Wejście i przedpokój
4 posters
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 15
Strona 1 z 1
Wejście i przedpokój
Ostatnio zmieniony przez Ross Seth Davies dnia Sob 17 Sie 2013, 20:20, w całości zmieniany 1 raz
Re: Wejście i przedpokój
Co chwila nerwowo spoglądając na zegarek Ana szukała w szafie czegoś stosownego. Pewnie oczywiście łatwo się domyślić, że szafę miała pełną ubrań i oczywiście nie mogła się zdecydować na nic konkretnego? Szafa pełna była rozkloszowanych spódniczek, sukieneczek i rzeczy do biegania, ale nic konkretnego... nie. Mając ostatnie zgryźliwe uwagi Roshwela na uwadze uznała, że będzie musiała raz na zawsze pożegnać się ze swoimi spódniczkami... chociaż? Tyle lat Rossowi to nie przeszkadzało, więc dlaczego miała to zmieniać? No właśnie. Założyła więc krótką, różową spódniczkę i białą bluzeczkę do niej pasującą, a włosy jak zwykle związała w kucyk za pomocą jednej z tysiąca wstążek, tym razem w kolorze różowym, pasującym do spódniczki. Raz-dwa założyła białe conversy i znów spojrzała na zegarek. Kolejne spóźnienie dzisiejszego dnia. Wątpiła jednak, żeby Davies miał jej to za złe. Wybiegła szybko przed akademik zabierając po drodze dżinsową kurtkę i pokazując język Patchowi, po czym teleportowała się wprost na... Regen Street. Pięknie. Nie ta uliczka, znowu. Dość często znajdowała się nie tam gdzie powinna się znaleźć. Tym razem stała tuż przed drzwiami swojego wuja Fitzpatricka ubrana dość... niestosownie jeśli chodzi o rodzinne wizyty, bo ta spódniczka była naprawdę bardzo króciutka. Zanim jednak ktokolwiek zdażył odnotować jej obecnośc teleportowała się znów tym razem trafiając przed właściwy dom. Pchnęła furtkę i od razu skierowała swoje kroki do drzwi. Stanęła przed nimi z szerokim uśmiechem i zaczęła macać się po kieszeniach. Klucze, klucze... przecież miała gdzieś do jasnej cholery te klucze! Po krótkim samomacaniu na progu uznała jednak, że przy sobie nie ma za cholerę tych kluczy, no bo jak? w pończochach raczej ich nie schowała... Z bólem serca nacisnęła dzwonek wciąż się uśmiechając.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Wejście i przedpokój
Ross Seth Davies - młody chłopak, który miał swój własny dom, który dzielił z rodzeństwem, kiedy nie chcieli wyjeżdżać do ich rodzinnego domu na wieś. Ross w tej chwili znajdował się w kuchni i przygotowywał szybką przekąskę. Był dosyć normalnie ubrany, czyli miał na sobie obdarte jeansy i koszulę w kratę. Dzisiaj nie chciało mu się zakładać soczewek kontaktowych, więc na nosie wisiały okulary, które zjeżdżały na czubek, kiedy tylko schylił głowę. Odzwyczaił się od okularów, dlatego tak zjeżdżały mu z nosa. Dekorował kanapki rukolą, kiedy usłyszał dzwonek do dzrwi. ''O-ho, to pewnie Ana znów zapomniała kluczy'' - pomyślał sobie. Nikt inny nie mógł go nawiedzić, póki trwa jeszcze rok szkolny. Wytarł ręce i ościerkę i ruszył szybko ku drzwiom. Uchylił wizjer i zobaczył tam swoją dziewczynę. Otworzył jej drzwi.
- Jak zwykle wyglądasz wspaniale - powiedział na przywitanie.
Przyjrzał się jej ubraniu i wtem oblizał wargi. Ana jak zwykle wyglądała ponętnie i zaczęła nęcić Seth'a.
- Jak zwykle wyglądasz wspaniale - powiedział na przywitanie.
Przyjrzał się jej ubraniu i wtem oblizał wargi. Ana jak zwykle wyglądała ponętnie i zaczęła nęcić Seth'a.
Re: Wejście i przedpokój
Tak, czasami zdarzało jej się zapomnieć kluczy do mieszkania Rossa. Czasami czyli... prawie zawsze. No ale widziała je na biurku, dokładniej na sporej encyklopedii zaklęć, więc nie zginęły. Wiedziała jednak, że Ross znowu będzie się z niej śmiał. Zawsze to robił kiedy zapominała o takich drobnostkach, a pamiętała dokładnie regulamin pracownika Fili, choć nawet tam nie pracowała! Ironia, nieprawdaż? Widząc jego minę kiedy otworzył drzwi nie mogła się nie zaśmiać. Zawsze to samo.
- Staram się, staram. Miło, że doceniasz. - stwierdziła radośnie przekraczając próg mieszkania i wieszając mu się na chwilę na szyi. Zostawiła przelotny pocałunek na jego ustach i przyjrzała mu się z szerokim uśmiechem.
- Już prawie zapomniałam jak wyglądasz w okularach, Davies. - zamknęła za sobą drzwi i znów przylgnęła do jego warg, tym razem bardziej należycie. Żałowała, że studia i te wszystkie sprawy które miała nie pozwalały jej spędzać więcej czasu z Rossem. Naprawdę chciała spędzać z nim więcej czasu. Może dlatego, że tak naprawdę bardzo go kochała, choć chyba jeszcze nigdy nie powiedziała tego na głos? Prawdopodobnie.
- Naprawdę dobrze Ci w tych brylach, kochanie. - stwierdziła raz jeszcze i raz jeszcze przylgnęła do jego warg. Tak, jej prywatna ostoja spokoju. Kiedy już się od niego odkleiła wyszczerzyła się szeroko.
- Idziemy gdzieś czy zostajemy tutaj? - zapytała przechylając nieco głowę. Osobiście wolałaby zostać. Najlepiej na jego kanapie, niekoniecznie w ubraniu.
- Staram się, staram. Miło, że doceniasz. - stwierdziła radośnie przekraczając próg mieszkania i wieszając mu się na chwilę na szyi. Zostawiła przelotny pocałunek na jego ustach i przyjrzała mu się z szerokim uśmiechem.
- Już prawie zapomniałam jak wyglądasz w okularach, Davies. - zamknęła za sobą drzwi i znów przylgnęła do jego warg, tym razem bardziej należycie. Żałowała, że studia i te wszystkie sprawy które miała nie pozwalały jej spędzać więcej czasu z Rossem. Naprawdę chciała spędzać z nim więcej czasu. Może dlatego, że tak naprawdę bardzo go kochała, choć chyba jeszcze nigdy nie powiedziała tego na głos? Prawdopodobnie.
- Naprawdę dobrze Ci w tych brylach, kochanie. - stwierdziła raz jeszcze i raz jeszcze przylgnęła do jego warg. Tak, jej prywatna ostoja spokoju. Kiedy już się od niego odkleiła wyszczerzyła się szeroko.
- Idziemy gdzieś czy zostajemy tutaj? - zapytała przechylając nieco głowę. Osobiście wolałaby zostać. Najlepiej na jego kanapie, niekoniecznie w ubraniu.
Ana VedranAuror - Urodziny : 20/05/1989
Wiek : 35
Skąd : Lastovo, Chorwacja.
Krew : półkrwi.
Re: Wejście i przedpokój
Tak, Ana była zapominalską osobą, jeśli chodziło o drobnostki, ale nigdy nie zapomniała o Daviesie. To dla Ross'a było najważniejsze. Cieszył się, że w jego życiu jest ktoś taki jak Ana Vedran. Nie zdziwiła go nawet reakcja dziewczyny. Ross również przylgnął do niej i zatopił się w pocałunku, to jedneym, to drugim.
- Zawsze Cię doceniam, Kochanie - powiedzial miło i ściągnął okulary. - A jak nie mam okularów to głupio wyglądam, trzeba wtedy przyzwyczaić się do nowej twarzy - zaśmiał się.
Ross miał niewielką wadę, wzroku, ale gdyby nie niał okularów lub soczewek kontaktowych jego wzrok mógłby się znacznie pogorszyć.
- Jednak dziękuję - uśmiechnął się do niej i pocałował namiętnie.
Wziął ją na ręce i okręcił razem z nią. Bardzo ją kochał, szalenie i chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu. Studia jednak są ważne. Ale w razie czego będą mieli już swój kącik. W końcu Ross przez kilka lat zarabiał, aby kupić sobie dom.
- Zostajemy - zadecydował. - Przygotowałem kanapki, abyśmy nie byli głodni - puścił do niej oczko.
Davies zamknął drzwi na zamek i wziął dziewczynę za rękę. Poprowadził ją wgłąb domu, w szczególności zahaczyli o kuchnię.
// pisz w kuchni jak coś
- Zawsze Cię doceniam, Kochanie - powiedzial miło i ściągnął okulary. - A jak nie mam okularów to głupio wyglądam, trzeba wtedy przyzwyczaić się do nowej twarzy - zaśmiał się.
Ross miał niewielką wadę, wzroku, ale gdyby nie niał okularów lub soczewek kontaktowych jego wzrok mógłby się znacznie pogorszyć.
- Jednak dziękuję - uśmiechnął się do niej i pocałował namiętnie.
Wziął ją na ręce i okręcił razem z nią. Bardzo ją kochał, szalenie i chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu. Studia jednak są ważne. Ale w razie czego będą mieli już swój kącik. W końcu Ross przez kilka lat zarabiał, aby kupić sobie dom.
- Zostajemy - zadecydował. - Przygotowałem kanapki, abyśmy nie byli głodni - puścił do niej oczko.
Davies zamknął drzwi na zamek i wziął dziewczynę za rękę. Poprowadził ją wgłąb domu, w szczególności zahaczyli o kuchnię.
// pisz w kuchni jak coś
Re: Wejście i przedpokój
Od ostatnich wydarzeń, Juliette zmieniła się diametralnie, nie tryskała energią jak to miała w zwyczaju, nie wychodziła z domu tak często, a dużo większą wagę przywiązała do nauki, chociaż miała duże problemy ze skupieniem się na niej. Nie mogła sobie pozwolić na zawalenie kolejnego egzaminu, a i czekała ją jeszcze poprawka. No ale przede wszystkim, cały czas była zamyślona. I chociaż minęły już dwa tygodnie, to ona wciąż była przybita.
Ale dzisiaj wszystkie zmartwienia odeszły na drugi plan. I kiedy Jul zwlokła się z łóżka i zobaczyła datę w kalendarzu, na jej buźce pojawił się szeroki uśmiech, no i można powiedzieć że powróciła nawet część dawnej panienki Griffiths. 07 lutego - Urodziny Rossa - widniał krótki wpis w kalendarzu wiszącym na ścianie w pokoju Jul, a dookoła notatki dorysowane było kilka malutkich serduszek. Tak więc od samego rana, Juliette latała jak oparzona, chcąc wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Zbliżała się godzina 16, kiedy Jul zaczęła się szykować do wyjścia. Miała na sobie prostą, błękitną sukienkę, tę samą, którą miała na sobie tego pamiętnego dnia kiedy wpadli na siebie w klubie, na to gruby, biały sweter a na nogach również białe i wełniane zakolanówki. Włosy standardowo rozpuszczone, z tą różnicą, że jednym zaklęciem dziewczyna sprawiła iż zakręciły się jak sprężynki. Do tego jeszcze ładny makijaż i dziewczyna była gotowa do wyjścia. Wsunęła więc nogi w niewysokie kozaczki, na obcasach, zarzuciła na siebie swój czarny płaszczyk, owinęła się delikatnie białym szaliczkiem i zbierając swoje pakunki wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Chwila moment, a dziewczyna zniknęła spod drzwi mieszkania a znalazła się w ciemnej, pustej i wąskiej uliczce nieopodal Royal Street. Kilka minut i już stała z szerokim uśmiechem pod drzwiami z numerem 15, czekając aż ktoś usłyszy pukanie do drzwi i łaskawie jej otworzy. Nie miała wcale ochoty zbyt długo czekać, gdyż pogoda nie była zbyt sprzyjająca. W jednej ręce, trzymała nie za dużą torebkę na prezent, w której schował się zestaw męskich perfum, o ulubionym zapachu Juliette oraz niewielkie pudełeczko, w którym tkwił elegancki zegarek na rękę, na czarnym skórzanym pasku. Natomiast w drugiej, trzymała sporej wielkości pudełeczko, w którym znajdował się tort. Ale nie był to wcale zwykły tort. Była to mega słodka bomba kaloryczna, a mianowicie jagodowo-truskawkowy torcik bezowy, roboty samej Juliette.
Ale dzisiaj wszystkie zmartwienia odeszły na drugi plan. I kiedy Jul zwlokła się z łóżka i zobaczyła datę w kalendarzu, na jej buźce pojawił się szeroki uśmiech, no i można powiedzieć że powróciła nawet część dawnej panienki Griffiths. 07 lutego - Urodziny Rossa - widniał krótki wpis w kalendarzu wiszącym na ścianie w pokoju Jul, a dookoła notatki dorysowane było kilka malutkich serduszek. Tak więc od samego rana, Juliette latała jak oparzona, chcąc wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Zbliżała się godzina 16, kiedy Jul zaczęła się szykować do wyjścia. Miała na sobie prostą, błękitną sukienkę, tę samą, którą miała na sobie tego pamiętnego dnia kiedy wpadli na siebie w klubie, na to gruby, biały sweter a na nogach również białe i wełniane zakolanówki. Włosy standardowo rozpuszczone, z tą różnicą, że jednym zaklęciem dziewczyna sprawiła iż zakręciły się jak sprężynki. Do tego jeszcze ładny makijaż i dziewczyna była gotowa do wyjścia. Wsunęła więc nogi w niewysokie kozaczki, na obcasach, zarzuciła na siebie swój czarny płaszczyk, owinęła się delikatnie białym szaliczkiem i zbierając swoje pakunki wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz.
Chwila moment, a dziewczyna zniknęła spod drzwi mieszkania a znalazła się w ciemnej, pustej i wąskiej uliczce nieopodal Royal Street. Kilka minut i już stała z szerokim uśmiechem pod drzwiami z numerem 15, czekając aż ktoś usłyszy pukanie do drzwi i łaskawie jej otworzy. Nie miała wcale ochoty zbyt długo czekać, gdyż pogoda nie była zbyt sprzyjająca. W jednej ręce, trzymała nie za dużą torebkę na prezent, w której schował się zestaw męskich perfum, o ulubionym zapachu Juliette oraz niewielkie pudełeczko, w którym tkwił elegancki zegarek na rękę, na czarnym skórzanym pasku. Natomiast w drugiej, trzymała sporej wielkości pudełeczko, w którym znajdował się tort. Ale nie był to wcale zwykły tort. Była to mega słodka bomba kaloryczna, a mianowicie jagodowo-truskawkowy torcik bezowy, roboty samej Juliette.
Re: Wejście i przedpokój
Dzisiejszego dnia, w swoje urodziny, Ross siedział w pokoju Lilian i zajmował się swoją młodszą siostrą. Ostatnio spędzał z nią mało czasu, więc musiał to nadrobić. Układali puzzle, kiedy Davies usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał w kierunku wyjścia do pokoju, a następnie na najmłodszą siostrę.
- Idę otworzyć, Ty baw się tutaj ładnie - powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu i po chwili podniósł się z podłogi.
Po wyjściu z pokoju Lilian, poprawił szarą koszulkę, lekko podziurawione spodnie jeansowe i okulary, które oczywiście miał na nosie. W domu było ciepło, więc nie miał co się grubo ubierać. Może jego siostra miała na sobie sukienkę, legginsy i sweterek, ale dzieci to dzieci. Seth ruszył w stronę drzwi. Szczerze to nikogo się nie spodziewał. Każdy ma swoje problemy, sprawy, jest zajęty sobą. Osoba stojąca za drzwiami nie musiała długo czekać. Davies sięgnął do klamki, otworzył drzwi i zobaczył za nimi przepiękną Juliette.
- Juliette - ucieszył się na jej widok. - Wejdź, zaraz się ogrzejesz - powiedział.
Kiedy dziewczyna weszła do środka, zabrał od niej torby i postawił delikatnie przy ścianie. Nie pozwolił nawet jej się rozebrać, tylko wziął ją w ramiona i ucałował. Widać, że naprawdę ucieszył się z wizyty swojej narzeczonej. Wypuścił ją z objęć i stał uśmiechnięty, czekając, aż dziewczyna się rozbierze. Na zewnątrz cieszył się, ale w duchu nie był aż tak zadowolony. Przez cały czas martwił się o dziewczynę. Spodziewał się, że w ciągu tych dwóch tygodni Jul zrobiła test i zna już wynik. Ross wciąż nie może uwierzyć, że doprowadził do czegoś takiego.
- Idę otworzyć, Ty baw się tutaj ładnie - powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu i po chwili podniósł się z podłogi.
Po wyjściu z pokoju Lilian, poprawił szarą koszulkę, lekko podziurawione spodnie jeansowe i okulary, które oczywiście miał na nosie. W domu było ciepło, więc nie miał co się grubo ubierać. Może jego siostra miała na sobie sukienkę, legginsy i sweterek, ale dzieci to dzieci. Seth ruszył w stronę drzwi. Szczerze to nikogo się nie spodziewał. Każdy ma swoje problemy, sprawy, jest zajęty sobą. Osoba stojąca za drzwiami nie musiała długo czekać. Davies sięgnął do klamki, otworzył drzwi i zobaczył za nimi przepiękną Juliette.
- Juliette - ucieszył się na jej widok. - Wejdź, zaraz się ogrzejesz - powiedział.
Kiedy dziewczyna weszła do środka, zabrał od niej torby i postawił delikatnie przy ścianie. Nie pozwolił nawet jej się rozebrać, tylko wziął ją w ramiona i ucałował. Widać, że naprawdę ucieszył się z wizyty swojej narzeczonej. Wypuścił ją z objęć i stał uśmiechnięty, czekając, aż dziewczyna się rozbierze. Na zewnątrz cieszył się, ale w duchu nie był aż tak zadowolony. Przez cały czas martwił się o dziewczynę. Spodziewał się, że w ciągu tych dwóch tygodni Jul zrobiła test i zna już wynik. Ross wciąż nie może uwierzyć, że doprowadził do czegoś takiego.
Re: Wejście i przedpokój
- Niespodzianka! - zawołała wesoło, kiedy drzwi się wreszcie otworzyły, a stanął w nich nie kto inny jak właściciel domu, a tym samym dzisiejszy solenizant. Nie trzeba było powtarzać jej dwa razy, szybko wsunęła się do środka, zamykając za sobą drzwi. Nie protestowała, kiedy zabrał od niej prezenty, bo mogła wtedy swobodnie przytulić się do chłopaka. Kiedy wypuścił ją z objęć, rozebrała się i chwyciła torebkę z prezentem, żeby podejść z nią do swojego narzeczonego i sprzedać mu całusa w policzek.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - zamruczała mu do uszka, po czym wręczyła prezent, z szerokim uśmiechem.
No cóż z dziewczyną było podobnie. Cała ta radość, to było tylko przelotne. Chociaż jak dla niej to mogliby dzisiaj darować sobie ten dość ciężki temat, no bo dzisiaj miał być szczęśliwy dzień, nie ma miejsce na smutek i zmartwienia. Ale gdzieś tam głęboko, wiedziała że wreszcie będą musieli porozmawiać. Wszak chłopak w dalszym ciągu nie ma pewności czy zostanie tatusiem, więc prędzej czy później trzeba będzie go o tym poinformować. Oczywiście Jul miała nadzieje przeciągnąć tę przyjemniejsze i radosne chwile jak najdłużej.
Chwyciła pudełeczko z tortem, złapała Rossa za rękę i pociągnęła go w stronę kuchni. Nie potrzebowała zaproszenia, bo czuła się tu jak u siebie, więc kiedy już poczłapali do kuchni, też krzątała się po niej, jak po swojej. Na początek wyciągnęła z pudełka tort, żeby wbić w niego sporej wielkości świeczkę i rozpalić ją jednym ruchem różdżki.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - zamruczała mu do uszka, po czym wręczyła prezent, z szerokim uśmiechem.
No cóż z dziewczyną było podobnie. Cała ta radość, to było tylko przelotne. Chociaż jak dla niej to mogliby dzisiaj darować sobie ten dość ciężki temat, no bo dzisiaj miał być szczęśliwy dzień, nie ma miejsce na smutek i zmartwienia. Ale gdzieś tam głęboko, wiedziała że wreszcie będą musieli porozmawiać. Wszak chłopak w dalszym ciągu nie ma pewności czy zostanie tatusiem, więc prędzej czy później trzeba będzie go o tym poinformować. Oczywiście Jul miała nadzieje przeciągnąć tę przyjemniejsze i radosne chwile jak najdłużej.
Chwyciła pudełeczko z tortem, złapała Rossa za rękę i pociągnęła go w stronę kuchni. Nie potrzebowała zaproszenia, bo czuła się tu jak u siebie, więc kiedy już poczłapali do kuchni, też krzątała się po niej, jak po swojej. Na początek wyciągnęła z pudełka tort, żeby wbić w niego sporej wielkości świeczkę i rozpalić ją jednym ruchem różdżki.
Re: Wejście i przedpokój
Niedaleko domu przy Royal Street numer 15, deportował się czarodziej w długim, czarnym płaszczu i nienagannie czystych butach. Wiedział, że nie przystoi od razu pojawiać się pod domostwem właścicieli, ponieważ wypadało, żeby gospodarze mogli się przygotować na wizytę gości. Dlatego kawałek drogi się przeszedł, by dotrzeć do bramy i wejściowych drzwi. Och! O ile prostsza byłaby ta droga, gdyby nie to buczenie w głowie! Gdyby nie to, że wiatr mu wiał idealnie pod nogi. Dlaczego ktoś na Merlina akurat tutaj postawił tą doniczkę?
- Na cycki Roweny! - zaklął wzburzony, dobywając swojej różdżki. Nie oglądając się na boki, rzucił dyskretnie Reparo, aby gliniana donica zebrała się do kupy. Zanim zapukał do drzwi Państwa Davies, wyjął jeszcze miętówkę z kieszeni i wsadził sobie do buzi. Tak na wszelki wypadek - co by siostrzeńca nie przestraszyć.
- Julie! Brat przyszedł! - zakomunikował, dobijając się w końcu do drzwi. Nie była to pora jeszcze na spanie, ale chyba nawet nie wziął pod uwagi tego, że może obudzić małego Juniora. Był ciepły wieczór, a mężczyzna zakryty był właściwie pod samą szyję, bo nim telepało. Tak to jest, jeśli nie przyjmuje się regularnych i pełnowartościowych posiłków przez dłuższy okres czasu. A organizm systematycznie, co wieczór... się wypłukiwał.
- Na cycki Roweny! - zaklął wzburzony, dobywając swojej różdżki. Nie oglądając się na boki, rzucił dyskretnie Reparo, aby gliniana donica zebrała się do kupy. Zanim zapukał do drzwi Państwa Davies, wyjął jeszcze miętówkę z kieszeni i wsadził sobie do buzi. Tak na wszelki wypadek - co by siostrzeńca nie przestraszyć.
- Julie! Brat przyszedł! - zakomunikował, dobijając się w końcu do drzwi. Nie była to pora jeszcze na spanie, ale chyba nawet nie wziął pod uwagi tego, że może obudzić małego Juniora. Był ciepły wieczór, a mężczyzna zakryty był właściwie pod samą szyję, bo nim telepało. Tak to jest, jeśli nie przyjmuje się regularnych i pełnowartościowych posiłków przez dłuższy okres czasu. A organizm systematycznie, co wieczór... się wypłukiwał.
Re: Wejście i przedpokój
Ross wrócił niedawno z praktyk do domu. Juliette w tym czasie musiała zajmować się małym Benkiem i pilnować przy okazji Lilian, chociaż ta umiała zająć się sama sobą. Ciągle mieszkała u swojego najstarszego brata, żeby odciążyć rodziców. Student tego wieczora był nieco zmęczony. nie spodziewał się też żadnych gości. Siedział sobie w salonie przed kominkiem czytając książkę. Juliette akurat kąpała maluszka, a mała Lilian pomagała jej w tym. Ross wstał właśnie z kanapy i miał iść do kuchni, aby zrobić sobie herbaty, kiedy usłyszał tłukącą się donicę, a następnie odgłosy wołania studentki. nie wiedział, co to ma wszystko znaczyć. Zrezygnował ze zrobienia herbaty i podszedł do drzwi. Otworzył je i powiedział:
- Co do cho... Gabriel? - zapytał widząc szwagra przed drzwiami. - Wejdź. Julie kąpie właśnie Benjamina - dodał wpuszczając gościa do domu.
Zauważył, że Gabriel nie był w zbyt dobrym stanie. Miał nadzieję, że w jego domu nie będzie żadnych burd.
- Co do cho... Gabriel? - zapytał widząc szwagra przed drzwiami. - Wejdź. Julie kąpie właśnie Benjamina - dodał wpuszczając gościa do domu.
Zauważył, że Gabriel nie był w zbyt dobrym stanie. Miał nadzieję, że w jego domu nie będzie żadnych burd.
Re: Wejście i przedpokój
To było ich pierwsze spotkanie poza Ministerstwem Magii, w którym i tak Gabriel rzadko przebywał przez pracę w ternie. Jeśli już, to i tak najczęściej siedział w gabinecie Maximiliana z innymi pełnoprawnymi aurorami i omawiali sprawy do załatwienia. Ci - ponieważ byli dość nieobyci z ludźmi - nie zajmowali się studentami. Jeszcze tego by brakowało, żeby zrazić do siebie całą nadzieję na lepsze jutro. Dyrektor Filii specjalnie ich izolowała od przyszłych pracowników...
- Dobry wieczór, Ross - powiedział nad wyraz sztywno, kiedy ujrzał w drzwiach narzeczonego swojej siostry. To ją wołał, a nie jego. Zmarszczył nosek, mijając go w wejściu. Tak bardzo mugolskie wnętrze. Zdjął płaszcz i buty, pokazując, że jest w garniturowych spodniach i białej koszuli, która u góry miała parę guzików luźno odpiętych. Nawet w tym stanie, chociaż był najprawdopodobniej po całym dniu pracy i potem godzinach spędzonych w Złotym Feniksie, nie wyglądał źle.
Rozejrzał się, ani trochę nie skrępowany tą niezapowiedzianą wizytą. Hej, w końcu nie aportował im się prosto do salonu!
- Ładnie tu, dużo miejsca. A co z mieszkaniem, które Julie wcześniej wynajmowała? - spytał od razu i kiwnął pytająco na korytarz prowadzący przez otwarte drzwi. Przypuszczał, że tam znajdował się salon, do którego powinni przejść by swobodnie porozmawiać. Kiedy mu kiwnął twierdząco, tam właśnie przeszli.
- Dobry wieczór, Ross - powiedział nad wyraz sztywno, kiedy ujrzał w drzwiach narzeczonego swojej siostry. To ją wołał, a nie jego. Zmarszczył nosek, mijając go w wejściu. Tak bardzo mugolskie wnętrze. Zdjął płaszcz i buty, pokazując, że jest w garniturowych spodniach i białej koszuli, która u góry miała parę guzików luźno odpiętych. Nawet w tym stanie, chociaż był najprawdopodobniej po całym dniu pracy i potem godzinach spędzonych w Złotym Feniksie, nie wyglądał źle.
Rozejrzał się, ani trochę nie skrępowany tą niezapowiedzianą wizytą. Hej, w końcu nie aportował im się prosto do salonu!
- Ładnie tu, dużo miejsca. A co z mieszkaniem, które Julie wcześniej wynajmowała? - spytał od razu i kiwnął pytająco na korytarz prowadzący przez otwarte drzwi. Przypuszczał, że tam znajdował się salon, do którego powinni przejść by swobodnie porozmawiać. Kiedy mu kiwnął twierdząco, tam właśnie przeszli.
Similar topics
» Wejście i przedpokój
» Wejście i przedpokój połączone z salonem
» Przedpokój i salon
» Drzwi wejściowe i przedpokój
» Wejście
» Wejście i przedpokój połączone z salonem
» Przedpokój i salon
» Drzwi wejściowe i przedpokój
» Wejście
Magic Land :: WIELKA BRYTANIA :: LONDYN :: Dzielnica mieszkalna :: Royal Street :: Royal Street 15
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach