajdowało się cokolwiek interesującego prócz legendarnego domu Potterów (a raczej tego, co z niego pozostało) i małego pomnika tuż przy nim. Dla niej, osoby, która wychowała się w tej zamieszkanej niemal całkowicie przez czarodziejów wsi, może i nie było to nic szczególnego, ale rozumiała że dla braci czarodziejskiej jest to miejsce niemal mityczne. Taka symbolika, triumf dobra nad złem, miłości matczynej nad złym czarodziejem.
- Uwierz mi, że jeden dzień na zwiedzanie Ci w zupełności wystarczy. Tak właściwie nie ma tam za wiele do oglądania - stwierdziła, chociaż jej ton wcale nie brzmiał zniechęcająco. Co to, to nie. - Moim zdaniem o chociażby takie Hogsmeade jest nawet ciekawsze - powiedziała, chociaż magiczna wioska też nie była najciekawszym miejscem w Wielkiej Brytanii. Może dlatego, że odwiedzała ją w każdy weekend od niespełna trzech lat.
- Wścibskie? Skądże znowu. To rutynowe pytanie, które zadaje mi każda poznana tu osoba, przywykłam. Poza tym lubię oglądać konsternację na twarzach ludzi, którzy myślą, że nie zrozumiałam przekazu kiedy odpowiadam, ze pochodzę z Doliny Godryka. No rozumiesz - rzekła. - A Ty Pierre jesteś z Francji, c'nie? - Zapytała dość retorycznie. Można się było, jednym słowem, domyślić. No bo kto nazywa dzieciaka Pierre Vauquer jak nie Francuz lub Francuzka?
- Uwierz mi, że jeden dzień na zwiedzanie Ci w zupełności wystarczy. Tak właściwie nie ma tam za wiele do oglądania - stwierdziła, chociaż jej ton wcale nie brzmiał zniechęcająco. Co to, to nie. - Moim zdaniem o chociażby takie Hogsmeade jest nawet ciekawsze - powiedziała, chociaż magiczna wioska też nie była najciekawszym miejscem w Wielkiej Brytanii. Może dlatego, że odwiedzała ją w każdy weekend od niespełna trzech lat.
- Wścibskie? Skądże znowu. To rutynowe pytanie, które zadaje mi każda poznana tu osoba, przywykłam. Poza tym lubię oglądać konsternację na twarzach ludzi, którzy myślą, że nie zrozumiałam przekazu kiedy odpowiadam, ze pochodzę z Doliny Godryka. No rozumiesz - rzekła. - A Ty Pierre jesteś z Francji, c'nie? - Zapytała dość retorycznie. Można się było, jednym słowem, domyślić. No bo kto nazywa dzieciaka Pierre Vauquer jak nie Francuz lub Francuzka?
Rachel MontgomeryKlasa VI - Urodziny : 09/04/1999
Wiek : 25
Skąd : Dolina Godryka, Anglia
Krew : Półkrwi
Re: Altanka
Odsunęła od siebie talerz na którym jeszcze przed chwilą był spory kawałek udźca z indyka na puree dyniowym, szklanka miętowej wody również została opróżniona. Dziewczyna nie przysłuchując się w ogóle co jej "bracia i siostry" miały do powiedzenia, spojrzała w stronę wysokich okien tęskno wyszukując błękitnego sklepienia. Lekki deszcz stukał cichutko o szyby okien zagłuszany przez uczniowskie rozmowy. Czas na spacer.
Wstała od stołu i tylko kiwnęła w kierunku swych towarzyszy by móc oddalić się w spokoju ku wielkim wrotom. Gdy tylko jej stopa przekroczyła Hogwarckie mury wychodząc na dziedziniec kaptur swej kurtki zarzuciła na głowę chroniąc tym samym swe blond kosmyki przed mżawką. Nie rozglądała się czy przypadkiem ktoś za nią idzie. Mało który uczeń ma chęć na piesze wycieczki podczas tej depresyjnej pogody, dla niej zaś było idealnie.
Miejsce do którego się udawała od jakiegoś czasu było jej ulubionym bez względu na panujące warunki atmosferyczne. Niestety podczas słonecznych dni rzadko kiedy mogła przebywać tam sama toteż zwykle wybierała te deszczowe pory by móc przez chwilę podumać samemu.
Uniosła wzrok tylko na chwilę upewniając się, że Altana nie gościła już kogoś o tej godzinie. Lekki, niemal niezauważalny uśmiech pojawił się na jej bladoróżowych eargach utwierdzając się w fakcie, że nikogo w pobliżu nie było.
Rosjanka usiadła na drewnianej ławeczce a torbę przewieszoną na ramię ułożyła obok siebie. Kaptur zaś ściągnęła, wszak zadaszenie altany było wystarczające. Krótko jeszcze rozglądnęła się, ponownie się upewniając i z torby wyciągnęła małe pudełko.
- Esme? - rzekła pytającym głosem w powietrze i zamilkła wysłuchując odpowiedzi w szumie padającego deszczu. Oczy szerzej jej się otworzyły słysząc cichy szelest liści gdzieś niedaleko altany. Nie musiała patrzeć w tamtym kierunku.
- Chodź, mam dla Ciebie obiad - wyszeptała otwierając pudełko w którym znajdowała się mała szara myszka, która popiskiwała cichutko. Po drewnianej poręczy wiło się długie cielsko pokryte czarną połyskującą skórą. Gad zbliżył się niebezpiecznie do dziewczyny i popatrzył na nią swymi szkarłatnymi oczyma atakując bez zastanowienia bezbronną myszkę.
- Dziękuję - odpowiedział cicho wąż po połknięciu gryzonia. - W lesie była trójka wilkołaków - wysyczała żmija wpełzając powoli na otwartą dłoń dziewczyny i kierowała się ku jej ramieniu gdzie zwykła na dłużej się zatrzymać.
- Ostatnio był tylko jeden. Mam nadzieję, że nagle nie robią sobie jakiegoś walnego zebrania w zakazanym i za miesiąc nie będzie ich już tuzin - odpowiedziała spoglądając na węża dłonią zaś delikatnie głaskała jej szorstką skórę. Delikatny wiatr powiewał kosmyki dziewczyny, które pod wpływem wilgoci przyklejały się do jej twarzy.
- Centaury szepczą między sobą, coś złego się szykuje Elektro - dodał sycząc wprost do jej ucha by też za chwilę położyć małą głowę na jej ramieniu.
Wstała od stołu i tylko kiwnęła w kierunku swych towarzyszy by móc oddalić się w spokoju ku wielkim wrotom. Gdy tylko jej stopa przekroczyła Hogwarckie mury wychodząc na dziedziniec kaptur swej kurtki zarzuciła na głowę chroniąc tym samym swe blond kosmyki przed mżawką. Nie rozglądała się czy przypadkiem ktoś za nią idzie. Mało który uczeń ma chęć na piesze wycieczki podczas tej depresyjnej pogody, dla niej zaś było idealnie.
Miejsce do którego się udawała od jakiegoś czasu było jej ulubionym bez względu na panujące warunki atmosferyczne. Niestety podczas słonecznych dni rzadko kiedy mogła przebywać tam sama toteż zwykle wybierała te deszczowe pory by móc przez chwilę podumać samemu.
Uniosła wzrok tylko na chwilę upewniając się, że Altana nie gościła już kogoś o tej godzinie. Lekki, niemal niezauważalny uśmiech pojawił się na jej bladoróżowych eargach utwierdzając się w fakcie, że nikogo w pobliżu nie było.
Rosjanka usiadła na drewnianej ławeczce a torbę przewieszoną na ramię ułożyła obok siebie. Kaptur zaś ściągnęła, wszak zadaszenie altany było wystarczające. Krótko jeszcze rozglądnęła się, ponownie się upewniając i z torby wyciągnęła małe pudełko.
- Esme? - rzekła pytającym głosem w powietrze i zamilkła wysłuchując odpowiedzi w szumie padającego deszczu. Oczy szerzej jej się otworzyły słysząc cichy szelest liści gdzieś niedaleko altany. Nie musiała patrzeć w tamtym kierunku.
- Chodź, mam dla Ciebie obiad - wyszeptała otwierając pudełko w którym znajdowała się mała szara myszka, która popiskiwała cichutko. Po drewnianej poręczy wiło się długie cielsko pokryte czarną połyskującą skórą. Gad zbliżył się niebezpiecznie do dziewczyny i popatrzył na nią swymi szkarłatnymi oczyma atakując bez zastanowienia bezbronną myszkę.
- Dziękuję - odpowiedział cicho wąż po połknięciu gryzonia. - W lesie była trójka wilkołaków - wysyczała żmija wpełzając powoli na otwartą dłoń dziewczyny i kierowała się ku jej ramieniu gdzie zwykła na dłużej się zatrzymać.
- Ostatnio był tylko jeden. Mam nadzieję, że nagle nie robią sobie jakiegoś walnego zebrania w zakazanym i za miesiąc nie będzie ich już tuzin - odpowiedziała spoglądając na węża dłonią zaś delikatnie głaskała jej szorstką skórę. Delikatny wiatr powiewał kosmyki dziewczyny, które pod wpływem wilgoci przyklejały się do jej twarzy.
- Centaury szepczą między sobą, coś złego się szykuje Elektro - dodał sycząc wprost do jej ucha by też za chwilę położyć małą głowę na jej ramieniu.
Elektra FyodorovaPrefekt: Hufflepuff - Urodziny : 20/11/2005
Wiek : 19
Skąd : Vorkuta, Rosja
Krew : Czysta
Genetyka : wężousty
Strona 8 z 9 • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Magic Land :: TERENY SZKOLNE :: Błonia
Strona 8 z 9
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach